Phantasma - Smith Kaylie - ebook + audiobook + książka

Phantasma ebook i audiobook

Smith Kaylie

0,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów w stałej cenie, by naprzemiennie czytać i słuchać. Tak, jak lubisz.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.

Dowiedz się więcej.
Opis

Witamy w Phantasmie. W tej grze obowiązują tylko dwie zasady. Przeżyć. I się nie zakochać.

Ophelia i Genevieve odkrywają, że ich matkę brutalnie zamordowano, ale nie mają czasu na żałobę – starsza z sióstr otrzymuje w spadku nie tylko dostęp do potężnej magii śmierci, ale również zadłużoną rezydencję. Sytuacja staje się niepokojąco poważna, gdy młodsza postanawia spłacić długi, przystępując do Phantasmy – gry, w której ginie większość uczestników, a zwycięzca może spełnić jedno życzenie.

Jedynym sposobem na ratunek Genevieve jest udział w grze, choć Phantasma to przeklęty dwór pełen krętych korytarzy, eleganckich sal balowych, a także wodzących na pokuszenie demonów. Ophelia, aby wygrać, musi rywalizować na dziewięciu poziomach i nie pozwolić, by zawładnął nią strach. Kiedy czarujący i nieco arogancki nieznajomy twierdzi, że może ją ochronić i poprowadzić w grze, Ophelia zdaje sobie sprawę, że nie powinna mu ufać. Na szali leży jednak życie Genevieve, więc jej siostra nie może się wycofać. Wystarczy, że odsunie od siebie wszechogarniający, mroczny powab tajemniczego, młodego mężczyzny.

W Phantasmie nie tylko można przegrać, ale co gorsza, stracić serce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 464

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 9 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Jagoda Małyszek

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tym, którym udało się wyrwać ze szponów mroku i wciąż pragną

być światłem tego świata – jestem z Was dumna.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Książka zawiera sceny seksu, przemocy, a także opisy nerwicy natręctw, takie jak niespokojne myśli i tiki nerwowe. Pełną listę możliwych negatywnych bodźców znajdziecie na mojej stronie:

 

www.kayliesmithbooks.com

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jakąż fantasmagorią jest umysł,

jakimż miejscem schadzek niepodobieństw!

 

Orlando – Virginia Woolf

(przekład – Tomasz Bieroń)

 

PROLOG

 

NIEGODZIWY

 

 

 

 

 

Diabeł szczycił się szelmowskim uśmiechem i głosem tak aksamitnym jak bourbon.

– Co zdecydowałaś? – dociekał, muskając opuszką palca wskazującego jedną stronę jej szyi, zbliżając wargi do drugiej strony ciała dziewczyny i zatrzymując je zaledwie kilka centymetrów od pulsującej przyspieszonym tętnem żyły.

– Oszukałeś mnie – szepnęła.

Parsknął śmiechem, a jego oddech owiał jej rozpaloną skórę.

Znajdował się tak blisko, że ledwie mogła myśleć.

Nie umiała podać jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi, gdy zalała ją kolejna fala adrenaliny, mimo to wydarzenia prowadzące do tej chwili pozostawały wyraźne w jej umyśle.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DO PHANTASMY POZOSTAŁY TRZY NOCE

 

ROZDZIAŁ 1

 

NOCNE ZAKLĘCIE

 

 

 

 

 

Poświata księżyca połyskiwała na złotym medalionie w kształcie serca leżącym na zimnej szyi denatki.

Ophelia Grimm ochoczo odpięła łańcuszek matki, po czym wyszła z kręgu zaklęć i wsunęła ręce pod ciemnobrązowe loki, aby zapiąć znajomą ozdobę na swojej szyi. Zadrżała, gdy zimny metal spoczął na jej skórze.

Uklękła po lewej stronie bladego ciała mamy, a jej siostra Genevieve wpatrywała się w nią, stojąc w milczeniu kilka kroków dalej. Ophelia zacisnęła palce na srebrnej rękojeści sztyletu i przysunęła jego ostry koniec do miękkiej, jasnej skóry po wewnętrznej stronie swojej ręki. Rozcięła głęboko, ale precyzyjnie – kapiąca krew zbierała się przed nią, barwiąc białą koszulę nocną na makabryczny odcień szkarłatu. W powietrzu uniosła się ostra woń żelaza i soli.

