Wyspa - Natasha Preston - ebook + książka

Wyspa ebook

Natasha Preston

4,2
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 310

Data ważności licencji: 4/26/2028

Oceny
4,2 (317 ocen)
155
86
52
20
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Nick123555

Dobrze spędzony czas

4 przez zakonczenie?&!!! Jakby ksiazka swietna, uwielbiam autorke ale zakonczenia tych ksiazek mnie dobijaja i sprawia ze nie bede spala po nocach przez rozmyslanie o nich😭😭😭😭
70
NataKuzel

Nie oderwiesz się od lektury

Kooooooocham!!! CUDowna i wciągająca lektura! Pełna zwrotów akcji i różnych ciekawych zawikłań. ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️...
40
Artigiana

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka
20
maggda81

Dobrze spędzony czas

z całego serca kocham książki Natashy! muszę przyznać o wiele bardziej wolę książki z zamkniętym zakończeniem, ale zdążyłam się już przyzwyczaić do tego jak kończą się thrillery Natashy książka pełna plot twistow, nawet w ostatich kilku zdaniach zdecydowanie polecam każdemu, ja osobiście strasznie się wciagnelam i nie mogłam oderwać się od czytania
20
xbuniax

Nie oderwiesz się od lektury

Trzyma w napięciu do ostatniego zdania.
10

Popularność




Prolog

Pro­log

Wsta­wiam na Tik­Toka tra­iler rekla­mu­jący mój naj­now­szy fil­mik na YouTu­bie Zabójca w rodzi­nie i opie­ram się na krze­śle. W ciągu kilku sekund liczba pod małym ser­dusz­kiem gwał­tow­nie rośnie, zupeł­nie jakby Jeff Bezos oglą­dał live­stream z aktu­ali­zo­wa­nym na bie­żąco sta­nem swo­jego konta.

Bezos buduje rakiety. Mal­colm Wyatt, bogaty koleś, który zapro­sił mnie do swo­jego parku roz­rywki, two­rzy wyspy.

Roz­ry­wam zębami paczkę cze­ko­la­dek Her­shey’s Kis­ses i cze­kam. Cze­ko­lada pomaga mi zabić czas. Dostaję mnó­stwo komen­ta­rzy chwa­lą­cych sam tra­iler, ale ludzie naj­pierw zaj­rzą na mój kanał na YouTu­bie, żeby obej­rzeć cały film, a za jakieś pół godziny wrócą na Tik­Toka i dadzą znać, czy im się podo­bał.

Moi naj­wier­niejsi fol­lo­wersi zosta­wią komen­ta­rze na obu kana­łach. A potem na Insta.

Mam czas.

Jeżeli teraz zejdę na dół, usły­szę rodzi­ców kłó­cą­cych się o zapro­sze­nie od Mal­colma.

Moż­liwe, że jest ono naj­bar­dziej nie­sa­mo­witą sprawą, jaka kie­dy­kol­wiek mi się przy­da­rzyła, a oni nie wie­dzą, czy pozwo­lić mi tam jechać.

Nie. Zamie­rzają. Pozwo­lić. Mi. Tam. Jechać.

Kiedy tata się nie zgo­dził, myśla­łam, że zemdleję. Zaczęło mi się krę­cić w gło­wie i w ogóle.

Nie ma opcji, muszę tam być.

Sprawy przy­brały tak zły obrót, że musia­łam popro­sić brata, który uczy się w col­lege’u, żeby zadzwo­nił do taty i wsta­wił się za mną. Bla­ine owi­nął sobie rodzi­ców wokół palca. Ma łatwiej niż ja, bo jest geniu­szem (dosłow­nie), któ­rym mogą się chwa­lić.

Jeżeli kto­kol­wiek jest w sta­nie ich prze­ko­nać, to wła­śnie on.

Jak spoj­rzę sobie w oczy w lustrze, jeśli w ten week­end zostanę w domu, a zamiast mnie poje­dzie ktoś inny?

O nie, nie dopusz­czę do tego.

Pojadę na tę wyspę, nawet gdyby miała mnie zabić.

Zapro­szono tylko sześć osób. Sze­ścioro influ­en­ce­rów. Cały ośro­dek na wyspie będzie otwarty tylko dla nas przez cały week­end. Park roz­rywki zbu­do­wany w tak nie­do­stęp­nym miej­scu, że można do niego dotrzeć tylko łodzią.

Praw­dziwe speł­nie­nie marzeń.

Wła­ści­ciel, Mal­colm, potrze­buje naszego wspar­cia. Influ­en­ce­rzy przej­mują wła­dzę nad świa­tem. Gdy­bym przez przy­pa­dek nie odnio­sła suk­cesu w tej branży, być może teraz bym tego żało­wała.

Ludzie bar­dziej ufają oso­bom z inter­netu, któ­rych ni­gdy nie spo­tkali, niż wła­snym rodzi­com, nauczy­cie­lom czy leka­rzom. To straszne, ale ja nie narze­kam. Dzięki temu mogę pójść na naj­lep­szą uczel­nię i z wła­snych pie­nię­dzy opła­cić cze­sne. A potem kupić sobie dom.

Mam też naj­now­sze, prze­piękne BMW, któ­rego bar­dzo zazdro­ści mi mój brat. Jemu rodzice kupili dwu­letni model.

Opie­ram się na krze­śle i zdej­muję alu­mi­niową folię z cze­ko­ladki.

Liczba pod ser­dusz­kiem wciąż rośnie. Za kilka minut prze­kro­czy pułap stu tysięcy, a wtedy zosta­wię tele­fon i pójdę pod­słu­chi­wać rodzi­ców.

A potem wrócę na chwilę, żeby spraw­dzić opi­nie.

Wycho­dzę z pokoju i sły­szę mamę i tatę, któ­rzy, tak jak się spo­dzie­wa­łam, wciąż dys­ku­tują. Minęły już dwa dni, a oni na­dal gadają tylko o tej wycieczce. Wycho­dzę na palusz­kach na kory­tarz. Mama wła­śnie mówi tacie, że week­end z popu­lar­nymi influ­en­ce­rami, któ­rzy nie są zafik­so­wani na punk­cie mor­derstw, dobrze mi zrobi.

Mama nie jest fanką mojej aktyw­no­ści w inter­ne­cie.

– Może zacznie pisać blog o maki­jażu, tak jak ta dziew­czyna, którą uwiel­bia Ellie.

Ellie jest moją trzy­na­sto­let­nią kuzynką. Cią­gle gapi się w ekran i ogląda jakąś tik­to­kerkę o imie­niu Ava, która tań­czy i pro­wa­dzi vloga z pora­dami, hac­kami i tri­kami na temat pie­lę­gno­wa­nia urody.

– Raczej bym na to nie liczył – odpo­wiada ojciec. – Ona ma obse­sję na punk­cie wszyst­kiego, co jest zwią­zane ze śmier­cią. A my nie wiemy nic o tym miej­scu ani o miliar­de­rze, który ją zapro­sił. To jakiś per­wer­syjny pomysł. Kim on niby jest, żeby zapra­szać moją sie­dem­na­sto­let­nią córkę na week­end na wyspie?

– Och, Gre­gory, zejdź na zie­mię. Mal­colm Wyatt to prze­cież znana osoba. A ta wycieczka? Na tym polega bycie influ­en­ce­rem. Pojadą całą grupą, wszy­scy będą w jej wieku. A ta kobieta… chyba Camilla, zadba o wszystko, gdy już dotrą na miej­sce.

Camilla Jen­kins. Oso­bi­sta asy­stentka Mal­colma i naj­wy­raź­niej osoba koor­dy­nu­jąca całe to wyda­rze­nie. Będzie trzy­mać nad nami pie­czę aż do ponie­działku. Łódź ma nas stam­tąd zabrać w porze lun­chu.

– Nie widzisz, że jedyną twoją moty­wa­cją jest nadzieja, że nasza córka po powro­cie do domu zacznie tań­czyć przed kamerką?… Czy co tam teraz robią dzie­ciaki w jej wieku?

Zamy­kam oczy zaże­no­wana. Panie, oświeć ich.

– Nawet Bla­ine się ze mną zga­dza – mówi mama. Jest zado­wo­lona z sie­bie; sły­szę triumf w jej gło­sie. A tata pew­nie teraz prze­wraca oczami.

Bla­ine jest ich cudow­nym dziec­kiem. Tym, które w wol­nym cza­sie nie czyta o zbrod­niach.

Mój brat stu­diuje bio­che­mię na Uni­wer­sy­te­cie Prin­ce­ton.

– Daj spo­kój, prze­cież wiesz, że nie umie jej odmó­wić. Zgo­dzi się na wszystko, o co ona go poprosi. Poza tym to nie jest jego decy­zja.

No tak. Mój brat może i jest cudow­nym dziec­kiem, ale prawdą jest, że zawsze mnie wspiera i na wszystko mi pozwala.

– Tutaj cho­dzi nie o Bla­ine’a, tylko o Paisley. Ten wyjazd to dla niej wielka szansa. Nie ukry­wam, że nie podoba mi się jej pasja, ale rze­czy­wi­ście zaczyna odno­sić pierw­sze suk­cesy. Nawią­zała kilka cen­nych kon­tak­tów.

Praw­do­po­dob­nie ma na myśli miliar­dera.

Na naszej ulicy mieszka kilku miliar­de­rów. Wszy­scy inni mają swoje posia­dło­ści dużo dalej, na boga­tych przed­mie­ściach. Ci ludzie mają wiel­kie pie­nią­dze i nie należą do mojego świata. Przy­naj­mniej jesz­cze nie teraz.

Tata wzdy­cha i zaczyna wcho­dzić po scho­dach. Znam to wes­tchnię­cie i wiem, że ozna­cza rezy­gna­cję. Dokład­nie tak samo zakoń­czył roz­mowę, gdy razem z Bla­ine’em bła­ga­li­śmy go o szcze­niaka. Bailey, nasz kochany labra­dor, śpi w tej chwili na moim łóżku.

Tak! Cicho ska­czę z rado­ści, uno­sząc pięść w trium­fal­nym geście.

Wyj­muję zapro­sze­nie z kie­szeni bluzy i znów pod­ska­kuję.

Jesz­cze w tym mie­siącu spę­dzę cały week­end na Jag­ged Island.

Rozdział 1

1

Trzy tygo­dnie póź­niej

Z brzegu Jag­ged Island wyda­wała się mała, ale teraz, gdy łódź pędzi w stronę kamie­ni­stych kli­fów, widzę już, że wyspa jest dużo więk­sza, niż sądzi­łam.

To zro­zu­miałe, prze­cież musi pomie­ścić cały park roz­rywki, hotel i restau­ra­cje.

Cał­kiem spore wzgó­rza i wyra­sta­jące z ziemi pętle drew­nia­nych rol­ler­co­aste­rów pną się wysoko do nieba.

Wyspa jest oto­czona postrzę­pio­nymi czar­nymi ska­łami, które wyglą­dają, jakby ktoś odłu­pał z nich pio­nowe frag­menty. Park roz­rywki góruje nad wodą. Fale ude­rzają o klif, a biała piana wyco­fuje się pospiesz­nie do morza.

Na wyspie rośnie mało drzew, ale są one obro­śnięte buj­nymi zie­lo­nymi krza­kami. Z tego miej­sca park wydaje się ciemny, drew­niany i pozba­wiony kolo­rów.

Nawet na tle błę­kit­nego oce­anu i czy­stego, sło­necz­nego nieba wyspa spra­wia wra­że­nie ponu­rej. I nawet mi się to podoba. Nie prze­pa­dam za olśnie­wa­ją­cymi par­kami w stylu Magic King­dom.

Nasza łódź pod­ska­kuje na wzbu­rzo­nych falach, gdy wresz­cie pod­pły­wamy do brzegu. Mocno trzy­mam się burty, czu­jąc, że mój tyłek zaczyna się zsu­wać z mięk­kiego sie­dze­nia.

– Wygląda prze­ra­ża­jąco – mówi Ava, ina­czej Beau­ty­Fu­lAva.

To ta dziew­czyna z Tik­Toka, którą uwiel­bia moja kuzynka. Rodzice chcie­liby, żebym była taka jak ona. Ale nie ma szans. Przed wyjaz­dem Ellie kazała mi obie­cać, że zdo­będę dla niej auto­graf Avy, ale ta na razie zacho­wuje się jak roz­pusz­czony bachor.

Patrzy na wyspę, a na jej twa­rzy z dosko­nale pod­kre­ślo­nymi kośćmi policz­ko­wymi poja­wia się gry­mas nie­smaku. Błysz­czący blond kucyk powiewa za nią na wie­trze. Ava jest rów­nie surowa jak na swo­ich nagra­niach, na któ­rych bez­li­to­śnie kry­ty­kuje marki nie­speł­nia­jące jej ocze­ki­wań. To wła­śnie tej bez­kom­pro­mi­so­wej szcze­ro­ści zawdzię­cza popu­lar­ność.

Tutaj ta cecha może tylko wzbu­dzić nie­chęć pozo­sta­łych.

Nie jeste­śmy jej fol­lo­wer­sami.

Kiedy wtar­gała do łodzi trzy wiel­kie jaskra­wo­ró­żowe walizki i Gib­son, nasz przy­stojny ster­nik, zapy­tał ją, czy na pewno tego wszyst­kiego potrze­buje, wyglą­dała na wysoce ura­żoną. Nie chcę zbyt surowo jej oce­niać, ale w ciągu pięt­na­stu minut od wej­ścia na łódkę dwu­krot­nie nazwała Gib­sona „aysten­tem”.

Przez chwilę mia­łam wra­że­nie, że wyrzuci ją za burtę.

– Wcale nie, jest super – odpo­wiada Liam.

Liam to gamer, cho­ciaż jego syl­wetka i umię­śnione ciało suge­rują raczej typ spor­towca. Ma domi­nu­jącą oso­bo­wość i ide­al­nie uło­żone brą­zowe włosy. Od razu zwró­ci­łam na niego uwagę. Trudno go nie zauwa­żyć.

Jego kanał na YouTu­bie jest bar­dzo popu­larny. Liam jest też znany na Tik­Toku – jego pro­fil wręcz eks­plo­do­wał. Uwiel­bia gry, w któ­rych rzą­dzi prze­moc, a ze wszyst­kimi nega­tyw­nymi komen­ta­rzami roz­pra­wia się tak, ja robią to mię­śniacy – rów­na­jąc prze­ciw­ni­ków z zie­mią.

Jest mega­przy­stojny i gdy­by­śmy cho­dzili do tej samej szkoły, praw­do­po­dob­nie nie zwró­ciłby na mnie uwagi.

– O nie – sta­now­czo odpo­wiada Ava. – Jest prze­ra­ża­jąco. Kto będzie chciał tu przy­je­chać, gdy obej­rzy reklamę tego miej­sca? Oprócz gotów, dzi­wa­ków i seryj­nych mor­der­ców?

Zasta­na­wiam się, czy wpa­ko­wa­ła­bym się w duże kło­poty, gdy­bym zepchnęła ją do wody. Podej­rze­wam, że Gib­son nie miałby nic prze­ciwko.

James obej­muje ją ramie­niem.

– Ja się tobą zaopie­kuję.

Robi mi się nie­do­brze, wcale nie od buja­nia łodzi.

Ava uśmie­cha się do niego, a jej ide­alne kre­ski na powie­kach deli­kat­nie się marsz­czą. James jest miło­śni­kiem kina. Recen­zuje filmy i two­rzy wła­sne, ana­li­zuje fabułę i rzadko oce­nia cokol­wiek wyżej niż na trzy gwiazdki. W zeszłym roku przy­znał pięć gwiaz­dek tylko raz: seria­lowi Squid Game. Jest wysoki i raczej szczu­pły, ale widać, że mię­dzy sean­sami znaj­duje czas na tre­ningi. Ma ładne rysy twa­rzy, kwa­dra­tową szczękę, ciem­no­nie­bie­skie oczy i jasne krę­cone włosy. Jako jedyny z obec­nych tu face­tów pach­nie wodą po gole­niu o inten­syw­nym, koja­rzą­cym mi się z drew­nem zapa­chu.

I bar­dzo czę­sto roz­śmie­sza Avę.

Nie mam poję­cia, czego ona się spo­dzie­wała. Zapro­sze­nie było wydru­ko­wane na czar­nym papie­rze, z mister­nie wygra­we­ro­wa­nymi czer­wo­nymi i zło­tymi gar­gul­cami. Takie w gotyc­kim stylu, dosko­nałe i auten­tyczne.

Moim zda­niem ta este­tyka ide­al­nie pasuje do całego miej­sca.

Kilka dni temu zro­bi­łam repor­taż na temat tra­gicz­nej histo­rii pię­cio­let­niej Mag­gie, która została zamor­do­wana w parku roz­rywki Rocky Point na Rhode Island. Wzbu­dził ogromne zain­te­re­so­wa­nie wśród moich fol­lo­wer­sów. Połowa z nich twier­dziła, że pry­watna wyspa jest dosko­na­łym miej­scem do doko­na­nia zbrodni, a druga połowa uwa­żała, że prze­by­wa­nie gdzieś, skąd nie można w każ­dej chwili się wydo­stać, jest czy­stym sza­leń­stwem.

Taka wyspa jest ide­alna tylko wtedy, gdy nikt oprócz cie­bie i two­ich ofiar nie wie, że na niej jesteś.

Na pewno znajdę jakieś plusy tego ośrodka; gotyc­kie wibra­cje mi pomogą.

Jeste­śmy już pra­wie na miej­scu. Muszę się obró­cić, żeby zoba­czyć wyspę. Krąży nad nią kilka pta­ków, które wyglą­dają, jakby szu­kały ofiary.

W ten week­end prze­te­stu­jemy atrak­cje w parku roz­rywki, spę­dzimy tro­chę czasu na rol­ler­co­aste­rach i posie­dzimy w hote­lo­wym spa i przy base­nie. Mal­colm ma nadzieję, że po powro­cie będziemy z entu­zja­zmem opo­wia­dać o naszym poby­cie i zachę­cimy wszyst­kich naszych fol­lo­wer­sów do odwie­dze­nia tego miej­sca.

Na zapro­sze­niu ośro­dek opi­sano jako nie­kon­wen­cjo­nalny i wyjąt­kowy. Jedyny w swoim rodzaju.

Łódź pod­ska­kuje na kolej­nej fali.

Robi mi się nie­do­brze.

Twarz Gib­sona jako jedyna nie przy­biera lekko zie­lon­ka­wego koloru, gdy bujamy się na wzbu­rzo­nej wodzie. Chło­pak mocno trzyma ster i uśmie­cha się do słońca, gdy łódź poko­nuje kolejne fale. Jego oczy są scho­wane za ciem­nymi oku­la­rami sło­necz­nymi.

Podej­rze­wam, że jest w naszym wieku, może rok albo dwa star­szy. Tro­chę mnie odrzu­ciło, kiedy usły­sza­łam jego „hejka”, gdy poma­gał nam wejść na łódź, ale jego twarz wygląda młodo. Jest ubrany w jeansy i białą koszulkę. Ma jasne, dość krótko przy­cięte włosy z cienką wygo­loną linią po boku.

Wygląda na szczę­śli­wego – jakby mógł ści­gać się po oce­anie przez cały dzień i ni­gdy się nie znu­dzić.

Obok mnie stoi dziew­czyna o imie­niu Har­per, mocno zaci­ska­jąc dło­nie na bur­cie. Jest blo­gerką i pisze o książ­kach. Czyta co naj­mniej jedną dzien­nie i wsta­wia tyle tre­ści na Tik­Toka, że nie nadą­żam z oglą­da­niem ich wszyst­kich. Ale jej recen­zje są wspa­niałe. Kilka mie­sięcy temu prze­pro­wa­dzi­ły­śmy krótką roz­mowę, pod­czas któ­rej pole­ciła mi pewną powieść true crime. Dosłow­nie pochło­nę­łam tę książkę.

Har­per ma ciemną cerę i krę­cone włosy, które zwią­zała na czubku głowy. Usta poma­lo­wała krwi­sto­czer­woną szminką. Uśmie­cha się do mnie i wolną ręką wyciąga z torby thril­ler w mięk­kiej opra­wie. Widać, że książka była wiele razy czy­tana – jest pod­nisz­czona i ma zawi­nięte rogi. Pew­nie dla­tego Har­per nie dener­wuje się, że kro­ple wody pry­skają raz po raz na okładkę.

Nie jestem pewna, czy czy­ta­nie pomoże jej opa­no­wać mdło­ści.

– Śmieszne – odzywa się. – Od dziecka pły­wam pra­wie codzien­nie. Przez dwa lata miesz­ka­li­śmy w Wiel­kiej Bry­ta­nii. Prze­pły­nę­łam Kanał La Man­che z Anglii do Fran­cji, choć nie cały na raz, jak nie­któ­rzy bar­dziej hard­ko­rowi pły­wacy. Czło­wiek spę­dza tyle czasu w wodzie, a mimo to na łodzi robi mu się nie­do­brze.

– Impo­nu­jące – odpo­wia­dam. – Ile mia­łaś wtedy lat?

– Pięt­na­ście. Nie­długo potem wró­ci­li­śmy do Sta­nów. Mój tata też wtedy ze mną pły­nął.

– Wow. Uwiel­biam pły­wać, ale nie zała­pa­łam się do szkol­nej dru­żyny – mówię.

– Moi rodzice nie akcep­tują niczego, co nie jest impo­nu­jące. Albo raczej dosko­nałe. – Har­per prze­wraca oczami i zaci­ska moc­niej palce na książce.

– Dla­czego to miej­sce wygląda tak przy­gnę­bia­jąco? – pyta Ava chra­pli­wym gło­sem. Bie­rze do ręki swój długi kucyk i owija go wokół dłoni. – Powin­nam miesz­kać w luk­su­sie, a nie dzia­do­wać na jakiejś ponu­rej, zapusz­czo­nej wyspie.

– Nie jest ponura – mówi Gib­son.

Wresz­cie odzywa się Will, który przez więk­szość naszej podróży mil­czał. Nie zaska­kuje mnie, że reaguje na słowa super­przy­stoj­nego Gib­sona.

– Mnie tam nic nie jest w sta­nie prze­ra­zić.

Ava mru­czy coś pod nosem. Z wyrazu jej twa­rzy można się domy­ślić, że praw­do­po­dob­nie nie jest to nic miłego.

Will działa w tej samej branży co ona – także pro­wa­dzi blog o uro­dzie i ma nieco wię­cej fanów. To musi Avę wykań­czać. Chło­pak ma błysz­czące brą­zowe włosy, sztuczną opa­le­ni­znę, ciemne oczy i gładką skórę, za którą dosłow­nie gotowa była­bym zabić.

Uwiecz­niam zło­wiesz­czą sce­ne­rię na zdję­ciu. Wsta­wię je na Tik­Toka, gdy Mal­colm opro­wa­dzi nas po wyspie. Według planu wycieczki ma to się odbyć od razu, zanim jesz­cze zamel­du­jemy się w poko­jach.

Wresz­cie widać dach hotelu. Zbu­do­wany z kamieni o ostrych kra­wę­dziach, z dwiema wie­żami i rzeź­bio­nym gar­gul­cem obiekt jest naprawdę impo­nu­jący. Nasza szóstka będzie miała go tylko dla sie­bie przez cały długi week­end. Wygra­li­śmy los na lote­rii.

