The Fabric of Our Souls - Moronova K.M. - ebook + książka

The Fabric of Our Souls ebook

Moronova K.M.

4,8
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Nazywam się Wynn Coldfox, mam dwadzieścia sześć lat i chcę umrzeć.

Nie jestem jednak zbyt dobra w zadawaniu sobie śmierci, dlatego brat umieścił mnie w Harlow Sanctum - niekonwencjonalnym ośrodku terapeutycznym. Tak teraz nazywają psychiatryki dla bogaczy. Ma nadzieję, że tu uleczą moją chorą duszę.

Zaraz po przyjeździe do ośrodka ląduję w pokoju z okrutnym, pozbawionym zasad mężczyzną o zimnych, niebieskich oczach i drapieżnym uśmiechu, który uwielbia ból i mroczne sekrety. Nienawidzę go tak bardzo, że mam ochotę krzyczeć, chcę go uderzyć, marzę, by cierpiał i… go pragnę.

I wiem, że Liam Waters nienawidzi mnie równie mocno. Pomysł, że przebywanie z nim w dzień i w nocy miałoby mi pomóc, jest śmieszny. Żałosny wręcz, bo te jego spojrzenia powodują, że płonę z wściekłości. To wściekłość, prawda?

Harlow kryje w sobie jednak coś bardziej przerażającego. Podobno pacjenci znikają tu bez śladu. Może to tylko legenda opowiadana o zmroku? A jeśli ludzie rzeczywiście giną, czy mężczyzna o niebieskich oczach ma z tym coś wspólnego?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 283

Rok wydania: 2025

Oceny
4,8 (12 ocen)
10
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Vessa

Nie oderwiesz się od lektury

Mega emocjonująca.
00
karololka83

Nie oderwiesz się od lektury

Nigdy nie czytałam takiej książki… jest piękna…totalny wyciskacz łez
00
Zaczytana_13

Nie oderwiesz się od lektury

Totalnie nie spodziewałam się po niej niczego konkretnego, a już na pewno nie tego jakie ona zrobi na mnie wrażenie, i że zostawi mnie w rozsypce i z kacem. Ta szara moralnie, absolutnie odrealniona fabuła sprawiła, że ta historia była nieodkładalna, a poziom napięcia sprawił, że na karku czułam tę mroczną, klimatyczną otoczkę, jaką autorka zbudowała wokół bohaterów. Ta książka jest i piękna i tragiczna jednocześnie, emocjonalnie druzgocąca. Nie jest łatwa w odbiorze chociażby przez sam wzgląd na to, że akcja dzieje się w ośrodku leczenia zdrowia psychicznego, a bohaterowie zmagają się ze swoimi demonami, które mają wpływ na ich psychikę. Ta niespełna 320stronicowa powieść jest tak naszpikowana emocjami różnej maści, że brak mi słów aby ją opisać, z drugiej strony mogłabym wykrzyczeć wszystko to co czuje względem niej. To było coś tak innego, niż książki które dotychczas czytałam, coś nowego, odświeżającego, jakby zupełnie inny wymiar romansu, stąd ta jej wyjątkowość. ‼️Jednak z...
00
PaniMeduza82

Nie oderwiesz się od lektury

Spodziewałam się trochę innego zakończenia.
00

Popularność



Podobne


Tytuł oryginału: The Fabric of Our Souls

Projekt okładki: by K. M. Moronova

Redaktorka prowadząca: Agata Then

Redakcja: Dorota Kielczyk

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Bartosz Szpojda, Aleksandra Zok-Smoła (Lingventa)

2023 by K. M. Moronova LLC.

Książka została wydana po raz pierwszy w języku angielskim w 2023 roku przez The Orion Publishing Group Ltd.

© for this edition by MUZA SA, WARSZAWA 2025

© for the Polish translation by Sylwia Chojnacka

Drogi Czytelniku/Droga Czytelniczko!

Ta książka porusza tematy i zawiera zachowania, które mogą urazić odbiorców bądź wywołać niepokój, zalecamy ostrożność podczas czytania.

Wszystkie wydarzenia i postaci przedstawione w książce są fikcyjne.

Ostrzeżenie dotyczące treści: choroba psychiczna, samobójstwo, śmierć, przemoc psychiczna, fizyczna i seksualna.

ISBN 978-83-287-3435-7

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

Tym pełnym bólu, którzy potrzebują czegoś mrocznego, ponurego i pięknego.

Rozdział 1Wynn

Urodziłam się ze złym sercem.

Dosłownie i w przenośni.

Według większości moich bliskich jestem oziębłym czarnym charakterem każdej historii, a jak na ironię mam również wadę serca, która ostatecznie mnie zabije. Szczęściara ze mnie.

Jeśli taki jest Boży plan dla mnie, to dziękuję.

Wolę umrzeć.

Krew spływa mi po opuszkach palców. Jest zimniej, niż myślałam. Niektórzy mówią, że to nie boli – o nie, boli bardzo.

Czerwone krople kapią kap, kap, kap na płytki pode mną, przez co nie mogę się skupić. Trudno mi przypomnieć sobie dobre rzeczy, które rzekomo pojawiają się w takiej sytuacji.

Przychodzą mi na myśl tylko te złe. Podli ludzie i to, co powiedzieli; to, co ja też powiedziałam.

Ktokolwiek wymyślił frazę: „kije i kamienie mnie połamią, ale słowa nigdy mnie nie zranią”, jest dupkiem, nie sądzicie? Słowa naprawdę bolą bardziej niż ciosy kamieniami. Dzięki, że próbowaliście mi to wyperswadować. Coś wam nie pykło.

Nazywam się Wynn Coldfox. Mam dwadzieścia sześć lat i chcę umrzeć.

Chcę umrzeć.

No i proszę – powiedziałam to.

Czy to coś zmienia?

Czy kogoś szokuje? Niektórzy wtajemniczeni znali prawdę, ale wciąż nazywali mnie złem wcielonym, żałosną suczą, potworem.

Odpowiedź brzmi: nie, prawdopodobnie nie, może odrobinę.

Czasami ciemność wewnątrz mnie myśli, że tego właśnie chcieli przez cały czas – abym w końcu się poddała.

Cóż, witajcie w tym popieprzonym przedstawieniu.

Kurtyna!

Nie da się wyjaśnić, dlaczego taka jestem. To coś, co trzeba znosić w całości, całkowicie. Głęboka i pusta dziura w twoim ciele, która nigdy się nie zamyka, bez względu na to, czym próbujesz ją wypełnić. Bez względu na to, jaką nicią spróbujesz ją zaszyć, ciągle będzie się rozpruwać i swędzieć. Wyjście awaryjne, które cierpliwie czeka na każdego, kto zbłądzi.

Lekarz mówi, że to brak równowagi chemicznej w mózgu, i skubany pewnie ma rację. Ale to nie powstrzymuje bardzo realnej, autentycznej nicości, która pustoszy całą moją istotę. Tabletki nie pomagają, nigdy nie pomagały, a żaden z terapeutów, zdaje się, nie rozumie, dlaczego jestem tak popieprzona. Myślą, że udaję czy coś. To niech sobie myślą.

Gapię się w gładki sufit szpitalnej sali, żeby nie patrzeć na brata. Nie śpię już od co najmniej godziny i żadne z nas nie odezwało się ani słowem.

– Dlaczego? – pyta w końcu James z rękami splecionymi przed sobą, z białymi knykciami. Ma na sobie elegancki granatowy garnitur. Drogi. Czarny zegarek na nadgarstku błyszczy nowością. Prezent od nowej kochanki? Prezent dla samego siebie za odniesiony sukces? Nie pytam go o to, nie zawracam sobie tym głowy.

– Przestań, James. – Biorę głęboki oddech i siadam na łóżku; niechętnie napotykam spojrzenie brata.

– Dlaczego nie możesz po prostu… nie być taka? – Przesuwa dłonią po zmęczonej twarzy. Jego brązowe oczy są przepełnione smutkiem i złością.

No jasne, bo przecież sama się prosiłam o to, żeby taka być.

– Wyjaśniałam ci to wiele razy, James. Nie rozumiesz tego. Nigdy nie zrozumiesz – mamroczę bez entuzjazmu. Kiedyś wkurzały mnie te jego pytania. Ale na szczęście dla tych, którzy sami czegoś takiego nie doświadczyli, jest to trudne do ogarnięcia.

James marszczy brwi i ponownie łączy palce przed sobą, przyciska je do ust w zamyśleniu, a łokcie opiera na kolanach. I tak siedzi, wpatrując się we mnie z kąta pokoju jak w nieposłusznego zwierzaka. Kręci głową; w milczeniu patrzy za okno przez kilka minut, odchylony na tandetnym niebieskim krześle, które wygląda na zużyte i niewygodne. Kładę się i zaciskam pięści na prześcieradle. Nie odrywam wzroku od oczu brata, żeby nie widzieć swoich nadgarstków. Bolą, ale jeśli nie będę patrzeć, nie będę musiała mierzyć się z obrzydliwą rzeczywistością. Unikanie to mój mechanizm obronny od zawsze. Jeśli o czymś nie myślę, wtedy to nie ma znaczenia. Dzień płynie dalej.

Zaciskam zęby i próbuję rozładować napięcie między nami.

– Nie musiałeś przyjeżdżać aż tutaj.

James nienawidzi szpitali. Przypuszczam, że ma to związek ze wszystkim: przepracowane pielęgniarki, ponure szare sale, monotonne wypłowiałe zasłony, zakrywające małe okna, ten zapach. Śmierć, która utrzymuje się w ścianach.

A konkretniej mówiąc, nienawidzi szpitali od śmierci mamy. Mój brat wstaje i podchodzi do łóżka; serce mi zamiera, gdy zdaję sobie sprawę, że płacze. Nigdy wcześniej nie widziałam jego łez, ani razu. James Coldfox to twardziel, który ukrywa uczucia i nie pokazuje pęknięć. Zamyka się głęboko w murach zabetonowanych dawno, dawno temu. Ale teraz drżą mu mięśnie szczęki. Delikatnie chwyta mnie za rękę, a jego łzy kapią na moją skórę.

Odwracam wzrok w stronę matowej szarej podłogi tej pieprzonej ponurej sali. Nie mogę znieść jego spojrzenia. Wiem, że to, co zrobiłam, było złe.

Ale jestem taka zmęczona. Jak mam mu powiedzieć, że chcę spać wiecznie? Na łóżku usłanym różami lub w cholernej urnie, to bez znaczenia – gdziekolwiek, byle nie tutaj.

Płonę w środku i to tak boli.

Chcę, żeby po prostu przestało boleć.

Powinnam wcześniej wznieść mury z betonu tak jak on. Próbowałam być wrażliwa. Próbowałam nawet durnej, bezsensownej miłości. Często zastanawiam się, czy byłabym inna, gdybym tego nie zrobiła. Teraz moje mury są nie do przebicia – nikt nie wchodzi, ja nie wychodzę.

Palce Jamesa są ciepłe; czule chwyta moje dłonie, gdy mamrocze:

– To przez pracę? Znowu zerwałaś z tym dupkiem Salemem? Co jest takiego złego w życiu, że wolisz umrzeć? – Kręci głową i spuszcza wzrok, a kiedy nie odpowiadam, ciągnie drżącym głosem: – Kocham cię, Wynn. Tak bardzo ciękocham. Chcę, żebyś o tym wiedziała, dobrze? Jesteś wszystkim, co mi zostało na tym świecie.

Praca jest do bani, to fakt. Nie wspominam o tym, że właśnie rzuciłam robotę. Trzecią w tym roku.

Korpobiura to obozy dla samobójców. Upychają cię w boksie wielkości kabiny prysznicowej i oczekują, że będziesz się rozwijać. „Postaw sobie kilka roślinek i rodzinnych fotek”. Godzinami słuchasz kaszlących ludzi i dzień w dzień patrzysz w ich martwe oczy. Jesteś świadkiem, jak ktoś w końcu przechodzi na emeryturę po długich latach poświęceń dla firmy, która zastąpi go w ciągu dwóch tygodni.

Salem to tylko koleś, z którym uprawiałam seks. I ten seks nie był nawet dobry. Gnojek mnie zdradzał. Ale w dupie to miałam – koniec z tym palantem.

Myślę, że bycie wszystkim, co pozostało Jamesowi na świecie, powinno stanowić wystarczający powód, aby spróbować się poprawić. Ale próbowałam… tyle razy, a smutek nie znika. Noce, które spędzam na wpatrywaniu się w ciemność, nie rozjaśniają się.

– Chcę omówić możliwość umieszczenia cię w placówce terapeutycznej. – Pochyla głowę, a moje serce się kurczy.

– Zamierzasz mnie wsadzić do pieprzonego psychiatryka? – Próbuję wyrwać rękę z jego uścisku, ale trzyma mocno. Podnoszę na niego wzrok; mój gniew natychmiast znika w starciu ze smutkiem, który promieniuje z duszy Jamesa. Spuszczam głowę. – Przepraszam… Myślę, że to może być dobra decyzja. – Drugą dłoń przyciskam do czoła, aby stłumić nadciągający ból głowy, który atakuje czaszkę. – Jestem po prostu taka zmęczona, James.

Siada obok mnie.

– To nie twoja wina, że taka jesteś… Przechodziliśmy przez to tyle razy, Wynn, ale wiesz co? – Mówi nieco głośniej, siada prosto. W jego oczach pojawia się obrzydliwy błysk nadziei. – Ten ośrodek ci pomoże. Mają najwyższy wskaźnik sukcesów w leczeniu osób takich jak ty.

Leczenie osób takich jak ty. Osób. Takich. Jak. Ty.

Mój umysł jest plagą, którą trzeba zniszczyć, a ludzie tacy jak ja są przeklęci, skazani na to, aby wiecznie gonić za tajemniczym eliksirem.

Czy po wyleczeniu będę taka sama?

O ile zostanę wyleczona.

Kiwam głową; lepiej przejść do rzeczy mniej przygnębiających. Można porozmawiać na przykład o pogodzie. Zrobię wszystko, żeby zmienić temat, nawet na pracę Jamesa w korpo, z której jest przecież taaaki zadowolony. Każdy widzi, że jego dusza powoli umiera. To właśnie robi z nami prawdziwy świat, nie? Zapierdalaj ponad czterdzieści godzin tygodniowo, a jak przyjdzie do zakupów, martw się w spożywczym, czy cię stać na jedzenie.

Ale przypuszczam, że radzi sobie znacznie lepiej niż ja kiedykolwiek. Może nawet nie przejmuje się takimi rzeczami.

– Myślisz, że cię awansują?

– Szef powiedział, że to pewne i mogę się spodziewać awansu w ciągu najbliższego miesiąca…

– Hej, już po godzinach odwiedzin. Przykro mi, ale musisz wyjść – przerywa Jamesowi pielęgniarz; niesie worek z kroplówką i kilka białych ręczników. Jego czarne włosy idealnie układają się na boskiej głowie, żuchwa jest ostro zarysowana, a oczy mają wyjątkowo kuszący odcień niebieskiego.

Przystojny, ale coś mnie odpycha w sposobie, w jaki na mnie patrzy. To nie litość, jaką zawsze widać u innych osób z personelu. Jego wyraz twarzy jest zimny, zgorzkniały i może trochę zaciekawiony.

James przewraca oczami, ale uśmiecha się do mnie.

– Wrócę jutro. Zatrzymam się w motelu po drugiej stronie ulicy, gdybyś czegoś potrzebowała, okej?

Macham lekceważąco.

– Nic mi nie będzie. Już tutaj tego dopilnują – dodaję dla żartu, ale James wcale nie uważa tego za zabawne.

Pielęgniarz natomiast śmieje się chłodno, gdy zasuwa zasłony i kładzie ręczniki na stoliku pod oknem. James i ja gwałtownie obracamy głowy w jego stronę. Jestem w szoku, ale brat kipi złością.

– Czy ty właśnie, kurwa, śmiałeś się ze stanu mojej siostry? Ona jest chora! – krzyczy, zapędzając pielęgniarza w kąt. Prawie spadam z łóżka, gdy próbuję powstrzymać brata.

– Przestań! Żartowałam, a on się tylko zaśmiał – błagam.

James ściska w pięści pielęgniarski fartuch i spogląda na plakietkę z nazwiskiem.

– Cóż, z samego rana złożę skargę, Hull. – Puszcza chłopaka, przeprasza i żegna się ze mną. Potem jednak idzie w stronę recepcji zamiast do wyjścia.

Świetnie. Teraz czuję się jak zwykła menda.

Pielęgniarz chichocze cicho, gdy wymienia woreczek z kroplówką; ośmielam się popatrzeć na Hulla. Lampka nocna oświetla jego twarz od dołu; niebieskie oczy spoglądają na mnie. Biorę głęboki wdech, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują. Jest zajebiście piękny. Trudno uwierzyć, że pracuje jako pielęgniarz. Nie wygląda na inteligentnego i pomocnego typa.

Pod scrubsami nosi czarną koszulkę Under Armour – aby zakryć dziary, wnioskuję po małych cierniach wytatuowanych na jego nadgarstku. Czarne kółko wieńczy ucho, a z tyłu widać mały tatuaż z rzymską dwójką.

– Przepraszam za brata, nie powinnam tak żartować. Źle się czuję, a on długo tu do mnie jechał. – Spuszczam wzrok na zabandażowane nadgarstki. Czuję się winna, ale ani razu nie popłakałam się z tego powodu. Nie wydaje mi się to smutne. Moja choroba sprawia, że tęsknię za mrocznymi rzeczami, i właśnie dlatego James próbuje umieścić mnie w ośrodku. Powinnam rozpaczać. Nie mam jednak takich emocji.

Już nie.

Co za choroba odbiera ci pieprzone emocje? To niesprawiedliwe.

Pielęgniarz Hull skupia się z powrotem na kroplówce i obdarza mnie okrutnym uśmiechem.

– Cóż, ja uznałem, że to zabawne. Jako osoba postronna. Bracia są po prostu nadopiekuńczymi dupkami i człowiek jest na nich skazany. Dla rodzeństwa zrobimy przecież wszystko.

Unoszę brew i obserwuję, jak chłopak okrąża łóżko; przechodzi na drugą stronę, chwytając po drodze ręczniki ze stolika.

– Dziwny z ciebie pielęgniarz. – Przesuwam się do tyłu, żeby się położyć. Leki sprawiają, że ogarnia mnie jeszcze większe zmęczenie i mam zawroty głowy. Może jutro zrobię sobie makijaż i znów poczuję się jak człowiek.

Śmieje się. Dźwięk jego głębokiego głosu wywołuje u mnie gęsią skórkę.

– Naprawdę? Przyjąłem do wiadomości. Panna Coldfox, prawda? Wynn Coldfox? – Pochyla się i spogląda na mnie spod lekko przymkniętych powiek; czai się w nich ciemność, a w moim żołądku krąży jakiś przeszywający niepokój. Rany, koleś jest absolutnie zabójczy.

– Nie powinieneś wiedzieć, kto leży w danej sali? – dziwię się, marszcząc brwi. Nie pasuje do tej roli. Zastanawiam się, ile skarg na niego wpłynęło, odkąd tu pracuje.

Trzeba dodać mojego brata do tej listy.

Odkłada ręczniki do szafki i zaczesuje ciemne włosy do tyłu. Jego opalona skóra jest nieco ciemniejsza niż moja, ale tylko nieznacznie. Przygryzam dolną wargę, aby stłumić okropne wizje, które mój odurzony lekami umysł próbuje tworzyć o jego twardych mięśniach klatki piersiowej i ramion.

– Wiedziałem, że to ty. Próbuję tylko podtrzymać pogawędkę – rzuca obojętnie, po czym wyłącza telewizor, w którym przez cały dzień leciał ten sam nudny serial z lat dziewięćdziesiątych.

Kiwam głową i nawet nie silę się na udawany uśmiech.

– Jesteś do kitu w pogawędki, pielęgniarzu Hull.

Spogląda na mnie z grymasem, rozważając coś, a potem pochyla się tak, że jego twarz znajduje się zaledwie kilka centymetrów od mojej.

– Potrafisz dochować tajemnicy? – szepcze.

Zaskoczona, gwałtownie wciągam powietrze. Jest obłędnie piękny, ale dostrzegam w nim okrucieństwo, które sprawia, że moje serce bije szybciej.

– Jasne, chyba tak.

Uśmiecha się i pociąga za plakietkę z nazwiskiem przypiętą do scrubsów.

– Nie jestem Hullem. Pożyczyłem ten strój.

Jego rozbawienie jest niepokojące. Mrużę oczy.

– Co, u diabła… Dlaczego?

Wzrusza ramionami i idzie w stronę drzwi. Pstryka wyłącznik światła i moja lampka nocna gaśnie.

– Żebym nie dostawał skarg od ludzi takich jak twój brat.

Śmieje się, gdy cicho zamyka drzwi.

Zostaję w ciemności szpitalnej sali; z głupim uśmiechem wpatruję się w tandetny sufit ułożony z płyt, zastanawiając się, kto to, do cholery, był.

I czy zobaczę go ponownie.

Rozdział 2Wynn

James pomaga mi odstawić filiżankę kiepskiej kawy na białą plastikową tacę z boku łóżka. Nie obchodzi mnie, że nie jest to wyszukana mieszanka ziaren, po prostu zależy mi na tym, aby gorzki płyn spłynął do gardła w tej chwili.

– Ostrożnie, poparzysz sobie rękę, jeśli rozlejesz – upomina.

Jest ósma rano; nikt nie prosił go o tak wczesną wizytę. Chociaż ona wiele dla mnie znaczy. Nawet jeśli mnie obudził i rozchylił zasłony bez ostrzeżenia, aż prawie oślepłam.

Wyciąga laptopa i zaczyna na nim klikać. Szef i tak pozwala mu pracować z domu przez większość dni, więc opuszczenie Kolorado i lot do Montany nie były dla niego aż tak wielkim wyzwaniem. Czasami myślę, że James naprawdę czerpie satysfakcję z pracy, podróży i chodzenia w garniturze, nawet jeśli jedynymi osobami, które dziś zobaczy, będę ja i personel szpitala.

Wciąż jednak czuję się z tym okropnie. To oczywiście nie miało się tak skończyć. Liczyłam, że nie będzie mnie tutaj po tym wszystkim. Mimo to przykro mi z powodu mojej współlokatorki, która nie chce teraz ze mną rozmawiać, i brata, że musi męczyć się ze swoją dorosłą młodszą siostrą.

Kawa smakuje jak zwykła lura, moja dusza jednak rozpala się na nowo, gdy popijam gorący płyn. Patrzę, jak James pisze przez chwilę. Tęsknię za własnym laptopem; usiłuję sobie przypomnieć, nad czym pracowałam w noc, kiedy postanowiłam umrzeć. Czy to ma znaczenie? Nadal nie jestem pewna.

Oczywiście nie wrócę do tamtego życia. Teraz czeka mnie pobyt w ośrodku.

Przenoszę spojrzenie na szafkę; obok lampki leży czarny pierścień. Dziwne, na pewno nie było go tam wczoraj. Odstawiam papierowy kubek i biorę pierścionek. Jest zimny i matowy, nie ma w nim nic szczególnego, żadnych grawerów ani znaków.

Kiedyś, gdy byłam dzieckiem, mama zostawiała na mojej nocnej szafce różne rzeczy.

Przywoziła mi kryształy ze swoich wyjazdów służbowych. Wspomnienia jej podróży i kamieni pochłaniają mnie na kilka chwil, zanim mroczna, posępna teraźniejszość je wyprze. Moja matka była gniewną, okrutną kobietą.

Oczekiwała, że w szkole będę chodzącym cudem. Może wtedy po raz pierwszy zachorowałam. Zastanawiam się nad tym, przesuwając kciukiem po gładkiej krawędzi metalu.

– Ty to przyniosłeś? – Trzymam czarny pierścionek przed Jamesem. Brat spogląda w górę przez sekundę, po czym kręci głową i wraca wzrokiem do ekranu.

A może to pielęgniarz z wczoraj? Spoglądam na drzwi. Przecież nie mam zakazu wychodzenia z sali. Stawiam nogi na zimnej podłodze. Chłód szarych płytek przenika przez skarpetki do stóp, aż drżę i muszę potrzeć ramiona.

– A ty dokąd? – James przestaje pisać i marszczy brwi. Za kilka lat przez ten grymas zrobią mu się głębokie zmarszczki.

– Idę rozprostować nogi. Wrócę za dwadzieścia minut – wyjaśniam pod nosem, zakładając białe szpitalne kapcie. Ruszam do drzwi. James marudzi, ale w pomieszczeniu znowu rozlega się odgłos stukania w klawiaturę, więc wiem, że jestem wolna.

Czas znaleźć pielęgniarza i może coś przekąsić w stołówce. Coś innego niż ten zasrany budyń.

Szpitale są dołujące.

Starsi ludzie korzystają z pomocy pracowników służby zdrowia, a rodziny pacjentów czekają na złe wieści lub właśnie je otrzymują. Korytarz na trzecim piętrze wypełniają szlochy. Masakra. Nienawidzę przechodzić przez to skrzydło.

Odcinam się od tych dźwięków i skupiam się na znalezieniu tajemniczego mężczyzny z zeszłej nocy. Niektóre osoby z personelu wyglądają znajomo. Pewnie mi pomagały przez pierwsze kilka dni po przebudzeniu.

Te dni zlewają się w mojej pamięci.

– Dzień dobry, może mi pani pomóc? Szukam pielęgniarza Hulla – zwracam się do recepcjonistki siedzącej przy owalnym biurku naprzeciwko wind. Obok niej znajdują się jeszcze trzy krzesła dla innych pracowników. Recepcjonistka ma nijaki wyraz twarzy i wygląda na to, że przydałaby jej się dodatkowa porcja espresso.

– Hull? Ma wolne przez cały tydzień. – Jeszcze raz obrzuca mnie wzrokiem pełnym dezaprobaty. Moje spojrzenie natrafia na jej naszyjnik, wisiorek w kształcie krzyża, ładnie osadzony u podstawy szyi. Tak, przypuszczam, że kobieta ma o mnie dość złe mniemanie. Moje jasnoróżowe włosy i tatuaże pewnie też nie pomagają.

– Dzięki – mówię z najszczerszym uśmiechem, jaki potrafię wyczarować, i ruszam dalej w poszukiwaniu tajemniczego chłopaka.

Musi gdzieś tu być. Czy ten niebieskooki koleś w ogóle tu pracuje?

I tak łażę, i łażę, ale nie widzę nikogo poza chorymi ludźmi i zmęczonymi pracownikami. Nigdzie w tym pieprzonym szpitalu nie mogę znaleźć czarnowłosego pielęgniarza z wczoraj. Po godzinie James zaczyna mnie szukać. Wreszcie zagląda do stołówki, gdzie dzielę się frytkami z miłą kobietą.

– Masz pojęcie, jak długo cię szukałem?

Podnoszę wzrok i wzruszam ramionami.

– Zgłodniałam. Chcesz trochę? – Podaję mu frytkę, a on patrzy na mnie, jakby świat się kończył. – Matko, po prostu odmów. Przestań robić takie miny. – Wsuwam do ust frytkę z serem. Brat ma srogi wyraz twarzy, znaczy: mówi poważnie, a ja nie jestem w nastroju do kłótni. Dziękuję miłej pani za jedzenie (nie zapamiętałam jej imienia) i wracam do sali z Jamesem.

Prawie wyskakuję z kapci, gdy widzę czekającego na nas upiornego lekarza. Wydaje się zniedołężniały, ma okulary pochodzące chyba z dziewiętnastego wieku czy coś w tym stylu, a jego niezwykle zirytowany wyraz twarzy podkreśla wszystkie zmarszczki.

Szturcham Jamesa.

– Widzisz, tak właśnie będziesz wyglądał, jeśli nie przestaniesz strzelać min.

Powstrzymuje grymas, który ciśnie mu się na usta, ale i tak marszczy brwi.

– Wynn, to jest doktor Prestin. Sprawdzi, czy możesz zostać przyjęta na oddział w Harlow Sanctum.

Lekarz wyciąga do mnie rękę, a ja ściskam ją z napięciem. Dotyk jego dłoni jest zimny, podobnie jak paskudny uśmiech. Pachnie niczym miętowy cukierek, i to nie z rodzaju tych dobrych. Włoski na ramionach stają mi dęba, a żołądek się skręca.

– Miło mi pana poznać. – Zmuszam się do płynnego wypowiedzenia tych słów, gdy cofam rękę i wsuwam ją w puszysty sweter, żałując, że nie mam przy sobie środka odkażającego, żeby wyszorować dłoń.

Smętne brązowe oczy mężczyzny analizują mnie zza okularów.

– Miło mi cię poznać, panno Coldfox. Czy uważasz, że sugestia twojego brata jest słuszna? Ciekawi mnie, co ty myślisz na temat pobytu w ośrodku.

James patrzy na mnie z poczuciem winy, ale to ja powinnam mieć wyrzuty sumienia. Jestem, kurwa, dorosła. Nie musi znosić moich problemów.

– Cóż, nie czuję się dobrze. Nie oczekuję, że pan to zrozumie, ale po prostu nie chcę żyć. Wszystko jest do bani, nic nie ma znaczenia… Ja nie mam znaczenia. – Ostatnie słowa wypowiadam ściszonym tonem, po czym utwierdzam się w swoim postanowieniu i prostuję plecy. – Ale chcę to zmienić.

– Oczywiście. – Doktor Prestin zapisuje coś w notesie, zatrzaskuje go i jeszcze raz ocenia mnie tym przerażającym spojrzeniem. – Tak, na podstawie danych oraz moich rozmów z panem Coldfoxem i tobą uważam, że w twoim najlepszym interesie byłoby otrzymanie pełnej opieki w naszej placówce. Formalności zostaną sfinalizowane po twoim jutrzejszym przyjeździe; dokumenty będą czekać w recepcji.

Robię wielkie oczy. Przeniosą mnie tam już jutro? Myślałam, że będę mogła spędzić trochę czasu z Jamesem poza szpitalem, ale… Jeszcze tego mu brakowało. Będzie mnie niańczył cały czas, a przecież przed nim awans, o który trzeba zadbać.

Doktor Prestin wychodzi z Jamesem do holu, gdzie rozmawiają o udogodnieniach w ośrodku i ramach czasowych mojego leczenia. Jak zamierzamy za to zapłacić? Lekarz może i jest przerażający, ale ma na sobie najdroższy garnitur, jaki kiedykolwiek widziałam. Moje ubezpieczenie wygasło, bo rzuciłam pracę. Nie chcę teraz nawet myśleć o pieniądzach.

Wzdycham przeciągle i opuszczam ramiona w poczuciu porażki. Jaki był sens tego wszystkiego? Jestem kompletnym marnotrawstwem przestrzeni. Przynoszę innym tylko ból. Gdybym nie była tak popierdolona, jakoś bym się zmusiła, aby porzucić tę nieustającą chęć skończenia ze sobą.

Ale co ma być, to będzie.

Nie mogę zmienić przeszłości. Mogę mieć tylko nadzieję, że będzie lepiej.

Otwieram okno i opadam na jedno z krzeseł przy stoliku; wpatruję się w niebo, gdy słońce zachodzi nad miastem. Liście na drzewach są jaskrawopomarańczowe i czerwone. Jesień wisi ciężko w wieczornym powietrzu, a zapach świeżego deszczu unosi się na wietrze.

Zamykam oczy, staram się cieszyć chwilą. Pierwszy dzień nowego życia, moja druga szansa i nowy początek.

Wyzdrowieję. Nie mam wyboru.

– Jesienią wszystko umiera. Całkiem fajnie, prawda?

Wyrywa mi się okrzyk, gwałtownie prostuję się na dźwięk głębokiego głosu „Hulla”. Stoi oparty o parapet i wpatruje się we mnie. Jego niebieskie oczy są spokojne i uważne. Zrywam się na równe nogi. Jak długo tu tkwi i mnie obserwuje?

– Kim tak naprawdę jesteś? – pytam z surowym spojrzeniem.

Ma na sobie czarną bluzę z kapturem z ciemnoszarą czaszką wyhaftowaną po lewej stronie i szare spodnie dresowe. Teraz już zupełnie nie przypomina pracownika szpitala.

– Czy ty w ogóle jesteś pielęgniarzem? – Marszczę brwi, gdy ogarnia mnie niepokój. Dlaczego on tu przychodzi? Wczoraj wymienił mi kroplówkę. Na tę myśl strach rozrzedza mi krew. Jego niebieskie oczy wracają do okna, niezainteresowane.

– Czy to ma znaczenie?

Chcę powiedzieć: „Oczywiście, że to ma, kurwa, znaczenie”, ale się powstrzymuję i myślę o jego pytaniu. Czy słyszał moją rozmowę z doktorem Prestinem?

– Chyba nie – mamroczę i opadam z powrotem na krzesło, na którym James funkcjonował przez kilka ostatnich dni. – Nadal chciałabym poznać przynajmniej twoje imię.

Opiera łokieć na parapecie, przyciska dłoń do podbródka i w tej pozycji spogląda na mnie. Pomarańczowe promienie słońca rozlewają się po jego policzkach, a oczy jarzą się zimnym ogniem.

– Liam.

Liam… Łatwo się w nim zatracić. Czarna bluza z kapturem jest idealnie dopasowana, podkreśla szczupłe mięśnie ramion. Moje oczy wędrują w dół. Chłopak ma na sobie szare spodnie dresowe. No, dajcie spokój, nie można mnie winić za to, że zauważyłam jego imponujący sprzęt.

Dobrze, że jesień to sezon szarych spodni dresowych.

– Dlaczego to zrobiłaś? – Jego niski głos przywraca mnie do rzeczywistości i zauważam, że na ustach Liama igra ten cholerny uśmieszek. Brzmi na zaciekawionego, jakby się ze mną droczył, a nie współczuł.

Stawiam stopy na krześle, przyciągam kolana do piersi i owijam wokół nich ręce.

Oczywiście. Każdy chce wiedzieć dlaczego.

Ile razy muszę powtarzać to samo gówno różnym ludziom?

– Czy to ma znaczenie? – odparowuję, a on uśmiecha się do mnie diabolicznie.

Wyciąga rękę po mój nadgarstek; wstrzymuję oddech, gdy podsuwa w górę rękaw, odsłaniając poplamione bandaże. Przejeżdża kciukiem po delikatnym ciele, a we mnie wzbiera ciepło. Nasze oczy się spotykają. W powietrzu gęstnieje napięcie. Jego krzywy uśmiech wywołuje dreszcze rozchodzące się po moim kręgosłupie i mrozi krew w żyłach. Spogląda tęsknie na zaschniętą krew, a głód migocze w jego źrenicach, gdy krzywię się z bólu.

– Myślę, że następnym razem powinnaś poczekać – mówi chłodno, nadal delikatnie dotykając rany.

Całkowicie oszołomiona mogę tylko wpatrywać się w niego ze zdumieniem. Jestem zahipnotyzowana wszystkim, co dotyczy Liama, zwłaszcza tą ciemnością w nim. Bo jak można, kurwa, dotykać kogoś w taki sposób? I dlaczego jakaś chora, zdeprawowana część mnie chce się do niego zbliżyć?

– Na co poczekać? – Wstrzymuję oddech; mój następny zależy od tego, co powie Liam.

Klęka przede mną, wyciąga z kieszeni mały przedmiot i kładzie go na mojej dłoni. Kamień. Gładki i hebanowy, onyks?

– Na cokolwiek. Kogoś, coś. Poczekaj na takiego diabła jak ja, jeśli musisz.

Mrużę oczy. On jest totalnie powalony.

– Nie znam cię i nie sądzę…

Zakrywa mi usta dłonią i wybucha śmiechem. Omiata mnie jego zapach. Woda kolońska pachnąca ziemią i drewnem.

– Nie pozwoliłaś mi skończyć. – Cofa rękę. – Powinnaś poczekać… i to nie musi być nic konkretnego. Po prostu chcę powiedzieć: poczekaj, aż ciężar świata minie. Poczekaj, aż wstrząsy, które przetaczają się przez twoją czaszkę, znów odpłyną w głębiny. Poczekaj, aż wzejdzie słońce, a światło sprawi, że poczujesz się trochę mniej bezcelowa.

Wpatrujemy się w siebie przez kilka cichych sekund. Zaniemówiłam, bo nagle ściana w moim umyśle pękła. Nie płakałam od lat ani nie czuję łez teraz, ale jego słowa zapadają głębiej niż jakiekolwiek inne od naprawdę długiego czasu.

Zupełnie… jakby to rozumiał.

– A jeśli czekanie nic nie da? – szepczę.

Uśmiecha się do mnie lekko. Jego obecność jest jak tajemniczy, mroczny las. Chcę zostać na chwilę i siedzieć cicho, otoczona ponurą obecnością drzew.

– Daj mi znać, a będę cię trzymał, dopóki ciemność nie zniknie.

Dlaczego zachowuje się tak, jakby mu na mnie zależało?

– Czemu proponujesz mi coś takiego? Dlaczego obchodzi cię, czy żyję? – Marszczę brwi. Wrażliwość szarpie moje serce.

Jego oczy się zwężają, a na usta powraca szyderczy uśmiech.

– Ponieważ o wiele lepiej patrzeć, jak ktoś wije się z bólu, niż po prostu umiera, Wynn. Dasz mi znać, prawda? – Wyciąga do mnie rękę z zaciśniętą pięścią i wyprostowanym jedynie małym palcem. Zastanawiam się nad tym przez chwilę, zanim spełnię jego prośbę, czymkolwiek ona jest.

Niemal wszystkie jego palce zdobi jakiś czarny pierścień, niektóre są matowe, inne błyszczące. Te matowe wyglądają dokładnie tak, jak ten, który znalazłam wczoraj na szafce nocnej. Grzbiet jego dłoni jest całkowicie wytatuowany prostymi liniami, biegną wzdłuż ścięgien, jakby żyły formowały gałęzie.

Ta obietnica nic nie znaczy… a jutro i tak zostanę zamknięta w miniwięzieniu. Dlaczego więc nie pozwolić sobie na jeden dzień mrocznego, baśniowego zapomnienia?

– Okej, tak zrobię. – Owijam swój palec wokół jego palca, w drugiej ręce ściskając hebanowy dar. – O co chodzi z tym kamieniem?

Wpatruje się nostalgicznie w moją zamkniętą dłoń. Zastanawiam się, czy onyks wiele dla niego znaczy, biorąc pod uwagę, że ma ich tak dużo.

– To onyks. Podobno przepędza smutek. Daj mi znać, czy zadziała w twoim przypadku; mnie się za bardzo nie przydał.

Zimny odprysk głazu rozgrzewa się w mojej dłoni wraz ze znaczeniem, jakie on mu nadaje. Nie mam pojęcia, czy to prawda, czy nie, to tylko pieprzony kamień, ale umysł to potężna siła. Nadzieja na to, że ta mała rzecz może wypędzić smutek, jest czymś więcej, niż miałam od dłuższego czasu.

– Myślisz, że… to mnie wyleczy?

Przechyla głowę, jego oczy ciemnieją, gdy odpowiada szeptem:

– Nie…

– Co ty, do cholery, tu robisz?

W progu stoi wściekły James.

Liam wzdryga się, a na jego pięknej twarzy pojawia się nerwowy uśmiech. Puszcza do mnie oko, wkłada ręce do kieszeni bluzy, po czym kieruje się w stronę Jamesa i drzwi.

– Właśnie wychodziłem, stary. Do zobaczenia później, Wynn. – Kiedy podnosi rękę i lekko nią macha, jego hebanowe pierścienie błyszczą do mnie. Staram się zapamiętać każdy najmniejszy szczegół, bo nie jestem pewna, czy los jeszcze kiedykolwiek nas połączy.

Spoglądam z powrotem na kamień, który mi podarował, i uśmiech wypływa na moje usta. Kłamca. Te pierścienie są całe z onyksu. A to znaczy, że on wciąż trzyma się nadziei, że przepędzą również jego smutek.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz