Zjazd - Paweł Janiszewski - ebook + audiobook

Zjazd ebook i audiobook

Paweł Janiszewski

3,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zjazd” jest mocnym kryminałem dla dorosłych czytelników. Bohaterami książki są uczestnicy sławnego szkolnego zjazdu 40-latków, oraz osoby blisko z nimi związane. Książkę mimo ostrej akcji prosto i szybko się czyta. Bowiem im dalej w las… tzn. w „Zjazd” tym szybciej i mroczniej. „Zjazd” pokazuje, że nie wszystko oczywiste jest takie oczywiste. Nad całą historią krąży masakryczna tajemnica z przed ponad 20 lat z początku lat 90. Zastanów się potem… czy kiedykolwiek pojedziesz na jakiś „Zjazd”…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 175

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 41 min

Lektor: Dawid Romaniuk

Oceny
3,1 (25 ocen)
8
4
3
3
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aneta-15-02

Nie polecam

Okropne. Czytałam i zastanawiałam się, jak ktokolwiek mógł zgodzić się wydać taki gniot. Mam wrażenie, że pisał to co najwyżej nastolatek. Błędy stylistyczne, ortograficzne, brak sensu w zdaniach. Opisy nie do zniesienia. Coś strasznego. Nie polecam!!!
10
Adam3333

Nie oderwiesz się od lektury

Książkę łatwo i bardzo szybko się czyta. Nie jest to typowy kryminał a raczej wiele wątków i bohaterów wzajemnie się przeplata ze sobą. Podobało mi się że nic w książce nie jest takie oczywiste i że cały czas mamy zwroty akcji. To co mi przeszkadzało to literówki, ale autor przyznał się że ksiązka nie przeszła profesjonalnej korekty. W każdym razie trzymam za autora kciuki i z przyjemnością się gnę po kolejną część bo Zjazd ma być trylogią.👍
10
czarnablondynka

Nie polecam

Fatalnie się czyta, błędy gramatyczne, stylistyczne, ortograficzne. Autor jest chyba fanem "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną", a korektorka nawet nie przejrzała tekstu. Złego wrażenia nie zatarł nawet fakt, że akcja po części dzieje się w moim rodzinnym mieście.
10
Doowa555

Całkiem niezła

Sama nie wiem jak ją ocenić, niby zamyślony dobry ale coś nie pykło
00
ksiezniczka89

Nie oderwiesz się od lektury

Mega
00

Popularność




Paweł Janiszewski

Zjazd

pierwsza część kryminalnej trylogii

KorektorJanina Brus

RedaktorJanina Brus

© Paweł Janiszewski, 2021

„ZJAZD” jest mocnym kryminałem dla dorosłych czytelników. Bohaterami książki są uczestnicy sławnego szkolnego zjazdu 40-latków, oraz osoby blisko z nimi związane. Książkę mimo ostrej akcji prosto i szybko się czyta. Bowiem im dalej w las… tzn. w „ZJAZD” tym szybciej i mroczniej. „ZJAZD” pokazuje, że nie wszystko oczywiste jest takie oczywiste. Nad całą historią krąży masakryczna tajemnica z przed ponad 20 lat z początku lat 90. Zastanów się potem… czy kiedykolwiek pojedziesz na jakiś „ZJAZD”…

ISBN 978-83-8245-537-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wszystkie postaci i wydarzenia przedstawione w tej książce są fikcyjne a ich ewentualna zbieżność jest jedynie przypadkowa

1. Zjazd

Nie chciałem tam jechać. Im bliżej terminu wyjazdu, tym bardziej mi się nie chciało. Nie spodziewałem się, że spotkanie po 20 latach z utraconą młodością może cokolwiek zmienić w moim nudnym życiu. Nie chciałem, ale musiałem.

Z jednej strony obiecałem przyjaciołom z licealnych czasów, że w końcu spotkamy się w realnym świecie, a ani Moniki Tokarzewskiej, ani Piotrka Ciedziowskiego zawieść nie chciałem.

Oprócz tego prawie siłą wyganiała mnie żona twierdząc, że gnuśnieję na stare lata i że taki wyjazd dobrze mi zrobi. Musiałem jechać mimo, że im byłem starszy, tym bardziej chciałem uciec od przeszłości.

Nie spodziewałem się, że spotkanie z Anetą po 20 latach od skończenia szkoły tak odmieni moje życie. Nie miałem pojęcia, że nic już nie będzie takie samo. Gdybym tylko to wiedział, nigdy bym do Wilczyc nie przyjechał.

Aneta Czaruś w tamtych czasach zawsze była dobrą koleżanką. Nasi ojcowie pracowali w jednej firmie i w wczesnych latach 90tych często pili razem wódkę, przez co mieliśmy ten sam wstyd i te same żenujące emocje.

Z drugiej strony była przez pewien czas dziewczyną mojego bliskiego przyjaciela tamtych czasów — Piotrka Ładnego. To on załatwiał mi, że mogłem spisywać od Anety codziennie stertę zadanej pracy minimalizując mój wkład w jakichkolwiek naukę w tamtych czasach. Ich związek od początku był toksyczny, jednak był też młodzieńczo piękny. Endorfiny szybowały po obu stronach wilczyckiej rzeki, gdy ja przychodziłem po zeszyty z zadaną pracą, a Piotrek Ładny żeby przez sekundę ją zobaczyć. Nikt wtedy na nikogo tak nie patrzył jak Piotrek Ładny na Anetę. Potem jak wszystko minęło Piotrek już nigdy na nikogo tak nie patrzył. Nawet na żadną ze swych pięknych żon.

Z trzeciej strony Aneta była kobietą zbyt mądrą, żeby móc swobodnie przy niej rozmawiać. Jej inteligencja była dla nas chłopaków z klasy wtedy największą jej wadą, która cokolwiek była niwelowana przez zabójczo duży biust i fantastyczne nogi. Jej figura przypominała brazylijską tancerkę mimo, że karnację Aneta miała raczej mega jasną.

Gdybym wtedy wiedział, że spotkanie po 20 latach z piękną i zbyt mądrą koleżanką ze szkoły średniej zmieni całkowicie moje życie, nigdy bym nie przyjechał na ten zjazd.

Zjazd powstał z inicjatywy olbrzymiego i przystojnego Kajtka Owczarskiego, którego nigdy nie lubiłem. Jednak w tym momencie intencję miał fajną bo z okazji 40 letnich urodzin naszego rocznika wymyślił zjazd 40 latków i pomysł o dziwo podchwycili praktycznie wszyscy.

Cała inicjatywa była zaczerpnięta z szczytu popularności serwisu facebook królującego wtedy w Polsce, tak jak wcześniej nasza rodzima nasza klasa. Nie mniej jednak Kajtkowi udało się zorganizować świetną imprezę. Przynajmniej tak wtedy myślałem.

Spotkanie zaczęło się od przemówienia Kajtka i oglądaniu jeden drugiego, bo jak cztery klasy zaczęły szukać siebie nawzajem to okazało się, że większość z nas tak się pozmieniała, że połowy z nas na początku się nie poznało, a potem przez kolejne godziny przyzwyczajało się do nowego wyglądu naszego starszego o 20 lat „ja”.

Po kilku godzinach dobrego jedzenia i wypitego morza alkoholu było jednak już na tyle znośnie, że zaczęły nawet tańce i wzajemne pijackie zaloty.

Próbując beztrosko tańczyć będąc mocno pod wpływem wypitego piwa ktoś nagle chwycił mnie mocno za ramię, a następnie mocno pociągnął za rękę do drzwi.

Była to Aneta.

— Czego chcesz, Czaruś? — westchnąłem rozbawiony.

— Musimy szybko porozmawiać, Janek — wyszeptała Aneta.

Trzymając mnie za rękę wyprowadziła na zewnątrz budynku. Knajpa była cała rozświetlona i zarówno muzykę, jak i gwar imprezowiczów było słychać nawet na zewnątrz knajpy.

— Muszę ci coś pokazać, Janek — wyszeptała Aneta — i ty musisz mi pomóc.

— Ok, luz Czaruś — wyszeptałem również, mimo że Aneta coraz bardziej mnie zaintrygowała.

— Janek, zabiłam Michała — powiedziała.

— Cooooo?! — krzyknąłem.

Aneta położyła palec na swoich fantastycznych ustach nakazując ciszę.

Skinąłem nerwowo głową na znak, że zrozumiałem powagę sytuacji.

— Co się stało? — wyszeptałem.

— Zabiłam Michała Leruka.

— Miśka?

— Tak. Leruk nie żyje.

Aneta poprowadziła mnie dalej w kierunku jej samochodu. Czarna Toyota raf 4 była nowym luksusowym samochodem ze skórzaną tapicerką. Zajrzeliśmy do środka.

Zamarłem.

W środku samochodu zobaczyłem kałużę krwi pokrywającej większość tapicerki i znaczną część deski rozdzielczej.

W środku jednak nikogo nie było.

Ciało Miśka zniknęło.

2. Stan po burzy

Byłem w naprawdę ciężkim szoku po tym, co zobaczyłem na własne oczy i co usłyszałem od Anety. Gdyby chodziło o kogoś innego niż Misiek Leruk na pewno bym chciał się wymiksować z tej chorej sytuacji. Jednak Leruk zbyt dużo wiedział o mojej przeszłości, bym mógł zostawić tą sprawę bez jakiejkolwiek reakcji. Tu trzeba było szybko działać, bo czas działał na naszą niekorzyść. Niestety w samochodzie będą i moje odciski palców, gdyż po ciemku zanim zorientowałem się w sytuacji mogłem dotknąć deski rozdzielczej, a więc miejsca potencjalnej zbrodni.

Spojrzałem poważnie na Anetę i zapytałem.

— Czy chciałaś go zabić Aneta?

— Co? Jak możesz tak w ogóle myśleć? — syknęła Czaruś.

— Tylko pytam — odburknąłem.

20 lat temu Aneta nigdy mnie nie oszukała więc liczyłem, że i teraz tak będzie.

Nie mogłem wezwać policji. Nie po tym, co Leruk o mnie wiedział. Nie po tym, co Misiek na mnie miał. Nie po tym, co zrobiliśmy kiedyś w przeszłości.

Spojrzałem na Anetę raz jeszcze.

— Anetka chodź ze mną — szepnąłem i wziąłem ją za rękę.

— Ale gdzie? — odburknęła Aneta.

— Zaraz wszystko ci powiem, musisz mi zaufać, nie masz wyjścia.

Pociągnąłem Anetę z powrotem do miejsca imprezy, gdzie pijany tłum 40latków nie zauważył chyba naszej nieobecności.

— Co my robimy? — spytała Aneta

— Tworzymy legendę, Anetka — odparłem prowadząc Anetę na środek parkietu i całując ją mocno w usta.

3. Impreza trwa dalej

Myślałem, że po akcji z pocałowaniem Anety da mi w pysk przy wszystkich pijanych 40latkach. Jednak tak się nie stało. Aneta nie tylko nie uderzyła mnie, ale też odwzajemniła pocałunek. Najpierw wiadomość o śmierci Miśka Leruka, potem krew w aucie Anety, a na koniec namiętne pocałunki przy 150 osobach z dwudekadowej przeszłości. To nie mogło się dobrze skończyć i nie mogło wróżyć nic dobrego. Jednak wiedziałem, że nie mam wyjścia. Aneta chyba też o tym wiedziała, bo pogłaskała mnie czule po twarzy i szepnęła mi do ucha:

— Tworzymy legendę…

— Yhmmmm — wyszeptałem.

— Tylko co jutro powiesz swojej żonie, zastanów się Janek — odpowiedziała Aneta prawie szeptem.

— A ty mężowi — wyszeptałem.

— Nie mam już męża — odpowiedziała Aneta i powtórnie mnie pocałowała.

Podczas trwania kilku wolnych kawałków zauważyłem kątem oka, że dużo osób nam się przygląda. I taki był właśnie mój cel. Widziałem jak ktoś ukradkiem robi nam zdjęcia by wrzucić z pewnością na archiwalną NK lub królującego FB. Legenda właśnie się zaczynała tworzyć.

Podczas przerwy objęci z Anetą siedliśmy przy stoliku naszej klasy obok Piotrka Ciedziowskiego i Moniki Tokarzewskiej.

— Co wy, kurwa, wyprawiacie? — krzyknęła Monika.

— Pojebało cię doszczętnie Janek — nie przestawała mówić Monika.

Monika była jedną z najlepszych przyjaciółek moich, ale też i mojej żony.

Nie zastanawiając się dalej wychyliłem szybko setkę lodowatej tequili i zagryzłem plasterkiem soczystej cytryny.

— Idę do kibla — odburknąłem.

Po wejściu do ubikacji wysłałem dwa smsy poprzez zaszyfrowanego WhatsAppa.

Jeden do żony:

„Leruk nie żyje”. Wrócę do domu jak wszystko wyjaśnię”.

A drugi do Tomka Krzyka :

„Leruk nie żyje. Odbierz kopertę z recepcji Z BIDY w Wilczycach”.

Korespondencja ustawiona była tak by po przeczytaniu przez nadawcę zniknęła bez śladu.

Wróciłem do naszego stolika. Wypiłem kolejną tequilę i poszedłem tańczyć.

Dalej niewiele pamiętam, bo kolejna porcja alkoholu i emocje dzisiejszej nocy spowodowały, że szybko odpłynąłem. Obudziłem się dopiero w południe w niedzielę. I szybko włączyłem swojego smartfona.

4. Krzyk

Tomek Krzyk ostatni bezpośredni kontakt z Jankiem miał wiele lat temu. Owszem, wspólna przeszłość i to co ich łączyło od ponad 20 lat dawało mu prawo żądać pomocy od Janka zawsze i o każdej porze i to samo tyczyło się też jego, jednak obaj mężczyźni woleli nie zawracać sobie niepotrzebnie głowy. Obaj chcieli w miarę normalnie żyć, chociaż było to bardzo trudne, bo przeszłość zdawała się wracać bardzo często, jednak najczęściej w nocnych koszmarach. Z biegiem czasu okazało się, że koszmary zacierały swój obraz i dawne pełne zła wspomnienia zamieniały się w irracjonalny nocny koszmar.

Gdy wczoraj w nocy Tomek dostał wiadomość przez zaszyfrowanego WhatsAppa od Janka koszmar wrócił ze zdwojoną siłą. Tomek wiedział, że nie miał czasu do stracenia. Musiał szybko działać. Nie zastanawiając się, że wypił dwa drinki, wziął zaufanego pracownika Stefana i razem pojechali do Wilczyc. Na szczęście z Czarnej Podlaskiej było do wilczyckiej Bidy tylko pół godziny, a od czasu otworzenia drogi ekspresowej ledwo dwadzieścia kilka minut. Tomek się spieszył, bo w drugiej wiadomości Janek wytłumaczył mu pokrótce co się stało. Krzyk nie mógł uwierzyć w śmierć Leruka. Wiedział, że to dużo zmienia w jego dotychczasowym życiu. Śmierć Leruka mogła zmienić wszystko.

5. Czaruś

Aneta nie mogła dodzwonić się do Janka, ale wczorajszej nocy obiecał jej, że jak wstanie od razu się z nią skontaktuje. Co prawda widzieli się jeszcze rano i Janek kazał jej czekać aż wszystko załatwi. Aneta nie wiedziała co znaczy wszystko, jednak nie miała wyjścia. Tylko Jankowi mogła zaufać, mimo że stan Janka po wypitym morzu tequili był ciężki do ogarnięcia. Aneta zeszła na dół na śniadanie do małej restauracji dla gości hotelowych. Ledwie korytarz dzielił ją od bankietowej sali, w której tyle wydarzyło się wczorajszej nocy. Po zjedzeniu musli jogurtowego i owsianych ciasteczek light wypiła małe włoskie espresso i wyszła na taras. Pogoda była piękna. Letnie przedpołudnie i mocno święcące słońce zachęcały do spaceru, ale nie to było teraz Anecie w głowie. Myślała tylko o wydarzeniach wczorajszej nocy. Wyjęła z torebki paczkę zielonych LM light. Zaciągnęła się mocno. Wypuszczając dym miała nadzieję wypuścić wczorajsze napięcie. Nie było to jednak takie proste.

6. Wizyta w Czarnej Podlaskiej

Tomek zrobił wszystko tak, jak powinien. W nocy, kiedy tworzyłem z Anetą wrażenie fantastycznej i beztroskiej zabawy, to właśnie on ze Stefanem załatwił wszystkie brudy. Tylko ja z Anetą wiedziałem, że tak naprawdę pod przykrywką nowego romansu musieliśmy stworzyć wiarygodną legendę dla wszystkich wkoło. Zajrzałem na fb i nk … było dokładnie to, czego się spodziewałem. Na serwisie nk na profilu naszej klasy były wśród setek wrzuconych zdjęć trzy czy cztery moje z Anetą jak się całujemy, na facebooku naszych zdjęć było już więcej. Legenda na szczęście działała i alibi mieliśmy zapewnione. W komentarzach pod zdjęciami wszyscy o nas pisali, byliśmy chyba sensacją całego zjazdu. Po obudzeniu zadzwoniłem do Baśki, żeby skrótowo opowiedzieć jej wszystko, co się wydarzyło. Najważniejsze było, żeby zabrała naszą Karolinkę daleko od Lublina. Dopiero na mój sygnał mogła wrócić do domu. Bezpieczeństwo żony i córki było dla mnie najważniejsze.

Po włączeniu smartfona odczytałem wszystkie wiadomości i zadzwoniłem do Tomka. Wszystkie połączenia do Basi i Tomka pochodziły z WhatsAppa, nie mogło być śladu w historii telefonu. Mój telefon mógł być niedługo na podsłuchu, a Leruk nawet z zza grobu mógł mocno utrudnić mi życie.

Po wykonaniu telefonów do Basi i Tomka wziąłem szybki prysznic i zszedłem na śniadanie. Było już południe i w małej hotelowej restauracji nie było nikogo. Po zjedzeniu antykacowej jajecznicy z boczkiem i wypiciu lodowatego Heinekena zadzwoniłem do Anety. Po chwili przyszła do mnie z tarasu. Wyglądała obłędnie. Jednak nie to mi było w głowie. Najważniejsze było szybkie zakończenie sprawy i odebranie Basi i Karolinki z Krasnobrodu.

— Cześć Janek — uśmiechnęła się blado Aneta.

— Cześć moja podrywaczko — zaszydziłem. Wypity alkohol hulał jeszcze w moim ciele i dobrze się tam czuł.

Dałem Anecie kluczyki od mojej bordowej toyoty avensis i dopiłem drugiego Heinekena.

W drodze do Czarnej Podlaskiej nie zamieniliśmy ani słowa. Nie pasowało to do wczorajszego płomiennego, aczkolwiek fikcyjnego romansu.

Po podjechaniu pod salon Mercedesa w Czarnej Podlaskiej udałem się z Anetą prosto do pokoju prezesa. Tomek Krzyk z udawanym uśmiechem zamknął szybko za nami drzwi.

— Co ona wie? — syknął Tomek już bez śladu udawanego uśmiechu.

— Wie to, co wydarzyło się wczoraj, tylko tyle i aż tyle — odburknąłem otwierając barek w rogu gabinetu Tomka. Wziąłem butelkę tequili i jedną tylko szklankę.

— Ktoś tu musi być trzeźwy — uśmiechnąłem się będąc na lekkim rauszu.

Tomka nie zdziwiło moje zachowanie, zresztą nas nic nie dziwiło w związku z naszą przeszłością. Dla Anety informacja, że ja przykładny i nudny mąż jestem pijakiem i mam szemrane znajomości była czymś nowym.

— Auto do odbioru — rzekł Tomek — chodźmy, stoi w moim garażu.

Zeszliśmy wszyscy do samochodu Anety. Czarna toyota raf 4 wyglądała tak, jakby wyszła dopiero z salonu. W środku pachniało nowością i nie było widać śladów wczorajszej zbrodni.

— W bagażniku nie ruszałem tego kartonu — skierował rzeczową informację Tomek do Anety.

— Jakiego kartonu — zdziwiła się Aneta — nie miałam nic, poza podręcznym bagażem.

Wyjąłem z kieszeni czerwony scyzoryk Zelmera i szybko otworzyłem karton.

W środki w 20kilogramowym kartonie był błękitny worek, który wypełniony cały był suchym lodem.

— Gdzie masz środki BHP? — warknąłem na Tomka.

Po otwarciu szafki założyłem maskę i specjalne ochronne rękawice. Kazałem im się odsunąć i zacząłem szukać. Grzebiąc w suchym lodzie natrafiłem na prawdziwą zawartość, którą wyjąłem z worka. Zamarłem, a po chwili Tomek i Aneta zrobili to samo. Nasza reakcja nie mogła być inna.

Zawartością paczki była….głowa Adama Mareckiego.

Kolegi z klasy Leruka, Anety i mojego też.

7. Tokarzewska

Monika Tokarzewska wracała ze szkolnego zjazdu swoim sportowym fordem mustangiem. Była z niego bardzo dumna. Tak, jak dziecko z najlepszej zabawki. Jej sportowy mustang był w kolorze błękitnym i na środku miał dwa białe pasy. Sportowa sylwetka auta współgrała z ciałem i duchem Moniki. Tokarzewska zawsze była szczupła i wysportowana. Miała oczywiście też kompleksy. Mały biust 75b mimo, że do tej pory jędrny zawsze był kompleksem Moniki. Kiedyś nawet zbierała na operację powiększenia do miseczki C, ale śmierć męża przekreśliła te plany. W zasadzie poza delikatnymi zmarszczkami pod oczami Monika niewiele zmieniła się od czasów ogólniaka. Jej skóra od kiedy pamięta łatwo kochała słońce i praktycznie zawsze była w odcieniu lekkiego brązu. Kobiety lubią brąz… jak śpiewał stary Rysiek Rynkowski, ale w przypadku Tokarzewskiej była to najprawdziwsza prawda. Monika figurą i mentalnością przypominała Ewę Chodakowską, choć w tym roku stuknęło jej także jak innym 40 wiosen. 40 lat….Boże, jak jej rodzice mieli tyle samo lat, to wydawali się jej tacy starzy. Monika miała dwójkę dorosłych dzieci, które studiowały w Krakowie. Tomek i Gosia mieli po 20 lat i byli bliźniakami. Gdy Monika miała 18 lat zakochała się w Piotrku Śmigło i po szybkim małżeństwie i równie szybkiej ciąży, Śmigło równie szybko zginął w wypadku samochodowym. Jedno drzewo na zakręcie i jeden nieroztropny telefon zmieniły w ich życiu wszystko. Monika w wieku 22 lat została piękną wdową i już nigdy nie wyszła za mąż. Tokarzewska z racji swojej fantastycznej figury i ciepłego usposobienia mimo upływu lat nadal szybko poznawała nowych facetów, jednak były to tylko przelotne romanse, lub sex zabawki jak ich nazywała przy swojej przyjaciółce Basi. W zasadzie największym hobby Moniki stał się fitness, a po założeniu własnego studia i siłowni także i pracą.

Monika z Jankiem przyjaźniła się od zawsze i nieraz wyciągali siebie z największych bagien, ale jak Janek zaczął świrować z szemranym towarzystwem i coraz częściej pić, to ich drogi trochę się rozeszły. W końcu jak Janek poznał Basię i się bardzo szybko z nią ożenił, to Monika wróciła na łono ich przyjaźni. A w zasadzie do przyjaźni z Basią, bo z Jankiem to się Monia teraz częściej kłócili niż przyjaźnili. Tak było też na zjeździe. Monika tak mocno chciała tam jechać. Tym bardziej, że Janka nie widziała już kupę czasu. Bo ostatnimi czasy spotykała się wyłącznie z jego Basią. I dopóki Janek nie zaczął świrować z tą pieprzoną Anetą wszystko dla Moniki było ok. Jednak gdy pojawiła się Aneta, to wszystko zaczęło się sypać. Dwadzieścia kilka lat temu na samym początku liceum Aneta zabrała Tokarzewskiej Piotrka Ładnego, a teraz przez nią Janek zdradził Basię. Monika była tym strasznie wkurwiona. I nie zamierzała tego przed Basią ukrywać. Zamiast jechać do domu do Warszawy skierowała błękitno- białą strzałę na Roztocze i pomknęła prosto do Krasnobrodu. Przez całą drogę słuchała Blendersów i Armii, bo nadal miała słabość do polskiego rocka z lat 90 tych. W tym rozumiał ją tylko Janek. I dwóch jej byłych Piotrków. Zarówno Janek jak i Piotrek Ładny czy jej Piotruś Śmigło byli fanami polskiego rocka z lat 90 tych. Ani oni, ani Tokarzewska nie uznawali innej muzyki. Monika po 3 godzinach jazdy wjechała w końcu do Krasnobrodu na letnią posesję Janka i Basi. Wiedziała, że Basia jest tu z Karolinką. Musiała koniecznie ją zobaczyć. Janek nie mógł zachowywać się tak bezkarnie, zwłaszcza, że chodziło tu o tą sukę Anetę.

8. Agata Leruk

Agata Leruk zaczęła się w końcu niepokoić. Była żoną Michała już kilkanaście lat, a byli razem, a w zasadzie bywali już od lat dwudziestu. Misiek Leruk nie po raz pierwszy nie wrócił na noc. Nie po raz dziesiąty ani dwudziesty. Zdarzało się to już wielokrotnie i praktycznie od samego początku ich toksycznego związku. W zasadzie Leruk był toksyczny nie tylko dla niej, ale i dla wszystkich znanych jej osób. Misiek był od zawsze typem despoty, mimo że przyjacielem i ojcem był wspaniałym. Nigdy nie umiał odmówić żadnemu kumplowi. I nie tylko pomocy i rady, ale też szklaneczki whisky czy piwa, czy morza wódki. Nie umiał też odmówić swoim dzieciom. I nie tylko pomocy przy karmniku na zajęcia techniczne, czy nocnemu czuwaniu przy każdym przeziębieniu, ale też i coraz to droższym prezentom. Przeginał, kupując im nie tylko nowe mieszkania ale i mega drogą biżuterię. Bo która dwunastoletnia dziewczynka nosi do szkoły naszyjnik wartości drogiego samochodu? Agata Leruk takich innych dzieci nie znała.

Odkąd Agata pamięta, Lerukowie rządzili miastem. Zawsze mieli pieniądze i władzę. Jaki w Wilczycach nie pojawiłby się nowy burmistrz, to zaraz i tak siedział w kieszeni Miśka Leruka. I nie zawsze chodziło o pieniądze. Leruk o każdym wiedział dużo za dużo. O Agacie niestety też.

Aga Leruk zaczęła się niepokoić, bo Misiek nie wracał już trzecią noc do domu i dotąd się nie odezwał. W żadnej knajpie ani jego miejscówce nic o nim nie słyszeli. Nic, kompletnie nic. Leruka ostatnio widziano w nocy w Bidzie pod Wilczycami podczas zjazdu 40latków jak nazwał go Karol Owczarski. Ostatni raz chwiejnym krokiem Leruk pognał za Anetą Czaruś do jej samochodu- przynajmniej tak mówiono na mieście. Agata nie była zazdrosna. Misiek spał już pewnie z większością wilczyckich kobiet i nie ważne czy były młode i ładne, czy starsze i mniej zadbane. Misiek, jak to Misiek nie umiał odmówić żadnej.

Ale zawsze do Agaty wracał. Zawsze wracał po góra dwóch nocach. Pijany i uśmiechnięty… zawsze… ale nie tym razem…

9. Likwidacja problemu

Tomek Krzyk z nienawiścią spojrzał na mnie i Anetę.

— To ile trupów mam po niej jeszcze sprzątać — warknął.

— Jest chociaż tego warta? — wycedził Tomek.

— Zamknij się i słuchaj — warknąłem na Krzyka.

— Zrobisz to, co musisz, tak jak ja bym to zrobił dla ciebie.

I przestań mnie wkurwiać, bo nie jesteśmy tutaj na wczasach, tylko po to, żeby posprzątać to całe gówno.

Ja nie mogę, przecież wiesz…

Wszyscy mnie od wczoraj widzieli z Anetą, wszyscy o nas piszą.

Pierdolony romans po latach w świetle jupiterów to jedno, a dwa trupy to kurwa chyba coś innego — nie zważałem już na swój ton głosu.

Tomek skinął głową i się trochę uspokoił.

— Posprzątam, posprzątam, jak zawsze posprzątam.

Leruk już nam nie zaszkodzi, nie martw się Jasiu — odparł Krzyk już całkiem spokojny.

Tomek włożył rękawice i założył maskę. Wziął do jednej ręki głowę Adama Mareckiego, a do drugiej palnik acetylenowo tlenowy. Odpalił palnik i szybko zrobił to co trzeba. Temperatura rzędu 3000 stopni Celsjusza nie dała głowie Mareckiego żadnych szans. Popiół lub jakaś czarna maź pozostała skapała ze stołu warsztatowego ze specjalnych dziurek w żaroodpornym blacie do dużej żaroodpornej beczki na odpadki. Beczka była prawie pełna. Kto wie, ile takich głów Krzyk sprzątał w ostatnim czasie.

— Idziemy — warknąłem do Anety i wyszliśmy z garażu Tomka.

Po zamknięciu drzwi, zanim wsiedliśmy każde do swoich aut, pożegnałem się szorstko z Anetą i wyszeptałem tylko :

— Już nie masz problemów Czarusiu, miałaś dwa, a teraz nie masz żadnego. Jak widzisz Tomek nie należy do przyjemniaczków, ale umie dobrze sprzątać problemy moich przyjaciół.

Uśmiechnąłem się do niej, lecz Aneta nie odwzajemniła uśmiechu. Spojrzała bladym wzrokiem i powiedziała tylko :

— Dziękuję Janek.

Odjechaliśmy.

Aneta wsiadła do swojej czarnej czyściutkiej toyoty rav4 i udała się w kierunku swojego 200 metrowego apartamentowca w centrum Warszawy, a ja wsiadłem do swojej bordowej toyoty avensis i szybko pomknąłem do Krasnobrodu do Basi i Karolinki. Bardzo się za nimi stęskniłem. Na szczęście cały syf miałem już za sobą. Miałem nadzieję, że Leruk już nikomu nie mógł zaszkodzić. Ani mi, ani Anecie, ani nawet Tomkowi Krzykowi.

Nikomu…

Byłem niestety w błędzie.

10. Krasnobród

Monika zaparkowała swojego błękitnego forda mustanga koło auta Basi. Basia miała takie same auto jak Janek, z tym, że jej toyota avensis była w kolorze czerwonym. Tokarzewska wybiegła z błękitno białej strzały i skierowała się do głównego wejścia ich domku. Uwielbiała Krasnobród. Kiedyś na samym początku, jak Janek z Basią kupili to miejsce bywali tam wszyscy razem tzn. Janek z Basią, bo nie było jeszcze wtedy Karolinki, a Monika albo sama, albo z którymś z tymczasowych łóżkowych przyjaciół. Janek z Basią nawet żartowali sobie i zaczęli ich liczyć...numer jeden, dwa, dziesięć… Monika nie przywiązywała się do tego i nic nie robiła sobie z zaczepek przyjaciół. Tak było kiedyś… Teraz Monice nawet i to się znudziło. Monika podeszła do wejścia domu swoich przyjaciół. Drzwi były niestety zamknięte. Pomimo kilkakrotnego dzwonka Basia jej nie otworzyła. Tokarzewska spojrzała na zegarek. Było południe, więc pewnie Basia z Karolinką były w kościele. Baśka uwielbiała tak celebrować niedzielne południe. Monika miała co prawda klucz do ich domku, jednak nie chciała wchodzić tam sama, więc postanowiła pobiegać. Było tutaj tak pięknie. Krasnobród miał wszystko, czego potrzebowała zarówno Basia jak i Monika. Spokój, piękno, ciszę lasu, blask krasnobrodzkiego zalewu. Monika wyjęła fitnesowy strój i szybko się przebrała. Wyciągnęła ze sportowej torby Puma wodę Cisowiankę. Torba była w kolorze błękitno białym, czyli takim, jak ford mustang Moniki. Wypiła łyk wody. Odpaliła spotify na swoim smartfonie, oczywiście folder polski rock lata 90 te i ruszyła przed siebie. Powoli jej emocje i wkurwienie na Janka zaczęły mijać. Była w miejscu, które tak kochała. Zaraz zobaczy się z Basią i znów będzie błogo i spokojnie. Monika mijała pola, parking i w końcu dobiegła do krasnobrodzkiego zalewu. Zatrzymała się na chwilę, by złapać oddech, chociaż tak naprawdę dzięki wyśmienitej kondycji wcale tego nie potrzebowała. Wypiła kolejny łyk Cisowianki. Nad zalewem krasnobrodzkim pomimo pięknej letniej pogody nie było dużo ludzi. Turyści pewnie niedługo zjadą po domowym obiadku, a miejscowi byli właśnie na sumie w kościele. Tokarzewska podziwiała wspaniały krasnobrodzki krajobraz. Raptem zobaczyła, że ktoś z dość sporej odległości jej się przygląda. Nie widziała twarzy, gdyż większość ludzi z racji pandemii covida nosiło teraz na twarzy maski. Monice wydawało się, że ten ktoś bacznie jej się przygląda już od jakiegoś czasu, praktycznie przez cały jej południowy bieg.

— Nie, to niemożliwe — pomyślała Tokarzewska — przecież nikt mnie tu nie zna poza Basią, Karolinką i Jankiem.

— Za stara jestem na podryw — zaśmiała się Monika.

To na pewno przypadek. Na pewno. Monika zmieniła kawałek w spotify. Zaczęła się teraz jej ulubiona piosenka starego T. Love „Wychowanie”. Pamiętała stary czarnobiały teledysk jak młody Muniek Staszczyk śpiewał nostalgiczną piosenkę na dachu starego warszawskiego bloku, chyba gdzieś na Pradze.

Monika uśmiechnęła się do samej siebie, jakby śmiejąc się z jej bezsensownych fobii. Tokarzewska pobiegła dalej w kierunku lasu. Biegła wśród gęstych drzew i chłonęła czyste, pachnące lasem powietrze. W końcu nie było nikogo. Była sama. W środku lasu zatrzymała się na polanie, by zawiązać sportowego buta i nagle zamarła.

Nie wiadomo skąd, maksymalnie 20 metrów od niej pojawił się ten sam mężczyzna, który ją śledził prawie przez cały południowy bieg. Nieznajomy musiał mieć super kondycję, skoro bez trudu dogonił Monikę. W końcu mężczyzna zaczął zdejmować maskę jakby chciał Monice coś powiedzieć. Monika nie czekała na to. Postanowiła biec ile tylko ma sił. Musiała wybiec z lasu do ośrodka wypoczynkowego Relaks, tam o tej porze jest zawsze dużo ludzi. Tokarzewska zaczęła ponownie biec jak najszybciej mogła, jedną ręką wyciszyła muzykę, przez co przez długi czas słyszała też kroki biegnącego nieznajomego. W końcu po przebiegnięciu kolejnych kilku kilometrów kroki zdawały się być coraz cichsze, aż w końcu przestała je słyszeć. Monika zatrzymała się dopiero przy domku swoich przyjaciół. Odwróciła się. Na szczęście za nią nie było już nikogo, a na ganku stała jej najlepsza przyjaciółka Basia, uśmiechając się jak zwykle promiennym pięknym uśmiechem.

11. Rozmyślania Ładnego

Piotr Ładny wyciągnął się wygodnie na swym fotelu na tarasie. Stąd widział cały swój dobytek. Kilkanaście lat temu po tym jak Ładny sprzedał swoje udziały starszemu bratu Jarkowi mógł w końcu rozpocząć własny interes.

Jeszcze w latach 90 tych całym powiatem wilczyckim a potem praktycznie całym dawnym województwem czarnopodlaskim rządziły dwie rodziny.

Rodzina Ładnych i rodzina Leruków.

Rodzina Leruków od początku prowadziła nie do końca przejrzyste interesy w branży budowlanej. Miała też kilka kamienic w centrum Wilczyc i dwie w Czarnej Podlaskiej. Biznes zaczynał ojciec Miśka, Stanisław, lecz później, już na początku nowego tysiąclecia, w zasadzie głową rodziny został Michał Leruk. To on wszystko kontrolował i podejmował strategiczne decyzje. Jego prawą ręką była żona Agata, a w sprawach prawnych pomagał zaprzyjaźniony rodzinny adwokat Mateusz Kowal. Michał od samego początku twardą ręką zaczął podporządkowywać sobie każdą z rad miejskich, aż w końcu wszystkich kolejnych burmistrzów.

Rodzina Ładnych dla odmiany zawsze pracowała legalnie i ostro zapieprzała na każdy swój sukces. Doskonale wiedział o tym Piotrek Ładny, kiedy zamiast na dyskotekach, czy garażowych lub leśnych młodzieżowych melanżach w Zakrzańcu spędzał czas ciężko pracując w rodzinnym interesie. Ładni z kolei mieli tylko jedną działalność. Prowadzili rodzinny biznes: „Ładni i synowie”, który skupiał się na hodowli 5 tysięcy bydła ras mięsnych. Stary Ładny od początku lat 80 tych zaopatrywał w mięso wołowe praktycznie całe Wilczyce, a w końcu prawie całe województwo czarnopodlaskie. W Wilczycach, Czarnej Podlaskiej i Sielcach mieli po jednym sklepie firmowym sprzedającym mięso wołowe i pyszne wędliny. Zgodnie z zasadą od hodowli do stołu Ładni jako jedni z pierwszych wprowadzili w latach 90tych u siebie HACCP i standardy ISO22000. Interes działał wyśmienicie do czasu, aż Piotrek Ładny nie wymyślił spółki z Michałem Lerukiem, która miała wyłączność na dystrybucję wołowiny do całej sieci rodzącej się wtedy w Polsce sieci MC Donalds. Współpraca Ładnego z Lerukiem z początku układała się świetnie. Jednak po pewnym czasie, im dalej zaczął zagłębiać się Piotrek w metody działania Michała Leruka, tym zaczęło się wszystko psuć.

Na sam koniec, kilkanaście lat temu rodzina Ładnych musiała sprzedać swój cały dobytek rodzinie Leruków. Po wielomilionowej transakcji Piotrek Ładny spakował cały swój dobytek i przeniósł się na drugi koniec kraju do nadmorskiej Jastarni. Wykupił tam podupadający kilkuhektarowy nadmorski ośrodek wypoczynkowy i zrobił z niego istny Eden.

Piotrek odciął się od rodziny i skupił na nowym biznesie.

W międzyczasie na jednej z ogólnopolskiej konferencji dla hotelarskich przedsiębiorców poznał swoja drugą swoją żonę Agnieszkę, która była właścicielką „Nowego Młyna” w Starej Drzewnicy w województwie lubuskim.

Miłość spowodowała, że Piotrek sprzedał majątek nadmorski i wraz z nową piękną żoną zbudowali cykl restauracji „Nowy Młyn” w całej Polsce, serwującej ekologiczne jedzenie i własne wypiekane w dębowych piecach ekologiczne pieczywo.

Piotrek Ładny w końcu był szczęśliwy.

Nie zmieniło to jednak faktu, że wciąż miał obsesję na punkcie Anety Czaruś.

I siedząc w letni poranek wygodnie w swoim fotelu na tarasie i obserwując swój dobytek i odpoczywających w restauracji gości otworzył swojego laptopa DELL i zajrzał na facebooka chcąc dodać jak zawsze reklamę „Nowego Młyna”, niby przypadkiem zaczął oglądać zdjęcia ze szkolnego zjazdu swojego dawnego liceum. Niby przypadkiem natknął się na zdjęcia całujących się Anety i Janka.

I wcale nie przypadkiem mocno się wkurwił.

12. Powrót do Warszawy

Aneta Czaruś przez całą drogę z Czarnej Podlaskiej do Warszawy nie mogła się skupić. Wciąż myślała, jak zmieniła całe jej życie jedna z pozoru nieistotna decyzja, jak głupi szkolny zjazd. Jedna decyzja mogła zrujnować nie tylko jej życie, ale i cały jego komfort. Mogła mieć zdecydowany wpływ na dalszą jej karierę w bankowości. Aneta od 15 lat pracowała w CBE czyli Centralnym Banku Europejskim, z główną siedzibą na ulicy Złotej w Warszawie. To niedaleko swojej firmy kupiła luksusowy 200 metrowy apartament z widokiem na panoramę miasta i sławetny od wieków Pałac Kultury. W jej apartamentowcu było wszystko: 3 piętra podziemnego parkingu, ogród w chmurach na dachu apartamentowca. Pierwsze trzy piętra zajmowały kolejno: nowoczesne centrum handlowe Plaza, korty boisk do squascha i siłownia, baseny i luksusowa strefa spa and beaty. Aneta praktycznie nie musiała wychodzić z budynku. Ostatni rok w dobie pandemii koronawirusa pracowała zdalnie głównie z domu, tylko kilka razy w miesiącu musiała być w swoim gabinecie CBE na ul. Złotej, żeby złożyć stosowne podpisy na wielomilionowych kontraktach. Aneta reprezentowała zdecydowanie model klasycznego premium korposzczura. Najpierw skończone z wyróżnieniem ekonomia i marketing na SGH w Wa -wie, potem doktorat na krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim. W międzyczasie staż i praca specjalisty w dziale kredytów w CBE. Już dwa lata później została szefową działu kredytów, a kolejny rok później dyrektorem departamentu ds. kredytów, rozwoju i innowacji. Od tamtego czasu minęło już kilkanaście lat i mimo slangu, że dyrektorem się bywa, Czaruś zdołała być najdłużej pracującym dyrektorem działu w całym polskim oddziale CBE, aż w końcu została wiceprezesem całej polskiej filii Centralnego Biura Europejskiego.

Zjazd….ten głupi zjazd był tylko po to, żeby choć na moment oderwać się od korpo wyścigów szczurów, a stał się pełnym morderstw przekładańcem i to z Anetą w roli głównej.

Aneta po raz pierwszy w swoim życiu nie miała żadnej kontroli nad tym co się wokół niej działo i po raz pierwszy nie wiedziała jak wyjść z tej niezręcznej sytuacji.

Nawet rozwodząc się z mężem, miała nad tym pełną kontrolę, ale teraz???

Nie miała już nic…

Aneta nie wiedziała, jak się z tej sytuacji wyplątać i co ma robić dalej.

Z jednej strony wiedziała że powinna pójść na policję, ale wiedziała też że tabloidy od razu by to podchwyciły i jej prezesura, o którą walczyła jak lwica całe zawodowe życie by mogła pęknąć jak domek z kart, czy kolorowa bańka dmuchana.

Wiedziała też, że Janek zrobił wszystko, by jej pomóc. W zasadzie poza wyrzutami sumienia, których Aneta wyzbyła się już lata temu, wiedziała, że wokół jej osoby znalazły się w obrębie jednej nocy dwa trupy dwóch kolegów z licealnych wilczyckich czasów.

O ile Adam Marecki był tylko informatykiem w urzędzie miasta w Czarnej Podlaskiej, to Misiek Leruk był tam bogiem. Taka śmierć nie mogła się skończyć bez echa i bez żadnych konsekwencji.

Aneta wciąż zastanawiała się, skąd Janek ma znajomości wśród mocno szemranego środowiska pozbywającego się trupów, jak piekarz starego pieczywa.

Skąd Janek miał takie znajomości?

Czy był w stanie ocenić dobrze całą tą feralną sytuację jak się potem okazało, że jest na wiecznym rauszu?

Aneta nie znała odpowiedzi na te pytania.

Wiedziała jednak, że nie ma teraz już wyjścia i musi żyć tak, jakby nic się nie stało.

Przed samą północą Czaruś wypiła dwie czy trzy szklanki szkockiej i poszła popływać zjeżdżając kilkanaście pięter windą swojego apartamentowca. Po wszystkim wróciła do mieszkania w trochę lepszym humorze. Zdecydowała, że musi szybko uciec w pracę tak, jak robiła to przed swoim rozwodem. To najlepszy sposób jaki znała. Aneta Czaruś usnęła snem sprawiedliwych. Noc nie była spokojna. Cały czas śniły jej się jakieś koszmary. Aneta wstała w samo południe z mocnym bólem głowy. Na szczęście nic nie zapowiadało dawnych kłopotów. Jej nowa czarna toyota raf 4 czekała czyściutka i wypachniona na swoją atrakcyjną właścicielkę. Ostatnie wydarzenia wydawały się tylko nocnym koszmarem.

Niestety tym razem Aneta była w całkowitym błędzie.