Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
382 osoby interesują się tą książką
Moc zaskakujących emocji, kontrowersje wokół nazwiska i przekręty na grube miliony.
Laura jako bogata córeczka tatusia ma wszystko, ale brakuje jej czegoś, czego nie można kupić – wolności. Miała pecha, że urodziła się w takiej rodzinie, choć inni uważali, że jest w czepku urodzona. Chętnie zamieniliby się z nią na jej miejsce, aby opływać w luksusy – mimo tego, że jest znienawidzona za nazwisko przez pół kraju. Kto jednak nie chciałby móc pozwolić sobie na wszystko, czego tylko dusza zapragnie?
Życie bohaterki zamienia się w piekło na ziemi, gdy jej kompromitujące zdjęcie trafia do prasy. Dostaje ochronę – Tymona, który… nienawidzi ją od pierwszego wejrzenia. Laura szybko odwzajemnia to uczucie i robi wszystko, aby jej ochroniarz się potknął i stracił intratną posadę.
Czy dwoje wrogów może połączyć coś więcej niż wspólna nienawiść?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 206
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zagrożenie, którego najmniej się spodziewamy, najwcześniej nadchodzi.
Voltaire
Laura
Miałam tego pecha, że urodziłam się w rodzinie, w której ojciec miał ogromne ambicje. Niestety dążył do celu po trupach, aż osiągnął to, czego w danym momencie pragnął. Mój pech polegał też na tym, że ojciec wymyślił sobie kiedyś zostanie politykiem i chciał być popularny. O zgrozo, udało mu się: jest znany w całym kraju, ale także poza jego granicami. Co druga osoba wśród naszych rodaków najchętniej naplułaby mu w twarz, nawet ci, co rozsiani są po całej kuli ziemskiej. O mnie też pismaki się rozpisywały co rusz, aczkolwiek nie w samych superlatywach niestety. Zazwyczaj jednak dopiero wtedy, gdy coś odwaliłam, a ochrona nie upilnowała ich, podchodzili zbyt blisko mnie i udało im się zrobić mi zdjęcie. Zdarzało się to dosyć często, więc moja ochrona też się zmieniała co jakiś czas, bo ojciec bezlitośnie pozbawiał ich pracy, kiedy nie spełniali jego oczekiwań. Nawet już nie starałam się zapamiętywać imion facetów, którzy łazili za mną uparcie, krok w krok niczym cień. Każdy goryl był jednym z wielu przed nim i na pewno po nim.
Mój kochany tatulek już nawet się na mnie nie wkurzał i szukał skuteczniejszych ochroniarzy, ale trzeba przyznać, że też byłam bardzo kreatywna. Ostatnio zatrudniłam nawet swojego sobowtóra, aby za nimi podążyli paparazzi, ale ten blef się nie udał, bo teraz każdy ma aparat w telefonie i może walnąć zdjęcie, za które zgarnie parę stówek. Te najbardziej kompromitujące były najdroższe, jak ostatnia cyknięta mi fotka. Opuszczałam imprezę w stanie upojenia, oblana klejącym drinkiem, z rozpiętą bluzką i do tego w rozmazanym makijażu, a do tego przytrzymywałam się barierki, powstrzymując wymioty, bo zdecydowanie zbyt dużo w siebie wlałam alkoholu tego wieczoru. Cóż, dobrze się bawiłam i w końcu odstresowałam.
– Potrafisz mi powiedzieć, dlaczego znów widzę moją córkę na okładkach wszystkich gazet? – zagrzmiał mój ojciec, gdy następnego dnia próbowałam zjeść śniadanie. Rzucił kilka pism z hukiem na blat, aż podskoczyłam. Takie dźwięki na kacu były jak zabójstwo dla głowy.
– Możesz mi dawać reprymendę troszkę ciszej? Głowa mnie strasznie boli – burknęłam, a potem spojrzałam na niego.
Był wściekły. Jego ciało napięło się niczym struna, a twarz zaczynała przybierać kolory purpury. Nie zwiastowało to niczego dobrego, ale wiedziałam, że jego wybuchy są gwałtowne, lecz krótkie. Tym razem chyba jednak przegięłam, bo już dawno nie zawracał sobie głowy opieprzaniem mnie. W końcu jestem dorosła i chodzę własnymi ścieżkami, które – jak widać – nie za bardzo mu się podobają.
– Lauro, ile razy mam ci powtarzać, że takim zachowaniem niszczysz mój wizerunek medialny, na który pracowałem latami?
Zaczyna się, pomyślałam smętnie. Tak często już to słyszałam. Wiecznie „mój wizerunek”, „moje notowania”… Powstrzymałam się, aby nie przewrócić oczami i tym samym nie dolewać oliwy do ognia.
