Zakazana miłość lady Cecily - Janice Preston - ebook

Zakazana miłość lady Cecily ebook

Preston Janice

4,2

Opis

Cecily jest zafascynowana poznanym na weselu brata Zacharym Grayem, uważa, że nareszcie odnalazła pokrewną duszę. Niestety rodzina nigdy nie zgodzi się na jej związek z mężczyzną o nie najlepszym pochodzeniu. Cecily postanawia wyleczyć się z zakazanej miłości… poślubiając innego. Szybko rezygnuje z tej ryzykownej terapii i podąża za głosem serca, nie bacząc na konsekwencje. Gdy Zachary zostaje niesłusznie oskarżony o napaść, Cecily może go oczyścić z zarzutów, jeśli wyzna, że spędził całą noc w jej sypialni. Jednak wówczas wywołałaby skandal i splamiła dobre imię rodziny.  Czy starczy jej odwagi, by w imię miłości skazać się na powszechne potępienie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 258

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (5 ocen)
2
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
M_rezo
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Świetnie się czyta jak każdą książkę z tej serii goraco polecam na chwilę wolnego od trosk zapomnienia .
00

Popularność




Janice Preston

Zakazana miłość lady Cecily

Tłumaczenie: Maria Brzezicka

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: Lady Cecily and the Mysterious Mr. Gray

Pierwsze wydanie: Harlequin Historical, 2018 by Janice Preston

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2020 by Janice Preston

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-9119-4

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

Rozdział pierwszy

Czerwiec 1812 roku, Worcestershire

Lady Cecily tak długo zmuszała się do uśmiechu, aż rozbolały ją mięśnie policzków. Nie chciała pokazać, jak bardzo jest wytrącona z równowagi i rozżalona. Patrzyła z udawaną radością, jak jej brat Vernon kroczy dumnie ze świeżo poślubioną żoną w kierunku wyjścia z małego wiejskiego kościółka. Tuż za szczęśliwą parą podążał starszy brat Cecily, Leo, książę Cheriton, z uwieszoną u jego ramienia żoną. W ciągu ubiegłych czterech miesięcy obaj bracia Cecily odnaleźli miłość i ożenili się, a jej bezpieczny świat, do którego tak bardzo przywykła, nagle zachwiał się w posadach. Przez lata zarządzała rezydencją Beauchampów i wychowywała troje dzieci Leo z poprzedniego małżeństwa, z oddaniem i miłością zastępując im matkę.

A teraz…

Powstrzymała westchnienie, a po chwili niemal podskoczyła zaskoczona, gdy ktoś nagle dotknął jej łokcia. Gdy spojrzała w bok, ujrzała wpatrzone w siebie czarne jak węgiel oczy nieznajomego. Miał bardzo ciemne kręcone włosy, ostro zarysowane kości policzkowe i widoczny zarost. Był wysoki i szczupły, lecz muskularny, o śniadej cerze jak u kogoś, kto spędza dużo czasu na świeżym powietrzu. Miał czyste, stosowne na tę okazję ubranie, jednak nieco już znoszone.

Cecily uznała, że to jeden ze służących Markhamów, którego zaprosili na uroczystość.

Spodobał jej się, ale cóż, służący to tylko służący, nie warto roztrząsać jego fizycznych przymiotów. Uśmiechnęła się zatem i przesunęła nieco w bok, by ułatwić mu przejście.

Przyjechała do kościoła bardzo późno, gdy uroczystość już się zaczęła, ale miała małą przerwę w podróży, gdyż jeden z koni zgubił podkowę. Dlatego wraz z najstarszym synem Leo, Dominikiem, który jej towarzyszył, usiedli w tylnych ławkach.

Przemknęła spojrzeniem po kościele. Dominic już wyszedł, podobnie jak reszta gości. Tylko ona stała tu jak słup soli, pogrążona w niewesołych rozmyślaniach.

– Czy pani dobrze się czuje? – zapytał nieznajomy. – Mogę w czymś pomóc?

Patrzył na nią z niepokojem, zapewne też zdziwiony, dlaczego nie wyszła z resztą gości, by życzyć bratu i bratowej dużo szczęścia na nowej drodze życia. Zawstydziła się, poczuła, jak oblewa ją gorący rumieniec. Z niewiadomych powodów nie chciała, by ten mężczyzna źle o niej pomyślał.

– Wszystko w porządku. – Ruszyła do wyjścia. – Dziękuję.

Mijając go, zerknęła na niego i zamrugała gwałtownie. Nie, to nie przywidzenie, on naprawdę miał w uchu brylantowy kolczyk.

Niezwykłe, a przy tym …ekscytująco egzotyczne.

Szybko przybrała obojętny wyraz twarzy, jednak chyba za późno, bo odniosła wrażenie, że nieznajomy zdążył zauważyć, jak bardzo się zdziwiła. Spojrzał na nią lekko rozbawiony, skłonił się i powiedział:

– Panie przodem.

Uniosła zadziornie podbródek i wyszła na zewnątrz, celowo głośno stukając obcasami, a blask słońca na chwilę ją oślepił.

– Cecily! – Vernon porwał ją w raniona i serdecznie ucałował. – Jak miło, że jednak przyjechałaś.

Stłumiła przygnębienie, odsunęła na bok wątpliwości i smutki. To przecież najważniejszy dzień w życiu jej brata. Szczerze go kochała, nie powinna skupiać się teraz na sobie, to byłby przejaw niewybaczalnego egoizmu.

– Jak mogłabym opuścić taką uroczystość. Niestety dotarliśmy do kościoła trochę za późno.

– Czy Olivia też przyjechała? A Alex? Nigdzie ich nie zauważyłem.

– Niestety Livvy nie czuła się dzisiaj najlepiej. – Cecily nie uwierzyła w złe samopoczucie osiemnastoletniej bratanicy, ale nie miała wyboru, pozwoliła pannicy zostać w domu. – Uznaliśmy, że podróż może okazać się dla niej zbyt męcząca. A co do Alexa… Cóż, Alex to Alex, dobrze wiesz, jak to z nim jest – dodała, bo wszyscy doskonale znali buntowniczą naturę najstarszego syna Leo. Ponownie zmusiła się do uśmiechu. – Moje gratulacje. Nigdy nie sądziłam, że zobaczę cię na ślubnym kobiercu.

Vernon połaskotał siostrę pod brodą.

– Zrozumiesz, kiedy poznasz moją żonę. – Ujął ją za rękę i pociągnął w stronę Leo, Rosalind i panny młodej. – Theo, poznaj swoją nową siostrę – zawołał wesoło.

Thea od razu oczarowała Cecily. Żona Vernona była drobna i niezbyt wysoka, jej wyrazistą twarz okalała burza rudych loków, a zaraźliwy uśmiech zdawał się rozświetlać wszystko wokół.

– Wiele o tobie słyszałam, Cecily. Mam nadzieję że zostaniemy przyjaciółkami – powiedziała zadziwiająco, jak na jej posturę, głębokim głosem.

– Na pewno. – Cecily ucałowała ją serdecznie. – Gdzie są twoi rodzice?

Wypadało się z nimi przywitać, skoro miała spędzić w ich rezydencji Stourwell Court kilka następnych dni.

Iskierki w oczach Thei nagle zgasły.

– Pojechali już do domu. Ojciec miał sześć lat temu atak apopleksji, porusza się na wózku i szybko męczy. Zaraz po ceremonii mama zabrała go do domu. Poznasz ich później.

– Już nie mogę się doczekać.

Vernon poinformował ją w liście, z jakiego powodu ojciec Thei tak bardzo podupadł na zdrowiu. Jeden z jej zalotników okazał się łajdakiem i oszustem. Wyłudził od niedoszłego teścia fortunę, a biedną Theę porzucił przed ołtarzem.

Rodzina nie należała do arystokracji, byli właścicielami dobrze prosperującej huty szkła, ale oszust, który zaręczył się z Theą, niemal doprowadził ich do bankructwa. Nic dziwnego, że starszy pan przypłacił to chorobą. Rodzinną firmą zarządzali teraz Thea i jej młodszy brat Daniel i dzięki ich ciężkiej pracy sprawy miały się ku lepszemu.

Cecily spojrzała na grupkę zgromadzoną przed kościołem, jednak nie dostrzegła służącego z brylantowym kolczykiem. Zapewne nie był gościem, lecz polecono mu opiekować się zniedołężniałym panem Markhamem. To irytujące, ale ciemnowłosy nieznajomy na dobre zagościł w jej myślach, choć widziała go zaledwie kilka minut.

– Pozwól, że przedstawię ci mojego brata – zwróciła się do Cecily Thea.

Daniel był w odróżnieniu od siostry wysoki i ciemnowłosy, ale zdołała zamienić z nim zaledwie kilka słów, bo Vernon powiedział stanowczo:

– Proszę wszystkich za mną, zapraszam na uroczyste śniadanie. Pora uczcić szczęśliwe zrządzenie losu, które pozwoliło mi poznać najwspanialszą kobietę na ziemi.

Czule ucałował żonę, co wzruszało Cecily do łez. Thea nie należała do ich świata, ale Vernon był jej oddany sercem i duszą. Równie szczęśliwi byli Leo i Rosalind. Po chwili Cecily udało się opanować natłok emocji i podała rękę Dominicowi, który poprowadził ją do powozu. Gdy zajechali do Stourwell Court, od razu zaproszono ich do jadalni.

– Cecily, pozwól, że przedstawię pana Graya, przyjaciela Daniela Markhama. Absalomie, to moja siostra, lady Cecily Beauchamp – powiedział Vernon.

Gray ukłonił się, a kiedy się wyprostował, wydawał się tak zmieszany, że Cecily niemal zachichotała. Oczywiście nigdy nie zachowałaby się tak niestosownie. Damy nie chichoczą, to nie uchodzi, zwłaszcza gdy jest się trzydziestoletnią starą panną, siostrą księcia.

– Miło mi pana poznać, pana Gray – powiedziała.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł, zmrużył oczy i westchnął cicho, co ją zastanowiło.

Potem odwrócił się trochę nazbyt gwałtownie i odszedł. Nie miała okazji z nim porozmawiać, ale jej wzrok nieustannie wędrował w jego stronę. Nie wdawał się w dłuższe dyskusje z innymi gośćmi, był chyba trochę spięty, może też czuł się tu nie na miejscu. Ilekroć ich oczy się spotykały, Cecily szybko odwracała głowę. Potem podpytała o niego Theę. Dowiedziała się, że Absalom Grey jest Cyganem – ale woli, by nazywano go Romem – który niedawno uratował Danielowi życie. Poza tym Thea nie potrafiła powiedzieć o nim nic więcej, bo według niej pan Gray niezwykle ceni sobie prywatność.

Zniknął, gdy tylko wzniesiono ostatnie toasty, co Cecily ucieszyło, ale zarazem rozczarowało. Była zadowolona, bo uznała, że ten tajemniczy mężczyzna zbytnio ją intryguje. Zła, bo skupiając się na nim, nie zaprzątała sobie głowy myślami o swojej pełnej znaków zapytania przyszłości.

Udało jej się zachować pozory dobrego humoru przez całe popołudnie i podczas wieczornego przyjęcia, na które zaproszono przyjaciół i sąsiadów. Zawsze zachowywała się spokojnie i z gracją, bo długo uczono ją ukrywać prawdziwe uczucia, jednak w pewnym momencie uznała, że ma dość i nie da rady dłużej udawać. Potrzebowała chwili samotności.

Dała znak Rosalind, że wychodzi, przez sąsiadujący z salonem pokój wymknęła się do ogrodu i z ulgą odetchnęła świeżym powietrzem. Potem ruszyła ścieżką w stronę ogrodzenia, byle dalej od rzęsiście oświetlonego i rozbrzmiewającego radosnymi głosami domu. Gdy po ramionach smagnął ją chłodny wiatr, pożałowała, że nie zabrała szala. Obejrzała się na dom, zastanawiając się, czy nie powinna wrócić na przyjęcie. Nie, nie da rady. Szczerze cieszyła się szczęściem brata, ale…

Potrzebowała czasu, by uporać się z emocjami, odzyskać spokój ducha, którym zawsze tak się szczyciła. Zadrżała z zimna i gwałtownie potarła pokryte gęsią skórką ramiona. Otaczał ją upojny zapach ziół, księżyc oświetlał drogę, a mrugające gwiazdy zdawały się dodawać jej otuchy i zachęcały, by nie bała się własnych myśli, by jasno przyznała, co jej leży na sercu.

Naprawdę nie zazdrościła braciom, była szczęśliwa, że Leo i Vernon odnaleźli prawdziwą miłość. Szybko polubiła bratowe, Rosalind i Theę, ale to wszystko stało się… tak szybko.

Zdobyła się na odwagę, by jasno sformułować swe obawy. Teraz, gdy bracia byli żonaci, jej sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.

Będzie traktowana jak inne stare panny, czasami z litością, czasami z pogardą.

Już nie będzie niczym zarządzać, za nic odpowiadać, stanie się zależna od innych.

Zakręciło jej się w głowie na myśl o tym, jak niesprawiedliwie potraktowało ją życie. Przyspieszyła kroku, by się otrząsnąć i oczyścić umysł, zawstydzona własnym egoizmem. Dotarła do końca ścieżki, skręciła i nagle gwałtownie się z kimś zderzyła.

– Och!

Potknęła się i zapewne wylądowałaby na ziemi, lecz pochwyciły ją mocne dłonie. Dopiero teraz sobie uświadomiła, jak głupio postąpiła, zapuszczając się nocą w ten odległy zakątek ogrodu, ale gdy zaczęła się się wyrywać, mężczyzna natychmiast ją puścił i odstąpił od niej.

Gdy uniosła głowę, dostrzegła błysk brylantowego kolczyka. Jej puls natychmiast się uspokoił, natomiast serce bardzo przyspieszyło.

Rozdział drugi

– Panie Gray, nie spodziewałam się tu kogokolwiek spotkać – powiedziała, odruchowo poprawiając włosy.

– Ani ja.

– Cóż… Chyba powinnam wrócić na przyjęcie.

– Naprawdę pani tego chce?

– Ja… To trochę dziwne pytanie.

– Czyżby? Albo pani naprawdę chce tam wrócić, albo tylko pani uważa, że tak należy postąpić.

– Nie powinnam być tu z panem sam na sam.

– Czy pani się mnie boi? – spytał, muskając delikatnie jej policzek.

– Nie to miałam na myśli. To po prostu niestosowne i może narazić na szwank moją reputację.

– Przecież nikt nas nie widzi – odparł z uśmiechem. – Rozmawiamy, bo jesteśmy gośćmi na tym samym przyjęciu.

Niby miał rację, jednak jego argumenty tylko ją zirytowały. Nie miał pojęcia o etykiecie, ale nic dziwnego, przecież był Cyganem.

– Może pospacerujemy? – zaproponował. – Zdradzi mi pani, czym tak bardzo się martwi.

Niebywałe! Powinna natychmiast odejść, jednak tylko zaśmiała się, w zamierzeniu bardzo nonszalancko. Gdy jednak usłyszała, jak piskliwie zabrzmiał jej głos, poczuła na policzkach rumieńce wstydu.

– Niczym się nie martwię.

– To dlaczego wymknęła się pani do ogrodu?

– Pragnęłam odetchnąć świeżym powietrzem. A co pana tu sprowadza, panie Gray?

Uniósł głowę i westchnął. Nie nosił fularu, miał na szyi niebieską chustę zawiązaną w fantazyjny węzeł. Emanował siłą, jednak Cecily czuła się przy nim bezpieczna. Bardziej niż jego obecność niepokoiły ją dziwaczne myśli o tym, że chętnie sprawdziłaby, czy jego mięśnie są rzeczywiście takie twarde, jak się wydają.

– Też potrzebowałem świeżego powietrza, a zatem mamy ze sobą coś wspólnego – odparł, a jego melodyjny głos podziałał na nią jak balsam. – Jak podejrzewałem.

Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że na chwilę zabrakło jej tchu. Odruchowo oblizała wargi.

– Nie bardzo wiem, co pan ma na myśli – zdołała wyjąkać przez zaciśnięte gardło.

Nie odpowiedział, tylko nadal na nią patrzył. Cecily zadrżała. Naprawdę powinna wrócić na przyjęcie, bliscy pewnie już się zastanawiali, gdzie się podziewa. Zatopiona w myślach nawet nie zauważyła, kiedy Grey zarzucił jej na ramiona swój żakiet. Już za późno, by zaprotestować, a kto wie, jak brudne było to odzienie. Jednak poczuła tylko zapach dymu i mydła. Odprężyła się i owinęła ciaśniej.

– Dziękuję – szepnęła.

– Cała przyjemność po mojej stronie, lady Cecily.

– Zniknął pan zaraz po śniadaniu. Dokąd pan poszedł?

– Jestem zaszczycony, że pani zauważyła moją nieobecność.

– Och, chyba pytał o pana pan Markham – skłamała gładko. – Czy pana… współplemieńcy są gdzieś w pobliżu?

– Nie.

– No to dokąd pan poszedł?

– Jestem wolnym człowiekiem, mogę chodzić, gdzie mi się podoba.

– Nie mówi pan jak Cygan.

– A jak według pani powinien mówić Cygan? Jak wynika z pani, chyba niezbyt bogatych, doświadczeń?

Napięła mięśnie i uniosła podbródek, zirytowana jego napastliwym tonem.

– Z moich doświadczeń wynika, że często mówią z obcym akcentem, ale pan brzmi jak Anglik. – Zsunęła z ramion żakiet i podała mu. – Już mi ciepło, dziękuję. Muszę wracać na przyjęcie.

Odebrał od niej żakiet, zarzucił na ramiona, a potem zacisnął ciepłe palce na jej nadgarstku.

– Urodziłem się w Anglii – powiedział. – I wolę, by nazywano mnie Romem.

– Postaram się zapamiętać – obiecała.

Rozsądek nakazywał, by wyszarpnęła dłoń z jego uścisku, ale nie zrobiła tego. Pozwoliła, by delikatnie ściągnął jej rękawiczkę, a potem kciukiem pomasował wnętrze jej dłoni.

– Czy oczyściła pani umysł ze smutnych myśli? – spytał, nadal patrząc na nią badawczo. – Obserwowałem panią w kościele.

Pytanie sprawiło, że jej wcześniejsze obawy powróciły. Przycisnęła wolną dłoń do żołądka, by uspokoić rozdygotane nerwy.

– Zastanawia mnie, dlaczego siostra bogatego księcia czuje się taka nieszczęśliwa – szepnął.

– Nieszczęśliwa?

Wzruszył ramionami, nie przestając masować kciukiem jej dłoni. Skupiła się na tym, co pomogło jej odzyskać spokój. Gray objął ją drugą ręką w pasie i pociągnął delikatnie. Posłusznie pozwoliła się poprowadzić jeszcze dalej od domu. Choć przestał ją obejmować i w pewnym momencie puścił jej dłoń, nadal za nim podążała.

Powinnam wrócić do domu, i to natychmiast, myślała gorączkowo.

– Przejdźmy się jeszcze – zaproponował. – Chętnie pani wysłucham i na pewno nie będę oceniał.

Po raz kolejny pomyślała, że zachowuje się niestosownie, nie tak, jak od niej wymagano. Jednak kusiło ją, by opowiedzieć mu o swych obawach. Przecież nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć.

Zerknęła na idącego obok Graya. Trudno było coś wyczytać z jego twarzy, ale mowa ciała zdradzała, że jest spokojny i rozluźniony.

Po prostu… był, nie rozpamiętywał przeszłości ani nie robił planów na przyszłość.

To bez znaczenia, czy mu powierzę swe tajemnice, uznała, Jest Romem i wkrótce każde z nas wróci do swego świata. Prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkamy.

Lekko oszołomiona wolnością wyboru, zapachem róż i kojącą obecnością Graya, wyznała:

– Myślałam o mojej przyszłości.

– I nie rysowała się w zbyt różowych barwach?

– Ja… No cóż, bracia się ożenili, to stało się tak nagle. Nie spodziewałam się…

Dalsze słowa uwięzły jej w gardle. Doszli do końca ścieżki. Przed nimi rozpościerała się łąka i wysoki kamienny mur z bramą, Cecily podeszła do niewielkiego stawu i zapatrzyła się na ciemną wodę srebrzoną poświatą księżyca. Uznała, że to być może jedyna okazja, by głośno i szczerze wyznać, co ją dręczy, i zastanowić się nad przyszłością.

– Nie sądziłam, że bracia się ożenią. Leo… był już kiedyś żonaty. Nie wspomina tego dobrze, ale przynajmniej ma z tego związku dwóch wspaniałych synów i córkę. Ukończył czterdzieści lat, trzynaście lat był wdowcem. Wiele kobiet zabiegało o jego względu, marzyły, by zostać żoną księcia. Nigdy nie…

– Nie spodziewała się pani, że brat się zakocha?

Pytanie nie zabrzmiało napastliwie, jednak Cecily odruchowo przybrała obronny ton.

– Cieszę się jego szczęściem. Kocham go i od pierwszego wejrzenia polubiłam jego żonę Rosalind. Ale… gdy umarła pierwsza żona Leo, miałam siedemnaście lat. Wychowałam jego dzieci, zarządzałam całym gospodarstwem, a teraz, teraz…

Lady Cecily zamilkła, ale Zachary Absalom Graystoke spokojnie czekał. Wiedział, że dama poczuje się lepiej, gdy wyzna, co ją trapi. Było mu miło, że zdołał ją do tego namówić, że mu zaufała. I nie kierowały nim żadne ukryte motywy, przecież doskonale wiedział, jak bardzo jego świat różni się od świata Beauchampów.

Jednak lady Cecily zafascynowała go od pierwszego wejrzenia. Spóźniła się na ślub i usiadła z tyłu w ławce obok niego. Przybyła z jakimś młodzieńcem, zapewne krewnym księcia, jednak Gray niemal nie zwrócił na niego uwagi. Natomiast ta kobieta… Prawdziwa dama, dostojna, opanowana, ubrana w błękitną suknię i otulona w dyskretny zapach dobrych perfum co chwila przyciągała jego wzrok.

Gdy w kościele dotknął jej łokcia, poczuł coś dziwnego, jakby emocjonalną więź, która teraz wzrastała. Podczas uroczystego śniadania zauważył jej niepokój, który starannie ukrywała pod na pozór promiennym uśmiechem. Przeżył dotkliwe rozczarowanie, gdy książę przedstawił mu lady Cecily. Siostra księcia… To powinno go otrzeźwić, a jednak nadal czuł tę zadziwiającą emocjonalną więź z kobietą, od której mądrzej było trzymać się z daleka. Zresztą nie miał nic do zaoferowania żadnej kobiecie, w życiu, jakie wybrał, nie było miejsca na romantyczne związki.

– A teraz… mam trzydzieści lat – podjęła po chwili. – I nie wiem, co z sobą począć.

A zatem była od niego o cztery lata starsza. Czyli kolejna przeszkoda, choć najmniej ważna wśród setek innych, które sprawiały, że zawsze pozostaną sobie obcy.

– Nie zależało mi na zamążpójściu – wyznała. – Ale myślałam, że zawsze będę prowadzić dom dla Leo, że będę podejmowała ważne decyzje co do losów naszej rodziny. A teraz czuję się niepotrzebna. Pytał pan, dlaczego siostra bogatego księcia jest taka nieszczęśliwa. To teraz już pan wie. Jestem okropna, prawda?

– Obawia się pani zmian, które zajdą po ślubie brata?

– Właśnie. Wiem, że to samolubne, a przecież już po ślubie Leo wiedziałam, jak bardzo zmieni się moje życie. Jednak zepchnęłam te obawy głęboko, na dno duszy, poza tym byłam zajęta, ponieważ Olivia…

– Olivia?

– Moja bratanica, córka Leo, najmłodsze z jego dzieci. Debiutowała wiosną tego roku. – Nachyliła się nad stawem i zanurzyła dłoń w chłodnej wodzie. – Kiedy dzisiaj zobaczyłam Vernona i Theę w kościele, dotarło do mnie, że w moim świecie niezamężna kobieta jest… niewidzialna. – Podeszła do niego, a on z trudem opanował chęć, by jej dotknąć i czułym gestem dodać otuchy. – Niepotrzebna – mówiła dalej. – Może czasem ktoś poprosi mnie o drobną przysługę, o coś nieistotnego, na co innym szkoda czasu. Owszem, będą mnie tolerować, ale na nic innego nie mogę liczyć.

– Przejdźmy się jeszcze – zaproponował, licząc, że ruch pomoże jej odzyskać dobry nastrój.

Skinęła i po chwili ruszyli w stronę pogrążonej w mroku łąki i jeziora.

– A więc myśli pani, że właśnie tak wyglądać będzie pani przyszłość?

– Niezbyt zachęcająco, prawda? Nie mogę się zwierzyć bliskim, bo od razu by wyśmiali moje obawy, a już zwłaszcza Vernon i Leo. Zaczęliby zapewniać, jak bardzo mnie kochają i że moje miejsce jest przy nich. Jednak teraz to Rosalind jest panią domu, a ja nie zamierzam wchodzić jej w drogę, bo zbyt sobie cenię naszą przyjaźń.

