Haśnik - Sylwia Strzelczak - ebook
NOWOŚĆ

Haśnik ebook

Strzelczak Sylwia

0,0

Opis

W ostatniej części cyklu „Po drugiej stronie gór” świat górali, dawnych wierzeń i mitologii słowiańskiej przenikają się na każdym kroku.

Wydaje się, że wszystko zmierza w dobrą stronę, a zło zostało pokonane. Jednak aby rozpocząć coś nowego, najpierw trzeba pożegnać stare.
Kasia podejmie ważne decyzje, które będą miały wpływ nie tylko na nią, ale również na los jej bliskich. Nowa rzeczywistość przyniesie nowe życiowe role i dylematy. Bohaterowie będą musieli jeszcze mocniej zawalczyć o swoje szczęście, ich determinacja w walce o bliskich stanie się silniejsza, zaś uśpione w mroku demony będą czyhały na najlepszy moment, aby znów zaatakować…
Czy Kasia będzie w stanie poświęcić dotychczasowe życie dla miłości? Czy uczucie przetrwa mimo wielu prób? Jak w tym wszystkim odnajdzie się babcia? Kim okaże się Jagna? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań odnajdziecie w „Haśniku”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 251

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redakcja

Magdalena Magiera

Korekta

Robert Ratajczak

Projekt okładki, skład, łamanie

Natalia Jargieło

© Copyright by Sylwia Strzelczak

© Copyright by Wydawnictwo Vectra

Druk i oprawa

WZDZ Drukarnia Lega, Opole

ISBN 978-83-68293-38-8

Wydawca

Wydawnictwo Vectra

Czerwionka Leszczyny 2025

www.arw vectra.pl

Dla mojego męża – Rafała.

Dzięki Tobie zrozumiałam, czym jest prawdziwa miłość.

Dziękuję, że jesteś!

Powieść jest fikcją literacką. Postaci, wydarzenia i dialogi

są wytworem wyobraźni autorki i nie miały odzwierciedlenia

w rzeczywistym świecie. Jakiekolwiek podobieństwo

do prawdziwych wydarzeń i osób jest zupełnie przypadkowe.

Haśnik to ostatni tom cyklu Po drugiej stronie gór. Kiedy rozpoczęłam pisanie pierwszej części, w głębi duszy czułam, że będzie to trylogia. Tę część, tak jak dwie pozostałe, oparłam na tym, co przekazali mi dziadek i prababcia. Wiedzę na temat przygotowania owiec do wypasu na halach zawdzięczam Mariuszowi Kąkolowi – człowiekowi gór, który ma niesłychaną wiedzę na temat górali żywieckich. Lokalne podania oraz legendy stały się dla mnie nie tylko inspiracją do napisanie tego cyklu, ale również pomysłem na dalszą twórczość. Tworząc Po drugiej stronie gór, chciałam ocalić od zapomnienia to, co zostało mi przekazane w dzieciństwie i latach młodzieńczych. Moje książki to nie tylko historia Kasi, Bacy i Jagny, ale przede wszystkim próba przemycenia do literatury tego, co kocham całym sercem – natury i gór. Cieszę się, że dzięki temu cyklowi mogłam poniekąd wrócić do czasów mojego dzieciństwa – górskich wypraw na Halę Boraczą, Rysiankę lub Abrahamów. Dawne wierzenia oraz mitologia słowiańska stały się doskonałym elementem scalającym fabułę w całość.

ROZDZIAŁ I

Pożegnanie z przeszłością

Gdzieś leżałam. Jeszcze nie wiedziałam, w jakim miejscu się znajduję, ponieważ moje spojrzenie zachodziło mgłą. Wzrok stracił ostrość i to, co miałam przed oczami, rozmywało się. Nie potrafiłam powiedzieć, gdzie jestem i co się stało. Czułam zagubienie i dezorientację. Sama nie wiem, ile czasu trwał ten stan. Co chwilę traciłam przytomność, po czym resztkami sił wracałam do świata, w którym był on.

– Kasiu! Kasieńko, proszę, ocknij się!

Błagalne wołanie docierało do mnie niczym zza światów. Wówczas poczułam jego dłoń. Trzymał mnie za ramiona i impulsywnie mną potrząsał. Dzięki temu coraz śmielej otwierałam powieki. Zauważyłam, że słońce leniwie wpada przez okno. Raziło mnie swoim blaskiem. Podniosłam dłoń, aby ustrzec się przed jego promieniami. Zmrużyłam oczy i powoli dostrzegałam zarysy pochylających się nade mną postaci. Niewyraźne cienie napawały mnie przerażeniem. Wraz z upływem czasu zaczynały się jednak robić coraz wyraźniejsze. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegłam, że to Baca. Nareszcie obraz zrobił się na tyle czytelny, że zauważyłam jego przenikliwe, zielone spojrzenie. Chwycił mnie w ramiona i wyszeptał do ucha:

– Bałem się o ciebie. Tak bardzo się bałem.

Popatrzyłam na jego przygnębioną i pełną napięcia twarz.

– Chciałeś powiedzieć „o was”? – powiedziałam drżącym głosem, obserwując jednocześnie jego reakcję. Było mi obojętne, że obok nas byli jeszcze inni ludzie. Już jakiś czas temu nauczyłam się nie zwlekać z pewnymi rzeczami.

– Czy ty chcesz powiedzieć, że jesteś przy nadziei? – Jego oczy otworzyły się jeszcze bardziej, a twarz przyjęła wyraz pełen radości.

– Przy nadziei? Jeszcze ktoś tak mówi? – zapytałam, po czym uśmiechnęłam się do niego.

– Kasiu, ty tak naprawdę?

– Tak, naprawdę jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko. – Zamyśliłam się i po chwili krzyknęłam: –Właśnie, dziecko! Nic się nie stało? Jeśli przez to wszystko je stracę?

W tym samym czasie spostrzegłam postać Jagny, która stała w rogu pokoju. Była jakaś pokurczona i delikatnie się do mnie uśmiechała, sprawiając przy tym wrażenie przerażonej i lekko zagubionej. Obawiała się, jaka będzie moja reakcja na jej zniknięcie. Nie miałam ochoty gniewać się na nią. Byłam szczęśliwa, że wszyscy żyjemy.

Z kolei Kuba nie wyglądał najlepiej. Siedział na krześle przy drzwiach. Miał złączone nogi, głowę schował w dłoniach i delikatnie poruszał się do przodu i tyłu. Wyglądał jak opuszczone dziecko. Aż dziwne, że ten, który tak bardzo mnie kiedyś zranił, teraz sam był w potrzasku. Strach o życie i spotkanie z wcieleniem zła po drugiej stronie gór przerosło tego krzepkiego, młodego mężczyznę. Nawet zrobiło mi się go żal. Dopiero teraz dostrzegłam, jaki jest słaby. Był tak dużym kontrastem dla Bacy, że nie potrafiłam zrozumieć, jak to możliwe, że kiedyś tak bardzo go kochałam. Oderwałam spojrzenie od jego skulonej postaci i przeniosłam wzrok na swój brzuch.

– Mam nadzieję, że z nim wszystko dobrze?

– Dobrze, nic się nie stało – odrzekła z kąta Jagna, głosem tak słabym i drżącym jakby się bała.

– Skąd wiesz? – zapytałam, nie spuszczając z niej wzroku.

– Kiedy Baca przyniósł cię do domu i ułożył w waszym łóżku, sprawdziłam, czy wszystko jest w porządku. Chciałam się upewnić, czy nie jesteś połamana lub czy nie stało się coś gorszego.

– I co?

– Oprócz paru ran i lekkiego wstrząsu nic ci nie jest. Dziecku także.

– Znasz się na tym?

– Chyba zapomniałaś, kto mnie uczył. – Delikatnie się roześmiała, mrugając przy tym.

– No tak, ale jesteś tego pewna?

– Tak – potwierdziła wcześniejsze zapewnienia.

Dzięki temu poczułam się spokojniejsza i głośno odetchnęłam.

Jagna delikatnie kiwnęła głową, dając mi przy tym znak, że mam spojrzeć na Bacę. On stał nade mną i patrzył na mnie jak na jakieś zjawisko.

– Co się stało? – zapytałam. – Dlaczego mi się tak przyglądasz? Czy tobie nic się nie stało? – Pytania padały z moich ust jedno po drugim.

– Nic takiego.

– Nieprawda. Ma głęboką ranę na plecach i udzie. To coś o mało go nie zabiło – powiedziała Jagna.

Góral przerwał jej wywód, tak jakby chciał zmienić temat.

– Spełnisz moje najskrytsze marzenie – wyrzekł, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Jakie?

– Dzięki tobie znów zostanę ojcem. Obiecuję, że nie popełnię błędów z przeszłości. Będę dbał o ciebie i dziecko najlepiej, jak potrafię. Ani na chwilę nie spuszczę was z oka.

Przysunął się do mnie i pocałował. Nasze usta zetknęły się w jakimś dziwnym akcie porozumienia i spełnienia. Czułam, że teraz nadchodzi nasz czas.

– Może ja już nie będę wam przeszkadzała? – zapytała Jagna, jednocześnie zbliżając się do mojego łóżka. – Tylko co z nim? – Wskazała na Kubę. – Przecież ten chłop się do niczego nie nadaje. On się chyba załamał.

Prawdą było, że Kuba nie wyglądał dobrze. Zdawał się nieobecny. Jego dłonie nerwowo przesuwały się w tę i z powrotem, jakby nie umiały znaleźć odpowiedniego miejsca. Tkwił w jakimś szoku.

Znów skierowałam wzrok na Jagnę i z całą stanowczością powiedziałam:

– Zostajesz z nami. Gdzie masz zamiar iść? Przecież już nie masz domu. U nas jest dostatecznie dużo miejsca. Prawda? – skierowałam pytanie w stronę Bacy.

– Oczywiście. Zostajesz z nami. Chyba nie chcesz martwić Kasi, tym bardziej teraz? – wydobyło się z jego ust.

– Podejdź do mnie, głuptasie! – powiedziałam z uśmiechem na twarzy.

Wówczas Jagna podbiegła do łóżka i uklękła.

– Proszę, nie klękaj przy mnie. – Podniosłam się z łóżka i usiadłam na jego skraju.

