Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kontynuacja bestsellera "Bądź moim szczęściem"!
Amber Sky nie miała łatwego dzieciństwa, dlatego całe swoje życie poświęciła siatkówce. Kolejny sezon w barwach Rockets Detroit Mercy przyniesie jej wiele niespodzianek.
Drużyna stanie przed wyzwaniem, którym jest obrona mistrzowskiego tytułu rozgrywek NCAA.
Trudno jednak skupić się na wygranej, kiedy pewien niesforny koszykarz ponownie pojawia się w życiu Am i zaprząta jej myśli.
Will Hariss to niekwestionowany łamacz damskich serc, zwłaszcza że jest koszykarską gwiazdą NBA. Mimo to bolesna przeszłość nie daje mu spokoju i odbija się na podejściu do życia.
Kilka miesięcy temu pewna blondwłosa siatkarka poruszyła jego serce i Will nie ma zamiaru tak łatwo jej sobie odpuścić.
Czy Amber będzie potrafiła zaufać mężczyźnie, który już raz ją zawiódł? Czy Will zdoła odkupić swoje winy? Uczucia tych dwojga to mieszanka mogąca rozpalić ich zamknięte serca albo zostawić po sobie pobojowisko.
Najnowsza powieść autorki chwyta za serce. Ta naszpikowana emocjami historia ze sportem w tle dostarczy Wam wielu wrażeń. Włączcie się do gry o wszystko! Decyzje nie będą łatwe – ale czy życie takie właśnie jest? Polecam serdecznie. - zlotowlosa.i.ksiazki
Dwie dyscypliny sportowe. Dwoje ludzi, którym przeszłość zdefiniowała życie, i uczucie, które nie powinno było się narodzić… Każdy zdobyty na boisku punkt to nie tylko talent, lecz także ogromny wysiłek mający szansę przełożyć się na sukces. Historia pełna emocji, pasji, nadziei i walki z samym sobą. Koniecznie dajcie się wciągnąć do świata Amber i Willa, by przekonać się, czy i Wasze serca zdobędą w całości.
Serdecznie polecam. - Karolina Łata, zakochana_w_romansach
J. Dean ponownie zafundowała swoim czytelniczkom niezwykle emocjonalną historię. Wprost nie mogłam się od niej oderwać. Poznając losy Amber i Willa, czułam mnóstwo sprzecznych emocji. Oboje nie mieli w życiu lekko. Każde z nich straciło kogoś bardzo bliskiego i nie potrafiło sobie z tym poradzić. Bali się zaangażować, aby ponownie nie zostać zranionym. Czasem jednak warto zaryzykować i dać sobie szansę. „Uwierz w nas” to piękna powieść, która łamie serce, ale i składa je na nowo. Koniecznie musicie przekonać się o tym same! Gorąco polecam! - barbara.and.her.books
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 301
Rok wydania: 2022
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by J. Dean, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Ilustracje w środku: © by pngtree.com
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcia na okładce: © by Armor Production oraz Satyrenko/Shutterstock.com
Skład i łamanie: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I
ISBN 978-83-8290-152-8
Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
ROZDZIAŁ 38
ROZDZIAŁ 39
ROZDZIAŁ 40
ROZDZIAŁ 41
ROZDZIAŁ 42
ROZDZIAŁ 43
ROZDZIAŁ 44
ROZDZIAŁ 45
ROZDZIAŁ 46
ROZDZIAŁ 47
ROZDZIAŁ 48
ROZDZIAŁ 49
ROZDZIAŁ 50
ROZDZIAŁ 51
ROZDZIAŁ 52
ROZDZIAŁ 53
ROZDZIAŁ 54
ROZDZIAŁ 55
ROZDZIAŁ 56
ROZDZIAŁ 58
EPILOG
OD AUTORA
PODZIĘKOWANIA
Wszystkim pierwszym miłościom i nieopowiedzianym historiom…Dla każdego, kto stracił wiarę w szczęśliwe zakończenia…
Mogę zaakceptować porażkę, ale nie mogę zaakceptować braku próby.Michael Jordan
PROLOG
Początek sezonu 2019/20Wrzesień
Rok temu…
AMBER
– Jesteście!
Krzyk Kimber przedarł się przez dudniącą z głośników muzykę. Podbiegła do nas, w ciągu sekundy pokonując schody prowadzące na górę. Złapała w pół, najpierw Heidi, a zaraz potem wyściskała mnie i Larissę. W pierwszej chwili mój mózg zareagował jak na zagrożenie. Nie lubiłam, gdy ktoś naruszał moją przestrzeń osobistą. W myślach szybko przywróciłam się do porządku i starałam odwzajemnić jej powitanieuśmiechem.
Kimber zaczęła trajkotać jak nakręcona i pociągnęła nas do wynajętej loży VIP. Przy naszym stoliku siedziała cała drużyna. Z tego, co kojarzyłam, brakowało wyłącznie Daniela i Vicky, ale to chyba była dla nich po prostu norma. Wskoczyłam na siedzenie obok Chloe, naszejprzyjmującej.
– Spóźnione piją podwójnie! – krzyknęła Kimber w nasząstronę.
Faktycznie zrobiłyśmy modne spóźnienie, więc nie darowały nam paru dodatkowychkolejek.
Chwilę trwało, zanim poczułam się w pełni rozluźniona. Lubiłam to uczucie. Całe moje ciało było takie lekkie, a głowa wolna od zmartwień. Obok mnie usłyszałam jakieś zamieszanie. Skierowałam wzrok w tamtą stronę. Tuż przy Heidi usiadł Daniel. Oho… Nie sądzę, żeby to się dobrze skończyło. Nie, doskonale znałam ten wyraz twarzy. Nasz fizjoterapeuta ewidentnie miał ochotę na moją przyjaciółkę. Śledziłam toczącą się między nimi grę. Czułam się odpowiedzialna za tę dziewczynę. Traktowałam ją jak siostrę, a o rodzinę siędba.
Cholerna ironia, zwłaszcza że moja rodzina się po prosturozpadła…
Nagle moją uwagę przykuła ręka Heidi znikająca w dłoniDaniela.
Co ta kobietawyprawia?!
Spojrzałam na nią wymownie, ale nie zamierzała zwracać na mnie uwagi. Zgoda, tylko niech potem nie wraca do mnie z podkulonym ogonem. Kiedy oboje odeszli w stronę parkietu, poczułam, że potrzebuję dodatkowych procentów. Wstałam i zachwiałam się na obcasach, dzięki którym górowałam nad większością facetów w tym klubie. Właściwie to taki był mój zamiar. Od razu mogłam odrzucić niskich gości, którzy stanowczo nie spełniali moich wymogów. Miałam ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, dodając do tego szpilki, z pewnością dostałabym się do męskiej drużyny siatkarskiej. Tak więc nie liczyłabym dzisiaj na jakąkolwiek zdobycz. Na lekko chwiejnych nogach podeszłam do baru znajdującego się przyschodach.
– Dwa szoty tequili, poproszę. – Skinęłam ręką nabarmana.
Młody chłopak z buźką gładką jak pupa niemowlęcia przesunął leniwie wzrokiem po moim biuście. Nie mogłam mu mieć tego za złe, w końcu znajdował się centralnie przed jego oczami. Zadarł delikatnie głowę i spojrzał mi woczy.
– Skończyłeś? – spytałamżartobliwie.
– Yyyy…
Cudownie, kolejny raz to samo. W końcu się ocknął i wyszczerzył w uroczym uśmiechu. Gdyby nie fakt, że sięgał mi pod pachę, może bym go zabrała dzisiaj dodomu.
– Co dla ciebie, słonko?
– Po pierwsze – złapałam go za podbródek i podniosłam delikatnie jego głowę – oczy mam tutaj, a po drugie dwa szotytequili.
Widząc jego zakłopotanie, zaśmiałam się tylko, żeby rozluźnićsytuację.
– No już, raz, raz. Nie każ damie czekać. – Puściłam jego twarz i oparłam się obar.
Chłopak odwrócił się z prędkością błyskawicy i po chwili stały przede mną dwa kieliszki, limonka i przygotowanasolniczka.
Raz się żyje, zacznijmy w końcu tęzabawę.
Wysypałam ścieżkę soli na dłoń, chwyciłam kieliszek i wychyliłam jeden po drugim. Czułam, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po całym moim przełyku. Pochwyciłam spojrzenie barmana i z największą kokieterią, na jaką było mnie stać, zacisnęłam usta na limonce, wyciskając z niej sok prosto do moich ust. Jego szczęka o mały włos nie uderzyła o podłogę, a widząc jego reakcję, spojrzałam wymownie na wybrzuszenie w jego spodniach. Puściłam mu oko i odepchnęłam się od blatu. Nie bez powodu wybrałam dzisiaj czerwoną sukienkę bez rękawów kończącą się tuż za pośladkiem. Wiedziałam, jak działa na płeć przeciwną. Faceci byli tacy prości w obsłudze. Wystarczyło pomachać im przed oczami tyłkiem, zatrzepotać parę razy rzęsami i jedli ci z ręki. Wracając do stolika, kręciłam biodrami, ściągając spojrzenia mijanych mężczyzn. Lubiłam to. Lubiłam być w centrum uwagi, ale nigdy nikomu nie pozwalałam się za bardzo zbliżyć. To nie mojabajka…
Moją uwagę przykuło zamieszanie przy naszym stoliku. Nie było mnie może dziesięć minut, a Heidi już wpadła w kłopoty. Nagle wkurzona Vicky, która łaskawie pojawiła się w klubie, minęła mnie z impetem, trącając w ramię. Gdybym nie była w tak szampańskim nastroju spowodowanym wypitym alkoholem, pewnie zdążyłabym się z nią dzisiaj pokłócić. Jednak ona była już w połowie drogi do wyjścia. Obejrzałam się za nią, ale moje spojrzenie natrafiło na kogoś zupełnie innego. W naszym kierunku zmierzał nie kto inny jak Garett Ford, nasz nowy trener. Rzuciłam okiem na moją przyjaciółkę, której cała krew właśnie odpłynęła z twarzy. Wślizgnęłam się zgrabnie na miejsce obokniej.
– Wiedziałaś, że dziś tu będzie? – spytałam.
– Nie tylko nie wiedziałam, ale miałam nadzieję, że się tu niepojawi.
– No cóż, dziś ewidentnie twoje modły nie zostały wysłuchane. Mamy mało czasu. Zmień, proszę, wyraz twarzy z przerażonej na taki, jaki miałaś, idąc z Danielem naparkiet.
Heidi spiorunowała mnie wzrokiem, ale zrobiła to, o coprosiłam.
– Miło was widzieć, dziewczyny.
Głos Garetta przedarł się przez dudniącąmuzykę.
– Dobry wieczór, trenerze – odpowiedziały chórem Kimber iSally.
– Robby nic nie wspominał, że jesteś chętny na imprezę w naszym towarzystwie – dodałaKimber.
– Jakbyś się zastanawiał, to właśnie o tym chciałem z tobą pogadać po spotkaniu, ale jakoś wypadło mi potem z głowy. – Robby zwrócił się bezpośrednio do Garetta, ale ja przestałam już ichsłuchać.
Moja cała uwaga była skupiona na mężczyźnie stojącym za naszym trenerem. Nie był wysoki, on był ogromny. Mimo że Garett był ode mnie sporo wyższy, to ten facet górował nad nim niemal o głowę. Mój wzrok wylądował na napiętych mięśniach jego ramion. Biała koszulka opinała delikatnie opalone bicepsy, dając niesamowity kontrast z muśniętą słońcem skórą. Całą prawą rękę miał pokrytą czarnymi tatuażami. Sunęłam po nich nieśpiesznie wzrokiem, nie mogąc opanować rosnącego we mnie podniecenia. Chciałam dotknąć każdego i poznać jego historię. Zjechałam spojrzeniem niżej i niech Najświętsza Panienka ma mnie w opiece, ale pod koszulką widać było odznaczające się mięśnie brzucha, które doprowadziły mnie do wybrzuszenia pod jego rozporkiem. Momentalnie otrzeźwiałam i wróciłam spojrzeniem do jego oczu. I to był mój błąd… Jego przeszywające spojrzenie niemal szarych tęczówek było jak narkotyk. Czułam, jak całe moje ciało drętwieje, a przyjemne mrowienie kumuluje się między moimi udami. Patrzył wprost na mnie, a jego pełne wargi otoczone ciemnym zarostem uniosły się w prowokacyjnym uśmiechu. Przez moją głowę przebiegła dzika ochota sprawdzenia, czy jego broda przyjemnie drażni skórę. Otrząsnęłam się z otępienia i rzuciłam mu wyzywającespojrzenie.
– Dziewczyny, ponieważ ten tu nie da mi spokoju: To jest Will; Will, to są dziewczyny, zadowolony? – przedstawiłgo.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo – dodał Will, nie odrywając ode mnie wzroku, po czym z przebiegłym uśmiechem wsunął się na miejsce pomiędzy Cheryl iCaroline.
Kątem oka obserwowałam toczącą się między nimi dyskusję, ale nie miałam zamiaru do nich dołączyć. Popijałam swojego drinka, starając się zająć czymś rozszalałe myśli, które krążyły wokół tego zarozumiałegomężczyzny.
– Mój ojciec jest fanem koszykówki. Słyszałam, że w ostatnim meczu zdobyłeś ponad trzydzieści punktów dla Detroit Pistons. – Usłyszałam, jak Cheryl gozagaduje.
– Nie tylko w tym jestem dobry. Zawsze możesz mnie wypróbować. Lubięwyzwania.
Prychnęłam pod nosem. Najwyraźniej zrobiłam to głośniej, niż myślałam, bo poczułam spojrzenie wypalające dziurę w moim policzku. Nie chcąc pokazać, że w jakikolwiek sposób ma to na mnie wpływ, przeprosiłam siedzącą obok mnie Rose i udałam się w stronębaru.
Gdy byłam już poza zasięgiem wzroku pozostałych, zaczęłam szukać Heidi, która gdzieś zniknęła. Skręciłam za róg, gdzie miałam nadzieję, że będzie trochę ciszej, i wyciągnęłam telefon, by do niej zadzwonić. Właśnie wybierałam jej numer, kiedy czyjaś duża dłoń złapała za ekran mojej komórki, przysłaniając mi caływidok.
– Sądzę, że nie będzie ci topotrzebne.
Podniosłam oczy na mężczyznę stojącego przedemną.
Mój wzrok zatrzymał się na środku jego klatki piersiowej. Spojrzałam na jego ramię. Rozpoznawałam tetatuaże…
On chyba żartuje, jeśli myśli, że nabiorę się na te jego taniegierki.
– Pozwól, że to ja zadecyduję, czegopotrzebuję.
Wyrwałam rękę z telefonem i odwróciłam się, by od niego odejść, ale jego silna dłoń zacisnęła się na moim przedramieniu. Obrócił mnie z powrotem w swoją stronę, jakbym nic nie ważyła. Zbliżył wargi do moich ust, a jego oddech muskał moją skórę. Czułam jak przez moje ciało przechodządreszcze.
– Zgrywaszniedostępną.
Nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że sięuśmiechnął.
– Jak już wspomniałem, lubięwyzwania…
Przymknęłam oczy, pozwalając, by jego słowa pieściły moje zmysły. Nagle poczułam chłód w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się jego dłoń. Otworzyłam oczy i dotarło do mnie, że stoję na korytarzu kompletnie sama. Czyżbym wymyśliła sobie ostatnie minuty? Chyba za dużo wypiłam, skoro mój mózg podsuwał mi takieobrazy.
Jeszcze raz spojrzałam na ekran telefonu, gdzie teraz widniała wiadomość od Heidi. Wróciła do domu. Może i na mnie jest już pora. Nie wiem, czy będę w stanie nad sobą panować. Alkohol jest złym doradcą. Wyszłam przed klub i złapałam taksówkę, która miała mnie odwieźć do domu. Zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu i wbiłam spojrzenie w szybę. Próbowałam wyrzucić obraz Willa z mojej głowy, ale jedyne, o czym byłam w stanie myśleć, to jego dłonie na moim ciele i głos, od którego miękły minogi.
Tej nocy śniłam o mężczyźnie ztatuażami…
ROZDZIAŁ 1
SEZON 2020/21
AMBER
– Heidi, cholera jasna! Znów uprałaś swoje czarne nakolanniki z moimi białymikoszulkami!
Mój krzyk poniósł się po całym domu. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę sypialni przyjaciółki. Ostatnie, co zauważyłam, zanim drzwi zamknęły mi się przed nosem, to jej ciemne włosy znikające we wnętrzu pokoju. Stanęłam na korytarzu i westchnęłam przeciągle. Nagle obok mnie pojawiła sięLarissa.
– Co tam, Am? Znów masz kolorowe T-shirty? – Na jej twarzy malowało się szczererozbawienie.
– Nie, nic z tych rzeczy… Teraz są po prostu szare. Lubię być nijaka i konsekwentna. Żadnych białych koszulek. – Machnęłam jej przed oczami zafarbowanymubraniem.
– Nie złość się na nią. Heidi ma głowę w chmurach. Wiesz, jak tojest.
Nie czekała na moją odpowiedź, tylko odeszła w stronęsalonu.
Nie, nie wiedziałam. Ja nie bawiłam się w związki. Nie, odkąd każdy mężczyzna w moim życiu mniezawodził.
Spojrzałam na zamknięte drzwi od pokoju należącego kiedyś do Vicky. Wszyscy zastanawialiśmy się, dlaczego wyjechała. Dopiero tydzień temu dowiedziałyśmy się, że do nas nie wróci. Na jej miejsce pojawi się nowa zawodniczka, a co za tym idzie moja kolejna rywalka o miejsce w składzie. W tym sezonie miałam jednak tę przewagę, że to nie ja byłamświeżakiem.
Jutro początek przygotowań do nadchodzącego sezonu. Jako że byłyśmy obrończyniami tytułu, wymagano od nas teraz o wiele więcej. Moim głównym celem było powtórzenie zeszłorocznego sukcesu. Mimo że nie lubiłam zmieniać klubów, miałam świadomość, że ten sezon może być moim ostatnim w barwach Rockets Mercy i to nie dlatego, że potrzebowałam zmiany. Wcale nie uśmiechała mi się następna przeprowadzka… Problem był taki, że każde miejsce kojarzyło mi się znim…
Podskoczyłam na dźwiękdzwonka.
– Amber! Otwórz, jestem w łazience!
Głos Larissy nieco mnieotrzeźwił.
Drzwi do pokoju Heidi uchyliły się nieznacznie, ukazując część twarzy ukrytej pod równo ściętągrzywką.
– Jeszcze z tobą nie skończyłam, mendo.
Próbowała udobruchać mnie skruszoną miną, co gdybym jej nie znała, pewnie by podziałało, ale mieszkałyśmy ze sobą zbyt długo. Wiedziałam, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, jak wywinęła mi takinumer.
Ruszyłam w kierunku drzwi. Chciałam złapać za klamkę, kiedy gość po drugiej stronie otworzył je zimpetem.
– O. – Tylko tyle byłam w stanie wydusić na widok dziewczyny stojącej naprzeciwkomnie.
– Sorry, że weszłam jak do siebie, ale technicznie rzecz biorąc, to też będę tu mieszkać. – Uśmiechnęła się jakby reklamowała pastę wybielającą, która swoją drogą nie była jej potrzebna, bo odcień jej zębów mógł oświetlać ulicęnocą.
Przebiegłam szybko spojrzeniem po jej krótko ściętych, czarnych jak smoła włosach. Nie wyglądała na starszą ode mnie, a wesołość w błękitnych oczach odejmowała jej lat. Była mniej więcej mojego wzrostu, ale moją uwagę przyciągnął jej strój. Ciemnogranatowy kombinezon ze wstawkami z czerwonej nitki miała rozpięty, a spod niego wystawała jaskraworóżowa koszulka. No bardziej sprzecznego przekazu dawno niewidziałam.
– Jestem Katrine, ale mów mi Kat. Tak jest prościej. – Wyciągnęła do mnie dłoń z krótko przyciętymi paznokciami pomalowanymi na czarno, a drugą podtrzymywała pod pachą kask z nadrukowaną postacią RóżowejPantery.
– Amber. Możesz zwracać się do mnie pełnym imieniem albo Am, jak ci się podoba – wydukałam wciąż próbując jąrozgryźć.
– Pozwolisz, że wejdę? Chciałabym się przebrać i wziąć prysznic po podróży. – Przeszła obok mnie i odłożyła kask na półkę wholu.
Stałam zdezorientowana w progu i błądziłam wzrokiem między nią a motocyklem stojącym na naszympodjeździe.
– Jasne, śmiało – powiedziałam. – Mogę zapytać, jakim cudem zmieściłaś swoje rzeczy do tej małej torby? – Wskazałam na worek przewieszony po obu stronachmotocyklu.
Widząc moją minę, wybuchnęła śmiechem. Musiałam wyglądać komicznie z grymasem na twarzy przypominającymuśmiech.
– Moje ubrania powinni przysłać dopiero dziś wieczorem. Wzięłam ze sobą tylko parę najpotrzebniejszych rzeczy. Nie jeżdżę samochodami – stwierdziła, jakby była to najnormalniejsza rzecz podsłońcem.
Zamknęłam za nią drzwi i przeszłam do salonu, zostawiając ją samą. Larissa gdzieś zniknęła, a Heidi nie zamierzała opuścić swojego pokoju. Świetnie, byłam skazana na oprowadzenie naszej nowej zawodniczki. Siedziałam na kanapie, kiedy w wejściu pojawiła się Kat. Zastanawiałam się, ile jeszcze razy ta dziewczyna sprawi, że zaniemówię. Stała przede mną wysoka brunetka w różowej koszulce na ramiączkach odsłaniającej ramiona w całości pokryte kolorowymi malunkami. Jęknęłam w duchu, przypominając sobie inne wytatuowane ramiona, które zostawiły trwały ślad w mojej pamięci. Gdyby tego było mało, bluzka nie zakrywała pępka z mieniącym się srebrnym kolczykiem. Na samą myśl o grze z czymś takim poczułammdłości.
– Nie krzyw się tak. Na czas treningów i meczów go wyjmuję – powiedziała nonszalancko i uśmiechnęła się zezrozumieniem.
Najwyraźniej nie byłam pierwsza, która zareagowała w ten sposób na jej niecodziennąbiżuterię.
– Pokażesz mi, gdzie mogę zostawić swoje rzeczy? – spytała.
Poderwałam się i przeszłam obok, wskazując dawną sypialnię Vicky. Kat bez słowa zniknęła za drzwiami, a ja zamierzałam ukryć się u siebie. Weszłam do środka i o mały włos, a dostałabym zawału, bo na moim łóżku siedziała roześmianaHeidi.
– Czy ty jesteś normalna? Nie masz swojego pokoju? – Skrzyżowałam ręce napiersi.
– Mam, ale wiedziałam, że jeżeli cię nie zmuszę, to nie powiesz mi, jaka onajest.
Moja mina musiała mówić więcej, niż myślałam, bo Heidi uderzyła się ręką w czoło i zaczęła kręcićgłową.
– Nie masz pojęcia, o czym mówię, prawda?
– Ani trochę. Oświeć mnie. – Podeszłam do biurka stojącego pod oknem i opadłam nakrzesło.
– Nasza nowa współlokatorka to Katrine Nixone. Błagam, powiedz, że coś ci to mówi. – Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem, na co w odpowiedzi wzruszyłamramionami.
– Pewnie gdzieś już słyszałam to nazwisko – odparłam.
– Nie pewnie, tylko na sto procent. Katrine to wielkie odkrycie. W wieku piętnastu lat zwerbowano ją do gry w Rosji. Później dwa sezony grała w Brazylii. Gdy miała siedemnaście lat, była już podstawową zawodniczką w składzie naszej reprezentacji. – Heidi włączył się niekontrolowany słowotok. – Laura wspominała, że szuka kogoś na miejsce Vicky, ale nie sądziłam, że ściągną do nas Nixone. Czy ty wiesz, jaka to dla nasszansa?
Stanford Cardinale szykowały się na nas w tym sezonie, a ja nie zamierzałam oddać im mistrzowskiegotytułu.
Westchnęłam przeciągle, przez co moja przyjaciółka spiorunowała mniewzrokiem.
– No co? – spytałam. – Jak dla mnie wydaje się normalną zawodniczką. No, może oprócz tego, że przyjechałamotorem.
– Serio? A więc to prawda, co o niejmówią…
– Cotakiego?
– Kat lubi ryzyko i adrenalinę. Łagodnie mówiąc, ma gdzieś bezpieczeństwo i możliwość kontuzji. Faktycznie ma kolczyk w pępku? – Oczy Heidi zaświeciły się jak dwieżarówki.
– Ma. Nawet tego nie ukrywa. Zresztą co będę ci mówić. Idź i się przedstaw. – Rzuciłam jej prowokacyjnespojrzenie.
– Taaaa… Może przy następnej okazji. – Zerwała się z mojego łóżka i przebiegła na drugą stronę korytarza do swojegopokoju.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co właściwie powiedziała mi Heidi. Moją rywalką w tym sezonie miała być gwiazda amerykańskiej siatkówki. Ten rok zapowiadał sięfenomenalnie…
ROZDZIAŁ 2
WILL
– Jak tam Harris po wczorajszejnocy?
Czyjś głos przedarł się przez pulsowanie w mojej głowie. Ostatni raz wypchnąłem sztangę do góry i z głośnym hukiem odłożyłem ją nastojak.
– Pierdol się, Parker – warknąłem, nawet na niego niepatrząc.
Złapałem za ręcznik wiszący na ławeczce. Dzień ledwo się zaczął, a ja chciałem już coś rozwalić. Ten kretyn Parker Jones wcale nie pomagał. Potrzebowałem całej siły woli, żeby mu nie przypieprzyć. I miałem głęboko w dupie, że graliśmy razem w drużynie. Jak dla mnie to mógł nieistnieć.
– No co? Laska była aż tak kiepska w łóżku, że nie chcesz o tympamiętać?
Nie odpuszczał, a mi kończyła się cierpliwość. Chciałem zetrzeć mu ten cwaniacki uśmieszek ztwarzy.
– Zajmij się swoim kutasem, a nie węszyszsensację.
Nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłem w stronę szatni. Miał szczęście, że nie poszedł za mną, bo wybiłbym muzęby.
Zrzuciłem z siebie spodenki i owinąłem się ręcznikiem wokółbioder.
Na siłowni zostaliśmy tylko my dwaj. Reszta chłopków skończyła trening godzinę temu, ale ja potrzebowałem porządnego wycisku. Jones zaś był moim wrzodem na dupie, który wszędzie za mnąłaził.
Stanąłem pod gorącym strumieniem wody i oparłem dłonie o ścianę przed sobą. Wczorajsza noc była błędem. Zresztą nie pierwszym w moimżyciu.
Klub Five był jak mój drugi dom, a wieczorne wyjścia z chłopakami po meczu stały się moim hobby. Bawiłem się i piłem do nieprzytomności albo przynajmniej do stanu, gdy wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Staczałem się, ale mało mnie to obchodziło. Wczorajsza noc pewnie byłaby jak jedna z wielu, ale kartka z kalendarza drwiła ze mnie za każdym razem, kiedy na nią spojrzałem. To był ten dzień. Minął kolejny rok, a ja nie zmieniłem nic w swoim życiu. Wiedziałem, że nie takiego chciałaby mnie teraz widzieć. Tuż po wczorajszym treningu dostałem wiadomość odmatki.
Pamiętasz?
Will, odezwij się. PROSZĘ.
Pamiętałem.
Cholera, jak mógłbymzapomnieć…
Ale nie chciałem pamiętać, dlatego znów się uchlałem. Piłem tak długo, dopóki jakaś napalona kobieta nie wykazała chęci na szybki numerek w łazience. Lecz mi wciąż było mało. Szukałem kolejnych wrażeń. Pamiętałem zieloną tabletkę, którą próbował mi wcisnąć Zean. Może i topiłem problemy i stres w alkoholu, ale od innych używek trzymałem się z daleka. To nie było dla mnie i chociaż trułem swój organizm procentami, to nie skusiłem się na atrakcje gwarantowane przez towarZeana.
Wybrałem więc co innego – wlewałem w siebie następne kieliszki wódki, aż wszystkie emocje i myśli spowiła pajęczynaobojętności.
Gdyby tylko Lilly mnie wtedywidziała…
Przez chwilę było mi nawet wstyd, ale buzujący w żyłach alkohol zwyciężył w tej i tak z góry przegranej bitwie. Zawsze przegrywałem. Dlatego przez pół nocy zabawiałem się z pewną blondynką. Wspomnienia zeszłego wieczoru zalały moją głowę jak woda ociekająca po moim nagim ciele. Kolejna jasnowłosa kobieta, kolejny seks bez zobowiązań i zniszczone nadzieje panienki, która sądziła, że posiadła mnie ostatniego wieczoru. Jakże się myliła. Zniknąłem z jej mieszkania szybciej, niż słońce zdołało wedrzeć się przez zasłonięte żaluzje. Oboje wiedzieliśmy, jak to się skończy, przecież na taką reputację sobiezapracowałem.
Kiedyś kolor włosów nie miał dla mnie żadnego znaczenia, ale w zeszłym roku zaszła we mnie jakaś zmiana. Nic już nie było takie samo, odkąd poznałem ją. Dzięki zadziornej blondynce wszystko było inne. Ja chciałem być inny. Teraz jednak to tylko przeszłość. Żałosna przeszłość WilliamaHarissa…
Tak, zdecydowanie moje życie było pieprzoną plątaniną problemów i niepowodzeń. Jedyna osoba, która była moim światełkiem w tunelu, odeszła dziesięć lat temu. Od tamtej pory skupiałem się wyłącznie na wygrywaniu meczów i niszczeniu sobieprzyszłości.
Uderzyłem pięścią w ścianę i zakręciłem wodę. Czułem, jak wzbiera we mnie następna fala frustracji i złości. Nie wiedziałem tylko, co było tego powodem. Za dużo wspomnień i emocji nagle zawładnęło moimimyślami.
Zarzuciłem sobie ręcznik na ramię i wróciłem do szatni. Rzeczy Parkera wciąż leżały przy jego szafce. Nie zamierzałem kusić losu i natknąć się na niego po raz kolejny, więc pobiwszy rekord we wkładaniu dresu, w ciągu pięciu minut siedziałem w swoim żółtym ferrari. Kropelki spływające po mokrych włosach mogły zniszczyć mi tapicerkę, ale potrzebowałem rozładować kłębiące się we mnie napięcie, a jedyne, co było mi teraz w stanie pomóc, to odrobina zabawy. Wiedziałem, dokąd powinienem się udać, ale wiedziałem też, że to o niej będę wtedy myślał. Od ponad roku każda kobieta przybierała jej twarz i chociaż miałem świadomość, jak bardzo było to popieprzone, nie zamierzałemprzestawać.
ROZDZIAŁ 3
AMBER
Każda część mojego ciała szczerze mnie nienawidziła. I wcale się temu nie dziwiłam. Trzeba było być masochistą, żeby już w pierwszym tygodniu treningów doprowadzić się do takiego stanu. Przez ostatnie parę dni pracowałam na zwiększonych obrotach, a wszystko przez Kat. Musiałam przyznać, że była godną przeciwnikiczką w walce o miejsce w pierwszym składzie, a ja nie zamierzałam odpuścić i poddać się już nastarcie.
Właśnie stałam pod strumieniem gorącej wody, próbując rozluźnić mięśnie po treningu, gdy usłyszałam dobijanie się do drzwiłazienki.
Zakręciłam wodę i owinęłam się ciasno ręcznikiem. Cała ociekająca wodą złapałam za klamkę i przekręciłamzamek.
– Czy już we własnym domu nie można wziąć spokojnie prysznica? – spytałamoburzona.
Przede mną stała Kat w sportowym czerwonym topie i zawiązanym wokół talii różowym ręczniku. Nie to, żeby zrobiło na mnie to jakiekolwiek wrażenie. Już miałam okazję zobaczyć jej tatuaże. Zwłaszcza że po każdym treningu paradowała prawie nago po szatni. Teraz jednak znajdowała się zaledwie parę centymetrów ode mnie. Jak się okazało, nie tylko jej ramiona były naznaczone kolorowymi rysunkami. Tatuaże przechodziły na przód jej klatki piersiowej i znikały gdzieś głęboko pod topem. Nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, bo mój umysł był zbyt skupiony na odczytywaniu mapy utworzonej przez malunki na jejciele.
– Słyszałam, że szykuje się dziś impreza drużynowa – zagadnęła, przeciskając się dośrodka.
Stałam osłupiała, wracając do rzeczywistości. Czy ona sądziła, że właśnie zwolniłam jej łazienkę? Co jest, do cholery…? Nie zdążyłam się nawet porządniewytrzeć.
– Tak, co roku świętujemy urodziny Kimber w klubie. Zabierzesz się z nami? – spytałam, próbując brzmieć jak normalna osoba, która wcale nie została przed chwilą wykopana złazienki.
– Nie, dzięki. Jestem wcześniej umówiona, więc spotkam się z wami na miejscu. Wolne? – Wskazała głową kabinęprysznicową.
– Tak, jasne – odparłam zanim zdążyłam się zastanowić nadodpowiedzią.
Westchnęłam w duchu i wykorzystując fakt, że Kat właśnie ściągała przez głowę top, ruszyłam korytarzem do swojego pokoju, zostawiając mokre ślady napodłodze.
– Rozumiem, że zamierzasz po sobie posprzątać… Nie zarabiamy aż tak dużo, żeby było nas stać nasprzątaczkę.
Znałam ten ton. Mijając wejście do salonu, zauważyłam Heidi siedzącą na kanapie przed telewizorem ze skrzyżowanymi nogami. Zatrzymałam się w drzwiach i oparłam oframugę.
– Masz rację, ale skoro to tylko woda, to mamy już z głowy mycie podłogi. Zamiast mi dogryzać, powinnaś podziękować, a właściwie to zapłacić. – Uniosłam prowokacyjnie brwi, na co odpowiedziała mi wystawionym językiem. – Garett wie, jaka jesteś dziecinna? – spytałam ześmiechem.
– Tak, zdecydowanie ma słabość do młodszych. – Wzruszyła ramionami. – Szykujesz się już naimprezę?
– Taki mam zamiar, a ty chcesz iść w tym? – Przejechałam wzrokiem po jej czarnych spodniach i koszulce z lekkimdekoltem.
– Co jest nie tak z tymstrojem?
– To, że masz faceta nie znaczy, że możesz spocząć na laurach… – rzuciłam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz naświecie.
– Nie – powiedziała szybko, wiedząc co zamierzamzrobić.
– Za późno. Widzę cię u siebie za dziesięć minut. Mam parę ubrań, które będą dla ciebie idealne – odparłam i uciekłam biegiem do swojego pokoju, nie dając jej szansy na jakikolwieksprzeciw.
Usłyszałam tylko, jak coś uderza w ścianę w miejscu, gdzie przed chwilą stałam. Mogłam zgadywać, że był to albo pilot, albo jeden z jej butów. Roześmiałam się na cały głos. Kochałam tęwariatkę.
***
– Dlaczego zawsze ci na to pozwalam, co? – Heidi wierciła się niespokojnie na tylnym siedzeniutaksówki.
– Ponieważ nie masz za grosz wyczucia stylu? Przestań się tak kręcić, bo zepsujeszefekt.
– Łatwo ci mówić… Ta kiecka ledwo zakrywa mi tyłek – odpowiedziała, próbując zabić mniewzrokiem.
– I właśnie dlatego ją dziś włożyłaś, więc nawet nie próbuj się ze mnąkłócić.
Wiedziałam, że gdzieś w środku kryje się w niej mała rozpustnica. Potrzebowała tylko odrobiny mojej pomocy, żeby pokazać to światu. Garett jeszcze mipodziękuje.
– Właśnie, zapomniałabym zapytać. – Heidi odwróciła się w moją stronę. – Wybieramy się z Garettem do domku w Hiszpanii na Boże Narodzenie, masz ochotę jechać znami?
– Po pierwsze jest dopiero wrzesień, a po drugie chcesz, żebym była waszą przyzwoitką? – Uniosłam brwi ze zdumienia. Coś ewidentnie mi tu niegrało.
– Cóż, no nie dokońca…
Znałam ten jej ton i zdecydowanie nie wróżył niczegodobrego.
– Heidi, co tyknujesz?
– Garett zaprosił już Willa, więc…
W tym właśnie momencie miałam ochotę wyrzucić ją przez okno. Na dźwięk jego imienia, poczułam gęsią skórę na całym ciele. Pokręciłamgłową.
– Żartujesz, prawda?
Sytuacja była tak absurdalna, że zaczęłam śmiać się wgłos.
– Co cię tak bawi? – spytała zdezorientowanaHeidi.
– Błagam cię, mała. Dobrze wiesz, jak zakończyła się naszaznajomość…
– W zasadzie to nie mam pojęcia, bo nie raczyłaś się tym ze mną podzielić. – Heidi udała obrażoną, zaciskając usta w cienkąkreskę.
– Życzę wam udanego wyjazdu, ale ja sobie odpuszczę… – rzuciłam nonszalancko, chcąc skończyć już tę bezsensownąrozmowę.
– Obiecaj, że chociaż się zastanowisz – powiedziała błagalnymgłosem.
– Zgoda – odparłam. – Już. Odpowiedź brzmi: nie.
Już otwierała usta, więc od razu uniosłam rękę. Na widok jej skruszonej miny trochę zmiękłam. Nie chciałam, żeby ta rozmowa popsuła namwieczór.
– Cieszę się, że tobie i Garettowi się układa, ale proszę, nie próbuj mnie uszczęśliwić nasiłę.
– Jasne, rozumiem – odburknęłatylko.
Nie miałam szansy dodać nic, co mogłoby rozładować nieco atmosferę, bo taksówka zatrzymała się właśnie tuż pod wejściem doklubu.
Klub Five to jeden z najbardziej znanych lokali w Detroit, a przy okazji miejsce spotkań śmietanki towarzyskiej. Mieszkałam tu ponad rok, a jedyny odwiedzony przeze mnie klub to ten wiążący się ze wspomnieniami, które chciałabym wymazać z pamięci. Urodziny Kimber stały się jednak poniekąd naszą tradycją, dlatego nakazałam swoim stopom posłuszeństwo i razem z Heidi ruszyłyśmy do wejścia dla VIP-ów.
Po chwili przeciskałyśmy się przez tłum pijanych ludzi. Chryste… Była dopiero dziesiąta wieczorem, a części z nich już urwał się film. Wyrosłam z takich imprez w momencie, gdy podpisałam swój pierwszy kontrakt w Dayton. To miała być moja przepustka do lepszego życia, do wyrwania się z szarej rzeczywistości wAuburn.
Wchodząc na górę do naszej loży, poczułam, jak ktoś nagle ciągnie mnie wdół.
– Chodź! Wszyscy są na parkiecie! – krzyknęła wprost do mojego uchaHeidi.
Spojrzałam w tamtą stronę. Nie miałam pojęcia, jakim cudem dostrzegła kogokolwiek znajomego w tym tłumie, ale ruszyłam za nią poschodach.
Generalnie ceniłam sobie moją przestrzeń osobistą, więc wśród setki ocierających się o mnie ludzi czułam się nieco nieswojo. Nie pomagał w tym fakt, że wciąż byłam tak trzeźwa, że uważałam wszystkich innych za pijanych jak bela. Heidi ciągnęła mnie za sobą, starając się przepchnąć pomiędzy tańczącymi. Światła w różnych odcieniach padały na twarze ludzi, przez chwilę pozwalając mi dostrzec malujące się na nich emocje. Wpadłam w trans, uzależniając się od nadmiaru wrażeń. Piosenka lecąca w tle była szybsza niż poprzednia, więc światła w klubie zaczęły wariować i błyskać w zawrotnym tempie. Tłum napierał na nas coraz bardziej. Czułam, jak moja dłoń powoli wyślizguje się z ręki Heidi. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, kiedy moja przyjaciółka zniknęła wśród migoczących świateł. Muzyka dochodząca z głośników dudniła mi w uszach. Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie ucieczka do naszej loży i poczekanie tam naresztę.
Ruszyłam w stronę schodów, które prowadziły na wyższe piętro, co wcale nie było takie łatwe. Ciała wijące się w rytm muzyki skutecznie odcinały mi drogę. Moim jedynym kompasem były błyski stroboskopów. Gdy znajdowałam się blisko celu, DJ zmienił kawałek, wyłączając lampy i wypuszczając na parkiet chmurę dymu. Straciłam ostrość widzenia, przedzierałam się jak we mgle w kierunku naszegostolika.
Nagle wszystko dookoła pochłonęła ciemność. Czyjś łokieć wbił się w tył mojej głowy, ogłuszając mnie na moment. Moja wyciągnięta ręka nie sięgnęła poręczy, która miała znajdować się tuż przede mną. Grunt pod nogami zaczął się gwałtownie osuwać. Czułam, jak tracę równowagę, a dookoła nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Gula w gardle podeszła jeszcze wyżej, ciągnąc za sobą falę mdłości. Zataczając się, wpadłam na kogoś, kto popchnął mnie wprost na ścianę. Uderzyłam o nią tyłem głowy, a przed oczami zatańczyły mi mroczki. Oparłam się plecami o twardą powierzchnię tuż za mną, próbując zebrać siły i wyrwać się z tego duszącego tłumu. Skołowana podniosłam wzrok, starając się dostrzec osobę, która była za to wszystko odpowiedzialna. Przez dym kłębiący się w całym pomieszczeniu ledwo widziałam zarysy ciał ludzi znajdujących się obok mnie. Nagle tuż przede mną mignął cień, a zaraz potem poczułam szturchnięcie wramię.
– Hej! – wrzasnęłam, ale mężczyzna, który przed chwilą zrobił sobie ze mnie worek treningowy, zniknął wśród tańczących, a jedyne, co byłam w stanie dostrzec, to jasne włosy wystające spod czapki zdaszkiem.
Kto przychodzi w czapce doklubu?
Fuknęłam wkurzona jak diabli i nieco obolała. Rozmasowałam bolącą głowę, po czym z jeszcze większą determinacją ruszyłam w stronęschodów.
Kiedy dotarłam do stolika, zauważyłam roześmianą twarzHeidi.
– Amber! Jesteś! – Uniosła trzymany w ręce drink i zrobiła mi miejsce na kanapie. – Gdzie się podziewałaś? – krzyknęła mi doucha.
– Nie musisz się drzeć, siedzę obok ciebie – odpowiedziałam, krzywiąc się. – Zgubiłam cię na parkiecie, więc próbowałam wrócić tutaj, ale po drodze jakiś kretyn zafundował mi spotkanie ze ścianą – wytłumaczyłam, a twarz mojej przyjaciółki przybrała współczującywyraz.
– Nic ci się niestało?
– Oprócz paru siniaków i rosnącego z tyłu głowy guza chyba jestemcała.
Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na resztę zgromadzonych przy stoliku. Wszystkie dziewczyny z naszej drużyny zdawały się świetnie bawić. Nawet Kat wpasowała się w towarzystwo. Cudownie, czy tylko ja musiałam mieć jakieś przygody kończące sięstłuczeniami?
– Masz – Heidi szturchnęła mnie delikatnie, zwracając moją uwagę – przyda cisię.
Podała mi kolorowy drink, który przyjęłam z wdzięcznością. Upiłam łyk, wpatrując się w punkt naprzeciwko. Nagle moje spojrzenie pochwyciło parę brązowych oczu mężczyzny siedzącego w lożyobok.
Facet rozciągnął pełne usta w zadziornym uśmiechu i skinął delikatnie głową w mojąstronę.
Cóż, może ten wieczór nie był do końcastracony.
ROZDZIAŁ 4
WILL
– Faul! Rzuty osobiste! – Głos trenera przebił się przez krzyki chłopaków biegających pohali.
– Tod, chybażartujesz!
Bobby, nasz skrzydłowy, nie umiał przegrywać, a zwłaszcza zemną.
– Nie dyskutuj! Nie trafiłeś w piłkę. Każdy sędzia ci toodgwiżdże.
Trener zabrał mu piłkę i podał mi bez słowa. Czasem miałem wrażenie, że ma nas za bandę wyrośniętych dzieciaków, co faktycznie zgadzałoby się z naszymzachowaniem.
– Przecież to ten kutas wpadł na mnie! – kłócił się dalejBob.
Wyszczerzyłem się do niego w głupim uśmiechu. Facet był charakterny, a ja ceniłem gości mających coś dopowiedzenia.
– Mojego fiuta w to nie mieszaj – odparłemżartobliwie.
Gwizdek trenera uciszył wszystkie spekulacje, a ja przyjąłem pozycję do oddaniarzutu.
Wiedziałem, że to ostatnia akcja przed końcem treningu, który trwał już ponad trzy godziny. W ogóle mi to nie przeszkadzało. Kochałem tę grę. Uwielbiałem uczucie towarzyszące mi za każdym razem, gdy miałem piłkę w rękach. Moim celem był kosz i nie liczyło się nic pozanim.
Popatrzyłem wyzywająco w stronę Boba przepychającego się z Zeanem i Parkerem po mojejprawej.
Wiedziałem, żetrafię.
Zawsze torobiłem.
Na lekko ugiętych nogach uniosłem piłkę nad głowę i bez najmniejszego wysiłku wycelowałem dokosza.
Punkt.
Drugie powtórzenie. Graliśmy wewnętrzny sparing, ale mimo wszystko uwielbiałem wygrywać. Czasem odnosiłem wrażenie, że rywalizację miałem wkrwi.
Skupienie.
Rzut.
Punkt.
Po chwili usłyszałem gwizdek trenera kończący dzisiejszy trening. Mój zespół wygrał, co było równoznaczne z tym, że to przegrani jutro stawiają namieście.
– I żebym was widział rano na zbiórce trzeźwych i wypoczętych! – Tod spojrzał wilkiem na każdegozawodnika.
My jak wyuczone, potulone baranki zgodnie przytaknęliśmy. Może i byliśmy zgrają imprezujących napaleńców, ale kiedy w grę wchodził mecz, potrafiliśmy sięzachować.
– Pewnie, trenerze! Na razie! – krzyknął Zean i pierwszy ruszył w stronę wyjścia, a my zanim.
Gdy drzwi do szatni się zamknęły, rozległ się dźwięk, który mogła wydać tylko banda facetów gotowych skopać tyłki przeciwnikom w meczu otwierającymsezon.
Jutro mieliśmy zagrać pierwszy mecz z Indiana Pacers. Niby powinniśmy ich połknąć już w pierwszej kwarcie, ale wolałem nie ryzykować. Ten sezon miał być nasz. Rok temu pozwoliliśmy, by Lakersi odebrali nam awans do półfinałów. Nie zamierzałem drugi raz do tego dopuścić. Teraz będzieinaczej.
Zostawiłem za sobą kumpli, a sam ruszyłem pod prysznic. Wszedłem pod lodowatą wodę. Czułem, jak całe moje ciało spięło się pod wpływem zimnych strumieni. Przekręciłem kurek w drugą stronę, a temperatura cieczy momentalnie zmieniła się na przyjemnie ciepłą, by zaraz przejść w piekielnie gorącą. Zasyczałem z bólu i zacisnąłem dłonie w pięści. Oparłem się plecami o przyjemnie chłodną ścianę i przez kolejne dziesięć minut biczowałem swoje ciało na przemian zimną i ciepłą wodą. To był mój rytuał po każdym treningu. Nie mogłem pozwolić, by moje mięśnie nie były gotowe na wysiłek, jakim byłmecz.
Wskoczyłem w dres i jako pierwszy ruszyłem do wyjścia. Pożegnałem się z chłopakami szybkim zbiciem piątek i żółwików, gotowy na spędzenie wieczoru na analizie zeszłorocznych meczów naszychprzeciwników.
Ledwo wyszedłem z szatni, gdy poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon, a moim oczom ukazała się roześmiana twarz mojego najlepszegokumpla.
– Dzień dobry, królewno – odebrałem, wiedząc, jak bardzo nie cierpi tychprzezwisk.
Rozległo się głośne westchnienie, a na mojej twarzy od razu pojawił sięuśmiech.
– Wiedziałem, że to był błąd dzwonić dociebie…
W tle słychać było damskigłos.
– Dobra już, dobra! Będę milszy. Przestań sięwściekać!
Rozpoznałem charakterystyczny krzyk Heidi, która najwyraźniej próbowała wyrwać telefonGarettowi.
– Zamierzacie się dalej tam kłócić czy może powiesz mi, do czego tym razem zmusiła cię ta kobieta? – Pokręciłem ze śmiechemgłową.
Tych dwoje było siebiewartych.
– Heidi pyta, czy masz już plany na jutrzejszywieczór.
To nie wróżyło niczego dobrego, ale ja przecież uwielbiałem złepomysły.
– Jeżeli to ona mnie dokądś zaprasza, to pójdę dla niej choćby dopiekła.
– Trzymaj fiuta w spodniach, Will… – Ostrzegawczy ton Garetta dawał mi jasno do zrozumienia, żebym nie szedł tą drogą, nawet w żartach. – Dziewczyny mają jutro pierwszy mecz, Heidi uparła się, że z tej okazji zrobi u mniegrilla.
Garett od tego sezonu trenował męską drużynę Toledo Bizzards. Jego związek z Heidi, która jeszcze niecałe pół roku temu była jego zawodniczką, mógł nieźle namieszać zarówno w jego życiorysie, jak i jej karierze. Jakimś dziwnym, pokręconym sposobem udało im się jednak stworzyć coś, czego ja nigdy nie doświadczyłem. Relację dwojga ludzi będących w stanie poświęcić dla siebiewszystko.
– Will? To jak? – dopytywał się mój kumpel, wyrywając mnie zrozmyślań.
Był początek września. Temperatura wciąż przekraczała dwadzieścia stopni, pogoda więc była idealna nagrilla.
– Jakbyś mnie nie znał. Wiesz, że piszę się na każdąimprezę.
– Tylko błagam, nie bierz ze sobą Zeana, nie chcę, żeby zbliżał się dodziewczyn.
Wiedziałem, co miał na myśli. Zean Morgan był świetnym zawodnikiem, który cieszył się niezbyt pochlebną opinią faceta potrafiącego załatwić wszystko, co było… powiedzmy sobie szczerze: zabronione.
– Jasna sprawa. Wpadnę pomeczu.
Dobrze, że graliśmy jutro u siebie. Chłopaki pewnie by mnie dokądś wyciągały, ale będę miał dobrą wymówkę, by wyrwać się z tego hermetycznegotowarzystwa.
– Powodzenia jutro zPacersami.
– Zadedykuję ci pierwszy rzut. Dostaniesz buziaka do kamery – rzuciłem dotelefonu.
Obaj parsknęliśmy śmiechem, po czym pożegnaliśmy się, a ja wsiadłem do mojego niedorzecznie drogiego auta, które wyróżniało się jaskrawożółtym kolorem. Podobno faceci zawsze pozostają dziećmi, tylko zmieniają zabawki nawiększe.
Odpaliłem silnik, a przyjemny pomruk był muzyką dla moichuszu.
Chwila.
Powoli zaczynały docierać do mnie pewnefakty.
Heidi gra wsiatkówkę.
W siatkówkę w Rockets DetroitMercy.
Amber też gra w siatkówkę… Razem zHeidi.
Kiedy trybiki wskoczyły na swoje miejsce, szczerzyłem się jak debil dokierownicy.
Jutro zobaczę Amber. Pierwszy raz od ośmiumiesięcy.
Niepokorną, zadziorną kobietę, która zniknęła z mojegożycia.
Drugi raz nie zamierzałem jej na topozwolić.
ROZDZIAŁ 5
AMBER
Za moment miałam wyjść na boisko, chociaż teraz wcale nie byłam tego taka pewna. Ostatnie dwa tygodnie treningów Charles poświęcił na rotowanie składem. Chciał w ten sposób znaleźć optymalne rozwiązanie na dzisiejszy mecz. Problem w tym, że obecnie nie byłam w stanie powiedzieć, czy wybierze mnie czyKat.
Zawsze starałam się trzymać emocje na wodzy, ale czułam, że dziś zaczynały one brać nade mną górę. Poczułam, jak ławka ugina się obok mnie. Nie musiałam nawet unosić głowy, by wiedzieć, ktoto.
– Gotowa?! – Radosny głos Heidi przedarł się przez hałas panujący nahali.
– Zawsze – odparłam i szturchnęłam ją lekko wramię.
Spojrzałam ponad jej głową na nasz sztab szkoleniowy. Główny trener Charles i jego syn Robby, statystyk, żywo o czymś gestykulowali. Obok nich stał nasz fizjoterapeuta Daniel z nowym drugim trenerem Sebastianem. Facet był nieco po trzydziestce, a wyglądem przypominał włoskiego mafiosa. Z tego, co opowiadała nam Laura, ściągnęła go aż z Modeny. Swoim wyglądem wzbudzał respekt, ale wystarczyło, by jego dwie urocze córeczki pojawiły się na treningu, a zmieniał się w potulnegomisia.
– Nie jest ci przykro, że nie ma z nami Garetta? – spytałam szczerzezainteresowana.
Rok temu to on był na miejscu Sebastiana, lecz uczucia do Heidi okazały sięsilniejsze.
– Nie, ale tylko dlatego, że zaraz po meczu się z nimzobaczę.
Rozanielenie w jej głosie ścisnęło mnie za serce. Cieszyłam się, że odnalazła miłość, ale za każdym razem, gdy widziałam ich razem, wiedziałam, że mnie nigdy nie będzie dane poczuć tych motyli w brzuchu. Nie ufałam mężczyznom. Nie po tym, jak każdy z nich rozerwał moje serce nakawałki.
– Tak się złożyło, że pokryły nam się mecze – kontynuowała. – Jego drużyna gra dziś usiebie…
– Ach! Faktycznie. – Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. – Wspominałaś.
– Pamiętasz, że po meczu wszystkie jesteśmy zaproszone do Garetta na grilla? – Heidi wycelowała palec w moją stronę. – Nie odpuszczęci.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, kiedy doleciał do nas krzyktrenera.
– Dziewczyny! – Głos Charlesa poniósł się po hali, a zaraz po nim donośny gwizdek sędziego dał nam sygnał, że pora wejść naboisko.
Trener trzymał nas w niepewności do ostatniej chwili. Nawet w szatni nie zdradził, na kogo dzisiajpostawi.
– Porotujemy dziśskładem.
Na te słowa cała zesztywniałam. Może i Hope Collage nie były naszym najtrudniejszym przeciwnikiem, ale wbrew pozorom wyjście w pierwszym składzie na rozpoczęcie sezonu wiele znaczyło. – Cheryl zacznie w pierwszej linii, a Chloe dla odmiany zostanie z tyłu. Środek bez zmian, Larissa i Hannah. Na libero zagra dzisiajSally.
Zdawało mi się, że czekam wieczność. Jakby Charles celowo przedłużał mojemęczarnie.
– Heidi, zagrasz po przekątnej zAmber.
Wypuściłam powietrze, które nieświadomiewstrzymałam.
– No dalej, dziewczyny! – Głos Larissy przebił się przez skandowanie kibiców. – Pokażmy im, jak grają mistrzynie NCAA1!
Sędzia przywołał nas na boisko, a ja poczułam, jak w moje żyły powoli wtaczana jest adrenalina. W momencie, gdy pierwszy raz w tym meczu dotknęłam piłki, wszystko inne przestałoistnieć.
1NCAA (ang. National Collegiate Athletic Association) – żeńska siatkówka w Stanach Zjednoczonych podzielona jest na trzy dywizje (I, II, III). Drużyny rozgrywają mecze w swoich dywizjach. Najlepsze drużyny dostają szansę gry w NCAA Division I Women’s Volleyball, corocznym turnieju, który prowadzi do mistrzostw w siatkówce kobiet drużyn z dywizjiI.
ROZDZIAŁ 6
AMBER
– Nie przejmuj się, Am. – Heidi już od dobrej godziny starała się podnieść mnie naduchu.
Nie miałam nawet siły wmawiać jej, że nic mi nie jest, więc po prostu przestałam sięodzywać.
– Proszę cię, chodź z nami. Będą dziewczyny i paru zawodników Garetta. Odetniesz się od tego wszystkiego. – Zrobiła maślane oczy, które teoretycznie powinny na mniepodziałać.
Tylko że ja nie byłam w nastroju naświętowanie.
To fakt, wygrałyśmy trzy do zera, więc zdecydowanie miałyśmy się z czego cieszyć. Wprawdzie Charles zmienił mnie w połowie ostatniego seta, a całe spotkanie efektownym atakiem zakończyła Kat, ale to wcale nie to mnie dziś kompletnierozbiło.
Heidi wciąż gadała, a ja kompletnie jej niesłuchałam.
– Co mówiłaś? – wtrąciłam się w jejsłowotok.
– Amber, jestem pewna, że twoja mama nie miała tego namyśli…
– Tak? A to ciekawe, że tak uważasz. – Postukałam się protekcjonalnie po brodzie. – Co mogła mieć na myśli Beth Sky, pisząc: „Tom zabiera mnie na Boże Narodzenie do Paryża! Możesz w touwierzyć?!”?
Niewierzyłam.
Kolejny raz mężczyzna okazywał się ważniejszy ode mnie. Nie mogłam mieć pretensji do własnej matki, która chciała ułożyć sobie życie na nowo. Chodziło o fakt, że święta zawsze spędzałyśmy razem. My dwie kontra cały świat. Odkąd zostałyśmy same, to był nasz rytuał, lecz w tym roku miał sięzmienić.
– Ech! – Heidi pokręciła głową zrezygnowana. – Wiem, że nie chodzi o Toma, bo to dobry facet, samamówiłaś.
– Masz rację, nie chodzi oto.
– Więc…? – Moja przyjaciółka nie dawała zawygraną.
Zacisnęłam szczękę, próbując opanować złość i smutek, które nagle ogarnęły mojemyśli.
– Dzień przed wigilią zniknął Nico. – Opuściłam bezradnieręce.
– Teraz rozumiem… To był wasz dzień. Twój imamy?
Westchnęłam i wzruszyłamramionami.
– Tak. Chyba tak. Nigdy tak tego nie nazwałyśmy, ale odkąd Nico zniknął, a ojciec… odszedł, zawsze spędzałyśmy świętarazem.
Heidi objęła mnie i milczała razem ze mną. Wiedziała, że w takich chwilach najlepiej jest dać mi po prostu przestrzeń. Była ze mną, ale szanowała mój sposób radzenia sobie zemocjami.
– Wiesz co… – przerwałam ciszę. – Pójdę z tobą na tę imprezę, tylko błagam, nie wracajmy więcej dotego.
– Ale…
Zakryłam jej usta dłonią i pokręciłam głową na znak, żebyodpuściła.
– Ani słowa, Heidi. Do świąt jeszcze dużoczasu.
Moja przyjaciółka naburmuszyła się jak małe dziecko, ale w końcu na jej twarzy ujrzałam przebiegły uśmiech. Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści. Jeszcze będę musiała się z niąpomęczyć.
– Zgoda – przytaknęła. – Ale wychodzimy za pół godziny, więc rusz tę swoją zgrabną pupę i zacznij sięogarniać.
Nie zdążyłam zareagować, kiedy zniknęła za drzwiami, a ja zostałam sama w swoim pokoju. Spojrzałam na swoje ubranie. Miałam na sobie dres. Nie musiałam nawet patrzeć w lustro, żeby wiedzieć, że moje włosy przypominały ptasie gniazdo. Biorąc prysznic po meczu, nie sądziłam, że pójdę gdzieś dalej niż dolodówki…
Westchnęłam przeciągle i zebrałam się w sobie. Ruszyłam do ogromnej szafy po drugiej stroniepokoju.
Nazywam się Amber Sky. Nieważne, jak wiele dzieje się w moim umyśle, na zewnątrz zawsze wyglądam obłędnie i dziś nie będzieinaczej.
***
To był zły pomysł. Stanowczo i definitywnie – ta myśl kołatała się w mojej głowie przez całą drogę naimprezę.
Dlaczego w takim razie właśnie parkowałam na podjeździe domu Garetta? Cóż, odpowiedź mogła być jedna. Heidi.
Moja przyjaciółka właśnie trzasnęła drzwiami samochodu i wybiegała, jakby goniło ją stado wilków. A jedyną osobą, która wyglądała jak wściekła zwierzyna, byłam ja. Już żałowałam, że dałam się namówić na ten wypad. Nie wiedziałam, co się ze mną działo. Naprawdę lubiłam imprezy i styl życia wiążący się z zawodowym uprawianiem sportu. Jasne, musiałyśmy utrzymywać wysoką średnią, inaczej wyleciałybyśmy z drużyny i uniwerku, ale miałam świadomość, z czym łączy się byciesiatkarką.
Ledwo zdążyłam wysiąść z auta, a do moich uszu dobiegły głośna muzyka i radosne krzyki ludzi znajdujących się na tyłachdomu.
Chryste, ilu gości zaprosiła tutaj Heidi? Miały być tylko dziewczyny z naszego zespołu i paru znajomych Garetta, a w zasadzie to jego zawodników. Za to głosy dochodzące z ogródka zdawały się należeć do co najmniej pięćdziesięciuosób.
Ruszyłam do drzwi, powłócząc nogami. Moja przyjaciółka aż fuknęła zezniecierpliwienia.
– Chcesz, to idź. Nie musisz czekać na mnie jak na małe dziecko – odparłam i podeszłam do niej, krzywiąc się na myśl o czekającej za drzwiamiimprezie.
– Proszę cię, spróbuj sięwyluzować.
Widziałam, jak powoli opuszcza ją dobry humor, a nie chciałam, żebym to ja była tą, która popsuła jejzabawę.
– Ej, przepraszam. – Złapałam jej dłoń i delikatnie ścisnęłam. – Zapomnijmy o całej sprawie, serio. – Obdarowałam ją najbardziej promiennym uśmiechem, na jaki było mniestać.
Chciałam choć odrobinę wierzyć we własne słowa, ale dzisiaj musiało mi wystarczyć, że Heidi wyglądała naprzekonaną.
– W porządku, jeśli tego chcesz, ale… Am? – Szturchnęła mnie w ramię i czekała, póki nie spojrzałam jej w oczy. – Jestem zawsze, gdybyś mniepotrzebowała.
– Wiem, mała.
Ścisnęłam jej dłoń, a Heidi odpowiedziała mi mocnym uściskiem. To ona z naszej dwójki była bardziej wylewana, ale właśnie to w niej kochałam. Była dla mnie jak siostra, której nigdy niemiałam.
Przez moment poczułam, jakby ciężar na moich barkach delikatnie zelżał. Po chwili Heidi otworzyła drzwi prowadzące do domu Garetta. Zalewające nas dźwięki sprawiły, że mój organizm zaczął przyzwyczajać się do imprezowego nastoju. Obie weszłyśmy do holu otwierającego się na przestronny salon. Jeszcze nie było mi dane zwiedzić nowego domu chłopaka Heidi. Dziwnie było myśleć tak o Garetcie, który jeszcze w zeszłym sezonie prowadził nam codzienne treningi. Musiałam przywyknąć do tej myśli, bo tych dwoje zapewne prędzej dałoby się pokroić, niżby z siebiezrezygnowało.
– No nareszcie! – Krzyk Chloe przebił się przez dudniącą z głośników muzykę. – Już robiłyśmy zakłady, że nieprzyjdziecie.
Uwięziła nas w grupowym uścisku, dbając, by jej nowo zrobiony drink za bardzo na tym nieucierpiał.
– Dobra, w Heidi nie wątpiłam… Przecież jest dziewczyną gospodarza, ale Amber, fajnie, żejesteś!
Uśmiechnęłam się krzywo, ale pozostawiłam jej słowa bez odpowiedzi. Widząc moje zmieszanie, Heidi wkroczyła doakcji.
– Dziewczyny, koniec gadania. Czas oblać nasze pierwsze zwycięstwo wsezonie!
Już miałyśmy skierować się do kuchni, gdzie czekały na nas zmrożone piwo i drinki, kiedy do moich uszu doleciał znajomygłos.
– Ford! Nie daj się prosić… Pokaż chłopakom, jak siępije!
Błagam, tylko nieto…
ROZDZIAŁ 7
WILL
Może i nie był to klub z lożą VIP, ale stanowczo brakowało mi takiej luźnejatmosfery.
Po wygranym meczu z Pacersami wróciłem do domu przebrać się w coś lepszego niż dres Detroit Pistons. Wiedziałem, że impreza u Garetta zaczynała się dopiero za parę godzin, ale jakoś nie miałem ochoty siedzieć w tych czterech ścianach, które od jakiegoś czasu stały się moim więzieniem. Włożyłem więc ciemne jeansy i granatowy T-shirt, a godzinę później byłem już pod drzwiami domu mojego kumpla. Mimo paru lat przerwy w naszych relacjach, wciąż traktowałem go jak brata. Jako jedyny wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się dziesięć lat temu i szczerze mówiąc, gdyby nie on, pewnie stoczyłbym się szybciej, niż robiłem to teraz. Byłem mu coś winien. Posada w Detroit to jedynie namiastka tego, jak bardzo byłem mu wdzięczny, że nie pozwolił mi siępogubić.
Patrząc na niego dzisiaj, czułem, że nie tylko wyświadczyłem mu przysługę, załatwiając stanowisko drugiego trenera, lecz także w jakiś pokręcony sposób sprawiłem, że odnalazł szczęście, na którezasługiwał.
– Ford! Nie daj się prosić… Pokaż chłopakom, jak siępije!
Jako trener Garett powinien dawać przykład, ale lubiłem go podpuszczać. Jego mordercze spojrzenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałemrację.
Z naszej dwójki to on zawsze był rozsądniejszy i bardziejdojrzały.
– Wybacz, Harris, ale nie zamierzam konkurować z tobą w twojej ulubionejdyscyplinie.
Parsknąłem śmiechem, a w odpowiedzi duszkiem wypiłem swoje piwo. Mimo że grałem dziś mecz, to wciąż miałem w sobie ogromne pokłady energii. Zamierzałem spożytkować je w tenwieczór.
Nagle moją uwagę zwróciło zamieszanie przy wejściu. Przy naszym stole, na którym urządziliśmy sobie piwnego ping-ponga, zgromadziła się grupa facetów mierzących około dwóch metrów. Sam zaliczałem się do tego przedziału, ale przez to trudno było mi dostrzec, co takiego działo się przy drzwiach. Piski dziewczyn mogły wskazywać albo na kolejną kolejkę drinków, albo na… W zasadzie to nie wiem, na cowięcej.
– Will! Twojakolej.
Jeden z zawodników Garetta wcisnął mi małą piłeczkę w dłoń, sprowadzając mnie na ziemię. Nie miałem wcześniej okazji poznać tych gości, ale wydawali się naprawdę w porządku. Nie mogłem zapamiętać ich imion, ale zgadywałem, że ten musiał być jednym z bliźniaków – Max albo Matt, ale ręki nie dałbym sobieuciąć.
Przymierzyłem się do rzutu. Powinna być to dla mnie łatwizna, zważywszy, że celowaniem do kosza zajmowałem się zawodowo, ale wraz z proporcjami kosza i piłki zmniejszała się też mojaskuteczność.
W momencie, gdy piłeczka wyleciała z mojej dłoni, ktoś wpadł na stół, przewracając rząd kubków z piwem. Okrzyk rozpaczy wydobywający się z gardeł bandy facetów przypominał dźwięk zarzynanegozwierzęcia.
Wszyscy zaczęli szukać winowajcy, którym okazała się mała szatynka, obecnie zakrywająca twarz, próbując zapaść się pod ziemię. Jeden z chłopaków ruszył w jej stronę. Byłem pewny, że zamierza na nią nawrzeszczeć, ale ku mojemu zdziwieniu uniósł ją, jakby ważyła tyle co nic, i przerzucił sobie przez ramię. Dziewczyna wiła się i uderzała pięściami w plecy „napastnika”.
– Topielec! – rzucił ktoś w tłumie, a reszta imprezowiczów to podłapała i wszyscy huczeli jednymgłosem.
Nim się obejrzałem, większość szła zgodnie na tyły domu, gdzie znajdował się basen. Tłum zaczął się przerzedzać, a ponieważ uwielbiałem wybory miss mokrego podkoszulka, nie mogłem zmarnować takiej okazji. Śmiech dziewczyny poniósł się po domu, a tuż zza moimi plecami usłyszałem, jak ktoś jąwoła.
– Rose! Puśćcieją!
Odwróciłem się, by zobaczyć roześmianą twarz Heidi biegnącej na ratunekkoleżance.
W jednej chwili czas się zatrzymał, a wszystko inne zniknęło. Moje spojrzenie było utkwione w blondynce, której imię doskonaleznałem.
Moje nogi same ruszyły w jejkierunku.
ROZDZIAŁ 8
AMBER
Dlaczego on tubył?
Dlaczego szedł właśnie w mojąstronę?
Czy można zabić najlepszą przyjaciółkę i nie pójść za to dowięzienia?
Milion pytań przelatywało przez moją głowę. Instynkt samozachowawczy podpowiedział mi jednak, kiedy włączyć się do gry. Gdy tylko Will wyszczerzył się do mnie w tym swoim zwalającym z nóg uśmiechu, wiedziałam, że muszę zacząć działać. Ten facet miał ego większe niż ostatnia kumulacja w loterii. Zamierzałam więc użyć jegobroni.
Wyszłam munaprzeciw.
Widok zdziwienia na jego twarzy był bezcenny. Byłam świadoma, że spodziewał się, że ucieknę. Tak jak osiem miesięcy temu. Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni, ponieważ unikałam go jakognia.
Dawno przestałam się oszukiwać. Byłam beznadziejnie zadurzona w facecie, o którym musiałam zapomnieć. Fakt, było mi z nim dobrze. Wiedziałam od początku o jego reputacji i może miałam słabość do niegrzecznych facetów, ale znałam go też od innejstrony.
W jednej chwili wspomnienia zalały mój umysł. Will Harris potrafił zawrócić kobiecie w głowie. Przekonałam się o tym niedługo po naszym pierwszym spotkaniu rok temu. Był najlepszym przyjacielem Garetta, który wtedy trenował naszą drużynę, więc nie było trudno o pretekst do przypadkowego spotkania. Tylko że przypadki zmieniały się w rutynę, a ja nie chciałam tego przerywać. Nie skłamałabym, mówiąc, że oboje lubimy seks. Taka była prawda, od początku właśnie o to nam chodziło. Ukrywaliśmy się, bo tak było lepiej. Żadne z nas nie potrzebowało skandalu. On był gwiazdą NBA. Facetem znanym ze zdobywania największej liczby punktów w meczach i największej liczby kobiet, a ja nie chciałam być jedną znich.
Mieliśmy wyłącznie dwiezasady.
Nie sypiać zinnymi.
Nie oczekiwaćzobowiązań.
Obojgu nam to odpowiadało. Ja potrzebowałam odskoczni od siatkówki, a on od koszykówki. Rozumieliśmy się. Ten układdziałał.
Doczasu…
Nigdy nie wychodziliśmy razem. Żadnych randek, wspólnych kolacji czy spotkań ze znajomymi. Aż przez przypadek trafiliśmy na tę samą imprezę. To nie było zamierzone. Przyjaciel Rose zaprosił nas do swojego mieszkania w centrum miasta. To był początek sezonu, Heidi musiała wrócić do Alabamy razem z Carterem. Z jej babcią nie było wtedy najlepiej. Może gdyby moja przyjaciółka poszła wtedy z nami, wszystko potoczyłoby się inaczej. Niestety pech chciał, że Will też tam był. Kiedy go zobaczyłam, zamierzałam wyjść tak szybko, jak się pojawiłam, ale jego spojrzenie mówiło mi co innego. Mimo że nie pokazywaliśmy się publicznie razem, nikt nie mógł nam zabronić wspólnego picia i imprezowania. I to był błąd. Może gdybym wyszła, nie byłabym świadkiem tego, co się wtedy wydarzyło. Nie musiałabym w tym uczestniczyć. Wszystko byłoby wporządku.
Ale wcale tak niebyło.
Śmietanka towarzyska Detroit miała swoje sposoby na zabawę, którymi ja się brzydziłam. Nie znosiłam pijanych ludzi, a ci niepanujący nad sobą wzbudzali we mnie wstręt. Tym bardziej kiedy do gry wchodziły używki. Dlatego, gdy impreza przeszła na inny poziom, musiałam dokądś uciec. Ruszyłam na poszukiwania łazienki, a nie było to wcale łatwe zadanie. Mieszkanie miało chyba z siedem pomieszczeń. Zaczęłam gorączkowo otwierać każde z nich, ale żadne nie było toaletą. Na końcu korytarza zostały mi tylko dwa pokoje do sprawdzenia. Bez zastanawiania się wybrałam jeden z nich. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak skamieniała. Na stole leżała naga brunetka, a Will nachylał się nad nią, przysłaniając mi jej twarz. Na brzuchu miała utworzoną cienką kreskę z białego proszku. Na sam ich widok cała zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Chciałam wymazać ten obraz z pamięci. Ból, który poczułam w środku, był kumulacją wszystkich emocji zbierających się w moimciele.
Zamknęłam pośpiesznie drzwi i cofając się, wpadłam na ścianę za mną. Wiedziałam, że mnie nie widział, ale ten obraz został wyryty w