Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gray nie przyjaźni się z kobietami. Tylko z nimi sypia. Aż poznaje Ivy.
Gwiazda futbolu Gray Grayson nie ma ochoty prowadzić różowego samochodu córki swojego agenta, ale potrzebuje jakiegoś środka transportu, a ona studiuje za granicą. I tak się właśnie tłumaczy, gdy dziewczyna pisze do niego zirytowana i obrazowo opisuje, co mu zrobi, jeśli rozbije jej ukochane auto. Ivy Mackenzie w mgnieniu oka staje się jego wirtualną przyjaciółką. A potem Ivy wraca do domu i wszystko bierze w łeb, bo Gray nie może przestać o niej myśleć.
Ivy nie sypia z przyjaciółmi. A już tym bardziej z pewnym futbolistą. Niezależnie od tego, jak bardzo ją podnieca…
Gray doprowadza Ivy do szału. To arogancki typ, który wygląda jak ucieleśnienie seksu, ale jest totalnie zakazany. Ivy ma złotą zasadę: nie spotykać się z klientami ojca. I coraz trudniej się do niej stosować, gdy Gray robi wszystko, by ją uwieść. Jej przyjaciel szybko staje się najbardziej nieodpartym facetem, jakiego spotkała.
To oznacza, że Gray będzie musiał zrobić wszystko, żeby wyjść z friend zone’u i odnaleźć drogę do serca Ivy. Czas, start.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 380
Seria
GAME ON
Na jedną noc
Więcej niż przyjaciel
Teraz twój ruch
Tytuł oryginału: The Friend Zone
Projekt okładki: Sarah Hansen, Okay Creations
Redakcja: Ilona Siwak/Słowne Babki
Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lena Kielak, Dorota Marcinkowska/Słowne Babki
Fotografia wykorzystana na okładce
© vishstudio/Shutterstock
Copyright © 2015 THE FRIEND ZONE by Kristen Callihan© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021
© for the Polish translation by Sylwia Chojnacka
ISBN 978-83-287-1731-2
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2021
fragment
Tę książkę dedykuję Tobie, drogi czytelniku.
W drużynie nie ma nic ważniejszego niż lojalność. Celowo w powieści nie podaję nazwy uczelni czy drużyny, wolę to pozostawić wyobraźni czytelników.
Sezon futbolowy NCAA w 2014 roku został zapoczątkowany turniejem czterech drużyn. Jednakże aby opowiedzieć historię Ivy i Graya tak, jak należało, musiałam trochę namieszać w posezonowym harmonogramie.
4.13
Wiadomość do Graya Graysona z nieznanego numeru
Nieznany numer: Panie Grayson, dowiedziałam się, że tata pożyczył panu mój samochód. Tak naprawdę nie interesuje mnie to, czy mój tata podpisze z panem kontrakt, czy nie. Jestem córką agenta, znam futbolistów. Postawię sprawę jasno. Nie będzie żadnego tenteges w moim samochodzie, bo inaczej się policzymy. Jeśli chce się pan zabawić, to proszę robić to w łóżku, a nie w moim samochodzie.
Pozdrawiam, Ivy Mackenzie
GrayG: Cześć, panno Mac. Jesteś świadoma, że twój samochód to jasnoróżowy fiat 500, prawda? Nawet gdyby udało mi się postawić żagiel w otoczeniu tego całego różu, to i tak samochód nadaje się tylko dla liliputów. Więc nie martw się, nie będzie żadnego tenteges (serio? Tenteges? Ile my mamy lat?) w pobliżu twojego samochodu. Nie zamierzam dobrowolnie skazywać się na posuchę.
Przy okazji: łóżka są przereklamowane. Trzeba dbać o różnorodność.
IvyMac: Masz coś do słowa „tenteges”? Serio, panie Lilipucie? Mam się zadławić twoją hipokryzją czy zachwycać, że wiesz, co to liliput?
Nie będę komentować twojej fobii przed różowym i nie obchodzi mnie, gdzie zaliczasz. Po prostu nie rób tego w moim aucie.
GrayG: Bo widzisz, umiem czytać. Szok, co nie? Ale opanuj się, bo chyba za bardzo interesujesz się moimi sprawami.
IvyMac: Okej, niech ci będzie, byłam niemiła. Oczywiście, że potrafisz czytać. W takim razie przeczytaj to: wystarczy jedno zadrapanie i odkupujesz auto.
GrayG: Kusząca oferta. Kto by nie chciał takiej fury? A można płacić galaretkami w cukrze?
IvyMac: Jasne, pączusiu. Ale samochód nie jest na sprzedaż.
GrayG: Widzę, że odkryłaś moje słodkie wnętrze. Poczekaj, aż spróbujesz mojego kremu.
IvyMac: Bleee… zatrzymaj go sobie.
GrayG: Heh. A dlaczego rozmawiamy o tym o czwartej nad ranem? Nie powinnaś spać?
IvyMac: Sorka, jestem w Londynie. Tutaj jest inna godzina. Hej, a ty nie powinieneś spać? Dlaczego w ogóle odpowiadasz na moje wiadomości? ;-)
GrayG: Nie wiem. Bo jakaś masochistka chce się kłócić o cukierkowy samochód?
IvyMac: Zawsze sądziłam, że futboliści kochają ból.
GrayG: Niee, my zadajemy ból, Mac. I mamy zarąbiste tyłki. Wiadomka.
IvyMac: Okej, spadam.
GrayG: Okej. Pa.
IvyMac: Pa.
GrayG: Do zobaczenia.
GrayG: Albo i nie. Bo mieszkasz w Londynie.
IvyMac: Gray?
GrayG: Tak?
IvyMac: Idź już spać.
GrayG: OK. Dobranoc. Albo dzień dobry. Czy coś.
GrayG: Mac? Halo? Aha. Już cię nie ma.
Kilka godzin później…
GrayG: Mac? A co sądzisz o chromowanych kołpakach? Jestem pewien, że gdy je zobaczysz, to się w nich zakochasz.
IvyMac: Co? Ocipiałeś?!
GrayG: Jaki brzydki język, panno Mac. Jestem w szoku. Mów tak dalej, a będę musiał zrobić tenteges w twoim samochodzie.
IvyMac: Gray! Coś ty, kurwa, zrobił z moim autem?
GrayG: Ha! Dałaś się nabrać. Przyznaj, że obleciał cię strach.
IvyMac: Do niczego się nie przyznaję!!! Specjalnie mnie obudziłeś, żeby się zemścić się za wczoraj?
GrayG: Mac, w Londynie jest 20.00. Dlaczego już śpisz?
IvyMac: Bo muszę wstać o 3.30. Pracuję w piekarni mamy.
GrayG: A więc robisz ciasta i tak dalej? O Boże, zaraz się oślinię.
IvyMac: Lubisz słodkie, wielkoludzie?
GrayG: Świntuszymy, Mac?
IvyMac: *przewraca oczami* Czy twoja wiadomość miała jakiś cel?
GrayG: Chyba nie. Przepraszam, że przeszkodziłem. Dobranoc, Mac.
IvyMac: Nie przeszkadzasz mi. Po prostu jestem marudna, bo muszę wcześnie wstać. Ludzie twierdzą, że potrafię być szorstka. Ale nie robię tego celowo.
GrayG: Szorstka? Nie. Jesteś… pikantna jak sos w big macu.
IvyMac: Jeśli nazwiesz mnie sosem specjalnym, to pożegnasz się z jajami.
GrayG: Wiedziałem, że potrafisz świntuszyć! Piszę się na tenteges!
IvyMac: LOL. Pajac.
GrayG: Dla ciebie pączuś, sosie specjalny. Idź spać, Mac. Ja wracam do tych kołpaków.
IvyMac: >:-P
Następnego ranka…
IvyMac: Szłam dzisiaj Jermyn Street. Widziałam faceta w jaskraworóżowym garniturze, bardzo rzucał się w oczy. Myślałam o tym, żeby kupić ci taki do samochodu. W różu siła!
GrayG: Świetnie! Ale musieliby je zrobić na wymiar. Superdługie. Przy okazji: fiuta noszę w lewej nogawce.
IvyMac: Odnoszę wrażenie, że w każdej rozmowie wspominasz o pewnej części swojego ciała.
GrayG: To ty wczoraj wspomniałaś o moich jajach.
IvyMac: Tak, ale to była groźba.
GrayG: Ale myślisz o moich jajach. To najważniejsze. ;-)
IvyMac: Jasne, pączusiu *klepie po policzku*, śnij dalej.
GrayG: Wiedziałem!!! Pragniesz mnie. Ale to nic złego, nie ty jedna.
IvyMac: Oczywiście.
Jakiś czas później…
IvyMac: A przy okazji, dlaczego pożyczasz mój samochód? Jakoś ciężko mi uwierzyć, że nie masz własnego. Jest w naprawie? Od wieków chyba.
GrayG: Mój kumpel Drew (to nasz rozgrywający) złamał nogę. Jego auto ma manualną skrzynię biegów. Moje jest w automacie. Pożyczyłem mu swoje, a sam musiałem wziąć… Różowy Koszmar.
IvyMac: Gray. Jakie to słodkie z twojej strony.
GrayG: Mówiłem ci, że jestem słodki.
IvyMac: Rzeczywiście. Słodki jak cukiereczek.
GrayG: Teraz to mnie zawstydzasz. Skłamałem. Jestem facetem z lodu. Serio.
IvyMac: Ooo, pączusiu…
IvyMac: Gray?
IvyMac: Halo?
IvyMac: Dobra, jesteś zimnokrwistym zabójcą. Zadowolony?
GrayG: Tak. Chociaż wolę być zabójczym przystojniakiem.
IvyMac: A może Sir Ruchalot?
GrayG: Przekomiczne! Serio. Dobranoc, sosie specjalny.
IvyMac: Dobranoc, G-manie. ;-*
Wiele wiadomości później…
GrayG: Nudzę się. Pogadaj ze mną. Znowu. Ha, ha.
IvyMac: Zupa to najlepsza rzecz na świecie. Cały posiłek w jednej misce. Tylko w formie gorącego płynu.
GrayG: Gorącego płynu…? Chyba jesteś moją wymarzoną dziewczyną, Ivy Mac. Czy ktoś ci powiedział, że zupa to mój ulubiony posiłek?
IvyMac: Ty też kochasz zupy?! To żółwik! Co za przypadek!
GrayG: Tak, przypadek! A przy okazji, słońce, robię najlepsze zupy na świecie.
IvyMac: Och, tak mi mów, Grayson. Właśnie tak.
GrayG: Wyjdź za mnie, Mac.
IvyMac: Okej, ale tylko dla tych zup.
Kilka minut później…
GrayG: Co mówi zero do ósemki?
IvyMac: Co?
GrayG: Fajny pasek.
IvyMac: Komiczne. Jak mama budzi ósemkę?
GrayG: Jak?
IvyMac: Wstawaj. Nie możesz tak leżeć w nieskończoność.
GrayG: Ale suchar. Teraz chyba musisz za mnie wyjść. Nikt inny nie lubi moich żartów.
IvyMac: Dobrze wiedzieć, że ktoś docenia moje kiepskie poczucie humoru.
GrayG: To cholernie seksowne. Właściwie to mi stanął.
GrayG: Mac?
GrayG: Ej, tylko żartowałem. Wcale nie próbuję do ciebie uderzać. Serio.
GrayG: Mac?!
IvyMac: Spokojnie, już jestem. Jadę metrem. Straciłam zasięg.
GrayG: Aa. Okej. Już się martwiłem.
IvyMac: Luz. Wiem, że żartowałeś.
GrayG: To właśnie ja, śmieszek heheszek. Spadam na trening. Napiszę potem.
Później…
IvyMac: Przez cały dzień piekłam chleb i myślałam o twoim imieniu.
GrayG: Moim imieniu? Skarbie, jeśli chcesz o mnie myśleć, to lepiej skup się na moich wielkich… dłoniach. Moich magicznych dłoniach, słońce. Nawet nie wiesz, co potrafię nimi zrobić. Mózg rozjebany.
IvyMac: Na przykład całymi dniami sobie trzepiesz?
GrayG: >:-(
IvyMac: Ha, ha, twoje imię jest znacznie ciekawsze niż twoje robótki ręczne.
GrayG: Zabawne. Gray Grayson to metoda torturowania dzieci. Cóż mogę powiedzieć? Moja mama czytała Raport pelikana. Postanowiła nazwać mnie imieniem bohatera Graya Granthama. Nikt nie mógł jej wybić tego z głowy. Kiedyś nienawidziłem swojego imienia. Ale teraz je uwielbiam, bo ona wybrała to, które jej się podobało.
IvyMac: To całkiem spoko nazwisko. Huczy mi w głowie rytmicznie: Gray-Grayson. Gray-Grayson!
GrayG: Ręce, Mac. Myśl o rękach.
IvyMac: Gray-Grayson, łapie się za jaja tymi wielkimi, silnymi dłońmi…!
IvyMac: Halo?
IvyMac: Halo?
IvyMac: Obrażalski.
Po kilku godzinach…
IvyMac: Nie mogę spać. Pogadaj ze mną.
GrayG: Dlaczego nie możesz spać?
IvyMac: Bo jest 21.30, do cholery. Muszę chodzić wcześnie spać, żeby wcześnie wstać. Czy wspominałam, jak bardzo nie znoszę wcześnie wstawać?
GrayG: Coś mi się obiło o uszy. ;-) Kiedy ja nie mogę zasnąć, odtwarzam w głowie rozgrywki.
IvyMac: Tak. Genialny pomysł. Na samą myśl chce mi się spać. Dzięki, pączusiu.
GrayG: Cieszę się, że mogłem pomóc, słońce. Zawsze możesz na mnie liczyć.
IvyMac: Zaczynasz być pierwszą osobą, do której zwracam się z problemem. Jeśli to ci przeszkadza, daj znać. Będę się stopować.
GrayG: Co? Nie. Nie przestrasz się, ale zacząłem się uzależniać od twoich wiadomości.
IvyMac: Ja od twoich też. Rozmawianie z tobą jest jak rozmawianie ze mną. Tylko lepsze.
GrayG: To straszne, że to łapię.
GrayG: Mam wrażenie, że mogę ci powiedzieć o wszystkim.
IvyMac: Jasne. Od tego są przyjaciele.
GrayG: Nigdy nie przyjaźniłem się z dziewczyną.
IvyMac: Cieszę się, że mogę być twoją pierwszą.
Następnego ranka
GrayG: Skoro jesteśmy przyjaciółmi, to czy mogę świntuszyć?
IvyMac: Jasne. Traktuj mnie jak każdego innego faceta. Tylko z pochwą.
GrayG: Po pierwsze: Brrrr. Po drugie: Za nic. Po trzecie: Śniło mi się, że ciągniesz mi 8==>. Ale kiedy spuściłem wzrok, zobaczyłem, że tak naprawdę to… koza. A potem się obudziłem i krzyknąłem tak głośno, że spadłem z łóżka. Teraz cykam się kóz.
IvyMac: Padłam! Koza zrobiła ci laskę!
GrayG: >:-[
IvyMac: Gray i koza! Meeee! *wije się ze śmiechu*
GrayG: Ssiesz, wiesz o tym?
IvyMac: Nie, to koza ci ssie! *znowu się wije* Och, mój brzuch. Mój brzuch!
GrayG: Nie udław się śmiechem, chichotko.
IvyMac: Okej. Już mi lepiej. Ooo, pączusiu, tak się cieszę, że się przyjaźnimy. To wiele dla mnie znaczy. Czuję się przy tobie bezpiecznie. Jakbym mogła być sobą i nie martwić się tym, że seks wszystko popsuje. Czy coś.
IvyMac: Gadam od rzeczy. Zignoruj mnie.
GrayG: Skarbie, twoja przyjaźń to dar. Nigdy w to nie wątp.
Po kilku wiadomościach i długiej przerwie
GrayG: Pożarłem się z Drew. Oskarżył mnie, że chciałem przelecieć jego dziewczynę. NIGDY bym tego, kurwa, nie zrobił. Wbrew temu, co ludzie o mnie myślą, wolałbym umrzeć, niż odwalić coś takiego.
IvyMac: Nigdy bym cię o nic takiego nie podejrzewała, Gray. Przykro mi, że cierpisz. :-(
GrayG: Nie cierpię. Nie podejrzewałabyś mnie? A skąd miałabyś pewność? Ludzie mają mnie za playboya. Kuźwa, może jednak powinienem nazywać się Sir Ruchalot.
IvyMac: Daj spokój. Żaden facet, który wciska się do małego różowego samochodziku i dobrowolnie jeździ nim po mieście, żeby wyświadczyć przysługę swojemu przyjacielowi, nigdy nie wbiłby temu przyjacielowi noża w plecy. Nieważne, czy jest playboyem, czy nie. Liczy się to, że dobry z ciebie facet. I tylko ja mogę nazywać cię Sir Ruchalotem! >:-[
IvyMac: W cierpieniu nie ma nic złego. Na pewno źle bym się czuła, gdyby moja przyjaciółka oskarżyła mnie o coś takiego. Mam przyjechać do domu i skopać mu dupę? Bo wierz mi, potrafię. Jestem w tym świetna.
GrayG: LOL. Nie ma takiej potrzeby. Wiem, że Drew tak naprawdę wcale nie miał tego na myśli. Ostatnio nie ma łatwo, bo złamał nogę. Dobra. Boli mnie, że się tak na mnie wyżył.
IvyMac: :-( Wirtualne uściski.
GrayG: Szkoda, że cię tu nie ma, Ivy. Czy to dziwne, że tak jakby za tobą tęsknię?
IvyMac: Nie. Chciałabym tam teraz być. Ja też za tobą tęsknię.
IvyMac: Okej. Zaraz wjeżdżam do kolejnego tunelu. Napisz do mnie później, pączusiu.
GrayG: Jasne. Dzięki za to, że mnie wysłuchałaś, Mac.
Na drugi dzień…
GrayG: Z Drew już wszystko gra. Przeprosił za to, że zachował się jak ciul. Dzisiaj graliśmy razem na boisku. Dawno nie miał piłki w ręce, więc już mu lepiej.
IvyMac: To dobrze. Cieszy mnie to. Wiem, ile on dla ciebie znaczy.
GrayG: Zaraz wychodzę z nim i jego dziewczyną Anną. Polubiłabyś ją. Ona też jest ostra. Ale wiesz, nie wyjątkowo ostra.
IvyMac: Nazywając mnie „sosem specjalnym”, narażasz swoje jaja. Nie myśl sobie, że nie spełnię groźby, gdy się spotkamy.
GrayG: Widzisz, znowu gadasz o moich jajach. Kiedyś będziemy musieli porozmawiać o twojej fascynacji.
IvyMac: Jasne, możemy pogadać, a potem będziesz cierpiał.
GrayG: Sranie w banię, Mac. Wiem, że nie zrobiłabyś mi krzywdy. Za bardzo mnie kochasz.
IvyMac: Skoro tak twierdzisz, pączusiu. Baw się dzisiaj dobrze. Ale mam radę: nie wspominaj o swoich jajach. Wiesz, podstawowa zasada sztuki konwersacji.
GrayG: Kurde, i dopiero teraz mi o tym mówisz? Temat moich jaj zawsze był sposobem na zagajenie rozmowy. O_o
IvyMac: Cieszę się, że mogłam pomóc, Gray.
GrayG: Co ja bym bez ciebie zrobił?
IvyMac: Lepiej o tym nie myślmy, pączusiu.
GrayG: Racja, straszna perspektywa. Trzymaj się, Ivy. Napiszę do ciebie później. Idziesz spać?
IvyMac: Nie. Pewnie nie zasnę bez rozmowy z tobą, jak co wieczór.
GrayG: Tęsknię za tobą.
IvyMac: Ja za tobą też.
Kilka dni i wiadomości później
Gray
Życie pokazało mi, że powinno się doceniać to, co się ma, bo gdy się do czegoś przywiążesz, stracisz to, nim w ogóle się zorientujesz. Nauczyłem się tego od mamy, chociaż nieustannie tego żałuję. Jednego dnia, jak zazwyczaj, piekła dla mnie szarlotkę i przypominała, żebym po treningu odrobił lekcje, a następnego oznajmiła, że ma raka. Pamiętam każde słowo z tej rozmowy. Każde jedno wbijało się w moje ciało jak gwoździe. Ale bardziej pamiętam jej słowa na koniec: „Żyj pełną piersią, Gray. Doceniaj życie, które masz. Obiecaj mi to”.
I wciąż to robię. Cieszę się każdą chwilą. Zachwycam się. Rozkoszuję się życiem, a wszystko inne pieprzę.
Tak naprawdę to bardzo proste. Imprezuję, bo dobrze się przy tym bawię. Spotykam się z kobietami, bo je uwielbiam – ich słodki zapach, melodyjny śmiech, ponętne ciała. Gram w futbol amerykański, bo to najlepszy sport na świecie. I ogólnie mi to pasowało. Dobrze się bawiłem.
Teraz życie chwilą wydaje mi się trudniejsze. Ciągle zastanawiam się nad przyszłością. Zaczynam jej pragnąć. Chcę jej natychmiast. A to wszystko przez Ivy Mackenzie.
To dziwne. Mam przyjaciół. Z niektórymi chłopakami z drużyny jestem tak blisko, że rzuciłbym się za nimi w ogień. Drew jest dla mnie jak brat. Dlaczego więc nie mogę przestać fiksować na punkcie przyjaźni z Ivy? Nie mam pewności. Piszemy ze sobą nieustannie od ponad tygodnia, ale ona już stała się dla mnie ważna. Jest najjaśniejszym punktem mojego życia.
Może aż za bardzo, bo tęsknię za nią i chcę ją zobaczyć. Taka jest właśnie prawda, chociaż nie brzmi to zbyt dobrze. Nie mam ochoty leżeć na ławce i podnosić ciężarów, aż poczuję palenie w mięśniach, a moje ramiona zmienią się w grube, miękkie kawałki wołowiny. Chcę spotkać się z Mac twarzą w twarz, zabrać ją na piwo i pogadać o dupie Maryni. Mac by się to spodobało; ona jest jak facet, tylko lepsza. Nie wiem, może zabawniejsza? W każdym razie lubię ją. I to bardzo.
Stękam, pot spływa mi po brwi aż do kącika oka. Próbuję się skupić. Ale nie jest łatwo. Płytki na suficie rozmazują się, a ja myślę o telefonie w kieszeni. Mam ochotę go wyciągnąć i napisać do Mac. Powinienem skupić się na treningu, a nie wygłupiać. Dlatego też znowu unoszę sztangę i wypuszczam oddech. Cholera. Straciłem rachubę. Bez znaczenia. I tak wiem, kiedy skończyć.
A po treningu w końcu napiszę do Mac.
Jak na zawołanie komórka w kieszeni wibruje. Waham się, trzymając sztangę nad głową, ramiona mi drżą. Telefon znowu wibruje. Mac. Odkładam ciężary na miejsce z brzdękiem i się podnoszę. Wyciągam komórkę z kieszeni. To nie jest wiadomość, tylko połączenie.
– No?
– Przypomnij mi, żeby popracować nad twoją kulturą, Graysonie – odzywa się burkliwy głos. – Nie możesz się tak zwracać do łowców talentów, którzy się tobą interesują.
To Sean Mackenzie, ojciec Ivy i człowiek, z którym postanowiłem podpisać kontrakt, gdy tylko skończy się sezon.
Przeczesuję ręką mokre od potu włosy.
– Jestem pewien, że będą mnie chcieli pomimo moich manier, Big Macu.
Biorę butelkę z wodą i piję łapczywie.
– Nie byłbym tego taki pewien, młody. Wizerunek też jest ważny.
Oczywiście ma rację. Dlatego też wiem, że wybór Mackenziego to była dobra decyzja.
– Co tam? – pytam, ocierając usta przedramieniem. Wielki błąd: jestem w chuj spocony. Krzywię się i sięgam po ręcznik. – A może dzwonisz, żeby się podlizać?
Mackenzie chichocze.
– Nie wymądrzaj się. – Cisza. A potem: – Mam dla ciebie zadanie.
Zaskoczony zamieram z butelką przy ustach.
– Dawaj.
– Chodzi o Ivy.
Od razu skupiam na nim całą uwagę. Siadam, moje serce bije dziwnie szybko.
– Co z nią?
– Wiem, że korespondujecie – wypowiada ostatnie słowo z ironią – i później jeszcze wrócimy do tego tematu, Grayson. – Agent nie kryje irytacji.
– Eee… – Tak, wiem, błyskotliwa odpowiedź, ale nie winię go za reakcję. W sumie nie dziwię się, że ojcowie chcą trzymać swoje córki z dala ode mnie. – Posłuchaj, Mackenzie. Przyjaźnię się z Ivy. Ona jest…
Urywam, już mam na końcu języka banalne porównanie, które w dodatku nawet obok prawdy nie leżało. Ale Mackenzie i tak kończy za mnie.
– Dla ciebie jak siostra. Tak, tak, już to samo słyszałem od Ivy.
Serio? To chyba dobrze, że Ivy traktuje mnie jak brata. Wbijam palce w napięte mięśnie karku.
– No dobrze, w takim razie wszystko w porządku? Bo mam…
– Utknąłem w Nowym Jorku. Zawodnik został aresztowany za jazdę po pijaku, pieprzony idiota. – Wzdycha. – W każdym razie Ivy wraca do domu z Londynu i wkrótce wyląduje na lotnisku… cholera. Pewnie już tam jest. Posłałbym jej siostrę, ale jest chora.
Zrywam się na równe nogi i przewracam kolanem butelkę z wodą.
– Chcesz powiedzieć, że Ivy siedzi teraz na lotnisku i nikt jej tam nie powitał? Po całym, kurwa, roku z dala od domu?
Dobra, zacząłem krzyczeć, ale ja pierdolę, Ivy zasługuje na lepsze powitanie. A poza tym co to w ogóle ma znaczyć? Przecież rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem. Nie wspominała o powrocie. Dlaczego?
Zignorowałem dziwny skurcz w klatce piersiowej i pobiegłem do szatni.
– No dobra, młody – mamrocze Mackenzie. – Nie musisz mi tego wytykać. Czy mógłbyś…
– Już się robi. Jaka linia i bramka? Wiesz chociaż tyle?
Dalej się go czepiam. To cios poniżej pasa, ale kurde… Co ten Mackenzie sobie myślał? Jak mógł nie pamiętać o swojej córce? Ale szybko o nim zapominam, bo Ivy tu jest. W mieście.
Zaraz ją poznam i czuję się totalnie nieprzygotowany. Serce mi wali jak przed meczem, adrenalina płynie w moich żyłach. Już nie myślę o przyszłości, ale o Ivy. W tej chwili liczy się to, by do niej dotrzeć.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz