Suknia prababki - Isabel Sharpe - ebook

Suknia prababki ebook

Isabel Sharpe

2,8

Opis

Projektantka mody Allie McDonald przyjmuje zaproszenie kolegi do jego domu nad jeziorem, z dala od Nowego Jorku. Będzie tam mogła obejrzeć i wybrać sobie ubrania jego prababki, która nosiła piękne kreacje. Wakacje w pięknej starej willi okazują się dla Allie niezwykłe jeszcze z innego powodu. W tym samym czasie przyjeżdża tam brat gospodarza – przystojny, seksowny i bogaty Jonas Meyer…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,8 (9 ocen)
2
1
1
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ive44

Nie polecam

Ta książka to jakiś dramat
00

Popularność



Podobne


Isabel Sharpe

Suknia prababki

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

‒ Wciąż nie mogę uwierzyć, że mnie wylali. Zawsze powtarzali, że podoba im się to, co robię. ‒ Allie McDonald chodziła nerwowo po niewielkim salonie w mieszkaniu, które zamieszkiwała razem z przyjaciółką Julie. ‒ Klientkom też podobały się moje projekty. Wiele razy słyszałam, jak je chwaliły. Nie mogę pojąć, dlaczego zwolniono mnie, a zostawiono tę jędzę, która siedzi tu od zawsze.

Jej współlokatorka nie sprawiała wrażenia nadmiernie przejętej problemem Allie.

‒ Jakoś to przeżyjesz.

‒ Wiem, wiem, masz mnie dosyć. Przez ostatni tydzień o niczym innym nie mówiłam.

‒ Naprawdę? ‒ Julie przerzuciła kolejną stronę kolorowego magazynu, który właśnie przeglądała. ‒ Szczerze mówiąc, przestałam cię słuchać już po pierwszej minucie.

Allie przewróciła oczami. Zaprzyjaźniła się z Julie Turner jeszcze w Rhode Island School of Designe i wiedziała, że może na niej polegać. To właśnie dzięki pomocy rodziców Julie znalazły ten apartament. Jej rodzice znali w tym mieście wszystkich i wiele razy z tego korzystały.

Łatwo byłoby znienawidzić Julie, gdyby tylko nie była taka wspaniała. Piękna, inteligentna, pełna uroku i do tego bogata z domu. Mężczyźni mieli na jej punkcie bzika. W dodatku mogła bezkarnie jeść, co tylko chciała, i wciąż była szczupła. Zaraz po szkole dostała pracę w Vanity Fair.

Przy tym wszystkim była jednak naprawdę dobrym człowiekiem.

Allie stanowiła jej przeciwieństwo. Była dość pospolitej urody i nie należała do kobiet, którym mężczyźni ścielą się do stóp. Szczupłą figurę zawdzięczała nieustannym wyrzeczeniom, a pracę grafika w Boynton Advertising znalazła dopiero rok po skończeniu szkoły. Pracowała w niej pięć lat i właśnie teraz znów wylądowała na przysłowiowym bruku. Julie obiecała, że będzie płaciła całe czesne, zanim Allie znajdzie nową pracę.

Usiadła na kanapie obok Julie i oparła głowę o zagłówek.

‒ Czuję się, jakbym była ostatnim nieudacznikiem na tej ziemi.

‒ Nie jesteś nieudacznikiem.

‒ Ale czuję się tak, jakbym była.

‒ Przestań wreszcie marudzić.

Allie klasnęła w dłonie.

‒ Pomogło, dziękuję!

‒ Twój problem polega na tym, że masz za dużo wolnego czasu.

‒ Zapewne tak. Ale tylko dlatego, że nie mam pracy, bo zostałam wylana.

‒ I szukasz teraz następnej, ale najwyraźniej nie wypełnia ci to całego dnia.

‒ Wiem, wiem. I jęczę ci nad głową.

‒ Wcale mi to nie przeszkadza. Możesz sobie jęczeć do woli. Gdybym tylko mogła ci w czymkolwiek pomóc, daj znać. Zrobię dla ciebie prawie wszystko, poza oddaniem mojej pracy.

‒ No widzisz, a właśnie miałam cię o to prosić. ‒ Allie uśmiechnęła się do przyjaciółki. ‒ Jesteś słodka, że w ogóle ze mną wytrzymujesz. Miałam nadzieję, że sześć lat po skończeniu szkoły zajdę dalej.

Julie uniosła perfekcyjnie wykrojoną brew.

‒ Moim zdaniem powinnaś stworzyć coś własnego. Zaprojektować kolekcję, która szturmem zdobędzie Paryż, Mediolan i Londyn. Przynajmniej będziesz miała jakieś zajęcie.

Allie popatrzyła bezradnym wzrokiem w sufit. Odkąd zaczęła pracować w Boyton, nie zaprojektowała niczego naprawdę dobrego.

‒ Jakoś mi ostatnio nie idzie.

‒ Twój optymizm jest porażający.

W tej chwili zadzwonił telefon Allie. Wyjęła go z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz. Może dzwonią w sprawie pracy?

‒ To Erik.

‒ Twój ulubiony kolega.

‒ Raczej były kolega. Nareszcie się od mnie odczepił.

Odebrała telefon.

‒ Witaj Erik.

‒ Allie! ‒ Jego głos zabrzmiał tak donośnie, że musiała odsunąć telefon od ucha.

‒ O co chodzi, Erik? ‒ Uniosła rękę w pełnym dramatyzmu geście. ‒ Nie, nie mów mi. Chcą, żebym wróciła. Błagają o to.

‒ Szczerze mówiąc, powinni. To błąd, że pozwalają ci odejść.

Miała nadzieję, że Erik rzeczywiście myśli to, co mówi.

‒ Zgadzam się z tobą w całej rozciągłości.

‒ Jak sobie radzisz?

‒ Kiepsko. Jestem sfrustrowana i znudzona.

‒ Potrzebujesz rozrywki?

‒ Najpierw powiedz mi, co konkretnie masz na myśli.

Chciała mieć pewność, że Erikowi nie chodzi o to, żeby wskoczyć jej do łóżka. Był z tego znany, a ona nie zamierzała stać się jego kolejną zdobyczą. Może dlatego poświęcał jej tyle uwagi.

Najzabawniejsze było to, że naprawdę go lubiła. Podejrzewała, że w głębi duszy jest facetem o miękkim sercu i czasem nawet było jej go żal. Zazwyczaj była dla niego miła, co pozwalało mu myśleć, że wciąż ma u niej szansę. Mężczyźni czasami naprawdę bardzo wolno myślą.

‒ Allie, to twoja życiowa szansa.

‒ Mhm.

‒ Masz ochotę spędzić tydzień albo dwa w Adriondacks nad jeziorem George?

‒ W twoim rodzinnym domu? ‒ Słyszała o tym miejscu i oglądała zdjęcia. Naprawdę piękna posiadłość położona w uroczym miejscu. Pokusa była wielka. Wyjechać z zatłoczonego, śmierdzącego Nowego Jorku i pomieszkać chwilę w raju… Wiedziała, że z praktycznego punktu widzenia to nie był rozsądny pomysł, ale kto oparłby się takiej pokusie?

‒ Tak, w naszym leśnym domku.

Nazwanie tej posiadłości domkiem było z jego strony czystą kokieterią, ale nie zamierzała się sprzeczać.

‒ Chcesz powiedzieć, że bylibyśmy tam tylko we dwoje?

‒ Nie powiedziałem ci jeszcze najlepszej części.

‒ Słucham uważnie.

‒ Na strychu jest mnóstwo szaf z ubraniami mojej babci i prababci, które były wielkimi fankami nowinek z zakresu mody.

Allie nastawiła uszu. Stare ubrania były jej prawdziwą pasją.

‒ Czyżby?

‒ Mama chce się ich pozbyć, zanim sprzeda dom.

‒ Sprzedaje waszą rodzinną posiadłość?

‒ Tak. Odkąd przeprowadzili się z tatą do Niemiec, utrzymanie tego domu stało się zupełnie nieopłacalne. Namawiałem brata, żebyśmy odkupili go od nich do spółki, ale jakoś nie bardzo chce się zgodzić. A dla jednej osoby jest za duży.

‒ To straszne.

‒ Wiem. Ale wracając do ubrań. Miałabyś prawo wyboru. Co tylko zechcesz.

Ubrania z lat dwudziestych i czterdziestych minionego wieku. To mogła być naprawdę niewiarygodna kolekcja.

‒ Brzmi nieźle. Ale, Erik, czy oprócz nas byłby tam ktoś jeszcze?

Julie pogroziła jej palcem.

‒ Och, Allie, widzę, że wciąż mi nie ufasz.

Serce wciąż waliło jej w piersiach na myśl o tej kolekcji. Czy byłaby w stanie zapłacić za nią swoim ciałem? Chyba jednak nie.

‒ Obiecuję ci, że nie będę ci się narzucał. Wiem, jak bardzo chciałabyś rzucić okiem na te ubrania. I wiem, że krótkie wakacje dobrze ci zrobią.

‒ Sama nie wiem…

Julie podniosła dłoń w ostrzegawczym geście.

‒ No dobrze, będzie tam ktoś jeszcze.

‒ Tak? A kto taki?

Julie sceptycznie zmarszczyła brwi.

‒ Mój brat, Jonas. I jego dziewczyna.

Jonas. Najgorętszy facet w tej części świata.

‒ Chcesz mnie tam zwabić, a Jonas ma być przynętą, tak?

‒ Ależ skąd! Jak coś podobnego mogło ci w ogóle przyjść do głowy? Prześlę ci mejl, w którym pisze, że się tam wybiera. Pomyśl tylko, strych pełen starych ubrań: butów, kapeluszy, sukien, a pewnie także bielizny. Jak mogłabyś przepuścić taką okazję?

Rzeczywiście, nie mogła. Nie tylko potrzebowała krótkiego wypoczynku, ale w głębi ducha miała nadzieję, że gdzieś pośród tych starych ubrań może odkryje coś, co popchnie jej karierę na zupełnie nowe tory. Odkąd sięgała pamięcią, fascynowały ją ubrania z minionych epok, a Edith Head, która projektowała kostiumy dla gwiazd filmowych w latach trzydziestych aż do lat sześćdziesiątych, była jej guru.

Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Musiała w jakiś sposób zarabiać na życie, bo, w przeciwieństwie do Erika, nie mogła liczyć na wsparcie rodziny. Trzech spośród jej pięciu braci poszło na studia, żeby zostać handlowcami, ale ona zawsze pragnęła dla siebie czegoś więcej. Jej ojciec znalazł sobie nową żonę i wraz z nią i jej dwojgiem dzieci zamieszkał we wspaniałym mieszkaniu na Upper East Side, podczas gdy oni przeprowadzili się do Brooklynu. Ich sześcioosobowa rodzina gnieździła się w trzypokojowym mieszkaniu w dzielnicy, która graniczyła z przedmieściami. Matka, nie mogąc sobie poradzić z rzeczywistością, zaczęła pić.

Kilka razy do roku odwiedzali ojca w jego luksusowym mieszkaniu i nie były to przyjemne wizyty. Allie przyrzekła sobie wówczas, że nigdy nie popełni tego błędu co matka i nie uzależni się od mężczyzny. Posiadanie własnych pieniędzy było dla niej najważniejszą rzeczą na świecie.

‒ Przyjadę po ciebie w piątek po pracy.

‒ Erik…

‒ Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić. I wejdziesz w posiadanie najwspanialszych ubrań, jakie kiedykolwiek widziałaś.

‒ Nie podjęłam jeszcze decyzji.

‒ Daj, spokój. Po prostu powiedz: tak.

‒ Daj mi jakąś godzinę. Muszę się zastanowić.

‒ Allie, przecież wiesz, że chcesz jechać. Będziesz miała ze sobą telefon, komputer i w razie potrzeby zawsze będziesz mogła przyjechać do miasta. Niczego nie stracisz. Chyba że tu zostaniesz.

Miał rację. Nie musiała tu siedzieć, żeby kontrolować swoje życie. Jeśli ktoś odezwie się do niej w sprawie pracy, będzie mogła się z nim porozumieć mejlowo lub telefonicznie. I zawsze może przyjechać do Nowego Jorku.

No i te ubrania. Nie wspominając o jeziorze. I eleganckim domu. Życie, jakie wiodła Julie. Życie, jakie wciąż miała nadzieję wieść w przyszłości. Tylko tydzień albo dwa, a potem powrót do rzeczywistości.

‒ Naprawdę będzie tam twój brat ze swoją narzeczoną i naprawdę nie będziesz mi sie narzucał?

‒ Naprawdę ‒ odparł bez chwili wahania.

Odwróciła spojrzenie od patrzącej na nią ostrzegawczym wzrokiem Julie.

‒ Okej, Erik. Pojadę.

Jonas siedział w sali konferencyjnej w Boston Consulting, uderzając nerwowo długopisem w udo. Ci sami starzy klienci, te same problemy. I ci sami ludzie sugerujący te same rozwiązania.

Tak, niełatwo było wymyśleć coś, co zahamowałoby spadkową tendencję, jaka ostatnio wyraźnie dawała się zauważyć w firmie. Niełatwo im będzie odzyskać pozycję lidera na rynku. Potrzeba do tego śmiałych, drastycznych wręcz decyzji, które zmotywują zatrudnionych w BC ludzi do efektywnej pracy.

Niestety, szefowie Boston Consulting nie myśleli w podobny sposób. Jonas doskonale o tym wiedział, gdyż, ilekroć chciał przeforsować swoje pomysły, spotykał się ze stanowczą odmową.

„To zbyt kosztowne, Jonas. Nasi klienci spodziewają się, że zaoszczędzimy ich pieniądze, a nie wydamy. Zbyt radykalne. Bez szans na powodzenie”.

Z czasem Jonas nabierał coraz większego przekonania, że to nie tutaj jest jego miejsce. Jak dotąd nie podjął jeszcze żadnej decyzji, ale był tego coraz bliższy.

Spotkanie ciągnęło się w nieskończoność. Długopis stukał coraz szybciej. Jonas marzył jedynie o tym, żeby stąd wyjść.

Jakby w odpowiedzi na jego modlitwy, zadzwonił telefon. Erik. Natychmiast zerwał się z krzesła, przeprosił i wyszedł na korytarz.

‒ Co tam się stało, Erik?

‒ Chciałbym, żebyś w ten weekend przyjechał do Lake George. I to na tydzień albo dwa.

‒ A niby po co?

‒ Allie McDonald.

‒ Co z nią? ‒ Poznał Allie w grudniu, kiedy był w Nowym Jorku w interesach. Różniła się od kobiet, z którymi zazwyczaj umawiał się jego brat. Była od nich bardziej autentyczna. Równie ładna i inteligentna, ale nie sprawiała wrażenia osoby, która koniecznie chce wywrzeć na rozmówcy korzystne wrażenie. Po jej poznaniu zaczął wierzyć, że uda mu się jakoś przeżyć zdradę Missy.

‒ Wciąż się z nią spotykasz?

‒ Wciąż próbuję.

‒ Minęło pół roku, a ty nie poczyniłeś żadnych postępów?

‒ Allie jest inna.

‒ Inna, ponieważ nie udało ci się zaciągnąć jej do łóżka tak szybko jak pozostałych?

‒ Ta wyprawa to moja szansa. Mam wrażenie, że zaczęła mięknąć.

‒ Naprawdę? W takim razie po co ja ci jestem tam potrzebny?

‒ Powiedziałem jej, że tam będziesz. W roli przyzwoitki.

‒ I to ma być twoja szansa? Z kobietą, która nie chce być z tobą sam na sam?

‒ Zgodziła się spędzić ze mną tydzień.

‒ Jasne. ‒ Jonas zaczynał być tym zmęczony. Erik wciąż za czymś gonił. Zmieniał samochody, mieszkania, prace, kobiety i nic nie było w stanie przyciągnąć jego uwagi na dłużej. Czasami miał wrażenie, że rodzice nie wyjechali do Monachium tylko po to, aby zająć się dziadkami, ale po to, by nie patrzeć na to, co ich młodszy syn robi ze swoim życiem.

‒ Jej to się bardzo przyda. Właśnie wylali ją z pracy.

Jonas podszedł do okna i wyjrzał na ulicę. Przypomniał sobie Allie siedzącą przy stoliku w restauracji i opowiadającą z pasją o swojej pracy i planach na przyszłość. Ta pasja była w niej zdecydowanie czymś najseksowniejszym.

Natomiast zdecydowanie nie dostrzegł w niej śladu zainteresowania osobą jego brata. Posunąłby się nawet do stwierdzenia, że to jego skromna osoba bardziej ją intrygowała. Czyżby rzeczywiście Erik miał rację? Jeśli tak, to poczułby się zawiedziony, że jest podobna do reszty kobiet.

‒ Jest niewiarygodnie utalentowana. Powinieneś zobaczyć jej projekty. Powiedziałem jej o ubraniach babci i prababci i o tym, że mama chce je sprzedać. Trzeba było widzieć, jak się na nie napaliła.

Aha. A więc Allie chodzi o zawartość ich strychu, a nie o Erika.

‒ Przyjedziesz?

‒ Erik, nie mogę się wyrwać z pracy na cały tydzień.

‒ Oczywiście, że możesz. Najwyżej nie chcesz.

Jonas powstrzymał westchnięcie irytacji. Jego brat, podobnie jak ojciec, potrafił sprawić, że budziło się w nim poczucie obowiązku, zmuszające go do robienia rzeczy, na które nie miał ochoty.

Mógł pojechać do Lake George na weekend. Nie był tam prawie dwa lata.

‒ Przyjedź chociaż na parę dni.

‒ To kawał drogi.

‒ No proszę, zrób to dla swojego braciszka.

Jonas przewrócił oczami. Wiedział, że ulegnie Erikowi, ale tym razem chciał czegoś w zamian.

‒ Przyjadę, ale pod jednym warunkiem. Zgodzisz się sprzedać dom.

Po drugiej stronie słuchawki zapadała cisza. Erikowi rzeczywiście musiało zależeć na tej kobiecie bardziej, niż myślał.

‒ Zgoda, ale musisz przyjechać na cały tydzień ‒ usłyszał w końcu.

Jonas spojrzał w kalendarz. Musiałby przesunąć kilka spotkań i być z powrotem w środę rano.

‒ Pół tygodnia.

‒ Stoi.

Jonas nie dowierzał Erikowi, który zadziwiająco łatwo zgodził się na jego warunek.

‒ Tak po prostu?

‒ Wiem, że zarówno ty, jak i rodzice chcecie sprzedać ten dom. Skoro tak, to nie będę się sprzeciwiał. Zrobię to dla Allie.

‒ Okej.

Zwycięstwo nie sprawiło Jonasowi spodziewanej radości. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży domu zamierzał kupić sobie jakieś mieszkanie w cichej dzielnicy w pobliżu Bostonu, może w Cape Code. Miejsce, w którym mógłby mieszkać cały rok.

‒ Przywieź ze sobą Sandrę.

‒ Jezu, Erik.

‒ Powiedziałem Allie…

‒ To jej odszczekaj. Nie zamierzam wplątywać Sandry w twoje machlojki.

‒ Mówię ci, że to dla mnie ważne. Mam przeczucie, że Allie może być tą jedyną.

Jonas odwrócił się od okna. Nigdy nie myślał o Eriku w ten sposób. Małżeństwo w ogóle nie było w jego stylu.

‒ Chyba żartujesz.

‒ Nie. Mam na jej punkcie świra. Pragnę tylko jej.

‒ Od kiedy to marzy ci się małżeństwo?

‒ Najwyższa pora. Mam trzydzieści lat. Chcę zostać ojcem. Proszę, zadzwoń do Sandry.

‒ W ten weekend ma występy.

‒ To niech przyjedzie w następny.

Jonas westchnął. Sandra była jego byłą dziewczyną, z którą się zaprzyjaźnił i która bardzo mu pomogła, kiedy rozstał się z Missy.

‒ Jesteś naprawdę niemożliwy.

‒ Mam u ciebie dług wdzięczności.

Jonas pokręcił głową i rozłączył rozmowę. W stosunku do swojego brata bywał czasem zupełnie bezradny. Nie potrafił mu się przeciwstawić, nawet jeśli wiedział, że nie powinien ulegać.

Wykręcił numer telefonu Sandry. Znał ją bez mała od dziesięciu lat, z których jakieś dwa regularnie się z nią spotykał. Potem widywali się tylko okazjonalnie, żeby uprawiać niezobowiązujący seks, po czym Sandra zerwała z nim kontakt. Kilka lat później spotkali się przypadkowo na jakiejś imprezie i ich znajomość uległa odnowieniu, tyle tylko że teraz byli już jedynie przyjaciółmi. Czasem żartowali, że może zwiążą się ze sobą na zawsze.

Sandra odebrała.

‒ Witaj, skarbie. Co się dzieje?

‒ Chcesz pojechać ze mną do Lake George na długi weekend?

‒ A już się martwiłam, co ja pocznę z taką ilością wolnych dni.

‒ Serio? Nie masz żadnych występów?

‒ Akurat nie. Gdybyś nie zadzwonił, na pewno popadłabym w uzależnienie od heroiny albo zakupów. Sama nie wiem, co gorsze.

‒ W takim razie odłóż strzykawkę i pakuj walizę.

‒ Kiedy wyjeżdżamy?

‒ Co powiesz na niedzielę rano? W piątek wieczorem mam spotkanie, na którym muszę być.

‒ Doskonale, niedziela mi pasuje. A tak przy okazji, skąd ten pomysł? Myślałam, że zamierzasz sprzedać ten dom.

‒ Erik poprosił mnie, żebym wystąpił w roli przyzwoitki.

‒ Coś podobnego? A temu co się stało? A może to ta kobieta ma jakiś problem? Jest oziębła? A może nieśmiała?

‒ Moim zdaniem ona po prostu nie jest na niego tak napalona, jak on na nią.

‒ Rozumiem. Cóż, nawet mistrzowie mają czasami drobne niepowodzenia. Swoją drogą, chętnie zobaczę go w akcji.

‒ Jestem pewien, że mogłabyś się od niego wiele nauczyć.

‒ Nie wątpię ‒ wymruczała to głosem, którego używała, gdy chciała zrobić na kimś wrażenie. Sandra była piękną, seksowną, pełną magnetyzmu kobietą i w dodatku doskonałą jazzową wokalistką. ‒ Nie mogę się już doczekać spotkania z tobą, Jonas.

‒ W takim razie jest nas dwoje.

Skończył rozmowę, zły na siebie, że dał się na to wszystko namówić. A może jednak wcale nie będzie tak źle? Może się okaże, że ten weekend jest dokładnie tym, czego mu potrzeba? Popatrzy na swoje życie z perspektywy, zastanowi się, co robić z nim dalej i czego tak naprawdę chce. Lake George było dobrym miejscem na takie rozmyślania.

No i zobaczy się z Sandrą. Złapał się na czymś jeszcze: cieszył się na myśl o spotkaniu z Allie.

ROZDZIAŁ DRUGI

„Cześć, Allie,

Erik poprosił mnie, żebym potwierdził swój pobyt w Lake George. Mam zamiar przyjechać w niedzielę dziewiętnastego. Dopilnuję, żeby zachowywał się przyzwoicie, choć nie wątpię, że sama potrafisz o siebie zadbać.

A przy okazji, przykro mi, że straciłaś pracę. Jestem pewien, że wkrótce coś znajdziesz. Ja sam zastanawiam się, czy nie rzucić swojej i nie założyć własnej firmy.

Nikomu jeszcze o tym nie mówiłem. Tak więc znasz już mój największy sekret.

Jonas

PS

Miło mi będzie znów cię zobaczyć. Nasze spotkanie w Nowym Jorku pozostawiło miłe wspomnienia”.

„Witaj, Jonas,

Ja też się cieszę na spotkanie z Tobą. Erik powiedział, że przyjedziesz ze swoją dziewczyną. Mówił prawdę?

Dzięki za słowa pociechy. Ja też mam nadzieję, że wkrótce znajdę coś interesującego. Na razie z głodu nie umieram, więc jakoś to będzie.

Jeśli rzeczywiście masz zamiar założyć firmę, to trzymam kciuki, ale jeśli to był twój największy sekret, to chyba potrzeba ci czegoś więcej.

Allie”.

„Cześć, Allie,

Przyjedzie ze mną moja przyjaciółka, Sandra.

A co do tego, że potrzebuję czegoś więcej, to może pobyt w Lake George zainspiruje mnie do bardziej śmiałych poczynań?

Zastanawiam się, dlaczego zdecydowałaś się na wyjazd z Erikiem? Zapewne połowa mężczyzn na Manhattanie leży u twoich stóp, dlaczego więc wybrałaś jego? Powinnaś przyjechać do Bostonu. Na pewno by ci się tu spodobało. To wspaniałe miasto.

Jonas”.

„Cześć, Jonas,

Ha! Jakoś nie widzę tego tłumu klęczącego u moich stóp. Dobijają się do mnie jedynie moi wierzyciele. A co do Bostonu, to brzmi naprawdę kusząco.

Allie”.

„Założę się, że mówisz to wszystkim facetom.

Jonas”.

„Tylko tym, którzy mnie kuszą.

Allie”.

Allie z ulgą wysiadła z mercedesa Erika i rozprostowała plecy. Była zmęczona nie tyle długą drogą, co okropną muzyką, jaką Erik nieustannie puszczał.

Posiadłość Meyerów w rzeczywistości okazała się jeszcze bardziej okazała niż na zdjęciach.

Wyjęła z samochodu walizkę, opędzając się od Erika, który pospieszył z pomocą. Jak dotąd zachowywał się nienagannie, żeby nie powiedzieć, że był przesadnie grzeczny. Po drodze zaprosił ją do bistro i, nie szczędząc komplementów, wciąż dolewał jej wina i „przypadkowo” trącał jej ramię czy rękę. Może była przewrażliwiona, ale cieszyła się, że następnego dnia ma przyjechać Jonas z Sandrą. A mówiąc szczerze, że ma przyjechać Jonas. Widziała go tylko raz, ale teraz z niecierpliwością wyglądała ponownego spotkania. Cały czas powtarzała sobie, że w Bostonie zapewne aż się roi od kobiet, które „znają już jego największy sekret”.

Spojrzała na dom. Oświetlony łagodnym blaskiem księżyca sprawiał majestatyczne wrażenie. Miał pomalowany na biało przestronny ganek, a w środku osiem sypialni. Ciemne okiennice zasłaniały okna na parterze, podczas gdy na piętrze były białe. Bardziej na północ, tuż nad jeziorem, dostrzegła inny, mniejszy domek, który aż się prosił, żeby go zwiedzić. Piaszczysta plaża była z dwóch stron okolona porośniętymi sosnowym lasem wzgórzami, które łagodnie schodziły do wody. Trawa wokół domu była świeżo skoszona, a całe miejsce sprawiało wrażenie przygotowanego na przyjęcie jaśnie pana.

Morningside naprawdę robiło wrażenie, a co najważniejsze, było miejscem całkowicie prywatnym, takim, w którym nie trzeba zanadto przejmować się strojem ani tym, czy nie popełniło się jakiegoś faux pas.

‒ Podoba ci się? ‒ W oczach Erika dostrzegła lekki niepokój.

‒ Jak może się nie podobać? ‒ Wskazała ręką dom i całą resztę. ‒ Jest piękny. I tak tu cicho.

‒ Chodź, pokażę ci, jak wygląda w środku. Możesz zająć pokój mamy na górze.

‒ A ty gdzie będziesz spał?

‒ W pokoju taty ‒ odparł beztrosko. ‒ Są między nimi łączące drzwi, ale jeśli chcesz, możesz je zamknąć.

Allie zatrzymała się w pół kroku.

‒ Ile jest do nich kluczy?

‒ Och, Allie, Allie. ‒ Pochylił się, żeby wziąć od niej walizkę. ‒ Naprawdę nie musisz się niczego z mojej strony obawiać.

Akurat.

‒ Skoro tak mówisz.

‒ Tak mówię. Jutro przyjedzie Jonas z Sandrą. Będą spać na dole, ale na pewno usłyszą twoje krzyki, jeśli cię zaatakuję.

‒ Dzięki wielkie, Erik. Bardzo mnie to uspokoiło. Co jest tam? ‒ Wskazała ręką domek nad jeziorem.

‒ To domek gościnny. Mieszkają w nim różni ludzie. Z tego co wiem, moi dziadkowie spędzili w nim miodowy miesiąc, a mama przez jakiś czas go wynajmowała. Jonas mieszkał tam, gdy był nastolatkiem. Najwięcej czasu jednak spędził w nim dziadek, który by pisarzem, a miał pięcioro dzieci. To był jego azyl.

‒ Twoja babcia na pewno była uszczęśliwiona, że jej mąż miał dokąd pójść, zostawiając ją z piątką dzieci.

Erik lekceważąco machnął ręką.

‒ Zapewne do każdego z dzieci mieli osobną niańkę. Moja prababcia, Josephine, była prawdziwą wielbicielką przyjęć. Poczekaj, aż zobaczysz jej ubrania.

‒ Nie mogę się już doczekać.

‒ Jutro. ‒ Otworzył drzwi wejściowe. ‒ Będzie lepsze światło.

Wewnątrz było dość chłodno, ale, ku swemu zdumieniu, nie poczuła zapachu stęchlizny czy kurzu. Erik zapalił żyrandol w holu, rozświetlając foyer i znajdujące się po lewej stronie schody na górę. Po prawej było ogromne lustro, pod którym stał stół z wazonem perfekcyjnie zasuszonych kwiatów.

Cały dom był udekorowany w podobny sposób: prosty, ale elegancki. Najwyraźniej właścicielka miała doskonały gust i wyczucie smaku.

‒ Późno już, a ja padam z nóg. ‒ Erik ziewnął. ‒ Jeśli nie masz nic przeciw temu, resztę pokażę ci jutro.

Allie wspięła się za nim po schodach, starając się nie pokazać po sobie rozczarowania. Czuła się jak małe dziecko, które chce dostać swoją zabawkę już! Chciała zobaczyć dom, pójść na spacer nad jezioro, położyć się na plaży i liczyć gwiazdy…

No, ale dobrze. Będzie tu jutro i jeszcze przez kilka kolejnych wieczorów. Zapewne pójdzie na niejeden spacer nad jeziorem.

Góra była urządzona w starodawnym stylu, a pod oknem w korytarzu stała szafka z książkami i bujany fotel. W sam raz na deszczowe popołudnie.

‒ Twój pokój. ‒ Erik otworzył jedne z drzwi i zaprosił ją do środka.

Allie weszła i rozejrzała się. Głównym meblem było białe żelazne łóżko, przykryte wzorzystą narzutą. W oknach wisiały podobne zasłony, a jasne ściany zdobiły akwarele. Na stoliku przy łóżku stał wazon ze świeżymi kwiatami w kolorze zasłon. Drewnianą podłogę pokrywał biało-niebieski dywan. Całość sprawiała dość miłe wrażenie, choć ona nie mogłaby tu mieszkać.

Dostrzegła leżącą na łóżku bawełnianą koszulę z wyhaftowanymi z przodu pastelowymi różami. Bardzo kusą i bardzo głęboko wyciętą.

‒ Co to jest?

‒ Nasza gospodyni przygotowała dla ciebie pokój. Możesz ją założyć, a jeśli ci się nie podoba, po prostu schowaj do szafy i zapomnij o niej.

‒ Dzięki, ale przywiozłam własną.

‒ Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś jeszcze na noc?

‒ Nie, bardzo dziękuję.

‒ W takim razie śpij dobrze. ‒ Ujął ją za ramiona i pocałował w czoło. ‒ Witaj w Morningside, Allie. Cieszę się, że przyjechałaś. Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić.

‒ Jestem tego pewna.

Jeszcze jeden pocałunek, tym razem w policzek. Musiała przyznać, że ładnie pachniał jakąś drogą wodą, ale nic ponadto. Kiedy wyszedł, pospiesznie zamknęła drzwi.

Po piętnastu minutach była już w łóżku. Panująca wokół cisza była tak inna od wszechobecnego na Manhattanie zgiełku, że aż dźwięczała w uszach. Nie mogła zasnąć. Po godzinie wciąż nasłuchiwała. Zerwał się silny watr, a zza ściany dochodziło ją chrapanie Erika.

Dawno już nie spała w obcym miejscu i najwyraźniej nie była w tym dobra. Włożyła zatyczki do uszu, w nadziei, że to pomoże jej zasnąć, ale bez skutku.

Nagle przyszło jej do głowy, że skoro i tak nie może zasnąć, to pójdzie na spacer w świetle księżyca. Kto jej zabroni? Jeśli będzie miała ochotę, może nawet tańczyć nago przez całą noc.

Tytuł oryginału: Nothing to Hide

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2014

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2013 by Muna Shehadi Sill

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osob rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2087-3

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.