Porwanie to dopiero początek - Paweł Janiszewski - ebook

Porwanie to dopiero początek ebook

Paweł Janiszewski

0,0

Opis

— Gdy porwanie jest tylko początkiem… — Gdy koniec podróży jest dopiero początkiem nowej przygody… — Gdy młodzieńcza przyjaźń może zdziałać wszystko… „Porwanie to dopiero początek” — pierwsza część cyklu o przygodach 10 letniego Mikołaja i jego przyjaciółki Wiktorii. Zwarta akcja, niesamowite tempo przygód, ciągłe zwroty akcji i niezwykłe zakończenie. Gdy myślisz, że wiesz już wszystko...to naprawdę nic jeszcze nie wiesz...bowiem… „Porwanie to dopiero początek”…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 121

Rok wydania: 2021

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Paweł Janiszewski

Porwanie to dopiero początek

Pierwsza część cyklu o przygodach Mikołaja

KorektorJanina Brus

Autor zdjęcia na okładceMikołaj Janiszewski

© Paweł Janiszewski, 2025

— Gdy porwanie jest tylko początkiem…

— Gdy koniec podróży jest dopiero początkiem nowej przygody…

— Gdy młodzieńcza przyjaźń może zdziałać wszystko…

„Porwanie to dopiero początek” — pierwsza część cyklu o przygodach 10 letniego Mikołaja i jego przyjaciółki Wiktorii. Zwarta akcja, niesamowite tempo przygód, ciągłe zwroty akcji i niezwykłe zakończenie.

Gdy myślisz, że wiesz już wszystko...to naprawdę nic jeszcze nie wiesz...bowiem…

„Porwanie to dopiero początek”…

ISBN 978-83-8245-468-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Prolog

Książka powstała na „zlecenie” pewnego przesympatycznego chłopca Mikołaja.

Z założenia miała być pełna zwrotów akcji i opowiadać o jego przygodach niekoniecznie prawdziwych lecz niekoniecznie nieprawdziwych.

Generalnie poza Mikołajem wszystkie postacie umieszczone w książce są fikcyjne… ale czy aby na pewno?

Zleceniodawca chciał, żeby książka była ciekawa, pełna zwrotów akcji i przede wszystkim zaskakująca od samego początku do samego końca, w związku z tym na potrzebę książki powstał nowy fikcyjny gatunek literacki :

kryminał science fiction LIGHT

A prościej :

Fantastyczne Przygody Mikołaja

A w jakim stopniu mi się to udało, przekonajcie się sami…

Bowiem…

„Porwanie to dopiero początek”…

Wszystkie postaci i wydarzenia przedstawione w książce są fikcyjne a ich ewentualna zbieżność jest jedynie przypadkowa

Część pierwsza

1

Wiktoria obudziła się z ciężkim bólem głowy. Było jej niedobrze, miała głupie i straszne sny. Śniło jej się, że została porwana przez groźnych porywaczy, którzy byli bardzo brutalni i obcesowi. Jedyne co pamięta, to ból głowy i ich straszne chichoty. To nie były przyjemne chichoty… to były obrzydliwe rechoty obrzydliwych ludzi. Obudziła się… na szczęście to był sen… tylko sen… lecz ból głowy po obudzeniu Wiki nadal był prawdziwy...Jej długie włosy były zlepione i potargane… Boże… to nie sen?

Chciała głośno zakrzyczeć, żeby to wyjaśnić lecz… nie mogła… Brudna i wilgotna szmata była w jej ustach…

Wiki była przerażona… Została naprawdę porwana… Czego chcą porywacze?

Dlaczego porwali właśnie ja?

Czy nie zrobią jej krzywdy?

I czy ktoś będzie jej szukał?

Tak… na pewno… rodzice, siostra i on… jej najlepszy przyjaciel……on na pewno ją znajdzie… rozumieli się przecież bez słów… zawsze jej pomagał… Wiki zawsze mogła na niego liczyć… zawsze od pierwszego dnia… Wiki zaczęła płakać…

— Mikołaj pomóż… Miki uratuj mnie… — wyszeptała

— Miki musisz mnie odnaleźć…

2

Mikołaj obudził się o godzinie 10 rano. Szybko umył ręce i zęby i poprosił babcię Krysię o lekkie śniadanie. Babcia, jak to babcia, chciała przemycić trochę ciężkostrawnej jajecznicy z kiełbasą wiejską z Lipska, ale Miko tylko się uśmiechnął.

— Babciu no please — powiedział Miki — Poproszę Cię o płatki na mleku fit z mlekiem kokosowym i ciepły sok malinowy. No i jeszcze mały jogurt brzoskwiniowy Krasnegostawu. On zawsze był najlepszy. Mikołaj wstał w dobrym humorze i lekko pogwizdywał. Nie wiedział że za godzinę jego życie zmieni się diametralnie. Niczego nie przeczuwał. Miał po prostu dobry humor. Wszystko trwało to jednak ulotną chwilę. Około godziny 11.00 świnki morskie zaczęły zachowywać się dziwnie. Babcię Krysię zaczęła boleć głowa, a Miki zaczął się dziwnie niepokoić.

Co to miało znaczyć? Nie wiedział… ale niepokój zaczął rosnąć jak zadzwonił tata Paweł, że złapał gumę w służbowej skodzie scala, a mama Ania zalała swoje sprawozdanie czarną jak smoła kawą. Tak… dziwne… tyle różnych dziwnych rzeczy… a ten dzień miał być taki piękny… pomyślał Miki, lecz wszystko zaczęło dziać się nie tak jak powinno. Co to mogło oznaczać? Nie wiedział. Jednak niepokój go nie opuszczał. Miko do Wiki miał zadzwonić dopiero w południe, żeby umówić się na lekki spacer i kręcenie nowych tik toków na ich wspólnym kanale „Miko and Wiki”, jednak przeczucie kazało mu zweryfikować swe plany. Musiał usłyszeć Wiktorię już teraz. Musiał wiedzieć czy wszystko jest ok. Wykręcił numer.

3

Po paru godzinach w ciemnym lochu (czy to był właśnie loch?) moje przerażenie jeszcze się zwiększyło. Brudna szmata w ustach przeszkadzała i wzbierało mi się na wymioty. Było mi niedobrze i bolała mnie głowa. Strach. Ból. Przerażenie. Nie opuszczały mnie te uczucia. Jednak wiara, że Mikołaj mi pomoże pozwalała zachować resztki zdrowych zmysłów. Pot spływał mi po czole i policzkach.

W końcu podszedł do mnie jeden z porywaczy i powiedział :

— Nie rycz Wiktoria, jeśli twój piesek Miko cię tak uwielbia jak wie o tym cała szkoła, to wkrótce dostanę to czego oczekuję. Ten kundel da mi wszystkie swoje pieniądze ze swojego wielkiego słoika. Będę bogaty cha! cha! cha!… I kupię sobie co będę tylko chciał. A ty wstrętna dziewucho popamiętasz, że ze mną się nie zaczyna. Ani ze mną, ani z moją Szefową.

Po usłyszeniu tego wszystkiego wiedziałam, że oprócz porywacza jest te jego szefowa. I że ona rządzi w tym układzie. O ile oczywiście nie był to blef porywacza. Porywacz był w białej masce z uśmiechem świnki morskiej. Nazwałam go Biały. Nie mogłam nazwać go Pikaczu ponieważ tak nazywała się świnka mojego przyjaciela Mikiego. Miał też drugą uroczą świnkę Ambronia. Myśl o Mikołaju i jego świnkach spowodowała, że trochę się uspokoiłam. Pokazałam Białemu na moje usta błagalnie, żeby wyjął mi tą parszywą szmatę ust. Nie zgodził się, tylko raz jeszcze zarechotał. Zbladłam. Nagle wpadłam na jeszcze jeden pomysł. Zaczęłam udawać, że się duszę i biały porywacz musiał ustąpić. Zdjął mi szmatę. Mogłam w końcu spokojnie oddychać. Podziękowałam Białemu lekkim skinieniem głowy, bo miałam przeczucie, że to nie on tutaj rządzi. Wspominał o swojej szefowej. Czy to blef? Nagle otworzyły się drzwi i weszła dziewczyna w czarnej masce. Tak, to ona. Szefowa Białego. Miałam nazwać ją Ambrion lecz wydawało mi się, że ona jest zła do szpiku kości… a Ambrion, druga świnka morska Mikiego była taka słodka.

Czarna popatrzyła wściekła na Wiktorię i wrzasnęła na Białego.

— Ty imbecylu, dlaczego wyjąłeś szmatę z ust tej wywłoki. Zaraz obu was ukarzę — wrzeszczała Czarna.

Zamarłam. Biały mówił jednak prawdę. To ona tutaj rządziła. To była Czarna.

4

Wykręciłem numer Wiki i raz, i dwa, i chyba milion razy. Telefon milczał jak zaklęty. Zmartwiłem się. Wiki nigdy tak się nie zachowywała. Zawsze odbierała albo oddzwaniała zaraz lub góra za 5 minut. Byłem przerażony i mega zmartwiony. Musiałem działać. Musiałem zebrać ekipę by odszukać Wiktorię. To było najważniejsze.

Do pokoju weszła zmartwiona babcia Krysia.

— I co Miki, odebrała Wiki telefon?

— Niestety nie, babciu. Lecz nie martw się. Odszukam Wiki.

Znajdę ją choćby na końcu świata. Muszę.

To moja najlepsza przyjaciółka.

Wszystko będzie dobrze babciu — odparłem.

Krysia uśmiechnęła się blado, lecz szczerze.

— Wiem Miko. Wiem wnusiu. Jesteś dzielnym wojownikiem. Jesteś najlepszy, a Wiki teraz cię potrzebuje jak jeszcze nigdy. Leć Miko i odszukaj Wiki. Powodzenia — odparła Babcia.

I nagle całkiem niespodziewanie dostałem smsa.

„Miko nie rób głupstw. Nie szukaj Wiktorii, tylko zostaw trzy tysiące złotych pod wycieraczką świetlicy szkolnej nr 23.”

Zamarłem…

5

Porywacze gdzieś sobie poszli. To był ten czas który musiałam wykorzystać.

Rozejrzałam się dookoła.

— Wiki musisz coś wymyśleć — powiedziałam na głos do samej siebie.

Musisz…

Pomieszczenie w którym się znajdowałam było ciemne, lecz moje oczy przyzwyczaiły się już do ciemności. Zaczęłam dostrzegać coraz więcej kształtów. Niewątpliwie było to jakiś skład lub magazyn do którego rzadko ktoś zaglądał. Było tam dużo mioteł, wiader, różnych szmat i środków czystości. Wtem usłyszałam dzwonek. Tak, moje podejrzenia okazały się słuszne. Zostałam uwieziona w jakimś szkolnym magazynie. Czy to była nasza szkoła? Sądząc po tym, jak porywacze zabrali mnie sprzed mojego bloku i ich transport nie trwał długo to tak. To musiała być nasza szkoła. Z emocji dostałam wypieków na twarzy. Kto mnie więc porwał i dlaczego? Czego ode mnie chciał? Setki pytań kłębiło się w mojej głowie. Wiedziałam jedno. Musiałam być dzielna. Mikołaj na pewno mnie już szuka. Tego jednego mogłam być pewna.

6

Z moimi kumplami byłem umówiony zaraz o 12.00 w naszej stałej miejscówce. Plackarnia koło naszej szkoły była dla nas idealnym miejscem. Pizzeria była co prawda sieciówką, ale dość kameralną i przede wszystkim czystą.

Co najważniejsze była bardzo bliska naszej szkoły i o każdej porze można było tam tanio i smacznie zjeść. Przybyłem pierwszy i usiadłem w samej głębi drugiej salki przy samym oknie. Czekałem na kolegów. Za chwilę miał przybyć Kuba i Mateusz. To ich poprosiłem o pomoc. Czas odgrywał wielką rolę. Nie mogliśmy już na nic czekać. Jednak by zacząć szybko działać trzeba było dokonać szybkiej i chłodnej analizy. I do tego właśnie potrzebowałem pomocy przyjaciół. Podeszła do mnie śliczna kelnerka Kasia i uśmiechnęła się promieniście.

— Cześć Mikołaj. Miło cię znowu widzieć. Czy podać ci to, co zawsze? — zapytała Kasia.

— Tak Kasiu. Poproszę potrójny zestaw, bo zaraz przyjdą moi ludzie — odparłem ładnej kelnerce.

Kasia uśmiechnęła się zalotnie i zapisała moje zamówienie.

— Zaraz wszystko będzie gotowe — powiedziała Kasia

i odeszła na zaplecze restauracji. Mati przyszedł 10minut po mnie, nerwowo się rozglądając. Z rogu swojego stolika machnąłem mu na przywitanie i wskazałem wolne miejsce.

— Siadaj Mati, dzięki za szybkie przybycie — powiedziałem.

— Żartujesz? Zasapał Mati, przecież wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć… i ty i Wiktoria… zawsze i we wszystkim — odparł zasapany Mateusz.

— Wiem, wiem Mati — powiedziałem.

Zamówiłem nam sok malinowy z cytryną i po belwicie czekoladowej na osłodzenie całej sytuacji.

Mati uśmiechnął się.

— Dzięki, że pomyślałeś Miko. Nie jadłem nawet śniadania.

Mati to dobry chłopak i dobry przyjaciel. Typ naukowca. Niewysoki, rozczochrany, w okularach, wiecznie czytający i wiecznie analizujący wszystko i wszystkich. Idealny przyjaciel. Czekaliśmy jeszcze na Kubę, ale ten niestety się spóźniał. Kasia przyniosła nasze zamówienie i znów się do mnie promiennie uśmiechnęła. Mati oczywiście nie omieszkał tego skomentować.

— Wiesz Miko- co ty robisz tym wszystkim laskom, że lgną do Ciebie jak Puchatek do miodu.

Uśmiechnąłem się.

— To mój urok osobisty Mati, tak już niestety mam.

— Szkoda, że ja tak nie mam — westchnął cicho Mati.

7

Udało mi się nogami przyciągnąć do siebie jedną ze szczotek. Potem manewrując nogami i szczotką z długim kijem przyciągnęłam do siebie wiadro z całą zawartością. Było tam to, czego potrzebowałam. Chwyciłam stopami metalową szufelkę, która jak pamiętam miała bardzo ostre zakończenie.

— Połowa za mną — pomyślałam.

— Wiki skup się, nie ma czasu do stracenia — mruknęłam do samej siebie.

Pozostał najgorszy manewr do wykonania. Musiałam tak przerzucić szufelkę do tyłu, by nie poranić sobie głowy a jednocześnie by związane dłonie mogły ją przechwycić. Tu nie było miejsca na błędy. Była tylko jedna szansa. Musiałam ją wykorzystać. Zrobiłam zamach i rzuciłam szufelką za siebie…

8

Kuby nie było a czas mijał. Zmarszczyłem czoło.

— Mati nie ma na co czekać. Musimy szybko obmyślić plan. Nie mamy czasu do stracenia — wycedziłem do Mateusza. — Jasne Miko — odrzekł Mati.

Zabraliśmy się do powtórnej szybkiej analizy. Po kwadransie burzy mózgów, wypitym soku malinowym i zjedzonej czekoladowej belwicie byliśmy z siebie dumni. Nasz plan był prosty, ale doskonały. Koszmar miał się zaraz skończyć.

