Cukierek albo psikus -  - ebook

Cukierek albo psikus ebook

3,0

Opis

Droga do piekła wybrukowana jest słodyczami

Halloween, Święto Zmarłych, Noc Duchów, Día de Muertos - uroczystość obchodzona w każdym zakątku świata. Dla jednych zabawa, przebieranki i zbieranie słodyczy. Dla drugich święto samego Diabła.

Dla 16 autorów, których opowiadania znajdziesz w tej antologii, Halloween ma różnorakie oblicza. Daj się porwać im wszystkim, odkrywając strach, radość, ekscytację i niepokój. I pamiętaj Baba Jaga zwabiła dzieci do swojego domu słodkościami.

Książka wydana nakłądem Ailes, Wydawnictwo Hm... zajmuje się dystrybucją ebook.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 371

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cukierek albo psikus

© Wydawnictwo Ailes

© for the Polish edition by Wydawnictwo Hm…

All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone

Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek

fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody twórców

Redakcja: Magdalena Pietrzyńska-Ogórkiewicz

Korekta: Anna Kucharska

Paulina Grabara

Katarzyna Muszyńska

Projekt okładki: Justyna Knapik

Zdjęcie na okładce - Unsplash

Skład: Marcin Halski

[email protected]

ISBN EBOOK: 978-83-67448-44-4

Wydanie pierwsze

Wojkowice 2023

Wydawnictwo Ailes

Email: [email protected]

Adres: ul. Sobieskiego 225/9, 42-580 Wojkowice

Wersja papierowa dostępna na:

www.wydawnictwoailes.pl 

Drzewo wiary

Anna Fobia

Słyszę dźwięk słabnącej nadziei, który mnie budzi. Próbuję go zagłuszyć, bo wiem, że to koniec. Zaciskam oczy, by uniknąć płaczu.

„Którą drogę wybrać?” – pytasz, lecz ja nie znam odpowiedzi, bo to tylko sen. Czyż nie? Stoimy w środku ogromnego drzewa, na które spoglądaliśmy ze szpitalnej sali. Złote liście i kwitnące chryzantemy szumią pod twoimi stopami, gdy idziesz w kierunku krętych schodów. Czytam widniejący nad nimi napis, ale go nie rozumiem.

Widziałam wczoraj twoje umierające oczy rozmyte we mgle, lecz nadal pełne wiary, którą ja straciłam.

Dzisiaj wiem, że nie trzeba rozumieć, tylko wierzyć w przeznaczenie, gdy przyjdzie na nas czas.

Wilk w owczej skórze

Sandra Czoik

Zwykły, nieuważny narrator z pewnością pomyślałby, że miasteczko jest nad wyraz spokojne. Jednak ja widzę więcej niż zwykły człowiek. Chcę, aby ludzie wreszcie się dowiedzieli, jak wygląda Łagów, gdy nadchodzi trzydziesty pierwszy października.

Łagów, 31.10.2010

– Dlaczego nie chcesz iść z nami do cioci? Przecież ją uwielbiasz – mamrocze mama, przechadzając się po przestronnym salonie.

Fakt, uwielbiam ciotkę, ale nic nie sprawi, że wyjdę z domu po tym, co zobaczyłam rok temu. Wymysł młodego umysłu? Możliwe, miałam w końcu jedenaście lat. Dwanaście a jedenaście to jednak ogromna różnica.

– Źle się czuję, mamo – mówię i łapię się za brzuch. Wykrzywiam twarz, nadając swojej wymówce realność.

– Nie, młoda damo. Ubieraj się, inaczej dostaniesz zakaz wychodzenia z domu i przyjmowania znajomych!

– Szlaban?! – piszczę i podrywam się z miejsca.

Zauważam pełen politowania wzrok mamy. Wpadłam. Aktorstwo to nie moja bajka.

– Masz pięć minut – informuje i znika mi z oczu.

Zerkam za okno i przełykam głośno ślinę. Brzydki liść spada z konara drzewa, migając mi przed oczami.

Znak?

Kręcę głową i mruczę pod nosem, że to wszystko to wytwór mojej wyobraźni. Niepotrzebnie sama się nakręcam. W tamtym roku przed wyjściem oglądałam naprawdę przerażający film. Do tego byłam okropnie strachliwa. Tym razem już tak nie będzie.

Podążam obok mamy, cały czas bacznie rozglądając się na boki. Wszystko wydaje się spokojne. Mimo to wyczuwam w powietrzu zapach stęchlizny. Oblizuję usta i już wiem. To, co wydarzyło się rok wcześniej, nie było moim wymysłem. Przystaję gwałtownie i łapię mamę za rękę. Z mojego gardła wydobywa się paniczny krzyk, a w oczach momentalnie pojawiają się łzy.

W naszą stronę idzie człowiek z urwaną ręką. Jest blady, a w jego nodze widnieje ogromna dziura. Zamykam powieki i zaczynam się trząść.

To się nie dzieje naprawdę. To się nie dzieje naprawdę – myślę.

– Hania! – krzyczy mama i potrząsa mną.

Nie potrafię. Nie chcę na to patrzeć!

– Hanka! Uspokój się, dziecko. Co się stało? Dlaczego płaczesz? Haniusia… – szepcze i przytula mnie do piersi.

Uchylam powieki i zauważam, że on nadal stoi. Odwracam głowę, ale jest tylko gorzej. Pod sklepowymi drzwiami mała dziewczynka bawi się skakanką. Z siekierą wbitą w głowę.

Ustroń, 31.10.2020

– Jesteś pewna, że to tu? – mruczy Błażej, wpatrując się w ledwo zipiący dom.

– Jestem. Jeśli przez połowę swojego życia ta kobieta mieszka w Łagowie, taka chatka jest spełnieniem marzeń.

Ściągam z głowy kaptur i spoglądam w niebo, dostrzegając tylko ciemne chmury. Mam nadzieję, że nie zacznie padać ani nie osunie się żaden głaz. Byłoby łatwiej, gdyby mieszkała w centrum, a nie na zboczu góry.

Nie po to rok w rok przeżywam to samo, by teraz zginąć w poszukiwaniu rozwiązania.

– Haniu… – zaczyna Błażej, ale zgromiony przeze mnie wzrokiem, milknie.

Wiem, co chce powiedzieć. Mimo że jest ze mną od moich siedemnastych urodzin, nadal wątpi, czy to, co mówię, jest prawdą. Jak mogłabym coś takiego wymyślić?!

– Zapukam – informuję po chwili, przerwawszy z nim kontakt wzrokowy i pełną złości ciszę.

Ona jest najgorsza, nie cierpię jej. Wtedy zwiastuje, że zaraz coś się wydarzy. Kiedy siedzę w pokoju, w którym jest głośno, mogę odetchnąć. Wiem, że nawet jeśli otrzymałabym złą wiadomość, nie usłyszę sygnału SMS-a i tym samym jej nie przeczytam.

– Hania…

Unoszę na niego wzrok i zauważam, że znów odpłynęłam. Nie znoszę tego dnia. Po raz pierwszy od lat trzydziestego pierwszego października jestem w innej miejscowości niż rodzinna, a mimo to czuję się paskudnie. Coś wisi w powietrzu.

– Dzień dobry! Hanna Milarczyk – mówię podniesionym tonem, gdy w drzwiach staje siwowłosa kobieta. Ta spogląda na mnie i ze strachem próbuje zamknąć drzwi.

– Spokojnie, nie zrobimy pani krzywdy! – Błażej patrzy na nią tymi swoimi ogromnymi zielonymi oczami, starając się wpłynąć na staruszkę, jednak to nie działa. Kiedy zauważa, że siłowanie się nie przyniesie żadnego pożytku, staje z boku.

Jej dłonie nadal drżą, kiedy szybko się żegna i wyciąga różaniec. Zerkam na chłopaka i wzruszam ramionami. Wchodzę do środka, uprzednio wycierając starannie buty z błota.

– Chcemy tylko porozmawiać. Możemy? – pytam, wskazując gestem dłoni na zieloną kanapę i fotel w tym samym kolorze, jakbym to ja, a nie ona, była tu gospodynią.

– Wiedziałam, że ten dzień nastąpi. Dość już przeżyłam, dlaczego musisz mnie nękać? Nie planowałam tego przenieść na ciebie – szepcze, jednak każde słowo dociera do naszych uszu.

– To przez panią widzę to wszystko?! – Naprawdę staram się, by mój głos nie ociekał jadem ani żalem. Nie udaje mi się.

– Nie wiedziałaś – stwierdza i kieruje się w stronę fotela, na którym w końcu spoczywa.

Zajmuję miejsce na kanapie i zaraz obok siada Błażej. Przenoszę wzrok na kamienny kominek stojący nieopodal i jak zaczarowana wpatruję się w płomienie.

– W jaki sposób przeniosła pani tę klątwę na Hanię? – odzywa się mój chłopak.

Wracam spojrzeniem do staruszki i zaciskam usta w wąską linię, kiedy ta spogląda na mnie z przerażeniem.

– Klątwa, dar, przeznaczenie. Różnie na to mówiono. W jaki sposób? To proste. Opuszczając miasto, widziałam ją jako ostatnią – tłumaczy, chociaż nic z tego nie rozumiem. – Trzydziestego pierwszego października dwa tysiące dziewiątego postanowiłam, że dość tego. Chciałam przestać widywać te zjawy kilka razy w roku.

– Kilka? – Przełykam głośno ślinę, mając nadzieję, że tylko się przesłyszałam, jednak kobieta potakuje.

– Ile masz lat, dziecko?

– Dwadzieścia dwa – odpowiadam szybko.

– Jeszcze cztery lata. To się rozwija stopniowo – dodaje, a ja po raz pierwszy dostrzegam w jej oczach współczucie.

– Jak to się u pani zaczęło? – wtrąca się Błażej, jakby chciał się dowiedzieć wszystkiego raz-dwa i stąd wyjść.

– Miałam dziewięć lat – mówi i przeciągle wzdycha. – Byłam z mamą u babci, a gdy wracałyśmy, spotkałyśmy miejscową wiedźmę, jak to ją wszyscy w tamtym czasie nazywali. Trzymała w dłoni ogromną walizkę i starała się nie patrzeć nikomu w oczy. Nie wiem, dlaczego zerknęła właśnie na mnie. Poczułam wtedy…

– Przeraźliwe zimno – dopowiadam, przypominając sobie znajome uczucie.

– Właśnie. – Potakuje. – Przed samym domem ujrzałam pierwszą zjawę, która najbardziej wryła mi się w pamięć. Blondwłosa, młoda, piękna kobieta. Piękna, dopóki nie spojrzało się na jej ręce. Każdy z palców był ucięty. Poruszała okaleczonymi dłońmi, tryskając krwią dookoła.

Wzdrygam się, widząc oczami wyobraźni podobną postać. Trzy lata temu ujrzałam kobietę z poobcinanymi palcami, tyle że ta dodatkowo patrzyła na mnie z szerokim uśmiechem.

– Niech pani mówi dalej – szepcze Błażej i delikatnie ściska moją dłoń, chcąc dodać mi otuchy.

– Tego dnia zemdlałam, jednak nikomu nie przyznałam się do tego, co zobaczyłam. Nazajutrz wszystko wróciło do normy, więc i ja o tym szybko zapomniałam. Nadszedł kolejny rok, wówczas miałam dziesięć lat. Wybierałam się z matulą na pogrzeb i chociaż całą sobą przeczuwałam czające się dookoła zło, wyszłam z domu. – Na moment spuszcza wzrok i mocniej zaciska chude palce w pięści. – To było najgorsze, co mogło się wydarzyć. Na cmentarzu widziałam ogrom zjaw. Jedne mniej przerażające, inne wprost przeciwnie. Wtuliłam się w mamę, mocno zacisnęłam powieki i do końca ceremonii nie otworzyłam oczu.

– Ale nigdy żadna panią nie zaatakowała, prawda?? – pytam, błagając w myślach, by potwierdziła.

Ku mojej uldze przytakuje.

– Chwała Bogu! Co prawda biegały za mną, chodziły jak cień, próbowały nastraszyć, ale nigdy żaden z tych demonów nawet nie musnął mnie palcem. Tak jak mówiłam wcześniej, do dwudziestych szóstych urodzin myślałam, że już się z tym pogodziłam. – Kobieta przełyka głośno ślinę, a ja wpatruję się w nią, bojąc się tego, co zaraz usłyszę. – Niestety, potem zaczęłam je widywać pierwszego listopada, w Boże Narodzenie, Wielkanoc, walentynki i w końcu raz w tygodniu.

– Raz w tygodniu? – powtarzam za nią głucho. Przechodzą mnie dreszcze i czuję, że lada moment padnę.

Kobieta kiwa głową i zmęczona przeciera oczy. Wytrzymała tyle lat. Jak? Co robiła, by nie zwariować? – pytam siebie w myślach.

– Przez trzy lata raz w tygodniu. Później nie opuszczały mnie na krok. Wytrzymałam ciągłą obecność demonów przez kolejnych dziesięć lat, aż w końcu opuściłam Łagów – kończy i drżącą ręką sięga po porcelanowy kubek. Obejmuje go delikatnie i upija łyk.

– Co zrobić, żeby zjawy dały spokój Hani? Żeby zniknęły całkowicie? – pyta Błażej, jedną dłonią przeczesując przydługie blond kosmyki, drugą z kolei sięgając do kieszeni. Wyjmuje z niej po chwili szkic jednego z upiorów i pokazuje go staruszce.

– Po co przyszliście, skoro wiecie, jak to zrobić? – Kobieta wstaje powoli i podchodzi do okna.

– Wiemy jedynie, że ten demon nie jest przypadkowy. Widuję go najczęściej – odzywam się i sama zerkam na rysunek upiora, który wykonał Błażej, słuchając moich wskazówek.

Wysoki, tęgi człowiek z pustymi oczodołami i odciętym kawałkiem głowy. Po jego zakrwawionej twarzy spływa gęsta wydzielina z mózgu. Ma bose stopy, a w każdy palec wbitą czerwoną szpilę. W dłoni natomiast trzyma serce.

Chociaż jego wygląd znam na pamięć, to i tak widok tego malowidła mną wstrząsa.

– Nie jest przypadkowy. – Kobieta westchnęła. – Spędziłam lata na poszukiwaniu odpowiedzi i jedyne, do czego dotarłam, to miejska legenda. Głosi, że lata temu pewien młodzieniec z wysokich sfer poślubił biedną kobietę. Różnili się diametralnie. On dobry, z sercem na dłoni, ona oziębła. W końcu nastąpiło starcie charakterów, pokłócili się tak bardzo, że zamknęła go w lochu, gdzie grasujące szczury wygryzły mu oczy. Wrzeszczał i omal nie zwabił tym przypadkowego przechodnia, więc małżonka postanowiła go zabić, odcinając kawałek głowy.

– A szpilki? – wtrąca Błażej.

Zauważam, że w jednej chwili całkiem zbladł.

– Do tego dojdziemy za moment – szepcze staruszka i ponownie wraca na fotel. Opiera wygodnie głowę i wskazującymi palcami pociera skronie. – Mężczyzna z sercem na dłoni nie trafił jednak do świata zmarłych. Pozostał na ziemi i rok później, trzydziestego pierwszego października, ukazał się swojej morderczyni. Kobieta, gdy tylko go zobaczyła, ukłuła się szpilką w palec.

– Każda szpilka to osoba, która widuje zjawy? – upewniam się.

Staruszka potwierdza to skinieniem.

– Dlaczego akurat stopy?

– Dziecko, nigdy nie poznamy wszystkich tajemnic tego świata. Czy szpilki są w tej opowieści najważniejsze?

– Mogą być. Jednak aby to zakończyć, trzeba wyciągnąć je ze stóp tego upiora – mruczy pod nosem Błażej, a ja uśmiecham się delikatnie. To samo chodzi mi po głowie.

Kobieta jednak kręci głową.

– Nie tędy droga. – Wzdycha głośno i kontynuuje historię. – Małżonka nie okazała skruchy, za to zawładnęła nią wściekłość. Udała się do najstarszej znanej jej kobiety i próbowała przepędzić mężczyznę, lecz swoim zachowaniem doprowadziła do tego, że upiory zaczęły pojawiać się coraz liczniej. Załamana odebrała sobie życie, czym przypieczętowała swój los. Ostatnią osobą, którą widziała, była gosposia i to na nią przeszła klątwa. Trwała, dopóki kobieta nie opuściła Łagowa na zawsze.

– Czy nie wystarczy, aby wszyscy mieszkańcy opuścili Łagów? – pyta Błażej i patrzy przenikliwie na staruszkę. – Przecież jeśli każdy opuści to miasto, nie będzie na kogo przenieść klątwy.

– Myślisz, chłopcze, że to takie proste? Jak sądzicie, dlaczego tak długo wytrzymałam w rodzimej miejscowości? – Pytania wypluwa z jadem w głosie, mając nas najpewniej za debili. – Dziecko, masz rodzinę? – zwraca się do mnie.

– Tak, babcię i mamę – odpowiadam, czując przeszywający chłód.

Coś jest nie tak bardziej niż zwykle.

– Jesteś objęta klątwą i Łagów możesz opuścić dopiero wtedy, gdy każdy z twoich przodków zamknie oczy na wieki. W przeciwnym razie… – urywa, a jej ciałem wstrząsa dreszcz – …jeśli nie zdążysz wrócić do domu przed godziną dwunastą, demon po nich przyjdzie.

Łagów, 31.10.2022

W ciszy wpatruję się w zdjęcie mamy, która dwa lata wcześniej oficjalnie zaginęła. Jej strata nadal ogromnie mnie boli. Ponoć rany z czasem się zabliźniają, jednak mam wrażenie, że moja, zamiast się zasklepić, co dzień robi się coraz szersza. Odkąd demony ją zabrały, nieświadoma niczego babcia całkowicie oszalała po stracie córki. Wytrzymała pół roku. Odeszła we śnie. Nie chorowała na nic, więc jakie inne może być wytłumaczenie niż to, że pękło jej serce?

Odkładam zdjęcie na miejsce i wychodzę na korytarz. Sięgam po czarną kurtkę do kolan, która wisi na drewnianym wieszaku. Zakładam ją ekspresowo, a potem obwiązuję wokół szyi biały szal. Wsuwam stopy w trapery na grubej podeszwie, po czym chwytam klucz i wychodzę na zewnątrz. Zamykam drzwi, chowam go pod wycieraczkę i wciągam zimne powietrze nosem, a następnie wypuszczam ustami z głośnym świstem.

Dziś to zakończę.

Przez tyle lat nie udało mi się dowiedzieć, co mogę zrobić, by demony zniknęły na zawsze. Jedyna wskazówka, którą odnalazłam, to stara kartka z napisem „Okaż serce”. I tyle. To co? Powinnam iść do demona i go prosić, by wraz ze swoimi koleżkami przestali mnie nękać? Dlatego, skoro nie mogę się ich pozbyć, sprawię, że wszyscy mieszkańcy zobaczą, co się dzieje trzydziestego pierwszego października, i sami postanowią odejść. Może gdy i ja wyjadę, to demony znikną? Rozumiem, że kobieta z Ustronia nie miała możliwości, by inni zobaczyli duchy, i dlatego nie mogła tego zrobić. Jednak razem z Błażejem i znajomymi możemy doprowadzić to do końca.

Wchodzę na dach, gdzie kilku mężczyzn kończy podłączać lampy. Na dole zebrało się sporo ludzi, dodatkowo mamy zamiar transmitować przez Internet nagranie na żywo. Dzięki Irkowi tylko mieszkańcy Łagowa ujrzą zjawy i unikniemy szumu na cały kraj. Tyle dobrego z mocno rozwiniętej technologii. Trzeba przyznać, że jeśli informacja o demonach wypłynęłaby do krajowej telewizji, mój plan osiągnąłby odwrotny skutek. Zaraz zjawiliby się jacyś pogromcy duchów czy ludzie szukający adrenaliny.

– Gotowe.

Zerkam na Błażeja, który odwraca się do mnie i posyła pokrzepiający uśmiech. Mrugam i wtedy za jego plecami pojawia się pierwsza ze zjaw. Długonoga, rudowłosa kobieta z podziurawioną twarzą. Wzdrygam się, ale nadal usilnie stoję w miejscu. Ona nie może mi nic zrobić. Nikomu nic nie zrobi – myślę. Zaraz za nią pojawia się małe dziecko. Przełykam głośno ślinę i wpatruję się w brązowe oczy chłopca, zastanawiając się, dlaczego wygląda tak nad wyraz normalnie.

– Hania, co się dzieje? – pyta Paula i robi krok w moją stronę.

W tym momencie dziecko prześlizguje się pod jej nogami, a z mojego gardła wyrywa się krzyk. Cofam się instynktownie i oddycham szybko, gdy dłonie chłopca zamieniają się w szpony.

Napotykam na murek. Opieram się o niego, a całe moje ciało trzęsie się coraz mocniej. Widzę, jak Paula, Błażej i Irek zastanawiają się, co powinni zrobić. Główna zasada brzmi: nigdy nie reaguj na demona. Nie mamy stuprocentowej pewności, że nasz ruch niczego nie zmieni.

– W porządku, nic mi nie jest – szepczę, jednak cały czas przerażona wpatruję się w dziecko.

Chłopiec otwiera usta, z których wypełza kilkanaście obrzydliwych larw.

– Zacznijmy już – mówi Irek.

Szybko przytakuję. Chcę mieć to jak najprędzej z głowy. Dłużej nie zniosę tego horroru.

Mężczyźni włączają przyciskiem zasilanie, a wtedy całe miasto oślepia smuga białego światła. Mrużę oczy, po czym otwieram je powoli, przyzwyczajając się do otoczenia.

– Widzicie? – pytam, kierując wzrok na Błażeja.

Ten zerka na dziecko i przytakuje. Irek staje za nim, jakby się bał, że zjawa go zaatakuje. Do tej pory zapewne nie wierzyli w stu procentach w to, co mówię. Teraz mogą się przekonać na własne oczy.

Biorę megafon i wchodzę na murek budynku. Zerkam na przerażony tłum. Niektórzy mdleją, inni przeraźliwie krzyczą.

– Słuchajcie! – zaczynam. – Demony nie zrobią wam krzywdy! Nie mogą tego zrobić! Jednak, żeby ich więcej nie zobaczyć, musimy uciec z Łagowa!

– Hania… – jęczy Paula.

Odwracam się zirytowana. Wiem, że widok jest okropny, ale muszę uspokoić ten cholerny tłum! Podążam za jej spojrzeniem i zastygam.

Irek… Leży na plecach, pozbawiony głowy. Obok niego biega dziecko-demon i uśmiecha się szeroko.

– Jak?! – krzyczę i cały czas nie potrafię się ruszyć nawet o milimetr.

Jak to możliwe, że demony mogą dotknąć człowieka? Przecież do tej pory…

– Hania…

– Błażej… – Spoglądam na niego i nie potrafię pojąć, jak w takim momencie może zachowywać stoicki spokój. – O co tu, do cholery, chodzi?! – wrzeszczę, zalewając się łzami. – Wiedziałeś?! Wiedziałeś! Skąd?!

– To jedyny sposób. Jeśli zamordują całe miasteczko, odejdą.

– Pomóżcie! – krzyczy Paula.

Zeskakuję z murka i biegnę do niej, nawet nie zastanawiając się nad tym, co robię. Rudowłosa kobieta rozrywa jej dłoń, zaśmiewając się przy tym na głos.

– Nie możesz – szepcze Błażej, łapiąc mnie i odwracając w drugą stronę. – Jesteś mu potrzebna żywa. Rozumiesz? Okaż serce.

– Co ty pieprzysz? Mam prosić demona, żeby nie mordował? Mam być dla niego dobra?

– Nie – odpowiada szybko, a w jego głosie słyszę nutę smutku. – Mówiłem już, wszyscy muszą zginąć, by demony odeszły. Ty musisz w szczególny sposób. Wyrwie ci serce.

– Jesteś potworem. – Kopię go i chcę się wyrwać. – Ciebie też zabije! Nie myśl, że cię oszczędzi za poświęcenie wszystkich!

– Wiem o tym, Hanka. Wiem. Myślę o innych. Za kilkadziesiąt lat życie w Łagowie znów będzie wrzało, nikt więcej nie ucierpi.

– Debil – syczę. – Do tej pory cierpiałam tylko ja. Nikt nie wiedział o demonach, gdybyś tylko mi powiedział… Nie dopuściłabym do tego, rozumiesz?!

– Czytałem więcej niż ty! Wszystko ukrywałem, żebyś nie widziała! Gosposia, czyli druga osoba, która widziała zjawy, po śmierci sama stała się demonem! Im więcej osób objętych klątwą umrze śmiercią naturalną, tym demony stają się coraz silniejsze. Jesteś dziesiąta. Dziesiąta osoba oznacza pieczęć. Jeśli ty dotrwasz starości, demony wypełzną nie tylko do Łagowa, ale obejmą cały świat.

– Kłamiesz. Powiedziałbyś wcześniej, gdyby tak było – odzywam się coraz mniej przekonana o słuszności swoich słów. Zamykam oczy i staram się odciąć od przerażających wrzasków ludzi, którzy są właśnie mordowani.

To nie tak miało być.

– Pewnie z ochotą pozwoliłabyś poświęcić całe miasto, żeby demonów nie przybyło! –krzyczy Błażej. – Przyśpieszyliśmy etap, kiedy mogą ranić ludzi. Zamordują i odejdą. Gdybyśmy tego nie zrobili, już nikt by ich nie powstrzymał. Wymordowaliby cały świat, rozumiesz, Hania?

Potakuję i pozwalam łzom płynąć po policzkach.

Cały czas szukałam odpowiedzi. Rozwiązania tego wszystkiego, a i tak przegrałam. Stawka jest wysoka, umrą wszyscy w Łagowie, ale dzięki temu ocalimy świat. Tylko dlaczego Błażej nie powiedział mi prawdy? Nie jestem przekonana do tego wszystkiego. Chował przede mną księgi. Wszystkie wskazówki…

Otwieram oczy i zauważam, że Błażej odszedł kawałek dalej. Przede mną stoi sam upiór z sercem w dłoni. Upuszcza je, otwiera szeroko usta i prostuje palce, ukazując ostre, długie paznokcie. Rozrywa mi nimi ubranie i delikatnie nacina skórę na klatce piersiowej.

To mój koniec.

Przenoszę wzrok na Błażeja i uśmiecham się blado. Ten nie odwzajemnia uśmiechu, a zamiast tego dostrzegam niebezpieczny błysk w jego oczach.

Czy to możliwe, że…

– Wyrwanie jej serca to była najlepsza z dotychczasowych przyjemności.

Przypisy

1Aleister Crowley, właściwie Edward Alexander Crowley – brytyjski okultysta, mistyk, szachista, alpinista i święty Gnostyckiego Kościoła Katolickiego. Autor wielu książek, z których większość nawiązuje do filozoficzno-mistycznych poglądów Crowleya. Za najważniejszą pozycję uznaje się Księgę Prawa, traktującą ostworzonej przez niego doktrynie Thelema, zgodnie z którą człowiek winien poszukiwać własnej życiowej ścieżki i działać w zgodzie z samym sobą. W Thelemie najważniejsza jest więc własna wola. Doktryna Crowleya zapożyczała elementy ze wschodnich ruchów religijnych, buddyzmu czy ezoteryki, wiązała się też z praktyką magii ceremonialnej, przez cowzbudzała wiele kontrowersji, a nawet zarzuty o satanizm.

2Meksykańskie święto zmarłych

3Niejadowity wąż.

4Jedna z trzech grup głównych jadu węża. Cytotoksyny to substancje trujące, które niszczą komórki – prowadzą do śmierci większości lub wszystkich komórek w tkance lub organie, co skutkuje martwicą (nekrozą). Cytotoksyny zawiera jad rodzin zdradnicowatych i podrodzin grzechotnikowatych.

5Tajpan pustynny, tajpan śródlądowy (Oxyuranus microlepidotus). Jad tajpana pustynnego uznano za najbardziej toksyczny na świecie. Jest przede wszystkim neurotoksyczny, ale zawiera też elementy hemotoksyczne, wpływające na krzepnięcie krwi.

8Hola, mama (hiszp.) – Cześć, mamo.

9Abuelo (hiszp.) – dziadek.

10Abuelita (hiszp.) – babcia.