– Kasiu, może lepiej zostań w łóżku? Odpocznij jeszcze. – W głosie górala słychać było troskę.

– Zaraz odpocznę. A teraz, Jagno, podejdź tu do mnie. Tak się cieszę, że się znalazłaś. Bardzo za tobą tęskniłam. Byłam taka samotna… – Wspomnienie śmierci Jędrka wróciło niczym zły sen. Poczułam, jak mój oddech robi się coraz płytszy. – Jak to możliwe, że od pewnego czasu sukcesywnie kogoś tracę? Jagna, proszę, nie znikaj już jak… – urwałam.

– Wówczas… Kasiu, ja także tęskniłam, ale musiałam tak postąpić. Nie miałam innego wyjścia. Inaczej sprowadziłabym na was nieszczęście. Coś więcej ci powiem, kiedy trochę odpoczniesz. W twoim stanie musisz na siebie uważać, a ja z Bacą zadbamy o ciebie i małego haśnika1.

Słowa Jagny pozwoliły mi uwierzyć, że będzie dobrze i już nic złego mnie nie spotka. Ta naiwna myśl stała się dla mnie niczym nowy przepis na życie. Ciężko było to wszystko poukładać w całość, kiedy jeszcze tyle ran nie uległo zabliźnieniu i gorycz cierpienia sączyła się w moim sercu niczym żywica ze zranionego drzewa.

– Dobrze, ale obiecaj, że już się w nic nie wpakujesz i zostaniesz z nami. Tak?

– Jeśli oboje tego chcecie, to z wielką przyjemnością.

– A co się stało z wilkiem? – zapytałam, patrząc to na Jagnę, to na Bacę.

Widziałam, że wystarczyło samo wspomnienie jego postaci, aby Kuba zaczął się trząść. Czułam, że muszę do niego podejść. Nie sądziłam, że to wszystko tak się potoczy, jednak żal w stosunku do tego człowieka powoli ustępował i robił miejsce przebaczeniu. Teraz, kiedy nosiłam pod sercem dziecko Bacy, a Jędrek odszedł na zawsze, zdałam sobie sprawę, że Kuba jest już zupełnie innym rozdziałem mojego życia. Związek z nim skończył się boleśnie i poturbował mnie, ale dzięki temu zyskałam coś innego: Bacę, Jagnę, ostatnie chwile z Jędrkiem i dziecko. Czy w takiej sytuacji, dalej można czuć żal? Nie chciałam, aby gorycz i bolesne wspomnienia tego, co się między nami stało, zdeterminowały moją przyszłość. Nie można iść do przodu, patrząc cały czas wstecz. Przeszłość była bolesna, ale dzięki temu jeszcze bardziej nauczyła mnie, aby doceniać to, co mam.

Powoli wstałam z łóżka, Baca delikatnym uściskiem próbował mnie powstrzymać. Odsunęłam jego dłoń i kiwnęłam ręką, aby dał spokój i pozwolił mi podejść do Kuby. Zbliżyłam się do tego przestraszonego, bezbronnego mężczyzny, który teraz wzbudzał we mnie już tylko litość. Uklęknęłam obok, czując za sobą asekurację górala.

– Kuba, już dobrze. Żyjemy, to jest najważniejsze. Słyszysz?

Sprawiał wrażenie oderwanego od rzeczywistości, dłonie kurczowo zaciskał sobie na głowie.

– Kuba, już wszystko jest dobrze – powtórzyłam. – Już nic ci nie grozi.

Wówczas wymamrotał:

– Jestem cholernym tchórzem.

– Przestań, przecież po raz pierwszy coś takiego widziałeś. Ja też się bałam.

Opuścił dłonie i podniósł głowę. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym rezygnacji.

– Przepraszam, Kasiu, przepraszam cię z całego serca. Byłem niesłychanym dupkiem.

– Dobrze, że to w końcu zrozumiałeś – usłyszałam szept Jagny, który wydawał się nazbyt ironiczny.

Nie spuszczałam z niego wzroku. Te krótkie słowa raz na zawsze odcięły mnie od przeszłości.

– Wilka już nie ma. Uśmierciłam go i nie wracajmy do tego – powiedziała Jagna, głosem, w którym dało się wyczuć smutek. Był on nieadekwatny do sytuacji.

Popatrzyłam na nią badawczo, a ona odwróciła wzrok, tak jakby się bała, że jej oczy zdradzą więcej, niżby sama tego chciała. Postanowiłam nie drążyć tematu, przynajmniej nie w tej chwili.

– Widzisz, nie ma się już czego bać. Możesz spokojnie wrócić do domu. Odpocznij, a później któreś z nas ci pomoże.

Czułam unoszący się w powietrzu testosteron. Góral zdawał się opanowany, ale wiedziałam, że ta sytuacja wiele go kosztuje. Co chwilę brał głęboki oddech, jakby próbował opanować emocje. Wiedział, w jaki sposób Kuba mnie skrzywdził, dlatego przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu nie było dla niego komfortowe. Sprawa na tyle się skomplikowała, że trzeba było się upewnić, iż Kuba nic nie wyjawi. Musieliśmy mieć pewność, że nie piśnie słowa, kiedy wróci do siebie.

– Nie tak szybko! – przerwał mi Baca. – On wszedł na drugą stronę gór. Musi złożyć przysięgę. Inaczej umrze.

Kuba z jeszcze większym przerażeniem spojrzał na górala.

– A to niby dlaczego? – zapytał.

– Zbyt dużo widziałeś. Zaraz się tym zajmiemy. – Próbował go uspokoić.

– Co się tam wydarzyło? – zapytałam Jagnę.

– W dużym skrócie, kiedy wilk z wami walczył, rzuciłam się wam na pomoc. Wbiłam mu scyzoryk prosto w serce. Z kolei Kuba, kiedy zobaczył, co się dzieje, po prostu uciekł. Zostawił ciebie, Bacę i mnie. Baca widział, że straciłaś przytomność, i mimo własnych obrażeń przyniósł cię do domu.

– Przepraszam – wybrzmiało z ust Kuby.

– Baco, o jakiej przysiędze mówisz? – Podeszłam do niego i popatrzyłam mu prosto w oczy.

– Widział za dużo i zbyt wiele może powiedzieć. Kasiu, on był tutaj nieproszonym gościem, gdyby nie moc twojego naszyjnika, nigdy by tu nie dotarł.

– Co w takim razie zamierzasz? – Jagna spojrzała badawczo na górala.

– O zmierzchu musi wyjść ze mną w góry. – Baca odwrócił się do okna, unikając tym samym mojego wzroku.

Czułam, że coś się dzieje.

– W góry? Czy to konieczne? – Widać było, jak bardzo ta perspektywa przerażała Kubę. Chyba po raz pierwszy przeżył coś tak strasznego.

– Bez tego nie wrócisz do domu. Wierz mi. – Góral nie odwracał się od okna i mówił z obojętnością w głosie, więc byłam w stanie uwierzyć, że bez tego się nie obejdzie.

– Skoro tak trzeba… – powiedział Kuba, podnosząc na mnie wzrok.

Czułam, że to nasze ostatnie spotkanie.

Coś się kończyło, aby mogło rozpocząć się coś nowego. Stawałam u progu nieznanego. Pamiętałam, jak kiedyś obiecałam Jędrkowi, że zawalczę o siebie i swoje szczęście.

Dzień minął szybciej, niż się tego spodziewałam, a z każdą upływającą godziną stawałam się silniejsza.

Jagna przyrządziła coś do jedzenia, a kiedy tylko niebo zaczęły pokrywać ciemne obłoki i słońce chyliło się ku zachodowi, Baca stanął w drzwiach i kiwnął do Kuby.

– Podze, jus cas2!

Kuba popatrzył na niego, nie wiedząc, o co chodzi.

– Baca chce, abyś z nim poszedł – wytłumaczyłam.

– Dobrze, daj mi jeszcze minutę – rzekł Kuba i niepewnym krokiem zbliżył się do mnie, a potem stanął jak słup. – Kasiu, czuję, że szybko się nie zobaczymy… – przerwał, a po chwili patrząc na mnie, dodał: – Może i dobrze. Był ze mnie niezły patałach. W porę nie doceniłem tego, co miałem. Teraz jest już za późno na naprawianie czegokolwiek. Mam nadzieję, że on da ci to, czego ja nie potrafiłem. Bądź szczęśliwa i dbaj o sobie. – Mówiąc to, odwrócił się w kierunku drzwi.

– Poczekaj! – krzyknęłam za nim.

Widziałam zdziwienie na twarzy Bacy, który wyglądał, jakby był na skraju wytrzymałości. Podeszłam do swojego plecaka, który od paru tygodni leżał w kącie izby. Zanurzyłam rękę w jedną z przegród i próbowałam wyczuć małe pudełeczko. Chwilę to trwało. Wreszcie pomiędzy stertami innych rzeczy znalazłam małe, kwadratowe pudełko, które skrywało dawny podarunek od Kuby. Podeszłam z nim do niego. Mężczyzna stał i chyba nie rozumiał, co się właśnie działo.

– Proszę. Wiem, że nie oddaje się prezentów, ale w tej sytuacji wydaje mi się, że tak będzie lepiej. Mam nadzieję, że znajdziesz osobę, która zasłuży na taki podarunek. Kuba, ja naprawdę życzę ci szczęścia. Już czas raz na zawsze zamknąć za sobą pewne drzwi. Oboje zaczynamy coś innego, nowego. Zbyt wiele się wydarzyło. Proszę, weź go.

Widziałam, jak jego oczy robią się szkliste, a ja nie chciałam już płakać. Było mi przykro, ale jednocześnie lżej na duszy. Chciałam być szczera wobec całej naszej trójki. Chwyciłam dłoń Kuby i wsunęłam w nią pudełeczko, skrywające dawny prezent w postaci bransoletki.

– Może masz rację. – Zabrał go i zrobił coś, na co chyba nikt z nas nie był przygotowany. Wykonał jeszcze jeden krok w moim kierunku, zbliżając się na taką odległość, że czułam jego oddech, po czym mocno mnie przytulił. – Żegnaj, Kasiu – wyszeptał mi do ucha.

– Żegnaj, Kuba.

1haśnik – chłopiec w gwarze góralskiej

2Podze jus cas! – Chodź, już czas!

ROZDZIAŁ II

Rytuał

(Baca)

Czekałem na moment, kiedy wreszcie opuścimy dom. Wiedziałem, że Kuba należy już do przeszłości, mimo to nie potrafiłem sobie poradzić z uczuciem zazdrości. Wychodząc z domu, widziałem jego niepewny, przestraszony wzrok. Widocznie zdał sobie sprawę z tego, że oprócz świata, który bardzo dobrze zna, istnieje coś jeszcze. Złowroga rzeczywistość gór dopadła tego chłopaka niczym wilk jagnię. Wiedziałem, że po tym spotkaniu nie będzie już taki sam, ale musiałem zrobić wszystko, aby po powrocie nie rozpowiedział innym o alternatywnej, drugiej stronie gór. To mogłoby nie tylko jego kosztować życie, ale również osób, którym zdradziłby tę tajemnicę. W obawie o to musiałem odegrać pewien spektakl.

Wyszliśmy na szczyt, mijając po drodze starą bacówkę. Słyszałem jego przyspieszony oddech. Wyraźnie było widać, jak bardzo się denerwuje, a ja wcale nie chciałem tego zmieniać. Zdawałem sobie sprawę, że im bardziej jest przestraszony, tym staranniej będzie dbał o zachowanie pewnych rzeczy tylko dla siebie.

Zza chmur leniwie wynurzały się ostatnie promyki słońca, które coraz bardziej chowało swój złocisty krąg za wierzchołkami gór. Niebo pokryło się różową barwą, która mieszała się z błękitem i granatem chmur. Wyglądało to tak, jakby ktoś na nieboskłon rozlał pastelowe farby. Gama przepięknych kolorów rozpościerała się nad nami, ale nikt z nas nie miał głowy do tego, aby spokojnie przyjrzeć się zachodowi słońca. Czas uciekał, a ja musiałem wymóc na nim posłuszeństwo.

– Czy wiesz, dlaczego cię tutaj przywiodłem? – zadałem pytanie i czekałem na jakąkolwiek reakcję z jego strony.

– Niezbyt… – powiedział trochę przestraszony.

– Musisz złożyć przysięgę.

– Ale po co?

– Muszę być pewny, że nikomu i nigdy nie powiesz o tym, gdzie się znalazłeś oraz co widziałeś.

– A niby dlaczego?

Podszedłem do niego na tyle blisko, aby wyraźnie widział moje źrenice. Nasze twarze przywarły do siebie. Pierwszy raz miałem sposobność z tak małej odległości popatrzeć temu człowiekowi w oczy. Były w nich pustka, rezygnacja i nie wiem, co jeszcze.

– Chcesz jeszcze żyć? – zapytałem, nie spuszczając z niego wzroku.

– Niby czego mam się bać? Zaraz wrócę do domu i będzie po wszystkim. Nie mam zamiaru wracać do tych pieprzonych gór. Wszyscy tu są jacyś dziwni i porąbani.

– Porąbani powiadasz? – Wezbrała we mnie złość.

Po raz kolejny przekonałem się o tym, jak wiele twarzy może mieć ludzka natura. Przed chwilą wydawał się przestraszony i pokornie prosił Kasię o wybaczenie. Wiedziałem, że każdy człowiek popełnia błędy, ale dopiero teraz spostrzegłem, że ta kanalia nie ma prawdziwych wyrzutów sumienia, a jego zachowanie jest tylko grą pozorów i próbą manipulacji. Byłem szczęśliwy, że Kasia już nie ma z nim nic wspólnego. Ten człowiek był dla niej pasmem nieszczęść i zapewne byłoby tak dalej, gdyby w tamtym czasie uwierzyła w jego czyste intencje. Niektórzy ludzie się nie zmienią i z tym trzeba było się pogodzić.

Przyniosłem z okolicznego lasu kilka grubszych gałęzi, które niechlujnie ułożyłem w stos, a pod nie wcisnąłem zwitek papieru, który niosłem ze sobą. Korzystając z krzesiwa, zabrałem się za wzniecenie ognia. Chciałem, aby wyglądało to jak najbardziej majestatycznie. Uderzałem krzesiwem o krzesak, aż po pewnym czasie zaczęły pokazywać się iskry. Wnet śmiało postępujący ogień coraz bardziej pochłaniał papier, a ogniste języki powoli zaczynały się rozchodzić po świerkowych gałązkach, wydając przy tym charakterystyczny trzask. Wzniecenie ognia poszło nazbyt łatwo, z czego bardzo się cieszyłem. Było to o tyle ważne, że moim poczynaniom przyglądał się Kuba.

Za skórzanym góralskim pasem miałem mały mieszek z miksturą ziół. Pamiętałem jeszcze czasy, kiedy ludzie z okolicznej wsi przychodzili do mnie po porady i pomoc. Kiedy tylko umiałem, to służyłem im miksturami i darami natury. Ludzie kiedyś wierzyli, że bacowie mają tajemnicze moce. Trochę czasu upłynęło, zanim nabrali do mnie zaufania. Metodą prób i błędów pomagałem im, ile mogłem. Może to była próba odkupienia własnej głupoty i zrehabilitowania się za przeszłość. Zdobyta wówczas wiedza, w jaki sposób działają pewne mikstury, pomogła mi w tym i owym, a teraz moją tajemną mieszankę dzierżyłem w małym mieszku i chciałem, aby zadziałała, jak nigdy przedtem.

Kiedy ogień zajął wszystkie gałęzie, a zapach palonej żywicy stawał się coraz wyraźniejszy, stanąłem przy Kubie i zanurzyłem rękę w sakiewce. Zapach ziół uderzył mnie w nozdrza.

– Jesteś tutaj? – zapytałem, nie odwracając się do mężczyzny.

– Tak, chociaż niechętnie.

W jego głosie pojawiła się nuta zwątpienia, która jeszcze bardziej zdeprecjonowała go w moich oczach. Nie dość, że kiedyś skrzywdził Kasię, to dla mnie był po prostu tchórzem z wielkim ego.

– Coś takiego… – odpowiedziałem drwiąco. – Zaczynamy. Nie ruszaj się.

– Mogę chociaż oddychać? – zapytał ironicznie.

– To jedyna rzecz, na którą możesz sobie teraz pozwolić. – Na tę jedną chwilę odwróciłem głowę w jego kierunku, wymierzając w niego najbardziej surowe spojrzenie, na jakie było mnie stać.

Po chwili znowu skierowałem wzrok na ognisko. Lekko się zamachnąłem i wrzuciłem zioła do ognia. Zapach dziurawca, łopianu, szałwii, rumianku i jeszcze paru innych specyfików stawał się coraz wyraźniejszy, a za każdym moim zamaszystym ruchem szło w następstwie uderzenie ognistych języków. Pięły się w górę, a iskry sypały to na prawo, to na lewo. Ponownie odwróciłem twarz do Kuby, który stał nieruchomo. Efekt strzelającego ognia był dla niego przedsionkiem do tego, co miało się za chwilę wydarzyć.

– Powtarzaj za mną! – krzyknąłem, patrząc w jego przerażone oczy.

Już wiedział, że po tej stronie gór wszystko jest możliwe, choć poznał zaledwie małą namiastkę tego, co mogło go spotkać.

– W najodleglejszych zakamarkach mojej świadomości zachowam to, co się działo po drugiej stronie. Niczego, co zobaczyłem, nie wyjawię! Inaczej śmierci spojrzę prosto w oczy.

– W najodleglejszych… – wymamrotał Kuba, nie spuszczając wzroku z płomieni.

Kiedy wymówił całą obietnicę, stało się coś, czego sam się nie spodziewałem. Płomienie strzeliły pod niebo, nieadekwatnie do ilości drewna w palenisku. Zapach ziół stał się jeszcze bardziej wyraźny. Skierowałem wzrok w stronę nieba, które złowrogo zaciągnęło się ciemnymi obłokami.

– Cholera! Co to jest? Jakaś sztuczka? To nie jest śmieszne – powiedział Kuba przerażonym głosem.

– To przestroga! – odrzekłem, chociaż sam nie byłem pewny, co się właściwie działo.

Wzmógł się wiatr, jego podmuchy stawały się tak silne, jakby zaraz miał nas porwać z powierzchni ziemi. Starałem się nie dać po sobie poznać, że nie wiem, co ani kto jest sprawcą tego zamieszania. Źdźbła traw wirowały w powietrzu, a noc zupełnie okryła okolicę. Stałem się czujny, nie wiedziałem bowiem, czy sprawca tego zamieszania stoi po mojej prawej, czy lewej stronie.

Byłem pewny, że muszę uważać. Podmuchy utrudniały widoczność, dlatego naciągnąłem koszulę na głowę, a potem z przodu stworzyłem coś na kształt pokaźnego daszku. Dopiero kiedy zmrużyłem oczy, zauważyłem, że mimo srogiej zawieruchy ogień trwa i pali się w najlepsze. Nie gasł ani nie rozprzestrzeniał się na pobliskie pola. Trzymał się w ryzach, jakby ktoś nakazał mu niezależnie od wszystkiego trawić gałęzie drzewa. Iskry rozchodziły się w przestrzeni, unoszone przez podmuch. Kuba stał, zapierając się nogami i próbując nie dać się temu czemuś. Odsunąłem się od ognia i zbliżyłem do niego.

– Możesz już przestać! – ryknął w moim kierunku.

– Jeszcze chwila! – odpowiedziałem krzykiem, próbując się przebić przez wiatr.

Wnet do moich uszu dobiegło wycie. Zorientowałem się, że była to cała wataha. Wilki nawoływały się w lesie, tworząc tym samym klimat niczym z filmu grozy. Popatrzyłem w ogień – płomień piął się wysoko, zupełnie niestrudzenie niczym alpinista zdobywający kolejne bazy. Aż spomiędzy czerwonożółtych języków wydobyło się charakterystyczne stukanie, dudnienie połączone z jękiem. Buchające płomienie uderzyły jeszcze wyżej, a ich czubek był o wiele wyższy niż ja sam. Ich siła powaliła nas na ziemię.

– Weź już przestań! – Kuba próbował przywołać mnie do porządku. Uwierzył, że to ja jestem sprawcą tego zamieszania.

Niestety, tak nie było.

– To nie moja sprawka! – odpowiedziałem, unosząc głos.

– Dobre sobie! Możesz już przestać?! – Usilnie chciał mnie przekonać, abym zakończył odprawianie tajemniczych rytuałów.

Wówczas zrozumiałem, że nie ma sensu tłumaczyć mu czegokolwiek, gdyż on był święcie przekonany, że to ja stoję za tym zamieszaniem. Z drugiej strony wcale się mu nie dziwiłem. Wytężałem wzrok, próbując dojrzeć tajemniczego sprawcę. Wiatr zrobił się tak silny, że trudno było złapać oddech. Mrużąc oczy, rozglądałem się po okolicy. Kiedy zrozumiałem, że nie ma to najmniejszego sensu, z wnętrza ogniska wyłoniła się głowa kozła z czerwonymi ślepiami.

– Co to, kurwa, jest?! – Kuba wydobył z siebie ostatni krzyk, po czym nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, co sił w nogach puścił się biegiem przed siebie.

Patrzyłem w płomienie i nie potrafiłem zrozumieć, gdzie się podział charakterystyczny zapach siarki oraz co się stało z wyrafinowaniem i arogancją diabła. Skoro to miał być on, to dlaczego postanowił ukazać się w takiej postaci? Takie widowisko nie było do niego podobne. Zbyt długo mnie straszył, abym dał się nabrać na tanie sztuczki.

To nie był on. Tego byłem pewny.

ROZDZIAŁ III

Strach

(Jagna)

Nie potrafiłam odmówić sobie chwili zabawy. Wiedziałam, że Baca nie posiada magicznych mocy, więc gdy tylko opuścili z Kubą dom, udałam się za nimi, aby napędzić strachu byłemu Kasi. Miało to sprawić, że na temat tego wszystkiego, czego tutaj doświadczył, będzie trzymał język za zębami. W obawie o życie swoje i bliskich nie piśnie słowa. Tego byłam pewna.

Powoli kroczyłam za nimi i ukrywałam się za pobliskimi drzewami. Za nic w świecie nie chciałam zdradzić swojej obecności. Rozpalanie ogniska i cała ta górska sceneria nie zdawały się zbytnio przerażające. Wiedziałam, że Kuba musi zacząć się bać, inaczej wszyscy będziemy w tarapatach. Musiał na tyle mocno się przestraszyć, żeby nie chcieć nikomu zdradzić, co znajduje się po drugiej stronie gór.

Strzelające do góry płomienie stały się dla mnie doskonałym narzędziem do tego, aby spotęgować nastrój grozy i niepewności. Baca widział już niejedno i byłam przekonana, że wyczuje fałsz. Kuba był jednak zwykłym żółtodziobem, któremu chciałam dać nauczkę.

Kiedy tylko natrafiła się sposobność, odmówiłam dobrze mi znaną formułkę i niebo zaciągnęło się czarnymi jak smoła chmurami. Po przepięknej scenerii o zachodzie słońca nie było już śladu. Wystarczyło lekkie skinienie palcem, a na pomoc przybył mi wiatr z północy – zimny, przeszywający i nieprzewidywalny. Podniósł z ziemi małe gałązki, kawałki traw i szyszki. Nad ogniskiem utworzył się potężny wir. Z tej perspektywy wyglądał majestatycznie i wyjątkowo złowrogo. To nie mógł być koniec. Widziałam niedowierzanie na twarzy Kuby, ale to nadal było za mało. Musiałam wzbudzić skrajne emocje, dać upust żądzom i powołać do życia najciemniejsze zakamarki ludzkiej natury.

Góral nie wiedział wszystkiego. Był tylko świadkiem pojawienia się diabła, a raczej jego podobizny, która ukazała się w językach ognia. Pozwoliłam sobie na zabawę uczuciami. Kuba stał i wpatrywał się w trawione przez ogień gałęzie. Z wielką trudnością brał kolejne oddechy, gdyż podmuchy wiatru bardzo utrudniały mu tę naturalną czynność. Zapierając się z całych sił, patrzył na palący się stos. W tej jednej chwili pozwoliłam sobie na wywołanie czegoś więcej niż tylko strachu. Chciałam go przerazić, ukarać za to, co zrobił Kasi, i jednocześnie zadbać, aby wreszcie dał jej spokój.

W skupieniu spoglądałam na tego człowieka i budziłam w swoim sercu najgorsze emocje, jakie mogą dopaść ludzi. Cichutko wyszeptałam wszystkie nazwy, które przychodziły mi do głowy.

– Strach, ból, cierpienie, niepewność, obawa, przerażenie, bezsilność, złość, gniew, smutek, wstyd, lęk, rozczarowanie… – wygłaszałam niczym mantrę.

Patrzył oniemiały. Dobrze wiedziałam, że Kuba w tym pierwotnym ogniu zobaczył coś więcej niż stojący tuż obok Baca. Dostrzegł tam swój koniec i cierpienie bliskich. To miała być przestroga, co może go spotkać, jeśli zerwie przysięgę. Wpatrywał się w postać diabła i cierpiał. Uwidoczniony grymas na jego twarzy mówił bardzo wiele.

Później stało się to, na co tak czekałam.

Ryk kozła rozległ się po okolicy, niosąc swój diabelski przekaz.

– Kto wyjawi tajemnicę gór, cierpiał będzie okrutnie, a jego bliscy już nigdy nie zaznają spokoju, włócząc się po halach jako pośmiertne maszkary.

Kuba nie wytrzymał napięcia i przerażenie wzięło nad nim górę. Odwrócił się od Bacy i pognał co sił w nogach. Nie zatrzymywałam go, czułam, co zrodziło się w jego sercu. Nie sposób opisać, jak bardzo cierpiał, a mnie było to na rękę. Im większy ból obejmie jego umysł, tym silniejsze obawy będą nim targały przed chęcią wyjawienia tajemnicy. Zadbałam, aby strach pozostał z nim już na zawsze.

Nim Baca wygasił ogień, byłam już w domu przy Kasi. Wróciłam, jak gdyby nigdy nic, próbując nie dać po sobie poznać, że przed chwilą stałam się głównym sprawcą niezłego zamieszania. Ta sytuacja uświadomiła mi jeszcze jedno – Baca, podobnie jak ja, nie miał skrupułów i nie pobiegł za Kubą, kiedy ten uciekał w popłochu. Oboje byliśmy pewni, że będzie lepiej, jeśli ten człowiek zniknie z naszego świata już na zawsze.

ROZDZIAŁ IV

Pokora

Jagna zdawała się jakoś dziwnie zadowolona. Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Wróciła z gór w bardzo dobrym humorze. Postanowiłam o nic nie wypytywać, dopóki sama mi nie powie. Cieszyłam się, że mam ją już przy sobie. Chciałam czerpać z tych chwil jak najwięcej.

Czułam się już lepiej, dlatego wstałam z łóżka i podeszłam ku niej. Chwyciłam ją za rękę i zaprowadziłam do pokoju przeznaczonego dla gości. W drugiej dłoni trzymałam lampion z palącą się świecą. Otworzyłam drzwi i naszym oczom ukazało się przytulne wnętrze, w którym unosił się zapach świeżego drzewa. Wielkie łóżko zajmowało większą część pomieszczenia. Zarzucono na nim narzutę w kremowym kolorze, a w wezgłowiu królowały duże poduchy. Nad łóżkiem powieszony był obraz przedstawiający zbójników tańczących wokół ognia. Obok łóżka stała niewielka nocna szafka, a z prawej strony pod ścianą komoda, na której umieszczono mały biały wazon z suszonymi kwiatami. Z kolei po lewej stronie znajdowało się okno. Nie było przez nie nic widać, gdyż zasłonięte było okiennicami.

– Mam nadzieję, że ci się podoba – powiedziałam.

Widziałam na twarzy Jagny dziwne zmieszanie, zupełnie do niej niepodobne. Nie chciałam czekać dłużej i przytuliłam ją najmocniej, jak potrafiłam.

– Cieszę się, że jesteś z nami. Nawet nie wiesz, jak się martwiłam, kiedy zniknęłaś bez śladu. Wiem, że wydarzyło się coś złego. Bardzo cię proszę, abyś mówiła mi o tym, co niedobrego dzieje się w twoim życiu. Nie zostawaj z tym sama i nie zamykaj się w sobie.

– Kasiu, ja nie mogłam postąpić inaczej.

– Dlaczego?

– Jeśli wówczas bym nie zniknęła, to najprawdopodobniej ciebie już by nie było. Zniknęłam, aby uspokoić złe moce i ułożyć swoje sprawy. Nie jestem gotowa, aby opowiedzieć już teraz o tym wszystkim, ale bądź pewna jednego… Nigdy nie zrobię niczego przeciwko tobie i twojemu dziecku. Kocham cię, a teraz także i to maleństwo, które nosisz pod sercem. Wiesz o tym, że od samego początku połączyło nas dziwne porozumienie dusz. Już wówczas, kiedy znalazłam cię nad rzeką, zwiniętą i bezbronną, wiedziałam, że jesteś niezwykła.

– To samo mogę powiedzieć o tobie.

– Dziękuję ci za schronienie, za to ciepło, którym bezgranicznie mnie obdarzasz, mimo że wystawiłam cię na pewną próbę.

Odsunęłam się od niej i głęboko popatrzyłam jej w oczy.

– Jagna, o czym ty mówisz? Przecież ja nigdy w ciebie nie zwątpiłam. Teraz, kiedy nie ma już ze mną Jędrusia, to ty jesteś moją najbliższą przyjaciółką. Jest jeszcze Beatka, ale sama rozumiesz, że teraz nie mogę jej powiedzieć o pewnych sprawach.

Jagna popatrzyła na mnie bystrym wzrokiem, a jej ciemne włosy bezwiednie i lekko opadły na oczy, z których czasem nie potrafiłam niczego wyczytać. Spoglądała na mnie w taki sposób, że sama nie wiedziałam, czy chce płakać, czy raczej igrają w niej jakieś złe uczucia. Ta dziewczyna była niczym zremiksowany utwór muzyczny, niby go znasz, ale brzmi całkiem inaczej i nie wiesz, czego za chwilę się spodziewać.

– Mam nadzieję, że będzie ci z nami dobrze. Teraz już niczym się nie przejmuj. Jak będziesz gotowa i miała ochotę porozmawiać o tym, co ci doskwiera, wiesz, gdzie mnie szukać.

– Dziękuję.