— Wiktoria idę po Ciebie, bądź dzielna… jeszcze tylko chwila i będziemy razem — powiedziałem na głos.

Uśmiechnąłem się.

Akurat o to, by Wiki była dzielna nie musiałem się obawiać. To najdziwniejsza dziewczyna jaką znam. Jest prawie tak dzielna jak moja mama Ania. Niepokoił mnie jednak pewien fakt. Dlaczego nie przyszedł Kuba? Co z nim się stało. Nieważne. Wszystko się wkrótce wyjaśni -pomyślałem.

— W drogę Miko — powiedziałem sam do siebie i pożegnałem się z Matim. Mieliśmy dużo do zrobienia. Przede wszyskim musiałem jednak pobrać całą gotówkę z mojego słoika i odwiedzić komisariat policji.

9

Szufelka szybko przeleciała nad moją głową i już myślałam że spadnie na podłogę, lecz w ostatnim momencie udało mi się ją przytrzymać związanymi z tyłu rękami. Udało się. Szybkimi ruchami ocierałam sznurek, którym byłam związana o ostry brzeg szufelki i po kilkunastu takich ruchach udało mi się w końcu oswobodzić dłonie.

— Jesteś niesamowita Wiki — powiedziałam sama do siebie, lecz to nie był czas na samochwały. Porywacze mogli w każdej chwili wrócić. Po oswobodzeniu dłoni pierwsze co zrobiłam, to wysłałam smsa Mikołajowi gdzie jestem i żeby się nie martwił. Nie mogłam jednak napisać tego wprost, bo widziałam jak Biały porywacz zrobił screen mojej komórki i wiedział wszystko co na niej robię.

Sms do Mikołaja brzmiał:

„jestem pomiędzy plackami a dołem, tik tok, tik tok”.

Tylko Miki mógł to rozszyfrować….

10

Na komisariacie omówiłem wszystko z komisarzem Robertem Kanią i mieliśmy wspólny plan. Musiałem jeszcze tylko pobrać oszczędności ze słoika i mogłem dalej realizować swój plan odbicia Wiki. Nie było czasu do stracenia. Po pobraniu kasy poszedłem pod naszą szkołę. Paczkę z pieniędzmi zostawiłem pod wycieraczką głównego wejścia do naszej szkoły. Potem szybkim ruchem wskoczyłem na drzewo stojące na środku placu i po kilku zgrabnych ruchach byłem schowany w koronach drzew. Czekał na mnie tam Mati. Było to idealne miejsce na kryjówkę. My widzieliśmy wszystko jednak nas nikt nie widział. Zrobiłem jeszcze jedną ważną rzecz.

Wysłałem porywaczom smsa :

„Jestem gotów na współpracę tylko wypuścicie Wiki. Pieniądze są w paczce pod wycieraczką głównego wejścia do szkoły.”

Wiem, że porywacze mogli się wkurzyć, że zmieniłem miejsce podrzucenia paczki, ale liczyłem na to, że chęć wzbogacenia będzie silniejsza niż ich wkurzenie i że dzięki temu odzyskam kontrolę nad tym co miało się wydarzyć.

Zastanawiało mnie już tylko jedno:

Dlaczego nie odezwał się do mnie Kuba?

11

Kuba w czapce z daszkiem przemknął pod szkołą. Gdyby nie jego ruchy byśmy go z Matim nie poznali. Kuba miał czapkę z daszkiem, duże czarne okulary i ciemny szeroki płaszcz. Wyglądał raczej jak agent z tanich filmów amerykańskich, a nie jak nasz Kuba. Jednak specyfika ruchów go zdradziła. Podszedł do skrytki i zabrał paczkę z kasą. Mati siłą musiał mnie trzymać żebym się nie zdemaskował i nie zeskoczył z drzewa.