Vicious Allure - Agnieszka Samich glosnosza - ebook

Vicious Allure ebook

Agnieszka Samich glosnosza

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Piekło zgasło, widziałam bowiem upadek samego Diabła

Mieszkająca w Las Vegas Cindy Fox z całych sił walczy o poprawę swojego losu. Mieszka z chorującą matką i pracuje w barze, którego właściciel skrywa mroczną przeszłość. Na co dzień dziewczyna zmaga się z trudnymi klientami, ale w głębi duszy ma nadzieję na lepsze życie - szuka więc nowej pracy. Na szczęście wspiera ją przebojowa Alex, najlepsza przyjaciółka, która zawsze przychodzi jej z pomocą, gdy Cindy najbardziej tego potrzebuje. Tym razem jednak nie zdoła nic zrobić...

Ten wieczór będzie inny niż wszystkie. Elegancko ubrana Cindy ma się skupić na obsłudze jednego stolika, przy którym usiądą wyjątkowi, niezwykle groźni goście. Wśród nich znajdzie się tajemniczy i mroczny Dragon - zarówno wybawienie, jak i przekleństwo Cindy.

Losy tych dwojga splotą się w szalonym tańcu wojny, nienawiści i... wzajemnej obsesji

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 608

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Agnieszka Samich

Vicious Allure

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra

Projekt okładki: Marta Lisowska

Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

editio.pl/user/opinie/vicall_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-3353-8

Copyright © Agnieszka Samich 2025

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Drogi Czytelniku!

Chciałabym zaznaczyć, że treść tej książki nie jest odpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Porusza ona takie tematy jak przemoc psychiczna, porwanie i syndrom sztokholmski. Zawiera również brutalne i erotyczne sceny oraz opis zachowań, których nie popieram. Jeśli chwyciłeś za tę książkę z nadzieją na przeczytanie historii o miłości, to lepiej ją odłóż, tutaj jej nie znajdziesz.

Prolog

„Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem, natomiast druga to żyć tak, jakby wszystko nim było” – nawet nie pamiętam, gdzie przeczytałam te słowa, lecz chodziły za mną tak długo, że w końcu dowiedziałam się, iż wyszły spod pióra Alberta Einsteina. I chociaż chciałam, nigdy tak naprawdę nie potrafiłam określić, którą z tych dróg podążam, bo jeden dzień, jeden błąd, jedna zła decyzja zadecydowały o wszystkim. Nie przypuszczałam, że mrok przyjdzie do mnie w ludzkiej postaci. Wszystko, co się wydarzyło, było jedną wielką plątaniną sprzeczności, z którą nie potrafiłam walczyć.

Przynajmniej tak myślałam; do czasu…

Miłość była dla mnie czymś wielkim i nieosiągalnym, bo tylko szczere uczucie mogłam tak nazwać, a byłam zbyt głęboko wciągnięta w mrok, aby móc go zaznać. W tym mroku doświadczyłam jednak czegoś, z czym nigdy nie chciałam mieć do czynienia. Sam diabeł chwycił mnie w swoje szpony i przeklął całe moje życie. Ta obsesja była mi znana. Była głodem, była wściekłym urokiem, który przyniósł nam gorąco, a zarazem zimno i okrucieństwo.

Oboje wiedzieliśmy, że nasza relacja rozpali ogień, który pochłonie dusze i nas samych. Paliliśmy za sobą wiele i żadne z nas nie potrafiło już niczego ugasić. Igrałam z czymś nierealnym, walczyłam do samego końca, ponieważ wiedziałam, że to, co złe, oraz to, co dobre, potrafi zepchnąć nas w to samo miejsce, tyle że od innej strony. Chciałam być po tej właściwej i wybrać, którą drogą podążam, ale czy mogłam podjąć słuszną decyzję w sercu pękniętym na pół? Przesiąkniętym obsesją i mrokiem, który będzie ze mną już na zawsze? Czy byłam w stanie odczynić i pokonać zły urok?

Wszystko umarło, lecz obsesja przetrwała.

Rozdział 1.Muszę się nauczyć mówić „nie”

Cindy

Stary zegar na ścianie wskazywał wpół do drugiej. Odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że koszmar właśnie się kończy i trzeba zacząć sprzątać brudy. W barze wciąż unosił się zapach alkoholu zmieszany z męskimi i damskimi perfumami, od których mój żołądek powoli zaczynał mieć dosyć. Każdego poranka, gdy podnosiłam się złóżka i myślałam o kilkunastogodzinnym staniu i przechadzaniu się między stolikami, powtarzałam sobie, że jest to ostatni raz, gdy moja noga przekroczy próg baru The Silver Stamp, znajdującego się w dzielnicy Gateway w Las Vegas. Lecz każdy dzień zamieniał się w kolejny i kolejny. W dalszym ciągu tkwiłam w jednym i tym samym miejscu.

Szorowanie podłogi klejącej się od wylanego alkoholu i resztek jedzenia powoli dobiegało końca. Dźwięk pukania w szybę odwrócił moją uwagę od sunącego po posadzce mopa, który zostawiał za sobą lekkie smugi. Spojrzałam w stronę uchylonego okna. Całe moje ciało momentalnie się rozluźniło, gdy dostrzegłam blondynkę z lekkimi odrostami, mierzącą mnie swoim niebiańskim spojrzeniem.

– Ruchy, Cindy! I nie pucuj tak, bo jutro i tak będzie to samo! – krzyknęła uśmiechnięta Alex.

– Wystraszyłaś mnie.

Skinęłam czubkiem kija od mopa w jej stronę, po czym chwyciłam wiadro i ruszyłam w stronę magazynku, który połączony był z małą kantyną dla pracowników. Odstawiłam wszystko na miejsce i podeszłam do szafki, gdzie trzymałam wszystkie swoje rzeczy.

Wtedy usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się i dostrzegłam Jamesa, który ze skruchą patrzył w moją stronę, drapiąc się w tył głowy. Odruchowo zerknęłam na jego szyję, gdzie niegdyś musiał widnieć tatuaż. Teraz miał tam jedynie zbliznowaciałą po poparzeniu skórę. Nigdy nie potrafiłam powstrzymać chęci zerknięcia na to miejsce, jednak po chwili odwracałam wzrok.

– Wal śmiało, chcę mieć to z głowy – powiedziałam.

– Wiem, że miałaś mieć wolne…

– Ale już nie mam – dokończyłam i przewróciłam oczami.

Potrzebowałam jednego dnia wolnego, by iść na rozmowę o drugą pracę, która dawała mi szansę na znacznie większe zarobki i co najważniejsze, była posadą bez mopa i oślizgłych rąk klientów. Następne w kolejce miało być mieszkanie w znacznie lepszej dzielnicy niż ta, w której obecnie mieszkałam wraz z mamą.

– Kim właśnie zadzwoniła, że jest chora. Nie mam kogo wziąć.

Uciszyłam głos w głowie, który wykrzykiwał liczne przekleństwa. Chęć powiedzenia „nie przyjdę” ucichła tak szybko, jak się pojawiła. Nie potrafiłam odmawiać i była to jedna z wielu moich wad.

Westchnąwszy ciężko, rzuciłam:

– Zgoda, ale następny weekend muszę mieć wolny, James, mówię poważnie.

Uśmiech, który rozpromienił jego wcześniej zakłopotaną twarz, dał mi do zrozumienia, że się zgadza.

– I zrób wszystko, żeby nie było tu twojego brata, błagam – dodałam.

Nie miałam pojęcia, jakim cudem Joe mógł być spokrewniony z Jamesem. Choć niewiele różnili się wyglądem – poza tym, że Joe był znacznie wyższym i tyczkowatym facetem – to charaktery mieli zupełnie inne. I nie byli nawet jak woda i ogień, a jak gaśnica i ogień. Niestety tą biedną gaśnicą był James i za każdym razem musiał świecić oczami za wybryki brata, którego znali praktycznie wszyscy.

– Tego nie mogę ci obiecać.

– Więc ja nie mogę obiecać, że również nie zachoruję.

– Cindy… – Wskazał na mnie palcem, mrużąc powieki. – Tak nie żartujemy.

– I vice versa.

Dźwięk stukających obcasów wybrzmiał na tyle wyraźnie, że wiedziałam, iż w naszą stronę kroczyła Alex.

– Dasz jej już spokój? – Spojrzała na zegarek, po czym pokazała go Jamesowi. – Czy ty widzisz, która jest godzina? Jesteś najgorszym szefem, jakiego znam! Trzymasz swoich pracowników po godzinach.

Chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła w swoją stronę.

– Wiem, Alex, że chciałabyś tu pracować, ale niestety nie mamy miejsc. – Wzruszył ramionami.

– Jaka szkoda, spróbuję za jakieś pięćdziesiąt lat, może się uda, o ile to wszystko – wskazała na pomieszczenie – jeszcze będzie zipieć.

– Myślę, że ty po pięćdziesiątce nie będziesz już w stanie „zipieć” na tych szczudłach, a co dopiero tutaj pracować.

Obie spojrzałyśmy na jej wysokie szpilki, które sprawiały, że była jeszcze wyższa.

– Mogę ci zagwarantować, że będę chodziła na jeszcze wyższych obcasach, a wtedy już twoja głowa nie będzie w stanie sięgnąć mojej.

– Nie będę zadzierać głowy, żeby patrzeć na twoją pomarszczoną twarz, Alex.

Zmrużyła oczy.

– Nie wiem, jak zarządzasz swoim biznesem, ale chyba upadłeś na głowę, jeśli uważasz, że pogodzę się ze starością. Naciągnę się do momentu, aż zabraknie mi skóry, a teraz dobranoc, bo mam tu kobietę, która potrzebuje odpoczynku.

Alex chwyciła mnie pod ramię i skierowała nas w stronę wyjścia, a ja próbowałam zignorować brudne ślady, które zostawiłyśmy na podłodze, i nie myśleć o tym, że jutro będę musiała je zmyć. Stawiałam leniwie stopy, podczas gdy Alex żywo kroczyła do samochodu, ciągnąc mnie za sobą.

– No dalej, pszczółko, za chwilę będziesz w domu.

– Gdybyś po mnie nie przyjechała, spałabym na krzesłach – westchnęłam.

Nagle Alex przystanęła, a ja zderzyłam się z czymś twardym. Otworzywszy oczy, spojrzałam w górę i dostrzegłam dość postawnego mężczyznę. Nie przeprosił nas, a jedynie ominął i ruszył w stronę baru.

– Halo! Proszę pana, bar jest już zamknięty! – krzyknęłam, odwracając się w jego stronę.

Ponad jego ramieniem rozległo się głośne prychnięcie. Nie wyglądał na kogoś, kogo chciałabym spotkać w ciemnej uliczce czy chociażby obsłużyć. Zignorował nas i wszedł do środka, a ja oczami swojej zmęczonej wyobraźni widziałam ogromne ślady buciorów, które będę musiała jutro zmyć z podłogi.

– James ma dziwnych kolegów, ale za to wyższych – rzuciła kąśliwie Alex, na co delikatnie uderzyłam ją w ramię.

– Alex, jesteś bezlitosna!

– On też, a teraz szorujemy do auta.

Gdy tylko dotarłyśmy do zaparkowanego czarnego mustanga, poczułam dziwną ulgę.

– Powinnaś w końcu znaleźć rycerza na białym rumaku. Mój co prawda jest czarny, ale ja jestem tchórzem i rycerz byłby ze mnie słaby. Mogę robić tylko za konia.

Zaśmiałam się.

– Rumak mi wystarczy – westchnęłam.

– Myślisz, że żartuję?

– Myślę, że James właśnie próbuje udawać, że nie bolał go przytyk dotyczący jego wzrostu – odpowiedziałam.

Z uśmiechem wzruszyła ramionami i ruszyła z piskiem opon.

– I tak byłam łaskawa, poza tym nie interesuje mnie jego wzrost, po prostu wiem, że głównie tak mogę mu nadepnąć na odcisk. Ale dobra, koniec o nim. Na którą jutro jesteś umówiona? – zapytała z ekscytacją w głosie.

Westchnąwszy ciężko, oparłam głowę o zagłówek fotela i przymknęłam powieki.

– Na dziewiątą, muszę przygotować bar.

– Pieprzysz.

Nawet na nią nie spojrzałam.

– Dlaczego nie odmówiłaś? – Ton jej głosu dowodził, że jest zawiedziona. – Byłaś o krok od uwolnienia się od tego syfu! Wracamy tam!

– Alex, nie! – Momentalnie otworzyłam oczy i bez zawahania chwyciłam jej rękę spoczywającą na kierownicy. – Wiesz, że potrzebuję pieniędzy.

– Wiem! Ale żebyś miała ich więcej, Cindy, potrzebujesz nowej pracy, a co za tym idzie, wolnego dnia od tego bajzlu, który codziennie sprzątasz – syknęła wściekle, a ja momentalnie ją puściłam. – Co za wredny kutas! Ma cwaniak nochala!

Uderzyła dłonią w kierownicę, lecz tylko ja podskoczyłam na dźwięk klaksonu.

– Spróbuję przełożyć spotkanie na następny tydzień, facetowi zbytnio się nie spieszyło. Jeśli się nie uda, poszukam czegoś innego, a teraz proszę, jedźmy do domu, bo inaczej będę nocować w twoim aucie.

Po kilku sekundach jej spojrzenie złagodniało. Wiedziałam, co chodziło jej po głowie i co chciała mi zaproponować, ponieważ robiła to niejednokrotnie, nie chciałam jednak z tego skorzystać. Alex i jej rodzina zawsze robili dla mnie wiele i wiedziałam, że gdybym tylko pisnęła słowem, jej tato załatwiłby nam nowe mieszkanie i lepszą pracę dla mnie. Zrezygnowana włączyła radio. Leciała właśnie piosenka Imagine Dragons Sharks. Obserwowałam, jak jej wypielęgnowane dłonie zaciskają się na kierownicy, co świadczyło o tym, iż walczyła ze sobą, aby nie zawrócić.

– Opowiedz, jak minął ci dzień – poprosiłam i delikatnie się uśmiechnęłam, gdy światła lamp i bilbordów padły na nasze twarze, rzucając na nie żywe kolory.

Uwielbiałam słuchać, gdy Alex opowiadała mi o tym, ile projektów musiała wyrzucić do kosza i jak po raz kolejny olała zaloty chłopaka z kawiarni, który robił jej codziennie zbyt słodką kawę, aby tylko spędziła kilkanaście minut dłużej przy ladzie, zanim przygotuje jej tę właściwą.

Gdy tylko dotarłyśmy na miejsce, Alex pożegnała się ze mną i mimo moich nalegań nie zechciała wejść do środka. Z widoczną na twarzy rezygnacją wyszłam z samochodu. Kiedy odchodziłam, opuściła szybę.

– Pozdrów mamę! – krzyknęła, posyłając mi całusa.

– Pozdrowię.

Alex zawsze puszczała głośną muzykę, aby dokuczyć sąsiadowi, który koczował naprzeciwko bloku i lubił zaczepiać młode dziewczyny, jednak tym razem tego nie zrobiła. Gdy weszłam do budynku, zza drzwi dobiegł mnie stłumiony dźwięk odjeżdżającego samochodu, a kiedy wchodziłam po schodach, w uszach pobrzmiewało jedynie moje sapanie.

Dotarłszy na górę, włożyłam klucz do zamka, ale nie udało mi się go otworzyć. Przekręciłam gałkę i ku mojemu zaskoczeniu drzwi ustąpiły. Weszłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie dostrzegłam niczego podejrzanego ani nowego poza walizkami, które zostały spakowane na wyjazd do sanatorium. Dzięki znajomościom rodziców Alex mama mogła wyjechać do miejsca, w którym pomogą jej odzyskać zdrowie po złamaniu rzepki w kolanie i urazie stawu biodrowego; dlatego też nie chciałam zgadzać się na ich pomoc przy zmianie mieszkania. Nie zamierzałam wykorzystywać ich dobrych serc, ale je docenić i okazać ogromną wdzięczność.

Blade światło z lampy stojącej przy kanapie oświetlało większość mieszkania, jak i mamę, która przysnęła. W tle można było usłyszeć program lecący w telewizji. Powoli zamknęłam za sobą drzwi na zamek. Okolica, w której mieszkałyśmy, nie należała do najspokojniejszych. Przystanęłam przy kanapie i z delikatnym uśmiechem przykryłam mamę kocem. Chciałam też wyłączyć telewizor, jednak poszukiwania pilota zakończyły się fiaskiem. Jedynie ściszyłam kłócących się ludzi przyciskiem na telewizorze, gdyż wyłącznik na urządzeniu był zepsuty. Zgasiłam światło i ruszyłam do łazienki, by wziąć prysznic, a następnie runęłam na łóżko, gdyż jutro z pewnością czekał mnie ciężki dzień.

***

Stłumiony dźwięk dotarł do moich uszu zbyt późno, bym zdążyła zareagować. Otworzyłam ospale oczy i rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem po pokoju. Było mi duszno – zdecydowanie musiałam tu przewietrzyć. Dźwięk deszczu i ponownie dzwoniącej komórki sprawił, że poderwałam głowę z poduszki i wyciągnęłam dłoń w stronę stolika, gdzie leżał telefon. Już go chwytałam, gdy nagle urządzenie upadło na ziemię, robiąc zbyt duży hałas.

– Jeszcze się rozbij z samego rana – syknęłam, wychylając się po wciąż głośno dzwoniącą komórkę.

Zmarszczyłam brwi i otworzyłam szeroko oczy z przerażenia. Gdy zobaczyłam imię Jamesa na wyświetlaczu, moją pierwszą myślą było to, że zaspałam. Bez chwili zastanowienia musnęłam zieloną słuchawkę opuszką palca i przyłożyłam telefon do ucha.

– Halo? – Odchrząknęłam, gdy wybrzmiał mój zbyt zaspany głos.

– Przepraszam, wiem, że jest dopiero czwarta nad ranem…

Przetarłam dłonią twarz, gdy usłyszałam, o jak nieludzkiej godzinie zostałam obudzona. Spałam zaledwie trzy godziny i jeśli zaraz znowu nie zasnę, padnę w pracy jak zdechła mucha.

– Ale to wyjątkowa sytuacja – dokończył James.

– Co takiego się stało? – Próbowałam brzmieć miło, a nie tak, jakbym za chwilę miała go ukatrupić.

– Nagła zmiana planów. – Odchrząknął. – Otóż prosiłbym, żebyś dzisiaj przyszła nieco później do pracy.

– Nie ma problemu. Ale wystarczyło wysłać SMS-a.

– To jeszcze nie wszystko… – Był nieco zdenerwowany.

Przypomniałam sobie, jak kiedyś przebrana za kufel piwa zachęcałam ludzi, aby wpadli do naszego baru. Kim również dziwnym trafem tego wieczoru była chora, przez co musiałam ją zastąpić.

– Tylko nie mów, że znów będę musiała włożyć ten tragiczny strój. Może przebiorę się za zielony groszek i zaczniemy promować zdrowy styl życia?

– Wolisz być groszkiem niż piwem?

Wolałabym w tym momencie spać, a przede wszystkim mieć wolne. Na szczęście te słowa zostały jedynie w mojej głowie.

– Zdrowy tryb życia jest ważny, a po piwie rośnie brzuch.

– Pracujesz w barze, Cindy, i codziennie nalewasz klientom litry piwa.

– I czy to oznacza, że nie możemy sprzedawać groszku?

– Mam alergię. – Zirytowanie w jego głosie dało mi lekką satysfakcję. – Do rzeczy. Dziś wieczorem mamy specjalnych gości. Bar będzie zamknięty, więc nie będzie dużego ruchu, ale mimo to będę cię potrzebował.

Skinęłam odruchowo głową, nie myśląc nawet o tym, że nie mógł tego widzieć.

– Jesteś tam? – zapytał.

– Tak, tak, jestem. Cały czas cię słucham.

– Będziesz robiła to, co zawsze, tyle że będzie to bardziej przypominać wieczór w restauracji i to z jednym stolikiem do obsłużenia.

– Więc to takie miniwakacje?

– Cindy, to bardzo ważni goście… I…

– Chyba nie myślisz, że przebiorę się za groszek?

Usłyszałam ciche parsknięcie.

– To naprawdę bardzo ważne. Chciałbym, żebyś ubrała się nieco inaczej niż na zwykłą zmianę. W coś bardziej eleganckiego.

– W porządku.

– I proszę cię, żebyś była miła, bez żadnych żartów czy docinków. Błagam.

Byłam nieco zniesmaczona tą uwagą. Pracowałam u niego wystarczająco długo, by wiedział, że wielokrotnie zagryzałam zęby, słysząc nieprzyjemne komentarze od natrętnych i pijanych klientów. Dlaczego James dawał mi do zrozumienia, że nie jestem zbyt profesjonalna w tym, co robię?

Rozmowa zakończyła się w dość napiętej atmosferze i czułam się temu winna. Miałam być na szóstą wieczorem, mogłam się więc pożegnać z mamą przed jej wyjazdem. Odłożyłam telefon na stolik i opadłam na poduszkę, jednak po chwili usłyszałam ciche kroki. Mama krzątała się po niewielkim salonie i już wiedziałam, że usłyszała tę rozmowę. Miałam wrażenie, że ściany były z papieru i nie wygłuszały żadnych dźwięków.

Z wciąż ociężałymi powiekami wstałam i zrezygnowana wyszłam z pokoju.

– Dzień dobry, moja piękna! – Mama z szerokim uśmiechem stała przy blacie, a ze starego ekspresu do kawy wydobywały się dziwne dźwięki. – Tak wcześnie wstajesz do pracy?

Jej ciepłe spojrzenie na moment przygasło, gdy zerknęła na moją koszulkę. W jej oczach ujrzałam dezaprobatę, którą starała się ukryć.

– Cindy, znów chodzisz w tych ubabranych koszulkach. Mamy pralkę.

Spojrzałam na ubrudzony biało-czarny nadruk. Twarz Britney Spears miała na sobie drobną pomarańczową plamę z soku.

– Też się cieszę, że cię widzę.

Posłany w jej stronę uśmiech był nieco kąśliwy.

– Co ty tu robisz tak wcześnie?

– James zadzwonił i powiedział, że mam być później w pracy, a wiesz, co to oznacza? Że będę mogła cię pożegnać.

Przewróciła oczami, wiedziałam jednak, że za tym gestem kryje się miłość, jaką zawsze mi okazywała.

– I to ja powinnam powitać cię w ten sposób. Nie zamknęłaś wczoraj drzwi. – Pogroziłam jej palcem, a ona jedynie machnęła ręką w moją stronę.

– Najlepszym zdarza się przysnąć.

Zmrużyłam oczy.

– A gdyby nas okradli?

Nie chciałam nawet myśleć o tym, że cokolwiek mogłoby się jej stać.

– Myślę, że każdy skusiłby się na ten zepsuty telewizor, Cindy. W końcu wyłączanie go tylko pilotem czyni go towarem pożądanym.

– Nie odwracaj kota ogonem.

Podeszłam bliżej i stanęłam przy małej wysepce, naprzeciwko niej.

Mogłam śmiało powiedzieć, że byłam jej kopią – oliwkowa karnacja, jasne, duże oczy i pełne usta, tak samo asymetryczne. Górna warga nieco większa od dolnej. Jedynie włosy miałyśmy zupełnie inne. Jej wpadały w brązowy ton i były raczej gładkie, moje były w kolorze pszenicy i do tego kręcone.

– Kawy? Kupiłam wczoraj karmel.

Mama doskonale wiedziała, jak skutecznie mnie uciszyć i zatuszować swoje winy.

Rozdział 2.Nieszczęście to moje drugie imię

Cindy

Skrzywiłam się, stojąc przed lustrem. Moje blond loki były wręcz nie do okiełznania, przez co wyglądałam tak, jakbym na czubku głowy wyhodowała coś na wzór stogu siana. Zirytowanie urosło, gdy ręce zaczęły mi cierpnąć po piątej nieudanej próbie upięcia włosów.

– Daj, może ja spróbuję? – Alex odłożyła laptopa i wstała z łóżka.

Nie była jednak zbyt pomocna i ogłosiła kapitulację już po pięciu minutach.

– Czy ty je czeszesz? Są piękne, ale potrzebują nieco więcej blasku. – Złapała za końcówkę moich włosów i się im przyjrzała. – I dobrego cięcia.

– Więc wolę wyglądać jak stóg siana.

Jej melodyjny śmiech był na tyle zaraźliwy, że i ja się uśmiechnęłam.

– Mama tonęła we łzach? – zapytała, wciąż przyglądając się końcówkom moich włosów.

Skinęłam głową i przysiadłam na krześle, które wydało z siebie nieprzyjemne dla uszu skrzypnięcie. Ten obrzydliwy mebel z pewnością był starszy ode mnie i gdyby nie obszycie, które zrobiła mama, siedziałabym teraz na podłodze.

Zaraz po wspólnym śniadaniu obejrzałyśmy z mamą powtórki odcinków serialu Gorzka zemsta, który wręcz kochała. A zanim się obejrzałam, stałam na lotnisku, patrząc w jej zielone oczy, pełne zwątpienia, ale i szczęścia.

– Jest wam bardzo wdzięczna i ja również – powiedziałam.

Wspomnienie twarzy mamy, gdy dowiedziała się o sanatorium, było niezatarte w moim sercu. Dziś polały się łzy, jednak były to łzy szczęścia, które nawzajem sobie ocierałyśmy. Alex nie przepadała za czułością, dlatego uciekła przed tematem.

– A co na siebie wkładasz? Mówiłaś, że to jacyś specjalni goście. Może zrobimy małą podmiankę? W końcu obie wiemy, że James bardzo chce mieć w zespole taką osobę jak ja. Może wypożyczymy stroje króliczków? I tak ich obsłużymy, że za same napiwki opłacisz czynsz za dwa miesiące.

– Żadnych zwierząt, piwa czy zielonego groszku!

Alex bywała okrutna i właśnie w tym momencie potwór, który w niej spał, zaczął się budzić. Wiedziałam, że chciała wspomnieć o przebraniu za kufel piwa, ale moje ostrzegawcze spojrzenie i palec wymierzony w jej stronę sprawiły, iż się uspokoiła.

– I jestem pewna, że prędzej oboje byście się pozabijali, a ja musiałabym to posprzątać – dodałam.

Alex żyła z Jamsem jak pies z kotem i choć uwielbiałam swojego szefa, w tych pojedynkach to Alex była stworzeniem, które głośno szczeka, a James usilnie próbował ją podrapać.

Anie dało się ukryć, że byłam psiarą.

– Nie oszukujmy się, to ja utłukłabym jego i powinnam to zrobić, bo właśnie w tym momencie miałaś być po rozmowie o nową pracę.

– Przełożyłam to już na inny termin, ale przynajmniej pożegnałam mamę i możemy się w końcu zobaczyć nie tylko w samochodzie, kiedy jesteś w mieście.

Gdy tylko dostrzegłam w jej oczach poczucie winy, od razu pożałowałam tych słów. Alex pracuje w firmie jej mamy, która zajmuje się architekturą wnętrz oraz krajobrazu. Dziewczyna dużo podróżuje i nawiązuje nowe kontakty, aby się wdrożyć i przejąć po niej biznes, dlatego większość czasu poświęca pracy.

– Jak przeżyłaś to, że wsadziłaś ją do samolotu? – Zmieniła temat.

Teraz to mnie nie opuszczało poczucie winy.

– To latająca trumna, Alex. Niemożliwe, żeby coś tak wielkiego i ciężkiego latało.

Nie żartowałam. Na samą myśl o wejściu chociażby na jeden schodek dostawałam palpitacji serca. Mój strach przed lataniem łączył się z chorobą lokomocyjną, co czyniło ze mnie tykającą bombę.

– Ty też w końcu będziesz latać, zobaczysz.

– Po moim trupie.

– Trupem to będziesz, jak się spóźnisz na ten wieczór pełen wrażeń, moja droga.

Uniosła telefon i wskazała godzinę czwartą piętnaście na wyświetlaczu.

– Najgorsze w tym wszystkim nawet nie są moje włosy, ale koszula, którą ostatnio poplamiłam… Myślisz, że ta się nada? – Chwyciłam za brzegi równie brudnej koszulki, którą miałam na sobie.

Alex wiedziała, że żartuję, ale jej twarz ukazała tę samą dezaprobatę, którą z samego rana widziałam na twarzy mamy.

– Ta plama po soku robi całą robotę. – Skinęła palcem w stronę zabrudzenia, a ja wygładziłam koszulkę.

– Może Britney przyniesie mi szczęście i odbębnię tę zmianę śpiewająco?

– Gwarantuję, że jeśli zaśpiewasz, napiwkiem będą otwarte drzwi.

– Przekonałaś mnie. Zrobię to zaraz po tym, jak tam wejdę.

Uśmiechy Alex i mamy łagodziły każdy problem, z jakim się mierzyłam.

Przeglądałam ubrania w szafie, jednak nic nie wydawało się odpowiednie na ten wieczór.

– Weź tę sukienkę, którą dostałaś ode mnie na święta.

– Nie jest zbyt… – zaczęłam, nie wiedząc, jak tak właściwie chciałam ją określić.

– Jaka, Cindy?

– Taka… Britney?

Nikt inny, a zwłaszcza nikt normalny, by mnie nie zrozumiał, ale Alex tak. Brak jej odpowiedzi był wystarczającym dowodem na to, że byłam oszołomem i gadałam jak oszołom. Wstała i wyjęła z szafy sukienkę z metką, której jeszcze nigdy nie włożyłam.

Gdybym mogła zapaść się pod ziemię, byłabym szczęśliwa. Zamiast tego ścierałam się z mierzącą sto siedemdziesiąt trzy centymetry Alex, która otworzyła pudełko i wyjęła sukienkę, po czym tak po prostu nią we mnie rzuciła.

– Teraz to bez gadania masz ją włożyć!

Tłumaczenie, że zostawiłam sukienkę na specjalne okazje, zdało się na nic. Alex w ramach zemsty nie ubolewała nad moimi włosami i nawet w najmniejszym stopniu nie próbowała być delikatna. Tusz do rzęs zanurkował w moim oku dwa razy, przez co dwukrotnie musiałam zmywać makijaż, ponieważ łzy zalały całą moją twarz. Co do efektu końcowego… Cóż, sukienka wedle mojego uznania nie pasowała do okazji, ale poplamiona koszula była znacznie gorszym wyborem.

– Przestań się tak krzywić. Wyglądasz pięknie.

– Alex, wyglądam, jakbym to ja była gościem na tej kolacji.

Nucąc coś pod nosem, zerknęła w lustro, w które i ja patrzyłam. Próbowała poskromić moje loki i nadać im nieco więcej blasku, jednak to makijaż robił całą robotę. Chyba nigdy w życiu nie miałam na swojej twarzy tyle różu.

– Dobra, jesteś gotowa, Cindy! Mam nadzieję, że nie wrócisz do ustawień fabrycznych, mam na myśli tę brudną koszulkę i siano na głowie.

Alex z zadowoleniem mi się przyglądała, a ja nie mogłam uwierzyć, że właśnie zrównała mnie z ziemią i zachowywała się jak gdyby nigdy nic.

– Rany, jesteś dzisiaj jak buldożer – powiedziałam.

A ja z pewnością nie byłam murem, który trzeba było zburzyć. Nawet określenie siebie jako „igloo” wydawało się zbyt mocne.

– To za to, że jej ani razu nie włożyłaś – wytknęła mi.

Sukienka w odcieniu różowego złota z satynowego materiału marszczyła się w odpowiednich miejscach, dzięki czemu wyglądałam tak, jakbym miała jakiekolwiek kształty. Jej największymi plusami były zabudowany dekolt oraz długość do kolan. Jak zawsze istniały też minusy – odkryte plecy, przez co niemożliwe było założenie stanika. Na szczęście Alex niczym wróżka wyczarowała taśmę do biustu, dzięki czemu sytuacja została opanowana.

– Colin by oszalał, gdyby cię zobaczył.

Colina ciężko było nazwać kolegą Alex. Grał w rugby w czasach szkolnych, a ona była jedną z najpiękniejszych cheerleaderek. Huczne imprezy często kończyły się tym, że to ja odbierałam Alex i obie z tego korzystałyśmy. Ja mogłam przejechać się świetnym autem, a ona mogła się bawić bez żadnych hamulców. I tak właśnie poznałam Colina, który mimo niechęci do pięknej Alex pomagał mi wsadzać ją na tylne siedzenie. Nigdy jednak między nami nie zaiskrzyło ani nie doszło do niczego więcej. Widziałam go zaledwie trzy razy.

– I na szczęście nie zobaczy – dodała, a ja nie mogłam nie usłyszeć jadu, jaki wylewał się z jej ust.

Niepewna przyglądałam się swojemu odbiciu, gdy ekran leżącego na łóżku telefonu Alex się rozświetlił. Spojrzała na niego i w tym samym momencie spomiędzy jej warg wypłynęło soczyste „kurwa”.– Zapomniałam… – Na moment zasłoniła dłonią usta, a następnie wpatrywała się jak zahipnotyzowana w nazwę kontaktu, jak i we wspólne zdjęcie z mamą. – Mamy dzisiaj spotkanie w sprawie wstępnego projektu ogrodu dla jakiegoś ważnego kontrahenta.

Patrzyła na mnie przepraszająco. Przygryzała nerwowo paznokcie, patrząc to na mnie, to na komórkę.

– Jesteś mocno spóźniona?

– Za pół godziny mam być w Palms.

Z lekka się skrzywiłam, wiedząc, że dojazd zajmie jej co najmniej godzinę.

– Więc odbierz i lepiej powiedz, że już jedziesz, bo inaczej twoja mama cię udusi.

– I wsadzi mi w tyłek każde drzewko, które tam dodałam.

Alex zebrała się z prędkością światła, przepraszając mnie przy tym po miliony razy, za to, że nie będzie mogła mnie odwieźć. Dlatego mojego nogi same poniosły mnie wprost na przystanek.

***

Obciągnęłam sukienkę, zaczynając stukać obcasem w asfalt, w oczekiwaniu na autobus, który jak zawsze przyjechał o dziesięć minut za późno. Zajęłam miejsce, a niedługo potem naprzeciwko mnie usiadł mężczyzna w kapturze. Ewidentnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje dookoła niego. Oparł głowę o szybę i zaczął się przypatrywać mojej twarzy. Momentalnie położyłam dłoń na torebce. Ogarnęła mnie ulga, gdy wyczułam pod palcami wyżłobienie.

Zawsze nosiłam przy sobie broń, choć jeszcze nigdy nie musiałam jej użyć. Najdrobniejszy szmer czy samochód, który jechał nieco wolniej, sprawiał, że szybciej przebierałam nogami. Dobrze pamiętałam zdarzenie sprzed paru lat.

To, co mnie spotkało, gdy byłam jeszcze czternastoletnim dzieckiem, jest moim utrapieniem i fobią ciągnącą się za mną do dziś. Szybka wyprawa do sklepu zakończyła się widokiem łysego mężczyzny w kałuży krwi, którego mój tato próbował zabić na środku ulicy.

Gdy wracałam do domu zsiatką drobnych zakupów, nie widziałam nic złego wtym, że znacznie starszy mężczyzna złysą głową itatuażami, kierujący drogim samochodem, zagadnął mnie ipróbował robić to za każdym razem, kiedy tylko zwalniał przy chodniku czy też zajeżdżał mi drogę na pasach. Naiwna nie widziałam wtym nic złego, mimo że facet nie był najprzyjemniejszy zwyglądu, ale wkońcu należy być miłym dla starszych osób iokazywać im szacunek. Dlatego zuśmiechem odpowiadałam na zadawane mi pytania.

– Chyba same dobre rzeczy masz wtej siatce – powiedział.

Zerknęłam do środka.

– Lody są najlepsze.

– Ajaki smak lubisz najbardziej? – zapytał, wciąż jadąc obok mnie.

– Truskawkowy iwaniliowy.

Mruknął coś pod nosem irozejrzał się dookoła. Niepewnie spojrzałam do siatki. Mama uczyła mnie, abym częstowała innych tym, co mam, jednak teraz nie chciałam tego robić. Zerknęłam na mężczyznę ina kropelki potu spływające po jego błyszczącej głowie.

– Chyba ciężka ta siatka, może podwieźć cię do domu?

Wtedy po raz pierwszy poczułam, że coś jest nie tak. Gość stawał się zbyt natarczywy, asamochód zbyt mocno zwolnił.

Zaczęłam rozglądać się za kimś znajomym. Przyspieszyłam kroku, tłumacząc, że muszę wracać do domu. Mężczyzna wciąż jednak zajeżdżał mi drogę. Wobawie przed tym, że zobaczy, gdzie znajduje się mój dom ibyć może zrobi coś moim rodzicom, krążyłam po okolicy. Trzymałam się blisko budynków, ale to nie wystarczało. Zaczynało się ściemniać iwkońcu spanikowałam. Samochód cały czas jechał obok, amnie bolały już nogi. Zsiatki ciekła woda zrozmrożonych produktów. Pomyślałam, że mama będzie na mnie zła.

Byłam blisko ulicy, na której mieszkałam, gdy zza rogu wyłonił się tata. Znajomy strój roboczy sprawił, że poczułam ulgę. Choć nie przypominał rycerza na białym koniu, to stał się nim wmgnieniu oka, gdy facet podjechał czarnym samochodem ispróbował wciągnąć mnie do środka. Pamiętam mój wrzask, krzyki mamy, której wcześniej nie zauważyłam, itatę biegnącego wmoją stronę… Później widok, którego nie chciałam pamiętać: tata bijący do krwi wywleczonego zsamochodu kierowcę imocny uścisk mamy. Jej ciepło ikoszmar rozgrywający się przed nami zostały ze mną do dziś. Wszoku mówiłam tylko jedno niedorzeczne zdanie: „Przepraszam za roztopione zakupy”.

Z rozmyślań wyrwał mnie komunikat o awarii autobusu. Pojazd gwałtownie zahamował, a ja uderzyłam głową w tylną część siedzenia. Ignorując ból, wyjęłam z torebki telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się godzina siedemnasta czterdzieści pięć.

– Cholera.

Nacisnęłam przycisk, dzięki czemu drzwi autobusu momentalnie się otworzyły. Potknęłam się o jeden ze stopni i zaklęłam pod nosem. Jakby tego było mało, niebo nad zazwyczaj słonecznym Las Vegas spowiły ciemne chmury, z których lunął ulewny deszcz. Już po chwili byłam cała mokra, a wiatr rozwiewał moje włosy we wszystkie strony.

Świecący się żółty napis „taxi” pojawił się niczym zbawienie. Nie zważając na nic, ruszyłam w stronę taksówki. Gdy zobaczyłam, że na taki sam pomysł wpadł również mężczyzna stojący po drugiej stronie ulicy, przyspieszyłam. Walka o jedyny środek transportu, jaki nam pozostał, nie była łatwa, zadecydowało jednak to, że byłam kobietą.

– Niech panienka wsiada – powiedział kierowca.

Poczułam wyrzuty sumienia, zerkając w stronę mężczyzny, który ściągnął płaszcz i naciągnął go sobie na głowę. Moje spojrzenie mówiło: „Proszę mi wybaczyć”, natomiast jego kazało mi się walić.

Gdy niedługo potem przekroczyłam próg baru, ledwo mogłam złapać oddech. Kaszlnęłam głośno, zwracając tym uwagę Jamesa i jego gości. Mój szef podszedł do mnie, a jego spojrzenie jednoznacznie informowało, że wyglądam znacznie gorzej, niż mogłam to sobie wyobrazić. Sukienka wręcz kleiła się do mojej skóry. Nie chciałam nawet wiedzieć, jak wyglądają moje włosy, nie wspominając o makijażu.

– Tak cię przepraszam, autobus się zepsuł, potem walczyłam o taksówkę – tłumaczyłam szybko na jednym wydechu.

– Wdech i wydech! – poinstruował. – Idź do kuchni, Larson na pewno potrzebuje twojej pomocy.

Skinęłam pospiesznie głową i kątem oka zerknęłam na siedzących przy stoliku gości. Mój niepokój momentalnie wzrósł. Od razu wiedziałam, że nie chodzi tu o żadną pomoc, a o to, bym po prostu się stąd ulotniła.

Jako pierwszy moją uwagę przykuł łysy mężczyzna siedzący po prawej stronie. Miał ciemne okulary przeciwsłoneczne. Kto, do cholery, w taką pogodę nosił okulary?

Przeszył mnie dziwny dreszcz, gdy moje spojrzenie przesunęło się na szerokiego w barkach drugiego mężczyznę. Jego tatuaże ciągnęły się od palców aż po szyję. Miał czarne włosy i oczy. Towarzyszyła mu ciężka aura, a wokół niego tworzył się obłok dymu z cygara. Od lewej strony siedział blondyn. Rozluźniony, ewidentnie niepasujący do tamtych. Miał rozpromienioną twarz i figlarne niebieskie oczy. Biło od niego coś zupełnie innego niż od pozostałej dwójki.

Czułam jednak, że nawet przyjazna aura blondyna nie wystarczy, aby ten wieczór skończył się dobrze.

Rozdział 3.Człowiek umiera, dług – nie

Dragon

Patrzyłem na nieco podenerwowanego Jamesa. Nie wiedziałem, czy stresował się z powodu cygara, którego zapachu wręcz nie znosił, czy też przez Ricka oblizującego wargi, gdy przemoczona do suchej nitki dziewczyna zniknęła za drzwiami prowadzącymi do kuchni.

– Może czegoś się napijecie? – zapytał James, próbując nie patrzeć na Ricka.

Odpowiedziała mu jedynie cisza. Uśmiech Nero z lekka przygasł. Wyraz jego twarzy nie zapowiadał niczego dobrego.

– Ładne lampki.

Jego absurdalne słowa sprawiły, że spojrzenia Jamesa i Ricka powędrowały ku górze, gdzie na białym suficie wisiały zwyczajne kolorowe lampki przypominające te, którymi ozdabiało się choinkę.

– Ale nie ukrywam, że czegoś tu brakuje… – dodał. – No tak, wiszący na nich Joe uzupełniłby pustkę i z pewnością wpasowałby się w tutejszy klimat, nie sądzisz?

Rick na palcach dłoni zaczął liczyć miesiące.

– Mamy wrzesień. – Wskazał odpowiedni palec. – I o ile się nie mylę, daleko jeszcze do świąt.

– Nie lubisz przedwczesnych prezentów? – zapytał Nero.

– Lubię, ale już upatrzyłem sobie coś lepszego. Dziękuję, że dbasz o moje samopoczucie.

Krew odpłynęła z twarzy Jamesa, gdy spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Wiedział, po co tu przyszedłem, a ja wiedziałem, że nie zastanę tu tego, czego chciałem. Rozsiadłem się nieco wygodniej, stukając opuszkami palców w blat stolika.

– Nie ma go tu, prawda?

Warga mu drgnęła, a wzrok powędrował w stronę lampek, o których wspomniał Nero.

– Nie ma.

Spojrzał znów na mnie, przez co nie byłem w stanie się powstrzymać. Zerknąłem na poparzenie na jego szyi w miejscu, gdzie niegdyś widniał tatuaż, który miał praktycznie każdy z nas. Teraz przypominał niewyraźną plamę.

Joe – jego wspaniały brat – był utrapieniem, odkąd tylko sięgam pamięcią. Lata temu współpracowaliśmy, jednak gdy dowiedziałem się o jego interesach za moimi plecami, nie byłem w stanie tego odpuścić. James co prawda był niewinny, ale wiedział o wszystkim i zdecydował się kryć brata. Joe uciekł i wciąż ukrywał się w Vegas. Wystawił mi jak na tacy kogoś, za kim powinien stać murem.

– Gnida, która jest z tobą spokrewniona, jest mi coś winna, James. Zapomniałeś? Mam ci przypomnieć?

– Wiem, że zrobił źle, ale daję ci stuprocentową gwarancję, że odda wszystko, co do centa, tylko daj mu czas.

– Gdzie on jest? – zapytałem powoli, by się upewnić, że dobrze słyszy.

– Nie mam pojęcia.

– Zła odpowiedź. Gdzie on jest?

Rick otwartą dłonią uderzył w blat stolika. James zacisnął zęby, aż zgrzytnęły, jednak nie powiedział ani słowa.

Atmosfera gęstniała z każdą sekundą, a zapach jedzenia, który dochodził z kuchni, najmniej pasował do obecnej sytuacji. Nagle skrzypnęły drzwi. Blondynka, będąca w znacznie lepszym stanie niż w chwili, gdy tu przybiegła, niczym akrobatka niosła cztery porcje jedzenia do naszego stolika.

Rick nerwowo się poruszył, gdy jemu jako pierwszemu podała talerz z przekąskami. Nawet nie udawał zainteresowanego tym, co dostał, tylko bez skrępowania przyglądał się zmieszanej dziewczynie z długimi blond lokami i nieco zarumienioną twarzą. Mnie również podała porcję, nawet na mnie nie patrząc. Uwagę zwróciła jedynie na Nero. Uśmiechnęła się do niego i zaraz zniknęła za drzwiami.

– Obsługę masz wyborną – powiedział Nero, po czym chwycił kawałek pikla i włożył go sobie do ust.

– Słuszna uwaga. Sądzę, że powinieneś ją zatrudnić, Dragon – rzucił Rick.

James odzyskał nagle kolory na twarzy, a jego oczy przepełniły się wściekłością. Najpierw spojrzał na Ricka, później na mnie.

– To niewinna dziewczyna! – warknął. – Jesteś popaprańcem, Rick! A ty, Dragon – wskazał palcem w moją stronę – jeszcze gorszym! Sądziłem, że skoro zgodziłeś się tu przyjść, to wszystko sobie wyjaśnimy.

– Więc twierdzisz, że gdybyś mnie nie zaprosił, tobym nie przyszedł?

– Twierdzę, że to wszystko za bardzo cię pochłonęło. Będziesz się smażył w piekle, razem z nimi…

Grozę jego słów przerwał dźwięk odbezpieczanej broni Ricka, która po chwili została wycelowana prosto w Jamesa, oraz huk drzwi, w których stanęła kelnerka z wymierzoną w nas bronią.

Zapadła cisza. Szok rysował się na twarzy każdego, nawet Jamesa. Dopiero teraz spostrzegłem, że uniósł ręce w geście poddania się. Pozostała dwójka wstała, gdy wszyscy skupiali uwagę na kobiecie i jej drżących dłoniach trzymających małą broń.

– Myślę, że panowie powinni już iść.

Jej zdenerwowany głos idealnie odzwierciedlał to, jak się w tym momencie czułem.

– A ja już myślałem, że kończymy, a widzę, że impreza dopiero się zaczyna!

Rick zrobił krok do przodu, na co dziewczyna bez wahania uniosła broń wyżej.

– Kończy się, proszę stąd wyjść.

Mimowolnie kącik moich ust delikatnie drgnął ku górze. Dziś absurd gonił absurd i spodziewałbym się wielu rzeczy, ale nie tego, że kelnerka się postawi.

– Ona ma większe jaja niż twój brat! Jak się z tym czujesz, James? – zagadnął Nero, z którym całkowicie się zgadzałem.

Dziewczyna zrobiła krok w przód, na co Rick zacmokał.

– Bliżej.

Ona tego nie wiedziała, ale każdy z nas doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie obrazy przewijają się w jego głowie. Był naprawdę chorym pojebem, a to, że zwrócił uwagę na tę biedną dziewczynę, nie pozostanie bez konsekwencji.

Blondynka z burzą wciąż wilgotnych loków ze złością zacisnęła szczękę, odbezpieczając swoją broń.

– Spokojnie…

James odwrócił się w jej stronę, mimo iż Rick wciąż stał z wymierzoną w niego bronią.

Zerknęliśmy na siebie.

– Moja zmiana właśnie dobiega końca. Poproś panów, żeby wyszli, James. – Delikatny i drżący głos zdawał się tak bardzo nie pasować do tego, co trzymała w dłoni.

– Odłóż to, nim zrobisz sobie krzywdę – powiedziałem, a ona po raz pierwszy tego wieczoru uraczyła mnie swoją uwagą.

– Ale to ja mierzę w twoją stronę, więc jeśli tylko poprosisz, nacisnę spust.

Zieleń i szarość jej oczu mną zawładnęły. Mierzyła się ze mną jak równy z równym, choć każdy z nas w tym pokoju wiedział, że nie ma tu takich. Mój gromki śmiech wypełnił zakamarki baru. James zaczął się powoli wycofywać, co nie umknęło ani mojej, ani chłopaków uwadze, przez co wszystko potoczyło się szybko. Trafiłem w stopę Jamesa, a pocisk wystrzelony z broni dziewczyny przeszył moje prawe ramię. Poczułem znajomy ból, rozprzestrzeniający się płomień, a następnie pieczenie.

James gwałtownie upadł na ziemię, łapiąc się za krwawiącą stopę, a blondynka zszokowana patrzyła to na swojego szefa, to na drzwi, którymi mogłaby uciec. Nie musiałem siedzieć w jej głowie, by zgadywać, jakie ma rozterki. Niezdecydowanie trwało zbyt długo, więc Rick zdołał do niej dobiec, jednak w porę uchyliła się od jego chwytu i uderzyła go łokciem w brzuch. Broń wypadła z jej drobnych dłoni, a nogi zaczęły ją nieść pomiędzy stolikami. Przewracała je, by w końcu podbiec do baru i zacząć rzucać szklankami. Krew sprawiła, że materiał mojej czarnej koszuli kleił się do ramienia i ręki. Syknąłem, gdy poczułem dyskomfort. Obróciłem się w stronę uciekającej kobiety, którą Nero właśnie przewracał na podłogę, i w tym samym momencie usłyszałem słowa Ricka:

– Spiesz się, James. Brata albo twoją sprzątaczkę spotka marny los.

Rozdział 4.Słaba z ciebie bohaterka

Cindy

Siła, z jaką zostałam powalona na ziemię, sprawiła, że usłyszałam dzwony w głowie. Blondyn, który wydawał się najmilszy z nich wszystkich, właśnie pociągnął mnie za włosy, gdy już prawie dotarłam do drzwi.

– Sorry, mała, ale nie miałem wyjścia – powiedział, jakby naprawdę chciał mnie przeprosić.

Zamiast przepraszać, powinien mnie puścić i pozwolić mi uciec – przecież nikt nie musiał wiedzieć, że dał mi fory. Moje paznokcie nie były na tyle długie, bym mogła go dotkliwie podrapać, jednak przejechałam mu nimi po twarzy, ścierając z niej uśmiech. Teraz zamiast niego pojawił się grymas.

– Wyświadczyłem ci przysługę, uwierz, że lepiej…

Nie słuchałam go. Skupiłam się na głosie innego człowieka.

– Spiesz się, James. Brata albo twoją sprzątaczkę spotka marny los.

Zaczęłam się szarpać. Nawet nie wiem, co zrobiłam ani w co uderzyłam mężczyznę, że skrzywił się i poluźnił uścisk, a ja byłam w stanie wstać.

Gdyby nie adrenalina, z pewnością moje nogi byłyby jak z waty. Tymczasem nie czułam kolki, bólu łydek czy piekącego gardła. Pragnęłam tylko uciec od tych ludzi. Gdy jednak wybiegłam na zewnątrz, zderzyłam się z twardym torsem kolejnego mężczyzny. Niemal upadłam, gdy ktoś z tyłu mnie złapał. Kątem oka dostrzegłam ciemne okulary.

– Słaba z ciebie bohaterka, ale za to głupoty masz w sobie nadmiar.

– Ale żyję, więc nie taka słaba.

– Więc teraz módl się, żeby on okazał się dla ciebie takim samym bohaterem, jak ty dla niego.

Nie było mowy, bym dobrowolnie gdziekolwiek z nimi poszła, szczególnie z człowiekiem, który szarpał mnie najmocniej, wyrywając mi przy tym włosy. Każda próba gryzienia, drapania, wyszarpania się czy nawet krzyczenia okazywała się daremna.

Po chwili dotarliśmy do dużego auta.

– Sorry, ale nie ma już miejsc w samochodzie – wysyczał mi do ucha facet w okularach, po czym otworzył klapę bagażnika i wepchnął mnie do środka.

Obezwładniająca mnie ciemność sprawiła, że mój oddech przyspieszył. W panice dłonie i kolana zaczęły uderzać w drzwi bagażnika w nadziei, że zdołam je otworzyć. Jednak nic nawet nie drgnęło i gdy tylko rozległ się warkot silnika, zaczęłam głośno krzyczeć.

***

Miałam wrażenie, że jeździliśmy godzinami. Gdy pojazd w końcu się zatrzymał, dopadło mnie jeszcze większe przerażenie niż podczas podróży. Oglądałam z Alex mnóstwo filmów, w których takie sytuacje nie kończyły się happy endem. Zmrużyłam powieki, gdy klapa bagażnika się podniosła, a światło lamp mnie oślepiło. Przez pierwsze sekundy widziałam wszystko jak przez mgłę, gdy jednak obraz się wyostrzył, nie byłam zachwycona tym, co zobaczyłam.

Zawładnęła mną panika, wywołując dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Facet w okularach z szerokim uśmiechem przyglądał mi się jak robakowi, którego czekał okrutny los. Nagły przypływ świeżego powietrza sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału, gdy silna dłoń chwyciła za moją sukienkę i wyciągnęła mnie z głębi ciemnego bagażnika. Byłam oszołomiona i ledwo stałam na nogach, w pionie trzymała mnie tylko przeklęta łapa obcego faceta. Jego łysa głowa błysnęła w świetle lamp. Uśmiech powoli wkradał się na jego twarz, gdy nagle mnie puścił i popchnął do przodu. Upadłam na drogę pokrytą drobnymi kamyczkami. Żaden z dżentelmenów nie podał mi ręki, nie zaproponował pomocy, a zamiast tego ciężki but spoczął na moich plecach i przygniótł mnie do ziemi.

– Hej, wygodnie tam na dole? – zapytał drwiąco mężczyzna, z impetem wzmacniając nacisk.

Gniótł mnie jak prawdziwego robala, a drobne kamyki coraz mocniej wbijały się w moje ciało. Zaciskałam mocno powieki i zęby, by nie krzyknąć, lecz nie potrafiłam powstrzymać łez.

– Dobra, koniec tego leżakowania – powiedział, po czym chwycił mnie pod ramię i pociągnął w górę.

Kilka kamieni przykleiło się do moich nagich nóg. Nie zdążyłam ich strzepać, bo mężczyzna ruszył przed siebie, ciągnąc mnie ze sobą. Byłam tak przerażona, że nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Jedynie spływające łzy i mokre od nich policzki były oznaką jakiejkolwiek emocji. Najgorsze było to, że bestia, która bezlitośnie mnie szarpała, karmiła się moim przerażeniem.

Otępiała rozglądałam się wokół. Ujrzałam oświetlony dom z kremową nowoczesną kamienną fasadą oraz brunatnym dachem. Starałam się uchwycić więcej szczegółów. W oddali dostrzegłam fontannę, drzewa i przepiękny ogród.

Mocniejsze szarpnięcie nieco mnie otrzeźwiło. Spojrzałam przed siebie, ale widziałam tylko ciemność. Drzwi za mną skrzypnęły, a następnie błysnęło blade światło, które zdawało się nie docierać w dół schodów. Wyglądało to zupełnie tak, jakbym właśnie schodziła do miejsca dla potępionych.

– No dalej, ruszaj te swoje cztery litery!

Potwór pchał mnie w ciemność.

Mimo giętkich kolach i słabego oświetlenia w pomieszczeniu zeszłam na dół, a wtedy znów zostałam pchnięta. Zderzyłam się z brudną betonową posadzką. Odór uryny, wilgoć i śmierć wisiały w powietrzu, a na domiar złego leżałam na zakrwawionej podłodze i przyglądałam się eleganckim butom mężczyzny.

– Niezła z ciebie ciapa, ale naprawimy to.

Byłam zbyt oszołomiona i obolała, by wstać. Poczułam na sobie jego ciężar. Po chwili chwycił za moje włosy i ze znaczną siłą za nie pociągnął. Odchyliłam głowę i krzyknęłam z bólu. Złapałam za jego dłonie, bo chciałam, aby mnie puścił bądź chociaż poluźnił uścisk.

– W barze byłaś waleczniejsza. Co z tobą, bohaterko? Wymiękasz? Może potrzebujesz broni? – Nachylił się ku mnie i oblizał płatek mojego ucha.

Jedna z jego dłoni przeniosła się na moją szyję. Coraz trudniej było mi oddychać, gdy wzmocnił uścisk. Zacięcie szamotałam się i walczyłam. Uderzyłam go głową w brodę, na co głośno warknął.

– Spiszesz się lepiej, gdy będziesz nieprzytomna.

Ocierałam się o brudną i śmierdzącą posadzkę. Kosmyki włosów opadały mi na twarz, a oddech słabł z każdą sekundą. Kiedy jednak wolną ręką zaczął zsuwać mi sukienkę z ramienia, adrenalina podziałała tak, jak powinna zadziałać na samym początku. Ponownie uderzyłam go głową w brodę, na co w końcu mnie puścił.

Wtedy ciężar jego ciała zniknął. Byłam pewna, że odpłynęłam, lecz niski i wściekły ton głosu utwierdził mnie w przekonaniu, że tak nie było. Otworzyłam szerzej oczy i próbowałam się podnieść. Chwyciłam się za szyję, nabierając coraz więcej powietrza. Trzymałam za nią tak, jakbym się obawiała, że gdy ją puszczę, koszmar wróci.

– Co ty, kurwa, wyprawiasz? – powiedział mężczyzna, którego skórę pokrywały tatuaże, a w oczach widoczna była jedynie czerń.

Jego głos był dziwacznie spokojny, lecz kryło się za tym coś, co wywoływało niepokój. Brzmiał tak bezbarwnie, jakby każde uczucie było mu obce.

– Miałem coś z nią zrobić – obruszył się.

– Tym nazywasz swoje „coś”?

Usiadłam na posadzce, wciąż trzymając się za szyję. Napastnik się nie odezwał, jedynie zerknął na mnie z wyrzutem, jakbym to ja chciała tego wszystkiego.

– Chyba nie sądziłeś, że będę ją nosił na rękach?!

– Żeby było jasne! – Skinął w jego stronę palcem. – Nie spodziewałem się po tobie niczego mądrego, ale liczyłem na to, że chociaż raz wykażesz się minimalną liczbą szarych komórek, Rick. Wynocha stąd.

Rzucił mi ostatnie obwiniające mnie spojrzenie, a następnie ruszył w stronę schodów. Jego powolne i ciężkie kroki odbijały się echem w pomieszczeniu, co przypominało scenę z horroru.

Uwaga jedynej osoby pozostałej w pomieszczeniu skupiła się na mnie. Mój oddech w końcu się unormował. Podjęłam się wyzwania i w milczeniu spojrzałam w ciemne oczy, które bacznie mi się przyglądały. Czułam się dosłownie jak robal i to ten z najgorszych, którego każdy próbował złapać i zatłuc.

Przyjrzałam mu się nieco uważniej, bo jeśli zdołam to przeżyć, bez wahania wsadzę każdego z nich do więzienia i opiszę każdą, nawet najmniejszą ranę, jaką mi zadali. Byłam pewna, że wystarczy, że podam rysopis tego wielkiego faceta, pokrytego tatuażami, a policja z pewnością znajdzie go w kartotece. Tatuaże miał na całej szyi, a nawet na palcach. Do tego szerokie ramiona i twarz, z której mogłam wyczytać, że po prostu musiał być psychopatą. W czarnych oczach można było dostrzec tylko chłód. Nigdy nie patrzyłam na coś tak beznamiętnego i przerażającego. Nie dało się nie zauważyć blizny przecinającej prawą brew. Jedną miał również na ustach. Jej blady kolor wyróżniał się na lekko śniadej karnacji.

Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Moim pierwszym odruchem powinna być ucieczka, chęć walki, ale przypomniałam sobie strome schody. Przegrałabym.

– Nie ukrywam, że jestem słabym okupem. – Zdecydowałam się na rozmowę, gdyż ucieczka w tym momencie była niemożliwa.

Uniósł brew, na której widniała blizna.

– Kto powiedział, że nim jesteś?

– Twój niepohamowany przyjaciel.

Opuszką palca przejechał po dolnej wardze, by ukryć lekkie drgnięcie kącika ust.

– Jak widzisz, jego słowa znaczą tyle samo, co jego obecność w tej chwili.

– Chyba jednak coś znaczą, skoro tu jestem.

Zrobił krok w przód, po czym przy mnie przykucnął. Zerknęłam na jego czarną koszulę i na wystający zza niej opatrunek, próbując odgonić wyrzuty sumienia.

– Co wiesz o Joe?

Na usta cisnęło mi się wiele nieodpowiednich na ten moment słów, zdecydowałam się jednak odpowiedzieć najgrzeczniej, jak tylko potrafiłam. Współpraca w końcu popłaca, prawda?

– Jest kulą u nogi – powiedziałam, próbując nie zerkać na jego ranę.

By na niego nie patrzeć, utkwiłam wzrok w ścianie – tuż nad nim. Liczne brunatne, gdzieniegdzie brązowe już plamy świadczyły jedynie o tym, że z kimś już tu rozmawiali i przebieg tej rozmowy ewidentnie się komuś nie podobał.

– To akurat nie jest dla mnie żadną tajemnicą.

– Więc myślę, że nie oświecę pana w tej kwestii. Wiem tyle, co nic.

– Gorzej dla ciebie.

Przełknęłam ślinę, tym razem starając się patrzeć w oczy, które wywoływały niepokój.

– Przykro mi, że mój kontakt z Joe jest zerowy. On z nikim go nie utrzymuje. Przychodzi do baru tylko wtedy, kiedy trzeba po nim posprzątać.

Liczyłam na to, że taka odpowiedź przekona go, że nie jestem ani dobrym informatorem, ani kimś, za kogo dostanie jakiekolwiek pieniądze.

– No i teraz James będzie musiał namachać się szczotką, żeby pozamiatać ten cały syf.

Wstał, przysłaniając nieco żywsze światło padające ze szczytu schodów. Poczułam, że tracę swoją szansę na pojednanie, czy jakkolwiek mogłabym to nazwać.

– Nie wiem, co mogłabym więcej powiedzieć. Nie znam go osobiście, przysięgam.

Nawet się nie zatrzymał, po prostu wchodził po schodach, a ja jak otępiała wpatrywałam się w jego wielkie plecy.

Rozdział 5.Martwe dusze

Cindy

Betonowa posadzka była nie do zniesienia. Zimno, jakie od niej biło, opanowało całe moje ciało. Każda pozycja, którą przyjęłam – siedząca, stojąca czy leżąca – była utrapieniem. Poza tym mój umysł płatał mi figle. Gdy obmyślałam plan ucieczki, do głowy wkradały się urywki wydarzeń w barze i tego, co stało się później.

Pękała mi głowa, lecz nie byłam pewna, czy to wina kilkunastu myśli na sekundę, czy tego smrodu, który stawał się nie do zniesienia. Byłam pewna, że umrę, inaczej z pewnością zadbaliby o to, bym miała zasłonięte oczy i nie mogła zbyt wiele dostrzec. Świadomość, że już nigdy nie zobaczę mamy bądź Alex, sprawiała, że łzy powoli na nowo gromadziły się w moich oczach.

W końcu spojrzałam w górę, w stronę schodów. Przełknęłam z trudem ślinę i powoli się podniosłam. Ścierpnięte nogi wciąż były zwiotczałe, wiedziałam jednak, że nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie spróbowała. Jeśli miałam zginąć, to na pewno nie tutaj. Nie zamierzałam dzielić losu ludzi, po których zostały jedynie szkarłatne plamy na ścianach.

Z trudem ruszyłam w górę po nierównych schodach. Pokonywałam każdy stopień, podpierając się o brudne ściany. Każdy znajdujący się na nich ślad krwi przypominał mi o tym, że znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji, być może bez wyjścia. Byłam jedyną żywą duszą pośród tylu martwych, które pozostały tu na zawsze. Im wyżej się znajdowałam, tym większa ciemność mnie ogarniała. Panika sprawiła, że zaczęłam szybciej mrugać powiekami.

Nie przepadałam za ciemnością, jak małe dziecko wciąż wyobrażałam sobie czające się w niej potwory. Teraz miałam wrażenie, że chcą mnie dopaść. Zawsze udawało mi się przed nimi uciec, gdyż lampka czy telefon zazwyczaj były pod ręką. Była to jedyna broń, która je poskramiała, ale teraz byłam z nimi sam na sam.

Przyspieszyłam kroku i potknęłam się o stopień. Nie widziałam ich już dobrze i nawet przez sekundę nie pomyślałam, że jeśli się nie uda, będę musiała zejść po nich wprost do cichego, pozbawionego czegokolwiek piekła. Miałam wrażenie, że wspinanie się po schodach zajmuje mi więcej czasu, niż powinno. Gdy w końcu dopadłam do drzwi, oddech przyspieszył. To było moje „teraz albo nigdy”. Trzęsącymi się dłońmi chwyciłam za gałkę i ją przekręciłam. Drzwi wydały ciche skrzypnięcie, a gdy je pchnęłam, ustąpiły. Nadzieja zakiełkowała w moim umyśle, choć od razu sobie przypomniałam, jaką drogę tu przebyłam i z kim. Rick – tak nazywał się mężczyzna, który zaprowadził mnie do budynku, gdzie mieściła się piwnica dla niewinnych dusz.

Odetchnęłam głęboko, zanim wykonałam kolejny ruch. Wyjrzałam zza drzwi, by dostrzec… Nikogo. Nie mogłam uwierzyć, że nikt tu nie stał. „Teraz albo nigdy” nadeszło szybciej, niż sądziłam. Przełknęłam z trudem ślinę, stawiając pierwszy krok za drzwi. Moje serce łomotało, przez co znów poczułam, że żyję. Uważnie lustrowałam otoczenie. Dostrzegłam ogród, garaż, ścieżkę do bramy i ogrodzenia… Ogromnego ogrodzenia. Przeskoczenie przez nie było wręcz niewykonalne. Facet poza licznymi martwymi duszami w piwnicy z pewnością miał znacznie więcej do ukrycia w tej fortecy i nawet moja wścibska natura kazała mi stąd wiać.

Z wciąż walącym sercem znalazłam się na zewnątrz. Przeszył mnie dreszcz. W powietrzu wciąż można było wyczuć wcześniejszą ulewę, która zaatakowała bezwzględnie Vegas. Było to dziwne, gdyż zawsze o tej porze roku ludzie chowali się przed słońcem. Czy to możliwe, że nawet matka natura była przeciwko mnie?

Zrobiłam kilka kroków, a obcasy wbijały się w wilgotny trawnik. Przymknęłam na moment oczy, zdając sobie sprawę z tego, że koniecznością będzie pozbycie się ich. Serce nawet na moment nie chciało się uspokoić, gdy się schylałam, by ściągnąć pospiesznie buty. Chwyciłam je w dłoń i ruszyłam do przodu. Nie słyszałam w pobliżu żadnych rozmów, jakby cisza z piwnicy przeniosła się tutaj, jedynie kamyki wbijające się w moje stopy zaczęły wydawać dźwięk. Miałam wrażenie, że był zbyt głośny.

Wilgotna trawa moczyła moje stopy, przez co lekki podmuch wiatru był mocno odczuwalny. Mój oddech przyspieszył, a każdy zmysł się wyostrzył. Sukienka podwijała się z każdym krokiem, nie zważałam jednak na to, tylko biegłam przed siebie. Przód fortecy był znacznie lepiej oświetlony, co oznaczało jedną z dwóch rzeczy – albo moją klęskę, albo zwycięstwo.

Brama była dla mnie nie do otworzenia, jednak płot, a raczej w moim wyobrażeniu – mur ciągnący się aż do nieba, mógł być, o dziwo, do przejścia. Gdy tylko zaczęłam się do niego zbliżać, do moich uszu doleciał męski krzyk, każący mi się zatrzymać. Wybrzmiał w oddali, jednak z każdą sekundą stawał się coraz głośniejszy, przez co i ja zaczynałam przyspieszać. Buty momentalnie wypadły mi z rąk, gdy chwyciłam za marmurowy kamień. Ogrodzenie było zrobione w taki sposób, że byłam w stanie złapać się pojedynczych kamieni i nawet jeśli miałabym spaść, to wiedziałam, że nie zrezygnuję.

Stopy i dłonie miałam mokre, więc w pewnym momencie się ześlizgnęłam, a słowa, które wypłynęły z ust mężczyzny, sprawiły, że od razu się podniosłam.

– Złaź stamtąd, zanim sami po ciebie wejdziemy!

To wystarczyło, bym wchodziła coraz wyżej. Gdy znalazłam się na samej górze, dotarło do mnie, że będę musiała zejść na dół. Usłyszałam huk, a gdy zerknęłam za siebie, dostrzegłam leżącego na ziemi jednego z mężczyzn – musiał spaść, gdy próbował mnie złapać. Byłam znacznie mniejsza od nich, dzięki czemu ogrodzenie było dla mnie przyjaźniejsze.

– Biegnij do bramy i złap ją po drugiej stronie!

Było ich trzech. Leżący na ziemi mężczyzna wstał, otrzepał kolana, a następnie ruszył pędem do bramy.

– Blondyna, złaź na dół!

Ten sam ton głosu, którym wcześniej szczuł swojego kolegę, sprawił, że momentalnie zeskoczyłam i ruszyłam pędem w stronę niczego.

Rozdział 6.Dobranoc

Cindy

Ciemność ogarniała teren, na którym znajdował się dom. W oddali paliły się lampy, świadczące o obecności jakiejkolwiek cywilizacji. Ludzie mieszkający na takim odludziu nie mogli być normalni.

Mężczyźni na początku mnie gonili, jednak w końcu ustąpili i przestali za mną pędzić. Wówczas ulgę zastąpił niepokój. Mimo że światło księżyca rzucało poświatę na drogę, i tak nie widziałam niczego poza płaskim terenem i pojedynczymi budynkami, które wyglądały na opuszczone. Gdzieniegdzie widziałam ogromne kamienie i małe kaktusy. Dla własnego spokoju utkwiłam spojrzenie w oddali, gdzie było widać miasto. Próbowałam ignorować kolkę, która zmuszała mnie do zatrzymania się, jednak oprócz niej dokuczał mi ból nóg. Płuca paliły, a ogień sięgał przełyku, gdy brałam oddech.

Przystanęłam. Dolegliwości nasiliły się tak bardzo, że musiałam usiąść. Tuż obok znajdował się ogrodzony budynek z oświetlonym terenem, gdzie prawdopodobnie naprawiano samochody, co sugerowały liczne poukładane w stosy opony, znajdujące się przed ogrodzeniem. Skryłam się za nimi i próbowałam wyrównać oddech. Nic mnie nie zje ani mnie nie znajdą – powtarzałam sobie w myślach. Dotrę do miejsca, gdzie ktoś mi pomoże.

Gdy trochę odpoczęłam, postanowiłam podjąć próbę przedostania się przez płot. Był blaszany, przez co nie byłam w stanie nigdzie zaczepić nogi. Postanowiłam ułożyć opony tak, by się po nich wspiąć. Gdy już to zrobiłam i wiedziałam, że będę w stanie złapać za blachę u samej góry, padło na mnie światło reflektorów samochodu. Przegrałam. Do oczu napłynęły łzy. Ale nawet poczucie porażki nie pozwoliło mi się poddać. Zanim jednak podjęłam próbę przeskoczenia przez przeszkodę, usłyszałam znajomy głos:

– Cindy?

Na dźwięk mojego imienia dłonie samoistnie puściły się płotu, przez co zapadłam się wraz z oponami. Krzyknęłam, a twarz Maksa pojawiła się tuż nad moją.

– Co ty tu, kurwa, robisz? – zapytał.

Jego zdziwienie nie mogło się równać z ulgą, którą czułam.

Oniemiała chwyciłam dłonie, które do mnie wyciągnął, i tylko dzięki nim dałam radę wstać. Spojrzałam na Maksa jak na anioła i wiedziałam, że dostanie ode mnie tyle kieliszków alkoholu na koszt Jamesa, ile tylko będzie chciał.

Chłopak spojrzał na moje bose stopy.

– Cindy… co się stało?

Głos mi drżał, gdy zadałam jedno pytanie:

– Pomożesz mi?

Bez chwili zawahania skinął głową i wziął mnie pod rękę. Potem pomógł mi wsiąść do żółtego samochodu, który zawsze się wyróżniał na parkingu pod barem Jamesa. Gdy zajął miejsce kierowcy, w odbiciu lusterka dostrzegłam w oddali światła samochodu. Przełknęłam z trudem, gdy ruszyliśmy, a zza budynku wyjrzała twarz, którą chciałam zapomnieć już na zawsze. Ujrzałam oczy Ricka, pełne obietnicy i zemsty.

Poprosiłam Maksa, by jechał szybciej oraz by zawiózł mnie na najbliższy posterunek. Mówiłam chaotycznie, chciałam też zadzwonić. W końcu się uspokoiłam, gdy zgubił jadący za nami samochód.

Max wysłał SMS-a Jamesowi, gdy tylko opowiedziałam o tym, co się wydarzyło. Teraz co jakiś czas spoglądał w lusterko, by się upewnić, że nikt nas nie śledzi. Nagle owładnęły mną wyrzuty sumienia, że go w to wszystko wciągnęłam. Nie był dla mnie nikim bliskim, znaliśmy się, bo często bywał w barze, a teraz był jedyną żywą duszą na tym pieprzonym pustkowiu.

– Nie możemy jechać na policję – powiedział, skupiając się na drodze. – James kazał nam jechać do mnie, będzie za jakieś pół godziny, w porządku?

Nie byłam pewna, czy to aby na pewno dobry pomysł.

– Niby dlaczego nie możemy jechać na policję?

– Bo oni nam nie pomogą.

Zmarszczyłam brwi.

– To policja, Max, dlaczego mieliby nam nie pomóc?

Prychnął, kręcąc głową.

– Jesteś nieświadoma tak wielu rzeczy, Cindy, ale gdybyś była choć w niewielkim stopniu, nie znalazłabyś się w takiej sytuacji.

Samochód przyspieszył. Nie protestowałam, gdyż chciałam jak najszybciej znaleźć się z dala od piwnicy, ciemności i plam krwi, które tam widziałam.

– O czym ty, do cholery, mówisz?

– Lepiej, żeby James ci o wszystkim powiedział.

***

Może i powinnam nalegać, by odwiózł mnie do domu, jednak na myśl, że tamci mogliby się dowiedzieć, gdzie mieszkam, i przyjść, gdy Alex czy mama będą w domu, przeszywał mnie dreszcz. Siedziałam więc na kanapie, podczas gdy Max stał w kuchni i sprawiał, że mój żołądek zaczął przypominać sobie o głodzie. Nozdrza wychwyciły znacznie przyjemniejszy zapach niż ten, który towarzyszył mi w piwnicy.

– Może chciałabyś skorzystać z łazienki? Nie powinno się mówić takich rzeczy kobiecie, ale… Cindy, wyglądasz jak siedem nieszczęść.

Nawet nie byłam na niego zła, jednak wygląd w tym momencie był ostatnią rzeczą, o jakiej myślałam. Spojrzałam na swoje nagie nogi, na których widniały ślady odciśniętych kamyków, obtarcia od zimnej betonowej posadzki i siniaki od upadku.

– Jestem pewna, że wyglądam jak milion nieszczęść.

Nerwowo zaczęłam się bawić palcami u dłoni. Zawsze wykonywałam te ruchy, gdy byłam zestresowana.

– Po prostu nie wierzę, że im uciekłaś. – Pokręcił głową, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – Jakim cudem?

– Byłam szybsza.

Na moment w mojej głowie pojawił się obraz wspinającego się za mną mężczyzny. Jakkolwiek mogło to zabrzmieć, ku mojemu zadowoleniu – spadł. Po raz pierwszy coś sprzyjało mnie, a nie przeciwnej stronie.

– Skąd znasz tych ludzi, Max?

Syknął, gdy dotknął gorącej patelni, po czym przyłożył palec do ust i go poślinił.

– Myślę, że niewiedza jest twoim ogromnym atutem.

– W tym wypadku raczej wątpię, bo gdybym o wszystkim wiedziała, nie skończyłabym w ten sposób.

Wskazałam palcem na siebie i na sukienkę, która już nie przypominała żadnego ubrania.

– To bardzo źli ludzie, Cindy, nieodpowiedni w szczególności dla osób takich jak ty.

To akurat wiedziałam. Wątpiłam w to, że to ludzie z sercem mający specjalną piwnicę, w której grzecznie gawędzą, a także i fortecę, w której stołują bezdomnych.

– To, że ich widziałaś, to chory przypadek. Nie są to ludzie z pierwszych stron gazet, osoby z milionami polubień na Instagramie ani gwiazdy ekranu. Bardziej celowałbym…

– W życie piwniczne – dokończyłam, na co uniósł głowę znad patelni. – To diabły. I nigdy bym nie pomyślała, żeby szukać ich na wielkim ekranie.

Skinął głową.

– Brawo za spostrzegawczość. A skoro kryją się po piwnicach, to zdajesz sobie sprawę z tego, że nie każdy wie, jak oni wyglądają?

– Kryją się? – Prychnęłam. – Jeśli próbują nie rzucać się w oczy, mieszkając w fortecy, i to do tego z fontanną, to są naprawdę wielkimi geniuszami. Jestem pewna, że to właśnie dzięki tej piwnicy wszystko sfinansowali. Nawet nie chcę wiedzieć, ile sprzedali nerek czy serc, żeby tak żyć.

Max nie odpowiedział, przerzucał jedynie kotlety, które skwierczały na patelni.

– Na górze pierwsze drzwi na lewo to pokój mojej siostry. Jeśli tylko masz ochotę, możesz doprowadzić się do porządku, zanim zrobię jedzenie i przyjedzie James.

Posłałam mu niepewne spojrzenie. Znałam Maksa, często rozmawialiśmy, kilka razy doradzałam mu w sprawie jednej dziewczyny, jednak nie mogłam powiedzieć, że ufałam mu w stu procentach.

– Nie wiem, jaki rozmiar ubrań nosi, ale na oko myślę, że macie zbliżony. Śmiało, nie krępuj się. – Posłał mi delikatny uśmiech, lecz oczy zdradzały jego zdenerwowanie i zmartwienie.

Znał tych mężczyzn, podobnie jak James, ale z jakiegoś powodu nie chciał powiedzieć mi nic więcej. Czyżby się martwił? Nie mógł mieć przecież złych intencji, skoro mi pomógł i wciąż ryzykował. Niepewnie wstałam, a ból, który do tej pory uśmierzała adrenalina, dał o sobie znać. Zagryzłam wargę. Bolało mnie dosłownie wszystko i przez moment wizja prysznica nie była niczym złym.

Ruszyłam więc na górę. W pokoju dziewczyny wisiały plakaty One Direction i 5sos. Toaletka z kosmetykami była pusta, a drzwi od szafy, która stała tuż obok, były uchylone. Wyjęłam spodenki i czarną koszulkę z czerwonym nadrukiem smoka. Tuż przy łóżku znajdowały się drzwi do łazienki, do której do razu weszłam.

Nie chciałam nawet spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Z ulgą zsunęłam sukienkę i weszłam do kabiny. Zimne krople wody uderzały w moje ciało i stopniowo stawały się coraz cieplejsze. Spięte mięśnie się rozluźniały, jednak otarcia zaczynały nieziemsko piec.

Po raz pierwszy nacisnęłam spust. Przez całe moje dotychczasowe życie potrafiłam jedynie straszyć bronią natrętów, lecz nigdy nie odważyłam się jej użyć, a gdy w końcu to zrobiłam, wycelowałam prosto w faceta będącego władcą piwnicy, w której odbywały się niekonwencjonalne pogawędki. Świadomość tego, jak bardzo naraziłam siebie, a co gorsza – mamę i Alex, nie pozwalała mi się uspokoić. Nie miałam pojęcia, czy to łzy ciekły po policzkach, czy też krople wody. Nie wiedziałam też, gdzie mogłabym szukać pomocy, ale byłam świadoma jednego… To nie zakończy się tak szybko.