– A brałeś nas pod uwagę, gdy wstępowałeś do tej durnej partii? Czy choć raz zapytałeś, czy ja z matką też pragniemy być na świeczniku? Żeby cały kraj patrzył nam na ręce i tylko czekał, kiedy się potkniemy, aby zrobić nam kompromitujące zdjęcia? Że się sprzedadzą za większą kasę, bo przyciągną więcej ciekawskich hien? – dopytywałam ze złością w głosie, a po chwili wstałam z krzesła, szorując nim głośno o podłogę. Straciłam już całkiem apetyt, który poza tym na kacu i tak nie był ogromny. Wiedziałam jednak, że poczuję się lepiej po posiłku.
– Zrobiłem to też dla was, żebyście miały lepszy byt i nie musiały się liczyć z każdym groszem – wyznał i to zadziałało na mnie jak płachta na byka. Żądza pieniądza tatuśka przekreśliła mi życie, takie, jakie kiedyś chciałam mieć. Teraz musiałam brać to, co mi było dane, bo przez „popularność” tatuśka już nie mogłam decydować o wszystkim.
Wrzuciłam naczynie do zlewu i dopiero wtedy ponownie na niego spojrzałam. Najchętniej bym poszła do swojego pokoju, ale wiedziałam, że jeśli nie skończymy tego tematu tu i teraz, to będzie jeszcze drążył później.
– Niestety coś ci nie wyszło po drodze – mruknęłam i mimo że jeszcze coś mówił, nie zamierzałam go słuchać. Poszłam do swojego pokoju, bo tylko tam miałam święty spokój. Trudno, może później nie będzie miał czasu, aby kontynuować przerwaną rozmowę.
Nienawidzę tych jego wszystkich umoralniających rozmów. To przez niego nie mogę wyjść z domu, bez błysków fleszy jak normalny człowiek. Jestem pełnoletnia, a nadal czuję się jak dziecko, które jest kontrolowane na każdym kroku – tyle że teraz nie tylko przez rodzica, ale także ochronę i paparazzich. Musiałam zabezpieczyć swoje profile na social mediach, bo ludzie wylewali na mnie jad za mojego tatusia. Nie byłam niczemu winna, a i tak uważali mnie za najgorszą. Niejednokrotnie nawet życzyli mi śmierci, chociaż nie miałam nic wspólnego z polityką, a moim grzechem było, że… jestem córką polityka. Pragnęłam tylko żyć jak zwykła młoda kobieta, ale ojciec bezpowrotnie mi to zabrał, gdy stwierdził, że dla mojej lepszej przyszłości zajmie się brudną polityką i machlojkami. Teraz jeszcze powinnam być mu za to wdzięczna, pomyślałam sarkastycznie. Jego niedoczekanie!
Dogorywałam w łóżku aż do popołudnia, ale w końcu głód zmusił mnie do zejścia na dół do kuchni. Nasłuchiwałam uważnie, czy ojca nie ma w pobliżu. Obawiałam się, że mógł jeszcze nie skończyć swojego gadania i znów będę słuchać, jak mnie tylko dorwie. Na szczęście nigdzie go nie widziałam ani nie słyszałam, więc bezpiecznie udałam się do kuchni, wzięłam sok z lodówki, a z blatu misę z owocami, aby coś przekąsić. Pomyślałam w międzyczasie, że skoro go nie ma w pobliżu, to dobrze będzie wypocić wszystko na słońcu i trochę wygrzać kości. Zaniosłam więc wszystko na taras i pobiegłam się przebrać w strój kąpielowy. Zauważyłam przez okno, że na podjeździe nie ma auta należącego do ojca. Odetchnęłam z ulgą, bo najwyraźniej pojechał uprawiać tę swoją durną politykę, przez którą w tym momencie muszę się ukrywać nawet przed nim.
Leżałam na leżaku i relaksowałam się ze spokojną muzyką płynącą ze słuchawek do moich uszu, gdy nagle poczułam, że słońce zniknęło. Uchyliłam jedną powiekę i zauważyłam, że to nie promienie schowały się za chmurę, a jakiś koleś w garniaku bezczelnie mi je zasłonił swoim ciałem. Całkiem przystojny facet, przemknęło mi przez myśl, gdy przeskanowałam wzrokiem całą jego sylwetkę i na dłużej zawiesiłam wzrok na twarzy. Na migi mi pokazał, żebym wyjęła słuchawki z uszu, gdy otworzyłam i drugie oko. Niechętnie, ale zrobiłam to, o co prosił.
– Zasłaniasz mi słońce, jakbyś nie zauważył. Kim, u licha, jesteś i dlaczego przebywasz w moim domu? – zadałam dwa pytania na raz, gdy odkładałam na stolik słuchawki, a potem wsparłam się na łokciach.
– Mam na imię Tymon i jestem twoim osobistym ochroniarzem – odparł beznamiętnie, a ja uniosłam wysoko brew. Obcięłam go spojrzeniem z góry na dół kolejny raz. Niewiele było widać pod tym garniakiem, poza tym, że był wysoki, miał ciemne włosy oraz oczy.
– Ahaaa – mruknęłam, po czym opadłam z powrotem na leżak. Automatycznie straciłam nim zainteresowanie. – To możesz już sobie iść – oświadczyłam bez emocji, bo jeśli to kolejny pracownik ojca, to nie warto było zawracać sobie nim głowy. Niedługo i tak już go tutaj nie będzie, jak każdego jego poprzednika. Miałam już założyć słuchawki, lecz mnie powstrzymał, łapiąc za nadgarstek. To jakaś kpina! – cichy głos w mojej głowie zabrzmiał pogardliwie.
– Nie, nie mogę sobie pójść, póki nie ustalimy kilku zasad – odrzekł spokojnie i przykucnął, nadal trzymając moją rękę w żelaznym uścisku, gdy próbowałam mu ją wyrwać.
– Ej, puszczaj! – warknęłam, lecz on nic sobie z tego nie robił, mimo że szarpnęłam tą ręką ponownie. – Co ty robisz? Powiem wszystko ojcu!
Usiadłam na leżaku, wyprostowana niczym struna, a on bezczelnie mi parsknął w twarz. Dupek! Nienawidzę takich ludzi.
– Twój ojciec już ma cię dość – poinformował lodowato, patrząc mi prosto w oczy, i przy tym nawet nie mrugnął ani się nie zająknął. – Koniec gówniarskich zagrań.
Jego ton stał się srogi, ale miałam to gdzieś. Kim on jest, aby mi mówić, jak mam żyć czy się zachowywać. Niewiele myśląc, przymierzyłam się wolną dłonią, ale on przewidział ten ruch, nim cios dotarł do celu. Teraz trzymał mnie za obydwa nadgarstki, powodując w moim ciele znaczny dyskomfort.
– Koniec, powiedziałem – wysyczał przez zaciśnięte zęby, lekko mrużąc przy tym powieki. – Jeszcze jeden taki numer i zaczniemy stosować kary za twoje szczeniackie ekscesy, tylko nie jak dla dzieci. Chcesz, abym traktował cię jak gówniarza, to zrobię to.
Tym razem to ja parsknęłam, nie mógł mówić poważnie. Jego mina jednak była nadal tak niewzruszona, jakby miał twarz wyciosaną w kamieniu. Twardy zawodnik mi się trafił, przemknęło mi przez głowę, ale na takich też zawsze coś się znalazło. Oni na początku wszyscy chcą stwarzać pozory, a później – gdy odnajduję ich słaby punkt – już im nic nie wychodzi.
– Żartujesz, prawda? – upewniałam się, gdy w końcu mnie puścił. Zaczęłam rozcierać bolące nadgarstki, patrząc mu gniewnie prosto w oczy. Zapłaci mi jeszcze za to! Obiecałam sobie, ale i jemu, chociaż nie wypowiedziałam tego na głos.
– A wyglądam, jakbym żartował? Zapamiętaj jedno… Nie ty jesteś dla mnie, a ja dla ciebie i każdy twój zły ruch pociągnie konsekwencje – oświadczył, a potem wstał, górując nade mną, co mi się nie spodobało. Zagwizdał, a obok niego pojawił się wielki pies.
Spięłam się cała, a moje ciało pokryło się gęsią skórką. Bałam się psów, a szczególnie takich ogromnych, które mogą wyrządzić dużą krzywdę zębiskami.
– Dżeki bardzo lubi biegać i nie chcesz próbować sprawdzać, kto jest szybszy z waszej dwójki. Pilnuj – rozkazał psu, który położył się tuż obok mojego leżaka i wlepił we mnie swoje ogromne brązowoczarne gały.
Mężczyzna zostawił nas, a ja byłam mocno osłupiała, bo takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Przecież ten gad mnie pożre w całości.
– Weź stąd to bydlę! – krzyknęłam, ale w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech.
Najpierw chciałam postawić nogę na tarasie, a to włochate psisko zaczęło warczeć ostrzegawczo. Nie znam się na psach, ale znaczenia tego dźwięku akurat nie trzeba było mi tłumaczyć. W co ojciec znów mnie wpakował? Wsunęłam nogę na leżak i przesunęłam na tyle, ile mogłam, aby być jak najdalej od tego kundla.
– Kurwa, on nie żartował – mruknęłam pod nosem, gdy psisko położyło łeb na łapach, widząc, że cała jestem na leżaku.
Trochę zaczynałam żałować, że na ostatniej imprezie się upiłam. Konsekwencją tego było właśnie to, że ktoś zrobił mi te przeklęte zdjęcia. Potem ojciec wywalił poprzedniego ochroniarza i teraz na głowie miałam gestapowca z czarnym bydlakiem u nogi. Ale kto mógł to wszystko przewidzieć? Nie sądziłam, że ojciec posunie się aż tak daleko, aby osiągnąć swój cel…
Tymon
Gdy przysiadłem w salonie ze szklanką wody, wracałem myślami do rozmowy z moim nowym pracodawcą. Zatrudnił mnie, bo byłem skuteczny w mojej pracy oraz bezkompromisowy. Miał już dosyć córki i nawet mnie obiegły słuchy, że w tej posiadłości często zmienia się ochrona. Przyjąłem jednak to zlecenie – było ono dla mnie w pewnym sensie wyzwaniem i miałem dość już kaprysów celebrytów i latania po całym świecie. Ochrona rozkapryszonej córki polityka była pestką w porównaniu do ochrony jakiejkolwiek gwiazdy w różnych zakątkach świata. Pragnąłem też w końcu stabilizacji w moim trzydziestoletnim życiu. Nie chciało mi się już wiecznie żyć na walizkach i często nie wiedzieć, w jakim hotelu przyjdzie mi spać kolejnej nocy.
Sięgnąłem po teczkę z najważniejszymi informacjami o mojej nowej podopiecznej, które dostałem od jej ojca. Dziewczyna nadal leżała na leżaku na tarasie i będzie tam, aż odwołam psa. Wiedziałem, że mój pupil w żadnym wypadku nie pozwoli jej z niego zejść. Ona musi wiedzieć na samym starcie, że ze mną się nie pogrywa, bo później od razu weszłaby mi na głowę. Jej ojciec dał mi wolną rękę, abym tylko był skuteczny. Nawet nie miał obiekcji, gdy poinformowałem go, że Dżeki jest moim partnerem w pracy i bez niego nie przyjmę zlecenia. Powiedział, że nie będzie ingerował w moje metody, jeśli okażą się niezawodne i utemperują jego córeczkę. Nie wnikałem bardziej, dlaczego ją nadal trzyma na smyczy, skoro jest dorosła. Jeśli uznał to za słuszne, to nic mi do tego. Ważne, aby kasa się zgadzała na koncie. Nic poza tym mnie nie interesowało.
Spojrzałem przez szkło na dziewczynę. Fakt – nie spodziewałem się, że będzie taka śliczna. Bardziej wyobrażałem ją sobie jako pryszczatą nastolatkę, a okazało się, że jest piękną młodą kobietą, ale wyrachowaną – miałem okazję już tego doświadczyć. Mam jedynie nadzieję, że szybko się uczy i zacznie przestrzegać moich zasad, a tym samym ułatwi mi pracę.
Otworzyłem w końcu teczkę i zagłębiłem się w lekturze. Laura Sośnicka, lat dziewiętnaście. Przeczytałem to kilkukrotnie i nie dowierzałem. Wyglądała mi na starszą, ale może to przez to, że na bank jest skacowana po wczorajszej imprezie, gdzie znów ją przyłapały pismaki. Jej ojciec, zanim cisnął nimi do kosza, pokazał mi to samo zdjęcie dziewczyny w kilku magazynach, ale za bardzo się im nie przyglądałem. Tak pobieżnie rzuciłem okiem i widziałem, że moja nowa podopieczna narąbana w trzy dupy nie mogła się podnieść z klęczek. Może inaczej pomyślałem o jej wieku, bo dziś była bez makijażu, a ten z gazet zdecydowanie ją postarzał, i to o dobrych kilka lat.
– Weź go, kurwa, człowieku! – usłyszałem dźwięczny głos dziewczyny i wyszczerzyłem zęby, choć nikt nie mógł tego zauważyć. Czyżby miała już dosyć leżenia na słoneczku? Przeleciało mi przez głowę ironicznie,
– Myślę, że Dżeki jeszcze się nie wyspał – odkrzyknąłem złośliwie.
Niech się jeszcze trochę postresuje i nauczy siedzieć na tyłku w jednym miejscu. Przy mnie nie będzie latać wszędzie, gdzie tylko zechce. Już by to wiedziała, gdyby nasza wcześniejsza rozmowa potoczyła się tak, jak zaplanowałem. Tymczasem wróciłem do czytania, ale nic interesującego tam już nie znalazłem poza suchymi faktami, takimi jak szkoła, genealogia rodziny czy jakieś kursy, które dziewczyna odbyła.
– Dzwonię do ojca! – krzyknęła, a ja wzruszyłem ramionami, zapominając, że i tak nie może zobaczyć tego gestu. Jeśli myślała, że mnie to jakoś zdyscyplinuje, to będzie musiała pogodzić się z gorzkim rozczarowaniem.
– Pozdrów go ode mnie! – odezwałem się, chowając teczkę do plecaka, później podszedłem do tarasu i oparłem się o futrynę, widząc, że faktycznie wykonuje połączenie.
Zaplotłem ręce, czekając na przebieg wydarzeń. Zaraz może być ciekawie, przemknęło mi przez myśl i powstrzymałem się, aby nie uśmiechnąć się szeroko. Jej ojciec ostrzegał, że ona może próbować robić takie akcje – jak widać, się nie pomylił.
– Tatusiu, tu jest jakiś straszny człowiek i nie pozwala mi zejść z leżaka – poskarżyła się chwilę później jak mała dziewczynka, modulując nawet głos, jakby faktycznie się bała, że coś jej zrobię.
Trzeba przyznać, że niezła z niej aktoreczka. Powstrzymałem się, aby nie parsknąć śmiechem.
– Ale jak to go nie wywalisz z domu? – doleciało do mnie i ucieszyłem się, że stary Sośnicki trzyma się naszej umowy. Plus dla niego.
Z grymasem na twarzy zerwała połączenie i cisnęła telefon wprost do basenu. Rozpieszczona gówniara! Nie szanuje rzeczy, bo tatuś zaraz da kasę na nowe. Bunt, bo nie dostała tego, co chciała. Żałosne.
– To jak, przystajesz na moje zasady? Czy chcesz toczyć ze mną wojnę, której i tak nie wygrasz?
Dziewczyna spojrzała na mnie z mordem w oczach. Tylko że ona wyglądała nie groźnie, a jak rozwścieczony kociak, więc nie robiła nawet na mnie najmniejszego wrażenia. No może poza takim, że miałem ochotę się z niej śmiać, ale jej chyba nie o taki efekt chodziło.
– Ani mi się śni! – syknęła.
Odbiłem się od futryny i zamierzałem odejść. Ja mam czas, nigdzie mi się nie śpieszy i poczekam, aż spuści z tonu oraz skruszeje. Jedną nogą już byłem w salonie, gdy krzyknęła za moimi plecami:
– Ej! Poczekaj!
Powstrzymałem się, aby szeroko się nie uśmiechnąć. Szybko załapała, to trzeba jej przyznać. Może jednak zacznie działać nasz układ według moich zasad i ta praca stanie się przyjemniejsza.
– Zmieniłaś zdanie, księżniczko? – zapytałem lekko złośliwie, gdy przysiadłem na drugim leżaku. Oparłem łokcie na kolanach i splotłem palce, patrząc na nią uważnie.
Jej spojrzenie się nie zmieniało, więc wiedziałem, że łatwo nie będzie. Uparta bestyjka, ale ja też należę do osób, które nie dają łatwo za wygraną.
– Nie nazywaj mnie tak, to po pierwsze. A po drugie, zabierz tego kundla – rozkazała.
Tym razem się nie powstrzymałem i wyszczerzyłem zęby. To jednak było dobre posunięcie, aby pozostawić przy niej Dżekiego.
– To ja ci powiem tak: twoje rządy się skończyły. Wiedz, że to nie żaden kundel, a malinois, dokładniej mówiąc, belgijski pies pasterski. Będzie cię pilnował, gdy akurat sam nie będę mógł tego robić.
Wzniosła oczy ku niebu, a potem lekko poprawiła się na leżaku, skrzyżowała nogi i chwilę później zaplotła także ręce.
– Gówno mnie to obchodzi i tak pozbędę się ciebie i tego pchlarza, więc daruj sobie, Tymianku!
Wybuchnąłem śmiechem, bo jeszcze nikt tak specjalnie nie przekręcił mojego imienia. Tylko jeśli jej się wydawało, że ją poprawię czy się wkurzę, była w wielkim błędzie.
– Nie wydaje mi się, ale możesz próbować – zasugerowałem, zastanawiając się, jak bardzo będzie pomysłowa.
To może być dobra zabawa, przemknęło mi przez myśl. Dziewczyna mimowolnie się schyliła, uwydatniając swoje piersi w skąpym bikini, a ja musiałem być profesjonalistą i powstrzymałem się, aby nie spojrzeć na nie. Jestem ochroniarzem, ale także facetem, i choć nigdy jej nie tknę w ten sposób, to nie oznacza, że ciekawość teraz nie zwyciężyła i nie pozwalałem sobie zerknąć.
– Naruszasz moje podstawowe prawa człowieka, bo muszę siku, a nie mogę przez tego jebanego kundla – zarzuciła, a ja się lekko skrzywiłem.
Nie chodziło o psa, a język, jakim się posługiwała. Nawet ja nie kląłem tyle… W jej ustach brzmiało to jeszcze bardziej wulgarnie, niż było w rzeczywistości.
– Pierwsza zasada: odzywasz się, jak na młodą kobietę przystało, a nie jak na giganciarę z kiepem w ustach i butelką piwa w dłoni.
Parsknęła, ale nie przerywała mi, więc kontynuowałem:
– Po drugie: nigdzie beze mnie nie wychodzisz. Każde wyjście ustalamy przynajmniej dobę wcześniej, wyjazdy minimum tydzień, a najlepiej miesiąc wcześniej. Jeśli uznam, że to niebezpieczne, nigdzie nie idziesz i nie jedziesz – odparłem powoli, a jej twarz się zaczerwieniła.
Chyba nie spodobały jej się moje zasady, ale były dla jej bezpieczeństwa i nie musiały się jej podobać. Czym szybciej to pojmie, tym lepiej także dla niej.
– Po trzecie…
– Chyba sobie żartujesz! Nie zgadzam się, żebyś mnie inwigilował, mówił, gdzie mogę iść, a gdzie nie! – zezłościła się, ale spodziewałem się, że tutaj, przy tej zasadzie, tak właśnie będzie.
Każdy na początku się buntował, a później się z tym godził. Te zasady są wypracowane przez lata i sprawdzają się idealnie, więc nic nie będę zmieniał. Tak działam. Koniec kropka.
– Nie, nie żartuję i te zasady są niezmienialne. Nie będę cię inwigilował, tego nie było w zasadzie numer dwa – starałem się mówić spokojnie. – Teraz trzecia zasada i najważniejsza. Gdy ja nie będę mógł, Dżeki będzie cię pilnował i nie myśl sobie, że mi albo jemu zwiejesz. Podsumowując to, co już ci mówiłem parę godzin wcześniej… Nieposłuszeństwo będzie karane i to tak, jak ja sobie wymyślę. Oczywiście w żadnym wypadku nie będziesz mogła zmienić kary.
– Chłopie, chyba się czegoś naćpałeś, nie wiem czego, ale lepiej zmień dilera. Twoje zasady są absurdalne i dobre dla dzieci – odrzekła, gdy miałem już odwołać psa i iść się w końcu rozpakować. Tego, co uważa o moich zasadach, nie chciałem komentować. – Jak będę chciała iść się bzykać z facetem, też będziesz mnie pilnował i przyglądał się, jak się pieprzę? Jak jakiś zbok?
– Przypominam o zasadzie numer jeden i nie, w pokoju nie będę siedział, ale pod drzwiami. Choć dla mnie to nie będzie przyjemne, wiedz, że wszystkiego będę musiał słuchać – zakończyłem, a ona zaczęła się śmiać.
Myślała chyba, że to żart. To jednak nie był dowcip, a po chwili i ona to zrozumiała, gdy wyraz mój twarzy się nie zmienił. Ucichła momentalnie.
Wstałem i wydałem psu komendę. Na odchodne poinformowałem księżniczkę, że będę miał na nią oko na kamerach i że będę u siebie, jakby mnie potrzebowała. Musiałem się rozpakować i nakarmić Dżekiego. Ta robota nie mogła być gorsza od poprzednich zleceń i stary Sośnicki dobrze płacił. Miałem jednak wrażenie, że panienka Laura napsuje mi krwi bardziej niż niejedna gwiazdeczka. Nie spodziewam się, że od razu zacznie przestrzegać zasad i stanie się potulna jak baranek, ale łudziłem się, że choć odrobinkę będzie ze mną współpracować.
Trafił mi się zepsuty dzieciak bez zasad, choć w tym wieku powinna już być mądrą młodą damą, szczególnie że jest dobrze wyedukowana. Chyba, że to tatuś zapłacił za jej wykształcenie, a to też bardzo możliwe.
ROZDZIAŁ DRUGI
Nie zatrzymuj się, kiedy jesteś zmęczony. Zatrzymuj się, kiedy skończysz.
Autor nieznany
Laura
Ten facet to jakiś koszmar pijacki. Choć wiedziałam, że nie śpię i już wytrzeźwiałam. Musiałam pogadać z ojcem, żeby się go pozbył. Jestem dorosłą osobą i nie potrzebuję niańki. Dobra, ochroniarz mi potrzebny, ale nie taki jak on. Zawsze byli ze mną, gdy gdzieś wychodziłam, i nie spali w pokoju obok z zapchlonym kundlem. Przede wszystkim, co on sobie wyobraża, strasząc mnie jakimiś karami. Jego niedoczekanie! Pomstowałam pod nosem podczas toalety, ale też, gdy się ubrałam i szykowałam. Jedyny plus, jaki znalazłam w tym człowieku, to że jest przystojny, co i tak nie nadrabiało jego gestapowskiego zachowania.
– Wrrr – warknęłam do swojego odbicia w lustrze na myśl o tym mężczyźnie i starłam z powieki czarną smugę od tuszu.
Wstałam w końcu od toaletki, podeszłam do dużego lustra i przejrzałam się z każdej strony. Wyglądam ślicznie, pomyślałam w momencie, gdy zawibrował na blacie mój zapasowy telefon. Podeszłam, aby odebrać połączenie.
– Halo – rzuciłam, gdy tylko odebrałam połączenie, nawet nie patrząc, kto dzwoni.
– No gdzie ty jesteś? – usłyszałam zamiast standardowego powitania głos przyjaciółki w aparacie.
– Miałam małe komplikacje, ale już za chwilkę wychodzę z domu. Będę za jakieś dziesięć minut na miejscu.
Zerknęłam na zegarek na ścianie i automatycznie wzięłam torebkę oraz kluczyki od auta.
– Dobra, to dawaj, dawaj! – Po tych słowach połączenie zostało zerwane.
Z Anielą znałam się od wielu lat. Ona była tą grzeczną, a ja całkowitym jej przeciwieństwem, dlatego tak dobrze się dogadywałyśmy i lubiłyśmy swoje towarzystwo. Nie była córką polityka i miała to szczęście, że w przeciwieństwie do mnie mogła wieść spokojne, normalne życie. Tego jej zazdrościłam najbardziej.
Mimo że byłam we własnym domu, to niczym złodziej cicho wyjrzałam zza drzwi, aby się upewnić, że w zasięgu wzroku nie ma tego goryla z jego kundlem. Szczęście mi sprzyjało, bo była cisza jak makiem zasiał. Do samych wyjściowych drzwi nie spotkałam ich na swojej drodze. Gdy tylko wyszłam z domu zadowolona z siebie jak diabli, pobiegłam do swojego auta. Problem tylko polegał na tym, że po przekręceniu kluczyka nie chciało się uruchomić. Zaklęłam siarczyście pod nosem i uderzyłam dłońmi w kierownicę, jakby to miało pomóc. Jak nic, ten typ musiał coś majstrować, bo jeszcze wczoraj samochód odpalał bez problemu.
– Co mówiłem o zasadach?
Ochroniarz z szerokim uśmiechem na ustach zjawił się obok mojego auta. Niewiele myśląc, wysiadłam i trzasnęłam drzwiami, a następnie stanęłam naprzeciwko niego. Trzeba przyznać, że gdy znajdował się w znacznej odległości, wydawał się niższy, a teraz musiałam zadrzeć głowę, by spojrzeć mu z wściekłością prosto w oczy.
– To ty uszkodziłeś mi auto? – dopytywałam, a on nic sobie z tego nie robił, bo jego wyraz twarzy nawet się nie zmienił i facet nadal miał na ustach ten wkurwiający uśmieszek.
Zaraz mu go zetrę, pomyślałam, nie odwracając spojrzenia.
– Jak ja, to co? – odpowiedział bezczelnym pytaniem, gdy zaplotłam wojowniczo ręce. Cała się gotowałam ze wściekłości. Miałam plany, a on właśnie udaremniał mi ich realizację.
– To ojciec odbierze sobie naprawę z twojej pensji i będziesz kilka miesięcy pracował za darmo – wycedziłam, a on wzruszył ramionami olewczo.
Miałam wielką ochotę nadepnąć mu na stopę, aby przestał się tak idiotycznie uśmiechać. Tylko on dobrze się bawił w tym momencie, bo mi daleko było do śmiechu.
– Myślę, że da mi jeszcze premię. W końcu udaremniłem jego rozkapryszonej córeczce samowolną ucieczkę z domu.
Dupek do kwadratu! Jak on śmie tak się do mnie odzywać? Jego buta działała na mnie jak płachta na byka.
– Po pierwsze, nigdzie nie uciekam – powiedziałam hardo, wyliczając na palcach i dźgając go tym samym w pierś. W twardą pierś, poprawiłam się w myślach. – Po drugie primo, przez ciebie jestem już bardzo spóźniona. – Aniela już na bank jest na mnie wściekła i pewnie poużywa sobie, pomstując na mnie przez tego kretyna, a tyle czasu umawiałyśmy się na to spotkanie.
– To ciekawe… Myślę, że kiedy zobaczysz zapis z kamery, to też odbierzesz to za próbę zwiania – rzekł i zrobił krok w bok, gdy chciałam go wyminąć, aby iść po kluczyki od drugiego auta.
Przyjaciółka mnie zabije za tak duże spóźnienie na spotkanie przy kawie, zwłaszcza że już wydzwaniała i nie wie, co się tutaj wyprawia.
– A dokąd to panienka się wybiera? Nie omówiliśmy jeszcze naruszenia zasad.
Prychnęłam, znów próbując go obejść bokiem. Nie obchodziło mnie, co on chce mi jeszcze powiedzieć. Najlepiej niech mi zejdzie z drogi, bo nie ręczę za siebie.
– W dupie mam twoje zasady i weź się odpieprz w końcu ode mnie, co? – prawie krzyknęłam, ale gdy znów udaremnił mi próbę pójścia do domu, chciałam go odepchnąć na bok. Moje próby okazały się daremne, bo nawet o milimetr nie drgnął. – Idź i porzucaj patyk temu swojemu pchlarzowi lub zwal konia, jak ci źle w życiu, albo zmień się w jebanego magika i zniknij.
– Jeśli jeszcze raz tak się do mnie odezwiesz, to gwarantuję ci, że będziesz zmuszona patrzeć, jak walę tego konia – oznajmił cichym, ale groźnym głosem, a ja niestety uwierzyłam mu od razu na słowo. – Dziesięć okrążeń biegiem wokół auta – dodał, a mnie zatkało.
– Słucham? – dopytywałam głupio, mimo że usłyszałam wyraźnie słowa mojego ochroniarza. – Ty też tak się do mnie odzywasz, hipokryto.
– Dziesięć okrążeń wokół auta i masz na to trzy minuty. Czas start – rozkazał, olewając mój komentarz.
Dalej stałam jak wryta, zastanawiając się, czy żartuje, czy nie. Chyba sobie kpi, że w szpilkach od Manolo będę biegać… W ogóle, że będę bezsensownie się pocić, bo on ma taki kaprys.
– Dwie minuty – usłyszałam, gdy zerknął po chwili na zegarek na nadgarstku, a potem zagwizdał głośno.
Bezczelny, jeszcze będzie gwizdał na mnie jak na psa. Tylko że… on faktycznie gwizdał na swojego kundla. Kurwa! Zapomniałam o tym, że ten kretyn go ma.
– Za minutę Dżeki ci pomoże, jeśli nadal się stąd nie ruszysz – rzekł, zanosząc się śmiechem.
Byłam rozdarta. Nie miałam ochoty dać mu satysfakcji, ale i nie chciałam, aby ta bestia zatopiła swoje kły w moim zadku. Ochroniarz miał nade mną pieprzoną przewagę w postaci tego pchlarza, którego realnie się bałam.
– Troglodyta pieprzony – syknęłam, gdy spojrzałam w ślepia psa, który usiadł przy jego nodze.
Wepchnęłam ochroniarzowi w ręce torebkę, ściągnęłam szpilki i niemalże wybiłam mu zęby jednym z butów. Ach, szkoda, że się nie udało, pomyślałam złośliwie i chcąc czy nie, zaczęłam truchtać wokół mojego auta. Bałam się, że spełni swoją obietnicę i naśle na mnie zwierzaka.
– Moja babcia biega szybciej na autobus – zażartował, rzucając moje rzeczy na trawnik.
Wykastruję go, jeśli znajdę choćby zadrapanie na szpilkach, słowo daję!
– Bo jej wnuk jest palantem i ma ją w dupie – odgryzłam się, sapiąc coraz głośniej, a byłam dopiero w połowie wyznaczonej kary.
Moja kondycja nie istnieje. Nie jestem stworzona do biegania, lecz do wożenia autem. Gdy skończyłam ostatnie okrążenie, oparłam się o kolana zgięta wpół, ciężko łapiąc powietrze.
– Zaczekaj! – krzyknęłam, gdy ochroniarz zamierzał wrócić do domu. – A co z moim autem? Przez ciebie i tak jestem już bardzo spóźniona. – Naiwnie myślałam, że gdy zrobię to, co chce, to on mi naprawi auto i spotkam się z przyjaciółką.
– Zasada numer dwa mówi, że… – odwrócił się i spojrzał na mnie – …wszelkie wyjścia zgłaszasz dobę wcześniej.
Coraz bardziej zaczynałam nienawidzić tego człowieka. Jeszcze nigdy nikt mi nie nadepnął tak mocno na odcisk jak on, i to w zaledwie kilka godzin.
– Jak miałam ci zgłosić, jak wczoraj jeszcze cię tutaj nie było?
Wzruszył ramionami. Rozejrzałam się, ale niestety nie było nic pod ręką, aby wycelować w niego, a moje rzeczy były zbyt drogie i cenne, aby zepsuć je na tej podłej gębie.
– Dlatego możesz poprosić o wyjście na jutro – zaśmiał się i ruszył do domu, już więcej nie oglądając się za siebie, mimo że go wołałam.
Jego niedoczekanie, że będę go prosić o cokolwiek! Zgarnęłam wszystkie swoje rzeczy i obejrzałam każdy przedmiot dokładnie. Na jego szczęście nic się nie uszkodziło, ale za to ja musiałam ponownie doprowadzić się do porządku. Byłam spocona, miałam brudne stopy i okropnie chciało mi się pić.
Niech go szlag! A raczej ich: ojca i Tymona. Z drugim nic nie mogłam zrobić, ale na ojcu muszę wymusić jego usunięcie. Nie wytrzymam z nim! On jest gorszy niż wszyscy z mojej byłej ochrony razem wzięci. Sam diabeł nie może być od niego gorszy, ba, diabeł by mi tego nawet nie zrobił. Jeszcze nigdy nie spotkałam aż tak wielkiego dupka, jakim jest ten stuknięty ochroniarz! Gestapowiec pieprzony od siedmiu boleści. Musiałam odwołać spotkanie z przyjaciółką i wiedziałam, że nie będzie zadowolona z tego powodu. Tyle na mnie czekała, a teraz muszę jej napisać, że jednak się nie pojawię, bo mój ochroniarz upadł na głowę. Nie przypuszczałam, że ten mężczyzna wywinie mi taki numer. Czuję się jak ubezwłasnowolniona, wkurwiona i pokonana.
Redakcja: Olga Smolec-KmochKorekta: Ola JuryszczakProjekt okładki: Tomasz BiernatSkład: Tomasz Biernat
Druk i oprawa:OSDW Azymut Sp. z o.o.Łódź, ul. Senatorska 31
Spis treści
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI