Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
368 osób interesuje się tą książką
Siedemnastoletnia Kelsey Lester przeprowadza się wraz z rodziną do słonecznego Los Angeles, aby zaopiekować się dziadkiem pogrążonym w żałobie po stracie małżonki.
Jej siostra Jade jest ogromną fanką mieszkającego w mieście młodego piosenkarza Holdena Carsona. W przeciwieństwie do Kelsey dziewczyna ma na jego punkcie prawdziwą obsesję i nie może się doczekać, żeby osobiście go poznać.
Traf sprawia, że na jednej z imprez to właśnie Kelsey wpada na gwiazdora. Chłopak ma kłopoty i musi uważać na swój wizerunek. Każdy jego krok śledzą paparazzi, więc stara się ich unikać. Kiedy nastolatka go rozpoznaje, Carson decyduje się złapać ją mocno za rękę i uciec z nią przed obiektywami wścibskich reporterów.
Niespodziewany wieczór to tylko początek skomplikowanej relacji tej dwójki. Czy Kelsey i Holden zdołają przetrwać nieubłagany blask fleszy?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 439
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Aleksandra Lalak
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Katarzyna Moch
Korekta: Aleksandra Krasińska, Iwona Wieczorek-Bartkowiak, Monika Baran
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
Ilustracja na okładce: Anna Niemczak
ISBN 978-83-8418-268-0 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Epilog
Playlista
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Dla wszystkich, którzy marzą o randce z gwiazdą
Holden
Naelektryzowane powietrze.
Tłumy skandujące moje imię.
Piski dziewczyn pod sceną.
Muzyka rozsadzająca bębenki.
Żywioł.
– Madison Square Garden, jesteście ze mną?! – wrzasnąłem do mikrofonu, a tłum zebrany przede mną oszalał na nowo.
Miliony nastolatków chciałyby zająć moje miejsce. Stanąć na ogromnej scenie, wyśpiewać swoje marzenia, stać się legendą. Miliony dzieciaków nie mogą sobie na to pozwolić. Ich sny o byciu muzyczną gwiazdą odchodzą w którymś momencie w zapomnienie. Jednak ja…
Ja nadal tu jestem. Bawię zgromadzonych fanów, choć czuję, że gdzieś po drodze zatraciłem siebie. Szukam dobrej drogi, próbuję odnaleźć wskazówki. Staram się nikogo nie zawieść.
– Holden! Holden! Holden! – Po stadionie rozeszły się kolejne nawoływania, więc podniosłem głowę, przykleiłem uśmiech na twarz i rozpocząłem następny utwór.
Jeszcze jedna piosenka.
Jeszcze jeden uśmiech.
Jeszcze jeden wieczór w blasku fleszy.
MAM NA CIEBIE ALERGIĘ
Holden
Zszedłem ze sceny po ostatnim bisie i myślałem jedynie o tym, że mam ochotę na wielkiego, tłustego burgera. Koncerty zawsze wypompowywały ze mnie całą energię. Nigdy nie miałem ochoty na aftery. Niestety mój najlepszy kumpel ma na ten temat inne zdanie. Gdy przekroczyłem próg garderoby, Milo chwycił mnie za szyję i potrząsnął mną.
– Chłopie! Widziałeś tę jedną laskę pod sceną? Chciała rzucić ci stanik! – Zaśmiał mi się do ucha, klepiąc mnie przy tym po plecach. – Co ja bym dał, żeby laski tak szybko ściągały dla mnie ciuchy… – rozmarzył się.
– A nie wystarcza im to, że jesteś pieskiem samego Holdena Carsona? – usłyszeliśmy cięty komentarz i obaj już wiedzieliśmy, do kogo należy ten złośliwy głos. Przewróciliśmy oczami niemal równocześnie, po czym obróciliśmy się w kierunku drzwi.
Catalina stała w nich z ramionami skrzyżowanymi na piersi i mierzyła nas kpiącym wzrokiem. Normalka.
– Czy ja wyglądam, jakbym miał tutaj ogonek? – zapytał Milo. Odwrócił się tyłem do dziewczyny i wypiął swoje cztery litery w kierunku jej twarzy. Prychnąłem śmiechem, kiedy zobaczyłem, jak bardzo ją tym zdegustował.
– Jesteś prostakiem, Milo – rzuciła, wskazując na jego tyłek, i przeszła w głąb pokoju.
Kiedy znalazłem się w fotelu i zacząłem pić łapczywie wodę, Catalina przysiadła obok mnie na podłokietniku. Pierwszy raz tak dokładnie się jej przyjrzałem. Kruczoczarne włosy opadały jej wzdłuż ramion. Miała na sobie jeansowe spodnie, czarny top, ramoneskę, a do tego włożyła kozaki z łańcuszkami. To zdecydowanie był jej styl. Lubiła rockowe wykończenia.
Cięższy makijaż, mnóstwo pierścionków na palcach i te jej perfumy, które rozpoznałbym na końcu świata. Kichnąłem, gdy znowu zakręciło mi się od nich w nosie.
– Przestałbyś już – skomentowała moje zachowanie.
– Mam na ciebie alergię – mruknąłem, biorąc następne łyki wody.
