Gdy nadejdzie nasz czas - Agnieszka Dyniakowska - ebook
NOWOŚĆ

Gdy nadejdzie nasz czas ebook

Agnieszka Dyniakowska

4,7

470 osób interesuje się tą książką

Opis

Zoja zrobi wszystko dla swojej młodszej siostry, która niebawem wychodzi za mąż – nawet zamieni się w idealną świadkową i postara dogadać z bratem pana młodego. Choć znają się z Maksem od lat, ich relacje dalekie były od idealnych. Ale teraz… teraz patrzy na niego inaczej.

Maks wraca po ponad roku zagranicznych podróży, do których pchnęło go burzliwe rozstanie. Po powrocie zaskakuje go wiele rzeczy, ale chyba najbardziej siostra przyszłej bratowej. Czy to nagłe zainteresowanie nią jest objawem zbyt długiej samotności? A może od zawsze coś między nimi było?

Do tej pory na przeszkodzie stawały im niesprzyjające okoliczności, nieporozumienia, a także… wredne byłe dziewczyny. Czy wspólne przygotowania do zbliżającej się uroczystości, przedślubna wycieczka do Włoch, szczere rozmowy i kilka ujawnionych tajemnic pomogą im w lepszym poznaniu siebie? Czy po latach w końcu nadszedł ich czas?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 352

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (14 ocen)
10
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Olazd

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna, mam nadzieję na kolejne, tym razem o Zuzi i Monice.
10
n602204921

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna! Czytałam do 2 w nocy aż skończylam całą! Piękna historia!
10
fakirek13

Nie oderwiesz się od lektury

Super historia
00
Daga3663

Nie oderwiesz się od lektury

Jaka to jest piękna historia 🥹😍 Przeczytałam ją w parę godzin, ponieważ nie mogłam się od niej oderwać. Polecam każdemu, kto szuka ciepłej i romantycznej książki, przy której będzie mógł zarwać noc 🤗
00
monika7780

Nie oderwiesz się od lektury

super ❤️
00


Podobne


Copyright ©

Agnieszka Dyniakowska

Wydawnictwo White Raven

Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved

Kopiowanie, reprodukcja, dystrybucja lub jakiekolwiek inne wykorzystanie niniejszej publikacji w całości lub w części, bez wyraźnej zgody autora lub wydawcy, jest surowo zabronione zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o prawach autorskich. Niniejszy tekst stanowi wyłączną własność autora i podlega ochronie zgodnie z przepisami międzynarodowymi oraz krajowymi dotyczącymi praw autorskich.

Redaktor prowadzącyEwa Olbryś

Redakcja

Dominika Surma @pani.redaktorka

Korekta

Dominika Kamyszek @opiekunka_slowa

Skład i łamanie

Anna Hat @_anislowa

Okładka

Agnieszka Nowicka

www.wydawnictwowhiteraven.pl

Numer ISBN: 978-83-68175-55-4

Gdynadejdzienaszczas

Agnieszka Dyniakowska

ROZDZIAŁ 1

Zoja

teraz

Gdybym wylądowała w piekle, z pewnością moją karą byłoby wypełnianie nudnych tabelek w Excelu i tworzenie wykresów Gantta. Właściwie czuję się, jakbym już tam była, bo od dwóch godzin wpisuję dane do kolumny za kolumną i poprawiam formuły w dokumencie, który najpóźniej jutro rano musi wylądować w skrzynce mailowej ważnego klienta. Rzucam ciche przekleństwo, bo kliknęłam coś nie tak i dane z wiersza nagle znikają. Z drżącym sercem cofam szybko ostatnie działanie i udaje mi się odzyskać poprzednią wersję, na co wzdycham z ulgą.

Ludziom się wydaje, że praca w marketingu wygląda jak w serialu Emily w Paryżu – lunche z klientami, wystawne przyjęcia, rzucone na szybko pomysły i sukces w ciągu kilku dni. Tymczasem są to niekończące się maile, prezentacje z setką slajdów, wyceny z rzędem cyferek, na których widok człowiek od razu myśli o spaniu, oraz Bardzo Ważne Spotkania, które nie wnoszą absolutnie niczego i mogłyby być trzyzdaniową notatką. Mimo tego naprawdę lubię swoją pracę i nawet konieczność tworzenia arkuszy kalkulacyjnych tego nie zmieni – co najwyżej na chwilę wywoła większą marudność i marzenia o rzuceniu wszystkiego i wyjeździe w ciepłe, słoneczne miejsce.

Po raz kolejny przywołuję się do porządku i zmuszam się do skupienia, ale wtedy rozdzwania się mój telefon.

– Majka, błagam, powiedz, że wygrałaś w totka i w imię przyjaźni dajesz mi okrągły milion, więc nie muszę kończyć tych tabelek – wyrzucam z siebie w ramach powitania.

– Na razie zero śladu podżeracza – szepcze głos w słuchawce.

Spoglądam na ekran i sprawdzam, czy wzrok mnie nie mylił i na pewno odebrałam połączenie od swojej przyjaciółki.

– To dobrze. A przynajmniej tak myślę, bo nie mam pojęcia, o co chodzi – odpowiadam, po czym przezornie zapisuję plik, nad którym pracowałam. Lepiej dmuchać na zimne, a nic nie zmusi mnie do robienia tego od nowa. Prędzej zwolnię się w trybie natychmiastowym.

– Ech – wzdycha cicho Majka. – Zaczaiłam się w biurowej kuchni, żeby przydybać tego podżeracza powideł, mówiłam ci o tym wczoraj.

– Tak, teraz coś pamiętam. – Uśmiecham się pod nosem, przypominając sobie groźby, jakie rzucała wczoraj w stronę złodzieja jej cennych powideł śliwkowych, których jeden słoik musi mieć zawsze w biurowej lodówce. Tak na wypadek trudnego dnia. – Nie wiedziałam tylko, że tak szybko przystąpisz do akcji.

– Nie ma czasu do stracenia – odpowiada szeptem. – To już zaszło za daleko. Trzeci raz, Zoja, trzeci! – unosi lekko głos, w którym wyraźnie pobrzmiewają emocje. – Jeden może być przypadkiem, dwa niefortunną pomyłką, ale trzy to już bezczelna kradzież.

Śmieję się i odrywam wzrok od arkusza na monitorze. Majka może i ma kilka wad, ale braku zaangażowania i zapału do działania nikt jej nie zarzuci. Z pewnością nie można jej też odmówić uwielbienia dla domowych powideł mojej babci. Gdy wczoraj dostarczyłam jej dwa nowe słoiczki, Majka rzuciła się na nie, wyłowiła z szuflady łyżeczkę i jeszcze przed włączeniem służbowego komputera wyjadła połowę zawartości jednego z nich, wydając przy tym nieprzyzwoite dźwięki. Nie dziwię się jej wcale – babcia Helena jest mistrzynią przetworów, na które przepisów strzeże niczym jastrząb, twierdząc, że zostawi je w testamencie. Odkąd z Kają zamieszkałyśmy z nią po śmierci naszych rodziców, cuda z jej spiżarni były nieodłączną częścią naszego życia, a także obiektem westchnień wszystkich sąsiadów i przyjaciół, którzy choć raz otrzymali je w prezencie. Jestem niemal pewna, że kilkoro dawnych znajomych trzymało się z nami właśnie ze względu na jej przetwory.

– To co zamierzasz? – pytam. – I gdzie się schowałaś?

– Za tą wielką palmą w rogu – odszeptuje. – Jedno ci powiem, ludzie w tym biurze mają swoje ciemne sekrety. Już wiem, kto zostawia brudne łyżeczki w zlewie, kto zjada cukier w kostkach jak orzeszki i kto lubi dłubać w nosie, gdy czeka na podgrzanie obiadu.

– Proszę, nie ujawniaj żadnych nazwisk, chyba wolę nie wiedzieć.

– I miałaś rację, nasz księgowy i recepcjonistka zdecydowanie flirtują! A to tylko piętnaście minut obserwacji! – W szepcie Majki słychać wyraźną nutę ekscytacji, śmieję się więc pod nosem na myśl o tym kłębku energii ukrytym gdzieś w kącie i udającym szpiega. – Może przyjdziesz za chwilę na kawę? Będę mogła wtedy niepostrzeżenie wyskoczyć z ukrycia.

– Nie, nie, nie! – oponuję, wracając do otwartego na monitorze arkusza. – Muszę to skończyć w ciągu godziny i odpisać na trzy zaległe maile.

– Maile poczekają – rzuca lekko. – Jesteśmy w pracy, nie ma co się spieszyć.

Śmieję się, słysząc ulubione powiedzonko jednego z naszych kolegów.

– Muszę się spieszyć, bo wychodzę dzisiaj wcześniej, pamiętasz?

– Tak, przymiarka sukni, jakże mogłabym zapomnieć – odpowiada ironicznym tonem i zapewne przewraca przy tym oczami.

Jako najbliższa mi osoba w biurze (dosłownie, bo nasze biurka dzieli jakiś metr, a także pod względem naszej zażyłości) Majka jest na bieżąco z przygotowaniami mojej młodszej siostry, Kai. Trzy miesiące. Zostały równo trzy miesiące do jej ślubu, a ekscytacja panny młodej zwiększa się wraz z malejącą liczbą dni pozostałych do złożenia przez nią przysięgi.

Od kilku miesięcy otrzymywałam codzienny status przygotowań, co najmniej pięć różnych pytań i ze trzy filmiki z inspiracjami lub śmiesznymi ślubnymi tańcami, konkursami czy przysięgami. Jako świadkowa i starsza siostra starałam się odpisywać na każdą wiadomość i wspierać w odpowiednich momentach lub mówić wprost, że czas wyluzować. Kaja jest jedną z tych panien młodych, które mają tablice na Pintereście, grupę wsparcia na WhatsAppie oraz potrzebę, by wszystko było idealne i dopięte na ostatni guzik. Czasami się zastanawiam, czy pomiędzy tym harmonogramem, bieganiem po sklepach, telefonami w tysiąc miejsc a paniką, że coś na pewno pójdzie nie tak, znajduje jeszcze czas na to, by cieszyć się nowym etapem życia i nadchodzącą zmianą. Mam nadzieję, że teraz, gdy większość rzeczy jest już załatwiona, odetchnie i nieco zwolni. Najważniejsze już ma – odpowiedniego mężczyznę przy boku.

– Właśnie – potwierdzam. – A wieczorem jeszcze kolacja u rodziców Aleksa.

– Ta na powitanie jego brata?

– Dokładnie ta.

Moja relacja z bratem Aleksa jest dosyć skomplikowana. Choć poznaliśmy się w ten sam dzień co Kaja i Aleks i przez lata wpadaliśmy na siebie przy różnych okazach, z jakiegoś powodu wszelkie próby dogadania się wychodziły nam niezręcznie lub kończyły się spięciem. Jestem ciekawa, czy przez ponad rok od naszego ostatniego spotkania coś się zmieniło, ale też odrobinę denerwuję się dzisiejszym wieczorem – nie chcę dodawać Kai stresów, jeśli okaże się, że z Maksem wciąż nadajemy na innych falach.

– Za niecałe dwie godziny muszę wyjść, żeby zdążyć jeszcze po babcię – informuję Majkę.

– Uściskaj ją i podziękuj za powidła. Możesz nawet powiedzieć, że pół słoika zjadłam przy biurku. Niczego nie żałuję.

– Nie omieszkam jej wspomnieć – mówię ze śmiechem. – Nie daj się złapać na tej tajnej misji, powodzenia.

– Jedynym złapanym będzie ten nędzny podżeracz – mamrocze gniewnie Majka. – Słyszę kroki, kończę. Bez odbioru!

Odkładam telefon i niechętnie wracam do rozpoczętej tabelki. W myślach proszę swoje szare komórki, by jeszcze chwilę wytrzymały i pozwoliły mi skupić się na zadaniu.

– Dalej, Zoja, zrób to i będzie z głowy – cicho dopinguję samą siebie. – Niecałe dwie godziny, dasz radę. I z tym durnym plikiem, i z całą resztą.