Skrzywdzona - Natasha Preston - ebook + książka

Skrzywdzona ebook

Natasha Preston

4,2

Opis

Scarlett Garner nie pamięta nic sprzed swoich czwartych urodzin. Gdy tylko próbuje wydobyć z pamięci jakieś wspomnienia, ból głowy staje się nie do zniesienia. Powoli więc godzi się z tym, że jakaś jej część przepadła na dobre.

Kiedy w jej szkole zjawia się nowy uczeń, który próbuje pomóc Scarlett w odzyskaniu wspomnień, dziewczyna zakochuje się w nim bez pamięci. Wydaje się, że wszystko zmierza w dobrą stronę, ale wówczas wypadek samochodowy powoduje pojawienie się przebłysków dawno zapomnianych wydarzeń. Czy na pewno jednak chciałaby je pamiętać? Dobrze, że w tym trudnym czasie może liczyć na Noaha, który oferuje jej takie wsparcie, o jakim marzyłaby każda z nas. Tylko że powody jego zaangażowania stają się coraz bardziej niejasne...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 330

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (65 ocen)
34
13
16
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
claudja_s

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa historia. Napisana lekkim językiem, sprawia, że szybko się ją pochłania.
00

Popularność




Rozdział 1

Scar­lett

Imogen puk­nęła mnie w ramię i wska­zała w stronę wej­ścia do klasy.

– W końcu jakieś cia­cho – szep­nęła.

Nie myliła się. Chło­pak, który stał przy drzwiach sali pani Wells, był boski – tak boski, że abso­lut­nie nie powi­nien uczęsz­czać do naszej szkoły.

– Witamy w For­dham High, Noah – powie­działa pani Wells. – Usiądź, pro­szę, tam. – Wska­zała wolne miej­sce koło mnie. Imo­gen mocno zła­pała mnie za ramię. – Scar­lett, Imo­gen, w tym roku macie więk­szość lek­cji z Noahem, więc bar­dzo was pro­szę, żeby­ście się nim zajęły i wszystko mu poka­zały.

Twarz Im poja­śniała ze szczę­ścia.

– Oczy­wi­ście!

„Powo­dze­nia, Noah”.

Noah pod­szedł do naszej ławki na końcu sali. Jego postawa – jakby ta klasa nale­żała do niego – zwra­cała uwagę wszyst­kich obec­nych, ale jego wzrok utkwiony był we mnie. Zaczę­łam się wier­cić na krze­śle, a moja twarz poczer­wie­niała. Noah wyglą­dał na star­szego i nosił się tak, jakby mówił: „Gówno mnie to wszystko obcho­dzi”.

– Cześć – powie­dział, cią­gle wpa­tru­jąc się tylko we mnie.

– Hej. Ja jestem Scar­lett, a to Imo­gen. – Wska­za­łam na moją naj­lep­szą przy­ja­ciółkę. – Wygląda na to, że będziemy prze­wod­nicz­kami two­jej wycieczki.

– Dzięki – odpo­wie­dział. Brzmiał na jesz­cze star­szego, niż wyglą­dał. Wyma­wiał wyrazy o wiele dokład­niej niż więk­szość dzie­cia­ków tutaj. – Cho­ciaż ta buda jest tak mała, że wąt­pię, żeby ktoś mógł się tutaj zgu­bić.

– Racja! – powie­działa Imo­gen i nachy­liła się nad ławką, żeby Noah mógł ją zza mnie zoba­czyć.

Bobby odwró­cił się na krze­śle.

– Lubisz wre­stling, Noah?

Noah zmarsz­czył czoło. Unio­słam dłoń.

– Bobby nie chce się z tobą bić! To wielki fan WWE.

– Nie, żad­nej walki – potwier­dził Bobby. – Wyglą­dasz na gościa, który umie sobie radzić.

Noah wyszcze­rzył zęby.

– To wła­śnie przez takie radze­nie sobie wywa­lili mnie z ostat­niej szkoły.

Nie wyglą­dał na kogoś, kto wdaje się w bija­tyki, no ale zna­łam go dopiero od jakichś pię­ciu sekund. Może powta­rzał klasę.

– Ile masz lat? – zapy­ta­łam go. – Wyglą­dasz na wię­cej niż pięt­na­ście czy szes­na­ście.

– Szes­na­ście – odpo­wie­dział. – A ty?

– Ja też.

– Dopiero co skoń­czyła – wtrą­ciła się Imo­gen, wyraź­nie ziry­to­wana tym, że jest igno­ro­wana. – Ja też tyle mam.

Pra­wie prze­wró­ci­łam oczami. Noah raczej nie prze­leci jej teraz na ławce tylko dla­tego, że byli w tym samym wieku odro­binę dłu­żej niż ja i on.

– Tak, mia­łam uro­dziny w zeszłym mie­siącu.

Noah dalej nie zwra­cał uwagi na Imo­gen.

– To tak jak mój brat! Któ­rego dnia dokład­nie?

– Trzy­na­stego. Dzięki Bogu w tym roku to nie był pią­tek.

Roze­śmiał się.

– Jesteś prze­sądna?

Kiw­nę­łam głową.

– I to jak. Nie przejdę pod dra­biną ani nie pójdę drogą, którą prze­biegł czarny kot. Macham do srok1, choć to zależy, ile ich widzę, i rzu­cam sól przez ramię. – Noah uniósł brew. Wzru­szy­łam ramio­nami. – Moi rodzice są dość prze­sądni. I podejrz­liwi.

– Wow – powie­dział. – No cóż, w sumie ni­gdy nie wia­domo, co cię może spo­tkać w tym wiel­kim, złym świe­cie.

„W tym wiel­kim, złym świe­cie”. Dozna­łam déjà vu. Sły­sza­łam już gdzieś tę frazę, ale nie mogłam sobie przy­po­mnieć gdzie.

Zadzwo­nił dzwo­nek i aż pod­sko­czy­łam.

– Gotowy na angiel­ski? – zapy­ta­łam Noaha, igno­ru­jąc to dziwne wra­że­nie, które mnie ogar­nęło.

– Nie za bar­dzo. Ale będziesz sie­dzieć koło mnie, co? W końcu to ty prze­wo­dzisz tej wycieczce.

Imo­gen wypa­dła z klasy, zanim zdą­ży­li­śmy się zebrać. Miała podły humor, bo Noah nie jadł jej z ręki.

Uśmiech­nę­łam się.

– Jasne.

– To skąd się tu prze­pro­wa­dzi­łeś? – zapy­ta­łam Noaha w dro­dze na następną lek­cję.

Pod­czas naszego pięć­dzie­się­cio­mi­nu­to­wego angiel­skiego Noah zadał mi mnó­stwo pytań, jakby pró­bo­wał się o mnie dowie­dzieć abso­lut­nie wszyst­kiego. Nowi ucznio­wie zwy­kle nie byli aż tak roz­mowni, ale mnie się to podo­bało i też chcia­łam wszystko o nim wie­dzieć.

– Z wyspy Hay­ling.

– Super. Jak tam jest?

– Mało miej­sca – odpo­wie­dział.

Uczy­łam się o niej na geo­gra­fii, gdy prze­ra­bia­li­śmy bry­tyj­skie wyspy. Była naprawdę maleńka.

– Czemu prze­pro­wa­dzi­łeś się do Bath?

– Tata dostał tu pracę. Na Hay­ling nie­wiele się działo, więc od razu mi się tu spodo­bało.

Dotar­li­śmy do skrzy­dła z kla­sami do przed­mio­tów ści­słych. Odwró­ci­łam się do Noaha.

– Cie­szę się, że tra­fi­łeś tutaj. – Wyba­łu­szy­łam oczy tak bar­dzo, że aż mnie roz­bo­lały. „Czemu powie­dzia­łam to na głos, do cho­lery?”. Wzdry­gnę­łam się. Jeśli być może podoba ci się jakiś facet, nie infor­mu­jesz go o tym od razu! A już zwłasz­cza, jeśli pozna­łaś go godzinę temu.

Noah wsu­nął sobie dłoń we włosy, odgar­nął je z czoła i uśmiech­nął się. W jego błę­kit­nych oczach zami­go­tało świa­tło. Naprawdę zami­go­tało. Kie­dyś myśla­łam, że bar­dziej podo­bają mi się przy­stojni bru­neci, ale jed­nak nie, zde­cy­do­wa­nie wolę przy­stoj­nych blon­dy­nów. Szczęka Noaha wyglą­dała, jak wyrzeź­biona z kamie­nia, a jego usta… każda dziew­czyna wpa­try­wa­łaby się w nie z otwartą buzią.

Spoj­rzał w dół – był o całą głowę wyż­szy ode mnie.

– Cie­szę się, że ty się cie­szysz.

Przy­gry­złam wargę i zro­bi­łam mały krok w tył. Podo­bał mi się. Nie mia­łam co do tego wąt­pli­wo­ści, ale Noah wyglą­dał, jakby miał mnie zaraz poca­ło­wać, a ja nie byłam na to gotowa.

Zawo­łano nas do klasy. Na ław­kach stały pal­niki Bun­sena, co ozna­czało, że będę musiała naprawdę się sku­piać na sło­wach nauczy­ciela, bo czeka nas jakiś eks­pe­ry­ment. Nie­na­wi­dzi­łam prze­pro­wa­dzać eks­pe­ry­mentów.

– Jesteś dobry z che­mii? – zapy­ta­łam Noaha.

Par­sk­nął śmie­chem.

– Można by chyba z tego zro­bić kiep­ski żart. Ale tak, nie­źle sobie radzę z che­mią.

– To świet­nie, bo ja jestem bez­na­dziejna. Mam tak fatalne oceny, że nie rozu­miem, czemu zmu­szają mnie, żebym cią­gle na nią cho­dziła. Myślę, że sama moja obec­ność w sali zna­cząco obniża poziom całej klasy.

Roze­śmiał się.

– Nie możesz być aż tak słaba!

– Tylko pocze­kaj.

– Sia­daj­cie – powie­dział nauczy­ciel, pan Gre­gor. – Noah, witaj na zaję­ciach, czy prze­ra­bia­łeś…

I w tym momen­cie się wyłą­czy­łam. Nie mogła­bym jesz­cze bar­dziej zmi­ni­ma­li­zo­wać swo­jego zain­te­re­so­wa­nia che­mią, nawet gdy­bym się sta­rała. Wię­cej się o niej nauczy­łam, oglą­da­jąc Teo­rię wiel­kiego pod­rywu niż w szkole.

Ock­nę­łam się, kiedy Noah wle­wał coś do pro­bówki.

– Po co nam to? – Wska­za­łam na pal­nik Bun­sena.

– Naprawdę nie lubisz nauk ści­słych, co?

– Nie.

– A wiesz, ja tak naprawdę też nie. Na świe­cie wystę­puje za dużo zja­wisk, któ­rych nauka w żaden spo­sób nie potrafi wyja­śnić.

– To w co wie­rzysz?

Noah wzru­szył ramio­nami.

– Jesz­cze nie wiem. W każ­dym razie mogę nie lubić nauk ści­słych, ale che­mię aku­rat rozu­miem. Będę ci tłu­ma­czył po kolei każdy etap doświad­cze­nia, a ty możesz robić sobie notatki i zoba­czymy, czy uda mi się pomóc ci zdać ten przed­miot.

„Po raz kolejny: powo­dze­nia, Noah”.

Zsu­nę­łam zatyczkę z dłu­go­pisu i spró­bo­wa­łam się skon­cen­tro­wać na sło­wach, a nie na jego głę­bo­kim gło­sie oraz wra­że­niu, jakie na mnie robił jego krzywy uśmiech. Nie ma opcji, żeby udało mu się pomóc mi z che­mią – nie jako przed­mio­tem w każ­dym razie.

Nawet gdy Noah prze­pro­wa­dzał doświad­cze­nie, co chwilę zer­kał na mnie, jak­bym była naj­bar­dziej inte­re­su­ją­cym obiek­tem na tej pla­ne­cie albo jakby się bał, że jeśli spu­ści ze mnie wzrok, zaraz ktoś mnie zamor­duje.

Kiedy wszystko było gotowe, popro­sił:

– Powiedz mi coś o sobie.

– Mamy chyba zro­bić tak, żeby te… odczyn­niki ze sobą zare­ago­wały. – „Poza tym nie­wiele jest do opo­wia­da­nia”.

Noah wzru­szył ramio­nami.

– Mamy chwilę. Pro­szę cię.

Była jedna taka sprawa… Nie lubi­łam o niej wspo­mi­nać, bo była dość dziwna i opo­wia­da­nie o niej zawsze koń­czyło się tym samym pyta­niem: „Jakim cudem nie dopro­wa­dza cię to do szału?”. Z wes­tchnie­niem zaczę­łam:

– Nie mam żad­nego wspo­mnie­nia sprzed czwar­tego roku życia.

Brwi Noaha natych­miast się unio­sły.

– Co?

– W naszym domu był pożar. Wszystko stra­ci­li­śmy. Rodzi­com udało się wydo­stać nas – mnie i mojego brata, Jeremy’ego – na zewnątrz, ale nawdy­cha­li­śmy się dymu i tra­fi­li­śmy do szpi­tala. Kiedy się obu­dzi­łam, nic nie pamię­ta­łam.

– Nic?

– Abso­lut­nie nic. Teraz pamię­tam tylko moment prze­bu­dze­nia w żół­tym pokoju. Wtedy nie pamię­ta­łam nawet swo­jej rodziny.

– Kiedy coś sobie przy­po­mnia­łaś?

Zmarsz­czy­łam czoło.

– Ni­gdy. Rodzina wypeł­niła luki, opo­wia­da­jąc mi o wszyst­kim, co razem robi­li­śmy, ale ja tego tak naprawdę nie pamię­tam.

– To jakieś wariac­two. Mogli ci wmó­wić, co chcieli.

Zaśmia­łam się.

– Tak, byłby z tego nie­zły ubaw. A usły­sza­łam jedy­nie nudne: „Jeste­śmy zwy­kłą rodziną, a ty i twój brat cią­gle się ze sobą kłó­ci­cie”.

– Mogli ci powie­dzieć, że jesteś kró­lewną. A może naprawdę jesteś kró­lewną, a oni cię porwali…

– Dobra już, dobra – prze­rwa­łam mu. – Masz nadak­tywną wyobraź­nię.

Uśmiech­nął się i powie­dział:

– Prze­pra­szam. To po pro­stu tro­chę dziwne.

– Bar­dzo dziwne. Ponoć stłu­mi­łam w sobie wszyst­kie wspo­mnie­nia przez traumę, jaką prze­ży­łam.

– Myślisz, że kie­dyś odzy­skasz pamięć?

Wzru­szy­łam ramio­nami.

– Pew­nie nie. Ale to nie ma już zna­cze­nia.

– Chyba nie. Cho­ciaż mnie byłoby trudno ze świa­do­mo­ścią, że stra­ci­łem cztery lata i mnó­stwo doświad­czeń, któ­rych już nie pamię­tam.

– Kie­dyś mnie to wku­rzało, ale już mi prze­szło. Wielu ludzi nie­wiele pamięta ze swo­jego dzie­ciń­stwa. Ja nie pamię­tam tylko pierw­szych czte­rech lat.

– Cho­dzi­łaś na tera­pię albo pod­dano cię hip­no­zie?

Roze­śmia­łam się.

– Nie. To naprawdę nie jest taki wielki pro­blem. Pró­bo­wa­łam sobie przy­po­mnieć, ale mam po pro­stu pustkę w gło­wie.

Uśmiech­nął się.

– Pew­nego dnia wszystko sobie przy­po­mnisz.

Prze­sta­łam w to wie­rzyć jakieś cztery lata temu.

Rozdział 2

Scar­lett

Sto jede­na­ście. Tyle SMS-ów wysła­li­śmy do sie­bie z Noahem przez te sześć dni, odkąd tra­fił do naszej szkoły. To jakaś zupeł­nie nie­nor­malna liczba, jeśli wziąć pod uwagę to, że pra­wie w ogóle się nie zna­li­śmy. Ale wcale nie wyda­wało mi się, że Noah jest dla mnie obcym czło­wie­kiem. Roz­ma­wia­li­śmy nie­mal o wszyst­kim – o tym, co lubimy i czego nie lubimy, o rodzi­nie, zna­jo­mych, naj­śmiesz­niej­szych chwi­lach z naszego życia, i tych naj­strasz­niej­szych też. I mimo że cią­gle jesz­cze sporo musie­li­śmy się o sobie nauczyć, mia­łam wra­że­nie, że znam go już cał­kiem nie­źle. On też prze­ja­wiał wielką deter­mi­na­cję, żeby dowie­dzieć się wszyst­kiego o tej sza­rej myszce, którą byłam.

Po całym tygo­dniu w szkole, który spę­dzi­li­śmy głów­nie na inten­syw­nym flir­to­wa­niu, wkro­czy­łam w pełni do kra­iny obse­sji i teraz nie­mal każda moja myśl doty­czyła Noaha. Iry­to­wa­łam sama sie­bie i byłam pewna, że moja rodzina mnie znie­na­wi­dziła.

– Zaraz wycho­dzę – poin­for­mo­wa­łam rodzi­ców.

– Kto na cie­bie czeka?

– Nikt. Idę do Noaha, a potem idziemy razem do mia­sta.

Jedna z ciem­nych brwi mojego taty unio­sła się.

– No to cię tam odpro­wa­dzimy. Naj­wyż­szy czas, żeby­śmy w końcu poznali tego chło­paka.