Gomez zrozumiała moją uwagę. Wstała z fotela i przesiadła się na kanapę. Byliśmy zmuszeni do przebywania w swoim towarzystwie. Wydajemy muzykę w tej samej wytwórni, a nasi menedżerowie stwierdzili, że taki „związek” przyniósłby nam ogrom korzyści. Oczywiście udawaliśmy, a przy tym ani trochę za sobą nie przepadaliśmy.
Odwróciłem od niej wzrok i spojrzałem na najlepszego przyjaciela. Milo stał przy barku. Grzebał w nim, jakby szukał jakiegoś skarbu.
– Nie będziemy się upijać. – Uprzedziłem jego zamiary. Rano miałem spotkać się z producentem i musiałem być trzeźwy. Nie mogłem przeprowadzać tej rozmowy na kacu.
– Czy ty go słyszysz? – jęknął, zwracając się do Cataliny.
Skrzywiłem się, bo miałem jakieś pięć minut, zanim wparuje tu cały team i zacznie się rządzić. Ostatnio chłopaki poszaleli, a ja musiałem się tłumaczyć, dlaczego kanapa wyleciała oknem.
– Mógłbyś wziąć z niego przykład – poparła mnie Catalina. W jednym się zgadzaliśmy, z tym że ona była nieugięta. Mnie wystarczyła jedynie odrobina zachęty. Czasami nie potrafiłem nie ulec.
– Nudziarze! Zaraz masz trasę i będziesz na zmianę koncertował i spał. Zabaw się trochę! – Milo wyciągnął butelkę szampana i nim zdążyłem go powstrzymać, otworzył ją z pompą.
Komentarz o zbliżającej się trasie wytrącił mnie z równowagi. Coraz częściej mi się to przydarzało. Czułem, jakby ktoś zaciskał mi niewidzialną pętlę na gardle i śmiał się w twarz.
Milo miał rację. Musiałem się zabawić. Jeszcze ten jeden raz.
Potem zapanowała anarchia. Drzwi otworzyły się na oścież i weszła przez nie cała ekipa. Krzyczała, skandując moje imię, by za sekundę poderwać mnie z fotela.
Dostałem takiego strzału adrenaliny, że nikt nie mógł mnie powstrzymać. Małe pomieszczenie było dla nas niewystarczające. Przenieśliśmy się z imprezą do hotelu. Szaleliśmy. Nie zważaliśmy na jutro. Żyliśmy na sto procent.
Przez cały czas czułem na sobie oceniające spojrzenie Cataliny, ale miałem to gdzieś.
Jestem Holden Carson. Mogę wszystko.
Mam tłumy fanów i sławę, o jakiej marzą miliony.
Moja gwiazda świeci mocno i nic jej nie zagraża.
Nic.
TO BĘDZIE PIĘKNY ŚLUB
Kelsey
– Kelsey, kochanie! – usłyszałam kolejne już dzisiaj wołanie mamy. – Idź do garażu po więcej pudeł!
Westchnęłam pod nosem, ale zgodnie z prośbą ruszyłam do drzwi. Gdy przechodziłam przez salon, przystanęłam w miejscu, by zlustrować siostrę z góry na dół. Małpa leżała na kanapie i oglądała po raz setny tiktoki z tym nędznym piosenkarzem Holdenem Carsonem.
– A może księżniczka by się ruszyła i też pomogła, co? – zapytałam z wyrzutem, biorąc się pod boki. – Nawet Theo zrobił więcej od ciebie – pochwaliłam młodszego brata.
Miałam gdzieś to, że Jade była ode mnie starsza o dwa lata. Nie jestem psem pociągowym, a ona wytwornym pudlem. Siostra obejrzała się na mnie, po czym wróciła do wgapiania się w ekran komórki. No co za tupet!
– Mówię do ciebie!
– Zamknij się i mi nie przeszkadzaj. Holden grał w weekend koncert w Madison Square Garden! Czy to dziwne, że chcę nadrobić każdy filmik? Gdybyś sama miała ulubionego piosenkarza, to może byś zrozumiała, przez co teraz przechodzę!
Krzyk Jade usłyszeli chyba w sąsiednim stanie. Ona nazywała tę niepohamowaną miłość oddaniem, a ja uzależnieniem. Nikt nie mógł mi wmówić, że oglądanie dosłownie każdej możliwej perspektywy jednego występu jest zdrowe.
Moja siostra ślini się do Holdena, odkąd odkryli go w X Factorze. Może i na początku nie miał zachwycającego głosu, jednak jego aparycja zrobiła swoje. Nie żeby mi się podobał. Jak dla mnie był mocno przeciętny, choć Ameryka oszalała na jego punkcie, a szczególnie kobiety.
Mimo że nie wygrał programu, bo zajął ostatnie miejsce na podium, to właśnie jego kariera poszybowała w przestworza, a o dziewczynie, która zdobyła pierwsze miejsce, słuch zaginął.
Carson rósł w siłę, nagrywał kolejne płyty, grał koncerty, aż w końcu zaproponowali mu trasę. Każda stacja grała jego piosenki od świtu do zmierzchu, a talk-showy i radia zabijały się, by zgodził się na chociaż jeden wywiad.
Wiedziałam to dlatego, że Holden był w wieku mojej siostry i kiedy ruszyła lawina zwana Carsonmanią, ona ustawiła się jako pierwsza w kolejce, by czcić chłopaka niczym pradawne bóstwo.
Była członkinią jednego z pierwszych powstałych fanklubów, a do tego obserwowała jego kroki na każdych mediach społecznościowych tak, by wiedzieć o nim dosłownie wszystko. Odnosiłam wrażenie, że miała informacje nawet o tym, jak często się wypróżnia, ale gdy żartowaliśmy z tego z Theo, ona skarżyła na nas rodzicom i tyle z tego było.
W naszym domu nie uznawało się żadnej przemocy. Nie mogłam sobie nawet pokpić z siostry, bo potem dostawałam godzinne wykłady na temat zabijania w kimś pasji.
Kochanie Holdena Carsona to pasja narodowa, nie choroba. Pasja.
– Mam gdzieś to, czy zrobił podwójne salto, czy pocałował fankę z tłumu. Pomóż nam się pakować. Jutro wyjeżdżamy do dziadka.
Kolejny powód, żeby położyć się w łóżku i już z niego nie wychodzić. Nie miałam nic do naszego dziadka. Oczywiście, że nie. Tylko że on mieszkał w Los Angeles w Kalifornii, a my w Winchester w Wirginii, a co za tym szło, czekała nas wyprowadzka.
Miałam tu szkołę i najlepszą przyjaciółkę, jednak dobrze wiedziałam, że jako rodzina musimy trzymać się razem i sobie pomagać. Po śmierci babci dziadek podupadł trochę na zdrowiu. Potrzebował motywacji do życia. Dokładnie to mieliśmy mu zapewnić.
Theo nie miał zdania. Ja nie byłam do wyjazdu nastawiona w stu procentach pozytywnie. Za to Jade aż skakała po ścianach, bo w Los Angeles mieszka Holden. Tak, właśnie tak. Moja siostra stwierdziła, że teraz wszystko potoczy się jak w tych filmach dla nastolatków. Zgodnie z jej wyobraźnią mieli się spotkać na jednym z jego koncertów. On miał ją wypatrzyć w tłumie, zejść do niej, powiedzieć, że jest miłością jego życia, i mieli żyć długo i szczęśliwie.
Jade potrzebuje dobrego lekarza.
– Kelsey! No właśnie! Za dwa dni będę w tym samym mieście co Holden! Przecież wiesz, że muszę się dokładnie przygotować. Już nawet zrobiłam plan miejsc, w których mogę na niego wpaść. Wszystko jest tutaj – oświadczyła, machając w powietrzu brązowym notesem. Był już trochę stary i wystawały z niego poprzyklejane kartki, zdjęcia i naklejki. Jade miała go, odkąd skończyła czternaście lat, a wszystkie zapiski dotyczyły kariery Carsona. Znów wróciła do mnie myśl, że pewnie zapisała sobie, jakiego papieru toaletowego używa.
Kolejny powód, by poszukać dla niej specjalisty.
– Masz trzy minuty, żeby wstać z tego łóżka, albo poskarżę się mamie, że się obijasz i ani trochę nie pomagasz. Dostaniesz wykład na temat pomagania sobie nawzajem i współpracy – zagroziłam.
Przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Jade sprawdzała, czy mówię serio. Tak było. Miałam po dziurki w nosie tej jej obsesji i nie zamierzałam wykonywać całej roboty, patrząc, jak ona wyje na cały głos piosenki Holdena.
Żeby jeszcze miała jakiś słuch, ale tym również jej nie obdarzono. Nie miałam pojęcia, jakim cudem zdobywała tak dobre oceny i dostała się na jeden z lepszych uniwerków Kalifornii, skoro całymi dniami sprawdzała wiadomości o piosenkarzu.
Ja, gdy obejrzałam jakiś film na Netfliksie, to musiałam nadrabiać dwa dni nauki, bo zachwycałam się kadrami i próbowałam rozpracować, jak zrobić podobne.
Od dziecka interesowałam się fotografią, mimo że nie wiązałam z tym przyszłości. Po prostu lubiłam robić ładne zdjęcia i uwieczniać chwile. Żałowałam, że w tych czasach większość zdjęć robi się na telefonach. Aparaty mają swoją duszę.
– Jesteś taką smarkulą – mruknęła pod nosem, jednak ku mojej uciesze podniosła się z kanapy i ruszyła do garażu.
Westchnęłam z radością. Udało mi się wygrać chociaż tę jedną potyczkę. Podeszłam do telefonu Jade, który nadal wydawał z siebie dźwięki. Z ekranu komórki patrzył na mnie chłopak, na którego widok moja siostra sikała w majtki.
– I co ona w tobie widzi? – prychnęłam, słysząc następne wersy Make You Mine.
Śpiewał piosenki, które wpadają jednym uchem, a wypadają drugim. Podszkolił swój wokal, tego nie mogłam nie zauważyć, ale co z tego, skoro go marnuje na numery bez przesłania? W czasie gdy wypluwa z siebie teksty o tym, jak to nie szuka swojej drugiej połówki, mógłby śpiewać o podziałach, tolerancji albo czymkolwiek innym, a nie rzeczy w stylu: „Dam ci to, czego pragniesz. Wiesz, że jestem tym jedynym”.
