Goddess of Law - Bianca Patricia - ebook + audiobook + książka

Goddess of Law ebook i audiobook

Bianca Patricia

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Scarlett nie widziała Dominica od roku, a rany w jej sercu już prawie się zagoiły. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć. Kobieta zaczyna układać sobie życie, planuje wybudować dom oraz rozwijać prawniczą karierę.

Jednak los sprawia, że ona i Dominic znowu się spotykają. Scarlett pragnie zrobić wszystko, żeby ich relacja nie wykroczyła poza układ klient-prawnik, co okazuje się trudniejsze, niż myślała. Mężczyzna znowu zaczyna zaprzątać jej myśli, a zdradzieckie serce nie chce słuchać rozumu.

Tymczasem przyjaciółka kobiety ma kłopoty i być może Dominic okaże się mężczyzną, który stanie przy Scarlett murem i pomoże jej w rozwiązaniu nowych problemów. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 545

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 53 min

Oceny
4,2 (62 oceny)
29
20
9
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agnieszka970

Z braku laku…

Nie czekam na kolejny tom.
20
kasiula6563

Nie polecam

Dlaczego wydawcy ,wydają takie szmiry?
00
emdy0

Nie polecam

Takiego gówna dawno nie czytałam
00
Bozenka2022

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka nie mogłam oderwać się. Gratuluję autorce .Polecam. Bożenka 2022.
00
MagdalenaR1986

Nie oderwiesz się od lektury

Druga część równie dobra. Pierwsza połowa trochę się ciągnęła ale w drugiej fabuła ruszyła i byłam mile zaskoczona. Czekam na finałowy tom.. Polecam
01

Popularność




Copyright © 2023

Bianca Patricia

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Anna Łakuta

Korekta:

Katarzyna Chybińska

Dominika Kalisz

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-959-3

DEDYKACJA

Dla tych, którzy zostali skrzywdzeni i chcieli uporać się z tym sami. Każdy potrzebuje w kimś oparcia, ja będę Waszym.

OSTRZEŻENIE

Drogi Czytelniku,

ta książka nie bez powodu ma ograniczenie wiekowe 18+. GOL porusza tematy m.in. uzależnienia, przemocy seksualnej i psychicznej oraz traumy. Nie szczędziłam opisów, więc zanim sięgniesz po tę historię, zastanów się, czy te tematy nie wpłyną na Ciebie negatywnie.

PROLOG

Jednego dnia budzisz się jak pani własnego losu, królowa swojego życia…

Jednak na koniec tego samego dnia możesz martwa kłaść się do łóżka. Nie fizycznie, a mentalnie.

Tak właśnie się czułam, gdy opuściłam mieszkanie Dominica. On milczał, a ja chciałam, aby mnie kochał. Najwidoczniej nie było nam pisane szczęśliwe zakończenie.

Moja poduszka była tak samo mokra od łez jak tego dnia, gdy obudziłam się w szpitalu, a lekarz oświadczył, że moi rodzice nie żyją.

Na nowo umarłam. Mówi się, że śmierć jest nieunikniona i umiera się tylko raz. Śmierć to pojęcie względne. Człowiek umiera mentalnie wiele razy podczas swojego życia, aby na końcu umarło ciało.

Czyja to była winna? Kto zawinił temu, że nam się nie ułożyło? Nie wiem…

Po części jego, bo zabawił się moimi uczuciami, ale przede wszystkim moja… Dałam się ponieść uczuciu. Pozwoliłam mu mnie pochłonąć.

Nigdy więcej się to nie powtórzy…

Jednego jestem pewna – śmierć zmienia ludzi…

Na lepsze dla ofiary, na gorsze dla otoczenia.

Rozdział 1

Nowy Jork

I’m getting numb to the feeling, yeah I need you to show me love.

– Chase Atlantic

Scarlett

Pewnym krokiem wyszłam z sali sądowej z moim klientem, a na twarzy malował mi się szeroki uśmiech. Udało mi się wygrać kolejną rozprawę z rzędu. To też mnie nie zaskoczyło. Ciężko pracowałam na to wszystko. Nikt nie miał prawa mi tego odebrać. Satysfakcja po opuszczeniu sali sądowej za każdym razem napędzała mnie i dawała większą motywację do pracy. To wszystko sprawiało, że byłam szczęśliwa, a o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Po to ciężko pracujemy, aby być zadowolonymi z życia. Mimo upadków i porażek zawsze nadchodzi lepsze jutro. Moje nadeszło.

Odeszłam kilka kroków od drzwi i odwróciłam się do mojego klienta. Moją uwagę zwróciło to, jak zmienił się wyraz twarzy tego człowieka. Jego tęczówki błyszczały, a usta ułożyły się w pełen wdzięczności uśmiech. Miałam też wrażenie, że przez tę radość i ulgę po wygranej sprawie z jego twarzy zniknęła przynajmniej połowa zmarszczek, które niewątpliwie pojawiły się szybciej przez stres ostatnich miesięcy.

– Jestem pani dozgonnie wdzięczny – powiedział ze wzruszeniem, przez co moje policzki się zarumieniły.

– To moja praca, panie Scott – odparłam pokrzepiająco, patrząc mu prosto oczy.

Po chwili z sali sądowej wychodzili kolejni świadkowie, a na końcu wyszedł sędzia i skinął do mnie głową na pożegnanie. Odwzajemniłam ten gest, uśmiechając się przy tym łagodnie, po czym ponownie spojrzałam na mojego klienta.

– Jeśli mam być szczery, to kiedy usłyszałem, że tak młody adwokat jak pani potrafi wygrać każdą rozprawę, nie mogłem uwierzyć. Musiałem sam się przekonać, co wyszło mi na dobre – oznajmił ucieszony.

Lubiłam pomagać ludziom, szczególnie że mogłam jeszcze na tym zarabiać. Połączenie przyjemności z pracą to marzenie niejednej osoby.

– Dopiero od półtora roku jest pani w tym zawodzie, a jest pani sławna w całym stanie! – kontynuował, a ja znów się zarumieniłam. Mężczyzna złapał mnie za dłoń i ją ścisnął. – Oby tak dalej. – Posłał mi uśmiech, a następnie bez słowa odszedł w kierunku wyjścia.

Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się spokojnie po korytarzu, który świecił już pustkami.

Gdy wyszłam przed budynek sądu, chłodny, grudniowy wiatr owiał moją twarz. Spojrzałam najpierw w lewo, a następnie w prawo. Ludzie spacerowali po ulicach miasta lub siedzieli w kawiarniach, pijąc gorącą czekoladę, a grupka dzieci piszczała zadowolona przed ogromnym sklepem z zabawkami. Uśmiechnęłam się na ten widok. Mimo iż było już kilka dni po świętach Bożego Narodzenia, to ozdoby nadal zdobiły witryny sklepów.

Wyjęłam kluczyki z torebki i wsiadłam do białego mercedesa, po czym odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę domu. Jechałam powoli i uważnie. W tle leciała moja playlista, której słuchałam za każdym razem, gdy wracałam tą trasą. To był mój krótki relaks w ciągu dnia. Żyłam w biegu, ale kochałam ten pośpiech, nawet jeśli było to niezdrowe. Ten tryb życia sprawił, że czułam, że w końcu wszystko się układa, a o tym właśnie marzyłam od śmierci rodziców. Lubiłam ten pęd, ale miałam też swoją rutynę, która pozwoliła mi mieć wszystko pod kontrolą.

Dojechałam pod posesję, zaparkowałam samochód i czym prędzej ruszyłam do domu. Gdy tylko weszłam, ciepłe powietrze od razu otuliło moje ciało. Szybko pozbyłam się płaszcza, odłożyłam torebkę na komodę i udałam się do salonu, w którym odpoczywał Kai.

– Hej – przywitałam się, obdarzając go uśmiechem.

Mój przybrany tata spojrzał na mnie swoim ciepłym, troskliwym wzrokiem.

– Hej. Już wróciłaś z pracy? – spytał zaskoczony.

Podeszłam do niego i usiadłam na zagłówku, a następnie zsunęłam ze stóp szpilki.

– Ta… Sprawa w sądzie poszła dosyć szybko. Oskarżony nie miał wiarygodnych dowodów na swoją niewinność – odparłam, krzyżując obojętnie ręce na klatce piersiowej. – Rebecca już jest? – zapytałam, spoglądając na mężczyznę, a ten ruchem głowy wskazał schody prowadzące na piętro.

– Śpi – wyjaśnił. – Miała za sobą ciężki dzień – dodał, a ja zmarszczyłam brwi.

Gorszy dzień w pracy to nic nowego. Raz ja go miałam, raz ona. Taki urok pracy jako prawnik.

– Jestem głodna. Jest obiad? – Podniosłam się i ruszyłam w stronę kuchni. Słyszałam, jak tata idzie za mną. Weszłam do pomieszczenia i pierwsze, co zrobiłam, to zajrzałam do lodówki. – Sałatka z kurczakiem, którą uwielbiam – powiedziałam, łapiąc za miskę, po czym położyłam ją na blacie kuchennym.

– Mama uznała, że zrobi ci małą niespodziankę – rzekł Kai, opierając się o framugę drzwi, gdy wyjmowałam z szuflady widelec i miskę, a następnie usiadłam przy stole.

– Podoba mi się ta niespodzianka – przyznałam i zaczęłam delektować się daniem, na co mężczyzna tylko się roześmiał. – Jak idzie budowa? – zapytałam, gdy Kai podszedł do okna.

– Dobrze. Myślę, że jakieś dwa lub trzy miesiące i będziesz mogła się tam wprowadzić – odparł, błądząc wzrokiem po nieskończonej budowli obok nas.

Po ponad roku pracy jako adwokat zarobiłam i odłożyłam już tyle pieniędzy, że mogłam wybudować swój wymarzony dom na ziemi, na której stał mój dom rodzinny. Miałam z tym miejscem zarówno dobre wspomnienia, jak i te wstrząsające związane ze śmiercią rodziców.

– W końcu będziesz już na swoim – stwierdził.

Po skończeniu studiów musiałam wyprowadzić się z akademika i tak już od pół roku mieszkałam z Rebeccą i jej rodzicami. Właściwie wszystko mi się układało: miałam dobrze płatną pracę, kochającą rodzinę i przyjaciółkę. Jedynym, czego mi brakowało, był własny kąt.

– Tak. – Uśmiechnęłam się na samą myśl o moim własnym domu, o zaciszu, w którym zamierzałam żyć spokojnie między książkami, kocami i kubkami gorącej herbaty.

– Jak było w pracy? – Usłyszałam zaspany głos przyjaciółki.

Rebecca stanęła w drzwiach i wyglądała naprawdę słodko z tymi rozczochranymi po spaniu włosami i spuchniętymi oczami.

– Dobrze, można powiedzieć, że nawet bardzo dobrze. Czego raczej nie można powiedzieć o tobie – powiedziałam, unosząc kąciki ust i skanując jej twarz.

Przyjaciółka spojrzała na mnie wymownie, a ja się cicho zaśmiałam, po czym wzięłam kolejny kęs sałatki.

– Bardzo śmieszne, pani adwokat – burknęła, na co zaśmiałam się głośniej. Rebecca po chwili usiadła obok mnie, uderzając mnie delikatnie w ramię, przez co uniosłam na nią wzrok. – Już nie mogę się doczekać, aż się wyprowadzisz do tego domu – powiedziała, wskazując ruchem głowy na plac budowy za płotem.

Ja też już nie mogłam się doczekać. Jeślibym mogła, to już pakowałabym manatki i się tam przeprowadziła.

– Uwierz, ja też. – odpowiedziałam rozmarzona, a przyjaciółka, wykorzystując moją nieuwagę, zabrała moją sałatkę i zaczęła ją jeść. – Ej! – krzyknęłam, niemal wyrywając jej naczynie z rąk. – Moje, nie twoje. – Pogroziłam jej widelcem, a Rebecca tylko przewróciła oczami, po czym podeszła do lodówki i zaczęła czegoś w niej szukać.

– Przydałoby się zrobić zakupy – mruknęła, delikatnie marszcząc nos z niezadowoleniem.

Kai nagle oderwał wzrok od widoku za oknem i podszedł do stołu.

– Pójdę i coś kupię, a wy odpoczywajcie – powiadomił, wymijając Gatlin, która właśnie weszła do pomieszczenia.

– Hej – przywitałam się cicho.

Przyszywana mama podeszła do mnie, a w dłoni trzymała jakąś kopertę.

– Przyszło do ciebie. – Wręczyła mi ją, a ja zmarszczyłam brwi.

List był nadany z kancelarii z Nowego Jorku.

Dziwne… To praktycznie drugi koniec kraju.

Rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać treść listu.

– I co tam jest napisane? – Zaciekawiła się Rebecca, zaglądając mi przez ramię i jedząc plaster szynki.

– Jutro rano muszę lecieć do Nowego Jorku – oznajmiłam w szoku, a przyjaciółka stanęła przede mną i spojrzała na mnie zaskoczona. – Jakiś adwokat zrezygnował ze sprawy i zostałam poproszona o stawiennictwo i zajęcie się klientem w trybie pilnym. Zdaje się, że to dość prestiżowa sprawa i duże wyzwanie, więc jest to dla mnie ogromna szansa – wyjaśniłam.

– Na ile tam lecisz? – zapytała Gatlin, krzyżując ręce na piersiach.

Westchnęłam zrezygnowana.

– Nie jest napisane, ale raczej na długo, skoro dostanę mieszkanie ufundowane przez klienta – odpowiedziałam, wzdychając ciężko, a kobieta tylko skinęła głową.

– Lecę z tobą – palnęła nagle Rebecca, a ja spojrzałam na nią zdezorientowana. – No co? – spytała, wzruszając obojętnie ramionami. – To Nowy Jork, kochanie. Nie przepuszczę takiej okazji. Zwłaszcza że masz mieszkanie za darmo! – oznajmiła, kierując się w stronę wyjścia z kuchni.

– Skarbie, masz pracę – przypomniała jej Gatlin, a Rebecca zatrzymała się, odwróciła z powrotem w naszą stronę i teatralnie przewróciła oczami.

– I? Potrzebuję wolnego tak czy siak, a tu mi się trafia taka okazja. – Pokazałam na mnie palcem. – Zresztą jestem dorosła, więc mogę robić, co chcę – dodała, a następnie wyszła z kuchni.

Miałam wrażenie, że rozmawiałam ze zbuntowaną nastolatką.

– Ta dziewczyna oszalała do reszty – powiedziała Gatlin zrezygnowana, opadając na krzesło.

Rebecca ostatnio miała trudny czas i każdy to widział, choć ona sama się do tego nie przyznawała. Nie chciała nikomu powiedzieć, o co chodzi.

– Może wyjazd dobrze jej zrobi? – Zastanawiałam się na głos.

– Mam taką nadzieję. – Westchnęła. – Co się z nią ostatnio dzieje? Jak nie pracuje, to śpi. Jak nie śpi, to gdzieś znika, nikomu nic nie mówiąc. A jak nie znika, to pracuje. – Gatlin wyliczała zirytowana.

Zrobiło mi się jej szkoda. Martwiła się o córkę, a ta nic sobie z tego nie robiła. Mogłaby chociaż mówić, że gdzieś wychodzi, a ona nic, tylko milczała.

– Ja już nie wiem, co robić. – Głos Gatlin przybrał smutny ton.

Podeszłam do niej i położyłam dłoń na jej ramieniu, a kobieta spojrzała na mnie z troską i smutkiem.

– Spróbuję z nią porozmawiać. – Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.

– Oby udało ci się do niej dotrzeć.

Gatlin wstała i bez słowa wyszła z kuchni, a chwilę później ja zrobiłam to samo i skierowałam się do pokoju przyjaciółki. Rebecca siedziała na łóżku z nosem w telefonie. Gdy mnie usłyszała, spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Podeszłam do niej i usiadłam na skraju łóżka.

– Czyli jedziemy razem do Nowego Jorku? – spytałam z uśmiechem, choć mój humor nie był już tak dobry.

Przyjaciółka poprawiła się na łóżku, siadając po turecku i opierając się o stos poduszek za swoimi plecami.

– Powinnam się spakować, prawda? – spytała, patrząc mi w oczy, ale nic nie odpowiedziałam. – Ta… Powinnam – mruknęła po chwili, po czym wstała z łóżka i odłożyła telefon na szafkę nocną. Podeszła do szafy i zaczęła przeglądać jej zawartość. – Wezmę jakieś wystrzałowe ciuchy. Na pewno pójdziemy do jakiegoś klubu – wymamrotała w zamyśleniu, wyciągając jedną ze swoich czarnych sukienek.

– Jadę tam pracować, więc raczej nie będę miała czasu na takie wypady – wyjaśniłam, a Rebecca odwróciła się do mnie, przewróciła oczami i rzuciła na łóżko rzecz, którą miała w ręce.

– Przypierdolić ci? – zapytała chłodno, a ja zmarszczyłam brwi.

– A to z jakiego powodu? – Uniosłam wysoko brwi, oczekując wyjaśnień.

Dziewczyna skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i przeniosła ciężar ciała na prawą nogę. Wyglądała jak mama, która miała zaraz ukarać córkę.

– Minął rok. Jebany rok, od kiedy Dominic się do ciebie nie odezwał – przypomniała, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Dałaś mu ultimatum. Miał się odezwać, jeśli będzie chciał związku, a jakoś od roku tego nie zrobił – dodała, na co westchnęłam z rezygnacją. – Wszyscy wiedzą, że już dawno ci przeszło. Nawet kiedy widzisz go w telewizji, to nie robi to na tobie żadnego wrażenia. Wszystkich cieszy, że twoje serduszko już jest wyleczone z tego palanta, ale powinnaś znaleźć sobie kogoś nowego. Słuchaj, zaczęłaś nowe życie: świetnie zarabiasz, budujesz dom. Nawet Charlotte jest zadowolona, że dotrzymałaś swojej części umowy, i od pół roku nie zawraca ci głowy. To naprawdę dobry czas, żebyś zaczęła się z kimś umawiać. – Rebecca skończyła swój monolog, a ja uśmiechnęłam się na jej słowa.

Ta część mojego życia już odeszła i wszyscy się z tego cieszyli. Jednak ja najbardziej. Znów byłam niezależną kobietą, która mogła osiągnąć wszystko, co sobie wymarzy.

– To po co znów zaczynasz ten temat? – spytałam zmęczona, kręcąc bezradnie głową.

Rebecca usiadła i złapała moją dłoń.

– Bo lecimy do Nowego Jorku. Może tam znajdziesz tego jedynego – wyjaśniła, a ja wypuściłam z frustracją powietrze z ust.

Wstałam z łóżka, a następnie spojrzałam na nią z politowaniem.

– Na co mi facet? Raz dałam się ponieść uczuciom i zapomniałam o zdrowym rozsądku i widziałaś, jak się to dla mnie skończyło – odpowiedziałam z powagą.

– Ponieważ nie był tym jedynym – rzuciła Rebecca, wstając z kanapy.

– Kazałaś mi korzystać z szans, które daje mi los, i chodziło ci o Dominica. Nie wyszło mi to na dobre – wypomniałam jej, a ona patrzyła na mnie i nic już nie powiedziała. Widziałam w jej oczach, że przyznała mi rację. Obie to wiedziałyśmy. – Zawsze słuchałam twoich rad, Rebecca, ale już nie chcę i nie potrafię. Muszę słuchać siebie, bo wiem najlepiej, co dla mnie dobre – wyznałam z ciężkim sercem.

Wiedziałam, że moje słowa sprawiły jej ból, ale nie wiedziałam, czemu tak się stało.

– Nie potrzebujesz już nikogo, nawet mnie – wymamrotała cicho pod nosem, a ja spojrzałam na nią zaskoczona.

– Rebecca… Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło – wyjaśniłam.

– Może i nie, ale jesteś już na tyle niezależna, że nie potrzebujesz już ani mnie, ani rodziców. Nikogo nie potrzebujesz. Cieszę się, że tak dobrze sobie radzisz, ale ja nadal potrzebuję ciebie. Nawet nie wiesz jak bardzo – wykrztusiła, a następnie wyszła z pokoju.

Stałam jak słup soli i nie mogłam nic zrobić.

Zdałam sobie sprawę, że ostatnimi czasy nie byłam najlepszą przyjaciółką, a Rebecca naprawdę mnie potrzebowała, choć z trudem przyszło jej się do tego przyznać.

Może nie chciała powiedzieć, co się dzieje, ale zamierzałam być przy niej mimo wszystko. Musiałam ją wspierać.

***

Powoli kończyłam pakować walizki na wyjazd. Gdy upewniłam się, że znalazły się tam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, usłyszałam pukanie do drzwi. Uśmiechnęłam się, gdy w progu stanął Kai.

– Hej. Już wstaliście? – spytałam lekko zaskoczona.

Była piąta rano, więc wszyscy o tej godzinie jeszcze powinni spać.

– Mama jeszcze śpi, a ja uznałem, że zawiozę was na lotnisko – odparł, wchodząc w głąb pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.

– Miło z twojej strony – powiedziałam, a następnie spojrzałam na walizki. – No ja już jestem spakowana, ale nie wiem jak Rebecca – wyjaśniłam i spojrzałam na mężczyznę.

– Ona też już jest prawie gotowa – poinformował. – Chodź, pomogę ci znieść bagaże.

Gdy udało nam się znieść moje walizki na dół, włożyłam płaszcz i wygodne buty i czekałam na przyjaciółkę. Ku mojemu zaskoczeniu nie trzeba było na nią długo czekać, bo już po chwili dołączyła do nas z uśmiechem od ucha do ucha. Cieszyłam się, że jest w tak dobrym humorze. Miałam nadzieję, że ten wspólny wyjazd jej pomoże.

– Gatlin coś wspominała, że macie darmowy przelot – powiedział Kai, gdy wyjechaliśmy spod domu. Rebecca nie zareagowała na tę próbę rozpoczęcia rozmowy i siedziała z nosem w telefonie.

– Tak. Mój znajomy powiedział, że i tak tam leci, więc możemy zabrać się z nim – wyjaśniłam, a Kai przytaknął.

Ulice były całkowicie puste z powodu wczesnej godziny i nadal było ciemno, jak przystało na końcówkę grudnia.

– Prywatny samolot do samego Nowego Jorku? – spytał retorycznie mężczyzna z delikatnym śmiechem.

Zaśmiałam się i spojrzałam na przyjaciółkę, która z kimś pisała. Chciałam ukradkiem zerknąć w ekran, ale dziewczyna gwałtownie go odwróciła, abym nie mogła zobaczyć konwersacji. Po chwili Rebecca spojrzała na mnie i przybrała dziwny wyraz twarzy, po czym wyłączyła telefon i schowała go do torebki.

Odwróciłam od niej wzrok i spojrzałam przed siebie. Kai patrzył na mnie pytająco w lusterku, a ja wzruszyłam obojętnie ramionami.

Kilka minut później byliśmy już na lotnisku. Zabrałyśmy bagaże, pożegnałyśmy się z tatą i skierowałyśmy się do wejścia na płytę lotniska dla prywatnych samolotów. Przed maszyną stał już Peyton i rozmawiał o czymś ze stewardessą, a gdy nas dostrzegł, przyszedł i uśmiechnął się szeroko.

– Scarlett – powiedział i przytulił mnie na przywitanie, po czym spojrzał na moją przyjaciółkę i wyciągnął w jej kierunku rękę. – Peyton – przedstawił się, a ona uścisnęła jego dłoń.

– Rebecca. – Dziewczyna posłała mu lekki uśmiech i zlustrowała go wzrokiem od góry do dołu.

Szatyn miał na sobie mundur pilota, a pod pachą trzymał czapkę.

– Gotowe na lot? – spytał, a my obie przytaknęłyśmy.

Peyton zaprowadził nas na pokład, a stewardessa pomogła nam zapakować walizki. Po chwili zajęłam miejsce naprzeciwko przyjaciółki, a ona cały czas siedziała z nosem w telefonie. Przyglądałam się jej uważnie, ale nic nie powiedziałam. Denerwowało mnie to tajemnicze zachowanie dziewczyny.

Peyton wyszedł z kokpitu z czapką pilota na głowie, uśmiechnął się szeroko i klasnął w dłonie.

– Za jakieś pięć minut startujemy. Jeśli będziecie głodne czy coś, to stewardessy was obsłużą – poinformował, a ja spojrzałam na przyjaciółkę, która nadal była w swoim dziwnym świecie.

– Na razie niczego nie potrzebujemy – powiedziałam, wracając wzrokiem do mężczyzny, który tylko skinął głową, a następnej wrócił do kokpitu, po czym znów spojrzałam na blondynkę. – Możesz mi powiedzieć, z kim tak zawzięcie piszesz? – spytałam, a ona nawet nie zareagowała. Miałam wrażenie, że w ogóle mnie nie słyszy. Pochyliłam się w jej stronę i zabrałam jej telefon, ale dziewczyna zerwała się z miejsca i z prędkością światła wyrwała mi go z dłoni. – Mówię coś do ciebie, do cholery – warknęłam.

– Przepraszam. Nie słyszałam cię. – Posłała mi przepraszający uśmiech i schowała telefon do torebki. – Co mówiłaś?

– Z kim tak ciągle piszesz? – zapytałam ponownie.

– Z nikim – odpowiedziała krótko, a ja spojrzałam na nią jak na wariatkę.

– Żartujesz sobie ze mnie? – Prychnęłam z pogardą. – Czy ty myślisz, że jestem ślepa? Gdy zabrałam ci telefon, to niemal wszystkie kolory spłynęły ci z twarzy, jakbyś ducha zobaczyła – syknęłam mimowolnie, a Rebecca wzruszyła obojętnie ramionami.

– Nieprawda. Piszę… z kolegą. – Zawiesiła głos, uciekając wzrokiem wszędzie, byle tylko na mnie nie patrzeć. – No wiesz, z Chasem. – Pstryknęła palcami, jakby właśnie wpadła jej do głowy genialna wymówka. – Na pewno go pamiętasz i tę jego dziewczynę, która ukradła ci telefon.

Zaśmiałam się, nie wierząc w jej tłumaczenia.

– Nie rób mnie w bambuko, tylko mów, z kim piszesz, bo na pewno nie z Chasem. – Spoważniałam, a dziewczyna przewróciła oczami.

– Mówię prawdę. Nie moja wina, że masz jakieś urojenia. – Oparła się wygodnie o fotel i wyjrzała przez okno.

Chciałam już coś powiedzieć, ale uznałam, że ta rozmowa nie miała żadnego sensu. Nie zamierzała mi powiedzieć, z kim pisze. Musiałam dowiedzieć się tego w jakiś inny sposób.

Samolot wystartował, a ja wyjęłam telefon i słuchawki i postanowiłam się zrelaksować przy ulubionej muzyce. Wystarczyło, że tylko przymknęłam oczy, a sen nadszedł bardzo szybko.

Rozdział 2

Przeszłość

That you, were busy lying, sleeping round with other guys. And what the hell were we? Tell me we weren’t just friends. This doesn’t make much sense, no but I’m not hurt, I’m tense.

Cause I’ll be fine without you babe.

– Chase Atlantic

Scarlett

Otworzyłam oczy, ale promienie słońca nabawiły mnie światłowstrętu. Szybko przeniosłam wzrok na moją przyjaciółkę, która obudziła mnie szturchnięciem. Posłałam jej niezadowolone spojrzenie, a ona przewróciła oczami, a następnie ruchem głowy wskazała okno. Jeszcze raz spojrzałam w tamtą stronę i przez zmrużone oczy zauważyłam, że wylądowaliśmy.

– Witam cię w Nowym Jorku – powiedziała, a ja wytrzeszczyłam oczy. – To nie jest sen, skarbie. Chodź. Bierzemy rzeczy i zdobywamy to miasto, kochana! – dodała, łapiąc mnie za dłoń i podnosząc z fotela.

Rozprostowałam kości i sięgnęłam po bagaże, z których wyniesieniem pomogła nam miła stewardessa. Gdy zeszłyśmy z pokładu, na płycie lotniska już czekał na nas Peyton.

– Ja muszę wracać do pracy, ale jak coś, to jesteśmy na łączach – powiedział mężczyzna, przytulając mnie na pożegnanie.

Ruszyłyśmy w stronę wyjścia z lotniska w poszukiwaniu taksówki. Rebecca rozglądała się dookoła, a ja w tym czasie wyjęłam telefon i zaczęłam szukać adresu naszego lokum. Po chwili podjechała do nas taksówka, a kierowca pomógł nam zapakować walizki do bagażnika. Gdy upewniłyśmy się, że wszystko jest na swoim miejscu, zajęłyśmy miejsca w aucie.

– Dokąd jedziemy? – spytał kierowca, spoglądając na nas w lusterku.

Podałam mu dokładny adres i ruszyliśmy we wskazanym kierunku.

Rebecca jak zaczarowana patrzyła przez okno na wielki Nowy Jork. Na mnie to miasto również robiło ogromne wrażenie. Te budynki, ulice, ludzie, to wszystko było takie piękne. Było czuć klimat tego miasta. Tu życie tak bardzo różniło się od tego w Miami.

Kilkanaście minut później kierowca poinformował, że jesteśmy już na miejscu. Żałowałam, że podróż nie trwała dłużej, bo widoki z okna samochodu były naprawdę imponujące. Uregulowałyśmy należność, po czym zabrałyśmy nasze bagaże i przyjrzałyśmy się wysokiemu budynkowi przed nami. Mógł mieć z dwadzieścia pięter i nie różnił się niczym specjalnym od innych wieżowców wokół nas, ale i tak robił wrażenie. Przeniosłam wzrok na szklane drzwi przed nami, obok których stał bellboy. Spojrzałam na przyjaciółkę, a ta bez słowa ruszyła w stronę wejścia. Mężczyzna z uśmiechem na twarzy otworzył nam drzwi i weszłyśmy do środka. Hol był naprawdę piękny. Czerwony dywan prowadził do schodów, a obok nich znajdowała się winda.

Widziałam, że Rebecca chce coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie opuścił jej ust, ponieważ pojawił się obok nas elegancko ubrany mężczyzna. Był to wysoki brunet, mógł mieć około dwudziestu pięciu lat, a jego oczy były zielone, choć można było w nich dostrzec również brązowe plamki.

– Pani Paterson? – spytał, a ja niepewnie przytaknęłam. – Bardzo mi miło. Zaprowadzę panie do mieszkania – powiadomił, a ja spojrzałam na przyjaciółkę, która tylko wzruszyła obojętnie ramionami i ruszyła za brunetem.

Westchnęłam zrezygnowana i poszłam w jej ślady. Weszliśmy do windy, a mężczyzna wcisnął przycisk z numerem dziesięć. Z głośników płynęła powolna muzyka, która działa na nerwy, ale na szczęście podróż na górę nie trwała długo. Po chwili drzwi windy otworzyły się i naszym oczom ukazało się ogromne mieszkanie.

– Jesteśmy na miejscu. Jeśli będą panie miały jakieś pytania, proszę dzwonić na ten numer. – Brunet uśmiechnął się, podał mi wizytówkę i wrócił do windy, dzięki czemu zostałyśmy same.

– Ten ktoś jest naprawdę dziany. – Rebecca skwitowała w szoku, rozglądając się po wnętrzu.

– Oj tak… – odparłam oczarowana tym, co widzę.

W mieszkaniu dominowały neutralne kolory i minimalizm, a mimo to było naprawdę przytulnie. Kuchnia była jasna, dobrze wyposażona, ale przede wszystkim przestronna, podobnie było też z łazienką. Największe wrażenie jednak zrobiła na mnie sypialnia. Była wielka i bardzo dobrze zaprojektowana. Trudno mi było znaleźć słowa, które trafnie opisałyby piękno tego pomieszczenia.

– Co… – zaczęła moja przyjaciółka, podchodząc do mnie, ale zamilkła, gdy zobaczyła to, co ja, czyli ogromne, dwuosobowe łóżko, wielką szafę i widok z okna na sam Central Park.

– Czy ty to widzisz? – zapytałam oniemiała.

Dziewczyna wyszeptała jedynie ciche „tak”.

– Uszczypnij mnie – poprosiłam, a ona po chwili to zrobiła. Pisnęłam i zaczęłam masować obolałe miejsce.

– To raczej nie jest sen, Scarlett – odparła Rebecca, spacerując po sypialni.

Poszłam za nią i po chwili zatrzymałam się przy oknie. Widok był nieziemski.

– Niech ten ktoś ożeni się ze mną – wymamrotała, a ja byłam w takim szoku, że zignorowałam jej wypowiedź.

– Za takie widoki to ja mogę za tego kogoś wyjść – wyszeptałam, patrząc na Central Park.

Przyjaciółka podeszła do mnie i złapała mnie za ramię.

– Mówisz poważnie? – spytała zaskoczona, a ja przewróciłam oczami.

– Żartuję. – Zaśmiałam się cicho, a ona westchnęła zrezygnowana.

– A szkoda. Myślałam, że będę miała gdzie się zaczepić na widoczki – powiedziała, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem. – Powinnyśmy się rozpakować, a następnie zdobywać Nowy Jork! – krzyknęła i wróciła do przedpokoju, w którym zostawiłyśmy nasze walizki.

Jeszcze przez chwilę podziwiałam niesamowity widok z okna, po czym dołączyłam do przyjaciółki i przyniosłam do sypialni swoje walizki. Gdy zaczęłam rozpakowywać ubrania i wieszać je w szafie, zadzwonił mój telefon.

– Scarlett Paterson przy telefonie. Tak, słucham? – wyrecytowałam regułkę, której używałam za każdym razem, gdy odbierałam połączenie.

– Witam. Z tej strony Simon Smith. Jestem adwokatem, którego będzie pani zastępować – powiedział poważnym tonem głosu, a ja przytaknęłam cicho. – Prześlę pani na maila wszystkie dokumenty dotyczące sprawy. Jutro o dwunastej rozpoczyna się kolejna rozprawa – poinformował.

Rebecca dała mi niemo do zrozumienia, że idzie do kuchni. Machnęłam ręką, żeby mi nie przeszkadzała.

– Rozumiem. Gdzie mam się stawić? – zapytałam, a mężczyzna podyktował mi adres sądu. – A czy mogę wiedzieć, dlaczego pan zrezygnował z tej sprawy na chwilę przed rozwiązaniem? – Ciekawość zżerała mnie od środka, ponieważ rzadko się zdarzało, aby adwokat się poddawał.

– Był to najtrudniejszy klient, jakiego kiedykolwiek miałem. Nie pod względem powodu rozprawy, a jego charakteru.

Ta wiadomość trochę mnie zestresowała. Nie wiedziałam, czego się spodziewać i czy ja na pewno sobie z tym poradzę, ale było już za późno, aby się wycofać. Adwokat podał mi jeszcze kilka informacji, po czym pożegnał się, a ja od razu zaczęłam szukać na mapie sądu, w którym miałam się stawić. Okazało się, że klient zadbał o to, żebym nie miała daleko na rozprawę.

Kiedy sprawdziłam miejsce, w którym odbędzie się rozprawa, i upewniłam się, że adwokat wysłał mi już wszystkie dokumenty, poszłam do kuchni, w której spodziewałam się zastać swoją przyjaciółkę. Nie myliłam się. Rebecca właśnie wpatrywała się w otwartą lodówkę i nawet nie usłyszała, że przyszłam. Korzystając z tego, klepnęłam ją w tyłek, a ona aż podskoczyła ze strachu.

– Tak się nie robi. – Pogroziła mi palcem, a ja się zaśmiałam, po czym spojrzałam przez jej ramię do lodówki, która była wypełniona po brzegi. – Ktoś chyba o nas dba. – Zachichotała, i puściła do mnie oczko.

– Najwidoczniej.

– Kto dzwonił? – spytała, zmykając lodówkę.

Oparłam się o blat kuchenny i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

– Adwokat, który zrezygnował ze sprawy. Jutro o dwunastej mam rozprawę – odpowiedziałam.

– Czyli rozumiem, że nici ze zwiedzania – wymamrotała, a ja skinęłam głową. – No cóż, będę samotnie podróżować. – Wzruszyła ramionami, a ja spojrzałam na nią wymownie.

Znałam przyjaciółkę na tyle dobrze, by wiedzieć, że pozostawienie jej bez opieki w tak wielkim mieście, gdzie aż roi się od barów i klubów, to zły pomysł. Kto jak kto, ale ona naprawdę umiała się zabawić i tracić kontrolę.

– Mam urlop, skarbie. Ty przyjechałaś pracować. – Pstryknęła mnie w nos, a następnie zadowolona wyszła z pomieszczenia.

Westchnęłam z rezygnacją i wróciłam do sypialni. Choć miałam ochotę jeszcze godzinami wpatrywać się w widok za oknem, wiedziałam, że zostało mi mało czasu, aby przygotować się do rozprawy, więc zrezygnowałam z podziwiania miasta i zaczęłam przeglądać dokumenty dotyczące sprawy.

Gdy przeglądałam akta, mój wzrok padł na pogrubiony napis. Przetarłam oczy dłonią, mając nadzieję, że wzrok płata mi figle. Znów zerknęłam w to samo miejsce i wciąż widziałam ten sam napis: Dominic Findlay.

Cholera jasna! To się nie dzieje!

Zerwałam się na równe nogi, po czym złapałam komórkę i pospiesznie wybrałam numer do poprzedniego adwokata z zamiarem zrezygnowania z tej sprawy.

– Dzień dobry – zaczęłam nerwowo, gdy odebrał. – Muszę zrezygnować z tej sprawy – oznajmiłam drżącym głosem, wsuwając palce we włosy i lekko za nie pociągając.

– A mogę wiedzieć dlaczego? Jeszcze nie spotkała się pani z moim byłym klientem. – Mężczyzna wydawał się zdezorientowany i zaskoczony moją postawą.

Wypuściłam z frustracją powietrze z ust i opadłam na łóżko.

– Nie mogę z nim pracować… Gdybym wcześniej wiedziała, że klientem jest pan Findlay, nie zgodziłabym się – wyjaśniłam, przymykając powieki z nadzieją, że ten koszmar zniknie.

Każdy, ale, do cholery, nie on.

– Zna go pani?

Zaśmiałam się nerwowo.

– Pracowałam już dla pana Findlaya i nie zamierzam się pakować w to ponownie – objaśniłam, wbijając paznokcie w udo.

Nie po to wykreśliłam go ze swojego życia, aby w tak idiotyczny sposób do niego wrócił.

– Rozumiem pani zdenerwowanie, ale może być pani spokojna, bo pan Findlay nie będzie osobiście uczestniczył w rozprawie. Jego pełnomocnik wystąpi w jego imieniu. – Starał się mnie uspokoić, ale słabo mu to wychodziło. – Rozprawa jest już jutro i to niewykonalne, by znaleźć za panią zastępstwo w taki krótkim czasie – kontynuował spokojnie. – Nie będzie pani miała z panem Dominicem żadnego kontaktu, a wszystkie sprawy rozwiąże pani z jego pełnomocnikiem.

Zacisnęłam usta z niezadowoleniem, trawiąc te informacje. Nie chciałam się w to bawić, jednak nie było też cienia szansy, że mój przełożony odsunie mnie od tej sprawy, nie mając nikogo na zastępstwo.

Wypuściłam powietrze z płuc, a następnie zgodziłam się ciągnąć tę farsę i zakończyłam rozmowę z adwokatem. Nie miałam innego wyboru. Musiałam to przetrwać, a pocieszała mnie jedynie świadomość, że nie musiałam utrzymywać kontaktu z Dominicem.

***

Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie czarną, obcisłą sukienkę z niewielkim dekoltem, która sięgała mi do kolan, włosy związałam w elegancki kok, z którego wystawały dwa kosmyki, a jako dodatki do stylizacji posłużyły mi kolczyki perełki i naszyjnik od babci. Nie wiedziałam, ile może potrwać rozprawa, więc zdecydowałam się na eleganckie, ale wygodne czarne szpilki, które zawsze sprawdzały się na dłuższe wyjścia.

Chwyciłam torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Rebecca siedziała na kanapie i oglądała coś w telewizji. Pożegnałam się z nią, a następnie weszłam do windy. Na dole czekał już mężczyzna, który dzień wcześniej zaprowadził nas do pokoju.

– Witam, pani Paterson – przywitał się z szerokim uśmiechem, który natychmiast odwzajemniłam. – Proszę za mną – polecił.

Przed wieżowcem czekał na nas czarny samochód. Mężczyzna otworzył mi drzwi, po czym sam zajął miejsce kierowcy.

– Będę miała jeszcze jakieś udogodnienia związane z przyjazdem tutaj? – spytałam lekko rozbawiona całą tą sytuacją.

Ogromne mieszkanie z wyżywieniem, drogie samochody i prywatny kierowca – to wszystko wydawało mi się dziwne. Zdawałam sobie sprawę z tego, że pracowałam dla naprawdę bogatego klienta, ale czułam, że ten jego szczodry gest, to już przesada, choć miło mi było czuć się tak rozpieszczaną.

– Mój szef bardzo poważnie podchodzi do tej sprawy – wyjaśnił kierowca, a ja przekręciłam głowę w stronę bocznej szyby.

Wszystko w tym mieście było takie monumentalne, a ludzi na ulicach było od cholery.

– Szef chociaż wie, że jestem jego adwokatem? Ani razu się ze mną nie skontaktował.

– Jest bardzo zajęty. Wszystko przydzielił mnie, ale proszę się o nic nie martwić. – Uspokoił mnie, a ja przewróciłam z politowaniem oczami.

Wiedziałam, że to kolejny bogacz od siedmiu boleści, który uważa się za lepszego od innych.

Po chwili znaleźliśmy się już pod budynkiem sądu. Kierowca otworzył mi drzwi, a gdy wysiadłam, zapewnił, że będzie na mnie czekał w tym samym miejscu.

Przyjrzałam się budowli przede mną, która przypominała bardziej świątynię niż sąd. Powierzchnia ścian była pokryta granitem, a szerokie schody prowadziły do potężnych korynckich kolumn, które trzymały trójkątny szczyt i w których zostało wyrzeźbionych trzynaście figur. Na fryzie widniał napis „Prawdziwy wymiar sprawiedliwości jest najmocniejszym filarem dobrego rządu”.

Weszłam do środka i ukazał mi się długi i szeroki korytarz w takich samych odcieniach, co budynek na zewnątrz. Adwokaci i sędziowie krzątali się lub ze sobą rozmawiali. Niektórzy prowadzili konwersacje ze swoimi klientami, którzy do spokojnych nie należeli.

Westchnęłam cicho i ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu odpowiedniej sali. Wyjęłam telefon z kieszeni, aby upewnić się, jaki miała numer i czy na pewno jestem na czas. Sala, w której miała odbyć się rozprawa, znajdowała się na prawo od głównego korytarza. Przed drzwiami czekał już ochroniarz, który przyglądał mi się z poważnym wyrazem twarzy.

– Scarlett Paterson – powiedziałam, pokazując mu mój identyfikator.

Mężczyzna skinął głową, a następnie wpuścił mnie do ogromnego pomieszczenia. Po lewej stronie od miejsca sędziego siedział całkowicie obcy mi mężczyzna i jego adwokat. Mężczyzna skinął mi głową na powitanie, a ja odwzajemniłam ten gest. Odwróciłam wzrok w stronę przeciwną od adwokata i wtedy moje serce stanęło w miejscu. Nie ze strachu, ale ogromnego szoku.

W tym momencie zrozumiałam, że los po prostu sobie ze mnie zakpił.

Co on, do cholery, tutaj robi?

Zacisnęłam dłoń w pięść tak mocno, że paznokcie wbiły mi się w skórę.

Czy oni sobie ze mnie zakpili?

Na krześle po mojej lewej stronie siedział wysoki brunet z ciałem samego Boga. Na jego twarzy widniał dwudniowy zarost, który sprawił, że wyglądał na odrobinę starszego, niż faktycznie był. Beżowy garnitur idealnie na nim leżał i opinał silne barki. Ciemne tęczówki wpatrywały się we mnie w dziwny sposób.

Los to jebany hipokryta.

Wzięłam głęboki wdech, a następnie ruszyłam w jego stronę. Stukot moich szpilek rozniósł się po całym pomieszczeniu i ucichł, gdy zajęłam swoje miejsce. Czułam na sobie natrętny wzrok mężczyzny, co strasznie mnie denerwowało. Spojrzałam na niego i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń na przywitanie. Spojrzał na mnie zdezorientowany, po czym ją uścisnął.

– Witam, panie Findlay – powiedziałam chłodnym tonem głosu, a mężczyzna jedynie skinął głową.

Może kiedyś nas coś łączyło, ale teraz znów był dla mnie jedynie klientem i nic nie mogło tego zmienić. Nie chciałam popełnić kolejny raz tego samego błędu. Byliśmy znów na „pan” i „pani”, koniec kropka.

Po chwili wszyscy wstali, a sędzia wszedł na salę. Podszedł do swojego miejsca, a następnie spojrzał po zebranych.

– Dzień dobry.

– Dzień dobry, wysoki sądzie – rzucili chórkiem zebrani.

Mężczyzna usiadł.

– Proszę usiąść – odparł, a następnie zajęliśmy swoje miejsca. – Proszę o to, by adwokaci przedstawili się – kontynuował, a ja wstałam z miejsca, patrząc wprost na sędziego.

– Scarlett Paterson z Miami.

Zaraz po mnie wstał adwokat po przeciwnej stronie.

– Carson Maclead z Nowego Jorku.

– Dziękuję. Zebraliśmy się dzisiaj w sprawie pożyczki pieniędzy w wysokości dwóch milionów dolarów, która odbyła się dnia czwartego czerwca tego roku. Dług miał zostać spłacony do dnia trzynastego października tego roku. – Sędzia zaczął czytać akta, przedstawiając najważniejsze informacje. – Nie została ona spłacona. Z jakiego powodu? – spytał, spoglądając na oskarżonego. – Proszę wstać i najpierw się przedstawić – dodał.

Blondyn wstał, westchnął i spojrzał na sędziego.

– Nazywam się Alex Cameron, pochodzę z Nowego Jorku.

Sędzia skinął głową, dając mężczyźnie znak, by kontynuował.

– Pożyczyłem kwotę, która wcześniej została wspomniana, od pana Findlaya. Potrzebowałem tych pieniędzy na ważną inwestycję, ale ich nie miałem, więc zwróciłem się z prośbą o pożyczkę do Dominica, a on wyciągnął w moją stronę pomocną dłoń. Niestety pieniądze mi się nie zwróciły i nie mam możliwości spłacić długu. Prosiłem Dominica o dłuższy termin, ale on się nie zgodził – powiedział spokojnie oskarżony.

– Czego dotyczyła ta inwestycja i dlaczego nie zdecydował się pan na to, by rozłożyć dług na raty? – pytał sędzia, a blondyn westchnął cicho.

– Inwestycja dotyczyła nowego sklepu z ubraniami od drogiego projektanta. Niestety ceny były na tyle wysokie, że niewiele osób chciało je kupować – odparł, spoglądając w kierunku Dominica. – Oczywiście rozważałem opcję spłacenia w ratach, ale pan Findlay natychmiast odrzucił to rozwiązanie, domagając się zwrotu całej kwoty i to natychmiast – kontynuował.

Poprawiłam się na krześle i kątem oka zauważyłam, jak Dominic niespokojnie poruszał szczęką i zaciskał palce w pięść.

– Dziękuję. Proszę usiąść. – Sędzia przeniósł wzrok na Dominica, a ten po chwili wstał. – Proszę się przedstawić.

– Nazywam się Dominic Findlay, jestem z Miami.

– Czemu nie chciał pan przedłużyć terminu spłaty i nie brał pan pod uwagę spłaty w ratach? – Dominic był wyprostowany jak strzała i emanował pewnością siebie, która raziła na odległość.

– Ustaliłem termin spłaty z panem Cameronem i on na nią przystał. Chciałem przedłużyć termin, ale gdy usłyszałem, że nie ma ani dolara, nie zgodziłem się – wyjaśnił.

– Czemu? – dopytał sędzia.

– Te pieniądze są mi obecnie bardzo potrzebne, a on ich nie ma i nie wiem, czy w ogóle będzie kiedyś miał. Raty nic by tu nie zmieniły – odparł, wzruszając obojętnie ramionami.

– Rozumiem, że nie bierze pan pod uwagę innych rozwiązań i chce pan odzyskać pieniądze w jak najszybszym terminie? – spytał poważnie sędzia, a brunet przytaknął. – Dziękuję. Proszę usiąść. – Przeniósł wzrok na mnie. – Pani Paterson? Ma pani coś do dodania? – spytał, a ja wyszłam na środek sali.

– Tak, Wysoki Sądzie. Przyjrzałam się rozliczeniom finansowym oskarżonego i z całą pewnością mogę stwierdzić, że dzięki wysokości zarobków i wartości poczynionych przez niego niegdyś inwestycji jest on w stanie spłacić dług u mojego klienta, nawet gdy odliczymy od tych zarobków opłaty i koszty życia – podsumowałam, spoglądając na blondyna, który mierzył mnie wrogim spojrzeniem. – Oczywiście oskarżony mógł w międzyczasie inwestować zarobione pieniądze, ale to nie powinno mieć miejsca, gdy miał świadomość ciążącego na nim długu. Wysoki Sądzie, nie mówimy tu o kilku dolarach, a o dwóch milionach, o których konieczności spłaty nie da się zapomnieć – zaznaczyłam, wracając wzrokiem do sędziego.

– Chce pani dodać coś jeszcze?

– Nie, Wysoki Sądzie – oznajmiłam, a następnie wróciłam na swoje miejsce i mimowolnie spojrzałam na Dominica, który uważnie mi się przyglądał. Odwróciłam szybko wzrok, bo nie miałam ochoty dłużej na niego patrzeć. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, ale skoro wpakowałam się w tę sprawę, musiałam ją dokończyć.

– Panie Maclead, czy słowa pani Paterson są zgodne z prawdą? – zwrócił się do mężczyzny, a ten wstał i się wyprostował, ciężko wzdychając.

– Tak. Pani Paterson ma stuprocentową rację – rzucił niepewnie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

Mamy go.

Czułam na sobie wzrok bruneta siedzącego obok mnie, ale go zignorowałam.

– To w takim razie, skoro pan Cameron ma wyznaczoną kwotę, czemu nie może jej oddać? – spytał lekko zaskoczony i ciekawy sędzia.

Oskarżony, czując zbliżającą się porażkę, wpatrywał się we mnie pełnym gniewu wzrokiem.

Kochany, ja wiem, co robię. Nie masz ze mną szans. Ja wyciągnęłam swoje karty na stół, twoja kolej.

Adwokat spojrzał na swojego klienta, który nieznacznie skinął głową, co mimo wszystko udało mi się zauważyć. Coś mi tu nie grało.

– Mój klient ma chorą mamę. Rak jest bezlitosny i wymaga leczenia, które jest bardzo drogie – objaśnił, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.

To są jakieś żarty? To nie jest czysta gra. To jest jakiś kit, który próbują nam wcisnąć.

– Czy to prawda? – Sędzia zwrócił się do oskarżonego.

– Tak. To już drugi atak złośliwej choroby i walczymy z nim z całej siły – powiedział spokojnie, za spokojnie.

– Proszę usiąść – powiedział sędzia, a następnie westchnął i przewertował jakieś kartki. – Ma pani coś do dodania? – zwrócił się do mnie, a ja wstałam i spojrzałam na niego.

– Chciałabym przyjrzeć się tej sprawie, ponieważ oskarżony i jego obrońca nie dostarczyli nam tej informacji wcześniej – poinformowałam, po czym spojrzałam w kierunku oskarżonego, który lekko się uśmiechał.

– Czy wyraża pan na to zgodę? – skierował się do blondyna, który spoważniał.

– Oczywiście – powiedział, patrząc wprost na mnie.

– Zarządzam odroczenie rozprawy. – Sędzia uderzył młotkiem w stół.

Wszyscy wstali, sędzia opuścił salę, a my zaraz po nim. Odetchnęłam ciężko i ruszyłam w stronę wyjścia.

– Scarlett, możemy porozmawiać? – Usłyszałam ten dobrze mi znany, zachrypnięty głos.

Przystanęłam i spojrzałam chłodno na mężczyznę.

– Dla pana, pani Paterson. – Zaznaczyłam swoją pozycję między nami, czym zbiłam go z tropu. Nie chciałam, żeby sobie myślał, że będę się zachowywać jak gdyby nigdy nic. – Spieszę się i nie mam czasu na zbędne rozmowy, panie Findlay – wyjaśniłam, a on przyglądał mi się uważnie. – Do widzenia, panie Findlay. – Odwróciłam się i wyszłam z budynku.

– Scarlett, zaczekaj – poprosił, a ja mimowolnie się zatrzymałam. Jednak nie odwróciłam się. Nie chciałam na niego patrzeć. Byłam okropnie wściekła. Czułam się oszukana, siedząc na sali rozpraw w jego towarzystwie. – Rozumiem twoją złość – zapewnił, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

– Ach, tak? – Odwróciłam się i spojrzałam na niego z wściekłością.

Mężczyzna westchnął ciężko i spuścił bezradnie ręce wzdłuż ciała.

– Nie miało mnie tutaj być – powiedział ze smutkiem. – Gdy tylko dowiedziałem się, że jesteś moim adwokatem, zaplanowałem wszystko tak, abyśmy nie musieli mieć kontaktu.

– Bałeś się spojrzeć mi w oczy po tym, jak mnie potraktowałeś? – syknęłam, zaciskając dłonie w pięści.

Nie zaprzeczył, ale ciągnął dalej:

– Mój pełnomocnik się rozchorował i nie mógł mnie zastąpić. Gdyby nie to…

– Milcz, błagam. – Uniosłam dłoń i pokręciłam głową z pogardą. – Podczas naszej znajomości wysłuchałam już wystarczająco dużo bajeczek, panie Findlay – rzuciłam oschle. – Ale jeszcze nigdy nie potraktowałeś mnie z takim brakiem szacunku jak teraz, więc po prostu daj mi odejść i zachowaj swoje kłamstwa dla siebie – zażądałam i ruszyłam przed siebie, trzęsąc się ze złości.

***

Weszłam do mieszkania i usłyszałam hałas dochodzący z kuchni. Zdjęłam buty i płaszcz, a następnie skierowałam się do źródła dźwięku. W pomieszczeniu zastałam przyjaciółkę w szarych spodniach od dresu i w białym, koronkowym staniku. Akurat nuciła pod nosem jakąś piosenkę.

– Hej – przywitałam się zmęczona, siadając przy stole kuchennym.

Rebecca odwróciła się w moim kierunku i szeroko uśmiechnęła.

– Hej, robię nam kolacje – powiedziała, na co wychyliłam się odrobinę, aby zobaczyć, co tam robiła.

– Co to? – zapytałam, patrząc na patelnię, na której coś się smażyło.

– Robię na razie pomidory zasmażane. Mam wenę małej kucharki. – Zaśmiała się cicho, a ja do niej dołączyłam. – Opowiadaj, jak tam w pracy. Dla jakiego samca pracujesz? – spytała ciekawa, opierając się o blat kuchenny.

Westchnęłam ciężko, a ona przyglądała mi się wnikliwie.

– Dla Dominica. – Przewróciłam oczami i wstałam, podchodząc do szafki, a następnie wyjęłam przezroczystą szklankę.

Rebecca spojrzała na mnie zaskoczona.

– Dla tego Dominica? Bogatego pana dupka? – dopytywała, a ja niechętnie mruknęłam na potwierdzenie. – Żartujesz sobie? Co on robi w Nowym Jorku? – spytała zszokowana, a ja znów westchnęłam z rezygnacją.

– Uwierz, chciałabym, aby był to żart. – Nalałam sobie wody do szklanki, a dziewczyna przyglądała mi się z niedowierzaniem.

– Zrezygnuj z tej sprawy – rozkazała, a ja cicho się zaśmiałam.

– Rebecca, nie jest tak łatwo zrezygnować ze sprawy. Idzie mi dobrze, a jeśli udowodnię pewną rzecz, to się stąd zwijamy i to jak najszybciej – wyjaśniłam spokojnie, kierując się w stronę salonu.

Usiadłam na kanapie i chwyciłam pilot, by poszukać czegoś ciekawego do obejrzenia w telewizji. Rebecca dołączyła do mnie i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, oczekując, żebym coś powiedziała.

– Dobrze wiesz, że gdybym mogła, to już by mnie tu nie było. Nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego i mu to zaznaczyłam – oznajmiłam, ale przyjaciółka nadal wpatrywała się we mnie z podejrzeniem. – Co? – spytałam zdezorientowana.

– A tak szczerze, to czujesz do niego coś jeszcze? – zapytała, a jej pytanie dało mi do myślenia.

Widziałam go, siedziałam obok niego i z nim rozmawiałam, ale nic nie czułam. Kompletnie nic. Żadnych motylków w moim brzuchu. Żadnej reakcji na jego obecność. Zupełnie nic. To naprawdę dobrze.

– Nie – odpowiedziałam pewnie, a blondynka przyglądała mi się, jakby doszukiwała się oznak kłamstwa. Po chwili jednak westchnęła zrezygnowana.

– To dobrze, ale obiecaj mi jedno. – Pogroziła palcem, a ja cały czas patrzyłam jej prosto w oczy. – Zaraz po zakończonej sprawie wyjeżdżamy i zapominamy o wszystkim, co tu się stało. Jasne?

– Jasne. Nic innego nie planowałam – powiedziałam spokojnie, wzruszając obojętnie ramionami

Przyjaciółka odetchnęła z ulgą, a następnie się we mnie wtuliła, kładąc się na kanapie.

– Nawet za takie widoki i tak piękne mieszkanie nie poślubiłabym takiego chuja – powiedziała z powagą, na co się głośno zaśmiałam.

– A tego Romeo, z którym piszesz, to już tak? – zapytałam z nadzieją, że w końcu coś z niej wyciągnę.

Dziewczyna z lekkim przerażeniem na twarzy, które próbowała ukryć, podniosła się do pozycji siedzącej.

Czułam, że trafiłam w samo sedno. Za tym wszystkim stoi jakiś mężczyzna.

– O czym ty mówisz? Z żadnym Romeo nie piszę. Mówiłam ci, że pisałam z Chasem – powiedziała pospiesznie z lekkim zdenerwowaniem, wzruszając obojętnie ramionami.

– Daj spokój. Powiedz, z kim tam kręcisz. – Ciekawość zżerała mnie od środka i lekko byłam niezadowolona, że coś przede mną ukrywała.

Blondynka przewróciła oczami zrezygnowana.

– Scarlett, z nikim nie piszę. Gdybym kogoś miała na oku, byłabyś pierwszą osobą, której bym powiedziała. Czy ja kiedykolwiek coś przed tobą ukrywałam? – spytała, a ja wymruczałam ciche „nie”. – Widzisz. – Wstała z kanapy, po czym w ułamku sekundy zamarła. – Pomidory! Kurwa! – Moja przyjaciółka rzuciła się biegiem w stronę kuchni, a ja wybuchłam śmiechem.

– Coś czuję, że nici z twojej weny twórczej! – krzyknęłam.

Rebecca wybiegła z salonu tak szybko, że zapomniała zabrać ze sobą komórki, której ostatnimi czas tak pilnowała jak oka w głowie.

Sprawdzić czy nie?

Kurwa, Scarlett! To twoja przyjaciółka.

Jakby to było coś ważnego, toby ci powiedziała, prawda?

A może jednak tak szybko zerknę? Nic się nie stanie, prawda?

Scarlett, kurwa, nie! Ona ci ufa. To jej prywatność.

Westchnęłam zrezygnowana i wróciłam do poszukiwania czegoś ciekawego w telewizji. Uznałam, że obejrzę wiadomości, dzięki czemu dowiem się, co się dzieje na świecie, i może nie będzie mnie korciło, by sprawdzić telefon przyjaciółki.

Wbrew oczekiwaniom żadna z przedstawionych informacji mnie nie zainteresowała, choć katastrofa w Kalifornii wydawała się naprawdę poważna. Kiedy pozostała część programu leciała w tle, ja chwyciłam swój telefon i przejrzałam Instagrama, ale i tam nie znalazłam nic ciekawego.

– Pomidory do wyrzucenia – jęknęła niezadowolona Rebecca, na co cicho się zaśmiałam.

– Zamówimy coś, ale posprzątaj po sobie! – krzyknęłam do dziewczyny i tylko usłyszałam, jak coś mruczy pod nosem, ale nie usłyszałam co. Domyślałam się tylko, że z jej ust wydobywała się jakaś wiązanka niecenzuralnych słów zarówno w kierunku nieudanego dania, jak i mojej osoby.

– A teraz informacje z ostatniej chwili. Dominic Findlay, jeden z najmłodszych milionerów w kraju…

Głos redaktorki wyrwał mnie z rozmyślań. Unosiłam wzrok i spojrzałam na ekran telewizora, na którym pojawiło się nagranie ukazujące Dominica wychodzącego z sądu. Przypomniałam sobie, że ja nie widziałam tych wszystkich dziennikarzy, kiedy opuściłam budynek.

– Jak pan się czuje z tym, że pańskim adwokatem jest pańska była? – spytał dziennikarz, ale brunet całkowicie go zignorował i szedł przed siebie. – Czy wasza relacja nie wpłynie na sprawę? – dopytywał, ale mężczyzna dalej nie reagował i wsiadł do samochodu.

– Kurwa! – krzyknęłam, wstając z kanapy.

Rebecca w tym czasie weszła do salonu i spojrzała na ekran ze zdumieniem.

– Chuj z podróży życia – skwitowała, a ja spojrzałam na nią, a następnie jęknęłam niezadowolona, opadając na kanapę i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

– Nawet mnie nie denerwuj – warknęłam, gdy dziewczyna usiadła na zagłówku kanapy. – Dopiero pierwsza rozprawa, a oni już musieli zaatakować! Co za paranoja!– wykrzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze, a blondynka tylko milczała.

– Nic nie powiesz? Nie będziesz ich obrażać ani nie będziesz oburzona? – spytałam z niedowierzaniem, a ona lekko się uśmiechnęła.

– To było do przewidzenia. No wiesz, było o was głośno swego czasu. On jest milionerem, a ty dość znanym adwokatem. Media gadają o takich jak wy – wyjaśniła, a ja tylko westchnęłam, zdając sobie sprawę, że miała rację. Dziewczyna chwyciła telefon, a ja spojrzałam na nią pytająco.

– Zamówię coś do jedzenia, a ty może weź zimny prysznic, aby się uspokoić. Dobrze ci to zrobi – powiedziała, idąc do kuchni.

– Zamów coś włoskiego, ale nie pizzę. Błagam cię! – krzyknęłam, a ona tylko zaśmiała się w odpowiedzi.

Potarłam nerwowo czoło i znów spojrzałam na telewizor.

Życie to jakiś jebany żart. Pozbyłam się go z mojego życia, a pierdolony los znów go w nie wprowadza. Co mi chcesz tym przekazać, co?

Dominic

Wlałem do szklanki koniak i usiadłem na obszernej sofie. Upiłem spory łyk, a następnie przeczesałem włosy palcami.

Zobaczenie Scarlett po takim czasie to jak cios prosto w serce. Gdy na nią spojrzałem, przestałem oddychać. Była piękniejsza, niż ją zapamiętałem. Los, ponownie stawiając mi ją na drodze, chyba chciał mi pokazać, jak bardzo na nią nie zasługiwałem i jak bardzo to wszystko spieprzyłem. Gdy zobaczyłem ją na tej sali sądowej, pragnąłem znów ją poczuć. Potrzebowałem znów trzymać ją w ramionach jak kiedyś. Dopiero wtedy do mnie dotarło, jak bardzo desperacko za nią tęskniłem.

Prawda była taka, że nigdy nie przestałem jej kochać.

Przez pierwszy miesiąc walczyłem z samym sobą. Miałem nadzieję, że z czasem mi przejdzie. Modliłem się, aby stała się przeszłością. Ale ona nigdy nie mogła być moją przeszłością, skoro chciałem, aby była moją teraźniejszością i przyszłością.

Obserwując ją dzisiaj, jej mowę ciała i to, w jaki sposób się wypowiadała, zrozumiałem, że moja Scarlett gdzieś zniknęła. Niby za dużo się nie zmieniła, ale to, w jaki sposób izolowała mnie od siebie, było jednoznaczne. Ona to zakończyła. Ruszyła przed siebie, a ja przez cały ten czas, dzień w dzień wracałem wspomnieniami do naszych wspólnych chwil. Do tego, jak byliśmy blisko i jak to się zmieniło. Jakby wszystko to, co było między nami, przestało mieć znaczenie.

Ona to zakończyła. Usunęła wszystko, co było nasze, bo spieprzyłem to jak ostatni kretyn, zamiast zatrzymać ją przy sobie. Jednak nie chciałem być egoistą, nie dla niej.

Rozdział 3

Zmiana

I was thinking ‘bout her, thinking ‘bout me. Thinking ‘bout us, what we gon’ be. Opened my eyes, yeah, it was only just a dream, So I travelled back down that road. Will she come back? No one knows. I realize, yeah, it was only just a dream.

– Nelly

Scarlett

Obudził mnie dźwięk budzika, przez co jęknęłam niezadowolona i złapałam komórkę w dłoń, wyłączając budzik. Westchnęłam cicho i przekręciłam delikatnie głowę, aby spojrzeć na blondynkę, która spała obok mnie. Potargane włosy lekko przysłaniały jej twarz, nogę miała zarzuconą na kołdrę, a głowę ułożoną na brzegu poduszki.

Wyglądała tak słodko i niewinnie. Nie dostrzegałam w niej teraz tej silnej kobiety, którą widziałam za dnia, a małą dziewczynkę, którą poznałam lata temu, gdy obie byłyśmy takie beztroskie. To szkoła średnia nas zniszczyła i to tak okropnie. Piłyśmy, paliłyśmy, sięgałyśmy po dragi. Niby miałyśmy wszystko i mówi się, że dzieci z dobrego domu nie muszą po takie rzeczy sięgać, ale to gówno prawda. Największy wpływ ma społeczeństwo, koledzy i koleżanki. Gdy jesteśmy młodzi, jesteśmy w stanie zrobić wszystko, aby wpasować się w tę tak zwaną „elitę”. Tak właśnie stało się z nami. Najpierw pierwsze papierosy z ręki, potem codziennie nowa paczka. Najpierw łyk alkoholu od koleżanki, potem butelka wódki każdego wieczoru. Najpierw jedna kreska od kolegi, potem wydawanie całego kieszonkowego na kilka gramów narkotyków. Nie miało znaczenia, co to jest, chodziło po prostu o zaspokojenie głodu.

Dobrze pamiętam dzień, w którym mama odebrała nas z imprezy. Ja byłam ledwo świadoma, a Rebecca już nie kontaktowała i leżała nieprzytomna. Obok niej spoczywała pusta strzykawka, w której nawet nie wiedziałyśmy, co było. Gdy mama nas znalazła, miałam sobie to świństwo podać, ale kobieta szybko mi to zabrała. Pamiętam, jaka byłam wściekła. Wtedy pierwszy raz ją uderzyłam. Gdyby mój tata i rodzice przyjaciółki nie przyjechali, to mama nie dałaby sobie rady. Od razu zapisali nas na odwyk. Obie jesteśmy im za to wdzięczne. Rebecca była już wtedy jedną nogą po drugiej stronie.

Wstałam z łóżka i się przeciągnęłam, aby rozprostować kości. Podeszłam do okna i podziwiałam Central Park, który o tak wczesnej porze wyglądał zupełnie inaczej. Mimo że było dość wcześnie, na ulicach był już duży ruch i wszyscy dokądś się spieszyli.

Poszłam do łazienki, by się trochę ogarnąć, a gdy wróciłam do sypialni, Rebecca dalej spała. Po cichu wzięłam telefon i słuchawki, po czym wyszłam z pomieszczenia. Włożyłam wygodne trampki i bluzę z kapturem i opuściłam budynek, a zimne, styczniowe powietrze owiało moją twarz.

Muzyka zaczęła cicho płynąć ze słuchawek, gdy pewnym krokiem ruszyłam do szpitala. Musiałam się dowiedzieć, czy ten cały Cameron mówił prawdę. Wiedziałam, że była wczesna godzina, ale dzięki temu byłam pewna, że go tam nie zobaczę, więc nie przeszkodzi mi w śledztwie.

Od mieszkania do szpitala był spory kawałek drogi, ale poranny spacer dobrze mi zrobił. W końcu znalazłam się pod szpitalem i ruszyłam do wejścia. Podeszłam do rejestracji, przy której siedziała kobieta w średnim wieku. Uniosła na mnie wzrok i się uśmiechnęła.

– Dzień dobry. W czym mogę pomóc?

– Scarlett Paterson. Jestem umówiona z Doktorem Hillem – odparłam, a szatynka skinęła głową, przenosząc wzrok na ekran komputera.

Przez chwilę czegoś tam szukała, po czym podała mi numer pokoju, w którym miałam znaleźć mężczyznę. Podziękowałam jej, a następnie ruszyłam do gabinetu. Szłam niemal pustym korytarzem, tylko raz na jakiś czas przeszła obok jakaś pielęgniarka.

Przystanęłam przy odpowiednich drzwiach i zapukałam, po czym weszłam do środka. Za biurkiem siedział około czterdziestoletni mężczyzna w fartuchu lekarskim i przyglądał mi się z poważnym wyrazem twarzy.

– Dzień dobry. Nazywam się Scarlett Paterson i byłam z panem umówiona. – Podeszłam do biurka, a mężczyzna wstał i wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą uścisnęłam, po czym oboje usiedliśmy

– W czym mogę pani pomóc? – spytał, splatając palce ze sobą i kładąc je na blacie.

– Jestem tu w sprawie pani Cameron – wyjaśniłam i sięgnęłam do torby po dokument, który sędzia wydał na mój wniosek.

Mężczyzna spojrzał na kartkę, która zwalniała go z tajemnicy lekarskiej.

– Jestem adwokatem i chciałam się dowiedzieć, czy to prawda, że pani Cameron jest chora na raka i leczenie jest faktycznie tak drogie, jak to pan Cameron, jej syn, przedstawił w sądzie.

– Tak, to prawda – odparł obojętnie, a ja czułam, że coś było nie tak.

Może nic na to nie wskazywało, ale czułam, że coś przede mną zatajał.

– Czy jest pan świadomy, że zostanie powołany na świadka w sprawie i jeśli będzie pan kłamał, zostanie pan ukarany grzywną lub karą pozbawienia wolności? – przywołałam regułkę, po której każdy wymiękał i wyznawał prawdę. Widziałam, że pan Hill się zestresował, ale starał się to ukryć. – Jest pan tego świadomy? – dopytałam. Musiałam mu pokazać, że jestem nad nim. Nie lubiłam tego robić, ale to zawsze działało.

Mężczyzna przytaknął i uparcie trzymał się swojej wersji.

To spróbujemy inaczej.

– Wie pan, że zweryfikuję pana wersję? Jeśli okaże się nieprawdziwa, mogę pana pociągnąć do odpowiedzialności prawnej – dodałam, próbując wywrzeć w ten sposób jakąś reakcję na lekarzu.

Mężczyzna w końcu westchnął i zaczął mówić:

– Mama pana Camerona jest chora na raka, ale leczenie jest opłacane z ubezpieczenia zdrowotnego. Syn mojej pacjentki nic za to nie płaci – wyjaśnił, a ja wiedziałam, że właściwie już wygrałam tę sprawę. – Czy mogę w czymś jeszcze pomóc? Nie chcę mieć żadnych problemów prawnych. – Mężczyzna odparł lekko zestresowany, a ja posłałam mu pogodny uśmiech.

– Czy pan Cameron przyszedł do pana i zaproponował łapówkę za przedstawienie innej wersji? – dopytałam, na co mężczyzna przytaknął. – Co miałam usłyszeć, zanim postanowił pan wyznać prawdę?

– Pan Cameron przewidział, że sąd przychyli się do pani wniosku o zwolnienie mnie z tajemnicy lekarskiej, więc zapłacił mi, abym nic nie wspominał o ubezpieczeniu zdrowotnym.

No to facet nieźle się wkopał. Nie dość, że będzie musiał oddać pieniądze Dominicowi w trybie natychmiastowym, to jeszcze dostanie karę za kłamanie w sądzie.

– Czy to wszystko? – spytał.

– Potrzebowałabym dokumentacji potwierdzającej zapłatę za leczenie – powiedziałam, a lekarz otworzył szufladę i wyjął z niej teczkę.

– Posiadam taką dokumentację, ale nie mogę jej pani przekazać bez zaświadczenia o postanowieniu sądu lub prokuratury.

Sięgnęłam po karteczkę na jego stole i długopis i zapisałam datę następnej rozprawy w sądzie i adres.

– Proszę tego dnia stawić się w sądzie i zeznać dokładnie to, co pan mi teraz powiedział – wyjaśniłam i podałam mu kartkę.

Doktor spojrzał na nią nieprzekonany, ale przytaknął.

Pożegnałam się z panem Hillem i wyszłam. Ruszyłam korytarzem w stronę wyjścia, a gdy opuściłam szpital, uśmiechnęłam się szeroko.

– Mam tę sprawę wygraną – wyszeptałam do siebie pod nosem.

Zamierzałam stamtąd wyjechać i nigdy więcej nie zobaczyć Dominica. Niczego wtedy bardziej nie pragnęłam. Potrzebowałam, aby zniknął z mojego życia raz na zawsze.

Ruszyłam w stronę mieszkania powolnym krokiem.

Wiedziałam, że zostało mi jeszcze dobrze uargumentować stronę Dominica i wygraną oraz kolejne kilka tysięcy dolarów, które zamierzałam przeznaczyć na dom, miałam w kieszeni.

Po wejściu do mieszkania poczułam zapach bekonu. Zdjęłam buty i bluzę, a następnie poszłam do kuchni, w której zastałam przyjaciółkę smażącą jajecznicę. Spojrzała na mnie, lekko się uśmiechnęła i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

– Kto się tak rano wymyka? – spytała, próbując brzmieć poważnie, ale szeroki uśmiech jej to uniemożliwił.

– Byłam w pracy. – Wzruszyłam obojętnie ramionami, a ona gapiła się na mnie jak na wariatkę.

– Poszłaś do pracy o szóstej rano i wróciłaś o ósmej? – spytała z niedowierzaniem, a ja znów wzruszyłam ramionami.

– Miałam spotkanie – wyjaśniłam, a ona prychnęła pod nosem.

Zmarszczyłam brwi na jej reakcję.

– Spotkanie o takiej godzinie? Może byłaś u Dominica, co? – zasugerowała, a ja popatrzałam na nią zaskoczona i wstałam gwałtownie z krzesła. Dziewczyna przyglądała mi się wnikliwie.

Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała.

– Nie byłam – odparłam poważnie, odwracając od niej wzrok.

– A może jednak? – dopytywała, a ja po prostu nie wierzyłam w to, co do mnie mówiła.

Nigdy w życiu jej nie oszukałam, a ona mi sugerowała kłamstwo! Przegięła i to ostro!

– O czym ty, do cholery, mówisz? Ty siebie słyszysz, Rebecca?! – Wyrzuciłam ręce w powietrze, a ona przewróciła obojętnie oczami. – Nigdy w życiu cię nie okłamałam i dobrze wiesz, że nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego – warknęłam, a Becca prychnęła, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.

– Chcesz mi powiedzieć, że znów go zobaczyłaś i żadne z uczuć do niego się nie odezwało? Żadnych motylków, napływów ciepła, żadnego stresu? Nic? – ciągnęła z niedowierzaniem.

Gotowałam się ze złości.

– Tak i szczerze? Sama się zdziwiłam, ale z drugiej strony cieszę się, że mi przeszło. Jest mi tak łatwiej – fuknęłam, a blondynka uważnie mi się przyglądała. – Byłam na spotkaniu, które poszło świetnie. Dzięki temu, co udało mi się ustalić, szybciej skończę tę sprawę i będziemy mogły się stąd wynieść, a ja nie będę musiała patrzeć na Dominica nigdy więcej.

Zapanowała między nami cisza. Patrzyłyśmy na siebie bez słowa. Było mi cholernie przykro, że przyjaciółka wątpiła w moją szczerość.

– Chcę ci wierzyć, Scarlett, ale jak mam to niby zrobić? – spytała zmęczona, zwieszając wzrok na swoje stopy, a ja już chciałam coś powiedzieć, ale ona mnie wyprzedziła. – Byłaś w nim zakochana po uszy i każdy to widział. Nie jest łatwo uwierzyć, że nagle kompletnie nic się nie dzieje, gdy go widzisz – wyjaśniła, a ja pokręciłam bezradnie głową, przygryzając dolną wargę.

– A wiesz, w co mi jest trudno uwierzyć? – spytałam, a ona spojrzała na mnie pytająco. – Ukrywasz coś przede mną, ale nie tylko przede mną. Przed wszystkimi. Znikasz na wiele godzin, piszesz z kimś i nikomu nic nie mówisz. Wszyscy się o ciebie martwią, a ty kłamiesz w żywe oczy. Piszę z Chasem – zacytowałam jej słowa, parodiując ją. – Nikt ci i tak w to nie wierzy. Wiesz, co mnie boli? – Złapałam się za serce. – Zamykasz się i okłamujesz mnie, swoją najlepszą przyjaciółkę. Ja ci mówię wszystko, każdą drobnostkę. Zakochałam się w Dominicu i ci o tym powiedziałam, a mogłam tego nie robić. Jednak przyznałam się do tego, bo jesteś moją przyjaciółką. – Wpatrywałam się w nią zraniona, a ona milczała. – Jajecznica ci się spali. – Pokazałam palcem na patelnię, a następnie bez słowa wyszłam z kuchni.

***

Gdy byłam gotowa do wyjścia, weszłam jeszcze na moment do sypialni. Rebecca leżała na łóżku i z kimś pisała. Od dwóch dni za dużo nie rozmawiałyśmy przez naszą kłótnię. Było mi z tego powodu smutno, ale większą przykrość sprawiało mi to, że nadal coś przede mną ukrywała. A do tego była zła, ponieważ wymagała ode mnie szczerości, gdy ona sama wcale się tego nie trzymała.

– Idę do sądu. Nie wiem, kiedy wrócę – rzuciłam od niechcenia, biorąc teczkę ze stołu.

Dziewczyna spojrzała na mnie i nic nie powiedziała.

Przeczesałam włosy palcami i skierowałam się w stronę wyjścia z pokoju.

– Jesteś zła? – spytała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.

Przystanęłam i westchnęłam z rezygnacją. W oczach kobiety czaił się smutek i coś na kształt poczucia winy.

– Nie, Rebecca. – Odwróciłam się w jej stronę. – Zawiodłam się na tobie. Ukrywasz coś przede mną i nie chcesz powiedzieć, co to jest. Masz do mnie pretensje bez powodu. Czy ja mogę nadal nazywać cię swoją przyjaciółką? – Moje gardło zaciskało się z każdym słowem, przyprawiając o bolesne kłucie w piersi. – Cześć.

Miałam ochotę się rozpłakać. Traciłam ją i to nie przez tę kłótnię. Traciłam ją, od kiedy zaczęła kłamać, od kiedy wymykała się z domu i nic nie mówiła. Miałam tylko ją, a nasza przyjaźń przeciekała mi nieuchwytnie przez palce.

W głównym holu czekał już człowiek Dominica. Przywitał mnie z uśmiechem, po czym wsiedliśmy do pojazdu w milczeniu i w taki sam sposób minęła nam podróż. Tylko cicha muzyka z radia roznosiła się wokół.