Ophelia upuściła ostrze na podłogę, aż Genevieve wzdrygnęła się niczym spłoszony zając. Pierwsza z sióstr zignorowała drugą i odpaliła zapałkę. W ciszy rezydencji Grimmów rozkoszowała się sykiem płomienia. Przysunęła ją do najbliższej świecy i bębniąc palcami o wosk czekała, aż zapali się knot. Liczyła uderzenia w myślach: raz, dwa, trzy.

Kiedy świeca zapłonęła, Ophelia postawiła ją na swoim miejscu w kręgu zaklęć, a reszta woskowych filarów ustawionych wokół ciała Tessie natychmiast rozbłysnęła ogniem. Cienie sióstr rozciągnęły się aż do sufitu, a aksamitne zasłony gwałtownie zatrzepotały.

Ophelia obudziła się spocona w środku nowoorleańskiej nocy i dostrzegła, że matka leży sztywno na kremowym, tkanym dywanie. Dziewczyna nie wydała z siebie okrzyku przerażenia, była spokojna, nie dostrzegła żadnych oznak niebezpieczeństwa – jedynie matka leżała na podłodze, jakby postanowiła położyć się spać w salonie, zamiast iść do łóżka. Gdyby nie zaniepokoiła jej fala nieznanej, mrowiącej magii, najprawdopodobniej nie znalazłaby rodzicielki aż do wschodu słońca, a wtedy byłoby już za późno.

Ophelia była niejasno świadoma, że siostra zeszła za nią po skrzypiących schodach. Zajęła się przeszukiwaniem wspomnień, by ustrzec Genevieve przed makabryczną sceną w salonie. Przypomniała sobie, że zanim poszła spać, wystarczająco dużo razy zapukała w wezgłowie łóżka i uderzyła knykciami w odpowiedni wzór na ścianie. Była o tym przekonana. Kompulsywne zachowanie należało w tym momencie do rutyny. To nie jej wina. Na pewno. Wszystko przecież zrobiła jak należy.

Przez chwilę myślała, by zostawić zwłoki i wrócić do łóżka, przekonana, że rano znikną jak wszystkie zaklęcia z jej umysłu. Dopiero kiedy Genevieve zaczęła płakać, a Ophelia poczuła pulsującą w powietrzu moc, wzięła się do roboty. Warknęła na siostrę, by znalazła zapałki, a potem przebiegła przez rezydencję aż do gabinetu matki. Przeszukała go, bo potrzebowała siedmiu czarnych świec, by rzucić zaklęcie, nim okno zawrze się na zawsze.

Ophelia stała się dziedziczką schedy Grimmów. Śmierć matki oznaczała coś więcej niż osierocenie.

„Spiesz się, bo czas ci się kończy”, szepnął Cienisty Głos, który prześladował jej każdą myśl na jawie. „Jeśli przegapisz okno, spotkasz się z konsekwencjami”.

Ophelia odsunęła od siebie ten głos i zamoczyła dwa palce we własnej krwi, uważając, żeby nie wyjść poza krąg stworzony ze świec, bo mogłaby go rozbić i zaprzepaścić to, czego uczyła się przez całe swoje życie. Oto ta chwila. Ostatnia godzina. Cokolwiek teraz zrobi, nieodwracalnie ją zmieni. Mogła przerwać zaklęcie i pozostać taką, jak do tej pory – być tą, którą znała. Mogła też zapłacić cenę za kontynuowanie spuścizny swojego rodu.

– Nie musisz tego robić – szepnęła niemal błagalnie stojąca w ciemności Genevieve.

Jednak starsza siostra nie mogła być tą, która zakończy magię rodu Grimmów. Chociaż rytuał zmieni jej istotę, nieprzeprowadzenie go złamałoby jej ducha. Głęboko w kościach zakorzeniono w niej potrzebę spełnienia wszelkich oczekiwań. Ta chęć nierozerwalnie związała się z jej duszą.

Zamknęła więc oczy i wyszeptała zaklęcie, które odkąd nauczyła się mówić, odmawiała co wieczór niczym bezbożną modlitwę. Płomienie wystrzeliły w górę, gdy kończyła inkantację, a ich ciepło sprawiło, że zarumieniła się, skupiając uwagę na mrowiącej jej skórę mocy. Poczuła swąd dymu – woń magii.

