Wojna galijska - Gajusz Juliusz Cezar - ebook

Wojna galijska ebook

Gajusz Juliusz Cezar

5,0

Opis

Pamiętniki Juliusza Cezara, jednej z największych postaci w dziejach starożytnego Rzymu, wybitnego wodza i polityka, poświęcone wojnom galijskim z lat 58-50 p.n.e. Cezar napisał siedem ksiąg, ósmą dodał Aulus Hircjusz. Każda z ksiąg obejmuje wydarzenia jednego roku. Co ciekawe, autor pisał o sobie w trzeciej osobie, prostym i zwięzłym językiem, w sposób wyważony, pozbawiony emocji i wysławiania swych sukcesów, przypominający język raportów wojskowych i dyplomatycznych. Dzieło Cezara docenili nawet jego przeciwnicy, np. Marek Tuliusz Cycero. Oprócz opisu działań wojennych, Cezar zawarł wiele informacji o ludach zamieszkujących Galię, ich zwyczajach, kulturze i wierzeniach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 304

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
peterpancio1

Nie oderwiesz się od lektury

klasyka krytyki się nie boi.
00

Popularność




Księga I

Księga I

I – Galia składa się z trzech czę­ści: jedną zamiesz­kują Bel­go­wie, drugą Akwi­ta­nie, trze­cią ci, któ­rzy we wła­snym języku zowią się Cel­tami, w naszym zaś Galami. Ple­miona te róż­nią się od sie­bie języ­kiem, oby­cza­jami i pra­wami. Rzeka Garonna oddziela Galów od Akwi­tań­czy­ków; Marna i Sekwana oddzie­lają ich od Bel­gów. Z ple­mion tych naj­od­waż­niejsi są Bel­go­wie, ponie­waż zaj­mują tereny naj­bar­dziej odda­lone od cywi­li­za­cji (naszej) Pro­win­cji, a kupcy bar­dzo rzadko zapusz­czają się na ich zie­mie z towa­rami przy­czy­nia­ją­cymi się do znie­wie­ście­nia umy­słów. Bel­go­wie sąsia­dują z miesz­ka­ją­cymi za Renem Ger­ma­nami, z któ­rymi nie­ustan­nie toczą wojny. Hel­weci prze­wyż­szają dziel­no­ścią pozo­sta­łych Galów, gdyż nie­mal w codzien­nych wal­kach ście­rają się z Ger­ma­nami, albo wypie­ra­jąc ich z wła­snych tery­to­riów, albo sami tocząc wojnę na ich gra­ni­cach. Jedna ich część, ta, którą – jak wspo­mniano – zaj­mują Galo­wie, zaczyna się od Rodanu, a jej gra­ni­cami są Garonna, ocean i zie­mie Bel­gów. Od strony Sekwa­nów i Hel­we­tów dosięga też Renu i cią­gnie się na pół­noc. Zie­mie Bel­gów zaczy­nają się na pół­noc od Galii i się­gają do dol­nego biegu Renu oraz w stronę wscho­dzą­cego słońca i pół­nocy. Akwi­ta­nia zaj­muje zie­mie od Garonny do Pire­ne­jów i tę część morza, która sąsia­duje z Hispa­nią. Roz­po­ściera się ona w stronę Gwiazdy Polar­nej i zacho­dzą­cego słońca.

II – Wśród Hel­we­tów Orge­to­ryks był zde­cy­do­wa­nie naj­wy­bit­niej­szy i naj­bo­gat­szy. On to, pod­czas kon­su­latu Marka Mes­sali i Marka Pizona, ogar­nięty żądzą pano­wa­nia, zawią­zał spi­sek wśród szlachty i nakło­nił lud do opusz­cze­nia swo­ich tery­to­riów z całym dobyt­kiem, [mówiąc], że będzie to bar­dzo łatwe, ponie­waż prze­wyż­szali wszyst­kich męstwem, dzięki czemu zdo­będą zwierzch­nic­two nad całą Galią. Łatwo ich do tego prze­ko­nał, ponie­waż Hel­weci są ze wszyst­kich stron chro­nieni: z jed­nej strony przez bar­dzo sze­roki i głę­boki Ren, oddzie­la­jący kraj Hel­we­tów od Ger­ma­nów; z dru­giej zaś strony bar­dzo wyso­kimi górami Jury leżą­cymi pomię­dzy zie­miami Sekwa­nów i Hel­we­tów; z trze­ciej strony Jezio­rem Genew­skim i Roda­nem, oddzie­la­jącymi (naszą) Pro­win­cję od Hel­we­tów. W związku z tym nie mogli zaj­mo­wać więk­szych tere­nów, ani też łatwo roz­po­czy­nać wojny z sąsia­dami – co też bole­śnie odczu­wali jako ple­mię w woj­nie roz­mi­ło­wane. Ich zda­niem, w sto­sunku do liczby lud­no­ści oraz sławy wojen­nej i odwagi mieli zbyt mały kraj o dłu­go­ści 240 mil1, a 180 mil sze­ro­ko­ści.

III – Bio­rąc to pod uwagę i ule­ga­jąc auto­ry­te­towi Orge­to­ryksa posta­no­wili przy­go­to­wać wszystko, co było nie­zbędne dla ich wyprawy: kupić wielką liczbę zwie­rząt jucz­nych i wozów, doko­nać zasie­wów na jak naj­więk­szym are­ale (żeby zgro­ma­dzić zapas żyw­no­ści na drogę), a także nawią­zać poko­jowe i przy­ja­ciel­skie sto­sunki z sąsia­du­ją­cymi ple­mio­nami. Doszli do wnio­sku, że na urze­czy­wist­nie­nie tych zamia­rów wystar­czą im dwa lata i uchwa­lili wymarsz na rok trzeci. Za reali­za­cję tych posta­no­wień odpo­wia­dać miał Orge­to­ryks. On też pod­jął się posło­wa­nia do sąsied­nich ple­mion. W trak­cie tych podróży nakło­nił Kasty­kusa z ple­mie­nia Sekwa­nów, syna Kata­man­ta­le­desa (któ­rego ojciec dłu­gie lata spra­wo­wał wła­dzę kró­lew­ską nad tym ple­mie­niem i od Senatu rzym­skiego otrzy­mał tytuł „przy­ja­ciela”), aby zagar­nął wła­dzę kró­lew­ską nad swoim ple­mie­niem, spra­wo­waną poprzed­nio przez jego ojca. Prze­ko­nał rów­nież Dum­no­ryksa z ple­mie­nia Eduów, brata Dywi­cjaka, który w tym cza­sie zaj­mo­wał czo­łowe sta­no­wi­sko wśród Sekwa­nów, a to dzięki wiel­kiej popu­lar­no­ści u swego ludu, aby przy­łą­czył się do nich. Dał mu też swoją córkę za żonę. Prze­ko­nał ich, że zamiary te łatwo można wpro­wa­dzić w życie, ponie­waż on sam też obej­mie naj­wyż­szą wła­dzę nad swoim ple­mie­niem, a nie ma wąt­pli­wo­ści, że ze wszyst­kich ple­mion całej Galii naj­po­tęż­niejsi są Hel­weci. Obie­cał im rów­nież, że korzy­sta­jąc ze swo­ich moż­li­wo­ści i swego woj­ska im też zapewni wła­dzę kró­lew­ską. Wszy­scy trzej poprzy­się­gli więc sobie nawza­jem wier­ność i mieli nadzieję, że po zdo­by­ciu wła­dzy kró­lew­skiej za pomocą trzech naj­po­tęż­niej­szych i naj­sil­niej­szych ple­mion pod­po­rząd­kują sobie całą Galię.

IV – Zamiar ten poznali Hel­weci dzięki dono­sowi. Zgod­nie ze swo­imi oby­cza­jami zmu­sili Orge­to­ryksa, aby w kaj­da­nach odpo­wie­dział przed sądem, a w razie wyroku ska­zu­ją­cego gro­ziła mu śmierć na sto­sie. W dniu roz­prawy Orge­to­ryks ścią­gnął ze wszyst­kich stron na miej­scu sądu swo­ich wasali (a było ich około dzie­się­ciu tysięcy), ścią­gnął także swo­ich dłuż­ni­ków, któ­rych było rów­nież dużo. Dzięki nim ura­to­wał się przed [koniecz­no­ścią] obrony przed sądem. Kiedy obu­rzone tym ple­mię usi­ło­wało zbroj­nie docho­dzić spra­wie­dli­wo­ści, a rada wodzów ścią­gnęła znaczną liczbę lud­no­ści wiej­skiej, Orge­to­ryks zmarł. Hel­weci podej­rze­wali, że popeł­nił samo­bój­stwo.

V – Po jego śmierci Hel­weci pró­bo­wali jed­nak zro­bić to, co posta­no­wili, a mia­no­wi­cie opu­ścić swoje zie­mie. Kiedy doszli do wnio­sku, że są w końcu przy­go­to­wani do tego przed­się­wzię­cia, spa­lili wszyst­kie swoje mia­sta, w licz­bie około dwu­na­stu, oraz swoje wio­ski w licz­bie około czte­ry­stu, i wszyst­kie domy, które pozo­stały. Spa­lili też całe zboże, z wyjąt­kiem tego, które zamie­rzali ze sobą zabrać, tak by po uda­rem­nie­niu nadziei na powrót do domu byli gotowi na wszel­kie nie­bez­pie­czeń­stwa. Naka­zali też, by każdy Hel­wet zabrał z domu zapas mąki na trzy mie­siące oraz inną żyw­ność gotową do zje­dze­nia. Skło­nili też sąsia­du­ją­cych z nimi Rau­ra­ków, Tulin­gów i Lato­bry­gów, aby powziąw­szy ten sam plan, po spa­le­niu swo­ich miast i wsi, razem z nimi ruszyli w drogę. Zabrali do sie­bie i uznali za swo­ich sprzy­mie­rzeń­ców rów­nież Bojów, któ­rzy poprzed­nio miesz­kali za Renem, a wów­czas wtar­gnęli na teren Nory­kum i oble­gali Noreję.

VI – Brali pod uwagę dwie drogi, któ­rymi mogli opu­ścić swój kraj. Jedna pro­wa­dziła przez zie­mie Sekwa­nów, mię­dzy łań­cu­chem gór Jura a Roda­nem. Była wąska i nie­wy­godna, tak że wozy mogły nią prze­je­chać tylko jeden z dru­gim. W dodatku ota­czały ją strome zbo­cza gór, wystar­czyła więc garstka ludzi, by z łatwo­ścią zatrzy­mać ich pochód. Druga pro­wa­dziła przez naszą Pro­win­cję. Była znacz­nie łatwiej­sza i wygod­niej­sza, ponie­waż pomię­dzy zie­miami Hel­we­tów i nie­dawno pod­bi­tych Allo­bro­gów prze­pływa Rodan, miej­scami prze­ci­nany bro­dami. Naj­da­lej na zachód wysu­nię­tym mia­stem Allo­bro­gów, a zara­zem naj­bli­żej leżą­cym gra­nic Hel­we­tów, jest Genewa. Z mia­sta tego do kraju Hel­we­tów pro­wa­dzi most. Wśród Hel­we­tów prze­wa­żało prze­ko­na­nie, że Allo­bro­gów, któ­rzy – jak się zda­wało – nie byli przy­chyl­nie uspo­so­bieni do Rzy­mian, albo nakło­nią, bądź też siłą zmu­szą, by pozwo­lili przejść im przez swoje tery­to­rium. Zaopa­trzyw­szy się we wszystko na wyprawę, wyzna­czyli dzień, w któ­rym wszy­scy powinni się spo­tkać nad brze­giem Rodanu. Było to na pięć dni przed kwiet­nio­wymi Kalen­dami2, kiedy kon­su­lami byli Lucjusz Pizon i Aulus Gabi­niusz.

VII – Kiedy donie­siono Ceza­rowi, że Hel­weci pró­bują prze­do­stać się przez naszą Pro­win­cję, ten przy­śpie­szył wyjazd z Rzymu i w wiel­kim pośpie­chu podą­żył do Galii Zaal­pej­skiej i przy­był pod Genewę. Zarzą­dził pobór wiel­kiej liczby legio­ni­stów z całej Pro­win­cji (w Galii Dal­szej sta­cjo­no­wał tylko jeden legion) i naka­zał zbu­rzyć most pod Genewą. Kiedy Hel­weci dowie­dzieli się o przy­by­ciu Cezara, wysłali do niego jako posłów naj­sza­cow­niej­szych swo­ich przed­sta­wi­cieli (na ich czele stali Nam­me­jusz i Weru­kle­cjusz). Mieli oni mu oświad­czyć, że: „ich zamia­rem jest prze­ma­sze­ro­wać przez Pro­win­cję bez wyrzą­dza­nia szkody, ponie­waż nie dys­po­no­wali [według wła­snych oświad­czeń] żadną inną trasą. Jed­nak Cezar, pamię­ta­jąc, że Hel­weci zabili kon­sula Lucju­sza Kasju­sza, a woj­sko jego pobili i pobrali jeń­ców, nie pozwo­lił na to. Uwa­żał także, że nie­przy­jaź­nie nasta­wieni ludzie uzy­skaw­szy moż­ność przej­ścia przez Pro­win­cję nie powstrzy­ma­liby się od roz­bo­jów. Jed­nak, aby zyskać na cza­sie, zanim nad­cią­gną powo­łani pod broń z jego roz­kazu legio­ni­ści, odpo­wie­dział posłom, że potrze­buje czas do namy­słu: „Jeżeli chcą na ten temat poroz­ma­wiać, to niech przyjdą ponow­nie w Idy Kwiet­niowe3”.

VIII – Tym­cza­sem legio­nowi, który miał ze sobą, i żoł­nie­rzom, któ­rzy nad­cią­gnęli z Pro­win­cji, kazał usy­pać wał na dzie­więt­na­ście mil rzym­skich długi, a na pięt­na­ście stóp wysoki oraz rów od Jeziora Genew­skiego, które wlewa swe wody do Rodanu, aż po góry Jura i oddziela zie­mie Sekwa­nów od Hel­we­tów. Po zakoń­cze­niu tej pracy roz­dzie­lił gar­ni­zony i ści­śle obwa­ro­wał reduty w ten spo­sób, by łatwiej można było prze­szko­dzić [Hel­we­tom], gdyby usi­ło­wali przejść, sprze­ci­wia­jąc się jego woli. Kiedy zaś nad­szedł usta­lony z posłami dzień i ci ponow­nie się poja­wili, oświad­czył im, że zgod­nie z oby­cza­jem i tra­dy­cją Rzy­mian nikomu nie może dać zgody na przej­ście przez Pro­win­cję. Dodał też, że gdyby usi­ło­wali doko­nać tego prze­mocą, to im w tym prze­szko­dzi. Hel­weci, zawie­dzeni w swo­ich nadzie­jach, pró­bo­wali się prze­pra­wić (raz na licz­nych ze sobą powią­za­nych łodziach i spe­cjal­nie zbi­tych tra­twach, innym razem przejść Rodan w bród tam, gdzie rzeka była naj­płyt­sza, cza­sami w dzień, czę­ściej jed­nak w nocy), jed­nak zostali odparci za każ­dym razem dzięki naszym obwa­ro­wa­niom oraz wsku­tek ata­ków i poci­sków mio­ta­nych przez legio­ni­stów, tak więc zanie­chali tych prób.

IX – Pozo­stała jedna droga, [mia­no­wi­cie] przez kraj Sekwa­nów, przez którą, ze względu na jej cia­snotę, nie mogli przejść bez ich zgody. Ponie­waż sami nie potra­fili ich do tej zgody nakło­nić, wysłali posłów do Dum­no­ryksa z ple­mie­nia Eduów, by za jego wsta­wien­nic­twem uzy­skać zgodę od Sekwa­nów. Dum­no­ryks dzięki popu­lar­no­ści i hoj­no­ści miał wiel­kie wpływy u Sekwa­nów, a także był zaprzy­jaź­niony z Hel­we­tami, gdyż z ich ple­mie­nia poślu­bił córkę Orge­to­ryksa. Ogar­nięty pra­gnie­niem wła­dzy kró­lew­skiej wspie­rał zmiany poli­tyczne i swoją pomocą zapra­gnął zaskar­bić sobie wdzięcz­ność wiel­kiej liczby ple­mion. W rezul­ta­cie wyjed­nał u Sekwa­nów, by ci zezwo­lili Hel­we­tom na przej­ście przez swoje tery­to­rium, dopro­wa­dził też do wza­jem­nej wymiany zakład­ni­ków mię­dzy nimi. Dzięki temu Sekwa­no­wie mieli nie spra­wiać kło­po­tów Hel­we­tom pod­czas ich prze­mar­szu, a Hel­weci mieli przejść bez rabun­ków i krzyw­dze­nia ludzi.

X – Ponow­nie powie­dziano Ceza­rowi, że Hel­weci zamie­rzają prze­ma­sze­ro­wać przez kraj Sekwa­nów i Eduów, kie­ru­jąc się w stronę ziem San­to­nów, któ­rzy zamiesz­kają obok tery­to­rium Tolo­sa­tów, na tere­nie Pro­win­cji. Zro­zu­miał on, że taka sytu­acja byłaby poważ­nym zagro­że­niem dla Pro­win­cji, jeśliby w sąsiedz­twie swych pozba­wio­nych osłony, a żyznych tere­nów roz­ło­żył się lud wojow­ni­czy i wrogo uspo­so­biony do Rzymu. Dla­tego też dowódcą zbu­do­wa­nych przez sie­bie umoc­nień mia­no­wał legata Tytusa Labie­nusa, sam zaś śpiesz­nie podą­żył do Ita­lii i zacią­gnął tam dwa legiony, a trzy, zimu­jące w pobliżu Akwi­lei, wypro­wa­dził i z tymi pię­cioma legio­nami wyru­szył naj­krót­szą drogą, jaka pro­wa­dziła przez Alpy do Galii Zaal­pej­skiej. Po dro­dze usi­ło­wali zagro­dzić legio­nom drogę Ceu­tro­no­wie, Gra­jo­ce­lo­wie i Katu­ry­go­wie, obsa­dziw­szy wysoko roz­miesz­czone pozy­cje. Jed­nak w licz­nych star­ciach zostali poko­nani, tak że siód­mego dnia przy­był Cezar z Oce­lum (naj­da­lej wysu­nię­tego mia­sta Pro­win­cji Bliż­szej), na zie­mie Wokon­cjów w Pro­win­cji Dal­szej. Stąd popro­wa­dził woj­sko do kraju Allo­bro­gów, a stam­tąd do Segu­sja­wów, któ­rzy byli pierw­szym ple­mie­niem poza gra­ni­cami Pro­win­cji na dru­gim brzegu Rodanu.

XI – W tym cza­sie Hel­weci popro­wa­dzili swoje siły przez wąskie wąwozy i zie­mie Sekwa­nów, wkro­czyli na zie­mie Eduów i zaczęli pusto­szyć ich wsie. Edu­owie nie byli w sta­nie obro­nić sie­bie i swego dobytku, wysłali więc posłów do Cezara z [bła­ga­niem] o pomoc: „Przez tyle lat dobrze żyli z ludem rzym­skim, tak że ich pola nie powinny były zostać spu­sto­szone, ich dzieci pro­wa­dzone w nie­wolę, a mia­sta pusto­szone, pra­wie w zasięgu wzroku naszej armii”. W tym samym cza­sie Ambar­ro­wie, współ­ple­mieńcy i pobra­tymcy Eduów, powia­do­mili Cezara, że ich wsie zostały zra­bo­wane i że z wysił­kiem odpie­rają szturm nie­przy­ja­ciół na mia­sta. Rów­nież Allo­bro­go­wie, któ­rzy po dru­giej stro­nie Rodanu mieli wsie i sadyby, ucie­kali do Cezara i oznaj­mili mu, że prócz gołej ziemi nic im nie pozo­stało. Sły­sząc te wie­ści Cezar uznał, że nie wolno mu wycze­ki­wać do chwili, gdy Hel­weci, po splą­dro­wa­niu całego mie­nia sprzy­mie­rzeń­ców, najadą na zie­mie San­to­nów.

XII – Znaj­duje się tu rzeka Arar4 o tak bar­dzo leni­wym nur­cie, że na pierw­szy rzut oka nie można stwier­dzić, w którą stronę pły­nie, a która, minąw­szy zie­mie Eduów i Sekwa­nów, łączy się z Roda­nem. Hel­weci prze­pra­wili się przez nią na tra­twach i powią­za­nych ze sobą łodziach. Gdy Cezar dowie­dział się od zwia­dow­ców, że Hel­weci prze­pro­wa­dzili już przez rzekę trzy czwarte swych ludzi, czwarta zaś część pozo­stała jesz­cze po tej stro­nie Saony, z trzema legio­nami wyszedł z obozu o trze­ciej straży noc­nej5 i dotarł do pozo­sta­łych Hel­we­tów, któ­rzy jesz­cze nie sfor­so­wali rzeki. Ude­rzył na nich, gdy się prze­pra­wiali, niczego się nie spo­dzie­wa­jąc, tak że więk­szą ich część poło­żył tru­pem, reszta zaś poszła w roz­sypkę i w oko­licz­nych lasach szu­kała schro­nie­nia w kan­to­nie, który nazywa się Tygu­ryń­skim (całe pań­stwo hel­wec­kie podzie­lone jest bowiem na cztery kan­tony ple­mienne).

Woje z tego wła­śnie kan­tonu za pamięci naszych ojców opu­ścili swe zie­mie, zabili Lucju­sza Kasju­sza, a woj­sko jego obró­cili w nie­wol­ni­ków. I oto przy­pad­kiem, czy też z woli bogów nie­śmier­tel­nych, ta wła­śnie część ple­mie­nia Hel­we­tów, która zadała srogą klę­skę Rzy­mowi, jako pierw­sza ponio­sła karę. Przy tej oka­zji Cezar pomścił nie tylko Rzy­mian jako naród, ale też rodzinę swoją, ponie­waż w owej bitwie Tygu­ryń­czycy zabili razem z Kasju­szem legata Lucju­sza Pizona, dziadka jego teścia Lucju­sza Kal­pur­niu­sza Pizona.

XIII – Kiedy bitwa zakoń­czyła się, aby mógł ści­gać pozo­stałe siły Hel­we­tów, kazał Cezar prze­rzu­cić most przez Saonę i w ten spo­sób prze­pra­wił legiony. Prze­ra­żeni nagłym poja­wie­niem się Rzy­mian Hel­weci zro­zu­mieli, że to, co oni z nie­zwy­kłym wysił­kiem musieli czy­nić przez dwa­dzie­ścia dni, [aby prze­kro­czyć rzekę ], on doko­nał tego w ciągu jed­nego dnia. Wysłali więc do niego posłów. Na ich czele stał Dywi­kon, który był wodzem Hel­we­tów pod­czas wojny kasjań­skiej. W te słowa prze­mó­wił do Cezara: „Jeśliby Rzy­mianie zawarli pokój z Hel­we­tami, to oni poszliby w tę stronę i pozo­sta­liby tam, gdzie Cezar wyzna­czyłby im sie­dziby. Ale jeśliby nie prze­sta­nie ata­ko­wać ich, to niech wspo­mni o daw­nej klę­sce Rzy­mian i pra­sta­rej odwa­dze Hel­we­tów. [Cezar] wsku­tek nie­spo­dzie­wa­nego ataku poko­nał ludzi z jed­nego kan­tonu, pod­czas gdy ci, któ­rzy zdo­łali sfor­so­wać rzekę, nie mogli nadejść im z pomocą, to niech z tego powodu swego męstwa nie prze­ce­nia, ani też [Hel­we­tów] nie lek­ce­waży. Od swo­ich ojców i przod­ków tego się nauczyli, że raczej na walecz­ność liczą, niż na pod­stępy czy zasadzki. Dla­tego też niech nie dopro­wa­dzi do tego, aby miej­sce, w któ­rym stali, zyskało nazwę od klę­ski ludu rzym­skiego i znisz­cze­nia jego armii lub prze­ka­zało pamiątkę [o takim wyda­rze­niu] potom­nym]”.

XIV – Na te słowa Cezar tak odpo­wie­dział: „Wła­śnie z tego powodu mniej się wahał, ponie­waż te oko­licz­no­ści, o któ­rych wspo­mi­nali posło­wie hel­weccy, w pamięci zacho­wał i im mniej z winy Rzy­mian przy­da­rzyły się, tym gorzej je znosi. Jeśli bowiem Rzy­mianie poczu­wa­liby się do jakiej­kol­wiek winy, to łatwo by mu było mieć się na bacz­no­ści, ale tym bar­dziej to go zwio­dło, ponie­waż nie dostrze­gał swej prze­winy, dla któ­rej miałby się cze­go­kol­wiek oba­wiać, ani też nie sądzi, by musiał bać się bez powodu. Nawet gdyby chciał zapo­mnieć o daw­nej krzyw­dzie, to czy mógłby puścić teraz w nie­pa­mięć świeże prze­winy Hel­we­tów, gdy wbrew jego woli szu­kali siłą drogi przez Pro­win­cję i dopu­ścili się gwał­tów na Edu­ach, Ambar­rach i Allo­bro­gach? Fakt, że tak but­nie cheł­pią się swoim zwy­cię­stwem i sami się dzi­wują, że tak długo bez­kar­nie wyrzą­dzali krzywdy, potwier­dza słusz­ność jego decy­zji, bowiem bogo­wie nie­śmier­telni ludziom, któ­rych chcą poka­rać, mają zwy­czaj zezwa­lać na suk­cesy i bez­kar­ność, aby tym dotkli­wiej odczuli odmianę losu. Obo­jęt­nie jak sprawy się mają, jest skłonny zawrzeć z nimi pokój, jeśli dadzą mu zakład­ni­ków, aby zapew­nić, że wypeł­nią to, co przy­rze­kają, i jeśli zadość­uczy­nią Eduom za krzywdy wyrzą­dzone im samym oraz ich sprzy­mie­rzeń­com, a także Allo­bro­gom”. Dywi­kon odparł na to: „Od swo­ich przod­ków Hel­weci tego się nauczyli, że zwy­czajem ich jest zakład­ni­ków brać, a nie dawać. Naród rzym­ski sam na sobie tego doświad­czył”. Po tej odpo­wie­dzi odszedł.

XV – Naza­jutrz Hel­weci prze­nie­śli obóz z tego miej­sca; Cezar uczy­nił to samo i wysłał całą swoją jazdę w licz­bie 4000 (którą zebrał ze wszyst­kich czę­ści Pro­win­cji oraz od Eduów i ich sprzy­mie­rzeń­ców), aby obser­wo­wali, w którą stronę nie­przy­ja­ciel się kie­ruje. Konni, nastę­pu­jąc ze zbyt­nią natar­czy­wo­ścią na tylną straż Hel­we­tów, wdali się w bitwę w nie­sprzy­ja­ją­cym tere­nie z ich jazdą i przez to kilku legio­ni­stów zgi­nęło. Hel­weci, pod­nie­sieni tym star­ciem na duchu, ponie­waż w 500 kon­nych odparli o wiele licz­niej­szą jazdę, coraz zuchwal­szy sta­wiali opór, a nawet zaczęli pro­wo­ko­wać naszą jazdę. Cezar naka­zał powstrzy­mać się od walki i tym­cza­sem poprze­sta­wać na prze­szka­dza­niu nie­przy­ja­cielowi w rabun­kach i plą­dro­wa­niu. Oba woj­ska posu­wały się w ten spo­sób przez pięt­na­ście dni, a tylną straż nie­przy­ja­cielską od naszej przed­niej nie dzie­liło wię­cej niż pięć lub sześć mil rzym­skich.

XVI – Przez cały ten czas Cezar codzien­nie naga­by­wał Eduów o zboże, które mu obie­cali w imie­niu swego pań­stwa. Albo­wiem ze względu na chłodny kli­mat (Galia – jak już wspo­mniano – leży na pół­nocy), nie tylko zboża jesz­cze nie doj­rze­wały, ale bra­ko­wało rów­nież paszy: nato­miast ze zboża dowo­żo­nego stat­kami rzeką Saona nie mógł korzy­stać dla­tego, że Hel­weci, z któ­rymi nie chciał tra­cić łącz­no­ści, ode­szli od rzeki. Edu­owie zwle­kali z dnia na dzień: „Już zboże zbie­rają – powia­dali – już zwożą, już nad­cho­dzi”. A gdy Cezar pojął, że dłuż­szy czas go zwo­dzą, a także zbliża się dzień, w któ­rym nale­żało wydać żoł­nie­rzom przy­dział zboża, wezwał do sie­bie ich wodzów ple­mien­nych, któ­rych pokaźna liczba prze­by­wała w obo­zie, a mię­dzy nimi Dywi­cjaka i Liskusa. Ten drugi był naj­wyż­szym wodzem ple­mien­nym, któ­rego Edu­owie nazy­wają ver­go­bre­tus. Jest on obie­rany na jeden rok i pełni wła­dzę życia i śmierci nad współ­ple­mień­cami. Cezar wystą­pił z cięż­kimi wobec nich zarzu­tami, że w tak naglą­cym cza­sie, gdy nie ma moż­no­ści ani zaku­pie­nia, ani zebra­nia zboża z pól, nie otrzy­muje on od nich pomocy. Wspo­mniał też, że przy­stą­pił do tej wojny na ich prośby i bar­dzo ubo­le­wał nad tym, że go zwo­dzą.

XVII – W końcu Liscus, poru­szony mową Cezara, ujaw­nił to, co dotych­czas trzy­mał w tajem­nicy: „Są tacy, któ­rzy mają bar­dzo duży wpływ na lud, a choć są ludźmi pry­wat­nymi, mają więk­szą wła­dzę niż sami urzęd­nicy. Oni to przez wywro­towy i gwał­towny język odstra­szają lud od dawa­nia zboża, które powinni dostar­czać. Mówią rów­nież, że jeżeli sami nie mogą rzą­dzić w Galii, to wolą zno­sić wła­dzę Galów niż Rzy­mian, nie ma bowiem wąt­pli­wo­ści, że jeśli Rzy­mianie poko­nają Hel­we­tów, to wraz z resztą Galii rów­nież Eduów pozba­wią wol­no­ści. Przez tych wła­śnie ludzi [powie­dział] nasze plany i wszystko, co dzieje się w obo­zie, jest ujaw­niane wro­gowi, a on nic na to nie może pora­dzić. Co wię­cej, dobrze zdaje sobie sprawę, że choć zmu­szony przez koniecz­ność, wyja­wił sprawę Ceza­rowi, z jakim nie­bez­pie­czeń­stwem to uczy­nił – dla­tego z tego powodu mil­czał tak długo, jak tylko mógł”.

XVIII – Cezar zro­zu­miał, że mowa Liskusa wska­zy­wała na Dum­no­rixa, brata Dywi­cjaka, ale ponie­waż nie chciał, aby te sprawy były oma­wiane w obec­no­ści tak wielu, szybko roz­wią­zał radę, ale pole­cił Liscu­sowi pozo­stać. Na osob­no­ści wypy­tał go o to, o czym on wspo­mniał na zebra­niu. Ten zaś mówił swo­bod­niej i śmie­lej. Innych też [Cezar] wypy­tał w tajem­nicy o to samo; stwier­dził, że było to prawdą: „Dum­no­ryks jest istot­nie czło­wie­kiem zuchwa­łym i wpły­wo­wym wśród ludu dzięki swej szczo­dro­ści. Od wielu lat pobiera cła i wszyst­kie pozo­stałe podatki u Eduów, gdyż nikt nie ma odwagi pod­nieść sta­wek, kiedy on bie­rze udział w licy­ta­cji. Dzięki temu powięk­szył swój mają­tek i zgro­ma­dził poważne zasoby, które prze­zna­cza na roz­daw­nic­two. Wła­snym sump­tem utrzy­muje i ma cią­gle przy sobie liczną jazdę, ma też wiel­kie moż­li­wo­ści nie tylko w ojczyź­nie, ale i w zie­miach sąsied­nich i wła­śnie dla wzmoc­nie­nia swego zna­cze­nia wydał za mąż swoją matkę Bitu­ry­gom za naj­zna­ko­mit­szego i naj­moż­niej­szego tam czło­wieka. Sam wziął żonę z ple­mie­nia Hel­we­tów, a przy­rod­nią sio­strę ze strony matki oraz inne krewne powy­da­wał za mąż wodzom innych ple­mion. Ze względu na to powi­no­wac­two sprzyja i pomaga Hel­we­tom, a także z oso­bi­stych pobu­dek nie­na­wi­dzi Cezara i Rzy­mian, ponie­waż wraz z ich przy­by­ciem zma­lały jego wpływy, a jego brat Dywi­cjak zajął dawne miej­sce w splen­do­rach. Teraz ma nadzieję, że jeśli Rzy­mianom noga się powi­nie, to dzięki Hel­we­tom osią­gnie wła­dzę kró­lew­ską. Pod rzą­dami Rzy­mian nie tylko tra­cił nadzieję na uzy­ska­nie wła­dzy kró­lew­skiej, ale nawet na zacho­wa­nie zdo­by­tej popu­lar­no­ści”. Pod­czas tego roz­py­ty­wa­nia Cezar dowie­dział się rów­nież, że gdy przed kil­koma dniami doszło do nie­po­myśl­nej bitwy kon­nej, Dum­no­ryks i jego jeźdźcy zaini­cjo­wali ucieczkę, albo­wiem na czele jazdy posła­nej przez Eduów Ceza­rowi na pomoc stał Dum­no­ryks, a ucieczka ta wywo­łała popłoch wśród pozo­sta­łych kon­nych.

XIX – Po zapo­zna­niu się z tymi oko­licz­no­ściami, do tych podej­rzeń dodano naj­bar­dziej jed­no­znaczne fakty: to on [Dum­no­ryks] prze­pro­wa­dził Hel­we­tów przez zie­mie Sekwa­nów, że to on zatrosz­czył się o wymianę zakład­ni­ków mię­dzy nimi i zro­bił to nie tylko bez pole­ce­nia Cezara i Eduów, ale nawet bez ich wie­dzy, i że skarga wyszła od urzęd­nika ple­mien­nego Eduów, on [Cezar] uwa­żał, że to wystar­cza­jący powód, aby samemu go uka­rać, albo naka­zać to ple­mie­niu. Jedyną prze­szkodą był fakt, że Cezar dostrze­gał u jego brata Dywi­cjaka szczere odda­nie Rzy­mia­nom, życz­li­wość wobec sie­bie oso­bi­ście, nad­zwy­czajną wier­ność, poczu­cie słusz­no­ści i roz­są­dek. Oba­wiał się więc, by przez ska­za­nie brata nie zra­nić uczuć Dywi­cjaka. Dla­tego też, zanim cokol­wiek posta­no­wił, pole­cił wezwać do sie­bie Dywi­cjaka i odda­liw­szy tłu­ma­czy, roz­ma­wiał za pośred­nic­twem Gaju­sza Wale­riu­sza Tro­ucyl­lusa, czło­wieka w Pro­win­cji galij­skiej bar­dzo wpły­wo­wego, a swego zaufa­nego. Darzył go ufno­ścią we wszyst­kich spra­wach; przy­po­mniał mu, co zostało powie­dziane w jego obec­no­ści na zebra­niu galij­skim o Dum­no­ryksie, i wyja­wił, co każdy z osobna u niego o owym powie­dział. Pro­sił go, by nie żywił do niego urazy, gdy po roz­pa­trze­niu sprawy sam go skaże, albo wyda pole­ce­nie, by jego ple­mię go osą­dziło.

XX – Dywi­cjak, obej­mu­jąc Cezara, zaczął bła­gać go ze łzami w oczach, aby „nie wyda­wał na jego brata żad­nego bar­dzo suro­wego wyroku. Wie, że zarzuty są praw­dziwe i nikt z tego powodu bar­dziej od niego nie cierpi, zwłasz­cza dla­tego, że kiedy on sam, tak w ojczyź­nie, jak i w pozo­sta­łej Galii o wła­snych siłach wzrósł na zna­cze­niu. Brat jego ze względu na swój młody wiek moż­li­wo­ści miał bar­dzo nikłe, a swoje bogac­twa i potęgę wyko­rzy­stał nie tylko do umniej­sze­nia jego zna­cze­nia, ale nie­mal do zguby. On, [Dywi­cjak], kie­ruje się jed­nak zarówno miło­ścią bra­ter­ską, jak i opi­nią publiczną. Jeżeli Cezar uka­rze Dum­no­ryksa z więk­szą suro­wo­ścią, to ponie­waż on, Dywi­cjak, cie­szy się tak wielką u niego przy­jaź­nią, nikt nie uwie­rzy, iż stało się to bez jego przy­zwo­le­nia. W tej sytu­acji opi­nia całej Galii odwróci się od niego. Gdy wśród licz­nych słów z pła­czem o to bła­gał Cezara, ten ujął jego dłoń i, uspo­ka­ja­jąc, pro­sił, by tego zanie­chał. Oznaj­mił, że Dywi­cjak tak wielką cie­szy się u niego estymą, że na jego życze­nie i prośby puści w nie­pa­mięć krzywdy Rzymu oraz oso­bi­ste urazy. Wezwał do sie­bie Dum­no­ryksa i wyja­wił mu, co ma mu do zarzu­ce­nia. Powie­dział co sam wie i na co uskar­żają się jego współ­ple­mieńcy. Napo­mniał, by w przy­szło­ści uni­kał wszel­kich pod­staw do podej­rzeń i oświad­czył, że ze względu na jego brata Dywi­cjaka pusz­cza w nie­pa­mięć to, co się wyda­rzyło. Jed­nak usta­no­wił nad Dum­no­ryk­sem nad­zór, aby wia­domo było, co robi i z kim roz­ma­wia.

XXI – Tego samego dnia Cezar został poin­for­mo­wany przez swo­ich zwia­dow­ców, że wróg obo­zuje u pod­nóża góry osiem mil od jego wła­snego obozu. Posta­no­wił wysłać więc zwia­dow­ców, by zba­dali ukształ­to­wa­nie tej góry i jakie są doj­ścia do niej z każ­dej strony. Wkrótce dowie­dział się, że są dogodne. Roz­ka­zał Tytu­sowi Labie­nu­sowi, lega­towi6 z upraw­nie­niami pro­pre­tora7, aby o trze­ciej zmia­nie straży noc­nej z dwoma legio­nami i z owymi zwia­dow­cami, któ­rzy roz­po­znali drogę, wszedł na szczyt tej góry. Wyja­wił mu rów­nież swój plan. Sam, o czwar­tej zmia­nie straży noc­nej, tą samą drogą, którą posu­wał się nie­przy­ja­ciel, ruszył w jego stronę, a całą jazdę wysłał przo­dem. Wypra­wił razem ze zwia­dow­cami rów­nież Publiu­sza Kon­sy­diu­sza, który cie­szył się sławą doświad­czo­nego w spra­wach woj­sko­wych i słu­żył uprzed­nio w woj­sku Lucju­sza Sulli, a ostat­nio Marka Kras­susa.

XXII – O poranku, gdy Labie­nus zajął szczyt góry, Cezar znaj­do­wał się nie dalej niż pół­to­rej mili od obozu nie­przy­ja­ciela, który – jak się póź­niej dowie­dział od jeń­ców – nie miał poję­cia o jego jak i Labie­nusa nadej­ściu. Nagle nad­je­chał w pośpie­chu Kon­sy­diusz z wie­ścią, że góra, którą zgod­nie z jego pole­ce­niem miał zająć Labie­nus, znaj­duje się w rękach nie­przy­ja­ciela: roz­po­znał to po galij­skim uzbro­je­niu i odzna­kach. Cezar pro­wa­dził swoje siły na następne wzgó­rze i usta­wił je w szyku bojo­wym. Labie­nus, zgod­nie z otrzy­ma­nym od Cezara roz­ka­zem nie­wsz­czy­na­nia bitwy, zanim nie ujrzy jego wła­snych oddzia­łów w pobliżu nie­przy­ja­ciel­skiego obozu, aby można było zaata­ko­wać nie­przy­ja­ciół rów­no­cze­śnie ze wszyst­kich stron, po zaję­ciu góry wyglą­dał legio­ni­stów i powstrzy­my­wał się od bitwy. Po kilku godzi­nach Cezar dowie­dział się przez zwia­dow­ców, że góra jest w posia­da­niu legio­ni­stów, a Hel­weci prze­nie­śli swój obóz. Naj­wy­raź­niej Kon­sy­diusz, zdjęty stra­chem, doniósł mu o tym, czego nie widział. Do końca dnia Cezar posu­wał się w takim samym jak zazwy­czaj odstę­pie za nie­przy­ja­cie­lem i w odle­gło­ści trzech mil rzym­skich od jego obozu zało­żył swój.

XXIII – Następ­nego dnia (pozo­sta­wało tylko dwa dni od ter­minu, w któ­rym nale­żało wydać woj­sku zboże, a nie było wię­cej niż osiem­na­ście mil rzym­skich do Bibracte, bez­sprzecz­nie naj­więk­szego i naj­bo­gat­szego mia­sta Eduów), uznał, iż należy zająć się zapro­wian­to­wa­niem, zawró­cił więc od Hel­we­tów i podą­żył w stronę Bibracte. Wia­do­mość o tym prze­ka­zali nie­przy­ja­cie­lowi zbie­gli nie­wol­nicy Lucju­sza Emi­liu­sza, deku­riona8 jazdy galij­skiej. Hel­we­tom zda­wało się, że Rzy­mia­nie odstą­pili od nich ze stra­chu, zwłasz­cza że poprzed­niego dnia nie wsz­częli walki mimo zaję­cia wyżej poło­żo­nych pozy­cji, lub też nabrali pew­no­ści, że będą mogli odciąć nas od zaopa­trze­nia w żyw­ność, tak czy ina­czej zmie­nili plany, zawró­cili i zaczęli ata­ko­wać naszą straż tylną.

XXIV – Cezar, widząc to, wyco­fał swoje siły na sąsied­nie wzgó­rze i wysłał kawa­le­rię, aby powstrzy­mała natar­cie wroga. Sam tym­cza­sem w poło­wie zbo­cza usta­wił cztery legiony wete­ra­nów w potrój­nym szyku bojo­wym, a powy­żej na jego szczy­cie dwa legiony, nie­dawno uzu­peł­nione w Galii Przed­al­pej­skiej, oraz oddziały posił­kowe. W rezul­ta­cie całą górę zapeł­nił woj­skiem. Rów­no­cze­śnie kazał znieść rze­czy legio­ni­stów na jedno miej­sce i pil­no­wać ich tym, któ­rzy stali naj­wy­żej. Hel­weci, posu­wa­jący się wszyst­kimi swo­imi wozami, także zgro­ma­dzili swoje rze­czy w jed­nym miej­scu, a sami w bar­dzo cia­sno zwar­tych sze­re­gach ufor­mo­wali, po odpar­ciu szarży naszej jazdy, falangę i pode­szli w górę pod naszą pierw­szą linię.

XXV – Cezar kazał odpro­wa­dzić na tyły wła­snego konia, a potem pozo­sta­łych, aby zrów­nać wszyst­kich w nie­bez­pie­czeń­stwie i pozba­wić nadziei na ucieczkę. Zachę­ciw­szy tak legio­ni­stów, przy­stą­pił do bitwy. Nasi żoł­nie­rze, rzu­ca­jąc pilum9 z wyżej poło­żo­nych pozy­cji, bez trudu prze­ła­mali nie­przy­ja­ciel­ską falangę. Po jej roz­pro­sze­niu dobyli mie­czy i ude­rzyli na Hel­we­tów. Poważną prze­szkodą dla Galów pod­czas walki oka­zał się fakt, że wiele tarcz już po jed­nym tra­fie­niu rzym­skim oszcze­pem zostało prze­bi­tych, a gdy się jesz­cze ostrze wygięło, nie mogli go wyrwać, przez co wsku­tek obcią­że­nia lewej ręki swo­bod­nie wal­czyć. Wielu z nich po dłuż­szym potrzą­sa­niu ramie­niem wolało tar­czę z rąk wypu­ścić i bić się bez niej. Wresz­cie osła­bieni otrzy­ma­nymi ranami zaczęli cofać się i ucie­kać na wzgó­rze znaj­du­jące się w odle­gło­ści około mili. Gdy je zajęli, a nasi wciąż na nich napie­rali, wów­czas Bojo­wie i Tulin­go­wie, któ­rzy w licz­bie około pięt­na­stu tysięcy zamy­kali nie­przy­ja­ciel­skie siły i osła­niali tylne jej oddziały, ude­rzyli na legio­ni­stów z pra­wej strony i okrą­żyli ich. Zauwa­żyli to Hel­weci, któ­rzy uprzed­nio wyco­fali się na wzgó­rze, i zaczęli nacie­rać ponow­nie. Rzy­mia­nie po doko­na­niu zwrotu ude­rzyli na dwa fronty: pierw­szy i drugi sze­reg, by sta­wiać czoło dopiero co poko­na­nym i odpar­tym Hel­we­tom, trzeci, by powstrzy­my­wać nacie­ra­ją­cych Bojów i Tulin­gów.

XXVI – W taki to spo­sób toczyła się zacięta bitwa na dwa fronty. Kiedy nie­przy­ja­ciele nie mogli już dłu­żej wytrzy­mać naszego naporu, jedni wyco­fali się jak uprzed­nio na wzgó­rze, dru­dzy zaś odstą­pili w stronę tabo­rów. Pod­czas całej tej bitwy, choć wal­czono od siód­mej godziny aż do wie­czora, nikomu nie udało się zoba­czyć ucie­ka­ją­cego prze­ciw­nika. Bitwa przy tabo­rach prze­cią­gnęła się do póź­nej nocy, ponie­waż nie­przy­ja­ciele obsta­wili się wozami jak wałem i z ich wyso­ko­ści obrzu­cali naszych poci­skami, gdy ci nacie­rali, a nie­któ­rzy z nich spo­mię­dzy wozów i kół od spodu ciskali oszczepy, zada­jąc naszym rany. Wresz­cie po dłu­gim boju nasi zawład­nęli tabo­rami i całym obo­zem. Wzięto wtedy do nie­woli córkę Orge­to­ryksa i jed­nego z jego synów. Z bitwy tej uszło z życiem około sto trzy­dzie­ści tysięcy ludzi, któ­rzy przez całą noc bez prze­rwy ucie­kali. Na czwarty dzień, nie­prze­rwa­nego nawet w nocy mar­szu, dotarli do ziem Lin­go­nów, pod­czas gdy nasi, czę­ściowo ze względu na ran­nych legio­ni­stów, a czę­ściowo dla pogrze­ba­nia zabi­tych, musieli się zatrzy­mać na trzy dni i ponie­chali pościgu. Cezar wysłał do Lin­go­nów pismo przez goń­ców, by nie udzie­lali Hel­we­tom pomocy w żyw­no­ści, ani też w niczym innym. Gdyby jej udzie­lili, będzie ich trak­to­wać tak jak Hel­we­tów. Sam, kiedy trzy dni minęły, ze wszyst­kimi siłami ruszył w pościg.

XXVII – W tej sytu­acji Hel­weci, któ­rym bra­ko­wało wszyst­kiego, wysłali do Cezara posłów z prośbą, by mogli się pod­dać. Kiedy spo­tkali go na dro­dze, rzu­cili mu się do jego stóp i bła­gal­nym tonem ze łzami w oczach pro­sili o pokój, a kiedy roz­ka­zał im cze­kać na jego przy­by­cie, w miej­scu, w któ­rym wtedy byli, oni zasto­so­wali się do jego pole­ceń. Gdy tam przy­był, zażą­dał wyda­nia mu zakład­ni­ków, broni i zbie­głych do nich nie­wol­ni­ków. W trak­cie wyszu­ki­wa­nia i dostar­cza­nia tego wszyst­kiego nastała noc i wów­czas około sześć tysięcy ludzi z okręgu zwa­nego wer­bi­geń­skim, czy to pod wpły­wem stra­chu, by po odda­niu broni nie zostali poza­bi­jani, czy to powo­do­wani nadzieją oca­le­nia się, ponie­waż przy­pusz­czali, że przy tak wiel­kiej licz­bie pod­da­ją­cych się ucieczka może ujść uwagi Rzy­mian, albo w ogóle pozo­stać nie­zau­wa­żona, po zapad­nię­ciu zmroku wymknęło się z obozu hel­wec­kiego i podą­żyło w stronę Renu i ziem ger­mań­skich.

XXVIII – Kiedy Cezar to odkrył, roz­ka­zał tym, przez któ­rych tery­to­ria prze­szli, aby ich odszu­kali i spro­wa­dzili z powro­tem, trak­tu­jąc jak wro­gów. Od wszyst­kich innych, po ode­bra­niu zakład­ni­ków, broni i zbie­głych nie­wol­ni­ków, przy­jął kapi­tu­la­cję. Hel­we­tom, Tulin­gom i Lato­bry­gom naka­zał powró­cić do ziem, z któ­rych wyszli. Ponie­waż po znisz­cze­niu wszyst­kich swo­ich plo­nów nie mieli w ojczyź­nie niczego, czym by mogli zaspo­koić głód, Cezar pole­cił Allo­bro­gom, aby dostar­czyli im zboże, a im [Hel­we­tom] kazał odbu­do­wać mia­sta i sioła, które spa­lili. Zro­bił tak przede wszyst­kim dla­tego, że nie chciał, by obszary, które [Hel­weci] opu­ścili, pozo­stały nie­za­miesz­kane i żeby ze względu na ich uro­dzajne zie­mie miesz­ka­jący za Renem Ger­ma­nie prze­szli ze swo­ich ziem rodzin­nych do kraju Hel­we­tów i stali się sąsia­dami galij­skiej Pro­win­cji i Allo­bro­gów. Na prośbę Eduów zezwo­lił Bojom, zna­nym ze swej nie­zwy­kłej odwagi, aby osie­dlili się w ich kraju. Przy­dzie­lili oni im zie­mię, a póź­niej przy­znali te same prawa i przy­wi­leje, z jakich sami korzy­stali.

XXIX – W obo­zie Hel­we­tów zna­le­ziono spisy spo­rzą­dzone w grece, które dostar­czono Ceza­rowi. Zawie­rały one imienne wykazy tych, któ­rzy opu­ścili ojczy­ste zie­mie i byli zdolni do nosze­nia broni, oraz osobno wykazy dzieci, star­ców i kobiet. Wszyst­kich ich było ogó­łem:

Hel­we­tów

263 000

Tulin­gów

36 000

Bojów

14 000

Lato­bry­gów

23 000

Rau­ra­ków

32 000

Wszyst­kich razem

368 000

Spo­śród nich zdol­nych do nosze­nia broni było około 92 000. Na pod­sta­wie zaś doko­na­nego na roz­kaz Cezara obli­cze­nia liczba powra­ca­ją­cych do ojczy­zny wyno­siła 110 000 osób.

XXX – Po wygra­nej wojny z Hel­we­tami przy­byli do Cezara z gra­tu­la­cjami wodzo­wie ple­mienni jako przed­sta­wi­ciele całej nie­mal Galii. Powie­dzieli Ceza­rowi, że słusz­nie uka­rał Hel­we­tów w tej woj­nie za dawne krzywdy wyrzą­dzone przez nich Rzy­mia­nom, ale zro­zu­mieli też, że stało się to z nie mniej­szą korzy­ścią dla całej ziemi galij­skiej, jak i dla Rzy­mian, ponie­waż Hel­weci, żyjąc w jak naj­lep­szych warun­kach, porzu­cili swoje domo­stwa, by wywo­łać wojnę w całej Galii i pod­po­rząd­ko­wać ją swo­jej wła­dzy i by wybrać sobie spo­śród wszyst­kich ziem naj­lep­sze na osie­dle­nie – takie, które uwa­ża­liby za naj­do­god­niej­sze i naj­żyź­niej­sze w całej Galii, a pozo­stałe ple­miona uczy­nić swo­imi len­ni­kami. Pro­sili też, aby za zgodą Cezara wolno im było zwo­łać na okre­ślony dzień zgro­ma­dze­nie przed­sta­wi­cieli całej Galii: mają bowiem pewne sprawy, z któ­rymi chcie­liby zwró­cić się do niego. Po speł­nie­niu tej prośby wyzna­czyli dzień zgro­ma­dze­nia i zaprzy­się­gli sobie wza­jem­nie, że nikt nie powi­nien ujaw­niać tre­ści [ich obrad] oprócz tych, któ­rym to [z urzędu] powinno być wolno przez zgro­ma­dze­nie ogólne.

XXXI – Kiedy zgro­ma­dze­nie zostało roz­wią­zane, ci sami przy­wódcy ple­mion, któ­rzy poprzed­nio byli u Cezara, powró­cili i pro­sili, aby pozwo­lono im poroz­ma­wiać z nim [pota­jem­nie] w spra­wie bez­pie­czeń­stwa ich i wszyst­kich pozo­sta­łych miesz­kań­ców Galii. Po uzy­ska­niu zgody wszy­scy z pła­czem rzu­cili się Ceza­rowi do nóg [mówiąc], że: „Z całej mocy sta­rają się, aby to, co tutaj zeznają, nie zostało ujaw­nione, pra­gną też, by ich prośby zostały wysłu­chane, ponie­waż wie­dzą, że gdyby ich treść została ujaw­niona, to zgi­nę­liby w naj­więk­szych męczar­niach”. W ich imie­niu prze­mó­wił Dywi­cjak z ple­mie­nia Eduów: „W Galii ist­nieją dwa ugru­po­wa­nia poli­tyczne: pierw­szeń­stwo w jed­nym z nich mają Edu­owie, w dru­gim Arwer­no­wie. Od wielu lat wal­czyli oni ze sobą z tak wielką zacię­to­ścią o pry­mat, że doszło do tego, iż Arwer­no­wie i Sekwa­no­wie wzięli na swój żołd Ger­ma­nów. Ci prze­szli przez Ren z początku w sile pięt­na­stu tysięcy, a póź­niej, kiedy tym dzi­kim i nie­okrze­sa­nym ludziom przy­pa­dły do smaku zie­mie, spo­sób życia i bogac­two Galów, prze­pra­wiło się ich wię­cej. Teraz jest ich w Galii bli­sko sto dwa­dzie­ścia tysięcy. Edu­owie i ich wasale raz po raz wal­czyli z nimi, zaś przez nich poko­nani doznali wiel­kiej klę­ski, stra­cili całą star­szy­znę ple­mienną oraz kon­nicę. I oto oni, któ­rzy dzięki wła­snej dziel­no­ści oraz związ­kom wza­jem­nej gościn­no­ści i przy­jaźni z naro­dem rzym­skim posia­dali przed­tem naj­więk­sze zna­cze­nie w Galii, wyczer­pani tymi woj­nami zostali zmu­szeni do wyda­nia Sekwa­nom zakład­ni­ków spo­śród naj­zna­ko­mit­szych rodzin w ple­mie­niu i pod przy­sięgą zobo­wią­zać ple­mię, że nie będą doma­gać się zwrotu tych zakład­ni­ków, ani zwra­cać z prośbą o pomoc do Rzy­mian, ani tym bar­dziej sprze­ci­wiać się temu, że popa­dli na trwałe pod ich pano­wa­nie i wła­dzę. Jego jako jedy­nego z całego ple­mie­nia Eduów nie udało się zmu­sić do zło­że­nia przy­sięgi i wyda­nia swo­ich dzieci jako zakład­ni­ków. Dla­tego uciekł z kraju i przy­był do Rzymu, by pro­sić Senat o pomoc, ponie­waż on jeden nie był zwią­zany ani przy­sięgą, ani zakład­ni­kami. Jed­nak zwy­cię­skim Sekwa­nom przy­da­rzyło się coś znacz­nie gor­szego niż poko­na­nym Eduom, ponie­waż król Ger­ma­nów Ario­wist osie­dlił się w ich kraju i zagar­nął jedną trze­cią ziem sekwań­skich, które zali­czają się do naj­żyź­niej­szych w całej Galii. Teraz zaś roz­ka­zał Sekwa­nom, by ustą­pili z następ­nej trze­ciej czę­ści swo­ich ziem, ponie­waż przed kil­koma mie­sią­cami przy­było do niego 24 000 Haru­dów i nale­żało przy­go­to­wać dla nich tereny pod wio­ski. Za kilka lat doj­dzie do tego, że wszy­scy Galo­wie zostaną wygnani z tery­to­rium Galii, a wszy­scy Ger­ma­nie prze­kro­czą Ren. Nie można bowiem przy­rów­ny­wać ziem galij­skich do ger­mań­skich, ani też sta­wiać na równi galij­skiego spo­sobu życia z ger­mań­skim. Ario­wist zaś, od czasu gdy poko­nał woj­ska galij­skie w bitwie, która roze­grała się pod Mage­to­brygą, rzą­dzi śmiało i okrut­nie, jako zakład­ni­ków domaga się dzieci star­szy­zny ple­mien­nej i pod­daje je dla odstra­sza­ją­cego przy­kładu wszel­kiego rodzaju karom i udrę­kom, jeżeli nie wykona się cze­goś według jego roz­kazu i żąda­nia. Jest to czło­wiek bru­talny, poryw­czy i nie­stały. Nikt nie może wytrzy­mać dłu­żej jego tyra­nii. Jeśli nie nadej­dzie jakaś pomoc ze strony Cezara i Rzy­mian, to wszy­scy Galo­wie będą musieli zro­bić to samo, co zro­bili Hel­weci: opu­ścić ojczy­znę, szu­kać innego miej­sca zasie­dle­nia, innych sie­dzib naj­da­lej odda­lo­nych od Ger­ma­nów i od nowa pró­bo­wać szczę­ścia. Gdyby zaś Ario­wist dowie­dział się o tym, to nie ma wąt­pli­wo­ści, że na wszyst­kich trzy­ma­nych przez niego zakład­ni­ków spadną okrutne kary. Tylko Cezar ze względu na swoją wła­sną i woj­ska siłę, na nie­dawno odnie­sione zwy­cię­stwo oraz na imię Rzymu, zdo­łałby znie­chę­cić Ger­ma­nów do prze­kra­cza­nia Renu w więk­szej licz­bie wojsk i całą Galię bro­nić przed nie­go­dzi­wo­ściami ze strony Ario­wista”.

XXXII – Kiedy Dywi­cjak wygło­sił tę mowę, wszy­scy obecni zaczęli z gło­śnym lamen­tem bła­gać o pomoc Cezara. Ten zauwa­żył, że spo­śród wszyst­kich jedy­nie Sekwa­no­wie nie poszli w ich ślady, lecz ponuro patrzyli ze spusz­czo­nymi gło­wami w zie­mię. Zwró­cił się tedy do nich z pyta­niem, co jest tego przy­czyną. Sekwa­no­wie nic nie odpo­wie­dzieli, lecz mil­cząc trwali w tym samym smutku. Kiedy wie­lo­krot­nie powtó­rzył pyta­nie i wciąż nie mógł wydo­być od nich żad­nego słowa, odpo­wie­dzi udzie­lił ponow­nie Dywi­cjak z ple­mie­nia Eduów: „Los Sekwa­nów jest gor­szy niż pozo­sta­łych ple­mion, ponie­waż nie mają odwagi nawet pota­jem­nie poskar­żyć się komuś, ani też pro­sić o pomoc, gdyż oba­wiają się okru­cieństw Ario­wi­sta tak, jakby tu znaj­do­wał się oso­bi­ście. Wszystko przez to, że inni mają jed­nak moż­li­wość ucieczki, pod­czas gdy Sekwa­no­wie, któ­rzy sami zapro­sili Ario­wi­sta do swego kraju i któ­rych wszyst­kie mia­sta znaj­dują się w jego wła­da­niu, musieli zno­sić naj­gor­sze krzywdy”.

XXXIII – Cezar, dowie­dziaw­szy się wszyst­kiego, pocie­szył Galów i obie­cał, że sprawa ta będzie przed­mio­tem jego tro­ski. „Ma on – powie­dział – nadzieję, że Ario­wist ze względu na doznane od niego dobro­dziej­stwa oraz ze względu na jego pozy­cję zaprze­sta­nie krzywd”. Po tych sło­wach zamknął zebra­nie. Jesz­cze wiele innych wzglę­dów prze­ma­wiało za tym, że całą tę sprawę uznał za konieczną do roz­strzy­gnię­cia. Widział, że Edu­owie, któ­rych w Sena­cie czę­sto wymie­niano jako braci i krew­nych, są przez Ger­ma­nów trzy­mani w nie­woli i pod­dań­stwie. Zda­wał sobie sprawę z tego, że ich zakład­nicy znaj­dują się w rękach Ario­wista i u Sekwa­nów. Uwa­żał więc, że przy tak wiel­kiej potę­dze Rzy­mian jest to haniebne zarówno dla niego samego, jak i dla Rzymu. Przy­zwy­cza­ja­nie Ger­ma­nów do prze­kra­cza­nia Renu i prze­cho­dze­nia w wiel­kiej licz­bie do Galii uwa­żał za nie­bez­pieczne dla Rzymu. Był pewien, że ci bru­talni i nie­okrze­sani ludzie nie zazna­liby spo­koju, dopóki nie zaję­liby całej Galii, by stąd naje­chać Ita­lię, jak to nie­gdyś zro­bili Cym­bro­wie i Teu­to­no­wie, w końcu tylko Rodan oddziela Sekwa­nów od naszej Pro­win­cji. [Cezar] sądził więc, że temu wszyst­kiemu należy bez zwłoki zapo­biec. Nato­miast samego Ario­wista roz­pie­rała tak wielka duma i aro­gan­cja, że sta­wał się nie do znie­sie­nia.

XXXIV – Posta­no­wił więc wypra­wić posłów do Ario­wi­sta, aby zażą­dać od niego wska­za­nia jakie­goś dogod­nego dla obu miej­sca na kon­fe­ren­cję mię­dzy nimi, [mówiąc], że chce z nim roz­ma­wiać w spra­wach pań­stwo­wych o naj­wyż­szym zna­cze­niu. Posel­stwu temu Ario­wist odpo­wie­dział: „Jeże­li­bym cze­goś potrze­bo­wał od Cezara, to oso­bi­ście udał­bym się do niego. Jeżeli Cezar życzy sobie cze­goś ode mnie, to sam powi­nien do mnie przy­być. W dodatku nie odwa­żył­bym się bez woj­ska udać na te tereny Galii, które są w posia­da­niu Cezara, ani też nie mógł­bym ścią­gać swego woj­ska w to miej­sce bez znacz­nych zapa­sów żyw­no­ści i nastrę­cza­ją­cych kło­po­tów przy­go­to­wań. Poza tym nie­zwy­kłe mu się wydaje, co Cezara, czy w ogóle Rzy­mian obcho­dzi jego Galia, którą zdo­był orę­żem”.

XXXV – Gdy Ceza­rowi prze­ka­zano tę odpo­wiedź, wów­czas ponow­nie wypra­wił do niego posłów z nastę­pu­ją­cymi pole­ce­niami: „Skoro Ario­wist za tyle dobro­dziejstw tak z jego, jak i Rzy­mian strony, bo prze­cież wła­śnie za jego kon­su­latu otrzy­mał od Senatu tytuł króla i przy­ja­ciela Rzy­mian, teraz tak się odwdzię­cza jemu i Rzy­mianom, że mimo zapro­szeń ociąga się z przy­by­ciem na roz­mowę i nie uważa, że należy pomó­wić o wspól­nych spra­wach i podzie­lić się poglą­dami na nie, w takim razie [Cezar] tego się od niego domaga: po pierw­sze, nie prze­pro­wa­dzi już wię­cej przez Ren do Galii żad­nych ludzi; po dru­gie, zwróci wzię­tych od Eduów zakład­ni­ków i zezwoli Sekwa­nom, aby za jego zgodą mogli też oddać im posia­da­nych zakład­ni­ków; wresz­cie nie będzie wię­cej wyrzą­dzał krzywdy Eduom i nie będzie najeż­dżał na nich i na ich sprzy­mie­rzeń­ców. Jeżeli dosto­suje się do tego, zaskarbi sobie wieczną wdzięcz­ność i przy­jaźń z jego i Rzy­mian strony, gdyby zaś nie dał się o to upro­sić, to Cezar nie puści bez­kar­nie krzywd Eduów, ponie­waż za kon­su­latu Marka Mes­sali i Marka Pizona Senat posta­no­wił, że każ­do­ra­zowy namiest­nik Pro­win­cji galij­skiej jest zobo­wią­zany, zgod­nie z inte­re­sami Rzymu, bro­nić Eduów i innych przy­ja­ciół Rzy­mian”.

XXXVI – Ario­wist odparł na to: „Zgod­nie z pra­wem wojny zwy­cięzcy według swej woli rzą­dzą tymi, któ­rych zwy­cię­żyli. Rzy­mia­nie rów­nież zwy­kli rzą­dzić poko­na­nymi nie zgod­nie z zale­ce­niami kogoś innego, ale zgod­nie z wła­snymi. Ponie­waż on sam nie dora­dza Rzy­mia­nom, jak mają korzy­stać ze swo­ich upraw­nień, to Rzy­mia­nie nie powinni mu prze­szka­dzać w korzy­sta­niu z jego upraw­nień. Edu­owie stali się jego len­ni­kami, ponie­waż pró­bo­wali szczę­ścia wojen­nego, wal­czyli z bro­nią w ręku, ale ich poko­nał. Cezar wyrzą­dziłby mu wielką nie­spra­wie­dli­wość, gdyby przez swoje przy­by­cie uszczu­plił należne mu daniny. Zakład­ni­ków Eduom nie zwróci, ale nie wyru­szy prze­ciw nim i ich sprzy­mie­rzeń­com, jeżeli wytrwają przy tym, do czego się zobo­wią­zali, i będą uisz­czać coroczną daninę. Jed­nak gdyby tego nie zro­bili, to tytuł „braci Rzy­mian” nic im nie pomoże. Na zło­żone mu przez Cezara oświad­cze­nie, że nie ścierpi krzywd Eduów [odpo­wiada], że jesz­cze nikt z nim z powo­dze­niem nie wal­czył. Jeżeli chce, niech ata­kuje, a prze­kona się, czego potra­fią doko­nać dzięki swej walecz­no­ści wyćwi­czeni we wła­da­niu bro­nią nie­zwy­cię­żeni Ger­ma­nie, któ­rzy nie­ustan­nie pro­wa­dzą wojny od czter­na­stu lat”.

XXXVII – W tym samym cza­sie, gdy ta wia­do­mość została dorę­czona Ceza­rowi, przy­byli posło­wie Eduów i Tre­wi­rów. Edu­owie z skargą, że Haru­do­wie, któ­rzy nie­dawno prze­sie­dlili się do Galii, pusto­szą ich zie­mie: „Nawet wyda­niem zakład­ni­ków nie mogli oku­pić u Ario­wi­sta pokoju”. Tre­we­ro­wie zaś powia­do­mili go, że Swe­bo­wie w sile stu kan­to­nów roz­ło­żyli się nad brze­giem Renu i zamie­rzają prze­kro­czyć tę rzekę. Dowo­dzą nimi bra­cia Nasua i Cym­be­riusz. Cezar bar­dzo się zanie­po­koił tymi wia­do­mo­ściami i uznał, że należy pośpie­szyć się, ponie­waż z tru­dem mógłby im sta­wić czoło, jeśli nowe siły Swe­bów połą­czy­łyby się ze woj­skiem Ario­wi­sta. Z tego też powodu, po pośpiesz­nym zaopa­trze­niu się w żyw­ność, wyru­szył bez zwłoki w stronę Ario­wi­sta.

XXXVIII – Trze­ciego dnia mar­szu dowie­dział się, że Ario­wist ze wszyst­kimi swo­imi woj­skami podą­żył do Wezon­cjo, naj­więk­szego mia­sta Sekwa­nów, by je opa­no­wać, a wyru­szył ze swo­ich ziem już trzy dni temu. Cezar uznał, że należy doło­żyć wszel­kich sta­rań, by temu zapo­biec. Wezon­cjo było bowiem dobrze wypo­sa­żone we wszystko, co jest nie­zbędne w razie wojny. Rów­nież dzięki swemu natu­ral­nemu usy­tu­owa­niu mogło bro­nić się bar­dzo długo, a to z tego powodu, że rzeka Dubis pra­wie całe mia­sto opa­suje niczym krąg wyty­czony cyr­klem. Resztę prze­strzeni, jaką rzeka pozo­sta­wia, nie szer­szą niż pół­to­rej mili, zaj­muje wyso­kie wznie­sie­nie, ukształ­to­wane w taki spo­sób, że pod­nóża jego z obu stron docho­dzą do samej rzeki. Ota­cza­jący to wznie­sie­nie mur two­rzy z niego twier­dzę i zapew­nia połą­cze­nie z mia­stem. Tam więc podą­żył Cezar pośpiesz­nym mar­szem nie­prze­ry­wa­nym ani w nocy, ani w dzień i po zaję­ciu mia­sta osa­dził tam załogę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.Mille pas­sus, czyli 1 tysiąc podwój­nych kro­ków – miara rzym­ska, odpo­wied­nik 1478,5 metrów (przyp. red.). [wróć]

2. 28 marca – (przyp. red). [wróć]

3. 12 kwiet­nia – (przyp. red). [wróć]

4. Dzi­siej­sza Saona – (przyp. red.). [wróć]

5. W sta­ro­żyt­nym Rzy­mie pierw­sza straż „pod koniec dnia” – trwała od zachodu słońca do mniej wię­cej godziny 21.00. Druga, nazwana „pół­nocą”, zaczy­nała się około 21.00, a koń­czyła o pół­nocy. Trze­cia straż, czyli „z pia­niem kogu­tów”, trwała od pół­nocy do mniej wię­cej 3.00. Ostat­nia część nocy, „wcze­śnie rano”, zaczy­nała się około 3.00, a koń­czyła o wscho­dzie słońca (przyp. red.). [wróć]

6. Wyso­kiej rangi ofi­cer wyzna­czony przez zwierzch­ni­ków do dowo­dze­nia legio­nem (przyp. red.). [wróć]

7. Pre­tor, któ­rego wła­dzę prze­dłu­żono po zakoń­cze­niu rocz­nej kaden­cji (przyp. red.). [wróć]

8. Dowódca deku­rii, czyli dzie­się­cio­oso­bo­wego oddziału jazdy ekwi­tów (przyp. red.). [wróć]

9. Oszczep uży­wany przez Rzy­mian w całym okre­sie ist­nie­nia pań­stwa rzym­skiego, począt­kowo w dwóch wer­sjach (pilum więk­sze i mniej­sze) (przyp. red.). [wróć]