Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
401 osób interesuje się tą książką
Mija kilka miesięcy od dnia, kiedy Tayla musiała dokonać trudnego wyboru. Nieoczekiwanie otrzymuje kolejny druzgocący cios. Za namową przyjaciółki wyjeżdża do innego kraju, by przepracować traumy i zmienić otoczenie. Zostawia swoje dotychczasowe życie i stara się budować je na nowo. Wówczas na jej drodze ponownie staje przystojny współlokator. Mężczyzna po raz drugi sprawia, że jej świat drży w posadach, a długo tłumiona namiętność wybucha z siłą, której nie da się powstrzymać. Kobieta nie zdaje sobie jednak sprawy, że w cieniu nowego początku wciąż czają się sekrety, gotowe zniszczyć to, co zamierza odbudować.
Miłość, chaos, tajemnice i decyzje, które mogą zmienić wszystko. Czy uczucie przetrwa burzę, czy stanie się kolejnym bolesnym wspomnieniem?
Gorąca historia, która kipi pożądaniem i trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 436
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©
Justyna Wnuk
Wydawnictwo White Raven
Wszelkie prawa zastrzeżone
All rights reserved
Kopiowanie, reprodukcja, dystrybucja lub jakiekolwiek inne wykorzystanie niniejszej publikacji w całości lub w części, bez wyraźnej zgody autora lub wydawcy, jest surowo zabronione zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o prawach autorskich. Niniejszy tekst stanowi wyłączną własność autora i podlega ochronie zgodnie z przepisami międzynarodowymi oraz krajowymi dotyczącymi praw autorskich.
Redaktor prowadzący
Ewa Olbryś
Redakcja
Dominika Kamyszek @opiekunka_slowa
Korekta
Dominika Surma @pani.redaktorka
Redakcja techniczna i graficzna
Marcin Olbryś
www.wydawnictwowhiteraven.pl
Numer ISBN: 978-83-68175-49-3
Postawisz w końcu na siebie. Znajdziesz odwagę, by żyć na swoich zasadach. Będziesz traktować swoje potrzeby priorytetowo. Nie będziesz spychać ich na dalszy plan, by uszczęśliwiać innych. Słyszysz ten głos z tyłu głowy? Tak? On nie ucichnie, zacznie krzyczeć. I jak zwykle pozwoli Ci podjąć decyzję. Nie zmarnuj jej. Mam nadzieję, że za jakiś czas, czytając ponownie tę dedykację, szeroko się uśmiechniesz i powiesz: „Zrobiłam to. Zrobiłam i nie żałuję. To była moja najlepsza decyzja”.
J.
Seria #połączeni stanowi całość. Tomy należy czytać po kolei, żeby prześledzić losy bohaterów od początku do końca. W tej części jest dużo więcej namiętności i ognia. Niektóre postacie zasługiwały po prostu na przyjemności :D Po rollercoasterze, jaki im zaserwowałam w pierwszym tomie, uważam, że im się to należy :D Książka jest przeznaczona dla czytelników pełnoletnich.
Patrzyłam na wibrujący w mojej dłoni telefon i z trudem przełknęłam ślinę. Na widok zastrzeżonego numeru mój puls przyspieszył. Nie mogłam nad tym zapanować. Za każdym razem czułam to samo.
Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty sygnał.
– Uspokój się – mówiłam sama do siebie.
To pewnie znowu jacyś telemarketerzy, którzy chcieli wcisnąć mi jakąś gównianą ofertę.
Tak, to na pewno oni…
Wzięłam głęboki oddech i w końcu drżącym palcem dotknęłam zielonej słuchawki, po czym przyłożyłam komórkę do ucha.
– Słucham? – wydusiłam, przygryzając odruchowo policzek. Nie potrafiłam tego kontrolować.
– Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Taylą Hudson? – odezwał się po drugiej stronie głęboki męski głos. Brzmiał poważnie.
To wcale nie był telemarketer i to jeszcze bardziej mnie zaniepokoiło, choć za wszelką cenę starałam się myśleć pozytywnie.
– Przy telefonie. Z kim rozmawiam? – Przyłożyłam rękę do serca.
Uspokój się!
– Generał Aron Edward.
Gdy tylko padły te słowa, przysięgam, że na moment stanęło mi serce. Przez lata drżałam na samą myśl, że kiedyś dostanę taki telefon, a nasze rozstanie trzy miesiące temu tego nie zmieniło.
– Niestety mam dla pani przykre wieści.
Nogi się pode mną ugięły. Musiałam podeprzeć się ściany.
– Co się stało? – Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się zadać to pytanie. Mój głos tak drżał, że nie wiem, czy rozmówca w ogóle zrozumiał słowa.
Oblał mnie zimny pot.
To nie dzieje się naprawdę. To nie dzieje się naprawdę. Niech ktoś mi powie, że to zły sen. Błagam, niech ktoś powie, że to pomyłka. To musi być pomyłka. Na pewno.
Usłyszałam głębokie, bolesne westchnienie. Wiedziałam, że to, co zaraz usłyszę, zmieni mnie i moje życie na zawsze. Czułam to.
– Porucznik Owen Worton nie miał żadnej rodziny, dlatego została pani przez niego wskazana jako osoba pierwszego kontaktu w razie nagłego wypadku.
Zasłoniłam dłonią usta, próbując zdusić głośny szloch.
Boże, nie.
Mówił coś jeszcze, ale nic z tego nie zrozumiałam. Rozszalały puls czułam w każdym kawałku ciała. Był wszędzie. Moje nogi zaczęły trząść się jak galareta. Łapczywie nabierałam powietrza, jakby ktoś zaciskał gruby sznur na moim gardle. Wszystko zaczęło wirować, a obraz przed oczami się rozmazał.
– Porucznik Worton zginął wskutek wybuchu miny.
Nie byłam już w stanie oddychać, dusiłam się szlochem. Ból w klatce piersiowej był nieznośny. Moja ręka zaczęła zsuwać się po ścianie. Myślałam, że już nic gorszego w życiu nie może mnie spotkać, a jednak bardzo się myliłam. Moja najgorsza obawa właśnie się ziściła.
– Bardzo mi przykro, pani Hudson. Nasi posłańcy niestety nie zastali pani pod wskazanym adresem, byliśmy zmuszeni poinformować panią telefonicznie.
Ziemia zaczęła osuwać się spod moich stóp. Telefon wyślizgnął mi się z lepkiej dłoni. Wybuchnęłam głośnym płaczem i z rozpaczą wpatrywałam się w roztrzaskaną komórkę, która leżała na podłodze razem z moim sercem. Wtedy wszystko zwolniło, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zrobiło mi się czarno przed oczami, a potem nie było już nic…
***
– Pani Hudson, słyszy mnie pani? Pani Hudson? – powtórzył nieznany mi dotąd głos.
Słyszałam go jak przez mgłę. A może to wszystko była moja wyobraźnia?
– Pani Hudson. – Tym razem usłyszałam go dużo wyraźniej.
Próbowałam unieść ciężkie powieki, ale moje oczy nie mogły przyzwyczaić się do jasnego światła. Z trudem uniosłam głowę, ale tępy ból w skroniach spowodował, że wróciłam do poprzedniej pozycji.
– Proszę się nie ruszać, pani Hudson.
Co?
Zamrugałam kilka razy.
Kiedy w końcu udało mi się otworzyć oczy, zobaczyłam anioła. Pięknego, białego anioła.
– Jesteś piękny – udało mi się wychrypieć.
Usłyszałam chichot.
– Nazywam się Dylan Collins. Jestem pani lekarzem prowadzącym.
– Jaki lekarz? Gdzie ja w ogóle jestem, aniele?
– Znajduje się pani w szpitalu.
– Jestem na haju, aniele? Czy idę w stronę światła? I nie mów do mnie „pani”. Jestem taka młoda…
Znowu zachichotał. Mój anioł był niezłym śmieszkiem. Czy tak wyglądało niebo?
– Można tak powiedzieć. W takim razie śpij jeszcze, Tayla.
Nie usłyszałam nic więcej, bo ponownie odpłynęłam.
***
Zamrugałam kilka razy i omiotłam wzrokiem przestrzeń.
Co ja tutaj robię?
Leżałam w szpitalnym łóżku, podłączona pod jakąś dziwną maszynę, a do mojej ręki została przypięta kroplówka. Wszystko mnie bolało. W uszach huczało. Zapach, który unosił się w powietrzu, wywoływał u mnie mdłości. Szarpało mi żołądkiem.
Pamiętałam jak przez mgłę, że wcześniej z kimś rozmawiałam. Tylko z kim?
Co się stało? Jak się tutaj znalazłam?
W rogu sali rozbrzmiał donośny głos mówiący moje imię. Próbowałam szybko odwrócić głowę w jego stronę, ale wtedy poczułam przeraźliwy ból. Myślałam, że rozerwie mi czaszkę.
Jezu.
Podjęłam drugą próbę i tym razem ostrożnie przeniosłam wzrok na młodego mężczyznę. Był ubrany w biały kitel i kroczył w moją stronę. W dłoniach trzymał jakieś papiery.
– Tayla. – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, zatrzymawszy się tuż przy moim łóżku. – Obudziłaś się w końcu.
Byłam zbyt otępiała, by zrozumieć, co się dzieje.
– To ja, twój anioł – rzekł, a na jego ustach zatańczył wesoły uśmieszek.
Zmarszczyłam mocno czoło, a jemu od razu zrzedła mina.
– Słucham? – wychrypiałam. Gardło miałam wyschnięte na wiór. Okropnie chciało mi się pić.
– Przepraszam, to było bardzo nieprofesjonalne. – Odchrząknął, jakby chciał przywołać się do porządku. – Jestem twoim lekarzem prowadzącym. Nazywam się Dylan Collins.
Moim lekarzem? Jakim lekarzem? Ten piękniś wyglądał na kilka lat starszego ode mnie.
– Zemdlałaś wskutek silnego szoku i uderzyłaś się w głowę. Podaliśmy ci środki przeciwbólowe i uspokajające. Dodatkowo dostałaś kroplówkę, bo jesteś odwodniona. Musisz odpoczywać. Zostaniesz dzisiaj na obserwacji, a jak wszystko będzie dobrze, jutro wypiszę cię do domu.
Na jego słowa cała zesztywniałam.
Upadek? Szpital?
Telefon! Karetka! Lydia!
O mój Boże!
Wtedy wszystko wróciło. Ból, który poczułam w klatce piersiowej, był paraliżujący. Z oczu trysnęły mi słone łzy.
– Owen nie żyje… – Gdy tylko wypowiedziałam te słowa na głos, miałam wrażenie, że czyjaś dłoń zaciska się na moim gardle i nie chce puścić.
Nie dam rady. Nie zniosę tego.
Nie! Nie!
– Tayla, co się dzieje? – zapytał mnie zaniepokojony doktor Dylan. Trzymał palce na moim nadgarstku.
Nie zwracałam na nic uwagi i zaczęłam się szarpać. Chciałam obudzić się z tego cholernego koszmaru, ale nadal leżałam w łóżku, a brutalna prawda przygniatała moje serce niczym głaz.
– Nie żyje, nie żyje! – zaczęłam powtarzać w kółko jak opętana. Wyrwałam z ręki wenflon. Trysnęła krew.
– Siostro Keenzy!