– Co? – Nie, to się nie może stać.

– Skar­bie, chyba nie myślisz, że pozwo­limy ci odwie­dzać w domu kogoś, kogo pra­wie nie znasz i kogo my nie widzie­li­śmy na oczy, prawda? – zapy­tała mama.

– Wła­śnie tak myślę! Noah jest w porządku.

– Na pewno, ale jeśli chcesz się z nim spo­ty­kać poza szkołą, musimy go poznać – dodał tata. – Wezmę tylko klu­czyki.

– Nie mówi­cie poważ­nie! Dla­czego mi to robi­cie? Czy macie poję­cie, jak strasz­nie będę się wsty­dzić, kiedy się u niego zja­wię z rodzi­cami u boku? – Czy oni ni­gdy nie byli nasto­lat­kami?

Jeremy wybuch­nął śmie­chem.

– Świetne przed­sta­wie­nie.

Spio­ru­no­wa­łam go wzro­kiem.

– Nie­na­wi­dzę cię.

– No już, skończmy z tym melo­dra­ma­ty­zmem – powie­działa mama. – Zabie­raj kurtkę i jedziemy.

– Może­cie przy­naj­mniej zacze­kać w samo­cho­dzie?

– Prze­cież to się w ogóle mija z celem tej wyprawy! Wtedy nie poznamy Noaha.

Idąc za nią, wybur­cza­łam:

– Wiem.

Po dzie­się­ciu minu­tach zapu­ka­łam do drzwi Noaha i głę­boko ode­tchnę­łam. Nie powie­dział mi, czy jego rodzice będą w domu. Moi stali tuż za mną.

Drzwi otwo­rzył chło­pak, który wyglą­dał jak kopia Noaha. Jego brat.

– Hej! To ty jesteś Scar­lett?

– Tak. A ty to Finn? Poznaj moich rodzi­ców.

– Marissa i Jona­than. Mów nam po imie­niu.

– Bar­dzo mi miło. Zapra­szam do środka. Noah gdzieś się tu kręci. Mogę wam coś podać? Może coś do picia?

Pokrę­ci­łam głową.

– Nie, dzięki.

– My też podzię­ku­jemy – powie­dział tata. – Czy twoi rodzice są w domu?

– Tak, w kuchni. Wejdź­cie dalej.

Poszłam za Fin­nem do bia­łej kuchni wykoń­czo­nej na wysoki połysk. Chło­pak usiadł na obro­to­wym krze­śle przy bla­cie, więc zro­bi­łam to samo, ale wola­ła­bym, żeby Noah się pośpie­szył. Dla­czego Finn go nie zawo­łał?

Pań­stwo York odwró­cili się. Oboje odzna­czali się nie­wy­mu­szoną urodą, tak samo jak ich syno­wie.

– To wła­śnie moi rodzice, Bethan i Shaun. Mamo, tato, to Scar­lett i jej rodzice, Marissa i Jona­than.

Oczy pani Bethan roz­bły­sły.

– Scar­lett! Tak faj­nie w końcu cię poznać! I bar­dzo się cie­szę, że przy­pro­wa­dzi­łaś rodzi­ców! Marissa, Jona­than, jak się macie?

– No to na co idzie­cie? – zapy­tała mnie star­sza kopia Noaha.

– Nie mam poję­cia. Ja i moi przy­ja­ciele robimy tak, że idziemy do kina i dopiero spraw­dzamy, co grają. To już taki nasz rytuał.

– Serio? Widzia­łaś dużo bez­na­dziej­nych fil­mów?

– Mnó­stwo – odpo­wie­dzia­łam.

Finn się uśmiech­nął, przez co zro­bił się jesz­cze bar­dziej przy­stojny, ale w moich oczach cią­gle nie dorów­ny­wał Noahowi. No, ale ja mia­łam już prze­cież pra­wie obse­sję na punk­cie jego młod­szego brata.

– Czy muszę cię pytać, jakie masz inten­cje co do Noaha? – zapy­tał, pró­bu­jąc zwal­czyć kolejny uśmiech.

Roze­śmia­łam się, okrę­ci­łam na krze­śle i uło­ży­łam przed­ra­miona na bla­cie.

– Przy­rze­kam ci, że moje inten­cje są szla­chetne.

– Okrop­nie go to roz­cza­ruje. – Mru­gnął do mnie okiem. – Opo­wiedz mi coś o sobie.

– Nie­wiele jest do opo­wia­da­nia.

– A więc jesteś zwy­kłą nasto­latką? Nie trzy­masz w sza­fie żad­nych tru­pów?

Unio­słam palec.

– Kiedy mia­łam dzie­sięć lat, ukra­dłam cze­ko­la­dowy bato­nik ze sklepu ze sło­dy­czami. Ale było mi z tym tak źle, że nie mogłam go zjeść.

Finn się roze­śmiał.

– Była z cie­bie praw­dziwa bun­tow­niczka, co nie?

– No. Badass jak się patrzy – odpar­łam z ide­al­nym ame­ry­kań­skim akcen­tem na ostat­niej syla­bie.

– Tak mi się wyda­wało, że sły­sza­łem trza­śnię­cie drzwi – powie­dział Noah. Wła­śnie wszedł do kuchni i sze­rzej otwo­rzył oczy, kiedy zoba­czył, że moi rodzice roz­ma­wiają z jego. – Finn, dla­czego mnie nie zawo­ła­łeś?

– Gdyby ukła­da­nie fry­zury zaj­mo­wało ci mniej czasu, był­byś z nami na dole i sam mógł­byś ich wpu­ścić, panienko.

Ach, ta bra­ter­ska miłość.

– Prze­pra­szam za mojego brata. To twoi rodzice?

Mama i tata odwró­cili się i zaczęła się kolejna runda powi­tań.

Uważ­nie obser­wo­wa­łam tatę. Roz­luź­nił ramiona i uśmie­chał się, kiedy roz­ma­wia­łam z Noahem. Całe szczę­ście! Ewi­dent­nie nie uwa­żał, że Noah zaraz mnie zamor­duje.

– Chyba powin­ni­śmy już iść, żeby dzie­ciaki zdą­żyły do kina – powie­działa mama. – Fan­ta­stycz­nie było was wszyst­kich poznać. Musimy się kie­dyś spo­tkać.

Bethan dotknęła ramie­nia mamy.

– Byłoby świet­nie. Nie zdą­ży­li­śmy tu zawrzeć wielu zna­jo­mo­ści.

– Gotowy? – zapy­ta­łam Noaha. – Czy potrze­bu­jesz jesz­cze czasu, żeby popra­wić fry­zurę?

Finn się roze­śmiał i uniósł rękę, żebym przy­biła mu piątkę. Kla­snę­łam dło­nią o jego dłoń, a gość, któ­rego nie mogłam wybić sobie z głowy, krzywo na mnie spoj­rzał.

– Dobra. Wy dwoje ni­gdy wię­cej się nie spo­tka­cie. – Pocią­gnął mnie za rękę. Zsu­nę­łam się ze stołka. Dotyk jego mięk­kiej, ale zde­cy­do­wa­nej dłoni na mojej spra­wił, że ugięły się pode mną kolana.

Szybko się ulot­ni­li­śmy, pod­czas gdy moi rodzice cią­gle gadali z jego, i ruszy­li­śmy w stronę skrótu do cen­trum. Tak bar­dzo nie mogłam się docze­kać spę­dze­nia z nim czasu poza szkołą, że pra­wie pod­ska­ki­wa­łam.

– Twoje ulu­bione święto?

– Hmm – mruk­nę­łam. – Boże Naro­dze­nie albo Wiel­ka­noc. Chyba Wiel­ka­noc.

– Dla­czego?

– Jeź­dzimy do dziad­ków w odwie­dziny, a oni urzą­dzają naprawdę wiel­kie polo­wa­nia na jajka2. Miesz­kają na far­mie, więc zna­le­zie­nie wszyst­kich zaj­muje nam dosłow­nie cały dzień. Potem roz­pa­lamy w kominku w salo­nie, pijemy gorącą cze­ko­ladę i zja­damy jajka. A potem zapa­damy w cukrową śpiączkę, ale i tak to kocham. To już za trzy mie­siące!

Noah uśmiech­nął się do mnie sze­roko.

– A ty?

Zmarsz­czył czoło.

– Nie za bar­dzo obcho­dzimy święta. Pew­nie Boże Naro­dze­nie. A więc wyjeż­dżasz na Wiel­ka­noc?

– Yup. Do Korn­wa­lii. Nie będzie nas od czwartku do ponie­działku po połu­dniu, ale moja paczka zazwy­czaj coś orga­ni­zuje w ponie­dział­kowy wie­czór, jeśli chciał­byś wpaść.

– Co wtedy robi­cie? – zapy­tał.

Wzru­szy­łam ramio­nami.

– Po pro­stu się spo­ty­kamy. Imo­gen ma basen przy domu, więc spę­dzamy dzień w wodzie, a faceci przy­pa­lają żar­cie na grillu.

– Pły­wa­cie na zewnątrz w kwiet­niu?

– Tak. W zeszłym roku było spoko, ale rok wcze­śniej angiel­ska pogoda dała nam popa­lić.

– Ale i tak pły­wa­li­ście?

– No. To taka nasza tra­dy­cja.

– Zupeł­nie popie­przona – mruk­nął. Roze­śmia­łam się. – A uro­dziny? Pla­nu­jesz już jakąś imprezę?

– Pró­buję prze­ko­nać tatę, żebym mogła je urzą­dzić w jakimś klu­bie, gdzie wpusz­czają nasto­lat­ków.

– Nie chce się zgo­dzić?

– Boi się, że ludzie wniosą alko­hol, więc wolałby, żeby impreza była u nas w domu.

– Do domu też można wnieść alko­hol.

Wyrzu­ci­łam ręce w powie­trze.

– No wła­śnie. Ale jestem pewna, że nie­długo się podda.

– Nie potrafi ci odma­wiać?

Zbli­ża­li­śmy się do kina i widzia­łam już naszych zna­jo­mych, sto­ją­cych przed budyn­kiem. Chcia­łam spę­dzić z Noahem wię­cej czasu sam na sam.

– W ogóle. – Pode­szli­śmy do wszyst­kich. – Dotar­li­śmy. Hej!

– Hej – odpo­wie­działa Imo­gen i natych­miast zro­biła zupeł­nie nie­sub­telny krok w stronę Noaha. – Nie możemy wybrać mię­dzy roman­sem a hor­ro­rem.

– Prze­cież już wybra­li­śmy – powie­dział Bobby. – Nie oglą­dam żad­nego żało­snego pitu, pitu o zako­cha­nych, więc idziemy na sla­shera.

Imo­gen prze­wró­ciła oczami.

– W porządku. Mam to gdzieś.

– Ja nie mam nic prze­ciwko – powie­dzia­łam. – A ty? – zwró­ci­łam się do Noaha.

Uniósł brew, jakby chciał powie­dzieć: „Skoro alter­na­tywą jest romans…”.

Bobby kla­snął w dło­nie.

– No to usta­lone. Seans zaczyna się za pół godziny, więc może sko­czymy jesz­cze pograć na auto­ma­tach?

Jeśli liczyć tra­ilery i reklamy, film zacznie się naj­wcze­śniej za godzinę.

Nie odpo­wie­dzie­li­śmy na pyta­nie Bobby’ego, tylko ruszy­li­śmy w stronę pasażu znaj­du­ją­cego się naprze­ciwko kina. Imo­gen wystrze­liła naprzód. Od zeszłego roku, kiedy ze sobą zerwali, była wobec Bobby’ego zimna jak góra lodowa. Wszystko dla­tego, że to on ją rzu­cił. Nie spodo­bało jej się to. Nikt nie zrywa bez­kar­nie z Imo­gen Forest.

– Zaraz sko­pię ci tyłek w powietrz­nego hokeja. – Noah trą­cił mnie w łokieć.

– Pew­nie tak. Jestem w tym bez­na­dziejna.

Chris popa­trzył na mnie z przy­ganą w oczach. Wie­dział, że wcale nie jestem bez­na­dziejna. Wręcz prze­ciw­nie: w naszej gru­pie byłam naj­lep­sza. Ale to wcale nie zna­czyło, że uda mi się poko­nać Noaha, więc nie chcia­łam, żeby się nasta­wił, że jestem dobra w te klocki.

– Prawda, Scar-Scar nie potra­fi­łaby posłać krążka w upa­trzone miej­sce, nawet gdyby od tego zale­żało jej życie.

– Wiel­kie dzięki, Chris­sie!

Kiedy przy­szłam do tej szkoły, to wła­śnie Chris przy­gar­nął mnie pod swoje skrzy­dła, wszystko mi poka­zał i wpro­wa­dził do swo­jej paczki, która szybko stała się rów­nież i moją.

Weszli­śmy do środka i chło­paki poszli zamie­nić tro­chę kasy na żetony. Chris zła­pał mnie za ramię i odcią­gnął na bok.

– Ty i ten nowy. Coś mię­dzy wami jest?

Z tru­dem powstrzy­ma­łam się przed szcze­rze­niem zębów jak idiotka i wzru­szy­łam ramio­nami.

– Nie bar­dzo.

– Nie bar­dzo? Cią­gle ze sobą flir­tu­je­cie i jesz­cze chwila, a zacznie­cie się obśli­niać. On nawet teraz na nas patrzy i pró­buje się zorien­to­wać, czy coś do sie­bie świ­ru­jemy. Mam cię poca­ło­wać? – W oczach roz­bły­sły mu figlarne ogniki.

Wal­nę­łam go w ramię.

– Ani mi się waż, Chri­sto­phe­rze!

– W porządku, nudziaro. Jesz­cze niczego z tobą nie pró­bo­wał?

– Znamy się od jakichś dwóch minut.

Imo­gen sta­nęła obok nas i unio­sła ide­al­nie wyre­gu­lo­wane brwi.

– Może jest gejem?

– Nawet jeśli, to co? – odpo­wie­dzia­łam, ale w głębi serca mia­łam nadzieję, że Noah jest hetero.

Chris prze­wró­cił oczami.

– Nie jest gejem! Po pro­stu wie, że nie jesteś łatwa.

Wbił tym szpilę Imo­gen. Zasłu­żyła na to, bo nie zacho­wy­wała się, jak przy­stało na naj­lep­szą przy­ja­ciółkę. Gdyby Noah jej się nie podo­bał, wspie­ra­łaby mnie podob­nie jak Chris.

Wszy­scy popa­trzy­li­śmy w jego kie­runku. Noah roz­ma­wiał z kimś przez tele­fon, ale wzrok miał utkwiony we mnie. Kiedy nasze spoj­rze­nia się spo­tkały, odwró­cił głowę.

– Cie­kawe, o co mu cho­dzi – powie­dział Chris.

Imo­gen uśmiech­nęła się zło­śli­wie i wzru­szyła ramio­nami.

– Pew­nie roz­ma­wia ze swoją dziew­czyną.

– Im, zamknij się.

Noah roz­łą­czył się, wsu­nął komórkę do kie­szeni i pod­biegł do nas.

– Wszystko okej? – zapy­ta­łam. „Bła­gam, niech on nie ma dziew­czyny”. Gdyby miał, ozna­cza­łoby to, że zacho­wy­wał się jak ostatni dupek. Cią­gle prze­cież ze sobą flir­to­wa­li­śmy i wymie­nia­li­śmy SMS-y.

– Tak, pew­nie – odpo­wie­dział i swo­bod­nie zarzu­cił mi rękę na ramiona. To był przy­ja­ciel­ski gest, ale i tak spra­wił, że cała się w środku roz­pły­nę­łam. Imo­gen prze­wró­ciła oczami i odwró­ciła się od nas. Mia­łam gdzieś, co sobie myśli.

Pode­szli­śmy do stołu do gry. Noah cią­gle mnie obej­mo­wał, a Chris pusz­czał do mnie oczka. Nie narze­ka­łam.

Rozdział 3

Noah

Siedzia­łem na kolej­nej mało odkryw­czej lek­cji o lite­ra­tu­rze angiel­skiej. Nudzi­łem się jak mops. Przez te dwa tygo­dnie, odkąd byłem w zwy­kłej szkole, jesz­cze ani razu nie mie­li­śmy lek­cji poza klasą. A prze­cież nauka to coś wię­cej niż czy­ta­nie pod­ręcz­ni­ków.

Scar­lett sie­działa obok mnie. Pil­no­wa­łem tego tak bar­dzo, że teraz jej przy­ja­ciele zosta­wiali dla mnie wolne miej­sce, jeśli nie zdą­ży­łem przyjść do klasy przed nimi. Nie wyglą­dało na to, żeby Scar­lett miała z tym jakiś pro­blem.

Nie dzi­wiło mnie, że czy­ta­li­śmy Szek­spira, ale naprawdę nie mogłem zro­zu­mieć, czemu po skoń­cze­niu Romea i Julii mie­li­śmy jesz­cze oglą­dać film. Jakby nauczy­ciele zupeł­nie się pod­dali.

Imo­gen odwró­ciła się do nas i zapy­tała:

– Kino i auto­maty wie­czo­rem?

– Mam szczerą nadzieję, że prze­szko­dzi­łaś kla­sie dla­tego, że mia­łaś coś do powie­dze­nia o Mon­tec­chich i Kapu­le­tich – powie­dział nauczy­ciel.

Imo­gen odwró­ciła się z gry­ma­sem na twa­rzy i wymam­ro­tała:

– Prze­pra­szam, panie Ste­ven­son.

– Dzi­siaj też z nami pój­dziesz? – wyszep­tała Scar­lett, kiedy nauczy­ciel na nowo zajął się przy biurku tym, co robił wcze­śniej.

– Pomy­śla­łem, że może mogli­by­śmy iść gdzieś razem.

Scar­lett zamru­gała trzy razy, zanim odpo­wie­działa:

– Wtedy też poszli­śmy razem.

– Wiem, ale byli z nami inni.

Bez­na­dziej­nie jej szło ukry­wa­nie uczyć. Otwo­rzyła sze­rzej oczy i zmie­niła postawę ciała.

– A co chcesz robić?

– Chciał­bym zabrać cię na spa­cer.

– Spa­cer?

– Tak – odpo­wie­dzia­łem z uśmie­chem. Do tej pory nie spę­dza­li­śmy czasu tylko we dwoje, bo zawsze towa­rzy­szyli nam jej przy­ja­ciele. Potrze­bo­wa­łem pobyć z nią na osob­no­ści. – Obie­cuję, że ci się spodoba.

Zmarsz­czyła nos.

– Wąt­pię, ale dobrze.

Oczy­wi­ście, że się zgo­dziła.

– Świet­nie. Przyjdę po cie­bie o czwar­tej, żebyś miała czas prze­brać się po szkole.

Kiw­nęła głową i wró­ciła do lek­tury. Było jasne, że nie miała ochoty na spa­cer, ale chciała spę­dzić ze mną czas. Musia­łem nauczyć się, jak prze­ko­ny­wać ją do róż­nych rze­czy.

Zadzwo­nił dzwo­nek oznaj­mia­jący prze­rwę obia­dową. Zamkną­łem książkę, którą prze­czy­ta­łem już w wieku dzie­wię­ciu lat, i scho­wa­łem ją do ple­caka.

– Jesteś głodna? – zapy­ta­łem Scar­lett, kiedy wycho­dzi­li­śmy z klasy.

– Okrop­nie. Na pewno wezmę dzi­siaj frytki.

– Wiesz, że smaży się je w strasz­nej ilo­ści oleju.

– Tak – odpo­wie­działa.

Tego też nie rozu­mia­łem. Tylu ludzi nie dba o to, co znaj­dzie się w środku ich ciała. Zja­dają nawet rze­czy, o któ­rych wia­domo, że są nie­zdrowe.

– A ty co zjesz? Znowu sałatkę?

– Pew­nie tak – odpo­wie­dzia­łem. To było jedyne danie, co do któ­rego mia­łem pew­ność, że nie ocieka che­mi­ka­liami i kon­ser­wan­tami. – Sma­kuje mi. Powin­naś jej kie­dyś spró­bo­wać.

Scar­lett zatrzy­mała się.

– Myślisz, że powin­nam zamie­nić frytki na sałatkę?

– Co jest z tobą nie tak, Noah? – wark­nęła Imo­gen. – Jak możesz jej mówić, że jest gruba?

– Ni­gdy cze­goś takiego nie powie­dzia­łem. – Odwró­ci­łem się do Scar­lett. – Wiesz, że nie o to mi cho­dziło. – Zmarsz­czyła brwi, a ja spa­ni­ko­wa­łem. Dotkną­łem jej ramie­nia i uśmiech­ną­łem się. – No weź, nie sądzisz chyba, że wła­śnie to mia­łem na myśli. Nie musisz w sobie zmie­niać abso­lut­nie niczego. Cho­dziło mi tylko o aspekt zdro­wotny, nie o to, żebyś się odchu­dzała.

– Scar­lett, chodź ze mną – rzu­ciła Imo­gen i spoj­rzała na mnie spode łba.

– Dla­czego ona cię odciąga? Wyja­śni­łem już to nie­po­ro­zu­mie­nie. – Pogła­ska­łem Scar­lett kciu­kiem po ramie­niu.

– Im, wszystko w porządku? Wiem, o co mu cho­dziło.

– Ty tak serio? Wiem, że nie jesteś przy­zwy­cza­jona do tego, że faceci zwra­cają na cie­bie uwagę, ale to jest po pro­stu śmieszne.

Scar­lett skur­czyła się w sobie i przy­gry­zła wargę. Mia­łem ochotę się odgryźć i powie­dzieć Imo­gen dokład­nie, co o niej myślę, ale pew­nie nie zapunk­to­wał­bym tym u Scar­lett.

– Chyba powin­naś iść poszu­kać Bobby’ego i Chrisa, zanim jesz­cze bar­dziej zra­nisz swoją naj­lep­szą przy­ja­ciółkę – stwier­dzi­łem.

– To jakiś żart. Scar­lett, czemu pozwa­lasz, żeby on robił z cie­bie takie popy­cha­dło? – powie­działa Imo­gen.

– Wcale jej tak nie trak­tuję! To ty tak robisz.

Imo­gen unio­sła ręce.

– Niech ci będzie.

Odcze­ka­łem, aż odej­dzie, i zapy­ta­łem Scar­lett:

– Wszystko w porządku?

– Tak – odparła. – Myślisz, że Im ode­zwie się do mnie w naj­bliż­szym cza­sie?

– Szcze­rze mówiąc, sądzę, że to ona powinna się mar­twić, czy ty ode­zwiesz się do niej. Nie miała prawa tak się na tobie wyży­wać.

Scar­lett wzru­szyła ramio­nami.

– Ona tak cza­sem ma.

Zazgrzy­ta­łem zębami i puści­łem jej ramię. Czemu nie była bar­dziej aser­tywna?

– W każ­dym razie przy­kro mi, że w jakiś tam spo­sób wzią­łem w tym udział. – Wymi­ną­łem ją, żeby sta­nąć z nią twa­rzą w twarz.

Scar­lett spoj­rzała na mnie i przy­gry­zła wargę. Jej ciem­no­nie­bie­skie oczy błysz­czały. Naprawdę była wyjąt­kową pięk­no­ścią. Im dłu­żej się w nią wpa­try­wa­łem, tym moc­niej biło mi serce.

– To nie była twoja wina – wyszep­tała. Jej wzrok osu­nął się na moje usta, a potem wró­cił do moich oczu.

Zalała mnie fala gorąca. Też chcia­łem ją poca­ło­wać. Była bar­dzo pocią­ga­jąca, taka słodka i czy­sta. Ale nie mogłem tego zro­bić. Jesz­cze nie. Musia­łem pamię­tać, co tutaj robię.

Wypu­ści­łem powie­trze z płuc.

– Chodźmy po te twoje frytki.

Uśmiech­nęła się sze­roko i odpo­wie­działa:

– Nie, chyba jed­nak wezmę sałatkę, skoro ktoś tu daje sobie głowę uciąć, że nie sma­kuje okrop­nie.

Ze śmie­chem poło­ży­łem dłoń na jej ple­cach i popro­wa­dzi­łem ją do baru sałat­ko­wego w sto­łówce.

– Zde­cy­do­wa­nie nie sma­kuje okrop­nie.

Po szkole wró­ci­łem do domu prze­brać się w cie­plej­sze ciu­chy i buty trek­kin­gowe i posze­dłem po Scar­lett.

Otwo­rzyła mi drzwi ze smętną miną.

– Czy to dobry strój na spa­cer? – zapy­tała.

– Tak, świet­nie wyglą­dasz. – Miała na sobie pola­rową kurtkę, wąskie dżinsy i kozaki.

– No to chodźmy.

– Twoi rodzice są w domu? Może powi­nie­nem im naj­pierw powie­dzieć, dokąd idziemy?

Scar­lett zachi­cho­tała i pokrę­ciła głową.

– Oboje są jesz­cze w pracy. Ale powie­dzia­łam Jeremy’emu.

– Okej, to ruszajmy.

– A gdzie dokład­nie?

– Prze­cież tu jest tak pięk­nie. Poła­zimy tro­chę po oko­licy. Obie­cuję, że odsta­wię cię do domu przed zmro­kiem.

Kiedy ruszy­li­śmy ścieżką, wzią­łem ją za rękę. Scar­lett była cie­pła i pocią­ga­jąca i tak bar­dzo nie potra­fiła ukryć zado­wo­le­nia, że aż zachciało mi się śmiać. Lubi­łem czuć cię­żar jej dłoni w mojej.

– Dobra. Ni­gdy wcze­śniej nie spa­ce­ro­wa­łam po oko­licy, w któ­rej miesz­ka­łam.

– Dla­czego?

– No cóż, czę­sto zmie­nia­li­śmy miej­sce pobytu, kiedy byłam mała. Tutaj miesz­kamy od trzech lat i to naj­dłuż­szy okres bez prze­pro­wadzki w moim życiu.

– Naprawdę? Dla­czego tak czę­sto się prze­pro­wa­dza­cie?

– Przez pracę taty.

– Aha. – Odwró­ci­łem wzrok. Zasta­na­wia­łem się, czy jej rodzice kie­dy­kol­wiek zdra­dzą jej praw­dziwy powód tych czę­stych zmian. – Myślisz, że kie­dyś stąd wyje­dzie­cie?

– Nie jestem pewna. Wygląda na to, że rodzice zapu­ścili tu korze­nie, więc mam nadzieję, że nie. Zna­la­złam tu przy­ja­ciół.

– Wcze­śniej ich nie mia­łaś?

– No, nie było sensu. Cią­gle się prze­pro­wa­dza­li­śmy i tra­ci­łam kon­takt ze zna­jo­mymi, więc w końcu prze­sta­łam pró­bo­wać się do kogo­kol­wiek zbli­żać.

Wyczu­łem smu­tek w jej gło­sie. Gdyby Scar­lett nie została upro­wa­dzona, ni­gdy nie dowie­dzia­łaby się, co to samot­ność.

– Ja moich sta­rych przy­ja­ciół znam od dziecka. Jeste­śmy zgraną paczką. Nie wyobra­żam sobie, jakby to było dora­stać tylko z bra­tem.

Scar­lett leni­wie unio­sła jedno ramię.

– Nie wie­dzia­łam, że można żyć ina­czej, więc mi to nie prze­szka­dzało.

– Przed poża­rem też się tak czę­sto prze­pro­wa­dza­li­ście?

– Nie… nie wydaje mi się, ale nie jestem pewna. Mogę się mylić.

– Nie­wiele wiesz o tam­tym okre­sie?

– Nic nie pamię­tam – przy­po­mniała mi.

– Ale rodzice musieli ci opo­wia­dać o waszym życiu!

– Pew­nie tak.

Dla­czego ona nie chce sobie przy­po­mnieć? Chcia­łem… Nie, musia­łem spra­wić, żeby sobie przy­po­mniała.

– Może pew­nego dnia odzy­skasz wspo­mnie­nia.

Na pewno tak się sta­nie. Zamie­rza­łem deli­kat­nie, ale czę­sto wra­cać do tego tematu, żeby w końcu sobie przy­po­mniała.

Szli­śmy ogól­no­do­stępną ścieżką, która wiła się mię­dzy polami i lasami. Natura była mi tak bli­ska, że uspo­ka­jała mnie wewnętrz­nie. Bar­dzo tęsk­ni­łem za swoją wspól­notą, ale wśród przy­rody, oto­czony jej siłami, wyczu­wa­łem łączącą nas więź.

Już nie­długo Scar­lett też się dowie, jak to jest.

Rozdział 4

Noah

Nigdy wcze­śniej nie eks­cy­to­wała mnie per­spek­tywa spo­tka­nia z dziew­czyną, ale gdy pozna­łem Scar­lett, zale­d­wie trzy tygo­dnie wcze­śniej, zawład­nęły mną uczu­cia, które – jak kie­dyś sądzi­łem – mia­łem poznać dopiero na póź­niej­szym eta­pie życia. Nie powi­nie­nem nic do niej czuć. To miało w ogóle nie być moż­liwe.

Zadzwo­nił dzwo­nek do drzwi. Wytar­łem dło­nie w dżinsy. To na pewno ona.

Rodzice sie­dzieli na sofie – oboje coś czy­tali. Spoj­rzeli na mnie i uśmiech­nęli się.

– Gotowy, Noah? – zapy­tał tata.

Kiw­ną­łem głową i wsta­łem.

– Jak zawsze.

Wiele zale­żało od tego, czy uda mi się prze­ko­nać do sie­bie Scar­lett. Musia­łem pora­dzić sobie z tym zada­niem. Zer­k­ną­łem w lustro w holu, ode­tchną­łem głę­boko i zapo­da­łem sobie w myślach moty­wu­jącą gadkę. Myśli o domu doda­wały mi siły. Od mojej wspól­noty dzie­liło mnie wiele kilo­me­trów, ale napę­dzała mnie świa­do­mość, że wszy­scy jej człon­ko­wie stoją za mną murem.

Otwo­rzy­łem drzwi. Scar­lett stała na progu z torbą z zaku­pami i rów­nie sze­ro­kim uśmie­chem jak mój. Jej towa­rzy­stwo było osza­ła­mia­ją­cym doświad­cze­niem.

Kwie­cień nad­szedł szybko. Kocha­łem wio­snę, kiedy wszystko wra­cało do życia, a powie­trze sta­wało się o wiele cie­plej­sze.

– Gotowy na wie­czo­rek fil­mowy? Nie mogę uwie­rzyć, że ni­gdy wcze­śniej nie spę­dza­łeś czasu z przy­ja­ciółmi przed tele­wi­zo­rem.

Wzru­szy­łem ramio­nami i popro­wa­dzi­łem ją do środka.

– Wolę prze­by­wać na świe­żym powie­trzu.

– No cóż, omi­jało cię coś wspa­nia­łego.

– Scar­lett, cześć! – Mama wyszła z salonu aku­rat wtedy, kiedy Scar­lett wcho­dziła do domu. Powinni z tatą prze­stać tak czę­sto poja­wiać się znie­nacka w jej obec­no­ści, bo w końcu zacznie to dziw­nie wyglą­dać.

– Dobry wie­czór, pani York.

– Mia­łaś mówić mi po imie­niu, pamię­tasz? – odparła mama.

Scar­lett poki­wała głową.

– Tak.

– Jakie macie plany na dzi­siaj?

Scar­lett unio­sła torbę z zaku­pami.

– Wie­czór fil­mowy i prze­ką­ski.

– Brzmi świet­nie. Noah, drzwi do two­jego pokoju mają być cią­gle otwarte.

Zmarsz­czy­łem czoło. Ponoć mi ufali, ale za każ­dym razem, kiedy mówili mi, że mam zosta­wić otwarte drzwi albo żebym zwol­nił tempo, czu­łem, że mnie osą­dzają i że moja lojal­ność poda­wana jest w wąt­pli­wość. Wie­dzia­łem, jak mam to roze­grać. Nic nie schrza­nię.

Lubi­łem Scar­lett, tak. Mogłem oszu­kać moją rodzinę, ale nie sie­bie. To jed­nak wcale nie zna­czyło, że dla nasto­let­niego zauro­cze­nia zre­zy­gnuję z całego mojego życia.

– Dobrze – odpo­wie­dzia­łem tro­chę ostrzej­szym tonem, niż zwy­kle odzy­wa­łem się do rodzi­ców. „Zaufaj­cie mi”. Mama ski­nęła krótko głową i wró­ciła do salonu. – No to chodź na górę, pokaż mi, jak dobrze można się bawić przed tele­wi­zo­rem.

Scar­lett uśmiech­nęła się, wymi­nęła mnie i skie­ro­wała się na schody, a potem pro­sto do mojego pokoju. Nie mogłem się powstrzy­mać przed patrze­niem na nią. Była dość niska, ale dzięki zgrab­nym nogom i szczu­płej syl­wetce wyda­wała się wyż­sza. Włosy w kolo­rze przy­ćmio­nego brązu opa­dały jej na plecy luź­nymi, splą­ta­nymi falami.

– No dobra. – Odwró­ciła się do mnie, kiedy dotar­li­śmy do pokoju. – Co chcesz naj­pierw obej­rzeć: Bat­mana: Począ­tek czy Spi­der-Mana?

Wzru­szy­łem ramio­nami.

– Żad­nego nie widzia­łem. Sama wybierz.

– Co? Nie widzia­łeś ani Bat­mana, ani Spi­der-Mana? Żad­nego filmu?

– Nie.

– Noahu York, gdzieś ty żył przez ostat­nie szes­na­ście lat?

Zmu­si­łem się do śmie­chu i wyją­łem z jej wycią­gnię­tej w moim kie­runku ręki pudełko z Bat­ma­nem.

– Naj­pierw ten.

– Okej, wiem, że przy­naj­mniej jadłeś kie­dyś popcorn, ale bła­gam, powiedz, że oreo też.

Uśmiech­ną­łem się sze­roko i odpo­wie­dzia­łem:

– Wycho­wa­łem się na dość odosob­nio­nej far­mie na malut­kiej wysepce, ale nie byli­śmy aż tak odcięci od świata. – Kła­ma­łem. Dopóki Scar­lett nie poka­zała mi pudełka tych cia­stek, nie mia­łem poję­cia, czym jest oreo.

– No, sama nie wiem, nie oglą­dasz za dużo tele­wi­zji, ni­gdy nikogo nie zapro­si­łeś na wie­czo­rek fil­mowy, nie jadasz śmie­cio­wego żar­cia i ni­gdy nie mia­łeś dziew­czyny.

– Ale to zabawne, że pozna­łem cię trzy tygo­dnie temu, a już udało mi się zmie­nić sta­tus wszyst­kich tych punk­tów. – Serce mi sta­nęło, kiedy uświa­do­mi­łem sobie, co powie­dzia­łem. Wie­dzia­łem, że muszę dopro­wa­dzić sprawy do etapu dziew­czyny/chło­paka, ale nie sądzi­łem, że doj­dzie do tego w taki spo­sób. Scar­lett miała czuć się przy mnie jak ktoś wyjąt­kowy. Nasza rela­cja musiała być roman­tyczna. I to nie tylko dla­tego, że bez­względ­nie potrze­bo­wa­łem jej abso­lut­nego zaufa­nia.

Nie­stety, uwa­dze Scar­lett nie umknęło moje małe prze­ję­zy­cze­nie. Patrzyła na mnie uważ­nie w ciszy.

– Zro­bi­łeś już to wszystko?

– A chcesz tego?

Zmarsz­czyła brwi.

– Nie ma mowy, to ja zapy­ta­łam pierw­sza.

Ze śmie­chem poło­ży­łem na łóżku naj­pierw filmy, a potem torbę, którą wciąż ści­skała w rękach, i pochy­li­łem głowę, żeby nasze twa­rze zna­la­zły się na tym samym pozio­mie.

– No cóż, myślę, że to cał­kiem nie­zły pomysł.

– Znamy się tak krótko – odpo­wie­działa cicho, nie­mal szep­tem.

– Wiem, ale podoba mi się to, co widzia­łem do tej pory. Prze­cież nie pytam, czy za mnie wyj­dziesz. Nie musimy być razem do końca życia. Słu­chaj, to wszystko jest dla mnie bar­dzo nowe, ale lubię cię i chciał­bym zoba­czyć, jak roz­wi­nie się sytu­acja mię­dzy nami.

Twarz roz­świe­tlił jej uśmiech, od któ­rego pra­wie sta­nęło mi serce. Wcale nie pomo­gło mi to utrzy­mać na wodzy moich uczuć.

– Skoro tak się sprawy mają, wcho­dzę w to – odpo­wie­działa Scar­lett.

Wpa­try­wa­li­śmy się w sie­bie jak para przy­głu­pów, a atmos­fera mię­dzy nami coraz bar­dziej gęst­niała. Powi­nie­nem ją poca­ło­wać. Ni­gdy wcze­śniej nie cało­wa­łem się z dziew­czyną. Ona miała kie­dyś chło­paka, więc praw­do­po­do­bień­stwo, że już się z kimś kie­dyś cało­wała, było wyso­kie. Nie chcia­łem wyjść na nie­do­świad­czo­nego idiotę.

Ale nade­szła już pora. Dość długo pozwa­la­łem, żeby sytu­acja roz­wi­jała się z mini­mal­nym tylko kon­tak­tem fizycz­nym. Scar­lett chciała, żeby­śmy posu­nęli się dalej, i to już od jakie­goś czasu, ale ja nie zamie­rza­łem się śpie­szyć, żeby to, co jest mię­dzy nami, nie wypa­liło się zbyt szybko.

Się­gną­łem po nią, deli­kat­nie zła­pa­łem ją za bio­dra i przy­cią­gną­łem do sie­bie. Jej dło­nie oparły się o moją klatkę pier­siową. Roz­ło­żyła palce, a następ­nie prze­su­nęła je na moje ramiona. Tak, na pewno robiła to już wcze­śniej.

Pochy­li­łem się. Moje serce zaczęło bić jak sza­lone, kiedy poczu­łem na war­gach jej oddech. To były dla mnie zupeł­nie nie­znane wody, ale kiedy sta­li­śmy tak bli­sko sie­bie, kiedy trzy­ma­łem ją w ramio­nach, czu­łem, że to naj­na­tu­ral­niej­sza rzecz pod słoń­cem. Prze­ra­żało mnie to. Uczu­cia, które do niej żywi­łem, nie­mal mnie obez­wład­niały, chcia­łem uciec i się przed nimi scho­wać. Rozu­mia­łem miłość. Czu­łem ją do bar­dzo wielu ludzi. To jed­nak było czymś zupeł­nie innym. Przy­pra­wiało mnie o mętlik w gło­wie, pod­nie­cało mnie i prze­ra­żało, i zaska­ki­wało swoją siłą.

Kiedy już nie mogłem dłu­żej wytrzy­mać napię­cia, przy­cią­gną­łem ją jesz­cze bli­żej, żeby znik­nęły ostat­nie cen­ty­me­try dystansu mię­dzy nami. Usta Scar­lett były gład­kie i mięk­kie, ide­al­nie dopa­so­wały się do moich. Ema­no­wało od niej cie­pło i czu­łem się w jej obec­no­ści, jak­bym tra­fił do domu. Wcze­śniej nie potra­fiłem sobie wyobra­zić takich uczuć.

Jej dło­nie wsu­nęły się w moje włosy, a ja jesz­cze moc­niej przy­tu­li­łem ją do sie­bie. Prze­su­ną­łem języ­kiem po jej dol­nej war­dze, a ona owi­nęła sobie dłuż­sze kosmyki z tyłu mojej głowy wokół pal­ców. Im dłu­żej ją cało­wa­łem, tym moc­niej biło mi serce. Odsu­nę­li­śmy się od sie­bie w tym samym momen­cie.

Po raz pierw­szy zoba­czy­łem, że ona naprawdę jest świa­tłem.

– No to… Bat­man? – zapy­ta­łem. Odchrząk­ną­łem i dalej trzy­ma­łem ją w ramio­nach. Pró­bo­wa­łem kon­tro­lo­wać oddech i nie­re­gu­larne tętno, żeby nie domy­śliła się, jak bar­dzo na mnie działa.

Scar­lett kiw­nęła głową z uśmie­chem tak zachwy­ca­ją­cym, jakby nale­żał do gwiazdy fil­mo­wej, i powie­działa:

– To świetny film.

Poca­ło­wa­łem ją nie­win­nie i wypu­ści­łem z objęć.

– Roz­gość się, włą­czę go.

Scar­lett przy­su­nęła się bli­żej mnie, kiedy usia­dłem na łóżku. Wcze­śniej była mię­dzy nami nie­wielka prze­rwa, ale teraz jej ręka mocno doty­kała mojej na całej dłu­go­ści. Pra­gną­łem jed­no­cze­śnie dwóch prze­ciw­staw­nych rze­czy: żeby była jesz­cze bli­żej mnie i dalej.

– Gotowy na pierw­szy w twoim życiu wie­czo­rek fil­mowy? – zapy­tała, kiedy zaczął się film.

Tak bar­dzo chcia­łem oto­czyć ją ramie­niem. Czu­łem zapach jej owo­co­wego szam­ponu, co z jed­nej strony wpro­wa­dzało chaos w moje myśli, a z dru­giej mnie uspo­ka­jało.

– Gotowy – skła­ma­łem. To, co się mię­dzy nami działo, było praw­dziwe, a ja abso­lut­nie nie czu­łem się na to przy­go­to­wany.

Zbli­żała się Wiel­ka­noc, a ja w końcu mogłem zoba­czyć na wła­sne oczy, jak bar­dzo Scar­lett kocha to święto. Jej pokój był dosłow­nie zawa­lony pisan­kami, kur­czacz­kami i zającz­kami. Sple­cione ze sobą jasno­nie­bie­skie i żółte szarfy wisiały na ścia­nie nad jej łóż­kiem.

Jej entu­zjazm był zara­zem słodki i uza­leż­nia­jący. Odkąd zosta­li­śmy parą, moi rodzice mieli nas z daleka na oku. Jej rodzice pil­no­wali nas… z cał­kiem bli­ska. Cho­ciaż bar­dzo chcia­łem spę­dzać z nią czas sam na sam i tak, by nikt nam nie prze­ry­wał, rozu­mia­łem, czemu jej rodzice sto­so­wali zasadę sze­roko otwar­tych drzwi.

Leżała obok mnie i oglą­dała Trans­for­mers. Wie­czorki fil­mowe stały się dla nas pew­nego rodzaju tra­dy­cją. Nie mie­li­śmy w domu tele­wi­zora, kiedy byłem dziec­kiem, więc Scar­lett uparła się, że pokaże mi wszystko, co mnie wcze­śniej omi­nęło. Na­dal wola­łem spę­dzać czas na świe­żym powie­trzu, ale kocha­łem wszyst­kie chwile z nią, bez względu na to, co robi­li­śmy.

– Pamię­tam, że w dzie­ciń­stwie bawi­li­śmy się z bra­tem trans­for­mer­sami. Strasz­nie kłó­ci­łem się z Fin­nem o to, kto dosta­nie takiego żół­tego. Przy­naj­mniej tak mi się wydaje, że to były trans­for­mersy.

Spoj­rzała na mnie z mojego ramie­nia, na któ­rym oparła głowę.

– Nie potra­fię sobie wyobra­zić, że kłó­ci­łeś się z Fin­nem. Jeste­ście ze sobą tak bli­sko!

– Wierz mi, kie­dyś czę­sto dar­li­śmy koty. A ty i Jeremy?

– Doga­dy­wa­li­śmy się lepiej w dzie­ciń­stwie. Nie wiem, czy kłó­ci­li­śmy się przed poża­rem. Pew­nie tak.

Przy­glą­da­łem się jej przez jakąś minutę, tonąc w spoj­rze­niu ciem­no­nie­bie­skich oczu. Miały nie­sa­mo­wity kolor, jak niebo o pół­nocy. Były piękne.

– No co? Cią­gle ci się wydaje, że to dziwne, że nic nie pamię­tam, nie? – zapy­tała Scar­lett.

– Nie, pew­nie, że nie! Dziwne wydaje mi się tylko to, że nie chcesz sobie przy­po­mnieć, nie to, że nic nie pamię­tasz.

Usia­dła pro­sto i przy­brała defen­sywną pozę.

– Chcę sobie przy­po­mnieć! Po pro­stu tego nie potra­fię. Pró­bo­wa­łam kilka razy przez te wszyst­kie lata, ale zawsze fru­struje mnie to tak bar­dzo, że zaczy­nam świ­ro­wać. Spra­wia mi to ból, Noah. Fizyczny też, bo od tych prób zawsze boli mnie głowa.

– W porządku – powie­dzia­łem. – Prze­pra­szam. Ale gdy­byś jed­nak chciała sobie przy­po­mnieć, mogę ci pomóc. Może jakoś uda mi się zdjąć z cie­bie tro­chę tej pre­sji. Nie podoba mi się myśl, że cze­goś pra­gniesz, ale za bar­dzo się boisz, żeby po to się­gnąć.

Ścią­gnęła usta.

– Jeśli kie­dy­kol­wiek zde­cy­duję się na jesz­cze jedną próbę, na pewno ci o tym powiem.

Unio­słem ręce i powie­dzia­łem:

– Dobrze, prze­pra­szam. Nie chcia­łem cię zde­ner­wo­wać.

– Możemy wró­cić do filmu?

Opar­łem się o zagłó­wek i wycią­gną­łem do niej rękę. Z lek­kim opo­rem poło­żyła się koło mnie i jak wcze­śniej wtu­liła w mój bok. Coś było nie tak, a ja uświa­do­mi­łem sobie, że nie lubię, kiedy Scar­lett się na mnie zło­ści, nawet jeśli to ni­gdy nie trwa długo.

– Prze­pra­szam – wyszep­ta­łem znowu i poca­ło­wa­łem ją w czu­bek głowy. Musia­łem to napra­wić. Czu­łem się fatal­nie i wie­dzia­łem, że dopóki tego nie zro­bię, nie poprawi mi się humor.

– Wszystko w porządku – odpo­wie­działa Scar­lett. Przy­tu­liła się do mnie moc­niej i pocią­gnęła nosem, jakby mnie wąchała. Zamkną­łem oczy. Lubi­łem widzieć i czuć dowody jej uczuć wzglę­dem mnie.

To była nasza pierw­sza praw­dziwa kłót­nia, pierw­szy raz, kiedy odsu­nęła się ode mnie ze zło­ści. Chcia­łem zro­bić wszystko, co w mojej mocy, żeby ni­gdy wię­cej nie doszło do takiej sytu­acji, cho­ciaż wie­dzia­łem, że to nie­moż­liwe.

Rozdział 5

Scar­lett

Byłam na total­nym haju. To ostatni dzień szkoły przed Wiel­ka­nocą. Noah i ja szli­śmy kory­ta­rzem za Imo­gen, Chri­sem i Bob­bym, trzy­ma­jąc się za ręce.

Za dwa dni wyjadę na week­end do dziad­ków i cho­ciaż będę tęsk­nić za moim chło­pa­kiem, nie mogłam się tego docze­kać. Myśla­łam tylko o polo­wa­niu na jajka. Pew­nie znaj­dziemy nawet kilka z zeszłego roku. Co z tego, że robi­li­śmy się coraz starsi, i tak zawsze z rado­ścią chwy­ta­li­śmy koszyk i wyru­sza­li­śmy na poszu­ki­wa­nia.

– Zoba­czymy się na obie­dzie – powie­dział Noah, kiedy musie­li­śmy się roz­stać, żeby iść na różne lek­cje.

Imo­gen wcią­gnęła mnie przez drzwi i zaję­ły­śmy miej­sca. Cią­gle była nie­za­do­wo­lona, że Noah był ze mną i w ogóle nie zwra­cał na nią uwagi. Sta­ra­łam się nie dopusz­czać do tego, żeby psuło mi to humor, ale wku­rzało mnie, że nie potra­fiła się cie­szyć moim szczę­ściem. Gdyby miała teraz chło­paka, na pewno by się tak nie zacho­wy­wała.

– Już się z nim prze­spa­łaś? – zapy­tała.

Zanie­mó­wi­łam z wra­że­nia. Imo­gen dość bez­tro­sko pod­cho­dziła do takich tema­tów, ale nie spo­dzie­wa­łam się, że zapyta mnie o to pro­sto z mostu, zwłasz­cza że Noah i ja byli­śmy razem dopiero od kilku tygo­dni, a to byłby mój pierw­szy raz.

– Nie, ale dzięki, że pytasz.

Prze­wró­ciła oczami.

– Nie zacho­wuj się jak cnotka. Myślisz, że faceci tacy jak Noah cze­kają na seks w nie­skoń­czo­ność?

– Myślę, że nie zmu­szam go do cze­ka­nia w nie­skoń­czo­ność. Zresztą Noah wcale taki nie jest. – Naprawdę nie był. Nie rzu­cał dwu­znacz­nych uwag na prawo i lewo i zwykł roz­ma­wiać z dziew­czy­nami, a nie z ich biu­stami. Bar­dzo mnie sza­no­wał i ani razu nie wspo­mniał o sek­sie. Nie wie­dzia­łam, co mu sie­dzi w gło­wie – cho­ciaż kiedy się cało­wa­li­śmy, chyba mogła­bym zgad­nąć – ale nie był z tych, któ­rzy nachal­nie naga­bują.

– Pew­nie, że nie. Aleś ty naiwna, Scar­lett.

– Noah nie jest takim face­tem, do jakich ty jesteś przy­zwy­cza­jona. Nie wszy­scy są tacy sami!

– Wow, wiel­kie dzięki za tę uwagę!

– Weź, prze­stań! Nie możesz twier­dzić, że chło­pak mnie rzuci, jeśli się z nim zaraz nie prze­śpię, a potem się obra­żać, kiedy mówię ci prawdę. Jesteś moją przy­ja­ciółką, więc będę z tobą szczera i powiem ci, że zacho­wu­jesz się jak ostat­nia świ­nia. Co chwilę masz zła­mane serce, bo wyszu­ku­jesz face­tów, któ­rym zależy tylko na jed­nym, cho­ciaż świet­nie wiesz, co to za typy. No sorry, ale przez takie zacho­wa­nie nie bar­dzo masz prawo, żeby narze­kać albo mnie oce­niać.

Pan Waters roz­po­czął lek­cje, a ja ni­gdy wcze­śniej nie byłam taka szczę­śliwa, że sie­dzę na mate­ma­tyce. Imo­gen uda­wała, że pochło­nęły ją rów­na­nia, które mie­li­śmy roz­wią­zać, ale wie­dzia­łam, że chciała jedy­nie poka­zać, że mnie igno­ruje. Nie lubi­łam spra­wiać mojej przy­ja­ciółce przy­kro­ści, ale nie zamie­rza­łam też potul­nie zno­sić tego, jak obrzuca mnie gów­nem.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Śre­dnio­wieczny prze­sąd, w który do dzi­siaj wie­rzą nie­któ­rzy Bry­tyj­czycy, wywo­dzący się z prze­ko­na­nia, że prze­mie­rza­jący zie­mię Sza­tan przyj­muje postać sroki. Macha­nie do tego ptaka ma mu zasy­gna­li­zo­wać, że przej­rze­li­śmy jego kamu­flaż, więc nie może nam zro­bić nic złego (wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­maczki). [wróć]

Wiel­ka­nocna zabawa w kra­jach anglo­sa­skich. Doro­śli ukry­wają jajka (naj­czę­ściej z cze­ko­lady, ale rów­nież ugo­to­wane na twardo lub pla­sti­kowe) w ogro­dzie lub w domu, a zada­niem dzieci jest zna­leźć ich jak naj­wię­cej. Nie­kiedy na koniec przy­znaje się nagrody za różne osią­gnię­cia, np. dla tego, kto zebrał naj­więk­szą liczbę jajek lub tego, kto zro­bił to naj­szyb­ciej. [wróć]