From Sicily with Love - Adrianna Ratajczak - ebook + książka

From Sicily with Love ebook

Ratajczak Adrianna

0,0
42,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Upał, sycylijskie słońce i orzeźwiające limoncello. Brzmi jak przepis na idealny urlop, prawda? Nie dla wszystkich.

Iris prowadzi pensjonat na Sycylii i właśnie organizuje wesele najlepszej przyjaciółki. Niestety, nic nie idzie zgodnie z planem, a przystojny drużba zamiast pomagać, wszystko utrudnia. A przecież wiadomo, że letni romans z hollywoodzkim aktorem to nie jest dobry pomysł!

From Sicily with Love to wakacyjna historia o złamanych sercach i utraconych marzeniach oraz niesamowitej sile przyjaźni.

.

Lato, przybywaj! Oto myśl przewodnia, która towarzyszyła mi podczas tej cudownie romantycznej, literackiej podróży przez odurzające aromatem cytrusowych owoców Włochy. Najbardziej komfortowa powieść nadchodzącego sezonu letniego!

Małgorzata Tinc | @ladymargotpl

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 454

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © 2025 by Adrianna RatajczakCopyright © 2025 for this edition byGrupa Wydawnicza Media Rodzina Sp. z o.o.

Projekt okładkiTania Staricka

Zdjęcia na okładceFreepik.com / freepikFreepik.com / golubyasha

Pozostałe materiały graficzneVecteezy.com / rattanachomphoo

Skład i łamanieAndrzej Komendziński

Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całościalbo fragmentów książki – z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.

Grupa WydawniczaMedia Rodzina popiera ścisłą ochronę praw autorskich. Prawo autorskie pobudza różnorodność, napędza kreatywność, promuje wolność słowa, przyczynia się do tworzenia żywej kultury. Dziękujemy, że przestrzegasz praw autorskich, nabywasz książki legalnie i nie udostępniasz ich publicznie, np. w Internecie. Dziękujemy za to, że w ten sposób wspierasz autorów i pozwalasz wydawcom nadal publikować ich książki.

ISBN 978-83-68242-86-7

2025.1

Gorzka Czekolada jest imprintem Grupy Wydawniczej Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Poznańska 102, 60-185 Skórzewo tel. 61 827 08 [email protected]

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

Dla wszystkich przyjaciół, którzy wierzą w marzenia autorów bardziej niż oni sami – bez Was nie powstawałyby nowe historie.

Prolog

Od: Albert Woods

Do: Iris Coleman, Alison Douglas

Do wiadomości: Reginald Nelson

Droga Iris,

jeszcze raz bardzo dziękujemy za poświęcony czas i za to, że dzięki Tobie nasze marzenie stanie się rzeczywistością. Alison i ja jesteśmy zachwyceni Twoim hotelem – jakby szyty na miarę uroczystości naszych marzeń.

Nie możemy się doczekać, aż wreszcie spotkamy się na miejscu i będziemy mogli wspólnie celebrować te jakże ważne dla nas momenty.

W załączeniu przesyłam zebrane pomysły, co czynię w celach czysto poglądowych, bo absolutnie nie wątpię w Twoją kreatywność, a także ustalenia co do listy gości i budżetu.

Dołączam do konwersacji Reginalda, który, jak wspominałem w trakcie naszej rozmowy, będzie moim świadkiem i z chęcią Ci pomoże.

Z uściskami

Albert i Alison

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Cześć Iris,

zdaje się, że nie mieliśmy okazji poznać się osobiście, ale gdybyś potrzebowała wsparcia, daj znać, z chęcią pomogę.

R.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

Albert wspominał, jak wiele czasu zajmują Ci zdjęcia do nowego filmu. Swoją drogą: gratuluję!

Znasz się może na winach?

Z pozdrowieniami z Sycylii

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Iris,

chowając skromność do kieszeni – doskonale znam się na winach – i wcale się w tym zakresie nie zgrywam, mam nawet uprawnienia sommeliera 😊

Myślałaś nad menu obiadowym? Preferujesz lokalne wina, czy te, które są ogólnodostępne?

R.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

ułożyłam menu, uwzględniając lokalne produkty, podobnie jak wino. Wiesz, że na Sycylii mamy jedenaście szlaków wina? Podążyłam Strada del vino Marsala i wydaje mi się, że słodkie, białe marsala będzie strzałem w dziesiątkę. Zamówiłam też kilka odmian Alcamo.

Jeśli podasz mi adres, prześlę Ci parę butelek. Obiecuję, że nie sprzedam go mediom za jakieś grosze, co najwyżej za grube pieniądze 😊

Z pozdrowieniami z Sycylii

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Iris,

z ciekawości sprawdziłem wspomniane przez Ciebie szlaki. Nie przepadam za zwiedzaniem, ale nigdy nie odmówię dobrego jedzenia i degustacji lokalnych win. Kiedy wyruszamy?

Menu brzmi wyjątkowo smakowicie i nie zawiera żadnych alergenów. Bertie będzie Ci wdzięczny.

R.

Od: Alison Douglas

Do: Iris Coleman

Moja droga,

przyszedł mi do głowy szalony pomysł-niespodzianka. Albert uwielbia francuskiego pianistę – Florenta Groussera. Wiem, że prawdopodobnie proszę o zbyt wiele, ale może udałoby się nam nakłonić go, by zagrał na naszej ceremonii ślubnej?

Alison

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Houston,

mamy problem.

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Houston to moje drugie imię, a trzecie to Rozwiązanie Twojego Problemu. Co się dzieje?

R.

PS Dzięki za akcept zaproszeń. Zleciłem drukowanie.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Na prośbę Alison próbowałam skontaktować się z Florentem Grousserem, ulubionym pianistą Alberta. Niestety – nie tyle, co nie potrafię, ale nie mogę do niego dotrzeć. Czy mógłbyś coś w tej sprawie zadziałać? Bardzo proszę.

Iris

PS To niespodzianka dla Alberta.

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Iris,

dotarcie do Florenta Groussera graniczyło z cudem, ale zrobiłem to dla Ciebie. Pan Pianista zgodził się zagrać. Czy mamy możliwość zapewnienia mu noclegu i wyżywienia?

R.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

jesteś najlepszym Rozwiązaniem Mojego Problemu, z jakim przyszło mi współpracować. Dziękuję. Zaopiekujemy się Panem Pianistą i zapewnimy mu wszelkie wygody.

Z pozdrowieniami z Sycylii

Iris

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

Przykro mi z powodu tego, co Cię spotkało – nie miej pretensji do Alberta, że mi powiedział. Bardzo się o Ciebie martwił i poprosił, bym na jakiś czas dała Ci spokój z przygotowaniami do ślubu, co też zamierzam zrobić.

Jak wspominałeś, nie mieliśmy szansy poznać się osobiście, ale zdajesz się naprawdę fajnym facetem. Jeszcze będzie dobrze, trzymam kciuki.

Iris

[zapisano w wersjach roboczych]

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Iris,

nie zapytałaś mnie o kolor serwetek ani o zastawę, ale nie zapomniałaś uzupełnić Excela z wydatkami. Pomyślałem, że może czymś Cię uraziłem, ale krótka rozmowa z Alison uświadomiła mi, że Albert ma trochę za długi język.

Nie musisz się obawiać, mój rozwód w żaden sposób nie wpłynie na przygotowania do ślubu. Albert jest dla mnie tym, kim dla Ciebie Alison. Jest mi jak brat i skoczyłbym dla niego w ogień, gdyby zaszła taka potrzeba.

Dlatego jeśli coś jeszcze musimy zrobić – daj znać, z chęcią skupię myśli na czymś innym.

R.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

nie wiń ich za to, że się martwią. Bardzo im na Tobie zależy i chcieli dać Ci odrobinę czasu na złapanie oddechu. Ja zresztą też. To nie są łatwe momenty i wbrew pozorom zostają z nami na długo.

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

To małżeństwo od samego początku było złym pomysłem. Myliłem zauroczenie z miłością, kochanie z podziwem. Byłem zaślepiony. Przecież nie ożeniłbym się z kobietą, której priorytety tak diametralnie różniłyby się od moich, prawda?

Zdaję sobie sprawę, że nie wybrałem najłatwiejszego zawodu, jeśli chodzi o zakładanie rodziny – strasznie trudno oddzielić aktorstwo od życia prywatnego – ale nie jest to niemożliwe. Tyle że ona nie chciała ani prywatności, ani dzieci. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że nie zauważyłem tego wcześniej... chociaż wiem dlaczego – nie rozmawialiśmy za wiele o nas, o przyszłości, o tym, czego pragniemy i oczekujemy od życia, jak robią to Albert i Alison.

Mam ochotę zostawić to wszystko za sobą i wyjechać gdzieś daleko. Zapomnieć. Znaleźć się między obcymi, którzy nawet nie będą wiedzieli, jak się nazywam, a już tym bardziej, kim jestem i co się wydarzyło.

Jestem skończonym idiotą.

I zabrakło mi wina.

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Przepraszam za poprzednią wiadomość.

Zignoruj ją.

R.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

nie masz za co przepraszać. Czasami tak po prostu jest – staramy się dawać światu jedynie to, co w nas najlepsze, a w zamian dostajemy, co świat ma nam najgorszego do zaoferowania.

Też kiedyś kochałam. Wydawało mi się nawet, że byłam kochana, wiesz? Pracowaliśmy w tej samej londyńskiej kancelarii, ale w innych działach. Miałam szansę zostać partnerem – musiałam jedynie pozyskać tego konkretnego klienta. Prawie mi się udało – prawie. Gdybym tylko nie zostawiła włączonego laptopa na stole w domu... Przedstawił moją kompleksową ofertę jako swoją.

Czułam się dokładnie tak, jak Ty teraz... choć może nie chciałam zniknąć – wytłukłam wszystkie naczynia, jakie nawinęły mi się pod rękę w mieszkaniu. Ale nadszedł moment, w którym gniew wyparował. Zostałam sama z ponurymi myślami, poczuciem zdrady, oszukania i złamanym sercem.

Poniekąd dlatego sprzedałam wszystko, co miałam, i wyjechałam.

Mam nadzieję, że podobnie jak ja znajdziesz powód do tego, by iść dalej... i być szczęśliwym.

Iris

[zapisano w wersjach roboczych]

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

nie masz za co przepraszać. Mam nadzieję, że napisanie tej wiadomości w jakiś sposób Ci pomogło i poczułeś się odrobinę lepiej.

Miłość nie jest i nigdy nie będzie łatwa. Często też cholernie boli, w szczególności gdy natrafiamy na swojej drodze na kogoś, kto nie jest dla nas odpowiedni, kto nie kocha nas takimi, jakimi jesteśmy naprawdę.

Nie pozwól, by to, co się wydarzyło, stanęło na Twojej drodze do szczęścia – ono gdzieś tam na Ciebie czeka.

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Iris,

dziękuję, choć zdaje się, że nie podzielam Twojego zdania. Brzmi zbyt optymistycznie.

Czy oprócz Pana Pianisty planujemy jeszcze jakąś muzykę? To wesele – nie chcę, by ludzie nam usnęli z nudów.

R.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

znam taki jeden zespół... podrzucam Ci link do ich YouTube’a.

Z pozdrowieniami z Sycylii

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Iris,

zgodnie z prośbą Alberta kupiłem dla wszystkich bilety lotnicze.

Albert, Alison, Jayden i Poppy przylecą na miejsce dwa tygodnie przed ślubem, rodzice w przeddzień planowanej ceremonii. Pan Pianista dotrze dwa dni wcześniej, a Freddie odezwie się bliżej czerwca. Dasz radę zaplanować dla nich jakichś transport?

R.

PS Zespół sztos, bierzemy go.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Reginaldzie,

transport nie stanowi najmniejszego problemu. Odbierzemy ich z lotniska.

Na rozpisce nie widzę jednak Ciebie. Czy to omyłka czy zamierzasz pozostawić mnie samą na placu boju?

Z pozdrowieniami z Sycylii

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Zamierzam przybyć na miejsce w najbardziej krytycznym momencie i wybawić Cię z opresji niczym rycerz na białym rumaku 😊

A tak na poważnie – nie wiem, jak będzie wyglądał mój kalendarz i jak szybko uda mi się wyrwać.

R.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

W myśl zasady – nieobecni głosu nie mają – uprzedzam, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak – całą winę zrzucę na Ciebie.

W załączeniu przesyłam spis dekoracji i propozycję wystroju. Po Twojej akceptacji złożę zamówienie.

Uzupełniłam również tabelę z budżetem, pomniejszając pozostałą kwotę o zamówione wino, honorarium dla fotografa, którego wynajęłam, i o wartość zamówionych kwiatów.

Z pozdrowieniami z Sycylii

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Podoba mi się. Nie zapomnij tylko zamówić więcej szklanek, tak na wszelki wypadek 😊

Nie planujemy dużego wesela, więc... czy któryś z tych tortów by się nadawał? Mogłabyś sprawdzić, czy jakaś cukiernia byłaby w stanie taki wykonać?

R.

Od: Reginal Nelson

Do: Iris Coleman

Skoro torty zamówione, to chyba wszystko mamy ustalone.

Czy współpraca z Tobą zawsze jest taka konkretna i szybka? Czy to efekt tego, kogo masz za partnera? 😉

R.

PS Zaczynam zdjęcia do nowego filmu, mogę być mniej dostępny. Pisz, gdybyś czegoś potrzebowała.

Od: Iris Coleman

Do: Reginald Nelson

Nie schlebiaj tak sobie 😉

Pamiętam o Twojej obietnicy ratunku i mam nadzieję, że dotrzymasz słowa. Zostały tylko kwestie organizacyjne na miejscu, z tym dam sobie radę.

Z pozdrowieniami z Sycylii

Iris

Od: Reginald Nelson

Do: Iris Coleman

Zawsze dotrzymuję obietnic.

Już niedługo także z pozdrowieniami z Sycylii

R.

Rozdział 1

REGINALD Z ULGĄ WYGRAMOLIŁ SIĘ z samochodu, poprawiając zsuwające się z nosa okulary przeciwsłoneczne. Choć słońce chyliło się ku zachodowi, sycylijskie powietrze wciąż było nieznośnie ciepłe – dlatego mężczyzna z radością powitał chłodny powiew wiatru, niosący ze sobą zapach lasu, a nie potu.

– Grazie – mruknął Reggie, kiedy kierowca wyciągnął z bagażnika monstrualnych rozmiarów walizkę oraz pasujący do niej kuferek.

Zerknął na telefon i na powiadomienie o zakończonym kursie. Popatrzył na wycofujacy się samochód, a potem na ekran, marszcząc ciemne brwi. Podróż była koszmarna – brakowało klimatyzacji, więc przez ostatni odcinek niemalże się udusił przy zamkniętych oknach – nie mógł bowiem znieść myśli, że jego nieskazitelne ciemne włosy pokryłyby się wszędobylskim kurzem. Niemiłosiernie trzęsło i jeszcze ta nieznośna włoska muzyka, a raczej jazgot tego zespołu Maneskin!

Westchnął ciężko, przyznając ocenę. Podczas gdy pojazd znikał w obłoku kurzu, wzrok Reggiego zatrzymał się na uchylonej, żeliwnej bramie osadzonej w murze o szarym odcieniu. Po obu jej stronach dostrzegł dziwne kolorowe szyszki. Uniósł brew. Nie wyglądało to szczególnie zachęcająco. Poprawił okulary i jeszcze raz zerknął na wyświetlacz telefonu. Prędko uruchomił mapę. GPS się nie mylił – jasno wskazywał, że trafił pod właściwy adres, do hotelu Corvo Bianco.

Sięgnął po bagaż, a następnie przeszedł przez bramę. Znajdował się na podjeździe, na którym stał mały, zakurzony fiat. Dwa stopnie prowadziły na półotwarty dziedziniec w kształcie prostokąta – jego centrum zajmowało stare drzewo oliwne otoczone połacią równo przyciętego trawnika, a zapadający półmrok rozświetlało częściowo zachodzące słońce, jak i zapalone łańcuchy lampek.

Zatem to tutaj miało zostać zorganizowane wesele. Iris udostępniła mu notatki i najpewniej sądziła, że nawet do nich nie zajrzał – błąd, przeczytał je wszystkie. Przypomniał sobie skany odręcznych planów. Pokiwał głową. Nawet to widział.

Musiał przyznać, że całość prezentowała się schludnie, ale ponuro. Reginaldowi po prostu nie podobała się przysadzista, włoska zabudowa oraz kamienna elewacja. Kto to widział, te murowane domy, nudne, prostokątne bryły, dwuspadowe dachy obłożone dachówką. Nic nowatorskiego, nic zasługującego na zachwyt. Im dłużej się temu przyglądał, tym bardziej się zastanawiał, co skłoniło Alberta i Alison do wzięcia ślubu akurat w tym miejscu. Na pewno nie finanse.

Westchnąwszy, skierował swoje kroki w kierunku podjazdu do drewnianych, trochę staroświeckich drzwi, które powoli się przed nim uchyliły, co powitał z zaskoczeniem. Postęp i technologia! Przekroczywszy próg, odetchnął z ulgą, czując przyjemny chłód klimatyzacji.

O ile z zewnątrz wszystko wyglądało ponuro, o tyle w środku zapach poremontowej nowości przebijał się przez odświeżacz powietrza. Podłogę wyłożono nudnymi, antypoślizgowymi kaflami o jasnym odcieniu, ściany pomalowano na neutralny kolor, a wysoki sufit zdobiły drewniane belki. Po swojej prawej dostrzegł coś, co chyba miało być lounge barem – przynajmniej wedle niewielkiej, zdobnej tabliczki. Gdyby ktoś pytał go o zdanie, Reggie nie nazwałby tego nawet barem. Przed sobą zaś miał recepcję – a raczej podwyższoną ladę.

Skierował się w tamtą stronę, w dalszym ciągu męcząc się z walizką. Gdy dotarł do blatu, z ulgą się o niego oparł, ściągając okulary. Uniósł brew na widok recepcjonisty. Rozwalony na fotelu chłopak oglądał coś na komputerze. Czując na sobie przenikliwe spojrzenie Reginalda, wyprostował się sztywno, omal nie spadając na podłogę, a następnie stanął na baczność.

– Dzień dobry – przywitał się oschle Reggie, sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki po dokumenty. Rozpoznał w ciemnowłosym chłopaku Alessandra, członka zespołu, który miał zagrać na weselu Alberta i Alison.

– Dzień dobry, poproszę pana dowód osobisty bądź paszport.

Reginald bez słowa podał paszport. A przynajmniej chciał, bo natrafił na szybę pleksi, którą ktoś zawiesił na cienkich, przezroczystych żyłkach. Pleksi zakołysała się, Alessandro, najwidoczniej obdarzony przez naturę wyjątkowym refleksem, odchylił się, unikając zderzenia. Wyprostował się ponownie, odgarniając przydługie włosy z gracją godną dżentelmena.

Pleksi powróciła, omal nie wytrącając paszportu Reggiemu. Mężczyzna westchnął ciężko i podał go poniżej, uważając, by plastik pozostawał w bezpiecznej odległości od twarzy. Recepcjonista przystąpił do meldowania, a Reginald zerknął w kierunku, skąd, jak mu się wydawało, ktoś go wołał.

Przez chwilę miał nadzieję, że to Iris wyszła mu na spotkanie. Może dlatego poczuł niespodziewane rozczarowanie, kiedy ujrzał mężczyznę. Jayden miał na sobie sięgające kolan szorty oraz klubową koszulkę Czerwonych Diabłów. Niektóre rzeczy się nie zmieniały – Jay nadal był ogromnym fanem Manchesteru United. Tuż za nim podążał Albert, stawiając długie kroki. Zawadził przy tym o jeden z licznych stolików.

– Och – wymamrotał, zatrzymując się nagle i wyciągając ręce. Niewiele brakowało, a stojąca na stoliku waza wylądowałaby na podłodze.

– Reggie! – zawołał śpiewnie Jayden, przystając tuż obok. Uścisnęli sobie dłonie, klepiąc się po plecach. – Postarzałeś się.

– Jayden – skarcił go Bertie.

Zmierzyli się spojrzeniami. Ile to minęło, odkąd ostatni raz widzieli się na żywo? Dwa lata? Coś koło tego. Pandemia pokrzyżowała im wszelkie plany. Mieli ogromne szczęście, że mogli się tutaj spotkać w komplecie.

Reggie pierwszy przywołał uśmiech na twarz. Uścisnął Alberta i się skrzywił, gdy ten mało delikatnie klepnął go otwartą dłonią w plecy.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że udało ci się przyjechać – powiedział przyjaciel, odsuwając się. Nadal trzymał jego rękę w męskim uścisku.

– Też się cieszę. Bertie już zaczął panikować, że to ja będę musiał zostać świadkiem. – Jayden wziął od Alessandra kluczyk, nie kłopocząc się, by zerknąć na wygrawerowany na breloku numer.

Prawnik puścił w końcu dłoń Reginalda i potarł nerwowo kark, odchrząkując. Wyglądał, jakby chciał zaprzeczyć, ale wiedzieli, że nie tylko nie znosił, ale zwyczajnie nie umiał kłamać. Przybrał więc jedynie skruszoną minę.

– Chociaż byłoby wesoło – rzucił pogodnie Jayden, sięgając po walizkę Reginalda. – Czego ty tu napakowałeś?! Kamieni?

– Alison zaplanowała kolację na ósmą trzydzieści. – Albert zignorował drugiego z przyjaciół, uwieszając się na ramieniu Reggiego. – Dołączysz do nas?

Nie miał najmniejszej ochoty na jedzenie, jedyne o czym marzył, to łóżko i sen, ale skinął pojednawczo głową, czego skutkiem był pogodny uśmiech przyjaciela.

– Dobrze cię tutaj mieć. Dobrze jest mieć was wszystkich w komplecie, wreszcie.

Przystanęli przy schodach prowadzących na górę.

– Zaraz, zaraz... – Reginald zmarszczył brwi, nagle zdając sobie sprawę z jednego bardzo istotnego faktu. – Tak bez losowania?

– No wiesz – zaczął Albert, przestępując z nogi na nogę – Iris przygotowała dla nas apartament. Jayden przyleciał z Poppy, a do Freddiego dołączy Deborah, więc tak jakoś...

No tak. Ich zwyczaj losowania pokoi właśnie przeszedł do historii.

– To widzimy się na kolacji – dodał pospiesznie Albert, a potem ulotnił się, znikając za najbliższymi drzwiami.

– Nie ma tu windy? – zapytał Reggie, chociaż znał odpowiedź. Nie czekając na reakcję przyjaciela, spojrzeniem zmusił go, by pomógł mu wtargać walizkę na piętro. Chociaż tyle Jayden był mu winien.

Przydzielony pokój miał swoje plusy i minusy.

Znajdował się na samym końcu korytarza – co oznaczało, że nikt nie powinien się tutaj zapuszczać i mu przeszkadzać, ale był mały i skromnie wyposażony. Podłogę wyłożono jasnymi kaflami imitującymi kamień, skąpiąc nawet niewielkiego dywanika mogącego poprawić wskaźnik estetyki. Pod ścianą znajdowało się małżeńskie łoże zakryte zieloną narzutą. Reggie pospiesznie ją zdjął, nawet nie chcąc myśleć, kiedy ostatnio była prana. Cisnął ją na jedyny fotel w pokoju, ustawiony naprzeciwko łóżka. Wówczas zorientował się, że nie ma tutaj innej powierzchni do siedzenia, więc strącił materiał na posadzkę, a na miękkim siedzisku ulokował kuferek.

Nie miał pojęcia, w jaki sposób przetrwa najbliższe dwa tygodnie. Nawet zapach nowości i widok na Etnę z okna nie pomagały.

Po wzięciu odświeżającego prysznica uciął sobie krótką drzemkę. Po wybudzeniu, gdy leżał w wykrochmalonej, pachnącej pościeli, potrzebował chwili, by przypomnieć sobie, gdzie się znajduje.

Albert. Ślub. Sycylia. On jako drużba. No tak.

Zwlókł się z łóżka i rozejrzał za żelazkiem, bo przecież nie pojawi się na kolacji w wygniecionych ciuchach. Jednak w pokoju brakowało nie tylko żelazka, ale i telefonu do recepcji. Szlag by to. Odszukał w walizce granatowe polo i jasne, długie spodnie, na których zagniecenia nie rzucały się aż tak w oczy. Poprawił też czarne włosy, a potem wyszedł z pokoju, omal nie zabierając klucza. Klucz w dwudziestym pierwszym wieku, kto by pomyślał.

Jadalnia znajdowała się na parterze. W głębi pomieszczenia dostrzegł trzy nienakryte stoliki, zaś w centrum znajdował się długi stół przygotowany do kolacji. Pomieszczenie nie wyglądało imponująco. Trzy okna w drewnianych ramach, z okiennicami i pstrokatymi doniczkami z kwiatami na parapetach, wychodziły na winnicę. Na przeciwległej ścianie dostrzegł czwarte z widokiem na dziedziniec. Na podłodze znowu straszyły te ponure kafle, a ściany pokrywała złamana biel. I jeszcze przeszklony kredens wypełniony kolorową ceramiką.

Reginald przystanął, słysząc znajome głosy. Dostrzegł Alberta – strategicznie usiadł pod ścianą z dala od wielkiej wazy w krzykliwe wzory. Miejsce przy nim zajmowała uśmiechnięta Alison – przyszła panna młoda. Wyglądali jak z obrazka, musiał im to przyznać.

Poppy intensywnie gestykulowała, coś szybko opowiadając. Na szczupłych palcach nie dostrzegł żadnego pierścionka, ale, jak się domyślał, to zapewne kwestia czasu. Jayden nie odrywał spojrzenia od ukochanej. Oni także wizualnie do siebie pasowali – oboje szczupli, jasnowłosi.

I był też Freddie, nieco w odosobnieniu od reszty przeglądający zawartość telefonu.

Pierwsza dostrzegła go Alison. Miała podzielną uwagę, nigdy nie umykały jej żadne detale. Wstała, by się przywitać. Tym razem nie włożyła jednego z tych eleganckich garniturów, które wypełniały po brzegi jej szafę, a spódnicę w kolorze khaki i białą bluzeczkę odsłaniającą pierwsze ślady czerwonej opalenizny. Proste, brązowe włosy sięgające ramion jak zawsze miała rozpuszczone i odgarnięte za uszy, długie kolczyki kołysały się wraz z każdym ruchem jej głowy.

– Jak się cieszę, że cię widzę! – mówiła z uśmiechem. – Martwiłam się, że będziesz zmęczony po podróży, ale Albert napomknął, że przyleciałeś z Paryża, prosto z French Open. – Wciąż trzymając go za ręce, przyglądała mu się uważnie. Dostrzegł w jej oczach pytanie, ale miała zbyt wiele klasy, by wypowiedzieć je na głos, za co był jej wdzięczny.

– Tak było wygodniej – odpowiedział krótko, choć trudno było tutaj mówić o wygodzie, kiedy wszystko miał zaplanowane i rozpisane co do dnia. Roland Garros idealnie kończył się dzisiaj – zaledwie dzień po przyjeździe wszystkich na Sycylię.

– Reginaldzie! – Przed Alison wcisnęła się Poppy. – Moja znajoma trafiła na Instagrama twojej eks i powiem ci, dobrze, że się rozstaliście. Strasznie zbrzydła!

– Poppy. – Jayden ostrzegawczo ułożył dłoń na plecach dziewczyny. Koszulka Czerwonych Diabłów zniknęła, zastąpiona koszulą dopasowaną kolorystycznie do sukienki partnerki.

– No co – obruszyła się blondynka. – Powiedziałam tylko prawdę.

Nim Reginald zdążył się odezwać, tuż za nimi wyrósł Freddie. Najwyższy z całego towarzystwa, był nienagannie, choć ekstrawagancko ubrany. Reginald posłał mu pełne wdzięczności spojrzenie, gdy ten przepchnął się, by także się przywitać, tym samym ucinając temat byłych żon.

Kiedy wszyscy na powrót zajęli miejsca, przez chwilę panowała niezręczna cisza. Alison patrzyła na Reginalda współczująco, Poppy sprawiała wrażenie wzburzonej, a zarazem zadowolonej, co stanowiło dość nietypową reakcję, ale doskonale pasowało do londyńskiej prawniczki. Albert wyglądał na skrępowanego – jakby sam fakt, że zaprosił na ślub przyjaciela będącego świeżym rozwodnikiem nieco go zawstydzał, a Freddie wyraźnie czekał – ewidentnie nie zamierzał zaczynać tematu. Jedynie Jayden w dalszym ciągu beztrosko przeżuwał makaron.

W końcu Reggie westchnął ciężko, kręcąc głową, bo zorientował się, że dopóki tego sobie nie wyjaśnią, nie przestaną się o niego martwić.

– Minęło pół roku – przypomniał im. – Nic mi nie jest. Moje małżeństwo od samego początku nie miało racji bytu. Rozwiedliśmy się, każde z nas wróciło do swojego życia, temat zamknięty. Zadowoleni?

Na litość, nie mogli go zostawić w spokoju i po prostu zająć się jedzeniem?

Albert pokiwał głową, Freddie bez słowa napełnił kieliszki winem. Jayden ograniczył się do nerwowego wystukiwania palcami rytmu na oparciu krzesła swojej dziewczyny. Reginald wiedział, że przyjaciele nie odpuszczą tak łatwo, będą chcieli dowiedzieć się czegoś więcej, gdy nadejdzie odpowiedni moment. Alison wypuściła spomiędzy warg powietrze, a wraz z nim z jej ramion spadł niewidzialny ciężar.

Wszyscy zgodnie wrócili do posiłku, nie poruszając tematu byłej żony Reginalda. Lisa nieszczególnie przepadała za jego przyjaciółmi, którzy zwyczajnie jej nie odpowiadali. Albert i Alison – dwójka korporacyjnych prawników – to zupełnie co innego niż nowojorscy adwokaci z nazwiskami w nazwach spółek. Jayden – prowadzący jedną z najsłynniejszych restauracji w Soho, aspirujący do uzyskania gwiazdki Michelina – okazał się niewystarczający. Natomiast kolacja z Frederickiem i jego Deborah uwydatniła ogromną wadę Lisy – brak tolerancji i zrozumienia.

A on, jak na kogoś ślepo zakochanego przystało, nie zwracał na to uwagi. Dopiero teraz, gdy wreszcie się otrząsnął, zorientował się, jak bardzo odsunął się od swoich najlepszych przyjaciół. I w imię czego? Miłości, która wcale miłością nie była.

– Ach, Reggie. – Alison zatrzymała go po posiłku, gdy jedną nogą był już na stopniach prowadzących na górę. – Miałam przekazać pozdrowienia od Iris. Niestety, nie mogła nam dzisiaj towarzyszyć, ale jutro będzie już na miejscu.

Cokolwiek było tego przyczyną, Reginald odczuwał rozczarowanie. Kobieta, z którą korespondował przez prawie rok, nie pojawiła się, by go przywitać.

Wargi Alison wygięły się w pożegnalnym uśmiechu, gdy życzył im spokojnej nocy. Czując w nogach te wszystkie kroki zrobione na korcie, a potem na lotniskach, wspiął się na piętro, krzywiąc się pod nosem.

Po tym, jak zamknął za sobą drzwi pokoju, podszedł do francuskiego balkonu, spoglądając w kierunku uśpionej Etny. Dobrze było wreszcie znaleźć się między przyjaciółmi. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za nimi tęsknił.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki