Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Baaardzo Straszna Historia" to śmieszna opowieść o polskiej policji, seryjnych zabójcach, trupach w walizkach, handlu zwłokami i tym, że każdy zasługuje na drugą szansę. Świetnie zajmie Wam czas w autobusie, dworcowej poczekalni czy pociągu.
Dwa inne opowiadania to sensacyjne opowieści z niedalekiej przyszłości. Pierwsza, dłuższa, to historia morderstw w zasypiającym mieście. Druga to krótka nowela o osobistej tragedii na tle brutalnego świata polityki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 282
Rok wydania: 2022
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Baaardzo Straszna Historia
Bardzo Straszna Historia zawiera sceny przemocy. Osoby poniżej 16-stego roku życia powinny czytać ją wyłącznie pod opieką dorosłych.
Sceny przedstawione w historii wymagają szczegółowego i fachowego instruktażu. Nie należy wykonywać ich w domu ani na własną rękę bez odpowiedniego przygotowania.
Pogrzeb Salcesona był naprawdę piękny - z honorami, flagą państwową i przemową naszego komendanta, którą niestety niemal w całości zagłuszyły drące się w krzakach sikorki. Grabarzami kierował Jajco i starał się jak mógł, by wszystko wypadło jak najlepiej. Chowano przecież zasłużonego oficera policji, odznaczonego medalem i tak dalej. Tylko Zezowata Felicja zepsuła nieco nastrój, choć jedynie na chwilę, zanim nie przybyli sanitariusze z miejskiego psychiatryka. Były wieńce i kwiaty, tylko ja przyszedłem z pustymi rękami. Zapytacie pewnie, dlaczego najlepszy przyjaciel Salcesona nie położył kwiatów na grobie swojego partnera. No to zacznę od początku.
Salceson bardzo wyraźnie zwolnił. Szurał sandałami po chodniku, przy czym sapał tak głośno, że wcale tego nie było słychać. Że szura. Po chwili zwolnił jeszcze bardziej. W końcu stanął.
- Ku...rwa – Wydyszał nabierając oddechu między sylabami – Już....nie mo...gę.
Też byłem zmęczony. Pościg trwał ledwo dziesięć minut, ale miałem wrażenie, że całymi godzinami biegliśmy pod górę. Poza tym chodnik był nierówny, prawy but mi się rozwiązał, skarpeta się przekrzywiła i zaczęła zsuwać się ze stopy. Jajco uciekał w stronę starej mleczarni. Stanąłem.
- Jajco! – Krzyknąłem z całej resztki sił, jaka mi jeszcze pozostała – Poczekaj cholera, bo zdechniemy!
Obejrzał się i w promieniach słońca dostrzegłem, jak błyszczy mu się gęba. Od potu. Aha, też się zmęczył. Zobaczył, że go przestaliśmy gonić i zatrzymał się.
- Macie dosyć? – Wydyszał. Jasne, że mieliśmy dosyć. Salceson chwiał się na nogach. Wyglądał przy tym komicznie, ale on zawsze wyglądał komicznie.
- Zapytaj go, czy nie może uciekać trochę wolniej – Wysapał - Zresztą „trochę” nie wystarczy. Najlepiej jakby w ogóle przestał uciekać. I podszedł tutaj do nas. Boże, zaraz się przewrócę.
- Ty, gruby, usiądź bo się zaraz przewrócisz! – Wrzasnął Jajco i zachichotał. Ani myślał podchodzić, trzymał dystans, pomimo, że miał zdecydowanie najlepszą kondycję z naszej trójki. A raczej dwójki, bo Salceson nie miał kondycji. Żadnej. Chyba nawet nie znał znaczenia tego słowa.
- Tylko nie gruby! – Mruknął Salceson, ale usiadł – Od razu lepiej – Westchnął.
- Jakbyś miał mniejszy brzuch, to by ci łatwiej było biegać – Też chciałem usiąść, ale już nie było gdzie. Salceson posadził poślady na jedynym kamieniu przy chodniku. Następny był ze trzydzieści metrów do przodu, przy Jajcu.
- No, nie wiem – Salceson pomacał brzuch. Palce zapadły mu się w koszulę jak w budyń – Mam wrażenie, że bardziej mi dupa przeszkadza, niż brzuch. Bebech ciągnie do przodu, a dupa do tyłu. Jakbym miał mniejszy tyłek, byłoby łatwiej. Albo jakbym miał większy brzuch....
- Tak myślisz? - Diagnoza nie wydawała mi się specjalnie trafna.
- Gruby, jakbyś miał mniejszy bamber to byś szybciej biegał! – Jajco otarł pot z czoła i usiadł na kamieniu. Widać było jednak, że w każdej chwili gotów jest się zerwać na nogi i wiać dalej. ”Dalej” brzmiało źle, bardzo nieprzyjaźnie.
- Jajco! – Krzyknąłem – I tak cię, kurwa, złapiemy! Nie teraz to jutro. Poddaj się!
- Gówno! – Odkrzyknął. Czyli raczej odmawiał.
- Negocjuj – Mruknął pod nosem Salceson zsuwając się na trawę. Położył się brzuchem do góry i rozpiął pasek w spodniach. – Ja się stąd już nie ruszę. Muszę odpocząć.
- Dobra – Odmruknąłem – E, Jajco! Oddaj tę torebkę, to przestaniemy cię gonić!
- Gonić to już przestaliście, patałachy! – Odkrzyknął – A torebki nie oddam! Teraz jest moja!
- Gówno twoja! – Wrzasnąłem, żeby mógł dobrze usłyszeć, bo obok przejeżdżała wielka ciężarówka – Ukradziona jest! Masz ją oddać, to zapomnimy o sprawie!
Telefon dzwonił.
- Cześć! – Poznałem od razu chrapliwy głos Jerrego – Jestem na Sunset Drive, mam tu ciało dziecka w szybie pralni. Weźmiesz? – Na chwilę zawiesił głos – Durran nie przyszedł dzisiaj do roboty, chodzą słuchy, że poszedł do WFD, to na razie nic pewnego, w każdym bądź razie ma wyłączoną komórkę.
Spojrzałem na zegarek, dochodziła czwarta. Jak tam teraz pojadę, to nie wrócę przed nocą do domu, to pewne. Ominą mnie puste pokoje, cisza kranów w łazience, milczenie dywanów i drzwi, których nie otworzę. Ominą pełne wyrzutów naburmuszenie lamp, których nie zapalę. Świetnie.
- To pewne? Z Durranem? – Zapytałem.
- Tak mówiła ta ruda z kadr, ale nie chciała powiedzieć jasno, tylko kręciła. To co, przyjedziesz?
Dotarłem po piątej. Coraz trudniej było o taksówkę. Niby liczba potencjalnych klientów znacząco zmalała, więc powinno być więcej pustych wozów, ale żółtych samochodów też sporo ubyło. W końcu po prawie dwudziestu minutach nadjechała jakaś wolna. Kierowcą był Hindus. Turban wciąż szorował mu o dach, wydając dziwaczny dźwięk, jakby miętego papieru. Może był z papieru, ale chyba nie.
Długie oczekiwanie na taksówkę zrekompensowała szybkość, z jaką dotarłem na miejsce. Korki nawet o tej porze należały już do przeszłości. Każde światła uliczne pokonywaliśmy za pierwszym razem. Cała ta historia z WFD miała i swoje dobre strony.