Zawieszeni. Część 4: Edi - Nina Włodarczyk - ebook + książka
NOWOŚĆ

Zawieszeni. Część 4: Edi ebook

Włodarczyk Nina

4,0

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Pierwsze cztery części "Zawieszonych" to początek ich drogi do dorosłości, budowania zespołu, pierwszego wyjścia z muzyką poza drzwi szopy, odkrywania siebie i swojej seksualności w cieniu różnych potworów takich jak alkoholizm, porzucenie czy choroby, na które nikt nie wymyślił jeszcze lekarstwa.

Jeszcze kilka miesięcy temu Emilia, Jakub i Edward mieli marzenia – wielkie i naiwne, takie, jakie marzenia powinny być. Ale wtedy było ich więcej. Tylko że marzenia nie umierają nawet kiedy ludzie, których dotyczą, już nie istnieją. I wtedy w ich życiu zjawia się Oliwier, który przynosi coś, czego każdy z nich się boi – nadzieję.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 306

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
katarzyna84n

Nie oderwiesz się od lektury

Równie wyjątkowa jak pozostałe 3 części. Coraz lepiej poznajemy bohaterów, ich działania, motywy. Relacje nabierają kształtu. Czasami ma się ochotę „trzasną” w łepetynę jednego czy drugiego bohatera by za chwilę chcieć przytulić i powiedzieć „jeszcze będzie dobrze”. To na pewno nie jest głupia książka o młodych ludziach i dramach. Jest napisana przystępnym, trochę poetyckim językiem, która może trafić do każdego czytelnika.
10



Redakcja

Bartosz Szpojda

Projekt okładki, redakcja techniczna i skład

Maksym Leki

Fotografia na okładce

© Volodymyr TVERDOKHLIB, halmio / shutterstock.com

Korekta

Urszula Bańcerek

Marketing

[email protected]

Wydanie I, Siemianowice Śląskie 2025

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12

tel. +48 600 472 609, +48 664 330 229

[email protected]

www.videograf.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Mikołów 2024

tekst © Nina Włodarczyk

ISBN 978-83-8293-281-2

Przyjaźń nie zna granic ani barier.

Maya Angelou

Ta książka jest dla tych, którzy mogą nazywać siebie przyjaciółmi. To jest wielki skarb i nieważne, jak potoczy się wasze życie, możecie być pewni, że coś zrobiliście dobrze.

ROZDZIAŁ 24

KOLEJNY KROK

Jakub

Stali za sceną. Pozostały jeszcze dwie osoby przed ich występem. Kamery śledziły ich ruchy. Dziś pierwszy z półfinałów. Dobrze, że nie byli w tej samej grupie co Kamil. Kuba zobaczył Amelię kręcącą się nerwowo w sukience retro w czerwone grochy. Edward szeptał jej do ucha coś, na co ona reagowała nerwowym śmiechem. Dawno nie widział przyjaciela tak oczarowanego. Emilia założyła coś, co wyglądało jak kombinezon, który pozwoliłby jej się wtopić w tłum załogi kolejnego statku misji Apollo. Od kiedy otrzymali telefon o przejściu do kolejnego etapu, ich życie polegało głównie na graniu, myśleniu o graniu i żałowaniu, że właśnie nie mogą grać, gdyż musieli zajmować się takimi drobiazgami jak szkoła czy matura.

– Gdzie Oliwier? – spytała Emi, zaczesując różowe włosy do tyłu.

Wskazał głową w kąt sali, gdzie chłopak rozmawiał z jedną z uczestniczek – chyba skrzypaczką.

– Nie musisz go tak obserwować, jest dużym chłopcem, poradzi sobie.

– Wcale go nie obserwuję – zaperzył się odruchowo, ale wiedział, że Emilia ma rację.

– Jasne, tylko podziwiasz z daleka – sarknęła i klepnęła go w plecy. – Patrz sobie. To nic złego. Zresztą… nie jesteś w tym odosobniony, więc się nie wyróżniasz.

Przewrócił oczami i odwrócił twarz ku scenie. Właśnie kończył się kolejny występ.

– Po co ci ten cały śmietnik? – zapytał, patrząc na to, co Emilia wyciągała z kieszeni.

– Ty widzisz bałagan, a ja uporządkowany chaos.

– To się przecież wyklucza.

– Nie dla mnie, mój przyjacielu.

Kobieta z produkcji kazała im się szykować. Kiwnął w stronę Edwarda, który pocałował Amelię w policzek i ruszył w ich kierunku. Emilia poszła po Oliwiera. Po chwili byli już w czwórkę. Tak jak powinno być.

– Gotowi, moi chłopcy? Czekaliśmy na to. Czas rozpierdolić tę budę.

Spojrzeli na nią, ale wydawała się niczym niezrażona. To ona wybrała utwór na półfinał. Debatowali, czy rzeczywiście nie jest to strzał w stopę, bo utwór był co najmniej odważny. Ale w końcu – to była ich muzyka, po to tutaj przyszli. Dziewczyna z produkcji wskazała ich palcami. Czas na nich. Potem zaczęło się odliczanie. A później była już tylko muzyka. Oliwier otworzył usta i usłyszał:

When you’re coming here

When you’re coming near

Even I can’t deny

You’re my favourite drug

I am asking you right now

Do you wanna be tasted?

Even I can’t deny

You’re my favourite drug

I wanna taste it

Somebody said: Eat me now

But it’s not good enough

I wanna feel you wasted

I wanna be the one

To ravish and devour

Do you wanna be tasted?

The one I take home

And close behind every door

Do you wanna be tasted?

Waking up

With you

It is not enough

Please give me the drug

You are the drug

My only drug

The only good way to be high

The only good way to be wasted

So I am begin you right now

Let me taste it.

Oliwier

Kiedy padły końcowe akordy i wybrzmiała ostatnia nuta, przez chwilę na sali było cicho, jakby nikogo na niej nie było. Jakby nic się nie wydarzyło, jakby znów stali w swojej szopie i za publiczność mieli wyłącznie siebie, stare meble i przestrzeń. A potem sala wybuchła. Przypominało to wodę, która przekroczyła nagle wał i nikt nie był już w stanie jej zatrzymać.

Kiedy Oli otworzył oczy, przywitał go blask pochodzący z wielu maleńkich punkcików, które łączyły się niczym świetliki w jedną wielką kulę blasku. Spojrzał na Edwarda, który wyglądał, jakby unosił się nad ziemią – jego rude włosy swobodnie opadały, niczym u piękności z obrazów Tycjana. Emilia trzymała pałeczki na kolanach, powstrzymując się siłą woli, żeby nie uderzać w bębny znów i znów. Przeniósł wzrok na Jakuba, który patrzył wprost na niego. Jeśli miałby taką moc, żeby zamknąć szczęście w pudełku i zachować je na potem, to zrobiłby to właśnie w tej chwili.

– To kto chce zacząć? – zapytał przewodniczący jury.

– Może ja – odezwała się specjalistka od emisji głosu. – Najpierw zwrócę się do Oliwiera. Tak masz na imię, prawda?

Przytaknął i poczuł, jak Jakub zbliża się nieznacznie w jego kierunku. Kotwica.

– Nie muszę ci mówić, że umiesz śpiewać, bo umiesz. Ja to wiem, ty to wiesz, ludzie za mną to wiedzą. Dobrze brzmisz zarówno w niskich, ale i, co zaskakujące, w bardzo wysokich rejestrach. Kiedy zauważyłam, że wchodzisz w ten ostatni refren, to szczerze bałam się, że to będzie pisk, ale to była muzyka, piękna muzyka. Myślę, że reszta się ze mną, co do tego, zgodzi.

Zobaczył, jak pozostali przy stole kiwają głowami.

– Wiecie dobrze, że to nie my oglądamy wasze nagrania z castingu, ale po tym, co dziś zobaczyłam, chętnie rzucę na nie okiem. Czy tam też gracie jakiś swój utwór? – zapytała wysoka kobieta o ciemnych włosach.

– Tak.

– To chyba wystarczy wam za moją ocenę. – I posłała im uśmiech, zanim jeszcze dorzuciła: – Tutaj przychodzi mnóstwo ludzi, bardzo utalentowanych, tylko że często nie mają żadnego pomysłu, co z tym talentem zrobić. A wy przybywacie praktycznie gotowi i to, czego wam potrzeba, to lekkie pchnięcie, aby inni mogli zobaczyć to, co my przed chwilą.

– Chciałam jeszcze dodać, bo nie wiem, czy ktoś zwróci uwagę na to w swoich ocenach – zaczęła kobieta w ciężkich okularach – że sam utwór jest bardzo dobry, ale przyznam, że wasz wybór był odważny. Piosenka pewnie nie miałaby szansy na debiut w każdej stacji radiowej, bo, nie oszukujmy się, w wielu pracują debile, którzy nie wyjdą poza pierwszą warstwę interpretacji.

– To samo chciałem podkreślić – dołączył się przewodniczący jury. – Nie znam historii tej piosenki, ale dla mnie była ona niezwykle smutna, jakby ktoś opowiadał mi historię tragicznej miłości, coś w stylu „pozwól mi chociaż siebie wielbić, skoro nie mogę ciebie mieć”.

Jakub się wzdrygnął. Oli domyślał się, że utwór był osobisty, ale nigdy nie pytał o jego genezę. Nie miał czasu na takie rozmyślania, wyciągnął dłoń i położył przyjacielowi na plecach.

– Myślę, że nie musicie się obawiać tego, co myślimy, bo to było zajebiste – dodał najmłodszy członek składu sędziowskiego.

Sala się roześmiała i ten śmiech wyznaczał takt jego rozszalałego serca.

– To się wytnie – dodała kobieta od emisji głosu, mrugając do kamery, mając wszak świadomość, że program leci na żywo.

A godzinę później, kiedy zakończono liczenie głosów, stali znów na tej scenie i prowadzący, który jako jedyny przewyższał Oliwiera wzrostem, powiedział: „Zwycięzcami pierwszego półfinału na żywo zostaje…”. Zaczął się obawiać, że nie będzie miał tak wielkiej skrzyni, żeby pomieścić tyle szczęśliwych chwil.

Jakub

Byli tak nabuzowani emocjami, że nie mogli się uspokoić nawet na chwilę w drodze do hotelu, po małej imprezie, którą zorganizowano dla wszystkich uczestników.

– Musimy wracać? – zapytał Edward.

– Nie. Zróbmy coś. Chodźmy potańczyć, należy nam się! W końcu WYGRALIŚMY! – rzuciła Emilia i nie czekając na ich odpowiedź, zaczęła szukać odpowiedniego miejsca.

Po kilku minutach uniosła głowę znad telefonu, szczerząc się jak kot, który dobrał się do śmietany.

– Chłopcy, chłopcy, chłopcy, musicie mi zaufać. Ufacie mi, prawda?

– Nie, kiedy masz taką minę.

Ale ona tylko się śmiała, a jej makijaż, pełen brokatu na oczach i policzkach, mienił się w świetle latarni. Szli za nią bez pytań i po chwili zniknęli w ciemnym tunelu metra, które – jak to w sobotnią noc – było zatłoczone. Po niespełna kwadransie kazała im wyjść, a raczej „zbierać dupy”. Była tak podekscytowana, jak dziecko w wigilijny wieczór patrzące na stertę prezentów leżącą pod kolorowym drzewkiem, z wypisanym na każdym z nich jego imieniem. Po dziesięciominutowym spacerze stanęli przed jednym z wielu klubów przy bocznej uliczce, w którą ich zaprowadziła, kierując się GPS-em w komórce. Spojrzał na różowy szyld, na którym kilka lampek zgasło zdmuchniętych czasem, więc jedna z liter była zbyt blada w porównaniu z pozostałymi, jak daleka, biedna kuzynka, która jest częścią rodziny, więc musi tu być, ale niekoniecznie jest to pożądane.

– Serio? – zapytał Kuba.

Wyszczerzyła zęby w odpowiedzi. Rzeczywiście wyglądała jak kot.

– Nie musiałaś wybrać gejowskiego klubu, skoro społeczność LGBT stanowi całe dwadzieścia pięć procent naszej populacji. – Machnął ręką Kuba, pokazując na ich czwórkę zgromadzoną pod drzwiami.

– Doceniam twój matematyczny dowcip, ale my chcemy tam wejść.

– Zważywszy na to, że wymyśliłaś to jakieś pół godziny temu i w tym czasie nie powiedziałaś nawet słowa co do tego, gdzie idziemy, a nie sądzę, żebyś nagle posiadła jakieś zdolności telepatyczne, i te same zdolności w tym czasie zdobyli pozostali, więc nie wiem, skąd ta liczba mnoga.

Patrzyła na niego zniecierpliwiona.

– Oli, Edi – zwróciła się do pozostałych. – Chcecie ze mną wejść do tego wspaniałego przybytku queerowej miłości?

Nie miał pojęcia, czy ten klub miał cokolwiek wspólnego z miłością, no, chyba że fizyczną, ale zostawił tę uwagę dla siebie. Przewrócił oczami, ale zobaczył, jak pozostali kiwają głowami.

– Demokracja każe mi sądzić, że siedemdziesiąt pięć procent jest wystarczające, by podjąć wiążącą decyzję. Idziemy. No, chyba że się boisz, co powie Stefan? Nie martw się, będziemy pilnować twojego tyłka – rzuciła ze śmiechem Emi.

– Od razu czuję się bezpiecznie – sarknął w odpowiedzi, ruszając przodem i słysząc ich śmiechy za sobą.

W środku było tłoczno, co raczej nikogo z nich nie dziwiło. Przedzierał się między spoconymi ciałami. Nie lubił, kiedy obcy go dotykali. Zwłaszcza w takiej ilości. Znaleźli wolny stolik na niższym poziomie.

– Muszę się odlać – rzucił Edward. – Chciało mi się, zanim zaczęliśmy grać.

– Pójdę z tobą. Za dużo wody, za mało jedzenia – wyjaśniła Emi.

– Co wam zamówić? – zapytał Jakub, zanim przyjaciele zniknęli w tłumie.

– Piwo, jakiekolwiek, i tak smakują tak samo.

– Dla mnie też – dorzuciła Emilia, spoglądając z zainteresowaniem na otoczenie, które składało się głównie z mężczyzn w bardzo różnym wieku.

Jakub czuł na sobie spojrzenia niektórych z nich, ale je ignorował. Pozostali pewnie też je czuli.

– A dla ciebie? – zwrócił się do Oliwiera, który nieśmiało rozglądał się wokół, nie zatrzymując wzroku nigdzie na dłużej, jakby bał się, że ktoś go posądzi o podglądanie. Tak, jakby niektórym, patrząc na stan zaawansowania ich interakcji z innymi osobami z klubu, dokładnie o to nie chodziło.

Nie był zaskoczony faktem, że wejście Oliwiera wywołało spore poruszenie. Kiedy chłopak szedł przez parkiet, Kuba widział taksujące go spojrzenia.

– Nie wiem, pójdę z tobą.

Może nie chce zostać sam. Nie dziwię mu się – przyszło na myśl Kubie.

Kiwnął głową, rzucili kurtki na kanapę i ruszyli przez tłum. Przy barze było dość spokojnie. Czekali cierpliwie na swoją kolej, aż w końcu obsługujący gości blondyn z kucykiem pojawił się przy nich, przewieszając białą ścierkę przez ramię. Oliwier próbował odczytać imię z plakietki, co ten zauważył i powiedział:

– Bartek, ale ty, Loczek, możesz nazywać mnie jak chcesz.

Oliwier zaśmiał się, wsunął włosy za ucho i rzucił, nie spuszczając wzroku z chłopaka przed sobą:

– Czy ktoś się na to łapie?

Bartek, niezrażony porażką, wzruszył ramionami.

– Nie mogłem nie spróbować. To co dla ciebie? – zapytał, nachylając się nad barem.

– Dla nas – podkreślił przyjaciel i dopiero wtedy barman spojrzał w jego kierunku.

Doskonale zdawał sobie sprawę, co znaczy to spojrzenie. Nieme pytanie „Czy jesteś dla mnie konkurencją”?

– Dwa piwa w butelce, a dla mnie… – Oliwier zawahał się, aż w końcu rzucił: – Zaskocz mnie.

Barman wyszczerzył zęby i odwrócił się do nich plecami. Po chwili postawił na kontuarze dwa piwa i zaczął robić jakiś koktajl. Kuba śledził każdy jego ruch, od momentu, w którym wziął szkło do ręki, aż do chwili, kiedy skończone dzieło pojawiło się przed Oliwierem. Wyglądało na coś takiego, czego nie zechciałby spróbować nawet za pieniądze, ale odnosił wrażenie, że przyjacielowi będzie smakować. Chłopak wyciągnął rękę po szklankę z koktajlem, ale barman chwycił go za nadgarstek:

Łapy przy sobie – pomyślał Kuba.

– Mogę zobaczyć dowód?

– Chcesz wiedzieć, czy jestem legalny, czy po prostu jak mam na imię? Jeśli to drugie, to Oliwier. Nadal chcesz ten dowód?

Barman się uśmiechnął i zaprzeczył ruchem głowy.

– Tak mi się właśnie zdawało – odpowiedział przyjaciel, pociągając łyk ze szklanki.

Tak jak Kuba przewidywał – smakowało. Chłopak oblizał wargi, które teraz błyszczały i wydawały się jeszcze pełniejsze niż zwykle.

Czemu ty się gapisz? Jakub, przestań się gapić – mitygował się sam.

Bartek, zadowolony z siebie, przyglądał się Oliwierowi.

Przynajmniej nie jest obleśny – przemknęło Kubie przez głowę.

– Może trochę zwolnij – odezwał się barman, kiedy chłopak był już w połowie szklanki.

– Dziś jest wyjątkowy dzień. Świętujemy – odpowiedział Oliwier, bawiąc się pierścionkami na długich palcach.

Jego radość była zaraźliwa.

– A co, jeśli mogę wiedzieć? – dopytywał Bartek, nachylając się, jakby mieli już jakieś wspólne sekrety.

– Życie – odpowiedział Oliwier filozoficznie, ale sam się zaśmiał ze swojej pretensjonalności.

Jakub parsknął, chociaż bardzo nie chciał. Oczy Oliwiera od razu zwróciły się w jego kierunku. Były takie błyszczące.

– A co podać twojemu... koledze?

– Dla kolegi – prychnął Jakub, zanim Oliwier zdążył odpowiedzieć – woda gazowana, obojętnie jaka. – Kiedy butelka pojawiła się przed nim, mając na sobie skupioną całą uwagę mężczyzny za barem, dodał: – Nie byłoby szybciej, jakbyś wprost zapytał, czy się ruchamy i czy jesteśmy na wyłączność, bo przecież to chciałeś wiedzieć. Dla kolegi. Dobre sobie – powtórzył i się roześmiał.

A potem nachylił się do przyjaciela i szepnął mu wprost do ucha, tak by nikt poza nim go nie słyszał:

– Jakby coś, jestem przy stoliku. Patrz mu na ręce, jak będziesz zamawiał cokolwiek, co nie jest zamknięte. – Oliwier zrobił wielkie oczy. – Nie wygląda groźnie, ale... – Poklepał przyjaciela po plecach, złapał trzy butelki i skierował się w głąb sali.

Edwarda i Emilii nadal nie było. Wsunął się na kanapę i zamknął oczy. Muzyka wibrowała mu w uszach. Coś elektronicznego i strasznie denerwującego, jak bzyczenie komara. Po chwili poczuł, że kanapa obok się ugina. Nie otwierał oczu, bo dobrze wiedział, kogo zobaczy. Czuł znajome ciepło i zapach.

– Co?

– Przecież nic nie mówię.

– Ale chcesz. Słyszę, jak ci się koła obracają pod tą kudłatą kopułą.

– Dlaczego sobie poszedłeś?

– Poszliśmy zamówić, to zostało zrobione, więc wróciłem. Zresztą chyba dobrze się bawiłeś. Nie byłem ci tam potrzebny, a barman stanowczo nie był mną zainteresowany, zresztą z wzajemnością. Czego akurat nie można powiedzieć o waszej dwójce.

Czy ty jesteś Kuba, aby zazdrosny? Nie… Oli ma prawo robić, co chce i z kim chce, po prostu się o niego martwię. Tak sobie wmawiaj. Boże, ale mam przejebane – kołatało mu się w głowie.

Otworzył oczy i spojrzał na Oliwiera, który bawił się szklanką, w której było mnóstwo koktajlu. Domyślił się, że był to już jego drugi drink.

– Idę potańczyć – rzucił i wstał, zanim Oli zdążył coś powiedzieć.

Zobaczył jeszcze, jak Emilia i Edward maszerują w kierunku stolika. Rozluźnił się, że Oliwier nie zostanie sam. Czemu zachowałem się jak zaborczy palant? Nie, nie chciał o tym myśleć, chciał po prostu tańczyć. I czas przelatywał wraz z ruchami jego nóg i rąk i zanim się obejrzał, minęło ponad pół godziny. Dwukrotnie ktoś próbował zbliżyć się do niego, ale kiedy tylko poczuł czyjeś dłonie, odsuwał się. Nie chciał, by ktoś obcy go dotykał, nie w taki sposób, jakby do kogoś należał, jakby ktoś go pragnął. Za pierwszym razem poszło gładko. Ktoś pojawił się w jego osobistej przestrzeni, nie przeszkadzało mu, dopóki tańczyli. Chłopak mógł być studentem, nie więcej niż dwudziestokilkuletnim. W chwili, w której poczuł obce dłonie dotykające jego bioder, złapał je za nadgarstki, nie za mocno, by skrzywdzić ich właściciela, ale wystarczająco, by dać do zrozumienia, że mówi „nie”. Chłopak się wycofał w przepraszającym geście. Drugi zjawił się niewiele później.

– Hej.

Odpowiedział tym samym, patrząc na blondyna przed sobą. Chłopak miał taką delikatną urodę, kojarzył mu się z jakąś rzeźbą anioła. Tamten nic więcej nie powiedział, więc znów zamknął oczy, ale szybko je otworzył, kiedy poczuł, że zbliżył się na tyle, że pomiędzy nimi nie było już przestrzeni. Położył blondynowi ręce na ramionach i się odsunął. Ale przybysz chyba nie chciał przyjąć odmowy, bo odwrócił się plecami tak, że tyłkiem ocierał się wprost o jego krocze. Potem uniósł rękę i próbował nią objąć od tyłu jego głowę. Kuba nachylił się i szepnął „Lepiej będzie, jak się odsuniesz”. Blondyn zawahał się, ale próbując przekrzyczeć tłum, rzucił, ciągle kręcąc biodrami:

– Jesteś pewny, że tego chcesz?

Chwycił blondyna za rękę i obrócił w takim tempie, że bał się, że chłopak się przewróci, a potem spojrzał na niego tak, by nie pozostawić żadnych wątpliwości, jakie są jego intencje.

– Tak, jestem pewien.

Blondyn się zmieszał, tak że zrobiło mu się go nawet żal.

– Przepraszam.

– Nic się nie stało. Jeśli zachowujesz się tak, bo cię to kręci, to okej. Jeśli dlatego, że myślisz, że inni tego oczekują od ciebie, to powiem ci, że nie warto.

Chłopak przyglądał mu się chwilę i w końcu się uśmiechnął.

– A mogę wiedzieć, czemu nie jesteś zainteresowany? – zapytał kierowany chyba tym, że szansa, iż zobaczą się ponownie, była bardzo niewielka.

– Spotykam się z kimś.

Blondyn wyglądał, jakby mu nie wierzył.

– I jesteś tutaj sam? Jemu to nie przeszkadza?

– Czemu miałoby?

– Tylu chętnych... Niektórzy sami siebie podają na tacy – zaśmiał się nerwowo.

– To jest nieistotne, bo ja i tak nic nie zrobię. I w sumie nie ma znaczenia w takiej sytuacji, co robią inni.

– Nie sądziłem, że tacy faceci jeszcze istnieją.

– Jacy? Wierni? Sądzę, że jest nas więcej, niż myślisz. Może po prostu źle wybierasz i jesteś trochę za młody, by już tak pesymistycznie myśleć.

– Wybrałem ciebie, więc chyba nie poszło mi najgorzej. – To rozśmieszyło Kubę i pomyślał, że mógłby polubić tego chłopaka. Ten zresztą po chwili dodał: – Może dobry wybór, tylko zły czas. Adam jestem.

– Jakub.

Zobaczył nad głową Adama, że pozostała trójka zbliża się do niego. Byli już lekko wstawieni. Emilia jako jedyna wyglądała, jakby nic nie piła, ale był przekonany, że wypiła więcej niż tamci razem wzięci. Adam podążył za jego spojrzeniem, a potem uśmiechnął się ze zrozumieniem i zniknął w tłumie, machając jeszcze Kubie na pożegnanie. Przyjaciele po chwili przyłączyli się do niego i dali się ponieść muzyce. Patrzył z radością, jak wirują na parkiecie, jakby nic więcej się nie liczyło, jak ich włosy mienią się w stroboskopowym świetle, jak znajdują własny rytm. Nawet Oliwier, który przez moment wydawał się nieco zagubiony, odpuścił. Widział go kątem oka, kiedy tańczył z opuszczonymi powiekami, tak jakby nikt nie patrzył. Chociaż on patrzył, ale Oliwier nie musiał tego wiedzieć.

Po kilku utworach, kiedy DJ zwolnił, poczuł ciepły oddech na szyi. Oliwier nachylił się do jego ucha i szepnął:

– Jesteś na mnie zły? – Kuba czuł w tym oddechu miętę i jakiś słodki alkohol z ananasem czy grejpfrutem.

– Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą. Bo nie był zły, a jeśli już, to tylko na siebie.

– Myślałem, że...

Odwrócił się tak, że mógł obserwować nagłą zmianę na twarzy przyjaciela.

– Co myślałeś?

– Że byłeś zły, że ten barman... filtrował ze mną. – Słowa już zaczynały mu się plątać, oczy były szkliste i błyszczące.

– Flirtować, Oli, a nie filtrować. Filtrować to można wodę. – Zaśmiał się, a Oliwier wyglądał, jakby próbował pojąć różnicę między tymi pojęciami, ale przychodziło mu to z trudem.

– Ja z nim, Kuba, nie filtrowałem... flirtowałem.

Chłopak wygiął usta jak małe dziecko.

– Dziękuję za informację, ale nie musisz się przede mną tłumaczyć.

To chyba nie podziałało, bo zielone oczy były bardzo zdeterminowane.