Błagam, bo rzygnę.
I nie zrozumcie mnie źle, ja też lubię piosenki o miłości. Z jakimkolwiek głębszym przesłaniem. Tylko tego wymagam.
Zablokowałam telefon, by nie słyszeć już jego śpiewu, i żeby nie wyjść na hipokrytkę, sama też udałam się do garażu.
Pakowaliśmy się do samego wieczora. Kiedy włożyłam ostatnie albumy ze zdjęciami do pudełka, przysiadłam na łóżku. Łzy zamajaczyły mi w kącikach oczu. Nie zostanie tu po mnie nawet ślad. Wszystkie pamiątki pochowaliśmy w kartonach i zapakowaliśmy do ciężarówki. Jakbym nigdy tu nie mieszkała…
Mama zapewniła, że może kiedyś wrócimy, ale i tak czułam, że mówi tak tylko po to, żebym nie smuciła się jeszcze bardziej.
– Puk, puk! – usłyszałam nagle. Dopiero potem ktoś rzeczywiście zapukał do moich drzwi. Od razu rozpoznałam głos swojej najlepszej przyjaciółki i posmutniałam już do reszty. Tak bardzo nie chciałam się z nią rozstawać, a nie mogłam na to nic poradzić. Lizzie zostaje tutaj. Rozdzielają nas.
– Proszę – mruknęłam cicho. Drzwi skrzypnęły, a w ich progu pojawiła się tak samo przygnębiona Liz.
– Hej, Kel – szepnęła. Zamknęła za sobą drzwi i w kilku krokach znalazła się przy mnie, by mocno mnie przytulić. Kiedy trafiłam w jej objęcia, rozkleiłam się na całego. – Hej, hej. Co to za smutki? Nie na mojej zmianie! – zaprotestowała, pocierając moje ramiona.
Na co dzień nie byłam beksą, jednak rzadko zmieniałam całe swoje życie i zostawiałam innych za sobą. Nie chciałam tracić kontaktu z przyjaciółką, była dla mnie jak prawdziwa siostra.
– Tak bardzo nie chcę stąd wyjeżdżać – przyznałam, pociągając nosem.
– Wiem, Kel, ale nic na to nie poradzimy. Nawet nie myśl, że dam ci o sobie zapomnieć, dobra? Będę cię dręczyć codziennymi telefonami – ostrzegła mnie, więc lekko się uśmiechnęłam.
– No ja mam nadzieję.
Bałam się, że taka przyjaźń na odległość może nie wypalić, chociaż jesteśmy Kelsey i Lizzie. Kto, jak nie my?
– WhatsApp, Skype, Messenger, jak nie będziesz odbierać, to puszczę ci gołębia pocztowego lub znaki dymne. Albo cię znajdę. – Zmierzyła mnie uważnym wzrokiem i pomachała mi przed twarzą swoim ulubionym scyzorykiem.
Zaśmiałam się na jej próby przestraszenia mnie. Lizzie od dawna uwielbia kłujące przedmioty. Niby trochę już z tego wyrosła, ale nie do końca. Jednak za to ją kocham.
Za to i za wspólną niechęć do Holdena Carsona.
Oparłam się mocniej o ścianę, po czym rozprostowałam kości.
– Rozumiesz, że ja latałam od rana w tę i we w tę jak chomik na sterydach, Theo prawie mnie doganiał, a Jade leżała na kanapie i znowu zachwycała się Pięknisiem? – poskarżyłam się dziewczynie. To ona nadała mu tę ksywkę, a ja z radością jej używałam. Uważali go za najprzystojniejszego nastoletniego piosenkarza, więc kim byłam, by twierdzić inaczej, prawda?
– Mogę to sobie wyobrazić. Dobrze, że ma tak wygłuszony pokój, że nie słychać tego jej wycia.
– O tak! – podjęłam temat, zrywając się z materaca. Przejęłam ostrożnie scyzoryk z ręki Lizzie i z uśmiechem ustawiłam się na środku pokoju. – Kelsey, ty dzieciaku, kompletnie mnie nie rozumiesz – zaczęłam ją naśladować. – Holden to objawienie dekady. Każda laska chciałaby z nim być. Szczególnie ja. Kocham jego muzykę. Słyszałaś ten nowy numer? „Jeśli chcesz kwiaty, dostaniesz je! Jeśli masz ochotę na lody, zabiorę cię na nie”! – zmyślałam pokracznie tekst piosenki, starając się mocno fałszować.
Lizzie siedziała na łóżku i śmiała się do łez. Może powinnam zostać klaunem w cyrku?
– Holden to miłość mojego życia! Zobaczysz, wpadniemy na siebie już pierwszego dnia. To będzie piękny ślub – kontynuowałam wygłupy do momentu, aż Lizzie umilkła i skupiła uwagę na czymś za mną.
– Bardzo zabawne, krasnalu – usłyszałam komentarz Jade.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę i wykrzywiłam twarz w grymasie. Powoli odwróciłam się w jej kierunku, siląc się na uśmiech.
