Baca - Strzelczak Sylwia - ebook + książka

Baca ebook

Strzelczak Sylwia

4,2

Opis

Jedni mówią, że czas goi rany. Inni, że tylko uczy nas żyć z poniesionymi stratami. A może tak naprawdę to, co wydaje się nam końcem, może stać się początkiem czegoś wspaniałego?
Ona dokonała wyboru, a on podjął trudną decyzję. Niewątpliwie przyjdzie im obojgu za to zapłacić.
Piekło upomni się o tych, którzy już dawno o nim zapomnieli, a legendy góralskie ożyją naprawdę.
Czy miłość okaże się na tyle silna, aby przetrwać próbę czasu i zetknięcie ze śmiercią? Kasia już wie, że to, co najważniejsze, nie jest widoczne dla oczu.
Kasia jest młodą nauczycielką języka polskiego, która próbuje się odnaleźć po tym, jak jej życie osobiste legło w gruzach. Szuka pocieszenia w rodzinnych stronach, gdzie mieszka jej ukochana babcia. Akcja przenosi się do malowniczej Żabnicy leżącej w Beskidzie Żywieckim. Tam dziewczyna poznaje przystojnego górala. Jak się później okazuje, mężczyzna skrywa mroczną tajemnicę…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 235

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (22 oceny)
12
3
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
boberekgosiaczek

Całkiem niezła

Taka trochę bajka ale nawet dobrze się czytało
00
AgaMatiLila

Nie oderwiesz się od lektury

Gorąco polecam ❤️ Cudowna historia
00
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo ciekawa historia ..
00
JoannaPytlarczyk

Nie oderwiesz się od lektury

Dobry debiut, czytało się jednym tchem.
00
bozenasup

Całkiem niezła

Dla mnie, "Baca" to taka bajka. Myślałam, że będzie to książka opowiadająca o romansie. I tak, był tu taki wątek, ale nie był on głównym. Autorka wykorzystała wiele elementów paranormalnych związanych z dawnymi wierzeniami. Trochę mnie to zaskoczyło. Podobała mi się górska sceneria i jej klimat. Ciekawa opowieść, z którą spędziłam miło czas.
00

Popularność




Redakcja i korekta

Monika Tomys

Współpraca

Robert Ratajczak

Projekt okładki, skład, łamanie

Natalia Jargieło

© Copyright by Sylwia Strzelczak

© Copyright by Wydawnictwo Vectra

Druk i oprawa

WZDZ Drukarnia Lega, Opole

ISBN: 978-83-67334-40-2

Wydawca

Wydawnictwo Vectra

Czerwionka-Leszczyny 2023

www.arw-vectra.pl

Książkę tę pragnę zadedykować mojej babci Marysi.

Żadne słowa nie oddadzą tego,

jak bardzo Cię kocham.

Dziękuję, że jesteś.

I pamięci mojego cudownego dziadka Stanisława,

dzięki któremu miałam najcudowniejsze

dzieciństwo na świecie.

Powieść jest fikcją literacką.

Postaci, wydarzenia i dialogi są wytworem wyobraźni autora i nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistym świecie. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych wydarzeń i osób jest zupełnie przypadkowe.

Czasem w życiu przychodzą ciężkie chwile. Boimy się, że po kolejnej porażce lub stracie nie uda nam się podnieść. Modlimy się w myślach o niepamięć. Błagamy, by zapomnieć bolesne momenty. Kładziemy się ze łzami w oczach. Jednak z każdej sytuacji jest wyjście, choć czasem trudno uwierzyć, że coś dzieje się właśnie po coś.

Ta książka to opowieść nie tylko o stracie, ale przede wszystkim o tym, jak ocalić od zapomnienia pewne wspomnienia i wybranych ludzi. Każdy z nas ma coś, czego mu brakuje, lub kogoś, za kim tęskni. Podobnie jest ze mną. Przedstawiona przeze mnie historia to mój powrót do czasów dzieciństwa, kiedy to każdy wolny czas spędzałam u dziadków w malowniczej Żabnicy. To obraz Beskidów, pachnących łąk i lasów, to gawędy opowiadane przez dziadka podczas grzybobrania oraz postać mojej ukochanej babci Marysi, czekającej na nas w domu z ciepłym posiłkiem, pysznym ciastem i dobrym słowem. Próbowałam uchwycić to, co dla mnie ważne, i tym samym powstała historia Kaśki, tajemniczego Bacy i świata górali, o którym mało kto już pamięta.

Inspiracją do jej napisania stały się dla mnie legendy i podania góralskie, które w dużej mierze pamiętam jeszcze z opowiadań prababci Helenki i dziadka Stanisława. Dzięki nim powstała postać tytułowego Bacy inspirowana zbójnikiem z legendy o Babiej Górze.

Jako małe dziecko wierzyłam w świat, który otwierał przede mną mój dziadek. Była to kraina piękna, tajemnicza i pełna różnorakich stworzeń, które – jak się później okazało – w ogóle nie istniały. Dzięki temu moje dzieciństwo było wyjątkowe, barwne i ciekawe, a każda wyprawa do lasu lub nad rzekę okazywała się przygodą życia. Wówczas jeszcze nie rozumiałam, że wiele z tych opowieści dziadek zaczerpnął właśnie z legend i podań góralskich. Pisząc tę książkę, chciałam podzielić się tym niezwykłym światem. Jednocześnie wprowadziłam elementy pochodzące z mitologii słowiańskiej, które wzbogacają opowieść.

W mojej książce Czytelnik odnajdzie to, co wielu z nas umyka: chęć pielęgnowania relacji z drugim człowiekiem i odnajdywanie siebie w gonitwie, jaką jest życie. Chciałabym, aby ta powieść Wam nie tylko przybliżyła cudowny świat Beskidów, ale również dała nadzieję na to, że mimo doświadczenia ciężkich życiowych sytuacji nigdy nie jest za późno, aby zawalczyć o siebie.

Prolog

Właśnie wszystko straciła. Miała wrażenie, że każdy oddech to niewyobrażalny ból. Pierwszy raz czuła powietrze w płucach i była w stanie słyszeć, jak głęboki oddech wzięła. Nie potrafiła już patrzeć na świat tak, jak kiedyś. Głosy dochodziły do niej jakby zza szklanej szyby. Nogi stały się jak z waty. Nie była w stanie nic powiedzieć. Zresztą nie chciała mówić, chciała krzyczeć. Pragnęła uwolnić się od tego bólu, który paraliżował jej ciało.

Był zimny kwietniowy wieczór. Dzień przed jej urodzinami. Jednak w tej chwili nie chciała o tym pamiętać. Nie miała ochoty ani powodu, by świętować. W szoku zabrała tylko torebkę i ruszyła przed siebie. Nie czuła zimna, bo jakiś niewyjaśniony ogień ogarniał jej ciało od środka. Z torebki wyciągnęła kluczyki do auta. To była najgorsza rzecz, jaką mogła teraz zrobić, ale było jej wszystko jedno. Nie chciała już istnieć. Włożyła kluczyki do stacyjki, a jej ciepły oddech utworzył kłęby pary, które osiadły na przedniej szybie auta, tworząc matowy nalot. Widziała coraz mniej, dlatego naciągnęła rękaw swetra na dłoń, robiąc z niego dziwny zawijaniec, i zaczęła wycierać szybę. Odpaliła auto i włączyła ogrzewanie. Dopiero teraz poczuła, jak jej ciało zaczyna drżeć. Nie potrafiła zapanować nad trzęsącymi się nogami i rękami, a po jej plecach przelatywał zimny dreszcz.

Wyjechała z parkingu i przeklinała los za to, że ma tak zdrowy rozsądek i boi się, aby kogoś nie potrącić. Postanowiła odjechać za miasto. Mijała kolejne ulice, domy, bloki ze szczęśliwymi ludźmi. Do dzisiaj również wpisywała się w grono zadowolonych, spełnionych mężatek. Przecież jeszcze nie tak dawno temu myślała o powiększeniu rodziny, chciała mieć dziecko, a teraz jest tu… sama, zmarznięta i z poczuciem beznadziei.

Nagle skończyły się latarnie, a droga zaczęła się robić coraz bardziej wiejska. Jeszcze wczoraj bałaby się takich miejsc, ale nie dzisiaj. Teraz była już kimś innym, zagubionym i zranionym, chociaż sama jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy.

Mgła zaczęła opadać delikatnie na drogę, zrobiło się mrocznie i tajemniczo. Zatrzymała auto i wbrew rozsądkowi krzyknęła. Wreszcie poczuła ulgę. Głos wydobywał się z jej piersi całą siłą, a ona pierwszy raz w życiu go nie powstrzymywała. Tembr jej wrzasku mieszał się ze łzami, które też znalazły ujście i popłynęły strugami z jej szarych oczu. Tysiąc myśli przelatywało przez jej głowę. Nie wiedziała, jak sobie poradzić z natłokiem wewnętrznych głosów. W tym wszystkim najgorszy był psychiczny ból. Jeszcze nigdy nie czuła się tak poturbowana emocjonalnie. Było to dla niej zupełnie nowe doświadczenie, traumatyczne.

Mijały godziny, a ona dalej stała w tym samym miejscu. Była kompletnie sama. Cisza i mrok okrywały wszystko, co stało się tej nocy.

Wiedziała, że nadchodzący dzień będzie początkiem i końcem zarazem. Ruszyła więc przed siebie i, nie wiedząc jak ani kiedy, znalazła się pod swoim domem, w przestrzeni, która tak mocno kojarzyła jej się z nim, jego słowami, deklaracjami, miłością i planami. Aktualnie było to przeklęte miejsce, do którego musiała wrócić. Jednak zmieniła zamiar, bo przejeżdżając nieopodal, zauważyła zapalone światło. Wiedziała, że tam jest, że czeka na nią. W tej chwili nie wyobrażała sobie konfrontacji z nim, nie czuła się na siłach. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.

W końcu do niedawna to były jego ukochane oczy. Nie wiedziała, jak się z tym zmierzyć. Przepełniał ją ból, żal i złość.

Rozdział I

Kryzys

Tę noc spędziłam w aucie. Do domu wróciłam nad ranem, kiedy byłam pewna, że jego tam już nie ma. Nie mieszkał ze mną od paru dni, a mnie wydawało się, że to trwa od miesięcy.

Jedyne, czego teraz pragnęłam, to ciepła herbata, koc i święty spokój. Zaparkowałam auto w garażu i otworzyłam drzwi. Wchodząc, upewniłam się, że naprawdę jestem sama. Rozejrzałam się po pokojach i nagle poczułam, jak coś ściska mnie we wnętrznościach. Samotność i strach dotarły do każdej komórki mojego ciała. Zerknęłam na telefon, gdzie widniało dwadzieścia nieprzeczytanych wiadomości i piętnaście nieodebranych połączeń od kontaktu zapisanego pod nazwą „Kochanie”. Jakoś nie potrafiłam znaleźć w sobie siły, aby sprostać ich treści i przekazowi.

Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze znajdującym się w przedpokoju. Długie ciemne włosy opadały aż do pasa i okalały pociągłą twarz. Oczy wyglądały jak u chorego. Szare tęczówki jeszcze bardziej się uwydatniły na tle czerwonych od płaczu białek. A skóra, która na co dzień była dosyć opalona, teraz wydawała się bledsza. Nie chciałam dalej analizować, co jeszcze jest ze mną nie tak.

Położyłam się na łóżku, sięgnęłam po jego T-shirt i mocno się w niego wtuliłam. Rozpacz ogarnęła moje myśli. Ze łzami w oczach położyłam głowę na ulubionej poduszce i nie wiadomo kiedy zasnęłam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przespałam cały dzień i, obudziwszy się późnym popołudniem, zastałam nieprzyjemną niespodziankę w postaci dziesięciu nieodebranych połączeń od mamy. Czułam, że nie mam teraz siły jej wszystkiego tłumaczyć, że nie jestem gotowa na poważną rozmowę i odkrycie całej prawdy przed rodzicami. Byłam świadoma, że poniosłam porażkę, nie potrafiąc go zatrzymać. Mimo bólu, który mi zadał, dalej go kochałam. Nie wiedziałam jeszcze, jak się „wyleczyć” z tego uczucia, jak wytłumaczyć całemu światu, że człowiek, za którego byłam gotowa oddać życie, zostawił mnie. Porzucił… Czułam się upokorzona, niechciana i samotna.

Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Teraz pokonanie odległości między łóżkiem a korytarzem było niczym wyprawa w dalekie krainy. Każdy krok prowadził w otchłań. Nie wstałabym, gdyby nie upór osoby, która się dobijała.

– Kasia, nie pójdę sobie, dopóki ze mną nie porozmawiasz. Wiem, że jesteś w domu. Otwieraj! – Usłyszałam głos swojej przyjaciółki.

Pragnęłam, by sobie poszła. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim, nawet z nią. Niestety podejrzewałam, że pozbycie się Beaty nie będzie takie łatwe. Stała i mówiła coś zza drzwi. Jednak ja miałam wrażenie, jakby te słowa docierały do mnie z wielkim opóźnieniem. Nie byłam pewna, czy będę w stanie słuchać wyrzutów przyjaciółki. Uwielbiałam Beatę i jej dystans do pewnych spraw, jednakże w tym momencie czułam, że to spotkanie może mnie przerosnąć. Nie miałam pojęcia, co mówić ludziom, a nawet co sama powinnam o tym wszystkim myśleć. Do tej pory pielęgnowałam w sobie tę miłość, a teraz okazało się, że ona może mnie zniszczyć, wręcz zabić. Czułam, jak myśl o nim odbiera mi dech. Wiedziałam, że muszę uciec.

Po chwili zdobyłam się na to, by otworzyć drzwi.

– Czyś ty zwariowała?! – krzyczała Beata.

Z impetem weszła do przedpokoju. Jej twarz okalała burza jasnych loków. Na policzkach widać było rumieniec, a jej niebieskie oczy sprawiały wrażenie zmęczonych. Moja przyjaciółka miała niezły hart ducha i wielkie serce, które okazywała mi na każdym kroku, próbując postawić mnie do pionu.

– Co ty sobie myślisz? Od wczoraj próbuję się do ciebie dobić i nic! Martwię się, że coś się stało, a ty sobie śpisz.

– Beata, proszę, nie dzisiaj! – Chwyciłam się obiema rękami za głowę, tak jakbym próbowała się uratować przed tym, co chce mi powiedzieć.

– Co nie dzisiaj?! Jak ty wyglądasz? – dodała z wyrzutem.

– Proszę!

Wtedy do Beaty dotarło, że coś jest nie tak. Dyskretnie rozejrzała się po pokoju i zobaczyła koszulkę Kuby leżącą na podłodze.

– Wrócił? – zapytała, spoglądając na mnie z wyczekiwaniem.

Beata nie odpuszczała, nie zdając sobie sprawy, że zabrzmiało to dość obcesowo.

– Nie… i nie wróci – odpowiedziałam przyjaciółce. Liczyłam, że na tym skończy serię swoich pytań.

– Co się stało? – Beata nie poddawała się w dociekaniu prawdy.

– Beata, nie mam siły. Proszę cię, nie pytaj mnie o nic.

Chociaż przyjaciółka zawsze wyprzedzała moje myśli i czyny, tym razem już odpuściła. Podeszła do mnie i mocno przytuliła, a ja osunęłam się z jej ramion na podłogę. Pierwszy raz Beata zobaczyła mnie w takim stanie. Po tym, jak Kuba się wyprowadził, miałam wrażenie, że jest ze mną coraz gorzej. Jednak łudziłam się, że w końcu wróci, a to wszystko okaże się tylko złym snem. Ani ja, ani nikt z mojego otoczenia nie mogliśmy zrozumieć, jak to możliwe, że idealne małżeństwo się rozpada. I chociaż Beta widziała, co się ze mną dzieje, to tak jak wszyscy miała nadzieję, że to tylko chwilowy kryzys.

Wstydziłam się, że Beata widzi mnie leżącą na podłodze i zwiniętą w kłębek.

– Dobrze, nie chcesz, to nic nie mów. Będę przy tobie. Zadzwonię tylko do Piotrka, że zostaję u ciebie na noc – oznajmiła z zatroskaniem w głosie.

– Ale nie musisz… – Nie chciałam jej zatrzymywać. Wiedziałam, że ma dosyć swoich problemów i obowiązków.

– Przestań. Przecież widzę, co się dzieje. Obiecuję, nie będę z ciebie niczego na siłę wyciągać. – Usiadła obok i objęła mnie ręką.

Tej nocy Beata została ze mną. Wyłączyłam telefon, w którym sukcesywnie co godzinę pojawiały się prośby Kuby o kontakt. Teraz nie wiedziałam, jak mam na niego mówić. Nie potrafiłam odnaleźć określeń w stosunku do człowieka, który zniszczył mój świat.

Rozdział II

Przełom

Nadeszły moje urodziny, ale w tym roku nie było czego świętować. Nie zależało mi na tym dniu. Nie miałam ochoty na te wszystkie telefony z życzeniami. Z samego rana Beata zebrała się do domu. Obiecała, że przyjedzie po południu. Była zmuszona do powrotu, gdyż u jej córki wystąpił stan podgorączkowy. Ja podsycałam w przyjaciółce przekonanie o tym, że musi niezwłocznie wracać do swoich bliskich. Chciałam zostać sama.

Spojrzałam na zegar, który pokazywał godzinę jedenastą. Był weekend, więc nie musiałam iść do pracy. To jutrzejszy dzień stanowił dla mnie prawdziwe wyzwanie. Powrót do liceum i spoglądanie uczniom w twarze. Nie potrafiłam udawać, nie należałam do hipokrytów, którzy mówili, że wszystko jest dobrze w momencie, gdy było inaczej. Bałam się konfrontacji z młodzieżą, ponieważ oni zawsze wyczuwali, gdy coś się działo. Jednak w głowie miałam już ułożony plan. Zapalenie zatok to było coś, na co zawsze mogłam zwalić winę, jeśli chodzi o podkrążone oczy, pociągający nos i złe samopoczucie.

Postanowiłam opuścić te mury, które – wydawało się – z każdą chwilą zaczynały mnie coraz bardziej dusić. Zarzuciłam na siebie kurtkę, swój ulubiony pudrowy szal i postanowiłam pójść przed siebie.Udać się w miejsce, które zawsze przynosiło mi ukojenie. Cisza, szelest drzew, śpiew ptaków – tylko tego teraz potrzebowałam. I chociaż było nadal zimno, a drzewa nie miały jeszcze liści, to poczułam, że w tym miejscu uda mi się odnaleźć spokój.

Niedaleko mojego miejsca zamieszkania znajdował się park z mnóstwem drzew i jeziorem. Uwielbiałam tam chodzić, obserwować dzikie kaczki, słuchać odgłosów natury. Mimo że powietrze było jeszcze rześkie, to przebijające się przez chmury słońce dawało przyjemne uczucie ciepła. Pomyślałam, że widocznie tam z góry ktoś próbuje osuszyć moje łzy. Szłam leśnym szlakiem pomiędzy drzewami, gdy moim oczom ukazał się znajomy widok. Tak… Tam stała moja ulubiona ławka. Była skąpana w słońcu. A wokół żywego człowieka, tak jakby na moje specjalne zamówienie wszyscy ludzie zniknęli. Podeszłam do pomalowanej na czerwono ławki i postanowiłam się na niej położyć. Zamknęłam oczy. Przez moją głowę przelatywało mnóstwo pytań. Jednak w tej chwili nie chciałam szukać na nie odpowiedzi. Zamknęłam swój umysł, pragnęłam przestać myśleć i wyć wewnętrznie z bólu. Liczyło się tylko tu i teraz. Nie było nic i nikogo. Tylko ja, ta ławka i natura. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie wiem, jak długo tam leżałam. Chwilę to musiało trwać, bo twarde deski zaczęły gnieść mnie w plecy.

Kiedy otworzyłam oczy, by zmienić pozycję, ukazał mi się widok, którego się nie spodziewałam. To był on. W moim kierunku zmierzał Kuba trzymający w ręce róże. Jego czarne włosy połyskiwały w słońcu, a brązowe oczy wydawały się wręcz czarne. Miał śniadą karnację, toteż nawet w środku zimy wyglądał, jakby wrócił z egzotycznych wakacji. Był wysoki, a jego wysportowana sylwetka i wyraźnie zarysowane mięśnie przykuwały wzrok. Widać było, że trenuje. Od lat uprawiał sztuki walki. Jednak teraz jego twarz sprawiała wrażenie smuklejszej niż zwykle, a oczy zdawały się zapadnięte i znużone. A może tak naprawdę nie był zmęczony tym wszystkim, co działo się pomiędzy nami, tylko sposobem życia, jaki aktualnie prowadził? Wiedziałam od znajomych, że wynajmuje mieszkanie w okolicy. Jego praca wymagała nakładu siły i intelektu, gdyż był elektrykiem górniczym w pobliskiej kopalni.

Gwałtownie podniosłam się z ławki, odwróciłam i żwawym tempem zaczęłam iść w przeciwnym kierunku. Niestety on okazał się szybszy. Po paru metrach dogonił mnie i próbował wręczyć mi bukiet.

– Błagam cię!!! Uwierz mi, nie zrobiłem tego! Jestem niewinny! – powtarzał, patrząc na mnie ze łzami w oczach.

Miałam ochotę zapomnieć o wszystkim i paść mu w ramiona. Jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałam. Jednak teraz nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz. Bałam się swojej słabości, tego, że jego wzrok mnie złamie. Tęskniłam za jego ramionami, dotykiem. Jednak jakaś tajemnicza siła trzymała mnie na dystans. Czułam ogromny ból.

– Zostaw mnie! – powiedziałam, odtrącając jego rękę.

– Kasia…

– Proszę, zostaw – powtórzyłam.

– Czy ty nie rozumiesz, że nic nie zrobiłem?! – Usiłował przekonać mnie do swoich racji.

– Człowieku, ja z nią rozmawiałam. – W tym momencie wszystkie bolesne chwile powróciły do mnie z prędkością światła, odbierając mi oddech.

– Ale… – Próbował coś z siebie wydusić.

– Daj spokój – odparłam, nie chcąc już patrzeć na jego twarz i zaszklone oczy.

– Ty ciągle nie miałaś dla mnie czasu, byłaś zajęta pracą, szkoleniami i swoimi sprawami. A ona jakimś cudem zdobyła mój numer telefonu i…

– Dlatego się z nią przespałeś?! – krzyknęłam, bo nie potrafiłam już dłużej powstrzymać emocji.

– Nie zrobiłem tego! Kasia!

– Skończ kłamać. Pokazała mi w swoim telefonie wasze wspólne zdjęcia, na których się obejmujecie i całujecie. Widziałam wasze szczęście i to, jak na nią patrzysz. Proszę, odejdź.

Zamilkł i wodził oczami po ziemi. Chwilę to trwało, po czym zapytał:

– Jak to się stało, że się spotkałyście?

– Jeśli chcesz wiedzieć, to nie ma sprawy. Zaraz ci powiem! Pamiętasz, jak ciągle mydliłeś mi oczy, że macie awarię w pracy? Jeździłeś wcześniej i wracałeś bardzo zmęczony. Postanowiłam, idiotka, zrobić ci niespodziankę. Któregoś dnia zamówiłam stolik w naszej ulubionej restauracji na rynku i kupiłam bilety do kina. Ubrana w czerwoną sukienkę przyjechałam pod kopalnię. Jednak, czekając na ciebie, zorientowałam się, że nie mam telefonu w płaszczu i zaczęłam szukać go po całym aucie. Kiedy podniosłam głowę znad kierownicy, zauważyłam was wsiadających do auta. Zanim otworzyłeś jej drzwi, ona zdążyła cię pocałować. Później poszło już jak po maśle. Wy odjechaliście, a ja podeszłam do grupki mężczyzn, którzy stali nieopodal i do których kiwałeś na pożegnanie. Okazało się, że ta kobieta pracuje w biurze. Resztę zostawię dla siebie.

– Nie wiem, co powiedzieć, ale to nie tak, jak myślisz.

– Z pewnością nie tak, Kuba. Już nic nie jest tak, jak powinno.

Na jego twarzy coraz bardziej rysował się wyraz bezsilności i zmieszania. Jednego teraz byłam pewna – to już nie był ten sam Jakub. Odwróciłam się od niego i powolnym krokiem odeszłam. Kuba dalej tam stał z kwiatami w dłoni. A ja, zbierając w sobie wszystkie siły, szłam przed siebie, czując, jak łzy jedna za drugą znowu zaczynają drążyć słone korytarze na moich policzkach. Po paru metrach dyskretnie odwróciłam twarz przez lewe ramię, upewniając się, czy nie idzie za mną. Wówczas zobaczyłam jego odwróconą sylwetkę zmierzającą w przeciwnym kierunku.

Zadawałam sobie pytanie, dlaczego mnie to spotkało. Wiedziałam, że w takiej sytuacji jak ja są tysiące kobiet. Jednak nie stanowiło to dla mnie pocieszenia. Przecież miałam być z nim szczęśliwa, kłaść się przy jego boku i całować się z nim o poranku. Nie wiedziałam, jak to będzie – wracać do domu ze świadomością, że już nigdy go tam nie zobaczę, pochylonego nad ulubioną lekturą lub zapatrzonego w artykuły motoryzacyjne. Świat, który znałam, z dnia na dzień przestał istnieć.

Wróciłam do domu i zaparzyłam herbatę, do której wycisnęłam całą cytrynę. Usiadłam na kanapie i, nie wiedząc dlaczego, poczułam chęć zobaczenia naszych wspólnych zdjęć zgranych na komputer. Nie potrafiłam zrozumieć, w czym ta kobieta jest lepsza ode mnie. To, co robiłam, przypominało bardziej samobiczowanie, a nie próbę ratowania siebie. Teraz już całkowicie pogrążyłam się w swoim smutku i żalu. Nigdy nie sądziłam, że tak dobrze zapamiętam swoje trzydzieste urodziny. Była to dla mnie bolesna lekcja życia. Ja, która wierzyłam w książkowe ideały, teraz musiałam się zmierzyć z tym, co przyniosło mi życie. Energicznym ruchem zamknęłam laptopa, po czym wstałam z kanapy i postanowiłam oddzwonić do Beaty, od której miałam już kilka nieodebranych połączeń.

– No nareszcie! – wykrzyknęła przyjaciółka, nie czekając, aż sama zacznę mówić. – Kochana, nie dam rady do ciebie wpaść. Mała zagorączkowała i musimy ją zabrać do lekarza. Bardzo cię przepraszam. Przyjadę, jak tylko będzie lepiej.

Słyszałam w jej głosie zmartwienie.

– Beata, spokojnie, zajmij się córką, a mną się nie przejmuj. Przytul ją ode mnie – uspokajałam przyjaciółkę.

– Nawet nie wiesz, jak jest mi przykro, że nie mogę być teraz przy tobie – mówiła dalej z przejęciem w głosie.

– Nie denerwuj się. Dam sobie radę – powtarzałam w kółko.

– Pamiętaj, jakby coś się działo, to dzwoń.

– Dziękuję. Zmykaj do małej. – Odłożyłam telefon z nadzieją na spokój. Chociaż bardzo lubiłam obecność Beaty, to teraz cieszyłam się, że jestem sama. Nie musiałam przed nikim udawać, że czuję się dobrze.

Prawda była taka, że tylko raz w życiu znalazłam się w podobnej rozsypce, gdy nagła śmierć zabrała mojego ukochanego dziadka, ale wówczas sytuacja przedstawiała się inaczej. Było mi ciężko. Straciłam kogoś, kto uczył mnie otoczenia i wrażliwości. Pamiętam, jak mama odebrała wiadomość, że dziadek nie żyje. Wydawało mi się, że cały świat niespodziewanie runął. Straciłam kogoś, kto stanowił dużą część mojego życia. Najgorsze były modlitwy, które odbywały się w domu. Ciało dziadka spoczywało w trumnie w jednym z pokojów, a ja z każdą chwilą coraz bardziej czułam, że za moment zemdleję. Trzykrotne podrzucenie trumny na progu w formie pożegnania było symbolem połączenia świata żywych i umarłych. To wtedy po raz pierwszy tak mocno przeżyłam czyjąś śmierć. Miałam wrażenie, że we mnie samej coś umarło. Parę lat później pojawił się on – Kuba. Przez cały ten czas myślałam, a raczej chciałam wierzyć, że dziadek postawił go na mojej drodze, by pomóc mi się podnieść po tym wszystkim. I tak też było. Kiedyś dziadek, teraz mąż. Zdałam sobie sprawę, że straciłam kolejnego ważnego mężczyznę w swoim życiu. Nie mogłam pojąć, jak to jest możliwe, że ten, który podnosił mnie na duchu, był moją opoką, tak mnie zranił. Po tym, jak go poznałam, krok po kroku budowałam w swojej głowie jego idealne wyobrażenie, z którym obecnie musiałam się zmierzyć.

Zderzenie z własnymi ideałami i marzeniami okazało się dla mnie najboleśniejsze. Jego wcześniejsze wyjścia do pracy lub dłuższe nieobecności tłumaczyłam sobie chęcią podreperowania naszego domowego budżetu. Czekałam z obiadem i uśmiechem. Uwielbiałam go zaskakiwać romantycznymi kolacjami. Teraz już wiedziałam, z kim wtedy był. Kobieta, z którą się skontaktowałam, dokładnie opowiedziała mi, co i gdzie robili, podając przy tym fakty z naszego życia, o których nikt inny nie wiedział. Dlatego byłam pewna, że nie zmyśla. Jeszcze nigdy nie działałam pod wpływem tak wielkich emocji jak wówczas, gdy z nią rozmawiałam. Teraz siedziałam z podwiniętymi nogami na blacie szafki w swojej kuchni. Patrzyłam przez okno na chodnik za ogrodzeniem naszego domu. Mieszkaliśmy tutaj dopiero dwa lata. Z wielkim trudem i wyrzeczeniami wybudowaliśmy wymarzony dom. Chcieliśmy założyć rodzinę. W marzeniach widziałam biegające po pokojach dzieci.

Żółte światła na ulicy tworzyły niesamowity klimat tego miejsca. Chociaż zawsze lubiłam bardziej las i góry, to miasto miało swój urok, było częścią mnie samej. Wracałam wspomnieniami do tego, co wydarzyło się niedawno. Niestety w głowie dalej słyszałam głos nowej kobiety mojego męża relacjonujący epizody z jego udziałem: „Był wówczas ze mną. Dałam mu to, czego ty nie potrafiłaś albo nie chciałaś”.

Czułam, jak w środku się rozsypuję. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego człowiek, który zapewniał mnie o swojej miłości, który każdego ranka całował mnie na dzień dobry, który chciał mieć ze mną dzieci, okazał się taką pomyłką w moim życiu. Te wszystkie wspólnie spędzone święta, urodziny, wakacje okazały się wielkim blefem. Miałam wrażenie, że coś w moim wnętrzu chce krzyczeć. Nie wiedziałam, czy będę umiała tłamsić w sobie ten ból.

„Długo rozmawialiśmy, czasem miałam wrażenie, że potrafimy się porozumieć bez słów”. W mojej głowie znowu zabrzmiały słowa tej kobiety. Przeszywały mnie niczym sztylety, nie potrafiłam się jeszcze od nich uwolnić. Rany były za świeże.

„Spotykaliśmy się regularnie od paru lat z małymi przerwami”. – Kolejna rekonstrukcja jej słów.

– Co się ze mną dzieje? Dlaczego? – wydukałam dosiebie.

Nie pamiętałam całej konwersacji z kochanką męża, tylko fakty, którymi mnie zasypywała. W pewnej chwili zrozumiałam, że ta kobieta czerpie satysfakcję z naszej rozmowy, dlatego postanowiłam ją zakończyć. I chociaż należałam do wrażliwych osób, które nigdy nie życzą nikomu niczego złego, tym razem na odchodne powiedziałam tylko:

– Wiesz, życzę ci, żeby kiedyś ktoś zniszczył twoje życie, tak jak ty zrobiłaś to mnie!

Odwróciłam się i biegiem ruszyłam w stronę domu. Jak zranione zwierzę, które czym prędzej chce się znaleźć w bezpiecznym miejscu. Wówczas jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że te słowa będą początkiem mojego nowego życia.

Rozdział III

Żabnica

Dni mijały, a ja codziennie czułam, jakbym musiała się z czymś mocować, jakby każdy dzień był niewyobrażalnym ciężarem, który spoczął na moich ramionach. Jedyne, co przynosiło mi ukojenie, to przebywanie wśród młodych ludzi, którzy zarażali mnie swoim entuzjazmem. Teraz bardziej niż kiedykolwiek poświęcałam czas na przygotowania do lekcji czy sprawdzanie kartkówek. Wiedziałam, że to jedyny ratunek. Uczepiłam się pracy i uczyniłam z niej misję. Chciałam nie tylko nauczać, ale i budować w młodzieży poczucie wrażliwości, ciekawości świata. W czasie prowadzonych lekcji często zadawałam sobie w głowie pytanie: czy w tak konsumpcyjnie nastawionym świecie da się jeszcze kochać do grobowej deski? Chociaż bardzo cierpiałam, to byłam pewna jednego. Mianowicie, że moje samopoczucie wynika z tego, jak bardzo kochałam Kubę.

Od dnia moich urodzin próbował niejednokrotnie się ze mną skontaktować. Jednak ja unikałam go jak ognia. Do naszego kolejnego spotkania musiałam chociaż trochę stanąć na nogach.

Tego dnia kończyłam pracę dyżurem na korytarzu. Nagle poczułam, że w torebce raz po raz wibruje moja komórka. Nie czekając na dzwonek, dyskretnie wyjęłam telefon. Zobaczyłam, że dostałam wiadomość z nieznanego numeru.

Nie próbuj mnie już więcej szukać.

Zorientowałam się, że to od niej. Nie wiadomo, co mnie podkusiło, ale po powrocie do domu odpisałam.

Nie mam zamiaru.

Nie byłam w stanie napisać nic więcej. Znajomość z tą kobietą przerosła moje możliwości.

Chcesz, to mu wybacz, ale mnie zostaw w spokoju. Inaczej cię znajdę. Wiem o tobie więcej, niż myślisz.

Sama nie wierzyłam w to, co przeczytałam. Kobieta, która zniszczyła mój świat, teraz próbuje mi grozić?

Byłam strasznie zagubiona, ale bałam się działać pochopnie. Jednak tego, co wydarzyło się chwilę później, nie spodziewałam się za nic w świecie. Komórka rozdzwoniła się ponownie. Zamiast tajemniczego numeru, który teraz już był zapisany w moim telefonie pod hasłem „Kochanka”, zobaczyłam nazwę „Mąż”. Tym razem postanowiłam odebrać.

– Kasia, co ty robisz? Skończ do niej pisać! – powiedział wzburzonym tonem.

– Skąd wiesz, że do niej piszę? Odczepcie się ode mnie oboje!

Nie czekałam na jego odpowiedź, byłby to dla mnie kolejny stek bzdur. Nawet nie próbowałam mu wyjaśnić, że to ona pisze do mnie i mi grozi, bo i po co? Czułam, że jestem na przegranej pozycji i tym sposobem nie dojdę do prawdy. Już nieraz wierzyłam w jego zapewnienia, które później okazywały się mrzonkami. Już nieraz słyszałam błagania o wybaczenie. Był czas, kiedy chciałam mu ufać i ratować to, co jeszcze zostało z naszego małżeństwa. Jednak teraz wiedziałam, że muszę zamknąć swoje serce raz na zawsze.

Kolejne dni nie wyglądały ciekawie – tylko praca i sen. Odkąd mój świat się zawalił, nie miałam siły normalnie funkcjonować. Wyjście z domu okazywało się nie lada wyczynem. Łapałam oddech przy drzwiach i próbowałam jakoś wyglądać. Niestety najwyraźniej nie umiałam wymazać przygnębienia z twarzy, gdyż paru znajomych z troską pytało, co się stało. Moje oczy mówiły więcej, niż sama bym tego chciała. Nasz nowo postawiony dom przestał być dla mnie schronieniem, miejscem, do którego chciałam wracać, a stał się zwykłym lokum, do którego przyjeżdżałam, aby się przespać. Nawet lodówka świeciła pustkami. Były w niej jedynie masło i woda. Powoli docierało do mnie, że za jego błędy przyjdzie płacić nam obojgu.

Dni mijały, a telefon ucichł. Kuba przestał dzwonić, pisać. Łapałam się na myśli, że nie wiem, co dalej, ale chyba bardziej bolesne było zastanawianie się, z kim on teraz przebywa.

Nadszedł wreszcie upragniony piątek. Jak co rano zebrałam się do pracy. W szkolnym sklepiku kupiłam bułkę z pastą jajeczną oraz sok pomarańczowy. To wystarczało, aby dać mi energię na resztę dnia. W klasie drugiej zrobiłam zapowiedziany sprawdzian z lektury, a potem przeprowadziłam lekcje najlepiej, jak mogłam. W końcu zadzwonił dzwonek, cieszyłam się bardziej niż moi uczniowie. Wybiegłam ze szkoły, po czym podjechałam pod dom. Zapakowałam parę potrzebnych rzeczy, zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie. Chciałam jechać tam, gdzie nie będą zadawać mi zbędnych pytań, gdzie nikt nie będzie ode mnie niczego wymagał. W takiej sytuacji przychodziło mi do głowy tylko jedno miejsce… Żabnica. Jadąc autem, wybrałam numer Beaty, aby uprzedzić ją, że wyruszam w góry. Nie chciałam, żeby przyjaciółka się o mnie martwiła.

Zawsze pokonywaliśmy tę trasę razem z Kubą, teraz musiałam zacząć funkcjonować samotnie. Jechałam w zupełnej ciszy, obserwując okoliczne drzewa i ludzi na chodnikach. Po dwóch godzinach wreszcie zaczęły pojawiać się serpentyny, węższe drogi i góry. Uchyliłam okno w aucie, by poczuć specyficzny zapach lasu budzącego się do życia na wiosnę. Nie przeszkadzał mi nawet chłód. Liczyłam na to, że w tej scenerii znajdę ukojenie.

Minęłam wodospad, charakterystyczne małe domki i za ostatnim zakrętem moim oczom ukazał się wreszcie upragniony widok, który kojarzył mi się z najlepszymi czasami dzieciństwa. Mały domek ze spadzistym ciemnym dachem i kremową elewacją. Obok drewutnia, w której często bawiłam się jako dziecko, tworząc z dziadkiem różne cuda. Płot z desek i parę drzew: świerki i cis, za którym ukrywała się drewniana altanka i miejsce na ognisko z dwoma ławeczkami.

Podjechałam pod bramę, zaparkowałam auto i, nie czekając ani chwili, podeszłam do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu nie były zamknięte, zresztą ten dom zawsze był otwarty dla ludzi. Postawiłam pierwszy krok za próg i poczułam znajomy zapach panujący w przedsionku. Była to mieszanka drzewa, przypraw i ziół. Powoli weszłam do środka.

Wreszcie z kuchni wyszła ona… Moja ukochana babcia. Nie oglądałam się na nic, rzuciłam torby w kąt i podbiegłam, aby ją mocno przytulić. W oczach babci pojawiły się łzy. Teraz nie trzeba mi było niczego więcej.

Rozdział IV

Nieświadomość

Spotkanie z babcią było dopiero początkiem tego, co miało mi się przytrafić. Uwielbiałam spędzać czas w rodzinnej wiosce nieopodal Żywca. Wracałam wówczas do czasów dzieciństwa, beztroskich wakacji, ferii i cudownych świąt. Często żałowałam, że pewne rzeczy już się nie powtórzą, brakowało mi ukochanego dziadka, który pokazał mi cudowny świat przyrody. Był góralem z krwi i kości. Rosły mężczyzna o dość ostrych rysach twarzy, głęboko osadzonych oczach i pokaźnym brzuszku. Kochałam chodzić z nim po górach i zwiedzać nowe zakątki. Teraz pozostało mi tylko samotne przemierzanie szlaków. Jeszcze do niedawna myślałam, że to Kuba będzie tym, który wypełni powstałą pustkę. Jednak nie udało mu się jej załatać. Jego osobowość okazała się zbyt słaba, by mógł zastąpić kogoś o tak mocnym charakterze, jak dziadek.

Kiedy już zjadłam naszykowaną przez babcię zupę i odetchnęłam po trudach drogi, postanowiłam się przebrać i ruszyć na spacer po górach. Założyłam swój ulubiony szary polar, ciepłe sportowe buty i czapkę. Byłam gotowa, by wyjść przyrodzie na spotkanie.

– A ty już wychodzisz? – powiedziała babcia zmartwionym tonem.

– Babciu, nie gniewaj się, ale muszę pobyć trochę sama ze sobą. Obiecuję, że jak wrócę, to wszystko ci wyjaśnię.