Każdy z nas ma ponad 500 000 fol­lo­wer­sów. Tylko Liam ma ich 499 900, ale praw­do­po­dob­nie pod koniec week­endu prze­kro­czy tę magiczną gra­nicę.

Gdy tylko się dowie­dzia­łam, kto jesz­cze ze mną jedzie, od razu wszyst­kich spraw­dzi­łam. Praw­do­po­dob­nie naj­wię­cej łączy mnie z Har­per i Lia­mem. Cho­ciaż pocho­dzimy z boga­tych rodzin, mamy wię­cej obser­wu­ją­cych niż pie­nię­dzy na kon­cie.

– Czy ten bogaty koleś jest jakimś psy­cho­patą? – rzuca luźno Will.

Tłu­mię w sobie pra­gnie­nie, aby jego rów­nież zepchnąć z łodzi, i odpo­wia­dam:

– To, że doce­nia gotycką archi­tek­turę, nie ozna­cza od razu, że coś jest z nim nie tak.

Will uśmie­cha się, bły­ska­jąc śnież­no­bia­łymi zębami.

– Jasne, że nie, pani detek­tyw.

On też mnie prze­świe­tlił.

Gdy­bym była małost­kowa, odpo­wie­dzia­ła­bym mu, że jego pod­kład nie pasuje do cery, ale po pierw­sze małost­kowa nie jestem, a po dru­gie pod­kład pasuje ide­al­nie, jak Blake Lively do Ryana Rey­noldsa.

Dla­tego po pro­stu odwra­cam wzrok. Nie pierw­szy raz ktoś mi zasu­ge­ro­wał, że jestem dziwna. Mama regu­lar­nie pró­buje mnie namó­wić, żebym zaczęła blo­go­wać na jakiś inny temat.

– Jesteś zbyt ładna i towa­rzy­ska, żeby pasjo­no­wać się takimi ponu­rymi rze­czami, Paisley.

Jakby pisa­nie o zbrod­niach było zare­zer­wo­wane dla ludzi, któ­rzy są szka­radni, mają twarz pokrytą wrzo­dami i wybitą górną jedynkę.

Oto komu­ni­kat dla nie­do­uczo­nych: wielu seryj­nych mor­der­ców to atrak­cyjni ludzie, któ­rzy potra­fią być bar­dzo sym­pa­tyczni.

Nie ist­nieje żaden „typowy” zabójca.

Łódź zwal­nia i Gib­son rzuca linę chło­pa­kowi sto­ją­cemu na pomo­ście, który wygląda tak bosko, że wydaje się nie­re­alny.

To ośro­dek dla boga­tych i pięk­nych ludzi.

– Witamy na Jag­ged Island! – mówi, zwin­nie łapiąc linę. – Jestem Reeve i zaj­muję się obsługą tech­niczną tego miej­sca. W ten week­end będzie­cie mnie czę­sto widzieć, bo dopóki nie otwo­rzymy wyspy dla szer­szej publicz­no­ści, jest na niej tylko pod­sta­wowy per­so­nel.

Reeve jest wysoki. Ma ciemną cerę, a jego mię­śnie mają wła­sne mię­śnie. Ni­gdy nie widzia­łam osoby o rów­nie ciem­nych oczach. Jego kości policz­kowe są tak ostre, że mogłyby ciąć stal. Jest nieco star­szą wer­sją mojego byłego chło­paka, ale to nie zna­czy, że mam go od razu nie lubić.

Reeve wyciąga do mnie rękę i pomaga mi zejść z łodzi.

– Dzięki.

Chło­pak obda­rza mnie hol­ly­wo­odz­kim uśmie­chem, a ja poty­kam się o wła­sne nogi.

Co za nie­zdara ze mnie.

Schy­lam się i pospiesz­nie prze­su­wam swoją walizkę, żeby nie zagra­dzała drogi pozo­sta­łym oso­bom wycho­dzą­cym z łodzi. Sta­ram się nie myśleć o swo­ich policz­kach, które w tej chwili płoną żywym ogniem.

Dla­czego, kiedy spoj­rzy na mnie jakiś przy­stojny facet, zawsze się rumie­nię? Jestem bez­na­dziejna.

Przy­naj­mniej Reeve przy­cią­gnął nie tylko moją uwagę. Will, Ava i Har­per także się za nim oglą­dają i uśmie­chają się do niego ocza­ro­wani. Wszy­scy mamy po szes­na­ście lub sie­dem­na­ście lat, dla­tego wąt­pię, żeby Reeve poświę­cił komu­kol­wiek z nas choćby odro­binę wię­cej uwagi, niż będzie to konieczne. Gdy wyje­dziemy stąd w ponie­dzia­łek, praw­do­po­dob­nie momen­tal­nie zapo­mni o naszym ist­nie­niu.

Reeve klasz­cze w dło­nie.

– Chodź­cie za mną, zapro­wa­dzę was do Mal­colma.

Wygląda na to, że wła­ści­ciel wyspy nie wycho­dzi na powi­ta­nie swo­ich gości.

Wcho­dzimy po ram­pie cią­gną­cej się wzdłuż scho­dów. Zarówno ona, jak i schody, są dłu­gie, wijące i jakby wyrzeź­bione w wyspie. Idę do góry, cią­gnąc za sobą walizkę, i czuję, jak pot spływa mi po karku.

Ava wymu­siła na Reevie, żeby zabrał dwie z jej wali­zek. Po pro­stu mu je podała. Ja ni­gdy nie odwa­ży­ła­bym się na taki śmiały gest.

Reeve wygląda uro­czo, nawet gdy jest poiry­to­wany.

Wcze­śniej Ava popro­siła Gib­sona, żeby zabrał jej bagaże, ale ten odmó­wił, bo miał inne zada­nie: musiał odwieźć nie­któ­rych pra­cow­ni­ków na drugi brzeg. Wyja­śnił, że w tym tygo­dniu mieli szko­le­nie, ale pod­czas week­endu nie będą potrzebni. Jej twarz się roz­ja­śniła, gdy dodał, że wróci za jakąś godzinę. James nato­miast się zachmu­rzył. Odnio­słam wra­że­nie, że jest przy­zwy­cza­jony do tego, że to w nim zako­chują się wszyst­kie dziew­czyny.

– Przy­naj­mniej dzi­siaj mogę sobie odpu­ścić bie­ga­nie – mówię, idąc w górę zbo­cza, które wydaje się cią­gnąć w nie­skoń­czo­ność. Z każ­dym kolej­nym kro­kiem moja walizka robi się coraz cięż­sza.

– Wzię­łam ze sobą książki. To boli – stęka Har­per.

– Jakie wyzwa­nie usta­wi­łaś sobie na Goodre­ads?

– Trzy­sta pięć­dzie­siąt w rok.

– Wow. Ja jestem w sta­nie prze­czy­tać naj­wy­żej pięć­dzie­siąt.

– Wszyst­kie o zbrod­niach?

– Głów­nie. Dużo lite­ra­tury faktu.

– Ja też bie­gam, może jutro zro­bimy to razem? – pro­po­nuje Har­per.

– Pew­nie. Moim part­ne­rem do bie­ga­nia był brat, dopóki nie poszedł na stu­dia. Nie­sa­mo­wite miej­sce, co? – pytam ją z sze­ro­kim uśmie­chem.

– I to jak! Nie chcia­łam nic mówić przy księż­niczce. Cią­gle tylko dra­ma­ty­zuje.

I już ją lubię.

Zmie­niam rękę i wcią­gam walizkę na szczyt zbo­cza. Po raz pierw­szy widzę park w całej oka­za­ło­ści. Ma wszystko, czego można się spo­dzie­wać po takim miej­scu – tyle że jest tu dużo wię­cej kamie­nia i ciem­nego drewna.

Reeve otwiera dużą bramę, z któ­rej wystają zło­wiesz­cze głowy gar­gul­ców. Po dru­giej stro­nie stoi biała budka, która według umiesz­czo­nej na niej reklamy ma naj­lep­sze lody na świe­cie oraz naj­więk­szy wybór polew i posy­pek.

Tro­chę rado­ści, która roz­ja­śnia ten mrok.

Wszyst­kie rol­ler­co­astery mają grube drew­niane tory, pod któ­rymi ukryte są meta­lowe szyny, dzięki czemu este­tyka parku pozo­staje nie­na­ru­szona.

Po dro­dze mija nas grupa pra­cow­ni­ków, któ­rzy zmie­rzają w stronę łodzi. Wszy­scy mają gra­na­towe spodnie i czer­wone koszulki polo. Patrzą na nas jak na ekipę dzi­wo­lą­gów.

Moi rodzice byli zanie­po­ko­jeni tym, że na wyspie nie będzie peł­nego kom­pletu pra­cow­ni­ków, ale wcale nie ma takiej potrzeby. Nie trzeba setek ludzi do obsłu­że­nia sze­ściu gości.

Bla­ine zwró­cił im uwagę, że prze­cież będą z nami wła­ści­ciel i jego asy­stentka. Że to oka­zja, która zda­rza się tylko raz w życiu, a ja uczci­wie sobie na nią zapra­co­wa­łam.

Żałuję, że nie mam takiej siły per­swa­zji jak on.

– Faj­nie tu, ale to miej­sce jest jakieś dziwne – stwier­dza Har­per, roz­glą­da­jąc się dookoła.

Otwie­ram usta, żeby odpo­wie­dzieć, ale Reeve jest szyb­szy. Wyja­śnia, że Mal­colm chciał stwo­rzyć eks­klu­zywny park, który będzie inny niż wszyst­kie: park tema­tyczny dla boga­czy, który nie ocieka zło­tem i dia­men­tami.

Żad­nych luster, szkła ani kawioru. Naj­wy­raź­niej to byłaby prze­sada.

– Mal­colm od dziecka dużo podró­żo­wał po świe­cie, a jego fascy­na­cja goty­kiem zaczęła się, gdy zoba­czył kate­drę w Bur­gos w Hisz­pa­nii – wyja­śnia Reeve, pod­czas gdy pra­cow­nicy idą w stronę klifu.

Odno­szę wra­że­nie, że te słowa są prze­ćwi­czone. Efekt szko­le­nia. Pew­nie wszy­scy musieli obej­rzeć film o życiu swo­jego nowego szefa.

Już sobie wyobra­żam, z jakim entu­zja­zmem słu­chali o marze­niu miliar­dera o pry­wat­nej wyspie, wie­dząc, że będą praw­do­po­dob­nie zara­biać dwa­dzie­ścia dola­rów na godzinę za obsłu­gi­wa­nie gości i kon­tro­lo­wa­nie kole­jek gór­skich.

Reeve skręca za rogiem, mija drzwi wej­ściowe i pro­wa­dzi nas do kolejki duchów, do któ­rego wstęp mają chyba tylko doro­śli.

– Koniecz­nie muszę się tym prze­je­chać – mówię sobie cicho.

Potem pod­no­szę wzrok i jasna cho­lera, to musi być Mal­colm. W gru­bych drew­nia­nych drzwiach wej­ścio­wych hotelu, zakoń­czo­nych podwój­nym ostrym łukiem, stoi wysoki szczu­pły męż­czy­zna o czar­nych krę­co­nych wło­sach, z fajką w ręce. Ma na sobie długi bor­dowy płaszcz – pomimo let­niego upału – i czarny golf.

– Witam na mojej wyspie – mówi, otwie­ra­jąc sze­roko ramiona.

Rozdział 2

2

Malcolm dostoj­nym kro­kiem wcho­dzi do hotelu, poka­zu­jąc nam różne rze­czy, a my podą­żamy za nim.

Har­per trąca mnie łok­ciem i prze­wraca oczami, słu­cha­jąc, jak męż­czy­zna zachwala swój nie­sa­mo­wity ośro­dek.

Patrzę do góry na wyso­kie sufity ozdo­bione mister­nym drew­nia­nym wzo­rem, któ­rego ele­menty prze­pla­tają się ze sobą jak zawar­tość miski ze spa­ghetti. Każdy łuk jest zakoń­czony ostrym szczy­tem i sięga pra­wie do sufitu. Wszyst­kie wyglą­dają, jakby były wyko­nane z jed­nego kawałka drewna.

– Nie­sa­mo­wite, prawda? – Mal­colm wyraź­nie się oży­wia, gdy opo­wiada o swo­jej wyspie. – Nie uwie­rzy­cie, ile czasu zajęło zbu­do­wa­nie tego wszyst­kiego. Ale było warte każ­dego centa.

Czyli ile cen­tów dokład­nie?

– Ten hotel jest ogromny – mówię.

– Bo będzie przyj­mo­wać wielu gości. Słuszna uwaga, Paisley. Jest duży, ale pokoje rów­nież nie są małe. Spo­koj­nie zmie­ści­łoby się tutaj dużo wię­cej pomiesz­czeń, ale wola­łem posta­wić na jakość, a nie na ilość. Nie iry­tuje was, gdy dosta­je­cie w hotelu jakąś klitkę? Cza­sami bra­kuje miej­sca, żeby się obró­cić. Tutaj będzie­cie mogli tań­czyć.

Nie potra­fię stwier­dzić, czy mówi dosłow­nie, czy to tylko prze­no­śnia.

Chcia­ła­bym spy­tać, ile kosz­tuje ten ośro­dek, jak długo trwała jego budowa – bo to pew­nie zain­te­re­so­wa­łoby moich fol­lo­wer­sów – i kiedy jego zda­niem ta gigan­tyczna, jak sądzę, inwe­sty­cja wresz­cie się zwróci i wyspa zacznie przy­no­sić zyski, ale Mal­colm prze­rywa mój tok myślowy i pro­wa­dzi nas do swo­jego „arcy­dzieła” w lobby. Jest to długa szklana gablota, która wypeł­nia całą prze­strzeń mię­dzy dwoma wyso­kimi łuko­wymi oknami.

Wszy­scy sta­jemy w miej­scu i patrzymy na gablotę sze­roko otwar­tymi oczami.

Jest w niej mnó­stwo mie­czy, topo­rów, labry­sów, a nawet buz­dy­gan.

Pomię­dzy skle­pio­nymi przej­ściami usta­wiono wygodne fotele z mięk­kiej skóry. Fotele stoją w parach i są zwró­cone do sie­bie, co daje pewne poczu­cie pry­wat­no­ści w tym publicz­nym miej­scu.

– Po co to komu? – pry­cha Ava gło­śniej, niż by chciała.

Mal­colm ją igno­ruje, podob­nie jak cała reszta. Tylko James szep­cze jej coś do ucha. Ava wybu­cha śmie­chem.

Na miej­scu Mal­colma zapa­ko­wa­ła­bym ich z powro­tem na łódź i ode­słała do domu.

– Czy ta broń jest praw­dziwa? – pytam.

James prze­py­cha się mię­dzy mną a Har­per.

– Możemy ją wyjąć? – pyta.

– W żad­nym wypadku – stro­fuje go Mal­colm, ale Jamesa w ogóle to nie rusza. Od razu widać, że nie jest typem czło­wieka, który słu­cha auto­ry­te­tów.

Liam pod­cho­dzi bli­żej i uśmie­cha się do mnie (wywo­łu­jąc rumie­niec na mojej twa­rzy), po czym zwraca się do Mal­colma.

– No to jak, jest praw­dziwa czy nie?

– Nie­stety nie, poza kil­koma mie­czami. Więk­szość tego, co tu widzi­cie, została zro­biona na zamó­wie­nie. Są to jed­nak ide­alne repliki, które dzia­łają tak samo jak ory­gi­nały z daw­nych epok.

Czyli są wystar­cza­jąco praw­dziwe. Jestem pewna, że zapła­cił za nie kosmiczne pie­nią­dze.

– O co cho­dzi z fascy­na­cją tym… wszyst­kim? Sądzi­łam, że zbu­do­wa­łeś luk­su­sowy ośro­dek na luk­su­so­wej wyspie – zasta­na­wia się Ava, uno­sząc brwi.

Mal­colm patrzy na nią, ale jego wyraz twa­rzy jest nie­prze­nik­niony.

– W ilu takich miej­scach byłaś w swoim życiu, młoda damo?

– W żad­nym – odpo­wiada Ava, pry­cha­jąc pogar­dli­wie. Jak na kogoś, kto dostał dar­mowe zapro­sze­nie na wycieczkę, nie oka­zuje zbyt dużej wdzięcz­no­ści.

– No wła­śnie. Nie chcia­łem budo­wać kolej­nego Disney­landu. To nie jest miej­sce dla małych dzieci.

Har­per i ja uśmie­chamy się do sie­bie poro­zu­mie­waw­czo. Twarz Avy oblewa się pur­purą. Dziew­czyna patrzy obu­rzona na Mal­colma.

Mam ochotę przy­bić mu piątkę za ten sub­telny przy­tyk.

Według infor­ma­cji z ulotki, którą wszy­scy dosta­li­śmy, doce­lo­wymi klien­tami wyspy są bogaci ludzie w wieku powy­żej trzy­na­stu lat.

No dobrze, nie napi­sano tam wprost, że muszą być bogaci, ale trzy noce w tym ośrodku kosz­tują sześć tysięcy dola­rów za osobę.

To drogi week­end.

Moich rodzi­ców byłoby nawet na to stać, ale jakoś nie wyobra­żam sobie, żeby wydali dwa­dzie­ścia cztery tysiaki na wyjazd dla całej naszej rodziny. W każ­dym razie nie na trzy noce.

Na pewno gdy tylko zosta­nie uru­cho­miona strona inter­ne­towa ośrodka, mnó­stwo dzie­cia­ków z fun­du­szami powier­ni­czymi rzuci się rezer­wo­wać pokoje. Potrak­tują to jako alter­na­tywny spo­sób na spę­dze­nie prze­rwy wio­sen­nej.

Jestem prze­ko­nana, że Bla­ine przy­je­dzie tu razem ze swoją paczką.

Mal­colm opro­wa­dza nas dalej po hotelu. Prze­cho­dzimy przez lobby i mijamy ogromny komi­nek, który jest wyż­szy ode mnie. Za barem na pół­kach stoją wszel­kie rodzaje alko­holi i napo­jów bez­al­ko­ho­lo­wych, jakie tylko można sobie wyobra­zić.

– Nasza sze­fowa kuchni Kenna przy­je­dzie póź­niej razem z Reeve’em i przy­go­tuje wam kok­tajle. – Mal­colm pod­nosi palec. – Prze­pra­szam. Mok­tajle. Spo­ży­wa­nie alko­holu w ten week­end jest surowo wzbro­nione.

– Widzie­li­ście, że przy ostat­nim zda­niu patrzył na Jamesa i Avę? – pytam szep­tem Har­per i Willa.

– Czy to ozna­cza, że my mogli­by­śmy wypić kilka piwek? – zasta­na­wia się Har­per, pusz­cza­jąc oczko.

Uśmie­cham się do niej. Na lodów­kach sto­ją­cych w rów­nym rzę­dzie zamon­to­wane są zamki szy­frowe, więc raczej nie sądzę.

– Mogę zła­mać szyfr – ofe­ruje się Will, zer­ka­jąc na bar, gdy Mal­colm pro­wa­dzi nas wzdłuż kory­ta­rza.

Kiwam głową, ale uważ­nie obser­wuję Mal­colma, który idzie przed nami.

– Całe wschod­nie skrzy­dło hotelu to cen­trum wel­l­ness. Gabi­nety zabie­gowe, pły­wal­nia, sauna, jacuzzi, łaź­nia parowa i bar z eko­lo­gicz­nymi sokami. Jeżeli macie ochotę na świeżo wyci­śnięty sok, popro­ście Kennę – uśmie­cha się. – Oso­bi­ście bar­dzo pole­cam mie­szankę buraka i ana­nasa.

Mal­colm popy­cha wyso­kie podwójne drzwi pro­wa­dzące do cen­trum wel­l­ness. W środku jest prze­pięk­nie.

– Wow – mówię, roz­glą­da­jąc się dookoła z zachwy­tem. – Na pewno spę­dzę tu dużo czasu.

Basen jest ogromny. Całe miej­sce jest lekko oświe­tlone, a w powie­trzu unosi się zapach lawendy i euka­lip­tusa. Kla­syczny luk­sus nie gry­zie się z gotycką este­tyką ośrodka. Tutaj też domi­nują wyso­kie sufity, misterne rzeź­bie­nia i zwień­czone łukami wej­ścia.

Podej­rze­wam, że nie­rzu­ca­jące się w oczy drzwi zamon­to­wane w każ­dym z tych wejść pro­wa­dzą do gabi­ne­tów zabie­go­wych. Jacuzzi jest wpusz­czone w pod­łogę. Wygląda, jakby sta­no­wiło ele­ment kamien­nej posadzki. Nie zdzi­wi­ła­bym się, gdyby się oka­zało, że Mal­colm kazał budow­lań­com wykuć zarówno je, jak i basen w skal­nym pod­łożu.

Tak czy ina­czej jestem pod wra­że­niem.

– Teraz zabiorę was do salonu gier w piw­nicy. Mamy tam auto­maty do gier, bilard, cym­ber­gaja, inte­rak­tyw­nego tenisa i drugi bar. Przez cały week­end może­cie swo­bod­nie z wszyst­kiego korzy­stać.

– Chęt­nie tu zaj­rzę – mru­czy na widok salonu pod nosem Liam, choć jego oczy wyra­żają dużo wię­cej. Praw­do­po­dob­nie zauwa­żył kon­sole do gier obok ogrom­nej kanapy w kształ­cie litery U.

– Grasz w bilard? – pyta Har­per.

– Nie masz szans ze mną wygrać – odpo­wia­dam jej z uśmie­chem.

Har­per śmieje się i obej­muje mnie ramie­niem, jak­by­śmy znały się dłu­żej niż godzinę.

– Myślisz, że Ava i James są zbyt fajni, żeby się z nami zada­wać? – pytam ją.

– Na pewno – odpo­wiada bez zasta­no­wie­nia. – Ale kogo to obcho­dzi? Ty, Will i Liam to jedyne osoby w tym hotelu, z któ­rymi chcia­ła­bym spę­dzić czas.

– Tak samo uwa­żam – mówię.

Razem z Mal­col­mem wra­camy po scho­dach do lobby. Męż­czy­zna poka­zuje nam restau­ra­cję, która znaj­duje się przed nami.

– Zaraz dosta­nie­cie od Camilli karty do poko­jów. Może­cie pójść się roz­pa­ko­wać. Wrócę za pół godziny. Zjemy razem lunch, a potem zwie­dzimy park.

W tym momen­cie do akcji wkra­cza Camilla, która uwija się w recep­cji.

– Paisley, masz pokój dwie­ście trzy­dzie­ści sie­dem.

Wrę­cza mi klucz i zanim zdążę jej podzię­ko­wać, podaje Jame­sowi numer jego pokoju.

Dwie­ście trzy­dzie­ści sie­dem. Ta liczba brzmi zna­jomo. Wresz­cie sobie przy­po­mi­nam: Czy to nie był numer pokoju w Lśnie­niu? Tego, w któ­rym leżała mar­twa kobieta w wan­nie?

Odcze­kuję minutę, żeby poje­chać windą razem z resztą.

Ava i James śmieją się i wołają drugą windę.

– Powinni się pobrać – mówi Liam, który ładuje się z nami do środka.

– Ide­al­nie do sie­bie pasują – stwier­dza Har­per, wzru­sza­jąc ramio­nami.

Naci­skam przy­cisk z nume­rem dwa.

– Powin­ni­śmy trzy­mać się razem w ten week­end. Wyko­rzy­stać nasze plat­formy, żeby zapre­zen­to­wać się nawza­jem. Mamy ze sobą wiele wspól­nego.

– Ja i Liam nie za bar­dzo – zauważa Will.

Nie chce być nie­uprzejmy. Liam gra w gry wideo, w któ­rych zabija ludzi, a Will pro­wa­dzi blog o uro­dzie.

– Nie­ważne. Wszyst­kich nas łączą ten park i ten week­end.

Har­per wycho­dzi z windy jako pierw­sza.

– Paisley ma rację. Możemy pomóc sobie nawza­jem.

Ruszamy dłu­gim kory­ta­rzem.

– To mój pokój – mówię.

Na kory­ta­rzu nie ma zbyt wielu drzwi. Gdyby to był nor­malny hotel, moje znaj­do­wa­łyby się dużo bli­żej windy. Tutaj trzeba się tro­chę nacho­dzić.

Mal­colm mówił prze­cież, że pokoje są więk­sze.

– Widzimy się na dole za pół godziny! – mówi Har­per i bie­gnie do sie­bie. Dostała pokój obok mnie, pod nume­rem dwie­ście trzy­dzie­ści dzie­więć. Chłopcy zostali ulo­ko­wani gdzieś dalej.

Otwie­ram drzwi i wcho­dzę do środka. Sta­wiam walizkę przy ścia­nie.

Wow.

Mój pokój jest nie­wia­ry­godny.

To duży apar­ta­ment. Po lewej stro­nie znaj­duje się mar­mu­rowa łazienka z dwiema umy­wal­kami, okrą­głą czarną wanną i podwój­nym prysz­ni­cem. Wzdłuż całej ściany zamon­to­wano duże lustro. Nad nim wisi tele­wi­zor.

Jeżeli go włą­czę, to na bank się spóź­nię.

Robię kilka kro­ków wzdłuż gar­de­roby przy ścia­nie i wiel­kiego lustra. W salo­nie stoją kanapa, stół i krze­sła, duży tele­wi­zor i mini­lo­dówka.

Zer­kam przez drzwi do sypialni. Więk­szość miej­sca zaj­muje kró­lew­skie łoże z bal­da­chi­mem. Na pod­ło­dze z ciem­nego drewna leży duży miękki dywan w czer­wone i złote wzory. W powie­trzu unosi się deli­katny zapach cytryny i cze­goś jesz­cze, czego nie potra­fię ziden­ty­fi­ko­wać, ale pach­nie… bogac­twem.

Ile to wszystko kosz­to­wało? Wiem, na ile jest sza­co­wany mają­tek Mal­colma – wyszu­ka­łam tę infor­ma­cję w inter­ne­cie – ale nie mam poję­cia, ile mogło kosz­to­wać zbu­do­wa­nie cze­goś takiego. Za samą wyspę zapła­cił pra­wie dzie­sięć milio­nów dola­rów. Kupił ją kilka lat temu. W tam­tym cza­sie nie było tu nic oprócz ziemi, drzew i skał.

Zwie­dzam swój apar­ta­ment z łóż­kiem z bal­da­chi­mem i czarną wanną. W głów­nym pomiesz­cze­niu znaj­duje się sze­ro­kie okno w kształ­cie ostro zakoń­czo­nego łuku z dużymi szy­bami, które sięga samego sufitu.

Pod­cho­dzę bli­żej i wyglą­dam przez nie. Widać stąd połowę pomo­stu i dużo oce­anu.

Kiedy dotar­li­śmy na miej­sce, napi­sa­łam do mamy. Teraz robię kilka zdjęć i wysy­łam je do rodziny.

Mama:

Wow, ten hotel wygląda cudow­nie. Ale też… dziw­nie?

Paisley:

Mamo, to szes­na­sto­wieczny gotyk

Bla­ine:

Pew­nie pamię­tasz go ze swo­ich cza­sów, mamo?

Chi­cho­czę. Czy to moż­liwe, że mój brat chce się pozbyć tytułu cudow­nego dziecka? Chęt­nie przejmę jego tron; dużo łatwiej będzie mi zała­twiać wszystko bez pośred­nika.

Mama:

Możesz sam zro­bić sobie pra­nie, jak wró­cisz do domu.

Paisley:

Zaraz idziemy na rol­ler­co­astery!! Ode­zwę się póź­niej. Buziaki!

Rzu­cam tele­fon na łóżko i zaczy­nam się roz­pa­ko­wy­wać. Nie wzię­łam zbyt wielu rze­czy, dla­tego powie­sze­nie wszyst­kiego na wie­sza­kach zaj­muje mi tylko chwilę. Wcho­dzę na Insta­gram i wsta­wiam krótki fil­mik, na któ­rym widać w tle gar­gulce wyrzeź­bione na słupku pod­trzy­mu­ją­cym bal­da­chim nad łóż­kiem.

Komen­tu­jący są zgodni.

Moi fol­lo­wersi uwa­żają, że ta wyspa jest nawie­dzona.

Zosta­wiam włą­czone świa­tło w łazience.

Jeżeli znajdę kogoś w wan­nie, zwa­riuję ze stra­chu.

Rozdział 3

3

Widzia­łam twój fil­mik na Insta­gra­mie – mówi Har­per. – Ja też wsta­wi­łam rolkę. Nasi fol­lo­wersi doszli do takiego samego wnio­sku.

Sia­dam w mięk­kim fotelu w lobby. Na razie tylko my dwie zeszły­śmy na dół. Obie nie możemy się docze­kać prze­jażdżki rol­ler­co­aste­rami.

– Masz na myśli to, że wyspa jest nawie­dzona? – pytam.

– Tak. Nie­któ­rzy nawet radzą mi, żebym wyje­chała stąd jak naj­szyb­ciej.

– To już lekka prze­sada – śmieję się. – Nie ma tu nic para­nor­mal­nego.

Har­per wzru­sza jed­nym ramie­niem.

– Ni­gdy nie wia­domo.

– Serio? Wie­rzysz w duchy?

Dziew­czyna przez chwilę zasta­na­wia się nad odpo­wie­dzią.

– Nie potra­fię odpo­wie­dzieć. Nie mam żad­nych doświad­czeń ze zja­wi­skami nad­przy­ro­dzo­nymi, ale nie twier­dzę od razu, że takie histo­rie się nie dzieją. Na pewno ni­gdy nie zamie­rzam bawić się tablicą ouija. A ty?

Czuję ciarki na ple­cach.

– Nie wie­rzę w duchy. Jest wystar­cza­jąco dużo potwo­rów w ludz­kiej postaci. Chyba bym zwa­rio­wała, gdy­bym zaczęła wie­rzyć, że ist­nieją rów­nież takie, któ­rych nie da się zoba­czyć.

– Czy pisa­nie bloga o mor­der­stwach mie­sza ci tro­chę w gło­wie?

– Nie­roz­wią­zane sprawy są gor­sze od tych zamknię­tych. Wciąż robi mi się nie­do­brze na myśl o tym, co jeden czło­wiek potrafi zro­bić dru­giemu, ale łatwiej się od tego zdy­stan­so­wać, gdy cho­dzi o jakieś wyda­rze­nia sprzed lat. – Być może to nie­zbyt ład­nie z mojej strony, w końcu cho­dzi o śmierć. Ale tak to widzę.

Nie da się słu­chać o maka­brycz­nych szcze­gó­łach mor­der­stwa i w ogóle się tym nie prze­jąć. Chyba że mówimy o samym mor­dercy.

– Rozu­miem – kiwa głową Har­per. – Wiem, że to nie do końca twój temat, ale uwiel­biam wszyst­kie twoje wpisy o Brit­ney. Jej rodzina jest… – Har­per kręci głową, nie koń­cząc zda­nia.

– Posty o Brit­ney przy­nio­sły mi wielu nowych fol­lo­wer­sów, ale ludzie zostają ze mną dla fil­mi­ków o mor­der­stwach. Każdy lubi dobrego zabójcę – prze­wra­cam oczami. – I wcale tego nie kry­ty­kuję. Sama się tym fascy­nuję od trzy­na­stego roku życia.

Har­per unosi brew ze zdzi­wie­nia.

– A co takiego się wyda­rzyło, gdy mia­łaś trzy­na­ście lat?

To była sprawa, któ­rej ni­gdy nie opi­szę i która spę­dzała mi sen z powiek. Kiedy rodzice kła­dli się spać, cho­wa­łam się pod kocem i szu­ka­łam w inter­ne­cie arty­ku­łów na temat tam­tego mor­der­stwa.

Doszło do niego bli­sko naszego domu. Rodzice nie chcieli, żebym się o tym dowie­działa, ale nasze mia­steczko jest małe, a takie wie­ści szybko się roz­no­szą.

Odchrzą­kuję. Zawsze trudno jest mi o tym mówić, dla­tego posta­no­wi­łam nie zaj­mo­wać się tą sprawą.

– Sły­sza­łaś kie­dyś o Ellia­nie Dela­ney?

– Nie – Har­per kręci głową. – Kto to jest?

– Była moją sąsiadką. Mia­łam jede­na­ście lat, a ona tylko osiem, więc nie kum­plo­wa­ły­śmy się. Dela­ney­owie miesz­kali dwa domy od nas, a ich posia­dłość była ogromna. Wypie­lę­gno­wany ogród i basen, wiesz. I jej rodzice i ona spra­wiali wra­że­nie ide­al­nych. Nagle któ­re­goś lata jej mama zagi­nęła. Ojciec razem z Ellianą zgło­sili się do tele­wi­zji i bła­gali o pomoc w poszu­ki­wa­niach.

Har­per słu­cha tej histo­rii z otwar­tymi ustami.

– Niech zgadnę, to była sprawka tatu­sia?

– Tak, to on zabił jej mamę. Nie wiemy, co dokład­nie się wyda­rzyło, ale pięć dni póź­niej także Elliana została zamor­do­wana. Poli­cja doszła do wnio­sku, że dziew­czynka praw­do­po­dob­nie od początku wie­działa o zabój­stwie matki i nie potra­fiła dłu­żej sie­dzieć cicho. Ten czło­wiek poćwiar­to­wał wła­sną córkę, żeby się nie wyga­dała.

– Nie gadaj! Skąd wia­domo, że to on?

– W mate­riale pod paznok­ciami Elliany było jego DNA. Został oskar­żony i ska­zany.

– A co z matką?

Wzru­szam ramio­nami.

– Nie zna­le­ziono ciała ani żad­nych dowo­dów na to, że cokol­wiek jej zro­bił. Nie posta­wiono mu żad­nych zarzu­tów w związku z zagi­nię­ciem żony.

– Powiedz mi, że dostał doży­wo­cie.

– Tak. Bez moż­li­wo­ści zwol­nie­nia warun­ko­wego. Elliana była małym dziec­kiem. Prze­czy­ta­łam ste­no­gramy z tej sprawy. Sędzina była dla niego bar­dzo surowa. I dobrze.

Har­per kła­dzie dłoń na sercu.

– To okropne. I wtedy zaczę­łaś pro­wa­dzić vloga?

– Nie. Wtedy zaczę­łam czy­tać o zbrod­niach, mor­der­stwach i porwa­niach. Inte­re­so­wało mnie wszystko, co było zwią­zane z tym tema­tem. Opi­sy­wa­łam dla sie­bie poszcze­gólne sprawy. Dopiero jakieś pół­tora roku temu zaczę­łam pro­wa­dzić pod­cast. Elliana i jej mama to jed­nak coś innego. Ten temat bar­dzo mnie inte­re­so­wał, ale ja je zna­łam, rozu­miesz?

Har­per kiwa głową.

– O, moje dwie ulu­bione influ­en­cerki – odzywa się Mal­colm, który wła­śnie wszedł do lobby. Mia­łam wra­że­nie, że wypo­wie­dze­nie słowa „influ­en­cerki” spra­wia mu fizyczny ból.

– Cze­kamy na resztę – wyja­śnia Har­per.

– Dobrze. Mamy jesz­cze czas. – Męż­czy­zna spo­gląda na zega­rek. – Zapra­szam was do jadalni. Camilla już czeka z drin­kami.

– Dzięki – odpo­wia­dam i wstaję.

Razem z Har­per idziemy do hote­lo­wej restau­ra­cji. Oprócz nas nie ma tu nikogo, czu­jemy się więc tro­chę dziw­nie. Ale dzięki temu szybko dosta­jemy jedze­nie. Zama­wiam che­ese­bur­gera z fryt­kami i lody na deser, a Har­per wybiera wrapa z kur­cza­kiem i sosem cezar oraz sałatkę owo­cową. Jedze­nie zostaje podane na bia­łych taler­zach z chiń­skiej por­ce­lany ze srebrną obwódką, a napoje w cięż­kich krysz­ta­ło­wych kie­lisz­kach.

Po lun­chu idziemy do parku. Mię­dzy hote­lem z dzie­dziń­cem a par­kiem roz­rywki znaj­duje się brama. Podej­rze­wam, że posta­wiono ją tutaj na żąda­nie ubez­pie­czy­ciela.

– Ale super! – Har­per trąca mnie w ramię, a jej ciemne oczy błysz­czą w słońcu. Nad­cho­dzą pozo­stali. – Od czego zaczniemy, Paisley?

Reeve już czeka i uśmie­cha się do nas.

– Kto idzie ze mną?

Ja. Bez­względ­nie.

Har­per, Will, Liam i ja zabie­ramy się z Reeve’em. Gib­so­nowi, który zdą­żył już wró­cić z dru­giego brzegu, zostają nie­stety Ava i James.

– Nawie­dzony dom! – mówię. – Muszę tam wejść. – Zawsze zaczy­nam od niego, gdy jestem w parku roz­rywki.

– Dobrze – zga­dza się Reeve.

– Idziemy z wami – mówi Gib­son, kle­piąc Reeve’a w plecy. – Prę­dzej sko­czę z klifu, niż spę­dzę cały dzień sam z tą dwójką.

Śmie­jemy się, patrząc na Avę i Jamesa, któ­rzy obści­skują się pod dębem.

– Cał­ko­wi­cie cię rozu­miem. – Reeve daje Gib­so­nowi kuk­sańca w ramię.

– Jak strasz­nie tam jest? – pytam.

Idziemy wszy­scy razem po ciem­nym asfal­cie, mija­jąc rol­ler­co­aster i wieżę swo­bod­nego spa­da­nia.

– Zoba­czysz – odpo­wiada Reeve, pusz­cza­jąc oczko.

Jeste­śmy jedy­nymi gośćmi parku, dla­tego nie musimy stać w żad­nych kolej­kach. Obecni tu pra­cow­nicy uru­cho­mią każdą atrak­cję, którą zechcemy wypró­bo­wać.

Wszystko jest zbu­do­wane z drewna i kamie­nia w podob­nym gotyc­kim rzeź­bio­nym stylu, z natu­ral­nych surow­ców, praw­do­po­dob­nie pocho­dzą­cych z samej wyspy. Nie wia­domo, na czym zawie­sić oko: na mister­nie rzeź­bio­nych ele­men­tach budyn­ków i ławek, ręcz­nie malo­wa­nych ozna­cze­niach, pięk­nych ogro­dach z bor­do­wymi tuli­pa­nami czy zada­szo­nych przej­ściach. Chcia­ła­bym zostać tu na zawsze.

Po czte­rech godzi­nach prze­jaż­dżek na pra­wie wszyst­kich tra­sach nasza ekipa roz­cho­dzi się po róż­nych czę­ściach parku. Will nagrywa fil­mik z gar­gul­cami przy wej­ściu. Liam mówi, że chce dołą­czyć do Gib­sona, Avy i Jamesa, któ­rzy kie­rują się w stronę zjeż­dżalni wod­nej.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki