Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
74 osoby interesują się tą książką
Jego powinnością jest władać. Jej – służyć jego wrogowi.
Keon Argenis, smoczy król, przysiągł, że poślubi tylko bratnią duszę – tę, którą spotkał wiele lat wcześniej. Po tamtym dniu pozostały jedynie wspomnienia i łuska, którą podarował przeznaczonej, składając obietnicę zjednoczenia. Nie znali wtedy swoich imion i pochodzenia. Dziś Demalis Sora jest dyplomatką na usługach jego największego wroga. Prawdę ujawnia przypadkowe spotkanie. Gdy ich drogi znów się krzyżują, na jaw wychodzi straszliwa prawda: choć łączy ich nierozerwalna więź dusz, powinni być wrogami. A na drodze do szczęścia stają stare spory, polityczne intrygi i zatruwające umysł tajemnice.
Czy zakazana więź jest w stanie przetrwać w świecie, w którym miłość między wrogami oznacza cierpienie i śmierć?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 545
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Stargard 2025
Małgorzata Paszko
Wydawnictwo Black Dragon
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część tej publikacji nie może być kopiowana, reprodukowana ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
All rights reserved
Uwaga!
Książka przeznaczona wyłącznie dla czytelników 16+.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
redakcja i korekta:
Daria Raczkowiak (@daria.raczkowiak.korekta, www.dariaraczkowiak.pl)
projekt okładki:
Małgorzata Paszko (źródło użytych grafik: Unsplash.com)
skład, łamanie, opracowanie okładki, konwersja:
Szymon Bolek (Studio Grafpa, www.grafpa.pl)
www.wydawnictwobd.pl
@wydawnictwoblackdragon
@malgorzata_paszko
ISBN 978-83-977652-5-2
Dla tych, którzy pomimo złamanego serca walczyli dalej.
Keon doskonale pamiętał pierwsze spotkanie z Demalis. Mając piętnaście lat został wysłany na front wojenny. Pod płaszczykiem nabrania doświadczenia i wzięcia odpowiedzialności za kraj jako przyszły król kryło się wiele intryg. Dworzanie szeptali o jego nędznych umiejętnościach kontroli ognia, mówiono, że jego matka nie mogła dać królowi godnego następcy. Nawet istnienie Laitha nie uciszyło tych głosów. Dlatego został wysłany. Miał udowodnić swoją wartość bądź zginąć tak, aby nikt nie mógł mówić o jego bezużyteczności.
Prawie trzy lata spędził na froncie, powoli przyzwyczajając się do zapachu zgnilizny i widoku ciał. Młodzieniec, wymotujący na widok trupa, czy krzyczący w poduszkę, znikł. Pozostał jedynie następca tronu, który palił na popiół wrogów i zdobywał liczne sukcesy militarne. Zahartował wtedy swoje serce i skrył za maską idealnego księcia wszelkie uczucia. Obojętne mu było, czy żyje, czy nie. Liczył się dla niego jedynie kraj. Jednak tamtego dnia, gdy ujrzał siedmioletnią Demalis, sparaliżował go strach. Klęczała w kałuży krwi obok ciała jednego z wojowników i nerwowo nim potrząsała, wołając: „Tato, tato, obudź się”. Zmarły był jej ojcem. Na Paszczę Otchłani, nie wiedział, skąd się tam wzięła, ale nie było to ważne. Chciał jedynie ją ochronić, ale miał świadomość, że za moment dotrą do niego żołnierze. Gdy do niej podszedł, w oczach Demalis widać było strach, ale też łzy i zagubienie. To był ostatni krok ku przepaści. Zatonął w poczuciu, że musi ją chronić. Nie patrzył na nią wtedy jak na przyszłą partnerkę, a porzucone młode, za które stał się odpowiedzialny. Panikował, szukał rozwiązań, wiedząc, że jeśli ją odnajdą, trafi w niewolę. Keon miał świadomość, że pomimo sukcesów był tak naprawdę jedynie marionetką matki, a nigdy w życiu nie powierzyłby tej kobiecie swojego skarbu. Dlatego bez namysłu zrobił wtedy coś niezwykle ryzykownego. Uratował jej życie, narażając własne.
– Uratowałeś mnie wtedy, wasza wysokość.
Cichy szept Demalis zdradził, że i ona myślała o dniu, gdy wszystko się zaczęło. Keon postawił ku niej kolejny krok, unosząc ręce, które zaraz spokojnie opadły wzdłuż jego ciała. Chciał ją przytulić, być obok, ale nie było to tak proste.
– Ty również byłaś moim ratunkiem – wyznał cicho, wręcz ledwie słyszalnie.
Dzięki tamtemu spotkaniu starał się ze wszelkich sił wyrwać z okowów matki i rozbudować własną władzę. Przestał być żywym trupem o twarzy księcia, a smokiem gotowym sięgnąć po każdy rodzaj mocy, aby w przyszłości móc z nią być.
– Księżniczka Isra odeszła. Nie sądzę, że rozsądnym jest ją zostawiać samą, wasza wysokość.
Zabolały go te słowa. Zastanawiał się, czy miała na twarzy teraz maskę, czy może faktycznie to spotkanie nic dla niej nie znaczyło. Wtedy jednak dostrzegł spinkę.
– Nosisz ją.
Demalis cofnęła się o krok, przełykając gulę w gardle. Keon zmrużył oczy. Coś było nie tak.
– Rozczarowałem cię? – spytał pochmurnie.
Demalis pokręciła głową, przykładając dłoń do serca.
– Nie, wasza wysokość. Po prostu nie sądziłam, że…
– Jestem królem, którego twój władca pragnie zabić? – dokończył.
Ich tożsamości były inne, ale sytuacja nie była wcale prostsza. Rozumiał to, ale nie spodziewał się, że tak szybko zostanie odrzucony. Lewa dłoń smoka zacisnęła się w pięść. Maska Demalis pękała, a Keona coraz mocniej do niego przywierała.
– Nasza pozycja… Sytuacja…
Głos się jej łamał, a on czekał z wysoko uniesioną głową na słowa, które miały zadać mu jedną z najgorszych ran. Sądził, że był na to gotowy, ale gdy w końcu rozchyliła usta, zapragnął zrobić wszystko, aby zamilkła.
– Nic na nas nie czeka, Keonie. Nic. Jedynie cierpienie i śmierć.
Zamknął oczy, nie chcąc ujawnić swoich myśli. Wiedział o tym wszystkim. To była zakazana więź. Mogła porzucić Yannę, ale w Orinii nie czekało na nią huczne przywitanie. Szlachta pożarłaby ją żywcem, nie chcąc zaakceptować takiej królowej. Tylko Keon nie pragnął żadnej innej. On natomiast nie mógł uciec do Yanny, bo był, kim był. Mimo tej wiedzy smok nie godził się na porażkę. Temperatura wokół podniosła się. To była jedyna oznaka jego cichego gniewu.
– Nie zrezygnuję – rzekł tonem przepełnionym mocą.
Brązowe tęczówki pociemniały. To one przykuły wzrok Demalis. Wręcz ją hipnotyzowały. Stąd nie spostrzegła, że władca Orinii znalazł się tuż obok i nachylił się. Jego szept jeszcze długo odbijał się w jej umyśle.
– Nie pozwolę ci odejść, Demalis. Nigdy nie pozwolę ci odejść.
To nie był głos jedynie kogoś, kto był w stanie zrobić wszystko. To był ton łowcy, który wyruszył na łowy i gotowy był poćwiartować każdego, kto stanie między nim, a jego celem.
W dniu poświęcenia nikt nie sądził, że sprawy potoczą się w ten sposób. Isra miała być ofiarą, dowodem na to, że nowy król Orinii podporządkowuje się Władcy Głębin. Powszechnie nie było wiadome, że każda z oddanych księżniczek miała skończyć w roli niewolnicy. Keonowi ten fakt spędzał sen z powiek. Martwił się, ale miał związane ręce. Na własnej skórze poczuł to, co cały proces miał wywoływać.
Słabość i nienawiść do samego siebie.
Smoki ceniły siłę, były dumne i potężne, a on nakładając na głowę oficjalnie koronę, musiał zrobić coś, co zaprzeczało ich najważniejszym wartościom. Mógłby walczyć, reagować agresją jak jego młodszy brat Laith, ale był królem odpowiedzialnym za coś więcej niż własną rodzinę. Wielu powiedziałoby, że Keon zahartował swoje serce w trakcie wojen. Nie, nauczył się jedynie udawać być tym, kim musiał być.
Ojciec Keona i Isry nie żył, więc to na młodym królu spoczął obowiązek odprowadzenia najmłodszej z rodzeństwa do ołtarza. O ironio, dziewczyna, która tak walecznie zapierała się przed decyzją Smoczego Zwierciadła, zapisała swój los inaczej i teraz poślubić miała władcę miejsca, z którego tak bardzo chciała uciec.
Isra niejednokrotnie zadziwiała swojego brata. Tak było również w chwili, gdy Keon przybył po nią, aby móc spokojnie odprowadzić ją do ogrodów. Przed tym dał siostrze prezent, którym były własnoręcznie wykonane kolczyki ze szmaragdów i odbył z nią rozmowę. Chciał, aby żyła bez żalu, była szczęśliwa, ale ona musiała powiedzieć, aby zaczął walczyć o samego siebie.
To ty musisz zacząć tak żyć, Keonie. Poświęciłeś dla nas i Orinii wiele, pora, abyś zawalczył o samego siebie.
Poświęcił dla kraju wiele. Lata życia spędzone na froncie, później przełknięcie goryczy i dumy, aby domagać się pokoju z krajem, który doprowadził do śmierci jego ojca i dwóch młodszych sióstr. Mało który smok postąpiłby podobnie. Za krew bowiem płaci się krwią.
On zapłacił za nią pokojem. Uniósł się ponad własny honor, aby wreszcie jego lud mógł odpocząć.
Nawet smok męczy się od walki.
Keon prowadził wystrojoną w szkarłatną suknię siostrę. Był zamyślony, przez co jego brązowe tęczówki wydawały się nieco ciemniejsze. Czujne oko bliskiej mu osoby zauważyłoby, że jest na swój sposób zmizerniały i to pomimo zdrowej, wysportowanej sylwetki. Blada cera, która niejednokrotnie niepokoiła medyków, postarzała się i dodawała mu upiorności. Ubrany był w elegancki, prosty, ale przy tym arystokratyczny strój. Czarną szatę zdobiły hafty ze złotej nici i białe kryształy. Blond włosy miał zaczesane i spoczywała na nich korona Orinii. Musiał ją mieć, aby ukazać światu, że jest władcą, który oddaje rękę siostry innemu królowi. Los chciał, że temu, którego uważano za najpotężniejszego. Nie insygnium władzy jednak cenił, a rzemyk z perłą, który spoczywał na jego szacie. Był to dar, który dość dawno temu otrzymał od Isry.
Rodzeństwo pokonało dość szybko pałacowy korytarz. Keon nie potrafił się skupić na tym, co mijał, a przecież miejsce zostało przystrojone szmaragdowymi i karmazynowymi kwiatami, podobnymi do tych z bukietu Isry. Dookoła unosiły się srebrzyste kule światła, a przy ścianach stali żołnierze, pilnujący porządku.
Zwolnił, aby móc przyjrzeć się twarzy panny młodej. Widział, jak wiele emocji nią targa, ale nic nie powiedział. Wkrótce korytarz się skończył, a oni wyszli na podwórze.
Podłoże się zmieniło, drogę do ołtarza usłano czerwonymi, białymi, szmaragdowymi, srebrnymi i złotymi kwiatami. W powietrzu tańcowała ich woń, która mieszała się z zapachem przygotowanego jadła.
Ogród wypełniali goście. Część z nich siedziała, inni stali, ale wszyscy skupili uwagę na pannie młodej. W chwili, gdy postawiła stopę w ogrodach, rozbrzmiało wycie. Dwa kamienne monumenty w kształcie smoków poruszyły się, informując o przybyciu przyszłej żony. Keon ruszył przed siebie, przypatrując się ustrojonej kwieciem alejce, którą otaczały stoliki. Przed nim był ołtarz, na którym czekał ubrany w czarny haftowany czerwoną nicią strój Pan Głębin. Najpotężniejszy ze smoków prezentował się dumnie, chłodno i elegancko.
Władca Orinii w ciszy dostał się do przyszłego szwagra i podał mu rękę siostry. Zmusił się do posłania Isrze uśmiechu, oddał pokłon Władcy Głębin, po czym się wycofał.
Uroczystość zaślubin oficjalnie się rozpoczęła.
– Smoczy Przodkowie i wy, drodzy goście. Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć parę oblubieńców i stać się świadkami ich obietnicy wspólnego losu.
Głos starszego był ochrypły, ale miał w sobie pewną moc. Goście przede wszystkim skupili się na nim, ale nie on. Keon wbijał wzrok we własną siostrę. Miała piękną, karmazynową suknię i welon, który przez dłuższą chwilę zasłaniał jej twarz.
– Smocza krew łączy nas wszystkich, ale dusze łączą nas tylko z jednym. Ktokolwiek gardzi tą więzią, powinien zostać potępiony. Jak mawiał Wielki Przodek Ricerdo: „Ten, kto odrzuca duszę, odrzuca i życie. Odrzuca tradycję i to, kim się narodził. Odrzuca przeznaczenie” – grzmił kapłan. – Przyzywamy przodków, aby stali się świadkami tej ceremonii. Na dowód kochankowie wymienią się krwią.
Powiązani duszą są od siebie zależni. Im potężniejszy jesteś, tym boleśniej odczujesz stratę oblubieńca bądź oblubienicy. Ta druga osoba jest twoim mostem, filarem, ale też bardzo łatwo mogła przemienić się w truciznę. Sama więź nie wywoływała miłości, ale sprawiała, że czułeś się przy drugiej osobie inaczej.
Keon obserwował, jak służący przynoszą parze łuski z ich smoczych postaci. Z ich pomocą przecięli sobie palce, pozwalając krwi spłynąć do kielicha, który wcześniej trzymał kapłan. Jego twarz okalał czerwony materiał.
– Zmieszana krew to połączone dusze – ogłosił spokojnie.
Młoda para kolejno zmoczyła usta w metalicznej cieczy.
– Jesteście złączeni od początku, teraz jednak potwierdzacie swoje oddanie. Czas na krwawy pocałunek!
Goście zaczęli skandować.
– Krwawy Pocałunek!
Władca Orinii w ciszy przyglądał się temu, jak jego siostra łączy się w pocałunku ze smokiem. Obserwował, jak krew pobrudziła mu szyję i jak teraz ta barwi również platynowe kosmyki Isry.
Widok szczęścia krewnej wywołał w jego sercu niewygodny ucisk. Mimowolnie odszukał siedzącą przy jednym ze stolików Demalis. Otaczali ją inni dyplomaci Yanny, którzy dla Keona byli w tej chwili bez znaczenia. Wolał skupić się na swojej oblubienicy.
Jej ciemnobrązowe włosy były rozpuszczone, a prawą część grzywki podtrzymywała spinka z ciemnobrązową łuską. Tę, którą dał jej kilka lat temu, w chwili gdy uratował jej życie. Z okazji ślubu ubrała się nieco bardziej odświętnie.
Klaskała, a Keon wytężył wzrok, aby móc lepiej przyjrzeć się jej bladej twarzy. Pod prawym okiem smoczyca miała pieprzyk, a jej szmaragdowe oczy wydawały się lekko błyszczeć. Władca Orinii był nią oczarowany, a kubeł zimnej wody poczuł dopiero w chwili, gdy ujrzał na piersi kobiety przypinkę z herbem Yanny.
Ciało Keona dopadł chłód.
Demalis była jego oblubienicą, cząstką duszy, ale i zarazem sługą króla, który pomimo traktatu pokojowego nigdy nie zaprzestał knuć.
Służyła krajowi, który zabił mu ojca.
Była wrogiem, a zarazem pragnął ją mieć tuż obok.
Fakty te były z racji ślubnej atmosfery dość przytłaczające. Keon czuł się tak, jakby coś go przygniatało. Co gorsza, nie potrafił w żaden sposób od tej słabości uciec. I to go irytowało. Jako król nigdy nie powinien znaleźć się w takim stanie, a już na pewno nie w trakcie uroczystości, na której obecni byli wysłannicy różnych krajów. Co istotniejsze, ta uroczystość miała miejsce w Głębinach, najmroczniejszym i najpotężniejszym z królestw. Wielu mogłoby uznać, że czuje się źle z racji wpływu, jakie te ziemie wywierają na obywatelach Powierzchni, a to dowodziłoby słabości.
Słaby król byłby pośmiewiskiem.
Owacje i gratulacje stawały się coraz głośniejsze. Keon zmusił się do spojrzenia w stronę swojej siostry i sam dołączył do klaszczących. Uśmiechał się, utrzymując na twarzy maskę, która nieznacznie ukrywała jego prawdziwy stan. Starał się skupić na tym, co się działo, ale w jego głowie była przede wszystkim Demalis i pokręcona sytuacja, w której razem się znaleźli.
Goście udali się w stronę młodej pary, chcąc złożyć gratulacje. Król Orinii jednak ani drgnął, wiedząc, że już to zrobił, a czas na te oficjalne życzenia jeszcze nadejdzie.
– Zjadłeś coś nieświeżego?
Keon nie musiał się odwracać, aby pojąć, kto zadał to pytanie. Ton głosu zdecydowanie należał do jego młodszego brata Laitha.
– Nie – odparł posępnie król.
Laith stanął obok. W tej chwili bracia wyglądali jak prawdziwe ying i yang. Młodszy miał czarne przydługie włosy, które w całości przysłaniały mu szyję. Nie były tak ładnie ułożone, jak te Keona, a nosiły w sobie ślady pewnego chaosu. Tęczówki księcia były intensywnie czerwone, a cera chociaż jasna, wyglądała zdrowo. Wzrostowo byli sobie równi, ale Laith wydawał się być bardziej wysportowany. Miał też skromniejszy strój, bo czarna szata nie posiadała żadnych ozdób. Za to smok nosił na serdecznym palcu lewej ręki pierścień ze szmaragdem.
Laith posłał bratu nieco złośliwy uśmiech i prychnął, krzyżując dłonie na ramionach. Z racji tego, że uwaga zgromadzonych skupiona była teraz na gwiazdach uroczystości, przybrał nieco swobodniejszą postawę.
– Nie rozumiem cię, bracie – zaczął Laith. – Przyprowadziłem ci tę dyplomatkę pod sam nos, a wy, zamiast zająć się pielęgnowaniem miłości, czy czymś innym z pokroju tego słodkiego gówna, wolicie udawać, że się nie znacie – mruknął. – Wolałbym, abyście zajęli się majstrowaniem mi bratanka, ale na razie uznajmy, że macie taryfę ulgową – dodał.
Laith brzmiał poważnie, ale Keon wiedział, że żartował.
Zapanowała cisza, którą ostatecznie przerwał młodszy smok.
– To przez historię i relację naszych krajów, prawda? – zagadnął, ale wcale nie oczekiwał odpowiedzi. – Powstrzymuje cię to, że nasz lud nie zaakceptuje takiej królowej. Powiem ci jedno, Keonie – uznał, przeczesując czarne włosy. – Pierdol to. Jesteś królem, a pudrowani idioci zawsze będą mielić ozorem na temat władcy. Potrafiliby się przypierdolić nawet do tego, co jadasz na śniadanie – zauważył, nie powstrzymując się przed używaniem wulgarnego słownictwa.
Poza wzrokiem innych nie musiał udawać miłego, a renoma krwiożerczego potwora ratowała go przed zbyt częstymi rozmowami, podczas których musiał zachowywać się tak, jak nakazywała sztywna etykieta.
Keon przymknął oczy, ciężko wzdychając na słowa młodszego brata. Laith jednak nie skończył. Po chwili ciszy kontynuował swoją wypowiedź:
– Ta kobieta – zaczął, mając na myśli matkę – również bała się plotek. Pamiętaj, do jakich tragedii przez to doprowadziła.
Słowa smoka wywołały u Keona dreszcze. Nie uważał, że odziedziczył po matce skłonność do zbyt wielkiego przejmowania się opinią publiczną. Sądził, że już dawno temu odrzucił potrzebę bycia akceptowanym, zaprzestał pogoni i wybudował sobie drogę do chwały, ale…
Wtedy coś dostrzegł. Ruch. Nawet w zamyśleniu śledził Demalis wzrokiem, a więc od razu zauważył, że po złożeniu gratulacji, udała się w stronę zamku. Nogi same poniosły go ku niej. Laith go nie zatrzymywał.
Korytarz był przyciemniony, a oświetlające go wcześniej kule przygasły. Żołnierze również przenieśli się w inne punkty, chcąc pilnować porządku w ogrodzie. W rezultacie kamienne ściany stały się dość ponure i sprawiały wrażenie osamotnionych.
Dyplomatka szła coraz to szybciej jakby przerażona. Dogonił ją, chwytając za nadgarstek. Zareagował odruchowo niczym zwierzyna, która dopatrzyła ofiarę i zdecydowała się rzucić ku niej.
– Demalis.
Kobieta wyprostowała się, sztywniejąc.
– Wasza wysokość…
Powoli odwróciła się ku niemu, unosząc głowę. Różniło ich jedynie dziesięć centymetrów wzrostu, a mimo to Keon wydawał się nad nią górować. Winę za to mogła ponosić jego wysportowana sylwetka. Sama dziewczyna była drobna.
– Czy dobrze jesz? – spytał odruchowo smok.
Keon przeklął w myślach. Nie to chciał powiedzieć. Uśmiechnął się lekko zażenowany, a Demalis uniosła brew.
– Tak, wasza wysokość – zapewniła cicho. – Czy ma wasza wysokość jeszcze jakieś pytania?
Keon odchrząknął. Oficjalność Demalis wbijała mu w pierś niewidzialny sztylet i boleśniej uświadamiała go o tym, jak wiele ich dzieli. Z posępną miną puścił dłoń kobiety i westchnął.
– Nie rób tego – nakazał. – Przestań pogłębiać dystans między nami.
Demalis zagryzła wargę, milcząc. Nie zmuszał jej, aby przemówiła. Zamiast tego król skierował uwagę w stronę, z której przyszli. Wyglądało na to, że wciąż trwało składanie gratulacji. Wrócił spojrzeniem ku Demalis, dostrzegając na jej policzkach łzy. Odruchowo chciał unieść dłoń i je strzec, ale się powstrzymał.
– Odchodzę – wyznała nagle. Dusza Demalis płakała, bo nie było jej dane choćby poznać własnego partnera. – Po ślubie wracam do Yanny, Keonie – oświadczyła, wymawiając jego imię dość cicho. – Prawdopodobnie nigdy już się nie spotkamy.
Keon zadrżał. Widział w Demalis tak wiele podobieństwa do samego siebie. Dusiła w sobie ból, cierpienie, zakładając na twarz maski, które świat uważał za jej prawdziwą twarz. Instynkty tej dwójki krzyczały, nie godząc się na to, że nie mają okazji się poznać. Musieli znaleźć rozwiązanie.
– Dlaczego musiałeś za mną pójść? – zapytała, chwytając gwałtownie za jego wytworną szatę. – Dlaczego musisz to utrudniać? Ja…
Tak bardzo chciałam udawać, że nie istniejesz.
Keon zareagował od razu. Wyraz twarzy Demalis zdradzał wszystko. Dlatego popchnął kobietę ku ścianie i położył dłonie po obu stronach jej głowy. Brązowe tęczówki płonęły, a szczęka się zacisnęła. Dyplomatka wciąż trzymała jego szatę, dlatego teraz na nią napierał. Jedynie ich twarze zachowywały bezpieczną odległość.
– Nie pozwolę ci zapomnieć, Demalis. Nie dam ci wymazać części siebie.
Pomimo łez szmaragdowe oczy skrywały w sobie pewną siłę. Zadarła głowę.
– A jeśli chcę zapomnieć? – spytała.
– A więc to powiedz. Powiedz, że wcale na to nie czekałaś, że wcale nie marzyłeś o dniu naszego spotkania. Przyznaj, że wolałabyś, abym tamtego dnia umarł.
Głos Keona był prowokacyjny. Zupełnie jak to, co mówił. To miało oburzyć, wywołać reakcję. Demalis była do niego podobna, dlatego wiedział, że na takich jak on była tylko metoda. Zagranie na ich emocjach. Uderzenie tam, gdzie zaboli najbardziej i doprowadzenie do utraty przez nich kontroli. Tylko tak mogli być w pełni szczerzy, a właśnie szczerości chciał.
Zacisnęła usta. Zapanowała cisza.
– Powiedz to – nakazał surowo Keon. – Co cię powstrzymuje? W końcu jestem twoim koszmarem. Tak ciężko powiedzieć, abym zginął?
W szmaragdowych oczach pojawiła się desperacja. Zupełnie, jakby błagała go, aby przestał. Mógłby, ale droga do prawdy bywa niezwykle bolesna.
– Demalis?
Oboje zamarli. Pojawienie się kogoś jeszcze wybiło ich z rytmu. Gdy natomiast dyplomatka spojrzała w bok, wyraźnie zbladła.
– Nauczycielu…
Keon drgnął, odsuwając się od kobiety. Odwrócił się w stronę, z której wydobył się głos i posłał starszemu człowiekowi ponure spojrzenie. Włosy obcego pokrywała siwizna, a usta były zaciśnięte w prostą linię. Nosił przepaskę na oko i opierał się na lasce, której czubek zdobiła głowa lwa. Ubrany był w prostą czarną szatę. Jej jedyną ozdobą była złota broszka z herbem Yanny. Połowa głowy była smocza, a połowa lwia i błyszcząca w cieniach. Keon nie znał tego smoka, ale był pewien jednego. Musiał być dyplomatą.
Demalis otrząsnęła się z szoku i stanęła obok Keona, zaciskając dłonie w pięści. Jej twarz odzyskała spokój, choć Keon wiedział, że w środku musiała panikować. Starzec podszedł bliżej, po czym się ukłonił.
– Bądź pozdrowiony, Niezwyciężony Królu Orinii.
Oficjalny pozbawiony zbędnych emocji ton przerwał panującą ciszę.
– Cokolwiek uczyniła moja podopieczna, proszę w jej imieniu o przebaczenie.
Laska mężczyzny uderzyła o kamienne podłoże, a Demalis natychmiast przyłożyła dłoń do piersi i pochyliła głowę.
– Wybacz mi, wasza wysokość.
Keon zacisnął szczękę tak mocno, że aż odczuł ból. Machnął ręką na znak porzucenia sprawy, a para dyplomatów od razu się wyprostowała.
– Idź, dziecko, spakuj się – nakazał starszy.
Demalis przytaknęła i się wycofała. Raz zerknęła przez ramię, odnajdując spojrzeniem śledzące ją z uporem brązowe oczy. Keon nie mógł oderwać od niej wzroku.
– Nazywam się Fasco Roger, jestem starszym dyplomatą królestwa Yanna, wasza wysokość.
Zielone oko starca nie zaprzestało obserwacji brata przyszłej królowej Głębin. Śledził i poddawał analizie wszystko, zastanawiając się nad tym, co wywołało u młodzieńca tak wielkie wzburzenie.
– Przybyłeś na ślub mojej siostry?
Fasco zacisnął dłoń na rączce laski. Nie oczekiwał pytania. Na pewno nie zadanego tak posępnym tonem. Keon Argenis okazywał się nie być prostym do odczytania.
– Niezmiernie mi przykro, że spóźniłem się na ceremonię – odparł Fasco.
Keon odwrócił się, krzyżując dłonie za plecami.
– Przybycie teraz to jawny brak szacunku – stwierdził król. – Dla dobra swojego i twojego królestwa radzę ci nie pojawiać się w ogrodzie. Mój szwagier nie oszczędzi nikogo, kto zepsuje ten dzień. Ja również.
To było ostrzeżenie z podszytą groźbą. Keon był w parszywym nastroju i nie zamierzał być miłym. Nie skłamał jednak. Fasco powinien pojawić się dopiero na bankiecie, na który wstęp otrzymało więcej osób. Ceremonia w ogrodzie była bowiem bardziej intymna.
– Doceniam twoją radę, wasza wysokość – odparł Fasco, przykładając wolną dłoń do piersi.
Keon nie zwrócił jednak na niego uwagi. Po prostu ruszył w stronę, gdzie powinno zakończyć się składanie deklaracji. Sprawa stawała się jasna. Demalis wracała, a na jej miejsce przybył ten mężczyzna. Jego plan, aby spotkać się z oblubienicą w Głębinach pod otoczką odwiedzin u siostry, nie mógł się już udać. Zatrzymał się przed wyjściem do ogrodu i uderzył pięścią w ścianę.
– Bądź przeklęty!
Wściekłe sapnięcie wymsknęło się z jego ust, po czym ruszył ku gościom. Jego ręka pulsowała. Magia zaklęta w kamieniach nie była łaskawa, ale on nie zwracał na ten ból uwagi. Istotniejsze były nowe problemy.
– Bracie? Bracie?
Keon zamrugał, widząc stojącą przed nim Isrę, która lekko się skrzywiła. Od dłuższego czasu próbowała zwrócić jego uwagę, jednak bezskutecznie.
Keon zadrżał, po czym uśmiechnął się i odgarnął blond kosmyk z twarzy siostry. Karmazynowy welon spływał po jej włosach, w końcu odsłaniając twarz.
– Czego potrzebujesz, siostrzyczko?
Tylko Isra potrafiła jakkolwiek załatać dziurę w sercu Keona. Sama jej obecność działała na niego kojąco.
– Pora przemówić do poddanych i chciałabym, abyś był obok. Nieco… No wiesz.
Uśmiechnął się słabo. Isra zawsze miała problem z wystąpieniami publicznymi. Teraz musiała opuścić zaciszny ogród i stanąć przed o wiele większą ilością obcych.
– Będę.
Skinęła głową, wdzięczna i obróciła się, natykając się na swojego męża.
Gdy Demalis dotarła do swojego pokoju, zatrzasnęła drzwi i zakryła usta dłonią. Z jej piersi wyrwał się szloch, a ciało straciło wszelką siłę. Oparła się o drzwi, nie chcąc upaść. Starała się stłumić każdy dźwięk, ale po jej policzkach i tak zaczęły spływać łzy. Nie chodziło o to, że w tak dwuznacznej sytuacji zobaczył ją Fasco. Sądząc po jego reakcji, usłyszał tylko ostatnie ze słów Keona. Ostatecznie przyjdzie jej to wszystko wytłumaczyć, ale teraz… Myślała jedynie o tym, co mówił.
– Jak mogłabym to powiedzieć…? – wyszlochała.
Wiele razy wyobrażała sobie dzień, gdy znowu spotka swojego bohatera. Pamiętała jego złotą zbroję i to jak zażarcie ją chronił. Zmienił się, wydoroślał, a czas nieco rozmył jego twarz w jej pamięci. Zamknęła oczy, myśląc o tym, jak przewrotny bywa los. Przez lata próbowała potajemnie pozyskać jakiekolwiek informacje. Nie mogła jawnie interesować się członkami armii Orinii. Ograniczało ją to. Nigdy też nie otrzymała do tego kraju przydziału, bo relacja pomiędzy Yanną, a Orinią była zawsze skomplikowana z racji długowiecznej rywalizacji, wojen i krzywd. Przypuszczała, że jej partner to zwykły wojownik, może generał, jakiś szlachcic, ale przeoczyła najprostszą możliwość dotyczącą tego, że mógł być władcą tego kraju. Wszystko dlatego, że nie wierzyła w coś tak szalonego. Teraz tkwiła w środku obłędu i czuła się bezradna. Chciała go poznać, ale konsekwencję ją przerażały, a poczucie winy dusiło. W końcu wciąż uważała się za główną sprawczynię śmierci ojca i winną kalectwa brata.
Na chwiejnych nogach podeszła do biurka z porozrzucanymi dokumentami. To był niecodzienny widok. Demalis zawsze dbała o porządek. Chwyciła jedną z kartek i przyjrzała się jej. Rozpisała tam wszystkie możliwości i skutki bycia przy Keonie. Spędziła nad tym całą noc i wciąż nie znalazła idealnego sposobu. Może taki nie istniał, a może ona sama nie potrafiła go odnaleźć.
Powrót do Orinii spotęgował ciężar w piersi Keona. Smoczy Król nie potrafił się na niczym skupić i nie miał apetytu. Tak wyglądały skutki tęsknoty. Uczucie nie było mu obce, ale nigdy nie atakowało go aż tak mocno. Gdy po raz pierwszy spotkał Demalis, miał osiemnaście lat i już od trzech walczył na froncie. Sytuacja Yanny i Orinii była bardzo skomplikowana. Dotąd nie wiedział, jak siedmiolatka mogła znaleźć się w tym piekle. Możliwe, że to sami Smoczy Przodkowie doprowadzili do tak dziwnej sytuacji. W końcu, gdyby nie tamto spotkanie, nigdy tak naprawdę nie dążyłby do zyskania siły i cementowania własnej władzy.
Został królem, który pragnął pokoju. Według wielu szarpnął się na rzecz, która wymagała niewyobrażalnego poświęcenia, którym było zapomnienie o smoczym honorze. Żaden z poprzednich królów nie potrafił wygrać z samym sobą. Według opinii Keon to zrobił. Wygrywał starcia, a ostatecznie zwyciężył też walkę ze sobą.
To nie było tak. Zrobił to dla ludu, ale również dlatego, że chciał mieć w przyszłości szansę ponownie ją spotkać.
Minęło dwadzieścia siedem lat i w końcu jego życzenie się ziściło. Radość jednak została przytłumiona przez smutną rzeczywistość.
Demalis nie była po prostu obywatelką Yanny, czy też córką jednego z żołnierzy. Była dyplomatką, potomkiem wybitnego rodu dowódców, a jej zmarły ojciec jednym z najgroźniejszych przeciwników w trakcie wojny.
Keon postukał palcami o blat biurka i gwałtownie wstał. Ciszę w pomieszczeniu przerwało szuranie krzesła, które odsunął. Tym razem nie przesiadywał w królewskim gabinecie, a własnym pokoju. Stąd blat był o wiele mniejszy, a krzesło mniej strojne. Pokój miał kształt prostokąta, gdzie drzwi znajdowały się dokładnie naprzeciw stanowiska pracy. Na lewo za drewnianym, pozłacanym baldachimem znajdowała się część sypialniana. Było tam łóżko z kremową pościelą i stojącymi po obu jego stronach małymi szafeczkami. Stała też skrzynia, o którą opierał się używany do treningów miecz, szafa z ubraniami, kosz, puchaty dywan wykonany ze skóry białego niedźwiedzia i niewielki fotel, który wciśnięto w kąt niedaleko kominka. Wszystkie meble wykonano z jesionowego drewna, a dodatkowym akcentem było złoto bądź beż. Na szafkach nocnych leżały księgi i listy, które król czytywał przed pójściem spać. Dość często zabierał pracę do swojego pokoju, świadom, że kraj nigdy na nikogo nie zaczeka.
W tej jednak chwili Keon nie myślał o tym, że ma pracę. I tak nie mógłby się na niej skupić. Wpadł za to na inny pomysł.
W krótkiej chwili znalazł się na korytarzu, sprawiając, że strażnicy się wyprostowali. Nie zwrócił na nich uwagi, po prostu szedł przed siebie. Ktoś go wołał, co również zignorował. Służący nie ośmielił się za nim gonić.
Korytarze zamkowe oświetlały świeczniki i kryształowe żyrandole. Ściany tych prowadzących do lewego skrzydła, które zamieszkiwała rodzina królewska, zdobiły freski przedstawiające historię Orinii. Całe to miejsce wyglądało jak dzieło sztuki i było podziwiane przez licznych artystów. Wielu z nich marzyło o zobaczeniu tych pomieszczeń na żywo. Nie chcąc ich zasłaniać, w tej części nie było żadnych rzeźb czy obrazów. Te umieszczono w pozostałych, pozbawionych fresków miejscach, gdzie ściany były po prostu kremowe bądź po prostu kamienne.
W zamku łatwo było się zgubić, ale nie komuś, kto się w nim wychował i żył.
Keon z hukiem otworzył drzwi do pokoju Laitha, nawet nie próbując zapytać o pozwolenie. Hałas sprawił, że przechodzący nieopodal sługa podskoczył, a gdy obejrzał się i ujrzał skupioną twarz króla, pośpiesznie uciekł.
Laith poruszył się leniwie w łóżku, wciskając twarz mocniej w poduszkę. W jego komnacie panował półmrok, a okna były zasłonięte. Wszystko jasno wskazywało, że jeszcze nie wstał. Keon westchnął, wchodząc do środka, a drzwi zamknął równie głośno, co je otworzył. Z politowaniem w brązowych tęczówkach spojrzał na zaspanego smoka.
– Już prawie południe.
Laith nawet nie drgnął.
– Kiedy zamierzasz wykonać swoje obowiązki?
W mroku zalśniło czerwone oko.
– Nie wkurwiaj mnie – mruknął Laith, gotowy użyć wolnej poduszki jako broni. Ponownie zamknął powiekę. Uwielbiał spać, a po przebudzeniu bywał jak małe dziecko.
Keon pokręcił głową, rozglądając się po pokoju. Znadowały się w nim szafa, biurko, pokryty kurzem kominek, skórzany dywan i gigantyczne łóżko z baldachimem. Pamiętał, że wszystko tutaj było utrzymane w kolorystyce czerni i szarości. Jedynie pościel zawsze była czerwona. Laith rzadko używał tego miejsca, toteż było dość puste, zupełnie, jakby nie miało duszy. Emanowało jednak jego zapachem, a stojące oraz zawieszone bronie wskazywały na to, czyj był to pokój.
Król przyciągnął krzesło, siadając przy łóżku brata. Szuranie nie wywołało u Laitha reakcji.
– Potrzebuję twojej pomocy – rzekł nieco niechętnie.
W mroku znowu zalśniła czerwona tęczówka. Po chwili ukazała się również druga. Laith westchnął, zakrywając twarz poduszką, którą jeszcze chwilę wcześniej chciał zaatakować brata.
– Kogo zabić? – mruknął sennym tonem Krwawy Książę.
Keon pokręcił głową.
– Chcę, abyś poprosił o coś Isrę.
Słowa przechodziły mu przez gardło z trudem. Nie chciał wykorzystywać rodzeństwa. Czuł, że powinien to wszystko rozwiązać sam, ale nie potrafił. Miał związane ręce.
– A sam tego nie zrobisz, bo…? – stęknął Laith.
– Wzbudziłoby to podejrzenia, gdybym nagle zawitał do Głębin i okazałoby się, że dyplomatką, z którą się kłóciłem, została tam wezwana.
Laith odsłonił twarz, przyglądając się królowi w milczeniu.
– Nie mogłeś od razu powiedzieć, że chodzi o sprawę mojego bratanka? – zapytał złośliwie. – Słyszałem, że ją odesłali. Chcesz, aby Isra ściągnęła ją z powrotem? – zgadł.
Keon skinął głową.
– Każdy wie o ich relacji, a Lucius nie odmówi.
Laith parsknął.
– Nie jest aż tak głupi, to racja. Przekażę twoją prośbę – obiecał sennie, zamykając oczy.
Keon wstał, chcąc już podziękować, gdy Laith nagle dodał:
– Jeśli to spierdolisz, rozpierdolę ten pałac – zagroził.
Usta króla wygięły się w uśmiech, a ciszę przerwał jego głośny śmiech. Dawno już nie miał okazji do radości.
– O ile zdołasz – rzekł prowokacyjnie i ruszył do drzwi. – Dziękuję, bracie.
Demalis stała z niewzruszonym wyrazem twarzy przed drzwiami do gabinetu władcy Yanny. Dyplomaci prędko musieli nauczyć się ukrywać swoje emocje, często nawet oszukiwać, że są zachwyceni, gdy wcale tak nie było. Tłumienie uczuć i noszenie masek było trudne i męczące.
Pomimo tego, że kobieta wydawała się spokojna, to w środku była poddenerwowana. Wszystko przez to, że król Lucius nie miał w zwyczaju rozmawiać ze swoimi dyplomatami osobiście. Zwłaszcza gdy byli tak młodzi jak ona. W końcu trzydziestoczteroletnia smoczyca nie była tak głęboko uwikłana we wszystkie ze spisków. Dotąd więc częściej dostawała rozkazy poprzez posłańca. Króla natomiast widywała na oficjalnych spotkaniach albo w towarzystwie swojego nauczyciela.
Bała się tego, co Lucius chciał jej przekazać. Niepokoiła się, że Fasco, jej nauczyciel, doniósł mu o sytuacji z dnia ślubu i będzie musiała ją wytłumaczyć. Nie wiedziała, czy zdoła oszukać swojego króla.
Drzwi uchyliły się, ujawniając bladą twarz doskonale znanego jej starca. Był to osobisty służący władcy. Plotki mówiły, że rzadko kiedy odstępował od mężczyzny na krok. Demalis wyprostowała się, czekając na dalsze instrukcje. Kątem oka dostrzegła, że stojący przy wejściu żołnierze, zacisnęli dłonie na czarnych włóczniach. Ich zbroje były ciemne i doskonale zakrywały twarz. Podobno każdy, kto służył przy władcy, musiał zostać okaleczony, bo Lucius nie chciał ryzykować, że ktokolwiek nawiąże z jedną z królewskich konkubin niemoralną relację. Sora nigdy nie zajmowała się obalaniem tych plotek.
– Jego wysokość cię oczekuje – rzekł staruszek, robiąc miejsce kobiecie.
Demalis zbliżyła się i wyciągnęła dłoń. Zgodnie z zasadami zamierzała ucałować pierścień na palcu służącego. Ten jednak ani nie drgnął.
– To niepotrzebne. Idź – zachęcił.
Zaskoczona dyplomatka wzdrygnęła się, unosząc brew, po czym zerknęła ku wnętrzu. Widziała kremową sofę, na której wygrzewała się fretka jego wysokości i mosiężne biurko oraz kominek, nad którym wisiał portret poprzednika Luciusa.
Demalis weszła do środka, widząc, że starzec zaczyna się niecierpliwić. Jednak gdy tylko to zrobiła, drzwi zatrzasnęły się za nią. Wydawało się, że została w gabinecie sama. Odruchowo spojrzała na ukryte za kurtyną drzwi prowadzące bezpośrednio do królewskiej sypialni.
Wesoło trzaskający ogień i parujący wciąż w kielichu na biurku napój, wskazywały, że właściciel tego miejsca opuścił je nie tak dawno. Nie rozglądała się zbytnio, wbijając spojrzenie w drewnianą podłogę o barwie karmelu. Bycie zbyt ciekawskim mogło być niebezpieczne.
– Ach, jesteś.
Głos Luciusa dobiegł zza kotary, którą chwilę później odsunął. Drzwi do jego komnaty były otwarte. Miał czarne, skórzane spodnie i narzucony na nagą pierś fioletowy, jedwabny szlafrok. Demalis skrzywiła się w środku na ten roznegliżowany wygląd. Pochyliła się bardziej, wykonując ukłon.
– Pozdrowienia, wasza wysokość.
Szare oczy Luciusa nie odstępowały Demalis na krok. Każdy ruch mężczyzny wywoływał lekkie drgnięcie jego przydługich, sięgających ramion, rudych włosów. Smok zmarszczył krzaczaste brwi i podszedł do biurka, chwytając za kielich. Jego dobrze zarysowaną szczękę zdobił kilkudniowy zarost.
– Ilekroć cię widzę, panno Soro, zastanawiam się, jak jeszcze piękna się staniesz – przyznał, popijając trunek. – Gdy spotkałem cię po raz pierwszy, byłaś dzieckiem, które kurczowo trzymało się nogi ojca. A teraz mam przed sobą oddaną mi dyplomatkę, która dla kraju potrafi znieść obecność najgorszych z wrogów. Powinnaś być dumna ze swoich osiągnięć.
Demalis nie uniosła spojrzenia, ciągle utrzymując mało wygodną pozycję. Nie chciała popełnić błędu i w żaden sposób urazić jego wysokość. Pamiętała dzień, o którym wspominał. Miała pięć lat, a król Lucius niespodziewanie zawitał do domu rodziny Sory, chcąc porozmawiać z generałem. To wtedy zmarły ojciec smoczycy przedstawił ją władcy. To było przelotne, wypełnione niezbędną etykietą spotkanie.
– Wasza wysokość mi schlebia.
Uśmiechnęła się.
– Skromność z pewnością odziedziczyłaś po matce. Biedna Quisaris… Śmierć z rozpaczy to coś straszliwego, ale nie znam smoka, który nie cierpiałby po stracie swojego oblubieńca.
Coś zacisnęło się w jej piersi, gdy władca wspomniał o zmarłej rodzicielce. Przymknęła oczy.
– Dość wspominania. Wezwałem cię z powodu listu, który otrzymałem kilka dni temu – przyznał, okrążając biurko i zasiadł na krześle. – Unieś głowę, Demalis.
To nie była prośba, a więc dyplomatka zrobiła to od razu. Otworzyła oczy, łącząc się spojrzeniem z władcą Yanny. Lucius uśmiechnął się szeroko, dalej popijając swój trunek. Szlafrok zsunął się z jego ramienia, odsłaniając pokryte bliznami umięśnione ciało. Wzrok Sory nie zsunął się z twarzy władcy choćby na sekundę, zdradzając tym samym brak zainteresowania.
Lucius wyszczerzył zęby, a w jego szarych oczach coś zamigotało.
– Królowa Isra pragnie twojego powrotu – wyznał. – Zaskoczyła mnie i poirytowała. Jednak żonie Pana Głębin się nie odmawia – zakpił. – Z bólem serca wypracowałem z nią pewne porozumienie – cmoknął, a pogarda w jego oczach zdradzała, jak niewielki był jego szacunek wobec siostry Keona. – Będziesz spędzać w Głębinach dwa dni tygodniowo. Naprawdę nie wyobrażam sobie, abyś przebywała tam dłużej. Szkoda cię, Demalis. Stałaś się piękną kobietą. Samotność ci nie pasuje, a w Głębinach zmarniejesz. Ich energia źle wpływa na nas, Mieszkańców Powierzchni.
Rozkaz był prosty, ale sprawił, że serce dyplomatki zabiło szybciej. Pojęła, że najprawdopodobniej to nie było życzenie Isry. Nie, musiała o to poprosić przez wzgląd na brata.
Keon Argenis, Niepokonany Król Orinii, gotowy był prosić młodszą siostrę o pomoc, aby nie zostać z nią rozdzielonym.
Biorąc pod uwagę smoczą dumę, to brzmiało niewiarygodnie.
Nie pokazała emocji, udając, że jest na ten stan rzeczy obojętna. Nie mogła jednak powstrzymać pewnego błysku, który przewinął się przez jej szmaragdowe oczy.
– To nie wszystko. Słyszałem, że przed wyjazdem miałaś styczność z najstarszym bratem królowej. Podobno się tobą zainteresował i wynikła z tego sprzeczka. Rozumiem twój gniew – przyznał, wstając.
Lucius powoli zbliżył się do Demalis. Stanął przed nią, zmuszając ją do zadarcia głowy. Nie była niska, ale Lucius był wyższy nawet od Keona. Gdy smok ujął podbródek kobiety, ta nawet nie drgnęła.
– Straciłaś ojca, twój brat został okaleczony, a matka zmarła z rozpaczy. Wszystko z powodu tego mężczyzny. W końcu to on wtedy dowodził armią. I teraz? Ośmielił się zawiesić na tobie oko.
Próbował nią manipulować i chociaż to wiedziała, coś w środku niej drgnęło.
Nie, to nie jego wina.
Lucius nachylił się do ucha brązowowłosej, spoglądając z pogardą na spinkę z łuską. Gdy Demalis wyczuła na szyi oddech mężczyzny, przeszedł ją dreszcz obrzydzenia, a zjedzone wcześniej śniadanie cofnęło się jej do gardła.
– Pora się zemścić, Isao.
Szept Luciusa był jak sztylet wbity prosto w jej pierś. Gdy wyczuła natomiast, że jego usta niebezpiecznie zbliżyły się do jej szyi, odskoczyła jak oparzona. Prędko jednak przyjęła pozycję ukłonu, nie chcąc wyjść na nazbyt arogancką.
To nie jego wina.
– Nie jestem zabójczynią, mój panie – zauważyła, kryjąc pod spokojem wszystkie kotłujące się w niej emocje.
Nie pozwól sobą manipulować. Nie pozwól mu siebie kontrolować.
Lucius wyprostował się z niechęcią, zerkając ku kobiecie z wyraźną irytacją. Odmówiła mu. Zgrabnie, ale jednak to uczyniła.
– Wiem. Nigdy nie prosiłbym cię o coś tak straszliwego. Sądzę jednak, że powinniśmy wykorzystać twoją bliskość z królową oraz uwagę jej brata. Zbliż się do niego, Isao i zrób to, co zawsze robisz. Zyskaj informacje, które dadzą nam przewagę i pozwolą nam go zniszczyć. Wspólnie pogrążymy oprawcę twojej rodziny.
Szpiegowanie. Tak, to zdecydowanie była jedna z twarzy dyplomacji. Demalis nie mogła temu zaprzeczyć. Nie mogła też powiedzieć, aby Lucius przestał mówić do niej po drugim imieniu. Nienawidziła, gdy robił to ktoś inny niż jej bliscy.
– Nie sądzę, abym miała wiele możliwości skontaktowania się z nim – przyznała.
Lucius cmoknął.
– Aby zmienić ten stan rzeczy oddelegowuje cię do Orinii. Oczywiście nie będziesz tam sama – zapewnił, kładąc opiekuńczo dłoń na ramieniu dziewczyny. – Wyślę z tobą samych zaufanych.
Wszystko się zatrzymało. Marzyła o tym. Zawsze chciała zostać przydzielona do Orinii, ale w tych okolicznościach… Demalis czuła, że w jej gardle pojawiła się nieznośna gula.
– Mam więc spędzać dwa dni w Głębinach i pięć w Orinii? – zapytała, chcąc mieć pewność.
– Dwa w Głębinach, dwa w Orinii i trzy tutaj. Nie chcę się z tobą już rozstawać, moja śliczna dyplomatko.
Gdyby tylko mogła splunąć mu w twarz, zrobiłaby to. Tak jedynie się uśmiechnęła i uklękła, chwytając za fioletowy materiał. Ucałowała go, unosząc wzrok ku twarzy Luciusa. Widziała, jak na nią patrzył. Była przez to pewna jednego. Musiała jak najszybciej opuścić to miejsce.
– Nie zawiodę cię, wasza wysokość – obiecała uroczyście.
Choć wyglądała na wdzięczną i pełną determinacji, w środku rozważała jedynie, jak rozwiązać to wszystko tak, aby nie zaszkodzić Keonowi, przyjaciółce i samej sobie.
Młodsza siostra Keona, Isra, z uśmiechem przyglądała się przygotowanemu przez siebie pakunkowi. Doskonale pamiętała wyraz twarzy swojego męża, gdy dostrzegł prezent. Dla postronnych Władca Głębin był w tamtej chwili spokojny i pozbawiony emocji, ale platynowowłosa królowa potrafiła zauważać to, co dla innych nieuchwytne. Była pewna, że jej małżonkowi marzyło się otrzymanie czegoś od niej, a więc zawczasu się przygotowała. Dzięki temu zagwarantowała lżejszy dzień dla dyplomatów, których do Głębin przysłały Królestwa Powierzchni. Kryształowa kula spoczywała na honorowym miejscu w królewskim gabinecie i cieszyła oko ponurego władcy. Już wcześniej obdarowała spóźnionym prezentem urodzinowym Laitha, a więc teraz na liście do nadrobienia pozostał Keon.
Młoda smoczyca wygładziła fałdy jasnozielonej kreacji, która dość mocno kontrastowała z mroczną atmosferą Pałacu Głębin. Sukienka miała bufiaste ramiona ozdobione malutkimi kryształkami, co wraz z platynowymi włosami i szarymi oczami Isry dawało efekty eteryczności. Daleko jej było do rozpieszczonej, najmłodszej księżniczki, którą była w dniu poświęcenia. Teraz nieco wydoroślała i uczyła się bycia królową.
Uśmiech kobiety poszerzył się, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.
– Masz idealne wyczucie czasu – skomentowała Isra.
Po przekroczeniu progu Keon od razu ściągnął kaptur. Miał prostą, czarną koszulę, skórzane spodnie i czarny płaszcz. Wyglądał jak nie on. Daleko mu było do wizerunku potężnego króla. Prędzej przypomniał jednego z Cienistych Smoków, członka elitarnej grupy żołnierzy Władcy Głębin.
Wzrok blondyna spoczął na Isrze, który przez moment ją oceniał, sprawdzał, czy jest cała i zdrowa. Kobieta wyglądała lepiej niż on sam.
– Wiesz, że nienawidzę się spóźniać – zauważył Keon, podchodząc nieco bliżej.
Isra odwróciła się tak, aby móc patrzeć na smoka na wprost. Król Orinii przystanął, rozkładając powoli ramiona. Kobieta nie zastanawiała się, powoli podeszła i przytuliła się do brata, cicho wzdychając.
– Dziękuję – szepnął smok, lekko zacieśniając uścisk. Prędko ją jednak wypuścił, a kobieta wycofała się o krok.
– To drobiazg – zapewniła Isra, po czym za sprawą mocy kontroli nad powietrzem przywołała do siebie szkatułkę. Jednym, szybkim ruchem podała ją bratu.
Keon spojrzał w stronę pojemnika z pewną rezerwą. Uniósł brew. Isra parsknęła.
– To, że ja zapomniałam, to nic dziwnego, ale ty?
Pokręciła głową z politowaniem.
– Osiemnastego dnia lata skończyłeś czterdzieści pięć lat. Spóźniłam się siedemdziesiąt sześć dni, ale lepiej późno niż wcale. – Smoczyca przypomniała pośpiesznie.
Miała rację. Całkowicie zapomniał o swoich urodzinach. W tym roku nie chciał o tym słyszeć, a więc nawet nie wyprawiono balu. Jak przez mgłę kojarzył, że część krewnych złożyła mu życzenia i coś dała, ale sam już nie wiedział, gdzie były te prezenty. Prawdopodobnie w jednej z komnat. I wciąż oczekiwały na rozpakowanie.
Wraz z przyjęciem szkatuły, poczuł pewną bezradność. Pamiętał dzień narodzin Isry, a teraz to ona była mężatką. Od czasu ofiarowania minęło tak wiele dni, miesięcy… Nastała jesień, a wszystko rozpoczęło się wiosną.
– Słyszysz mnie?
Keon drgnął, spoglądając na siostrę w szoku. Niestety, nie słyszał, co mówiła.
– Zamyśliłem się.
Isra lekko skinęła głową.
– Otwórz – zachęciła.
Smok uniósł brew, po czym uchylił wieko. W szkatułce leżał obraz wykonany na drewnianej nawierzchni. Keon zamarł, dostrzegając, że przedstawiał Demalis. Był to prosty portret, ale dość dokładnie oddawał rysy twarzy i osobę dyplomatki. Wydawała się na nim taka elegancka i spokojna.
– Pomyślałam, że chciałbyś mieć ją zawsze ze sobą. Sam nie mógłbyś go zamówić, a więc…
– To wspaniały prezent, siostro. Dziękuję – rzekł nieznacznie wzruszony.
W jednej chwili kawałek drewna stał się jego najcenniejszym skarbem. Isra machnęła ręką, jakby to było nic takiego, po czym jej oczy zabłyszczały psotnie.
– Dziś jest trzeci dzień jesieni. Zgadnij, kto się urodził trzynastego dnia? – zagadnęła smoczyca.
Zapanowała cisza, a tęczówki Keona lekko się rozszerzyły. Potrafił dodać dwa do dwóch i wiedział, że chodzi o jego oblubienicę.
– Tak, ona. Z mojej matematyki natomiast wynika, że będzie wtedy przebywać w Głębinach – wyznała, po czym lekko zadarła podbródek i dodała, udając zarozumiałą: – Będę miłą młodszą siostrą i pozwolę ci ją wtedy ukraść. Ale mam warunek! – zastrzegła, grożąc Keonowi palcem.
Kiedyś taka sytuacja nigdy by nie miała miejsca. Choć mogła pozwolić sobie na więcej, nigdy nie była aż tak swawolna w stosunku do króla. Teraz jednak nic jej nie powstrzymywało. Isra, wychodząc za najpotężniejszego ze smoków, zyskała pozycję wyższą od rodzonego brata. Nawet jeśli była słabszym smokiem, to protekcja w postaci Pana Głębin czyniła ją kobietą, której ulegano. Tak nakazywał rozsądek i instynkt.
– Obiecaj mi, że ostatecznie oboje będziecie szczęśliwi – poprosiła.
Tym razem głos Isry brzmiał poważnie.
– Chciałbym ci to obiecać, ale nie mogę.
Nie chciał kłamać. Nie ją.
– Jestem królem, a ona córką zmarłego generała, jedną z dyplomatek Yanny, Isro. To nie jest takie proste. Moi poddani się nie zgodzą, a jej krajanie uznają to za zdradę.
Choć deklarował gotowość do walki, znał realia. Wszystko było trudne, ale nie nieosiągalne. Musiał się po prostu troszkę bardziej postarać, rozplanować swoje ruchy i zaryzykować. Prawdopodobnie wszystkim, co posiadał. Tylko nie mógł zrobić tego sam. Jeśli Demalis ciągle by odmawiała, to nie byłoby końca jego poświęceń.
– Wierzę w twoje umiejętności, Keonie – przyznała Isra, kładąc dłoń na ramieniu wyższego.
Pokiwał głową.
– Powinna już przybyć – stwierdziła, zerkając w stronę okna. – Rozkażę ją tu przyprowadzić. Sama przeczekam w sypialni. Nie martw się. Nauczyłam się, że z tego zamku nie wyślizgnie się nic bez zgody mojego męża – dodała z lekkim uśmiechem.
Kobieta odsunęła się od brata i poprawiła suknię. Już po chwili Keon pozostał sam. W ciszy zbliżył się do komody i postawił na niej otrzymany prezent. Szkatułka wyróżniała się. Wszystkie meble w pomieszczeniu wykonano z akacjowego drewna, a ona była z sosny. Rozejrzał się, chcąc zająć czymś myśli.
To nie był pokój, w którym ktoś się zatrzymywał na noc. Nie było w nim łóżka i szafy na ubrania. Zamiast tego umieszczono w nim komodę zastawioną małymi rzeźbami, kilka sztalug, różnorodne płótna, skrzynie z farbami i pędzlami, beżowy dywan, który leżał pod stojącym między dwoma, zielonymi kanapami stolikiem i dwa, dość wysokie i prawie w całości zastawione regały. Ściany były po prostu kamienne, a podłoga akacjowa. Pomieszczenie wyglądało jak pracownia bądź kącik rekreacyjny. Możliwe, że nikt z niego nie korzystał i wysprzątano je jedynie na życzenie królowej.
Keon prędkim ruchem odszukał świece stojące na regale i pudełko z grą, o którą poprosił. Isra naprawdę spisała się na medal.
Smok rzadko odczuwał strach, ale tym razem dźwięk otwieranych drzwi praktycznie go sparaliżował. Tego rodzaju uczucie… Czuł tak naprawdę drugi raz w życiu. I to znowu Demalis była tego powodem.
Demalis zamknęła za sobą drzwi, przyglądając się stojące do niej plecami postaci. Wiedziała, kim jest. Oparła się o drewnianą powłokę i westchnęła, słabo się uśmiechając.
– Nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak ty – przyznała rozbawiona, poprawiając ciemne loki.
Blondyn parsknął.
– Masz na myśli mój upór?
Dyplomatka pokręciła głową, wiedząc, że władca Orinii i tak jej nie widzi. Żadne z nich nie spieszyło się do skrócenia dystansu.
– Nie. Mam na myśli to, że potrafisz odrzucić własną dumę i honor. Nie tak wyobrażałam sobie króla, o którym mówią, że jest niepokonany – wyznała. – I to nie jest kpina. Bardziej… pochwała.
Patrząc na plecy smoka, zastanawiała się, dlaczego w ogóle dopuściła wtedy do siebie myśli, że mógł być winny tragedii, jaka go spotkała. To nie on rozpoczął wojnę między Orinią i Yanną. Ten spór sięgał dalekiej historii i spisany był krzywdami obu stron. Smocza duma nie pozwalała go zakończyć. Obywatele, możni, władcy, każdy z nich w mniejszym bądź większym stopniu pragnął spłacić długi krwi krwią. Nawet zmęczenie i liczne straty nie sprawiały, że się poddawali. Keon wyszedł przed szereg, spotkał się z krytyką, ale zrobił to, czego nikt przed nim nawet nie próbował. Sprawił, że Yanna, choć niechętnie, ugięła się do pokoju.
Demalis postawiła kilka kroków w stronę Keona. W końcu dzieliły ich zaledwie trzy metry. Tak bardzo chciała go poznać. Pragnęła tego z całego serca. Bała się jednak, że zostanie użyta przeciwko niemu. Już miała podejść bliżej, ale szpiegowanie było niczym, w porównaniu z tym, do czego mogli chcieć ją wykorzystać. Lucius nie przegapiłby okazji, a ona wiedziała zbyt mało o intrygach swojego władcy, by chronić przed nimi oblubieńca. Nie kochała go, ale był fragmentem jej duszy, więc nie potrafiła rozważać jego krzywdy.
– Mój brat wielokrotnie mnie pokonał – wyznał Argenis, przeczesując blond włosy. Wciąż stał do niej tyłem. – Gdy chodzi o moich bliskich, zawsze przegrywam.
To tak jak ja.
W obliczu brata, bratowej albo bratanka, Demalis czuła się bezbronna. Mogła stać naprzeciw królów, polityków i przemawiać, aby dbać o interesy własnego narodu, ale gdy dochodziło do konfrontacji z rodziną, cała jej elokwencja ulatywała.
Pomimo braku kontaktu cielesnego między tą dwójką nawiązała się nić porozumienia. Demalis czuła wewnętrzne ciepło, bo miała wrażenie, że w końcu nie była sama.
To Keon odwrócił się ku niej, a wkrótce po tym ich spojrzenia się spotkały. Nie musieli nic mówić. Widzieli w swoich tęczówkach wszelkie uczucia. Ból, tęsknotę, ekscytację i upór. I choć na to nie wyglądało, każde chciało walczyć dla drugiego.
– Sprowadziłeś mnie tutaj. Co teraz?
To było doskonałe pytanie. Choć Keon miał pomysł, teraz całkowicie wątpił w to, aby ten był odpowiedni. Odchrząknął, kłaniając się i wyciągając ku dyplomatce dłoń.
– Przybyłaś tutaj, bo musiałaś. W Orinii również będziesz, bo musisz. Nie chcę cię jednak zmuszać.
Choć przymus byłby prostszy to w ich sytuacji byłby tylko kolejnym klinem. Nie potrzebowali ich. W czasie, gdy cały świat płonie i sączy w ich kierunku jad, to tutaj, w Głębinach mogli po prostu delektować się sobą. Nie dyplomacją, władzą, ale właśnie sobą. Nie było przecież nic więcej niż to.
– Pozwolisz mi się poznać?
Demalis przymknęła oczy. Prościej by było uznać go za zarozumiałego idiotę, kogoś, kto siłą zmuszał innych do posłuszeństwa. Wtedy mogłaby go trzymać na dystans, uznać, że nie interesuje jej taki partner.
Ujęła jego dłoń, wiedząc, że właśnie wykonała krok w stronę własnej zguby.
– Tak – zgodziła się.
Czy tak właśnie miało wyglądać przeznaczenie?
Czuła, że to niesprawiedliwe. Niektórzy spotykali się na zwykłym polu i mogli cieszyć się swoim szczęściem, a tymczasem ona? Trudność na trudności. Wręcz wyglądało to tak, jakby los chciał, aby się poddała. Dlatego podziwiała Keona. Był taki jak ona, ale w odróżnieniu od niej, nie odpychał, a ciągle próbował się zbliżyć. Dlatego ten jeden raz… Ten jeden raz chciała pozwolić sobie zapomnieć o wszelkich problemach. Lista, którą wykonała dnia, gdy opuściła Orinię, mignęła w jej umyśle.
Jeśli ja nie mogę znaleźć rozwiązania, to może ty będziesz mógł?
– Bardzo mnie to cieszy – rzekł król Orinii z uśmiechem pełnym ulgi.
Coś w sercu Demalis drgnęło, gdy ujrzała tak niewinny wyraz twarzy. Gdzie była ta potęga? Widmo przelanej krwi? Chwała wygranych wojen? Z niedowierzaniem przypatrywała się kłaniającemu się mężczyźnie, który ucałował jej dłoń.
– W tym miejscu nie jestem królem. Zapamiętaj to – poprosił. – Tutaj… Jestem po prostu Keonem.
To była trudna prośba. Przywykła do ciągłej czujności, a teraz proszono ją o naturalne zachowanie. Kiedy ostatnio sobie na to pozwoliła? W rodzinnym domu? Nie. Nawet tam nigdy nie czuła się w pełni swobodnie, bo lęki przeszłości atakowały ją bez przerwy.
– Robię coś szalonego… – mruknęła pod nosem, po czym westchnęła. – A ja jestem po prostu Demalis.
Kobieta z utęsknieniem pomyślała o swoich karmelizowanych orzechach. Zawsze trzymała ich woreczek w kieszeni na czarną godzinę. Ta właśnie wybiła.
Keon odsunął się od niej i ruchem ręki zaprosił do zajęcia miejsca na kanapie. Dyplomatka skorzystała, obserwując, jak smok podchodzi do regału i sięga po pudełko. Oczekiwała pytań, w końcu chciał ją poznać, a jednak najwyraźniej nie miało to być aż tak proste.
– Lubisz rictolę?
– Nigdy w nią nie grałam – przyznała.
Rictola była grą bardzo popularną w karczmach i koszarach. Mogły w nią grać minimum dwie osoby. Polegała na tym, że po kolei każdy gracz ujmował do rąk drewniany dysk, na którym pojawiało się jedno z możliwych pytań. Po odpowiedzi oddawało się dysk kolejnemu graczowi, który odpowiadał na własne pytanie. Pozornie proste i przyjemne. Inaczej było, gdy nie chciało się odpowiedzieć albo się skłamało. Gracz miał trzy możliwości wymiany, po tym mógł jedynie zrezygnować i przyjąć lekką karę. Te za kłamstwo były zwykle poważniejsze. Na czym polegały? Do gry dołączano zawsze zestaw kilku przedmiotów, których można było użyć, zgodnie z wytycznymi z dysku. Konsekwencję więc nigdy nie były znane. Ich szkodliwość jednak zawsze była niska. Przegrywał ten, który został ukarany trzy razy.
– Słyszałam, że gracze lekko wpływają na to, jakie pytanie padnie.
– To prawda – potwierdził. – Zagrasz ze mną?
Chociaż trzymał pudełko, nie usiadł i nie zaczął niczego rozstawiać. Wyraźnie dawał kobiecie wybór.
– Zagram – stwierdziła. – I cię rozgromię – dodała, aby po chwili lekko zakryć usta.
To takie dziwne…
Przyszło mi to tak naturalnie.
W odpowiedzi usłyszała rozbawiony śmiech.
– Przekonamy się.
Usiadł naprzeciwko kobiety i otworzył pudełko. Znajdował się w nim worek, którego zawartość można by użyć do kar – pióro, pergamin i drewniany dysk. Wyglądał niepozornie. Dlatego wielu arystokratów nakazywało zdobić bądź wykonywać grę z innego materiału.
– Chcesz być pierwsza?
Demalis pokręciła głową.
– Niech dysk zadecyduje – zaproponowała.
Nie oponował. Po prostu ułożył przedmiot na stoliku między kanapami. Chwilę przyglądał się temu, po czym wstał. W jednej chwili meble, na których wcześniej siedział, przysunęły się bliżej Demalis. Udało mu się to zrobić dzięki jego mocy kontroli powietrza.
– Tak będzie wygodniej.
Gdy usiadł z powrotem, dotknął dysku palcem wskazującym, oczekując, aż jego towarzyszka zrobi to samo. Teraz było wygodniej grać, bo nie musieli się nadmiernie wyginać. Znaleźli się również bliżej siebie.
Demalis także dotknęła dysku. Po chwili na tym pojawiło się imię tego, kto miał rozpocząć grę.
– Zaczynasz – zauważył Keon, zabierając dłoń i przybierając wygodniejszą pozycję.
Na ujawnienie się pierwszego pytania, nie trzeba było długo czekać.
Jak się nazywasz? Uwzględnij wszystkie imiona i nazwisko.
Odpowiedź była wręcz dziecinnie prosta. Położyła dysk na stoliku i przemówiła, patrząc w oczy współgracza.
– Demalis Isao Sora.
Pytanie znikło z dysku, nawołując, aby drugi gracz go dotknął. Keon zrobił to od razu, nie przerywając przy tym kontaktu wzrokowego. Rywalizowali, każde z nich pragnęło zwyciężyć nad drugim.
Ile masz lat?
– Obecnie czterdzieści pięć.
Ponownie przedmiot zasygnalizował poprawną odpowiedź. Skala trudności pytań miała co turę wzrastać. Z oczywistych i prostych do bardziej prywatnych i skomplikowanych.
Jaką mocą władasz?
– Kontroluję ziemię.
Keon pokiwał głową i się uśmiechnął.
– Kontrola nad ziemią jest dość ceniona w Yannie. Wierząc plotkom, rodzina królewska to potomkowie najstarszego syna Pierwotnego Smoka Reshana.
W jakiś sposób słowa Keona pochlebiały Demalis. Z teorii możnowładcy powinni być wykształceni. Tak naprawdę wielu miało kluczowe braki bądź wykazywało się niewiarygodną ignorancją.
Jaką mocą władasz?
Pytanie się powtórzyło. Keon spojrzał lekko na bok. Gdy ten temat tyczył się kobiety, był zrelaksowany, wręcz pochlebny, ale teraz było inaczej. Zacisnął szczękę, zdradzając tym samym spięcie.
– Ogniem i powietrzem – odparł w końcu.
– Dwa talenty są bardzo rzadkie. Słyszałam jednak, że w twojej rodzinie poza tobą, również księżniczka Thana je ma – zauważyła Demalis.
Keon skinął głową.
– Thana jest wyjątkowa.
Ty również jesteś.
Demalis lekko ugryzła się w policzek, krytykując się za to myślenie. Zaraz po tym sięgnęła po dysk.
– Słyszałam, że odziedziczyła dar po ojcu zmarłej królowej – wtrąciła.
– To prawda – zgodził się cicho smok.
Zauważalne było, że jego nastrój się zmienił. Z tego powodu dyplomatka porzuciła dalszą rozmowę i skupiła się na grze.
Dlaczego zmarła twoja matka?
Nie spodziewała się, że to intymne pytanie padnie tak szybko. Milczała dłuższą chwilę, po czym pokręciła głową.
– Nie odpowiem – wyznała, a dysk zadrżał, zmieniając to, co było na nim zapisane.
Kara: Wyciągnij z kieszeni wszystko, co w nich masz.
To nie było skomplikowanie. Bez wahania kobieta sięgnęła do kieszeni, opróżniając je. Widok woreczka z ukochaną przekąską wywołał uścisk w żołądku. Miała na nią niesłychaną ochotę. Ze stresu nie jadła śniadania, a teraz, gdy napięcie schodziło, boleśnie sobie o tym przypominała. Poza tym na stole pojawiła się broszka z herbem Yanny i zegarek kieszonkowy. Keon przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem.
– Chcesz nieco orzechów? – spytała nagłe, nie mogąc już znieść tego ucisku.
– Orzechów…?
Prędko, wręcz niepodobnie do siebie, Demalis pokiwała głową.
– Karmelizowane orzechy to moja ulubiona przekąska – zdradziła. – Zawsze noszę ich trochę przy sobie.
Radość ciemnowłosej udzieliła się starszemu smokowi. W tej chwili naprawdę byli po prostu sobą. Wahał się, czy naprawdę możliwe będzie pozbycie się swoich masek, nawyków, aby być całkowicie naturalnym. Nie ufali sobie, to było jasne. Powoli jednak dało się zbudować imperia.
– Z przyjemnością – odparł i wyciągnął spod koszuli rzemyk z perłą. – Dała mi go moja najmłodsza siostra.
W pierwszej chwili miała ochotę spytać, dlaczego o tym mówił, ale szybko to zrozumiała. Zdradziła mu coś o sobie, a więc się odwdzięczył. To było urocze. Podsunęła rozmówcy woreczek z orzeszkami.
– Gdy spotkałam Isrę po raz pierwszy, pomyliłam ją z dzieckiem. Zmieniła się. Mam wrażenie, że wydoroślała i dzięki niej Głębiny staną się o wiele przyjemniejszym miejscem.
Uważano Głębiny za prawdziwe piekło. Tutejsi mieszkańcy byli bardziej opanowani przez smocze instynkty, częściej przyjmowali smoczą formę i mieli restrykcyjne prawo. Byli bliżsi Pierwotnym Smokom niż ci, którzy mieszkali w Powierzchni. Ci drudzy nie mogli przebywać w Głębinach zbyt długo. Energia tutejszego miejsca niszczyła ich ciało i umysł. Było tak, chociaż na Pierwotnej Ziemi Smoków bywało przepięknie. Demalis żałowała, że nie mogła przebywać tutaj zbyt często. Zmarniałaby i umarła. Metodą ochrony było małżeństwo z mieszkańcem Głębin, wymiana z nim krwi bądź zostanie tutaj poczętym. Niestety, narodziny dziecka zrodzonego w tym miejscu, na Powierzchni, zawsze kosztowało matkę życie. Taka latorośl była zbyt silna, a bez wsparcia naturalnej energii ciało matki nie mogło znieść porodu.
Demalis już teraz zauważyła subtelne zmiany w zamku Władcy Głębin. Aynur, mąż Isry, dbał o to, aby ślady egzekucji i innych okropieństw, nie były już tak widoczne. Lud cieszył się większym spokojem, kochając królową. Wszystko przez to, że pomimo twardej ręki króla, ich oczy nie widziały już tyle krwi.
Keon wziął do ręki trzy przekąski i oddał pakunek kobiecie. Pokiwał głową.
– Jest jego światłem. Gdybym żył tak długo, prawdopodobnie sam stałbym się zgorzkniały i chłodny… Samotność i zdrady to trudni towarzysze, a zawsze są wokół tych, którzy noszą koronę.
Po wyznaniu dotknął dysk, na którym już wcześniej pojawiła się informacja o wykonaniu kary.
Czy ufasz swojemu bratu Laithowi?
Blondyn uśmiechnął się lekko, biorąc do ust jednego orzecha. Demalis już dawno zajadała się smakołykiem.
– Ufam – stwierdził bez wahania. – To interesujące połączenie – dodał, mając na myśli poczęstunek.
Żałował, że zapomniał poprosić Isrę o przygotowanie czegokolwiek do picia. To przeoczenie lekko go zawstydziło i obruszyło.
– Zastanawiasz się, jak to jest między mną i bratem, prawda Demalis?
Kobieca dłoń drgnęła, zastygając w bezruchu. Prawdą było, że kwestia relacji między braćmi ją interesowała. Krążyło o tym wiele plotek i domniemań. Osobiście spędziła z księciem Laithem sporo czasu i wciąż nie wiedziała, co o nim myśleć. Zwłaszcza że nie dało się zaprzeczyć, że to on doprowadził do jej spotkania z Keonem.
– To prawda – zgodziła się. – Nie wierzę plotkom, choć zawsze biorę pod uwagę to, że część nich musi być prawdziwa – wytłumaczyła. – Musisz wiedzieć, w jaki sposób poznałam księcia. Współpraca z nim była trudna i specyficzna. Czasami przypomniał mi rozwścieczone zwierzę, a innym razem ujawniał ponadprzeciętny intelekt. Nie mrugnął również, gdy odkrył prawdę o księżniczce Verity. I nie wspomniał słowem o tym, że wie, kim jest mój oblubieniec.
Wspomnienia przebywania w towarzystwie Krwawego Księcia przyprawiały o ból głowy. Westchnęła ciężko, wrzucając do ust kolejnego orzecha.
– Przykro mi z powodu twojej siostry – dodała po chwili, zauważając, że naprawdę poruszyła ten temat.
Keon skinął głową, po czym wskazał w stronę dysku i zamknął oczy. Nie miał ochoty rozmawiać o Verity.
– Laith… To trudna osoba, ale jestem przekonany o jego wierności. Nie interesuje go tron – zapewnił spokojnie wręcz znudzenie, zupełnie jakby powtarzał to wielokrotnie.
Mogła się spodziewać, że faktycznie tak było. Słyszała, że nikt w Orinii nie ufał do końca księciu i wielokrotnie pojawiało się poruszenie o domniemanym spisku i planowanym bratobójstwie.
W jaki sposób twój zegarek do ciebie trafił?
– To zegarek mojego zmarłego ojca. Brat przekazał mi go jakiś czas po jego śmierci – powiedziała, przełykając dziwną cierpkość w ustach.
Ta gra nie była trudna. Tak naprawdę największą przeszkodą było to, co człowiek czuł wobec danej kwestii i czy już ją przepracował. Demalis na jednym pytaniu przepadła, ale liczyła, że królowi Orinii również szybko powinie się noga.
Opowiedz o śmierci Isel Argenis.
Keon długo milczał, po czym pokręcił głową.
– Wybieram karę.
Dysk zabłysnął, a Demalis zakręciła kosmyk włosów wokół palca. Oboje mieli straty, z którymi nie mogli się pogodzić.
Kara: Niech drugi gracz namaluje ci na czole symbol oświecenia. Użyj do tego atramentu i pędzla dołączonego do gry.
– To będzie czysta przyjemność – uznała, kryjąc chichot.
Keon przechylił głowę.
– Zachwycony będę musieć to później zmywać – mruknął.
Dyplomatka nie słuchała. Już dawno porzuciła spożywanie orzeszków i wyciągnęła potrzebne rzeczy. Bez lęku i skrępowania przesiadła się na kanapę Keona. Gdy wzniosła pędzel w stronę jego czoła, zesztywniała. Brązowe tęczówki smoka przywodziły wspomnienia. Zarówno te wspaniałe, jak i okrutne. Powinna się ich bać, ale gdy po prostu w nie spoglądała, widziała ciepło. Choć nie poruszała się o cal, jej całe ciało się rozluźniało. Zagryzła wargę, dotykając pędzlem czoła króla Orinii. Namalowała okrąg, a w nim trójkąt z gwiazdą. Symbol oświecenia i kształt pieczęci króla Głębin. Opuściła rękę, brudząc swoje jasne spodnie atramentem. Milczeli, ignorując informację dysku o wykonaniu kary. Oboje w tej chwili pomyśleli o tym samym.
O tym, aby ta beztroska trwała jak najdłużej.
Keon oparł się o framugę drzwi balkonu, trzymając w dłoni kielich z winem i pozwalając, aby chłodny wiatr smagał jego ciało. Powoli sączył trunek, wspominając radosne chwile sprzed kilku dni. Ostatecznie wygrał konkurencję, choć został ukarany dwa razy. Jedno złe pytanie i by było po nim. Nie żałowałby, gdyby przegrał. Czas spędzony przy Demalis był cenniejszy od dumy.
Przypomniał sobie, dlaczego w ogóle zaczął walczyć. Dlaczego się sprzeciwił i sięgnął po władzę. Wszystko było dla niej, aby w przyszłości móc ją chronić i wspierać. Nie zamierzał zmieniać zdania.
– Demalis, nawet jeśli dla nich jesteś wrogiem, dla mnie… jesteś moją królową… – wyszeptał.
Prędzej zrównałby Orinię z ziemią niż pozwoliłby, aby ktokolwiek za jego władania dostał ten tytuł. Tron po jego prawicy należał tylko do niej. Nie chodziło o miłość, bo na nią było za wcześnie. Chodziło o coś głębszego, o obietnicę, którą sam sobie złożył.
Z obrzydzeniem spojrzał na list napisany przez jednego ze szlachciców. Prosił, aby jego wysokość Keon pojął za żonę jedną z szlachetnie urodzonych, aby zabezpieczyć królewski rodowód. Rozpisywał się o tym, że ślub można rozwiązać w momencie, gdy król albo jego żona spotkają swoich oblubieńców. Pod petycją podpisało się kilkudziesięciu arystokratów. Chcieli go swatać, ale nie był już małym chłopcem. Nie zamierzał ulec.
List wzniósł się w powietrze, po czym spłonął, a jego pozostałości zostały poniesione przez wiatr.
Demalis nie potrafiła przestać myśleć o swoim spotkaniu z Keonem w Głębinach. W trakcie kilkugodzinnego spotkania pozwoliła sobie zapomnieć o wszystkim, co trapiło ją w świetle dnia. Faktycznie poczuła się wtedy tak, jakby była tylko i wyłącznie smoczycą, która poznawała swojego oblubieńca. Polubiła Keona, a porażka, którą smokom zawsze znieść trudniej, wydawała się jej nic nieznaczącym elementem. Umysł wypełniało tylko wspomnienie delikatnego uśmiechu Króla Orinii.
Chciała go bardziej poznać.
To niewinne pragnienie niosło za sobą szereg uciążliwych myśli. Była rozproszona, a dokument, który miała przeczytać, aby wysłać poradę młodszemu dyplomacie, wydawał się jej dziwnie nieczytelny. Starała się go zrozumieć już po raz dziesiąty.
Co ty mi zrobiłeś, Keonie?
Znała odpowiedź. Ta była bardzo prosta. Dał jej komfort, nie naciskał, a jedynie pytał. Widziała wielu oblubieńców i wiedziała, że każdy przypadek się różnił. Smoki jednak były terytorialne. Samce często narzucały coś partnerkom, ale Keon tego nie robił. Mieli różne statusy społeczne, więc władca mógł spróbować ją przymusić do posłuszeństwa. Smok jednak ani na chwilę nie patrzył na nią z góry.
– Co mam zrobić…?
– Z czym, Dem?
Podskoczyła, unosząc głowę z niedowierzaniem i spotykając wzrok starszego brata. Casper Sora wyglądał tak jak zwykle. Siedział na wózku, do którego tyłu przyczepiony był miecz zmarłego generała. Miał ostre rysy twarzy, a przydługie, czarne włosy związane zostały w krótką kitkę. Ramiona zdobiły srebrne naramienniki z godłem królestwa, a jego strój miał kremową barwę z zielonymi ozdobami przy rękawach. Spojrzenie głowy rodu Sora spoczywało na dyplomatce. Choć miał umięśnioną sylwetkę, roztaczał wokół siebie aurę ciepła.
W gardle Demalis pojawiła się gula. Zawstydzona odwróciła na moment wzrok. Kiedyś jej brat był dowódcą i wielu mówiło, że przewyższy ich ojca. Kalectwo przekreśliło jego świetlaną przyszłość i zmusiło do znalezienia nowej drogi. W ten sposób Casper stał się taktykiem.
– Nie usłyszałam cię – przyznała.
Demalis rozejrzała się po swoim pokoju. Pięciokątne pomieszczenie miało brązową tapetę, a meble wykonano z jasnoszarego drewna. Łóżko okrywał szmaragdowy baldachim. Biurko, przy którym siedziała, zasłane było licznymi dokumentami. Szafka z ubraniami i toaletka kryły się w cieniu. W kątach pomieszczenia stały natomiast donice z roślinami. Przy ścianie, na prawo od wejścia, mieścił się natomiast regał, którego niektóre części były pozamykane na klucz.
Casper roześmiał się.
– Pierwszy raz widzę, aby coś tak cię pochłaniało, Dem. Opowiesz mi o tym?
W jednej chwili na policzkach kobiety pojawiły się delikatne rumieńce. Odchrząknęła.
– To… Po prostu przemęczenie. Wiesz przecież, że zostałam wysłana do Orinii i…
– Chodzi o niego, prawda? – spytał, przerywając wypowiedź siostry.
– Hę?
Demalis przeszły dreszcze. Czyżby jej brat wiedział o spotkaniu z Keonem? Zbladła, gotowa zaprzeczyć.
– Może w Orinii naprawdę go spotkasz. No wiesz, swojego oblubieńca.
Wyraz twarzy młodszej wyrażał wszystko. Była genialną aktorką, ale nie w obliczu najbliższych. Casper widział, jak dorastała, znał ją doskonale.
– Skąd wiesz, że jest z…?
Nigdy o tym nie wspomniała, dlatego zastanawiało ją źródło wiedzy brata. Wolała, aby ta informacja nie wyszła dalej. Król mógłby tego użyć.
– Zyskałaś to tamtego dnia. Domyśliłem się, że musiałaś spotkać wtedy smoka, z którym połączył cię los.
Demalis gwałtownie wstała, a jej szmaragdowe oczy zabłyszczały.
– Nie przeszkadza ci to?! Kimkolwiek jest, jest naszym wrogiem! Jednym z tych, którzy…
Umilkła, widząc, że Casper uniósł dłoń.
– Masz rację. Należy do kraju, z którym Yanna od wieków ma spór. Jednak dla mnie ważniejsze jest to, że prawdopodobnie cię ocalił. Mylę się?
Opadła na krzesło blada niczym duch. Sądziła, że zdołała zataić całość, ale jej brat i tak doszedł do pewnych elementów prawdy. Nie był przy tym rozczarowany, że milczała. Zrozumiał ją, a to sprawiło, że Demalis zapragnęła powiedzieć mu więcej. Tylko nie byłoby to zbyt rozsądne. Skryła twarz w dłoniach, nie chcąc ujawnić pojawiających się łez. Sama nie wiedziała, dlaczego płakała.
– To… Prawda. Ocalił mnie.
Zdecydowała się powiedzieć na razie tylko tyle. Choć Casper nie wydawał się uprzedzony, nie należy przeceniać sytuacji. Tożsamość Keona nie była czymś prostym i łatwym do udźwignięcia.
– Jestem jego dłużnikiem, Demalis – rzekł poważnie Casper. – Zdradził dla ciebie własny kraj. Niewielu by to potrafiło.
– Masz rację… – mruknęła.
To było trudne dla żołnierza, a co dopiero dla następcy tronu. Przymknęła oczy, popadając w melancholię.
– Chciałbym go poznać. Mam nadzieję, że nadarzy się ku temu okazja – wyznał, wybudzając siostrę. – Można by go zawsze przeszmuglować.
– Czy ty wiesz, co właśnie proponujesz?! – spytała, unosząc głos ze zdziwienia. Czuła, że w ogóle nie poznaje własnego brata. – Muszę śnić.
Casper roześmiał się, podjeżdżając do Demalis i uniósł dłoń, aby pogłaskać ją po głowie.
– Zasługujesz na szczęście. Z doświadczenia wiem, że czasami o to te trzeba powalczyć.
Rozbolała ją głowa. Doceniała wszystko, co mówił starszy, ale on nie znał całokształtu. To nie był wrogi żołnierz, szlachcic. Nie, Keon był królem, a ona dyplomatką. Znała zbyt wiele sekretów Yanny. Gdyby zdecydowała się być z Argenisem, prawdopodobnie zabiliby jej całą rodzinę, a kraje weszły z powrotem na ścieżkę wojenną. Ich związek byłby możliwy jedynie, gdyby między Yanną, a Orinią zrodził się niezwykle mocny sojusz. Taki gwarantowało natomiast jedynie małżeństwo między dwoma rodami. I to nie byle jakimi. Jak natomiast miała zeswatać króla Yanny z krewną Keona? Prawie parsknęła na samą myśl. To brzmiało nierealnie.
Stawiła się na wezwanie, wiedząc, że tegoroczny szósty dzień jesieni na długo pozostanie w jej pamięci. O Orinii dotąd słyszała jedynie z opowieści, bądź z podejrzanych na biurku nauczyciela raportów. Szukała swojego oblubieńca na wszelkie możliwe sposoby, nawet te najgłupsze.
