Tylko w duecie - Magdalena Kozakowska - ebook + książka

Tylko w duecie ebook

Kozakowska Magdalena

4,6

Opis

Ile jesteśmy w stanie poświęcić, by ratować życie osoby, którą kochamy? Czy można pozwolić sobie na miłość, gdy ma się dług do spłacenia? Czy można bez konsekwencji uwolnić się od przeszłości?

Seria dramatycznych wydarzeń sprawia, że Tamara sama wychowuje młodszą siostrę. Gdy okazuje się, że Amelia jest śmiertelnie chora, zrobi wszystko, by ją uratować. Porzuca marzenia o karierze muzycznej i podpisuje cyrograf, a konsekwencje swoich decyzji ponosi przez wiele lat.

Umowa wygaśnie za niecałe pół roku. Tamara nie może pozwolić sobie teraz na najmniejszy błąd. Życie wystawia ją jednak na próbę, stawiając na jej drodze Damiana. Wie, że nie może się w nim zakochać, ale z każdym kolejnym spotkaniem jest jej coraz trudniej zapanować nad swoimi uczuciami.

Czy gdy prawda o tym, co zrobiła Tamara, w końcu wyjdzie na jaw, najbliżsi zrozumieją i zdołają jej wybaczyć?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 303

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (243 oceny)
169
53
15
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
nina546

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita historia. Bardzo wciagajaca lektura. Serdecznie polecam. Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością 😁.
Eulalia43

Całkiem niezła

Przeczytałam, ale nie wciągnęła mnie ta książka. Ciekawy pomysł, ale czegoś zabrakło. Niemniej przeczytam kolejną część. Po takim zakończeniu pierwszego tomu jestem ciekawa jak ta historia potoczy się dalej.
10
Talarek22

Nie oderwiesz się od lektury

Książka ciekawa, wciągająca od pierwszych stron. Warta aby po nią sięgnąć.
10
Jolcia0105

Nie oderwiesz się od lektury

O nie ale zakończenie 😳 ale ogólnie ksiazka super,polecam.czekam na ciąg dalszy
10
bbursig

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita książka 🔥🔥 nie umiałam się oderwać !
00

Popularność




Copyright © Magdalena Kozakowska, 2022

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka

Ilustracje na okładce: © HayDmitriy/depositphotos

Redakcja: Anna Kielan

Korekta: ERATO

e-book: JENA

ISBN 978-83-66995-33-8

Wydawca

tel. 512 087 075

e-mail: [email protected]

www.bookedit.pl

facebook.pl/BookEditpl

instagram.pl/bookedit.pl

Niniejsza książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Całość ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w inny sposób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.

Prolog

Pochylam się nad umywalką i próbuję ukoić nerwy. Serce wali mi w piersi z taką siłą, że jeśli jeszcze choć trochę przyspieszy, to chyba połamie mi żebra. Unoszę głowę i zbieram z karku swoje długie włosy. Ze zdenerwowania dudni mi w uszach, a ciało oblewa zimny pot. Postanowiłam. Dzisiaj powiem mu, że to koniec. Jeszcze tylko miesiąc i uwolnię się z tego bagna. Nie zatrzyma mnie. Zamierzam odejść i nie oglądać się za siebie. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Unoszę wzrok i napotykam w lustrze piwne oczy, które patrzą na mnie z odrazą. To właśnie czuję, widząc swoje odbicie. Odrazę wymieszaną ze wstydem i rezygnacją. Próbuję wziąć się w garść. Wiem, że muszę wyjść z tej hotelowej łazienki i odegrać swoją rolę, najlepiej jak potrafię. Pomimo lęku i obrzydzenia. Pomimo złamanego serca. Liczę w myślach do trzech i otwieram drzwi do sypialni.

Borys siedzi w skórzanym fotelu, z rozpiętymi spodniami i jest wyraźnie zniecierpliwiony. Jego dłoń przesuwa się w górę i w dół po nabrzmiałym członku. Czuję, jak żółć podchodzi mi do gardła. Wiem, że muszę go zadowolić, bo to jedyny sposób, żeby go zjednać. Biorę głęboki wdech i powoli ruszam w jego stronę. Drżącymi rękoma rozsuwam poły jedwabnego szlafroka. Źrenice Borysa rozszerzają się na widok koronkowego kompletu bielizny. Staję przed nim i unoszę wysoko brodę. Staram się wyglądać na pewną siebie, ale wiem, że siedzący przede mną mężczyzna nie da się nabrać.

Gwałtownie zrywa się z fotela i chwyta mnie mocno za kark. Bez ostrzeżenia wpycha mi język do gardła i zachłannie penetruje moje usta. Zacis­kam powieki i czuję, jak zbierają się pod nimi łzy. Próbuję skupić moje myśli na czymś innym, byle tylko nie pociekły po policzkach. Oczami wyobraźni widzę mężczyznę. Mężczyznę, którego pokochałam całą sobą. Widzę jego ciepły uśmiech i pełne ufności, atramentowe oczy. Wspominam wspólnie spędzone chwile. Borys chrząka, wyrywając mnie z zamyślenia. Łypie na mnie groźnie, coraz bardziej poirytowany. Niespodziewanie przenosi dłoń z mojego karku na szyję i zaciska ją coraz mocniej…

Rozdział 1

Music was my first love

And it’ll be my last

Music of the future

And music for the past

To live without my music

Would be impossible to do

In this world of troubles

my music pulls me through

John Miles – „Music”

Tamara

Kilka miesięcy wcześniej…

W mojej rodzinie od pokoleń zajmowano się muzyką. Prababcia ze strony ojca była solistką w Operze Wrocławskiej, dziadek uznanym w Europie dyrygentem, a rodzice poznali się na korytarzu szkoły muzycznej. Tata ukończył wprawdzie Politechnikę Śląską i pracował jako górnik, ale przez wiele lat pielęgnował swój talent, grając na trąbce w Górniczej Orkiestrze Dętej. Mama – zdolna wiolonczelistka, zasilała sekcję smyczkową Orkiestry Opery Śląskiej. Nie przesadzę, mówiąc, że miłość do muzyki mam zapisaną w genach. Byłam pewna, że moja przyszłość będzie z nią związana. Jedyną osobą, która wyłamała się z tego rodzinnego, muzycznego trendu, jest moja młodsza siostra Amelia. Od nut i lekcji muzyki bardziej interesowało ją dziennikarstwo. Od najmłodszych lat była bardzo rezolutna, dociekliwa i  wiedziała, czego chce. W wieku czterech lat ogłosiła wszem i wobec, że zostanie „panią z telewizji” i do dziś konsekwentnie realizuje swój plan. Nie poddała się nawet wtedy, gdy życie próbowało jej go pokrzyżować.

Wychodzę na palcach z naszej małej sypialni, choć mam wątpliwości, czy Melę zbudziłby wybuch bomby atomowej. Jestem pewna, że jeśli jej w końcu nie obudzę, to nie wstanie z łóżka co najmniej do obiadu. W łazience myję zęby i nalewam wody do wanny. To mój pierwszy wolny weekend od niepamiętnych czasów, więc mam zamiar w pełni go wykorzystać. Zapalam świeczkę i wrzucam do wanny kostkę do kąpieli o zapachu wanilii. Wdycham jej słodki zapach i czekam, aż wanna się napełni. Ściągam piżamę i związuję włosy gumką. Przeglądam telefon w poszukiwaniu odpowiedniej playlisty i wciskam „play”.

Ostrożnie zanurzam ciało w gorącej wodzie. Czuję, jak pod jej wpływem napięcie pomału opuszcza moje mięśnie. Zrelaksowana wsłuchuję się w kojący głos Jessie Ware, śpiewającej o samolubnej miłości.

Po odprężającej kąpieli idę do kuchni i nastawiam wodę na herbatę. Wyciągam z lodówki wielki tort bezowy, na którym umieszczam dwie świeczki z cyframi 1 i 8. Wciąż nie mogę uwierzyć, że moja młodsza siostrzyczka kończy dziś osiemnaście lat. Zerkam na kuchenny zegar, dochodzi dziesiąta. Uznaję, że już najwyższy czas zbudzić tego śpiocha. Delikatnie uchylam sosnowe drzwi sypialni i zaglądam do środka. Amelia leży na łóżku w pozycji rozgwiazdy, słodko pochrapując. Patrzę na nią czule i przez jedną krótką chwilę w mojej głowie pojawia się myśl, jak niewiele brakowało, by nie dożyła pełnoletności. Szybko jednak odrzucam ją na bok. Idę po tort i zapalam świeczki. Głośno śpiewając, wracam do sypialni.

– Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!

Amelia siada gwałtownie na łóżku. Jej krótkie blond włosy sterczą na wszystkie strony, a twarz rozpromienia się na widok wielkiej bezy. To jej ulubiony deser.

– Pomyśl życzenie – mówię, siadając naprzeciw niej.

Siostra zamyka jedno oko, później drugie i mocno się skupia. Uśmiecha się tajemniczo, otwiera oczy i na jednym długim wydechu zdmuchuje obie świeczki.

– Życzyłam sobie, żeby wreszcie znalazł się jakiś frajer, który się w tobie zakocha – oświadcza, zlizując z palca śmietankowy krem.

*

Dzień upłynął nam dość leniwie. Spędziłyśmy go w dresach na kanapie, oglądając nasz ulubiony, hiszpański serial na Netfliksie. Dużo rozmawiałyśmy, wypijając przy tym kilka litrów herbaty z cytryną. Po raz pierwszy przyznałam się Meli, jak zareagowałam na wieść o tym, że będę miała rodzeństwo. Powiedzieć, że nie byłam zachwycona, byłoby sporym niedomówieniem. Miałam pięć lat i byłam książkowym przykładem typowej jedynaczki. Byłam zazdrosna o kogoś, kto jeszcze się nie narodził, i bałam się zmian, jakie miały zajść w moim dotychczasowym życiu. Przez pierwsze miesiące ciąży mamy dawałam upust mojemu niezadowoleniu. W końcu jednak udało mi się zaakceptować fakt, że zostanę starszą siostrą. Modliłam się w duchu, żeby mama urodziła dziewczynkę. Wówczas naiwnie sądziłam, że dla siostry będę mogła być wzorem do naśladowania. Cóż to było na długo przed tym, jak życie brutalnie wyprowadziło mnie z błędu. Na szczęście wszelkie moje troski związane z posiadaniem rodzeństwa zniknęły w chwili, gdy pierwszy raz zobaczyłam Amelię. Miłość do niej była czymś naturalnym, bezwarunkowym, a kochanie jej nie wymagało ode mnie żadnego wysiłku. Obiecałam sobie wtedy, że będę najlepszą starszą siostrą na ziemi. Przyrzekłam też, że będę jej bronić przed całym złem tego świata i przez pierwsze osiem lat jej życia nawet mi się to udawało.

*

– Zdradzisz mi w końcu, dokąd idziemy? – pytam, gdy obie stoimy w bieliźnie przed szafą i zastanawiamy się nad wyborem stylizacji na dzisiejszy wieczór.

– Na Mariacką – mówi, uśmiechając się przebiegle.

– Przecież wiem, że na Mariacką – rzucam poirytowana. – Gdzie konkretnie się wybieramy?

– Do Meduzy – odpowiada podekscytowana, a ja drętwieję. Ze wszystkich katowickich klubów musiała wybrać akurat TEN.

– To nie jest przypadkiem ten klub z karaoke? – pytam. Staram się, by mój głos brzmiał neutralnie, choć doskonale wiem, że odpowiedź będzie twierdząca.

– Zgadza się. Kaja zna tam jednego z barmanów i załatwiła nam rezerwację dużej loży. Wiesz, że uwielbiam karaoke, a tak się składa, że w tym klubie organizują je najlepiej na Śląsku. Będzie super, nie panikuj.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Nie wiem, czy to panika, ale wyraźnie się spięłam. Po mojej niedorzecznej reakcji można by pomyśleć, że nie lubię takich miejsc, bo fatalna ze mnie piosenkarka. Obie doskonale wiemy, że jest wprost przeciwnie. Jednak z pewnego, tylko mi znanego powodu, porzuciłam śpiewanie i marzenia o karierze muzycznej, zaraz po zakończeniu szkoły średniej. Wracanie do tego, co tak kochałam i czego nie mogłam dalej robić, było jak rozdrapywanie dawno zagojonych ran. Nie to stanowiło jednak największy problem, lecz fakt, że znam właściciela tego klubu i z tego powodu wolałam się w nim nie pokazywać.

– Znowu to robisz – mówi.

– Co robię?

– Tę swoją minę zagubionej sarny. Tamara, proszę cię. Tylko ten jeden jedyny raz zrób wyjątek. Obiecaj mi, że zaśpiewasz. Bardzo tęsknię za twoim głosem. Są moje urodziny – jęczy, szczerząc zęby.

Cóż, z tym argumentem akurat ciężko polemizować.

– Dlaczego przestałaś śpiewać? – docieka. – Masz taki wielki talent.

– Możemy znowu nie zaczynać tego tematu – warczę poirytowana.

Amelia odruchowo kładzie rękę na piersi. Chwyta za znajdujący się tam medalik w kształcie czterolistnej koniczyny. Zauważam, że robi to zawsze, jak się czymś stresuje lub na czymś bardzo jej zależy. Zupełnie jakby w myślach wypowiadała życzenie, które za sprawą złotego wisiorka miałoby się spełnić. Dostała go dokładnie dziesięć lat temu od naszego taty i nigdy go nie zdejmowała.

– Dobrze, zaśpiewam. – Ustępuję w końcu. Liczę, że uwolni mnie to od niewygodnych pytań. Mam jednak świadomość, że spełnienie tej prośby może ściągnąć na mnie kłopoty.

Kolejną godzinę spędzamy w ciszy, szykując się na imprezę. Gdy w końcu jestem gotowa do wyjścia, staję przed dużym lustrem, aby ocenić efekt końcowy. Moje smoky eye świetnie komponuje się z czarnym topem sięgającym mi ponad pępek oraz czarną ołówkową spódnicą z wysokim stanem. Całość mocno podkreśla moje kobiece kształty. Do tego zestawu dobrałam skórzaną ramoneskę i czarne, lakierowane szpilki. Długie brązowe włosy zostawiłam rozpuszczone, jedynie lekko pofalowałam je za pomocą falownicy.

Amelia zdecydowała się na czerwoną, krótką sukienkę z zabudowanym dekoltem. Do tego włożyła czarne szpilki i dobrała torebkę w tym samym kolorze. Subtelny makijaż jej oczu dopełniał mocniejszy akcent na ustach. Wyglądała obłędnie. Mela w przeciwieństwie do mnie odziedziczyła urodę po mamie, ale miała to szczęście (a ja pecha), że byłyśmy podobnego wzrostu i wagi oraz nosiłyśmy ten sam rozmiar butów. Dzięki temu mogła bez żadnych zahamowań (nie żeby jakieś miała) korzystać z mojej garderoby.

– Czegoś tutaj brakuje – mówię, przyglądając się Amelii.

Moja siostra niepewnie zerka w lustro, próbując odgadnąć, co mam na myśli. Otwieram szufladę i podaję Meli małą paczuszkę.

– Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, siostrzyczko.

Amelia z zapałem rozpakowuje prezent. Otwiera małe podłużne pudełko i na widok jego zawartości zakrywa dłonią usta.

– Jest przepiękna – mówi ze łzami w oczach. – Ze wzruszenia nie jest w stanie dodać nic więcej. Wyciąga dłoń w moją stronę w niemej prośbie o zapięcie bransoletki.

Biżuteria została wykonana na specjalne zamówienie. Na cienkim złotym łańcuszku znajduje się siedem czterolistnych koniczyn stworzonych na wzór wisiorka na jej szyi.

– Dziękuję. Brakuje mi słów, by opisać, jak bardzo mi się podoba – mówi, obracając nadgarstek pod każdym możliwym kątem.

Od roku odkładałam wszystkie napiwki, jakie otrzymywałam, pracując w kawiarni, by pozwolić sobie na tak kosztowny prezent. Widząc zachwyt i wzruszenie Meli, z całą pewnością mogę stwierdzić, że było warto.

Rozdział 2

Sometimes when I’m sitting on my bedFeeling so so lonelyWishing someone hold meAll I have is three little notes playing in my head

Outside I can cover all the scarsInside lie the words just pleading to be heard’Cause all I have are three million melodies to kill all the hurtNow I’m ready gonna sing ’em all outSing’em out just for myselfI don’t even care what the world thinks about how I sound

’Cause when I open my mouthMy whole heart comes out

Christina Aguilera – „Sing for Me”

Tamara

Przygotowania zajęły nam stanowczo za dużo czasu, w efekcie czego na miejsce imprezy docieramy spóźnione. Meduza jest bez wątpienia jednym z najbardziej ekskluzywnych klubów w Katowicach. Ma nowoczesny i minimalistyczny wystrój wnętrza, w którym dominują czerń i biel, a jego jedyną dekorację stanowią wielkie akwaria z meduzami. Na samym środku klubu znajduje się okrągły, biały bar ze szklanym, podświetlonym na niebiesko blatem. Oryginalna aranżacja sprawia, że to miejsce ma swój niepowtarzalny klimat. Rozglądam się niespokojnie wokoło, modląc się, aby przypadkiem nie wpaść na nikogo znajomego.

– Tamara? – Słyszę za plecami.

Tyle w temacie mojej modlitwy. Odwracam się i oddycham z ulgą, gdy w wysokim, przystojnym blondynie rozpoznaję przyjaciela ze szkolnej ławki.

– Marek? Co ty tutaj robisz? – pytam zaskoczona.

– Pracuję – odpowiada z szerokim uśmiechem, lustrując mnie przy tym z góry do dołu brązowymi oczami. – Świetnie wyglądasz – dodaje z podziwem.

Wiem, że nie mówi tego, żeby mnie poderwać. Marek jest po prostu miły, a jego komplement szczery. Dlatego odwzajemniam uśmiech.

– Dziękuję, ty też niczego sobie – rewanżuję się. – Jesteś barmanem?

– Nie, nie mógłbym. Za bardzo lubię alkohol. – Śmieje się.

Próbuję się uśmiechnąć, ale zapewne wychodzi z tego jakiś dziwny grymas. Tego rodzaju żarty akurat wyjątkowo mnie nie bawią.

– Jestem DJ-em – wyjaśnia.

– To oznacza, że muzyka w dalszym ciągu stanowi ważną część twojego życia.

– Owszem, ale to tylko sposób, by sobie dorobić. W tym roku ukończyłem Akademię Muzyczną i obecnie pracuję w filharmonii, I skrzypce – mówi z dumą, pokazując na siebie, a ja czuję lekkie ukłucie zazdroś­ci. – A ty, czym się zajmujesz? Takie głosisko, a po zakończeniu szkoły słuch o tobie zaginął. Zupełnie jakbyś zapadła się pod ziemię – żartuje.

Właśnie to mam ochotę zrobić, byle tylko nie musieć odpowiadać na jego pytanie.

– Bardzo cię przepraszam, ale muszę znaleźć moją siostrę, wyprawia tu dzisiaj swoją osiemnastkę – mówię, uchylając się od odpowiedzi.

– Serio? Jak ten czas leci. Pamiętam ją jako małą dziewczynkę, która przychodziła na popisy starszej siostry – wspomina. – Nie zatrzymuję cię. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.

– Na pewno – odpowiadam, kierując się w stronę naszego stolika.

Gdy docieram do loży, goście są już prawie w komplecie. Na szklanym stole stoją kieliszki z szampanem, przygotowane do wzniesienia urodzinowego toastu.

– Zdrowie naszej Meli! – krzyczy Kaja, chwytając jeden z nich i duszkiem wypija zawartość.

Moja siostra poznała Kaję kilka lat temu, podczas pobytu w szpitalu. To rudowłosa, pewna siebie i wyjątkowo szalona dwudziestolatka, której największą słabością są mężczyźni. Zakochuje się co najmniej raz w tygodniu i dosłownie w każdym facecie widzi potencjalnego męża. Uwielbia seks i otwarcie o nim mówi. Swoim optymistycznym podejściem do życia potrafi zarazić nawet takiego ponuraka jak ja.

– A co to za ciasteczko dorwałaś przy wejściu? – szepcze mi do ucha, poruszając sugestywnie brwiami.

– Nie przepuścisz żadnemu, co? – Śmieję się. – No więc, to był Marek. Chodziliśmy do jednej klasy w podstawówce i przyjaźniliśmy się przez całe liceum. Marek jest tutaj DJ-em. Jest też bardzo inteligentny, utalentowany…

– Mów dalej – zachęca mnie, coraz bardziej nakręcona Kaja.

– …wrażliwy i jest… zdeklarowanym gejem – dodaję, a mojej koleżance rzednie mina.

– Tylko nie to. Cóż za nieodżałowana strata dla ludzkości. – Wzdycha wyraźnie rozczarowana. – Może jeszcze zmieni zdanie. – Chichocze.

Mówiłam, że urodzona z niej optymistka.

Po szampanie przyszła pora na coś mocniejszego. Przez nasz stolik przewija się mnóstwo kolorowych shotów i niezliczona liczba różnorodnych drinków. Ja sama zrezygnowałam z alkoholu na rzecz coca-coli i po godzinie jestem jedyną trzeźwą osobą w towarzystwie. Impreza się rozkręca i widać, że wszyscy dobrze się bawią.

Punkt dwudziesta druga rozpoczyna się karaoke. Wraz z upływem czasu i wzrostem liczby promili we krwi przybywa śmiałków chcących pochwalić się swoim wokalnym kunsztem. Większość występuje solo, ale pojawiają się także duety. Wśród nich znalazły się Amelia z Darią.

Daria jest najlepszą przyjaciółką mojej siostry. Znają się od pierwszej klasy podstawówki i właściwie od tego czasu są nierozłączne. Dziewczyny zamierzały wystąpić jako trio, ale Kaja zaginęła gdzieś w trakcie poszukiwań ojca swoich dzieci.

– You are a dancing queen… young and sweet… only eighteen – śpiewają wstawione nastolatki, zmieniając nieco popularny tekst Abby.

Mela nie jest utalentowana wokalnie, ale przynajmniej śpiewa czysto. Niestety nie można tego samego powiedzieć o Darii. Po dziewczynach występuje jeszcze parę osób. Większość z nich, ku mojej rozpaczy, nie grzeszy talentem, wystawiając na ciężką próbę moje wrażliwe na fałsz uszy.

– Dobra, koniec tego czajenia się. Teraz twoja kolej. – Słyszę nad sobą głos Meli.

Choć jestem pełna obaw, niechętnie wstaję i udaję się w kierunku niewielkiej sceny.

– Proszę, proszę. Kogo moje oczy widzą? – mówi Marek, gdy staję przy nim. – Już myślałem, że wyszłaś albo, co gorsza, że się ukrywasz – żartuje, a mnie rzednie mina. – Co zaśpiewasz?

Minutę później szykuję się do występu. Mam chyba największą tremę w życiu. Serce mi łomocze, dłonie się pocą. Choć bardzo się staram, nie potrafię zapanować nad przyspieszonym oddechem.

– Przygotujcie się na prawdziwą ucztę dla ucha. – Głos Marka rozchodzi się po klubie.

On chyba żartuje, myślę.

– Znam tę dziewczynę nie od dziś, ale nie znam drugiego głosu jak jej – wyraża swój zachwyt Marek. – Nie mogę się już doczekać, aż go usłyszę. Dlatego nie przedłużając w piosence Christiny Aguilery… Tamara!

Nie ma co, Marek wie, jak dodać człowiekowi odwagi.

Staję na małym podeście i trzęsącymi się dłońmi obejmuję mikrofon. Kiedyś czułabym się jak ryba w wodzie, ale nie robiłam tego od tak dawna, że nie jestem pewna, czy jeszcze potrafię śpiewać? Ludzie wokół są pogrążeni w rozmowie, śmieją się i popijają drinki. Tymczasem ja przez krótką chwilę całkiem poważnie rozważam ucieczkę. Niestety jest już za późno. Muzyka gra, a na rzutniku widać pierwszy wers tekstu. Nie muszę na niego patrzeć, znam go na pamięć. Wybrałam tę piosenkę, ponieważ idealnie opisuje mój stan ducha. Dawniej uwielbiałam śpiewać. Nie było chwili, żebym czegoś nie nuciła. Kochałam muzykę. Krążyła w moim ciele razem z krwią. Przez ostatnie lata tak wiele się zmieniło. Przede wszystkim ja się zmieniłam. Zdarzało się, że nienawidziłam swojego życia tak bardzo, że miałam myśli samobójcze. Jednak świadomość tego, że siostra trafiłaby do domu dziecka, powstrzymywała mnie przed podjęciem jakiejkolwiek próby. Wiwaty podekscytowanej Amelii i jej znajomych wyrywają mnie ze stanu odrętwienia.

Biorę głęboki oddech, zamykam oczy i niepewnie uwalniam pierwsze dźwięki. Słyszę, jak gwar w klubie pomału ustępuje miejsca ciszy. Z każdą kolejną nutą mój puls zwalnia, a głos przybiera na sile. Zatracam się w muzyce i pierwszy raz od bardzo dawna pozwalam sobie coś czuć. Wypełnia mnie tak wiele skrajnych emocji: ulga, strach, radość, ekscytacja, smutek i niewyobrażalny ból. Wszystkie one mieszają się ze sobą. Czuję, że jestem obnażona. To właśnie między innymi z tego powodu przestałam śpiewać. Na scenie nie potrafię nikogo udawać, a właśnie to robię przez całe moje dorosłe życie. Teraz przez tę jedną krótką chwilę mogę być sobą. Jestem wolna. Piosenka pomału dobiega końca, a ja bezbłędnie celuję w najwyższe dźwięki. Muzyka przestaje grać i zapada całkowita cisza. Odnoszę wrażenie, że nikt nawet nie oddycha. Unoszę powieki i jedyne, co widzę, to przeszywającą mnie na wskroś parę atramentowych oczu.

Rozdział 3

And everything went from wrong to right

And the stars came out to fill up the sky

The music you were playing really blew my mind

It was love at first sight

’Cause baby when I heard you

For the first time, I knew

We were meant to be as one

Kylie Minogue – „Love at First Sight”

Damian

Telefon, portfel, klucze… – wyliczam w myślach. Upewniam się, że o niczym nie zapomniałem. Jest sobotni wieczór i umówiłem się na piwo z moim przyjacielem Mateuszem. Choć jest dopiero koniec września, wieczory jak na tę porę roku są już naprawdę chłodne. Stoję na przystanku autobusowym, szczękając zębami i przeklinam w myślach pomysł wyjścia z domu bez kurtki. Waham się przez chwilę, czy po nią nie wrócić, ale zza zakrętu właśnie wyjechała niebieska honda Matiego. Otwieram drzwi, kumpel wita mnie szerokim uśmiechem, a jego zielone oczy patrzą na mnie wesoło. Kręcone blond włosy ma jak zawsze związane w kucyk.

Mateusz jest równie wysoki jak ja, ale w przeciwieństwie do mnie stroni od sportu i z tego powodu jest raczej wątłej budowy. Jest duszą towarzystwa, ma ogromne poczucie humoru i jeszcze większy dystans do siebie. Poznaliśmy się w liceum i od razu złapaliśmy wspólny język. Połączyło nas zamiłowanie do muzyki lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, o której mogliśmy gadać godzinami. Pod koniec pierwszej klasy założyliśmy z dwoma innymi kumplami kapelę. Ja byłem wokalistą, Teo grał na bębnach, a bliźniacy Artur i Adrian zawodowo szarpali struny. Nie byliśmy bardzo znani, ale byliśmy naprawdę dobrzy. Z początku graliśmy covery takich zespołów jak Queen, Guns N’Roses i Bon Jovi. Jednak z czasem, gdy nasze filmy na YouTubie stały się bardziej popularne, zaczęliśmy tworzyć własne kawałki. Wtedy rozpoczęło się istne szaleństwo i prawdziwa przygoda mojego życia. To były wspaniałe czasy. Z tym, że były, to tutaj kluczowe słowo.

Po dotarciu do centrum siadamy przy stoliku w naszym ulubionym pubie na Mariackiej i zamawiamy po browarze.

– Słuchałeś już najnowszego krążka Afromental? – zagaduje Mateusz.

– Nie miałem jeszcze okazji. Pytasz, bo jest dobry? Czy raczej słaby?

– Jest świetny. Panowie naprawdę podążają we właściwym kierunku. Teksty są genialne.

– W takim razie muszę koniecznie nadrobić.

Widzę, że Teo dziwnie mi się przygląda. Do tego zauważam, że przebiera nerwowo stopami pod stołem.

– Dobra stary, mów, o co chodzi, bo za chwilę wybuchniesz.

– Natalia o ciebie pytała – zagaduje z kuflem przy ustach, oczekując mojej reakcji.

W odpowiedzi wywracam jedynie oczami. Nie jestem specjalnie zdziwiony. W zasadzie to byłbym zdziwiony, gdyby nie pytała.

– Stary, nie chcę się wtrącać. To nie jest moja sprawa. Chodzi o to, że Magda nie daje mi żyć – wzdycha.

Magda jest narzeczoną Mateusza i tak się niefortunnie złożyło, że również najlepszą przyjaciółką mojej byłej dziewczyny.

– Dlaczego właściwie się rozstaliście? Wersję Natalii już znam, ale bardziej interesuje mnie twoja.

– A jaka jest wersja Natalii? – pytam szczerze zaintrygowany. Jestem jednak pewien, że odpowiedź wcale mi się nie spodoba.

– Natalia uważa, że przechodzisz jakiś kryzys emocjonalny. Jest też przekonana, że to minie i prędzej czy później będziesz ją błagał, by do ciebie wróciła – cytuje moją byłą. Śmieje się przy tym pod nosem. Doskonale wie, że to, co powiedział, wyprowadzi mnie z równowagi i się nie myli.

– Kryzys emocjonalny!? Że to niby JA mam kryzys emocjonalny!? Ta dziewczyna to jeden, wielki, chodzący kryzys emocjonalny! Jest rozkapryszona, wredna i wydaje jej się, że wszystko może kupić za pieniądze tatusia. Nie ma szacunku dla nikogo i wszystkich traktuje z góry. Owszem niezła z niej dupa i to chyba jedynym powód, dla którego wytrzymałem z nią tak długo – mówię zdenerwowany, właściwie na jednym wydechu.

– No stary… Widzę, że tym razem serio zalazła ci za skórę.

– Mówisz, jakbyś jej nie znał – marudzę. – Odkąd zaręczyłeś się z Magdą, nie dawała mi żyć. Bez przerwy sugerowała, że powinienem się jej oświadczyć. Nawet nie próbowała być przy tym dyskretna. Wciąż trajkotała o tym, że wszystkie jej koleżanki są już od dawna zaręczone. Wszystkie, czyli Magda. Od dawna, czyli na daną chwilę, od dwóch tygodni – wyliczam, przeczesując dłonią włosy. – Żeby tego wszystkiego było mało, ciągle naciskała, żebyśmy razem zamieszkali. Nie czułem potrzeby, żeby się tak angażować. Zwłaszcza że nie widziałem przyszłości dla tego związku. Owszem znamy się od dziecka, a nasi rodzice się przyjaźnią, ale to jeszcze nie powód, żeby zakładać rodzinę. Natalia jest bystra, ambitna i bez dwóch zdań piękna. Na początku nam się układało. Seks był świetny. Sądziłem też, że wiele nas łączy. Z czasem zacząłem mieć jednak tego wszystkiego dość. Robiła się coraz bardziej zaborcza, zazdrosna, a przy tym jest straszną egoistką. Wszystko musi być zawsze tak, jak ona chce, a kiedy nie jest, obraża się jak mała dziewczynka. To strasznie wkurwiające i męczące. Nigdy nie interesowało jej, czego ja chcę.

– A czego chcesz? Pytam poważnie – dodaje, widząc moją minę.

– Chcę skończyć studia i ratować ludzkie życie. Chcę, żeby ojciec w końcu był ze mnie dumny. Żeby docenił moją ciężką pracę oraz to, że zdecydowałem się pójść w jego ślady. Porzuciłem marzenia o graniu w kapeli, bo to nie odpowiadało „standardom naszej rodziny”. Teo, wiesz, jacy byliśmy świetni i jaką muzę tworzyliśmy. Wiesz, że mieliśmy duże szanse na to, żeby odnieść sukces. Nie ma dnia, żebym nie zastanawiał się, czy dobrze zrobiłem? Kiedy zdecydowałem się pójść na medycynę, te marzenia szlag trafił. Artur i Adrian wyjechali do Irlandii, wszystko się posypało.

– Nie cofniesz czasu, Damian. Podjęliśmy tę decyzję wspólnie.

– To prawda. Po prostu coraz częściej zastanawiam się, czy słuszną?

– Nie ma sensu zastanawiać nad tym, co było albo co mogłoby być. Nie wiesz tego, więc przestań się zadręczać. Potrzebujesz jakiejś odskoczni. Może powinieneś wykorzystać ten czas po rozstaniu z Natalią i trochę się rozerwać. – Sugestywnie porusza brwiami.

– Daj spokój. Sypianie z kim popadnie nigdy mnie nie interesowało – zauważam. – Mam już dość życia w związku opartym na seksie, chcę czegoś więcej. Za każdym razem, gdy widzę mojego brata z Martą, zazdroszczę im tego, co ich łączy. Chciałbym stworzyć z kimś taki związek. Związek pełen miłości, akceptacji i zrozumienia. Wiem, że zabrzmię teraz jak baba, ale prawda jest taka, że chciałbym się zakochać. Tak prawdziwie, na zabój. Do utraty tchu.

– Uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić.

*

Kwadrans po dwudziestej trzeciej zjawiam się w Meduzie. Przyjaciółka mojej siostry wyprawia tu dzisiaj swoją osiemnastkę. Ponieważ byłem w pobliżu, postanowiłem sprawdzić, czy Daria zbyt dobrze się na niej nie bawi. Nic nie poradzę na to, że ze mnie taki nadopiekuńczy starszy brat. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że zostałem zaproszony. Solenizantka bywa w naszym domu tak częstym gościem, że właściwie sama jest dla mnie jak siostra. Mateusz chciał mi towarzyszyć, ale jego narzeczona wydzwaniała od godziny i pytała, kiedy wróci. Kiedyś spędzaliśmy tu z ekipą co drugi weekend. Pierwsze dwa lata medycyny były naprawdę ciężkie, a wieczory tutaj pozwalały mi na pielęgnowanie mojej miłości do muzyki. Dzięki temu nie czułem takiej pustki po rozpadzie kapeli. Wszyscy uwielbialiśmy wieczory karaoke. Wszyscy z wyjątkiem mojej byłej dziewczyny, Natalii, dlatego w końcu przestaliśmy tu przychodzić. Z pewnością miało to coś wspólnego z jej talentem wokalnym, a raczej z jego całkowitym brakiem.

Udaje mi się przecisnąć do baru i zamówić wodę niegazowaną. Z głośników rozbrzmiewa znany utwór Kings of Leon, ale jego wykonawcy niestety daleko do Caleba Followilla. Rozglądam się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Widzę Tomka, chłopaka mojej siostry, zmierzającego do baru. Macham do niego, by mnie zauważył.

– Hej! Jednak przyszedłeś – stwierdza, klepiąc mnie po plecach.

– Musiałem sprawdzić, jak się miewa moja siostra.

– Jest grzeczna. Skłamałbym, mówiąc trzeźwa, ale zachowuje się przyzwoicie.

– To dobrze – odpowiadam z wyraźną ulgą, choć nie podoba mi się fakt, że młoda piła alkohol.

Tomek zamawia drinki i prowadzi mnie do loży. Muszę przyznać, że porządny z niego chłopak, choć potrzebowałem dużo czasu, by go zaakceptować. Gdy moja siostra związała się z nim, prawie dwa lata temu, nie byłem zachwycony. Nie podobało mi się, że starszy od niej chłopak zawrócił jej w głowie. Na początku naszej znajomości nie miał ze mną lekko, ale z czasem udało mu się mnie do siebie przekonać.

– Przegapiłeś nasz występ – marudzi Daria, gdy siadam między nią a Amelią.

Całe szczęście, bo znam możliwości wokalne mojej młodszej siostrzyczki.

Składam życzenia solenizantce i witam się z resztą towarzystwa. Biorę łyk wody i ponownie rozglądam się po klubie. Rozpoznaję paru stałych bywalców, ale widzę też sporo nowych twarzy. Moją uwagę przykuwa stojąca koło DJ-ki dziewczyna. Nigdy wcześniej jej tutaj nie widziałem. Zdaje się, że Tomek coś do mnie mówi, ale nie dociera do mnie ani jedno jego słowo. Moje serce przyspiesza i nie mogę oderwać wzroku od zjawiskowej brunetki. Wygląda na zdenerwowaną. Mam nadzieję, że dziewczyna wie, co robi, porywając się na repertuar Christyny Aguilery. To może być prawdziwa tortura dla uszu.

– Cicho bądźcie, teraz śpiewa moja siostra! – Ucisza wszystkich coraz bardziej wstawiona Amelia. – Tamara! – ryczy, a do mnie pomału dociera, co powiedziała.

– Zaraz… TO jest twoja siostra? – pytam zszokowany, wskazując na scenę, na której właśnie stanęła jedna z najpiękniejszych kobiet, jakie widziałem w życiu.

Amelia nieraz o niej opowiadała, ale tak się jakoś złożyło, że nigdy nie miałem okazji jej poznać. Jej uroda robi na mnie ogromne wrażenie, ale to, co się ze mną dzieje, gdy zaczyna śpiewać, jest wręcz obezwładniające. Wejście dosłownie zwala z nóg. Głos Tamary jest niesamowity, a jego skala nie ma chyba żadnych granic. Bez problemu balansuje pomiędzy niskimi a wysokimi dźwiękami. Jej występ jest bardzo emocjonalny. Każdą częścią mojego ciała czuję, jak toczy walkę ze swoimi uczuciami. Jest to jednocześnie piękne i przygnębiające.

Gdy wybrzmiewają ostatnie nuty piosenki, dziewczyna otwiera oczy i patrzy prosto w moje. Jej spojrzenie jest magnetyczne. Mam wrażenie, że czas stanął w miejscu, a w klubie nie ma nikogo poza nami. Nigdy nie wierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia. Uważałem ją za mit stworzony na potrzeby komedii romantycznych. Mimo to towarzyszącego mi uczucia nie potrafię porównać z żadnym innym. Czuję, że brakuje mi powietrza. Wiem już, że mam całkowicie i nieodwracalnie przechlapane.

Rozdział 4

You can’t be saved

Oblivion is all you crave

If there’s some left for you

You don’t mind if you do

Whoa, you like to think that you’re immune to the stuff, oh yeahIt’s closer to the truth to say you can’t get enough, you know you’reGonna have to face it, you’re addicted to love

Robert Palmer – „Addicted to Love”

Tamara

Nagłe i gromkie oklaski powodują, że wracam do rzeczywistości. Mrugam kilkukrotnie i odwracam wzrok od niebieskookiego bruneta. Zaskoczona zauważam, że mężczyzna siedzi przy naszym stoliku. Kłaniam się i na wciąż trzęsących się nogach schodzę z podestu. Kiedy obejmuję Marka gratulującego mi występu, po przeciwległej stronie klubu dostrzegam Jana. Stoi oparty o ścianę, a po jego minie z daleka widać, że delikatnie rzecz ujmując, nie jest zadowolony. Pokazuje mi na migi, że czeka na zewnątrz, i znika równie nagle, jak się pojawił.

– Zaraz wracam – wołam, łapiąc spojrzenie siostry, i pospiesznie udaję się do wyjścia.

Przechodząc koło baru, mijam Kaję flirtującą z jednym z barmanów. To zapewne jej znajomy, który zarezerwował dla nas lożę. Sądząc po jej zachowaniu, jest to dość bliski znajomy. Ruda podpiera się o blat barowy, ale jest już tak wstawiona, że ledwo udaje jej się ustać na wysokich szpilkach. W drodze powrotnej muszę ją stąd koniecznie zabrać. Jeszcze maksymalnie dwa shoty tequili i będzie ją trzeba zbierać z podłogi.

Na zewnątrz zrobiło się chłodno. Pocieram pokryte gęsią skórką ramiona i rozglądam się w poszukiwaniu znajomego. Stoi parę metrów dalej, ubrany w czarną skórzaną kurtkę i zaciąga się papierosem. Staję naprzeciw niego, a on dmucha mi dymem prosto w twarz.

– Co to miało być, do cholery? – atakuje mnie, celując palcem w stronę klubu.

– Ciebie też miło widzieć, Janku – odpowiadam sarkastycznie, krztusząc się dymem.

– Nie pozwalaj sobie. Zdajesz sobie sprawę, co by się stało, gdyby Borys cię zobaczył? Kurwa, Tamara, znasz zasady! – krzyczy.

Nie chcę nawet myśleć o tym, co mogło się wydarzyć. Na samą myśl czuję ucisk w żołądku.

– Chyba go tu nie ma? Nie powiesz mu, prawda? Obiecaj, że nie powiesz – błagam spanikowana.

– Oczywiście, że mu nie powiem. Wkurwiłby się, a wtedy wszyscy mielibyśmy przejebane.

To z całą pewnością prawda. Stoję skruszona i badawczo przyglądam się mężczyźnie. Próbuję ocenić, jak bardzo go wkurzyłam i czy uda mi się szybko go udobruchać. Janek to postawny i zadbany gość przed pięćdziesiątką. Głowę ma ogoloną na łyso, a pociągłą twarz, odkąd pamiętam, zdobi gęsta broda. Spod krzaczastych brwi zerkają na mnie szare oczy, które niejedno widziały. Wąskie usta ma mocno zaciśnięte.

Janka znam od urodzenia, był przyjacielem mojego taty. W dzieciństwie mieszkali w jednym bloku i wspólnie rządzili na osiedlowym podwórku. Gdy dorośli, w co drugi piątek spotykali się z kolegami przy piwie na obowiązkową partyjkę Skata1. Dwa razy w roku jeździli też razem na wyprawy motocyklowe. Łączyła ich prawdziwa męska przyjaźń, która zapewne trwałaby do dzisiaj, gdyby nie nagła śmierć taty. Kiedyś Jan był dla mnie jak wujek. Obecnie jest prawą ręką mojego „pracodawcy” i ciężko określić, jakie relacje łączą nas w tej chwili. Trudno również jednoznacznie stwierdzić, czym właściwie trudni się Jan. Zakres jego obowiązków jest dość szeroki i z całą pewnością to, co robi, nie zawsze jest zgodne z prawem. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest inaczej, ale wciąż jesteśmy sobie bliscy.

– Jeszcze tylko parę miesięcy i ten koszmar się skończy – zarzekam się, chowając twarz w dłoniach.

– Proszę cię, Tamara, naprawdę w to wierzysz? Wierzysz, że ten skurwiel tak po prostu pozwoli ci odejść? Na pewno znajdzie jakiś sposób, żeby cię przy sobie zatrzymać – stwierdza z przekonaniem.

Nie mogę tego słuchać. Tylko wiara w to, że wkrótce odzyskam wolność, powstrzymuje mnie przed zupełnym załamaniem się psychicznie. Czuję się bezsilna i chce mi się płakać. Janek to zauważa i obejmuje mnie ramieniem.

– Ej, mała, przepraszam. Będzie dobrze, coś wymyślimy. Sam wpakowałem cię w ten cały syf i spróbuję ci pomóc, tylko błagam, nie rozklej się tu.

To prawda. To przez niego to wszystko, ale mimo to jestem mu wdzięczna. Dzięki niemu moja siostra żyje. Bywają dni, że jestem tym wszystkim bardzo przytłoczona i zwyczajnie brakuje mi już siły. Stoimy objęci dłuższą chwilę. Żadne z nas się nie odzywa. W końcu biorę się w garść i postanawiam wrócić do klubu.

– Uważaj na siebie – proszę Jana, na co ten parska śmiechem. Całuję go w policzek i udaję się w stronę wejścia do Meduzy.

– Tamara! – woła za mną. Obracam się, by jeszcze raz na niego spojrzeć. – Byłaś niesamowita – wyznaje z podziwem.

Jego słowa wiele dla mnie znaczą.

*

Nie pijam alkoholu. Zazwyczaj biorę tylko symbolicznego łyka podczas toastu, ale dziś najchętniej wychyliłabym parę shotów. Wracam do klubu i ruszam do naszego stolika. Jestem już prawie u celu, gdy niespodziewanie rozjeżdżam się na rozlanym piwie, w efekcie czego ląduję w czyichś, bez wątpienia męskich, ramionach. Staję pewnie na nogach i już zamierzam podziękować wybawcy, gdy moją uwagę przykuwa dość niecodzienny widok. Na środku małej sceny stoi pijana w trzy dupy Kaja. Właściwie to nie stoi, tylko się wije i usiłuje (tak usiłuje to dobre słowo) odśpiewać Addicted to Love.

Swoją drogą, ciekawy dobór repertuaru.

Jej rude włosy są w nieładzie, makijaż rozmazany, a krótka sukienka podjechała na tyle wysoko, że ledwo zakrywa tyłek.

– Nie wierzę – szepczę pod nosem. Czuję, że osoba, na którą wpadłam, stoi za moimi plecami.

– Lepiej ją stamtąd ściągnijmy, zanim zapłodni ten statyw – mówi tuż przy moim uchu.

Bliskość jego ust i niski głos powodują, że przechodzi mnie dreszcz. Odwracam się gwałtownie i gdy unoszę wzrok, napotykam to samo niesamowite spojrzenie, które widziałam, gdy skończyłam śpiewać. Stojący przede mną mężczyzna jest ewidentnie rozbawiony.

– Czy my się znamy? – pytam, wyraźnie nabierając dystansu.

– Niestety, nie mieliśmy dotąd tej przyjemności, ale mamy paru wspólnych znajomych. Damian – mówi, wyciągając do mnie dłoń i ukazując swoje białe, idealnie proste zęby. – Brat Darii.

– Ta…ma…ra… – odpowiadam. Nie potrafiąc ukryć zdziwienia. Gdy podaję mężczyźnie dłoń, czuję, jak wzdłuż mojego kręgosłupa przechodzi prąd. Wstrzymuję oddech i błądzę wzrokiem po jego przystojnej twarzy. Na moje szczęście Kaja wydaje z siebie ostatni (przypominający ryk zdychającego zwierzęcia) dźwięk. – Dzięki ci Boże – mówię, gdy piosenka dobiega końca.

Jak na komendę oboje ruszamy w stronę sceny, dokładnie w momencie, gdy Kaja potyka się i spada z podestu wprost w ramiona Damiana i jest z tego bardzo zadowolona.

– Cześć przystojniaku – bełkocze, wieszając mu się na szyi.

– To mój szczęśliwy dzień, gdzie się nie ruszę w moje objęcia wpadają piękne kobiety – stwierdza z entuzjazmem, patrząc na mnie wymownie.

Kaja chichocze jak mała dziewczynka, a ja wywracam oczami. Niemniej jednak trzeba przyznać, że facet ma refleks. Dopiero teraz mam chwilę, by lepiej mu się przyjrzeć. Jest naprawdę wysoki. Mam na sobie dziesięciocentymetrowe obcasy, a i tak jest ode mnie dużo wyższy. Ciemne włosy ma nieco za długie, przez co grzywka wpada mu do niemożliwie niebieskich oczu. Gdy się uśmiecha, w jego lewym policzku pojawia się seksowny dołeczek. Dodaje mu to takiego chłopięcego uroku.

Damian przyłapuje mnie na tym, że się na niego gapię, więc szybko przenoszę wzrok na Kaję. Nie wygląda, jakby miała przetańczyć jeszcze całą noc. Robi się małe zamieszanie i po chwili obok nas pojawiają się nasze siostry.

– O widzę, że już się poznaliście – mówi Amelia. Spogląda na Kaję uwieszoną na szyi Damiana. – Oj Ruda, obawiam się, że dla ciebie impreza się skończyła. Ktoś będzie musiał odeskortować ją do domu. Sama raczej nie da rady tam dotrzeć.

– Dobra, ja się tym zajmę. Ty tu zostań, w końcu jesteś jubilatką. Postaram się wrócić jak najszybciej – deklaruję.

– Obawiam się, że sama nie dasz sobie z nią rady – sugeruje Damian, wskazując głową na trzymaną na rękach Kaję. Wygląda na to, że straciła przytomność. – Pojadę z tobą.

Z jakiegoś nieznanego mi powodu mężczyzna wyraźnie się spiął. Daria biegnie do loży i po chwili wraca z torebką i kurtką Kai. Razem z Tomkiem odprowadzają nas do wyjścia.

– Tomek, zamów nam proszę taksówkę i dopilnuj, żeby moja siostra dotarła bezpiecznie do domu – prosi Damian.

1 Skat – gra karciana nazywana śląskim brydżem.

Rozdział 5

You with the sad eyesDon’t be discouragedOh I realizeIt’s hard to take courageIn a world full of peopleYou can lose sight of it allAnd the darkness inside youMake you feel so small

Cyndi Lauper – „True Colors”

Damian

Kaja jest studentką architektury Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Razem z koleżanką z roku wynajmuje mieszkanie, które znajduje się zaledwie pięćset metrów od klubu. Ponieważ taksówkarz odmówił nam przyjęcia kursu w obawie, że Kaja zarzyga mu cały samochód, musimy pokonać tę trasę na piechotę. Jestem wściekły, bo zależało mi na tym, żeby jak najszybciej dotrzeć do celu. W dodatku Ruda nie należy do kruszynek, jest wysoka i w stanie nieważkości waży naprawdę sporo. Muszę przyznać, że teraz jeszcze bardziej doceniam godziny spędzone na basenie i siłowni.

Ukradkiem zerkam na Tamarę. Jest naprawdę zjawiskowo piękną kobietą. Piękną i niepokojąco smutną – widziałem, jak parę razy się uśmiechała, ale uśmiech ani razu nie dosięgnął jej oczu. Ciekawi mnie, jaka ona jest. Jestem pewien, że pod tą całą fasadą obojętności kryje się bardzo wrażliwa osoba. Widziałem to w jej oczach, gdy śpiewała. Przez całą drogę się nie odzywa, ale kilka razy przyłapuję ją na tym, że ona również mi się przygląda. Oddałbym wiele, by poznać jej myśli.

Po około dziesięciu minutach jesteśmy prawie u celu. Mieszkanie wynajmowane przez Rudą znajduje się na trzecim piętrze starej kamienicy. Wniesienie jej po schodach okazuje się nie lada wyzwaniem. Tamara znajduje w torebce Kai klucze do mieszkania i otwiera drzwi.

– Zaniosę ją do łóżka – proponuję, gdy przekraczamy próg.

Wchodzę do sypialni Kai i ostrożnie kładę dziewczynę na posłaniu. Chwytam ją za nadgarstek i po raz kolejny dzisiejszego wieczoru sprawdzam jej puls. Szybko sięgam po leżący na szafce nocnej glukometr i mierzę jej poziom cukru we krwi. Wynik 29 mg/dl pozbawia mnie złudzeń. Cholera jasna – hipoglikemia2. Tego się obawiałem. Wiem, że Kaja choruje na cukrzycę. Gdy straciła przytomność w klubie, nie miałem pewności, czy powodem był tylko i wyłącznie nadmiar spożytego alkoholu, czy spadek cukru we krwi. Najpewniej jedno spowodowało drugie. Kurwa! Trzeba było od razu zadzwonić po karetkę, zamiast zgrywać bohatera. Przekopuję jej torebkę w poszukiwaniu glukagonu3. Nie znajduję go.

– Kurwa! – krzyczę, tym razem już na głos.

Rzucam torebką o ziemię i zaczynam przeszukiwać pokój Kai, robiąc przy tym niezły bajzel. Na szczęście po chwili znajduję lek w komodzie stojącej pod oknem. Nie tracąc ani chwili, wbijam igłę ze strzykawką w gumowe zakończenie fiolki z proszkiem i wstrzykuję do niej zawartość strzykawki. Mieszam je ze sobą i nabieram roztwór z powrotem. Dezynfekuję miejsce wkłucia i w chwili, gdy zamierzam się wkłuć, za plecami słyszę głos.

– W tej chwili się od niej odsuń!

Odwracam się i widzę Tamarę z wielkim nożem kuchennym w dłoni. Ten widok jest dość kuriozalny i w pierwszej chwili zakładam, że mi się przewidziało, ale tak nie jest. W drzwiach naprawdę stoi atrakcyjna brunetka i celuje we mnie ostrzem.

– Ty tak poważnie? – pytam.

– Zabieraj od niej te cholerne łapy! – wrzeszczy.

Zabezpieczam strzykawkę i odkładam ją na szafkę. Powoli podnoszę się z łóżka z rękami w górze. Robię krok w stronę wystraszonej, ale sprawiającej wrażenie gotowej na wszystko kobiety.

– Nie zbliżaj się do mnie! – krzyczy, wymachując nożem. – Wypierdalaj stąd albo zadzwonię po policję!

Oho, ona chyba jednak nie żartuje. To jakaś paranoja.

– Proszę bardzo, możesz też od razu wezwać pogotowie – proponuję, zerkając wymownie na nieprzytomną Kaję.

Na twarzy Tamary maluje się konsternacja. Sporo ryzykując, wykorzystuję chwilę jej rozkojarzenia i wytrącam nóż z jej dłoni. Łapię dziewczynę za nadgarstki i obracam plecami do mojej klatki piersiowej. Próbuje się szamotać, ale trzymam ją w mocnym uścisku. Zapach jej perfum uderza w moje nozdrza. Pachnie niesamowicie, a jej bliskość sprawia, że moje myśli koncentrują się teraz na czymś zupełnie innym, niż wymaga tego ta niedorzeczna sytuacja. Szybko odzyskuję jednak rezon.

– Posłuchaj – mówię jej do ucha, najspokojniej jak potrafię. – Jeżeli zaraz nie zrobię Kai tego zastrzyku, może nawet umrzeć. Jej poziom cukru we krwi jest niebezpiecznie niski. – Czuję, jak Tamara przestaje się wyrywać i jej ciało lekko się rozluźnia. Być może wreszcie dotarło do niej, że nie mam złych intencji. – Teraz cię puszczę i zrobię to, co muszę, a ty grzecznie poczekasz na mnie w kuchni, gdzie później spokojnie porozmawiamy. Zrozumiano? – Upewniam się, że do niej dotarło.

Tamara przytakuje, więc ją puszczam i czekam, aż wyjdzie. Nie tracąc czasu, robię Kai zastrzyk. Po zdającej się ciągnąć w nieskończoność chwili Kaja odzyskuje przytomność i patrzy na mnie zamglonym wzrokiem. Oddycham z ulgą.

– No Ruda, nieźle mnie nastraszyłaś – mówię do niej.

Dziewczyna rozgląda się po sypialni. Patrzy na mnie, w dół na siebie i wysuwa daleko idące wnioski.

– Damian? Czy my? Będziemy się bzykać? – wypala.

– Widzę, że już naprawdę lepiej się czujesz. Żałuję, ale nie. – Śmieję się i odrobinę się rozluźniam. – Masz w mieszkaniu coś słodkiego?

– Tak. W szafce nocnej powinna być jakaś czekolada.

– Świetnie. Zjedz parę kostek – proponuję, podając jej tabliczkę.

Czekam chwilę, aż Kaja zaśnie, układam ją w pozycji bezpiecznej i idę do kuchni rozmówić się z Larą Croft4. Gdy wchodzę do środka, Tamara siedzi przy stole. Obejmuje dłońmi kubek z herbatą i wyraźnie unika mojego wzroku.

– Przepraszam – mówi po chwili i spogląda na mnie wyraźnie skruszona. – Jak ona się czuje?

– Myślę, że nic jej nie będzie. Miała sporo szczęścia. Nie powinna tyle pić. Przy cukrzycy w ogóle nie powinna pić. Zostanę tu na noc, trochę ją poobserwuję i upewnię się, że na pewno wszystko jest w porządku. Nie może zostać sama w takim stanie. Lek może wywołać wymioty, o ile nie zrobi tego alkohol. Dodatkowo trzeba kontrolować cukier. Muszę jeszcze skoczyć do apteki po glukozę, gdyby zaszła konieczność podania jej kroplówki – odpowiadam rzeczowo. – Ponieważ nie mogę mieć pewności, że sama bezpiecznie wrócisz do domu, chciałbym cię prosić, żebyś ty również tutaj nocowała.

Nie spiera się, tylko grzecznie przytakuje. Co za ulga.

– Skąd wiedziałeś, co trzeba zrobić? Jesteś lekarzem? – docieka.

– Nie. To znaczy jeszcze nie, studiuję medycynę – odpowiadam zgodnie z prawdą.

– Tak, faktycznie. Daria coś wspominała. Jeszcze raz cię przepraszam.

– Co ci strzeliło do głowy, żeby grozić mi nożem? Myślałaś, że co właściwie chciałem zrobić?

Tamara spuszcza wzrok i przez dłużą chwilę nie odpowiada. Kucam więc przed nią i delikatnie unoszę jej brodę, zmuszając, by na mnie spojrzała. Nie wiem, czy to tylko mój wymysł, ale wydaje mi się, że lekko zadrżała pod wpływem mojego dotyku.

– Myślałam, że chcesz ją odurzyć i wykorzystać – przyznaje, lekko się rumieniąc, i zagryza dolną wargę.

Ponieważ cała moja uwaga skupia się na jej ustach, dopiero po chwili docierają do mnie jej słowa.

– Odurzyć i wykorzystać? – powtarzam. – Kaję? – upewniam się.

Tamara patrzy na mnie zdezorientowana, wyraźnie nie łapiąc mojej aluzji.

– Tę rudą nimfomankę? – dodaję, wskazując w stronę sypialni.

Dziewczyna w końcu się rozluźnia, a na jej twarzy pojawia się pierwszy tego wieczoru prawdziwy i szeroki uśmiech. Muszę przyznać, że widok zapiera dech w piersiach.

– Zawsze chciałeś być lekarzem? – pyta po chwili.

– Cóż, chciałbym powiedzieć, że tak, ale to był po prostu plan B. Poszedłem na medycynę ze względu na ojca – odpowiadam, upijając łyk zaparzonej przez Tamarę herbaty.

– A jaki był plan A?

– Ejtis.

– Ejtis? To jakiś nowy kierunek studiów?

Wyraźnie wyczuwam sarkazm w jej głosie.

– Dobre, ale nie. To nazwa zespołu muzycznego. Ejtis, czyli lata osiemdziesiąte – tłumaczę.

– Grałeś w zespole?

– Grałem, ale już nie gram. Porzuciłem muzykę na rzecz medycyny.

– Rozumiem. Jaką muzykę graliście? Macie jakieś swoje kawałki?

– Rocka – mówię z dumną. – Na początku graliśmy głównie covery. Później zaczęliśmy tworzyć własną muzę.

Muszę przyznać, że jej zainteresowanie mi schlebia. Tamara bierze telefon do ręki i wystukuje coś na ekranie. Po chwili z głośnika wydobywają się dźwięki dobrze znanej mi ballady rockowej. Brunetka zamyka oczy i delikatnie kołysze się w rytm muzyki. Przyglądam się jej pełnym różowym ustom, czując nieodpartą potrzebę, by poznać ich smak. Nie potrafię zapanować nad budzącym się we mnie pożądaniem. Pierwszy raz w życiu zupełnie nie mam kontroli nad własnym ciałem i ta świadomość mnie przeraża.

– Dobre – chwali po chwili, uwalniając mnie od kosmatych myśli. – Naprawdę mi się podoba. Wokalista jest świetny.

– Obleci. Zresztą, kto to mówi? Masz niesamowity głos. Twój występ w Meduzie był powalający. Dziwi mnie, że wytwórnie płytowe nie zabijają się o podpisanie kontraktu z tobą. Ja z pewnością kupiłbym twoją płytę. Mogłabyś śpiewać o frytkach z McDonalda i tak wszyscy słuchaliby cię jak zaklęci.

Mogłabyś śpiewać o frytkach z McDonalda? Brawo Damian. Zajebisty tekst na podryw.

Tamara uśmiecha się pod nosem.

– Dziękuję, ale śpiewanie to dla mnie zamknięty rozdział.

Chciałbym zapytać dlaczego. Bardzo chciałbym znać odpowiedź, ale jest dla mnie jasne, że Tamara nie ma ochoty o tym mówić.

– Rozumiem. To znaczy nie rozumiem, ale szanuję.

Uśmiech Tamary jest coraz szerszy. Mógłbym robić z siebie głupka przez całą noc, byle tylko widzieć go na jej twarzy.

2 Hipoglikemia (inaczej niedocukrzenie) – stan, w którym ilość glukozy we krwi spada poniżej 70 mg/dl.

3 Glukagon – hormon przeciwstawny do insuliny.

4 Lara Croft – bohaterka gry komputerowej Tomb Rider popularniej w latach dziewięć­dziesiątych.

Rozdział 6

You better run from meYou better hit the roadYou better up and leaveDon’t get too close

’Cause I’m a rolling stoneAnd I keep rolling onYou better run from meBefore I take your soul

Zayn Malik, R3hab – „Flames”

Tamara

Budzi mnie dzwonek telefonu, ale go nie odbieram. Dopiero po chwili przecieram zaspane oczy i sprawdzam godzinę na wyświetlaczu – 10:17. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spałam tak długo. Rozglądam się wokoło, starając sobie przypomnieć, gdzie jestem? Przez moją głowę przetacza się fala wspomnień z poprzedniego wieczoru. Główną rolę odgrywa w nich para atramentowych oczu. Ich właściciel przyprawił mnie wczoraj wielokrotnie o szybsze bicie serca. Bynajmniej nie za sprawą swojej niewątpliwie przystojnej twarzy i posągowych proporcji ciała, choć na samo wspomnienie miękną mi nogi. Było coś niezwykłego w sposobie, w jaki na mnie patrzył. Zupełnie jakby próbował zajrzeć w głąb mojej duszy. Byłam przyzwyczajona do tego, że mężczyźni widzieli jedynie moje ciało i patrzyli na nie jak głodny pies na kawałek mięsa. Z Damianem było inaczej. Jego spojrzenie było pełne pasji, troski i ufności. Nigdy wcześniej nikt nie patrzył na mnie w ten sposób. Gdy odpierając mój atak, więził mnie przez chwilę w swoich ramionach, krew głośno buzowała mi w tętnicach. Nie było to jednak wywołane strachem, choć teoretycznie powinnam się bać. Powodem była tęsknota, jaka się we mnie zbudziła. Jedyne, na czym mogłam się wtedy skupić, to jego bliskość i dotyk. Nie podoba mi się to, jak moje ciało reaguje na tego mężczyznę. Tylko raz czułam coś podobnego, ale rozpamiętywanie tego, mimo iż minęło prawie pięć lat, jest nadal zbyt bolesne. Nie zamierzam ponownie przez to przechodzić. Nie mogę się zakochać, a już tym bardziej nie mogę pozwolić na to, by ktoś zakochał się we mnie. Pogodziłam się z tym, że miłość jest dla mnie owocem zakazanym i żaden niebieskooki przystojniak z dołeczkiem w lewym policzku tego nie zmieni. Przez jedenaście lat znajomości Amelii z Darią udało mi się go nie spotkać, więc unikanie go nie powinno stanowić problemu.

Spoglądam ponownie na telefon i zauważam, że osobą, która do mnie dzwoniła, jest Borys. Telefon od niego i to w niedzielny poranek zwiastuje kłopoty. Ogarnia mnie niepokój. Po cichu wychodzę z pokoju i zaglądam do sypialni Kai. Wygląda na to, że wciąż śpi. Oddycha spokojnie, a jej twarz nabrała trochę kolorów. Postanawiam, że nie będę jej budzić. Już miałam wychodzić, gdy słyszę jej zachrypnięty głos.

– Tamara?

– Tak to ja. Jak się czujesz? – pytam. Wchodzę do pokoju i siadam na skraju łóżka.

– Cóż, bywało lepiej. – Śmieje się, ale zaraz tego żałuje. – Auuu… głowa mi pęka – jęczy.

– Biedactwo. Mogę coś dla ciebie zrobić? Jesteś głodna?

– Nie bardzo, ale dałabym się przelecieć za coś do picia. Zaparzysz mi herbaty? – prosi.

– Pewnie. Ja też mam prośbę.

Kaja zerka na mnie pytająco.

– Mogłabym pożyczyć od ciebie jakieś ciuchy i sportowe buty?

– Jasne. Bierz, co potrzebujesz.

*

Wkładam sięgającą mi prawie do kolan kremową bluzę, co najmniej dziesięć centymetrów za długie oliwkowe spodnie oraz o dwa numery za duże, białe sneakersy. Stwierdzam, że daruję sobie makijaż, a włosy niedbale związuję na czubku głowy. Wchodzę do kuchni zaparzyć herbatę i staję jak wryta na widok Damiana, który z kubkiem kawy w dłoni opiera się o kuchenny blat. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ma na sobie jedynie nisko zawieszone na biodrach jeansy. Serce zamiera mi w piersi.

Stoję w progu z rozdziawionymi ustami i lustruję jego boskie, umięśnione ciało centymetr po centymetrze. Jego ciemne włosy są mokre, zapewne po porannym prysznicu. Ten widok sprawia, że przez chwilę zapominam języka w gębie.

– Dzień dobry – mówi, obdarzając mnie szerokim uśmiechem. – Napijesz się kawy? Wyglądasz na spragnioną – dodaje sugestywnie, robiąc łyka gorącego napoju.

Bezczelny.

– Nie lubię kawy – oświadczam chłodno, odzyskując animusz.

Podchodzę do szafki i otwieram ją w poszukiwaniu herbaty. Ku mojemu zaskoczeniu znajduje się na najwyższej półce. Staję na palcach, próbując za wszelką cenę dosięgnąć papierowego pudełka. Niestety mój wzrost skutecznie to uniemożliwia. Zrezygnowana zwieszam głowę i głośno wzdycham.

– Czy mógłbyś? – pytam, wskazując w górę.

Damian robi krok w moją stronę. Odnoszę wrażanie, jakby poruszał się w zwolnionym tempie. Niczym lew na polowaniu. Bez najmniejszego problemu sięga po pudełko z herbatą. Przez cały czas nie spuszcza ze mnie wzroku. W przeciwieństwie do mnie jego ta sytuacja wyraźnie bawi.

– Proszę – mówi.

Chwytam pudełko, lecz on go nie puszcza, zmuszając mnie tym samym, bym ponownie na niego spojrzała. Coraz bardziej sfrustrowana unoszę wzrok i patrzę w jego pełne żądzy oczy. Odruchowo spoglądam na jego usta. Zdecydowanie nie powinnam była tego robić. Wydaje mi się, że kuchnia zmniejszyła się o połowę i zrobiło się tutaj niezwykle duszno. Wargi Damiana są coraz bliżej moich, wstrzymuję oddech i… nagle dzwoni telefon. Pospiesznie wyciągam go z tylnej kieszeni spodni i zerkam na wyświetlacz, żeby sprawdzić, kto dzwoni. Damian robi to samo i posyła mi pytające spojrzenie. Miałam cichą nadzieje, że to Amelia, ale niestety nie. To znowu Borys.

– Przepraszam, ale muszę odebrać – mówię i wymijam Damiana.

Wracam do sypialni i odbieram połączenie.

– Słucham.

– No w końcu! Kurwa, ile można dzwonić!? – Słyszę na dzień dobry. Jego głos wzbudza we mnie obrzydzenie.

– Czego chcesz, Borys? Mam dzisiaj wolne – przypominam.

– Nie interesuje mnie to, masz być u mnie za godzinę – mówi tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Czuję lęk. Moje wizyty w domu Borysa zawsze kończą się w ten sam sposób. Na samą myśl robi mi się niedobrze. Przez chwilę zastanawiam się, czy to możliwe, żeby chodziło o wczorajszy wieczór? Nie wierzę jednak, że Janek mnie wydał. Borys już nieraz pod byle pretekstem zwabiał mnie do siebie.

– Nie wydaje mi się, żeby to nie mogło zaczekać. To mój pierwszy wolny weekend od przeszło trzech miesięcy i…

– Gówno mnie to obchodzi. Masz być u mnie za godzinę – powtarza stanowczo.

– Borys, proszę… Możemy przełożyć to spotkanie na jutro?

– Za godzinę – powtarza po raz trzeci i się rozłącza, nie czekając na moją odpowiedź.

Zaciskam telefon w dłoni. Mam ochotę cisnąć nim o ścianę.

– Borys to twój chłopak? – Słyszę za swoimi plecami.

Głos Damiana sprawia, że podskakuję w miejscu.

– Słucham? – pytam spanikowana, obracając się w jego stronę. Nie wiem, co ani ile usłyszał, że wyciągnął taki absurdalny wniosek. Zauważam, że w międzyczasie założył koszulę. Nie jestem pewna, czy czuję ulgę, czy jednak rozczarowanie?

– Spytałem…

– Słyszałam twoje pytanie – warczę. – To nie twój interes. Jakim prawem podsłuchiwałeś moją rozmowę?! – Podnoszę głos, gdyż panika zdążyła już ustąpić miejsca złości.

– Nie podsłuchiwałem, rozmawiałaś dość głośno… – zaczął się tłumaczyć.

Postanawiam to ukrócić.

– Słuchaj, Damian, wydajesz się być miłym facetem. Nasze siostry są sobie bardzo bliskie, ale my nie musimy się przyjaźnić. Będzie lepiej, jeśli to będzie nasze ostatnie spotkanie. Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka – oświadczam stanowczo.

Damian mruży oczy i przygląda mi się dłuższą chwilę. Próbuję wyczytać coś z jego twarzy, ale jego mina jest nieodgadniona. Nagle zdecydowanym krokiem rusza w moją stronę. Instynktownie cofam się, ale moje plecy napotykają ścianę. Brat Darii opiera o nią obie dłonie tak, że moja głowa znajduje się dokładnie pomiędzy jego ramionami. Pachnie obłędnie, a jego seksowne ciało jest na wyciągnięcie ręki. Serce zaczyna walić mi w piersi, która szybko faluje to w górę, to w dół. Obracam twarz w bok i kieruję wzrok w podłogę, mając nadzieję, że to choć trochę spowolni mój puls. Damian przysuwa się jeszcze bliżej. Oddychaj Tamaro – instruuję siebie w myślach.

– Wiem, że ty też to czujesz – szepcze mi do ucha, pochylając się ku mojej twarzy.

– Niby co? – pytam hardo, gwałtownie obracając się w jego stronę. To był błąd, gdyż moje usta znajdują się w tej chwili tylko milimetry od jego.

Nie odpowiada, ale jego przeszywające spojrzenie mówi wiele. Szybko wędruje wzrokiem tam i z powrotem, przenosząc go z moich oczu na usta. Jego oddech robi się szybki i płytki, a tęczówki przybrały odcień nocnego nieba. Nie zniosę dłużej tego napięcia.

– Proszę – odzywam się cicho.

– O co prosisz? – pyta, pocierając swoim nosem o mój.

Jego zapach i bliskość sprawiają, że moje zmysły wariują. Próbuję sobie przypomnieć, jak brzmiało pytanie.

– Trzymaj się… ode mnie… z daleka – udaje mi się z trudem wykrztusić. Mój głos nie brzmi już tak pewnie, jak za pierwszym razem. Moje ciało przegrywa walkę ze zdrowym rozsądkiem. Muszę stąd natychmiast uciec. Uwalniam się z potrzasku jego ramion i chwytam swoją torebkę. Nie oglądając się za siebie, wybiegam z mieszkania Kai.