Kiedy ostatnie słowo wypłynęło z jej ust, czarne świece zaczęły gasnąć jedna po drugiej. Smużki obsydianowego dymu uniosły się w kręgu, gdy wsadziła rękę pod materiał rozpiętej na dekolcie koszuli nocnej i tuż nad sercem palcami umazanymi szkarłatną krwią narysowała symbol.

Obie siostry czekały na to, co się stanie – Ophelia z ekscytacją, Genevieve ze strachem.

Temperatura w rezydencji spadła o jakieś dziesięć stopni, cisza stała się zbyt ciężka, ciemność zbyt nieruchoma. Ophelia poczuła nagle na sobie czyjeś spojrzenie, które paliło jej ciało z każdej strony. Wzrok tego, którego nie mogła zobaczyć – jeszcze.

Czekał w mroku przez boleśnie długi czas. Wielki, stojący w holu zegar nie wybił jeszcze północy, ale dziewczyna zakładała, że zaklęcie powinno już działać. Może coś zepsuła – nie wypowiedziała słów jak należy lub nie zrobiła tego dostatecznie wyraźnie. Może była beznadziejna i…

Krzyknęła, gdy ogień gwałtownie przedarł się przez jej kości i tkanki. Upadła na ręce, a jej kręgosłup zatrzeszczał, wyginając się w nienaturalny łuk. Jęknęła z bólu, gdy zalała ją magia matki. Ophelia oparła się czołem o podłogę, gdy krew zachlapała jej twarz. Ochrypła od krzyku. Siostra zbliżyła się do niej, położyła dłoń na jej ramieniu, niezdolna do zrobienia czegokolwiek innego, po prostu się w nią wpatrywała.

Kiedy tortury minęły, Ophelia osunęła się na posadzkę, na której leżała przez dłuższy moment, starając się odzyskać oddech. W końcu wzięła się w garść i podniosła. Odetchnęła głęboko i szepnęła w mrok swoje żądanie. To, które ostatecznie miało przypieczętować jej przeznaczenie.

Zdziwiona Genevieve otworzyła usta, gdy ciemność odpowiedziała na prośbę siostry. Tym razem rozbłysły srebrzystoniebieskie płomienie. Błękit Grimmów.

Ophelia dostrzegła w szybie migotliwe odbicie samej siebie – ciemne włosy, luźną, umazaną krwią koszulę. Karminowa ciecz malowała jej wysokie kości policzkowe i spływała na grzbiet lekko zadartego nosa, stanowiąc zaskakujący kontrast z jej porcelanową cerą. Jednak nie to przykuło jej uwagę. Nie, ponieważ wpatrzone w nią oczy nie należały już do niej. Tęczówki przestały być niebieskie, a przybrały przerażający jasny odcień, jakby wyprano je z pigmentu. Były tymi samymi strasznymi oczami, którymi szczyciła się matka, a także babka na wiszącym w holu portrecie. Tę samą barwę oczu miała każda kobieta z rodu Grimmów, która przyjęła magię. Ten sam kolor co mgliste, błyszczące kontury widm, które teraz dostrzegała, czające się w cieniach pokoju.

Błękit Grimmów.

Zrodziła się w niej duma, jednak była ona podszyta tak wielkim żalem i strachem, że pod Ophelią niemal ugięły się kolana. Podświadomie miała nadzieję, że magia w niej nie zamieszka, że matka wcale nie odeszła z tego świata, nawet jeśli zimny trup przy jej stopach dowodził czegoś zgoła przeciwnego. Jednocześnie cieszyła się, że pomyślnie rzuciła zaklęcie i przyjęła magię, która w tej chwili płynęła w jej żyłach.

Wpatrywała się w swoje odbicie w szybie, z której spoglądało na nią zaciekawione widmo, uśmiechając się łagodnie i świadomie. Zniknęło, nim mrugnęła.

– Szlag, Ophie – szepnęła Genevieve, wyrywając ją z transu. – Dobrze się czujesz?

Ophelia milczała, głaszcząc palcami medalion na szyi, bębniąc w niego, gdy pierwsze łzy napłynęły jej do oczu.

Raz, dwa, trzy.

Zaklęła pod nosem przy ostatnim uderzeniu, a potem cofnęła się o krok i z niedowierzaniem spojrzała na łańcuszek. Wstrzymała oddech, czekając na potwierdzenie, że niczego sobie nie wyobraziła. Chwilę później medalion znów zapulsował synchronicznie wraz z dudnieniem w jej piersi.

Jak bicie serca.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DO PHANTASMY POZOSTAŁY DWIE NOCE

 

ROZDZIAŁ 2

 

POŻEGNANIE

 

 

 

 

 

Naprawdę niewiele rzeczy potrafiło zdziwić osobę, która pochodziła z licznej rodziny nekromantów. W dzieciństwie Ophelia codziennie widziała, jak do rezydencji Grimmów przynoszono zwłoki, nieustannie chodziła na cmentarz, słuchała, jak matka narzeka na kolejny demoniczny wirus, który rozpanoszył się w Nowym Orleanie albo uczyła się o istotach nadprzyrodzonych, jakie pewnego dnia mogły stanąć na jej drodze – o zmiennokształtnych, wampirach czy czarownikach.

Jednak kiedy następnego ranka zaczęła widzieć dusze unoszące się w jej sypialni i na korytarzach, czuła się dziwnie, nawet biorąc pod uwagę jej dotychczasowe życie. Nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek zdoła przywyknąć do bladoniebieskich istot pojawiających się znikąd przed jej oczami. Z kolei duchy w większości nie poświęcały jej uwagi, snując się po rezydencji Grimmów, a także po ulicach Nowego Orleanu niczym błędne ogniki, gdy wraz z siostrą zajmowały się przyziemnymi skutkami śmierci ich matki. Jeśli nie zwracała uwagi na duchy, one przeważnie odpowiadały tym samym. Tylko niektóre wydawały się czerpać przyjemność z tego, że wzdrygała się na ich widok. Kiedy przypadkowo na nie spojrzała, nie odwracały wzroku. Bacznie przyglądały się każdemu jej ruchowi. Zachęcały ją, aby z nimi porozmawiała.

Obie siostry wstały o świcie. O brzasku już nie spały. Ophelia przez cały ranek przygotowywała matkę, by jej ciało mógł zabrać miejski zakład pogrzebowy, a Genevieve starała się zdobyć akt zgonu i opublikować nekrolog w gazecie „New Orleans Post”. Powoli nastawał zmierzch, więc zmierzały do zakładu pogrzebowego, by po raz ostatni pożegnać matkę. W przeciwieństwie do innych śmiertelników, nekromanci nie zaprzątali sobie głów tradycyjnymi ceremoniami pogrzebowymi czy stypami. Żegnali się jedynie z cielesnymi postaciami swoich bliskich, a następnie czekali, aż nadarzy się okazja, aby dotrzeć do nich w życiu pozagrobowym. Każda wystawna forma pochówku wydawała się zbyt ostateczna, skoro i tak mieli silny związek ze zmarłymi.

Ophelia zastanawiała się, czy tylko ona wyczuwała ponure napięcie w powietrzu, czy miasto również odniosło wrażenie poważnej straty. Czy cierpiało, wiedząc, że nie odzyska już Tessie Grimm?

Nowa magia w ciele Ophelii wywołała nudności. Było kwestią czasu, aż poczuje potrzebę, by jakoś się jej pozbyć. Zbyt wiele mocy nagromadzonej w jej wnętrzu zżerało ją od środka.

– Dobrze się czujesz? – zapytała cicho Genevieve.

– Tak – skłamała.

Siostra na szczęście nie wytknęła jej tej ściemy.

– Wspominałam już, jak bardzo nie znoszę mieszkać w tak wilgotnym mieście?

– Nieustannie o tym mówisz.

– Ta woda w powietrzu zawsze psuje mi loki – narzekała, jak gdyby siostra jej nie odpowiedziała. – Chyba nawet w piekle panuje mniejsza wilgotność niż tutaj.

Ophelia parsknęła śmiechem.

– Wiesz, jak mawiają: przybądź do piekła, może znajdziesz w nim diabły i demony, ale przynajmniej włosy nie zaczną ci się puszyć.

Genevieve zmarszczyła nos.

– Ech, nawet o nich nie wspominaj. To jak proszenie się, żeby któryś się zjawił.

Oczywiście, to tak nie działało. Jeśli nie wpadło się przypadkowo na diabła, można go było przywołać jedynie za pomocą odpowiednich słów i imion, jak w przypadku wielu nadprzyrodzonych istot. Ophelia była niemal pewna, że Genevieve o tym wiedziała, chociaż siostry nie otrzymały takiego samego wykształcenia. A nawet gdyby tak się jednak stało, starsza była pewna, że młodsza nie zechciałaby zgłębiać tej wiedzy. Genevieve prawie zawsze zmieniała temat, gdy Ophelia wspominała o diabłach i tym podobnych. Tymczasem starsza z sióstr szczególnie uważnie nadstawiała uszu, gdy mama uczyła ją o dziewięciu kręgach piekła. Interesowało ją to bardziej niż nudne wykłady na temat tego, jak sprawić, by zwłoki wykonywały twoje rozkazy, jak rozmawiać ze zmarłymi, czy jak uniknąć opętania… Opowieści o terenach piekielnych od zawsze stanowiły mroczną fascynację Ophelii.

Działo się tak prawdopodobnie dlatego, że w przeciwieństwie do jej własnej rzeczywistości, istniała możliwość, że w piekle znajdowało się coś niesamowitego. Przystojne diabły, upiory i demony, które mogły wciągnąć ją do magicznego i niebezpiecznego świata. Jak w niejednej mrocznej powieści romantycznej, którą czytała w bibliotece w rezydencji Grimmów, gdy nie mogła spać. Być może niebezpieczeństwo nie powinno być dla niej aż tak ekscytujące, ale większość życia spędziła w zakurzonych murach wielkiego domostwa, więc pragnęła doświadczyć czegoś, od czego serce zabiłoby jej mocniej. Czegoś innego niż tajemnicza magia, która w tej chwili pulsowała w jej żyłach.

Oczywiście, w przypadku odziedziczenia magii, Ophelia odkryła, że myśl o czymś była przyjemna jedynie wtedy, gdy wciąż pozostawała jedynie myślą, odległym marzeniem. Niemniej posiadanie mocy było dla niej tak obcym uczuciem, jak perspektywa przygody czy romansu. Nie była też pewna, czy moc należycie w niej zamieszkała. Nigdy nie bała się patrzeć, jak mama pracowała nad zwłokami, chociaż myśl o manipulowaniu czymś tak kruchym jak życie sprawiała, że niemal żałowała, iż odkryła nocą martwą rodzicielkę i otrzymała jej magię.

„Jeśli nie wrócicie do domu przed zmierzchem, umrzecie” – szepnął Cienisty Głos, sunąc niczym dym w jej umyśle, budząc tym samym obawy.

Odkąd pamiętała, zamieszkiwał najmroczniejsze zakamarki jej mózgu i podpowiadał, aby przeszła przez pewne drzwi albo cała jej rodzina zginie. Zmuszał ją do nieustannego pukania do poszczególnych wrót, jeśli chciała, by choć na chwilę zamilkł w jej głowie. Namawiał ją do popełniania najokrutniejszych zbrodni na najbardziej bezbronnych istotach. W dzieciństwie martwiła się, że jest opętana. Spakowała więc bagaż i przeszła ze dwa kilometry, żeby oszczędzić bliskim tego zła, nim matka ją znalazła i wyjaśniła, że Cienisty Głos tak naprawdę nie jest prawdziwy. To tylko wytwór jej umysłu. Taki, z którym będzie musiała zmagać się do końca życia.

„Słońce niebawem zajdzie”, przypominał Cienisty Głos. „Tik-tak, tik-tak, tik-tak”.

Odsunęła go od siebie i skupiła uwagę na kostnicy, do której w końcu dotarły. Genevieve wzięła ją pod rękę, pragnąc pociechy, gdy weszły do osobliwego budynku, w którym nad drzwiami niewielkiej recepcji rozbrzmiał dzwonek.

– Dzień dobry, moje drogie – przywitał je znajomy mężczyzna. Miasto nie było duże, więc człowiek ten pełnił tu zarówno funkcję koronera, jak i dyrektora zakładu pogrzebowego, nie wspominając o tym, że zajmował się wieloma innymi makabrycznymi zadaniami związanymi z obsługą zmarłych. Był starszy, miał może z sześćdziesiąt lat, siwe włosy i wąsy, które naprawdę wymagały przycięcia. – Tędy, proszę.

Poszły za nim korytarzem na zaplecze. Przytrzymał przed nimi drzwi i gestem zaprosił do dużego pomieszczenia z trumnami.

– Nie podoba mi się to – rzuciła cicho Genevieve.

