Doskonała para - Greer Hendricks, Sarah Pekkanen - ebook

Doskonała para ebook

Greer Hendricks, Sarah Pekkanen

4,4

Opis

Intrygujący thriller, w którym małżeńskie kłamstwa są zaledwie przedsmakiem znacznie

groźniejszych sekretów

Marissa i Matthew Bishopowie wydają się idealnym małżeństwem, które ma wszystko. A

przynajmniej do czasu, kiedy na jaw wychodzi niewierność Marissy… Wtedy okazuje się, że pod

warstwą perfekcji kryje się związek rozdarty brakiem intymności i bliskości. Chcąc ratować

małżeństwo dla dobra ich ośmioletniego syna, Marissa, która wciąż kocha męża, prosi o pomoc

terapeutkę. Avery Chambers straciła wprawdzie licencję zawodową, nie przeszkadza jej to jednak

w doradzaniu małżeństwom w kryzysie, tyle że muszą one stosować się do jej

niekonwencjonalnych metod. A Bishopowie są naprawdę zdesperowani. Kiedy Avery wkracza w

ich życie, okazuje się, że ukrywają tajemnice znacznie mroczniejsze niż zdrada i nie tylko ich

związek jest w niebezpieczeństwie…

„Mój ulubiony rodzaj thrillera: łamigłówka wypełniona postaciami, z którymi jako czytelnik

nawiązujesz więź emocjonalną, i zwrotami akcji, których się zupełnie nie spodziewasz. Absolutnie

fascynująca lektura”.

Lisa Jewell, autorka Niewidzialnej dziewczyny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 477

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (45 ocen)
28
11
2
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sozopol0203

Nie oderwiesz się od lektury

Super spędzony czas
00
Nana1991

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna !
00
krecik8812

Dobrze spędzony czas

bardzo dobra ksiazka. do samego końca trzyma w napięciu. trochę dużo powtarzanych wspomnień, które powodują że przeskakuje się akapity. ale warta przeczytania. końcówka zaskakuje :)
00
Isgenaroth

Z braku laku…

W sumie nie wiem dlaczego doczytałem do końca, byc może byłem trochę zaintrygowany jakie będzie rozwiązanie tej historyjki rodem z Netflixa. Dla mnie Doskonała para to lewackie dyrdymały, na które w sumie szkoda czasu.
00
au_dela73

Nie oderwiesz się od lektury

Doskonała!
00

Popularność




Greer Hendricks, Sarah Pekkanen Doskonała para Tytuł oryginału The Golden Couple ISBN Copyright © 2022 by Greer Hendricks and Sarah Pekkanen All rights throughout the world are reserved to Proprietor Copyright © 2023 for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań Redakcja Anna Szymczak Opracowanie graficzne i techniczne Barbara i Przemysław Kida Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Dla Jen Enderlin

CZĘŚĆ PIERWSZA

Dziesięć sesji może wcale nie dać absolutnej pewności, że to okres wystarczający dla rozwiązania złożonych problemów terapeutycznych, ale według Avery Chambers jej swoiste, intensywne i nierozciągnięte w czasie spotkania z klientami mają wystarczającą moc sprawczą, aby zmieniać ludzkie życie. Ten wysoce kontrowersyjny proces, przez niektórych potępiany jako niebezpieczny, opiera się na wzmacnianiu najbardziej powszechnych emocji, takich jak strach, złość, smutek i szczęście. Określając z największą dokładnością kluczowe problemy klientów i wykorzystując swoje ustalenia jako sposób na wyniesienie emocji tych ludzi na najwyższy poziom, Chambers, jak twierdzi, potrafi zabijać dręczące ich demony. Kiedy ją zapytać o odniesione na tym polu sukcesy, kobieta opowiada o klientach, którzy pokonali fobie, wyszli ze związków, w których panowała przemoc emocjonalna, zmienili miejsca pracy i miejsca zamieszkania. Każda z dziesięciu sesji ma swój konkretny tytuł, w przypadku każdej osoby sesje odbywają się w identycznym porządku, ale kiedy ktoś prosi Chambers o ujawnienie kolejnych szczegółów na ich temat, ona zawsze odmawia. „Gdyby moi kolejni klienci wiedzieli, czego mogą oczekiwać, mój proces nie byłby taki efektywny. Powiem tylko tyle: cały proces zawsze rozpoczyna się od Spowiedzi”.

Fragment profilu zamieszczonego

w „D.C. Maverick Therapists”

© „The Washington Post Magazine”

ROZDZIAŁ PIERWSZY

AVERY

Kiedy otwieram drzwi nowym klientom, nigdy nie wiem, czego oczekiwać.

Pierwszy telefon mówi niewiele. W tym wypadku zadzwoniła kobieta, która przedstawiła się jako Marissa Bishop.

Moje małżeństwo jest zagrożone, zaczęła. Muszę o czymś porozmawiać z mężem, ale to jest bardzo skomplikowane. Pomyślałam, że jeśli przyjdziemy razem…

W tym momencie jej przerwałam.

Nie chciałam nabrać uprzedzeń, które wpłynęłyby na moją percepcję przed spotkaniem. Poza tym wstępna komunikacja powinna służyć tylko ustaleniu terminu wizyty i kwestii bezpieczeństwa. Prawdziwa praca rozpoczyna się dopiero na pierwszej spośród dziesięciu sesji. A przecież i tak w trakcie krótkiej rozmowy uzyskałam sporo informacji na temat Marissy Bishop. Ma pieniądze, ponieważ nie odebrało jej mowy, gdy usłyszała, ile będzie wynosić moje honorarium. Jest wykształcona, wysławia się bez problemów, mówi bardzo wyraźnie, całymi zdaniami, a nie półsłówkami i bezładnymi wypełniaczami, jakimi ludzie dość często posługują się w rozmowach. I była zdenerwowana; jej głos drżał.

Dzwonek, oznajmiający przybycie Bishopów, rozlega się u drzwi mojego domowego gabinetu kilka minut po siódmej wieczorem; są trochę spóźnieni.

Możemy przyjść wczesnym wieczorem? Mój mąż długo pracuje; ma szczelnie wypełniony grafik.

Jeżeli postanowię z nimi pracować, ten brak punktualności już się nie powtórzy. Wysyłam krótkiego SMS-a do mężczyzny, z którym mam się później spotkać: O 8:30. Masz w domu cytrynę? Wyłączam dzwonek w telefonie, następnie upycham butelkę drogiej tequili, którą przyniósł mi klient, do torby na zakupy. Psychoterapeuci nie powinni przyjmować prezentów od klientów. Ale ja nie liczę się z zasadami.

A poza tym nie jestem już psychoterapeutką. Straciłam licencję pięć miesięcy temu.

Wstaję i podchodzę do drzwi. Najpierw uważnie wypatruję przez judasza i dopiero potem je otwieram. Marissa i Matthew prześlizgują się płynnie nad progiem, jakby byli przyzwyczajeni do teatralnych wejść.

Są wysocy i eleganccy; ich jasne włosy i klasyczne rysy twarzy doskonale do siebie pasują. On jest ubrany w biznesowy garnitur i płaszcz, który wygląda mi na kaszmirowy. Ona nosi płową pelerynę, opadającą aż do butów na wysokich obcasach.

— Witam państwa. Jestem Avery Chambers. — Wyciągam do nich rękę.

Jego uścisk jest mocny i suchy.

— Matthew Bishop — odpowiada.

Przypatruję się jego kanciastemu podbródkowi, jasnoniebieskim oczom i szerokim ramionom.

Następnie patrzę na jego żonę. Pochylając się, żeby potrząsnąć delikatną dłonią Marissy, wdycham zapach lekkich kwiatowych perfum. Jej dłonie są zimne jak lód.

— Przepraszam za spóźnienie. Korki na ulicach — mówi, ale unika mojego wzroku.

Prowadzę ich do gabinetu na parterze i zamykam za nimi drzwi. Matthew pomaga żonie zdjąć pelerynę i następnie sam ściąga płaszcz. Wiesza ubrania na stojącym wieszaku, wykonanym z drewna i mosiądzu, po czym siada na kanapie. Pewny siebie mężczyzna, doskonale znający swoje miejsce.

Małżonkowie nie dotykają się, chociaż siedzą na tyle blisko siebie, że w każdej chwili mogą to zrobić. Nie sprawiają wrażenia pary, która ma problemy. Jednak pozory często mylą.

Biorę do ręki czysty notes z żółtymi kartkami, długopis i siadam na swoim krześle, dokładnie naprzeciw klientów. Mój domowy gabinet jest niezagracony i wygodny. Stoi w nim kilka doniczek z fikusami, są tu głębokie okna wykuszowe, a kolorowe ściany zdobią abstrakcyjne wzory. Dawniej, kiedy pracowałam w budynku z innymi terapeutami, widywałam na ich biurkach rodzinne fotografie ustawione w taki sposób, żeby nie rozpraszały pacjentów. Moje biurko było i jest puste.

Rozpoczynam sesję tak jak zawsze.

— Co państwa do mnie sprowadza?

Marissa wykręca palce i przez moment od dużego brylantu w jej pierścionku odbija się światło z żyrandola. Nieskazitelnie gładka skóra kobiety jest blada.

— Pomyślałam… — Kaszle, jakby nie mogła sobie poradzić ze ściśniętym gardłem.

Widzę, że nie jest jej łatwo.

— Napije się pani wody?

Marissa z trudem się uśmiecha.

— A ma pani coś mocniejszego?

Żartuje, ja jednak podejmuję szybką decyzję, wstaję i sięgam do torby na zakupy.

— Tequila? — Wyciągam butelkę z niebiesko-białą nalepką.

Matthew jest zaskoczony, ale szybko odzyskuje bystrość umysłu.

— Przyszedłbym wcześniej, gdybym wiedział, że częstuje pani Clase Azul Reposado — mówi z nienagannym akcentem.

Wyciągam z automatu z chłodzoną wodą trzy plastikowe kubki i wszystkie napełniam dość dużą porcją tequili.

— Na zdrowie — unoszę swój kubek.

Dobrze znane, przyjazne ciepło rozgrzewa moje gardło, kiedy znów siadam na krześle.

Marissa wypija mały łyk; wygląda na kobietę, która woli raczej białe wino. Za to Matthew wypija swoją porcję tequili jednym łykiem.

— Przyszliśmy, żeby porozmawiać o Bennecie, naszym synu — mówi Matthew.

Patrzy z ukosa na żonę.

Nie zdradzam zaskoczenia, mimo że w rozmowie telefonicznej kobieta ani słowem nie wspomniała o dziecku.

Sięga ku dłoni męża.

— W gruncie rzeczy, kochanie, nie po to tutaj przyszliśmy. Muszę ci coś powiedzieć. — Jej głos znowu lekko drży.

Zmiana atmosfery w gabinecie jest namacalna; jakby temperatura powietrza w jednej chwili spadła o wiele stopni.

Nadchodzi chwila Spowiedzi.

Czekam na nią, a Matthew nagle sztywnieje, rysy jego twarzy wyostrzają się. Przenosi wzrok na Marrisę, nawet nie mrugając.

— Co się dzieje?

Żona go oszukała. Przyprowadziła do mnie pod fałszywym pretekstem. Nie najlepsza sytuacja na początku terapii, lecz prawdopodobnie był to jedyny sposób, żeby go tutaj ściągnąć.

— Już od dłuższego czasu chcę ci to powiedzieć. Tylko nie wiedziałam, jak to zrobić. — Po jej policzku spływa łza. — Nadużyłam twojego zaufania i nie potrafię sobie z tym poradzić.

Matthew gwałtownie odpycha jej rękę.

— Do rzeczy, Marisso.

Kobieta z trudem przełyka ślinę.

— Przespałam się z kimś — wybucha. — Tylko jeden raz. Ale…

— Z kim? — pyta Matthew głosem ostrym jak nóż.

Marissa przykłada obie dłonie do brzucha, jakby rozbolał ją żołądek.

Nie po raz pierwszy będę pomagała dwojgu ludziom w sytuacji zdrady, niewierności. Kiedy byłam licencjonowaną psychoterapeutką — a nie konsultantką, bo tak brzmi mój obecny tytuł — spotykałam się z takimi problemami niemal co tydzień: żona miała romans ze współpracownikiem, mąż zdradził żonę z sąsiadką, narzeczony zaszalał z poprzednią dziewczyną. Tyle że w wyznaniu Marissy usłyszałam coś zupełnie odmiennego.

A może odmienna w tym wypadku jest reakcja Matthew?

Zdradzeni małżonkowie zazwyczaj przeżywają szok, kiedy spada na nich taka wiadomość. Złość dopada ich dopiero później.

Natomiast Matthew wpada w złość natychmiast. Zaciska dłonie, niszczy plastikowy kubek.

— Nie znasz go — odpowiada szeptem Marissa. — To po prostu mężczyzna, którego spotkałam w Pinnacle Studio.

— Co? — Policzki mężczyzny czerwienieją. — Pierdoliłaś się z facetem z klubu fitness?

Kobieta kiwa głową, chyba przekonana, że zasługuje na wulgarny język partnera.

Pochylam się w ich stronę. Teraz ja wkraczam na scenę.

— Matthew, wiem, jak jest ci ciężko w tym momencie — mówię.

Mężczyzna gwałtownie odwraca głowę i patrzy na mnie płonącymi oczami. Pochylam się bliżej ku niemu i napotykam jego wzrok. Oboje nie mrugamy powiekami.

— Naprawdę? Wiesz? — Niemal wypluwa dwa krótkie słowa. — Wiedziałaś o tym i pomogłaś jej ściągnąć mnie tutaj?

Unoszę ręce. Nie zamierzam odpowiadać, jednak, owszem, mogę w tej chwili skupić na sobie jego wściekłość. Dawałam sobie radę z bardziej rozsierdzonymi mężczyznami.

Marissa podnosi głowę.

— Matthew, ona nie wiedziała, dlaczego tu przychodzimy. A ja się bałam, że jeśli powiem ci w domu…

Nie kończy zdania. Moje spojrzenie pada na kubek, który gwałtownie zgniótł w dłoni, i zastanawiam się, czy emocjonalnym wybuchom Matthew kiedykolwiek towarzyszyła agresja fizyczna.

Mężczyzna unosi się z kanapy i staje nad żoną. Marissa patrzy na niego błagalnym wzrokiem.

Język ich ciał nie pozostawia złudzeń: kobieta jest przestraszona.

Muszę się dowiedzieć, czy przeraża ją perspektywa utraty męża, czy też on sam.

Bez pośpiechu wstaję z krzesła. Nie krzyczę, ale w moim głosie brzmi siła.

— Kochasz żonę? — pytam.

Matthew odwraca się i patrzy na mnie. Złość wykrzywia jego twarz; miesza się na niej tyle emocji, że nie jestem w stanie określić, która z nich teraz dominuje.

Nie odpowiada na moje pytanie. Utrzymuję z nim kontakt wzrokowy. Gdy chodzi o relacje z takimi mężczyznami jak Matthew, ważna jest demonstracja asertywności.

— Jeżeli kochasz swoją żonę — każde słowo wypowiadam z naciskiem — bardzo proszę, usiądź. Sprawię, że przez to przebrniecie.

Matthew zastyga pochylony nad żoną, ale jest bliski podjęcia decyzji. Mogłabym powiedzieć więcej, żeby się ruszył. Mogłabym mu powiedzieć, że pracowałam z wieloma parami, które doświadczyły znacznie gorszych problemów niż niewierność. Mogłabym mu powiedzieć o współczynniku spraw zakończonych sukcesem, który znacznie wzrósł, odkąd porzuciłam tradycyjną terapię na rzecz nowej metody, jaką w terapii stosuję tylko ja.

Ale tego nie robię. Czekam.

— Nie spodziewam się, że bzdurne rozmowy o moich relacjach z ojcem albo o moich snach mogą sprawić, że przez to przebrniemy — mówi Matthew.

Gdybym miała zgadywać, czy za chwilę wybiegnie za drzwi, czy tutaj pozostanie, powiedziałabym, że szanse rozkładają się po równo.

— Matthew — odzywa się Marissa błagalnym głosem. — Avery wie, co robi. Proszę, daj nam szansę.

Jej mąż wdycha i wydycha powietrze, a sztywne ramiona odzyskują giętkość. Następnie siada na kanapie, ale tak daleko od żony, jak to tylko możliwe.

Ja również zajmuję swoje miejsce.

Matthew nie wie, że i ja podjęłam w tej chwili decyzję. Bishopowie mnie zaintrygowali; chcę z nimi pracować.

— Powiem państwu, jak to będzie przebiegać. Odbędziemy dziesięć sesji.

Zasadniczą sprawą dla klienta jest wiedza, jak długo potrwa terapia. Nie mogą jednak poznać mojego planu.

W tym, co proponuję, każda sesja ma własną nazwę, poczynając od Spowiedzi. Mój cykl obejmuje z kolei Skruszenie, Eskalację, Objawienie, Zniszczenie, Konfrontację, Demaskację, Test, Pojednanie i kończy się Obietnicami.

— Nie możecie żadnej z nich opuścić ani na żadną się spóźnić. Wymówką nie mogą być korki na ulicach ani sprawy, które wypadły w ostatniej chwili. Pomiędzy naszymi spotkaniami możecie rozmawiać ze sobą o synu, swoich karierach, pogodzie… tak naprawdę o wszystkim. Będzie najlepiej, jeżeli przestrzeń, w jakiej się tutaj poruszamy, pozostanie nienaruszona, zalecam więc, żebyście nie dyskutowali o tym, co będzie tematem rozważań w tym gabinecie. Sugeruję także, żebyście nikomu nie ujawniali informacji o naszych wspólnych spotkaniach, dopóki nie zakończymy ostatniej sesji.

Marissa energicznie potakuje. Kamienne milczenie Matthew także odbieram jako zgodę.

Rozpiera mnie energia, co jednak starannie maskuję. Wszystkie pary mają sekrety. Bishopowie nie są wyjątkiem. Wiem, że ich problemem nie jest wyłącznie niewierność Marissy. Jej zdrada to symptom, a nie źródło fundamentalnego rozpadu związku.

Dwanaście minut wcześniej zjawili się w moim gabinecie eleganccy, lśniący, bogaci, dostojni… para, której można zazdrościć. Doskonała para. A jednak szybko wypłynęło na wierzch podskórne zmatowienie, którego przenigdy nie chcieliby ujawnić publicznie.

I będzie jeszcze gorzej.

— Kiedy zaczniemy? — pyta Marissa.

— Już zaczęliśmy.

ROZDZIAŁ DRUGI

MARISSA

Marissa ma wrażenie, jakby oboje z Matthew właśnie stoczyli się ze stromego klifu. I teraz nieuchronnie spadają w przepaść. Właśnie wypowiedziała na głos straszne słowa: Przespałam się z kimś.

Po drodze do gabinetu Avery Chambers w Cleveland Park, w Waszyngtonie, prawie zaproponowała mężowi, żeby jednak odwołać sesję. Wiedziała, że Matthew nie będzie miał nic przeciwko temu. Umówienie tego spotkania było jej pomysłem, a pretekst stanowiła rozmowa na temat ich ośmioletniego syna, Bennetta, nad którym w ubiegłym roku znęcał się kolega z klasy.

Marissa postanowiła się skontaktować z Avery po przeczytaniu artykułu w „The Washington Post Magazine”, opisującego jej niekonwencjonalną „antyterapię”. Avery została w nim przedstawiona jako kobieta w wieku czterdziestu jeden lat, która wychowała się w Chicago, studiowała w Northwestern, lubi biegać i uwielbia podróżować w miejsca, do których nie docierają przeciętni turyści. Artykuł zawierał wypowiedzi jej byłych klientów — „Dosłownie ocaliła mi życie”, oświadczył jeden z nich — a także kilkorga krytyków, w tym przewodniczącej Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologów, którą także zacytowano: „Avery Chambers nie reprezentuje ani nie podtrzymuje uświęconych zasad naszego zawodu”. Fotografia przy artykule prezentowała postać kobiety z bujnymi długimi włosami, wypatrującej przez okno.

Na żywo Avery to znacznie bardziej atrakcyjna i elegancka kobieta, niż Marissa się spodziewała, ma lśniącą oliwkową skórę i pełne usta. Nosi zieloną zamszową suknię przewiązaną paskiem i buty na dziesięciocentymetrowych szpilkach, dzięki czemu jest niemal tak wysoka jak Marissa, a na jej prawym nadgarstku dzwoni kilka złotych bransolet. Nie ma natomiast obrączki na palcu. Marissa zastanawia się, czy ma to znaczenie. Czy nie byłoby lepiej, gdyby Avery miała męża? Może wtedy łatwiej byłoby jej zrozumieć niuanse skomplikowanego małżeństwa?

A związek Marissy i Matthew z całą pewnością jest skomplikowany. Po dziesięciu latach małżeństwa Matthew, partner w firmie prawniczej funkcjonującej w Waszyngtonie, spędza więcej wieczorów na imprezach biznesowych niż u jej boku. Marissa czuje się zagubiona w bezustannej bieganinie: prowadzi swój butik, Coco; przygotowuje smaczne, lecz pożywne posiłki dla całej rodziny; pozostaje na tyle szczupła i gibka, że jest w stanie wcisnąć się w parę wyblakłych levisów uciętych pod kolanami — wciąż tych samych, które nosiła w szkole średniej; pracuje społecznie w komitecie aukcyjnym w podstawówce, do której uczęszcza Bennett.

Głos Avery przywołuje Marissę do rzeczywistości.

— Musisz odpowiedzieć na cztery pytania, Marisso. Mów krótko. Po pierwsze: czy zdradziłaś Matthew już wcześniej?

— Nie! Nigdy!

Całe jej ciało drży; to z zimna. W normalnych okolicznościach Matthew by to zauważył, objąłby ją ramionami albo okrył marynarką. Marissa koniecznie chce wstać i przejść obok męża, żeby ściągnąć pelerynę z wieszaka, ale nie ryzykuje wkroczenia w jego przestrzeń. Mężczyzna wręcz płonie z wściekłości: w tej chwili jego żona jest lodem, a on ogniem, który chciałby ją stopić.

— Po drugie. — Avery musi codziennie siadać na tym samym krześle i wysłuchiwać odrażających i smutnych historii. Bywa w epicentrum złości, bólu i wstrętu odbijającego się od ścian gabinetu; wydaje się niemożliwe, żeby była na to wszystko odporna. A jednak sprawia wrażenie całkowicie spokojnej i niewzruszonej. — Czy to się jeszcze kiedykolwiek zdarzy?

— Nie, przysięgam.

Avery kiwa głową.

— Po trzecie: czy z tym drugim mężczyzną naprawdę już skończyłaś?

— Tak — odpowiada Marissa szeptem.

W jej szepcie słychać ogromną powagę; to jedno słowo brzmi jak przysięga. Matthew wreszcie odwraca głowę i patrzy na nią. Jego oczy błyszczą, podobnie jak w dniu ich ślubu, kiedy Marissa szła nawą kościelną do ołtarza w kremowej jedwabnej sukni z długim welonem, mijając ławki, w których zgromadziło się dwustu gości.

Marissa zdaje sobie sprawę, że terapeutka uważnie się im obojgu przygląda. O czym myśli?

Cisza przeciąga się.

— Jakie jest czwarte pytanie? — pyta w końcu Marissa.

— O tym zadecyduje Matthew. Ale nie teraz. Matthew, kiedy stąd wyjdziesz, chciałabym, żebyś pomyślał o podstawowych informacjach, jakie musiałbyś poznać, żeby wykonać kolejny ruch.

Mężczyzna kiwa głową, tylko jeden raz. Ale w tej chwili można to uznać za postęp.

Przyjście tutaj było dobrą decyzją. Bardzo konkretne podejście Avery pasuje do osobowości Matthew. Mężczyzna lubi jasne reguły i precyzyjne plany; jest facetem, który w każdej sytuacji szybko przechodzi do sedna sprawy. Kiedy Bennett miał w szkole problemy z kolegą, Marissa spróbowała porozmawiać z jego rodzicami. A Matthew wynajął trenera boksu, aby nauczył ich syna, wówczas drugoklasistę, jak uderzać lewym sierpowym.

— Powróćmy do szczęśliwszych czasów. — Avery zapisuje w notesie jakąś uwagę. — Opowiedz mi o którejś z waszych najlepszych wspólnych chwil, Marisso.

Marissa ma naprawdę z czego wybierać, dysponuje wieloma dużymi albumami wspomnień. Wybiera jedno z najbardziej kolorowych.

— W zeszłym roku Matthew i ja zostaliśmy zaproszeni na uroczystą kolację do Centrum Kennedy’ego. Obowiązywały smokingi. To było magiczne przeżycie. Wynajęliśmy samochód z kierowcą i tańczyliśmy przez całą noc. Matthew był taki przystojny… Znaleźliśmy się tam ze względu na jego pracę na rzecz World Wildlife Fund…

Avery przerywa jej.

— To brzmi jak wpis na Instagramie. Powiedz mi coś prawdziwego.

Marissa wzdryga się. W tych kilku słowach Avery dotarła do sedna problemów jej małżeństwa, składającego się obecnie z krótkich momentów blichtru na pokaz i powoli rozszerzającej się pustki, która zagościła w czterech ścianach domu.

Mąż wcale nie wydaje się zmartwiony, że ich rozmowy zaczęły bardziej koncentrować się na tym, co należy zrobić w najbliższym czasie, niż na pomysłach i uczuciach albo tym, że ich dłonie nie splatają się już w czasie długiej jazdy samochodem na gałce dźwigni zmiany biegów. Marissa nie pamięta nawet, od jak dawna jej mąż wyskakuje nad ranem z łóżka natychmiast po usłyszeniu sygnału budzika, nie próbując nawet przelotnie jej dotknąć.

— Coś prawdziwego — powtarza Marissa.

Odnosi wrażenie, że za chwilę obleje bardzo ważny egzamin. Ale zamyka oczy i nagle znajduje to, o co chodzi Avery.

Burza śnieżna przetacza się nad miastem. Ona i Matthew są w domu. Malutki Bennett drzemie. Matthew pilnuje ognia w kominku, a ona przygotowuje kubki z gorącą czekoladą i odrobiną rumu. Oboje siedzą na szenilowym kocu i grają w scrabble, potem porzucają grę i się kochają.

— To nie był rum. To był Grand Marnier — mówi Matthew, kiedy jej opowieść dobiega końca.

Jego głos wciąż jest twardy, lecz chyba trochę złagodniał.

Avery przybliża się do niego.

— A teraz poproszę o twoje wspomnienie. Chcę, żebyś sobie przypomniał najwspanialszy seks w życiu. Coś naprawdę ognistego.

Marissa opuszcza wzrok. Jej policzki czerwienią się; jest ciekawa, jaki moment wybierze Matthew. Może uzna pomysł za idiotyczny? Lecz jeśli nie, czy wspomni o tym samym, co teraz przyszło jej do głowy? O wyprawie do St. Barts, kiedy po południu wślizgnęli się do kabiny plażowej, lepcy od olejku do opalania i potu? Pamiętała smak soli i kokosu na jego skórze. Już od długiego czasu nie uprawiali tak namiętnego, czystego seksu jak wtedy. Prawdę mówiąc, od wielu lat.

Matthew znów zaciska dłoń na zgniecionym kubku, który wydaje głośny, nieprzyjemny trzask.

— W tej chwili nie potrafię sobie przypomnieć żadnej dobrej chwili z Marissą.

Avery wstaje i wypycha zza biurka kosz na śmieci.

— Pozbądźmy się tych kubków. — Wraca na krzesło i kontynuuje. — Przecież nie mówię o Marissie.

Marissa gwałtownie unosi głowę i dostrzega uśmieszek, błąkający się na skraju ust Avery.

— Chcę, żebyś opowiedział mi o najlepszym seksie, jaki miałeś z inną kobietą.

— Mówisz poważnie? — pyta Matthew.

— Tak. W tej chwili twój umysł zalewają wyuzdane wizje. Wyobrażasz sobie swoją żonę z innym mężczyzną. Niech więc ona pomyśli o tobie z inną kobietą.

Po chwili Matthew rzeczywiście ma już inną kobietę przed oczami; Marissa jest tego pewna, ponieważ jego spojrzenie jest pozbawione skupienia. Jest gotowa się założyć, że wie, o kim myśli Matthew: o Natalie, kobiecie, z którą spotykał się przez rok w college’u i z którą wciąż utrzymuje przyjazne relacje. Córeczka Natalie chodzi do tej samej szkoły prywatnej co Bennett, a Natalie jest współprzewodniczącą komitetu rodzicielskiego. Marissa nie jest w stanie jej unikać.

Ale gdy Matthew się odzywa, mówi o innym wspomnieniu.

— Dobrze. Byłem studentem pierwszego roku prawa i ta gorąca laseczka, młoda asystentka, podeszła do mnie w bibliotece. Stałem między półkami, a ona niemal przykleiła się do mnie od tyłu, objęła ramionami, wsunęła dłonie pod sweter. Skończyliśmy w jej mieszkaniu… Tej nocy zrobiliśmy to trzy razy. To wciąż mój rekord. — Matthew milknie na chwilę. — Naprawdę, mam kontynuować?

Oczywiście Matthew sprowadza sytuację do liczb, do rekordu. Uwielbia każdy rodzaj rywalizacji.

Na chwilę również jego żona wchodzi w tę rolę. Czuje się w tej rywalizacji wicemistrzynią.

Nie znała tej historii. A więc, dochodzi do wniosku, oboje mamy jednak swoje sekrety.

Avery kilkakrotnie uderza końcówką długopisu w notatnik. Sprawia wrażenie, że podjęła decyzję.

— Marisso, mogłabyś spędzić kilka minut na zewnątrz? Za drzwiami stoi krzesło. Możesz na nim usiąść.

Marissa waha się, ale po chwili wstaje. Spotkanie od początku przebiega zupełnie inaczej, niż się spodziewała. Pozostawienie tych dwojga sam na sam wydaje się niebezpiecznym elementem tej sesji.

Wychodząc z gabinetu, zerka na męża, ale on nie patrzy w jej stronę.

W szerokim korytarzu o ścianach obitych drewnianą boazerią, obok stolika z mosiężną lampą i wazonem z czerwonymi tulipanami na kwadratowym blacie, stoi jedno tapicerowane krzesło. Marissa jest zbyt rozdygotana, żeby usiąść. Przysuwa się z powrotem do drzwi. Słyszy niski, dudniący głos Matthew, jednak nie jest w stanie zrozumieć ani jednego słowa.

Avery może go pytać o cokolwiek. Jest zdolna do przekroczenia każdej granicy. Utrata licencji to najlepsza rzecz, jaka mogła się zdarzyć — mnie i moim klientom, powiedziała w długim artykule zacytowanym przez „Post”. Marissa wpatruje się w drzwi. Jeśli przyłoży do nich ucho chociaż na chwilę…

Niespodziewanie uderza ją pewna myśl: przecież może tu być zainstalowana jakaś kamera. Przyłapanie na podsłuchiwaniu będzie dla niej upokorzeniem.

Po dłuższej chwili wyciąga telefon i pisze SMS-a do opiekunki Bennetta: Wszystko w porządku? Jeżeli Bennett będzie chciał zjeść brownie, możesz mu jedno dać. Dodałam do ciasta ziarna czarnej fasoli, więc jest zdrowe, chociaż on o tym nie wie. :–)

W chwili gdy kończy, drzwi do gabinetu Avery otwierają się. Marissa pośpiesznie chowa telefon do torebki.

— Pisałam do opiekunki Bennetta. — Marissa właściwie nie wie, dlaczego czuje potrzebę wyjaśnienia, co robiła.

— Wejdź z powrotem.

Po wejściu do gabinetu uważnie przygląda się twarzy męża. Ta niczego jej nie zdradza.

— Wiele razy ludzie przyznają się do niewierności, ponieważ nie mogą znieść poczucia winy. — W głosie Avery nie słychać ani próby osądu, ani przebaczenia; brzmi po prostu zdawkowo. — Czynią to dla uspokojenia własnego sumienia. Czy właśnie dlatego przyprowadziłaś tutaj męża?

Marissa intensywnie się zastanawia nad odpowiedzią, ponieważ chce, żeby była zgodna z prawdą.

— Chciałam powiedzieć o tym Matthew, ponieważ uważałam, że tak powinnam postąpić.

Avery unosi brwi.

— Oboje musicie włożyć wiele pracy w ocalenie wspólnej przyszłości.

Marissa kiwa energicznie głową.

— Zrobię wszystko.

Matthew siedzi obok niej na kanapie. Jest zimny jak lód. Marissa zastanawia się, czy zdaniem Avery muszą nad sobą popracować zdecydowanie więcej niż przeciętna para z problemem niewierności.

Terapeutka zadaje jeszcze kilka pytań o najpoważniejsze problemy i stresy, jakich doświadczyli w życiu. Marissa opisuje dwa poronienia, jakie zdarzyły się, zanim urodziła Bennetta, oraz długie i nieskuteczne leczenie bezpłodności, któremu musiała się poddać po tym porodzie. Matthew mówi o śmierci matki na zapalenie płuc przed pięcioma laty. Marissa zastanawia się, czy nie wspomnieć o głębokim rozdźwięku pomiędzy Matthew a jego ojcem — rozchwytywanym lobbystą z Waszyngtonu — jednak uznaje, że lepiej będzie, jeżeli nie poruszy kolejnego nieprzyjemnego tematu.

Avery wstaje.

— Czwartek, o tej samej porze?

Matthew wyciąga z kieszeni iPhone’a i zmarszczywszy czoło, wpatruje się w ekran.

— Będę miał kolację z klientem. I żeby tu potem dojechać…

— Nie ma problemu — łagodnie przerywa mu Avery. — Gdzie państwo mieszkacie?

— W Chevy Chase — odpowiada Marissa. — Tuż za granicą Waszyngtonu.

— Przyjadę do was. Może być o dziewiątej wieczorem?

Zaskoczony Matthew kilkakrotnie mruga oczami.

— Doskonale.

Marissa zdaje sobie sprawę, że nie ma w tej kwestii głosu, mimo że to ona posprząta po kolacji, dopilnuje, żeby Bennett wcześniej zasnął, zorganizuje dla całej trójki wygodne miejsca do siedzenia oraz ewentualnie napoje i przekąski.

— Przez kilka następnych tygodni nie planujcie niczego w poniedziałki i czwartki o siódmej wieczorem — instruuje małżonków Avery.

Chyba już wie, jak sobie radzić z Matthew; w odpowiedzi na jej lakoniczne instrukcje mężczyzna kiwa głową.

Co oznacza, że Avery prawdopodobnie wymyśliła już strategię, w jaki sposób także i nią kierować, myśli Marissa.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki