Uciekająca panna młoda - Heidi Betts - ebook

Uciekająca panna młoda ebook

Heidi Betts

4,0

Opis

Projektantka torebek Juliet Zaccaro miała tego dnia wziąć ślub. Dlaczego więc w ostatniej chwili ucieka sprzed ołtarza? Rodzina prosi detektywa Reida McCormacka, by sprowadził ją do domu. Ale gdy Reid odnajduje Juliet, natychmiast traci dla niej głowę i robi wszystko, by nie wróciła do narzeczonego...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Heidi Betts

Uciekająca panna młoda

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Juliet Zaccaro wpatrywała się w mały plastikowy przedmiot, który ściskała pomiędzy drżącymi zbielałymi palcami. Test obiecywał stuprocentową dokładność. Żadnych wątpliwości. Zero domysłów. Wyraźny niebieski znak plus rzucał się w oczy jak błyszczący neon na Broadwayu.

Jest w ciąży. Ścisnęło ją w żołądku, odebrało oddech. Na ugiętych kolanach zrobiła niepewny krok przed siebie i w chmurze lekkiej jak mgiełka białego tiulu i białej krepy opadła na zamkniętą klapę sedesu.

Poczuła drapanie w gardle i niemal wybuchła histerycznym śmiechem. Zdusiła go w zarodku, bo wiedziała, że jeśli już zacznie, może nigdy nie przestać się śmiać.

To był dzień jej ślubu. I to tu, w ciasnej toalecie znajdującej się obok małej acz praktycznej przebieralni na tyłach kościoła, gdzie przygotowywała się do ceremonii, dokonała tego bulwersującego i niemiłego odkrycia.

Powinna zrobić test wcześniej, zamiast czekać do ostatniej chwili, gdy w pełnym rynsztunku – wciśnięta w suknię dobrej wróżki, zaprojektowaną i ręcznie uszytą przez jej siostrę Lily – stanie na progu kościoła. Czyż nie podejrzewała, że trwające od ponad tygodnia zawroty i bóle głowy oraz mdłości są czymś więcej niż zwykłą przedślubną tremą? Ale bała się, tak bardzo się bała, że ma rację i naprawdę jest w ciąży, że zabrakło jej odwagi, by skonfrontować się z rzeczywistością.

Dopiero teraz, gdy spojrzała w lustro i zobaczyła tam pannę młodą, która za chwilę pomaszeruje wzdłuż nawy do ołtarza, zdała sobie sprawę, że jej twarz nie promienieje z emocji i szczęścia, lecz jest czerwona ze strachu, że za chwilę przyjdzie jej powiedzieć sakramentalne „tak”.

Jak grom z jasnego nieba dotarło do niej, że naprawdę może być w ciąży, a wtedy wszystkie wątpliwości i obawy, które dotychczas tłumiła, uderzyły jej do głowy ogłuszającą kakofonią dźwięków. Zrozumiała, że nie powinna dłużej czekać z wykonaniem testu.

Co robić? Nie może jak gdyby nigdy nic pomaszerować do ołtarza i rozpocząć nowego życia z mężczyzną, który najprawdopodobniej nie jest… Do licha, kogo chce oszukać? Na pewno nie jest ojcem jej dziecka!

Wielki Boże, dziecko! Musi zacząć myśleć jak matka, stawiając bezpieczeństwo i szczęście dziecka przed swoim własnym. Ze spirali ponurych myśli wyrwało ją puknie do drzwi. Usłyszała po drugiej stronie stłumiony głos siostry.

– Juliet, czekamy na ciebie, kochanie. Już czas.

Pełne radości i zachęty słowa Lily zamiast dodać jej otuchy, przyprawiły ją o jeszcze silniejszy skurcz żołądka. Czy może zostać panią Harris? A raczej – czy powinna?

Biorąc głęboki oddech, zawołała:

– Już idę. Jeszcze minutka.

– Okej. Czekamy w przedsionku.

Gdy umilkł słaby odgłos kroków siostry i zamknęły się zewnętrzne drzwi, Juliet podniosła się, wspierając o umywalkę, i raz jeszcze zerknęła na swoje odbicie w lustrze. Cała krew odpłynęła z jej twarzy; w mocnym makijażu, który tak starannie nałożyła jej siostra Zoe, wyglądała jak gejsza.

Przesuwając palcem pod oczami, poszukała śladów po niewylanych łzach. Kreski na powiekach oraz tusz pozostały nietknięte. Następnie wygładziła delikatne fałdy sukni i wyrzuciła plastikowy test do wiklinowego koszyka na śmieci stojącego pod umywalką. Po namyśle pochyliła się i potrząsnęła koszem, by ukryć test na samym dnie. Nie daj Boże, jeszcze ktoś go znajdzie.

Opuściła łazienkę, przeszła przez główny pokój i powoli przekręcając gałkę, uchyliła drzwi. Uff, droga wolna. Wyśliznęła się na korytarz.

Dobiegały ją stłumione szepty jej sióstr i ojca, czekających zaledwie kilka metrów dalej.

Jeśli skręci w lewo, wkroczy przy dźwiękach marsza weselnego na nową drogę życia.

Jeśli odwróci się w prawo, w stronę bocznych drzwi kościoła, jeszcze zdoła uciec. Wtedy też rozpocznie nowe życie, ale takie, którego była o wiele mniej pewna.

Jej serce biło mocno.

W prawo czy w lewo? Wziąć ślub zgodnie z obietnicą daną Paulowi czy odrzucić to wszystko i dać nurka w niezbadaną głębię?

Czas jakby zwolnił, gdy jej uszy wypełniło głuche echo oceanicznych fal.

W końcu podjęła jedyną słuszną decyzję. Odwróciła się w prawo.

I uciekła.

ROZDZIAŁ DRUGI

Trzy miesiące wcześniej…

Zadźwięczał interkom.

– Panie McCormack, przyszła Juliet Zaccaro.

Palce Reida zastygły nad klawiaturą. Próbował przekonać samego siebie, że ucisk w żołądku i oblewająca go fala gorąca są jedynie wynikiem zaskoczenia. W końcu to była kompletnie niezapowiedziana wizyta.

– Dziękuję, Paulo – powiedział. – Proszę wpuścić.

Zabezpieczył dokument, odsunął papiery na bok biurka, a następnie wbił wzrok w drzwi, gdy gałka zaczęła się przekręcać.

Widok Juliet Zaccaro zawsze uderzał go w samo serce. Jakby jechał samochodem wyścigowym i z oszałamiającą prędkością walnął w ścianę.

Była piękna. Delikatne klasyczne rysy, nieskazitelna cera. Jej niebieskie oczy okalały długie ciemne rzęsy, a blond włosy w odcieniu miodu, które, jak podejrzewał, sięgały poniżej ramion, zawsze miała upięte w staranny węzeł lub kok. Za każdym razem, gdy ją widział, chciał je rozpuścić, wsunąć palce pomiędzy jedwabiste pasma, a potem zdjąć z niej znakomicie skrojony kostium, bluzkę lub spódnicę czy jakikolwiek inny elegancki strój, który nosiła.

Nigdy do niczego między nimi nie doszło poza konwencjonalnymi uprzejmościami, ale od chwili, gdy się poznali, fantazjował na jej temat, wyobrażał sobie, że trzyma ją w ramionach. Pragnął przełamać jej chłód i odkryć pod spodem namiętną kobietę. Kobietę, która obejmie go rękami i nogami jak imadło i będzie błagać, by wziął ją szybko i ostro. Taką, która wbije paznokcie w jego plecy i w przypływie rozkoszy wykrzyczy jego imię.

Czuł w uszach pulsowanie krwi; wstając na powitanie, modlił się, by nie zauważyła jego zmieszania. Pozostał za biurkiem, choć była to słaba bariera, i czekał, aż Juliet przejdzie przez pokój, nim wyciągnął rękę. Nie po raz pierwszy wymieniali uścisk dłoni. Nie po raz pierwszy jej dotykał. Zachowuj się profesjonalnie, McCormack.

Ale gdy jego palce otoczyły szczupłą dłoń Juliet, gdy jego twarda opalona skóra zetknęła się z jej jasną i delikatną, chciał przyciągnąć ją bliżej, przytrzymać, pogładzić kciukiem zagłębienie jej dłoni.

Była u niego w biurze już kilkakrotnie, a on pamiętał, jak za każdym razem była ubrana. Dziś miała na sobie prostą sukienkę koloru lawendy, z niewielkim dekoltem i wąskim paskiem z tego samego materiału. Pasujące do niej lawendowe czółenka oraz prosta złota biżuteria dopełniały kreacji.

Było w niej coś z Audrey Hepburn albo Jackie O., skromność i dystans, które na ogół nie pociągały go w kobietach. Wolał bardziej rzucające się w oczy i świadome własnej seksualności, takie, które nie miały nic przeciwko gorącym krótkim romansom.

Wydawało mu się, że Juliet Zaccaro nie pasuje do tej kategorii. Dlaczego więc tak go zafascynowała? Zgodził się jej pomóc, ledwie przekroczyła próg jego biura, chociaż stanowiło to wyraźny konflikt interesów ze sprawą, nad którą pracował dla jej siostry Lily.

Od tamtej pory nie zdołał wybić sobie z głowy Juliet. Dzwonił do niej z najświeższymi wiadomościami, a przecież nie miał jej nic do przekazania i raczej powinien unikać z nią kontaktu z powodu śledztwa, które prowadził dla Lily. Spotykali się w jego biurze – czasami na jej prośbę, czasami z jego inicjatywy – mimo że właściwie nie było takiej potrzeby.

Dziś przyszła bez uprzedzenia i chyba bez powodu. Prośba Juliet, by odnalazł jej zaginioną siostrę, stała się nieaktualna, skoro Lily wróciła z Los Angeles i wyjaśniła rodzinie powód swojego zniknięcia. Nadal pracował dla Lily – chodziło o kradzież jej projektów przez kogoś z konkurencji – ale mimo że Juliet była współwłaścicielką Zaccaro Fashions, śledztwo nie wymagało bezpośrednich z nią kontaktów.

Tak czy owak, był dziwnie szczęśliwy, widząc ją ponownie. Serce mu waliło, jakby właśnie zeskoczył z ruchomej bieżni i czuł się tak przejęty jak w dzieciństwie, gdy na dnie pudełka płatków śniadaniowych znajdował ulubioną zabawkę.

Zaprosił Juliet gestem, by usiadła.

– Miło panią widzieć, pani Zaccaro, choć nie przypominam sobie, żebyśmy mieli jakieś zaległe sprawy.

W myślach nazywał ją Juliet, ale zawsze uważał, by zwracać się do niej oficjalnie. To mu przypominało, że jest, a raczej była jego klientką, w dodatku zaręczoną z innym mężczyzną.

Uśmiechnęła się niepewnie i lekko pociągnęła nosem. Właśnie wtedy zauważył czerwone obwódki na jej powiekach i lekką bladość skóry pod delikatnym makijażem.

Zmrużył oczy. Czyżby miała kłopoty? Czy znów potrzebuje jego pomocy?

Do licha, ostatnią rzeczą, która była mu potrzebna, to uzasadniony powód, aby spędzać z nią więcej czasu. Ale gdzieś w głębi duszy miał jednak na to nadzieję.

Oblizała błyszczące usta i powiedziała:

– Chciałam przekazać panu czek za pracę w mojej sprawie.

Miał w sobie tyle przyzwoitości, by odmówić. Nic dla niej nie zrobił. Właściwie karmił ją fałszywymi informacjami przez prawie miesiąc. A wszystko dlatego, by chronić poufność sprawy, nad którą pracował dla jej siostry. Nie zasługiwał na zapłatę.

– Nic mi pani nie jest winna – odrzekł szorstko. W rzeczywistości to on był jej winien zwrot zaliczki, którą mu zostawiła. Postanowił tego dopilnować.

– Oczywiście, że jestem. – Głos nadal jej drżał. – Zleciłam panu wykonanie zadania i pan je wykonał. W każdym razie najlepiej, jak pan potrafił – dodała z półuśmiechem.

– Okłamywałem panią i przeze mnie straciła pani czas – przyznał otwarcie.

– Ale pracował pan dla Lily, próbując ocalić naszą firmę. Gdyby pan nie udawał, że jej szuka, pewnie sama usiłowałabym ją znaleźć i mogłam wpakować się w jeszcze większe tarapaty niż ona. Postąpił pan szlachetnie i słusznie, zważywszy na okoliczności.

Miał na ten temat inne zdanie i czuł się doprawdy głupio, słuchając niezasłużonych komplementów.

– Nadal nam pan pomaga. Doceniamy pańskie umiejętności. Choć, trzeba przyznać, nie są one tanie.

Otworzyła kopertową torebkę, którą trzymała na kolanach, wyjęła czek i pochyliła się nad biurkiem.

Nie ma sensu się z nią spierać, a podarcie czeku byłoby nieuprzejme. Wtedy zauważył siniaki. Tylko kilka drobnych słabych śladów na wewnętrznej stronie przedramienia. Nie każdy zwróciłby na nie uwagę, ale on przez trzydzieści dziewięć lat widział zbyt wiele i potrafił rozpoznać oznaki przemocy.

Zacisnął z wściekłością zęby na myśl, że ktoś zostawił ślady palców na jej ramieniu. Nienawidził również myśli, że ktokolwiek mógłby ją mocniej dotknąć w przypływie namiętności… Ale nie, to nie były tego typu siniaki.

W pierwszym odruchu miał ochotę złapać ją za ramię, by dokładniej je obejrzeć, ale opanował się i sięgnął po czek, którego oczywiście nie zamierzał zrealizować.

– Dziękuję – mruknął, odłożył czek na bok, a potem delikatnie ujął jej ręce. – Muszę zadać pani pewne pytanie, panno Zaccaro – powiedział, zdumiony spokojem i opanowaniem, z jakim to zabrzmiało.

– Oczywiście. Ale proszę zwracać się do mnie Juliet.

– Kto śmiał cię dotknąć?

Miał doświadczenie w odczytywaniu mowy ciała, mimiki, wszystkich tych prawie niedostrzegalnych, a niezwykle znaczących sygnałów. Reakcja Juliet była wyrazista jak rozbłysk neonu.

Zastygła, jej oczy rozszerzyły się na moment i wstrzymała oddech. Zauważył, że jej klatka piersiowa przestaje podnosić się i opadać.

Zapadła cisza tak gęsta, że można by ją kroić. Wreszcie Juliet oblizała usta i roześmiała się nerwowo.

– Nie wiem, o czym mówisz.

Nie spuszczał z niej wzroku.

– Doskonale wiesz. Tu są odciski palców! – Wskazał na jej ramiona, które teraz mocno przycisnęła do ciała. – Ktoś złapał cię tak mocno, że zrobiły się siniaki. Całkiem spore, więc to pewnie mężczyzna. Czyżby narzeczony? – Wypowiedzenie tych słów przyprawiło go o skurcz żołądka. Miał ochotę przyłożyć temu komuś. – Chyba że trenujesz samoobronę albo pobiłaś się z siostrą o ostatni kupon cynobrowej szermezy – dokończył z ironią.

Gdy zauważył w oczach Juliet łzy, zacisnął tak mocno pięści, że aż zbielały mu kostki. Musiał przywołać całą swoją powściągliwość, by zachować spokój, by nie wstać, nie okrążyć biurka i nie wziąć jej w ramiona.

Wstrzymał oddech, policzył do dziesięciu, a potem do dwudziestu, zanim wypuścił powietrze.

– Powiedz mi, co się dzieje, Juliet. Proszę…

Choć na jej rzęsach zawisły łzy, długo trzymała się dzielnie, zdeterminowana, by do niczego się nie przyznać. Przecież nie był jej przyjacielem, a właściwie nikim bliskim. W końcu westchnęła ciężko i tama puściła. Łzy popłynęły po jej policzkach, a wargi drżały, gdy zaczęła mu się zwierzać.

– To był Paul… Nie wiem, dlaczego tak się zachowuje. Zawsze był taki miły i delikatny. Ale im bliżej do ślubu, tym bardziej jest… zniecierpliwiony. Najmniejsza sprawa wyprowadza go z równowagi. A gdy rozmawiamy o przyszłości, o naszej pracy, o tym, gdzie zamieszkamy, wpada we wściekłość.

– Dlaczego? – Starał się trzymać nerwy na wodzy.

Pociągnęła nosem, wyprostowała plecy, a na jej policzki wypłynął lekki rumieniec.

– On chce, żebyśmy po ślubie przeprowadzili się do Connecticut – oznajmiła – a przecież wie, że moje życie jest teraz tu, w Nowym Jorku. Chcę być blisko sióstr i firmy. Na początku mu to nie przeszkadzało, w każdym razie tak myślałam. Nawet oświadczył mi się dopiero po mojej przeprowadzce, gdy Zaccaro Fashions rozpoczęła działalność. Mówił, że jest ze mnie dumny, chciał, żeby projekty moich torebek osiągnęły sukces. I że on może pracować wszędzie. Jest przecież prawnikiem. Przypuszczałam, że zatrudni się w jakiejś nowojorskiej firmie i się tu przeprowadzi.

Odetchnęła głęboko, łzy zaczynały już wysychać, ale pozostawiły ślady na delikatnym makijażu.

– A potem otrzymał propozycję zostania partnerem w kancelarii, w której pracuje, i wszystko się zmieniło – ciągnęła. – Nadal chce się ze mną ożenić, ale pragnie żony odpowiedniej dla prawnika, czyli takiej na pokaz. Chce, żebym przeniosła się do Connecticut, rzuciła Zaccaro Fashions i była na każde jego zawołanie. Miałabym zająć się wydawaniem przyjęć oraz dobroczynnością, żeby mu pomóc w dalszej karierze.

Typowe. Reid nigdy nie znał tego faceta, ale rozpoznał w nim samolubnego dupka.

– A więc dlaczego z nim nie zerwiesz? – zasugerował, mając nadzieję, że w jego głosie nie słychać nadziei.

Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok.

– Ciągle myślę, że to przejściowe. Jest zestresowany z powodu awansu. A może bardziej denerwuje się ślubem, niż się spodziewał? – Uniosła głowę i spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami. – Nigdy przedtem taki nie był. Znam go od lat, zanim jeszcze zaczęliśmy się spotykać. Zawsze był niezwykle troskliwy i delikatny. Może przechodzi trudny okres, może dręczy go coś, czego nie rozumiem?

Reid mocno zacisnął zęby.

– Nie ma usprawiedliwienia dla kogoś, kto stosuje przemoc – powiedział ostro. – Nieważne, z jakiego powodu się złości ani jakie przeżywa kryzysy.

– On nie chciał zrobić mi krzywdy. Naprawdę! Kłóciliśmy się i sprawy wymknęły się spod kontroli. Gdy zorientował się, co robi, od razu mnie puścił. To się na pewno nie powtórzy.

Typowe tłumaczenie maltretowanych kobiet. A potem żyją w cierpieniu i upokorzeniu, aż w końcu nerwy puszczają i często kończy się śmiercią jednego albo drugiego lub obydwojga. Ale spróbuj to powiedzieć zakochanej kobiecie, która wierzy w dobre intencje swego przyszłego męża!

– Tego nie możesz wiedzieć – stwierdził. – Jeśli raz się zdarzyło, są niestety duże szanse na powtórkę. – Po namyśle dodał: – Chciałabyś, żebym z nim porozmawiał?

Raczej powinien kopnąć go w tyłek, a jeszcze lepiej złamać mu rękę, żeby nigdy już nie mógł jej podnieść na Juliet ani na nikogo innego.

– Nie! – Pokręciła głową, prostując się. – Nie, nie. Nie potrzeba. To było zwykłe nieporozumienie. Zbliżający się ślub i presja ze strony rodzin, żeby wszystko wypadło jak najlepiej, sprawia, że wszyscy są zdenerwowani i łatwo dają się wyprowadzić z równowagi. Będzie dobrze.

Skinęła głową z takim przekonaniem, że nie było sensu się z nią spierać. Ale Reid wiedział swoje. Zacisnął usta i czekał, aż czerwonawa mgiełka wściekłości zniknie mu sprzed oczu. Skoro nie mógł przekonać Juliet, by zerwała z tym palantem, ani też by jemu pozwoliła się z nim rozprawić, przynajmniej zaoferuje jej wsparcie. Uświadomi jej, że zawsze bezwarunkowo może na niego liczyć – na wypadek, gdyby go kiedykolwiek potrzebowała. Już mu się zwierzyła, a podejrzewał, że nie wspomniała o tym incydencie nikomu, nawet siostrom.

Ostatecznie miał odpowiednie kwalifikacje – i na powiernika, i na ochroniarza. Był doskonale wytrenowany i miał dostęp do rozmaitej broni. Spoglądając na fioletowawe sińce szpecące alabastrową skórę Juliet, wiedział, że nie zawahałby się nią posłużyć. I wezwać posiłki, gdyby było trzeba.

– Dokąd teraz się wybierasz? – Zmienił temat.

Wzdrygnęła się lekko, pociągnęła nosem, a potem delikatnie wytarła palcem skórę pod oczami.

– Do domu.

– Czy twój narzeczony tam będzie?

Wyglądała na zaskoczoną. A może zdumiała ją wściekłość wypisana na jego na twarzy.

– Nie – odparła cicho. – Wyjechał do Connecticut.

– Pozwól, że dla bezpieczeństwa cię odwiozę. – Nie czekając na odpowiedź, podniósł się z krzesła.

– Och, nie trzeba – odparła, gwałtownie wstając.

Przeszedł naokoło biurka i wziął ją pod ramię, delikatnie lecz stanowczo.

– Poczuję się lepiej, kiedy będę miał świadomość, że bezpiecznie dotarłaś do domu.

Przez chwilę jakby się zastanawiała, po czym z lekkim westchnieniem skinęła głową.

Otworzył drzwi i puścił ją przodem.

– Hej, Paula – zwrócił się do sekretarki, mijając jej biurko – wytłumacz moją chwilową nieobecność, dobrze? Odwiozę pannę Zaccaro do domu.

Jeśli nawet Paula uznała jego zachowanie za dziwne, nie dała tego po sobie poznać.

– Dobrze, szefie.

Trzymając rękę na jej plecach, Reid poprowadził Juliet do windy. W milczeniu zjechali na parter.

– Przyjechałaś samochodem? – spytał, gdy znaleźli się w lobby, a ich kroki, zwłaszcza stukot obcasów Juliet, odbijały się echem w wielkiej jak katedra przestrzeni.

Pokręciła głową.

– Taksówką.

Delikatnie naciskając jej plecy, skierował ją w stronę wejścia do podziemnego garażu.

– Weźmiemy więc mój.

Spojrzał na zegarek i zorientował się, że zbliża się pora lunchu. Może upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu i spędzi z Juliet trochę więcej czasu…

– Co ty na to, żebyśmy wpadli gdzieś coś zjeść? – spytał, gdy dotarli do czarnego jak onyks sportowego mercedesa. Otworzył drzwi pasażera i dodał: – Ja zapraszam.

Juliet nie mogła sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni jadła chińszczyznę na wynos. Na pewno było to w czasach, gdy wraz z siostrami pracowała dnie i noce, rozkręcając Zaccaro Fashions. Lily projektowała ubrania, Zoe buty, a Juliet torebki. Tworzyły swego rodzaju żeńskie bractwo, kładły się późno, przez cały dzień chodziły w piżamach i żywiły się fast foodami.

Najzabawniejszy okres w jej życiu. Ani przedtem, ani potem tak dobrze się nie bawiła.

Dziś Zaccaro Fashions miała już pewną pozycję na rynku mody, choć nie była jeszcze marką światową ani bardzo popularną. Niestrudzenie zmierzały jednak w tym kierunku. Ale rozwój firmy oznaczał większe obowiązki i siostry miały coraz mniej czasu, by trzymać się razem jak trzy muszkieterki.

Każda zajmowała się teraz swoim odcinkiem i tylko od czasu o czasu konsultowały dalszą strategię firmy. Również sprawy prywatne zaczynały je rozdzielać.

Lily miała swojego Nigela i dzieliła czas między Nowym Jorkiem i Los Angeles, gdzie znajdowała się amerykańska siedziba rodzinnej firmy Nigela. Planowała nawet podróż do Anglii, by poznać jego rodziców.

A Juliet wydawało się, że od niepamiętnych czasów absorbuje ją własny ślub. Od tak dawna, że teraz rozumiała, dlaczego wiele par wybiera zamiast ślubu ucieczkę z ukochanym. Przy ciągłych podróżach tam i z powrotem do Connecticut, nieustannym wtrącaniu się matki oraz przyszłej teściowej i ciągłych wyrzutach sumienia, że zbyt pobieżnie śledzi magazyn „Panna Młoda”, była zaskoczona, że siostry jeszcze z nią nie zerwały.

A Zoe, cóż, jak to Zoe. Kochała pracę dla Zaccaro Fashions. Wymyślała niebywale seksowne i oryginalne, choć zwykle mało praktyczne modele butów dla równie niepraktycznej klienteli. Ale ciągnęły ją też miejskie rozrywki, przyjęcia i wypady do klubów, czym potwierdzała swoją opinię ekstrawaganckiej celebrytki.

A więc teraz, mimo że formalnie siostry Zaccaro nadal dzieliły loft oraz sąsiadującą z nim pracownię, ulotki z menu na wynos, z których kiedyś tak często korzystały, leżały zapomniane w kuchennej szufladzie.

Gdy Reid zaproponował lunch, Juliet poczuła tęsknotę za chińskim jedzeniem i zanim zdała sobie sprawę z tego, co mówi, zasugerowała, by kupili coś na wynos i pojechali do jej loftu.

Reid wyglądał na zaskoczonego, ale wzruszył ramionami i spytał, czy zna jakieś dobre miejsce. Ulżyło jej, że tak łatwo się zgodził, jak również z tego powodu, że sam pobiegł złożyć zamówienie. Nie czuła się na siłach, by wysiąść i radzić sobie ze światem. Makijaż miała na pewno rozmazany i, szczerze mówiąc, czuła, że w każdej chwili może znów wybuchnąć płaczem.

Ależ wstyd! Że też musiała się rozkleić w jego obecności. Nawet siostrom nie wspomniała o ostatnim nieobliczalnym zachowaniu Paula.

Dzisiejszy dzień przypominał jazdę kolejką górską, zardzewiałą i rozklekotaną, która grozi wykolejeniem. Naprawdę mało zabawna przejażdżka.

Dopiero przy Reidzie poczuła się bezpieczna. Może dlatego, że był zawodowcem, który pewnie wysłuchał już miliona podobnych zwierzeń. Albo dlatego, że zajął się sprawą Lily, a potem jej udowodnił, że jest nadzwyczajnie uczciwy i godny zaufania. Nawet jeśli sam tak nie myślał, ona była o tym przekonana. Podejrzewała, że trudno mu było żonglować pomiędzy nimi dwiema.

W Reidzie od początku było coś, co budziło zaufanie. Atmosfera prawości, szlachetności i uczciwości, która otaczała go niczym zbroja, gdziekolwiek się pojawiał.

Gdy Reid czekał w lokalu na przygotowanie jedzenia, miała trochę czasu na odzyskanie równowagi. Już nie płakała, ale zauważyła, że nadal ją ściska w piersi ze zdenerwowania. Wzięła kilka głębokich oddechów, a potem szybko poprawiła makijaż.

Właśnie skończyła, gdy Reid pojawił się z dużą papierową torbą. Wsiadł do samochodu, położył torbę na jej kolanach. Przez całą drogę do domu dobiegały z niej smakowite zapachy.

Podczas milczącej jazdy poczuła kilka razy ukłucie niepokoju, że zaprosiła Reida do siebie. Zachowała się chyba niestosownie, skoro była zaręczona z innym. Ale przecież to tylko jedzenie na wynos, a nie potajemna kolacja przy świecach w drogiej restauracji. To uprzejme ze strony Reida, że zaproponował jej odwiezienie do domu. A zresztą miała w tym momencie do Paula uzasadniony żal za to, co jej zrobił.

Gdy weszli do środka, skierowała się do kuchni, a Reid usiadł na kanapie i rozpakował jedzenie na stoliku.

– Czego się napijesz? – spytała, przynosząc talerze i sztućce. – Zaproponowałabym ci kieliszek wina, ale nie wiem, czy możesz pić w pracy.

Reid uśmiechnął się, zdejmując wieczko z białego pudełka i z aprobatą pociągając nosem.

– Myślę, że mogę wypić jeden kieliszek. Nie jestem policjantem na służbie. Nie mam żadnych nadzwyczajnych planów na resztę dnia, a jeśli wypiję za dużo, zawsze mogę wziąć taksówkę.

– A więc wino?

Spojrzał na nią z uśmiechem.

– Tak.

– Czerwone czy białe?

– Takie, które pasuje do chińszczyzny.

Wyjęła otwartą już butelkę zinfandela i postawiła na stoliku dwa kieliszki.

Przysiadła obok niego na sofie i rozlała wino. Reid podzielił między nich porcje warzyw, smażonego ryżu, kurczaka w słodko-kwaśnym sosie oraz pierożków krabowych, po czym z widelcem w ręce oparł się o miękkie poduszki kanapy.

Zdjęła buty, podwinęła nogi i zrobiła to samo.

Przez dłuższą chwilę jedli w milczeniu. Juliet naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć, zwłaszcza po tym, co wyjawiła Reidowi wcześniej. Napawała się więc zapachami i smakiem potraw, których od dawna nie jadła.

– Byłaś chyba bardzo głodna – zauważył Reid, zerkając na jej prawie pusty talerz.

Jego wyglądał podobnie, więc nie poczuła się speszona.

– Ostatnio byłam trochę rozstrojona – powiedziała, grzebiąc widelcem wśród resztek jedzenia. – Chyba nie odżywiałam się zbyt dobrze.

Delikatnie mówiąc. W gorączce przedślubnych przygotowań, a na dodatek nękana wątpliwościami dotyczącymi swego związku z Paulem, jadała jak ptaszek. Niekiedy w biegu łapała tylko banana albo garść płatków.

– Lily, Zoe i ja zamawiałyśmy chińszczyznę, kiedy pracowałyśmy razem nocami – powiedziała. – Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo za nią tęsknię.

– Nie nazwałbym jej szczególnie zdrową żywnością, ale od czasu do czasu rzeczywiście ma się na nią apetyt.

– To prawda – odparła cicho. – A ta jest bardzo dobra. Dzięki.

Wzruszył ramionami i wypił łyk wina.

– To był twój pomysł. Mnie tylko przyszło do głowy, że przydałaby ci się mała przerwa, a ja powinienem coś zjeść, skoro już wychodzę z biura.

Uniosła kąciki ust i lekko się uśmiechnęła, bardziej do siebie niż do niego. Naprawdę miło z jego strony. Będąc właścicielem McCormack Investigations mógł wychodzić i wracać do biura, kiedy chciał. Była to agencja warta kilka milionów, zatrudniająca wielu detektywów i liczny personel pomocniczy. Firma mogła działać bez niego przez tydzień lub dwa, nie mówiąc już o kilku godzinach.

Zaproponował, że odwiezie ją do domu, by przekonać się, czy jest bezpieczna. Gdy usłyszał w biurze jej wyznanie, nie chciał, by wracała do narzeczonego. Starał się upewnić, że z nią wszystko w porządku – nie tylko pod względem fizycznym, ale również emocjonalnym. To on zaproponował lunch, by nie zamknęła się u siebie na resztę dnia, popadając w coraz większe przygnębienie.

Oczywiście tego nie powiedział, po prostu zaaranżował odpowiednią sytuację, by nie zostawić jej samej w rozterce, z ponurymi myślami.

Szkoda, że Reid nie pojawił się na jej drodze wcześniej, zanim spotkała Paula. Nie po raz pierwszy ta myśl przemknęła jej przez głowę. Oczywiście poznała Paula w college’u na długo przedtem, zanim przeprowadziła się do Nowego Jorku i w ogóle pomyślała o zatrudnieniu prywatnego detektywa.

Ale nagle – no, może nie tak nagle – dotarło do niej, że o wiele częściej myśli o Reidzie niż o Paulu. Stopniowo oddalała się od narzeczonego. Gdy była z nim, przed oczami miała twarz Reida i to jego głos słyszała.

Gdy Paul wyciągał do niej rękę, sztywniała, nie znając jego intencji. A samo wspomnienie dotyku Reida, choćby to był ledwie uścisk dłoni, przyprawiało ją o dreszcze. W dzień i w nocy. Coraz częściej zastanawiała się, jak by to było, gdyby dotknął jej bardziej intymnie.

Z trudnością przełknęła ślinę i uniosła do ust kieliszek, by ukryć zakłopotanie. Jest zaręczona. Nie powinna tu siedzieć i pożądać innego mężczyzny, nawet jeśli jej narzeczony okazał się brutalem.

Ale stało się. Paul jest w drodze do Connecticut i nigdy nie musi się dowiedzieć, że niespodziewanie zjadła smaczny lunch w miłym męskim towarzystwie.

Nie ma w tym nic złego. Dawno nie czuła się tak dobrze i zamierzała delektować się każdą chwilą.

Tytuł oryginału: Project: Runaway Bride

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2014

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2014 by Heidi Betts

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2015

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone.

Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1305-9

GR – 1072

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com