Wioska zagubionych serc. Riverside Lane #2 - Sherlock Alison - ebook

Wioska zagubionych serc. Riverside Lane #2 ebook

Sherlock Alison

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Lucy pakuje walizki i ucieka do spokojnej wioski Cranbridge, aby zaopiekować się ukochanym wujkiem Frankiem. Jednak Cranbridge nie jest już tym idyllicznym miejscem, które pamięta sprzed lat. Co gorsza, nad dumą i radością Franka - lokalną gazetą "The Cranbridge Times" - wisi widmo bankructwa. Redaktor naczelny Tom Addison traci wiarę w przyszłość gazety i pilnie potrzebuje wsparcia, by ją uratować. Czy Lucy, która ma teraz trochę wolnego czasu, zdoła zdziałać cuda i wspólnie z Tomem ocalić rodzinny biznes?

W trakcie długiego, gorącego lata rodzą się nowe przyjaźnie, a zranione serca zaczynają się goić. Może dzięki pomocy bezdomnego psa Lucy i Tom znajdą drogę do nowego początku?

Czasami wystarczy tak niewiele, aby odzyskać to, co utracone...

- To przypomina mi dawne czasy! - odezwała się Cathy, mama Josha. - Kiedyś protestowałam na Pokojowym Obozie Kobiecym Greenham Common. Wiecie, CND, czyli działania na rzecz rozbrojenia atomowego i ruch wyzwolenia kobiet. Bierz pigułki i nie noś biustonosza! To były czasy...

- Czy coś by pomogło, gdybym zdjęła biustonosz? - zastanawiała się na głos babcia Tilly.

Wszyscy wymienili przerażone spojrzenia.

Tom zrobił krok do przodu i powiedział uprzejmie:

- Nie jestem pewien, czy o taką czołówkę naszej gazety mi chodziło.

- Może masz rację - odparła babcia, kiwając głową w zamyśleniu. - Jeśli pojawią się jakieś tabloidy, wówczas to jeszcze rozważę.

Obok babci Tilly stały członkinie Instytutu Kobiet przylepione taśmą klejącą do barierki przed urzędem.

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 366

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Alison Sherlock

Wioska zagubionych serc.

Riverside Lane #2

Przekład: Agnieszka Górczyńska

Tytuł oryginału: The Village of Lost and Found (The Riverside Lane Series #2)

Tłumaczenie: Agnieszka Górczyńska

ISBN: 978-83-289-1097-3

Copyright © 2021 Alison Sherlock.

First published worldwide in English by Boldwood Books Ltd.

Translation rights arranged through The Agency srl di Vicki Satlow.

Polish edition copyright © 2025 by Helion S.A.

Cover Design by Alice Moore

Design Cover photography: Shutterstock

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądźtowarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/wiorl2_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Dla mojej cudownej, ulubionej siostrzenicy, Louise Collins. Zwielką miłością x

1

– Co ty sobie, do diabła, myślałaś?

Lucy Conway rozejrzała się po oddziale szpitalnym. Wcale nie była zdziwiona, że pozostali pacjenci gapili się na nich po tych wrzaskach, których przed chwilą byli świadkami.

Znowu spojrzała na wujka Franka, który siedział na łóżku i wyglądał na bardzo poruszonego.

– Proszę, czy mógłbyś się uspokoić i przestać krzyczeć? – wyszeptała do niego. – W przeciwnym wypadku zaraz będziesz mieć kolejny epizod, czy cokolwiek to było.

Frank Conway opadł z powrotem na poduszki i znowu pobladł, gdy tylko jego gniew nieco się zmniejszył.

– Nic mi nie jest – odpowiedział, machając ręką. – I to nie był żaden epizod. Wyniki badań wkrótce to potwierdzą. Po prostu potknąłem się o własną nogę i mam nadzieję, że już jutro będę w domu. Nie ma się czym martwić.

– Świetnie – powiedziała Lucy, przewracając oczami. – To może pójdziemy później pobiegać, jeśli tylko będziesz mieć czas.

W odpowiedzi parsknął śmiechem, a potem podążył wzrokiem za jej spojrzeniem do miejsca na kołdrze, gdzie leżała jego mocno opuchnięta i posiniaczona stopa. Wcześniej upadł i mocno się potłukł.

– To tylko małe pęknięcie – oznajmił. Jednak jego sześćdziesięciosiedmioletnia twarz wykrzywiała się z bólu.

Lucy zerknęła na kroplówkę podłączoną do jego ręki i poczuła lęk. Nie miała pojęcia, co by zrobiła, gdyby straciła wujka Franka. Był jej opoką i jedynym członkiem rodziny, który się o nią naprawdę troszczył.

Usiadła na brzegu łóżka i westchnęła.

– Nie powinnam była nic mówić – odezwała się, czując na siebie złość, że go zdenerwowała w takim stanie, w szpitalu.

Frank popatrzył na nią, a jego brązowe oczy złagodniały.

– Jesteś moją ulubioną siostrzenicą. Rozmawiamy niemal codziennie. Mówisz mi o wszystkim, więc dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?

– Ponieważ dzisiaj jesteś w szpitalu – odpowiedziała, a potem wzięła go za rękę i mocno uścisnęła. – A tak przy okazji: jestem twoją jedyną siostrzenicą.

Uśmiechnął się do niej.

– Co nie zmienia faktu, że ulubioną.

Przez chwilę milczeli, a Lucy rozkoszowała się siłą, jaką dawał jej ten uścisk jego ręki. Jej palce dotknęły złotej ślubnej obrączki, którą wciąż miał na palcu. Wujek Frank cały czas ją nosił. Pięć lat po tym, jak stracił ukochaną żonę. Odejście cioci Jane wciąż ciążyło im obojgu. Wiele by dali, żeby tego popołudnia mogła być przy nich. Taka uspokajająca i pocieszająca. Teraz Lucy tęskniła za nią bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

– Jamie Watkins – wymamrotał Frank, delikatnie kręcąc głową.

– Nie denerwuj się – powiedziała Lucy, krzywiąc się. – On nie jest tego wart.

– Jest okropny – oznajmił Frank z niesmakiem. – Co ty w ogóle widziałaś w kimś takim, jak on?

Lucy przewróciła oczami.

– Próbowałam tylko zadowolić rodziców, co jak zwykle mi się nie udało – stwierdziła.

Przez całe swoje trzydziestoletnie życie próbowała dokonać czegoś, co byłoby osiągnięciem w oczach jej rodziców. Niestety znalezienie się na pierwszych stronach plotkarskich gazet nie było tym, o co im chodziło.

Wujek Frank ponownie ścisnął jej dłoń.

– Chyba mieli nadzieję, że już przestałaś pojawiać się na okładkach.

– Ja też – odparła Lucy i chwyciła gazetę leżącą na kolanach wujka Franka.

Żonaty potentat medialny i zbuntowana córeczka bogatych rodziców! – głosił krzykliwy nagłówek. Jamie Watkins ma za plecami żony gorący romans z imprezowiczką Lucy Conway!

Lucy jęknęła. Imprezowiczka! Od kiedy? To brzmiało tak, jakby była jakąś skończoną idiotką.

Etykieta zbuntowanej córeczki bogatych rodziców była już bliższa prawdy. Ale minęło aż dziesięć lat, od kiedy po raz ostatni pojawiła się pośród śmietanki towarzyskiej Londynu. I to tylko na krótko. Dawno temu porzuciła takie życie. A teraz wszystko powróciło. Poczuła, że rozbolał ją żołądek.

Dwa zdjęcia sprawiły, że poczuła się jeszcze gorzej. Na pierwszym widniał Jamie z żoną i dwójką ich dzieci, pozujący gdzieś w słonecznym ogrodzie. Wyglądali jak idealna rodzina. Drugie przedstawiało Lucy na jakiejś imprezie sprzed dekady, której nawet dokładnie nie pamiętała. Trzymała kieliszek szampana i szczerzyła się do obiektywu. W opiętej bluzce z dość mocno odsłoniętym dekoltem wyglądała jak jakaś głupia cizia.

Największą zniewagą było jednak to, że każde słowo w tym artykule było nieprawdziwe, ale nikt, poza nią i Jamiem, o tym nie wiedział.

Szybko usunęła gazetę z zasięgu wzroku i postanowiła, że raz na zawsze kończy z facetami. Naprawdę dużo lepiej było jej, gdy była sama.

– Powiedział mi, że jego małżeństwo to przeszłość – odezwała się, przesuwając dłonią po swoich długich, ciemnych włosach. – A ja głupia mu uwierzyłam.

Ciężko westchnęła na samą myśl o Jamiem. Był właścicielem jednej z największych gazet codziennych w kraju. Na jednym z nudnych przyjęć u swoich rodziców niespodziewanie uległa jego niewątpliwemu urokowi. Spotykali się przez trzy miesiące, podczas których nie zadał sobie trudu, aby jej wspomnieć, że jest cały czas żonaty i nie ma mowy o żadnej separacji.

Lucy aż spuściła głowę ze wstydu. Od zawsze brzydziła się romansami na boku, a teraz, według prasy, sama brała w tym udział.

Spojrzała we współczujące oczy wujka Franka.

– Przepraszam, jeśli znowu musiałeś się za mnie wstydzić – powiedziała.

– Nigdy nie musiałem – odrzekł łagodnie. – Czy mogę zapytać, jak moja droga szwagierka przyjęła te wszystkie wiadomości?

– Nie słyszałam nigdy wcześniej, żeby głos mamy wchodził na takie wysokie tony – odparła Lucy i głośno wypuściła powietrze. – Jej poziom stresu osiągnął teraz DEFCON 4.

To nie była przesada. Jej matka tamtego poranka, gdy cała historia wyszła na jaw, wściekała się na nią przez ponad godzinę podczas śniadania. Trudno było tego słuchać. Dowiedziała się, że przyniosła wstyd rodzinie – znowu – ale też, co gorsza, firmie jej rodziców. A przecież Lucy wiedziała od najmłodszych lat, że firma była ważniejsza od niej.

Monolog mamy trwał w najlepsze aż do momentu, gdy przerwał go telefon ze szpitala. Wujek Frank umieścił Lucy na liście osób do kontaktu w nagłych wypadkach, więc pojechała do niego, do szpitala znajdującego się pięćdziesiąt mil od Londynu. Dobrze się też złożyło, bo mama nie miała już czasu zajmować się wyluzowanym podejściem do życia swojego brata. Nigdy nie byli blisko. Czasem Lucy w skrytości ducha dziękowała za to, że nie była jedyną rozczarowującą osobą w tej rodzinie.

Jej niepokój związany z pobytem wujka Franka w szpitalu nieco się zmniejszył, gdy się okazało, że to tylko małe złamanie kości stopy. Upierał się, że to był tylko wypadek, ale lekarze postanowili przeprowadzić jeszcze kilka dodatkowych badań, aby mieć pewność, że to rzeczywiście nic poważnego. Lucy trzymała rękę na pulsie, tak na wszelki wypadek.

– Jestem pewien, że wkrótce się uspokoi – stwierdził wujek. – Mojej szwagierce zawsze, prędzej czy później, przechodzi.

Lucy nie była tego taka pewna. Jeśli chodziło o jej matkę, to nie było gorszego grzechu od splamienia wizerunku rodzinnej firmy. Lukratywny interes, który rodzice budowali przez całe życie, był jak zwykle ważniejszy od dobra własnej córki. Gdy była dzieckiem, przenosili się z miejsca na miejsce, a każdy kolejny adres był coraz bardziej prestiżowy, dom zaś coraz większy. Aż wreszcie wspięli się na sam szczyt swojej kariery i mieszkali teraz w samym sercu Londynu, w jednym z najbardziej luksusowych domów przy jednej z najbardziej pożądanych ulic.

Najważniejsze dla jej rodziców były odpowiedni wizerunek i sukces. Zdjęcia ich córki w jakimś tabloidzie nie pasowały do tego idealnego obrazka.

Frank znowu zerknął na gazetę leżącą na jego kolanach.

– Jestem pewien, że to był nieumyślny błąd.

– Problem w tym, że ciągle je popełniam – powiedziała Lucy z westchnieniem.

Podniosła wzrok i zobaczyła, jak zmartwiony wujek wciąż na nią patrzy. Wyprostowała się i szybko otarła łzy, które nagle pojawiły się w jej oczach.

– W każdym razie Jamie Watkins to zdemoralizowany oszust. Mam nadzieję, że jego żona zrobi z nim porządek – wypaliła Lucy, starając się wyglądać na pewniejszą siebie, niż rzeczywiście była. – Liczy się tylko to, żebyś wyzdrowiał.

– Już lekarze się tym zajmą – odparł Frank łagodnie. – Trochę wcześniej zadzwoniła do mnie twoja mama, żeby sprawdzić, co u mnie, ale także trochę porozmawiać. Uważa, że byłoby najlepiej dla ciebie, gdybyś na jakiś czas wyjechała z Londynu.

Lucy się wzdrygnęła. Przez całe swoje życie czuła się ciężarem dla rodziców. Nigdy nie osiągała dobrych wyników w nauce w ekskluzywnej szkole z internatem, do której ją posłali. Nie była wystarczająco bystra, aby dostać się na uniwersytet. Nie miała żadnego doświadczenia zawodowego, poza pracą w firmie rodziców, a i to, były tylko jakieś drobne obowiązki i zadania. Nie posiadała właściwie żadnych umiejętności. A teraz wyglądało na to, że rodzice nie chcieli nawet, aby mieszkała w ich pobliżu. Lucy miała wrażenie, że nigdy nie będzie w stanie sprawić, aby poczuli się z niej dumni.

– Tak się składa, że może znalazłaby się dla ciebie praca w znakomitej lokalnej gazecie w moim ukochanym rodzinnym Cranbridge – oznajmił wujek Frank. – A ta gazeta ma bardzo wyrozumiałego prezesa.

Po raz pierwszy tego dnia się roześmiała.

– Tak się zupełnie przypadkowo składa, że on jest moim wujkiem!

Frank uśmiechnął się.

– Dokładnie, tak się składa, że jestem właścicielem „The Cranbridge Timesa”. Weź tamtą gazetę, dobrze? – dodał, pokazując na blat szafki nocnej. – To najnowsze wydanie.

Lucy pochyliła się, żeby podnieść złożoną gazetę. Szybko rzuciła okiem na pierwszą stronę „The Cranbridge Timesa”, żeby sprawdzić, czy jest tam jakaś informacja o niej. Jednak na szczęście nagłówki dotyczyły robót drogowych i imprezy charytatywnej. Na głównym planie znajdowało się zdjęcie jakiegoś mężczyzny trzymającego ogromne warzywo.

Podała gazetę wujkowi, który zmarszczył znacząco swoje siwe brwi, gdy wziął ją od Lucy.

– Trzeba przyznać, że to naprawdę imponujących rozmiarów rzepa – powiedział ze śmiechem, gdy przewrócił pierwszą stronę i oddał jej gazetę. – Przeczytaj wstępniak – dodał.

Lucy wzięła do rąk „The Cranbridge Timesa” i szybko przeczytała wszystkie trzy akapity. Ku jej zdumieniu artykuł był pełen pasji, pewności i rzetelnych informacji.

– Całkiem dobre, co? – usłyszała komentarz wujka.

Przytaknęła, wciąż wpatrując się w druk.

– Tak, to naprawdę bardzo dobre. Kto to napisał?

– Tom Addison. Jeden z najlepszych redaktorów, z jakimi miałem okazję pracować.

Następny zdolniacha, który tylko wpędzi ją w kolejne kompleksy – pomyślała.

– Nie nadaję się do pracy w twojej gazecie – powiedziała. – Dobrze wiesz, że nie mam żadnego doświadczenia związanego z dziennikarstwem ani czymkolwiek pokrewnym. Może po prostu zostanę u ciebie przez tydzień albo do czasu, kiedy staniesz na nogi.

– Tak się składa, że gazeta aktualnie ma braki kadrowe. Zatem może po prostu spotkasz się jutro z redaktorem? Dobrze? Dla mnie? – Frank podniósł rękę, na której miał wenflon. – Wszak jestem pod kroplówką.

– To szantaż emocjonalny – odparła. Ale pochyliła się i pocałowała go delikatnie w policzek. – OK. Tylko już nie podnoś sobie ciśnienia. Ani nie rób sobie nadziei. Ale tak, spotkam się z Tomem Addisonem, zanim odwiedzę cię tutaj jutro po południu.

Tak wiele zawdzięczała wujkowi Frankowi. I chociaż czuła się, jakby sięgnęła dna, wiedziała, że czas, który spędzi w Cranbridge, będzie krótki. Tylko do chwili, aż wujek wydobrzeje i wróci do pełni sił. No bo co miała do zaoferowania tej cichej wiosce na odludziu, czego nie miałby nikt inny?

2

Tom Addison zakończył rozmowę telefoniczną. Potem uśmiechnął się z wyraźną ulgą i otworzył drzwi przytulnego pubu The Black Swan w Cranbridge.

– Dobry wieczór wszystkim – oznajmił, idąc do baru.

Ponieważ padała letnia mżawka, kilkoro klientów znajdowało się w środku zamiast w dużo przyjemniejszym ogródku.

Spojrzeli na niego wyczekująco. Na ich twarzach malowała się troska.

– Dobra wiadomość jest taka, że Frankowi nic nie będzie – poinformował. – Właśnie z nim rozmawiałem. Okazało się, że to na szczęście nic poważnego. Tylko niewielkie złamanie stopy. Zatem wkrótce będzie w domu.

Wszyscy odetchnęli z ulgą.

– To fantastyczna wiadomość – ucieszył się Josh, najlepszy przyjaciel Franka, siedzący na barowym stołku. – To miejsce nie jest już takie samo bez niego.

– Zgadzam się – odpowiedziała dziewczyna Josha, Amber, siedząca z przyjaciółmi przy niewielkim stoliku. – Ale jutro rano dziwnie będzie nie widzieć go rozmawiającego jak zwykle na werandzie ze Stanleyem.

Josh i Amber prowadzili sklep The Cranbridge Stores na Riverside Lane. Frank zazwyczaj kupował u nich kawę na wynos, a potem siadał na jednej z ławek na werandzie przed sklepem i ucinał sobie pogawędkę ze starym przyjacielem Stanleyem.

– Dzięki Bogu, że nic mu nie jest – dodała Molly, która siedziała obok Amber. Widać było, że poczuła ulgę. – Bardzo się martwiłam. Okropnie jest ze świadomością, że on leży w szpitalu – dodała. Molly była recepcjonistką i sekretarką w biurze gazety. Słodka dwudziestolatka ciesząca się swoją pierwszą pracą na pełny etat.

Tom miał nadzieję, że będzie miała tę pracę do końca roku, ale niczego nie mógł obiecać, biorąc pod uwagę trudną sytuację gazety.

Od prawie stu lat ukazywało się cotygodniowe, papierowe wydanie „The Cranbridge Timesa”. Jednak w ostatnich latach gazeta z trudem utrzymywała się na powierzchni na bardzo wymagającym rynku. Mało kto w dzisiejszych czasach kupował drukowane gazety. W przypadku wydania online niestety wcale nie było lepiej. Prawda była taka, że czytelnicy przestali się interesować lokalnymi wiadomościami i nic nie wskazywało na to, aby ten trend miał się odwrócić.

Belle, siedząca po przeciwnej stronie stolika, przewróciła oczami, widząc łzy Molly, i szybko uścisnęła przyjaciółkę za ramiona.

– To dobre wiadomości, więc choć raz powstrzymaj fontannę łez – powiedziała. – Frankowi nic nie będzie. Przyniosę nam wszystkim drinki.

– Następną kolejkę ja stawiam! – oznajmił radośnie Tom. – Żebyśmy mogli się napić za zdrowie Franka.

Belle była tutaj barmanką. Wstała i udała się za bar.

– Czy ta propozycja dotyczy również personelu? – zapytała ze śmiechem.

– Oczywiście – zapewnił Tom, odwzajemniając uśmiech.

– Zatem dzięki Bogu, że pijesz akurat u nas – odparła, mrugając do niego.

– Po pierwsze, to jedyny pub w tej wsi – wyjaśnił Tom. – A po drugie, trudno byłoby mi znaleźć tak gustowne miejsce gdzie indziej – powiedział i machnął ręką, wskazując obskurne wnętrze pubu. Jednak czuł się tutaj jak w domu. The Black Swan miał piękny kominek i dębowe belki, ale przede wszystkim był pełen ludzi, którzy lubili Toma. Łącznie z Belle, która wcale nie była taka groźna, na jaką wyglądała. Atrakcyjna brunetka trzymająca wszystkich na dystans. – Proszę, wyszepcz te trzy krótkie słowa, dzięki którym będę miał lepszy dzień – poprosił Tom.

– Oto twój kufel – powiedziała Belle, wręczając mu napój.

– Bingo – odpowiedział.

Belle tylko lekko się uśmiechnęła w odpowiedzi na jego kiepski żart. Wiedział, że robi z siebie pajaca, i nienawidził siebie za to. Ale nie mógł się powstrzymać. Zrobiłby wszystko, byleby tylko nikt się nie dowiedział, jak bardzo jest nieszczęśliwy. W końcu to właśnie jego wygłupy i żarty pomogły mamie wyjść z mroku po śmierci ojca, która miała miejsce, gdy Tom był mały. Razem z mamą stworzyli silną drużynę. A Tom zawsze wywoływał uśmiech na jej twarzy.

Ale teraz to Tom poszukiwał odrobiny radości i pocieszenia po stracie mamy sześć miesięcy temu. W ciągu ostatnich dwóch lat jego serce już po raz drugi pękło. I nie był pewien, czy kiedykolwiek uda mu się je na nowo poskładać. Ale nie chciał nikomu pokazywać swoich uczuć. Nie chciał nikogo martwić. Ani tym bardziej nie potrzebował niczyjej litości.

– Wiecie co, umieram z głodu. Może nie będę sobie żałował i wezmę stek? – wypalił Tom.

Belle spojrzała na niego groźnie.

– Jesteś pewien? To oznaczałoby konieczność odpalenia mikrofali.

– Czemu nie? – odparł ze śmiechem. – Chyba nie może już gorzej smakować niż kurczak.

– Jak chcesz. Ostrzegałam – odpowiedziała Belle.

Pewnie miała rację, ale Tom ostatnio nie zaprzątał sobie głowy gotowaniem tylko dla siebie. A niestety jedynym miejscem w tej wsi, które oferowało gotowe jedzenie, był pub. I chociaż wszystko tutaj mu się podobało, to akurat jedzenie było kiepskie.

Ciotka Belle, Angie, współwłaścicielka The Black Swan, nalegała, aby w karcie pubu znalazło się jedzenie, choć słowo „jedzenie” było tutaj trochę na wyrost. Niestety jej umiejętności kulinarne były bardzo słabe, a większość dań była serwowana przy akompaniamencie wyjącego alarmu czujnika dymu.

Jednak z braku laku dobry kit, a po dzisiejszym dramacie to już w ogóle Tom był szczęśliwy, że może być tutaj w pubie i nie zawracać sobie głowy myśleniem o samodzielnym przygotowywaniu posiłku.

Na barze leżał stos gazet. Tom podniósł egzemplarz „The Daily Maila” i zerknął na dwa zdjęcia na pierwszej stronie. Na jednym był potentat medialny Jamie Watkins, który został przyłapany na zdradzie żony z jakąś mało znaną celebrytką. Nic dziwnego – pomyślał Tom. Facet był znany z tego, że od dawna oszukiwał żonę, która naprawdę miała do niego anielską cierpliwość. A ta druga kobieta z kolei wydawała się mieć niezłe parcie na szkło. Wreszcie miała swoje pięć minut, jak to bywa z takimi rozpieszczonymi dziuniami. Na drugim zdjęciu znajdowała się jego własna była żona, Andrea, stojąca obok szefa stacji telewizyjnej, o którym plotkowało się, że jest jej kochankiem.

Jego prawa dłoń bezwiednie powędrowała do serdecznego palca lewej ręki. Natychmiast ją cofnął, zirytowany tym, jak wciąż dziwnie czuje się bez obrączki.

Tom pokręcił głową. Żony nie było już w jego życiu prawie od dwóch lat, ale nadal czuł się złamany i zdradzony.

Andrea zawsze była ambitna. Wiedział to, gdy poznali się na przyjęciu zorganizowanym przez dużą korporację, będącą właścicielem zarówno gazety, którą wtedy redagował, jak i stacji telewizyjnej, w której ona była prezenterką wiadomości. Powiedziała mu wtedy, że z odpowiednim partnerem mógłby szybko wspiąć się po szczeblach kariery. Jednak w przeciwieństwie do niej on nie miał wielkich ambicji. Chciał po prostu jak najlepiej wykonywać pracę, którą kocha. To rodziło wiele sporów i kłótni, lecz nie tak wielkich, aby odwoływać ich ślub. Jednak atrament na akcie małżeństwa nie zdążył jeszcze dobrze wyschnąć, gdy Tom się dowiedział, że go zdradza.

Była też okrutna. Wciąż potrafiła wysyłać mu SMS-y z pytaniem, czy za nią tęskni. Oczywiście, że tak. Ale nic jej na to nie odpisywał. Bo i po co?

W każdym razie ten rozdział jego życia definitywnie się zakończył. Rozwiedli się, był sam i tak miało już pozostać. Na zawsze.

Siedzący na stołku obok Josh odchrząknął. Tom podniósł wzrok i spostrzegł, że przyjaciel przygląda mu się z uśmiechem wyrażającym zrozumienie pomieszane z politowaniem.

Tom szybko odłożył gazetę i wskazał zdjęcie Jamiego Watkinsa.

– Wiedziałeś, że jest tak tępy, bo w głowie ma tylko siano?

Josh pokiwał głową.

– Według mnie zawsze był głupkiem, jakich mało.

Tom lubił Josha. Zaprzyjaźnili się, odkąd poprzedniej jesieni gazeta przeniosła swoje biuro obok Cranbridge Stores.

– A tak przy okazji: uważam, że twoja rubryka była bardzo interesująca w tym tygodniu – pochwalił Josh.

– Dzięki – odparł Tom, po czym niemal jednym haustem wypił prawie ćwierć kufla piwa, żeby złagodzić poczucie winy z powodu okłamywania przyjaciela.

Prawda była taka, że przez większość dni siedział przy biurku, czekając na wenę. Próbując znaleźć jakieś słowa, jakiekolwiek, których mógłby użyć w swoim artykule. Ale od trzech miesięcy nic mu nie przychodziło do głowy. Dlatego odgrzewał stare kotlety, umieszczając w rubryce dawne teksty z nadzieją, że nikt ich wcześniej nie czytał i się nie zorientuje. Niemoc twórcza była teraz jego koszmarem, z którego nie potrafił się otrząsnąć. Nawet nie umiał już się cieszyć swoją pracą.

Jedynie sama gazeta była teraz w gorszym stanie niż on. Jeśli wyniki sprzedaży i dochody z reklam nie poszybują w górę, to zarówno on, jak i Molly zostaną bez pracy. A bez tej gazety nie bardzo wiedział, co pocznie ze swoim życiem.

Tom wiedział, że źle wykonuje swoją pracę. Był prawie pewien, że również Frank to wiedział, pomimo usilnych starań Toma, aby ukryć przed właścicielem prawdę o stanie gazety. Jednak Frank mu ufał, a lojalność była dla Toma wszystkim.

W końcu Frank był jednym z pierwszych, którzy wyciągnęli do niego rękę i zaoferowali pracę, gdy prawie dwa lata temu wszystko zawaliło mu się na głowę. Rozwód, utrata domu i choroba matki.

Powoli poznawali się dzięki temu, że jego mama przyjaźniła się z Frankiem. Od dziesięciu lat mieszkała w Cranbridge i była tutaj bardzo szczęśliwa.

Pomimo złamanego serca Tom również pokochał to miejsce. Wieś i jej mieszkańcy byli promykami słońca wnoszącymi radość do jego życia. Lubił ich poznawać, a niektórzy z nich stali się jego naprawdę bliskimi przyjaciółmi. Delektował się tym powiewem świeżego powietrza i zmieniającymi się porami roku, które oferowało mu to miejsce.

Potarł ręką czoło. Naprawdę potrzebował porządnie się wyspać. Ale odkąd zmarła mama, jakoś mu się to nie udawało, a tylko jeszcze więcej pracował. A teraz, jakby mało miał problemów, musiał jeszcze przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną z siostrzenicą Franka, który dość lakonicznie przedstawił jej dotychczasową ścieżkę zawodową. Tom nie miał pojęcia, jakiego rodzaju pracę miałby jej zaoferować i skąd miałby wytrzasnąć pieniądze na wynagrodzenie dla niej. Jednak gdy Frank zadzwonił do niego ze szpitala w tej właśnie sprawie, trudno byłoby się przyznać do tego, jak ciężka była sytuacja finansowa gazety.

Na chwilę opadł na stołek, przytłoczony wagą odpowiedzialności, jaka na nim ciążyła. Jednak musiał to wszystko zatrzymać dla siebie. To zbyt wielkie brzemię dla kogokolwiek innego.

Dlatego wyprostował się i uśmiechając od ucha do ucha powiedział:

– Dobra, kto ma ochotę pograć w rzutki?

