Szeptucha. Jestem twoim domem - Bianka Kunicka - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Szeptucha. Jestem twoim domem ebook i audiobook

Kunicka Bianka

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

15 osób interesuje się tą książką

Opis

Bianka Kunicka zabiera nas do świata pełnego tajemnic, wierzeń i zabobonów oraz towarzyszących im rytuałów.

Posądzona o opętanie i skazana na śmierć dziewczynka zostaje porzucona w lesie, który staje się dla niej prawdziwym domem. Gdy dorasta znajduje zwłoki młodej kobiety i jej dziecka. Postanawia odnaleźć sprawcę tej okrutnej zbrodni i opuszcza bezpieczne miejsce. Trafia do miasta, które zachwyca, ale też przeraża. Dziewczyna zagląda do okien pałaców, tatarskich domów, odkrywa wnętrza meczetów, synagog i żydowskich karczm.

To właśnie w Nowogródku Nawojka odkrywa, że do nieba i piekła prowadzą te same drzwi, a człowiek bywa bardziej drapieżny niż dzikie zwierzęta. Miłość i śmierć mogą być sobie tożsame.

Jak bardzo człowiek może zrezygnować z siebie, własnych uczuć i potrzeb? Dlaczego zapomina o tym, że ma prawo do bycia wolnym…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 313

Rok wydania: 2024

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 2 min

Rok wydania: 2024

Lektor: Róża Cieślińska-Dziekiewicz

Oceny
4,4 (335 ocen)
212
78
29
12
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DagaSkowron27

Nie oderwiesz się od lektury

barwna, wciągająca powieść w świat dobrych szeptów, pachnący lasem i … jak zawsze głupiego tłumu, który myśli grupowo
20
Chilim26

Nie polecam

Równie absurdalna jak pierwszą część.
20
Dike1965

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała powieść!
10
Katarzynacis258

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka, słucha się jej z wielką przyjemnością.
10
Iruss

Nie oderwiesz się od lektury

Zaskoczenie , wciągająca lektura, nie mój gatunek , czekam na następną część
10

Popularność




Re­dak­cjaAgnieszka Czap­czyk
Ko­rektaBe­ata Goł­kow­ska
Skład i ła­ma­nieŁu­kasz Slo­torsz
Pro­jekt okładkiMa­riusz Ba­na­cho­wicz
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Bianka Ku­nicka, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w In­ter­ne­cie.
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83297-03-3
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Va­ni­tas va­ni­ta­tum et omnia va­ni­tas.

Mar­ność nad mar­no­ściami i wszystko mar­ność.

Księga Ko­he­leta, 1,2

Ist­nieje ludzka tę­sk­nota za Bo­giem

i ist­nieje rów­nież bo­ska tę­sk­nota za czło­wie­kiem.

Mi­ko­łaj Bier­dia­jew

1 lipca 1569 roku na sej­mie wal­nym w Lu­bli­nie pod­pi­sano po­ro­zu­mie­nie po­mię­dzy sta­nami Ko­rony Kró­le­stwa Pol­skiego i Wiel­kiego Księ­stwa Li­tew­skiego, które prze­szło do hi­sto­rii jako tzw. unia lu­bel­ska, da­jąca po­czą­tek Rze­czy­po­spo­li­tej Obojga Na­ro­dów.

Hi­sto­ria opo­wie­dziana w po­wie­ści jest praw­dziwa, choć się nie zda­rzyła. Nie jest to ka­ta­log po­li­tycz­nych, eko­no­micz­nych czy mi­li­tar­nych zda­rzeń, ale próba zro­zu­mie­nia men­tal­no­ści czło­wieka, który ro­dzi się w nie­za­leż­nym od niego miej­scu i cza­sie, jego wy­bo­rów, wąt­pli­wo­ści i spo­sobu ży­cia. Rze­czy­wi­stość prze­plata się tu z ilu­zją, wiara z ma­gią, mi­łość z nie­na­wi­ścią, tylko słońce na nie­bie po­zo­staje nie­zmienne, choć każ­dego ranka przy­nosi nowy dzień...

Nawojka wstała wcze­śniej niż zwy­kle, rze­czy­wi­ście nie­wiele śpiąc w nocy. Nie cze­ka­jąc na służkę, za­częła się ubie­rać. Na końcu wy­jęła ze skrzyni zie­loną suk­nię Ame­lii. Była nie­mal pewna, że to w niej ko­bieta po­zo­wała Ra­dzi­wił­łowi. Przez myśl jej prze­szło, że być może dla­tego za­py­tał, czy ma szatę w tym ko­lo­rze. Może Mi­cha­łowi wcale nie cho­dziło o nią, ale o za­miesz­kałą w pa­łacu su­ro­gatkę, może to tamta była ko­bietą, którą po­ko­chał, a w Na­wojce ujęło go po­do­bień­stwo do zmar­łej? Wy­cho­dząc z kom­naty, za­brała ze sobą per­łowy wi­sio­rek i kol­czyki, które do­stała od Ra­cheli, chciała od­szu­kać sta­ruszkę, z którą roz­ma­wiała po­przed­niego dnia obok przy­tułku. Czuła, że tamta może wie­dzieć coś, co po­może wy­ja­śnić wiele spraw. Po­pro­siła służkę o przy­nie­sie­nie śnia­da­nia do pra­cowni, a sama skie­ro­wała się do bi­blio­teki, gdzie mieli się spo­tkać.

Tuż po tym, jak we­szła, po­ja­wił się także Mi­chał. Na jego twa­rzy ry­so­wało się za­wsty­dze­nie, czego ni­gdy wcze­śniej u niego nie wi­działa. Nie miała wąt­pli­wo­ści, że to re­ak­cja na wy­da­rze­nia po­przed­niego dnia, sama także mu­siała uda­wać, że nic się wczo­raj nie stało. W pew­nym mo­men­cie do­strze­gła, że jego wzrok padł na suk­nię i za­trzy­mał się tam na dłu­żej. Oboje znie­ru­cho­mieli, zro­biło się tak ci­cho, że dało się usły­szeć sze­lest ma­te­riału po­ru­sza­nego przy każ­dym od­de­chu Na­wojki. Męż­czy­zna zbladł, jakby zo­ba­czył du­cha, wy­raź­nie nie do­wie­rza­jąc temu, co wi­dzi.

– Stało się coś, pa­nie Mi­chale? Zbladł pan, jakby ja­kąś zjawę zo­ba­czył.

– Nie, nic, choć rze­czy­wi­ście wy­gląda pani zja­wi­skowo – wy­si­lił się na żart.

– Nie­stety, mu­szę pana roz­cza­ro­wać, nie je­stem zjawą, je­stem praw­dziwa, cza­sami wręcz do bólu.

– O ile pa­mię­tam, mó­wiła pani, że nie po­siada zie­lo­nej sukni...

– Tak było? Mu­sie­li­śmy się nie zro­zu­mieć, ale cie­szę się w ta­kim ra­zie, że ją za­ło­ży­łam, skoro pan Mi­chał tak lubi ten ko­lor.

– Od­nio­słem wra­że­nie, jak­bym już wi­dział tę scenę, wy­dała mi się pani do ko­goś bar­dzo po­dobna.

– To był ktoś ważny?

– Tak, ale nie cho­dzi o to, o czym pani pew­nie po­my­ślała.

– A skąd pan Mi­chał może wie­dzieć, o czym po­my­śla­łam?

– Nie wiem, ale cza­sami wszystko we mnie krzy­czy, że znam pa­nią bar­dzo długo – tym ra­zem po­wie­dział to bar­dzo po­waż­nie, a jej się zro­biło cie­pło na sercu.

– Po­doba się panu moja suk­nia? – Sama sie­bie za­sko­czyła tym py­ta­niem.

– Jest bar­dzo piękna i pa­suje do pani, ale choć to nie­do­rzeczne, przy­siągł­bym, że już ją kie­dyś wi­dzia­łem. Wi­docz­nie kra­wiec uszył ich wię­cej niż jedną, za co, Bóg mi świad­kiem, od­po­ku­tuje.

– Jest pan pe­wien, że to nie po­myłka? Może wi­dział ją pan gdzieś in­dziej, wy­obraź­nia po­trafi pła­tać fi­gle.

– Wi­dzia­łem iden­tyczną suk­nię tu­taj, w mo­jej pra­cowni, nie mam co do tego wąt­pli­wo­ści. Chcę wie­rzyć, że suk­nia pani jest je­dy­nie jej wierną ko­pią, bo w prze­ciw­nym ra­zie mu­siał­bym po­dej­rze­wać, że nie jest pani tym, za kogo się po­daje, i zmu­szony był­bym za­da­wać mnó­stwo py­tań...

– Za­pew­niam, nie ma pan po­wodu do nie­po­koju, a w do­datku prze­cież suk­nia to je­dy­nie nie­zna­czący ka­wa­łek ma­te­riału.

– A jed­nak ta suk­nia, gdyby była tą, o któ­rej my­ślę, by­łaby bar­dzo zna­czą­cym ka­wał­kiem ma­te­riału. – Męż­czy­zna przy­glą­dał się Na­wojce, bo­jąc się wła­snych re­flek­sji, które ro­dziły mu się w gło­wie.

– Za­bie­rajmy się do pracy, sam pan Mi­chał mó­wił, że rano jest naj­lep­sze świa­tło do ma­lo­wa­nia – po­wie­działa ze zło­ścią w gło­sie, bo nie umiała przejść obo­jęt­nie obok faktu, że Mi­chał roz­po­znał suk­nię Ame­lii, a jej wi­dok wy­wo­łał w nim tak silną i jed­no­znaczną re­ak­cję.

Za­jęła swoje miej­sce i przy­brała tę samą po­zy­cję co po­przed­niego dnia, a Mi­chał ma­lo­wał w sku­pie­niu, za­my­ślony, bez tego cha­rak­te­ry­stycz­nego bły­sku w oczach, który wy­róż­niał go spo­śród in­nych lu­dzi. Na­wet nie si­lili się na roz­mowę, każde po­grą­żone we wła­snych my­ślach, tylko od czasu do czasu na sie­bie zer­ka­jąc. Ko­bie­cie ścier­pło ra­mię i kark, ale nie miała od­wagi po­pro­sić o prze­rwę, pró­bu­jąc nie po­ka­zać po so­bie na­ra­sta­ją­cego bólu. Ma­larz jakby wy­czuł jej na­strój, bo nie­spo­dzie­wa­nie za­rzą­dził prze­rwę, pro­po­nu­jąc wspólne śnia­da­nie, które od dłuż­szego czasu cze­kało na dę­bo­wym sto­liku. Ku­charki, do­my­śla­jąc się, że będą je­dli ra­zem, po­sta­rały się wy­jąt­kowo, na­kła­da­jąc na ozdobne tace wszystko, czym kuch­nia bo­gata, pie­czy­ste i sery, chleb, a do tego dzban miodu pit­nego, który za­pra­wiony zio­łami sma­ko­wał nie­zwy­kle, gdyż de­li­katny, ko­rzenny po­smak wspa­niale współ­grał ze sło­dy­czą na­poju. Kilka ły­ków trunku roz­grzało ich zmar­z­nięte członki, je­sień od­da­wała już pole nad­cho­dzą­cej zi­mie, która sma­gała chło­dem i zim­nym wia­trem, więc także w pa­ła­co­wych kom­na­tach bar­dzo się ochło­dziło.

Po zje­dze­niu tych wszyst­kich sma­ko­ły­ków hu­mor im się po­pra­wił, a szkla­nice wy­bor­nego miodu roz­wią­zały ję­zyki. Roz­ma­wiali, śmie­jąc się, prze­krzy­ki­wali na­wza­jem i żar­to­wali jak dawni przy­ja­ciele. Oczy­wi­ście wzbu­dziło to za­in­te­re­so­wa­nie pa­ła­co­wej służby i miesz­kań­ców, któ­rzy pod byle pre­tek­stem sta­rali się po­dejść jak naj­bli­żej pra­cowni, aby nad­sta­wić ucha i do­wie­dzieć się, o czym do­kład­nie mó­wią, a nuż da­łoby się pod­słu­chać coś, co by się nada­wało na prze­ka­za­nie po­zo­sta­łym, któ­rzy mu­sieli zo­stać na po­ste­runku, aby w ra­zie na­dej­ścia ko­goś z moż­nych, móc ostrzec Na­wojkę i Mi­chała. Ich za­cho­wa­nie na pewno nie spodo­ba­łoby się miesz­kań­com pa­łacu, a szcze­gól­nie Anie, za­wsze dba­ją­cej o kon­we­nanse. Ośmie­lona dzia­ła­niem trunku Na­wojka znów za­częła od­wra­cać oparte o ścianę ob­razy. Męż­czy­zna pró­bo­wał ją znie­chę­cić, ona jed­nak, uda­jąc, że nie usły­szała, po­de­szła do nich i od­wra­ca­jąc je po ko­lei, za­chwy­cała się po­sta­ciami, które pa­trzyły na nią z płó­cien bez­e­mo­cjo­nal­nym wzro­kiem. Było tam sporo dzieł przed­sta­wia­ją­cych męż­czyzn, po­pier­sia wy­soko uro­dzo­nych i zaj­mu­ją­cych ja­kieś ważne sta­no­wi­ska, por­trety do­stoj­nych dam, du­chow­nych, a nie­kiedy dzieci. Jed­nak zde­cy­do­wana więk­szość por­tre­to­wa­nych to ko­biety, które swo­imi pięk­nymi oczami pa­trzyły na Na­wojkę, uśmie­cha­jąc się ła­god­nie uwiecz­nio­nymi na płót­nie ustami. Była cie­kawa, czy były ma­lo­wane na za­mó­wie­nie ko­cha­ją­cych oj­ców, mę­żów lub ko­chan­ków, czy też by­stre oko ar­ty­sty wy­szu­ki­wało wśród miesz­ka­nek mia­sta co pięk­niej­sze lica, a ich wła­ści­cielki ule­gały ko­bie­cej próż­no­ści i w ten spo­sób pró­bo­wały za­pew­nić so­bie nie­śmier­tel­ność, ale też za­zdro­sna o te wszyst­kie ko­biety, zła na to, że jest jedną z wielu. Tak bar­dzo chciała wie­rzyć, iż staje się dla niego kimś wy­jąt­ko­wym, choć nie miała prawa na­wet ma­rzyć o czym­kol­wiek ze względu na róż­nice, które ich dzielą. Już sam fakt, iż za­pro­sił ją do pa­łacu, a te­raz por­tre­tuje, że może cie­szyć się jego obec­no­ścią, uwagą, roz­mową, było dla niej wy­róż­nie­niem. Wie­działa, że to się prze­cież musi skoń­czyć, a ona bę­dzie to mu­siała przy­jąć z po­korą i o nim za­po­mnieć. Po­wta­rzała so­bie w my­ślach, że jest tu­taj wy­łącz­nie po to, aby roz­wi­kłać za­gadkę za­bi­tej ko­biety i jej dziecka, a gdy to zrobi, odej­dzie. Ukry­wa­jąc praw­dziwe uczu­cia, uda­wała roz­ba­wie­nie, ko­men­tu­jąc de­tale por­tre­to­wa­nych, ich stroje, nie­kiedy po­do­bień­stwa, za­cze­piała au­tora, żar­tu­jąc, że chyba żadna z ko­biet w mie­ście nie unik­nęła jego za­in­te­re­so­wa­nia, a ten, uda­jąc, że się zło­ści, ru­szył w jej kie­runku, wy­ko­rzy­stu­jąc oka­zję, aby móc się zbli­żyć. Wi­dząc to, za­częła ucie­kać, śmie­jąc się gło­śno. Do­biegł do niej i znów przy­ci­snął do sie­bie. Tym ra­zem ich po­ca­łu­nek nie był tak pło­chliwy jak po­przed­nio. Sca­ło­wy­wali ze swo­ich ust uczu­cie, które się nie­spo­dzie­wa­nie na­ro­dziło i roz­ra­stało w ich ser­cach co­raz moc­niej­szymi pę­dami. Na­wojka sta­nęła na pal­cach i ob­da­ro­wy­wała go na­mięt­no­ścią z za­pal­czy­wo­ścią, jaka nie przy­stała miesz­kance pa­łacu. Nie ob­cho­dziło jej to, za to na­ra­stało w niej uczu­cie, że go­towa by­łaby zro­bić z Mi­cha­łem to, co wi­działa u dzi­kich koni, wil­ków czy in­nych zwie­rząt. W tym mo­men­cie in­stynkt zdo­mi­no­wał świa­do­mość, co po­winna, a czego nie na­leży ro­bić. Nie po­skra­miała go, nie ujarz­miała, bo w końcu ona, Na­wojka, nie była żadną damą, ale pro­stą, nie­okrze­saną dziew­czyną z lasu, dzi­ku­ską i wil­czycą. Ra­dzi­wiłł, oszo­ło­miony jej tem­pe­ra­men­tem, tar­gany ko­lej­nymi fa­lami po­żą­da­nia, z tru­dem opa­no­wy­wał zew na­tury, który ka­zał mu po­siąść ją tu i te­raz, nie pa­trząc na kon­we­nanse. Za­pewne tak by się stało, bo ich nie­cier­pliwe ręce co­raz od­waż­niej prze­dzie­rały się przez ko­lejne war­stwy ubrań, gdyby nie to, że na fali unie­sień stra­cili rów­no­wagę i nie­mal upa­da­jąc, prze­wró­cili kilka ob­ra­zów sto­ją­cych bli­sko nich. Z pew­no­ścią nie prze­rwa­łoby to spek­ta­klu na­mięt­no­ści, gdyby jed­nym z nich nie był ko­lejny w ko­lek­cji, pra­wie skoń­czony, por­tret Ame­lii, który do­strze­gli w tym sa­mym mo­men­cie.

Gwał­tow­nie jak nad­cho­dzi wio­senna bu­rza uwol­nili się z ob­jęć, zer­ka­jąc to na sie­bie, to na pa­trzącą na nich Ame­lię, która uśmiech­nięta, wy­da­wała się roz­ba­wiona za­ist­niałą sy­tu­acją. Mi­chał szybko do­sko­czył do ob­razu, chcąc go scho­wać, ale Na­wojka uchwy­ciła go pierw­sza, nie po­zwa­la­jąc mu na to. Upew­niw­szy się, że męż­czy­zna nie za­mie­rza jej go za­bie­rać, oparła por­tret o ścianę i od­da­liła się o kilka kro­ków, aby móc mu się do­kład­nie przyj­rzeć. Mo­delka sie­działa na tym sa­mym fo­telu co ona, pew­nie dla­tego, iż był to je­dyny fo­tel w pra­cowni, w do­datku bar­dzo wy­godny. Trudno było oprzeć się wra­że­niu, iż mają coś ze sobą wspól­nego, choć uroda Ame­lii wy­da­wała się Na­wojce de­li­kat­niej­sza. Po­do­bień­stwo pod­kre­ślała suk­nia, którą obie miały na so­bie. Ko­bieta po­my­ślała, że za­letą umie­ra­nia młodo jest to, że umie­ra­jący ni­gdy się nie ze­sta­rzeje we wspo­mnie­niach, tym bar­dziej uwiecz­niony na por­tre­cie. Ame­lia już na za­wsze po­zo­sta­nie piękna i młoda, za­wsze też bę­dzie się uśmie­chać, a każdy, kto zo­ba­czy ten por­tret, utrwali ją w pa­mięci wła­śnie taką – piękną i szczę­śliwą.

– To wy­jąt­kowy ob­raz, pa­nie Mi­chale, ma pan ogromny ta­lent, a do­dam, że zżera mnie za­zdrość, bo wi­dać, że to ko­lejna po­do­bi­zna, co nie tylko oczami, ale rów­nież za­chwy­tem na­ma­lo­wana. Trzeba jed­nak przy­znać, że to osoba olśnie­wa­ją­cej urody. Ostat­nio zresztą też po­dzi­wia­łam jej por­tret, tyle że w in­nej kre­acji.

– Trudno za­prze­czyć, że to piękna ko­bieta, zresztą nie­przy­pad­kowo, bo nie bez po­wodu miesz­kała w pa­łacu...

– Nie ro­zu­miem chyba... Wy­tłu­ma­czy mi pan Mi­chał? – Na­wojka uda­wała, że o ni­czym nie ma po­ję­cia.

– Była za­stęp­czą matką dla wiel­moż­nych pań­stwa, no­siła pod ser­cem dziecko mo­jego wuja, to i naj­pięk­niej­szą do tego wy­brali.

– Nie dzi­wota za­tem, że i panu Mi­cha­łowi serce skra­dła. – Na­wojka nie umiała się po­wstrzy­mać, aby nie pró­bo­wać spro­wo­ko­wać roz­mówcy.

– Tu mu­szę wać­pannę roz­cza­ro­wać, nie skra­dła mi serca, do­dam wię­cej, nie wie­dzia­łem na­wet, że je wciąż mam.

– Co też pan Mi­chał za głup­stwa ple­cie?! – po­wie­działa, nie wie­rząc w jego słowa.

– Prawdę mó­wię, bo i po co miał­bym kła­mać?

– Ja tam się na mę­skich po­wo­dach nie znam, a wi­dzę, że aku­rat jej por­tret ma­lo­wany wy­jąt­kowo sta­ran­nie i ta suk­nia jak praw­dziwa, aż by się chciało do­tknąć ma­te­riału.

– Tak, sama pani to te­raz wi­dzi, chcę, aby droga Na­wojka wie­działa, że to suk­nia rękę wtedy pro­wa­dziła i serce po­ru­szyła do głębi.

– Od kiedy to z sza­now­nego pana Mi­chała taki wiel­bi­ciel dam­skich su­kien, może kraw­cem po­wi­nien był zo­stać. – Drwiła z męż­czy­zny, któ­remu wcale nie było do śmie­chu.

– Pro­szę prze­stać, nie ro­zu­mie pani...

– Przy­znam, że nie, bo nie po­są­dza­ła­bym pana Mi­chała o za­in­te­re­so­wa­nie dam­skimi fa­ta­łasz­kami.

– To nie była jej suk­nia! – po­wie­dział ostro, a ona zbita z tropu za­mil­kła.

– Jak to nie jej, skoro w niej po­zo­wała i na za­mó­wie­nie szyta, prze­cież le­dwo co sam pan to rzekł...

– No to pro­szę! – Męż­czy­zna pod­szedł do in­nego ob­razu i od­wró­cił go fron­tem do Na­wojki, a ta z wra­że­nia wstrzy­mała od­dech.

– O matko!

– To do niej na­le­żała suk­nia, dla niej była szyta, po­dob­nie jak kilka in­nych, rów­nie pięk­nych, ale ta była jej ulu­bioną.

Ob­raz przed­sta­wiał ko­biecą po­stać w tej sa­mej zie­lo­nej sukni, na tymże fo­telu i na­wet świa­tło wy­da­wało się ta­kie samo, bo pew­nie ma­lo­wano go o po­dob­nej po­rze. Jed­nakże por­tret od­róż­niał się od po­przed­niego, bo spor­tre­to­wana ko­bieta miała śniadą cerę, piękne czarne oczy, wy­datny nos i kru­czo­czarne włosy spięte w ogromny kok. Nie była po­dobna do żad­nej z po­zo­sta­łych dam, prze­wyż­szała je urodą, a w oczach miała smu­tek tak wielki, jaki może zro­zu­mieć je­dy­nie ktoś, kto do­świad­czył ogromu cier­pie­nia. Ko­bieta nie po­cho­dziła stąd, przy­po­mi­nała cu­dzo­ziem­ców, któ­rych można było zo­ba­czyć w mie­ście, kup­ców han­dlu­ją­cych orien­tal­nymi to­wa­rami. Była tak piękna i tak smutna, że Na­wojka tym ra­zem nie czuła za­zdro­ści. Przez chwilę stała z za­par­tym tchem, za­chwy­cona tym, co wi­dzi, a na­stęp­nie po­pa­trzyła py­ta­jąco na Mi­chała, który mil­cząc, gło­śno prze­ły­kał ślinę.

– Pro­szę o wy­ba­cze­nie, ja bar­dzo prze­pra­szam, nie chcia­łam nic złego, pro­szę wy­ba­czyć moje za­cho­wa­nie. Kim jest ta dama, pa­nie Mi­chale, po­wie mi pan? – za­py­tała naj­ła­god­niej jak umiała.

– To moja na­rze­czona, Gaja, to zna­czy była na­rze­czona, bo ode­szła z tego świata, tar­gnęła się na wła­sne ży­cie, roz­ry­wa­jąc mi tym serce – wy­du­sił z sie­bie słowa, które jak dzi­kie ptac­two po­trze­bo­wały się uwol­nić z jego klatki pier­sio­wej.

– Tak bar­dzo mi przy­kro. Na tym por­tre­cie ma ogromny smu­tek w oczach. – Ko­bieta nie wie­działa, jak się po­winna za­cho­wać.

– Nie zdo­ła­łem go ukoić, choć pró­bo­wa­łem na różne spo­soby, a pro­szę mi wie­rzyć, Na­wojko, że zro­bił­bym wtedy dla niej wszystko.

– Ko­chała pana?

– Nie wiem i już ni­gdy się nie do­wiem. Tak mi się wy­da­wało, ale dzi­siaj my­ślę, że chciała, ale nie po­tra­fiła.

– Jak to, czło­wiek prze­cież ma wła­śnie po to serce...

– Może ona swoje zgu­biła? Może ktoś jej za­brał, a może zbyt dużo w nim było go­ry­czy i już nie było miej­sca na co­kol­wiek in­nego.

– Żal mnie wielki bie­rze, gdy te słowa sły­szę...

– Gaja była branką Osma­nów[1], wy­ku­pi­łem ją od bo­ga­tego kupca z Da­maszku[2], co kawą han­dlo­wał. Ku­pił ją na targu nie­wol­ni­ków. Za­brana ro­dzi­com jako pod­lo­tek, po­dobno z tę­sk­noty i żalu prze­stała mó­wić. Wzięta w ja­syr[3] wraz z dwiema sio­strami, które jak ona były piękne jak ła­nie. Wspie­rały się jak mo­gły, ale nic nie umiało ulżyć ich tę­sk­no­cie. Jedna po­marła, gdy je z ar­ka­nami na szyi pę­dzono przez pola jak zwie­rzęta. Serce z żalu nie wy­trzy­mało. Zo­sta­wili w polu sa­miu­teńką.

– To straszne, co wasz­mość mó­wisz.

– Nie­chęt­nie opo­wia­dała o so­bie. Była córką szej­cha[4], przy­wódcy re­li­gij­nego i du­cho­wego ich spo­łecz­no­ści. Wiem, że brata im za­bili na ich oczach, ale opo­wia­dała, jak ma­lucz­kie dzieci w worki brali, dziury do od­de­chu wy­kra­wali i tak wieźli, a te nie­bo­żątka z braku po­wie­trza umie­rały.

– A co z drugą sio­strą?

– Roz­dzie­lono je na targu w Kaf­fie[5], choć bła­gały, aby je ra­zem wzięto. Jak ko­niom zęby spraw­dzono i ob­na­żono, nie ba­cząc na god­ność. Męż­czyzn bito i za­ku­wano w dyby, tych sil­nych zsy­łano na ga­lery lub do cięż­kich prac, piękne ko­biety ku­po­wano jako na­łoż­nice, a star­sze na pia­stunki lub do lżej­szych za­jęć.

– Ale jak to tak, czło­wieka ku­po­wać, to nie rzecz prze­cież. – Na­wojka z tru­dem po­wstrzy­my­wała łzy.

– Po­ko­cha­łem ją od pierw­szego wej­rze­nia, ale ten szczwany lis ła­two jej się po­zbyć nie chciał, nie było jed­nak ta­kiej kwoty, któ­rej bym wtedy nie dał.

– Szczę­ście ko­biety taką mi­łość na­po­tkać.

– Nie­szczę­ściem dla mnie było na wza­jem­ność li­czyć. Pró­bo­wa­łem jej wy­na­gro­dzić trudy ży­cia, ale ona nie chciała nic ode mnie. Ja głupi mi­ło­snym ogniem tra­wiony, po­pro­si­łem ją o rękę, a ona się zgo­dziła, więc du­reń naj­szczę­śliw­szy pod słoń­cem ni­czego nie do­strze­ga­łem. A ona pew­nie czuła, że mi to winna, i nie od­mó­wiła.

– Może jed­nak ko­chała, tylko nie umiała po­ka­zać.

– O coś in­nego się roz­cho­dziło. Wie­dzia­łem, że ona z da­le­kich stron i w in­nego Boga wie­rzyła, ale ja wtedy tak nie my­śla­łem. Ma­jątku się wy­rze­kłem, żeby tylko móc ją mieć za żonę lub choćby bez ślubu z nią pod jed­nym da­chem miesz­kać. Jed­nak jej wiara była dla niej waż­niej­sza niż moje uczu­cie.

– Nie­ła­two chrze­ści­ja­ni­nowi z Sa­ra­cenką, to mu­ślimka pew­nie, a wia­domo, że nikt temu nie bę­dzie przy­chylny.

– Ona nie była mu­zuł­manką, go­rzej, znacz­nie go­rzej. Nie wie­dzia­łem wtedy, że za ślub ze mną w swoim kraju zo­sta­łaby uka­mie­no­wana. – Scho­wał twarz w dło­niach, aby nie do­strze­gła łez w jego oczach.

– Nie ro­zu­miem, ale jak to, czy w kwe­stii re­li­gii może być le­piej lub go­rzej?

– Moja Gaja była ja­zydką[6].

– Co to zna­czy?

– Ja­zy­dzi czczą jed­nego Boga, który stwo­rzył świat, ale mo­dlą się do upa­dłego anioła – Pa­wia, o wsta­wien­nic­two, bo Bóg tylko jego wy­słu­cha.

– Do upa­dłego anioła się mo­dlą? Jak to tak?

– Oni wie­rzą, że Bóg ze­słał sied­miu anio­łów, aby do­koń­czyli two­rze­nie świata i słu­żyli czło­wie­kowi, ale je­den mu się sprze­ci­wił, że tego nie zrobi, że bę­dzie słu­żył tylko Bogu, więc zo­stał strą­cony do pie­kła. Tam ża­ło­wał za swoje czyny i łzami uga­sił ogień pie­kielny i pie­kło prze­stało ist­nieć. Bóg mu wtedy na­ka­zał opiekę nad świa­tem. Ja­zy­dzi mo­dlą się za­tem do Shay­tana[7] o wsta­wien­nic­two w ich spra­wach.

– Do Sza­tana?! – Na­wojka aż pod­sko­czyła z wra­że­nia.

– Nie, nie do Sza­tana, choć tak się na­zywa.

– A je­śli to ten sam Bóg i anioł ten sam, tylko jedni wi­dzą w nim tylko do­bro, a dru­dzy tylko zło?

– Ja­zy­dzi aku­rat wie­rzą, że pie­kło, zło, dia­beł i grzech wcale nie ist­nieją oraz że oni wy­wo­dzą się od naj­star­szego po­tomka Adama i są na­ro­dem wy­bra­nym.

– Co dla jed­nego zło, dla dru­giego do­bro. Czy grzech jest za­wsze grze­chem? Czy zły czło­wiek może się stać do­brym? Cza­sami głowa mnie boli, pa­nie Mi­chale, od tych wszyst­kich my­śli.

– Gaja wie­rzyła, że du­sza cią­gle wę­druje do ko­lej­nych cie­le­snych po­staci oraz że dzięki cią­głemu od­ra­dza­niu moż­liwe jest stop­niowe jej oczysz­cza­nie, więc nie po­trzeba pie­kła. Czciła tak Bi­blię, jak i Ko­ran, ale także wszystko wo­kół. Zie­mię trak­to­wała z czcią, mó­wiła że nie wolno na nią pluć.

– Ni­gdy nie sły­sza­łam o ja­zy­dach, a wy­gląda na to, że to piękna i mą­dra re­li­gia, bli­ska na­tu­rze, a Bóg mieszka w jej pięk­nie, gdzie śmierć to tylko złu­dze­nie. Coś jesz­cze może mi pan Mi­chał o nich opo­wie­dzieć?

– Nie wiem dużo wię­cej, pod­lot­kiem była, gdy ją za­brano z ro­dzin­nego domu, ale im da­lej ktoś z gniazda po­rwany, tym bar­dziej ser­cem wciąż do niego wraca.

– Chyba za­czę­łam ro­zu­mieć, że to nie było ła­twe ko­chać ja­zydkę?

– Ogrom­nie trudne, ale cóż ja wo­bec jej bólu. Nie umiała so­bie z nim po­ra­dzić. Może ją za mało ko­cha­łem, za mało o tym upew­nia­łem. Wi­dać cze­goś jej do szczę­ścia bra­ko­wało, ina­czej by tak nie po­stą­piła wo­bec mnie, serce roz­dzie­ra­jąc na ka­wałki.

– Co zro­biła? – wy­szep­tała Na­wojka.

– Uto­nęła w po­bli­skich ba­gnach. – Mi­chał, mó­wiąc to, z tru­dem po­wstrzy­my­wał łzy.

– Ale jak to się stało?

– Nikt tego nie wie, ale wi­dziano ją idącą z obłę­dem w oczach w stronę la­sów, naj­wy­raź­niej tę­sk­nota ją tam za­pro­wa­dziła. Może ro­zum po­stra­dała albo ktoś urok rzu­cił, a może uznała, że le­piej bę­dzie się z ludz­kim cia­łem roz­stać, żeby wię­cej nie krzyw­dzić ani sie­bie, ani mnie.

– Ko­chał ją pan, prawda?

– Bar­dzo, po jej śmierci moje serce ob­ro­sło mchem, my­śla­łem, że już ni­gdy moc­niej nie za­bije.

– Skąd po­mysł, aby jej suk­nię po­da­ro­wać Ame­lii?

– Zo­ba­czy­łem w jej oczach ten sam smu­tek, przez chwilę po­czu­łem, że moje ży­cie się nie skoń­czyło.

– W sukni Gai mu­siała zro­bić na panu, Mi­chale, ogromne wra­że­nie.

– To prawda, zro­biła, ale nie ta­kie, jak my­śla­łem. Do­piero gdy zo­ba­czy­łem pa­nią w ta­kiej sa­mej, przez chwilę my­śla­łem, że mnie coś opę­tało, bo serce się do niej rwało jak zgu­bione szcze­nię. Nie wiem, skąd ją pani Na­wojka ma, wi­dać musi mieć po­ważny po­wód, aby mi tego nie zdra­dzać. Wie­rzę jed­nak, że uzna pani w końcu, że można mi ufać, i całą prawdę wy­jawi.

– Może być pan Mi­chał tego pe­wien.

– To może wró­cimy do ma­lo­wa­nia, skoro ma pani na so­bie tę suk­nię. Wiem, że to nie jest przy­pa­dek, i to mnie nur­tuje, dla­czego chciała mnie Na­wojka za­sko­czyć.

– Nie wiem, o czym pan mówi...

– Do­brze pani wie, ale zo­stawmy to, ufam, że pani in­ten­cje są do­bre.

– Ta­kie wła­śnie są, to nie ma związku z wać­pa­nem. Te­raz pro­szę wró­cić do pracy, bo chyba nie chcę już ni­gdy wię­cej ubie­rać tej su­kienki.

– Tak, tym bar­dziej, że jest dziś do­bre świa­tło i pięk­nie pani w nim wy­gląda, pani włosy wy­glą­dają jak złota przę­dza.

– Uprzejmy pan Mi­chał, to bar­dzo miłe. – Spą­so­wiała.

– Gdyby mi pani Na­wojka tylko po­zwo­liła, to ja bym mógł pani od rana do wie­czora ta­kie słowa mó­wić, a i tego by nie star­czyło, aby zdą­żyć wy­ra­zić to, co wi­dzę i czuję.

– Pro­szę prze­stać, bo ta­kiej siły nie mam, aby sło­wom pana się oprzeć, a jesz­cze wie­rzyć w nie za­cznę i na śmiesz­ność się na­rażę.

– Nie ma ani odro­biny prze­sady w tym, co po­wie­dzia­łem, i pro­szę w to nie wąt­pić. Je­śli pani so­bie nie ży­czy, ani jed­nego po­dob­nego słowa wię­cej nie rzeknę, je­śli to choć odro­binę przy­kre, o wy­ba­cze­nie pro­szę.

– Prze­ciw­nie, boję się przy­zwy­czaić, bo gdyby miało się na­gle skoń­czyć, to ciężko by­łoby mi to znieść.

Męż­czy­zna spoj­rzał jej w oczy, upew­nia­jąc się, czy do­brze zro­zu­miał jej słowa, a gdy uj­rzał w nich przy­chyl­ność, pod­biegł do Na­wojki i ob­sy­pał po­ca­łun­kami za­ru­mie­nioną bu­zię. Jak cie­pły deszcz spły­wały na oczy, usta, po­liczki, a na­stęp­nie szyję, kark i od­sło­nięte ra­miona. Za­le­wały ich ko­lejne fale go­rąca i choć wie­dzieli, że to nie wróży nic do­brego, nie umieli się oprzeć sile, która przy­cią­gała ich do sie­bie od pierw­szej chwili, w któ­rej się uj­rzeli. Dło­nie Mi­chała sta­wały się co­raz bar­dziej od­ważne, for­su­jąc oporne war­stwy jej odzie­nia. Na­wojka w sku­pie­niu, drżąc, ocze­ki­wała na to, co się za chwilę wy­da­rzy. Nie wie­działa, czego może się spo­dzie­wać ani jak za­re­aguje jej ciało. Czuła na­ra­sta­jące po­żą­da­nie i pra­gnie­nie do­tar­cia do jego gra­nic, a jed­no­cze­śnie ogromny strach. Męż­czy­zna miał świa­do­mość, że jest z młodą ko­bietą, która po­trze­buje de­li­kat­no­ści i nie można jej spło­szyć ani wy­stra­szyć. Do­ty­kał bar­dzo de­li­kat­nie jej ud, stop­niowo zbli­ża­jąc dło­nie do ich cie­płego zwień­cze­nia. Czuł drże­nie, które roz­nie­cało w nim ogień. Wy­da­wała mu się w tej chwili taka kru­cha i de­li­katna, że miał ochotę scho­wać całą w dło­niach, jak bez­cenny kwiat. Po­sa­dził ją w fo­telu i klę­ka­jąc przed nią, roz­su­nął de­li­kat­nie uda, a na­stęp­nie za­to­pił twarz po­mię­dzy nimi, ca­łu­jąc ich we­wnętrzną stronę. Ko­bieta spa­ra­li­żo­wana jego od­wagą, zlę­kła się i bli­ska była, aby uciec, ale w tej chwili po­czuła, jak usta męż­czy­zny przy­warły, da­jąc jej przy­jem­ność, ja­kiej ni­gdy wcze­śniej nie do­świad­czyła, do­pro­wa­dza­jąc do spa­zmów roz­ko­szy do­tąd, aż jej ciało opa­dło z sił. Gdy jej od­dech za­czął się uspo­ka­jać, od­chy­liła głowę i mru­żąc oczy, za­częła się śmiać, uka­zu­jąc piękne zęby. Mi­chał, wi­dząc jej szczę­śliwą bu­zię, także po­czuł ogromną ra­dość, wtu­lił się w jej piersi, a ona czule ob­jęła jego głowę, ca­łu­jąc ją de­li­kat­nie. Nie wie­działa, jak ma się w tej chwili za­cho­wać, bo u zwie­rząt wy­glą­dało to zu­peł­nie ina­czej i oba­wiała się, że nie spro­stała ocze­ki­wa­niom męż­czy­zny. Jed­nak on, od­ga­du­jąc jej roz­terki, szep­nął jej do ucha, że była cu­downa, że nie­po­trzebny jest po­śpiech, aby mu za­ufała. Na­wojka ni­gdy wcze­śniej nie do­świad­czyła po­dob­nej bli­sko­ści i od­da­nia. Sie­dzieli tak, wtu­leni w sie­bie, jesz­cze długo, bo­jąc się roz­ciąć sło­wami tę ci­szę, która mó­wiła znacz­nie wię­cej niż ty­siące słów. Tak bar­dzo chciała mu opo­wie­dzieć o wszyst­kim, po­pro­sić o po­moc w od­na­le­zie­niu mor­dercy, ale tego nie zro­biła. Wie­rzyła, że on sam nie ma z za­bój­stwem nic wspól­nego, ale też nie chciała go w tę sprawę an­ga­żo­wać, szcze­gól­nie po tym, co usły­szała o Gai. Zde­cy­do­wała także nie mó­wić mu o tym, że Ame­lia nie żyje, za­nim nie ustali, kto ją za­bił i dla­czego.

Wie­działa, że tego dnia nie za­po­mni ni­gdy, od­su­wała od sie­bie drę­czące my­śli, że Mi­chał mógłby mieć co­kol­wiek wspól­nego z mor­der­stwem oraz że nie po­winno się wy­da­rzyć to, co po­mię­dzy nimi za­szło. My­ślała także o Gai, na­dal miała przed oczami jej nie­zwy­kłą, piękną twarz o orien­tal­nych ry­sach i te wiel­kie, czarne smutne oczy, zer­ka­jące na nią z por­tretu. Była ja­zydką, sa­motną, w ob­cym kraju, wy­rwaną z mat­czy­nych rąk i miej­sca, które było jej do­mem. Za­sta­na­wiała się, dla­czego jej Bóg nie chciał bied­nej po­móc, bo choć ja­zy­dzi wy­rze­kają się prze­mocy, są prze­śla­do­wani przez wy­znaw­ców in­nych re­li­gii. Wie­rzą, że są na­ro­dem wy­bra­nym, jak Ży­dzi, jak oni skła­dają ofiary i prak­ty­kują ob­rze­za­nie chłop­ców, a jed­nak nie umieją żyć z nimi w po­koju. Choć po­dobni do chrze­ści­jan i mu­zuł­ma­nów, w nich także mają wro­gów. Czczą drzewa i pla­nety, wie­rzą w wę­drówkę du­szy, która się od­ra­dza i do­sko­nali z każ­dym ko­lej­nym ży­ciem, aż w końcu za­służy na niebo. Na­wojka po­my­ślała, że gdyby miała wy­brać któ­rąś z re­li­gii, to wy­bra­łaby wła­śnie tę. Szybko się jed­nak skar­ciła za te my­śli, przy­po­mi­na­jąc so­bie imię czczo­nego przez nich Boga – Shay­tan. Wy­po­wie­dze­nie go w my­ślach ją prze­ra­ziło, po­czuła, że nie umia­łaby mo­dlić się do niego, na­wet gdyby był naj­lep­szym z bo­gów.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Osma­no­wie – tu­recka dy­na­stia, pa­nu­jąca w im­pe­rium osmań­skim w la­tach 1299–1922.
[2] Da­ma­szek – sto­lica Sy­rii. W XVI wieku zdo­byty przez Tur­ków osmań­skich, po­zo­sta­wał w ich rę­kach do I wojny świa­to­wej.
[3] Ja­syr – nie­wola tu­recka lub ta­tar­ska. Ta­ta­rzy na­pa­dali czę­sto na Ukra­inę, Po­dole i Wo­łyń, upro­wa­dza­jąc w ły­kach poj­maną szlachtę i chło­pów, któ­rzy byli okrut­nie trak­to­wani, nie­kiedy sprze­da­wani na tar­gach nie­wol­ni­ków.
[4] Szejch – przy­wódca re­li­gijny i du­chowy ja­zy­dów.
[5] Teo­do­zja (Kaffa) – mia­sto na Ukra­inie, na po­łu­dniowo-wschod­nim wy­brzeżu Krymu nad Mo­rzem Czar­nym. Od­by­wał się tam naj­więk­szy targ nie­wol­ni­ków na te­re­nie Im­pe­rium Osmań­skiego.
[6] Ja­zy­dzi (je­zy­dzi) – wy­znawcy mo­no­te­istycz­nej re­li­gii syn­kre­tycz­nej utwo­rzo­nej jesz­cze w XII wieku, któ­rej za­ło­ży­cie­lem był arab­ski mi­styk Adi ibn Mo­sa­fer. W swo­jej du­cho­wej wspól­no­cie łą­czą tra­dy­cję is­lamu, chrze­ści­jań­stwa i ju­da­izmu. Po­cho­dzą z Kur­dy­stanu, re­gionu geo­gra­ficz­nego w za­chod­niej Azji, obej­mu­ją­cego obec­nie czę­ści Iraku, Sy­rii, Tur­cji i Iranu. We­dług le­gendy wśród pierw­szych stwo­rzo­nych by­tów było sied­miu anio­łów. Po­tem Bóg stwo­rzył czło­wieka, ale je­den z anio­łów, Me­lekê Ta­wûs (Anioł Paw), od­mó­wił zło­że­nia mu po­kłonu. Uczy­nił to z wier­no­ści wo­bec Boga, nie chcąc słu­żyć ni­komu in­nemu. Za to Stwórca po­wie­rzył mu wła­dzę nad zie­mią, więc wy­znawcy mo­dlą się do niego, a nie do sa­mego Boga, aby wsta­wił się w ich in­ten­cji.
[7] Anioł Me­lek Taus (anioł paw) – jedno z jego imion (Shay­tan) jest po­dobne do arab­skiego słowa „sza­itan”, ozna­cza­ją­cego dia­bła. W związku z po­wyż­szym ja­zy­dyzm by­wał prze­śla­do­wany za rze­kome od­da­wa­nie czci Sza­ta­nowi.