Czemu na podłodze śpisz - Cvijetic Darko - ebook + książka

Czemu na podłodze śpisz ebook

Cvijetic Darko

0,0
30,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Darko Cvijetić po raz kolejny podejmuje temat wojny w Bośni i Hercegowinie. Autor „Windy Schindlera" opowiada tragiczne losy jednostek ze zwaśnionych bratnich narodów za pomocą krótkich, przejmujących fraz z pogranicza prozy i poezji.

Każdy z trzydziestu dwóch rozdziałów „Czemu na podłodze śpisz" jest osobną mikroopowieścią. Łączy je spojrzenie kilku narratorów, których oczami czytelnik przygląda się obu stronom konfliktu, a bohaterowie jawią się w coraz to innym świetle. Spoiwem powieści są powracające niczym refren zdania podkreślające, że wszystkie historie zbiegają się we wspólnym ludzkim doświadczeniu cierpienia.

Darko Cvijetić, precyzyjnie operując poetyckim językiem, potrafi wydobyć zarówno surowe okrucieństwo wojny, jak i czułość matczynej troski. Szkicowane słowem sceny na długo zostają w pamięci. Przez wojenne zgliszcza przebija czasem krótki wybuch radości okraszonej rakiją, serbska dziewczyna gości w pamięci młodziutkiego żołnierza. Przepalone wojną istnienia starają się przetrwać pod tym samym niebem.

Czas mija, a historia nie daje o sobie zapomnieć, po polu cierniowym bezkarnie chodzić nie można. Pod powiekami na zawsze został obraz zabitej babci („Mnie też nie uczyli strzelać do staruszek”), ciepło ognia wskrzesi spalonych żywcem, w snach nawołują się zabici. Angelo-Andzielo, syn emigrantów, paradoks bratobójczej walki poznawać będzie z ekranu amerykańskiego kina, a na pytanie: „Którzy są nasi?” usłyszy odpowiedź: „Wszyscy, wszyscy są nasi, tylko się między sobą zabijają”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 99

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nału: Što na podu spa­vaš
Opieka re­dak­cyjna: MO­NIKA SZEW­CZYK
Opra­co­wa­nie re­dak­cyjne: ANNA SU­LI­GOW­SKA-PA­WE­ŁEK
Ko­rekta: AGATA NO­CUŃ, EL­WIRA WY­SZYŃ­SKA
Pro­jekt okładki: KA­TA­RZYNA KACZ­MA­REK
Nota na okładce opra­co­wana w ra­mach pro­gramu sta­żo­wego Noir sur Blanc i In­sty­tutu Ro­ma­ni­styki Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego: MO­NIKA GU­RAK
Co­py­ri­ght © Darko Cvi­je­tić, 2020 For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2025, Noir sur Blanc, War­szawa
Zgod­nie z art. 4 Dy­rek­tywy 2019/790/UE oraz od­po­wied­nimi prze­pi­sami kra­jo­wymi, ni­niej­szym za­strze­gamy prawo do wy­łą­cze­nia z eks­plo­ata­cji tek­stów i da­nych (TDM) dla ce­lów in­nych niż ba­daw­cze, w od­nie­sie­niu do ma­te­ria­łów znaj­du­ją­cych się w tej pu­bli­ka­cji. Wy­ko­rzy­sty­wa­nie tych ma­te­ria­łów w ra­mach dzia­łań TDM jest nie­do­zwo­lone.
ISBN 978-83-7392-997-5
Ofi­cyna Li­te­racka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­scati 18, 00-483 War­szawa
Za­mó­wie­nia pro­simy kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płatna) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

dla Danji i Ljil­jany, to moje mi­nuty nieba

Sa­lo­mon po­wiada:

Nie ma no­wej rze­czy na świe­cie (...)

wszelka no­wość jest tylko za­po­mnie­niem.

Fran­cis Ba­con, Eseje, LVIII(przeł. Cze­sław Zna­mie­row­ski)

PRO­LOG 1

W chło­dzie je­sien­nym, kiedy już wszy­scy tu­ry­ści wy­je­chali znad mo­rza, ob­ser­wuję w Spli­cie, na Ba­čvi­cach, smutną pro­ce­sję dzieci z ze­spo­łem Do­wna, które zmie­rzają po scho­dach na piasz­czy­stą plażę, pu­stą, zra­nioną wrze­śnio­wym bla­dym słoń­cem, idą po­woli, trzy­ma­jąc się za ręce, w dre­sach z sza­chow­nicą chor­wac­kiej re­pre­zen­ta­cji piłki noż­nej. Niosą rurki, ma­ski do nur­ko­wa­nia, ma­te­race, pla­sti­kowe kró­liczki...

Pro­wa­dzi je sio­stra za­konna, która na nie krzy­czy.

PRO­LOG 2

W moim śnie zja­wia się An­dzielo G., który z moim bra­tem był w oko­pie przez trzy lata. Wy­sa­dził się nad Saną pod ko­niec wojny, wkła­da­jąc so­bie gra­nat do ust.

Po­ka­zuje:

W tym miej­scu, na brzegu, dwa­dzie­ścia cztery lata póź­niej dwaj ry­bacy czysz­czą po­zba­wione głów ryby i wrzu­cają, jesz­cze drga­jące, do wia­dra.

Do wia­dra peł­nego skrzy­deł.

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

(Darko, zdję­cie)

Cza­sem tylko stoję z ołów­kiem w ręce nad na­pi­sa­nym tek­stem. Wi­dzę go, ale nie mam ochoty wy­dru­ko­wać na pa­pie­rze. Nad ni­co­ścią świata czer­nią się pa­znok­cie Bo­żych rąk, po sied­miu dniach stwo­rze­nia. W kie­szeni z orze­chami ła­godna je­sień za­czyna znowu swoją grę. I figi za­lśniły, jakby młoda ko­bieta, która sprze­daje owoce na targu, splu­nęła w dło­nie i figi wy­po­le­ro­wała. Pa­trzy na mnie, a ja nie umiem jej so­bie wy­obra­zić.

„Ja go wy­sła­łam na tę wojnę”, tak my­śli moja matka każ­dego dnia o moim bra­cie. Ja­śnie­jąca figa na la­dzie tar­go­wej.

Na tyl­nej stro­nie fo­to­gra­fii blak­nie już stara data w głę­bo­kiej ci­szy ko­mody. Na fo­to­gra­fii jest brat w mun­du­rze Ju­go­sło­wiań­skiej Ar­mii Lu­do­wej, JNA, z białą uprzężą żan­dar­me­rii woj­sko­wej. Stoi, obej­mu­jąc się z in­nym żan­dar­mem woj­sko­wym, sześć mie­sięcy star­szym, który na sa­ra­jew­skim dworcu ko­le­jo­wym zo­ba­czył w nim re­kruta i za­pro­wa­dził do ko­szar.

Nad datą na dru­giej stro­nie fo­to­gra­fii w po­ło­wie prze­kre­ślony tekst, na­pi­sany ręcz­nie przez żan­darma z bra­ter­skich ob­jęć: „Go­ran P. – przy­ja­cie­lowi z woj­ska, zwa­nemu Boto, wnu­kom, ku pa­mięci”.

Ta data to 8 marca 1992, dzień przy­sięgi kom­pana, którą skła­dał oj­czyź­nie, kiedy w ko­sza­rach od­wie­dzili go oj­ciec i matka.

W Dzień Ko­biet zo­stał żan­dar­mem JNA.

A za­le­d­wie kilka dni póź­niej sta­nie się jeń­cem w tych sa­mych ko­sza­rach Vik­tor Bu­banj[1]. Przyj­dzie Ar­mia Bo­śni i Her­ce­go­winy – wtedy jesz­cze nie­zor­ga­ni­zo­wana, ale uzbro­jona sa­ra­jew­ska „banda” – i ode­tnie ko­szary od świata.

Za­mkną do­pływ wody, prądu, żyw­no­ści... Oto­czą ko­szary i mło­dzi żoł­nie­rze, na ogół dzie­więt­na­sto­letni smar­ka­cze, z kil­koma ofi­ce­rami, po­zo­staną cał­ko­wi­cie od­izo­lo­wani.

Nie wie­dzieli ani kto jest wro­giem, ani dla­czego, nie po­tra­fili już po­wie­dzieć ani kto ich ata­kuje, ani do kogo oni strze­lają, ani po co. Wtedy woj­skowi żan­darmi, Go­ran P. i mój brat Bota, przy­się­gną so­bie, że je­den ura­tuje dru­giego, gdyby któ­ryś zo­stał ranny – na­wet za cenę wła­snej śmierci.

Druga przy­sięga brata w ciągu mie­siąca.

Gdzie nocą wej­dzie czło­wiek, tam pęka świa­tło. Jakby miał być po­żar. Jakby ktoś miał spło­nąć.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

[1] Vik­tor Bu­banj (1918−1972) był chor­wac­kim ge­ne­ra­łem Ju­go­sło­wiań­skiej Ar­mii Lu­do­wej, do­wódcą Sztabu Ge­ne­ral­nego aż do śmierci (wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od tłu­maczki, chyba że za­zna­czono ina­czej).