Klątwa Świętych (t.1) - Dramis Kate - ebook
NOWOŚĆ

Klątwa Świętych (t.1) ebook

Dramis Kate

4,2

19 osób interesuje się tą książką

Opis

Epicka fantasy pełna politycznych intryg, zakazanej mocy i mrocznego przeznaczenia. Gorący romans slow-burn i motyw enemies to lovers, które rozpalą zmysły.

Pierwszy tom cyklu Święte proroctwo.

Dla Ayi nie liczy się nic poza służbą królowej. Odkąd straciła matkę, jej dni wypełniają treningi i wykonywanie rozkazów. Nie ma dla niej zadań zbyt trudnych czy niebezpiecznych. Dziewczyna posiada moc - powinowactwo perswazji - które wykorzystuje, by szpiegować dla monarchini. Nazywają ją Oczami Królowej.

Will, odwieczny rywal i największy wróg Ayi, także służy władczyni. To specjalista od przesłuchań i brudnej roboty. Wszędzie, gdzie się pojawi, wzbudza strach. Jest katem, Gnębicielem i synem najbogatszego kupca w mieście. Potrafi bezbłędnie manipulować umysłami i uczuciami innych - to jego powinowactwo.

Oboje złożyli krwawą przysięgę – będą bronić królestwa Tali za cenę życia. Teraz, kiedy wojna wisi w powietrzu, a sąsiednie państwo sięga po mroczną magię, Aya i Will muszą ze sobą współpracować. To trudne, bo dziewczyna dysponuje mocą nieznaną żyjącym, a chłopak swoje prawdziwe zamiary skrywa pod maską nieczułego aroganta. Ich tajemnice mogą zniszczyć świat.

Nie tylko dla fanów "Cienia i kości" Leigh Bardugo.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 567

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (40 ocen)
18
13
8
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tusz_na_papierze

Całkiem niezła

Miałam z nią początkowo mały problem. Autorka na dzień dobry podaje dużo informacji, tak że można czuć się przytłoczonym. Dlatego warto uzbroić się w cierpliwość. Jak już ogarnęłam co i jak to historia zaczęła nabierać sensu. Chociaż chciałabym lepszego opisu magii, zagłębienia się w jej naukę czy panowanie. Bardzo dobrze poprowadzony jest tu motyw polityki oraz walki. Czuć, że jest ona ważna dla opowiadanej historii. Książka wciąga, jest ciekawą przygodą. Polubiłam głównego bohatera, z czystą przyjemnością o nim czytałam. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o bohaterce. Ta mnie irytowała praktycznie cały czas. Tak różni bohaterowie potrafili zbudować fajną relację, która była niewymuszona. Chociaż w książce więcej opisów i przemyśleń w porównaniu do dialogów to może być zarówno zaletą i wadą książki- wszystko zależy od preferencji czytelnika. Jest do debiut i mogę uznać, że całkiem udany. Autorka bardzo płynnie opisuje wszelkie emocje targające bohaterami. Mam nadzieję, ż...
10
Tysiulec87

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka :) intrygi, silni bohaterowie, którzy próbują zwalczyć własne słabości, wolno i nie natarczywie rozwijający się wątek romantyczny, który nie kłuje w oczy. Naprawdę polecam.
00
AnnaMatyjasik

Nie oderwiesz się od lektury

Mega ! Polecam bardzo :)
00
EWilcz02

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna! naprawdę, nie mogłam się od niej oderwać😍
00
emciaczyta

Dobrze spędzony czas

Lubicie motyw wojen/ walk w książkach? Ja mam taką luźną relację z tym motywem. Z jednej strony lubię czytać o przygotowaniach do wojny, a z drugiej większość wojen jest opisana tylko na kilku stronach, bez zagłębiania się w relacje, emocje i poczynania. Współpraca recenzencka wydawnictwo muza/ wydawnictwo youandya Książka, o której wam dziś opowiem, pełna jest nawiązań do walki. Nadciąga wojna, której główna bohaterka musi zapobiec. Aya jest bohaterką, która posiada niezwykłą, lecz bardzo niebezpieczną moc. Jest szpiegiem królowej, nazywana jest "oczami królowej" nie bez powodu. Drugim bardzo ważny bohaterem jest jej potężny wróg, z którym musi współpracować. Will jest postacią okrutną, budzi strach przez pracę, jaką wykonuje, zabija, zastrasza. I na dodatek piekielnie irytuje Aye. Wiadomo, przyjdzie im razem współpracować, więcej rozmawiać. I także jak bywa w takich książkach pojawi się zrozumienie, a także i inne emocje. Było to dosyć schematyczne, ale też było to tak lekko napis...
00

Popularność




Tytuł oryginalny: The Curse of Saints

Projekt okładki: Agnieszka Zawadka

Projekt mapki: © Sally Taylor, Artists Partnered

Zdjęcie autorki na okładce: © Nicole Tyler

Redakcja: Alicja Laskowska

Redaktorka prowadząca: Agata Then

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Katarzyna Szajowska, Monika Kociuba

© Katie Dramis, 2023

First published as The Curse of Gods in 2025 by Michael Joseph, an imprint of Penguin Books Ltd. Penguin Books Ltd is part of the Penguin Random House group of companies.

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2024

© for the Polish translation by Andrzej Goździkowski

ISBN 978-83-287-2857-8

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Dedykuję Cassie i Mollie, które przeczytały wszystkie wersje tej powieści. Kocham was bezgranicznie.

Wyimek z Conoscenza, Księga Exousia 23,14–23

Po Wojnie bogowie okazali litość. Zamiast wygnać Visza – tych obdarzonych pierwotną mocą czyniącą ich podobnymi bogom – spętali powinowactwa, tak by już nigdy żaden Visza nie urósł w siłę i nie zagroził Dziewięciorgu Boskim. I tak oto narodziły się trzy porządki:

Porządek Corpsoma: powinowactwa fizyczne

Zeluus: powinowactwo siły

Anima: powinowactwo życia i śmierci

Porządek Dultra: powinowactwa żywiołów

Incend: powinowactwo ognia

Caeli: powinowactwo powietrza

Terra: powinowactwo ziemi

Auqin: powinowactwo wody

Porządek Espri: powinowactwa umysłu, uczuć i doznań zmysłowych

Sensainos: powinowactwo doznań zmysłowych i uczuć

Persi: powinowactwo perswazji

Saj: powinowactwo wiedzy

Pamiętajmy o łasce bogów i świętej Evie, która bezinteresownie poświęciła się dla zbawienia świata.

Sławimy równowagę, jaką przykazali nam Boscy.

Wyrzekamy się mroku, za przykład biorąc gniew bogów.

Czcimy ofiarę, gdyż to dzięki niej nasz świat przetrwał, a wraz z nim nadzieja, że być może pewnego dnia zaznamy prawdziwego życia Po Drugiej Stronie.

CZĘŚĆ PIERWSZADrapieżniki i ofiary

1

Zerknęła na swoje zakrwawione dłonie i oblaną piwem pelerynę. Wieczór zapowiadał się czarująco.

– Dziwka – warknął mężczyzna, ściskając się za nos. Sącząca się spomiędzy palców krew kapała na kontuar barowy. Tam łączyła się z piwem z roztrzaskanego kufla.

Aya wytarła dłonie o skórzane spodnie, ale na niewiele się to zdało – palce nadal były czerwone od posoki. Dziewczyna zmarszczyła groźnie brwi.

Gdyby była tu z nią teraz Tova, kazałaby Ayi zostawić w spokoju tego głupca. Tova nie przepuściła żadnej okazji, by powiedzieć, co sądzi o zwyczaju swojej przyjaciółki, każącym jej wracać do Kwatery wysmarowaną czyimiś płynami ustrojowymi i cuchnącą, jakby wytarzała się w świńskim korycie. Choć tak naprawdę to nigdy nie była zaskoczona, widząc ją w takim stanie. Aya, Trzecia po Królowej, naoglądała się w życiu krwi. Nazywali ją Oczami Królowej. Szpieżką Gianny.

– Dotknij mnie jeszcze raz, a połamię coś, co jest ci znacznie droższe – rzuciła do mężczyzny.

Dobrze wiedziała, jakie porządki panują w Szkwale. W ciągu samych ostatnich dwóch tygodni zaglądała tu trzy razy, śledząc różnych typków. Ale ten zalany w pestkę, niepotrafiący trzymać łap przy sobie klient naprawdę przesadził. Ostatnio coraz trudniej przychodziło jej zapanowanie nad wrodzoną porywczością. Facet miał pecha.