– Cześć, kochana siostrzyczko!
– Oszczędź sobie – zbyła mnie. – Nie myśl, że ci się upiecze.
– Nie mów mamie, nie zniosę kolejnego wykładu – poprosiłam, składając dłonie jak do modlitwy. Mogłam jej nawet wyczyścić buty. Wszystko, żeby nie słuchać umoralniających gadek.
– Nie powiem.
Oczy zabłysły mi niczym latarnie.
– Ale kiedyś przyjdę po spłatę tego długu.
Uśmiechnęła się złośliwie i nim zdążyłam stwierdzić, że chyba jednak wolę pogadankę rodziców, opuściła mój pokój.
– Dobra, było warto – podsumowałam, rozśmieszając tym samym Lizzie.
– Zdecydowanie – przyznała mi rację.
– Zgadzam się! – dołączył się mój braciszek. Przemknął obok drzwi i posłał mi szeroki uśmiech, który odwzajemniłam.
– Przyjdziesz jutro mnie pożegnać? – zapytałam Lizzie z nadzieją, na co pokiwała energicznie głową.
– Oczywiście, że tak. Jake też będzie – dodała, gdy ponownie usiadłam przy niej.
– Naprawdę? Myślałam, że ta miłość wypaliła mu wszystkie zdrowe komórki nerwowe. – Zaśmiałam się.
Jake to bliźniak Lizzie. Mówiąc o jego „miłości”, miałam na myśli nową pracę, którą podłapał na czas wakacji. Udało mu się zatrudnić w warsztacie samochodowym. Nie pamiętam, kiedy tak pokochał motoryzację. Raczej nie zanosiło się na to, by w jego życiu pojawiła się inna pasja.
Ostatnio nie przyszedł na umówione spotkanie, bo musiał się trochę podszkolić przed pierwszą zmianą, więc wątpiłam, że przyjdzie się pożegnać. Spędzałam z nim o wiele mniej czasu niż z Lizzie, ale był moim przyjacielem. Kolejną osobą, którą musiałam tutaj zostawić.
– Już ja go przekonam – zapewniła.
Spojrzałam na scyzoryk, który nadal zaciskałam mocno w ręce. Wyciągnęłam go w stronę Lizzie, jednak ona pokręciła głową.
– Zatrzymaj go – rzekła z lekkim uśmiechem na ustach.
– No co ty! – zaoponowałam. – To twój ulubiony. Nie mogę.
Na pewno sobie żartowała.
– To mój prezent pożegnalny – wytłumaczyła. – Może ci się przydać, jakbyś miała wpaść gdzieś na Holdena Carsona. Obronisz się.
Pokręciłam głową na jej komentarz.
– Dostałaś go od Alexa – próbowałam przemówić jej do rozsądku. Alex to mąż jej starszej siostry.
– Ostatnio kupił mi nowy. Spokojnie. Wytresowałam go sobie jak pieska. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Co prawda, to prawda. Alex na początku bał się Lizzie, bo ta próbowała go trochę postraszyć tymi swoimi zabawkami, ale z czasem naprawdę się polubili. Kto by pomyślał…
– Lizzie…
– Chcę, żebyś miała tam coś mojego. To tylko scyzoryk, Kel. Ty jesteś dla mnie ważniejsza – wyznała, zamykając mi dłoń na prezencie. – Jest twój. Gdy będziesz go używać, myśl o mnie.
Uśmiechnęłam się szeroko i znów ją do siebie przytuliłam.
– I gdzie ja znajdę taką drugą przyjaciółkę jak ty? – zapytałam retorycznie, starając się nie rozpłakać po raz setny.
– Nigdzie! – krzyknęła od razu. – Nikt mnie nie zastąpi. To się tyczy także chłopaków, rozumiemy się? – Pogroziła mi palcem po tym, jak mnie od siebie odsunęła. – Błagam, nie wymieniaj mnie nigdy na faceta – powtórzyła rzewnie.
Lizzie Myers i to jej podejście do chłopców… Jeśli kiedykolwiek stwierdzi, że któryś z nich jest jej wart, to chyba piekło zamarznie albo świat się skończy. Nie ma innej możliwości.
– Nie śmiałabym – obiecałam, przykładając rękę do serca.
– No ja myślę – przytaknęła, budząc we mnie kolejną falę niepohamowanego śmiechu.
Spędziłyśmy ze sobą cały wieczór, wspominając wspólne przygody i rozprawiając o tych, które były przed nami. Obiecałyśmy sobie, że zawsze znajdziemy dla siebie czas, czy to na rozmowę telefoniczną, czy na odwiedziny w realu. Nie chciałam o niej zapominać i coś czułam, że ta mała wariatka i tak by mi na to nie pozwoliła.
Postanowiłam nie martwić się już tak wszystkim, co miało nastąpić w ciągu następnych dni.
To tylko przeprowadzka. Moje życie nie wywróci się do góry nogami. Zmienię miejsce zamieszkania i szkołę, jednak w duchu pozostanę taka sama.
I już miałam zaplanowane, że kiedy będę w stanie, przyjadę odwiedzić Lizzie choćby na parę dni.
SZAMPAN POSZEDŁ CI NOSEM
Holden
Zapamiętać – nigdy więcej nie zostawać całą noc na imprezie, bo mnie zmiecie.
Przekroczyłem próg domu kilka minut po szóstej z zamiarem udania się prosto do sypialni. Niestety, moje plany pokrzyżowały się po trzech krokach. W salonie rozniosło się sugestywnie chrząknięcie i już wiedziałem, że czeka mnie kazanie od ojca.
Uniosłem głowę, upewniając się w swych przypuszczeniach. Jonathan Carson stał u dołu schodów z wyrazem niezadowolenia na twarzy. Cóż, nie był to pierwszy raz.
Westchnąłem przeciągle, szykując się na słowa dezaprobaty.
– Kolejna całonocna impreza, Holden. Ile ich jeszcze będzie, co? – zapytał. Nim zdążyłem mu odpowiedzieć, poprosił mnie do swojego biura. Przewróciłem oczami, choć podążyłem w jego kierunku. Pouczał mnie tam. Wtedy wchodził w rolę menedżera, a nie wyłącznie zawiedzionego ojca.
I owszem, gdybym zapomniał wspomnieć, mój ojciec jest moim menedżerem. Kiedy miałem zaledwie czternaście lat, to było wygodne i bezpieczne, bo przecież kto mógł zadbać o mnie lepiej niż własny ojciec? No właśnie. Wtedy może i mi to pasowało, ale teraz? Niczego nie żałowałem tak mocno jak tej decyzji.
Tata był zawsze surowy i wymagający. Nie jest skończonym tyranem, potrafi jednak dopiec. Czasami lubiłem sobie wyobrażać, że gdy łapią mnie momenty, w których mam dość sławy, idę z nim porozmawiać i oczyścić umysł. W zamian dostaję pogadanki na temat mojej nieodpowiedzialności i niesubordynacji.
Fajne to wsparcie.
Usiadłem przy biurku i obserwowałem jego ruchy. Otworzył laptop, coś w nim poklikał, po czym przesunął go w moją stronę. Na ekranie zobaczyłem artykuł z całkiem chwytliwym tytułem: Młody gwiazdor o krok od skandalu! Ile jeszcze zniosą jego fani?
– Co to jest? – spytałem.
– Nie poznajesz? To ty i twoja impreza po koncercie w Madison Square Garden! Patrz, jak cudownie się bawisz. Tak cudownie, że szampan poszedł ci nosem, a jeden z twoich kolegów o mało nie pobił fotografa! – huknął.
Przełknąłem nerwowo ślinę, czując powracające wspomnienia.
Dużo, naprawdę dużo szampana. Milo próbujący ogarnąć sytuację i zaniepokojona wszystkim Catalina, która została wyłącznie ze względu na nasz układ. Przypomniałem sobie nawet tego fotografa. Zakradł się przez balkon i starał się zrobić najbardziej upokarzające zdjęcia, jakie tylko mógł.
Pierwszy zauważył go mój kumpel, ale to Chris skoczył do przodu. Miał zamiar popchnąć faceta. Gdyby nie Catalina, fotograf spadłby z drugiego piętra. Oczywiście, że chciałem to jakoś zatrzymać, lecz byłem już wtedy za bardzo wstawiony.
Zerknąłem na artykuł.
Holden Carson musi przechodzić jakiegoś rodzaju bunt, ponieważ nie można inaczej wytłumaczyć wszczynanych przez niego burd. Hektolitry alkoholu, a może i innych substancji w pokojach hotelowych młodego gwiazdora nie mogą świadczyć o niczym dobrym. Czy to koniec jego kariery?
– Masz mi coś do powiedzenia, Holden?!
– To nie był żaden fotograf, tylko cholerny paparazzi! Zakradł się! Czy to jest fair? – Starałem się przedstawić mu swój punkt widzenia, jednak on jak zwykle był nieustępliwy.
– Dobrze znasz ten świat. Wiesz, jak jest. Musisz uważać na każdym kroku. Szczególnie teraz, gdy uwzięła się na ciebie cała chmara fotoreporterów Los Angeles. Jesteś przed trasą koncertową! Myślisz, że wytwórni podobają się twoje wybryki? – kontynuował, wymachując rękami na wszystkie strony.
– Ale…
– Nie ma żadnego „ale”, Holden! Znasz zasady, a skrupulatnie łamiesz każdą z nich. Miałem rozmowę z odgórnym menedżmentem. Zacytuję: „Jesteśmy zaniepokojeni eskalacją nieprzychylnych artykułów na temat Holdena i rozważamy powzięcie poważnych środków”. Wiesz w ogóle, co to znaczy? – drążył.
Wzruszyłem ramionami. Jeszcze nigdy nie miałem z nimi żadnego problemu. Rozumieli, że jestem młody i muszę się wyszumieć. Zawsze przymykali na to oko i nagle coś im nie pasuje?
– To znaczy, że twoja trasa koncertowa wisi na włosku – uświadomił mnie. Zmarszczyłem brwi, a serce zaczęło mi bić odrobinę szybciej.
– Nie mogą – zaprzeczyłem, kręcąc głową na tę nowinę.
Tyle prób. Kilkugodzinne, codzienne treningi i litry wylanego potu. Nie mogą tak po prostu pozbawić mnie okazji podróżowania po tylu krajach, bo na trasie miałem także koncerty w Kanadzie i Europie.
– Oni mogą wszystko, synu. Wystarczy, że zrobisz jeden zły krok, podejmiesz jedną niby nic nieznaczącą decyzję i wszystko może się rozsypać. Tego chcesz? Skończyć karierę w takim momencie przez to, że nie możesz się powstrzymać od imprez?
– To nie ja…
– A no tak! Ci twoi koledzy od siedmiu boleści. Jeden lepszy od drugiego – skwitował prychnięciem. – Nie zgadzam się, żebyś dalej z nimi imprezował.
– Tato! – oburzyłem się. – Mam dziewiętnaście lat, nie jestem już dzieckiem, żebyś mi mówił, z kim mogę, a z kim nie mogę się przyjaźnić.
– Oni ciągną cię w dół, a ty tego nie widzisz. Nie jestem głupi. Wiem, że jesteś jeszcze młody i nie do końca rozumiesz powagę swojego statusu, więc zamierzam ci w tym pomóc.
– Nie zgadzam się. – Pokręciłem głową.
– Bez dyskusji. Do czasu trasy koncertowej nie możesz się z nimi spotykać. Musisz się skupić na próbach. Nie chcę widzieć już ani jednego artykułu w tym stylu. Od dzisiaj jesteś grzecznym chłopakiem, który wykonuje swoje obowiązki z uśmiechem na twarzy. A, i jeszcze coś – dodał. – Mam nadzieję, że pamiętasz o swojej „dziewczynie”, bo publika powoli o was zapomina. Nie pokazujecie się razem, nie potrafisz jej nawet zadedykować piosenki podczas koncertu. Myślałem, że z tym poradzisz sobie sam. Mamy ci organizować randki i podpowiadać miłe słówka na jej temat? – zakpił.
– My się nawet nie lubimy, tato. – To był chyba najgłupszy pomysł menedżmentu, jaki do tej pory wymyślili. Wyswatać dwoje artystów na podstawie sprzedaży ich płyt. Świetna strategia.
– Nie musicie się lubić. Wystarczy, żebyście umieli zagrać, że się kochacie. Zabierz ją gdzieś na randkę. W miejsce publiczne – podkreślił. – Dodaj na Instagrama kilka wspólnych fotek. Powiedz, że któraś z twoich piosenek jest o niej. Holden! Udawaj!
– Coś jeszcze? – zapytałem, grając rolę posłusznego syna. Nie było po co się kłócić. I tak nie chciał mnie słuchać.
– Wytwórnia będzie cię teraz obserwować, więc żadnych imprez z alkoholem i takich wpadek jak ta z balkonem. Musimy przywrócić w mediach twój grzeczny wizerunek. O dziesiątej jesteś umówiony w schronisku dla psów. Pomożesz tam trochę. Umówiliśmy się z fotografem. Zrobi ci zdjęcia i napisze dobry artykuł. Nie pobij go przypadkiem.
– Ale nie spałem nawet godziny – jęknąłem, przecierając twarz.
– Trzeba było o tym myśleć, kiedy kolejny raz wlewałeś w siebie alkohol, zamiast wrócić do domu o normalnej porze i mieć szansę się wyspać. Dzwoniłem do ciebie przez cały wieczór.
Nawet nie chciałem się mu przyznawać, że gdyby nie Milo, to mój telefon pływałby teraz w Oceanie Spokojnym i byłby drogą pożywką dla ryb.
– Przepraszam, tato – powiedziałem ze skruchą. Nigdy nie chciałem go zawieść, a ostatnimi czasy głównie to robiłem.
– Po prostu się pilnuj, Holden. Masz przed sobą całą karierę. Nie zniszcz jej. Picie na umór nie jest tego warte – pouczył mnie ostatni raz.
Skinąłem lekko głową i opuściłem jego biuro. Od razu udałem się na schody. Potrzebowałem się jakoś rozbudzić, skoro za trzy godziny miałem uśmiechać się od ucha do ucha w schronisku.
Gdy przestąpiłem próg sypialni, rzuciłem telefon na łóżko i zdecydowałem się na prysznic. Musiałem zmyć z siebie zapach, a raczej smród tej nocnej imprezy.
Moje myśli jak zwykle pognały w nieznane, szukając kolejnych powodów do wyrzutów sumienia.
Starałem się z całego serca, ale to i tak było za mało. Zbyt szybko ulegałem, za często zapominałem o swoich obowiązkach. Pozwalałem nieodpowiednim osobom wchodzić sobie na głowę. Może ojciec naprawdę ma rację? Może rzeczywiście powinienem odciąć się od złego towarzystwa?
To nie było takie proste. I tak czułem się samotny. Nie lubiłem rozmawiać o uczuciach. Nawet z Milo, a przecież znaliśmy się od dziecka. Nie chciałem uchodzić za słabego lub – co gorsza – niewdzięcznego. Doceniałem wsparcie fanów i wszystko, co dla mnie robili. Oni byli moją ulubioną częścią tego szaleństwa. Kochałem spotkania z nimi, koncerty.
Chciałbym jedynie śpiewać inną muzykę, a to nie było łatwe, bo aktualnie sprzedawały się wyłącznie lekkie teksty ze znikomym przesłaniem. Wychodziłem na scenę, by po raz setny zaśpiewać o tym, jaki jestem sławny, zamiast skupić się na przekazywaniu emocji i poruszaniu ważnych dla nas wszystkich tematów.
Muszę się postarać. Ta trasa koncertowa może otworzyć przede mną wiele drzwi. Może w końcu mógłbym dorzucić coś więcej na wychodzące płyty. Piszę piosenki od szesnastego roku życia. Chciałbym zrobić z tego jakiś użytek.
Sfrustrowany wyszedłem spod prysznica i rzuciłem się na łóżko. Usłyszałem pikanie komórki, nim zdążyłem zamknąć oczy choć na chwilę. Ktoś naprawdę nie chciał dopuścić do tego, bym odpoczął.
Przyjaciel gwiazdora:
Żyjesz, starty?
Przyjaciel gwiazdora:
*stary
Przyjaciel gwiazdora:
Odezwij się, jak wrócisz do domu
Przyjaciel gwiazdora:
Odpisz, ty idiomo. Nie chcę przeczytać, że utopiłeś się w tym głupim oceanie!
Przyjaciel gwiazdora:
*IDIOTO!!!
Przyjaciel gwiazdora:
Zaraz zadzwonię na policję albo pójdę o krok dalej i dryndnę do twojego ojca! Mogę też sam rzucić się w wodę, bo bez ciebie życie będzie smutne
Prychnąłem pod nosem, ale posłusznie wystukałem szybką odpowiedź.
Gwiazdor:
Żyję. Dostałem coś na kształt szlabanu. Zakaz imprez do odwołania
Przyjaciel gwiazdora:
CO TY DO MNIE GADASZ?! Przecież pojutrze jest moja impreza. Obiecałem Nelly, że będziesz <gifkońcaświata>
Jęknąłem, uświadamiając sobie, że rzeczywiście obiecałem kumplowi obecność. Nie mogłem go wystawić. On nigdy mnie o nic nie prosił. Raz chciał zaimponować dziewczynie, która wpadła mu w oko.
Gwiazdor:
Coś wymyślę. Szykuj dla mnie specjalne miejsce <mrugającabuźka> <buźkawokularach>
Przyjaciel gwiazdora:
CHWAŁA HOLDENOWI CARSONOWI! <giftańczącejżyrafy>
Lekki uśmiech pojawił się na moich ustach. Szybko z nich zszedł po tym, jak zauważyłem, że czeka na mnie również wiadomość od Cataliny.
Królowa dram:
Dostałam za ciebie opieprz od menedżera. Nie jestem twoją niańką, Holden. Lepiej, żebyś punktualnie pojawił się dzisiaj w tym schronisku, bo nie będę znowu świecić za ciebie oczami!
Świetnie, jeszcze jej tam brakowało.
Nie odpisałem. Rzuciłem telefon na drugą stronę łóżka i włączyłem telewizor. Chciałem się trochę zrelaksować, ale już po chwili napotkałem poważny problem. Każda stacja puszczała albo moje piosenki, albo moje wywiady, albo reklamy z moim udziałem. Gdy po raz piąty trafiłem na nagranie, jak popycham paparazzi, szczerząc do niego zęby, zrezygnowałem z oglądania czegokolwiek.
Nikogo nie obchodziło, że przez nich prawie wjechałem w rów, bo strzelali we mnie serią z tych cholernych aparatów. Liczyło się tylko to, że byłem agresywny i zaatakowałem niczemu winnego człowieka, który wykonywał swoją pracę.
– Nie wierzę – mruknąłem pod nosem. Przebrałem się w bluzę i wygodne dresy, po czym chwyciłem gitarę w dłonie.
Nie prosiłem o wiele. Chciałem tylko odrobiny przestrzeni. Pragnąłem ciszy, spokoju, dystansu od tego świata, a od dzisiaj miałem się w nim zanurzyć jeszcze głębiej. Przecież to jakaś porażka.
Zacząłem powoli trącać struny gitary, przechodząc do mocniejszych dźwięków. Zawsze to robiłem. Wyżywałem się poprzez muzykę. Grałem mocne kawałki, ustawiałem głośniki na najwyższą moc i kąpałem się w każdym dźwięku jak w najcieplejszym oceanie.
Odcinałem się w ten sposób od wszystkich problemów i przerzucałem negatywne uczucia na piosenki, którymi zapełniałem swój dziennik. To było jak terapia. Oczyszczałem się i znów miałem siłę, by uśmiechać się do tłumów, jakbym nie marzył o niczym innym niż o kolejnym zdjęciu na okładce młodzieżowego magazynu.
Wziąłem głęboki wdech i powtórzyłem znajomą mantrę. Przecież jestem Holdenem Carsonem. Największą gwiazdą dekady. Złotym chłopcem muzycznej branży. Gwiazdorem, który nie czuje smutku, złości czy przygnębienia. Jestem maszynką do zarabiania pieniędzy.
Idealnie reklamowanym i sprzedawanym produktem.
Zwykłą marionetką.