Hawajski zawrót głowy - Jennifer Snow - ebook

Hawajski zawrót głowy ebook

Jennifer Snow

3,7

Opis

Hayley chciałaby się pochwalić narzeczonym podczas wyjazdu integracyjnego na Maui. Sęk w tym, że go nie ma. Miejsce obok niej w samolocie zajmuje Chase - metr osiemdziesiąt parę seksownych opalonych mięśni. On z kolei potrzebuje dziewczyny, z którą mógłby pójść na ślub siostry, by uniknąć swatania przez rodzinę. Dobijają targu, że pomogą sobie, ale sytuacja wymyka im się spod kontroli...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 162

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (24 oceny)
7
5
10
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Jennifer Snow

Hawajski zawrót głowy

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Hayley Hanna miała dwa wyjścia – objechać miasto i wykupić cały nakład miesięcznika „Los Angeles Woman” albo udawać, że nie czytała artykułu przedstawiającego ją w jak najgorszym świetle. Chociaż kto wie, a nuż ten wielostronicowy materiał, opisujący ją jako specjalistkę od rozwodów, która bezlitośnie niszczy mężczyzn w sali sądowej, bo ich nienawidzi, jakimś cudem przejdzie bez echa? Akurat!

Położyła wszystkie sześć egzemplarzy czasopisma na ladzie kiosku przed wejściem do biurowca, w którym pracowała, zsunęła na czubek głowy zdobione brylancikami okulary przeciwsłoneczne od Tiffany’ego i zaczęła szukać portmonetki w torebce z kolekcji Michaela Korsa.

– Trzydzieści dwa dolary – powiedział sprzedawca.

Trzydzieści dwa dolary. W głowie się nie mieści! Za sześć egzemplarzy piśmidła, które i tak wyląduje w koszu na śmieci pod jej biurkiem.

– Miłego dnia! – dorzucił.

Nabija się z niej czy co?!

Zadzwonił jej telefon komórkowy. Wsadziła czasopisma pod pachę i z przestrachem zerknęła na wyświetlacz. „Idealna panna młoda”. Uff, to tylko Terri-Lynn. Jeżeli przyjaciółka przeczytała artykuł, powie jej całą prawdę bez ogródek.

Odebrała po trzecim dzwonku.

– Jest źle, co? – zapytała.

– Bezlitosna baba, która nienawidzi mężczyzn? Rekin w kostiumie od Armaniego?! – wrzasnęła do mikrofonu Terri-Lynn.

Nie owijała w bawełnę. Może jednak nie powinnam opowiadać o tym artykule na prawo i lewo, pomyślała Hayley. Przynajmniej dopóki go nie przeczytam.

– Za kogo ta Annette Miller się uważa! – grzmiała dalej przyjaciółka. – Nie ma prawa wypisywać o tobie takich rzeczy. Podobno to miał być tekst o kobiecie sukcesu!

Wchodząc do biurowca, Hayley poprawiła wypadające spod pachy pisma. Widocznie chcieli pokazać ją w prawdziwym świetle, a nie jej polukrowaną wersję.

– Mam nadzieję, że zadzwonisz do nich i złożysz skargę.

Terri-Lynn, właścicielka wytwornego salonu sukien ślubnych, która na okrągło była pod ostrzałem prasy, powinna wiedzieć, że nie tak to działa. Nie zmieni się czegoś, co ukazało się drukiem.

– Nic by to nie dało, pismo jest już na rynku. A zresztą, sama jestem sobie winna.

– Niby jak? Przyznałaś się w wywiadzie, że pożerasz mężczyzn na śniadanie, a dla sportu ucinasz im jaja?

Prawie.

Propozycja wywiadu do cyklu „Kobiety sukcesu” w prestiżowym piśmie jej pochlebiła, dodała pewności siebie po tym, jak zerwała z Jamesem, dentystą, z którym spotykała się od czasu powrotu z Nowego Jorku do rodzinnego miasta. Ale zakończyła związek, gdy po dziesięciu miesiącach znajomości James się oświadczył.

Niestety, pełna pretensji do niego za to, że przedwczesną propozycją zniszczył coś fajnego, na pytania dziennikarki dotyczące miłości, małżeństwa i rozwodów odpowiadała chętnie… i bez zahamowań.

Wsiadła do windy.

– Nie ukrywałam, co myślę o mężczyznach i małżeństwie – przyznała.

– Może i coś tam chlapnęłaś, ale na pewno nie powiedziałaś… O, już mam. „Mężczyzn można zmieniać jak rękawiczki. Tu nie ma co główkować, tylko się rozwieść, a po podziale majątku kupić sobie dwa razy młodszego”.

Czyżby rzeczywiście palnęła coś takiego?!

– Hayley, powiedz, że nic takiego nie mówiłaś!

Winda zatrzymała się na piętrze.

– Mogłam powiedzieć coś w tym stylu – przyznała, wysiadając. – Ale z pewnością nieoficjalnie, nie do druku.

– Nie istnieje coś takiego jak „nie do druku”. Nie zapoznałaś się z warunkami, na jakich udzielasz wywiadu?

– Wiesz, że nie byłam w formie. Dopiero co zerwaliśmy z Jamesem i wciąż tego nie odchorowałam.

– Sama z nim zerwałaś.

– Bo mi się oświadczył – powiedziała ciszej.

Miałaby się nazywać Hayley Hanna Healey? Wolne żarty! Za żadne skarby. Zostanie Hayley Hanna, kropka. Na zawsze.

– Jasne, to prawdziwy potwór, skoro chciał się z tobą ożenić.

Przyjaciółka niczego nie rozumie.

– Wiedział, jak się zapatruję na małżeństwo, nie ukrywałam tego – wyjaśniła Hayley, dumna, że od początku jasno stawiała sprawę. – Wróćmy lepiej do obecnej katastrofy. Co ja mam zrobić w związku z tym artykułem?

– Niestety, wygląda na to, że musisz uzbroić się w cierpliwość i przeczekać burzę – odparła Terri-Lynn.

– Pewnie masz rację. Zresztą kto jeszcze czyta takie bzdury? Odezwę się po pracy.

Hayley schowała telefon do torebki, wchodząc do kancelarii Marshall i Thompson, specjalizującej się w prawie rodzinnym. Poprawiła żakiet i przestała się martwić. W firmie pracują głównie mężczyźni, więc raczej nie trafią na głupi artykuł w lokalnym piśmie dla kobiet, a te sześć egzemplarzy, które taszczy pod pachą, zaraz wyląduje w niszczarce dokumentów.

A niech to! Kolejny egzemplarz leży na ladzie recepcji…

Spokojnie, pożyczę go i zniszczę z pozostałymi.

– Cześć, Megan. Zapowiada się piękny dzień.

– Widocznie nie czytała pani tego – odparła kobieta, podnosząc miesięcznik.

Skłamać czy się przyznać? Trudna decyzja.

– Zerknęłam na to z rana, same bzdury – przyznała Hayley z udawaną nonszalancją.

Megan przekartkowała pismo.

– Więc nie powiedziała pani: „Mężczyźni zasługują na to, żeby ich oskubywać przy podziale majątku, skoro nie potrafią utrzymać bip, bip, bip w spodniach”?

No, akurat ten cytat kompletnie wypaczono. Istotnie powiedziała, że mężczyźni zasługują na to, by ich oskubywać przy podziale majątku, jeżeli nie potrafią utrzymać bip, bip, bip w spodniach. „Jeżeli”, nie „skoro”. A to zasadnicza różnica.

– Oczywiście, że nie – odparła. – Wypaczyli sens moich słów. Czy ktoś jeszcze to widział? – dodała po chwili namysłu.

Megan kiwnęła głową.

– Każdy dostał po egzemplarzu – wyjaśniła. – Redakcja z samego rana przysłała je kurierem, a ta nowa stażystka, Laura, od razu je rozdała.

Niech szlag trafi nadgorliwe stażystki!

Musi jakoś zdobyć te egzemplarze. Zaczynając od najważniejszego.

– Czy Marvin jest już w pracy?

– Przyszedł trzy minuty temu.

Piętnastocentymetrowe, jeszcze nie rozchodzone szpilki od Manolo Blahnika, zbyt obcisła spódnica i astma w zasadzie wykluczały bieganie, ale skoro jej kariera zawisła na włosku, warto jest zaryzykować złamanie kostki albo atak duszności.

Boże, oby Marvin jeszcze tego nie widział!

Kiedy po chwili, zasapana, stanęła w otwartych drzwiach jego gabinetu, wstrzymała oddech – właśnie czytał artykuł. Już miała uciec, lecz zatrzymało ją krótkie warknięcie:

– Wejdź, Hayley.

Na wszelki wypadek nie przekroczyła progu.

– Dzień dobry, Marvin. Jesteś zajęty, nie będę ci…

– Powiedz, że wyrwali to z kontekstu albo zmyślili… Daj nam coś, żebyśmy mogli ich pozwać o zniesławienie.

Hayley z westchnieniem poprawiła kosmyk włosów i weszła do gabinetu.

– Częściowo na pewno – bąknęła.

– A konkretnie? – Podał jej czasopismo.

Darowała sobie żarty, że zna to na pamięć. Szybko przerzuciła tekst, szukając nieścisłości. Bo o niuansach typu „skoro” zamiast „jeżeli” wolała nie wspominać.

– Hayley – ponaglił ją.

– Chwileczkę… – Przerzuciła kartkę. – Mam. O tym, że, spisując umowę majątkową przedmałżeńską, uznajemy z góry, że małżeństwo i tak się rozpadnie, mówiłam nieoficjalnie, to nie było przeznaczone do druku.

Aczkolwiek stwierdzenie to jest z gruntu prawdziwe.

Hayley nie wierzyła w dozgonną miłość. Pogodziła się wprawdzie z tym, że niektórzy tracą dla innych głowę do tego stopnia, by przysięgać sobie wierność aż po grób, ale skoro tak, to po kiego jest im intercyza?

– Może być, Marvin? – spytała z wymuszonym uśmiechem.

Wstał, ruchem ręki nakazując jej milczenie. Wrócił za biurko i oparł dłonie na blacie.

– Nagrywali ten wywiad? – zapytał, świdrując ją wzrokiem.

Zgarbiła się pod jego spojrzeniem.

– Tak – przyznała. – Nawet nie wiesz, jak mi przykro. Rzeczywiście powiedziałam część z tego, co wydrukowali… Niech ci będzie, wszystko. Ale kto wie, może nam to wyjdzie na dobre.

– Zechcesz mi to wyjaśnić? – Usiadł w miękkim skórzanym fotelu.

– Nie da się ukryć, że kancelaria zajmuje się rozwodami. Klienci chcą, żebyśmy byli bezwzględni, oskubywali mężczyzn. W każdym razie tego oczekują klientki.

– Hayley, kiedy wróciłaś z Nowego Jorku, mimo twoich sukcesów w salach sądowych i dyplomu z Harvardu wahałem się przed przyjęciem cię do pracy – rzekł powoli. – Pamiętasz dlaczego?

Pamiętała.

– Uważałeś, że jestem zbyt ostra. – Wtedy to po raz pierwszy i ostatni zdarzyło się, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej w kancelarii jej wojowniczość potraktowano jako wadę, a nie zaletę.

– Właśnie. I co mi obiecałaś?

– Że troszkę wyluzuję.

– Troszkę? A mnie się zdawało, że znacznie.

Kiwnęła głową.

– Przepraszam, panie Marshall. To się więcej nie powtórzy. Następnym razem będę się ściśle trzymała firmowych wytycznych.

Splótł ręce na piersi.

– Najlepiej w ogóle unikaj kontaktu z dziennikarzami.

– To jest myśl – przyznała, bo też nie paliła się do powtórki medialnej kompromitacji.

– A my tymczasem zajmiemy się odbudową wizerunku.

– Może wydam oświadczenie? – zaproponowała. – Opowiem o swojej działalności charytatywnej i pracy pro bono.

– Co ja przed chwilą powiedziałem? – zganił ją z kamienną twarzą.

– Że mam się trzymać z dala od mediów. Załatwione.

Zapadła długa cisza. Hayley usiadła, wsunęła dłonie pod uda, założyła nogę na nogę i niespokojnie wierciła się na krześle.

– Masz chłopaka, prawda? – odezwał się w końcu. – Narzeczonego?

Nie miała. Dlaczego więc przytaknęła ruchem głowy?

– Świetnie. W przyszłym tygodniu weźmiesz go z sobą na wyjazd integracyjny na Maui. Pokażemy światu, że nienawiść do mężczyzn jest ci obca, że jesteś w szczęśliwym związku…

Przestała go słuchać i bezmyślnie kiwała głową. Wziąć z sobą narzeczonego… a, tego faceta, którego rzuciła, bo ośmielił się jej oświadczyć? A ileż to roboty? Zadzwoni do Jamesa, przeprosi go i oznajmi, że marzy o wyjściu za mąż…

Wzdrygnęła się na samą myśl.

– Zajmujemy się rozwodami, ale nasza kancelaria ceni takie wartości jak rodzina i małżeństwo. – Głos szefa przedarł się przez jej niespokojne myśli.

Ona ich nie ceniła. Ale nie mogła się z tym zdradzić, jeśli chce utrzymać posadę.

– Hayley, wszyscy w kancelarii musimy prezentować jednolite stanowisko. Rozumiemy się?

Rozumiała go aż za dobrze.

– Oczywiście. Wyjazd integracyjny… i zabrać narzeczonego. – Wstając, potknęła się na brązowym dywanie. – Nie nawalę, obiecuję.

Nawet gdyby musiała błagać mężczyznę, którego nie kocha, by się z nią ożenił, pomyślała.

– Stary, musimy wpadać na kawę gdzie indziej, tu z rana jest nieludzki tłok. – Cooper Jennings wsiadł do radiowozu i wetknął parujące kubki do uchwytów.

Siedzący za kierownicą Chase wziął swój, siorbnął kawę i poparzył sobie gardło.

– Gorąca.

Tymczasem Cooper wyjął z torebki pączka z nadzieniem waniliowym i zaczął go pałaszować.

Chase ze smutkiem pokręcił głową. Młody został jego partnerem zaledwie przed miesiącem, a już uosabiał stereotyp gliniarza z patrolu. Jeśli nie odstawi śniadań złożonych z białego cukru i kofeiny, które wcinał po długiej nocnej zmianie, to lada chwila będzie wyglądał jak te grubasy od roboty papierkowej.

– Przestań się obżerać tym szajsem – powiedział. – Mój partner musi biegać, a nie dostawać zadyszki po paru krokach.

– Luz-blues, stary, masz to jak w banku.

Chase nie dałby za to złamanego grosza. Po kiego zgodził się wziąć młodego pod swoje skrzydła? No tak, Kate go ubłagała…

Włączył się do ruchu. Oczy mu się kleiły, w tym tygodniu codziennie mieli dwunastogodzinne nocne zmiany, więc chciał czym prędzej odstawić młodego na posterunek, wrócić do domu, wziąć gorący prysznic i paść na wyrko. Pewnie nawet daruje sobie prysznic.

Kiedy zajechał radiowozem przed posterunek, zadzwoniła jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz i jęknął.

– Cooper, dlaczego twoja narzeczona dzwoni do mnie? – zapytał, odpinając pas.

– Bo ja wiem? Może dlatego, że jest twoją siostrą?

– Nie wybawisz mnie z opresji?

Młody, który wstąpił do policji wbrew radom Chase’a, pokręcił głową.

– Radź sobie sam. Powiedz jej, że wracam za godzinę. – Co rzekłszy, wziął swoją kawę i wysiadł z radiowozu.

Chase wiedział, że jeśli nie odbierze, siostra będzie wydzwaniała do skutku, więc jego sen szlag trafi. Trzymając telefon między barkiem a uchem, wziął torbę z tylnego siedzenia i wysiadł.

– Cześć, Kate – wymamrotał.

– Byłeś u Josepha na przymiarce smokingu? – Jak na szóstą rano głos siostry był stanowczo zbyt dziarski.

Idąc, spojrzał pytająco na Coopera.

– U jakiego znów Josepha?

Jego przyszły szwagier roześmiał się, przepuszczając go w drzwiach posterunku.

– To sklep z męskimi garniturami. Chase, powiedz, że się ze mnie nabijasz.

Niestety. O przymiarce smokingu na jej ślub siostra przypominała mu miesiąc temu, ale natychmiast wyleciało mu to z głowy.

– Wybierałem się dzisiaj – mruknął, sięgnął do kieszeni koszuli po notes i na czystej stronie zapisał: „Do Josepha”.

– Akurat! Zapomniałeś – prychnęła.

Niemal widział, jak siostra się dąsa. Jako najmłodsza z czworga rodzeństwa, w dodatku jedyna córka, Kate była rozpieszczana, odkąd wystawiła główkę na świat, a potem jakimś cudem udało jej się znaleźć narzeczonego, który rozpieszczał ją dalej. Chase lubił Coopera, ale dla siostry chciałby każdego, byle nie gliniarza. Niestety, tamci poznali się, kiedy osiem miesięcy temu Kate zajrzała na posterunek. Od razu między nimi zaiskrzyło, a Chase nic nie mógł na to poradzić. Ich ślub miał się odbyć za tydzień.

Po raptem ośmiu miesiącach znajomości… Dla niego takie tempo było stanowczo za szybkie.

Jego zdaniem osiem miesięcy to za mało, by poznać kogoś na tyle, by planować małżeństwo. Rzecz jasna, młodszej siostry nie obchodziło, co myśli, trzymał więc buzię na kłódkę. Przynajmniej wobec Kate, bo Cooperowi zapowiedział, że jeśli skrzywdzi jego siostrzyczkę, to połamie mu wszystkie gnaty. A kiedy młody ukończył szkołę policyjną, zgodził się wziąć go na przeszkolenie wyłącznie po to, by mieć go na oku i chronić jego tyłek.

Chociaż poprzedniego partnera nie zdołał ochronić…

– Zgoda, zapomniałem. Ale ślub jest dopiero za tydzień.

O co tyle hałasu? Załatwi przymiarkę pod koniec dnia. Skrócenie nogawek portek można chyba załatwić od ręki.

– Owszem, ale za dwa dni wylatujemy na Maui.

No pięknie, nie ucieknie od tematu. Wciąż jeszcze nie powiedział siostrze, że zamierza polecieć na Maui nocą w dniu ślubu i wrócić od razu po przyjęciu weselnym. I tak urwanie się na trzy dni z pracy w policji miejskiej Los Angeles to aż nadto.

– Skoro już o tym mowa…

– Chase, ani słowa więcej!

– Kate, wiesz przecież, że nie mogę brać wolnego, kiedy tylko zechcę.

– Rozłączam się.

– Kate… – Zdusił ziewnięcie. W porównaniu z rozmową z siostrą dwunastogodzinna nocna zmiana, acz wyczerpująca, to betka. Ktoś powinien wymyślić aplikację blokującą ranne połączenia od upierdliwców.

– Chase, tu chodzi o mój ślub. I przypominam, że to ty mnie prowadzisz do ołtarza.

Jako najstarszy z braci przejął obowiązki głowy rodziny, po tym jak przed laty rodzice zginęli w wybuchu samochodu. Alan Hartley miesiącami rozpracowywał pod przykrywką sieć handlarzy narkotyków. Na kilka dni przed końcem operacji, w wyniku której szef kartelu na długie lata trafiłby za kratki, informator sprzedał go gangsterom. W rezultacie rodzice zginęli, śledztwo szlag trafił, a Chase w połowie studiów zrezygnował z dalszej nauki i wstąpił do policji.

Klapnął na krzesło za biurkiem. Na widok sterty papierzysk złapał się za głowę.

– Przecież Adam przylatuje dopiero w przeddzień ślubu – mruknął. Skoro najmłodszemu z braci uchodzi to na sucho, może i jemu się upiecze?

– Adam zawodowo gra w futbol, jest związany terminami rozgrywek i kontraktem.

Jasne, a ja mam na głowie raptem ochronę obywateli!

– Zdążę w sam raz na ślub.

– Nie, dajmy sobie spokój… Skoro nie możesz wziąć wolnego z okazji ślubu siostry, poproszę Erica, niech on mnie poprowadzi do ołtarza.

Siostra była jedną z najlepszych specjalistek od organizacji ślubów w Los Angeles. Żyła ślubami, które uważała za jedne z największych wydarzeń w życiu swoich klientów. A skoro teraz sama wychodzi za mąż, dyskusja z nią nie ma sensu.

– Nie poprosisz Erica, bo… – Urwał, kiedy odpowiedział mu ciągły sygnał.

Zadzwoniła ponownie siedem minut później, bo tak ważnej sprawy nie mogła powierzyć beztroskiemu, olewającemu wszystko młodszemu bratu.

Papiery na biurku muszą poczekać, aż Chase weźmie prysznic i się obudzi. W szatni schował do szafki kamizelkę kuloodporną, broń w kaburze oraz wysokie buty, zdjął też koszulę i spodnie.

Obejrzał w lustrze rozcięcie nad lewą brwią – pamiątkę po nocnej interwencji i nożu jednego z uczestników bójki w barze. W szpitalu dostał zastrzyk przeciwtężcowy, ale nie zgodził się na założenie szwów… czego z perspektywy czasu pożałował. Kiedy szampon dostanie się do otwartej rany, będzie szczypało jak jasny gwint.

Gorąca woda z prysznica zaparowała całą łaźnię. Zdjął bokserki i stojąc w strumieniach wody, obejrzał pozostałe obrażenia: posiniaczone żebra i małe rozcięcie na udzie.

Naćpane koką albo cholera wie czym gówniarze! Noc spędzili w izbie wytrzeźwień, ale nie mógł ich oskarżyć o posiadanie narkotyków, bo tylko u najmłodszego znaleźli niewielką porcję marychy, na którą zresztą szczeniak miał receptę… Jak pech, to pech – dzisiaj wyjdą na wolność. Będą rozrabiać coraz bardziej, aż w końcu wylądują w więzieniu stanowym, gdzie recydywa zrobi z nich kryminalistów pełną gębą.

Kiedy woda spływała mu po plecach, uświadomił sobie, że kolejny nóż wbiła mu siostra. Wiedział, że jak zawsze, Kate postawi na swoim.

Ona też to wiedziała i dlatego zadzwoniła dwie minuty wcześniej, niż się spodziewał. Zakręcił wodę i sięgnął po ręcznik i komórkę.

– Przylecę wcześniej – obiecał i westchnął ciężko.

– Wiem.

Tytuł oryginału: Her Holiday Fling

Pierwsze wydanie: Harlequin Blaze, 2017

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2017 by Jennifer Snow

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2018

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3531-0

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.