Kiedy go walnęła, wszyscy wokół przyjęli to ze stoickim spokojem. Szkwał przyciągał najgorszy element z Dunmeaden i odwiedzających miasto – hazardzistów, awanturników i złodziei. Aya czuła się tu jak ryba w wodzie.

Facet, nadal przeklinając, oddalił się pospiesznie. Dziewczyna posłała barmanowi fałszywie skromny uśmieszek. Ten barman gapił się na nią przez cały wieczór – a właściwie każdego wieczoru, jaki tu spędzała. Zbliżył się teraz, jego potężna sylwetka zasłoniła nikłe światło sączące się zza baru.

– Niezły cios – pochwalił, uśmiechając się pod nosem.

Potarł dłonią swoją łysą czaszkę. Ruch sprawił, że biceps na jego ramieniu się naprężył. Wszyscy Zeluusi – a więc ci obdarzeni nadludzką siłą – przypominali olbrzymów. A ten osobnik dodatkowo miał mniemanie o sobie dorównujące jego gabarytom.

– Ale i tak policzę ci za stłuczony kufel.

Aya rozpięła pelerynę i rzuciła ją na barowy stołek. Następnie, wsparłszy się biodrem o bar, spytała:

– A może jest jakiś inny sposób, w jaki mogłabym ci wynagrodzić stratę kufla?

W oczach kolosa zapaliły się iskierki. Wsparł się o kontuar, krzyżując przed sobą potężne przedramiona.

– Ja też umiem walczyć, wiesz? Raz biłem się na gołe pięści z dwoma Anima. Opowiadałem ci o tym?

Słyszała tę historyjkę już dwa razy. Ten facet uwielbiał przechwalać się swoją karierą na ringu. Kiedy opowiadał jej pierwszy raz o tej bójce z dwoma Anima, musiała się pilnować, żeby nie przewracać oczami z zażenowania. Wprawdzie Anima wykorzystywali swoje powinowactwo życia i śmierci do służenia innym w charakterze uzdrowicieli, lecz zarazem byli śmiertelnie niebezpieczni. Potrafili obniżyć przeciwnikowi puls, wystarczał im do tego zwykły dotyk. Nawet tacy giganci jak Zeluus, z którym teraz gawędziła, nie mieli z nimi szans.

A tak w ogóle to Anima mieli zakaz walki na ringu, o ile Aya dobrze się orientowała.

Nachyliła się teraz bliżej i udając zainteresowanie, wsłuchiwała się w gadaninę barmana. Facet się produkował, gestykulując namiętnie.

Aya słuchała z uprzejmym uśmiechem, nawijając na palec lok swoich kasztanowych włosów.

Równocześnie pozwoliła, by jej powinowactwo dyskretnie z niej wypłynęło.

Żadnej tarczy. Znakomicie.

– Jak to się stało, że taki silny wojownik jak ty wylądował w takim miejscu? – zagadnęła, pociągając łyk piwa. Kiedy oblizywała pianę z warg, jego oczy zachłannie śledziły ruch jej języka.

– Tutaj wcale nie jest tak źle – zaperzył się gigant. – Jestem tu szefem.

– Naprawdę? – spytała, udając zdziwienie. – Pewnie tam, na zapleczu, masz swoje biuro?

Mówiąc to, wskazała ruchem głowy odgrodzony korytarz na lewo od baru. Chociaż oczywiście świetnie wiedziała, że w takiej spelunie nie ma żadnego biura. Muskała teraz palcami tatuaż Corpsoma na nadgarstku mężczyzny. Przedstawiał koło z przecinającą go w środku linią.

– Co ty na to, żebyśmy się tam przenieśli? – zaproponowała. – Wolałabym znaleźć się w bardziej zacisznym miejscu.

Barman potrząsnął stanowczo głową.

– Nie do mojego biura – oświadczył. Umilkł i rozejrzał się wkoło. – Nie powinienem ci o tym mówić, ale…

Aya wczuła się jeszcze mocniej w powinowactwo. I już po chwili mężczyzna mówił dalej, całkowicie nieświadomy, że dziewczyna oddziałuje na jego umysł i usta mocą perswazji.

– Od wielu tygodni przychodzi tu dwóch mężczyzn. Sądząc po akcencie, to przybysze z Trahiru. Kiedy popijają, rozmawiają całkiem otwarcie. A ja słucham. – Barman rozejrzał się znowu, po czym nachylił się bliżej do Ayi, zniżając głos do szeptu. – Skupują broń bez porozumienia z Radą. Wydaje mi się, że mógłbym ich nakłonić do odpalenia mi jakiejś doli za to, że będę trzymać język za zębami.

– A to dopiero – mruknęła Aya.

Rada Kupiecka Tali, będąca głównym dostawcą uzbrojenia dla Korony, zawsze przywiązywała wielką wagę do regulacji handlu bronią i decydowała o tym, jak wiele ich towaru odsprzedawano innym królestwom.

Ale najwyraźniej Trahir miał już dość jej monopolu.

– Takie nielegalne transakcje to poważne przestępstwo. Mam na nich haka. – Mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu. Przez chwilę pożerał ją wzrokiem. Jego spojrzenie ślizgało się po dekolcie jej czarnego swetra. – Może kupię nieco twojego czasu. Jesteś za ładna, żeby pracować w Szkwale.

Aya, z przylepionym do ust niewinnym uśmieszkiem, pozwoliła, by mężczyzna ujął ją pod brodę. Jego palec sunął teraz wzdłuż linii jej szczeki.

Obrzydliwe. Ale zarazem obrzydliwie łatwe.

Manipulacja leżała poza zasięgiem Persi. Owszem, umieli kogoś przekonać do zrobienia czegoś, ale tylko pod warunkiem że ten ktoś nie był w głębi duszy temu przeciwny. Osoba, na którą oddziaływali perswazją, nie musiała przejawiać silnej woli wykonania danego działania, zwłaszcza w przypadku takiej Persi jak Aya.

Teraz ona również nachyliła się do niego, tak blisko, że musiał poczuć na wargach jej oddech.

– Nie stać cię na mnie.

W tym samym momencie porwała z kontuaru swój kufel i roztrzaskała mu go na głowie. Szkło rozprysło się, a barman runął jak głaz na posadzkę.

Aya błyskawicznie się odwróciła i naparła barkiem na stojącego najbliżej klienta. Mężczyzna zatoczył się prosto na kobietę, którą od dłuższego czasu zabawiał rozmową. Ta chwyciła go za siwą czuprynę i popchnęła na postawnego mężczyznę grającego w bilard. I wtedy…

…rozpętał się chaos.

Aya porwała z baru czyjegoś drinka i błyskawicznie wlała sobie zawartość szklanki do gardła. Równocześnie spojrzeniem szukała już korytarzyka wiodącego na zaplecze. Wiedziała, że nie ma chwili do stracenia. Informacja zdobyta od barmana potwierdziła to, co podejrzewała już od dawna: królowa miała rację. Trahir się zbroił, być może gotował się do wojny.

Zdawała sobie sprawę, że jest tylko kwestią paru chwil, nim handlarze bronią, spłoszeni zamieszaniem, przepadną.

Czuła, jak ogarnia ją spokój i pewność, płynące ze świadomości, że już wie, jaki powinien być jej następny krok. Pozwoliła, by uczucia te rosły w niej, dopóki nie zagłuszyły całego rabanu na zewnątrz. Jej żyły wypełnił płynny lód, gdy przemykała pośród okładających się pięściami bywalców Szkwału. Jako drobna kobieta z łatwością unikała ciosów. W pewnym momencie uchyliła się przed nadlatującym krzesłem, którym ktoś celował w jej głowę. Jednak ani na chwilę nie zwolniła.

Od korytarza na tyłach dzieliło ją piętnaście kroków.

Dziesięć.

Pięć.

Wreszcie pośród całego zamieszania dostrzegli ją strażnicy. Dobywali już mieczy, z uchylonych ust płynęły ku niej słowa ostrzeżenia. Ale poruszali się zbyt wolno dla Oczu Królowej. Nóż, dotychczas ukryty w pochwie na udzie, błysnął w ręku Ayi.

– Ukłony od Dyminary.

Rzuciła się na strażnika stojącego najbliżej. Jej nóż bez problemu znalazł dla siebie miejsce pod ramieniem, w którym przeciwnik dzierżył miecz, i dosięgnął jego piersi. Mężczyzna wyzionął ducha, nim osunął się na posadzkę. Aya zakręciła młyńca, a ostrze rozpłatało gardło następnego strażnika. Na twarz dziewczyny trysnęła jego krew, ale to jej nie spowolniło. Jednym susem pokonała ciała i puściła się pędem ku drzwiom po lewej stronie. Naparła na nie barkiem, otwierając na oścież.

Pokój, w którym się znalazła, był zagracony i ciemny. Niewielki drewniany stolik i krzesła leżały poprzewracane. Widać było, że ktoś opuszczał pomieszczenie w wielkim pośpiechu. Drugie drzwi, otwarte na oścież, prowadziły na boczną uliczkę. Przeciskając się pośród skrzyń i pudeł, Aya wypadła na zewnątrz. Jej buty ślizgały się na oblodzonym bruku. Dwaj mężczyźni, których goniła, byli już w połowie długości ulicy. Z każdą chwilą oddalali się od portu.

Jak gdyby mogli poczuć się bezpiecznie w ciemnych zaułkach.

Głupcy.

Plątanina ulic tworzyła tu istny labirynt, pełen niespodziewanych zakrętów i ślepych zaułków.

Aya, ze wzrokiem wbitym we wzdętą na wietrze brązową pelerynę znajdującego się bliżej niej kupca, poprawiła uchwyt na nożu. Następnie uspokoiła oddech i wzięła zamach. Ostrze poszybowało w powietrzu i z głuchym odgłosem zatonęło w barku nieznajomego. Facet wrzasnął i upadł na ziemię.

Jego towarzysz obejrzał się przez ramię. Potykając się, wpatrywał się w obryzganą krwią twarz dziewczyny.

Aya posłała kolejny nóż w kierunku jego głowy. Rzut był celny, ostrze drasnęło płatek ucha.

– Następny wbije się w twoją czaszkę – zawołała. – W zupełności wystarczy mi jeden z was.

Mężczyzna się zatrzymał, niespiesznie uniósł ramiona i upadł na kolana.

– Słuszna decyzja – oceniła Aya.

Dziewczyna zbliżyła się do pierwszego z handlarzy. Leżał na bruku, a jego okrzyki bólu odbijały się echem od ceglanych kamieniczek.

– Cisza – nakazała, dźwigając go z ziemi. – Jak już powiedziałam, potrzebuję tylko jednego z was.

Z ust mężczyzny dobył się jęk, ale ranny szybko zacisnął wargi. Aya czuła, jak jego ciało dygocze.

Odwróciła się w stronę portu. Nigdzie ani śladu Ronana, członka Straży Królewskiej, którego zadaniem było obstawienie tego zaułka.

Dostawca też gdzieś przepadł.

– Miało być was trzech – stwierdziła lekkim tonem, przenosząc spojrzenie z jednego handlarza na drugiego. – Gdzie wasz dostawca?

Ten leżący na ziemi potrząsnął głową.

– Nie ma nikogo poza nami.

Z westchnieniem sięgnęła po sznur, który miała przymocowany u pasa. Wlokąc po ziemi rannego handlarza, ruszyła w kierunku jego kolegi. Przystanęła tylko na moment i ukucnąwszy, związała mężczyźnie dłonie. Zresztą i tak daleko by nie uciekł – nie z nożem sterczącym mu z barku.

– Możecie łgać, ile dusza zapragnie – odezwała się zdyszana. – Ale uprzedzam… Gnębiciel nie daruje wam tego.

Mężczyzna z trudem przełknął ślinę. O tak, Drugi po Królowej miał ustaloną reputację. O tym, że nie warto z nim zadzierać, wiedzieli nawet wysłannicy obcych mocarstw.

Aya się wyprostowała. Przenikliwy chłód sprawiał, że stawy miała zesztywniałe i obolałe. Kolejnym kawałkiem sznura spętała nadgarstki drugiego handlarza. Jeszcze raz popatrzyła w stronę portu – Ronan wciąż się nie pojawiał. Może ruszył w pościg za dostawcą?

Ignorując niepokój, zaczerpnęła swojej mocy.

– Obaj chcecie żyć, dobrze zgaduję? – Przechyliwszy głowę na bok, bacznie przypatrywała się handlarzom. Popatrzyli po sobie niepewnie i już po chwili potwierdzili lekkim skinieniem głowy. Aya pozwoliła działać swojemu powinowactwu, które błyskawicznie owinęło się wokół wyczuwalnej u obu schwytanych chęci przeżycia. – W takim razie ruszajcie.

2

Dwadzieścia minut. Aż tyle zajęło jej doprowadzenie trzęsących się jak galareta handlarzy do opuszczonego magazynu. Budynek znajdował się w na rogatkach Rouline, dzielnicy rozrywki przylegającej do portu Dunmeaden. Aya liczyła, że zastanie tam Ronana z dostawcą. Na miejscu czekał na nią jednak tylko Liam, inny Persi Dyminary.

– Nie spotkałaś Ronana? – mruknął na powitanie. Dwóch schwytanych handlarzy przywiązali do krzeseł i zostawili w środku. Sami wyszli przed budynek, zamykając za sobą ciężkie drewniane drzwi.

– Nie – odparła szorstko. Przez chwilę tarła skostniałe z zimna dłonie. Marzyła o rękawiczkach. Szukała ich wcześniej w swoim pokoju, ale bez skutku.

Na moją przysięgę, niech ta przeklęta noc wreszcie się skończy…

– Sądziłam, że ściga dostawcę. Ale skoro nie zameldował się tutaj…

Liam westchnął ponuro. Księżycowy blask padał na jego ciemnobrązową skórę i czarne włosy, podgolone po bokach czaszki. Krzywiąc się z zimna, przeciągnął dłonią po kwadratowej szczęce.

– To nie byłby pierwszy raz, gdy Straż Królewska pokpiła sprawę – zauważył posępnie.

Królowa naciskała, by Dyminara współpracowała ze Strażą, do której zadań należało na co dzień zapewnianie bezpieczeństwa monarchini oraz patrolowanie miasta. Jednak radzenie sobie z poważniejszymi zagrożeniami leżało w gestii Dyminary, czyli królewskiej elitarnej jednostki Visza, złożonej z wojowników, uczonych i szpiegów obdarzonych przez Dziewięcioro Boskich nadzwyczajnymi przymiotami. Byli stworzeni do tego, by stawiać czoła takim wyzwaniom. Stosunki między Strażą a Dyminarą zawsze były napięte. Ale Straż Królewska nigdy nie próbowała wchodzić z konkurencją w otwarty konflikt. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że Dyminara dysponuje zabójczą mocą.

W odległym centrum miasta zadzwoniły pojedynczym uderzeniem dzwony. Pierwsza po północy. Aya, dotychczas oparta o drzwi, stanęła teraz prosto.

– Handlarze twierdzą, że byli sami; że nie spotykali się z dostawcą. Spróbuj wyciągnąć z nich coś na ten temat, zanim przybędzie Gnębiciel – poleciła, wskazując ruchem głowy magazyn.

Liam będzie przesłuchiwać więźniów przy użyciu swojego powinowactwa perswazji. Ale prawdziwa zabawa zacznie się, gdy dołączy do niego Gnębiciel. Jeżeli ktoś był w stanie skłonić do współpracy potencjalnego informatora, był to Drugi po Królowej.

– Saudro, kieruj moimi krokami – mruknął Liam na odchodnym, zwracając się do bogini, opiekunki Persi.

Aya pokiwała głową. O tak, pomoc bogini przydałaby im się teraz.

Pochylona dla ochrony przed podmuchami wiatru, ruszyła ścieżką w stronę miasta. Gdy wicher Ventaleh rzucał się z furią na pasmo górskie Mala, był tak przejmująco zimny, że skuwał lodem sam granit. Według starych podań Ventaleh był ostrzeżeniem zesłanym przez bogów: owszem, Visza nadal władali mocą, jednak to Boscy byli w stanie, podług własnego widzimisię, zesłać na świat oczyszczającą katastrofę. Już raz nieomal do tego doszło, a teraz gotowi byli to powtórzyć, jeśli Visza zapomną, gdzie jest ich miejsce.

Jednak w tej chwili Aya obawiała się tylko jednego – że nabawi się odmrożeń. Rada nie bez powodu tak bardzo starała się dogodzić hodowcom owiec. Jak mawiali miejscowi handlarze, człowiekowi w Dunmeaden do szczęścia potrzeba dwóch rzeczy: wełny i oręża. Sweterek Ayi co prawda świetnie się sprawdził jako wabik na barmana, ale na mrozie pożytek był z niego marny.

Źle zrobiła, że zostawiła w knajpie pelerynę.

Przemykała się teraz przez centrum dzielnicy Rouline. Kiedy weszła na brukowany kocimi łbami trotuar, który stanowił granicę między dzielnicą rozrywki i dzielnicą handlową, przyspieszyła kroku. Chciała znaleźć się możliwie jak najdalej od portu. Rzeka Loraine spływała z gór i toczyła swoje wody przez samo serce miasta, po czym kierowała się dalej, ku morzu Anath. Niesione przez nią wichry z gór Mala kryły w sobie przenikliwy chłód.

W dzielnicy handlowej przywitała ją cisza, jeśli nie liczyć zawodzenia wichru i poskrzypywania huśtających się na wietrze drewnianych szyldów sklepów i restauracji. Aya zanurkowała w boczną uliczkę przy Edenie, najbardziej ekskluzywnym lokalu w mieście. W witrażowych oknach pełgało światło, kładąc wielobarwne plamy na czernie i szarości, w których skąpana była ulica. Gdyby zamknęła oczy i uspokoiła oddech, mogłaby wyobrazić sobie, że czuje przenikające ciepło z pieca.

Co chwilę mahoniowe drzwi otwierały się na oścież, z wnętrza dobiegały śmiech oraz muzyka, i na główną ulicę chwiejnym krokiem wytaczali się klienci lokalu. Prawie nikt nie spoglądał w jej stronę. Aya była niemal pewna, że nie została nawet zauważona. Doskonale wiedziała, jak stopić się z cieniem. Niewidzialność od dawna była jej sprzymierzeńcem.

W momencie gdy dzwony na głównym placu wybiły godzinę drugą po północy, z wnętrza restauracji na ulicę wysypała się hałaśliwa grupa. Ludzie krzykliwie zapewniali się nawzajem o swojej nieprzemijającej przyjaźni i życzyli sobie pokoju po kres ich dni.

Aya przewróciła oczami – już jutro ci sami ludzie będą na nowo się kłócić o taryfy, szlaki handlowe i to wszystko, dzięki czemu w ich kieskach może znaleźć się więcej pieniędzy, niż na to zasługują.

Co za dupki. Wszyscy.

Wreszcie, pożegnawszy się, grupa rozdzieliła się – większość skierowała się ku swoim posiadłościom i ekskluzywnym hotelom na skraju dzielnicy. Parę osób udało się ku Rouline, zapewne, aby tam nadal oddawać się rozpuście. Przed lokalem został tylko jeden człowiek: młody mężczyzna, który niespiesznie ruszył w stronę centrum.

Aya, nie wychodząc z cienia, podążyła za nim. Trzymała się z tyłu, tak by mieć pewność, że nikt inny nie śledzi ich obojga. Mężczyzna, za którym szła, był wysoki. Nawet marynarka z grubej wełny nie była w stanie ukryć jego atletycznej budowy. Włosy miał rozwiane, płaszcz wzdymał się na wietrze.

Kiedy przemierzał główną ulicę, Aya zaczęła zwracać uwagę na swobodę cechującą jego kroki – zupełnie jak gdyby człowiek ten nie miał żadnych zmartwień.

Nie było to zbyt rozważne zachowanie, biorąc pod uwagę, że włóczył się samotnie po mieście w środku nocy.

Skróciła dystans. Odczekała, gdy skręcał w przecznicę – krętą alejkę, wspinającą się na wzgórze, na którym usytuowana była Kwatera – po czym bezszelestnie dogoniła go, tak że znalazła się u jego boku.

Mężczyzna zareagował błyskawicznie – jednym ramieniem przydusił ją do kamiennego muru, w drugiej ręce błysnął nóż, którego ostrze naciskało teraz na jej gardło.

– A więc jednak zwracasz uwagę na to, co się wokół ciebie dzieje. Dobrze wiedzieć.

– Psiakrew, Ayu! – Will opuścił nóż. Z jego szarych oczu wyzierała złość, policzki płonęły. Po chwili warknął: – Masz szczęście, że cię nie zadźgałem.

– A ty, że ja ciebie nie ciachnęłam, gdy paradowałeś beztrosko ulicami. Wyświadczyłabym obojgu nam przysługę.

Ramię Willa wpijało się w nią z coraz większą siłą. Mężczyzna wpatrywał się w nią, zaciskając kanciastą szczękę.

– Cuchniesz, jakbyś wytarzała się w piwie i szczynach – stwierdził, marszcząc nos.

– Czy to jeden z komplementów, którymi kupujesz sobie wstęp do łóżek tych wszystkich dam?

– Chcesz się przekonać? – spytał, przeciągając samogłoski. Na jego ustach zjawił się szelmowski uśmiech. Stanął jeszcze bliżej, mierzył ją teraz wzrokiem spod opuszczonych gęstych rzęs.

Aya odepchnęła go energicznie.

– Wolałabym nadziać się na mój własny sztylet.

Will chwycił ją za rękę. Jego spojrzenie błądziło teraz po śladach zaschniętej krwi na knykciach i twarzy dziewczyny.

– Widzę, że narobiłaś bałaganu. Znowu.

W okamgnieniu wyswobodziła się z jego uchwytu i podcięła mu nogi; Will runął jak długi na ziemię.

– Dotknij mnie jeszcze raz i przekonamy się, czy twoja gęba będzie krwawić równie obficie, jak jego.

Niski, ponury śmiech Willa odbił się echem od kamiennych murów.

– Jak zawsze zniewalasz mnie swoim urokiem. Niechaj bogowie mają w opiece tego, którego zwiedzie twoja potulna powierz-chowność – mruknął, podnosząc się z ziemi. – Masz dla mnie coś ciekawego? Jeśli tak, śmiało. Prawdę mówiąc, przemarzłem już na kość. I faktycznie, czeka na mnie jedno z tych ciepłych łóżek, o których wspomniałaś. Za to tobie przyda się kąpiel, i to bardzo.

Na usta cisnęła jej się zjadliwa riposta, ale w porę ugryzła się w język. Knajpiana burda nie robiła na niej żadnego wrażenia, ale z Willem sprawy wyglądały inaczej…

On zawsze wiedział, jak zaleźć jej za skórę. Jak nikt inny umiał paroma słowami sprowokować ją tak, że w końcu pękała smycz, na której trzymała swój porywczy temperament.

Ojciec Willa, Gale, był pierwszym Viszą w dziejach Dunmeaden, który zasiadał w Radzie Kupieckiej Tali. To między innymi jemu Tala zawdzięczała swoją silną pozycję w świecie handlu, mimo że inne królestwa, takie jak chociażby słynący ze swoich przysmaków Trahir, miały do zaoferowania atrakcyjniejsze towary.

Ale to nie zmienia faktu, że obaj panowie – ojciec i syn – byli skończonymi łajdakami, jednymi z gorszych, jakich Aya spotkała w życiu. Nie cierpiała Willa, odkąd trzynaście lat temu przyniósł wiadomość o śmierci jej matki. Kobieta zginęła podczas jednej z wypraw, w jakie musiała się udać z woli Gale’a.

Ale to nie wszystko – niewiele brakowało, by pewnego razu pozbawił ją miejsca w Dyminarze. Takich rzeczy się nie wybacza.

Jednak teraz nie mogła odmówić mu racji, gdy wspomniał o zimnie. Zresztą w kwestii kąpieli też nie. A jeśli chodzi o to, jaka nieszczęsna czekała na niego w łóżku… Ayi nic do tego.

– Cóż, jesteś potrzebny w magazynie, dlatego twoje rozkosze będą musiały poczekać. Już wiemy, że zależy im na uzbrojeniu. Handlarzy schwytaliśmy, ale dostawca się ulotnił, zanim dostałam się do pokoju, w którym dobijali targu. Ronan w ogóle się nie pojawił.

Will przeczesał włosy palcami.

– Jak to się nie pojawił? – warknął.

Ostry ton Willa wystarczył, by jej wściekłość na Ronana ostygła. Will, gdy wpadł w gniew, potrafił być nieprzewidywalny.

Kiedy byli młodsi, a ich relacje nie różniły się od tych łączących wszystkich innych rówieśników w szkole, łatwo było zapomnieć, że powinowactwo Willa, Sensainos – to znaczy umiejętność manipulowania uczuciami i doznaniami zmysłowymi innych ludzi – pozwalało również wzbudzać strach, rozpacz, a nawet ból. Patrząc na jego przystojną twarz, niełatwo było domyślić się mocy, jaką skrywał. Falujące czarne włosy i oliwkowa karnacja sprawiały, że zawsze wyglądał, jak gdyby przed chwilą wrócił z plaży. Z ostrymi męskimi rysami i nienagannie skrojoną odzieżą prezentował się, jak przystało na młodego arystokratę. Przez długi czas wszyscy oczekiwali, że przejmie po ojcu jego handlowe imperium.

Ku ogólnemu zaskoczeniu Will zamiast tego wstąpił w szeregi Dyminary. I szybko stało się jasne, że jego prawdziwym powołaniem nie było nadzorowanie z ramienia królowej Rady Kupieckiej Tali, lecz bycie Gnębicielem.

Mrocznym Księciem Dunmeaden.

Opowieści świadków, którzy widzieli, jak wymierza kary winnym, wystarczyły, by stworzyć wokół niego aurę strachu, towarzyszącą mu, gdziekolwiek się pojawił.

– Ronan pewnie siedzi zalany w jakiejś spelunie – stwierdziła po chwili Aya.

– Dałaś ciała – odparł niespiesznie Will. – Dostawca przepadł.

Korciło ją, żeby sięgnąć po nóż. Ale ograniczyła się do zmierzenia go wzrokiem.

– Gdybyś nie uparł się, żebym przynosiła ci wiadomości, być może zdołałabym go dopaść – wysyczała. Will nakazał jej, by o rozwoju wydarzeń raportowała mu osobiście. Czuła się z tego powodu niczym jego dziewczyna na posyłki. Na myśl o tym najchętniej by coś rozwaliła.

Will bez słowa wszedł na krętą alejkę wiodącą do Kwatery. Odwrócił się i spojrzał wyczekująco na dziewczynę. Aya niechętnie do niego dołączyła. Szli w milczeniu, zagłuszanym tylko przez wycie wiatru. Wcześniej po cichu liczyła, że Will uda się od razu do magazynu, a ona będzie mogła w spokoju wrócić do domu.

Dom. Wspomnienie ciepła czekającego w Kwaterze – niewielkiej, przypominającej pałac siedzibie Dyminary – niemal wystarczyło, by z jej ust dobyło się tęskne westchnienie. Cała była obolała po bójce w barze, a przenikliwy chłód dokładał swoje. Miała nadzieję, że Elara zostawiła w jadalni trochę chaucholdy. Zgodnie z tradycją ten gorący napój z miodem serwowano, gdy z gór schodził srogi Ventaleh. „Pijemy go, żeby duchy trzymały się z dala, a ciało zostało w jednym kawałku”, mawiała główna kucharka w królewskiej kuchni, ze wzrokiem utkwionym w szczytach Mala. „Ventaleh przed nikim się nie ukorzy, nawet Dyminara mu niestraszna”.

– Może nasi przyjaciele z zachodu będą mieli coś ciekawego do powiedzenia na temat dostawcy. Nie musiałabyś go wtedy samodzielnie tropić – odezwał się półgłosem Will, nie odrywając oczu od ścieżki. W jego słowach czaiła się groźba, którą Aya momentalnie wyczuła.

Po chwili mężczyzna spytał:

– Jak udało ci się potwierdzić, że chodzi o handel bronią?

Dziewczyna zerknęła na niego. Will szedł ze wzrokiem utkwionym przed siebie. Zdawał się zatopiony w myślach. Doszła do wniosku, że nie próbuje teraz z nią pogrywać.

– Jedyną osobą, której pozwalali wchodzić do pokoju na tyłach, był barman. Musiałam tylko wprawić go w odpowiedni nastrój i odwrócić uwagę.

Will zaśmiał się chrapliwie.

– Najpierw oczarowałaś go swoją urodą. Sprawiłaś, że podzielił się z tobą swoimi sekretami. A na koniec zamieniłaś jego knajpę w pobojowisko. – Zerknąwszy na poplamioną piwem i krwią odzież rozmówczyni, mruknął: – Niewiarygodne.

– Jesteś nieznośny.

– Tak, już to gdzieś słyszałem. Ale to samo mógłbym powiedzieć o tobie, najdroższa Ayu.

Mimo że już od trzech lat pracowali razem w Trójcy Królowej – skupiającej trzech członków Dyminary cieszących się największym zaufaniem władczyni – nadal nie potrafili wyzbyć się wzajemnej wrogości.

Ostatnią uwagę puściła mimo uszu. Skoncentrowała się teraz na pałacu, do którego się zbliżali. Kwatera usytuowana była na tyłach Królewskich Ogrodów, sięgających aż po lasy położone wyżej w górach nad miastem.

– Chyba będę musiał złożyć wizytę Ronanowi, gdy już rozmówię się z handlarzami – westchnął Will.

Minęli żelazną bramę pałacu i podążali teraz kamienistą ścieżką. Trakt, po obu stronach obrośnięty strzelistymi sosnami, prowadził do Kwatery.

– Dlaczego nie idziesz prosto do magazynu? – spytała Aya, unosząc brew.

Will uśmiechnął się pod nosem.

– Przecież mówiłem ci, że jest łóżko, do którego muszę najpierw wskoczyć. – Widząc obrzydzenie malujące się na jej twarzy, parsknął śmiechem. – O bogowie, co za mina. Odpręż się, dobra? Po prostu muszę się przebrać. – Po czym, wskazując na swój dwurzędowy płaszcz i czarne spodnie, dodał: – Nie cierpię tych arystokratycznych strojów.

Najchętniej wytłumaczyłaby mu, że akurat odzież była jego najmocniejszym atutem pośród oceanu cech, których faktycznie mógł u siebie nie znosić. Jakoś jednak się powstrzymała. Minęli stajnie i po chwili ich oczom ukazała się rozległa polana, na której środku stała Kwatera.

Nie dorównywała wielkością pałacowi królowej, lecz i tak była zachwycająca. Front zbudowany był z szarego kamienia, za witrażami w oknach płonął ogień.

Pokonali łuk oddzielający tereny Dyminary od tych należących do królowej i krętą ścieżką wspięli się ku okalającym ogrody holom zewnętrznym. Białe zimowe róże majaczyły w świetle pochodni, swoją moc zdolną przeciwstawić się Ventalehowi zawdzięczając niewątpliwie powinowactwu Incends.

Pchnęli wielkie dębowe drzwi i znaleźli się w głównym holu. Mimo że pomieszczenie było ogromne, a kamienne ściany pięły się wysoko ku sklepionemu łukowato stropowi, tchnęło z niego osobliwe ciepło. Było to miejsce, w którym chciało się przebywać. Na środku kamiennej podłogi leżał gruby karmazynowy dywan, na nim stał długi drewniany stół. Na prawo sfatygowane drewniane drzwi prowadziły do jadalni, po lewej stronie usytuowany był olbrzymi kamienny kominek, na którym dopalał się ogień.

Aya stanęła przed nim i wyciągnęła ręce. Kiedy zerknęła do tyłu na stół, twarz jej spochmurniała: ktoś wypił całą chaucholdę.

– Powinniśmy się obawiać reakcji ze strony jakichś postronnych obserwatorów w Szkwale? – zagadnął Will, stając obok niej.

Na wspomnienie chaosu, w jakim pogrążyła się speluna, Aya z trudem powstrzymała parsknięcie.

– Nie. Jeżeli ktokolwiek zwracał uwagę na to, co się tam dzieje, zapewne uznał, że rozróba jest sprawką gildii Mathiasa.

Mathias rządził półświatkiem Dunmeaden żelazną ręką. O działających na jego zlecenie złodziejach i zabójcach krążyły legendy. Aya miała wielkie szczęście, że królowa nie wytrzebiła jego szajki z miasta. Kiedy robiło się gorąco, łatwo było rzucić cień podejrzenia na ludzi Mathiasa, odsuwając je od Korony.

– Zajęłam się eskortą handlarzy – dodała Aya.

Kiedy wypowiedziała te słowa, poczuła, jak bardzo jest wykończona.

Była przyzwyczajona do przemocy. Powołaniem Visza było strzec królestwa, służyć mu i żyjącym w jego granicach ludziom. Dyminara w niedościgły sposób wcielała tę rolę w życie. Nie wszyscy Visza służyli w taki sposób, ale Aya… pod wieloma względami była stworzona do tej roboty. Mimo to nie czerpała przyjemności z odbierania komuś życia. Może brało się to z tego, że nie lubiła, gdy wracały do niej wspomnienia takich chwil.

Spojrzenie Willa, jak wtedy, gdy spotkali się w bocznej uliczce, utkwione było w jej zaplamionych krwią dłoniach.

– Działałaś w imieniu naszego królestwa – odezwał się cicho.

I wtedy to poczuła – ich powinowactwa szeptały coś do siebie. Dar Willa zapewne wyczuwał smutek, jaki kryła pod maską beztroski.

– Nie potrzebuję twojej litości – burknęła pod nosem. – Z łaski swojej trzymaj się z daleka od mojej głowy.

Mężczyzna uniósł brew.

– Po prostu ciekaw jestem, skąd ta marsowa mina na takiej urodziwej buźce. Poza tym… kiedy dokucza ci poczucie winy, stajesz się podatna na atak. Twoja tarcza jest wtedy najsłabsza. Odkryłem to już dawno.

– Moje poczucie winy oznacza, że dotąd nie stałam się potworem.

Kolejne kłamstwo na liście, która zdawała się nie mieć końca.

Will się najeżył. Na jego kwadratowej szczęce zadrżał mięsień.

– Ani ja – odparł lodowatym tonem. – Ayu, jeśli chcesz mnie obrazić, musisz bardziej się postarać.

Nie miała siły na kłótnie. W miarę jak ciepło wsączało się w jej kości, czuła się coraz bardziej senna. Będzie musiała się przespać, zwłaszcza że czeka ją audiencja u królowej.

– Widzimy się tuż po świcie – rzuciła półgłosem. – Tymczasem spróbuj się czegoś dowiedzieć. Bądź ostrożny. Kiedyś napytasz sobie biedy, paradując tak po mieście.

W oczach Willa odbijał się ogień, rozświetlając zielone plamki skryte w szarości jego tęczówek. Przechylił na bok głowę, przypatrując się jej uważniej. Ten ruch sprawił, że na twarz opadły mu niesforne kosmyki włosów.

– Ayu, gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że naprawdę się o mnie troszczysz.

– Nie pochlebiaj sobie – ucięła.

Ten człowiek był dla niej przypomnieniem, za co nienawidziła próżniaczej klasy kupców. Ale nawet ona zdawała sobie sprawę, że moc i przebiegłość Willa będą na wagę złota, jeśli faktycznie dojdzie do konfliktu z Trahirem. Na posiedzeniach Rady lub, niechaj bogowie bronią, na polu bitwy.

– Myślę o dobru Tali. Jeśli sytuacja się pogorszy, nie będziemy mieć czasu na znalezienie twojego następcy.

– Jestem zaszczycony, że tak wysoko mnie cenisz – oświadczył szyderczo, kładąc sobie dłoń na sercu.

Ruszyła ku schodom po drugiej stronie holu, ale nie zdążyła ukryć wściekłego wyrazu twarzy.

– Nie zapomnij o kąpieli – rzucił za nią. – Nawet stąd czuję twój smrodek.

Nie odwracając się, pokazała mu środkowy palec. Śmiech Willa ścigał ją, gdy wspinała się po schodach. Następnie powlekła się, noga za nogą, do swojego pokoju. Miała wrażenie, że warstwa krwi na dłoniach i twarzy z każdą chwilą staje się coraz grubsza.

Służba bogom i królestwu to zaszczyt, powiedziała w myślach.

Chociaż dla kogoś takiego jak ona być może stanowiła też pokutę.

3

Aya krzyczała.

Krzyk dobył się z jej gardła, gdy wyjrzała na drugą stronę Muru. Na ziemi u dołu leżało jego pogruchotane ciało. Przyciskał do piersi swoją strzaskaną rękę, z kością sterczącą ze skóry, i wył z bólu.

Zrobiła to niechcący.

Niechcący.

Niechcący.

Ale nie miało to już znaczenia, ponieważ na jej oczach z ran Willa tryskała krew, wsiąkając w porosłą trawą ziemię.

Aya, dygocząc, puściła się biegiem, kierując się ku podstawie Muru. Wtem poczuła, jak czyjeś silne ramiona chwytają ją w pasie. Impet był tak wielki, że przez moment nie potrafiła odzyskać tchu. Ktoś ciągnął ją do tyłu. Po chwili zorientowała się, że to uzdrowicielka o kruczoczarnych włosach, bladej skórze i oczach w kolorze kobaltowego błękitu. Nieznajoma o posępnym obliczu starała się odciągnąć ją od Willa.

Jego głowa opadła na bok. Ich spojrzenia odnalazły się, ale już chwilę potem patrzył na nią martwo.

Aya znowu wrzasnęła.

Rzucała się w uścisku uzdrowicielki, próbując go dosięgnąć. Chciała przekonać się, że Will nie umarł, a ona nie jest potworem, za jakiego się uważała.

Wtem niebo rozciął błysk i poczuła, że kobieta rozluźnia chwyt. Odwróciła się i zobaczyła, jak ciało nieznajomej osuwa się na ziemię. Towarzyszył temu głuchy, przyprawiający o mdłości łoskot. A zaraz potem…

Zapadła ciemność.

Aya przebudziła się gwałtownie. Jej dłoń odruchowo poszukała broni. Małe ostrze czekało na żelaznym stoliku nocnym.

To sen. To tylko sen.

Ale serce nic sobie nie robiło z tych zapewnień i nadal tłukło się w piersi. Nocna koszula z miękkiej bawełny, którą podwędziła po ostatniej schadzce z Eliasem, przystojnym młodym arystokratą z miasta, była mokra od potu. Przerażona raz za razem omiatała wzrokiem pokój. Nie umiała pozbyć się poczucia, że coś czai się w mrocznych kątach.

„Phanmata”, mawiał w Starej Mowie, języku bogów, jej ojciec. „Duchy twoich koszmarów nie wyrządzą ci krzywdy, mi couera”.

Mi couera – moje serce. Zwrot, którego wcześniej używał wyłącznie w stosunku do jej matki, dopóki nie umarła.

Aya czuła, jak powoli rozluźniają jej się barki. Odłożyła niespiesznie nóż i opadła z powrotem na poduszki. Starała się zapanować nad rozszalałym oddechem, uspokoić myśli, które niczym wściekły wiatr miotały się w jej głowie.

Minął rok, odkąd uzdrowicielka ostatni raz nawiedziła ją we śnie. Koszmar zawsze zaczynał się tak samo – od wspomnienia, od którego robiło jej się niedobrze. Ale zaraz potem wspomnienie obracało się w coś zupełnie innego.

Widziała królową, która wydala ją z Dyminary.

Willa zabijającego ją za to, że zmusiła go, by skoczył.

Saudrę, boginię perswazji, odbierającą jej powinowactwo.

Ale najstraszniejsze były takie koszmary jak ten dzisiejszy – w których Will nie podnosił się z ziemi, a Aya w ciągu paru minut odbierała dwa życia.

Zamknęła oczy i wzięła powolny oddech. Siłą woli starała się odgiąć palce strachu, które zacisnęły się na jej sercu. W pracy nad kontrolowaniem tych dziwnych stanów, w które popadała, pomagała jej Galda, trenerka Dyminary. Lekcje u Galdy zaczęła pobierać w wieku ośmiu lat – tego samego dnia, w którym dowiedziała się o śmierci matki.

Jej matka, jak większość Visza z powinowactwem Caeli, miała wrodzony dar słyszenia szeptów wiatru. Ojciec Ayi mawiał, że to był główny powód, dla którego musiała podróżować z kupcami – była zmuszona podążać tam, gdzie wzywał ją wiatr, w przeciwnym razie zdradzałaby własną duszę.

Jednak przed udaniem się matki w podróż, z której miała nigdy nie wrócić, Aya słyszała, jak rodzice się sprzeczają. Ojciec błagał ją, by nie wyruszała przy tak nieprzewidywalnej jesiennej aurze. Matka tłumaczyła, że Gale zamierza nie tylko wstrzymać jej wypłaty, ale dodatkowo będzie domagać się zwrotu za zaległe prace. Na to ostatnie nie było ich stać.

Nadal słyszała głos posłańca Gale’a, gdy przyniósł jej wieści o katastrofie statku, którym podróżowała matka. Jej imię pojawiło się na liście osób i towarów przewożonych na pokładzie – jak gdyby przedmioty miały taką samą wartość jak ludzkie życie.

Gale, jak przystało na tchórza, posłał z tragicznymi wieściami swojego syna. Dziecko wykonywało robotę, od której uchylał się dorosły. A Will, będący wówczas tylko szczuplutkim dziesięcioletnim chłopcem, przypatrywał się Ayi, podczas gdy jej ojciec, porażony rozpaczą, osunął się na podłogę. Chłopiec patrzył z głową przechyloną na bok, marszcząc brwi. Zupełnie jak gdyby…

Jak gdyby potrafił wyczuć te wszystkie okropieństwa, jakich Aya nagadała Elizie, zanim ta ostatnia wyruszyła w rejs. Jak gdyby zachodził w głowę, dlaczego ta dziewczyna, zżerana przez takie wyrzuty sumienia, nie reaguje jak jej ojciec.

Parę lat później Will również stracił matkę. Aya była ciekawa, czy pozwolono mu wówczas w spokoju ją opłakać. Może zamożni ludzie mogli sobie pozwolić na taki luksus.

To Galda odnalazła Ayę w lesie, gdy pod wpływem rozpaczy po śmierci matki przebudziła się w niej moc. Moc tak potężna, że przyprawiła ją o omdlenie. I to właśnie Galda dała jej coś, czego już wtedy, jako ośmioletnia dziewczynka, Aya rozpaczliwie potrzebowała: kontrolę.

Jednak jeśli wypadki na Murze czegoś ją nauczyły, było to odkrycie, że kontrola nie jest czymś danym raz na zawsze.

Wymagała dyscypliny.

Skupienia.

Czujności.

A więc cech, które miała wykształcić w sobie na przestrzeni kolejnych trzynastu lat.

Było to konieczne, ponieważ wtedy na Murze zrobiła coś, czego wcale nie chciała. Nierozważnie, bez namysłu powiedziała mu coś w odpowiedzi na jego docinki.

„Nienawidzisz mnie, to jasne. Ale wydaje mi się, że pod tą nienawiścią skrywa się coś jeszcze. Mam rację, moja droga Ayu? Coś, czego wolisz nie dotykać”.

Jej matka zawsze powtarzała, że wprawdzie Hepha, bogini, opiekunka Incend, nie obdarzyła Ayi swoim płomieniem, ale niewątpliwie dała jej swoją dumę.

Will zalazł jej za skórę, jego prowokacje poskutkowały – i coś w niej pękło. A kiedy to się stało, nie pozostało w niej nic prócz zgorzknienia i odrazy, jaką czuła do tego chłopaka.

„Jest zbyt niebezpieczna”.

Tamtej nocy Aya przywlekła się do domu ojca Willa, żeby sprawdzić, jak chłopak się czuje. Była w korytarzu, gdy doleciały do niej głosy toczonej za drzwiami rozmowy: Will przekonywał Galdę, że nie można dopuścić, by Aya dostała się do Dyminary. Należy jej to uniemożliwić, tłumaczył, zanim zrani kogoś jeszcze.

Wyznał, że Aya niemal go zabiła. Stwierdził też, że Dynamira to nie miejsce dla kogoś, kto do tego stopnia nie potrafi się kontrolować.

Jej jedyne marzenie. Jedyna szansa, by stworzyć warunki, w których ojciec będzie mógł przeżywać w spokoju mroźne zimy i nie będzie musiał harować. Dyminara była dla Ayi jedynym miejscem na świecie, w którym mogłaby wyrządzić dobro.

A Will chciał to wszystko jej odebrać.

Nigdy mu tego nie wybaczyła.

Ani tego, że próbował pozbawić ją przyszłości. Ani tego, w jaki sposób na nią oddziaływał – sprawiał, że budziło się w niej coś, co nauczyła się trzymać pod kluczem; coś, co spychała coraz głębiej, aż uwierzyła, że jest w stanie samodzielnie władać swoim powinowactwem.

Było tak, jak gdyby jej wewnętrzny mrok odpowiadał na wołanie jego mroku, a ona nie mogła nie usłuchać jego wezwania.

Za to go nienawidziła.

Aya, marszcząc brwi, patrzyła, jak przez okna łukowe do pokoju wsącza się szare światło świtu. Była pewna, że nie zdoła na nowo usnąć. Jej spojrzenie odnalazło Conoscenza – Księgę Bogów – leżącą na stoliku nocnym. Tom w wytartej skórzanej oprawie był otwarty, z cienkiego półprzezroczystego papieru spoglądały na nią słowa Modlitwy Pewności do Sage, bogini mądrości. Przed pójściem spać znalazła w nich pocieszenie. Wcześniej leżała długo w łóżku, ale nie mogła zasnąć – bez końca rozmyślała nad informacjami, jakie udało jej się zdobyć na temat Trahiru, który zamawiał uzbrojenie poza Radą.

Teraz nie zdążyła sięgnąć znów po Conoscenza, ponieważ niespodziewanie drzwi uchyliły się i do pokoju zajrzała blond główka Tovy.

– Wyglądasz strasznie – oceniła przyjaciółka, szczerząc w uśmiechu zęby.

Weszła, niosąc dwa kubki gorącej chaucholdy, znad których unosiły się obłoczki pary.

– Tak, już to słyszałam.

Aya przejrzała się w lustrze wiszącym naprzeciw łóżka. Ciemnokasztanowe włosy, wcześniej zaplecione w długi warkocz, teraz częściowo zasłaniały jej twarz. Wyglądała jeszcze bladziej niż zazwyczaj. Pochmurne zimowe miesiące dawno już poradziły sobie z dyskretną letnią opalenizną, a bezsenna noc dołożyła swoje. Podkrążone oczy wydawały się jeszcze bardziej niż zwykle lodowobłękitne. Will powiedział o nich przy jakiejś okazji, że znakomicie odzwierciedlają jej charakter.

Nie pogardziłaby jeszcze paroma godzinami snu. Dobrze, że przynajmniej zmyła z siebie całą tę krew.

Tova podała jej kubek, a sama przycupnęła na brzegu łóżka. Wykonała szybki ruch nadgarstkiem i w kominku po drugiej stronie pokoju rozbłysnął ogień. Aya nie byłaby w stanie wymienić wszystkich powodów, dla których uwielbiała swoją przyjaciółkę. Dziewczęta były nierozłączne, odkąd nauczyły się chodzić. Podczas treningów w Dyminarze szybko stało się jasne, że Tova to ktoś, z kim lepiej walczyć ramię w ramię niż mieć za przeciwnika. Nie bez powodu mianowano ją Generałem Królowej.

Wprawdzie lojalność i nieustraszoność należały do najbardziej cenionych przez Ayę cech, jednak zdolność Tovy do ogrzania pokoju zimą plasowała się zaraz za nimi.

– Podobno spędziłaś ekscytujący wieczór – zagadnęła przyjaciółka. Pociągnęła łyk chaucholdy i zerknęła na Ayę, unosząc wysoko brew. Kiedy tylko na jej jasnej skórze zatańczył odblask ognia, momentalnie na policzki wystąpiły jej rumieńce. Zupełnie jak gdyby żar ognia Incend zawsze krył się pod powierzchnią jej skóry. – Dobrze, że zmyłaś z siebie tę posokę.

– Potwierdziły się nasze podejrzenia, że Trahir łamie umowy handlowe. Ale o tym Will nie raczył ci wspomnieć, zamiast tego ograniczając się do opowiastki o rozróbie w knajpie? Żałosne. A tak przy okazji, to kiedy ci o tym powiedział?

– Rano – odparła przyjaciółka, odgarniając na ramię swoje długie włosy.

Zza ucha Tovy wyzierał tatuaż w formie odwróconego trójkąta. Poprowadzone przez jego środek trzy poziome linie dzieliły figurę na cztery części. Niektórzy Visza umieszczali tatuaż z symbolem swojego porządku na ciele, inni wybierali prostsze sposoby. Na przykład matka Ayi nosiła ten sam znak odwróconego trójkąta, będący symbolem Porządku Dultra, Władających Żywiołami, na srebrnym naszyjniku, z którym nigdy się nie rozstawała. A teraz jej naszyjnik spoczywał gdzieś na dnie morza Anath.

Kiedy przed trzema laty Tova zaciągnęła Ayę do salonu tatuażu, szpieżka zamierzała sprawić sobie tatuaż na nadgarstku w postaci dwóch koncentrycznie ułożonych okręgów, będących znakiem Espri, Powinowactwa Umysłu, Uczuć i Doznań Zmysłowych. Nie odważyła się jednak – na lewej dłoni nadal lekko piekła ją świeża blizna po ślubowaniu krwi złożonym, gdy wstępowała do Dyminary. Ilekroć ją pokazywała, przepełniała ją duma.

Dyminara stała się jej nowym porządkiem. Jej domem. Odtąd mogła honorować dar Saudry, wypełniając misję, jaką bogowie zlecili Visza: obrony królestwa.

Nie potrzebowała innych symboli.

– Wstał całkiem wcześnie i czekał, aż Elara przyrządzi chaucholdę – tłumaczyła Tova. – Wyglądał na równie wczorajszego jak ty. Zupełnie jak gdyby całą noc spędził w ramionach kogoś wyjątkowego.

– Pewnie na koniec wielce owocnej nocy wylądował w łóżku Marie – mruknęła Aya. W zeszłym tygodniu przypadkiem widziała Willa w towarzystwie ślicznej brunetki. Para zajadała właśnie obiad. – Bogowie niechaj mają ją w opiece.

Tova parsknęła do glinianego kubka.

– Cóż, dziewczyna mogła gorzej trafić. Will to nie najgorszy partner do spędzenia nocy.

– Czyżby?

Przyjaciółka wzruszyła ramionami.

– Jest arogancki, to prawda, ale też przystojny. Nie żeby czyniło go to mniej irytującym, gdy już się odezwie. Gdybyż tylko nie był tak świetny w tym, co robi, nie musiałybyśmy znosić jego towarzystwa. – W jej piwnych oczach zapaliły się psotne iskierki. Szturchnęła w bok Ayę, która z niepokojem przypatrywała się rozhuśtanej zawartości kubka przyjaciółki. – A czy ty w nagrodę zafundowałaś sobie ostatniej nocy jakieś figle?

Aya przewróciła oczami. Tova doskonale wiedziała, że Elias był zbyt porządny, aby się zjawić w Kwaterze o tak późnej porze. Porządny albo tchórzliwy. Aya nie mogła zrozumieć, co podkusiło tego chłopaka, żeby w ogóle się z nią wiązać. Zwłaszcza że jako para od początku nie mieli przyszłości. Elias będzie potrzebował dziewczyny z dobrego domu. Aya zaś…

Zresztą dawno już zrozumiała, że nie może sobie pozwolić na tego rodzaju rozrywki.

Tova odstawiła kubek na stolik nocny i sięgnęła po Conoscenza. Przez chwilę kartkowała księgę, po czym rzuciła ją na białą kołdrę. Aya przypatrywała się przyjaciółce w milczeniu, przygryzając policzek. Ta dziewczyna była chodzącym chaosem. Nieustannie brała do ręki otaczające ją rzeczy i odkładała w miejscach, gdzie nie powinno ich być. Jej przyjaciółka uwielbiała burzyć równowagę, jaką Aya starała się zaprowadzić w swoim życiu.

Dla Ayi liczył się porządek. Struktura. Kontrola. Świadomość, że różne rzeczy znajdują się w tych samych miejscach, w których je zostawiła, działała na nią uspokajająco. W tej przewidywalności i ładzie, niezależnych od tego, co działo się wokół niej, było coś krzepiącego.

– Czy ty w ogóle czasami czytasz coś naprawdę dobrego? – jęknęła Tova.

– Kiedy mówisz „dobre”, masz na myśli te okropne romansidła, których ty nigdy nie masz dosyć?

– Dla ciebie są okropne, dla mnie pełne namiętności.

– Za dnia krwiożercza pani generał Tali, nocą niepoprawna romantyczka. – Aya wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

Tova wzruszyła jednym ramieniem.

– Nie umiem przez cały czas zachowywać powagi i stoickiego spokoju.

– Ja tam nie narzekam na brak rozrywki.

Przyjaciółka rzuciła jej pełne politowania spojrzenie.

– Rzeźbienie w drewnie nazywasz rozrywką? Słowo honoru, te ostrza i twoje dłonie to jedno i to samo. A może byś tak poszukała dla siebie hobby, które nie wymagałoby użycia broni ani oddawania czci?

Aya opadła na poduszki i skrzyżowała ramiona.

– Przecież dwa dni temu wyszłam z tobą na miasto.

– To prawda – przyznała Tova z dramatycznym westchnieniem. Chwytając kołdrę, dodała: – I kiepsko się bawiłaś.

To nie tak, że kiepsko się bawiła. Spotkały się z paroma Anima służącymi w regularnej armii królowej. Tova umiała z nimi żartować. Łączyła ich zażyłość, która dla Ayi na zawsze pozostanie niedostępna i na której, prawdę mówiąc, wcale jej nie zależało. Wystarczyło jej, że przyjaciółka jest w pobliżu. Nigdy nie należała do osób, które roznosi energia. Takich jak Tova, której płomienny charakter przyciągał ludzi. Tova była urodzoną przywódczynią, a wojownicy, którymi dowodziła, darzyli ją miłością i wielkim szacunkiem. Aya natomiast stroniła od bycia w centrum uwagi, wolała przemykać się chyłkiem. Milczenie było jej drugim imieniem.

– No to – zaczęła Tova, przerywając jej rozmyślania – co mamy dziś w planie oprócz omówienia z Gianną nadciągającej zagłady Trahiru?

– Przygotowania do Świtania.

Tova z jękiem opadła z powrotem na poduszki.

– Hepho, ratuj. Moja matka już pewnie odchodzi od zmysłów z ekscytacji. Pamiętasz, ile girland musiałyśmy powiesić w zeszłym roku? Do dzisiaj nie udało mi się doczyścić palców po ich sokach.

Święto zimowe obchodzono na cześć świętej Evie. To jej poświęcenie setki lat temu w trakcie Wojny doprowadziło do rozerwania zasłony oddzielającej ludzki świat od tego, co Po Drugiej Stronie.

Było ono również wołaniem do bogów o wykluczenie Decachiré – groźnego powinowactwa, z którego pomocą spragnieni władzy Visza mogli osiągać nieograniczoną moc i zagrozić samym bogom.

Wprawdzie przed wybuchem Wojny moc Visza była pierwotna – to znaczy mogła zostać wykorzystana w dowolnym z dziewięciu powinowactw, a nie była ograniczona tylko do jednego, jak miało to miejsce obecnie – jednakże nawet wtedy nie była nieograniczona. O tym, jak wiele mocy mógł dany Visza wykorzystać, nie ryzykując całkowitego wypalenia, decydowała głębokość jego tak zwanej studni.

Praktycy Decachiré zaczęli jednak eksperymentować z granicami studni. Poszerzali je coraz bardziej, żeby więcej zyskać. Za nic mieli wszelkie ograniczenia.

Nie wystarczyło im, że pobłogosławili im bogowie. Pragnęli sami się nimi stać. Niektórzy próbowali obdarzać mocami ludzi, wychodząc z założenia, że nic równie dobitnie nie zaświadcza o boskości, niż samodzielne tworzenie Visza. I wykorzystanie ich do własnych celów w toczonej Wojnie.

Były to bardzo ryzykowne praktyki. Niewielu przeżyło.

W swoim pędzie do poszerzenia mrocznego powinowactwa, którego głównym celem było osiągnięcie mocy wystarczającej do zgładzenia bogów, Decachiré niemal doprowadzili świat do zagłady.

Ocaliła ich Evie.

Do obchodów święta Świtania pozostały trzy dni. Miasto ogarnęła gorączka przygotowań. Wieszano girlandy kwiatów, zapalano świece. Świętowania nie odmawiano nawet Athatis, strzegącym Dyminary świętym wilkom, dla których urządzano świąteczne polowanie.

– No to lepiej przyjdź do mnie. A rozwieszanie dekoracji zostaw Caleigh – zaproponowała Aya.

Młodsza siostra Tovy miała do tego większą od niej smykałkę. Jako Terra, a więc władająca powinowactwem ziemi, była niezrównana w uprawie, w doglądaniu, by coś wzrastało. Jej sekretem była cierpliwość, której starsza siostra była całkowicie pozbawiona.

– Będę piekła ciasta z tatkiem – dodała Aya.

Tova mruknięciem dała znać, że się zgadza, po czym oparła głowę na barku przyjaciółki. Aya przytuliła się do niej, rozkoszując się rzadką chwilą spokoju i dając się owionąć obłokowi cynamonowego aromatu, jaki roztaczała wokół siebie Tova.

– Zakładasz to do łóżka co noc? – spytała w końcu Tova, przypatrując się koszuli nocnej przyjaciółki. A już po chwili z piskiem próbowała zrobić unik, gdy Aya poczęstowała ją kuksańcem. – À propos, mam twoje rękawiczki. Są o wiele ładniejsze od moich.

– Jesteś niemożliwa – mruknęła Aya, ale w jej głosie nie było złości. Opuściła bose stopy na podłogę i momentalnie przeszył ją chłód.

– Wiem – odparła z szerokim uśmiechem Tova.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz