Ta druga - Michelle Frances - ebook + audiobook + książka

Ta druga ebook i audiobook

Michelle Frances

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Za każdą doskonałą kobietą kryje się... Sto innych, równie perfekcyjnych, które tylko czekają, by zająć jej miejsce.

Carrie sporo poświęciła, by znaleźć się na szczycie. Teraz, kiedy ma czterdzieści lat, jest uznaną producentką telewizyjną, ma za męża odnoszącego sukcesy scenarzystę, a czas dzieli między dwa piękne domy. Odchodząc na urlop macierzyński, jest pełna obaw – nie wierzy, że uda jej się znaleźć godną następczynię, która będzie w stanie podołać jej dotychczasowym obowiązkom.

Ale Emma jest inteligentna, zdeterminowana i drobiazgowa. Dokładnie taka, jak Carrie. A skrupulatność, z jaką Emma we wszystkim naśladuje swoją mentorkę, jest wręcz... przerażająca.

Otoczenie Carrie, z jej mężem na czele, już zaakceptowało jej młodą, pełną wigoru zastępczynię, ale świeżo upieczona matka zastanawia się, czy przypadkiem nie zatrudniła psychopatki…

 

Nielojalność, kłamstwa, cudzołóstwo… morderstwo. Niektóre kobiety zrobią wszystko, by osiągnąć to, czego pragną.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 399

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 15 min

Lektor: Aneta Todorczuk

Oceny
4,0 (500 ocen)
207
143
115
30
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Bohunka

Nie oderwiesz się od lektury

Niezwykle wciągająca historia, wartka akcja, zaskakujące zakończenie. Innymi słowy: bardzo treściwy audiobook. Gorąco polecam.
00
cbe2b244-99ca-4485-8c34-d23a2f50f578

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, polecam!
00
magdalenamarekk

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna
00
Marti1957

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała,trzymająca w napięciu do samego końca i o zaskakującym zakończeniu.No i wielkie podziękowania dla wspaniałej lektorki.
00
Elwira1980

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna,zaskakująca. Polecam
00

Popularność




Okładka

O książce

Strona tytułowa

O autorce

Tego autora

Strona redakcyjna

Dedykacja

CZĘŚĆ PIERWSZA. Carrie

JEDEN

DWA

TRZY

CZTERY

PIĘĆ

SZEŚĆ

SIEDEM

OSIEM

DZIEWIĘĆ

DZIESIĘĆ

JEDENAŚCIE

DWANAŚCIE

TRZYNAŚCIE

CZTERNAŚCIE

PIĘTNAŚCIE

SZESNAŚCIE

SIEDEMNAŚCIE

OSIEMNAŚCIE

DZIEWIĘTNAŚCIE

DWADZIEŚCIA

DWADZIEŚCIA JEDEN

DWADZIEŚCIA DWA

DWADZIEŚCIA TRZY

DWADZIEŚCIA CZTERY

DWADZIEŚCIA PIĘĆ

DWADZIEŚCIA SZEŚĆ

DWADZIEŚCIA SIEDEM

DWADZIEŚCIA OSIEM

DWADZIEŚCIA DZIEWIĘĆ

TRZYDZIEŚCI

TRZYDZIEŚCI JEDEN

TRZYDZIEŚCI DWA

TRZYDZIEŚCI TRZY

TRZYDZIEŚCI CZTERY

TRZYDZIEŚCI PIĘĆ

TRZYDZIEŚCI SZEŚĆ

TRZYDZIEŚCI SIEDEM

TRZYDZIEŚCI OSIEM

TRZYDZIEŚCI DZIEWIĘĆ

CZTERDZIEŚCI

CZTERDZIEŚCI JEDEN

CZTERDZIEŚCI DWA

CZĘŚĆ DRUGA. Emma

CZTERDZIEŚCI TRZY

CZTERDZIEŚCI CZTERY

CZTERDZIEŚCI PIĘĆ

CZTERDZIEŚCI SZEŚĆ

CZTERDZIEŚCI SIEDEM

CZTERDZIEŚCI OSIEM

CZTERDZIEŚCI DZIEWIĘĆ

PIĘĆDZIESIĄT

PIĘĆDZIESIĄT JEDEN

PIĘĆDZIESIĄT DWA

PIĘĆDZIESIĄT TRZY

PIĘĆDZIESIĄT CZTERY

PIĘĆDZIESIĄT PIĘĆ

PIĘĆDZIESIĄT SZEŚĆ

PIĘĆDZIESIĄT SIEDEM

PIĘĆDZIESIĄT OSIEM

PIĘĆDZIESIĄT DZIEWIĘĆ

SZEŚĆDZIESIĄT

CZĘŚĆ TRZECIA. Adrian

SZEŚĆDZIESIĄT JEDEN

SZEŚĆDZIESIĄT DWA

SZEŚĆDZIESIĄT TRZY

SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY

SZEŚĆDZIESIĄT PIĘĆ

SZEŚĆDZIESIĄT SZEŚĆ

SZEŚĆDZIESIĄT SIEDEM

SZEŚĆDZIESIĄT OSIEM

SZEŚĆDZIESIĄT DZIEWIĘĆ

SIEDEMDZIESIĄT

SIEDEMDZIESIĄT JEDEN

SIEDEMDZIESIĄT DWA

SIEDEMDZIESIĄT TRZY

SIEDEMDZIESIĄT CZTERY

SIEDEMDZIESIĄT PIĘĆ

SIEDEMDZIESIĄT SZEŚĆ

SIEDEMDZIESIĄT SIEDEM

SIEDEMDZIESIĄT OSIEM

SIEDEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ

OSIEMDZIESIĄT

OSIEMDZIESIĄT JEDEN

OSIEMDZIESIĄT DWA

OSIEMDZIESIĄT TRZY

OSIEMDZIESIĄT CZTERY

OSIEMDZIESIĄT PIĘĆ

OSIEMDZIESIĄT SZEŚĆ

OSIEMDZIESIĄT SIEDEM

OSIEMDZIESIĄT OSIEM

OSIEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ

DZIEWIĘĆDZIESIĄT

DZIEWIĘĆDZIESIĄT JEDEN

DZIEWIĘĆDZIESIĄT DWA

DZIEWIĘĆDZIESIĄT TRZY

DZIEWIĘĆDZIESIĄT CZTERY

DZIEWIĘĆDZIESIĄT PIĘĆ

DZIEWIĘĆDZIESIĄT SZEŚĆ

CZĘŚĆ CZWARTA. Rory

DZIEWIĘĆDZIESIĄT SIEDEM

DZIEWIĘĆDZIESIĄT OSIEM

DZIEWIĘĆDZIESIĄT DZIEWIĘĆ

STO

STO JEDEN

STO DWA

EPILOG

PODZIĘKOWANIA

PRZYPISY

PSYCHOZA, KŁAMSTWA, ZDRADA… I ŚMIERĆ. ZA KAŻDĄ DOSKONAŁĄ KOBIETĄ KRYJE SIĘ… STO INNYCH, RÓWNIE IDEALNYCH, KTÓRE TYLKO CZEKAJĄ, BY ZAJĄĆ JEJ MIEJSCE.

Carrie dużo poświęciła, by znaleźć się na szczycie. I zdobyła wszystko: świetną posadę producentki telewizyjnej, wspaniałego męża, dostatnie życie. Oraz pewność, że ze swoimi umiejętnościami jest niezastąpiona. Kiedy odchodzi na urlop macierzyński, jest przekonana, że nikt nie podoła jej dotychczasowym obowiązkom.

JESZCZE NIE WIE, JAK BARDZO SIĘ MYLI.

Bo Emma jest inteligentna, zdeterminowana i drobiazgowa. Dokładnie taka sama jak Carrie. A jej posada to dla Emmy tylko początek. Kto wie, do czego się posunie, by zrealizować swój plan. Za wszelką cenę.

NIEKTÓRE KOBIETY ZROBIĄ WSZYSTKO, BY OSIĄGNĄĆ TO, CZEGO PRAGNĄ.

MICHELLE FRANCES

Angielka, absolwentka Bournemouth Film School i American Film Institute w Los Angeles. Po powrocie do Londynu przez piętnaście lat pracowała w telewizji jako producentka i scenarzystka, m.in. dla BBC.

Debiutowała thrillerem psychologicznym Ta dziewczyna, który został wydany aż w 14 krajach. W Wielkiej Brytanii ta powieść była jednym z 10 najlepiej sprzedających się e-booków, została też największym bestsellerem wśród e-booków sprzedawanych na Amazonie i przez serwis i-Tunes. Wielbiciele książki niecierpliwie czekają na jej ekranizację!

michellefrancesbooks.com

Tej autorki

TA DZIEWCZYNA

TA DRUGA

Tytuł oryginału:

THE TEMP

Copyright © Michelle Frances 2018

All rights reserved

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2019

Polish translation copyright © Paweł Lipszyc 2019

Redakcja: Anna Walenko

Zdjęcie na okładce: MichaelGaida/Pixabay

Projekt graficzny okładki: Kasia Meszka

ISBN 978-83-8125-554-7

WydawcaWYDAWNICTWO ALBATROS SP. Z O.O.Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawawww.wydawnictwoalbatros.comFacebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Przygotowanie wydania elektronicznego: Michał Nakoneczny, hachi.media

Dla Sally Cooper i Tiny Frances, dwóch inspirujących matek

CZĘŚĆ PIERWSZACarrie

JEDEN

14 maja, niedziela

– Ósemka to twoja szczęśliwa liczba – szepnęła Carrie Adrianowi na ucho, uważając, by wycelowana w nich kamera nie uchwyciła jej ust.

Z nonszalanckim, skromnym wyrazem twarzy spojrzała na ekrany, gdzie wyświetlano fragmenty seriali nominowanych w kategorii najlepszego scenariusza. Transmisja leciała na żywo i trudno było przewidzieć, kiedy reżyser da zbliżenie czyjejś twarzy.

– No i? – spytał Adrian, nie patrząc na Carrie.

– Siedzimy w ósmym rzędzie.

Adrian powiódł wzrokiem po rzędach przed nimi. W Royal Albert Hall zebrała się śmietanka brytyjskiej branży telewizyjnej. Carrie zauważyła, że Adrian liczy w pamięci, i poszła w jego ślady. Automatycznie spojrzeli na ludzi siedzących z przodu – na ich miejscach! Wzięty scenarzysta serialu kryminalnego, cieszącego się ogromnym powodzeniem, a obok odtwórca głównej roli, grający bezlitosnego, lecz pełnego uroku zabójcę.

Nagle na ekranie znów rozbłysło logo Bafty i aktorka na scenie wystąpiła do przodu, by ogłosić werdykt.

– Nagrodę otrzymuje… – powiedziała aktorka w obcisłej sukni w cukierkowym kolorze („Roland Mouret”, obwieścił komentator w sieci, gdy tylko pojawiła się na czerwonym dywanie) – …Adrian Hill za pierwszy odcinek serialu Bunt pokolenia!

Carrie odwróciła się i zarzuciła mu ręce na szyję, gdy wstał, oszołomiony i uśmiechnięty. Kiedy szedł na scenę, nie mogła oderwać od niego oczu.

Udało mu się!

Adrian odebrał złotą maskę z rąk aktorki, która pocałowała go w oba policzki. Brawa ucichły.

– Hm… cóż, to nieoczekiwane – zaczął Adrian, po czym żartobliwie udał, że musi dostosować mikrofon do swego niskiego wzrostu. Publiczność nagrodziła go śmiechem. Wolną dłonią przesunął po zmierzwionych włosach i na widok tego znajomego gestu Carrie zrobiło się jeszcze cieplej na sercu. – Serio, właśnie do mnie dotarło, że nie siedzę na swoim szczęśliwym miejscu, i właśnie miałem wyprosić najbardziej niesławnego zabójcę wszech czasów, ale pomyślałem, że może nie wyjść mi to na zdrowie… – Adrian przerwał, w sali rozbrzmiały chichoty, kamery pokazały odtwórcę głównej roli, który robił dobrą minę do złej gry i usilnie starał się ukryć wkurzenie, że jego serial właśnie przegrał. – Dziękuję akademii BAFTA, obsadzie, ekipie, wspaniałej producentce, Elaine Marsh, a przede wszystkim mojej pięknej, inteligentnej żonie, Carrie.

Pospiesznie ukryła zażenowanie i uśmiechnęła się, kiedy spojrzał na nią, osłaniając oczy od świateł.

Patrzyła, jak sprowadzają go ze sceny na obowiązkową sesję zdjęciową. Zwyciężył. Zwyciężył, zwyciężył, zwyciężył! Jej radość była autentyczna. Jednak gdzieś w środku czuła zdenerwowanie, narastające od kilku dni. Coś musiała mu powiedzieć. Może wygrana sprawi, że łatwiej będzie mu to przyjąć.

*

Carrie krążyła w tłumie gości na afterparty, wiedząc, że wiele rozmów dotyczy jakiegoś nowego projektu, zawartej umowy, sfinalizowania negocjacji. Dwadzieścia minut wcześniej straciła Adriana, którego ludzie „pożyczyli” sobie, aby mu pogratulować, skusić go pomysłem na kolejny błyskotliwy serial albo po prostu napawać się jego triumfem, w nadziei że jakaś tego cząstka na nich spłynie.

Gdy spostrzegła, że właśnie zakończył rozmowę, pospieszyła ku niemu ze świeżym drinkiem.

– Przyjazna twarz wśród rekinów – stwierdził, kiedy wręczyła mu szklankę, i niezwłocznie wychylił przynajmniej jedną trzecią.

Carrie nawet nie tknęła swojego drinka.

– Lepiej przywyknij, jesteś laureatem nagrody BAFTA – powiedziała. – Chociaż mam nadzieję, że nie bratasz się z wrogiem.

– Wykluczone. Nie teraz, kiedy na trzy lata przykułaś mnie do swego wyjątkowego producenckiego talentu.

– Mówisz jak człowiek zakuty w kajdany.

– Bo nim jestem. Są mocne i złote. – Pocałował ją z uśmiechem. – Ale mówiąc serio, nie mogę się doczekać. Pracować wyłącznie z tobą, jako twój mąż. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

– Oto i on. Mój ulubiony autor. – W tłumie rozległ się donośny głos, chropawy od codziennej paczki papierosów.

– Elaine, jak miło, że przyszłaś mi pogratulować – powiedział Adrian.

– Jeszcze tego nie zrobiłam. – Podzwaniając bransoletami, wygładziła grzywę czerwonych włosów i uśmiechnęła się do niego ustami pomalowanymi na śliwkowy kolor. – Ładna mowa.

– Dzięki.

– Miło widzieć, że nie zapomniałeś jeszcze zupełnie, kim jestem.

– Jakże bym mógł! Jesteś taką dynamiczną, przekonującą producentką.

– Mimo to nie mogę konkurować z kobietą, która cię pieprzy. – Elaine uśmiechnęła się do Carrie, która z całych sił starała się powstrzymać przed rozdziawieniem ust. – Cóż, przynajmniej wycisnęłam z ciebie jedną Baftę, zanim czmychnąłeś.

– Nigdy nie zapomnę, że dałaś mi wielką szansę – zapewnił ją Adrian.

Elaine z aprobatą skinęła głową i spojrzała na niego z ukosa.

– I przekułaś moje pisanie w serial, który odniósł taki sukces.

Kolejne skinienie głowy. Elaine szybkim ruchem poprawiła okulary w różowych oprawkach.

– To chyba wystarczy, prawda? – dodał.

– To nigdy nie wystarczy, mój drogi, o czym doskonale wiesz – rzuciła Elaine i odeszła energicznym krokiem.

Carrie poczuła, że Adrian ściska jej dłoń. Najwyraźniej zrobiła sobie wroga jako żona najbardziej wziętego scenarzysty w mieście. W dodatku podpisała z nim umowę na wyłączność w imieniu cenionej firmy producenckiej, dla której niedawno zaczęła pracować. Już wpadli oboje na świetny pomysł nowego serialu Adriana. Bohaterem miał być gwiazdor filmowy, w pierwszej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku u szczytu sławy, którego rozrzutny styl życia zmusił do ogłoszenia bankructwa. Dwadzieścia pięć lat młodsza dziewczyna rzuciła go z obrzydzeniem, aktor został sam, spłukany, starając się utrzymać na powierzchni. Carrie i Adrian przedstawili pomysł szefowi działu dramatycznego oraz dyrektorowi programowemu BBC i obaj bardzo pragnęli się z nimi spotkać. Kilka tygodni później serial otrzymał zielone światło, co wkrótce miało zostać oficjalnie podane do wiadomości.

Adrian wtulił twarz w policzek Carrie, drapiąc ją zarostem.

– Hej, ty i ja. To podniecające.

Carrie uśmiechnęła się, czując powracające zdenerwowanie.

– Tak…

– Chyba nie przejęłaś się Elaine, co? Nie zwracaj na nią uwagi. Nic nie stanie nam na przeszkodzie. Razem zrobimy ten serial. Będę miał pełny dostęp do twojego mózgu, gdzie kiełkują kapitalne historie. Potem usiądę i napiszę coś, co nie będzie kupą bredni, tylko miej na mnie oko. I budź mnie w nocy, jeśli przyjdzie ci do głowy jakiś świetny pomysł…

– To nie ja będę cię budzić w nocy, Adrianie.

– Co? Przecież nie masz na myśli Elaine. – Skrzywił się na tę mało przyjemną wizję.

– Jestem w ciąży.

Carrie patrzyła, jak twarz Adriana, wyobrażającego sobie, że jest w łóżku z Elaine, zastyga, po czym pojawia się na niej wyraz zdumienia.

– Co takiego? – zapytał powoli.

– Jestem w ciąży. Czternasty tydzień.

– Czter… czternasty tydzień?

– Dowiedziałam się dopiero trzy dni temu.

Adrian wyglądał na tak zagubionego, że Carrie prawie zrobiło się go żal. Ale wszystko będzie dobrze. Będzie dobrze, powtórzyła sobie w myślach.

– No tak. Ale… ty… To znaczy zawsze mówiliśmy… Zdecydowaliśmy, że nie… Rodzina nie jest dla nas.

Carrie uśmiechnęła się nieśmiało, z nadzieją.

Adrian wyraźnie pobladł.

– Rozumiem.

Myślał teraz o własnej karierze i po części wcale go za to nie winiła. Chwila była okropna. Wszystko szło tak dobrze: nowa praca, kontrakt z Adrianem, zielone światło! Trudno by sobie wyobrazić gorszy moment na urodzenie dziecka.

DWA

14 maja, niedziela

Emma siedziała z podwiniętymi nogami w biało-szarym salonie rodziców. Ponieważ jej krzesło stało w pewnym oddaleniu od ich sofy, mogła patrzyć zarówno na rodziców, jak i na płaski ekran telewizyjny na ścianie – szła właśnie transmisja na żywo z rozdania nagród BAFTA.

– O, ten serial zwyciężył! – wykrzyknęła jej matka, Alice.

We troje patrzyli, jak scenarzysta Adrian Hill wstaje, by odebrać nagrodę.

– To dobry serial – stwierdził z aprobatą ojciec Emmy, Brian, popijając swoją obowiązkową wieczorną whisky z lodem.

Matka, z kieliszkiem wina i „Telegraphem” rozłożonym na kolanach, na przemian rozwiązywała skomplikowaną krzyżówkę i oglądała telewizję. Oboje trwali niewzruszenie, od dawna skostniali w swych obyczajach i opiniach. Nie pierwszy raz Emma poczuła, że tu nie pasuje. W tym domu, który nigdy nie był szczególnie ciepły, zaczynała się dusić.

– To pewnie dla ciebie jakaś inspiracja, co, Emmo? – Ojciec odwrócił się i ujrzała w jego oczach znajomy, słabo skrywany zawód. – Ten Adrian Hill nieźle pisze, nie sądzisz? – spytał wyczekująco.

Czując, że matka też czeka na jej odpowiedź, Emma się najeżyła. Tylko spokojnie, nakazała sobie. Musi wyrwać się z tej udręki. Powinna była przyjąć zmianę za barem, gdzie pracowała nocami, zamiast siedzieć tutaj i cierpieć katusze.

– Tak, jest dobry. – Mogłaby powiedzieć znacznie więcej, ale nie był to właściwy moment.

Natychmiast wyczuła irytację ojca z powodu tych zdawkowych słów, jednak czuła zbyt silne przygnębienie, by dodać coś jeszcze. Emma marzyła o pisaniu dla telewizji, ale na razie szczęście się do niej nie uśmiechnęło. Nie miała własnego agenta, a jej scenariusz – nie ten, który pierwotnie chciała napisać, to było teraz niemożliwe, ale następny – cóż, sama zdawała sobie sprawę, że nie jest to jej najlepsza rzecz.

– Może powinnaś więcej wychodzić, zamiast przesiadywać w domu – zasugerował Brian. – Co ty właściwie robisz całymi dniami?

Zabolało. Emma wiedziała, że przemilczana część zdania ojca brzmiałaby: „…kiedy twoja matka i ja pracujemy naprawdę”. Ojciec był dermatologiem, matka wysoką urzędniczką w Narodowej Służbie Zdrowia. Dobrze płatne posady, przyzwoity status społeczny.

Emma wzięła uspokajający oddech.

– Piszę, tato. Siedzę w domu, bo potrzebuję komputera do pisania.

W istocie jednak całkowicie brakowało jej natchnienia, zwłaszcza ostatnio. Nie żeby nie próbowała. Bóg jeden wiedział, ile zaczynała różnych rzeczy, ale z żadnej nic nie wychodziło.

– Cóż, chyba powinnaś coś zmienić – stwierdził Brian, po czym znów utkwił wzrok w telewizorze, jednocześnie zbywając córkę i kryjąc swoje rozdrażnienie.

Na ekranie Adrian, z triumfalnie wzniesioną ręką, schodził ze sceny. Emma zaklęła w duchu: przegapiła moment, gdy kamera pokazywała jego żonę, a chciała to zobaczyć.

Wstała. Ani chwili dłużej nie wytrzymałaby w tym pokoju, więc poszła na górę do swojej sypialni i zamknęła drzwi. Za oknem ciemność spowijała tę porządną ulicę w południowej części Londynu. Emma zaciągnęła zasłony, podeszła do biurka, włączyła laptop i otworzyła swój najnowszy scenariusz. Siedziała z palcami zawieszonymi nad klawiaturą.

Gdy rozległo się pukanie do drzwi, drgnęła. Zanim zdążyła odpowiedzieć, do sypialni weszła Alice, usiadła i położyła na łóżku czasopismo.

– Wiesz, twój ojciec mówił te rzeczy tylko dlatego, że się o ciebie troszczy.

Jasne, troszczy się o dwieście siedemnaście tysięcy funtów, które wydał na prywatną szkołę, pomyślała Emma. Wiedziała, że ojciec uważał – w zasadzie oboje rodzice tak uważali – że to pieniądze wyrzucone w błoto. Inwestycja, która się nie zwróciła. Całe życie czuła się jak aktywa: nabyto ją w dzieciństwie, zainwestowano w nią, szkolono i pielęgnowano jak konia wyścigowego pełnej krwi – aktywa, które obecnie nie dawały oczekiwanej dywidendy.

– Skończyłaś studia już dwa lata temu. Wiem, uznaliśmy, że przyda ci się spędzić rok na podróżach, ale potem miałaś tylko ten trzymiesięczny staż i nawet ci nie zapłacili.

Swoim tonem matka dawała do zrozumienia, że gdyby tylko Emma była cokolwiek warta, zatrzymaliby ją i zaoferowali jej coś płatnego. Alice kompletnie nie orientowała się, jaka jest sytuacja rówieśników Emmy, zwłaszcza w opartym na współzawodnictwie i wyzysku świecie telewizji, którego nie potrafiła pojąć, bez względu na to, ile razy Emma próbowała jej go wyjaśniać. Alice należała do pokolenia, które nie miało kontaktu z dzisiejszymi absolwentami, i wierzyła, że jeśli ktoś jest dobry, zostaje zauważony.

– Tylko trzymiesięczna niepłatna praca w ciągu blisko roku. Może czas ponownie przemyśleć pewne sprawy? – zasugerowała łagodnie matka.

Przygnębienie Emmy tylko się nasiliło.

– Masz dobry dyplom. Mogę ci pomóc, podobnie jak ojciec. Moglibyśmy przedstawić cię pewnym ludziom.

– Wiesz, mamo, że nie chcę pracować w medycynie. Chcę pracować w telewizji. Zresztą nie mam odpowiedniego dyplomu.

– Miałabyś, gdybyś przyjęła tę propozycję z Oksfordu.

Znowu to samo, pomyślała Emma. Przez całe życie rodzice wtłaczali ją w jakieś role. Emma wybrała te przedmioty, których życzyli sobie rodzice, niechętnie zgadzając się na nauki ścisłe, pod warunkiem że ostatnim przedmiotem będzie angielski. Następnie ojciec wymógł na niej, by złożyła podanie do jego dawnego college’u w Oksfordzie, i musiała nawet napisać list do dziekana. Dostała propozycję studiowania medycyny, a ojciec nigdy jej nie wybaczył, że odrzuciła ją, by studiować literaturę angielską na pomniejszej uczelni.

Frustracja przepływała między nimi jak prąd elektryczny i obie strony podszczypywały się nawzajem.

– Posłuchaj, to prawda, że ani twój ojciec, ani ja nie byliśmy zachwyceni, kiedy oznajmiłaś, że chcesz pracować w telewizji, ale pozwoliliśmy ci spróbować. Najwyraźniej jednak nic z tego nie wychodzi. Nie tak, jak byś sobie życzyła. – Alice wstała i westchnęła cicho. – Czas zacząć budować karierę. Telewizja nie jest stabilną branżą, sama mówiłaś. Obawiam się, że życie przecieka ci przez palce – dodała i wyszła.

Gdy drzwi się zamknęły, Emma poczuła, że uchodzą z niej resztki powietrza. Rzuciła się na łóżko i wbiła wzrok w sufit. W głębi serca wiedziała, że ma talent. Spojrzała na czasopismo, które przyniosła matka – „Broadcast”, branżowa biblia. Zdarła folię i otworzyła magazyn na stronie z ogłoszeniami w sprawie pracy. Zazwyczaj proponowano żałosne posady redaktorskie, ale gotowa była przyjąć cokolwiek, byle tylko się wcisnąć.

U dołu jedynej strony z ofertami pracy wypatrzyła maleńkie ogłoszenie. Poszukiwano wydawcy do serialu, który leciał od dawna i mocno się już opatrzył. Na widok nazwy firmy producenckiej Emma drgnęła.

Wróciła do komputera i zaczęła pisać list motywacyjny.

TRZY

11 października, środa – pięć miesięcy później

Biura firmy Hawk Pictures mieściły się na drugim piętrze budynku w Soho. Carrie przeszła korytarzem do sali konferencyjnej i usiadła na okazałej żakardowej sofie, czując – z całą pewnością nie pierwszy raz w trakcie ciąży – mdłości.

W trzydziestym szóstym tygodniu miała nadzieję, że miną, ale nadal od czasu do czasu robiło jej się niedobrze. Ostatnią niedogodnością był nocny ból w biodrach, ponieważ kości się przemieszczały, by utorować drogę dziecku. Znów pomyślała, czy nie znosiłaby ciąży znacznie lepiej, gdyby była o dziesięć lat młodsza. Przypomniała sobie jednak, że w wieku trzydziestu dwóch lat nie chciała żadnego dziecka. Odepchnęła od siebie przykrą myśl, że tego również początkowo nie chciała; czasem zastanawiała się, czemu zmieniła zdanie. Zarówno wtedy, jak i teraz praca była dla niej wszystkim, ale gdy Carrie dowiedziała się o tej nieplanowanej ciąży, w jej głowie rozbrzmiały dzwonki alarmowe. Nagle wpadła w panikę, że to jej ostatnia szansa, i poczuła zaskakujące pragnienie, by urodzić to dziecko.

Czuła, że jest olbrzymia, a dzień był wyjątkowo ciepły jak na tę porę roku. Głębiej wcisnęła się w sofę, żeby uciec od słońca wpadającego przez okno. Była zmęczona, bo w nocy co jakiś czas się budziła z powodu bólu w biodrach, ogromnego brzucha i kopania. To dziecko dokonało inwazji na jej ciało, wywróciło jej życie do góry nogami, zanim jeszcze przyszło na świat.

Przez szklane drzwi zobaczyła nadchodzącą szefową, która do niej machała. Liz: elegancka, energiczna, zdolna pracować w naturalnym ludzkim tempie. Dopiero co przekroczyła czterdziestkę, a jej dwaj synowie chodzili już do gimnazjum. W branży miała opinię osoby kipiącej energią i przedkładającej własne ambicje ponad wszystko. Można by jednak twierdzić, że tylko tak uda się czegokolwiek dokonać w branży, gdzie człowiek jest człowiekowi wilkiem.

Liz przysiadła na sofie, nachyliła się nad pokaźnym brzuchem Carrie i cmoknęła ją w policzek.

– Wyglądasz jak zwykle fantastycznie.

– Nieprawda. Jestem ogromna i wykończona.

– Nic podobnego. Tak czy inaczej, wkrótce pękniesz. Za cztery tygodnie, tak?

Carrie skinęła głową. Obawiała się porodu bardziej, niż chciała przyznać. Nie tylko samego fizycznego aktu, ale również tego, że dziecko pojawi się w świecie rzeczywistym. Będzie musiała… robić przy nim różne rzeczy. Opiekować się nim. Chociaż wiedziała, że tak się stanie, nie potrafiła dokładnie sobie tego wyobrazić. Jej życie nadal toczyło się w codziennym, dobrze znanym rytmie pracy. Czasem, w głębokich zakamarkach jej umysłu, kiełkowały wątpliwości, których nie zdradzała nikomu. A jeśli podjęła złą decyzję? A jeśli jej zastępczyni nie da sobie rady lub, co gorsza, poradzi sobie zbyt dobrze? Liczyła na to, że artykuły na stronach poświęconych niemowlętom mówiły prawdę: zakocha się w dziecku, gdy tylko ono się urodzi. A w każdym razie przestanie z poczuciem winy myśleć o nim jako o kłopocie, z którym musi się uporać, zanim wróci do pracy, co zamierzała zrobić, gdy dziecko skończy trzy miesiące. Po prostu nie mogła sobie pozwolić na dłuższy urlop, skoro zdobycie tej pracy kosztowało ją tak wiele trudu. Wcześniej zawsze pracowała jako wolny strzelec, producentka do wynajęcia, bo etaty stanowiły ogromną rzadkość. Teraz taki miała, co pozwalało jej korzystać z hojnego pakietu macierzyńskiego firmy, choć nie przepracowała tu nawet roku. Była za to bardzo wdzięczna Liz, ale pomimo wszystkich zapewnień i tak nie potrafiła się odprężyć. W tej branży niechętnie patrzono na zwolnienia chorobowe, a jeśli człowiek tracił czujność, działał na własne ryzyko.

Na myśl o swoim nowym projekcie Carrie poczuła, że musi go chronić. Jej poprzednie seriale odnosiły sukcesy, jeden, oparty na faktach, dostał nawet nominację do nagrody BAFTA, ale nowy projekt był najważniejszy. Leon, drogi, długi serial z międzynarodową dystrybucją, był jej dzieckiem. Drugim dzieckiem, przypomniała sobie zaraz. Jeśli nie będzie jej na miejscu, by realizować i produkować własny serial, zwłaszcza tak prestiżowy, ktoś ochoczo ją zastąpi.

Właśnie dlatego siedziała teraz w tej sali.

– A zatem twoja zastępczyni. Emma jest naprawdę bystra, kontaktowa, świetnie radzi sobie z problemami scenariusza – powiedziała Liz.

– Mam nadzieję, że nie jest za bardzo bystra – rzuciła lekko Carrie i sklęła się w duchu, że pozwoliła dojść do głosu swojej niepewności.

Na zastępstwo firma zaproponowała wydawczynię długo emitowanego serialu, który niedawno zamknięto.

– Cóż, oczywiście to nie twoja liga, ale Emma tego nie… spieprzy – odparła Liz. – Zresztą czy nie ustaliliśmy, że nie chcesz przeprowadzać rozmów kwalifikacyjnych?

– Nie rozumiem, dlaczego sama nie mogę tego kontynuować.

– Wykrzykiwać wskazówki scenariuszowe podczas porodu? – spytała z uśmiechem Liz. – Emma będzie tylko dodatkowym uchem dla Adriana, jeśli zajdzie taka potrzeba. Sama zajmę się produkcją.

– Hm – mruknęła bez przekonania Carrie.

– Słuchaj, świetnie cię rozumiem. Nikomu nie uśmiecha się pomysł, żeby kto inny wykonywał jego pracę. A już na pewno nie uśmiecha się to kobiecie z buzującymi hormonami, która się zaharowywała, żeby dojść tam, gdzie jest teraz. Sama taka byłam.

– Serio? – Carrie się uśmiechnęła.

– Momentalnie znienawidziłam swoją zastępczynię. Była za dobra.

– I co się stało?

– Szybko wróciłam do pracy i awansowałam, a ją przeniosłam do innego działu. – Liz ścisnęła dłoń Carrie. – Znam cię, będziesz pracować nawet w trakcie zmieniania pieluch. Zastępstwo to jedynie tymczasowy zabieg firmy, nic więcej. Jeśli Emma się nie sprawdzi, wymyślimy coś innego. Zgoda?

Po chwili Carrie skinęła głową.

– Jeszcze jej nie poznałaś, prawda? – spytała Liz.

– Nie.

Jej zastępczyni była dotychczas związana z Pinewood Studios, gdzie kręcono serial, który zamknięto.

– Wcześniej pracowała dla Elaine Marsh, ale nie mam jej tego za złe – powiedziała z uśmiechem Liz. – Jeśli z jakiegoś powodu nie będziesz zadowolona, nie musimy jej zatrzymywać. – Zerknęła na zegarek. – Powinna już tu być. Pójdę sprawdzić, może czeka przy recepcji.

Wyszła, a Carrie westchnęła głęboko. Zazwyczaj chętnie pomagała nowym, jak tylko mogła. Dobrze wiedziała, jak trudno jest się zaczepić w telewizji. Sama pracowała dla ekscentrycznych, surowych szefów i musiała zajmować się wszystkim, od organizowania przyjęć urodzinowych dla ich dzieci po jeżdżenie do ich domów i podlewanie roślin, podczas gdy tak naprawdę pragnęła zgłębiać tajniki scenariuszy i świata telewizji. Dlatego też, kiedy to ona była szefową, zamiast sprawdzać odporność młodych na poniżające zadania, zwykle brała ich pod swoje skrzydła, otwierała przed nimi możliwości, wspierała ich.

Ta dziewczyna jest tylko wydawczynią, upomniała się Carrie. Nie popadaj w paranoję.

Mimo to mdłości wróciły.

CZTERY

11 października, środa

Emma szła za Liz, dyrektor naczelną Hawk Pictures, po wypolerowanym na błysk korytarzu, a każde stuknięcie jej obcasów obwieszczało, że nadchodzi, choć pragnęła wślizgnąć się do sali cicho, niepostrzeżenie. Czuła, że ze zdenerwowania chyba zwymiotuje. Dosłownie drżała, tak bardzo, że musiała przystanąć, aby się opanować.

– Wszystko w porządku? – zapytała Liz, odwracając się do niej.

– Tak, zaczepiłam o coś obcasem. – Emma zmusiła się do uśmiechu, uniosła stopę i poprawiła but.

Z trudem potrafiła zebrać myśli, ale za wszelką cenę musiała zachować spokój, aby przez to przejść; stawka była za wysoka, żeby to sknocić. Wolałaby wcześniej przyjrzeć się Carrie, bo może dzięki temu denerwowałaby się choć trochę mniej.

Wreszcie dotarły do sali spotkań i Emma zobaczyła ją przez szklane drzwi. Kiedy się otworzyły, z sofy dźwignęła się kobieta w średnim wieku i podeszła, by się przywitać. Miała jasne falujące włosy obcięte na boba – sprawiało to wrażenie chmurki unoszącej się nad jej głową. Była bardzo ładna, co ucieszyło Emmę, choć wiedziała, że to absurdalne. W nagłym przypływie entuzjazmu nabrała przekonania, że wcieli swoje plany w życie. Niski wzrost Carrie kontrastował z jej wydatnym brzuchem, na który Emma mimo woli spojrzała, ale szybko odwróciła wzrok.

Liz dokonała prezentacji i Emma poczuła lekki – taki odległy, jak zauważyła – dotyk, gdy ujęła jej dłoń, zażenowana, że jej własna jest spocona.

Spotkanie z Carrie miało w sobie coś surrealistycznego. Emma od lat pilnie śledziła jej karierę, po części dlatego, że mężem Carrie był scenarzysta, którego kiedyś Emma podziwiała najbardziej ze wszystkich ludzi telewizji. Sposobność pracy z nimi obojgiem napawała ją lękiem, ale wydawała się szczęśliwym zrządzeniem losu. Emma musiała dostać tę pracę.

Telefon od Liz zakrawał na cud. Najpierw Emma harowała jak wół, żeby otrzymać pracę wydawcy przy trącącym myszką serialu (nieco upiększyła swoje CV i zamydliła oczy osobie udzielającej referencji), a potem, od pierwszego dnia, dawała z siebie wszystko: czytała scenariusze po nocach, żeby zdążyć, robiła notatki, wysuwała propozycje, a ekipie scenariuszowej nie dawała na- wet przerwy na herbatę. To nie było pisarstwo, ale przebywała w towarzystwie pisarzy, służyła im pomocą w pracy nad scenariuszami, mnóstwo się przy tym ucząc. Później przyszedł pech: dwa tygodnie temu dowiedzieli się o zamknięciu serialu, więc rozwiała się szansa na pracę przy kolejnym sezonie. Do wcześniejszego trzymiesięcznego stażu mogła dodać w CV zaledwie pięć miesięcy w nowym miejscu – nie wyglądało to imponująco.

Emma truchlała na myśl o tym, jak powiadomi rodziców, że znów jest bez pracy. Liczyła, że tego uniknie, jeśli tylko Carrie ją polubi. Boże, spraw, żeby tak się stało, myślała, w desperackiej nadziei zaciskając kciuki.

Carrie usiadła, więc Emma poszła w jej ślady. Przez moment zastanawiała się, co Carrie widzi, gdy tak patrzy na nią – a to wywołało kolejną falę zdenerwowania. Emma poczuła, że musi się odezwać, póki jeszcze potrafi coś wykrztusić.

– Chciałabym tylko powiedzieć, że wprost uwielbiam twoje seriale. Poruszasz naprawdę ważne tematy i robisz to z klasą, inaczej niż wszyscy, zupełnie jakbyś nieustannie określała, co powinniśmy oglądać.

Boże, paplała jak uczennica. Uspokój się, bo ją spłoszysz. Emma wbiła paznokcie w dłonie, aż ból stał się niemal nie do zniesienia. W końcu Carrie się odezwała, więc Emma rozluźniła dłonie i postarała się skupić.

– Czyli dopiero co skończyłaś pracę przy Ukrytych dowodach?

– Tak, uwielbiałam ją. Dobrze było wgryźć się w coś, co faktycznie produkowano. Pracowałam z wieloma różnymi scenarzystami, zarówno nowymi, jak i doświadczonymi.

– A wcześniej z Elaine Marsh? Jak się z nią pracowało?

Emma przez chwilę się namyślała, wiedząc, że Elaine ma w branży określoną reputację.

– Sprawdziła mnie. Sporo się nauczyłam.

Carrie nieznacznie uniosła brwi. Emma zastanawiała się, czy powinna rozwinąć temat. Wiedziała, że Adrian niedawno odszedł z firmy Elaine, i czuła, że stąpa po grząskim gruncie. W tej branży roiło się od min.

Carrie zerknęła na kartkę – zapewne, jak sądziła Emma, z jej CV.

– Nie pracowałaś tam długo – stwierdziła Carrie. – Trzy miesiące. Czemu odeszłaś?

Zachowaj spokój, myślała Emma, desperacko starając się ignorować łomot swojego serca.

– To było tylko trzymiesięczne zlecenie. Umowa dobiegła końca.

Ze swobodnym uśmiechem Emma patrzyła Carrie w oczy, modląc się, by ta przeszła dalej.

– Co według ciebie jest kluczowe w pracy wydawcy? – zapytała Carrie.

– Moje zadanie polega na wspieraniu scenarzysty, mam być orędowniczką jego lub jej wizji w kontaktach z producentami i nadawcą. Mam też pomagać w zbieraniu materiałów, podsuwać pomysły i sporządzać notatki scenariuszowe, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Zabrzmiało to jak wyuczone na pamięć i zrobiło jej się głupio. Niespokojnie sprawdziła, jak Carrie zareagowała na tę odpowiedź. Nieznaczne skinienie głowy. Emmie zamarło serce.

– Oczywiście Carrie nadal będzie pracować przy wszystkich swoich projektach – wtrąciła Liz. – Najpewniej będzie to robiła wtedy, gdy nie powinna – dodała trochę strofująco.

Wszystkie trzy uśmiechnęły się z pobłażaniem. Żadna się nie odezwała.

Ona szuka sposobu, żeby mnie zbyć, pomyślała Emma, czując, jak jej nadzieja się ulatnia. Nie chce mnie i zastanawia się, jak zakończyć to spotkanie. Pewnie powie, że zamierzają jeszcze rozmawiać z innymi kandydatami albo coś w tym rodzaju.

– Ale dobrze byłoby mieć kogoś tu, w biurze, kto doglądałby spraw – stwierdziła Carrie, a Emma poczuła, jak jej nadzieja odżywa.

– Co ty na to – zwróciła się Liz do Carrie – żeby Emma zaczęła w przyszłym tygodniu, by się wdrożyć?

– Jasne. – Carrie skinęła głową. – Pasuje ci to, Emmo?

– Wspaniale! – powiedziała z zachwytem Emma, starając się ukryć drżenie rąk.

Dostała tę pracę! Zdała ten sprawdzian. Telewizja już ją nauczyła, że sukces w tej branży zależy nie tylko od doświadczenia, od tego, jak dobrze się pracuje – ale też w znacznej mierze od tego, czy jest się lubianym.

Carrie chyba ją polubiła, pomyślała niepewnie. Poczuła przypływ satysfakcji. Zamierzała pracować tak ciężko, że Carrie wręcz ją pokocha.

PIĘĆ

11 października, środa

– Ona jest młoda. Ma dwadzieścia cztery lata – powiedziała Carrie.

Z obolałymi plecami wierciła się na kuchennym krześle. Znacznie wygodniej byłoby jej, gdyby oparła się o poduszki na sofie w salonie, ale Adrian gotował, a ona lubiła ich wieczorne pogawędki.

– Rzeczywiście młoda. – Adrian zmarszczył brwi. – Jest dobra?

– Właściwie wykazała się błyskotliwością – odparła posępnie Carrie.

Adrian podniósł wzrok znad kartofli, które ugniatał na purée.

– Chyba się nie martwisz?

– Właśnie mam zostawić swoją wymarzoną pracę. – Carrie wzruszyła ramionami.

Adrian milczał przez chwilę, ale Carrie doskonale wiedziała, o czym myśli: nie byłoby to konieczne, gdyby nie postanowiła urodzić dziecka. „Decyzja” majaczyła w tle wszystkiego, co mówili i robili od kilku miesięcy: życie upodobniło się do stąpania po kruchym lodzie.

– Tylko tymczasowo – powiedział w końcu.

– W tej branży ludzie mają krótką pamięć.

– Jesteś ich gorącym nowym nabytkiem.

– Przekonasz się, że chodzi im raczej o ciebie.

Zobaczyła, jak Adrian się napuszył, ale zaraz przypomniał sobie, na czym obecnie polega jego rola.

– Jestem tylko przedłużeniem ciebie. Producentki, która ma na koncie kilka uznanych seriali dokumentalnych – dodał z naciskiem.

– Hm, to było dawno temu.

Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Wcale nie tak dawno. Tylko parę lat. Co nie zmienia faktu, że wszystkie twoje seriale są wspaniałe. Dlaczego umniejszasz swoją wartość? Znowu.

– Och, znasz mnie przecież. Bez przerwy myślę, że policja zapuka do drzwi i oskarżą mnie o oszustwo. Ciągle czuję się, jakbym wszystkich nabierała. Jak właściwie dostałam tę pracę?

Dostrzegła, że Adrian stara się zachować milczenie – wiedziała, że jej brak pewności nieco go irytuje. Zresztą musiała mu po części przyznać rację: zrealizowała kilka naprawdę dobrych seriali. Mimo to nigdy nie opuszczał jej lęk, że wszystko zawdzięcza szczęściu czy wstrzeleniu się we właściwy moment.

– Widziałaś swoją paczkę? – Wskazał głową na spore tekturowe pudło w kącie kuchni-jadalni.

Spojrzała w tamtą stronę, wiedząc, co jest w pudle. Dźwignęła się z krzesła, otworzyła pudło i wyjęła kosz dla niemowląt wyściełany białą haftowaną bawełną.

– I co myślisz?

Adrian popatrzył na kosz i rzucił:

– Owszem, ładny.

– To wszystko?

Spojrzał znowu.

– Co mam powiedzieć? To kosz. Dla dziecka.

– Dla naszego dziecka! Które pojawi się za cztery tygodnie.

Zero ożywienia, żadnego błysku w oczach.

– Groszek czy fasolka? – zapytał.

– Wszystko jedno. – Zniechęcona, odstawiła kosz.

– Zrobię jedno i drugie. Więcej witaminy C dla ciebie… i dziecka. – Zdawała sobie sprawę, że dodał to jako gałązkę oliwną, bo czuł się winny. – Musisz przestać zamartwiać się pracą – ciągnął Adrian. – Nikt cię nie wywali. – Skrzywiła się, a on spojrzał na nią surowo. – Jeśli spróbują, ja też odejdę.

Wiedziała, że umowa mu na to nie pozwala, ale tak właśnie zwykle łagodził sytuację. Po chwili postawił na stole dwa talerze z purée i kiełbaskami. Trzy mocno wypieczone kiełbaski sterczały z kopca purée niczym istoty pozaziemskie.

– W porządku? – spytał, oczekując pochwał.

– Wygląda świetnie – zapewniła go z uśmiechem.

To była część ich codzienności. Adrian gotował, kiedy Carrie wracała z pracy zatłoczonym pociągiem do Blackheath w południowo-wschodniej części Londynu. Rok po tym, jak się poznali, kupili mieszkanie z trzema sypialniami w edwardiańskim szeregowcu i stopniowo je urządzili. Marzenie bezdzietnej pary: białe ściany, otwarte schody, oczko wodne w ogrodzie. Z powodu ograniczeń finansowych urządzanie mieszkania zajęło trochę czasu, bo początkowo oboje pracowali przy tej samej telenoweli: ona jako wydawczyni, on jako scenarzysta. Oboje mieli większe ambicje, ale trudno było wykroić czas na cokolwiek innego, dopóki byli przykuci do serialu emitowanego cztery dni w tygodniu przez okrągły rok. Nikt z ekipy nie mógł brać urlopu dłuższego niż tydzień, praca często przeciągała się do późnych godzin nocnych i Boże broń, żeby ktoś zachorował. Kiedy Carrie dostała zapalenia migdałków, nie odważyła się dochodzić do siebie dłużej niż jeden dzień. Gdyby nie wróciła, jej fragment scenariusza nie byłby gotowy do filmowania. Nieważne, że chorowała – wina i tak spadłaby na nią, od czego zależałoby przedłużenie jej krótkoterminowej umowy.

Z Adrianem poznali się na comiesięcznej naradzie scenarzystów, wyczuli nawzajem swoje nadzieje i wkrótce potem zakochali się w sobie. Związek trwał cztery tygodnie, gdy pewnej nocy, po wspólnym wyjściu do kina, Adrian wrócił z Carrie do jej wynajmowanego mieszkania i oznajmił, że chce być z nią szczery. Zdenerwowana, spodziewała się wyznania, że ma żonę lub przynajmniej dziewczynę, on jednak poruszył temat dzieci.

„Chcę tylko, żebyś wiedziała, że… nigdy ich nie chciałem. Większość kobiet pragnie mieć dzieci, więc uznałem, że uczciwie będzie cię uprzedzić. Możesz powiedzieć, żebym spadał, jeśli chcesz je mieć”. Spojrzał na nią swymi wielkimi piwnymi oczami, w których dostrzegła taki niepokój, że coś ścisnęło ją za serce. W tamtej chwili zrozumiała, że są dla siebie stworzeni, bo ona też nigdy tak naprawdę nie chciała mieć dzieci, nie po tym, co spotkało ją, gdy była nastolatką.

Carrie i Adrian pobrali się w tym samym czasie, gdy kupili dom, zaledwie po roku znajomości. Adrian, który z czasem stał się jedną z „gwiazd” w grupie scenarzystów telenoweli, zarobił tyle, że mógł zrobić sobie przerwę i poświęcić się własnym pomysłom. Niektóre otrzymały środki finansowe, inne nie, wszystkie jednak zwiędły i wyzionęły ducha w ciągu roku czy dwóch.

Potem Adrian wpadł na tak kasowy pomysł, że momentalnie podchwyciła go osławiona producentka Elaine Marsh. Zainteresowała jego projektem BBC i zanim się obejrzał, dostał zielone światło. Serial o buncie w gimnazjum, który doprowadził do tragicznych konsekwencji, stał się natychmiastowym sukcesem, a gwiazda Adriana poszybowała wysoko.

Tymczasem w Carrie zrodziła się pasja do opowiadania autentycznych historii i również poznała smak sukcesu. Oboje ciężko pracowali i wynagradzali to sobie drogimi wakacjami w egzotycznych miejscach, ilekroć tylko udało im się wykroić czas w ich napiętych terminarzach. Realizowali swoje marzenia: nurkowali z rekinami wielorybimi na Malediwach, a nawet odbyli podróż na Antarktydę. Pili wyśmienite wina. Kupowali białe meble. Adrian miał dwuosobowe bmw i kupił dom nad morzem, w Broadstairs na wybrzeżu Kentu. Ich styl życia budził zazdrość przyjaciół obarczonych dziećmi, toteż gdy Carrie nieoczekiwanie, w wieku czterdziestu dwóch lat, zaszła w ciążę, zaszokował ją własny instynktowny opór przed tym, by poddać się aborcji. Może dlatego, że zrozumiała, iż jej ciało podjęło ostatnią próbę prokreacji, a może dlatego, że płód miał już czternaście tygodni, potrafił zmieniać wyraz twarzy, mrużył oczy. Tak czy inaczej, po prostu nie mogła się na to zdobyć.

Adrian był oszołomiony. Ciąża tak dalece odbiegała od jego wizji życia, że dopiero po dwóch dniach w pełni to do niego dotarło. Wtedy zaczął obwiniać Carrie: jakim cudem zaszła w ciążę? (Po prostu zapomniała zażyć pigułkę). Carrie było przykro, ale co się stało, to się już stało. Nie mogła się „odciążyć”, chociaż często myślała, że byłoby prościej, gdyby nie podjęła tej trudnej decyzji. Tymczasem piasek w klepsydrze przesypywał się błyskawicznie. W końcu zrozumieli, że ruszyli w dal na pokładzie nowego statku, który żeglował bez względu na to, co na ten temat sądzili, i wysiadka była już niemożliwa. Adrian nigdy do końca nie pogodził się z decyzją żony, a Carrie w głębi duszy wiedziała, że oboje chowają głowy w piasek i nie mają odwagi myśleć o tej trzeciej osobie, która wkrótce dołączy do ich rodziny.

Trzecia osoba nieoczekiwanie kopnęła Carrie w żebra.

– Au. – Skrzywiła się.

– Wszystko w porządku?

– Dziecko ćwiczy piłkę nożną.

Adrian pokiwał głową.

– Nie ma pojęcia, jaki ból mi zadaje. A właśnie, dziś wieczorem mamy szkołę rodzenia.

Spojrzał na nią zmieszany, a jej serce zamarło.

– Przepraszam…

– Nie idziesz?

– Miałem dziś przypływ weny. Chodzi o czwarty odcinek. Chcę to zapisać, póki jest świeże.

Dlaczego nie mógł tego zrobić wcześniej, tylko odłożył to właśnie na czas zajęć w szkole rodzenia, pomyślała Carrie, marszcząc brwi.

– Hej, nie bądź taka. Przecież chodziłem na wszystkie zajęcia, prawda? Muszę przygotować ten scenariusz dla szefowej, to groźna osoba. – Posłał jej swój najlepszy szelmowski uśmiech małego chłopca.

Wykręty Adriana przygnębiały Carrie, ale nie chciała o tym mówić, wiedząc, że na nic się to nie zda. Właśnie tak wyglądały ostatnio ich relacje: ona w jedną stronę, on w drugą. Od pewnego czasu swobodna harmonia ich związku gdzieś się zagubiła.

*

Na zajęciach szkoły rodzenia Carrie – jedyna kobieta, która pojawiła się sama – ćwiczyła w parze z położną. Wyjaśniła, że Adrian pracuje, ale i tak nikt tego specjalnie nie słuchał, ponieważ przyszłe matki pokazywały swoim mężom i partnerom – bardziej lub mniej uważnym – najlepsze punkty do masażu. Rozejrzawszy się po sali, Carrie spostrzegła kilka kobiet, które były bez przyszłych ojców, ale za to z matkami, dumnymi kobietami, wyraźnie przejętymi tym, że będą miały wnuka.

Och, mamo, przydałabyś mi się teraz, pomyślała Carrie i poczuła, jak zalewa ją fala bezbrzeżnego smutku. Położna wyczuła jej napięcie i rozmasowała jej ramiona.

– Wszystko w porządku?

– Tak. – Carrie promiennie się uśmiechnęła, ale kłamstwo tylko pogłębiło jej osamotnienie.

Nie miała odwagi skonfrontować się z otchłanią bólu, która nadal rozwierała się w niej od czasu do czasu, chociaż upłynęło już dziesięć lat. Otchłań była zbyt głęboka i mroczna. Carrie mogła jedynie odpychać od siebie dojmującą tęsknotę za matką. Jeśli to będzie dziewczynka, dam jej na imię Helen, postanowiła nagle i tęsknota stała się odrobinę mniej bolesna.

Położna skończyła masaż, po czym zaczęła krążyć po sali i sprawdzać, jak sobie radzą inni partnerzy. Carrie patrzyła, jak położna udziela wskazówek przyszłym ojcom. Na myśl o nieobecności Adriana powtórzyła sobie raz jeszcze, że wszystko się zmieni po narodzinach dziecka. Oboje zakochają się w nim bez pamięci.

SZEŚĆ

16 października, poniedziałek

Teraz, gdy siedzieli w pokoju we troje, inaczej się do siebie zwracali. Gdzieś ulotniła się intymność jej rozmów z Adrianem, gdy rozparci na sofach, rozkładali na czynniki pierwsze jego bohaterów i dialogi, zastanawiając się, jak wzmocnić dramatyzm.

Emma, z błyszczącymi oczami, siedziała wyprostowana na małym krześle, z długopisem w gotowości. Carrie nie mogła jej odmówić zaangażowania, jednak entuzjazm dziewczyny ją dławił. Gdy wysłała Emmie maila z potwierdzeniem godziny spotkania, otrzymała odpowiedź podpisaną buziakiem. Carrie nieco to zmroziło, choć symbole buziaków występowały często w branży telewizyjnej i były wyrazem serdeczności w relacji z przełożonym. Brak buziaka: stosunki uległy ochłodzeniu albo zrobiło się coś, co uraziło szefa, i wypadło się z łask. Ogólnie rzecz biorąc, buziaki rozdawano szczodrze – fruwało ich tak wiele, że groziła epidemia opryszczki.

Carrie zerknęła na siedzącą naprzeciwko Emmę, myśląc, że dziewczyna powinna się trochę rozluźnić. Do tworzonej historii najlepiej podchodzić z boku. Jeśli ruszysz frontalnie na rozpełzające się wątki, najpewniej cię oplączą i nie zdołasz znaleźć właściwej drogi. Adrian napisał przełomowy fragment odcinka czwartego, potem pracował nad nim w nocy i oddał scenariusz nazajutrz po zajęciach w szkole rodzenia, a cały następny dzień przeleżał w łóżku. Teraz wspólnie to przeczytali i najwyraźniej coś nie grało.

Na początku serialu były gwiazdor filmowy Leon ogłosił bankructwo i musiał się pożegnać ze swoją kolekcją samochodów, wioską w Hiszpanii i łodzią podwodną. W kolejnych odcinkach zmagał się z własną arogancją oraz wybujałymi oczekiwaniami, boleśnie przekonując się, co oznacza „zaciskać pasa”. Spadły na niego codzienne obowiązki związane z przetrwaniem, takie jak wyprawy do supermarketu po jedzenie. Stracił tak zwanych przyjaciół i oddalił się od rodziny, ale zaczął niepewny związek z konkretną, rzeczową dziewczyną o imieniu Sally. W odcinku czwartym Leon już prawie znów stanął na nogi: mógł liczyć na pracę i nową bliskość z Sally, która gardziła tanim blichtrem branży filmowej. Właśnie miał podpisać umowę o pracę, gdy odezwał się jego agent, proponując mu dość przyzwoitą rolę w nowym filmie, u boku aktualnej wielkiej gwiazdy. Sława i majątek kusiły. Gdyby jednak przyjął ofertę, niemal na pewno naraziłby na szwank swój kiełkujący związek z Sally. Co miał począć mężczyzna, który farbował włosy, niegdysiejszy posiadacz piwnicy z winem i kortu tenisowego?

Scenariusz był za mało poruszający, a przecież widzowie mieli nerwowo gryźć paznokcie, modląc się, by Leon podjął właściwą decyzję, jakakolwiek by była. Wiele osób czułoby podobne jak on rozdarcie: kolejna szansa na sukces czy też związek z kobietą, która kocha go tylko dla niego samego.

– Uważam, że stawka powinna być wyższa – powiedziała Carrie. – Związek to oczywiście duża sprawa, ale musi istnieć jeszcze inny poziom, coś, co sprawi, że poczujemy, iż on popełni błąd, przyjmując tę rolę w filmie.

– A gdyby Sally była w ciąży? – podsunął Adrian. – Leon odwraca się plecami do niej i nienarodzonego dziecka.

Carrie spojrzała na niego, skrępowana tą aluzją do ich własnej sytuacji, ale Adrian najwyraźniej sobie tego nie uświadamiał.

– Hm, no, może. Ale trochę to bezduszne, nie sądzisz?

– Wcale nie musi takie być. Leon może szczerze pragnąć zobaczyć dziecko, a jeśli przyjmie tę rolę, zarobi znacznie więcej niż w „przyzwoitej” pracy. Może argumentować, że postępuje tak dla dobra dziecka.

– Jednak Sally dała mu jasno do zrozumienia, że nienawidzi branży filmowej i tego, jaki ma ona na niego wpływ. Wolałaby, żeby Leon był biedny i autentyczny niż nadziany. Forsą i kokainą.

Carrie czuła, że Emma wodzi wzrokiem od niej do Adriana, jakby obserwowała mecz tenisowy. Wyczuwała też, że Emma wprost wychodzi ze skóry, by się odezwać, i wiedziała, że jeśli tylko popatrzy na nią, będzie musiała na to pozwolić. Postanowiła spojrzeć w jej stronę.

– A gdyby…? – zaczęła ostrożnie Emma. – Właśnie przyszedł mi do głowy pomysł. Może to głupie, ale…

– Strzelaj. – Adrian machnął leniwie ręką.

– A gdyby Sally poważnie zachorowała? Przypuśćmy, że dowiedziała się o tym kilka dni wcześniej, ale nie chce powiedzieć nic Leonowi, żeby nie wpływać na jego decyzję. To nie może być związek oparty na litości. Kiedy więc Leon, z ciężkim sercem, postanawia przyjąć rolę w filmie, nie ma pojęcia, jaką krzywdę wyrządza Sally.

Carrie poczuła znajome mrowienie skóry, pojawiające się, kiedy historia ją poruszała: zaczynało się na karku i wybuchało kaskadą gęsiej skórki. Ani ona, ani Adrian nie odzywali się, tylko patrzyli na Emmę, rozważając w myślach jej pomysł. Adrian, dotąd wyciągnięty na sofie, nagle usiadł.

– To jest super. Hej, może to śmiertelna choroba. Sally może już nie żyć, kiedy po sześciu miesiącach Leon wróci z planu w Meksyku…

– Ale ona nie może mu o tym powiedzieć – ciągnęła Emma. – Nie tylko dlatego, że nie chce, by Leon wybrał ją z poczucia winy, ale także dlatego, że go kocha i pragnie, żeby Leon wykorzystał swoją nową szansę w filmie, chociaż uważa, że to błąd.

– To jest genialne! – Adrian zerwał się na równe nogi, odwrócił się do Carrie i przesunął dłonią po nastroszonych włosach. – Ona to rozwiązała!

Carrie, która w milczeniu, z poczuciem izolacji, przyglądała się, jak jej mąż i nowa dziewczyna przerzucają się pomysłami, teraz szybko się uśmiechnęła.

– Świetny pomysł, Emmo. Dobra robota.

Emma rozpromieniła się cała, jak uczennica pochwalona przez nauczycielkę.

– Tak, muszę to zapisać – powiedział Adrian, spiesząc do drzwi. – Trochę popracuję w gabinecie. Zacznę wcielać to w życie. Jak myślisz, Emmo? Rak?

– Może być. – Emma skinęła głową.

Adrian wycelował w nią palec.

– Jesteś… niesamowita.

Carrie zobaczyła, że Emma uśmiecha się niepewnie, a Adrian czym prędzej wyszedł, pełen świeżego entuzjazmu do pracy nad scenariuszem.

W pokoju zapadło milczenie.

– Mam nadzieję, że dobrze postąpiłam, zabierając głos… – odezwała się bojaźliwie Emma.

Sama widziała rezultat, co ona sobie myśli? – obruszyła się w duchu Carrie, ale zaraz zdusiła w sobie tę małostkowość. Biedna dziewczyna pewnie się denerwuje.

– Oczywiście. Przecież za to ci płacimy – odrzekła i natychmiast pożałowała, że sprowadza wszystko do transakcji. Co się z nią działo? Spojrzała na zegarek. – Czas na lunch?

– Z przyjemnością.

Carrie uzmysłowiła sobie zbyt późno, że Emma przyjęła to za zaproszenie. Oto nadarzała się okazja, by posiedzieć razem, lepiej się poznać, i Emma mogłaby dowiedzieć się więcej na temat tej pracy. Carrie tak naprawdę nie była głodna; właściwie na samą myśl o jedzeniu zbierało się jej na mdłości. Jak najdelikatniej wytłumaczyła to Emmie, która okazała pełne zrozumienie.

– Nie ma problemu. Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. Może coś ci przynieść?

– Nie, nic mi nie trzeba.

– Daj znać, jeśli zmienisz zdanie. Podobno imbir pomaga na mdłości. Wystarczy, że powiesz, to wyskoczę.

Carrie podziękowała jej. Nagle zapragnęła zostać sama, więc dźwignęła się z sofy.

Emma też od razu zerwała się na nogi.

– Czy chciałabyś coś omówić przed naszym popołudniowym spotkaniem? – spytała.

Nieprzyjemnie zaskoczona, Carrie pojęła, że Emma ma na myśli spotkanie ze zleceniodawcą z BBC, dotyczące spraw obsady. Spotkania ze zleceniodawcami były niczym audiencje u papieża: rzadkie, wyjątkowe i niezwykle pożądane. Większość producentów nie zabierała na nie młodszych pracowników, bo jeśli udało ci się nawiązać przyjacielskie stosunki ze zleceniodawcą, gotów był cię wysłuchać. A kiedy już poświęcił ci uwagę, można było przedstawić mu pomysły, które miały szansę otrzymać tak upragnione zielone światło. Carrie uświadomiła sobie nagle, że nie chce, by Emma tam poszła.

– W porządku, Emmo, dzięki. Na spotkaniu będą mi towarzyszyli Liz i Adrian, więc może nie przesadzajmy…

Spodziewała się urażonej miny, może gniewu, ale ku jej zdziwieniu Emma zareagowała naturalnie.

– Och, jasne. I tak mam mnóstwo pracy, muszę spisać te wszystkie notatki.

Po jej wyjściu Carrie znów ogarnęło poczucie winy. Rozstanie się z pracą było jeszcze trudniejsze, niż się spodziewała. Poszła do gabinetu Liz, by przejrzeć ostatnie maile w sprawie budżetu, przysłane przez księgową. To pozwoliło jej oderwać się myślami od swojej tymczasowej zastępczyni, ale tylko do chwili, gdy w otwartej przestrzeni biurowej spostrzegła Emmę i Adriana. Dziewczyna przyniosła mu kanapkę i teraz rozmawiali z ożywieniem. Potem Adrian gestem zaprosił ją do gabinetu, a ona weszła za nim i zamknęła drzwi.

– Co?

Liz coś mówiła, ale Carrie całkiem to umknęło.

– Dzieciątko już rzuca ci się na mózg? – spytała Liz z uśmiechem. – Mówię tylko, że Kenny to bardzo drogi reżyser. Jeśli ty i Adrian jesteście zdecydowani, w porządku, ale uważam, że powinniście też porozmawiać z Jamesem. Ma świetne referencje, a w styczniu jest wolny po tym, jak projektowi Channel 4 ukręcono łeb.

– Dobrze. Tak… to dobry pomysł.

– Wszystko w porządku? – spytała z troską Liz. – Wyglądasz na zmęczoną.

Carrie była wykończona. O czwartej nad ranem obudził ją przeszywający ból w biodrach, który już nie pozwolił jej zasnąć. Nie chciała jednak o tym mówić, więc tylko rzuciła:

– Odrobinę. Wcześnie się dzisiaj położę i wszystko wróci do normy.

Taki też miała zamiar: po powrocie do domu wyjmie z szafy kołdrę, rozłoży ją na łóżku i spróbuje zasnąć. Dodatkowa miękka warstwa pozwoli jej może na parę godzin spokojnego snu.

Nagle Liz wyjrzała przez okno.

– Jest Luke – oznajmiła, wstając. Carrie odwróciła się do okna i zobaczyła machającego do niej szefa działu zleceń BBC. – Mam wezwać pozostałych? – spytała Liz.

– Będzie z nami tylko Adrian – odparła szybko Carrie. – Emma jest czymś zajęta. Pójdę po niego.

*

– Wyglądasz fantastycznie! Śliczny brzuszek! – powiedział Luke, gdy zajęli miejsca w sali konferencyjnej.

Carrie wciąż się dziwiła, jak dużo ludzi to mówiło – tak jakby ciężarna kobieta osiągnęła coś wielkiego, a brzuch stanowił modne akcesorium. Mimo to uśmiechnęła się, przywołała na twarz stosowny wyraz radości i zrewanżowała się komplementem na temat jego marynarki. Luke zawsze nosił marynarkę na białej koszulce w serek i do tego dżinsy. Pogratulowała mu też jego niedawnego sukcesu – niedzielny program wieczorny miał oglądalność powyżej ośmiu milionów.

Do sali zajrzał stażysta, młody absolwent imieniem Zack, który z wyróżnieniem ukończył Cambridge. Przyjął zamówienia na herbatę i kawę i zniknął. Przy stole zapadła cisza.

– Jestem niezwykle podniecony tym serialem – oświadczył Luke, z zadowoleniem bębniąc palcami po udach. – Scenariusz jest fantastyczny.

– Dzięki. – Adrian rozpromienił się w uśmiechu.

– Jak odcinek czwarty?

– Posuwa się naprzód. Wkrótce będzie coś do przeczytania.

– Nie mogę się doczekać – odrzekł z entuzjazmem Luke. – Czyli… kwestia obsady.

– Mieliśmy pewien odzew – powiedziała Liz.

– Strzelaj – rzucił Luke.

Przerwało im pukanie do drzwi. Carrie podniosła wzrok, zdziwiona widokiem Emmy z tacą. Dlaczego ona wnosiła napoje? Przecież to Zack pytał, czego się napiją.

– Zack musiał coś załatwić – wyjaśniła Emma w odpowiedzi na pytający wzrok Carrie.

– To jest Emma – przedstawiła ją Luke’owi Liz. – Będzie zastępować Carrie podczas jej urlopu macierzyńskiego.

Luke z zaciekawieniem spojrzał na Emmę, po czym wstał i podał jej rękę.

Carrie w napięciu czekała, aż Luke spyta: „Nie dołączysz do nas?”, on jednak był zbyt wielkim profesjonalistą. Zapadło niezręczne milczenie, a Carrie poczuła się nagle jak idiotka i ogarnął ją wstyd. Oczywiście, że Emma powinna siedzieć z nimi. A ona pozwoliła, by hormony i zmęczenie wzięły górę. Już miała zaprosić ją do stołu, gdy Emma się odezwała:

– Muszę lecieć. Miło było cię poznać. – Posłusznie wyszła, ale w drzwiach posłała Carrie uśmiech, którego nie mógł zauważyć nikt inny.

Czy to był… uśmiech triumfu? – pomyślała Carrie, zdezorientowana. No, może tylko jej się wydawało.

– Wracając do Leona, naszego antybohatera – podjął tymczasem Luke. – Wolno spytać: czy Jude Law się odzywał?

Carrie zmusiła się, by skupić uwagę na rozmowie.

– Niestety, zrezygnował. Był szczerze zainteresowany, ale terminy mu nie pasowały. W lutym kręci film z Guyem Ritchiem.

– Szlag by trafił Guya Ritchiego!