Ophelia rozejrzała się po sali, następnie skupiła wzrok na otwartej skrzyni po ich prawej stronie. Podeszła, z trudem przełykając ślinę, a strach odebrał jej oddech, gdy spojrzała na leżącą w trumnie kobietę.

Zniknęła kremowa suknia, którą mama miała wczoraj na sobie. Zastąpiono ją misterną, czarną, szyfonową, przez co jasna karnacja rodzicielki wydawała się jeszcze bledsza. Wybrała ją sobie sama na wypadek, gdyby jej duch postanowił zostać na ziemi – Tessie Grimm uparła się, żeby spędzić wieczność w gorsecie. Jednak w tym momencie Ophelia na widok tego materiału na zwłokach stwierdziła, że to chyba nie była najlepsza decyzja.

– Szlag, wygląda w niej… – Genevieve zmarszczyła mały, spiczasty nos, stając obok siostry i patrząc w dół. – Upiornie. Mówiłam, że powinnyśmy ubrać ją w tę fioletową.

Ophelia westchnęła, zabębniła knykciami – raz, dwa, trzy – w bok trumny, żeby uspokoić myśli. Zgadzała się w kwestii sukni, ale teraz było już za późno. Poza tym okno, przez które duch matki mógł tu powrócić, dawno się już zamknęło. Dusze, które nie przeszły od razu na drugą stronę, wracały w ciągu kilku godzin po śmierci, co oznaczało, że to naprawdę będzie ich ostatnie pożegnanie. Suknia wydawała się więc nie mieć ostatecznie większego znaczenia.

Ophelia wiedziała, że powinna cieszyć się z tego, że dusza mamy zaznała na tyle spokoju, by przejść na drugą stronę. Powtarzała to sobie, gdy przebijała igłą delikatne powieki rodzicielki, nim dziś rano zabrano z domu ciało – to stara sztuczka nekromantów, żeby zapewnić duszy spoczynek bez obaw o niechciane zmartwychwstanie. Mimo to odnosiła niepokojące wrażenie, jakiś instynkt podpowiadał jej, że rozłąka nie potrwa zbyt długo. Dlatego właśnie nie uroniła do tej pory ani jednej łzy.

– Proszę tu podpisać, panno Grimm – polecił właściciel zakładu pogrzebowego, wyrywając ją z zamyślenia, gdy lekko stuknął piórem grzbiet jej dłoni.

Ophelia wzięła od niego przyrząd do pisania, uderzyła nim jeszcze dwukrotnie w swoją rękę, a potem podpisała się na pergaminie, który mężczyzna położył na trumnie. Dziwnie przyglądał się jej nerwowemu tikowi, ale zaraz potem podziękował jej skinieniem głowy, schował pióro do kieszeni marynarki i się po niej poklepał.

– Na pewno nie życzycie sobie, miłe panie, sekcji zwłok? – dociekał. – Wiem, że wszelkie objawy wskazują na zawał serca, ale była za młoda, by ciało tak…

– Nie rozetnie pan naszej mamy – rzuciła stanowczo Genevieve. – Wystarczy, że Ophelia zszyła jej…

Wspomniana szturchnęła siostrę łokciem. Zszywanie zwłokom powiek za pomocą zaklętej przez demony nici było pilnie strzeżoną tajemnicą w świecie nekromantów. Gdyby śmiertelnicy poznali tę technikę, mogliby zacząć ją masowo praktykować i pozbawić nekromantów zdolności do władania zmarłymi lub uniemożliwić opętanie, co z kolei oznaczałoby, że matka nie czerpałaby zysków od tych, którzy z jakiegoś budzącego grozę powodu pragnęli wskrzesić nieżyjących członków swoich rodzin. Nie żeby większość ludzi miała do tego odwagę – Genevieve z pewnością jej nie wykazała, bo gdy tylko zobaczyła, co robi siostra z oczami matki, zwróciła śniadanie. Sama Ophelia czekała do ostatniej możliwej chwili, by wykonać tę niezbędną czynność, zanim pracownicy zakładu pogrzebowego przyjechali po ciało.

– Nieważne – mruknęła młodsza z dziewczyn. Wyjęła z kieszeni sukni kartki, za którymi biegała cały ranek. – Proszę, akt zgonu i nekrolog, który napisałyśmy.

Mężczyzna otarł długie, białe wąsy i przyjrzał się siostrom, jakby zastanawiał się, co sądzić o ich niezwykłym zachowaniu.

– Jak najszybciej przyślę wam do domu kopię aktu zgonu – powiedział w końcu, zabierając dokumenty z dłoni Genevieve. – Dam wam chwilę, byście mogły się pożegnać. Zaczekam za drzwiami.

Dziewczyny pokiwały głowami i skupiły uwagę na matce, a mężczyzna wyszedł.

– Ona już nie wróci, prawda? – zapytała cicho Genevieve.

Ophelia westchnęła głęboko.

– Nie wygląda mi na to.

– Poradzimy sobie – stwierdziła młodsza siostra, jakby chciała zapewnić o tym samą siebie. – Jeśli to naprawdę problem z sercem, to nikt nie mógł o tym wiedzieć. Mama o niczym nie wspominała. Babcia przez całe życie była zdrowa jak koń, zapewne żyłaby jeszcze długie lata, gdyby nie wypadek. Mama na pewno nie chciałaby, żebyśmy się martwiły.

– Nie. Pragnęłaby, byśmy normalnie żyły dalej. To do niej podobne, że zostawiła mnie w taki sposób, żebym kontynuowała rodzinne dziedzictwo. – Z jej gardła wydobył się dźwięk stanowiący mieszaninę śmiechu i szlochu. – Nie wiem, dlaczego założyła, że sobie bez niej poradzę. Przecież nigdy nie będę tak dobra jak ona. Przyswoiłam jedynie połowę wiadomości, jakie sama miała, gdy zginęła babka.

– Nikt nie może oczekiwać od ciebie, że od razu będziesz idealna, Ophie – uspokajała siostra.

– Ona tego właśnie oczekiwała – spierała się Ophelia, przypominając sobie głośne westchnienia rozczarowanej matki, gdy nie wymawiała zaklęć jak należy lub nie myślała dostatecznie szybko. – Może nie naciskała na ciebie, ale mnie oceniała według nieco innych standardów. Nawet jeśli nie zawsze spodziewała się po mnie wielkości, ja muszę się o nią postarać.

– Ophelio – skarciła Genevieve – to nieuczciwe wobec siebie.

Starsza z sióstr zmarszczyła nos, ale nie pociągnęła tematu. Młodsza nie rozumiała. Skąd mogła wiedzieć? Przez całe dzieciństwo robiła, co chciała, podczas gdy Ophelię zamknięto w starej rezydencji Grimmów, ucząc rodowego fachu. Cienisty Głos drwił z niej za każdym razem, gdy popełniała błędy.

Babcia sprowadziła praktyki nekromanckie do Nowego Orleanu, a jej córka Tessie uczyniła je atrakcją zarówno dla turystów, jak i mieszkańców. Rezydencję odwiedzały tłumy, od świtu do zmierzchu, od poniedziałku do soboty – ludzie biegli do jej matki z niemal każdą prośbą skierowaną do zaświatów, jaką tylko można sobie wyobrazić.

„Możesz skontaktować się z moim bratem, który jest po drugiej stronie, żeby powiedzieć mu, jak bardzo mi przykro?”

„Możesz na chwilę ożywić moją dziewczynę, żeby powiedziała policji, że to nie ja ją zabiłem?”

„Możesz przekonać poltergeista, żeby opętał mojego męża i uczynił go nieco bardziej znośnym?”

Wszystko to w tym momencie spadnie na barki Ophelii.

– Musimy żyć dalej – ciągnęła Genevieve, wyrywając ją z zamyślenia. – Powinnyśmy zamknąć ten rozdział i kontynuować rodowe dziedzictwo.

– Masz na myśli to, żebym ja mogła je kontynuować – poprawiła Ophelia. – Ty nie jesteś związana z rezydencją. To nie jest twój obowiązek i nigdy bym ci go nie życzyła.

Ophelia przygryzła dolną wargę i na chwilę zamknęła oczy. Odetchnęła głęboko, nim zdołały zebrać się w niej żal i niepokój. Wolała skupiać się na gniewie związanym z nagłym porzuceniem przez matkę i tym, że musiała przejąć magię wraz z rezydencją, chociaż jeszcze wcale nie była na to gotowa. Wiedziała, że prawdopodobnie nie powinna wściekać się na zmarłych, ale ze złością radziła sobie znacznie łatwiej niż z żalem, który wciąż krył się w jej wnętrzu. Złość mogła ją napędzać, pchać do przodu, choć wiedziała, że jeśli pozwoli, by to żałość przejęła kontrolę, może nie wydostać się z jej bezdennej otchłani.

Genevieve spiorunowała siostrę wzrokiem.

– Do cholery, nie zamierzam cię opuścić, Ophie. Poza tym nie musimy od razu podejmować decyzji w sprawie rezydencji, prawda? Nie powinnaś z marszu wchodzić w buty matki i pomagać każdemu Tomowi, Dickowi i Harry’emu z Nowego Orleanu tylko dlatego, że mama i babcia to robiły. Wiem, że to cię teraz przytłacza, ale fakt, że odziedziczyłyśmy dom, nie oznacza…

– Przestań – nakazała Ophelia, patrząc na trumnę.

Genevieve zacisnęła usta. Starsza z sióstr nie potrafiła powiedzieć młodszej, która wciąż marzyła o tym, że razem przejdą przez życie, jak obiecały to sobie w dzieciństwie, że skoro mama odeszła, los rezydencji Grimmów był już przesądzony.

Ophelia musnęła opuszkami zapadnięty policzek matki. Kiedy stąd wyjdzie, będzie widywała Tessie Grimm jedynie we wspomnieniach o ekscentrycznej kobiecie, która piła siedem filiżanek herbaty dziennie, aż sama pachniała mieszanką wanilii, naparu, soli i magii. Będzie słyszeć w głowie jej kojący ton, gdy przed obiadem czytała książki na głos w bibliotece oraz metaliczny odgłos uderzających o siebie szabli w czasie wieczornych lekcji szermierki. Miała pamiętać wpajanie jej zasady magii i postępowania ze zmarłymi, podczas gdy Genevieve uczyła się w salonie grać na fortepianie, a także woń zupy gumbo i kukurydzianego chleba na miodzie, które jadały zimą każdej niedzieli.

– Pewnego dnia znów się spotkamy – przyrzekła Ophelia.

„Jeśli w ciągu kolejnych pięciu sekund nie zapukasz w drzwi trzy razy, też umrzesz”, szepnął podstępny Cienisty Głos.

Gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy oczami wyobraźni zobaczyła własną przedwczesną śmierć. Ciemna postać, która przed nią stała, rozdzierała jej miękkie ciało pazurami tak długimi, jak jej palce.

„Tik-tak”.

Napięła mięśnie, gdy poczuła adrenalinę krążącą w żyłach. Gorączkowo odwróciła się w stronę drzwi.

„Tik-tak, tik-tak, tik-tak”.

Rzuciła się do wyjścia, potykając o rąbek sukni, a potem trzykrotnie zastukała palcami w drewno, gdy Cienisty Głos doliczył do zera. Zapadła cisza. Dziwna obecność wyparowała z jej głowy jak mgła.

– Tak? – odezwał się właściciel zakładu pogrzebowego zza drzwi. – Pukałyście, moje drogie? Tak dla waszej wiadomości, nie zamknąłem was na klucz.

Żadna z dziewczyn nie trudziła się wyjaśnieniami, gdy Genevieve otworzyła drzwi. Mężczyzna patrzył na nie z politowaniem, gdy wychodziły i poprowadził je do wyjścia z budynku, zanim zamknął za nimi drzwi. Genevieve obrzuciła go gniewnym spojrzeniem, nienawidząc litości.

– Powodzenia. – Pochylił głowę, gdy wyszły na oświetloną późnopopołudniowymi promieniami słońca ulicę. Ophelia podziękowała podobnym gestem, a potem poszła za młodszą siostrą, która nie przejęła się grzecznościami.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Tytuł oryginału: Phantasma

 

Copyright © 2024 by Kaylie Smith

 

All rights reserved

 

Copyright for the Polish edition © 2025 by Grupa Wydawnicza FILIA

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2025

 

Finalised cover design by Grupa Wydawnicza Filia using cover artwork designed by Alexandra Purtan | Fenix Cover Designs

 

Zdjęcia na okładce:

© getgg/Depositphotos.com

© Pleasureofart/iStock

 

Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio

 

PR & marketing: Karolina Nowak

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8402-354-9

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

SERIA: HYPE

 

Wszelkie postacie i wydarzenia są dziełem fikcji. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych osób, żywych lub martwych, jest przypadkowe