Ty wiesz, że Cię kocham. Rekolekcje ze św. Piotrem. Cztery Ewangelie - ks. Krzysztof Wons SDS - ebook

Ty wiesz, że Cię kocham. Rekolekcje ze św. Piotrem. Cztery Ewangelie ebook

ks. Krzysztof Wons SDS

5,0

Opis

Książka to propozycja przeżycia wyjątkowych rekolekcji ze św. Piotrem, najbardziej znanym uczniem Chrystusa. Autor odsłania przed nami nowe, dotąd nieznane, horyzonty historii Rybaka z Betsaidy. W dynamice lectio divina krok po kroku stara się zrozumieć drogę powołania człowieka, którego imię nie przestaje oddziaływać na historię zarówno pojedynczych osób, jak i całego Kościoła.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 411

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kaczkinson

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała forma rekolekcji. Polecam wszystkie pozycje autora do lectio divina.
00

Popularność




Dedykuję tym,którzy trwają w kapłaństwie,którzy przeżywają kryzys,którzy odeszli z kapłaństwa.

Od autora

Chętnie spotykam się z Szymonem Piotrem, choć mnie niepokoi i konfrontuje. Jest coś, czego nie przestanę mu nigdy zazdrościć: żywej, „nielukrowanej” relacji z Jezusem. W Jego spotkaniach z Mistrzem zawsze się coś dzieje – zarówno wtedy, gdy jest w stanie sangwinicznej euforii, i wtedy gdy ma „ciche dni”. Nie potrafi być obojętny, letni czy przeciętny. Nawet wtedy, gdy wydaje się pasywny i zamyka się w sobie, i milczy, w rzeczywistości prowadzi wewnętrzne wojny… ze sobą o Niego. W spotkaniach z Jezusem jest żywy i bezpośredni: przyjmuje Go pod swój dach, zostawia dla Niego łowienie ryb, biega za Nim od wczesnego ranka, zdumiewa się, zachwyca, godzi na Jego „szalone” pomysły, zadaje śmiałe pytania, przysięga, że umrze za Niego, buntuje się, kłóci, zapiera na całego, płacze jak małe dziecko, biegnie do Jego grobu, odnajduje powołanie i znowu wybiera, wyznaje miłość i umiera za Niego. Nie da się myśleć o Piotrze, nie myśląc o Jezusie. Oderwać Piotra od Jezusa to jakby go unicestwić. Ewangelie to potwierdzają: Piotr „gaśnie w oczach”, gdy się od Jezusa oddala; odżywa, gdy do Niego wraca.

Niezależnie od tego, który raz czytam o nim w Ewangeliach, czuję, jakbym wypływał na niezgłębiony ocean tajemnej więzi. Natchnione stronice, tyle razy już nawiedzane, wciąż przemawiają. Ewangeliści za każdym razem jakby w nowy sposób opowiadają historię wieśniaka z rybackiej wioski, którego przyjaźń z Bogiem-Człowiekiem przemieniła i uczyniła „Skałą”. Jego oczarowanie Jezusem, choć przechodziło prawdziwe burze, nie było kaprysem emocji, nie było chwilowe czy kilkuletnie. Stało się tak silne i trwałe, że choć był typem człowieka, który lubił przepasywać się sam i chodzić swoimi drogami, na koniec życia wyciągnął swoje drżące ze starości ręce, pozwolił się przepasać przez Innego i poprowadzić, dokąd nie chciał (J 21, 19).

Moje zainteresowanie Szymonem Piotrem ożywiło się ponad dziesięć lat temu, kiedy moi młodsi współbracia salwatorianie poprosili mnie o poprowadzenie rekolekcji przed święceniami kapłańskimi. Po dziś dzień wspominam je jako duże przeżycie. Postanowiłem wtedy przejść z nimi drogę Szymona, syna Jony. Jestem im wdzięczny za tamto doświadczenie. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że stanie się początkiem moich częstych spotkań z Rybakiem z Betsaidy, które trwają po dziś dzień. Wracałem i wciąż wracam do osoby Piotra. Prawie nigdy w pojedynkę. Wielokrotnie przechodziłem drogę Kefasa z innymi: w czasie rekolekcji lectio divina w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, w Szkole Wychowawców Seminaryjnych, podczas rekolekcji dla kleryków w seminariach, dla księży, dla sióstr zakonnych i świeckich. Za każdym razem odsłaniały się przed mną nowe, dotąd nieznane, horyzonty historii Rybaka, która niezmiennie prowadzi do Jezusa. Przygotowanie publikacji stało się dla mnie okazją do jeszcze uważniejszego zebrania i pogłębienia treści nagromadzonych przez lata. Mam świadomość, że zaproponowana przeze mnie lectio divina do „Piotra w Ewangeliach” jest tylko jedną z możliwych perspektyw spojrzenia na człowieka, którego imię i dzieło nie przestają oddziaływać na historię pojedynczych osób i całego Kościoła. Jest perspektywą, która zrodziła się z mojej osobistej lektury biblijnej. Stronice natchnione przez Ducha kryją w sobie mira profunditas (cudowną głębię), jak powtarzał św. Augustyn. Pozostają niewyczerpane. Duch Święty „mieszka w nich i bez wytchnienia ożywia je swym Boskim tchnieniem”1.

Ufam, że książka, którą oddaję do rąk zainteresowanych, zachęci wielu do osobistych, niezastąpionych spotkań z Piotrem, w których Przewodnikiem będzie ten sam Duch, zapewniający Pismom wieczną młodość (św. Ireneusz). Pisałem ją z nadzieją, że ci, którzy zdecydują się na skorzystanie z niej, zmotywują się do przemodlenia własnej drogi powołania i przeżyją nową wiosnę w relacji z Jezusem. Publikacja jest przygotowana w takiej formie, aby zapraszała nie tylko do czytania, ale też do jeszcze bardziej pogłębionej lectio divina stronic Ewangelii. Słowo ludzkie pozostaje zawsze marne naprzeciw Słowa Bożego. Tylko Ono kryje w sobie Bożą siłę i witalność, zdolną ożywić nasze powołanie i wskazać kierunki życia, które zaplanował dla nas Duch Ojca i Syna. Książka jest w pewnym stopniu przedłużeniem drogi, którą zaproponowałem wcześniej w lectio divina do czterech Ewangelii2.

Rekolekcje ze św. Piotrem są adresowane do wszystkich, niezależnie od powołania, stanu życia czy profesji. Chciałbym jednak zadedykować je w sposób szczególny moim braciom w kapłaństwie. Myślę o tych wszystkich, których od wielu lat spotykam na mojej drodze, którzy pozwolili mi uczestniczyć w swoich osobistych tajemnicach życia kapłańskiego i którzy swoim żarliwym życiem wielokrotnie umacniali mnie w powołaniu. Lecz myślę także o braciach, którzy odeszli z kapłaństwa. Wspominam ich z osobistym przeżyciem, zwłaszcza tych, którym towarzyszyłem od czasu seminaryjnej formacji, z którymi świętowałem prymicje, a dziś nie mogę sprawować z nimi Eucharystii. Jedni i drudzy wracali w mojej pamięci podczas pisania tych stronic: ci, którzy, jak Szymon z Betsaidy, bez własnej zasługi i pomimo swojej kruchości, nie przestają towarzyszyć Jezusowi, dokądkolwiek się uda, i ci, którzy weszli w kryzys powołania i z różnych powodów, złamani na sercu, odeszli z kapłaństwa. Pierwszym dedykuję, aby jak Piotr trwali w swoim powołaniu do końca, drugim, aby jak Piotr nie stracili sprzed oczu wzroku Mistrza, który nie przestaje na nich patrzeć z miłością i pociągać za sobą.

Jestem bardzo wdzięczny moim drogim braciom kamedułom z Pustelni św. Jerzego w Rocca di Garda, którzy pozwolili mi w odosobnieniu, klimacie ciszy i mniszej modlitwy przygotowywać stronice zapisane w tej książce.

Krzysztof Wons SDS

1 Por. R. Cantalamessa, Twoje słowo daje mi życie, Franciszkańskie Wydawnictwo Świętego Antoniego, Wrocław 2009, s. 83–84.

2 K. Wons, Uwierzyć Jezusowi. Rekolekcje ze św. Markiem opatrzone wprowadzeniem do dynamiki lectio divina. Wydawnictwo Salwator, Kraków 2004; tenże, Powierzyć się Jezusowi. Rekolekcje ze św. Mateuszem, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2005; tenże, Pogłębić wiarę w Jezusa. Rekolekcje ze św. Łukaszem, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2006; tenże, Trwać w Jezusie. Rekolekcje ze św. Janem, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2007.

Konieczne jest zwłaszcza,aby słuchanie Słowa Bożegostawało się żywym spotkaniem,zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina,pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe Słowo,które stawia pytania,wskazuje kierunek,kształtuje życie.(Novo millennio ineunte, 39)

Wprowadzenie w lectio divina z Piotrem

I. Lectio divina. Droga do nowego początku

Droga żywych spotkań z Jezusem… i sobą

Kiedy otwieramy Ewangelię, by czytać i medytować, czynimy to z nadzieją, że spotkamy Jezusa. Zgłębiamy stronice i wołamy za Piotrem: „Wszyscy Cię szukają” (Mk 1, 37). Stronice tej samej Ewangelii przypominają nam, że zanim Piotr zaczął Go szukać, On pierwszy go spotkał. Zgłębiając Pisma, wydaje nam się, że to my pierwsi Go szukamy i znajdujemy, tymczasem zawsze jest odwrotnie. To On pierwszy pozwala się znaleźć i On pierwszy nas znajduje. Także wtedy, gdy jesteśmy śmiertelnie zagubieni, schodzi za nami w lochy największych ciemności grzechu, gdzie siedzimy wystygli jak Piotr na dziedzińcu arcykapłana. I choć nasze oczy zalane łzami bólu nie są w stanie Go dojrzeć, On idzie krok w krok z nami, jak za płaczącym Piotrem, i zbiera nasze łzy do swego bukłaka. „Ty pospisywałeś moje kroki tułacze – zwierza się człowiek – przechowałeś łzy moje w swoim bukłaku – czyż nie są zapisane w Twej księdze” (Ps 56, 9). Niezwykłe wyznanie przypomina, że gdy otwieramy Biblię, możemy być pewni, iż znajdziemy w niej pospisywane przez Boga nasze kroki i przechowane przez Niego nasze łzy. „Łzy ludzi – komentuje Gianfranco Ravasi – są w oczach Boga cenniejsze niż jakakolwiek inna rzeczywistość, tak jak Beduin wie, że woda jest najważniejszą rzeczą do przechowania w bukłaku. Żadnej łzie, żadnemu gestowi rozpaczy człowieka Bóg nie pozwoli zatracić się w prochu nicości. Przeciwnie, On zbierze wszystkie akty cierpienia ludzkości i przechowa je jak perły w swojej wiecznej szkatule”1. Możemy zadziwiać się Jego wrażliwością i powtarzać: „Nie rozumiem Twoich dróg, ale Ty znasz mój los”2. Bóg znajduje nas zawsze.

W Biblii spotykamy jednak Boga, który nie tylko nas znajduje, ale pociąga ku sobie. Mówi do nas podobnie jak do Piotra i Andrzeja: „Pójdźcie za Mną” (Mk 1, 17). Zna po imieniu nasze najbardziej ukryte tajemnice przeszłości i przyszłości. Przenika nas spojrzeniem i mówi: „Ty będziesz nazywał się…” (J 1, 42). Pomaga nam odnaleźć nie tylko Jego, ale także samych siebie. Biblia jest teofanią i jednocześnie antropofanią. Objawia nam Boga i objawia nam nas samych. Te dwa objawienia są ściśle ze sobą związane. Trudno jest odnaleźć Boga, jeśli nie potrafimy odnaleźć samych siebie. „Jeśli chcesz poznać Boga, poznaj najpierw samego siebie” – radził Ewagriusz z Pontu. Trudno także odnaleźć siebie, jeśli nie odnajdziemy Boga. Ilekroć otwieramy Księgę Objawienia Bożego, tylekroć potrzebujemy także naszego otwarcia – na Boga i na siebie samych. Gdy otwieramy przed Słowem nasze życie, często spostrzegamy, że nie jesteśmy wolni od uwikłań, od grzechu i jego skutków i że nasze czytanie Słowa jest przedzieraniem się przez czysto ludzkie myślenie i widzenie rzeczy.

Gdy czytamy Biblię i poddajemy się Słowu, Bóg może stwarzać nas na nowo: stwarza w nas światłość i oddziela ją od ciemności, stwarza harmonię i oddziela ją od chaosu. Właśnie dlatego, że Bóg nas nieustannie stwarza przez swoje Słowo, możemy Go odkrywać obecnego, żywego. Nie tylko stwarza, ale i wybawia z grzechu. Przywraca nas sobie jak Piotra. W Ewangeliach nie spotykamy Piotra uznanego już za świętego, ale widzimy grzesznego człowieka, którego Jezus znajduje i wciąż odnajduje, który staje się świętym dzięki Niemu, pomimo swojego grzechu odejścia.

Otwierając Biblię, musimy jak Piotr otworzyć się na Boga i zgodzić na to, że Jego Słowo będzie nas prowadziło drogami, które nie są naszymi drogami, i że będzie nam objawiało myśli, które nie są naszymi myślami. Jak to uczynić? W poszukiwaniu Boga na stronicach Biblii potrzebujemy lectio divina, czyli Bożego czytania. Potrzebujemy takiego czytania, które nie będzie nasze, ale Boże. Ilekroć czytamy Biblię, tylekroć sam Bóg czyta nam Słowo. Nigdy odwrotnie.

Stałe poszukiwanie Boga dokonuje się przede wszystkim przez stały kontakt ze Słowem Bożym. Rzeczywisty i twórczy kontakt ze Słowem prowadzi do rzeczywistego kontaktu z samym sobą. Ze Słowem Bożym w naszym życiu jest jak z sercem w ludzkim organizmie. „Serce – pisze A. Cencini – nie tylko jest organem możliwym do zlokalizowania w określonym miejscu ciała, lecz jest obecne wszędzie. Serce pompuje krew, która dociera do każdej części ciała, jego bicie można usłyszeć nie tylko na poziomie mięśnia sercowego; serce jest w rękach i w nogach, w głowie i w woli, jest serce lub pasja w ideałach, ale także w popędach i instynktach, w dobru i złu, w miłości i nienawiści”3. Słowo Boga jest „sercem” obecnym w całym organizmie naszego życia. Z niego wszystko wychodzi i ku niemu wszystko zmierza. Jest obecne w każdym wymiarze naszej egzystencji. Przekonał się o tym Piotr i przekonamy się my sami, jeśli tylko pójdziemy wiernie jak on drogą Słowa. Słowo wynosi nas na wyżyny życia, ale schodzi także do otchłani naszych grzesznych zachowań. Jest wszechobecne. Potrafi wydobyć z grobu4, dać serce nowe i tchnąć ducha nowego5. Jest z nami na co dzień jak Jezus z Szymonem. Kształtuje nas 24 godziny na dobę, niezależnie od naszej kondycji fizycznej, psychicznej i duchowej. Jednakże ze Słowem dzieje się tak jak z ziarnem. Chociaż kryje w sobie ogromny potencjał życia, jest kruche i zależne, jak ziarno od ziemi. Słowo objawia nam Boga, daje życie i kształtuje nas, gdy się na nie otwieramy i przyjmujemy. Skuteczność Słowa pozostaje zależna od naszej ludzkiej kondycji – od tego, czy jest w niej przestrzeń na jego działanie. Otwarte serce czyni otwartym na Boże Słowo. Twarde serce czyni twardym Boże Słowo. Droga Piotra będzie nam ciągle przypominała, że Jezus szuka drogi do serca. Piotr się rozwija, gdy jego serce jest otwarte na Słowo, gnuśnieje, gdy się na nie zamyka.

Niezastąpiona moc Słowa

Ojciec Innocenzo Gargano przestrzega, że dzisiaj: „Jest wiele innych słów, które pretendują do tego, aby zastąpić to Słowo. Są nimi wszystkie słowa uznane za skuteczne, wydajne, płodne, lecz są one tylko ludzkie i wcześniej czy później uznają swoje ograniczenia. Jedną z najbardziej zawoalowanych pokus naszego życia jest myślenie, że inne słowa, inne technologie, inne metody, tak zwane psychopedagogiczne, mogą być bardziej skuteczne od Słowa Bożego. Należy walczyć z tymi pokusami”6. Nieraz ­szukamy natchnień i narzędzi do pomagania sobie i innym daleko od źródła. Wszystko wobec Słowa okazuje się co najwyżej marną kopią, a nawet kiczem. Jeden z absolwentów Szkoły Wychowawców Seminaryjnych wspomina: „Kiedy miałem tu przyjechać po raz pierwszy, myślałem, że dostanę do ręki jakieś narzędzia do pracy z młodymi ludźmi, z klerykami – że nauczę się nowych metod aktywizujących czy kilku „sztuczek” psychologiczno-pedagogicznych, że poznam zasady funkcjonowania grupy etc. Nie nauczyłem się i nie poznałem. Po raz kolejny natomiast Pan Bóg mi pokazał, że kiedy wyciągam ręce w oczekiwaniu na kiczowate świecidełka, to On podaje mi skarb! Bóg rozkochał mnie w swoim Słowie. Dał zakosztować swego Słowa. Pokazał sens codziennej medytacji. Dał odczuć, że warto nastawić się na słuchanie...”7.

Należy pamiętać, że Słowo kształtuje nas dzień po dniu. Tak jest na każdej stronicy Biblii i tak dzieje się na każdej „stronicy” naszego życia. Kościół zawsze wierzył w sakramentalną moc Słowa, w rzeczywistą obecność w nim Ducha Świętego8. Orygenes powie, że Pismo zawiera Ducha Świętego, a św. Ireneusz doda, że Duch zapewnia Pismom wieczną młodość. Czyni młodym, nowym każdego, kto przez zażyłą więź upodobnia się do Pism. Oto dlaczego żadna inna książka i żadne inne słowo nie mogą być stawiane na równi z księgą Pisma Świętego, ze Słowem Bożym. Poza Pismem Świętym wszystkie inne pisma są tylko słowem ludzkim, bardziej lub mniej czerpiącym z Biblii. Nie mają w sobie mocy sprawczej, którą posiada Słowo Boga i nie mogą go zastąpić. Innocenzo Gargano powie, że dopóki nie przekonamy się do tej prawdy, tak naprawdę nie powierzymy się radykalnie Słowu Boga9. Benedykt XVI, Piotr naszych czasów, pyta nas: „Czy jesteśmy naprawdę przeniknięci Słowem Bożym? Czy jest ono doprawdy pokarmem, którym się posilamy, bardziej niż chleb i sprawy tego świata? Czy naprawdę je znamy? Czy je miłujemy? Czy troszczymy się wewnętrznie o to Słowo do tego stopnia, aby rzeczywiście odciskało się ono na naszym życiu i kształtowało nasze myślenie?”10.

Poza Słowem nie odnajdziemy siebie

Kontakt ze sobą samym ustaje, gdy ustaje kontakt ze Słowem. O tym przekonał się także Piotr. Należy rozumieć to dosłownie. Jeśli jest prawdą, że Słowo nas stworzyło i nieustannie stwarza, to znaczy, że poza nim nie ma dla nas życia. „Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie” (J 1, 3-4). Tylko ono jest źródłem istnienia i harmonii. Nie inne, lecz Boże Słowo dało początek życiu i nadal tak czyni – to znaczy podtrzymuje wszystko w istnieniu. Poza Słowem wszystko wraca do chaosu. Ilekroć Szymon słuchał w synagodze pierwszych słów Tory, przypominały mu, że Bóg potrafi wyprowadzić życie nawet z pustkowia i bezładu i uczynić je na nowo twórczym, że jego Kafarnaum istnieje, i że on istnieje, ponieważ istnieje Stwórca, który „rzekł i stało się”. Biblia przypomina nam, że rodzimy się i rozwijamy jedynie w środowisku Słowa. Istniejemy i dojrzewamy, gdy jesteśmy mu posłuszni. W Słowie Boga odnajdujemy całe życie przeznaczone dla nas – we wszystkich jego detalach. „Wierzymy – mówią Hebrajczycy – że Pan stwarzał świat «z Torą w ręku». Wierzymy, że zawiera się w niej nie tylko cały nasz świat, ale wszystkie światy możliwe. Każdy detal, każdy szczegół niesie ze sobą bogactwo wiedzy. Trzeba tylko potrafić wiedzę tę odczytać”11.

Ewangelie, które są ostatecznym wypełnieniem się obietnic Słowa, zawierają wszystko, co jest nam do życia potrzebne. Porządkują nas i czynią dojrzałymi jak Piotra. Czynią nas nowym stworzeniem. Porządkują nasze człowieczeństwo, czyli oddzielają światło od ciemności, prawdę od kłamstwa, dobro od zła, żarliwość od oziębłości, rzeczywiste wybory od pozornych, pełnię od pustki. Ubogacają i rozwijają nasz charakter, temperament, osobowość powołaniową, nasze talenty, zdolności. Odbudowują i czynią stabilną tożsamość także wtedy, gdy życie zostało głęboko zranione w wyniku złych wyborów. „Człowiek, żyjąc rozmaicie – wyznaje inny absolwent Szkoły Wychowawców Seminaryjnych – pozostawia ślady w swoich słowach, gestach (...). Niektóre są płytkie i czas je zaciera, inne są głęboko odciśnięte na całe życie przez naszych bliskich (rodziców, rodzeństwo, kolegów, braci) i niektóre z nich są, niestety, bolesne. (…) Rany zadane (niektóre przez swój grzech, pychę, głupotę) goiły się, inne zadane przez ludzi przestały promieniować zemstą, ucieczką. Zezwoliłem, aby łaska weszła w te miejsca. Po raz kolejny w swoim życiu przekonałem się i doświadczyłem, jak Bóg jest delikatny. Smakując Słowo Boga, leczyłem swoje wnętrze, wpuszczałem światło Słowa, gdzie było ciemno od bólu i bolesnych doświadczeń. To był krok w głąb mojego serca i duszy12.

W dokumencie Instrumentum laboris Synodu Biskupów poświęconemu Słowu Bożemu w życiu i misji Kościoła czytamy m.in.: „W istocie, jesteśmy tym, co słuchamy”13. Jeśli wypadamy z orbity działania Bożego Słowa, wchodzimy na inne. W życiu zawsze kształtuje nas jakieś słowo. Pytanie tylko jakie. Które słowa mają największy wpływ na nasze życie, na nasze życiowe poszukiwania? Coraz więcej mówi się dzisiaj o powrocie do wielowiekowej praktyki lectio divina. Jan Paweł II napisał, że jest nadal aktualną tradycją „pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie”14. Podobnie Benedykt XVI w słowie do uczestników kongresu z okazji 40. rocznicy ogłoszenia soborowej Konstytucji Dei verbum powiedział m.in.: „W tym kontekście chciałbym przede wszystkim przypomnieć i polecić prastarą tradycję lectio divina (…). Praktyka ta, jeśli będzie się ją skutecznie propagować, przyniesie w Kościele – jestem o tym przekonany – nową duchową wiosnę”15. Benedykt XVI postrzega lectio divina jako „decydujący element odnowy dzisiejszej wiary”16. Co tak ważnego kryje w sobie ta praktyka, długowieczna jak Kościół, że powrót do niej jest konieczny, że może przynieść Kościołowi duchową wiosnę? Dzięki czemu może wnieść duchową wiosnę w naszym życiu? Stawiamy sobie to pytanie przed rozpoczęciem drogi lectio divina z Piotrem.

Cztery momenty krytyczne

Jeden z uczestników rekolekcji lectio divina w swoim świadectwie napisał: „rekolekcje lectio divina w wymiarze duchowym stały się dla mnie milowym krokiem. Medytowane Słowo Boże dopomogło mi odkryć grzech przede mną zakryty, niewypowiedziany na spowiedzi, a Duch Święty przekonał mnie o nim. Bóg coraz bardziej dla mnie stawał się Osobą z twarzą. Najmocniej przeżyłem odkrycie i nawiązanie nowej relacji z Bogiem Ojcem. Łzom wzruszenia i radości nie było końca. Dziękuję Jezusowi, że objawił mi Ojca, i proszę, aby teraz nauczył mnie stawać się synem i bratem (ksiądz, lat 44)17.

Podążając drogą Piotra w świetle Słowa Bożego, nie możemy zapominać, że lectio divina nie jest jedynie jakąś pobożną praktyką do wykonania, ale jest przede wszystkim stylem życia, który uczy nas podążać za myślami Boga i dać się prowadzić Jego drogami. Oznacza zdolność czytania życia tak, jak czyta je Bóg. Uczy życia w rytmie Słowa. Piotr po czasie zrozumie, że wszystkie wydarzenia, sytuacje, okoliczności, spotkania, słowa, relacje, prace są gliną w rękach Jezusa. Nawet słabości, upadki i lęki. „Słowo Boże – pisze Hans von Urs Balthazar – traktuje lęk jako jeden z fundamentalnych stanów kondycji ludzkiej po to, by ten lęk ze swego najwyższego stanowiska przewartościować – tak jak wszystko, co ludzkie, lęk jest gliną w rękach Stwórcy i Zbawiciela”18. Bóg mocą Słowa ze wszystkiego potrafi wyprowadzić życie.

Lecz aby tak patrzeć na siebie i świat, potrzeba oczu, których spojrzenie zbiega się z Bożym. Jest to możliwe dopiero wtedy, gdy nasze spojrzenie nasycone jest Słowem Boga, gdy stronice i wersety swego życia potrafimy czytać poprzez stronice i wersety Słowa zawartego w Biblii. Tylko ono pozwala tak zinterpretować codzienną rzeczywistość, jak czyta ją Bóg. Można być elokwentnym, biegłym uczonym w Piśmie, i pozostawać „analfabetą własnego świata wewnętrznego”19, to znaczy być niezdolnym do czytania własnego życia w taki sposób, w jaki czyta je Bóg. Można być codziennie świetnie poinformowanym i jednocześnie nie-uformowanym. Można być skupionym na wielu codziennych sprawach i rozproszonym w czytaniu tego, co centralne, co jest sednem rzeczywistości. Tylko Słowo Boże uzdalnia nasze oczy do czytania codzienności w taki sposób, aby w każdym jej zwykłym momencie słyszeć i dostrzegać Boga, który nas powołuje. Czytane i zgłębiane Słowo pozwala nam odkrywać, że „nie nadzwyczajne okazje i historyczne wydarzenia, ale skromne życie codzienne jest sakramentem Boga” (Divo Barsotti). „Szept jego Słowa – jak mówi św. Grzegorz Wielki – dochodzi do nas szmerem tylu strumieni, ile stworzeń jest na ziemi w boskim władaniu”. My zaś mamy „otworzyć dopływ temu Szeptowi, by dotarł do nas”20. Nauczyć się czytać dogłębnie Biblię, oznacza pozwolić Bogu czytać i interpretować nasze życie w świetle Słowa tak, aby formowało nasze życie.

Droga lectio divina, którą pójdziemy, posiada swoje momenty krytyczne. Rytm naszej drogi z Piotrem wyznaczać będą cztery momenty najczęściej przywoływane w tradycji modlitwy Słowem: lectio – meditatio – oratio – contemplatio. Momenty te dobrze wyrażają cztery momenty krytyczne w procesie rozeznawania i rozwoju powołania. Nazywamy je krytycznymi, ponieważ każdy z nich staje się momentem zwrotnym we wzrastaniu w powołaniu – w myśl znanej sentencji Grzegorza Wielkiego: Divina eloquia cum legente crescunt (Słowo Boże rośnie wraz z tym, który je czyta).

Lectio: moment strategiczny

Szymon, rybak z Betsaidy, przekonał się, że każdy dzień, nawet najbardziej „szary”, ma swoje wielkie i małe epifanie. Jedno słowo „przechodzącego” Jezusa, jeśli się z Nim nie rozminiemy, może przewartościować całe nasze życie. Piotr spotkał się z Panem. Jego lectio było udane. Strategicznym momentem dnia powinno być wieczorne czytanie Słowa. To od niego tak naprawdę rozpoczyna się nowy dzień. W pewnej mierze możemy powiedzieć, że jaki wieczór i noc, taki poranek i dzień. To, co przeczytamy wieczorem, będzie otwierało nasz nowy dzień. Lectio divina przypomina nam, że pierwsze jest otwieranie Biblii, otwieranie się na Słowo. Codziennie dociera do nas i pracuje w nas mnóstwo słów i myśli. Ewagriusz z Pontu, mnich z końca IV wieku, mówi, że do naszej wyobraźni, potem głowy i serca próbuje przedostać się wiele rozmaitych logismoi (myśli). Wiele z nich jest zatrutych i działa jak wirusy. Przedostają się do nas „oknem” wyobraźni21. Potrafią zakazić nasze wnętrze. Słowo Boga jest większe od wszystkiego, co nas codziennie wypełnia. Jeśli otworzymy się na nie, będzie wprowadzać w nas ład i harmonię. Stąd tak ważne jest, aby udawać się na spoczynek nie tylko z ludzkimi słowami i myślami nagromadzonym w ciągu dnia, ale ze Słowem Boga, które jest jak „wiatyk”. Wieczorne lectio to kluczowe spotkanie ze Słowem, które odprowadza nas na spoczynek nocny i spoczywa w nas jak ziarno w ziemi. Czy rolnik „śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak” (Mk 4, 27). Staje się strażnikiem naszej nocy i wszystkiego, co wydobywa się z naszej podświadomości w snach. Przenika nas i zna zamysły naszego serca22. Gdy się budzimy, staje się Słowem „porannym”. „Zanim jeszcze się przebudzę i zacznę codzienną bieganinę, ono już działa, już jest zamyślone i wypowiedziane przez Odwiecznego (…), ono poprzedza cały mój terminarz, ten napływ myśli, które tłoczą się w mojej głowie, gdy tylko się przebudzę, i z których każda chce być najważniejsza, a które mają moc, by stać się od razu nadmiernymi troskami”23.

Lectio jest momentem strategicznym dla świadomego przeżywania powołania. Można ją zdefiniować pytaniem: „Co Bóg mówi?”. Chodzi o to, aby usłyszeć i zrozumieć Jego przesłanie dnia. To szalenie ważne. Od samego rana napierają na nas inne pytania, które chcą być pierwsze: „Co mówią inni?”, „Co mówią kłębiące się w nas troski?”, „Jakie są nasze plany i programy”; „Czego oczekują od nas inni?”, „Co mówią gazety i radiowe aktualności dnia?”. Tych pytań jest mnóstwo. Nieraz są tak silne i sugestywne, że pytanie „Co mówi Bóg?”, nie jest w stanie się przez nie przedrzeć. Wieczorne, krótkie i intensywne lectio pomaga nastawić umysł i serce, aby o poranku rozpoczynać dzień od otwarcia Biblii i pytać: „Co mówi Bóg?”. W warunkach rekolekcyjnej ciszy może stać się jeszcze bardziej owocne. Chodzi o to, aby pośród mnóstwa słów, myśli i kłębiących się emocji odszukać „słowo klucz”, które pozwoli nam dotrzeć do sedna, do podstawowego sensu naszego dnia. Tak jak w lectio Biblii odnajdujemy najpierw sens wyrazowy i kluczowe przesłanie, tak w lectio dnia odnajdujemy klucz do sensu naszego dnia, do tego, co w nim najważniejsze i pierwsze. Nieraz trzeba długich dni, tygodni i miesięcy, aby nauczyć się czytać Biblię tak, by odnajdywać w niej kluczowe przesłanie Boga na dany dzień. Jeśli wiem, co Bóg mówi, wtedy wiem także, jaki jest sens dnia, który się rozpoczyna, sens powołania, sens pracy.

Meditatio: moment konfrontacji

Aby pójść za Nim, nie wystarczy jedynie usłyszeć, co On mówi. Piotr usłyszał, pozwolił Słowu przeniknąć jego serce i poszedł za Nim. Lectio przygotowuje do drugiego krytycznego momentu w poszukiwaniu Boga. Jest nim meditatio. Można je zdefiniować pytaniem, które postępuje krok dalej od poprzedniego: „Co Bóg mówi do mnie i o mnie?”. Osobowe Słowo Boga jest zawsze osobiste. Z każdym z nas nawiązuje relację jedyną i niepowtarzalną: z Piotrem, Andrzejem, ze mną. W codziennym życiu ocieramy się o niebezpieczeństwo, które może zatrzymać w miejscu nasze dojrzewanie w wierze. Jest nim zanik osobistego kontaktu ze Słowem. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że zatrzymamy się na początkowym etapie, zamieniając osobistą lekturę Słowa na „bezosobową”, że zredukujemy żywe Słowo do studiowania „litery” i nie pozwolimy Duchowi przemawiać do naszego serca. To tak jakby przyglądać się lustru, zamiast przeglądać się w lustrze24. Wtedy, owszem, będziemy czytali Słowo, ale mijali się z Nim i mijali ze sobą samym. Drugie niebezpieczeństwo, które rodzi te same skutki, to czytanie Słowa „na wynos”. Zamiast pytać, co Bóg mówi do mnie i o mnie, możemy przez całe lata pytać: „Co Bóg mówi do nich i o nich – do tych i o tych, których spotykamy na co dzień. Taka mentalność potrafi się skutecznie wkomponować w nasz umysł i serce. Można codziennie czytać święte teksty i pozostawać „nieprzeczytanym” przez Słowo, niereformowalnym i nieprzemienionym przez święte Pisma. „Studiowanie Tory – upominają siebie Hebrajczycy – ma uczynić nas lepszymi (…). Talmud stwierdza, nie przebierając w słowach, że kto studiuje Torę i pod jej wpływem się nie zmienia, od tego i łajdak jest lepszy”25. Pewien chasydzki rabin stale zamartwiał się, że umrze „mądrzejszy niż pobożniejszy”26.

Zgłębianie tekstu świętego ma nas konfrontować z poziomem naszej osobistej formacji. Na jakim etapie i poziomie się znajdujemy? Czy jedynie na etapie analizy akademickiej, poszerzania wiedzy, czy też pozwalamy się skonfrontować Słowu, które „zamieszkuje” biblijne stronice. Jak uczy mądrość hebrajska – zgłębiamy Słowo po to, aby nim żyć; kto zaś studiuje Torę, nie żyjąc nią, lepiej byłoby, gdyby się w ogóle nie narodził27. Codzienna, rzetelna meditatio będzie nam przypominała, że czytanie i zgłębianie tekstu nie może być celem samym w sobie, ale ma przenikać i penetrować nasze życie. Istnieje coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego: kiedy zgłębiamy Słowo, ono prowadzi nas do naszego życia; zaś nasze życie, odnowione przez Słowo, poszukuje dalej Słowa, by odnawiało je coraz pełniej. W tej niezwykłej relacji między tekstem a nami pojawia się też dynamika odwrotna. Nasze wypełnianie Słowa sprawia, że lgniemy bardziej do świętych stronic, a święte stronice odsyłają nas do naszego życia. Relacja jest więc pełna dynamiki: przenika całą egzystencję. Za każdym razem gdy otwieramy Biblię, ona stawia przed nami do wyboru dwie drogi: życia i śmierci. Neutralna postawa wobec stronic Pisma jest niemożliwa. Słowo oczekuje od nas zaangażowania życia, ponieważ także ono jest żyjące. Droga z Piotrem z pewnością będzie dla nas konfrontująca.

Meditatio z Szymonem, synem Jony, może stać się cennym czasem, w którym Bóg będzie docierał do naszego umysłu, serca i woli i będzie stawiał nas przed lustrem swego Słowa, abyśmy zobaczyli w nim naszą prawdziwą twarz, poznawali, kim naprawdę jesteśmy w Jego oczach, a kim być powinniśmy. W Ewangelii jest ukryta cała pamięć Boga o nas. Jest w niej ukryta nie tylko historia Piotra, ale także nasza osobista, spisana przez Niego, w której wyjaśnione jest każde wydarzenie i ukazany jej głęboki sens, nasze pierwotne piękno, ponad wszelkimi pozorami i ludzkimi opiniami28. Słowo, przed którym nic nie jest zakryte29, odsłania prawdę o naszym najgłębszym „ja” – o tym, co już w nim dojrzałe i co jeszcze niedojrzałe. Odsłania także wezwania, które stawia przed nami.

Poznawanie Jezusa i siebie jest niemożliwe bez tej fazy lectio divina. Jeśli nie pozwolę Duchowi, który tchnie w Słowie, aby wydobył prawdę o tym, kim jestem, wówczas nigdy nie stanę się tym, kim być powinienem. Słowo zawsze najpierw wychowuje, a potem formuje. Właśnie z taką pedagogią Jezusa wobec Piotra spotkamy się na drodze, którą rozpoczynamy. Przez zażyłość z Jezusem Piotr mógł poznawać swoje prawdziwe „ja”. Przez zażyłość ze Słowem mogę poznawać, co Bóg mówi o mnie osobiście, jaką prawdę wydobywa o moim „ja”. Słowo, ilekroć się z nim spotykamy, chce wydobyć na zewnątrz (e-ducere) aktual­ną prawdę o naszym sercu, także tę część prawdy, której nie znamy: prawdę o słabościach i zniewoleniach, aby je usunąć i stworzyć w nas więcej przestrzeni do kształtowania życiowego powołania. Jeśli nie pozwolimy na to Słowu, ryzykujemy, że nasza formacja będzie zawieszona w próżni, będzie oparta na iluzjach, opiniach, mniemaniach, które nie sięgają prawdy o nas samych. Piotr musiał przerobić i tę lekcję. Podobnie jak jemu, tak i nam zagraża, że otoczymy się murem iluzji, żyjąc poza rzeczywistością, w sferze życzeń i sloganów, odgradzających nas od konfrontacji z prawdą. Meditatio chroni nas przed tym. Jeśli pozwolimy Słowu Bożemu zamieszkać w nas, jeśli będziemy je zachowywali i rozważali w sercu, wtedy, jak mówią ojcowie starożytni, nastąpi newralgiczny moment, zwany syn-krisis. Słowo poprowadzi nas do wewnętrznej konfrontacji z prawdą. Prawda Słowa odsłania prawdę o naszym życiu. Bardzo potrzebujemy tego momentu. Każde zaangażowane spotkanie ze Słowem rodzi kryzys (przełom), podobnie jak w spotkaniach Piotra z Jezusem. Dzięki niemu Piotr się rozwijał. Jezus mógł kwestionować w nim to, co zatrzymuje go w miejscu, i odkrywać przed nim drogę do życia, która nierzadko domagała się przekraczania siebie. Kto chce go uniknąć, ten tak naprawdę nigdy nie będzie szukał Boga na serio, nie będzie rozwijała się nasza wiara. Bez kryzysu nie ma rozwoju. Kryzys jest zawsze znakiem, że wchodzimy w przełom, w stan między tym, co stare, i tym, co nowe, tym, co prawdziwe i nieprawdziwe, między dobrem i złem, między tym, co do tej pory wystarczyło, a owym „więcej” (magis), do którego wzywa Bóg. Słowo przyjęte sercem prowadzi do skoku jakościowego w naszym rozwoju. Jeśli ono nie zabierze decydującego głosu w nas, wówczas inne słowa, inne głosy będą miały na nas wpływ. Chodzi więc o „kryzys” , który rodzi się ze Słowa Bożego. Chodzi o jasność uwalniającą w nas prawdę; chodzi o Słowo, które jest jak miecz obosieczny przenikający całą osobę aż do rozdzielenia tego, co dojrzałe, od tego, co jeszcze niedojrzałe.

Takie spotkanie ze Słowem, jeśli naprawdę porusza nasze serce, nie może pozostać bez odpowiedzi. Oto dlaczego tak ważne jest, aby Słowo dotarło do serca. Jeśli pozostanie jedynie na poziomie umysłu, uwięzione przez nasz intelekt, istnieje zawsze niebezpieczeństwo, że nas wewnętrznie nie poruszy. Można z intelektualną pasją studiować Słowo i nie odpowiadać na nie. Metanoia (zmiana myślenia) przechodzi zawsze przez cardia (serce). Serce poruszone przez Słowo porusza wolę do odpowiedzi. Rodzi się kolejny etap w formacji zwany oratio, czyli osobista odpowiedź na Słowo, które nas poruszyło do głębi.

Oratio: moment przełomowy

Czym jest faza formacji powołania zwana oratio? Na czym polega? Jest przełomowym momentem, w którym decyduje się, czy pójdziemy za myślami Boga, czy pozostaniemy przy swoim myśleniu, czy staniemy po stronie Słowa Bożego, czy po stronie własnych dywagacji, czy zwiążemy się ze Słowem, czy też pozostaniemy przy własnym przywiązaniu. Droga z Piotrem w sposób konsekwentny będzie prowadziła nas do tego momentu. Oratio jest synonimem modlitwy, ale modlitwy rozumianej w języku starożytnych: jest to „przemowa”, w której zajmujemy stanowisko, ujawniamy życiowy wybór30. Gdy wchodzimy na serio w zażyły kontakt ze Słowem, będzie nas prowadziło do zajęcia stanowiska wobec wezwań, które Bóg nam stawia w powołaniu.

Dokładniej mówiąc, oratio jest fazą dojrzewania do wyborów na poziomie serca. To w sercu znajduje się rzeczywista odpowiedź na pytanie, kogo albo czego tak naprawdę szukamy w życiu. Ważne, aby odpowiedź ta była świadomie przeżywana każdego dnia. Codziennie bowiem dokonujemy wielu mniejszych lub większych wyborów. Jeśli Słowo Boga naprawdę zajmie nasze serce, wtedy będzie mogło zająć się naszymi wyborami. Jeśli nasze serce zajęte będzie przez nasze przywiązania i potrzeby niespójne z rzeczywistym szukaniem Boga, wtedy to one – nasze przywiązania i potrzeby – „zajmą się” naszymi wyborami. Tak więc oratio na drodze z Piotrem będzie fazą decyzji serca. Pytanie w tej fazie drogi brzmi: czy Słowo stanie się kryterium naszego rozeznawania, punktem odniesienia dla naszych wyborów czy też nie. Staje się tylko wtedy, gdy „każdy projekt będzie przechodził przez Słowo, będzie przez nie filtrowany i oczyszczany ze swoich nieczystych składników, i wtedy, gdy to samo Słowo stanie się jedynym motywem, jedynym fundamentem, jedynym wyjaśnieniem decyzji”31. Oratio nie jest pojedynczym momentem modlitwy. Ma rozciągać się na cały dzień. Jeśli pozwolimy, by Słowo zajęło nasze serce, będziemy zdolni odczytywać codzienność w Jego świetle. Wówczas przeżyjemy razem z Piotrem moment decydujący – nowy początek.

Contemplatio: moment decydujący

Droga w rytmie Słowa wchodzi w fazę ostatecznego dopełnienia się. Słowo wydobywa w nas zdolność do kontemplacji i przez nią prowadzi do przeżywania codzienności w zażyłej więzi z Jezusem. Pozwala bowiem głębiej odczytywać rzeczywistość, to znaczy widzieć wszystko Jego oczami i przeżywać w zjednoczeniu z Nim. Uczy przeżywać codzienność jako przestrzeń, w której żyjący Jezus nieustannie nam się objawia. Doświadczenie kontemplacji pozwala odczytywać i przeżywać codzienność jako przestrzeń, w której Jezus nieustannie jest z nami i nas formuje: przez wydarzenia, sytuacje, spotkania, prace, które wykonujemy. Zdolność do kontemplacji jest jednym z najważniejszym symptomów dojrzałości chrześcijańskiej.

Wbrew powszechnemu przekonaniu kontemplacja jest konieczna nie tylko za murami klasztorów. Owszem, jeszcze bardziej jest potrzebna poza ich murami. Im bardziej jesteśmy zanurzeni w codzienności, tym bardziej potrzebujemy kontemplacji. Inaczej ryzykujemy, że nasze codzienne czynności staną się nieskuteczne, powierzchowne, bez wyrazu, a nawet puste. Jezus podobnie jak Piotra formuje nas w dzisiejszym świecie na przewodników. Mamy działać tam, gdzie toczy się nasza codzienność: w rodzinie, pracy, przy apostolskich posługach. „Nie wystarczy – zauważa Henri Nouwen – jeśli w przyszłości kapłani i osoby niosące posługę będą szanować moralność, prezentować wysoki poziom wyszkolenia i przejawiać chęć niesienia pomocy innym; nie wystarczy, jeśli ludzie ci będą potrafili twórczo odpowiadać na palące problemy swojego czasu. Wszystko to jest bardzo cenne i ważne, ale nie to jest sercem chrześcijańskiego przywództwa. Najważniejsze pytanie dotyczy tego, czy przyszli przywódcy prawdziwie będą ludźmi Bożymi, czy będzie ich przenikało żarliwe pragnienie przebywania w Bożej obecności, wsłuchiwania się w Boży głos, wpatrywania się w Boże piękno, dotknięcia Wcielonego Słowa Bożego, zasmakowania w pełni nieskończonej Bożej dobroci (…). Dla przyszłości chrześcijańskiego przywództwa zasadniczej wagi nabiera jednak odzyskanie mistycznego aspektu teologii, tak aby wszystkie wypowiadane słowa, wszelka rada, jakiej udzielamy, i wszelka strategia działania miały swoje źródło w sercu, które z bliska zna Boga”32.

Miał rację Karl Rahner, mówiąc, że: „Chrześcijanin przyszłości będzie albo mistykiem, albo nie będzie w ogóle chrześcijaninem”. Zdolność do kontemplacji oznacza w rzeczy samej zdolność do przeczuwania, odnajdywania i rozeznawania obecności Boga w każdym punkcie historii, na którą składa się nasza codzienność. Czyż nie na tym polega wielkie powołanie chrześcijanina, by stale łączyć historię ludzką i Boską, by stale przeczuwać zbawiającego Boga w każdym szczególe ludzkiej historii. Doświadczenie kontemplacji podtrzymuje, pozwala zapamiętywać obecność Jezusa Chrystusa w każdej sytuacji. Może dlatego na drodze z Piotrem Ewangeliści będą pokazywali przy nim drugiego ucznia, o sercu kontemplacyjnym, który znał z bliska bicie serca Mistrza, zdolnego lepiej niż Kefas rozpoznawać obecność Jezusa w szarej codzienności.

Wewnętrzne przeczucie kontemplacyjne staje się szalenie ważne zwłaszcza dzisiaj, gdy świat żyje, jakby Boga nie było, gdy zacierane są znaki Jego obecności, gdy zsekularyzowany styl życia wydziedzicza Boga z Jego własności, gdy najgłębsza ludzka potrzeba, wieczna potrzeba Boga, zostaje wypierana przez potrzeby chwili. Wszyscy żyjemy w tym samym świecie, co inni, i nie jesteśmy „nieprzemakalni”. Możemy przesiąknąć współczesną mentalnością, jeśli stracimy kontemplatywny kontakt ze Słowem, które ten świat stworzyło i nieustannie stwarza. „Dzisiejszy świat – czytamy w Instrumentum laboris minionego synodu biskupów – wymaga osobowości kontemplatywnych, czujnych, krytycznych, odważnych. Wymaga on niekiedy nowych i nieznanych dotąd wyborów. Będzie wymagał szczególnych interwencji, które nie wypływają z przyzwyczajenia czy obiegowych opinii, lecz ze słuchania Słowa Pańskiego i tajemniczego dostrzegania Ducha Świętego w sercach”33. Kontemplacja nie jest luksusem, na który mogą pozwolić sobie „bardziej uduchowieni”. Jest potrzebą każdego duchownego. Bycie chrześcijaninem zakłada bycie kontemplatywnym.

Człowiek kontemplacji ma wzrok obmyty przez Słowo. Jego spojrzenie nie jest powierzchowne, zewnętrzne, lecz dociera do sedna treści codziennego życia. Nie tylko patrzy i ogląda, ale przenika i widzi wewnętrznie to, co ogląda: widzi i odczytuje rzeczywistość tak, jak widzi ją i odczytuje Bóg. W każdym punkcie historii, w każdej zawiłości dnia codziennego, w sytuacjach i sprawach najbardziej banalnych i najbardziej złożonych potrafi odczytywać wszystko oczami Boga i interpretuje je tak jak Bóg. To nie są „górnolotne życzenia”, które mogą się spełnić tylko w życiu „uduchowionych”. Kontemplacja jest powołaniem każdego zwykłego zjadacza chleba, powołaniem zarówno Piotra, jak i moim. I jest powołaniem codziennym. Ksiądz Adam przyznaje, że od kiedy wszedł w zażyłość ze Słowem, diametralnie zmieniło się jego odczytywanie codzienności: „Słowo Boże objawiło swoją aktualność niemal natychmiast. Bardzo szybko okazało się, że pozornie przypadkowe fragmenty Ewangelii przewidziane w Eucharystii (lekcjonarzu) na dany dzień są pisane dla mnie, ich trafność i dopasowanie do konkretnych sytuacji mojego życia w określonym dniu było bardzo zaskakujące – tak, jakby to właś­nie Bóg w swoim Słowie planował dzień lub przewidział to, co ma się zdarzyć, uprzedzając mnie jakby Słowem”34.

Piotr, którego spotykamy w Ewangeliach, będzie nam ciągle przypominał, że ilekroć tracić będziemy więź z Jezusem, Słowem Wcielonym, tylekroć chorować będą nasze oczy i serce. Będziemy zajmowali się wtedy rzeczami niepotrzebnymi, niezwiązanymi z życiowym powołaniem. Kiedy nie ma w nas zdolności do wewnętrznego widzenia rzeczy, a serce żyje z dala od Niego, wtedy nasza droga powołania prowadzić nas będzie do iluzorycznej duchowości, do życia pozornego i zajmowania się sobą, zamiast do odkrywania zamiarów Boga w osobistym życiu35. Zdolność do kontemplacji, która rodzi się z żałości ze Słowem, uczy nas mocno stąpać po ziemi. Nie odrywa nas od ziemi ani też nie stapia z nią. Pozwala stawać po stronie Bożego myślenia i odczytywać wszystko w perspektywie Bożej. Piotr dojrzał do tego momentu. Warto zdecydować się na drogę, która z prostego człowieka uczyniła skałę, z grzesznika – świętego. Tę drogę zna dobrze tylko ktoś Jeden. Ten, który jest Słowem i Drogą.

II. Szymon Piotr, syn Jony

Piotr, po Jezusie, jest najczęściej wspominaną osobą w Nowym Testamencie. Jego imię pojawia się 159 razy36. Petros – „skała” jest greckim przekładem aramejskiego imienia Kefa(s)37. Nadał mu je sam Jezus. W domu, gdzie się urodził, nadano mu imię jednego z synów patriarchy Jakuba38. Często spotykamy go pod rodowym imieniem Symeon lub Simon („człowiek płaskonosy”), które jest grecką formą hebrajskiego Shimeon, Shimon, Szemael („Bóg mnie wysłuchał”). Z pewnością był Żydem39, synem Jana40 (hebr. bar Jona). O matce nie wiemy nic. Jej imię nie pojawia się ani razu. Pochodził z Betsaidy41, miasteczka położonego na wschodnim brzegu Jeziora Galilejskiego.

W Nowym Testamencie mamy dziewięć ksiąg, które pozwalają poznać Szymona Piotra w różnych kontekstach życiowych: w jego środowisku rodzinnym, podczas trzyletniego przebywaniu z Jezusem, w dziejach pierwotnego Kościoła. Te Księgi to przede wszystkim cztery Ewangelie, a wśród nich źródło najstarsze – Ewangelia św. Marka42. Dalej – Dzieje Apostolskie, Pierwszy List do Koryntian, List do Galatów, Pierwszy i Drugi List św. Piotra. Wszystkie razem pozwalają nam spotkać się z Piotrem i poznać go „z innej strony”, na innym etapie rozwoju powołania, życia. Utrwalona w różnych księgach charakterystyka jego osoby jest bardzo złożona, bogata, nieraz odmienna, lecz zawsze zakorzeniona w historii relacji z Jezusem i w historii rodzącego się Kościoła43. Ewangelie przechowują cztery „ikony” Piotra w czasie od jego pierwszego spotkania z Jezusem, powołania, dojrzewania w czasie przebywania z Nim, przez kryzys wiary i powołania w dniach męki Mistrza, aż po przełom podczas spotkań ze Zmartwychwstałym. W Dziejach Apostolskich Piotr pojawia się od pierwszej stronicy, w wydarzeniu wniebowstąpienia Jezusa, potem w kolejnych wydarzeniach pierwotnej gminy chrześcijańskiej aż po zgromadzenie Soboru Apostolskiego w Jerozolimie. Jesteśmy także świadkami siedmiu mów Piotra wygłaszanych w przełomowych momentach życia tworzącego się Kościoła. Z Pierwszego Listu do Koryntian dowiadujemy się o apostolskim wpływie Piotra na mieszkańców Koryntu, o jego żonie towarzyszącej mu w podróży i o jego uprzywilejowanej pozycji jako świadka Zmartwychwstałego. W Liście do Galatów czytamy o spotkaniu Piotra z Pawłem, który odwiedza go w Jerozolimie. List relacjonuje także ich dysputę w Antiochii i podział kompetencji apostolskich: Piotr staje się głosicielem Słowa głównie wśród Żydów; Paweł głosicielem Ewangelii wśród pogan. Wreszcie dwa listy, które noszą w tytule imię Piotra44, które – choć według najnowszej krytyki biblijnej nie przesądzają o jego autorstwie – mogą wiele powiedzieć o „Opoce” Kościoła.

Księgi Nowego Testamentu opisują wiele wątków związanych z Piotrem, jednak żadna z nich nie jest jego biografią. Nie są kronikami. Autorzy natchnieni nie troszczą się o dokładny zapis jego słów czy wydarzeń z jego życia. Chcą być świadkami wiary ukazującymi Osobę Jezusa i Piotra, który powoli rozpoznaje w Nim Mesjasza, Syna Bożego, Boga-Człowieka. Księgi natchnione są chrześcijańską interpretacją faktów i nauczania Chrystusa, są interpretacją życia Piotra dokonaną w świetle wiary popaschalnej45. Nie mamy wątpliwości co do historyczności postaci Piotra. Pozostawiamy innym badanie historyczności źródeł i każdego słowa czy poszczególnych faktów z jego życia. Autorzy natchnieni byli przede wszystkim zainteresowani tym, aby pokazać, jak konkretna ludzka historia staje się historią zbawienia, kiedy wkracza w nią Jezus Zbawiciel i ze zwykłego rybaka czyni swego gorliwego naśladowcę i apostoła.

Piotr i Jezus

Chcemy prześledzić szczególne momenty z życia Piotra, które związane są z osobą Jezusa Chrystusa. Będziemy je zgłębiać pod natchnieniem Ducha, który tchnie nieustannie w świętych Pismach. Wierzymy, że Boży Duch tak jak był obecny przy hagiografach redagujących święte Księgi, tak jest obecny przy nas, czytających je obecnie. Chcemy więc podjąć lectio divina, a nie lectio Humana, świętych stronic mówiących o Piotrze; będziemy czytać je zgodnie z Bożym natchnieniem, a nie według ludzkich kryteriów. Interesuje nas historia teologiczna, a nie faktograficzna. To właśnie Osoba Jezusa Chrystusa jest tą „Księgą ksiąg”, która mówi nam najwięcej o Piotrze. On jest jedynym kompetentnym autorem życiorysu Szymona, syna Jony, który staje się Piotrem. To właśnie szczególna relacja z Jezusem nadała wyjątkowość jego historii życia. Każde spotkanie z żyjącym Mistrzem, od pierwszego po ostatnie, staje się dla niego przełomowe. Za każdym razem gdy spotyka Jezusa, przebywa z Jezusem, rozmawia z Nim, staje się innym człowiekiem, do tego stopnia, że kiedy w pewnym momencie życia traci relację z Jezusem, zatraca także swoją tożsamość i sens życia. Życie i tożsamość Piotra wyjaśniają się etap po etapie, zawsze w relacji z życiem, tożsamością i misją Jezusa46. Jego nieznana historia, zwyczajna jak historie wielu rybaków znad Jeziora Tyberiadzkiego, staje się pasjonująca od chwili, kiedy Piotr poznaje Jezusa i zaczyna Mu towarzyszyć z wielkim oddaniem. Pasjonująca, choć do końca swoich dni w oczach ludzkich pozostanie człowiekiem „z prostego ludu” (idiotes) i „analfabetą” (agrammatos)47. W oczach faryzeuszów i uczonych w Piśmie był idiotą i nieukiem, w oczach Jezusa Kefasem, czyli Skałą48.

Zanim stał się „skałą”, był jak kamień nieobrobiony, zawierający w sobie wszystkie przyszłe formy. Pod dłutem Jezusa, który widział w nim i surowość, i solidność, i bogactwo możliwości, stał się już tylko Jego dziełem49. Z charakteru silny, impulsywny, gorący, zdecydowany, ale także zarozumiały, bojaźliwy i chwiejny. W życiu z Jezusem przeżywał różne okresy: raz świetlane, pełne entuzjazmu i apostolskiego ognia, innym razem mroczne, nasycone buntem i niewiernością, lecz zawsze pozostawał człowiekiem „rozpalonym”, którego reakcje, gesty i słowa trudno zapomnieć. Obok Piotra nie da się przejść obojętnie: albo zachwyca, albo niepokoi. Zawsze sobą porusza. Jego „punkty górne” i „dolne” w życiu i zachowaniach są związane z jego punktami krytycznymi w spotkaniach z Jezusem. Każde spotkanie, każda rozmowa z Nim staje się momentem krytycznym, staje się najlepszą krytyką Piotra. Piotra nie można zrozumieć bez Jezusa. Bez Niego nie byłby tą samą osobą. I jest to prawdą do tego stopnia, że gdy w chwili zagubienia przestaje być z Jezusem, przestaje być sobą, oddalając się od Jezusa, oddala się od siebie, gubiąc Jezusa, gubi siebie. By zbliżyć się do Piotra, trzeba zbliżyć się do Jezusa, by poznać Piotra, trzeba bardziej poznać Jezusa – być przy Nim razem z Piotrem50. Tożsamość Piotra rodzi się i rozwija dzięki relacji z Jezusem. Wykres tego rozwoju nie ma bynajmniej postaci linii pnącej się w górę, ale przypomina raczej postać sinusoidy – z fazami górnymi i dolnymi. Potrafi w jednej chwili zostawić wszystko dla Niego i w jednej chwili Go opuścić. Upada Mu do kolan i wyznaje swoją grzeszność i kwestionuje Jezusa, gdy Ten przepowiada zaparcie się Piotra. Zaklina się, że pójdzie z Nim nawet do więzienia, na śmierć i opuszcza Go w chwili, gdy pojmany Mistrz zostaje sam. Trzy razy się Go wypiera i trzy razy wyznaje Mu swoją miłość. Nie wahał się protestować, wyrażać swoje wątpliwości, wykręcał się, ale choć upadał, to jednak się podnosił. „Człowiek taki jak wszyscy ludzie, omylny, ale którego słabość ostatecznie ratuje”51. Taki był Piotr aż do starości, kiedy wyciągnął swoje ręce i pozwolił się Jezusowi poprowadzić, dokąd nie chce. Taki Piotr jest nam bardzo bliski. Nie ten ze słodkich obrazków z aureolą świętości, ale ten ze świętych stronic Ewangelii: Piotr o wielkich pragnieniach, hojny i wielkoduszny, ale także słaby, grzeszny, który nie sam z siebie, ale z Jezusa staje się skałą. Cokolwiek by powiedzieć o jego ambiwalencji w dojrzewaniu do roli, jaką wyznaczył mu Jezus, mimo błędów i upadków, ostatecznie zachowa nadzieję i pozostanie silnie zakorzeniony w Tym, w którego uwierzył.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

„Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas” (J 1, 42)

Dzień IPoczątek

Dostępne w wersji pełnej

„Pójdźcie za Mną” (Mk 1, 17) „Nie bój się” (Łk 5, 10)

Dzień IIPowołanie

Dostępne w wersji pełnej

„I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli… Szymona, któremu nadał imię Piotr…” (Mk 3, 14.16)

Dzień IIIWybór

Dostępne w wersji pełnej

„Panie, ratuj mnie!”„Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”(Mt 14, 30; 16, 16)

Dzień IVDojrzewanie

Dostępne w wersji pełnej

„Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”

„To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!” (Mk 8, 33; 9, 7)

Dzień VKryzys

Dostępne w wersji pełnej

„Nie znam Go…” (Łk 22, 57)

Dzień VIOdejście

Dostępne w wersji pełnej

„Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham” (J 21, 17)

Dzień VIINowy początek

Dostępne w wersji pełnej

Bibliografia

Dostępne w wersji pełnej

Przypisy

1 G. Ravasi, Jak długo, Panie? Wędrówka przez tajemnicę cierpienia i zła, Wyd. Jedność, Kielce 2004, s. 56.

2 D. Bonhoeffer, Opór i poddanie, cyt. za: G. Ravasi, Jak długo, Panie?…, s. 7.

3 Por. A. Cencini, Drzewo życia. Ku modelowi formacji początkowej i permanentnej, Wyd. SALWATOR, Kraków 2006, s. 105.

4 Por. Ez 37, 12.

5 Por. Ez 36, 26-27.

6 I. Gargano, Chcemy ujrzeć Jezusa. Lectio do fragmentów Ewangelii św. Marka i św. Jana, Wyd. SALWATOR, Kraków 2004, s. 41.

7 Świadectwo na zakończenie Szkoły Wychowawców Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych 2007–2009, archiwum Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, Kraków 2009.

8 Ojcowie starożytni nazywali Słowo „sakramentem słyszalnym” (sacramentum audibile), a sakrament „słowem widzialnym” (verbum visibile). W jednym i drugim działa ten sam Duch. Sakrament jest najwyższym urzeczywistnieniem Słowa. Por. B. Forte, Rekolekcje Papieskie. Podążając za Tobą, światłem życia, Wyd. WAM, Kraków 2005, s. 132.

9 Por. I. Gargano, Lectio divina. Wprowadzenie, Wyd. Księży Sercanów, Kraków 2001, s. 18–19.

10 List Jego Świątobliwości Benedykta XVI na rozpoczęcie Roku Kapłańskiego z okazji 150. rocznicy dies natalis świętego proboszcza z Ars, Watykan 2009.

11 K. Gebert, 54 komentarze do Tory, Wyd. Austeria, Kraków 2004, s. 13.

12 Świadectwo na zakończenie Szkoły Wychowawców…

13 XII Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów, Słowo Boże w życiu i misji Kościoła. Instrumentum laboris, Watykan 2008, nr 24.

14Jan Paweł II,Novo millennio ineunte. List apostolski do biskupów, duchowieństwa i wiernych na zakończenie wielkiego jubileuszu roku 2000, nr 39.

15 Benedykt XVI, Słowo Boże źródłem odnowy Kościoła. Do uczestników kongresu z okazji 40. rocznicy ogłoszenia soborowej Konstytucji Dei verbum 16 IX 2005, „L’Osservatore Romano” 26(2005), nr 11–12, s. 25.

16 XII Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów, Słowo Boże w życiu i misji Kościoła…, nr 38.

17 Świadectwo na zakończenie Szkoły Wychowawców.

18 H.U. von Balthazar, Chrześcijanin i lęk, Wyd. WAM, Kraków 1997, s. 11–12.

19 Por. A. Cencini, Ksiądz zawsze „człowiekiem modlitwy”?, w: „Pastores” 44(3) 2009, s. 78.

20 Św. Grzegorz Wielki, za: H. de Lubac, Słowo Boga w historii człowieka, Wyd. M–Znak, Kraków 1997, s. 94.

21 Zob. Ewagriusz z Pontu, Pisma ascetyczne, Wyd. Benedyktynów, Tyniec–Kraków 1998, t. 1, s. 206–214.

22 Por. Hbr 4, 12.

23 A. Cencini, Prawda życia. Formacja ciągła umysłu wierzącego, Wyd. SALWATOR, Kraków 2009, s. 317.

24 Por. R. Cantalamessa, Twoje słowo…, s. 70.

25 K. Gebert, 54 komentarze…, s. 6.

26 Por. tamże, s. 8.

27 Por. F. Manns, Sinfonia Della Parola.Verso una teologia dellaScrittura, Edizioni Terra Santa, Milano 2008, s. 134.

28 Por. A. Cencini, Drzewo życia…, s. 203.

29 Por. Hbr 4, 13.

30 Por. tamże, s. 35.

31 A. Cencini, Prawda życia…, s. 326.

32 H. Nouwen, W imię Jezusa. Refleksja nad chrześcijańskim przywództwem, Wy­daw­nictwo SALWATOR, Kraków 2004, s. 40–42.

33 XII Zwyczajne Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów, Słowo Boże w życiu i misji Kościoła…, nr 38.

34 Świadectwo na zakończenie Szkoły Wychowawców.

35 Por. J. Neuner, W drodze z Chrystusem, Wyd. WAM, Kraków 1992, s. 176.

36 Por. J. Flis, Konkordancja Starego i Nowego Testamentu do Biblii Tysiąclecia, Oficyna Wydawnicza „Vacatio”, Warszawa 1996, s. 2018.

37 Dokładniej ujmując, greckie petros jest zmaskulinizowaną formą rzeczownika petra: „skała”, „opoka” i odpowiednikiem przydomka Kefas, który z kolei jest zhellenizowaną formą aramejskiego Kefa: „skała”. Por. Cz. Bosak, Słownik postaci Nowego Testamentu, MIPEP-DOCETE, Pessano 1995, s. 351.

38 Zob. Rdz 29, 32.

39 W Liście do Galatów (2, 14-15) w związku z incydentem, jaki miał miejsce w Antiochii, Paweł pisze: „Gdy więc spostrzegłem, że nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii, powiedziałem Kefasowi wobec wszystkich: «Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?». My jesteśmy Żydami z urodzenia, a nie pogrążonymi w grzechach poganami”.

40Zob. J 1, 42; 21, 15-17.

41Zob. J 1, 44.

42Por. C. P. Thiede,Simon Pietro. Dalla Galilea a Roma, Ed. Massimo, Milano 1999, s. 21.

43 Por. M. Mazzeo, Pietro.Roccia della Chiesa, Paoline Ed., Milano 2004, s. 16.

44 Zob. 1 P 1, 1; 2 P 1, 1.

45 Por. M. Mazzeo, Pietro..., s. 15–16.

46 Por. tamże, s. 9.

47 Zob. Dz 4, 13.

48 Zob. J 1, 42; Mt 16, 18.

49 Por. J.P. Roux, Jezus, Wyd. Znak, Kraków 1995, s. 231.

50 Por. M. Mazzeo, Pietro…, s. 13.

51 Por. J.P. Roux, Jezus…, s. 231.

RedakcjaZofia Smęda

KorektaAnna Śledzikowska

Projekt okładkiks. Jacek Chrząściel SDS

Na okładceWlastimil Hofman, św. Piotr Ewangelista, kościół Franciszkanów w Szklarskiej Porębie

Redakcja techniczna i przygotowanie do dru­kuAnna Olek

Opracowanie i przygotowanie plikuWydawnictwo Salwator

Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał

© 2018 eBook Wydawnictwo SALWATOR ISBN 978-83-7580-627-4

Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. 12 260-60-80, e-mail: [email protected]