Mafioso Italiano - Bianca Patricia - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Mafioso Italiano ebook i audiobook

Bianca Patricia

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

461 osób interesuje się tą książką

Opis

Vittoria jest pół Polką, pół Włoszką. Kiedy była małą dziewczynką, jej ojciec ją opuścił. Jednak zanim to się stało, wymusił na niej prośbę, aby pod żadnym pozorem nigdy nie wracała do Włoch. Mimo młodego wieku to życzenie wyryło się w jej pamięci.

 

Vittoria przez lata pamięta o złożonej obietnicy, jednak podróż do Włoch to jej marzenie. Dziewczyna pragnie poznać rodzinne strony ojca, a przede wszystkim dowiedzieć się, dlaczego tak nagle zniknął z jej życia.

 

Okazja nadarza się, kiedy matka wysyła ją do ciotki mieszkającej w Cosenza we Włoszech. 

 

Vittoria nie ma pojęcia, jak bardzo zmieni się jej życie i ile tajemnic ujrzy światło dzienne. Czy kiedy obejrzy się wstecz, nie pożałuje podjętej decyzji i czy zrozumie, że ciekawość to czasami pierwszy stopień do piekła?

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                         Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 567

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 23 min

Lektor: Katarzyna Nowak; Antoni Trzepałko

Oceny
4,4 (167 ocen)
114
25
11
12
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
julrxad

Z braku laku…

Byłam bardzo nakręcona na tą książkę, lecz szybko się zawiodłam
20
goha76

Nie oderwiesz się od lektury

Całkiem fajna. Mam nadzieję , że poznamy losy Eldy. Polecam
10
kasiula6563

Nie polecam

Nie polecam
10
KasiaBisztyga55

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca, dużo się dzieje, dobrze się czyta. Polecam
00
DangeL

Dobrze spędzony czas

początek fajny, później gorzej
00

Popularność




Copyright © 2024

Bianca Patricia

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Karina Przybylik

Dominika Kalisz

Aleksandra Kornacka

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-496-9

Notka od autorki

Drogi czytelniku,

Mafioso Italiano to historia skierowana do dorosłych odbiorców. Zawiera toksyczne i szkodliwe zachowania, których NIE NALEŻY powielać. Książka jest formą rozrywki, a nie wzorcem do naśladowania. Jeśli jesteś wrażliwym czytelnikiem, nie sięgaj po ten tytuł. Występują tutaj motywy m.in. obsesji, niezdrowego kontrolowania drugiej osoby czy manipulacji. Jest to romans mafijny, więc pojawiają się tu również przemoc fizyczna i psychiczna.

Prolog

Vittoria

Silne ramiona ojca otaczały mnie, gdy uważnie słuchałam bajki, którą ten mi czytał. Czułam się tak dobrze w jego objęciach. Zawsze gdy działo się coś złego, biegłam do niego, a on mnie ratował. Był moją bezpieczną przystanią, moim schronieniem, w którym nikt nie mógł mnie skrzywdzić. Zawsze dbał o moje dobro i czułam się, jakbym była jego najcenniejszym skarbem.

– Czas spać, księżniczko – wyszeptał po włosku, po czym czule musnął wargami moje czoło i założył mi za ucho kosmyk, który osunął się na twarz.

Uśmiechnęłam się sennie, a potem ziewnęłam.

– Ale ja chcę wiedzieć, co jest dalej – jęknęłam, błagając go wzrokiem i wydymając wargi.

Tata pokręcił rozbawiony głową i podniósł się do pozycji siedzącej, opierając jedną ręką o kołdrę.

– Mama jutro przeczyta ci resztę – oznajmił, zamykając jedną z bajek, które były po włosku. Mimo iż mieszkał w Polsce już prawie dziesięć lat, poza podstawowymi zwrotami nie posługiwał się polskim. Ze względu na bardzo częste podróże do Włoch nie miał potrzeby nauki języka.

– A czemu nie ty? – zaciekawiłam się, a senność odeszła w zapomnienie.

Tata westchnął ciężko, łapiąc za moją dłoń, która w porównaniu z jego była naprawdę malutka.

– Lecę do pracy – wyjaśnił, co sprawiło, że na mojej twarzy odmalował się smutek. Nienawidziłam tych wyjazdów. Choć bywały krótkie, i tak strasznie za nim tęskniłam.

– A kiedy wrócisz? – Podniosłam się do pozycji siedzącej, przez co kołdra już nie przykrywała mnie po szyję.

Brunet przeczesał nerwowo włosy palcami i zacisnął usta, co oznaczało, że wyjazd będzie dłuższy.

– Nie wiem – przyznał półszeptem, spoglądając na mnie z widoczną tęsknotą. – Chciałbym, abyś mi coś obiecała.

– Wszystko – zadeklarowałam.

Gładził kciukiem mój nadgarstek, a na jego ustach zabłąkał się lekki uśmiech, ale szybko spoważniał.

– Dopóki nie wrócę, będziesz słuchać mamy i musisz zapomnieć o Włoszech.

– Ale ja kocham Włochy! – pisnęłam poirytowana, uderzając otwartymi dłońmi w pościel.

Ojciec wypuścił głośno powietrze.

– Wiem i obiecuję, że cię tam zabiorę, jednak dopóki nie wrócę, musisz tutaj zostać – powiedział surowo, patrząc tak, jakby chciał mnie zmusić do posłuszeństwa. – Obiecaj mi to. Dbam o twoje bezpieczeństwo – szepnął pełnym bólu głosem.

– Obiecuję – wydusiłam z siebie niechętnie, spuszczając wzrok na dłonie.

Mężczyzna chwilę mi się przyglądał, po czym wstał i wyszedł bez słowa. Zgramoliłam się z łóżka, by za nim podążyć. Z salonu dobiegały głosy rodziców. Wychyliłam się zza winkla, aby podsłuchać, o czym rozmawiają. Zawsze tak robiłam, gdy tata wyjeżdżał. Dorośli nigdy nie mówili dzieciom wszystkiego, a ja byłam ciekawska.

– Czy to konieczne? – zapytała mama łamiącym się głosem, który zacisnął się na moim sercu niczym pięść.

Tata przyciągnął ją do piersi i głaskał po włosach, kiedy bezgłośnie łkała, zapewne dlatego, żebym jej nie usłyszała, ale ja ją widziałam. Widziałam ich bardzo wyraźnie i zaczynało do mnie docierać, że ten wyjazd będzie inny.

– Vitti nie jest bezpieczna – szepnął. – Naprawię to.

– Obiecaj, że do nas wrócisz. Że wrócisz do mnie. – Spojrzała na niego zapłakana, zaciskając palce na męskiej koszuli.

Nie spuszczając wzroku z żony, chwycił jej dłoń i złożył pocałunek na obrączce, która zdobiła kobiecy palec.

– Do was zawsze – powiedział, po czym zarzucił sportową torbę na ramię.

Oparłam się o ścianę, kiedy rozległ się trzask drzwi. Wyjechał…

…i nigdy nie wrócił, a ja dotrzymałam obietnicy. Do czasu, gdy mała iskierka stała się zarzewiem wielkiego ognia.

Rozdział 1

I’ve trusted lies and trusted men. Broke down and put myself back together again. Stared in the mirror and punched it to shatters.

– Halsey

Vittoria

Trzy uderzenia. Trzy donośne dźwięki niosące się po klatce schodowej. Trzy zderzenia mojej pięści z drewnem. A chuj wciąż nie otworzył.

– Bruno, do kurwy nędzy. Otwieraj! – krzyknęłam, ponawiając walenie w drzwi, po którym rozległ się stłumiony odgłos kroków.

Chwilę później moim oczom ukazał się postawny mężczyzna w samych bokserkach. Musiałam delikatnie unieść głowę, aby zrównać z nim spojrzenie. Dostrzegłam, jak zaciska palce na futrynie, ciskając we mnie piorunami, co jednak nie wydawało się groźne ze względu na sińce malujące się wokół jego oczu. Piwne tęczówki pociemniały ze złości, a on zacisnął szczęki i zazgrzytał zębami.

Bruno był wysoki i dobrze zbudowany, a do tego miał tureckie korzenie, które bardzo pomagały mu zdobywać punkty u kobiet. Liczne tatuaże oraz mroczna aura, która się wokół niego roztaczała, przyciągały panienki jak magnes.

– Nie planowałem dziś morderstwa, ale dla ciebie zrobię wyjątek – mruknął zaspanym, zachrypniętym głosem.

– Jakiś ty szczodry, o panie! – zawołałam, składając ręce jak do modlitwy. – A teraz wypierdalaj mi z drogi. – Położyłam dłoń na jego piersi, po czym gwałtownie go odepchnęłam, aby móc swobodnie wejść.

– Rozgość się – rzucił ironicznie, przewracając oczami. Następnie usłyszałam trzask drzwi. – Ej! – krzyknął, gdy chwytałam za klamkę, by znaleźć się w jego pokoju.

– Miałeś odbierać pieprzony telefon – syknęłam, wchodząc do środka.

Przyjaciel zwinnie wcisnął się przede mnie, aby zasłonić mi widok.

– Pracowałem – przypomniał, na co przewróciłam oczami.

– Przestań nazywać dilowanie pracą – odparłam zirytowana, przechodząc pod jego ręką, którą oparł o framugę.

– Vitto… – Zamilkł, gdy ja zamarłam, widząc zakrwawioną bluzę rzuconą w kąt. Omiotłam pomieszczenie wzrokiem, dostrzegając plecak Brunona, do którego podbiegłam, zanim zdążył go zabrać. – Zostaw to. – Próbował wyrwać mi przedmiot, ale zanim to się stało, otworzyłam go i zauważyłam woreczki z białym proszkiem.

– Obiecałeś, że nie będziesz sprowadzać tego do domu! – wściekłam się. – Co gdyby psy tu wbiły i to znalazły? Zwinęliby cię!

Przeczesał nerwowo palcami czarne włosy, opadając na niepościelone łóżko.

– Pomińmy, że obiecałeś to mnie. – Wycelowałam w niego palcem. – Obiecałeś to mamie – przypomniałam, na co jego twarz wykrzywiła się w poczuciu winy.

Nie byliśmy rodzeństwem, ale razem się wychowaliśmy i Bruno częściej mieszkał u mnie niż w swoim domu. Za każdym razem, kiedy przychodził do nas po nocy spędzonej z własnymi rodzicami, jego ciało pokrywały liczne siniaki. Był niedożywiony, bo jego rodzice kupowali jedynie alkohol. Zamieszkał z nami, gdy miałam dziesięć lat. Był tylko czternastolatkiem, nad którym się znęcano, a kiedy zniknął z ich życia, nigdy go nie szukali. Najprawdopodobniej ucieszyli się, że pozbyli się problemu.

Mimo iż moja mama obdarzyła go miłością i wszystkim, czego potrzebuje dziecko, w wieku szesnastu lat wpadł w złe towarzystwo i zaczęła się jego przygoda z narkotykami, która trwała do dziś.

Byłam już zmęczona tym, że znika praktycznie na całe noce i nie ma z nim kontaktu, a ja jak idiotka ciągle czekam choćby na głupiego SMS-a. Starałam się go przekonać, aby to rzucił, ale bezskutecznie.

– Kurwa, wiem. – Westchnął, przecierając twarz dłonią. – Mam z tego dobre pieniądze. Mogę bez problemu się utrzymać i godnie żyć.

– Za ryzykowanie życia albo skończenie w pierdlu? Czy ty się z krową na mózg zamieniłeś?

– Mam w tym wprawę. Nie jestem głupi – obruszył się, wbijając we mnie ostre spojrzenie. Skrzyżowałam ręce na piersi, wyrzucając brwi ku górze. – Nie wpadnę.

– Skąd możesz mieć pewność? A jeśli ktoś cię sprzeda albo podstawi, abyś ty wpadł za kogoś innego? Myślałeś o tym? Tak chcesz skończyć? – drążyłam, przykucając przy nim. Przyglądał mi się spod zmarszczonych brwi. – Masz dopiero dwadzieścia dwa lata. Możesz znaleźć jakąś normalną pracę.

– I pracować za śmieszne pieniądze? Podziękuję – prychnął, gwałtownie się podnosząc, po czym mnie wyminął. – A zresztą, co ty tutaj robisz? Mówiłem, żebyś nie przychodziła. Wiesz, że odwiedzają mnie podejrzani ludzie.

– W dupie to mam, gdy nie raczysz odebrać telefonu albo choćby napisać głupiego SMS-a, bym wiedziała, że żyjesz.

Deptałam mu po piętach do samego salonu, w którym chwycił paczkę papierosów. Następnie ruszył na balkon, gdzie odpalił szluga i oparł się o barierkę.

– Teraz masz namacalny dowód, że żyję – mruknął od niechcenia, nawet na mnie nie spoglądając.

Zacisnęłam dłonie w pięści, podchodząc bliżej. Złapałam go za ramię i odwróciłam twarzą do siebie.

– Nie bądź bezczelny. Martwię się, kurwa, o ciebie. – Błądziłam wzrokiem po jego zobojętniałym wyrazie twarzy. Zawsze przyjmował taką postawę, gdy chciał się od kogoś odgrodzić. – Nie rób tego. Nie mnie, Bruno – warknęłam, uderzając go w bark.

– Nie usłyszysz ode mnie tego, czego oczekujesz, Vitti – oznajmił półszeptem z rezygnacją w oczach. – Nie rzucę tego. Pogódź się z tym.

– Z czym dokładnie? Z tym, że jest to tak niebezpieczne, że możesz zginąć? Z tym, że skończysz kiedyś w pierdlu i będę musiała patrzeć na brata przez kraty? Z czym dokładnie?

Chłopak westchnął, wypuszczając chmurę szarego dymu.

– Nie graj mi na emocjach, bo to nie wyjdzie. Kocham cię, ale to nie zmieni tego, kim się stałem. – Wzruszył ramionami. – Jestem dorosłym człowiekiem, który ponosi odpowiedzialność za własne decyzje. Kiedyś to zrozumiesz.

– Nie, Bruno. Każdy ponosi za coś odpowiedzialność, ale nie rozumiem, jak ktoś może tak postępować, skoro wie, jak wielkie konsekwencje go czekają.

Mężczyzna spojrzał na mnie z domieszką bólu w oczach, zaciskając usta, jakby chciał się powstrzymać od powiedzenia czegoś, czego miałby później żałować. Może lepiej, bo byłam wykończona jego głupimi wymówkami. On nie chciał odejść i powinnam się z tym pogodzić, ale niby jak, skoro byłabym gotowa oddać za niego życie? Nie potrafiłam po prostu obserwować, jak się stacza.

Dzwonek mojego telefonu przerwał napiętą ciszę między nami. Niechętnie przeniosłam wzrok z przyjaciela na ekran komórki.

Westchnęłam.

– Kto to? – Bruno zmarszczył brwi, przysuwając papierosa do ust.

– Ojczym – wymamrotałam, przykładając urządzenie do ucha, na co się skrzywił.

Oboje nie przepadaliśmy za moim ojczymem. W tym człowieku nie było nic takiego, żeby moja mama mogła zwrócić na niego uwagę. Był po prostu nudny i cholernie irytujący. Możliwe, że nie przepadałam za nim ze względu na tatę. Pomimo upływu tylu lat wciąż naiwnie wierzyłam, że wróci.

– Tak? – spytałam od niechcenia.

– Gdzie ty jesteś?

– U Brunona. – Zerknęłam na przyjaciela, który uważnie mi się przyglądał.

– Wracaj do domu – rozkazał, na co ściągnęłam brwi w konsternacji.

– Coś się stało? – odparłam zmartwiona, a to nie umknęło uwadze bruneta. Kątem oka dostrzegłam, jak napina ramiona.

– Nie zadawaj głupich pytań, Vittoria. Musimy porozmawiać. – Rozłączył się, nawet nie dając mi szansy na odpowiedź.

– Muszę wracać do domu – zwróciłam się do przyjaciela. – Pojedziesz ze mną? – poprosiłam, a on bez zastanowienia skinął głową, gasząc niedopałek o barierkę.

Nie miałam najlepszego kontaktu z partnerem mamy, choć to z nim najczęściej przebywałam. Mama, ze względu na pracę, rzadko bywała w domu. Siedziba jej firmy znajdowała się w Stanach, a ona spędzała tam większość czasu. Zaczęła tam pracować niedługo po tym, jak tata zniknął. Nigdy nie chciała mi powiedzieć, czemu znalazła ją sobie tak daleko. Wiedziałam jednak, że kryje się za tym coś więcej.

Moje próby odkrycia prawdy za każdym razem kończyły się niepowodzeniem. Mama pozbyła się wszystkich rzeczy związanych z tatą, czego też nigdy mi nie wyjaśniła. Zawsze słyszałam tylko, że chodzi o moje bezpieczeństwo, ale nikt nie chciał powiedzieć, co mi grozi. Z upływem lat po prostu odpuściłam, bo to było jak szukanie igły w stogu siana. Internet również nie pomógł.

Na motocyklu Brunona dojechaliśmy do mojego bloku. Ojczym stał już w drzwiach mieszkania, gdy weszliśmy na odpowiednie piętro. Widziałam, jak w niezadowoleniu zacisnął usta na widok mojego przyjaciela.

Zaprowadził nas do salonu, w którym na stole walały się różne rzeczy, ale głównie zwróciłam uwagę na swój paszport. Sięgnęłam po niego, a wtedy dostrzegłam, że nie widnieje w nim nazwisko mojego ojca – jak poprzednio, kiedy miałam go w dłoni – tylko ojczyma, jak w każdym innym moim dokumencie.

– Twoja mama prosiła, abym je zmienił – wyjaśnił, widząc moje zaskoczenie.

– Czemu? – spytałam, wędrując wzrokiem po przedmiotach na stoliku kawowym. Dwa pliki gotówki, inne moje dokumenty.

– Gabriela chce, żebyś przeprowadziła się do wujostwa – oznajmił, co sprawiło, że gwałtownie się do niego odwróciłam. Miałam tylko jedno wujostwo, które mieszkało we Włoszech. Może było jakieś inne, o którym nie wiedziałam? W końcu od zniknięcia taty miałam kategoryczny zakaz wyjazdu do Włoch. Każda moja próba kończyła się porażką.

– Co?

– Przeprowadzasz się do Włoch. – Przewrócił oczami, jakby był zmuszony odpowiadać na jakieś banalne pytanie.

– Ale jak to? Przecież…

– Pytaj matki. Ja tylko spełniam jej prośbę. Jutro z rana masz samolot – odparł, wymijając mnie, aby następnie opaść na kanapę.

Zerknęłam przez ramię na przyjaciela, który był chyba bardziej zdezorientowany ode mnie. Oczy miał szeroko otwarte, a usta delikatnie rozchylone.

– Czegoś nie rozumiem. – Machając palcem wskazującym, zrobił parę kroków w stronę mężczyzny. – Tyle lat było mówione…

– Sytuacja się zmieniła, Bruno – przerwał ojczym, obdarzając go ostrym spojrzeniem. – A przynajmniej tak twierdzi twoja matka. – Wskazał na mnie palcem lekceważąco.

– Czemu nikt mi nie mówi, o co chodzi? Chyba jestem wystarczająco duża, aby zrozumieć – uniosłam się, zaciskając dłonie w pięści i boleśnie wbijając paznokcie w skórę.

– Vittoria, twój ojciec coś zjebał i uciekł jak tchórz, a ja nie zamierzam się w to mieszać. Spełniam tylko prośbę Gabrieli – zirytował się, mrużąc wściekle oczy.

– Nie waż się o nim tak mówić – wycedziłam, ruszając na niego, ale męskie palce zacisnęły się na moim ramieniu, co powstrzymało mnie od zrobienia jakiejś głupoty. Zerknęłam na Brunona, a on ledwo widocznie pokręcił głową.

Czułam, że ojczym się nam przygląda, jakby chciał wybadać sytuację. Miałam tendencję do porywczych reakcji, jednak Bruno był tym, który powstrzymywał mnie od narobienia sobie kłopotów. Tak było również teraz.

– Pomogę ci się spakować.

– Ale…

– Chodź. – Złapał mnie za przegub ręki i pociągnął do tyłu. Nie opierałam się.

Opadłam na swoje łóżko, gdy on zamknął za nami drzwi. Oparł się o nie, krzyżując ramiona na torsie, i zatrzymał na mnie spojrzenie. Westchnęłam ciężko, wlepiając wzrok w sufit.

Cisza w pomieszczeniu pozwoliła krzyczeć myślom w mojej głowie. Nie potrafiłam zrozumieć wielu rzeczy. Czemu tata z dnia na dzień zniknął i nie wrócił. Czemu nie mogłam go znaleźć, a mama unikała rozmów na jego temat. Co takiego się wydarzyło, że przez tyle lat nie mogłam wyjechać do Włoch, a nagle sami mnie tam wysyłali bez słowa wyjaśnienia.

– Co teraz? – spytał Bruno, nieprzerwanie się we mnie wpatrując.

– Dzwonię do mamy – oznajmiłam, gwałtownie podrywając się z łóżka, i wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni.

Przyjaciel wykrzywił twarz w powątpiewaniu.

Po chwili na ekranie pojawiła się mama. Jej wiśniowe usta wygięły się w subtelnym uśmiechu, a piwne oczy zabłysły na mój widok. Brązowe, kręcone włosy związała w wysoki kucyk. Na jej nosie spoczywały okulary w ciemnej oprawce, co znaczyło, że pracuje.

– Hej, cukiereczku – przywitała się, gdy brunet przysiadł obok mnie. – Ach, to było do przewidzenia, że jesteście razem. – Zaśmiała się.

– Mamo… – zaczęłam z ostrzeżeniem słyszalnym w głosie.

Kobieta się wyprostowała, jakby przygotowywała się na moją przemowę.

– Wiesz.

– Wiem – zgodziłam się, kiwając głową. – Czy możesz mi wyjaśnić, co się dzieje?

– Nie.

– Nie? – Nie byłam za bardzo zdziwiona, choć na taką zabrzmiałam. – Co znaczy „nie”?

– To, że niewiedza jest bezpieczna.

– Chuja, a nie bezpieczna – prychnęłam, po czym zacisnęłam usta w niezadowoleniu.

– Vitti, gdybym mogła… – urwała i wypuściła ze świstem powietrze. – Dałam słowo twojemu ojcu.

Zauważyłam, jak ostrożnie przebiega palcami po wisiorku, który od niego dostała. Kotwica ozdobiona szmaragdami – symbol wierności. Uważałam noszenie go za brak szacunku dla taty. W końcu związała się z innym mężczyzną.

– Ja też dałam i zmuszasz mnie, żebym je złamała – odparłam opryskliwie, zaciskając palce na urządzeniu. Przyjaciel w kojący sposób masował moje ramię.

Na kobiecej twarzy odmalowało się współczucie. Spuściła głowę, jakby nie mogła wytrzymać mojego spojrzenia.

– Mam prawo wiedzieć.

– Niewiedza cię chroni.

– Przed czym, Gabrielo? – Zawsze zwracałam się do niej pełnym imieniem, gdy byłam na nią zła. – Co takiego mi grozi? Co takiego zrobił?

– To nie wina twojego ojca. – Uniosła gwałtownie głowę. Zacisnęła usta, jakby była bliska powiedzenia czegoś, czego nie powinna. – Proszę, nie utrudniaj mi tego i poleć do wujostwa.

To była najdłuższa minuta, w której walczyłyśmy na spojrzenia. Chciałam się sprzeciwić i poinformować, że nie złamię słowa danego tacie. Jednak z drugiej strony, patrząc w oczy mamy i widząc, że ta decyzja sprawia jej ból, zakopałam głęboko w sobie chęć do walki i po prostu skinęłam głową.

– Obiecaj, że niedługo poznam prawdę – poprosiłam szeptem.

W jej oczach zabłysnęły łzy, a dolna warga zadrżała, jakby kobieta przymierzała się do kłamstwa, ale koniec końców pozostała ze mną szczera.

– To jedna z tych rzeczy, których nie mogę ci obiecać.

Kiedy się rozłączyła, wypełniła mnie pustka. W otępieniu patrzyłam na wygaszający się ekran, a przyjaciel otulił mnie ramionami, przyciskając do swojego torsu.

***

Po tym, gdy w końcu udało nam się mnie spakować, Bruno zaciągnął mnie do klubu sztuk walki, gdzie za namową mojej mamy zapisaliśmy się na zajęcia. Zdarzało się nam, tak jak dzisiaj, przychodzić powalczyć ze sobą.

– Widzimy się na ringu – rzucił, nim zniknęłam za drzwiami szatni. Pospiesznie przebrałam się w stanik sportowy oraz szorty. Włosy związałam w kucyk.

Wieczorami było najwięcej osób, więc staraliśmy się unikać tej pory, ale dziś zdecydowanie potrzebowałam znaleźć się wśród ludzi. Potrzebowałam oderwać myśli od niespodziewanego wyjazdu i Bruno o tym wiedział.

Znalazłam przyjaciela, który już się rozgrzewał. Dołączyłam do niego i zaczęłam od rozciągania. W tle słyszałam, jak rytmicznie wymierza ciosy w worek.

– Gotowa na przegraną? – rzucił szyderczo, posyłając mi przelotne spojrzenie, gdy sięgał po butelkę z wodą.

Uniosłam pewnie kąciki ust, kiedy zakładałam bandaż bokserski.

– Raczej ja powinnam zadać ci to pytanie – zakpiłam, dźwigając się na nogi. – Chyba nie myślałeś, że wyjadę bez spuszczenia ci wpierdolu?

Zaśmiał się, przechodząc między linami na ring. Gdy stanęłam naprzeciwko przyjaciela i przygotowywałam się do starcia, poczułam przypływ adrenaliny. Na boks trafiliśmy przypadkiem. Mamie zależało, abym poznała techniki samoobrony i właśnie taki przyświecał nam cel, gdy pojawiliśmy się tutaj cztery lata temu. Ale kiedy obejrzeliśmy walkę rozgrywającą się na tym samymringu, na którym teraz staliśmy, poczuliśmy, że to jest to.

Bruno wymierzył pierwszy cios, którego zwinnie uniknęłam. Na jego wargach błąkał się cień uśmiechu. Zablokował moje uderzenie, a ja poczułam ból brzucha i zostałam gwałtownie odepchnięta do tyłu. Przełknęłam krzyk, napierając na przyjaciela. Kątem oka dostrzegłam, jak zbiera się wokół nas mała widownia.

Walczyliśmy zacięcie, nie chcąc przegrać. Oboje dyszeliśmy głośno od wysiłku, ale żadne z nas nie odpuszczało. Jakaś grupka facetów zaczęła wiwatować i nas motywować.

Poczułam nagły przypływ osłabienia, a Bruno to wykorzystał, zapewne myśląc, że się zmęczyłam, ale to nie było to. Padłam na ring z głośnym syknięciem. Przyjaciel usiadł na mnie i spojrzał w moje oczy.

– Dobrze się czujesz? – Zmarszczył brwi, przyglądając mi się badawczo. Ledwo widocznie pokręciłam głową. – Oprzyj się o słup i nie waż mi się zamykać oczu – powiedział stanowczo, a potem zeskoczył z ringu.

Oparłam ociężałą głowę o słupek. Czułam obok siebie obecność jednego z klubowiczów, który zapewne przy mnie czuwał, abym nie odleciała. Po chwili dotarł do mnie dźwięk kroków przyjaciela.

– Pij. – Bruno przysunął do moich ust butelkę soku, którą chwyciłam drżącymi palcami.

Miałam na tyle siły, by ją utrzymać, ale mimo wszystko jej nie puszczał. Dostrzegłam, że przyniósł też mój telefon.

– Dałaś za dużo insuliny na obiad – oświadczył, przenosząc wzrok z ekranu pompy na mnie. – Spadło ci do pięćdziesięciu. – Znów pokiwałam głową, nie mając siły wydusić z siebie choćby słowa.

Bruno usiadł obok mnie, nie mówiąc nic więcej. Nie dopytywał jak inni co chwilę, czy niczego nie potrzebuję bądź czy dobrze się już czuję, bo wiedział, że musi minąć trochę czasu i że powiedziałabym mu, gdybym czegoś potrzebowała.

– Będziesz płakać? – wyszeptał, przysuwając usta do mojego ucha.

Pokręciłam głową z bladym uśmiechem. Miałam tendencję do płaczu przy hipoglikemii, jednak w tym momencie się na to nie zanosiło.

A przynajmniej tak mi się wydawało.

– Oczy ci się zaszkliły, kłamczucho. – Zaśmiał się chrapliwie, po czym chwycił za moje nadgarstki, aby mnie podnieść, ale ja się zaparłam. – Chcesz płakać tutaj? – Pokręciłam głową, lecz nie miałam siły ustać na nogach. – Co ja z tobą mam? – W jego głosie pobrzmiewało rozbawienie.

Zacisnął palce na moim boku, żebym nie upadła, i zaprowadził mnie do łazienki, bym miała odrobinę prywatności na moje chorobowe sprawy. Przytrzymałam się umywalki, upijając jeszcze trochę soku.

– Możesz płakać.

– N-nie chcę – wydukałam łamiącym się głosem. Za to nienawidziłam tej choroby. Za to, że w najmniej oczekiwanym momencie stawałam się bezsilna oraz słaba i nie mogłam nad tym zapanować.

– Zaraz wszystko wróci do normy – zapewnił kojąco Bruno, przyciskając mnie do swojej piersi, a ja pękłam.

Cicho szlochałam, wściekając się na bezsilność pulsującą w całym moim ciele. Nie mogłam nic zrobić, tylko skupiać się na tym okropnym uczuciu i powoli czekać, aż pozostanie ono niemiłym wspomnieniem.

Rozdział 2

Cause he seems like he’s good for you and he makes you feel like you should and all your friends say he’s the one.

– Swedish House Mafia and The Weeknd

Vittoria

Bruno zatrzymał samochód na parkingu lotniska, jednak żadne z nas się nie ruszyło. Brunet przesunął palcem wskazującym po ustach, nad czymś rozmyślając.

– Wzięłaś leki? – spytał, zerkając na mnie.

Pokiwałam głową, obserwując, jak przez główne drzwi przetacza się tłum ludzi. Na myśl o locie czułam podekscytowanie, ale też przerażenie. Nie bez powodu mama zmuszała mnie do złamania słowa danego ojcu. Chodziło o coś poważnego, a to wywoływało we mnie niepokój.

– Na początek wystarczy. Resztę prześle mi ojczym pocztą – zapewniłam.

Widziałam, że Bruno się zamartwia. Nigdy nie rozstawaliśmy się na… Właściwie nie wiedziałam na ile. Zakłuło mnie serce na tę myśl.

Gdy wysiedliśmy z auta, przyjaciel wypakował moją walizkę oraz plecak. Torbę zawiesiłam sobie na ramieniu i powoli do mnie docierało, że to faktycznie się dzieje. Że wrócę do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Tam poznali się moi rodzice i tam się urodziłam.

– Myślisz, że tata był złym człowiekiem? – szepnęłam na tyle cicho, że możliwe, że mnie nie usłyszał.

On jednak zamarł i spojrzał na mnie, unosząc kąciki ust w smutnym uśmiechu.

– Nie wiem, Vitti – powiedział na jednym wydechu. – Kochał cię, a to chyba najważniejsze. – Objął mnie ramieniem, zmuszając moje nogi do ruchu.

Niedługo później stanął ze mną do odprawy i nie odstępował mnie na krok, jakby chciał się upewnić, że wsiądę do samolotu.

– Czuję się źle z tym, że tak wszystko rzucam – wyznałam. – Nie zwolniłam się z pracy ani nie odebrałam papierów ze szkoły – kontynuowałam, przekręcając głowę w jego stronę.

– Rozmawiałem z twoim ojczymem. Podobno już wszystko załatwił.

Uniosłam brwi zaskoczona. To znaczyło, że wiedział o całej sytuacji dużo wcześniej, tylko to mnie poinformowali w ostatniej chwili. Złość rozpaliła moje ciało, bo zmusili mnie do zmiany życia z dnia na dzień bez słowa wyjaśnienia.

– A co z moim samochodem?

– Przywiozę ci go, a wrócę samolotem – zapewnił. Gdy zaraz miała nastąpić moja kolej odprawy, przyjaciel rozłożył szeroko ramiona, uśmiechając się zachęcająco. – Przytulas na pożegnanie?

Wpadłam w objęcia Brunona, zacisnęłam ręce wokół jego talii i przymknęłam powieki. Roześmiał się ochryple, opierając podbródek o moją głowę.

– Kocham cię – szepnęłam, a on pomasował moje plecy, składając krótki pocałunek na włosach.

– A ja ciebie nie – zażartował, za co oberwał w ramię. – Będzie mi bez ciebie nudno, tego bądź pewna. Kogo będę wkurzać? – Wydął teatralnie wargę ze smutkiem, na co przewróciłam oczami.

– Nie wpakuj się w kłopoty – poprosiłam, zadzierając głowę, aby skrzyżować nasze spojrzenia.

– Umiem o siebie zadbać. – Położył dłonie na moich przedramionach, błyskając zębami w uśmiechu. – Pamiętaj, jeden telefon i wsiadam w samolot. – Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, po czym on delikatnie mnie pchnął. – Leć, bo samolot ci ucieknie – rzucił, machając mi, na co się roześmiałam.

Dopiero na pokładzie dotarło do mnie, że jestem gotowa na powrót i wszystko, co z tym związane. A nawet świadomość napotkania nieznanego wcale mnie nie przerażała. Przeciwnie – napełniała nieznanym mi do tej pory przypływem szczęścia.

***

Po kilku godzinach lotu wylądowałam w słonecznym Rzymie. Przeciskałam się przez tłum, aby wydostać się na zewnątrz. Czułam się odrobinę zagubiona, ale na szczęście dzięki znajomości włoskiego zdołałam wyjść na parking. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu wuja.

– Witaj, piękna. – Tyle mi wystarczyło, by się odwrócić i go dostrzec. Puściłam bagaże i rzuciłam się w objęcia mężczyzny. Przycisnął mocno moje ciało do swojego. – Mam nadzieję, że długo na mnie nie czekałaś – wyszeptał mi po włosku do ucha.

Pokręciłam głową, szczerząc się jak głupia.

Przyjrzałam się wujowi. Od ostatniego razu nieco się postarzał. Jak na czterdzieści siedem lat miał naprawdę mało siwych włosów. Brązowe oczy uśmiechały się do mnie z miłością. Wokół nich zebrały się jednak delikatne zmarszczki.

Sergio wziął bagaże, po czym położył dłoń u dołu moich pleców i poprowadził mnie w stronę czarnego fiata bravo.

– Jak minęła ci podróż? – zainicjował rozmowę, gdy ja napisałam mamie i Brunonowi, że doleciałam, załączając jeszcze zdjęcie krajobrazu za oknem samochodu.

– Całą przespałam – przyznałam, wciskając telefon z powrotem do torebki.

– Masz może ochotę na kawę? Cztery godziny jazdy mnie wymęczyły i potrzebuję dawki kofeiny. – Zaśmiał się, wyjeżdżając na główną drogę.

– Pewnie. Dawno nie piłam włoskiej kawy. – Na samą myśl pociekła mi ślinka.

Sergio szybko kupił nam po kawie. Pociągnęłam łyk marocchino, a następnie oblizałam ze smakiem usta, ponieważ spienione mleko i kakao osadziły się na górnej wardze.

– Rozmawiałem już z dyrektorem szkoły i od przyszłego tygodnia możesz zacząć tam naukę – mruknął znad kubka, trzymając jedną rękę na kierownicy. – Mam nadzieję, że szybko przywykniesz do nowej sytuacji. – Zerknął na mnie, a ja mimo wszystko dostrzegłam w jego oczach coś na kształt niepokoju.

– Ja też. – Wyjrzałam przez okno i przez moment podziwiałam ulice Rzymu. – Może ty mi powiesz, czemu tutaj jestem? – spytałam niepewnie, bo czułam już na języku smak rozczarowania.

Szatyn westchnął ciężko, nie odrywając wzroku od drogi.

– Gabriela zadzwoniła do nas i poprosiła, byśmy się tobą zajęli – wyznał ostrożnie, jakby się bał, że chlapnie coś, czego nie powinien. – Zgodziliśmy się, jak na rodzinę przystało. Nie wdawała się w szczegóły, piękna.

– To wszystko jest takie dziwne. – Zsunęłam się na fotelu, splatając palce na kubku. – Przyjaźniłeś się z tatą od szkoły średniej i jakoś nie chce mi się wierzyć, że ani tobie, ani mamie nic nie powiedział. – Wbiłam spojrzenie w jego prawy profil. Dostrzegłam, jak poruszył szczęką w zdenerwowaniu. – Szukałam go na różne sposoby, ale wszystko wskazuje na to, że nie istniał. – Oblizałam usta, opierając skroń o szybę.

– On nie chce być znaleziony, piękna.

– Skąd wiesz? – szepnęłam.

– Bo też go szukałem – przyznał ledwo słyszalnie.

Westchnęłam, nie kontynuując tej rozmowy. Zdawałam sobie sprawę, że niczego się od niego nie dowiem. Wszyscy milczeli, chociaż byłam przekonana, że coś wiedzą.

– Co tam u Feliciano? – Zmieniłam temat, przekręcając głowę w stronę wuja.

Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie o moim kuzynie.

– Rozrabia, jak to siedemnastolatek. – Parsknął.

Mój drogi kuzyn był typem podrywacza. Zawsze gdy nas odwiedzał, bajerował moje koleżanki, choć nikt nie brał go na poważnie, bo miał wtedy piętnaście lat. Jednak uroku nie można było mu odmówić. Dbał o sylwetkę, a dobra mieszanka genów sprawiła, że prezentował się powalająco. Sergio zaszczepił w nim miłość do siłowni, natomiast mama do dbania o wygląd.

Nasze mamy były siostrami i obie miały bzika na punkcie tego, jak się prezentują. Znajomi wielokrotnie twierdzili, że urodę zawdzięczam włoskim korzeniom, ale prawda była taka, że lubiłam o siebie dbać i włożyłam w to wiele pracy.

Po ponad czterech godzinach jazdy zatrzymaliśmy się przy tradycyjnym włoskim domku wykonanym z jasnego kamienia. W ogródku rosła idealnie przystrzyżona trawa, z kolei przy płocie znajdowały się przeróżne kwiaty. Taras został wyłożony kremowymi, kamiennymi płytkami. Zapamiętałam to wszystko odrobinę inaczej, ale minęła ponad dekada, odkąd byłam tutaj po raz ostatni.

Na drżących nogach ruszyłam ku wejściu, wciąż się zastanawiając, czy to nie jest tylko piękny sen, z którego za chwilę się obudzę. A ja nie chciałam się z niego budzić. Mogłam zostać w tym sennym świecie na zawsze.

Zadarłam głowę, zamykając oczy i rozkoszując się promieniami słońca, które ogrzewały moją skórę.

Sergio wyminął mnie, niosąc moje rzeczy. Przepuścił mnie w drzwiach, po czym odstawił bagaże i krzyknął:

– Wróciliśmy!

Po domu rozniósł się odgłos szybkich kroków i już po chwili w przedpokoju pojawiła się moja ciotka. Brązowe włosy związała w wysoki kucyk, a ubrana była w sportowy stanik oraz białe szorty dresowe.

Moment później zamknęła mnie w uścisku.

– Witaj w domu! – pisnęła podekscytowana po polsku. Wuj skrzywił się, ruszając w głąb domu. – Chciałam cię odebrać, ale praca mi to uniemożliwiła – powiedziała skruszona, na co potarłam jej ramię, by ją pocieszyć. – Feliciano, zwlecz tyłek na dół!

Nie musiałam długo czekać, aż ujrzę kuzyna, i – nie będę kłamać – wywarł na mnie wrażenie.

O kurwa, pomyślałam, gdy go dostrzegłam.

Jeśli dwa lata temu uważałam, że jest dobrze zbudowany, teraz musiałam to cofnąć. A do tego urósł z dziesięć centymetrów! Brązowe kosmyki opadały mu na czoło, a w zielonych oczach malowało się znudzenie.

– Nie musisz się drzeć – burknął po włosku, krzywiąc się. – Hej, kuzyneczko. – Zarzucił mi rękę na ramię, przytulając mnie. – Idę do kuchni. Chcesz coś?

Pokręciłam głową.

– Niech mu się skończy ten okres dojrzewania, bo go normalnie zastrzelę – mruknęła ciotka, odprowadzając syna wzrokiem.

Z trudem powstrzymałam parsknięcie.

– Może nie mówię po polsku, ale doskonale wszystko rozumiem – odparł arogancko Feliciano, zerkając na matkę przez ramię.

Nigdy nie miał zapału do nauki ojczystego języka mamy, więc zatrzymał się na podstawach, których i tak nie używał.

– Pokaż Vittorii pokój i pomóż jej z walizką – zarządziła szatynka, spoglądając na chłopaka wymownie. – Ja zrobię kolację.

Kuzyn machnął dłonią, dając znać, abym za nim poszła. Kiedy schylił się po moją walizkę, mogłam lepiej mu się przyjrzeć. Miał sześciopak i widać, że to na nim skupiał się podczas ćwiczeń. Miał ogromne powodzenie wśród dziewczyn już jako piętnastolatek i wolałam nie wiedzieć, co teraz z nimi wyprawia.

Weszliśmy na piętro, na którym mieściły się tylko łazienka i dwa pokoje. Feliciano pchnął drzwi do mojego królestwa. Był to pokój gościny, więc został skromnie umeblowany. Na środku stało dwuosobowe łóżko, czyli takie, jakie lubiłam. Po prawej znajdowały się szafa i biurko.

Gdy pochłaniałam wzrokiem pomieszczenie, chłopak oparł się ramieniem o framugę, krzyżując ręce na nagim torsie.

– Jeśli potrzebujesz coś kupić, możemy jutro razem pojechać – zaproponował, przyglądając mi się badawczo. – Masz jakieś pieniądze?

– Tak. Pracowałam, a do tego mama mi przelała, jak to nazwała „na nowy początek”. – Zrobiłam cudzysłów w powietrzu, wywracając oczami.

Na usta Feliciano wkradł się rozbawiony uśmiech, a on pokiwał głową, odpychając się od framugi. Odwrócił się, by odejść, ale jeszcze na moment został.

– Wiem, że mówisz płynnie po włosku, ale gdybyś miała jakieś trudności z matmą bądź włoskim, to wiesz, gdzie mnie szukać – rzucił na odchodne, wskazując palcem za siebie, na drzwi od swojego pokoju, za którymi chwilę później zniknął.

Pomimo tego, że do tej pory mieszkaliśmy w różnych częściach Europy, mieliśmy doskonały kontakt. Nie rozmawialiśmy codziennie, ale mieliśmy tendencję do wysyłania sobie nawzajem tiktoków – i to dużej liczby tiktoków – które sprawiały, że często się razem śmialiśmy lub rozmawialiśmy na różne tematy. Zdarzało się, że spędzałam dwie godziny na oglądaniu ich wszystkich.

Cieszyłam się, że będę mieć tutaj kogoś niemal tak bliskiego jak Bruno. Komu będę mogła się wygadać lub z kim będę mogła spędzić czas, nie będąc wystawioną na samotność w nowym miejscu. Oczywiście dogryzaliśmy sobie nawzajem z Feliciano, jak to kuzynostwo miało w zwyczaju. On i jego rodzice to była jedyna rodzina, jaką miałam. Dziadkowie ze strony mamy zginęli w wypadku samochodowym, zanim się urodziłam. Rodziców taty albo nie poznałam, albo byłam na tyle mała, że tego nie pamiętam.

Od kiedy tata nas opuścił, mama nic nie mówiła na jego temat, a ja w końcu przestałam o niego pytać, świadoma, że zostanę zbyta. Przez jakiś czas każdego dnia czekałam, aż wróci. Pewnego ranka się obudziłam i dotarło do mnie, że nas zostawił. Przestałam się łudzić, że się pojawi i wytłumaczy. Minęło zbyt wiele lat, a ja nie byłam już bezbronną dziewczynką – stałam się kobietą.

Zawsze będę go kochać, ale w pewnym momencie swojego życia poczułam do niego nienawiść. Odchodząc, pozbawił mnie bezpiecznego miejsca i byłam zmuszona nauczyć się radzić sobie bez niego.

***

Po przebudzeniu zajęło mi chwilę przypomnienie sobie, gdzie jestem. Nawet się uszczypnęłam, aby potwierdzić, że to nie sen.

W kuchni zastałam wuja. Siedział przy stole z kubkiem kawy w jednej ręce i gazetą w drugiej. To był ciekawy widok, bo dawno nie widziałam nikogo czytającego papierową gazetę. Teraz wszystko można przeczytać w internecie.

– Jak pierwsza noc? – Uniósł na mnie wzrok z delikatnym uśmiechem.

– Nie mam trudności z zasypianiem w nowych miejscach. – Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam do szafki po kubek, który następnie ustawiłam pod dyszą ekspresu. Oparłam się pośladkami o blat, zakładając ręce na piersi.

– Gabriela wspominała, że tańczysz. – Wuj spojrzał mi w oczy, jakby szukał w nich potwierdzenia. – Pomyślałem, że może nie chcesz przerywać treningów. Niedaleko centrum jest szkoła tańca.

– Od pewnego czasu tańczę już zawodowo – przyznałam z nieśmiałym uśmiechem.

Wyczekiwałam osiemnastki, aby w końcu móc na tym zarabiać. Poza Brunonem i mamą nikogo nie wtajemniczałam w to, co tańczę. Zawsze trenowałam erotyczne tańce i szukałam w tym kierunku pracy. W burlesce zakochałam się jako nastolatka. Moja miłość do niej zrodziła się dzięki filmowi o takim tytule. Obejrzałam go w tajemnicy przed mamą, bo zdecydowanie byłam na niego wtedy za młoda. Właśnie od niego zaczęła się moja przygoda z tańcem.

– To wspaniale. – Sergio posłał mi promienny uśmiech, gdy wzięłam się za robienie śniadania. – Mam nadzieję, że tutaj też coś dla siebie znajdziesz.

Byłam wdzięczna, że nie wdaje się w szczegóły. Nie wstydziłam się przyznawać do swojej pracy, ale przeprowadzanie takich rozmów zawsze było niekomfortowe.

– Skoro już jesteśmy przy tym temacie, pomyślałam, że dzisiaj przejdę się po mieście i może przy okazji rozejrzę za pracą. – Zerknęłam na niego przez ramię, upewniając się, że nie ma nic przeciwko, abym poszła sama.

Mężczyzna zamknął gazetę i odstawił kubek na stół. Jego rysy twarzy stężały, a plecy się wyprostowały. Uważnie obserwowałam, jak podnosi się z miejsca, po czym do mnie zbliża.

– Twoja mama prosiła, bym zapoznał cię ze środkami bezpieczeństwa – zaczął łagodnie, ale jego mina wciąż była poważna.

– Środkami bezpieczeństwa? – Zmarszczyłam czoło.

– Jest jedna najważniejsza zasada. – Nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Nie wiesz, kim jest twój ojciec. Nie znasz imienia ani nazwiska. Najbezpieczniej by było, gdybyś wymazała go z pamięci.

Jak dobrze, że nie piłam w tym momencie kawy, bo z pewnością bym się nią zakrztusiła. Miałam zapomnieć całkowicie o tacie?

– Gdyby ktoś pytał, nie pamiętasz o Santo – doprecyzował, a ja z ociąganiem pokiwałam głową. Miałam malutką nadzieję, że może natrafię na jego trop, jeśli popytam mieszkańców, a wujek właśnie zdeptał mój plan.

– Coś jeszcze?

– Jesteś pierwszy raz we Włoszech. Pewnego ranka wstałaś i stwierdziłaś, że przeprowadzasz się do innego kraju lub cokolwiek, ale nigdy wcześniej cię tutaj nie było. Używasz nazwiska ojczyma, tak jak do tej pory.

Miałam ochotę prychnąć na to ostatnie. Nigdy nie rozumiałam, czemu nie mogę przyjąć nazwiska panieńskiego matki, tylko obcego mężczyzny. Oni nawet nie byli małżeństwem! Gabriela po odejściu taty szybko wróciła do rodowego nazwiska, a ja? Na początku byłam wściekła, ale z czasem przywykłam. Do tego mama ciągle powtarzała, że tu chodzi o moje bezpieczeństwo.

– No dobrze. – Westchnęłam niezadowolona. Zapewne nigdy bym na to nie przystała, gdybym nie widziała, jak ta sytuacja wpływa na mamę. Była kłębkiem nerwów.

– Jeśli potrzebujesz auta, weź to, które należy do Feliciano. Dopóki nie zda prawka, stoi i się kurzy – zażartował, co wywołało mój uśmiech. – Kluczyki znajdziesz w szafce wiszącej przy drzwiach, a ja lecę do pracy. – Złożył całusa na moim policzku, zanim zniknął w przedpokoju.

W spokoju zjadłam śniadanie, po czym ogarnęłam się i ruszyłam na miasto. Z głośników w samochodzie wydobywała się piosenka Hurry Up and Save Me z filmu Kopciuszek: roztańczona historia.Śpiewając i podrygując głową do rytmu, dojechałam do centrum. Moją uwagę zwróciła kawiarnia, która wyglądała na starą. Była tak urokliwa, że musiałam do niej zajrzeć.

We wnętrzu dominowały odcienie brązu i beżu. Jedną ze ścian poświęcono starym fotografiom miasta oraz mieszkańców. Podeszłam do niej, po czym przebiegłam wzrokiem po zdjęciach. Część z nich była czarno-biała, a tylko niewielka liczba kolorowa. Pod każdym znajdował się rok. Mogłam dostrzec, jak Cosenza zmieniała się w ciągu dziesięcioleci.

– Widzę, że ścianka zrobiła na tobie wrażenie. – Wzdrygnęłam się na dźwięk kobiecego głosu. Obok mnie znikąd pojawiła się szatynka, która mogła być w moim wieku. Szare tęczówki ukrywały się za szkłami w czarnych oprawkach. – Nasza kawa tym bardziej powali cię na kolana – zapewniła i wtedy zauważyłam logo kawiarni na jej koszulce.

– Z pewnością spróbuję. – Odwzajemniłam jej przyjazny uśmiech, a ona gestem dłoni zaprosiła mnie do lady. – Skuszę się na latte. – Wyciągnęłam z portfela kartę.

– Zaraz ci przyniosę. Czuj się jak u siebie. Widzę wolny stolik przy ściance i myślę, że chciałabyś tam usiąść.

Odwróciłam się, aby zlokalizować to miejsce, po czym od razu tam ruszyłam. W oczekiwaniu na kawę sięgnęłam po telefon, by poszukać jakichś ofert pracy, które mogłyby mnie zainteresować.

Nie dość, że lokal sam w sobie był uroczy, to jeszcze panował tutaj spokój. Klienci prowadzili naprawdę ciche rozmowy, dzięki czemu nie przeszkadzali innym. Już po tym wiedziałam, że będę tutaj często zaglądać, nawet jeśli mój portfel ucierpi.

Moment później rozbrzmiał dźwięk dzwonka sygnalizujący, że ktoś wszedł do kawiarni, i nawet bym się tą osobą nie zainteresowała, gdyby nie podekscytowany głos kobiety, która chwilę temu mnie obsługiwała.

– Pan Squillacte! Już myślałam, że pan zapomniał o swojej porannej kawie!