– Ma pani inny wybór?

– Nie bardzo, jak wszystkie niezamężne kobiety.

– Ale nie musi pani zarabiać na życie?

– Nie, co miesiąc dostaję od Leo sporą sumkę na własne wydatki. Pewnie uznał mnie pan za niewdzięcznicę. Nie powinnam narzekać, bo na niczym mi nie zbywa.

– I w odróżnieniu od wielu innych kobiet ma pani wybór.

Nie tak, jak mama, pomyślał.

Zalała go fala żalu, którego nawet nie próbował zwalczyć. Smutek to nieodłączna część ludzkiego życia, ale nawet najgłębsze rany kiedyś przestają boleć.

Przystanęli nad brzegiem jeziora.

– Chyba łatwiej będzie podjąć decyzję dotyczącą przyszłych lat, jeśli pani głośno rozważy wszystkie możliwości.

– A zatem nie zamierza pan udzielić mi żadnej rady?

– A powinienem?

– Tak postąpiłaby większość mężczyzn – odparła z przekonaniem.

– Nie należę do tej większości.

– To prawda.

– Proszę zatem powiedzieć, jakie możliwości ma niezamężna arystokratka – spytał wyraźnie zaciekawiony.

– Jeśli musi zarabiać na życie, to przyjmie posadę guwernantki.

– A jeśli nie musi?

– To będzie skazana na rolę mniej lub bardziej uciążliwej krewnej.

– Przecież skoro nie brak pani środków do życia, może pani zaplanować inną przyszłość.

– Na przykład jaką?

– A jak wyobraża sobie pani idealne życie?

Zaśmiała się, jednak śmiech szybko przerodził się w szloch, a Zach spontanicznie ją przytulił i pogłaskał po ramionach. Trwała tak przez chwilę, a potem delikatnie wyswobodziła się z jego objęć.

– Właśnie zyskał pan dowód, jaka ze mnie histeryczka. Nawet nie mam żadnego pomysłu, żadnej wizji idealnego życia, po prostu boję się zmian. Pragnę nadal troszczyć się o moją rodzinę i zarządzać domem. Tylko tyle … i aż tyle, bo teraz to nieosiągalne. Zamiast cieszyć się szczęściem braci, wylewam łzy, ponieważ od teraz moje życie będzie wyglądać zupełnie inaczej. Jestem żałosna.

– Zmiany są nieuniknione, prawda? – Na chwilę pogrążył się we wspomnieniach. – Nie sposób przewidzieć, w jaki sposób wpłyną na nasz los. – Delikatnie uniósł jej podbródek. – To nieprzewidywalne. – Podniósł kamień i wrzucił go na środek jeziorka, przez co powierzchnia wody zafalowała, a po chwili znów się uspokoiła. – Ten kamień będzie być może leżał bardzo długo na dnie, ale kto wie, jakie zmiany właśnie wywołałem w jeziorze i na brzegu.

– Właśnie. A ja sobie właśnie uświadomiłam, że nawet na pozór korzystne zmiany mogą przynieść wiele smutku i bólu.

– A za taką korzystną zmianą o nieznanych konsekwencjach uważa pani ożenek brata?

– Tak. Nie. Och, nie powinnam o tym z panem rozmawiać.

– Czasami dobrze jest podzielić się z kimś swoimi obawami. Życie nabiera sensu, gdy podążamy za naszymi wyborami, zamiast robić to, co wypada albo czego oczekują po nas inni.

– Gdyby każdy robił tylko to, co mu się podoba, zapanowałby chaos. Powinniśmy przestrzegać pewnych reguł.

– Oczywiście, ale w życiu społecznym, a nie w prywatnych. Jest pani zbyt skrępowana zasadami obowiązującymi w pani świecie. Proszę spojrzeć na sprawy szerzej i otworzyć umysł.

– Łatwo panu powiedzieć – skomentowała gorzko. – Ale ja… och, co to takiego?

Idealna Lady, jak ją zaczął w myślach nazywać, nie krzyknęła ze strachu, tylko obserwowała z zaciekawieniem sowę, która bezszelestnie przefrunęła przez jezioro i wylądowała na wyciągniętym ramieniu Zacha.

– Lady Cecily, przedstawiam pani Atenę – powiedział.

Rozdział trzeci

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty