Siostry - Michelle Frances - ebook + audiobook + książka

Siostry ebook i audiobook

Michelle Frances

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jedna z nich jest ulubienicą. Ta druga dobrze o tym wie.

Thriller autorki bestsellera Ta dziewczyna.

Opowieść o podszytej mrocznymi sekretami rodzinnej rywalizacji pomiędzy dwiema siostrami, której akcja toczy się na skąpanej w słońcu włoskiej wyspie.

Wciągający kryminał, w którym napięcie i groza rosną z minuty na minutę…

Czy krew jest naprawdę gęstsza niż woda?

Abby i Ellie nawet w dzieciństwie nie były sobie bliskie. Teraz, kiedy są już po trzydziestce, każda z nich żywi głęboko zakorzenioną urazę do drugiej. Abby zazdrości siostrze wyglądu gwiazdy filmowej i statusu ulubienicy matki. Ellie chciałaby mieć partnera tak idealnego jak mąż Abby i dom tak wspaniały, jak jej willa na skąpanej w słońcu włoskiej wyspie Elbie.

Kiedy Abby zaprasza Ellie do siebie, obie Siostry mają nadzieję na chwilowe zawieszanie broni − wspólny relaks i puszczenie w niepamięć dzielących ich różnic. Ale obecność matki, Susanny, sprawia, że wszystkie napięcia z przeszłości szybko wypływają na powierzchnię. A Ellie zaczyna podejrzewać, że ​​Abby i ich matka skrywają niebezpieczny sekret…

Wkrótce okaże się, że Siostry mogą polegać tylko na sobie nawzajem. Czy zaryzykują i obdarzą się zaufaniem?

Dosłownie pochłaniałam kolejne strony ‒ ta książka ma niesamowite tempo!

Louise Candlish

Michelle Frances daje świeżą energię klasycznej opowieści o rywalizacji pomiędzy rodzeństwem i rodzinnych tajemnicach. A finał tej historii nie jest ani trochę rozczarowujący.

„Daily Mail”

Toksyczne relacje rodzinne, duszna europejska sceneria i zawiła fabuła, która sprawia, że nie wiadomo już, komu i czemu ufać.

Catherine Cooper, autorka książki The Chalet

Doskonała… Zawiła i idealnie stopniująca napięcie.

Jo Spain, autorka powieści Wyznanie

Genialnie zawiła, złowieszcza i uzależniająca lektura!

„Sunday Mirror”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 26 min

Lektor: Aneta Todorczuk

Oceny
3,9 (206 ocen)
74
68
41
16
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bozenasup

Dobrze spędzony czas

"Siostry" to zakręcone, zagmatwane i dość zaskakujące połączenie obyczajówki i kryminału. Skomplikowane relacje rodzinne, długoletnie kłamstwa, niewyjaśnione sprawy między dwoma siostrami to siła napędowa tej książki. Podobał mi się pomysł autorki na poprowadzenie fabuły. Na pewno dodało jej to świeżości i wzbudzało ciekawość. Byłam zaintrygowana jak to się wszystko zakończy... Warto!
20
apodiss

Z braku laku…

Wiele naciąganych historii, bez szczególnej akcji, koło thrillera to nawet nie leżało.
10
Danutka71

Nie oderwiesz się od lektury

kiepska lektorka
10
chicaJola12

Z braku laku…

Poprzednie książki autorki podobały mi się bardziej,ta nieco mniej.
10
KMyk85

Z braku laku…

maksymalnie idiotyczna
10

Popularność




NAPIĘCIE ROSNĄCE Z MINUTY NA MINUTĘ.

MROCZNE RODZINNE SEKRETY I RYWALIZACJA POMIĘDZY SIOSTRAMI.

NAWET SŁOŃCE ZALEWAJĄCE WŁOSKĄ WYSPĘ NIE OGRZEJE MROŻĄCEJ KREW W ŻYŁACH ATMOSFERY.

Abby i Ellie już w dzieciństwie nie były sobie bliskie. Teraz, kiedy są po trzydziestce, żywią do siebie nawzajem głęboko zakorzenioną urazę. Abby zazdrości siostrze wyglądu gwiazdy filmowej i tego, że jest ulubienicą matki. Ellie chciałaby mieć partnera tak idealnego jak mąż Abby i dom tak wspaniały jak jej willa na Elbie.

Kiedy Abby zaprasza siostrę, obie mają nadzieję na chwilowe zawieszenie broni − wspólny relaks i puszczenie w niepamięć dzielących ich różnic. Niestety, obecność matki sprawia, że napięcia z przeszłości wypływają na powierzchnię i zaczyna się robić piekielnie niebezpiecznie.

MICHELLE FRANCES

Angielka, absolwentka Bournemouth Film School i American Film Institute w Los Angeles. Po powrocie do Londynu przez piętnaście lat pracowała w telewizji jako producentka i scenarzystka, m.in. dla BBC.

Debiutowała thrillerem psychologicznym Ta dziewczyna, który został wydany w 19 krajach; sprzedano także prawa do jego ekranizacji. W Wielkiej Brytanii ta powieść była jednym z 10 najlepiej sprzedających się e-booków, została też największym bestsellerem wśród e-booków sprzedawanych na Amazonie i przez serwis i-Tunes.

Obecnie autorka miesza w East Sussex z rodziną i bardzo uroczym field spanielem, Ripleyem.

michellefrancesbooks.com

Tej autorki

TA DZIEWCZYNA

TA DRUGA

CÓRKA

SIOSTRY

Tytuł oryginału:

SISTERS

Copyright © Michelle Frances 2019

All rights reserved

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2020

Polish translation copyright © Maria Olejniczak-Skarsgård 2022

Redakcja: Anna Walenko

Projekt graficzny okładki: Kasia Meszka

Zdjęcie na okładce: © Ayal Ardon/Arcangel

ISBN 978-83-6742-648-0

Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

Hlonda 2A/25, 02-972 Warszawa

wydawnictwoalbatros.com

Facebook.com/WydawnictwoAlbatros|Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Konwersja do formatu EPUB oraz MOBI

Katarzyna Rek

woblink.com

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
PROLOG
JEDEN
DWA
TRZY
CZTERY
PIĘĆ
SZEŚĆ
SIEDEM
OSIEM
DZIEWIĘĆ
DZIESIĘĆ
JEDENAŚCIE
DWANAŚCIE
TRZYNAŚCIE
CZTERNAŚCIE
PIĘTNAŚCIE
SZESNAŚCIE
SIEDEMNAŚCIE
OSIEMNAŚCIE
DZIEWIĘTNAŚCIE
DWADZIEŚCIA
DWADZIEŚCIA JEDEN
DWADZIEŚCIA DWA
DWADZIEŚCIA TRZY
DWADZIEŚCIA CZTERY
DWADZIEŚCIA PIĘĆ
DWADZIEŚCIA SZEŚĆ
DWADZIEŚCIA SIEDEM
DWADZIEŚCIA OSIEM
DWADZIEŚCIA DZIEWIĘĆ
TRZYDZIEŚCI
TRZYDZIEŚCI JEDEN
TRZYDZIEŚCI DWA
TRZYDZIEŚCI TRZY
TRZYDZIEŚCI CZTERY
TRZYDZIEŚCI PIĘĆ
TRZYDZIEŚCI SZEŚĆ
TRZYDZIEŚCI SIEDEM
TRZYDZIEŚCI OSIEM
TRZYDZIEŚCI DZIEWIĘĆ
CZTERDZIEŚCI
CZTERDZIEŚCI JEDEN
CZTERDZIEŚCI DWA
CZTERDZIEŚCI TRZY
CZTERDZIEŚCI CZTERY
CZTERDZIEŚCI PIĘĆ
CZTERDZIEŚCI SZEŚĆ
CZTERDZIEŚCI SIEDEM
CZTERDZIEŚCI OSIEM
CZTERDZIEŚCI DZIEWIĘĆ
PIĘĆDZIESIĄT
PIĘĆDZIESIĄT JEDEN
PIĘĆDZIESIĄT DWA
PIĘĆDZIESIĄT TRZY
PIĘĆDZIESIĄT CZTERY
PIĘĆDZIESIĄT PIĘĆ
PIĘĆDZIESIĄT SZEŚĆ
PIĘĆDZIESIĄT SIEDEM
PIĘĆDZIESIĄT OSIEM
PIĘĆDZIESIĄT DZIEWIĘĆ
SZEŚĆDZIESIĄT
SZEŚĆDZIESIĄT JEDEN
SZEŚĆDZIESIĄT DWA
SZEŚĆDZIESIĄT TRZY
SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY
SZEŚĆDZIESIĄT PIĘĆ
SZEŚĆDZIESIĄT SZEŚĆ
SZEŚĆDZIESIĄT SIEDEM
SZEŚĆDZIESIĄT OSIEM
SZEŚĆDZIESIĄT DZIEWIĘĆ
SIEDEMDZIESIĄT
SIEDEMDZIESIĄT JEDEN
SIEDEMDZIESIĄT DWA
SIEDEMDZIESIĄT TRZY
SIEDEMDZIESIĄT CZTERY
SIEDEMDZIESIĄT PIĘĆ
SIEDEMDZIESIĄT SZEŚĆ
SIEDEMDZIESIĄT SIEDEM
SIEDEMDZIESIĄT OSIEM
SIEDEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ
OSIEMDZIESIĄT
OSIEMDZIESIĄT JEDEN
OSIEMDZIESIĄT DWA
OSIEMDZIESIĄT TRZY
OSIEMDZIESIĄT CZTERY
OSIEMDZIESIĄT PIĘĆ
OSIEMDZIESIĄT SZEŚĆ
OSIEMDZIESIĄT SIEDEM
OSIEMDZIESIĄT OSIEM
OSIEMDZIESIĄT DZIEWIĘĆ
DZIEWIĘĆDZIESIĄT
EPILOG
PODZIĘKOWANIA

Dla Leili. Milszą siostrę trudno sobie wymarzyć.

PROLOG

Wigilia Bożego Narodzenia 2017

Trzymając w jednej ręce neseser, w drugiej torbę pełną prezentów, Ellie wysiadła z pociągu na stacji Redhill wprost na lodowaty wiatr i deszcz ze śniegiem. Z kwaśną miną owinęła szczelniej szyję kaszmirowym szalem, nie tylko z zimna, ale też by trochę ochronić go przed wilgocią. Całe szczęście, że go sobie zafundowała. Sporo kosztował, ale przy paskudnej pogodzie okazywał się wart tej ceny. Gdyby wyjechała na święta, tak jak latem, z okazji swoich urodzin, na dwa tygodnie na Malediwy, kaszmirowy szal byłby niepotrzebny. Teraz saldo jej karty kredytowej budziło w niej lekki niepokój, a właściwie zaczynało przyprawiać ją o bezsenność. Planowała, że na spłatę zadłużenia przeznaczy podwyżkę pensji, gdy zostanie zakwalifikowana na staż nauczycielski w swojej szkole. Ale stało się inaczej i wciąż bolała ją odmowna decyzja, która zapadła dopiero tydzień przed świętami.

Z ciężkim westchnieniem przepuściła bilet przez bramkę i wyszła z dworca. Miała jeszcze przed sobą dwudziestominutowy spacer do swojego domu rodzinnego. Padało coraz mocniej, marznący deszcz siekł ją po twarzy. Poszła na postój i wsiadła do taksówki. Chrzanić koszty – sytuacja jest wyjątkowa.

*

Abby spojrzała na zegarek. Wiedziała, że się spóźni, i w poczuciu winy już wcześniej wysłała do swojej matki, Susanny, SMS-a z przeprosinami: została w biurze, żeby zdać raporty. Tak naprawdę nie musiała, ale przywykła pracować w nadgodzinach, ponieważ inaczej ogarniał ją niepokój, narastający teraz na myśl, że spędzi pierwszy dzień świąt z matką w jej domu. Dla Abby był to nie lada wyczyn.

W ostatnich latach zdołała wymigiwać się od tych wizyt pod pretekstem wyjazdów służbowych, a raz – żeby nie rozczarować matki – usprawiedliwiła się zaproszeniem do znajomych, choć tak naprawdę spędziła cały dzień Bożego Narodzenia sama w domu. Wysłały sobie SMS-y z życzeniami wesołych świąt. Od swojej siostry Ellie dostała selfie z Susanną: miały na głowach papierowe kapelusiki i się obejmowały; do zdjęcia dołączyły wiadomość, że brak im Abby – uznała, że to mało prawdopodobne.

Zbliżała się do domu; już widziała znajomą czarną bramę i rozświetlone okna. Siostrę na pewno zastanie z matką, jak gawędzą przy winie, konspiracyjnie pochylając ku sobie głowy. Ilekroć wchodziła do pokoju, gdzie siedziały razem, zawsze czuła, że im przeszkadza, że tolerują jej obecność z poczucia winy. To tylko półtorej doby, pomyślała. Przybierając radosną minę i starając się wykrzesać z siebie dobrą wolę, nacisnęła dzwonek.

Ku jej zaskoczeniu drzwi otworzyła Ellie. To głupie, lecz Abby natychmiast poczuła się urażona, że matce nie chce się jej powitać.

– Jesteś cała mokra – zauważyła Ellie, nadal stojąc w progu i trzymając siostrę na deszczu.

– To mnie wpuść – odparła Abby.

Weszła do domu i strzepnęła płaszcz.

– Poproś mamę o klucz – rzuciła Ellie.

Nie uważała, że musi prosić. Jej siostra dostała swój klucz dawno temu bez proszenia.

Ellie wyglądała promiennie, jak zwykle. Pochyliła się i pocałowała ją w policzek.

– Miło cię widzieć – powiedziała.

Abby poczuła ciepły dotyk jej skóry i zapach dobrego szamponu na lśniących blond włosach, jednocześnie dostrzegając w lustrze własną twarz: czerwony nos i mokre włosy w strąkach.

Ellie niezmiennie przyciągała spojrzenia. W tych rzadkich sytuacjach, kiedy szły gdzieś razem, Abby zawsze wydawało się, że pozostaje w cieniu, niewidzialna, a mężczyźni krążą wokół jej siostry jak ćmy wokół światła. Mówiła sobie, że nie warto się przejmować, że oni nie są w jej typie, ale za każdym razem i tak była wkurzona. Aż któregoś dnia, niedługo po tym, jak wybrały się razem na wycieczkę statkiem, Ellie zdecydowanie przekroczyła granicę. Abby poczuła, że wzbiera w niej złość, ale szybko zdusiła urazę. Teraz nie pora odgrzebywać stare animozje.

– Po długim niewidzeniu – dodała oschle Ellie.

Abby przypomniało się, że jakiś czas temu dostała od siostry maila z propozycją wspólnej kolacji na mieście. Odtworzyła w pamięci wszystkie konferencje i posiedzenia zarządu, w których brała udział od tamtej pory, i stwierdziła, że było to chyba jesienią. Kilka miesięcy temu, pomyślała z poczuciem winy.

– O, Abby – rozległ się głos Susanny, która z kieliszkiem wina w ręce wyszła z kuchni.

A niby kto? – mruknęła w duchu Abby.

– Cześć, mamo. Miło, że nas zaprosiłaś.

Susanna wspaniałomyślnie machnęła ręką.

– To dla mnie przyjemność. Wiecie, jak lubię spędzać Boże Narodzenie z moimi córkami. – Uśmiechnęła się szeroko, ale patrzyła tylko na Ellie, co nie umknęło uwadze Abby.

Więcej wina popłynęło do kieliszków i pojawiła się zapiekanka pasterska, kupiona w sklepie i odgrzana w piekarniku. Podczas posiłku dzieliły się nowinami. Koleżanka Ellie, niezbyt przez nią lubiana kobieta o imieniu Zoe, otrzymała niedawno awans i została przyjęta na staż nauczycielski.

– Co ci się w niej nie podoba? – spytała Abby.

– Ciągle układa plany i wytycza cele – odparła Ellie. – Nauczanie nie polega na takim przydzielaniu zadań.

Abby pomyślała sobie, że wytyczanie celów to chyba coś dobrego, ale musiała przyznać, że niewiele wie o nauczaniu.

– Poza tym ona krótko pracuje w naszej szkole… zaledwie rok. Jeszcze nie rozumie dzieciaków tak jak należy.

Siostra była wyraźnie niezadowolona, więc Abby postanowiła ją wesprzeć.

– Powinnaś była ubiegać się o to stanowisko. Przecież od dawna pracujesz jako asystentka nauczyciela i mnóstwo razy sama prowadziłaś lekcje. Na pewno masz dużo większe doświadczenie od tamtej kobiety. Jestem pewna, że gdybyś złożyła podanie, ona nie miałaby szans.

Zaległo milczenie. Abby uniosła głowę znad talerza i napotkała nieruchome spojrzenia matki i siostry. W jednej chwili zorientowała się w sytuacji.

– Ojej. Wybacz, nie wiedziałam.

– Nie chciałam pisać o tym w mailu. Nigdy nie mam pewności, czy je czytasz – rzuciła z przekąsem Ellie.

Abby ogarnął wstyd. Ellie wyraźnie nawiązała do swojego maila z propozycją spotkania, który Abby zbyła milczeniem.

– Przepraszam… Sprawy zawodowe… Zaszły pewne zmiany – zaczęła tłumaczyć się wymijająco. – Miałam więcej pracy niż zwykle.

– Jakie zmiany? – zapytała Susanna.

– Słucham?

– Wspomniałaś o zmianach.

No tak, szlag by to trafił. Trzeba było pomyśleć, zanim otworzyła usta. Teraz obie znowu wlepiają w nią oczy.

– Hm… otrzymałam awans.

– Aha – mruknęła Ellie. – Na jakie stanowisko?

– No… zostałam dyrektorką.

Zabrzmiało to jak kajanie się, uprzytomniła sobie z irytacją. Ciężko zapracowała na to stanowisko i była w siódmym niebie, gdy je objęła.

– Moje gratulacje – powiedziała w końcu Ellie.

– Dziękuję.

– Powinszować. Wspaniała wiadomość – dorzuciła pogodnym tonem matka. – Kto ma ochotę na deser?

Abby nie była dzieckiem i nie potrzebowała słów uznania od matki, a mimo to ubodła ją ta powściągliwa reakcja.

Kiedy gaśnie w nas pragnienie aprobaty ze strony naszych rodziców? – zastanawiała się, leżąc już w łóżku. Poczuła się zmęczona i pierwsza poszła na górę do sypialni. Ależ z niej kretynka. Przecież była kobietą sukcesu, zajmowała wysokie stanowisko w firmie, świetnie zarabiała, a jednak nie potrafiła pozbyć się uczucia, że w domu rodzinnym jest tą gorszą. Co więcej, nadal ją to bolało.

*

Następnego ranka przywitały się chóralnym „Wesołych Świąt!”. W nocy deszcz zamienił się w śnieg i niespodziewany widok ogrodu przykrytego grubą warstwą białego puchu stworzył wrażenie świeżości, nowego początku. Susanna otworzyła szampana i zrobiła wszystkim tradycyjny koktajl z sokiem pomarańczowym.

– A teraz prezenty! – oznajmiła Ellie.

Przeszła do salonu i wyjęła spod choinki dwa pakunki. Uśmiechając się szeroko, wręczyła jeden z nich Abby, po czym rozsiadła się na kanapie, niecierpliwie czekając, aż siostra rozpakuje prezent.

Abby rozwiązała wstążkę, odwinęła piękny papier i wyjęła pudełko na biżuterię. W środku leżała bransoletka z kutego złota. Miała kształt obręczy i wyglądała tak wytwornie, że Abby zaparło dech. Zakochała się w niej natychmiast, ale trudno jej było przyjąć taki podarunek. Poczuła się skrępowana.

– Podoba ci się? – spytała Ellie, zadowolona z siebie.

– Jest piękna – przyznała.

Dostrzegła wyczekujące spojrzenie siostry. Nie było rady. Wyjęła spod choinki dwa prezenty i podała jeden siostrze. Uśmiech zniknął z twarzy Ellie, ledwie odwinęła papier.

– To kalendarz – stwierdziła.

– Kalendarz szkolny. Pomyślałam, że ci się przyda… no wiesz, w pracy. Od września do września.

Ellie miała tak zawiedzioną minę, że Abby najchętniej odwróciłaby wzrok. Po chwili okazało się, że w środku jest jeszcze jeden przedmiot.

– I pióro – dodała Ellie.

Abby kiwnęła głową. Kupiła je z prawdziwą przyjemnością. Nie jakieś markowe, żadne montblanc ani inne ekskluzywne – po prostu elegancki długopis żelowy w niebieskiej chromowanej obudowie. Spojrzała na swoją bransoletkę. Różnica w cenie prezentów rzucała się w oczy. Poczucie winy odebrało Abby mowę, ale po chwili zaczęła narastać w niej złość.

– Sądziłam, że określiłyśmy ramy finansowe – oświadczyła.

– Jak to?

– Wysłałam ci maila. Dwadzieścia funtów na osobę. Jestem pewna.

– Cóż, niestety, nie dostałam zawiadomienia, że będziemy zaciskać pasa w czasie świąt.

– Nie chodzi o zaciskanie pasa – zaprotestowała stanowczo Abby – tylko… – Zabrakło jej słów. Niektórzy istotnie mogliby uznać, że to przejaw skąpstwa, ale tak naprawdę święta Bożego Narodzenia pochłaniają masę pieniędzy, są tak koszmarnie skomercjalizowane. – Chodzi o zachowanie zdrowego rozsądku.

Ellie zakrztusiła się koktajlem.

– Dobrze, więc zachowajmy zdrowy rozsądek.

– Doskonale wiesz, co miałam na myśli.

– Spokojnie, dziewczęta – wtrąciła się Susanna i uniosła butelkę szampana. – Komu dolewka?

– Moim zdaniem nie ma sensu wydawać fury pieniędzy na rzeczy, których ludzie w ogóle nie chcą dostać – powiedziała Abby.

Ellie powoli odstawiła kieliszek na stolik. Wyraźnie drżała jej ręka.

– Przede wszystkim – zaczęła cicho – trzeba poświęcić trochę czasu i zastanowić się, co ludzie naprawdę chcą dostać. Na przykład pobyć z nimi i spróbować ich lepiej poznać. A zresztą co w tym złego, że wydaje się nieco pieniędzy? Zwłaszcza gdy ktoś zarabia krocie! – dodała z urazą, rzucając siostrze oskarżycielskie spojrzenie.

Abby nie cierpiała, kiedy inni wygłaszali opinie o tym, jak powinna dysponować swoimi dochodami, i oczekiwali, że zarabiając tak dobrze, będzie wydawała pieniądze hojniej niż przeciętny człowiek. Stwierdziła w duchu, że Ellie wtyka nos w nie swoje sprawy. A ona nadal zamierzała przestrzegać dyscypliny finansowej.

– Szkoda, że nie dostałaś tego maila – powiedziała. – Przepraszam, jeśli cię dotknęłam. – Odchrząknęła, chcąc wyjaśnić sytuację do końca. – Ale wiedz, że długo się zastanawiałam, co ci kupić.

– I stanęło na kalendarzu! Żebym dobrze zorganizowała sobie rok szkolny! O Boże, gadam jak rozpieszczona dziewucha. Zdenerwowałam się. No wiem, ta rozmowa jest prostacka, poniżej wszelkiego poziomu, ale wprost nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Za chwilę powiesz, że pióro przyda mi się do wystawiania ocen.

Abby już otworzyła usta, ale uznała, że lepiej nic nie mówić, i spuściła wzrok.

Ellie spojrzała na nią.

– Chryste Panie. Nie, nie chcę tego słyszeć. Poważnie?

– Proszę, nie… – zaczęła Susanna.

– Czy ty w ogóle orientujesz się, ile ja zarabiam? – spytała Ellie. – Masz jakiekolwiek pojęcie? Dwadzieścia tysięcy rocznie! Tobie zapewne przyznają tyle rocznej premii, zgadza się?

W istocie była to jedna trzecia jej rocznej premii, ale tego Abby przezornie nie wyjawiła.

– Mimo to nie dostaję przyzwoitego prezentu na Gwiazdkę, choć mój prezent dla ciebie jest, jak myślę, naprawdę wyjątkowy. – Z Ellie nagle uszło powietrze i osunęła się na kanapę. – Och, nieważne.

Zapadła krępująca cisza.

– Łyknę trochę świeżego powietrza – odezwała się w końcu Abby. – Zaraz wrócę.

Susanna i Ellie nadal milczały. W holu Abby włożyła płaszcz i botki, wzięła ze stolika klucze swojej siostry i wyszła na dwór.

Spacerowała po nieskalanym śniegu, zastanawiając się, jak dotrwa do końca dnia. Absolutnie nie zamierzała urazić swojej siostry – zaszło wielkie nieporozumienie (będzie musiała sprawdzić, czy poszedł ten mail o kosztach prezentu) – i była trochę rozdrażniona jej zachowaniem. Właściwie co takiego się stało? Ellie zawsze robi ze wszystkiego dramat. Świat musi się kręcić wokół niej.

Kiedy zajrzała prawie we wszystkie swoje ulubione miejsca z dzieciństwa, ogarnął ją spokój. Zaskakujące piękno śniegu oraz błękit nieba, które przyciągały wzrok i przywoływały uśmiech na twarz, podniosły ją na duchu. Nie będzie źle, powiedziała sobie, jak wróci, od razu należycie się pokaja. I wreszcie dogada termin kolacji, o której przed tygodniami pisała Ellie. Aż wstyd, że tak długo zwlekała z przyjęciem zaproszenia – teraz jest okazja naprawić wszystko.

Zawróciła do głównej alejki i otworzyła sobie kluczem drzwi wejściowe. Z kuchni dobiegała głośna muzyka świąteczna. Abby powiesiła płaszcz i postawiła botki przy kaloryferze, żeby obeschły. Nabrała głęboko powietrza i szybkim krokiem, nim się rozmyśli, weszła do kuchni.

Mama i siostra siedziały tyłem do niej, głowa przy głowie, wpatrzone w stojący na stole laptop Ellie. Nie usłyszały jej kroków. Już miała oznajmić, że wróciła, gdy jej wzrok padł na ekran z widokiem jakiejś plaży.

Nagle zorientowały się, że ona już tu jest, i Susanna, skonsternowana, zminimalizowała okno.

– Co robicie? – zapytała Abby, zła na siebie, że tak cienko zabrzmiał jej głos.

– Patrzymy, gdzie by się wybrać – wydukała Susanna. – Przyjemnie się spacerowało? – dodała z szerokim uśmiechem.

– Chcecie wyjechać?

Ellie wyraźnie się zmieszała.

– Myślałyśmy o kilkudniowym urlopie. No wiesz, krótki wypad gdzieś do Europy.

– Ach, tak? Kiedy?

– Bo ja wiem… pewnie w marcu, żeby uciec przed zimnem. Miałyśmy zamiar… hm… – Ellie zerknęła na Susannę – zapytać, czybyś nie dołączyła, ale uznałyśmy, że prawdopodobnie będziesz zajęta. W biurze, rozumie się. Oczywiście jesteś mile widziana – dorzuciła pogodnym tonem.

Abby miała jednak świadomość, że wcale nie jest mile widziana. Gdyby ich akurat nie przyłapała, w ogóle nie dowiedziałaby się o tych planach.

– Sprawdzę w terminarzu – odparła – ale jak pamiętam, marzec będzie pracowity… negocjujemy nowy kontrakt.

Ellie przyjęła to z uśmiechem.

– Sama widzisz. Powinnaś od czasu do czasu zrobić sobie wolne.

– Racja – przytaknęła Abby.

Ni stąd, ni zowąd poczuła, że zaraz się rozpłacze. Sama tym zaskoczona, pod byle pretekstem poszła do salonu, gdzie z gigantycznym wysiłkiem zdusiła w sobie płacz. W żadnym wypadku nie okaże przygnębienia. To byłby żenujący przejaw słabości.

Ellie z mamą. Mama z Ellie. Zawsze razem. A ona pozostawiona sobie, piąte koło u wozu. Co takiego sprawiało, że jak sięgnąć pamięcią, matka uwielbiała jej siostrę? Kiedy tylko Ellie stawała w drzwiach, twarz Susanny biła blaskiem niczym gwiazda na czubku choinki. Takich uczuć Abby przenigdy nie wzbudzi, choćby nie wiadomo czego dokonała i nie wiadomo jak długo żyła.

Postarała się jakoś dotrwać do końca dnia i wyjechała nazajutrz wczesnym rankiem. W pociągu uprzytomniła sobie, że sprawa kolacji jest nadal niezałatwiona.

JEDEN

Dziewiętnaście miesięcy później

Kiedy taksówka pokonywała zalesione pagórki tuż za Portoferraio, Ellie patrzyła przez okno, nie wierząc własnym oczom. Na tej słynnej włoskiej wyspie – wciąż zielonej, choć kończył się lipiec, porośniętej palmami i sosnami, między którymi prześwitywało rozmigotane Morze Tyrreńskie – miała spędzić najbliższe sześć tygodni, wykorzystując jedną z niewielu przerw w trudnej pracy z rozwydrzonymi nastolatkami, jaką wykonuje asystentka nauczyciela. Z czasem zmienił się zakres jej obowiązków i musiała prowadzić lekcje, zastępując nauczycielkę, która z powodu nadmiernego stresu zrezygnowała z pracy w szkole. Teraz miała wrażenie, że jest w raju – pobyt tutaj będzie ukojeniem dla jej przeciążonego umysłu i skołatanej duszy, ucieczką od wszystkiego. Wkurzało ją tylko jedno: w tym wspaniałym miejscu jej siostra będzie przebywać przez pięćdziesiąt dwa tygodnie w roku. Trzy miesiące temu Abby przeprowadziła się na Elbę, wyspę u wybrzeży Toskanii. Ściśle mówiąc, rzuciła pracę i zamieszkała tutaj.

Rzuciła pracę – na samą tę myśl aż ją zatrzęsło. Abby może teraz żyć tak, jak sobie zamarzy, nie chodzić do pracy, rozkoszować się słońcem. Czym to ona ostatnio się zajmuje? Aha, pływa z wiosłem na desce. Przez następne czterdzieści lat będzie do woli dryfowała po roziskrzonym morzu, ponieważ dokonała rzeczy niezwykłej: zakończyła karierę zawodową w wieku trzydziestu sześciu lat.

Ellie osiągnie ten wiek za trzy lata, ale na myśl o zakończeniu kariery zawodowej ogarnął ją gorzki śmiech – miała przed sobą jeszcze trzydzieści lat odsiadki w szkolnych murach.

Taksówka wjechała krętą drogą do ładnej średniowiecznej wioski, gdzie koty wylegiwały się na ciepłych kamiennych płytach, a rozgadani staruszkowie popijali espresso w ogródkach kawiarnianych. Przez okno wlatywało powietrze przesycone zapachem tymianku i żarnowca. I jeszcze to światło! Rzucało czar na wszystko wokoło. Z zapartym tchem chłonęła piękno krajobrazu. Nie tak dawno usiłowała wprowadzić jakiś romantyczny wątek do swoich lekcji geografii i opowiedziała ósmoklasistom legendę o Wenus, która powstając z piany morskiej, zgubiła siedem kamieni szlachetnych, zdobiących jej tiarę, i tak powstało siedem Wysp Toskańskich. Jaki kamień przypisano Elbie? – zastanawiała się teraz Ellie. Szmaragd zielony jak las? Lazurowy szafir? Może diament, który po oszlifowaniu mieni się wszystkimi barwami tęczy?

Taksówkarz zatrzymał się przed willą. A więc tak wygląda dom Abby, pomyślała Ellie, siadając prosto. Nie był okazały, w ogóle nie przyciągał wzroku. Spodziewała się zobaczyć budynek jak z obrazka w katalogu biura podróży. A powinna przecież wiedzieć, że Abby nie szasta pieniędzmi. Dom w gruncie rzeczy wyglądał skromnie, a nawet zwyczajnie – nieliczne ozdoby dodano jakby od niechcenia. Po obu stronach drzwi wejściowych stały doniczki z czerwonymi pelargoniami; morelowa bugenwilla nieśmiało wtapiała się w ściany koloru ochry. Więc to tutaj osiadła jej siostra ze swoim niedawno poślubionym mężem, którego Ellie jeszcze nie miała okazji poznać.

Drzwi się otworzyły i stanęła w nich Abby, osłaniając dłonią oczy przed słońcem. Nie widziały się od ponad półtora roku, lecz w ogóle się nie zmieniła. Nadal nosiła spłowiałą dżinsową spódnicę, kupioną przed dziesięcioma laty, i tani T-shirt.

Ellie wysiadła z samochodu i wzięła walizkę, którą kierowca z trudem wyjął z bagażnika. Zapłaciła za kurs i odwróciła się w stronę siostry. Ostatnim razem, gdy się widziały, atmosfera była napięta. Teraz miały szansę zacząć od nowa. Pora zbudować prawdziwą siostrzaną więź.

DWA

Abby patrzyła, jak jej młodsza siostra wysiada z taksówki. Słońce padało na nią od tyłu; rozświetlało jej długie faliste blond włosy, połyskujące na lekkim wietrze, i podkreślało kontury zgrabnych nóg, prześwitujących przez białą letnią sukienkę. Abby dostrzegła pełne podziwu spojrzenie taksówkarza, gdy powiódł wzrokiem za Ellie, i jak wielokrotnie wcześniej, poczuła się gorsza. Z zażenowaniem dotknęła swoich prostych mysich włosów, nieznacznym ruchem, jaki z przyzwyczajenia wykonywała od dzieciństwa, żeby wyglądały puszyściej.

Ellie już szła w jej stronę. Abby powitała ją szerokim uśmiechem. Obie przez chwilę stały na progu, po czym wymieniły całusy w powietrzu i musnęły jedna drugą po ramieniu.

– Zapraszam. – Z holu przeszły do kuchni. – Napijesz się czegoś? – Abby otworzyła lodówkę i wyjęła butelkę lokalnej lemoniady, którą kupiła specjalnie dla Ellie, sądząc, że będzie jej smakowała.

– Chętnie. Dziękuję.

– Miałaś dobrą podróż?

– Tak, żadnych kłopotów. Piękna wyspa – oświadczyła Ellie uprzejmie.

Abby przyjęła to z uśmiechem. Kiedy nalewała lemoniadę do trzech szklanek, na schodach rozległ się tupot bosych stóp.

– Ciao! Benvenuta! – wykrzyknął jej mąż.

Chwycił szwagierkę za ramiona i pocałował w oba policzki.

Uwadze Abby nie umknęło to, jak Ellie się rozpromienia i jak Matteo dotyka jej nagiej skóry. Jej mąż pracował na nocną zmianę i było po nim widać, że jeszcze nie otrząsnął się ze snu. W szortach i T-shircie – w których chodził zawsze, gdy nie musiał wkładać munduru policyjnego – uwydatniały się jego muskularne, opalone ramiona i uda. Należał do szczęśliwców, którzy wyglądają seksownie, nie zadając sobie trudu. Jak moja siostra, przeleciało jej przez myśl.

Podała wszystkim lemoniadę.

– Cieszę się, że przyjechałaś – zwróciła się do Ellie, czując, że należy okazać gościnność i uprzejmość.

– Dziękuję za zaproszenie.

– Udanych wakacji! – zawołał z entuzjazmem Matteo i stuknęli się szklankami.

Abby zauważyła, jak siostra rozgląda się po kuchni i nie kryje zdumienia na widok płytek ceramicznych, od których odkleja się cieniutki plastik. Sprawiało to wrażenie, jakby się łuszczyły, zrzucały przezroczystą skórę.

– Folia ochronna – wyjaśnił z rozbawieniem Matteo. – Zdaniem Abby powinna być ponownie wykorzystywana, więc ją myje i przykleja na płytkach, żeby wyschła.

Dlaczego by nie? – pomyślała Abby. Folia nie jest uszkodzona, więc po co wydawać pieniądze na nową?

– Czy ona zawsze była taka oszczędna? – Rzucając to pytanie, Matteo dał żonie całusa.

– Tak – odrzekła Ellie. – Od kiedy otrzymała pierwszą pensję.

Abby uważnie wsłuchała się w ton tych słów, ale nie wychwyciła w nich niechęci. Zaczynała czuć się trochę klaustrofobicznie.

– Myślę, że moglibyśmy pójść popływać – odezwała się, dopijając lemoniadę. – Ale najpierw pokażę ci dom i twój pokój. Jak się rozpakujesz, włóż kostium kąpielowy i spotkamy się na tarasie. Pasuje? – Spojrzała z uśmiechem na Ellie.

*

Wyszły z domu przez taras, a nie drzwiami frontowymi, przy których stał zaparkowany samochód. Widząc zaskoczoną minę siostry, kiedy przecinały tarasowy ogród, Abby wyjaśniła, że jest tu zejście nad morze, i wskazała płożące się sosny, a za nimi strome schody, które wyglądały zachęcająco, ale zaraz znikały z oczu. Ellie na chwilę przystanęła, lecz gdy Abby wyczuła to i spojrzała za siebie, natychmiast się uśmiechnęła, zarzuciła torbę na ramię i ruszyła dalej po schodach. Matteo już był na dole i rozkładał ręczniki na skalnej półce, którą muskały krystalicznie czyste fale.

– To twoje? – spytała ze zdumieniem Ellie. – Należy do ciebie?

– No… tak.

– O rany. Plaża na własność.

– To nie plaża – sprostowała Abby.

– Jeszcze chwila, a będziesz miała własną łódź. – Wzrok Ellie przesunął się po skałach w stronę pachołka, do którego była przywiązana niewielka łódka. – O, już masz.

Odwróciwszy się tak, żeby Ellie nie widziała jej ramienia, Abby rozebrała się i stanęła w swoim starym kostiumie kąpielowym.

– Kąpiemy się?

Ellie kiwnęła głową i zsunęła sukienkę. Dały nura do rozkosznie chłodnej wody i kiedy wypłynęły na powierzchnię, Abby rozejrzała się wokoło. Uwielbiała ten widok: rozległą przestrzeń i bezkresny błękit roziskrzonego morza. Czasem zastanawiała się, czy nie dlatego tak ją to zachwyca, że spędziła piętnaście lat w pozbawionym okna biurze w londyńskim City, rzadko mogąc się cieszyć światłem naturalnym, a zimą nie widząc go wcale.

Dłuższą chwilę pływali wszyscy razem, po czym Matteo wypuścił się dalej w morze, natomiast siostry wróciły na brzeg, żeby ogrzać się w słońcu. Kiedy się kąpały, Ellie milczała; podobnie kiedy opalały się, leżąc na ręcznikach. Abby z narastającym niepokojem czuła, że atmosfera między nimi staje się niezręczna. Właściwie mogła się tego spodziewać. Maila z zaproszeniem wysłała siostrze w czerwcu, tak naprawdę pod wpływem impulsu i z poczucia winy, ponieważ nie spełniła jej prośby, w istocie niedorzecznej. Miała nadzieję, że Ellie już się pogodziła z odmową albo przynajmniej zrozumiała, że prośba była nierealna.

– Jak w pracy? – zapytała Abby.

– Okropnie.

– Bo co?

– To co zwykle. Szkoły nie dostają pieniędzy na zakup podręczników dla niewdzięcznych smarkaczy, którzy i tak nie chcą po nie sięgać. A my i tak musimy pokazać, że nasza praca przynosi rezultaty. Jesteśmy jak hodowcy ziemniaków, którzy z konieczności własnoręcznie przekopują ziemię i przez cały okres wegetacyjny zmagają się z podtopieniami i marną glebą.

– Uczniowie są jak pyry? – rzuciła z uśmiechem Abby.

– Nie wszyscy.

– Nie lubisz szkoły?

– Bywa, że mam satysfakcję, zwłaszcza gdy widzę, jak dziecku rozbłyskują oczy. Ale zazwyczaj jest ciężko.

– Chciałabyś zmienić pracę?

– Na jaką?

– Bo ja wiem? Jakąkolwiek.

– Nigdy nie mierzyłam wysoko. W przeciwieństwie do ciebie.

Abby przygryzła wargę. To prawda, Ellie nie radziła sobie z nauką. Od kiedy zaczęła chorować, w wieku pięciu lat. Miała nawracające mdłości i biegunki i dlatego często opuszczała lekcje. Bardzo często. Odbijało się to również na jej sposobie myślenia. Czasem była zdezorientowana, nie rozumiała prostych pytań, na przykład co chce zjeść na śniadanie. Lekarze miesiącami próbowali postawić diagnozę, a zaległości Ellie w nauce wciąż się nawarstwiały. Matka uznała, że najlepiej będzie, jeśli córka na jakiś czas przejdzie na nauczanie domowe. Ta decyzja sprawiła, że Abby kipiała z gniewu…

– Tobie już nie mogę zadać tego pytania. – Głos Ellie przebił się przez jej myśli.

– To znaczy?

– „Jak w pracy?”

– Rzeczywiście.

– Wobec tego spytam, jak się żyje na wczesnej emeryturze. Minęło już… trochę czasu. Trzy i pół miesiąca?

Wiedząc, że temat jest delikatny, Abby przez chwilę zastanawiała się, co odpowiedzieć, jednak uznała, że nie będzie kłamać.

– Miło. Na luzie.

– I tyle?

– No nie. Zdaję sobie sprawę, że jestem szczęściarą.

– Właśnie.

– Ale gdy widzę, jak bardzo moje obecne życie różni się od dawnego, czuję się dziwnie, jakoś obco. – Siostra tego nie skomentowała, co oznaczało, że jest poirytowana. – W sumie nie narzekam.

– Świetnie.

– Po prostu przejście od czternastogodzinnego dnia pracy do całkowitej…

– Nie ty jedna. Mam na myśli pracę po czternaście godzin. Wiele osób tak żyje. Za niższe wynagrodzenie. Ledwie sobie radzą. Ledwie wiążą koniec z końcem.

Abby poczerwieniała z rozdrażnienia i znów odezwało się w niej poczucie winy. A więc Ellie nie pogodziła się z odmową. Przyszło jej do głowy, żeby poruszyć ten temat, ale natychmiast porzuciła tę myśl, uprzytomniwszy sobie, że to by zrujnowało całą wizytę siostry. Gdy wcześniej tego roku dostała od niej maila (po długim milczeniu), aż odebrało jej mowę. Ellie poprosiła ją o pożyczkę, ponieważ uznała, że lepiej kupić mieszkanie, niż je wynajmować. Abby nie posiadała się ze zdumienia, że siostra mogła pomyśleć, że sto dwadzieścia tysięcy funtów, potrzebnych na wkład mieszkaniowy, ona ma tak po prostu na wyciągnięcie ręki. Zresztą nawet gdyby tak było, Abby uważała, że nie warto przepłacać za klitkę w przebudowanym wiktoriańskim domu, choć mieści się w „świetnej” dzielnicy.

– Nie chcę wydawać pieniędzy. Postanowiłam je odłożyć. Na przyszłość.

– Gdybym ja miała nadwyżki finansowe, też bym oszczędzała.

Abby głęboko westchnęła.

– Możesz oszczędzać.

– Nie mogę.

– Nadal mieszkasz w South Wimbledon? – Brak odpowiedzi uznała za potwierdzenie. – Zamiast płacić wysoki czynsz w obrębie Londynu, mogłabyś się przenieść trochę dalej, na przykład do Coulsdon w Surrey. Tam płaciłabyś mniej niż połowę tego co teraz.

– Pierwsze słyszę o takiej miejscowości. Poza tym przy moich godzinach pracy muszę mieszkać blisko szkoły.

– Leży jeszcze w strefie szóstej, w granicach Wielkiego Londynu. Można dojeżdżać do pracy. Posłuchaj, nie chcę, żeby ta rozmowa zakończyła się sprzeczką. Spróbujmy się dogadać, dobrze? Odsuńmy na bok wszystkie sprawy i cieszmy się, że jesteśmy razem.

Abby zauważyła, że siostra wierci się na ręczniku, szukając wygodnej pozycji.

– Trochę twardo, nie sądzisz? – rzuciła Ellie.

– Kwestia przyzwyczajenia – odparła krótko Abby.

Nie zamierzała wysłuchiwać pretensji z powodu braku łóżek plażowych.

Matteo dopłynął do brzegu i podciągnął się na skały. Potrząsnął głową, rozpryskując wokoło kropelki wody. Stanął nad nimi dwiema i gdy Abby uniosła wzrok, dostrzegła spływające po jego ciele strużki. Dlaczego ci Włosi muszą zawsze nosić obcisłe kąpielówki? Każdej żonie miło popatrzeć, ale…

Zerknęła na Ellie w żółtym bikini i zauważyła – nie pierwszy raz – jak opina ono jej idealne pośladki i jędrne piersi. Chciała zobaczyć, czy prawie nagi Matteo przykuł jej uwagę, lecz akurat wtedy Ellie wstała z ręcznika.

– Pójdę do domu – powiedziała. – Skończył mi się balsam do opalania.

Abby odprowadzała ją wzrokiem, przekonana, że Ellie ledwie tłumi gniew. Znowu ogarnął ją niepokój.

Przeklęte skrupuły. Trzeba było jej nie zapraszać, pomyślała nie po raz pierwszy. Zapowiadało się na to, że następne sześć tygodni będzie najdłuższe w jej życiu.

TRZY

Kiedy Ellie stanęła na szczycie schodów i zatrzymała wzrok na skromnym domu Abby, stwierdziła, że jej pierwsze wrażenie było całkowicie mylne. Walorem tej posiadłości był nie dom, lecz jego położenie: to cholerne zejście na brzeg, prywatna plaża i prywatny kawałek morza, gdzie można popływać, kiedy tylko człowiekowi się zachce. Jeszcze jeden atrybut doskonałego, szczęśliwego życia Abby.

Weszła do chłodnego domu i nabrała głęboko powietrza. Nie może się irytować wszystkim, co ma Abby, a czego nie ma ona. Ale to trudne, gdy każdy zwykły dzień jest dla niej mordęgą i co wieczór wraca do mieszkania z ciężką torbą pełną sprawdzianów – to oczywiste, że absolutnie nie przeprowadziłaby się gdzieś tam, już nie pamięta nazwy, w Surrey, bo na samą myśl o wożeniu tony książek wte i wewte publicznym transportem zbierało jej się na płacz. Zwłaszcza ostatnio, kiedy spadła na nią ta szokująca wiadomość. Jeszcze nikomu o tym nie powiedziała. Prawdę mówiąc, nie przechodziło jej to przez gardło. Ciągle była taka zmęczona, wyczerpana do cna. Skoro każdego wieczoru musiała poświęcać trzy godziny na sprawdzanie wypracowań małolatów, bardziej zainteresowanych figlami niż napisaniem czegoś sensownego – na przykład w połowie swojej pracy umieszczali ramkę, a w niej słowa: „Postaw ptaszka, jeżeli doczytałaś do tego miejsca” – to dlaczego nie miałaby umilić sobie wieczoru dobrym winem? Zasłużyła na to. Podobnie jak na żółte bikini, nieodzowne podczas tych wakacji. I na karnet na siłownię, żeby w zimowe weekendy wyrywać się z domu, i co jakiś czas na masaż uwalniający napięcie w ramionach oraz na inne drobne przyjemności, które sprawiała sobie, by znosić nieustające trudy.

Chrzanić Abby i jej krytycyzm. Łatwo oszczędzać, jeśli odkłada się znaczne kwoty i wyznacza cel możliwy do osiągnięcia za swojego życia. Jeszcze bardziej irytujące było to, że Abby zasugerowała jej, gdzie ma mieszkać, ale nie podzieliła się z nią swoją fortuną i nie pomogła jej wejść na rynek nieruchomości.

Ellie przeżyła szok, gdy Abby krótko i węzłowato odmówiła jej udzielenia pożyczki, nawet nie proponując, że jeszcze na ten temat porozmawiają. Dopiekło jej to tym bardziej, że Abby, niewiele starsza, miała własne lokum już od ponad dziesięciu lat. Po ukończeniu studiów od razu dostała przyzwoitą pracę i gdy przyszła recesja w 2008 roku i ceny spadły, kupiła swoje pierwsze mieszkanie. W tamtym czasie Ellie zarabiała tyle co nic, odbywała staż na asystentkę nauczyciela i nawet gdyby zdołała zaoszczędzić pieniądze na wkład mieszkaniowy, przy swojej skromnej pensji nie uzyskałaby kredytu hipotecznego. Z biegiem lat, gdy ceny rosły szybciej niż jej zarobki, malała szansa, że zostanie właścicielką nieruchomości. Oczywiście wartość mieszkania Abby też rosła. Któregoś ponurego wieczoru, siedząc w swoim wynajmowanym mieszkaniu, Ellie otworzyła Google’a i dowiedziała się, że po dwóch latach od kupna mieszkanie Abby było warte sto tysięcy funtów więcej. Sto tysięcy funtów! Wzbogaciła się o taką sumę, nawet nie kiwnąwszy palcem. Widząc, że pozostaje na bocznym torze, Ellie była głęboko przybita i na pocieszenie wykupiła sobie weekendową wycieczkę do Stambułu. Zamiast oglądać szare lutowe niebo w połowie trymestru, przynajmniej zażyła upragnionego słońca.

Wiedziała, że Abby wciąż posiada to mieszkanie (obecnie warte dwa razy więcej, niż wynosiła cena kupna) i je wynajmuje. Frajerowi takiemu jak Ellie, który z konieczności nabija komuś kabzę, bo nie stać go na własne lokum.

Rozgoryczona, nalała sobie zimnej wody do szklanki i duszkiem wypiła połowę. Jeśli podczas pobytu tutaj nie chce oszaleć z zazdrości, musi wziąć się w garść.

Odstawiła szklankę na blat i poszła na górę po balsam do opalania. Zamierzała wrócić na skalistą plażę opanowana i pewna siebie. Z godnością.

Zatrzymała się przy pierwszych drzwiach na piętrze, za którymi, jak już powiedziała Abby, znajdowała się małżeńska sypialnia. Zerknęła do środka, z zaciekawieniem wodząc wzrokiem po jasnym, przestronnym pokoju z rustykalnymi meblami. Siostra oczywiście pożałowała pieniędzy na porządną toaletkę czy szafę. Stało tam proste podwójne łóżko z drewna, przykryte białą narzutą, i krzesło, na którym wisiał chyba mundur Mattea.

Obok był drugi pokój, teraz zamknięty, którego Abby jej nie pokazała. Ellie otworzyła drzwi i zobaczyła klitkę z rozstawioną sztalugą. Stał na niej niedokończony akryl – niewątpliwie dzieło amatora – pejzaż morski, widziany ze skalnej półki u podnóża schodów. Ellie przyglądała się obrazowi, przechyliwszy głowę; miał w sobie coś rzetelnego, kolory były za mocne, ale autor niewątpliwie się starał. Pod ścianą stało więcej płócien; niemal wszystkie przedstawiały dom, ogród i morze widziane z brzegu. Była ciekawa, kto je malował: Matteo czy Abby. Po chwili zauważyła sygnaturę AM w prawym dolnym rogu. Zaczęła się zastanawiać, czyje to inicjały, i w końcu uprzytomniła sobie, że jej siostra już nie jest panną Spencer, jak ona, lecz panią Morelli – signora Morelli. Ani Ellie, ani Susanna nie zostały zaproszone na ślub; Abby jakoś zdołała przekonać Mattea, że woli skromną, prywatną uroczystość, a potem zaskoczyła matkę i siostrę, wysyłając mailem zdjęcie szczęśliwej pary przed ratuszem w Portoferraio.

Ellie przeżyła szok. Nie dlatego, że Abby cichaczem wzięła ślub, lecz dlatego, że aż tak ją to ubodło. W dzieciństwie nade wszystko pragnęła, żeby siostra się z nią bawiła, żeby razem wymyślały zabawy w ogrodzie, udawały, że każda ma swojego pieska i wyprowadzają je na spacer po małym trawniku. Tyle że Abby trzymała ją na dystans, szła gdzieś i zajmowała się swoimi sprawami. Tak było, nawet gdy podrosły – Abby zawsze miała na uwadze własne cele, których ona nie znała. Któregoś razu Abby postanowiła stworzyć w swoim pokoju przytulną kryjówkę i nie podzieliła się z nią tym pomysłem; umówiła się z przyjaciółką na podwieczorek, akurat gdy Ellie chciała jej pokazać swój nowy makijaż; wróciła do domu z wiadomością, że zdała egzamin na prawo jazdy, a ona nie wiedziała nawet, że zamierza iść na kurs; no i jeszcze ta największa ze wszystkich zdrad: przez lata oszczędzała i inwestowała pieniądze, nie wyjawiając swoich planów i nie dzieląc się z Ellie swoją mądrością finansową. A potem ni stąd, ni zowąd oznajmiła, że na zawsze rezygnuje z pracy. „Bujaj się, frajerko”, taki wysłała przekaz, pozostawiając ją samą sobie, z poczuciem, że jest głupia i do niczego się nie nadaje.

Można by pomyśleć, że przywyknie, uodporni się na zranienia, lecz jedno wspomnienie wryło się jej w pamięć i nawet po upływie dwudziestu lat wciąż ją dręczyło.

Chodziła wtedy do pierwszej klasy szkoły średniej i czuła się tam nieswojo, pewnie dlatego, że miała braki ze szkoły podstawowej. Po latach niesystematycznej nauki należała do najgorszych uczniów we wszystkich przedmiotach. Uważała, że jest nierozgarnięta, i było jej wstyd, że nigdy nie dorówna starszej siostrze. Dostrzegły to zwłaszcza trzy dziewczyny, które trzymały się razem – wredna przywódczyni paczki i trochę mniej wredne dwie przyboczne – i naśmiewały się z jej tępoty. Abby znalazła ją zapłakaną w kącie klasy, wydusiła z niej imię gnębicielki i pomaszerowała w stronę boiska. Ellie ruszyła za nią, idąc w bezpiecznej odległości i zastanawiając się, co zrobi jej siostra.

Z satysfakcją patrzyła, jak Abby uderza pięścią w nos przywódczynię paczki. Rozpętało się piekło: krew, wrzask i gęstniejący tłum.

Potem nastąpiły trzy ważne zmiany: po złamaniu nos był krzywy, Abby została zawieszona na tydzień, a dręczycielki już nigdy nie tknęły Ellie. Ale nie zmieniło się to, na czym autentycznie jej zależało. Abby nadal trzymała ją na dystans, a ponieważ Ellie miała dowód, że starsza siostra do pewnego stopnia troszczy się o nią, poczucie rozgoryczenia tylko się nasiliło.

Nietrudno zrozumieć, dlaczego tak wyglądały stosunki między nimi. Ellie zawsze była ulubienicą matki – nigdy się o tym nie mówiło, ale nikt nie miał wątpliwości. Susanna mało interesowała się sukcesami Abby, zaabsorbowana opieką nad chorą Ellie, jej wizytami u lekarzy i pobytami w szpitalach. Kiedy Abby otrzymywała wysokie oceny na egzaminach szkolnych, miała o tym nie mówić, bo Ellie mogłaby czuć się gorsza. O osiągnięciach sportowych też lepiej nie wspominać, bo to nie w porządku „popisywać się” nimi przed taką chorą osobą.

Ellie czuła się winna, że choruje i że z jej powodu Abby jest przygnębiona, ale nie miała siły ani energii, żeby coś zmienić. Z upływem czasu dystans między nimi tylko się powiększał i nawet gdy po latach skończyły się choroby, nie zdołała dogonić siostry. Abby zajmowała się tyloma rzeczami, odnosiła tyle sukcesów – i to coraz bardziej podkopywało poczucie własnej wartości u Ellie.

Ponownie spojrzała na obrazy. Przynajmniej nie były to arcydzieła. Już wychodziła, gdy coś przykuło jej uwagę.

Przystanęła i zaintrygowana, wbiła wzrok w małą biblioteczkę w rogu pokoju. Gdy przed nią przyklęknęła, serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.

Na dolnej półce stały książki dla dzieci. Nie jakieś zwykłe stare egzemplarze, lecz pierwsze wydania: Hobbit, Tam, gdzie żyją dzikie stwory, Czarnoksiężnik z Krainy Oz i jeszcze obszerny zbiór książek Roalda Dahla, a wśród nich Charlie i fabryka czekolady. Były warte tysiące funtów.

Drżącą ręką dotknęła grzbietów, urażona i skonsternowana, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. To było niepojęte, że te książki znalazły się tutaj, w domu Abby.

CZTERY

1994

Ellie siedziała na dolnym schodku, już w butach, z nogami wbitymi w drewnianą podłogę, jakby chciała zapuścić korzenie i się stąd nie ruszać. Walizki jej i siostry stały przy drzwiach frontowych. Gdyby lekko zwróciła głowę w stronę salonu, zobaczyłaby, że Abby klęczy na kanapie i przez mokrą od deszczu szybę wypatruje samochodu.

Mama zniknęła – pewnie robiła coś w kuchni, jak zawsze przy takich okazjach. Ellie nadal nie mogła zrozumieć, dlaczego mama nigdy nie jeździ z nimi do dziadków; któregoś razu powiedziała jedynie, że „poróżniła się” ze swoimi rodzicami z powodu „tatusia”. Ellie nawet nie mogła dowiedzieć się czegoś więcej od tatusia, ponieważ odszedł z domu jeszcze przed jej narodzinami.

– Już jest – bezbarwnym tonem oznajmiła Abby, schodząc z kanapy.

Z dużego srebrnego auta wysiadł Harold, kierowca dziadków od dwudziestu lat.

– Przestańcie. Nie będzie tak źle – próbowała pocieszyć je mama, stając w drzwiach kuchni i widząc ich przygnębione miny.

– Będzie okropnie, mamusiu! – wybuchnęła Ellie, bliska łez. – Oni ciągle pytają i pytają!

– Na jakich instrumentach uczysz się grać? Jakie masz stopnie? Dlaczego nie nosisz sukienek? – wymieniała Abby, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.

– Przecież odwiedzacie ich tylko dwa razy w roku. To chyba nie tak często – zauważyła mama.

– Ich dom jest taki duży – jęknęła Ellie. – Pełno w nim rzeczy, które się tłuką! A jeżeli znowu coś zbiję, jak ostatnim razem? Bardzo się wtedy zezłościli. Powiedzieli, że to kosztowało trzy tysiące funtów.

– Trzysta – sprostowała Abby. Ellie zrobiło się przykro, bo znowu coś pokręciła. – Za jakiś wazon? – dodała Abby z powątpiewaniem.

– Przecież miło jest mieć w domu ładne rzeczy, prawda? – Susanna ostrożnie dobierała słowa. – Tylko pomyślcie. Pewnego dnia część tych rzeczy przypadnie wam. Nie macie więcej dziadków. Trzeba być z nimi blisko. Poza tym będziecie u nich tylko tydzień.

Ellie, już udręczona tęsknotą, nie wytrzymała i z płaczem rzuciła się matce w ramiona.

– Nie chcę tam jechać! Nie każ mi, mamusiu! Proszę! – zawodziła. – A jeżeli znowu zachoruję?

W mocnych objęciach matki uspokoiła się trochę, ale po chwili uścisk zelżał i znajome, pokrzepiające ciepło odpłynęło.

– Nie zachorujesz. Od kilku tygodni czujesz się dużo lepiej. Abby, wpuść Harolda i ruszajcie.

*

Ellie i Abby siedziały na tylnej kanapie. Były tak drobnej budowy, że choć zapięte pasami, przesuwały się po skórzanym siedzeniu, kiedy Harold lawirował po śliskich od deszczu drogach. Ellie wlepiła nos w szybę, usiłując zachować w pamięci obraz mamy, której dobrotliwa twarz już zniknęła jej z oczu. Podróż nie trwała długo, bo dziadkowie mieszkali w Weybridge, w odległości kilkunastu kilometrów od nich. Choć położone niedaleko, te dwa domostwa bardzo się różniły.

Posiadłość dziadków nazywała się St George’s Hill. Gdy Ellie miała pięć lat, wyobrażała sobie, że gnieżdżą się tam smoki, takie jak ten, z którym walczył święty Jerzy. Ale teraz miała już osiem lat i wiedziała, że ta myśl była głupia i że w rzeczywistości mieszkają tam bardzo bogaci ludzie. Dom babci Kathleen i dziadka Roberta był dużą rezydencją z płaskim frontonem i kolumnami przy okazałych drzwiach wejściowych. Ilekroć Ellie zbliżała się do tego domu, odnosiła wrażenie, że gapi się na nią kilkadziesiąt okien albo że ktoś czai się za balustradą wzdłuż dachu. Kiedy auto sunęło po ogromnym podjeździe, babcia już czekała u szczytu schodów. Wysiadając niezdarnie z samochodu, Ellie natychmiast poczuła na sobie jej baczne spojrzenie.

To miejsce ją onieśmielało – babcia przywiązywała wielką wagę do zdobywania wiedzy i przy każdej rozmowie przepytywała wnuczki. „Co jest stolicą Peru?”, padło pytanie, gdy zobaczyła, że Ellie ogląda wiszący na półpiętrze obrazek (oryginał, jak zaznaczyła babcia), który przedstawiał misia Paddingtona. Albo: „Ile pozostanie ci mleka, jeżeli odleję z tej butelki ćwierć pinty?”, rzucała mimochodem, kiedy Ellie umierała z pragnienia i nie mogła zebrać myśli. A nawet gdyby mogła, i tak nie odpowiedziałaby poprawnie. Zawsze była beznadziejna w takich zgadywankach. Z powodu choroby miała duże zaległości w nauce. Teraz chodziła już do szkoły, ale wcześniej mama uczyła ją w domu. Ellie była szczęśliwa, mając ją tylko dla siebie, zwłaszcza że zamiast siedzieć nad książkami, często szły do parku, a czasem nawet na lody, o czym nie należało mówić Abby. Lekcje w domu miały również ten walor, że nie naśmiewały się z niej inne dzieci. Te naprawdę podłe przezywały ją „Ellie Kwili”: „Cześć, Ellie Kwili, co robisz w szkole? Masz mdłości, Ellie Kwili?”. Zbierało jej się wtedy na płacz. Najgorsze były jednak te ciągłe wizyty u lekarzy. Zadawali jej mnóstwo pytań, kazali kłaść się na kozetce i gnietli ją po brzuchu, wbijali igłę w rękę i zabierali jej połowę krwi, a ona trzęsła się ze strachu, że nie dostanie jej z powrotem, choć twierdzili, że krew się odtworzy. Nie znosiła tego. Czasem musiała iść do szpitala, a tam zadawali jeszcze więcej pytań. Na szczęście zwykle odpowiadała na nie mama.

– Jak długo jechałyście?

Już otwierał się worek z pytaniami. Babcia przeszywała ją wzrokiem, jakby była jej nauczycielką, a Ellie kurczyła się w sobie ze strachu, bo jeszcze nie umiała określać czasu. Właściwie to niewiele umiała, w przeciwieństwie do Abby. Nie potrafiła nawet ładnie czytać, a poza tym była najgorsza w klasie – o czym dobrze wiedziała – z matematyki, z angielskiego, a także z ortografii, choć nauczycielka dawała im różne pomoce do nauki pisania i liczenia.

Babcia czekała na odpowiedź. Zawsze nosiła eleganckie suknie i rozmaite apaszki, nawet w domu, natomiast Ellie i Abby rzadko dostawały coś nowego. Ich mama miała nowe rzeczy, ponieważ, jak im tłumaczyła, pracowała w butiku i musiała ładnie wyglądać, więc właściciele sprzedawali jej ubrania z dużą zniżką. Skoro babcia jest bogata, a one biedne, to dlaczego – zastanawiała się Ellie – nie da im choć trochę pieniędzy?

– Trzydzieści trzy minuty – powiedziała Abby, przechodząc obok nich.

Ellie odetchnęła z ulgą.

– Pytałam Eleanor, nie ciebie – mruknęła babcia.

Całymi dniami kręciły się albo po domu, albo po ogrodzie. Babcia rzadko gdzieś je zabierała, a dziadek pracował do późnego wieczora. Był właścicielem firmy importującej wina i właściwie tylko w weekendy widywał się z wnuczkami. Wzywał je do swojego gabinetu i chciał, żeby czytały mu na głos; ponieważ Ellie szło to fatalnie, z czasem zaczął się zwracać tylko do Abby.

Tego dnia padało, więc dziewczynki miały zostać w domu i grać w gry planszowe; oglądanie telewizji było surowo zabronione. Abby wolała pójść do swojego pokoju; Ellie ruszyła za nią, ale siostra zamknęła jej drzwi przed nosem, co oznaczało: „Nie przeszkadzać”. Z ciężkim westchnieniem Ellie poszła na dół, pilnując się, żeby nie zabłądzić w tym wielkim, cichym domu, jak to jej się czasem zdarzało. Gdzieś daleko buczał odkurzacz – znak, że sprzątaczka wykonuje swoje codzienne obowiązki. Z podnóża schodów widać było salon, a w nim babcię, która siedziała w małym fotelu, trzymając nogi na podnóżku, i czytała gazetę. Na stoliku obok niej stała filiżanka na spodeczku. Ellie wiedziała już, że nie należy babci przeszkadzać, gdy ma swój cichy „relaks”. Szybko skręciła w bok i znalazła się przy uchylonych drzwiach biblioteki. Ten pokój zazwyczaj ją onieśmielał, ponieważ było w nim mnóstwo trudnych książek. Jednak tym razem zajrzała do środka i coś przykuło jej wzrok. Uwięziony tam motyl raz po raz wpadał na szybę, bezradnie trzepocząc skrzydłami. Ellie obserwowała, jak odlatuje, zatacza niewielkie koło i ponownie zbliża się do okna, rozpaczliwie pragnąc wydostać się na świeże powietrze, które na pewno wyczuwał przez szybę.

Ellie wbiegła do pokoju, przysunęła do okna krzesło, wdrapała się na nie i chwyciła za klamkę. Udało jej się otworzyć okno i z bijącym sercem patrzyła, jak motyl wylatuje na wolność; po chwili zniknął jej z oczu.