Od jutra rozpocznie nowy rozdział w swoim życiu – obiecał sobie. Pod warunkiem, że coś jest za tym zakrętem.

3

Gdy Lucy jechała przez wieś swoim fordem fiestą, nuciła piosenkę razem z radiem.

Wiedziała, że powinna być w dużo gorszym nastroju, niż dzisiaj była. W końcu nie miała za bardzo czym się pochwalić w kwestii swojego rozwoju zawodowego. A były kochanek okazał się żonatym oszustem. Rodzice byli wściekli, że jej „romans” znalazł się na pierwszych stronach gazet, a paparazzi koczowali na trawniku pod ich domem.

Jednak pomimo tak ponurego położenia Lucy czuła się szczęśliwsza niż przez cały poprzedni tydzień. Spędzenie nocy z dala od domu, nieopodal szpitala, oznaczało, że nie musiała znosić milczenia rodziców podczas niezręcznej kolacji i mogła się wreszcie trochę zrelaksować. Wujek Frank prawdopodobnie zostanie wypisany ze szpitala w ciągu kilku najbliższych dni. Poczuła ulgę, że to nic poważnego, choć wujek wróci do domu w ortezie stabilizującej złamaną stopę. W związku z tym urazem będzie potrzebował pomocy podczas chodzenia. Lucy cieszyła się, że będzie miała czas pomóc mu w powrocie do zdrowia.

Im dalej wjeżdżała w głąb wsi, tym bardziej jej humor się poprawiał. Była połowa czerwca i do samochodu wpadało przez okno świeże, ciepłe powietrze. Kiedy skończyła się piosenka w radiu, Lucy usłyszała śpiew ptaków.

Podróż zawsze wywoływała uśmiech na jej twarzy. W każde wakacje rodzice pracowali i nie chcieli, żeby się im plątała pod nogami, więc wywozili ją do ciotki i wujka w Cranbridge. Lato zawsze było szczególnie wyjątkowym czasem. Pamiętała wiosłowanie w rzece płynącej przez środek wioski. Lody cieknące jej po palcach. Zapach domowej kuchni i ciast wyjętych z pieca. Uściski cioci Jane. Wygłupy i śmiechy z wujkiem.

A co najważniejsze, znajdowała się z dala od nieustannej krytyki rodziców dotyczącej jej nie dość satysfakcjonujących wyników w nauce. To było właśnie miejsce, w którym mogła się wreszcie zrelaksować i dobrze bawić. Mimo wszystko zawsze się starała zachować pogodę ducha. Była wdzięczna za bogactwo rodziców, które zapewniało jej bezpieczne i beztroskie dorastanie, jednak powodowało też, że uczucia były spychane na dalszy plan. Ale ciocia z wujkiem przez te wszystkie lata jej to wynagradzali.

Kiedy wreszcie dojechała na miejsce, zaparkowała samochód obok domu wujka Franka, po czym wysiadła, rozglądając się i uśmiechając na znajomy widok.

Wieś Cranbridge wyglądała tak samo pięknie jak zawsze. Z domkami z cegły w kolorze piasku stojącymi wzdłuż brzegu rzeki i wyglądającymi zza nich zielonymi wzgórzami rozciągającymi się wokół całej miejscowości. Zamiast głównej drogi środkiem wioski płynęła szeroka i płytka rzeka. Nad nią rozpościerały się trzy stare mosty łączące oba brzegi.

Słońce świeciło wysoko na błękitnym niebie i odbijało się w lśniącej rzece. Ogrody przed rzędem domków obok miejsca, w którym stała, pełne były kolorowych kwiatów, tańczących motyli i brzęczących pszczół.

Sprawdziła godzinę na swoim zegarku i zadecydowała, że pocztą wujka Franka i zapasowymi rzeczami dla niego zajmie się już po spotkaniu z redaktorem naczelnym gazety. Nie chciała się spóźnić, mimo że wciąż nie była pewna, po co właściwie tam idzie i czym mogłaby się pochwalić.

Kierując się w dół rzeki, spostrzegła, że pub The Black Swan był tak samo odrapany i zaniedbany jak zawsze. Jednak wszystko wskazywało na to, że po drugiej stronie rzeki, na Riverside Lane, od jej ostatniej wizyty tutaj zaszły zmiany.

Wzdłuż trawiastego brzegu i szerokiej ścieżki stały tam cztery wolnostojące budynki. Kiedyś wszystkie były sklepami. Były w tym samym kolorze, miały krzywe kominy i łupkowe dachy. Chociaż dwa ostatnie budynki wciąż były zaniedbane, tak samo jak pub, a do tego miały okna zabite deskami, to pierwsze dwa wyglądały zupełnie inaczej, niż je zapamiętała.

Przeszła przez wąski kamienny most, wciąż wpatrując się ze zdziwieniem w Cranbridge Stores. Wcześniej sklep był przytłaczający i ciemny, teraz wydawał się całkowicie odmieniony. Na odnowionej werandzie powiewały na delikatnym wietrze trójkątne chorągiewki. Na ławkach stojących pod ogromnymi oknami wykuszowymi leżały miękkie, pastelowe poduszki. Okna były udekorowane letnimi produktami. Świeże kwiaty w wiaderkach stały na schodach, a ich ceny były zapisane na malutkich tabliczkach.

Obok sklepu stał opuszczony budynek, który kiedyś był pasmanterią. W głowie Lucy aż roiło się od wspomnień związanych z pomieszczeniami nad sklepem, gdzie przez wiele lat mieszkali wujek Frank i ciocia Jane. Sklep nadal wydawał się pusty, jednak wyglądało na to, że przeszedł metamorfozę, choć nie tak spektakularną jak Cranbridge Stores. To również był lokal z ogromnymi oknami wystawowymi po obu stronach drzwi wejściowych. Jednak bez werandy i kwiatów wyglądał jakoś goło. Mały szyld na oknie informował, że to redakcja gazety „The Cranbridge Times”. Widać było, że ktoś próbował pomalować ramy okienne, jednak niezbyt skutecznie.

Pomimo że była to tylko mała, lokalna gazeta, Lucy była pod wrażeniem artykułu, który w niej przeczytała. Gołym okiem było widać, że to jakaś kopalnia talentów. Poza tym wujek zwykle miał nosa do ludzi, dlatego wchodząc do środka, była naprawdę pełna dobrych przeczuć.

– „Cranbridge Times”, w czym mogę pomóc? – powiedziała do słuchawki telefonu młoda i ładna recepcjonistka. – O, cześć Bernie. Jak się masz?

Lucy rozejrzała się po biurze. Wyglądało na to, że farby nie wystarczyło, by odnowić wnętrze. Ze zdumieniem stwierdziła, że w środku panuje kompletny bałagan. Półki, na których niegdyś znajdowały się guziki i tasiemki stanowiące asortyment sklepu pasmanteryjnego, były zagracone bezładnymi stosami papierów, teczek, segregatorów i książek. Było też kilka biurek, na których leżały wcale nie mniejsze sterty papierów. Największym szokiem było jednak to, że pomimo dużej przestrzeni nie było tutaj żadnych pracowników z wyjątkiem młodej recepcjonistki.

Dziewczyna wreszcie zakończyła rozmowę i przywitała Lucy z uśmiechem.

– Witam. W czym mogę pomóc? – zapytała.

– Jestem umówiona z Tomem Addisonem – odpowiedziała Lucy. – Na rozmowę kwalifikacyjną.

– Zaraz wróci do biura. Po prostu wejdź do tamtego pokoju na końcu. To jego gabinet. Na pewno go nie przegapisz. To ten najbardziej zabałaganiony.

– Dobrze. Dziękuję – odrzekła Lucy, zastanawiając się, czy to możliwe, żeby w jakimś pomieszczeniu panował jeszcze większy bałagan.

Minęła puste biurka. Od momentu kiedy recepcjonistka skończyła rozmawiać przez telefon, zrobiło się tu naprawdę cicho. Gdzie się podziali inni pracownicy? Czy byli aż tak pochłonięci kolejnym tematem? Wiedziała, że to tylko lokalna gazeta, ale spodziewała się czegoś więcej.

Dotarła do drzwi, na których ktoś przylepił karteczkę z napisem „Redaktor Naczelny”. Zajrzała do środka i od razu stwierdziła, że recepcjonistka miała rację. Były tam całe stosy dokumentów, puste opakowania po chipsach i puszki po coli, a także mnóstwo gazet i notatek. Gdziekolwiek wcześniej pracowała, jej biurko zawsze było skrupulatnie uporządkowane. Jak można w czymś takim funkcjonować?

Dźwięk kroków spowodował, że natychmiast się odwróciła.

– Witam – powiedział, wchodząc do pokoju, wysoki mężczyzna o szerokich ramionach.

Prawdopodobnie Tom Addison. Był po trzydziestce. Miał ciemne, falowane włosy. Wyglądał, jakby dostał od życia w kość, podobnie jak sfilcowana zielona koszulka, którą miał na sobie. Bardzo różnił się od wizerunku eleganckiego mężczyzny, jakiego Lucy spodziewała się tutaj spotkać po przeczytaniu jego artykułu.

Rzucił na zagracone biurko jeszcze jakieś dokumenty i spojrzał na nią. Przeszył ją jakiś dreszcz, gdy ich oczy się spotkały. Jego płonęły błękitem. Niespodziewanym błękitem.

– Jesteś wcześniej, niż się spodziewałem – powiedział ze śmiechem.

Zerknęła na zegarek. Była ponad kwadrans przed czasem, ale bardzo jej zależało, żeby zdążyć do szpitala w godzinach odwiedzin.

– Zacznę od tego, że nie ma konieczności, żebyś zdejmowała górę – kontynuował.

Popatrzyła na niego zszokowana. Może się przesłyszała.

– Górę…? – wykrztusiła.

– Czułbym się niekomfortowo – wypalił, przeczesując dłonią swoje potargane włosy. – Nie uważam, aby to było stosowne.

Lucy wreszcie odzyskała mowę.

– Zgadzam się, że to absolutnie niestosowne. Nie wiem, jakiego rodzaju działalność pan tutaj prowadzi, ale nie mam w zwyczaju się rozbierać, żeby dostać pracę! – zripostowała, wciąż zszokowana. – Może pan wierzyć lub nie, ale nie potrzebuję ani pieniędzy, ani pracy aż tak bardzo!

– Pracy? – zapytał, gapiąc się na nią. – Nie jesteś tą kobietą po nieudanej operacji plastycznej?

Zarumieniła się z zażenowania.

– Nie! Jestem Lucy Conway. Siostrzenica Franka. Przyszłam tutaj na rozmowę w sprawie pracy.

– To dzisiaj? Racja. Rozumiem – wymamrotał i wyszczerzył zęby w uśmiechu, który nieco rozjaśnił jego, trzeba przyznać, przystojną twarz. – Bardzo przepraszam za tamto. Straciłem poczucie czasu. Od miesięcy nęka mnie tamta kobieta i już się wystraszyłem, że będę miał sprawę o molestowanie seksualne.

Lucy nadal jeszcze próbowała się uspokoić, gdy on poszedł za swoje biurko, usiadł, położył zniszczone conversy na blacie i odchylił się na krześle. Zauważyła, że nogawki jego dżinsów były postrzępione na dole.

– Usiądź, proszę – powiedział, wskazując pobliskie krzesło, na którym piętrzyła się sterta jakichś papierów. – Możesz to zrzucić na podłogę.

To miejsce było pogrążone w kompletnym chaosie – pomyślała Lucy, gdy przesuwała dokumenty. Aż ją ręce świerzbiły, żeby tutaj posprzątać. Tylko od czego należałoby zacząć?

W końcu usiadła. Spostrzegła, że Tom się jej przyglądał.

– Co z Frankiem? – zapytał.

– Jest dużo lepiej, dziękuję – odpowiedziała. – Ma nadzieje, że jutro go wypiszą do domu. Dziś po południu jadę do niego do szpitala.

Tom pokiwał głową.

– To dobrze, dobrze – odparł. Jednak wydawał się nieco rozkojarzony. – Przepraszam, czy my się już wcześniej spotkaliśmy?

Lucy potrząsnęła głową.

– Nie sądzę.

W ciągu ostatniego roku dużo rzadziej odwiedzała Cranbridge, ponieważ rodzice wywierali na nią presję, żeby przedkładała pracę nad wszystko inne. A kiedy już czasem udało się jej odwiedzić wujka Franka, to praktycznie nie wychodziła z jego domu.

Zmarszczył czoło.

– A jednak twoja twarz wydaje mi się jakaś znajoma.

Lucy zaczęła się kręcić niezręcznie na krześle, mając nadzieję, że redaktor nie zorientuje się, z kim ma do czynienia. Jednak, ku jej przerażeniu, na biurku pomiędzy nimi leżało najnowsze wydanie brukowca, na którego pierwszej stronie widniało jej nieszczęsne zdjęcie.

Spojrzała szybko na Toma, który jednak już zdążył podążyć za jej wzrokiem i patrzył na tę samą gazetę. Potem zerknął z niedowierzaniem na Lucy.

– To ty? – zapytał.

Wzruszyła ramionami tak bardzo niedbale, jak tylko potrafiła.

– To ja – odparła, lekko się uśmiechając. – Niestety w tym tygodniu jestem osobą z pierwszych stron gazet.

Tom wciąż świdrował ją swoimi błękitnymi oczami.

– I masz nadzieję, że na resztę tygodnia zapadniesz się pod ziemię, co? – odezwał się wreszcie.

Westchnęła.

– Dla jasności: nie wiedziałam, że wciąż jest żonaty – zaczęła. – A tak poza tym okazał się absolutną świnią i żałuję, że kiedykolwiek na niego spojrzałam.

– Dobrze. Rozumiem. – Tom odchrząknął. – I chciałabyś pracować tutaj, w „The Cranbridge Timesie”?

– Nie. Niezupełnie – odpowiedziała. Uznała, że szczerość będzie najlepsza.

Tom roześmiał się, jeszcze bardziej zdumiony.

– Nie chcesz pracy? – dopytywał.

– Cóż… Tak, chcę. Potrzebuję pieniędzy na życie, a w tej chwili jestem bez pracy. Mam nadzieję, że to tylko przejściowa sytuacja – wyjaśniła. – Po prostu zamierzam zostać u wujka do czasu, aż stanie na nogi.

– Rozumiem – odpowiedział Tom i głośno wypuścił powietrze. Wyglądał na zakłopotanego. – To dlaczego właściwie się spotykamy?

– Myślę, że wujek Frank po prostu próbuje mi pomóc – oznajmiła, uśmiechając się. – Jestem naprawdę pracowita, jednak nie posiadam żadnego doświadczenia w pracy w gazecie. W firmie rodziców zajmowałam się kwestiami administracyjnymi. Tak naprawdę to nie posiadam żadnych umiejętności, o których warto byłoby wspominać.

Po tym wyznaniu Tom uniósł brwi.

– Czy zawsze tak się zachowujesz na rozmowach kwalifikacyjnych? – zapytał, a na jego ustach igrał uśmieszek. – Opowiadasz potencjalnemu pracodawcy, jak bardzo nie nadajesz się do pracy, o którą się ubiegasz?

Roześmiała się.

– Nie mam pojęcia o rozmowach kwalifikacyjnych, zawsze pracowałam tylko u swoich rodziców. Posłuchaj… Doceniam, że znalazłeś czas, żeby się ze mną spotkać. Ale niestety nie mam do zaoferowania nic, co mogłoby się tutaj przydać. W sumie najlepsze, co mogłabym tu zrobić, to trochę posprzątać. Ale to wszystko.

Nadal przyglądał się jej w milczeniu, aż niezręcznie zaczęła się kręcić na krześle, co przełamało tę ciszę.

– Mogę tego żałować, ale niech będzie – odezwał się Tom, wstając i obchodząc biurko. – Praca jest twoja, jeśli chcesz. Zaczynasz w poniedziałek, punktualnie o dziewiątej.

Lucy również wstała.

– Nie rozumiem – powiedziała. – Jaka praca? Co miałabym robić?

– Trochę tutaj posprzątać – powtórzył jej słowa. – Potraktuj to jako przysługę dla Franka. To pewnie już bardziej nie zaszkodzi temu miejscu. Co ty na to? Będziemy planować harmonogram tydzień po tygodniu, dobrze?

Lucy była tak zszokowana, że przytaknęła bezmyślnie.

– Eee… OK – odpowiedziała w końcu.

Tom się uśmiechnął.

– To nie było takie trudne, prawda? I nie musiałaś nawet zdejmować koszulki.

I po tym wszystkim wyszedł z pokoju.

Lucy poszła za nim oszołomiona. Powiedziała Tomowi, że nie chce tej pracy. Wyglądało na to, że nie miał dla niej żadnej propozycji. A teraz nagle się okazało, że w poniedziałek rano zaczyna pracę w „The Cranbridge Timesie”.

Nie była pewna, co się właściwie stało, ale przynajmniej wujek będzie szczęśliwy, że załapała jakieś tymczasowe zajęcie. Pewnie tylko do końca tygodnia.

Przez moment pomyślała, jak by to było spędzić w Cranbridge całe lato. Ale od razu odrzuciła ten pomysł, chociaż brzmiał niezwykle kusząco.

4

Do czasu gdy Lucy wróciła do szpitala po zaskakująco pomyślnej rozmowie w sprawie pracy w „The Cranbridge Timesie”, jej optymizm stopniał.

– Nie wiem, czy sobie poradzę – podzieliła się wątpliwościami, starając się mówić cicho, ze względu na innych pacjentów przebywających na oddziale. – Co ja wiem o pracy w gazecie?

Jak zawsze czuła się niewystarczająco dobra. Nie pomagała też świadomość, że nie osiągała najlepszych wyników w nauce w prestiżowej szkole z internatem, do której posłali ją rodzice. W ich oczach była niewystarczająco zdolna i zdeterminowana, żeby zrobić jakąś karierę. Właśnie dlatego popychali ją do wykonywania przeróżnych zadań biznesowych. Wiele z nich uważała za nużące, chociaż i tak cieszyła się z tych zajęć i godziła się na nie, bo nie wiedziała, co mogłaby zaoferować innym pracodawcom.

– Czy wspomniałaś o swojej działalności wolontariackiej? – zapytał wujek Frank. – Tom na pewno by się tym zainteresował.

Poza Cranbridge, gdzie przyjeżdżała do cioci i wujka, wartościowa i spełniona czuła się w ostatnich latach podczas weekendowej pracy jako wolontariuszka. Niezależnie od tego, czy było to zmywanie w schronisku dla bezdomnych, czy pomoc w świetlicy wiejskiej, zawsze wtedy miała poczucie, że robi coś pożytecznego i ważnego.

Rodzice nie postrzegali tego w taki sposób.

– Pomaganie ludziom nie jest odpowiednim zajęciem – mawiała matka. – Nie opłacisz za to rachunków ani nie rozwiniesz swojej kariery.

Jedyną osobą, która ją do tego zachęcała, był wujek Frank.

– Nie, nie wspomniałam – potrząsnęła głową. – Tom był wyraźnie bardzo zajęty i nie sądzę, żeby taka informacja miała jakiekolwiek znaczenie przy porządkowaniu tego miejsca – powiedziała i uśmiechnęła się smutno. – Nie wiem jednak, czy na świecie jest tyle czasu, żeby ogarnąć istniejący tam chaos.

Zerknęła na wujka, który siedział i się do niej uśmiechał.

– Co w tym zabawnego? – zapytała, wzdychając.

Wujek Frank uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Tom potrzebuje mądrej, obrotnej osoby, która od czasu do czasu się z nim nie zgodzi. Myślę, że jesteś właśnie taką osoba, która go popchnie we właściwym kierunku.

– Oby tylko nie do rzeki – zadrwiła, opadając na krzesło obok łóżka. – Swoją drogą, wyglądał na pogubionego. Nie wspominając już o stanie biura.

Uśmiech wujka nieco przygasł.

– Ma za sobą kilka trudnych lat. Ale to dobry człowiek. Daj mu szansę.

– A co, jeśli znowu coś schrzanię? Znasz mnie. Pech zdaje się mnie prześladować.

Bawiła się nerwowo srebrną bransoletką, która należała do cioci Jane. Dlaczego nie mogła być tak spokojna, jak jej ukochana ciotka?

– Posłuchaj, idealnie nadajesz się do posprzątania tego miejsca – powiedział wujek. – Poza tym może ci się uda znaleźć jakichś nowych czytelników gdzieś w tym całym bałaganie. Kto wie. Bardzo tego potrzebujemy.

Lucy popatrzyła na niego. Było tak, jak podejrzewała: gazeta miała poważne kłopoty. Tak długo była całym życiem wujka i pozwoliła mu przetrwać po śmierci cioci. Przynajmniej gdy będzie tam pracowała, może spróbować jakoś pomóc utrzymać ją na powierzchni.

Wujek wyglądał na wyczerpanego. Lucy przygryzła wargę. Znów była na siebie zła. Powinna była przyjechać do Cranbridge wcześniej i sprawdzić, jak sprawy się mają. Próbując zadowolić rodziców, tylko koncentrowała się na pracy, przez co zaniedbała wujka. Nie powinna była zostawiać go samego na tak długo, bo on zawsze ją wspierał.

– Dobra wiadomość jest taka, że przynajmniej będziesz mieć towarzystwo podczas powrotu do zdrowia – oznajmiła Lucy.

Jednak, ku jej zdumieniu, wujek potrząsnął głową.

– Mam tylko jedną sypialnię – powiedział. – Gdzie będziesz spała?

– Na sofie – wyjaśniła, wzruszając ramionami. – To w ogóle bez znaczenia.

– Tydzień takiego spania zniszczy ci kręgosłup – odparł wujek. – Może więc zatrzymałabyś się w mieszkaniu nad redakcją?

Popatrzyła zdumiona na wujka.

– Wciąż jesteś jego właścicielem?

Pokiwał głową.

– Oczywiście. Jestem właścicielem nie tylko mieszkania, ale i całej redakcji. Dzięki Bogu, jedno i drugie jest wolne od hipoteki.

Z tym mieszkaniem wiązało się wiele szczęśliwych wspomnień. Przecież to tam mieszkali wujek z ciocią. A na dole mieściła się pasmanteria, którą prowadziła ciocia, Lucy zaś uwielbiała tam przebywać, gdy była dzieckiem. Wciąż pamiętała, jak bawiła się ogromnymi puszkami lśniących guzików i belami pięknych tkanin.

Po śmierci cioci sklep został zamknięty, a wujek przeprowadził się do swojego bungalowu. Lucy sądziła, że sprzedał tamten budynek, ale najwyraźniej się myliła. Uzmysłowiła sobie, że nie była w poprzednim mieszkaniu od lat.

– Czy ono w ogóle nadaje się do zamieszkania? – zapytała, zastanawiając się, w jakim stanie musi się znajdować, skoro nikt tam nie mieszkał od pięciu lat. – Nieważne. Mogę wszystko posprzątać.

– Od kilku miesięcy wynajmuje je Molly. Pracuje w redakcji, razem ze swoją koleżanką. Poznałaś Molly? Jest recepcjonistką. Urocza dziewczyna – kontynuował wujek Frank. – Trochę tam posprzątała. W każdym razie jej przyjaciółka właśnie się wyprowadziła, więc czeka na ciebie wolny pokój. Będzie ci miło mieć współlokatorkę.

Lucy ze zdziwieniem odkryła, że ucieszyła ją ta myśl. W szkole z internatem prawie nie miała przyjaciół. A jedynymi osobami, które spotykała poza pracą u swoich rodziców, byli ludzie z różnych organizacji charytatywnych. I choć polubiła wielu z nich, to jednak nie było tam nikogo, przed kim mogłaby otworzyć swoją duszę. Nie sądziła, aby kiedykolwiek w życiu była w stanie zaufać komuś tak bardzo jak wujkowi Frankowi.

– Czy mogę coś jeszcze zrobić, zanim odbiorę cię jutro ze szpitala? – zapytała Lucy.

– Masz być szczęśliwa, żebym mógł przestać się o ciebie martwić – odpowiedział Frank i wyciągnął rękę, aby chwycić dłoń Lucy. – Twoi rodzice dojdą do siebie, gdy tylko sprawa ucichnie. Zawsze byli bardzo ambitni i poradzą sobie ze wszystkim. Ale ty jesteś inna. Jesteś wyjątkowa, moja kochana dziewczyno.

Uśmiechnęła się do niego, poruszona tym komplementem, choć nie bardzo w niego wierzyła. Nie uważała, żeby było w niej coś wyjątkowego, a rodzice często jej o tym przypominali.

– Wcale nie jestem o tym przekonana, ale proszę, nie martw się. Dam sobie radę.

– Oczywiście, że dasz – odpowiedział wujek. – Gwarantuję, że nawet będziesz się dobrze bawić.

– Jak mogłoby być inaczej? – wymamrotała, ze śmiechem ściskając dłoń wujka. – Będę mieszkać w Cranbridge, blisko ciebie.

Lucy jechała ze szpitala nieco oszołomiona. Na początku tygodnia myślała, że jest zakochana. Ale Jamie Watkins przez cały czas ją okłamywał.

Potem wujek Frank wylądował w szpitalu, a rodzice poprosili ją, żeby na jakiś czas opuściła ich elegancki dom.

Teraz, jakby tego wszystkiego było mało, miała pracować w Cranbridge, by uporządkować pogrążoną w największym chaosie świata redakcję lokalnej gazety.

Tom Addison również stanowił wielką niespodziankę. Chociaż wyglądał na roztrzepanego, to jednak pomyślała, że pod przykrywką tego rozkojarzenia krył się bystry umysł. Z pewnością miał talent, sądząc po jego artykule, który przeczytała w gazecie. A kiedy popatrzył na nią tymi swoimi błękitnymi oczami, poczuła się tak, jakby potrafił zajrzeć do jej duszy.

Pewnie praca z nim byłaby interesująca. Miała tylko nadzieję, że jej tabloidowa sława nie wpłynie na jego stosunek do niej.

Kiedy jechała do swojego domu w Londynie, uzmysłowiła sobie, że możliwość pobytu w Cranbridge pojawiła się w idealnym momencie. To wyglądało na nowy początek. Miała tylko nadzieję, że będzie również potrafiła pozostawić swoje stare, skomplikowane życie za sobą.

5

Tom siedział przy barze w pubie The Black Swan i wpatrywał się w dno swojego pustego kufla.

– Co się dzieje? – zapytał Josh, siadając na tym stołku co zwykle, pomiędzy Tomem i Delem.

Del, na którego wszyscy mówili Dodgy Del, był tutejszym kierowcą autobusu. Był w podobnym wieku co Tom i zawsze wymyślał sposoby, żeby jakoś wspomóc wioskę i zarazem siebie w powiększaniu dochodów. Pomimo wątpliwych metod miał dobre serce.

– Hej – powiedział Tom do przyjaciela. – Mecz się zaraz zacznie.

Na telewizorze z dużym ekranem nad barem powinni już widzieć przygotowania do towarzyskiego meczu pomiędzy Anglią a Walią. Jednak wszystko wskazywało na to, że Angie, właścicielka lokalu, zamierza oglądać serial EastEnders.

– Znowu zaczęli – odezwał się cicho Josh, gdy zza baru zaczęły dochodzić odgłosy kłótni.

Tom pokiwał głową.

– Szczerze mówiąc, nie wiem, czy kiedykolwiek skończyli.

Awantury Mike’a i Angie były już legendarne. Ich miłość z pewnością nie była letnia – temperatura uczuć raz była gorąca, a raz zimna niczym lód, a serwowane przez nich dania doskonale odzwierciedlały te wstrząsy. Jedzenie Angie rzadko kiedy było jadalne. Jednak Tom lubił to miejsce, które zaczął żartobliwie nazywać Mucky Duck. Wieczorem zawsze można było tutaj spotkać kogoś i pogadać, a wszystkim dopisywały humory. Oczywiście oprócz Mike’a i Angie, gdy weszli sobie w drogę.

– Jeśli kiedyś się taki stanę, po prostu mnie odstrzel – odezwał się Josh i spojrzał porozumiewawczo na Toma.

Ten tylko pokręcił głową.

– Ty i Amber nigdy tacy nie będziecie, jestem przekonany.

Josh i Amber byli parą, która odniosła prawdziwy sukces, prowadząc sklep The Cranbridge Stores, odkąd Amber przyjechała tutaj zeszłej jesieni. Teraz stanowili bardzo zgrany zespół. No i byli w sobie szaleńczo zakochani.

– Miejmy nadzieję, że nie – odpowiedział Josh. – A tak przy okazji: jak poszła rozmowa o pracę z siostrzenicą Franka?

Tom pokiwał głową w zamyśleniu.

– Nie wiem, czy można to nazwać rozmową kwalifikacyjną – odpowiedział, marszcząc brwi.

Lucy Conway przez cały czas próbowała go raczej zniechęcić do pomysłu jej zatrudnienia. Oczywiście po tym, gdy jej wyjaśnił, że nie musi zdejmować góry!

– Ale dostanie u nas pracę tymczasową – dodał. – A tak w ogóle, to wiedziałeś, że ona jest dość sławna?

Josh pokręcił głową.

– W jakim sensie?

– Kto jest sławny? – zapytał Del, podnosząc wzrok znad telefonu.