Estrogen - Magda Stachula, Alicja Sinicka, Klaudia Muniak - ebook + audiobook + książka

Estrogen ebook i audiobook

Magda Stachula, Alicja Sinicka, , Muniak Klaudia

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Trzy bestsellerowe autorki emocjonujących thrillerów psychologicznych łączą siły we wspólnej powieści, która zmrozi krew w żyłach fanom gatunku. Magda Stachula, Alicja Sinicka i Klaudia Muniak stworzyły książkę, o której długo nie da się zapomnieć.

Nowobogacka rodzina Jurczyków pnie się po szczeblach drabiny społecznej w oszałamiającym tempie. Sieć ekskluzywnych restauracji wreszcie zaczyna przynosić niebagatelne zyski, co podnosi prestiż rodziny i otwiera przed nią nowe możliwości. Nic nie wskazuje na ciąg tragedii, które mają się wydarzyć…

Utalentowany kucharz i celebryta – duma rodziny – Michał Jurczyk nie pojawia się w odcinku na żywo kulinarnego show, który pokochała cała Polska. Na puste miejsce w jury spoglądają one: Daria, Patrycja i Michalina. Kobiety kochające go do szaleństwa. Kobiety tak samo go nienawidzące. Narzeczona planująca ślub, porzucona była dziewczyna i – żyjąca wiecznie w cieniu brata – siostra bliźniaczka. Która z nich najbardziej pragnęła, żeby zniknął?

Tajemniczy i zaskakujący thriller, który pokazuje, jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią. Pozycja obowiązkowa dla fanów gatunku!

MARCEL MOSS

 

Trzy autorki, trzy bohaterki. Hormon estrogenu rządzi tą powieścią! Czytelnicy, miejcie się na baczności.

LESZEK KOŹMIŃSKI

blog.kryminalnapila.pl

 

To jest to! Inteligentny thriller, w którym jest wszystko, co lubię – silne,

zdeterminowane kobiety, przewrotne intrygi, rozgrywki w białych rękawiczkach.

Nie mogłam się oderwać.

MAGDALENA WITKIEWICZ

 

Magda Stachula, Alicja Sinicka i Klaudia Muniak to naprawdę niepowtarzalne trio.

Koncepcja powieści, którą napisały trzy autorki, wydała mi się interesująca, ale nie

spodziewałam się, że wyjdzie z tego coś tak dobrego i wciągającego. Z tej historii

bije siła kobiet, ale nie brakuje w niej również silnych męskich charakterów. Estrogen na pewno Was zaintryguje! Serdecznie polecam.

K.N. HANER

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 356

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 9 min

Lektor: Aneta Todorczuk

Oceny
3,9 (337 ocen)
132
91
75
34
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malwi68

Z braku laku…

Widząc na okładce nazwiska znanych i lubianych przeze mnie autorek thrillerów nie mogłam sobie odmówić przyjemności przeczytania ich wspólnej pracy. Spodziewałam się pokrętnych intryg, mylenia tropów, emocjonalnego rollercoastera, fabuły która mnie zaskoczy. Jednym słowem petardy. A co otrzymałam? Książkę z mało rozbudowaną akcją, opartą na słabym romansie, opisującą w kółko to samo. Fabuła trochę się rozkręca dopiero pod koniec książki, ale też nie ma w niej nic ciekawego, zaskakującego czy podnoszącego emocje.
30
beibb

Całkiem niezła

przewidywalna,akcja słaba, można przeczytać ale niekoniecznie wciągająca
20
ewagestwa

Z braku laku…

Bardzo słabo, spodziewałam się czegoś lepszego zwłaszcza po Pani Magdzie Stachuli, plaskie, płytkie postacie, długie, męczące i naciągane zakończenie
20
koteczka1990

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo dobra książka
20
SandraB2016

Dobrze spędzony czas

książka fajnie opowiedziana.Histotoria, która mogłaby wydarzyć się w życiu.
10

Popularność




Wydawca: NATALIA GOWIN
Redakcja: KATARZYNA WOJTAS
Korekta: AGNIESZKA LUBERADZKA/e-DYTOR, LENA MARCINIAK-CĄKŁA/Słowne Babki
Projekt okładki i stron tytułowych: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ.ART.DESIGN – www.panczakiewicz.pl
Zdjęcia na okładce: iStock
Skład i łamanie: JS Studio
Copyright © by Magdalena Stachula, Alicja Sinicka, Klaudia Kloc-Muniak 2022 Copyright © by Wydawnictwo Luna, imprint Wydawnictwa Marginesy 2022
Warszawa 2022 Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-67022-77-4
Wydawnictwo Luna Imprint Wydawnictwa Marginesy Sp. z o.o. ul. Mierosławskiego 11a 01-527 Warszawawww.wydawnictwoluna.plfacebook.com/wydawnictwolunainstagram.com/wydawnictwoluna
Konwersja:eLitera s.c.

Łatwo zatrzeć granice między prawdą a kłamstwem.Jeszcze łatwiej między miłością a nienawiścią.

Dla nas wszystkich,aby nigdy tych granic nie stracić z oczu.

Teraz

PATRYCJA

Wchodzę do domu i rzucam kluczyki na szafkę w przedpokoju. Jestem cała spocona, ubranie klei mi się do ciała. Szpilki uderzają głośno o marmurową posadzkę, gdy idę w stronę łazienki. Zrzucam je z nóg, nie mogąc uwierzyć, jak bardzo są brudne. Odkręcam wodę i myję ręce, pamiętając, by dokładnie wyszorować kciuki, skórę między palcami i nadgarstki. Wycieram dłonie w miękki, pachnący świeżością ręcznik z metką renomowanych producentów. Osiągnęłam wysoki status społeczny, stać mnie na wiele, ale jak widać, nie na miłość. Mówią, że tego nie da się kupić za pieniądze. Czyżby? A nie jest przypadkiem tak, że wszystko to tylko kwestia ceny?

Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze. Jak na cały dzień na nogach, i to w dodatku pełen niespodziewanych zwrotów akcji i ważnych zadań, którym stawiłam dzisiaj czoła, wyglądam bardzo dobrze. Spinam włosy leżącą na półce srebrną klamrą i wychodzę z łazienki. Aisha podnosi pyszczek, gdy wchodzę do salonu, przeciąga się i zeskakuje z kanapy.

Otwieram lodówkę i wsypuję kocią karmę do miseczki, kotka ociera się o moją nogę i zaczyna jeść. Wyjmuję butelkę wina i sięgam po kieliszek. Należy mi się łyk wytwornego trunku po ciężkim dniu. Wolałabym szampana, ale będę musiała się zadowolić zwykłym winem musującym. Upijam kilka łyków, bąbelki przyjemnie szczypią w język. Odstawiam kieliszek na stolik i idę do sypialni pozbyć się ubrań. 

Gdy po kilku minutach wracam do salonu przebrana w wygodny szlafrok, kotka z powrotem siedzi na kanapie i myje swoje futerko. 

– Jak ci minął dzień, Aisha? – pytam, sięgając do papierowej torby, z którą wróciłam do domu. – Sushi z najlepszej restauracji japońskiej w Krakowie, masz ochotę? – pytam, a ona wyciąga w zaciekawieniu pyszczek w moją stronę.

Zdejmuję plastikową pokrywę i wybieram największy kawałek łososia, kładę go na brzegu stołu. Aisha najpierw badawczo obwąchuje rybę, a potem ze smakiem konsumuje swoją porcję. 

To Michał wybrał imię dla naszej kotki. Zrobił to na przekór, wiedział, że nie cierpię tej piosenki, której refren Aisha, Aisha, ecoute moi, Aisha, Aisha non va pas doprowadzał mnie do szału. Zaczął tak na nią wołać i o dziwo, ona właśnie na to imię reagowała. Próbowałam używać zgrabniejszych i przyjemniejszych nazw, jak Beza, Lotka czy Mrusia, ale nie reagowała na żadne z nich. Jak widać najbardziej polubiła Aishę. A może do gustu przypadł jej delikatny i melodyjny głos Michała? Zawsze bardziej go lubiła, czułam to i nawet byłam o to zazdrosna. Uwielbiała kłaść się na nim, wtulać pyszczek w jego szyję, a potem przez cały dzień pachniała jego perfumami. Nie raz odnosiłam wrażenie, że częściej i chętniej mój facet sypia z nią niż ze mną. Nawet powiedziałam mu o tym.

– Pati. – Zaśmiał się. – Jesteś zazdrosna o kota?

Nie o to chodziło, po prostu czułam, że poświęca mi za mało czasu i uwagi. Przeczył, zapewniając, że jestem przewrażliwiona, ale jak widać, intuicja mnie nie myliła. Kilka miesięcy później odszedł do innej, zostawiając mnie i Aishę. 

– Chcesz jeszcze rybki? – pytam, sadowiąc się obok kotki na kanapie.

Wybieram kolejny kawałek łososia i kładę na brzegu stołu. Nie było mnie trzy dni w domu, Aisha często zostaje sama, wsypuję jej więcej suchej karmy, potrafi bez problemu wytrzymać kilka dni bez opieki. Jest małą dzikuską, ale wiem, że mnie lubi i cieszy się, gdy wracam. Może nie darzy mnie takim oddaniem jak Michała, ale nie umiemy już żyć bez siebie. Co więcej, mamy tylko siebie.

– Widziałam się z nim – mówię, chwytając patyczkami sushimaka. – Z twoim panem – dodaję, przeżuwając surowy kawałek tuńczyka.

Aisha oblizuje pyszczek i w skupieniu śledzi każdy mój ruch. 

– Nie zapytasz, co u niego? – Śmieję się, upijając kolejny łyk wina. 

Do czego to doszło, jem wspólne kolacje z kotem i w dodatku z nim rozmawiam.

– A wybacz, zapomniałam, że cię porzucił – dodaję, jeszcze głośniej się śmiejąc. – Ale nie jesteś w tym sama, poza tym nie ty pierwsza i nie ostatnia, tacy są faceci, nie przejmuj się.

Kotka przygląda mi się, a ja wiem, że nie powinnam mieszać środków uspokajających z alkoholem. Co prawda, te pierwsze zażyłam jeszcze przed wyjazdem z Krakowa, ale mimo wszystko to nie jest najlepsza kompozycja. 

– Przystojny, ale łajdak – podsumowuję. – Tacy są najgorsi. Rozkocha i porzuci – dodaję, wypijając zawartość kieliszka do dna. – Wiem, nie warto o nim myśleć – mówię, maczając nigiri w sosie sojowym. – Ale żeby to było takie proste. – Wzdycham, nakładając na moją porcję kawałek marynowanego imbiru. – Dobra, wiem. – Przeżuwam. – Przynudzam i nie będę już piła – obiecuję, salutując w stronę kotki. – Słowo harcerza. 

Wbrew obietnicy nalewam do kieliszka wina, kotka wciąż nie spuszcza ze mnie oczu.

– Wiem, wiem, obiecałam. – Śmieję się. – Ale naprawdę nie chce mi się wstawać i iść po wodę. Gdybyś była tak miła i przyniosła mi butelkę mineralnej z sypialni. – Znów się śmieję i upijam kolejny łyk wina. – To już ostatni i idziemy grzecznie spać. – Odstawiam kieliszek na stół i sięgam ręką w stronę Aishy. 

Gładzę ją po grzbiecie, kotka mruży oczy.

– Ten dzień mnie wykończył, co innego ty, leżałaś, przewracając się z boku na bok. Szczęściara z ciebie! 

Aisha przeciąga się i układa w rogalik na poduszce, tyłem do mnie. Najwidoczniej znudził ją mój monolog. 

– Dobra, już dobra, możesz spać, włączę telewizję. Dość rozczulania się nad sobą, gdy wypiję, włącza mi się program utyskiwania, na wszystko i na wszystkich dookoła, ale już się zamykam.

Upijam łyk wina i sięgam po leżącego na stole pilota. Przeskakuję po kanałach, pomijając te, które właśnie skupiają się na autopromocji lub wciskaniu telewidzom tego, za co zapłacił im reklamodawca. Może jakiś serial kryminalny? Przy nich dobrze mi się zasypia. Michał zawsze się z tego śmiał. Mówił, że jestem jedyną znaną mu osobą, której kino akcji wprowadza mózg w fale alfa. To nie do końca prawda, nie zawsze spałam, a nawet jeśli, to śniły mi się te wszystkie krwawe, mordercze sceny. Przerzucam na kanał kulinarny, trwa właśnie program z udziałem znanych szefów kuchni i kandydatów na ich miejsce w przyszłości. Jeden z uczestników przygotowuje pokazowy posiłek trzydaniowy, skupiając się w tej chwili na deserze. Program jest na żywo, w ostatnim czasie powstało mnóstwo podobnych produkcji. Polacy zaczęli gotować i zdrowo jeść. Nie wszyscy, rzecz jasna. Operator robi zbliżenie na lożę jury, jedno miejsce jest puste, środkowe, najważniejsze, należące do głównego jurora.

Prostuję się, tydzień temu też oglądałam ten program, myślałam, że jest w piątek, a nie w sobotę. Przez ten kilkudniowy wyjazd z domu, wszystko mi się pomieszało. A może dzisiaj jest już sobota? Jestem zmęczona i zaczyna boleć mnie głowa. Pocieram palcami skronie, ale ból nie mija. Niepotrzebnie mieszałam leki z alkoholem. Program się kończy i po bloku reklam nadchodzi czas na wieczorny serwis informacyjny. Na ekranie pojawia się twarz popularnego dziennikarza. 

– Komunikat z ostatniej chwili – mówi. – Policja prosi o pomoc w odnalezieniu Michała Jurczyka, znanego krakowskiego restauratora, członka jury programu kulinarnego, trendsettera smaków. Dzisiaj po południu narzeczona zgłosiła jego zaginięcie.

Na ekranie pojawia się twarz poszukiwanego, jestem wstrząśnięta, to zdjęcie mojego autorstwa, to ja je robiłam. Aisha także podnosi się z miejsca, wpatruje się w ekran telewizora i nie mam wątpliwości, że rozpoznała swojego pana. 

– Wszyscy, którzy mieli z poszukiwanym jakikolwiek kontakt w ostatnich dniach i mogą pomóc w prowadzonym śledztwie, proszeni są o pilne zgłoszenie się do policji. Michał Jurczyk miał się dzisiaj pojawić w programie na żywo, nie zgłosił swojej nieobecności, ostatni kontakt z zaginionym miał miejsce wczoraj w godzinach przedpołudniowych...

Kolejne słowa do mnie nie docierają, wyobrażam sobie jego zrozpaczoną narzeczoną i na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Niech zobaczy, jak to dobrze być porzuconą. Stracić kogoś z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia. 

– Karma wraca – mówię cicho i upijam kolejny łyk wina.

MICHALINA

Kolacja jest prawie gotowa. Stek wołowy odpoczywa, chipsy ziemniaczane i szparagi czekają na wyłożenie na talerz, a do warzywnego sosu pozostało mi jedynie dodać odrobinę zimnego masła, aby go nieco zagęścić. Kosztuję sosu. Wyraźnie wyczuwam w nim seler i szalotkę, których smak przyjemnie przełamuje kwasowość malin. Próbuję ponownie, aby głębiej poczuć jego walory – dziś sos podlałam nowym winem z Zakątka. Trunek dodał mu posmaku cierpkości, ale właśnie tego oczekiwałam.

– Idealnie – mruczę pod nosem, odkładając szpatułkę.

Chwilę później danie ląduje na talerzach. Przyglądam się jego ułożeniu krytycznym okiem. Pewnie Michał dopatrzyłby się jakiegoś mankamentu, ale dla mnie kolacja wygląda perfekcyjnie właśnie przez swoją niedoskonałość. Każdy z czterech talerzy prezentuje się nieco inaczej, choć od razu widać, że zawiera to samo danie, przygotowane tą samą ręką. Cenię to sobie – delikatną odmienność, która pozwala odczuć osobie kosztującej potrawy, że została przygotowana właśnie dla niej.

Poza tym Michała nie będzie dziś na kolacji.

Rozlewam Bordową Fredonię – wino, na którego bazie przyrządziłam dzisiejszy sos do mięsa – do wypolerowanych na błysk lampek. Także czterech. To, że Michała nie będzie, nie ma znaczenia. Zawsze przygotowuję porcję również dla niego i nie mam zamiaru zmieniać tego przyzwyczajenia.

Kiedy trunek wpada do lampki i obija się o cienkie szkło, podziwiam jego intensywną barwę. Od początku czułam, że wykorzystanie amerykańskiej odmiany winogron, od której zresztą pochodzi nazwa powstałego wina, będzie strzałem w dziesiątkę. Średnioplennna roślina nie wydawała się dobrym wyborem do produkcji wina, jednak kiedy tylko skosztowałam jej dużych, mocno fioletowych, chyba nawet wpadających w granat owoców, wiedziałam, że będzie z nich fantastyczne wino. Nie pomyliłam się, choć muszę przyznać, że produkcja – tak jak mnie przestrzegano – rzeczywiście jest kosztowna. Fredonia pięknie rośnie i najchętniej jest wykorzystywana jako krzew dekoracyjny, nie daje przy tym dużych plonów. Cóż, dobre produkty mają swoją cenę. A mój Zakątek oferuje tylko takie – najlepsze wyroby.

Wszystko jest gotowe, pora zawołać mamę i tatę. Tak, ciągle mieszkam z rodzicami, nie było sensu opuszczać ogromnego domu, w którym dorastałam. Jest w nim wystarczająco dużo miejsca. A odkąd wyprowadził się Michał, zrobiło się tu jeszcze więcej przestrzeni.

Wycieram dłonie w ścierkę i wychodzę z kuchni. Kieruję się prosto na piętro. Mama pewnie pracuje w swoim gabinecie, a tata w swoim. Pomimo iż oboje są już w wieku emerytalnym, wciąż pozostają czynni zawodowo i nic nie wskazuje na to, aby szybko mieli spocząć na laurach. Czasem się zastanawiam, czy nadal tak wiele w nich pasji, czy są po prostu zwykłymi pracoholikami, którzy – oślepieni zyskami – zatracili wszelkie granice.

Unoszę dłoń, aby zapukać do drzwi gabinetu mamy, kiedy nagle otwierają się one z impetem. Zupełnie się tego nie spodziewając, podskakuję, a w progu pojawia się mama. Jest blada i rozdygotana, jedną rękę przyciska do mostka, jakby nie mogła złapać tchu.

Zawał, myślę, czując, jak mnie również gwałtownie przyspiesza puls. Cholera, tyle razy prosiłam, by rzuciła papierosy! Kto w dzisiejszych czasach jeszcze pali? No dobrze, przesadzam, ale przecież nie jest pierwszej młodości, a problemy z nadciśnieniem, z którymi się od kilku lat boryka, powinny dać jej do myślenia. Niestety, czasem z rodzicami bywa trudno. Z moimi szczególnie.

– Michał zaginął – wysapuje mama, jeszcze mocniej przyciskając rękę do piersi.

Wpatruję się w nią jak oniemiała. Zupełnie nie wiem, jak mam skomentować jej słowa.

– Dzwoniła Daria – ciągnie z urywanym oddechem. – Zgłosiła to już na policję.

– Na policję?! – wymyka mi się z ust.

– Nie ma go od dwóch dni!

Na te słowa zaciskam prawą dłoń w pięść. Niemal odruchowo palcem wskazującym przejeżdżam po skórce przy kciuku. Wyczuwam przy niej pewną nierówność, która nagle zaczyna mi bardzo przeszkadzać.

– Jezu, Michał zaginął! – Z pokoju obok wyskakuje tata. W przeciwieństwie do mamy ma zaczerwienione policzki, zupełnie jakby chwilę temu wypił coś mocniejszego. – Mówili właśnie w telewizji. Miał dziś wystąpić w tym programie na żywo, nie pojawił się!

– Skąd już wiedzą, że zaginął? – wtrąca się mama. – Daria dopiero dzwoniła!

– Dzwoniła?! Co się stało? – Tata chce wiedzieć.

– Michał nie wrócił wczoraj na noc do domu. Daria nie zrobiła z tego afery, ale rano też nie dał znaku życia, więc poszła z tym na policję!

– I nic nam wcześniej nie powiedziała? – burzy się tata, a ja stoję między nimi, coraz mocniej zaciskając prawą dłoń. Bardziej natarczywie macam też skórę przy kciuku. Dziwna nierówność przy niej zaczyna mnie zwyczajnie wkurwiać. Mam ochotę jak najszybciej się dowiedzieć, czym ona jest, ale nie mogę oderwać wzroku od rodziców. Strzelam oczami to na mamę, to na tatę, zastanawiając się, jak poradzą sobie z tą tragiczną sytuacją. Oboje jesteśmy ich dziećmi – ja i Michał. Jednak to Michał zawsze był ich oczkiem w głowie.

– Dzwoniła wczoraj wieczorem do mnie – wyznaje mama. – Pytała o Michała. Chciała sprawdzić, czy go przypadkiem u nas nie ma. Nie sądziłam, że... – urywa w pół zdania. Zauważam, że wargi drżą jej niespokojnie, zupełnie jakby właśnie dotarło do niej, że być może zbagatelizowała coś ważnego.

Przez chwilę panuje cisza, podczas której taksujemy się wzajemnie niepewnymi spojrzeniami.

– Michał lubi zabalować... – szepcze mama. – To, że przez jeden wieczór nie odbierał telefonów od Darii, nie musiało oznaczać niczego złego... Zdarzały się już przecież takie sytuacje...

Odnoszę wrażenie, że mama chce się usprawiedliwić przed samą sobą. Wszyscy doskonale wiemy, jaki jest Michał, i nie musi nam tego przypominać.

– No dobra, ale mogła od razu nas powiadomić, że zamierza zgłosić jego zaginięcie na policję! – piekli się tata. Wymachuje przy tym ze zdenerwowania rękoma. – Do cholery, w telewizji już o tym trąbią, a my się dopiero dowiadujemy!

– Podejrzewam, że była zbyt przejęta tym wszystkim. Każdy by był. – Mama bez zająknięcia staje w obronie Darii. – A wiesz, że nasz Michaś jest popularny i bardzo lubiany. Paparazzi nieustannie go obserwują, pewnie chodzą też za Darią.

– Pieprzone pismaki! – bulwersuje się dalej tata. – Żyć spokojnie nie pozwolą. Jak pojechali do Trójmiasta, wtedy co się zaręczyli, tabloidy zaraz na drugi dzień o tym pisały! Skąd oni to wszystko od razu wiedzą?

Wycofuję się, kiedy rozmowa rodziców schodzi na boczne tory. Wracam na dół, szybko przemykam przez hol i jeszcze szybciej wpadam do kuchni. Natychmiast podchodzę do zlewu i odkręcam kran. Tryska z niego tak silny strumień wody, że aż mnie ochlapuje. Nie przejmuję się tym, tylko przyglądam się skórce przy kciuku. Okazuje się, że nierówność, która mi tak bardzo przeszkadza, to krew. Zaschnięta i wcale nie jest jej dużo, ale... Jest.

Wsuwam dłonie pod kran. Płynąca z niego woda jest gorąca. Parzy mi skórę. Sycząc z bólu, cofam dłonie i reguluję jej temperaturę, a później dokładnie czyszczę palce, zwłaszcza koło skórek. Metodycznie, jeden po drugim, a potem od nowa.

– Miśka, co się stało? – Głos mamy wydobywa mnie ze swoistego transu. – Miśka? Słyszysz mnie?

– Myję ręce – odpowiadam, uświadamiając sobie, że już dawno są one czyste. – Kroiłam wołowinę do kolacji i nie wyczyściłam ich dokładnie. – Wreszcie wysuwam dłonie spod strumienia i zakręcam wodę. Sięgam po ścierkę i odwracam się w kierunku mamy.

– Pięknie... – mówi, wpatrując się w zastawiony stół. – Jak zawsze... – dodaje przyciszonym tonem. – Michał byłby zachwycony.

Zaciskam mocno zęby. Jest jak zwykle – chwalą mnie, ale to Michał pozostaje w centrum uwagi.

– Przepraszam cię, córeczko... – Mama smutno kręci głową. – Ale w tej chwili nie dam rady nic przełknąć.

– Domyślam się – komentuję krótko, na co mama pociąga nosem, a potem podchodzi do miejsca, które zawsze zajmuje Michał, kiedy wpada na rodzinny obiad czy kolację. Gładzi palcami blat stołu tuż przy talerzu, z którego jadłby posiłek, gdyby się dziś na nim pojawił, a ja znów zaciskam prawą dłoń w pięść. 

DARIA

Patrzę w telewizor z zapartym tchem, czekam na moment, kiedy w kadrze pojawi się jury. Na razie przemawia prowadzący. Właśnie wita się z widzami, potem zmierza w kierunku sędziów. Kamera podąża za nim, ukazuje jego szerokie plecy opięte chabrowym wełnianym swetrem. Nigdy dotąd nie zwracałam uwagi na takie szczegóły, ale dziś odbieram wszystko inaczej.

Prowadzący dociera do jury. Czarny hoker, na którym zazwyczaj siedział Michał, jest pusty. Przeszywa mnie dreszcz. W tym widoku jest coś druzgocąco ostatecznego. Choć dziś rano zgłosiłam jego zaginięcie na policji, teraz fakt, że zniknął, uderza we mnie ze zdwojoną siłą. 

Poduszka hokera obita jest skórzanym materiałem, dotąd nie zdawałam sobie z tego sprawy. Zawsze wszystkie trzy miejsca były zajęte. Michał siedział pośrodku ze stopami opartymi na dolnym szczebelku. Jego dłonie spoczywały swobodnie na udach. Prawy nadgarstek otaczało kilka ciemnych rzemyków. 

Prowadzący z uśmiechem na twarzy mówi, że go nie będzie. Coś o tym, że czasem mniej oznacza więcej. Kamil z jury żartuje, że więcej przekąsek dla nich. Za tydzień Michał nadrobi. Przecież wiedzą, że zniknął. Najwyraźniej nie chcą psuć atmosfery. W końcu to pogram rozrywkowy, a nie informacyjny. 

Do oczu napływają mi łzy. Dotąd nie uroniłam ani jednej. Byłam zwarta i skupiona. Koncentrowałam się na kolejnych krokach, jakie należy podjąć. Dzwoniłam do niego siedem razy, pisałam wiadomości. Skontaktowałam się z jego mamą, była zaskoczona. Rano pojechałam na komisariat.

Najbardziej niepokoi mnie to, że ten młody policjant o bystrych niebieskich oczach z takim zapałem pytał o nasze prywatne życie. Jakby podejrzewał, że maczałam palce w zniknięciu Michała. Zarzucam sobie, że powiedziałam mundurowemu o naszej kłótni, która miała miejsce tuż przed tym, gdy widziałam go po raz ostatni. To było niepotrzebne. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tym samym skierowałam światła jupiterów na siebie. Mam nadzieję, że przesadzam. 

Mama mówi, że powinnam myśleć pozytywnie, ale ona przecież nie wie wszystkiego. Pojechałam do rodziców od razu po wyjściu z komisariatu. Chciałam tam odzyskać równowagę i choć spędziłam u nich cały dzień, wciąż jestem kłębkiem nerwów. Za każdym razem, gdy dzwoni mój smartfon, napinam się jak struna i spoglądam na wyświetlacz. Chyba najbardziej się obawiam, że zadzwonią do mnie policjanci z hiobowymi wieściami.

Do moich uszu dociera dźwięk dzwonka. Ruszam pędem w kierunku smartfona, który brzęczy na komodzie w holu. To Michalina. 

– Halo. 

– Michał zaginął – zaczyna bez wstępu.

– Tak, chwilę temu rozmawiałam z waszą mamą – odpowiadam.

– Najpierw zgłosiłaś to na policję, a dopiero potem nam o tym mówisz?!

– Wybacz, nie miałam do tego głowy. Wyjechałam z komisariatu przed południem. Cały dzień spędziłam u rodziców. Jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów.

– To nie zabawa, Daria. 

– Zdaję sobie z tego sprawę. – Wzdycham do słuchawki, wspominając ciemne, przenikliwe oczy Michaliny, niemal identyczne z oczami Michała. 

Zadzwoniłam wczoraj wieczorem do ich mamy i zapytałam, czy Michał był w rodzinnym domu. Zaprzeczyła. W jej głosie od razu wyczułam drżenie. Nie chciałam siać paniki. Powiedziałam tylko, że nie mogę się do niego dodzwonić, ale możliwe, że padł mu telefon. Ładowarka samochodowa została w domu. Liczyłam na to, że wróci w nocy, pocałuje mnie w policzek, powie: „Przepraszam, ale impreza się przedłużyła”. W przeszłości zdarzały mu się takie krótkie „zniknięcia”. Gdy jednak rano obudziłam się sama w łóżku, doszłam do wniosku, że muszę coś z tym zrobić. 

– Kiedy widziałaś go po raz ostatni?

W tonie Michaliny wybrzmiewają oskarżycielskie nuty. 

– Przedwczoraj – odpowiadam ostrożnie, wspominając jego wymachy rękami i błyszczące oczy, kiedy mówił, że potrzebuje trochę przestrzeni.

Jej o naszej kłótni nie powiem. Czuję, że chwyci się tego faktu jak koła ratunkowego na otwartym morzu. Słyszę po jej głosie, że tonie w chaosie mrocznych przypuszczeń. Analizuje, co mogło się stać z jej ukochanym bratem.

Nie podam jej siebie na tacy.

– Powinnaś nam powiedzieć dużo szybciej. Mieliśmy prawo wiedzieć – cedzi przez zęby.

– Przecież znasz go – odpowiadam – lubi imprezować. Tym razem jednak nie mogłam się do niego dodzwonić.

– Michał zawsze odbiera telefony – wchodzi mi w słowo. – Przynajmniej te ode mnie. Gdybyś nam powiedziała wcześniej, może inaczej by się to wszystko skończyło. A dziś? Co my teraz możemy zrobić? Jedno wielkie nic! Co mówiła policja?

– Ode mnie też zawsze odbiera. – Z dziwnych względów sprostowanie tej informacji jest dla mnie teraz najważniejsze. – Policja mówiła, że spróbują się skontaktować z jego znajomymi w Warszawie. Ja nie mogłam się do nich dodzwonić. Jeśli to nic nie da, planują nagłośnić sprawę. 

– Nagłośnić sprawę – powtarza szeptem, po czym zapada między nami cisza. 

Po chwili słyszę, jak ktoś w telewizji wymawia jego imię i nazwisko. Niemożliwe, że to już. Przez moment mam wrażenie, że śnię, że zaraz się obudzę, bo wszystko, co się dzieje od wczoraj w moim życiu, graniczy z absurdem. 

Wracam do salonu szybkim krokiem i widzę roześmianą twarz mojego narzeczonego wypełniającą ekran telewizora. Nie znam tego zdjęcia. Nie mam pojęcia, skąd je wzięli. Nie prosili mnie o żadną fotografię, jest osobą publiczną. Widocznie znaleźli coś w internecie.

Przykładam drżącą dłoń do ust. 

– Widzisz to samo co ja? – pytam. – Włącz Polsat.

Michalina nic nie odpowiada. W tle słyszę jednak skrzypienie zawiasów, jakieś kroki na schodach. Po chwili dociera do mnie echo komunikatu o jego zaginięciu, który płynie z mojego telewizora. 

– To jakiś koszmar – mówi.

– Wiem. 

Nasza kłótnia natychmiast schodzi na dalszy plan. Przez moment solidaryzujemy się w obliczu tego, co się stało. 

– Kończę, bo mama zaraz mi zejdzie na zawał.

– Jasne. 

– Daj znać, jeśli się dowiesz czegokolwiek. 

– Oczywiście – odpowiadam, próbując brzmieć tak pewnie, jak to tylko możliwe.

Rozłączamy się bez pożegnania. Osuwam się na kanapę. Komunikat o zaginięciu Michała ustępuje miejsca reklamie banku. Wyłączam telewizor. W tym momencie wszystko, co nie jest związane z moim narzeczonym, mnie drażni. 

Próbuję zapanować nad napływem niechcianych myśli. Czuję, że od tej chwili wszystko w moim życiu diametralnie się zmieni. Nic nie będzie już takie jak dawniej. 

Idę pod prysznic. Myję się żelem Michała, po policzkach płyną mi łzy. 

– Dlaczego jesteś takim draniem? – szepczę do siebie. – Jak mogłeś mi to zrobić?

Owinięta ręcznikiem przechodzę do kuchni. W lodówce wciąż tkwi przygotowane przez niego risotto z cukinii. Jeszcze się nada – myślę, wmuszając w siebie kilka kęsów. 

Nieco silniejsza wracam do salonu i sięgam po laptopa. Wchodzę do internetu i zaczynam szukać zdjęcia, którym posłużyła się policja. W sieci pojawiła się już pierwsza wzmianka o tajemniczym zniknięciu jurora z kulinarnego programu rozrywkowego. Moim oczom znowu ukazuje się ta fotografia. Tym razem jednak widzę ją w całej okazałości i czuję dobrze mi znane mrowienie w klatce piersiowej. Pojawia się za każdym razem, gdy widzę jej oprawiony czerwienią biały uśmiech. W telewizji pokazano tylko część tego zdjęcia, a dokładnie selfie, na którym Michał ściska się ze swoją byłą dziewczyną, Patrycją. 

Zerwali ze sobą w zeszłym roku. Czemu policja wybrała właśnie to zdjęcie? W sieci jest pełno fotografii ze mną. Zaciskam usta tak mocno, że czuję ból w szczęce. Wtem słyszę pisk samochodowych opon dobiegający z dworu. Podrywam się z kanapy i biegnę do okna, ściskając na piersiach ręcznik. Widzę ciemne, opływowe auto przejeżdżające obok mojego domu. Mknie w kierunku głównej drogi. To oczywiście może nic nie znaczyć, ale dobrze wiem, że podobnym jeździ szanowna pani Patrycja. 

Miesiąc wcześniej

PATRYCJA

Dzień dobry, pani Patrycjo, dzwonił mecenas Jeżycki, prosił o wyrozumiałość, spóźni się o kwadrans. – Młoda recepcjonistka podrywa się z miejsca, gdy wchodzę przez główne wejście.

– Dzień dobry – mówię spokojnie, strzepując parasol. – W takim razie proszę uprzedzić wszystkich o przesunięciu spotkania o piętnaście minut – zlecam. – Jakaś poczta?

– Wszystko położyłam w pani gabinecie – wyjaśnia.

– Dziękuję.

Odkładam parasol do specjalnego stojaka i ruszam długim korytarzem w stronę biura.

Zawodowo czuję się spełniona. To jedna, a właściwie jedyna dziedzina życia, w której osiągnęłam sukces. Jestem właścicielką trzech restauracji i dwóch hoteli. Chociaż hotele to za wiele powiedziane, raczej obiektów z domkami w górach. Jedna z restauracji znajduje się w Krakowie, jest najmniejsza, ale klimatyczna. Dwie pozostałe w górach, w Gorcach, Willa z Widokiem na Turbacz w Obidowej i Zaczarowana Oberża w Porębie Wielkiej, gdzie znajduje się też biuro, a ostatnie piętro budynku to mój prywatny apartament. Do wszystkiego doszłam sama, właściwie razem z Michałem, wzięliśmy wspólny kredyt, najpierw na zakup działki, a potem budowę. Zrobiłam to, żeby przypodobać się Jurczykom, podświadomie chciałam im pokazać, że też potrafię zbudować od zera swój biznes i z głową go rozwijać. Mieliśmy mnóstwo planów i marzeń, prześcigaliśmy się w pomysłach na aranżację wnętrz i rozwój naszych lokali. A potem on odszedł i zostałam ze wszystkim sama. Co prawda, Michał nadal jest współwłaścicielem, ale całe zarządzanie jest na mojej głowie, on nie tylko odpłynął w ramiona nowej kobiety, lecz także zaczął robić karierę w show-biznesie. Nie pora do tego wracać, upominam siebie w myślach.

Wchodzę do gabinetu, w środku pachnie moim ulubionym odświeżaczem powietrza, delikatnym i uwodzicielskim Japan Tatami. To jedna z wielu moich słabości i umiłowań Kraju Kwitnącej Wiśni. Odwieszam płaszcz, staję przed lustrem i poprawiam włosy. Za chwilę wszyscy tu będą, Michał, prawnik, księgowa. W końcu wychodzimy na prostą, restauracje dobrze prosperują, na brak klientów w domkach nie możemy narzekać, to nasze półroczne spotkanie sprawozdawcze, podsumowania i plany na przyszłość. 

Nie widziałam się z Michałem od ponad miesiąca i to chyba najdłuższa przerwa, jaka nam się zdarzyła, odkąd zostaliśmy parą pięć lat temu. Gdyby kiedyś ktoś mi powiedział, że tyle bez niego wytrzymam, nie uwierzyłabym. Był moim powietrzem, niewątpliwie usycham bez niego, ale mimo wszystko jakoś żyję. Czasem nienawidzę siebie, że nie umiem ruszyć do przodu, związać się z kimś nowym, zacząć budować swojego życia bez niego. Nie potrafię się pogodzić z tym, że ma dziewczynę, że to z nią spędza każdą wolną chwilę, że zamienił mnie na inną. Poza tym mam wrażenie, że nie do końca jest pewien swojej decyzji. Może wstyd mu się przyznać, że popełnił błąd, rzadko kiedy facet potrafi przyznać się do własnej pomyłki. Między nimi ewidentnie coś nie gra, jestem tego pewna, czuję, że on coś przed nią ukrywa, może zdążył już wplątać się w nowy, kolejny związek? A może chodzi o mnie i istnieją ogromne, realne szanse, żeby go odzyskać?

Podchodzę do lustra i poprawiam włosy, za chwilę go zobaczę i muszę wyglądać jak milion dolarów. Oddycham głęboko, przejeżdżam błyszczykiem po ustach i siadam za biurkiem. 

Otwieram laptopa, przyjemny dźwięk uruchomienia komputera nastawia mnie na tryb: gotowa do pracy. W skrzynce służbowej jest kilka pytań o rezerwację, przesyłam je do mojej asystentki. Umiem dzielić pracę pomiędzy moich podwładnych, ale wszystko musi najpierw przechodzić przeze mnie. Chcę mieć pełną kontrolę nad moim biznesem, a poza tym nie ufam ludziom. Zbyt wiele razy się na nich zawiodłam, więc nie ryzykuję. Odczytuję maila od banku, w którym informują o nowym harmonogramie spłaty kredytu, dodając, że oryginał wysłali pocztą. Świetnie, zajmiemy się tym dziś na naszej naradzie, już od dawna myślałam, aby nadpłacić część kredytu, zobaczymy, co powiedzą na ten temat mecenas Jeżycki, Michał i księgowa.

Sięgam ręką do stosu listów, które Sylwia zostawiła na rogu biurka, aby sprawdzić szczegółowy harmonogram spłat, gdy nagle zamieram. W pierwszej chwili wyrzucam korespondencję z ręki, jakby mnie oparzyła. Zamykam laptop i ponownie sięgam po plik rozrzuconych na biurku listów. Oprócz obfitej korespondencji służbowej w kopertach z logo różnych firm i instytucji dostrzegam coś wyjątkowego.

Koperta z papieru czerpanego w kolorze écru. Zawartość żołądka podchodzi mi do gardła. Zamykam oczy i przeczekuję łupanie w głowie. Wiem, co to jest. Mimo że nie otworzyłam przesyłki, bez problemu domyślam się, co jest w środku. Co za brak taktu! Cóż za bezczelność!

Trzęsącymi się rękoma otwieram list i wyjmuję ze środka kartkę w takim samym delikatnym kolorze pereł, z wąską wstążeczką zawiązaną w równą i staranną kokardę na środku. Chwytam za jeden z końców i rozwiązuję supełek. Serce wali mi z zawrotną prędkością, gdy rozkładam kartkę i wczytuję się w wiadomość. 

Daria Korzęcka i Michał Jurczyk

z radością zapraszają

Sz. P. Patrycję Wierzbicką wraz z osobą towarzyszącą

na uroczystość zaślubin,

która odbędzie się w niedzielę 19 sierpnia o godzinie 16.00

w Krakowie w kościele pw. Świętego Józefa,

a po ślubie spotykamy się na przyjęciu

w restauracji Smaki Lata

na krakowskim Podgórzu.

– W mojej restauracji! – Rzucam kartką przed siebie. – Niech ją jasna cholera!

Jestem wstrząśnięta, dosłownie brak mi tchu. Jak ta suka śmiała mnie zaprosić na ślub z moim narzeczonym do mojej restauracji?! Nie brak jej tupetu, bo że zrobiła to ona, nie mam co do tego wątpliwości. Nie daruję jej tego. Pożałuje, że w ogóle ten pomysł zrodził się w jej głowie.

Niespodziewanie dzwoni telefon na moim biurku, aż podskakuję. Nie odbieram i po chwili pokój wypełnia aksamitny głos mojej sekretarki:

– Pani Patrycjo, przyszła już pani Maria. – Ma na myśli naszą księgową. – Czy może już wejść?

– Niech poczeka – mówię, z trudem utrzymując spokojny ton. – Mam ważny telefon na drugiej linii. Dam znać, jak skończę.

Sekretarka rozłącza się, a ja opadam na fotel. Kręci mi się w głowie. Nie dość, że go mi ukradła, to jeszcze chce mnie upokorzyć przed wszystkimi znajomymi i całą rodziną Jurczyków. Nie sądziłam, że ich związek jest tak zaawansowany, byliśmy parą przez cztery lata, a potem rok trwało nasze narzeczeństwo. Mimo wszystko nie ustaliliśmy daty ślubu, rozmowy sprowadzały się do nieokreślonych w przyszłości planów. Nic na serio, nic konkretnego, a tu proszę, ślub. Czy to możliwe, że ona jest w ciąży? Michał nie chciał mieć dzieci, zawsze powtarzał, że nie jest na nie gotowy i długo nie będzie. Zmienił zdanie czy może ta suka postanowiła złapać go na dziecko?

Muszę zapanować nad sobą, bo za chwilę wszyscy tu będą. Ukrywam twarz w dłoniach i staram się uspokoić wewnętrzne rozdygotanie. Nie mogę po sobie pokazać, że wiem o ślubie, muszę zachować zimną krew. Otwieram szufladę i ręką zsuwam do środka całą korespondencję. Wstaję i nerwowo chodzę po pokoju. Uchylam okno, nadal siąpi deszcz, oddycham głęboko kilka razy. Muszę zachować stoicki spokój, przebrnąć przez spotkanie, jakbym o niczym nie wiedziała, jakby nic się nie zmieniło. Ciekawa jestem, czy Michał dziś o tym wspomni. Czy przyzna się, że właśnie planuje się ożenić? I jak w ogóle przyszło jej do głowy, aby zapraszać byłą swojego narzeczonego na ślub? Muszę zadzwonić do Michaliny i dowiedzieć się, co wie na ten temat. Wracam do biurka i wyjmuję telefon z torebki. Rodzona siostra Michała, tak samo jak ja, nie znosi tej całej Darii. Jak dobrze, że mam sprzymierzeńca w jej osobie. Wybieram numer przyjaciółki i nerwowo podrygując nogą, czekam, aż odbierze połączenie.

MICHALINA

Zakątek to bezapelacyjnie moje ulubione miejsce w Krakowie. Pewnie w dużej mierze dlatego, że jestem jego właścicielką i w powstanie lokalu włożyłam całe serce. Powołanie go do życia kosztowało mnie także mnóstwo wysiłku. Aby rozkręcić interes, musiałam wziąć spory kredyt inwestycyjny. Rodzice wspierali mnie w tym przedsięwzięciu, ale wtedy jeszcze nie byli w stanie wyłożyć gotówki potrzebnej mi na start. Sami kończyli spłacać kilka ostatnich pożyczek, które zaciągnęli lata temu, żeby kwitnąca teraz sieć ich restauracji mogła w ogóle powstać. Dzięki ich poświęceniu i ciężkiej pracy udało się. Osiągnęli niekwestionowany sukces w branży.

Mnie też się poszczęściło. Zakątek cieszy się dużą popularnością i stale rosnącym zainteresowaniem. Jego największym atutem jest własnej produkcji wino – szczodrze doceniane przez smakoszy. Zaskarbiło sobie również uznanie elit i bywa zamawiane na ważne uroczystości. Ostatnio Czerwoną Cascadą częstowano gości podczas przyjęcia promującego najnowszy film w reżyserii Juliusza Machulskiego. Zdarzało się, że trunki z Zakątka trafiały także na poselskie stoły. Celebryci również się w nim rozsmakowali, Wojnarowska niemal na każdej organizowanej przez siebie imprezie upija się właśnie moim winem.

– Bardzo proszę, szefowo. – Kelner stawia przede mną talerz. Figa zapiekana z serem roquefort pod szynką parmeńską wygląda rewelacyjnie. Po chwili do moich nozdrzy dociera także jej obłędny zapach.

Zakątek, oprócz win, oferuje przekąski, które idealnie pasują do serwowanych tu trunków. Wszystkie przygotowywane są przez szefa kuchni według moich autorskich przepisów.

– Dzięki, Dawid – odpowiadam, sięgając po swoją komórkę.

– Potrzebuje pani czegoś jeszcze? – pyta chłopak.

– Nie, dziękuję. – Unoszę na moment głowę, aby posłać mu uśmiech. Dawid to jeden z moich ulubieńców. Mimo że jest najmłodszym pracownikiem winiarni, wykonuje swoje obowiązki nad wyraz sumiennie. Pewnie dlatego, że jest studentem i zwyczajnie potrzebuje kasy, ale lubię myśleć, że darzy to miejsce, podobnie jak ja, wyjątkową sympatią.

– Jestem w pobliżu, gdyby jednak coś jeszcze było potrzebne.

– Dzięki – powtarzam, całkowicie tracąc zainteresowanie młodym kelnerem. 

Włączam aparat w smartfonie i próbuję uchwycić najlepszy kadr przystawki, którą przyniósł mi Dawid. Samodzielnie prowadzę profile Zakątka w mediach społecznościowych i radzę sobie całkiem nieźle. Jeszcze trochę i stuknie mi sto pięćdziesiąt tysięcy obserwatorów na Instagramie, jak na polskie realia to naprawdę zadowalający wynik.

Przekrzywiam telefon w jedną i w drugą stronę, ale wciąż nie udaje mi się uchwycić kunsztu stygnącego mi przed nosem jedzenia. Na każdym zdjęciu czegoś mi brakuje. Krzywię się niezadowolona, bo zdjęcie nie może być pospolite. Musi przyciągać nowych potencjalnych gości Zakątka, a stałym bywalcom przypomnieć, że najwyższa pora zarezerwować stolik w ich ulubionym lokalu.

Po chwili doznaję olśnienia i już wiem, czego brakuje. Chwytam w dłoń lampkę wypełnioną Złocistą Aurorą – białym lekko słodkawym winem z francusko-amerykańskiej odmiany winogron – i tym razem zdjęcie wychodzi doskonale.

Zadowolona przystawiam lampkę do ust i upijam łyk wina. Jest jeszcze sporo przed południem, ale przywykłam do raczenia się alkoholem o wczesnych porach dnia. Zwykle to właśnie o poranku pojawiam się w Zakątku, aby przygotować nowy post na media społecznościowe. Wtedy też ogarniam sprawy finansowe i księgowość, spotykam się z szefem kuchni i managerem sali, jeśli to potrzebne. Kosztuję – tak jak dziś – nowości, które mają się pojawić w karcie albo dopiero do niej zawitały. Chcę mieć pewność, że smakują dokładnie tak, jak tego chciałam. Owszem, wieczorami również tutaj zaglądam – lubię trzymać rękę na pulsie – jednak to właśnie rano odwalam lwią część pracy związanej z prowadzeniem winiarni.

Kiedy odkładam szkło na blat, okazuje się, że nie jestem przy stoliku sama.

– A to niespodzianka – mówię na widok brata.

– Cześć! – Michał obdarza mnie swoim łobuzerskim uśmiechem, od którego kobietom dosłownie odbija. Mój brat potrafi zrobić wodę z mózgu największej twardzielce, nawet te najpewniej stąpające po ziemi ulegają jego urokowi. Patrycja jest tego najlepszym przykładem. Więcej, gdyby nie łączyły mnie z nim więzy krwi, chyba sama dałabym się mu zbajerować.

– Zjesz? – pytam, wskazując na talerz z zimną już pewnie figą.

Michał mruży oczy i przygląda się potrawie.

– Nieźle wygląda – stwierdza. – Nowość?

– Tak – odpowiadam krótko, przenosząc z powrotem wzrok na swoją komórkę. – Dopiero od tygodnia w karcie.

– Oho, a co to za oficjalny ton? Chyba się na mnie nie boczysz?

Milczę, bo jest dla mnie oczywiste, że Michał się tylko zgrywa. Po tym, jaki numer odstawił wczoraj – zresztą nie pierwszy w ostatnim czasie – to jasne, że przyszedł wybadać sytuację. Lubi mieć wszystko pod kontrolą. I często nie przebiera w środkach, aby tę kontrolę utrzymać.

– Ty tak na serio? – odzywam się mimo wszystko tym samym pretensjonalnym tonem. – Co wy sobie urządzacie? Jakieś cholerne Zróbmy sobie wnuka?

Michał posyła mi pytające spojrzenie. Nie brakuje w nim rozbawienia, może nawet nuty kpiny.

– Chodzi mi o ten film, tę komedię z Grabowskim – tłumaczę jeszcze bardziej rozdrażniona. – Najpierw wyskakujesz z datą ślubu, a potem mama, że przepiszą majątek temu, kto pierwszy da im wnuka!

Michał zaczyna się śmiać, a mnie zalewa nowa fala złości. Od rana starałam się nie myśleć o wczorajszej kolacji, na której gościli Michał i jego narzeczona Daria. Wkrótce już nawet jego żona, bo jak poinformowali nas wczoraj, zamierzają się niebawem pobrać. Daria to nie pierwsza narzeczona Michała, wcześniej była Patrycja, a przed nią kilka innych kobiet. Żadna jednak nie zdołała realnie nakłonić go do ślubu. Owszem, Patrycja doprowadziła do zaręczyn i nie ukrywam, że ani trochę mi się to nie podobało, lecz tak jak podejrzewałam, rozeszło się to po kościach. Ale teraz?

Teraz jest konkretna data i konkretne plany. Co dalej? Dziecko?

Nie chce mi się wierzyć, że Michał zdecyduje się na tak poważny krok. Dąży po trupach do celu, ale nie swoim kosztem. Dziecko to mimo wszystko zbyt duża komplikacja. Tak mi się przynajmniej do tej pory wydawało.

– Daj spokój! – Michał wciąż się śmieje. – Mama przecież żartowała...

– Tak, oczywiście. Mama i żarty? Czy ty się słyszysz? Poza tym nie zauważyłam, aby wczoraj było jej choć trochę do śmiechu. Ona chce wnuka, i koniec! Zafiksowała się na tym punkcie jak jakaś wariatka.

– Przesadzasz.

– Pewnie – prycham. – Zawsze przesadzam, a potem ty wszystko zgarniasz.

– Nie przeginaj – upomina mnie starszy o kilka minut brat. – Już ci tłumaczyłem, że to wcale nie było tak, jak sobie ubzdurałaś.

Prycham ponownie. Nigdy nie uwierzę w tak wielki przypadek. Zresztą mam pewne rozeznanie, kto kogo zna i jakie ma wpływy. Akurat ojciec Darii może się poszczycić szerokimi kontaktami, i to w wielu branżach.

– Rodzice w życiu nie pozbawią cię majątku – podejmuje Michał. – Ani ciebie, ani mnie. Poza tym czy my go w ogóle potrzebujemy? – Unosi ręce i rozpościera je, jakby chciał swoimi szerokimi ramionami objąć cały Zakątek. – Popatrz, do czego sama doszłaś.

Krzywię się. Jakoś nie wierzę, że nie zależy mu na kasie rodziców. Owszem, nasze biznesy prosperują całkiem dobrze, ale kto nie chciałby spadku po rodzicach, zwłaszcza że tak naprawdę w grę wchodzi potencjalna fortuna. Sieć restauracji, które niedawno załapały się nawet na gwiazdkę Michelina, wreszcie zaczęła generować dobre zyski, a za kilka, kilkanaście lat mogą to być niebotyczne przychody.

Zresztą znam zamiłowanie Michała do pieniędzy. Jako dzieci żyliśmy na zwyczajnym poziomie, dopiero później rodzice zaczęli się piąć po drabinie społecznej. Kiedy byliśmy nastolatkami, różnie bywało, zdarzało się, że brakowało nam na to czy na tamto. Michał zawsze z zazdrością patrzył na rówieśników, którzy mieli więcej od niego. Potem przyszedł czas na własne inwestycje, które szczęśliwie okazały się dobrze ulokowanymi pieniędzmi. To właśnie wtedy Michał rozsmakował się w dostatnim życiu. Wręcz się nim zachłysnął. A niedawne wejście w świat show-biznesu sprawiło, że przepadł jeszcze bardziej. Odnoszę wrażenie, że pieniądze stały się dla niego najważniejsze, a wszystko inne zwyczajnie przestało się liczyć. No bo jak inaczej mam odbierać jego związek z Darią? Jak inaczej mam sobie tłumaczyć, że zgarnął mi dosłownie sprzed nosa to, na co tak ciężko pracowałam? 

– No pokaż fotkę na dziś – prosi Michał, najwyraźniej uważając temat za zakończony.

Życie nie kręci się tylko wokół pieniędzy, Michał – wzdycham w duchu, ale nic więcej nie mówię.

Podaję mu swój telefon.

– Niezłe ujęcie. Podoba mi się – stwierdza.

Mimowolnie się uśmiecham. Zawsze łaknęłam jego aprobaty i choć – jak sam słusznie zauważył – pokazałam światu, na co mnie stać, w tej kwestii nic się nie zmieniło. Nawet po tym, jak mnie potraktował. To podświadome pragnienie, któremu w żaden sposób nie potrafię się przeciwstawić.

Wiem, z czego ono wynika.

Nie byliśmy równo traktowani w dzieciństwie, rodzice od początku faworyzowali starsze z bliźniąt, którymi obdarzyło ich życie. Nasze indywidualne predyspozycje tylko pogłębiły tę nierówność. Już w podstawówce Michał przynosił lepsze stopnie ode mnie, był bardziej lubiany przez rówieśników i zauważany przez nauczycieli. Już wtedy to wystarczyło, aby był tym LEPSZYM.

I ciągle nim jest. Nawet teraz o wiele bardziej wpasowuje się w to, czego chcieliby od nas rodzice. Ma narzeczoną, niedługo będzie miał żonę. Ja nawet nie mam faceta, z którym mogłabym się regularnie bzykać.

Nigdy specjalnie nie uganiałam się za mężczyznami, większość wolnego czasu poświęcam na pracę i samorozwój, aby dorównać bratu i wreszcie zaskarbić sobie przychylność rodziców. Nic z tego. Czas ucieka, wciąż pozostaję tą na drugim planie i nadal jestem sama.

Może Michał właśnie z tego zdał sobie sprawę? Pierwszy się zorientował, że nie ma na co czekać i pora postawić wszystko na jedną kartę? Nie wiem, czy byłby w stanie tak daleko się posunąć, aby... Aby co? Położyć łapę na kasie Darii? Przypodobać się rodzicom i otrzymać spadek? A przy tym wszystkim zadowolić opinię publiczną? Już nie raz mu dogryzano, nawet na antenie, że jest bardzo wybredny, bo przecież tyle pięknych kobiet przewija się przez jego życie, a on wciąż pozostaje bezdzietnym kawalerem. Mało zabawne żarty, ale jednak stale się pojawiające. Ostatnio chyba nawet częściej niż dotychczas.

– Tylko wiesz co, Miśka... – Głos brata wyrywa mnie z zamyślenia. – Mogłabyś jedynie bardziej zadbać o dłonie.

Otwieram szerzej oczy ze zdumienia.

– Popatrz. – Michał przekręca telefon wyświetlaczem w moją stronę. – Fotka jest ekstra, superdanie i wino w pięknym kolorze, ale twoje paznokcie... – Kręci z dezaprobatą głową.

Zaciskam wargi w wąską kreskę.

– No przypatrz się, jak one wyglądają.

– Nie noszę długaśnych czerwonych szponów, bo gotuję! – wybucham.

Często też odwiedzam winnicę, gdzie rosną winogrona na moje wino, i nie boję się kontaktu z pędami i ziemią, wręcz to lubię. Nie mówię już tego głośno. Ani tego, że w takich okolicznościach wizyty u maniciurzystki są po prostu daremne. Nie oznacza to jednak, że moje paznokcie są jakieś brudne czy zapuszczone. Są zwyczajne, po prostu zwyczajne.

– Oj tam, szukasz wymówek, i tyle – kwituje Michał, sięgając po lampkę wina, którą chwilę temu fotografowałam. Wypija duszkiem jej zawartość.

Zaciskam zęby jeszcze mocniej.

– Dobre, naprawdę dobre – komentuje, odstawiając pustą lampkę. – Lecę. Jak zaraz nie wyjadę z Krakowa, to spóźnię się na spotkanie. – Podnosi się z miejsca, oddając mi telefon, który do tej pory cały czas trzymał w dłoni.

Przejmuję go bez słowa. Nie pytam nawet, o jakie spotkanie chodzi. Przemyka mi jedynie przez myśl, że skoro ma się odbyć poza Krakowem, może być umówiony z Patrycją.

– Nie dąsaj się – mówi na odchodne. – To tylko spostrzeżenie, a nuż ci pomoże. – Puszcza oczko.

Cholera, Michał! – klnę bezgłośnie, bo od pewnego czasu nikt tak jak on nie potrafi spieprzyć mi humoru. Wczoraj zrobił to koncertowo, dziś tym z pozoru niewinnym komentarzem także. Jest naprawdę coraz gorzej.

Niedługo potem Michała nie ma już w lokalu. Biorę komórkę do ręki i zerkam na zdjęcie, z którego jeszcze chwilę temu byłam tak dumna. Przestało mi się podobać.

Rzucam telefon na stół. Odsuwam też od siebie talerz, jakby zamiast wykwintnej przystawki zawierał nienadające się do jedzenia obrzydlistwo. Przed oczami mam Darię. Jest piękna, zadbana i wypielęgnowana. Seksowna. Od razu na myśl przychodzi mi Patrycja. Ona też taka właśnie jest. Wszystkie kobiety, z którymi spotykał się Michał, także takie były.

Ja taka nie jestem. Ja jestem całkiem... zwyczajna.

Umiem świetnie gotować i znam się na produkcji wina – po ukończeniu studiów na kierunku biotechnologia żywności podjęłam jeszcze kilka kursów, które pozwoliły mi poznać fach od kuchni, a nawet samej w nim eksperymentować. Ale nie wyglądam jak gwiazda i chyba nawet nie potrafię się tak prezentować. Czy właśnie dlatego zawsze znajduję się w cieniu brata?

Nie mogę powiedzieć, że o siebie nie dbam. Regularnie ćwiczę na siłowni, więc moje ciało jest niczego sobie. Prawda, nie mam głowy do ciągłych wizyt w salonie kosmetycznym, ale natura obdarzyła mnie całkiem przyzwoitą cerą i gęstymi brwiami, przez co prosty makijaż naprawdę mi wystarcza. Podobnie włosy, nie są ścięte ani pofarbowane według najnowszych trendów, lecz dzięki temu pozostały mocne i sprężyste, i takie je lubię. Szczególnie związane w koński ogon. Kitka jest gęsta, a fryzura eksponuje moje kości policzkowe, co nadaje mi poważniejszy wygląd, tak bardzo przydatny podczas spotkań biznesowych.

Lubię swoją naturalność. I może tutaj jest pies pogrzebany? Powinnam się bardziej odpacykować?

Nagle moja komórka zaczyna wibrować. Podskakuję nerwowo, wyjmując jednocześnie kciuk z ust. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam obgryzać skórki przy paznokciach. Teraz moje dłonie będą wyglądać jeszcze gorzej.

Michał z pewnością to zauważy – prycham wściekle, nie dowierzając, że o tym pomyślałam.

Zerkam na telefon. Kiedy widzę, że dzwoni Patrycja, wzbiera we mnie autentyczna wściekłość. Biorę zamach i strącam komórkę ze stolika. Roztrzaskuje się o podłogę. Zajmuję stolik na uboczu sali, nieprzeznaczony dla gości, ale hałas i tak alarmuje Dawida. Młody kelner natychmiast się zjawia.

– Co się stało, szefowo? – pyta, lustrując posadzkę. Gdy zauważa na niej rozbity telefon, schyla się po niego.

– Przynieś mi jeszcze wina! – Wyszarpuję komórkę z jego dłoni.

– Robi się! – rzuca i znika jeszcze szybciej, niż się tutaj pojawił.

Spoglądam na popękany wyświetlacz, na którym widnieje nieodebrane połączenie od Patrycji, i wypuszczam głośno powietrze z płuc. W tej chwili jest chyba ostatnią osobą, z którą chciałabym rozmawiać.