Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
33 osoby interesują się tą książką
Świat Marcina prawie od zawsze kręci się wokół Wiktorii. Już zapomniał o życiu przed nią i nie zamierza żyć bez niej. Gorączkowo pielęgnuje miłość do dziewczyny, która jest w związku z innym. To toksyczne uczucie wyniszcza go od środka, zabiera chęci do życia i zmusza do ponownego sięgnięcia po narkotyki.
Minęło dziesięć lat, ale Ola nie zapomniała, bo prawdziwej miłości nigdy się nie zapomina. Nienawidzi Wiktorii i chociaż obiecała sobie, że kończy z Marcinem, to nie potrafi odwrócić się od niego, gdy ten potrzebuje pomocy.
Ona głęboko wierzy, że on ją pokocha.
On ma nadzieję, że jego dawna miłość do niego wróci.
Nadszedł czas, by nieskończona miłość dobiegła końca.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 462
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Weronika Cichoń, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta I i II: Aneta Krajewska
Ilustracje w środku: pngtree.com
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-795-7
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
EPILOG
PODZIĘKOWANIA
PatrycjiDziękuję Ci za wszystko <3
PROLOG
Patrzę prosto w oczy Wiktorii, mojej słodkiej i pięknej… Powstrzymuję falę głupich myśli. Ona już nie należy do mnie. Spuszczam wzrok na drobne dłonie, które mocno zaciska. Nie potrafi ukryć zdenerwowania. Wygląda, jakby chciała uciec, a to akurat nic nowego. Sięgam po jej dłoń. Próbuje się wyrwać, ale jestem stanowczy. Zauważam, że na jednym z palców coś błyszczy. Czuję, jak wzdłuż mojej ręki przebiega prąd. To chyba jakiś żart! Przyszła tutaj, chociaż jest… czyjaś.
Wiktoria wyszarpuje dłoń, poprawia pierścionek i patrzy na mnie współczująco. Jeszcze tylko tego mi brakowało!
– Przestań – mówię chłodno.
– Chciałam go zdjąć, ale… – Milknie i przygryza wargę. Doskonale wiem, co to oznacza. – Ja…
Kręcę energicznie głową.
– Czyli on wie, że tu jesteś?
Wiki spogląda na mnie smutno.
– Tak – odpowiada cicho. Naciąga rękawy bluzki i obejmuje się ramionami. – Nie chciałam go okłamać.
– Po powrocie pewnie będzie pieprzył cię tak długo… – Powstrzymuję się przed lawiną słów, których szybko pożałuję. Przeczesuję dłonią włosy i prycham, próbując zatuszować zazdrość. – Nie jestem idiotą i na pewno nie zaproponowałem tego spotkania, aby znów się przed tobą płaszczyć – kłamię.
Faktycznie przyszedłem tutaj z myślą, że nie będę miał żadnego problemu z zachowaniem dystansu.
Oczywiście, szybko zapomniałem o początkowych założeniach. To dalej jest Wiki, moja Wiki.
– Musimy o czymś pogadać.
Wiki unosi brew.
– Brzmi niepokojąco.
– Wiem, że nie chcesz wracać do przeszłości, ale jeśli chcesz poznać prawdę…
– Do czego zmierzasz? – wpada mi w słowo, a w jej oczach dostrzegam łzy. Ukrywa dłonie pod stołem i prostuje się na krześle, próbując pogłębić dzielący nas dystans. – Zostawmy to – prosi.
– Chcę odejść, a nie będę w stanie, jeśli nie dowiesz się wszystkiego.
Przygryza wargę. Odruchowo przejeżdżam dłonią po włosach, bo korci mnie, żeby dotknąć jej ust. Może Wiki wykopała mnie ze swojego serca, ale to niczego nie zmienia. Wciąż jest w moim – nieco poszarpanym i zniszczonym, ale nadal żywym.
– To może nie trzymaj mnie już dłużej w niepewności. – Przymyka oczy i wzdycha. – Chcę to mieć jak najszybciej za sobą.
Cokolwiek powiem, wiem, że na krótką chwilę z moich barków zniknie ciężar, który noszę od trzynastu lat. Wiem też, że znowu będę w jej sercu.
W sercu mojej Wiki.
Ale jeśli powiem prawdę, to czy wciąż w nim będę?
ROZDZIAŁ 1
Stoję między dwoma filarami i obserwuję tłum tańczących. Nie chcę rzucać się w oczy. Nie jestem tutaj po to, żeby się bawić. Mam konkretną ilość towaru do sprzedania i nie zamierzam odpuścić. Nie cierpię awanturować się z Brunonem, a przecież temu dupkowi zawsze chodzi o pieniądze. Hajs się zgadza, to i my lepiej się dogadujemy – taka dziwna przyjaźń.
– Masz towar?
Mrugam i obracam głowę w stronę niskiego, chudego chłopaka. Zerka nerwowo przez ramię, ściskając w dłoniach plik banknotów. Zabieram jeden z nich i wpycham małą paczuszkę do przedniej kieszeni jego jeansów. Jest zaskoczony, ale kiwa głową – to chyba taka forma podziękowania. Znika, nim zdążę mrugnąć.
Chowam pieniądze do kieszeni bluzy, uważnie przyglądając się tłumowi, ale nic się nie zmieniło. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Nie mam obsesji. Nie czuję się obserwowany. Mam wrażenie, że dzięki budowie ciała i sporej ilości tatuaży jestem bezpieczny.
A może chodzi po prostu o to, że jest mi już wszystko jedno?
Odsiedziałem swoje i mam ewidentny problem z ponownym zaaklimatyzowaniem się w starym środowisku. Bruno naciskał bardzo długo, żebym wrócił do dilowania. Nie byłem szczęśliwy, ale nie mogłem odmówić. Wbiłem mu nóż w plecy i teraz muszę ponieść konsekwencje swojej idiotycznej decyzji. Ze statusu prawej ręki spadłem do rangi żółtodzioba z marną stawką procentową.
Może nie powinienem stawiać swojego życia na szali z powodu dziewczyny.
Może postąpiłem jak idiota. Może niepotrzebnie zaufałem własnemu sercu.
Nie wiem.
Miłość jest popieprzona. Czułem, jak podnosiła mnie z kolan, a jednocześnie wpychała pierdolone kamienie do kieszeni, żebym nigdy nie wstał z klęczek. Za wszelką cenę pragnąłem zatrzymać przy sobie Wiktorię i przypłaciłem to długimi latami w więzieniu. Przeżyłem horror. Straciłem siebie, a na koniec i tak zostałem z niczym.
Miałem Olę i gdybym tego nie spierdolił, pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Przecież ta dziewczyna nie miała wobec mnie żadnych oczekiwań. Może chciała być kochana – nie wiem. Każdej wspólnej nocy obejmowała mnie ciasno ramionami w pasie, jakby się bała, że zniknę. Zawsze była obok, nawet jeśli tego nie chciałem.
Tak bardzo skupiłem się na Wiktorii, że miałem w dupie uczucia Oli. Uprawiałem z nią seks, nazywałem swoją dziewczyną, zabierałem ze sobą na każdą imprezę, ale na pewno nie byłem facetem jej marzeń.
A jednak z jakiegoś powodu zależało jej na mnie i nie chciała mnie stracić. Była obok tak długo, jak jej na to pozwalałem. Pewnego dnia postanowiłem skończyć tę farsę i ją uwolnić. Obiecałem, że widzi mnie po raz ostatni. Płakała, krzyczała, wyzywała mnie od najgorszych, aż wreszcie wyszła. Wyszła z mojego mieszkania i całego życia.
Liczyłem, że zacznie błagać, ale nie tym razem. Nie wypytywała o mnie. Ani razu nie odwiedziła mnie w więzieniu. Było tak, jakby przestała istnieć.
Ale tak naprawdę to ja przestałem dla niej istnieć.
Potrząsam głową, bo nie mogę ciągle rozpamiętywać przeszłości i otwierać starych ran. Wiktoria odkreśliła nasz związek grubą kreską, więc dlaczego nie mogę zrobić tego samego? Dlaczego wciąż tkwię we wspomnieniach i karmię się pierdoloną nadzieją? Dlaczego to sobie robię? I dlaczego myślę o Oli, którą raniłem przy każdej nadarzającej się okazji?
Przecież nie cofnę czasu. Nie wrócę do tamtych lat i nie naprawię naszej popieprzonej relacji. A Ola już nigdy nie podniesie mnie z klęczek. Będę na nich do końca swojego życia, bo takie właśnie życie sobie wybrałem.
∞
Wchodzę do mieszkania i omiatam wnętrze obojętnym spojrzeniem. Nie podoba mi się tutaj, chociaż przed Brunonem gram wdzięcznego przyjaciela marnotrawnego. Udaję, że jestem pieprzonym szczęściarzem, bo przecież mogłem wylądować na ulicy.
Rodzice?
W grę wchodziło zatrzymanie się u nich, ale bez pieniędzy nie pozwolono by mi nawet przekroczyć progu domu. Nie powinno mnie to dziwić, bo zacząłem coś dla nich znaczyć, gdy zaprzyjaźniłem się z Brunonem.
Kumple?
Wszyscy kumple, których miałem, należeli do grupy Brunona. Nikt nie zamierzał pomóc zdrajcy. Jak na złość towarzystwo się wykruszyło, bo brak umiaru w braniu poskutkował śmiercią. To gówno nie oszczędza nikogo.
Dziewczyny?
Kiedyś miałem Wiktorię, potem pojawiła się Ola. Tej drugiej zależało bardziej, i to właśnie z niej zrezygnowałem. Odrzuciłem ją z powodu pierwszej, której do teraz nie potrafię przestać kochać, chociaż jest zaręczona z innym. Każda z nich wymazała mnie ze swojego życia i nie powinienem być zaskoczony.
Nie miałem wyjścia, żadnej cholernej alternatywy. Musiałem wrócić tutaj, do tego piekła, które sam sobie zgotowałem.
Mój wzrok zatrzymuje się na stole.
Dwie małe foliowe paczuszki wołają mnie, ale staram się ignorować pragnienie chwilowego zapomnienia. Zdaję sobie sprawę, że Bruno byłby zadowolony, gdybym wrócił do tego chujostwa. Właśnie dlatego chce, abym wrócił również do dilowania. Miało mi to przypomnieć stare czasy. Czasy przed Wiktorią.
Podchodzę do lodówki i wyciągam zimną wodę w butelce. Zauważam alkohol, więc przeklinam pod nosem.
Bruno znowu tu był.
Wiem, że to jego mieszkanie. Wiem, że mój samochód nie jest już mój, bo tuż po tym jak znalazłem się za kratkami, przywłaszczył sobie wszystko, co było moje. Tłumaczył, że to zapłata za przepierdolony towar, ale nie wydaje mi się, aby chodziło tylko o hajs. Bruno zapewnił sobie karty przetargowe i na każdym kroku przypomina, co należało do mnie. Potem długo milczy, pewnie czekając, aż zacznę go błagać o oddanie moich rzeczy, ale nie doczeka się tego.
Już nigdy nie upadnę tak nisko, aby błagać.
∞
Siedzę na krawędzi łóżka i ciężko oddycham.
Miałem koszmar. Znowu.
Zaczęło się jeszcze w areszcie.
Kilka godzin wcześniej byłem z Wiktorią, a potem niespodziewanie gliny wyłamały drzwi do mojego mieszkania. Przyciśnięto mnie do podłogi i unieruchomiono nadgarstki. Nikt nie zadawał pytań. Sam byłem sparaliżowany z powodu strachu, bo gdy zakładano mi kajdanki, dwóch kolesi zaczęło przeszukiwać mieszkanie. Nie miałem tam nic, bo po akcji z Remikiem przeczuwałem najgorsze, a jednak znaleziono towar. Gliniarze rzucali paczuszki na podłogę tuż przy mojej głowie. W pewnych momencie zamknąłem oczy i przycisnąłem czoło do podłogi.
Spełnił się najgorszy koszmar każdego dilera.
Poczułem mocne szarpnięcie i po chwili postanowiono mnie na nogi. Wiedziałem, że to był koniec. Znaleziono towar. Zbyt dużo, abym dał radę się wybronić. Spuściłem głowę, całkowicie rezygnując z prób oporu. Kilka minut później wyprowadzono mnie jak najgorszego zbira.
A to wszystko z powodu dziewczyny, która przestała mnie kochać. Chciałem pomóc jej przyjacielowi i wylądowałem w więzieniu. Chciałem ją tylko odzyskać. Chciałem być znów częścią jej życia.
Przecieram twarz dłońmi, żeby odgonić resztki koszmaru.
Odkąd dowiedziałem się o zaręczynach Wiktorii, chciałem sprawdzić Aleksa. Musiałem dowiedzieć się, kim był i dlaczego wybrała właśnie jego. Miałem przeczucie, że ten wytatuowany koleś jest kopią mnie – wciąż tak uważam. Jeszcze nie zdecydowałem się na użycie pajęczyny znajomości, ale jestem bliski złamania. Ciekawość zżera mnie od środka.
Przez cały pobyt w więzieniu pielęgnowałem dobre wspomnienia. Czasami nawet wyobrażałem sobie, że moje poświęcenie zostanie docenione i w ramach nagrody otrzymam miłość dziewczyny, która przecież kiedyś mnie kochała! Pamiętałem też o Oli. Kiedy już naprawdę nie dawałem rady, przypominałem sobie, jak bardzo jej zależało, jak bardzo o nas walczyła, jak bardzo mnie kochała… Nie chcę kłamać, ale liczyłem na nią. Gdy podchodziłem do pieprzonej głównej bramy, naprawdę liczyłem, że zobaczę ją po drugiej stronie.
Ale na zewnątrz nie czekała żadna z nich. Tylko sam Bruno.
∞
Dom Brunona jest ogromny i czuję się w nim obco. Z każdej strony łypią na mnie ślepia niezadowolonych ludzi tego dupka. Najchętniej pogrzebaliby mnie żywcem. Udaję niewzruszonego, gdy przechodzę przez długi hol i trafiam do dużego pomieszczenia, w którym jest dosłownie wszystko. Kuchnia, jadalnia, kino domowe, cztery kanapy i trzy fotele, stół bilardowy, piłkarzyki, konsole i bar.
Bruno macha do mnie z kanapy, więc spinam się, bo zauważam rudą dziewczynę na jego kolanach. Naprzeciwko siedzi Amadeusz – prawa ręka Brunona. Wygląda na odprężonego i niezainteresowanego otoczeniem, dlatego rozluźniam ramiona i siadam obok niego.
Dyskretnie rozglądam się wkoło. Ludzie udają zajętych, ale jestem pewien, że zamierzają uważnie przysłuchiwać się naszej rozmowie. Nie lubię tłumów, ale do mojego przyjaciela to nie dociera. Ubzdurał sobie, że możemy wrócić do przeszłości i znowu być tymi chłopakami, którzy mieli wyjebane na wszystko i robili, co chcieli.
Odpycham beznadziejne wspomnienia, próbując zapanować nad mimiką.
– Kiepsko wyglądasz – stwierdza Bruno, głaszcząc rudą dziewczynę po udzie. Jego ręka ucieka w stronę brzegu krótkich spodenek. – Podoba ci się? – pyta z przekąsem.
Kręcę głową.
– Nie mój typ.
Dziewczyna wykrzywia usta w podkówkę, udając urażoną, ale po chwili parska melodyjnym, wyćwiczonym śmiechem. Gdybyśmy byli w innym miejscu, pewnie współczułbym tej lasce. Znam tego dupka wystarczająco długo, aby wiedzieć, jak szybko porzuca maskę czarującego faceta i staje się agresywnym gnojkiem. Ale ona przyszła do jego domu i siedzi na jego kolanach. Problemy z tym dupkiem będą tylko jej problemami.
– Co się dzieje? – drąży Bruno. – Odkąd wróciłeś, nie jesteś już tym samym gościem co kiedyś. Nie mogę powiedzieć, żebym z tego powodu skakał z radości.
– Potrzebuję czasu na zaaklimatyzowanie się – odpowiadam szczerze, zezując w stronę Amadeusza, który gapi się tępo w sufit. – Na szczęście masz wsparcie.
Amadeusz prycha.
– W tej branży nie ma mowy o żadnym szczęściu – burczy pod nosem. – Jeśli chcesz, mogę oddać ci miejsce. – Powoli obraca głowę w moją stronę. – Zagrzałem je specjalnie dla ciebie.
Unoszę brwi i przenoszę wzrok na rozbawionego Brunona.
– Uwielbiam tego gościa! – mówi głośno, celując w niego palcem. – Odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku.
– Z tego powodu powinieneś skakać z radości – drwię.
Kąciki jego ust unoszą się wyżej.
– Kiedyś byłeś taki sam jak on. – Rozbawienie znika z jego twarzy. – Ale potem pojawiła się ona i wszystko zjebała.
Ruda piszczy cicho i niespodziewanie podskakuje na kolanach Brunona.
– To boli – syczy urażona.
– Wybacz, złotko – mruczy dupek, całując ją w szyję.
Opuszczam wzrok na udo dziewczyny i dostrzegam zaciśniętą dłoń. Białe kłykcie mówią wszystko – Bruno jest wkurwiony. Najchętniej ulotniłbym się stąd jak najszybciej, ale wiem, że nie mogę. Jestem pod stałą kontrolą i każdy wybryk może zostać potraktowany jak zdrada, bo mój przyjaciel jest popierdolony.
– Wiki to przeszłość.
Żałuję tych słów od razu po wypowiedzeniu.
Bruno nieruchomieje.
Dłonie rudej dotykają jego ramion, a jej usta przyklejają się do jego policzka. Mogłaby mu nawet zacząć obciągać, ale on dalej wpatrywałby się we mnie z mordem w oczach.
– Kiedy ostatni raz kogoś przeleciałeś? – pyta lodowatym tonem.
– Bruno – upominam go, bo nie jesteśmy sami, do cholery.
– Zadałem pytanie! – grzmi.
W pomieszczeniu zapada cisza. Kątem oka zauważam, że Amadeusz powrócił do gapienia się w sufit. Naprawdę ma wyrąbane na wszystko. Prawdopodobnie może być jednym z pierwszych, który zgłosiłby się do kopania mojego grobu.
Spoglądam przed siebie. Dłonie rudej nieruchomieją, a na jej twarzy pojawia się cień paniki. Za to Bruno zaraz skoczy mi do gardła i rozszarpie tętnicę.
– Nie znalazłem jeszcze żadnej odpowiedniej laski.
– Gówno prawda – syczy.
– Żeby znaleźć, trzeba zacząć szukać – odzywa się Amadeusz, a ja mam ochotę mu przypierdolić.
– Kto pytał?
Wzrusza ramionami.
– Kto kłamał? – przedrzeźnia mnie, splatając dłonie na brzuchu.
Zaciskam zęby. Krew dudni mi w głowie, bo nienawidzę być traktowany jak idiota.
– Nic o mnie nie wiesz.
Mężczyzna ponownie wolno obraca głowę w moją stronę i mruży oczy.
– Tak się składa, że wiem więcej niż ty sam.
Zaciskam pięści, gotów mu przywalić, ale wtedy czuję na ramionach dwie silne dłonie. Ich ciężar zatrzymuje mnie w miejscu. Zerkam przez ramię i zauważam Bolka oraz Stariosa – dwóch idiotów, którzy nawet nie ukrywają swojej niechęci.
– Amadeo, dosyć!
Bruno nie brzmi na wkurzonego. Przenoszę na niego wzrok i ciśnienie automatycznie mi się podnosi, bo jest rozbawiony. Ten dupek świetnie się bawi, gdy jego przydupas mnie gnoi.
– Chłopcy, wszystko gra – zwraca się z krzywym uśmiechem do dwóch typów stojących za kanapą. – No już, odpuśćcie.
Dłonie znikają z moich ramion, a ja wreszcie mogę się rozluźnić, chociaż wciąż jestem wściekły.
– Idziemy na imprezę – dodaje, zaskakując tym nie tylko mnie, ale również Amadeusza. – Co macie takie miny? Ruszcie dupy.
Chcę wstać, ale Bruno wstaje pierwszy, wyciąga z kieszeni niewielką paczuszkę i rzuca nią we mnie. Powstrzymuję się od grymasu, bo nie chcę ćpać.
Mam naprawdę dość tego gówna.
– Dzięki, ale nie potrzebuję wspomagaczy – burczę.
– To coś nowego i fajnego – wyjaśnia Bruno, ignorując moją wypowiedź. – Weźmiesz to, a potem pójdziesz na imprezę, na której znajdziesz sobie laskę do przelecenia. – Uśmiecha się kpiąco. – Na ręcznym daleko nie zajedziesz.
– Nie zachowuj się jak pierdolony prawiczek – ruga mnie Bolek. – Kiedyś pieprzyłeś wszystko, co się ruszało.
– Teraz nagle przypomniałeś sobie, że istnieje coś takiego jak sumienie? – drwi Starios.
– A może po prostu znalazł sobie koleżków w więzieniu, którzy są lepsi w te klocki niż laski? – Bolek zaczyna się śmiać. Nikt mu nie wtóruje. To kompletny debil i chyba inni też to zauważyli. – No weźcie! Przecież to jest zabawne!
Zaciskam usta, bo atmosfera zaczyna się zagęszczać. Od samego początku wiedziałem, że ludzie będą przysłuchiwać się naszej rozmowie, ale nie sądziłem, że postanowią dorzucić swoje pieprzone trzy grosze. Bolek i Starios nigdy za mną nie przepadali, ale gdy byłem prawą ręką Brunona, to nie podskakiwali. Wtedy znali swoje miejsce w grupie. Zerkam na Amadeusza, który dalej, kurwa, gapi się w sufit. Zgrzytam zębami, bo zaraz chuj mnie jasny strzeli.
– Chłopcy, chłopcy… – mruczy Amadeusz. – W ciągu miesiąca przeleciał więcej lasek niż wy przez całe swoje życie.
Czy on właśnie stanął w mojej obronie?
– Najwidoczniej uderzył się czymś ciężkim w głowę – dodaje z ironicznym uśmieszkiem. – I chwilowo stracił pamięć.
Idiota.
– Dlatego potrzebuje przypomnienia – mówi śmiertelnie poważnie Bruno.
Opuszczam wzrok na swoją klatkę piersiową i chwytam w dwa palce paczuszkę. Podnoszę wzrok na Brunona, pozwalając mu na zobaczenie mojego prawdziwego wyrazu twarzy. Dodatkowo chcę słownie zaprotestować, ale ten dupek patrzy na mnie z góry z miną niezadowolonego chłopca, który za chwilę pójdzie się poskarżyć do tatusia. Do zwyrola mającego wyjebane na wszystko i wszystkich – łącznie z synem.
– Nie radzę – ostrzega, unosząc palec.
Jestem na straconej pozycji i nie mam wyboru. Kiwam nieznacznie głową, a Bruno uśmiecha się szeroko.
– Witamy z powrotem – dodaje zupełnie innym tonem niż wcześniej.
Gdybym go nie znał, pomyślałbym, że ma jebane rozdwojenie jaźni. Znam jednak prawdę. Bruno to aktor, kurewsko dobry aktor. Nigdy nie chciałem mieć z nim na pieńku i cieszyłem się, gdy zostaliśmy przyjaciółmi. Wtedy jeszcze miałem zamknięte oczy, a kiedy je otworzyłem, zdałem sobie sprawę, że jest już za późno.
∞
Gapię się w lustro. Pieką mnie oczy z powodu dymu papierosowego. Naprawdę odzwyczaiłem się od takiego życia. Mój organizm przeżył prawdziwy detoks w więzieniu i to był jedyny plus tamtego miejsca.
Zamknięta paczuszka leży na brzegu umywalki i woła mnie, ale walczę z pokusą. Wspomnienia z przeszłości są bardzo wyraźne. Czuję w gardle smak kwasu, więc biorę głęboki wdech. Wiem, że muszę wziąć to gówno, bo inaczej Bruno jeszcze bardziej się do mnie przypierdoli. Moje życie i tak jest piekłem, ale nie chcę być wiecznie na świeczniku.
Nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań. Pragnę pierdolonegospokoju.
Przyglądam się uważnie zawartości woreczka strunowego. W środku są dwie białe tabletki o dość nietypowym kształcie. Nie znam tego towaru. Nie znam działania, skutków ubocznych, poziomu odklejenia od rzeczywistości. To dla mnie wielka niewiadoma i duże ryzyko.
Nie boję się, że umrę. Boję się, że to gówno mi się spodoba i znowu będę uzależniony. Świat pod wpływem wspomagaczy jest lepszy. Wtedy człowiek niczym się nie martwi ani nie przejmuje. Czas przelatuje przez palce z prędkością błyskawicy. Negatywne emocje są obce, a radość sprawia dosłownie wszystko. Nie trzeba dbać o innych, ich uczucia, wrażliwość. Seks jest lepszy, bo bez zahamowań. Można dosłownie odlecieć na inną planetę podczas silnego orgazmu.
Zaciskam zęby i liczę czas, bo wiem, że za chwilę wparuje tu Bruno i będzie żądał wyjaśnień. Nic nie mam na swoją obronę. Musiałbym kłamać, a przecież tego też zrobić nie mogę. Ten dupek jest zbyt inteligentny i bystry. Doskonale wie, co się ze mną dzieje, a jednak udaje, że jest ślepy. Dał mi szansę, abym udowodnił, że wciąż jestem jego przyjacielem. Chce prezentacji mojej wierności i lojalności. Myśli, że współuzależnienie, dilowanie, bzykanie panienek cofną nas do przeszłości – naszych złotych lat.
Ale tak się nie stanie.
ROZDZIAŁ 2
W klubie jest głośno i tłoczno. Obie te okoliczności powinny zdjąć ciężar z moich barków, bo nienawidzę miejsc publicznych. Parę dni temu minął dopiero rok od mojego wyjścia z więzienia, więc miałem wystarczająco dużo czasu, aby przyzwyczaić się do ludzi. Kiedyś tłumy mi nie przeszkadzały, ale wtedy nie miałem przylepionej łatki więźnia, a przez najbliższych kumpli: łatki zdrajcy.
Udaję, że jakoś się bawię. Bruno nie spuszcza ze mnie wzroku, pewnie czekając, aż narkotyk zacznie działać. Jestem zaskoczony, bo czuję się dobrze. Wątpię, aby ten stan potrwał długo, dlatego przygotowuję się na najgorsze. Z własnego doświadczenia wiem, że narkotyki, na których działanie czeka się najdłużej, potrafią całkiem nieźle sponiewierać człowieka. Jeśli dożyję rana, to z pewnością będę bliski wyrzygania wszystkich narządów wewnętrznych.
Podchodzę do baru i niechętnie zamawiam piwo. Nie za bardzo chcę mieszać alkohol z narkotykami, ale czuję się coraz gorzej. Wspomnienia uderzają we mnie z każdej strony i nie dają spokoju. Powinienem mieć pretensje do samego siebie, bo to ja podejmowałem chujowe decyzje i to ja doprowadziłem się do miejsca, w którym teraz jestem.
Pochylam głowę i biorę głęboki wdech, bo przecież nie będę publicznie użalał się nad sobą. Jeszcze brakuje, aby Bruno zauważył ten mój emocjonalny zjazd.
– Hej!
Ignoruję to przywitanie, bo z góry zakładam, że nie jest do mnie. Nagle czuję dotyk na ramieniu. Obracam głowę i najpierw patrzę na drobną dłoń, a dopiero potem spoglądam na młodą dziewczynę, która przygląda mi się z uśmiechem. Jest ładna. Ma długie brązowe włosy i drobną twarz. Lustruję ją spojrzeniem z góry na dół. Cała jest drobna. Coś przewraca się w moim żołądku, bo dziewczyna idealnie wpisuje się w mój dawny ulubiony typ.
– Hej – burczę. – Nie jestem zainteresowany – dodaję, odbierając od barmana swoje piwo.
– Tak szybko mnie odprawiasz? – pyta smutno nieznajoma, chociaż jej błękitne oczy zdradzają podekscytowanie.
Nie cierpię takich zagrywek.
– Szkoda twojego czasu.
– Obserwuję cię, odkąd tu przyszedłeś – mówi, olewając moje wcześniejsze słowa. – Wpadłeś mi w oko, ale sądziłam, że ktoś taki jak ty nie będzie długo sam, a jednak się pomyliłam. – Uśmiecha się kokieteryjnie. – Nie powiem, jestem zadowolona, że żadna inna mnie nie ubiegła. Dlatego do ciebie podeszłam.
– Niepotrzebnie.
– Masz za sobą kiepski dzień? – pyta, podpierając głowę na dłoni. Wpatruje się we mnie z zainteresowaniem. – Nie wyglądasz na szczęśliwego człowieka.
– Bo nie jestem szczęśliwym człowiekiem.
– Dlaczego?
– Kiepskie życie – odburkuję, obracając butelkę w dłoniach.
– Jestem świetną pocieszycielką.
Przymykam powieki, bo laska jest trudna do zbycia. Daję jej tyle sygnałów, a ona nie odpuszcza. Może potrafiłaby uwieść dawnego mnie, ale na pewno nie obecną wersję.
– Naprawdę tracisz czas, bo nie potrzebuję żadnego pocieszenia. Zresztą, nie zamierzam tu za długo zabawić. – Wyciągam komórkę z kieszeni spodni i odblokowuję ekran. – Lepiej znajdź sobie innego faceta, który odprowadzi cię do domu.
– Ta szczerość ma mnie odstraszyć?
Siadam bokiem na krześle barowym i wpatruję się w nią z zaskoczeniem.
– Co mam ci powiedzieć, abyś odwróciła się i odeszła? – pytam chamsko.
– Wcale nie chcę nigdzie iść – odpowiada, unosząc kącik ust.
Przez chwilę gapię się na czerwień jej warg. Dosłownie przez głupie kilka sekund widzę je na moim kutasie i wtedy zdaję sobie sprawę, że to gówno, które dał mi Bruno, zaczyna działać.
– Nie będę cię zabawiał.
Wywraca oczami.
– Pewnie flirtować również nie zamierzasz? – kpi. – Widzę, jak na mnie patrzysz. – Przejeżdża językiem po dolnej wardze. – Podobam ci się, więc z czym masz problem?
Chowam komórkę z powrotem do kieszeni i odwracam wzrok, skupiając go na butelce. Opróżniam ją od razu, a potem zamawiam kolejne piwo.
– Ile musisz jeszcze wypić, żebyś stał się milszy?
Kręcę głową z niedowierzaniem.
– Nie kręć głową, tylko odpowiedz – nalega. – Jestem pewna, że potrafisz być czarujący. Wysil się trochę.
– Po co? – mruczę pod nosem.
– Żebym chciała spędzić z tobą czas.
– A może ja nie chcę, żebyś chciała spędzić ze mną czas?
Wygina usta i grozi mi drobnym palcem, co jest zabawne, bo zgniótłbym jej drobne ciało jednym uściskiem.
– Nie kłam – mówi. – Mama nigdy ci nie mówiła, że kłamstwo ma krótkie nogi?
Spinam się na wzmiankę o matce. Zaciskam zęby, a dziewczyna otwiera szeroko oczy. Prostuje się na stołku i odchrząkuje.
– Przepraszam – szepcze, ale nie odchodzi. Spuszcza wzrok na moje ręce. Chwyta mnie za nadgarstek, zanim zdążam zareagować. – Masz bardzo dużo tatuaży.
Dotyk jej drobnych palców jest nawet przyjemny. Traktuje mnie jak szkło, które pod lekkim naciskiem mogłoby pęknąć. Jestem od niej przynajmniej dwa razy większy, a jednak to ja zostaję uznany za kruchego. Mogę chyba się z tym zgodzić, bo jestem w rozsypce i niewiele mi potrzeba, aby całkowicie się rozpaść.
– Nie ma w nich nic fascynującego – odzywam się, gdy dziewczyna zbyt długo im się przygląda.
– Zero imion byłych dziewczyn? – pyta rozbawiona.
Prycham.
– Okrągłe zero.
Opuszcza ramiona i spogląda mi w oczy.
– Nie chcesz poznać mojego imienia?
– Chcesz, bym je sobie wytatuował? – rzucam kpiąco.
Przekrzywia głowę na bok.
– Sara.
Milczę, więc marszczy nos w śmieszny sposób.
– A ty? – burczy zniecierpliwiona. – Chyba masz jakieś imię?
– Marcin – odpowiadam niechętnie i opróżniam do połowy butelkę piwa. – Ciekawość zaspokojona?
– Jeszcze nie. – Uśmiecha się słodko, co powinno mnie wkurzyć, ale ostatecznie imponuje, bo dziewczyna jest twardą zawodniczką. – Te tatuaże coś znaczą? – pyta, przesuwając dłonią po całej długości mojej ręki, aż po samo ramię.
To cholernie przyjemne. Jej podryw nie jest subtelny, ale dotyk jak najbardziej, dlatego pozwalam jej przekroczyć granicę. Ostatni raz w ten sposób dotykała mnie Ola. Zachwycała się całym moim ciałem – za wyjątkiem nadgarstka, na którym wytatuowałem sobie znak nieskończoności. Nie chciała go nawet dotykać. Ale Sara dotyka go, obrysowuje palcem i marszczy brwi.
– Nie pasuje do pozostałych – zauważa.
– Bo nie miał pasować.
– Co oznacza?
– Nieskończoność.
Sara wywraca oczami i gapi się na mnie jak na idiotę.
– Przecież wiem – mówi z wyrzutem. – Co oznacza dla ciebie?
– Miłość do dziewczyny, która już nie jest moja.
Unosi wysoko brwi.
– Mówiłeś, że nie wytatuowałeś sobie imion byłych dziewczyn – rzuca oskarżycielsko.
– To nie jest imię.
– Ale jest związane z imieniem konkretnej dziewczyny, prawda? – drąży. – Dlaczego nie jest już twoja?
Nie podoba mi się ten szereg pytań, ale decyduję się na brutalną szczerość. Wciąż liczę, że Sara zsunie się ze stołka i odejdzie. Powinna była to zrobić kilka minut temu, bo naprawdę traci czas. Nie będę pytał o nią, jej zainteresowania czy upodobania. Nie zamierzam jej zabawiać ani flirtować. Gdyby tylko chciała, już siedziałaby na kolanach innego typa, który z pewnością nie potrafiłby utrzymać rąk przy sobie.
– Bo ma innego faceta.
– Uuu – buczy. – Przykra sprawa.
Kręcę głową, bo nie wygląda na zasmuconą.
Co ta dziewczyna musi jeszcze usłyszeć, aby dać sobie spokój?
– Prawda jest taka, że nie jestem zainteresowany innymi dziewczynami, bo wciąż ją kocham.
– Kochasz tak naprawdę czy to tylko sentyment?
Zamyślam się na chwilę.
Nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. Moje wspomnienia mieszają się z rzeczywistością, w której Wiktoria jest inna i tak bardzo nie moja, że to aż boli. Planuje przyszłość z innym mężczyzną. Nie tęskni za mną, a już na pewno mnie nie kocha. Skoro nie ma wzajemności, to czy mogę ją jeszcze kochać? Czy jednostronna miłość wystarczy, aby utrzymać uczucie przy życiu?
– Ziemia do Marcina – mówi Sara, machając mi drobną dłonią przed oczami. – Gdzie odpłynąłeś myślami?
– Do niej.
– Nieprzepracowana historia – szepcze pod nosem.
Ściągam brwi.
– Słucham?
– Masz nadzieję, że ona wróci – mówi bardziej do siebie niż do mnie. – Nie pogodziłeś się z jej odejściem.
Próbuję przywołać wspomnienie związane z odejściem Wiki, ale widzę tylko jej drobne ciało znikające w ramionach innych mężczyzn. Chciała mi pokazać, że mnie nie chce. Już wtedy powinienem był odpuścić. Zakochana osoba nie rani w ten sposób drugiej.
Kurwa, co się ze mną dzieje?
– Dobrze się czujesz? – pyta zaniepokojona Sara, dotykając moich nadgarstków.
Dociera do mnie, że ukrywam twarz w dłoniach.
Bruno, kurwa, co za gówno mi dałeś?
– Tak – odpowiadam drżącym głosem i opuszczam ręce wzdłuż tułowia. – Powinnaś już iść.
Ale Sara dalej siedzi na stołku i patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Chcę zapytać ją wprost, czy taki pokiereszowany emocjonalnie facet jest dla niej bardziej atrakcyjny. Bo z jakiego innego powodu nie odeszła po mojej pierwszej wypowiedzi?
– Nigdzie nie pójdę.
Przechylam butelkę i piję, aż jest pusta. Zamawiam kolejną, potem jeszcze jedną… Obrazy zaczynają tańczyć przed moimi oczami. Nie potrafię skupić się na niczym. Ledwo siedzę na stołku, bo świat wokół wiruje. Śliczna twarz Sary wiruje razem z otoczeniem.
Serce uderza w mojej piersi jak szalone.
Może to narkotyki połączone z alkoholem. A może chodzi o rany, które otworzyłem, żeby zniechęcić do siebie dziewczynę – jedną z wielu.
Czuję na wargach miękkie usta i mam wrażenie, że wspomnienia z przeszłości żyją. Mam na kolanach ciepłe, drobne ciało. Dotykam go, a moje rany się zasklepiają. Wplatam palce w krótkie włosy i odchylam głowę, żeby odsłonić smukłą szyję.
– Marcin – słyszę jęk.
Zaciskam powieki, bo to chyba sen. Sen, z którego nie chcę się wybudzić.
Skupiam się na miękkim ciele, które pokrywa się gęsią skórką pod wpływem mojego dotyku. Podniecające jęki wypełniają moje uszy.
Nagle zmienia się sceneria. Leżę na plecach na czymś miękkim. Drobne ciało siedzi na mnie i ociera się o wypchane spodnie. Mruczę coś pod nosem. Przeszkadzają nam ubrania. Chcę ją poprosić o ściągnięcie, ale wtedy z moich ust wypada jej imię.
– Ola.
∞
Otwieram oczy i od razu je zamykam. Głowa mnie napierdala.
Jebane gówno.
Jestem wściekły, że nie potrafiłem postawić się temu dupkowi. Wziąłem coś niewiadomego pochodzenia, bo co? Bo nie chciałem go wkurwić? Może nie powinienem też pić tylu piw i… Staram się odtworzyć poprzedni wieczór, ale bezskutecznie. Przez mgliste wspomnienia przewija się śliczna twarz jakieś dziewczyny. Słyszę jej głos i czuję dotyk, ale nic więcej nie pamiętam.
– Żyjesz? – Słyszę obok siebie.
Gwałtownie otwieram oczy i obracam głowę. Ignoruję ból, skupiając wzrok na ślicznej twarzy, która pasuje do moich wspomnień. Mam ochotę zapytać ją, kim jest, do cholery, ale się powstrzymuję. Już wystarczająco zjebałem, skoro zaciągnąłem przypadkową dziewczynę do łóżka. Nie zamierzałem się z nikim pieprzyć.
To przez Brunona. Ja pierdolę.
– Słyszysz? – Dziewczyna unosi się na łokciu i patrzy na mnie z wyrzutem. – Mógłbyś się chociaż odezwać, wiesz?
– Wybacz, ja…
– Co? Nie pamiętasz mojego imienia? – drwi, przytulając kołdrę do piersi.
Przecieram twarz dłonią i wzdycham.
– Przepraszam…
Prycha, a potem przewraca oczami.
– Wow! Chociaż potrafisz przeprosić.
Powoli siadam na łóżku i robię, co mogę, aby przypomnieć sobie cokolwiek. Muszę to zrobić. Chcę zasypać pytaniami tę dziewczynę, ale odpuszczam.
– Skoro nie pamiętasz mojego imienia, to chociaż powiesz mi, kim jest Ola?
Podnoszę głowę i gapię się na dziewczynę, która stoi przed łóżkiem w wymiętej sukience. Widzę zarys sutków i z trudem przełykam ślinę, bo na pewno musiałem się z nią pieprzyć. Boże.
– Ola? – powtarzam wolno.
– Tak, Ola – mówi z naciskiem. – Już prędzej spodziewałabym się tej całej Wiktorii, ale nie. Zaskoczyłeś mnie. – Ma dziwny wyraz twarzy. – Powiedziałeś, że za nią tęsknisz.
Kręcą głową, chociaż nie powinienem tego robić, bo ból jest nie do zniesienia. Chcę sobie przypomnieć jakąkolwiek Olę i nagle zamieram. Moje mięśnie sztywnieją, a w umyśle pojawia się delikatny zarys twarzy.
Kurwa, nie. Nie zrobiłem tego.
– Kim ona jest? Też twoją byłą?
Po co jej to wiedzieć?
– Nieważne – zbywam ją.
Dziewczyna zakłada ręce na piersiach i wpatruje się we mnie wyczekująco.
– Uprawialiśmy seks, a ty nazwałeś mnie imieniem innej dziewczyny – mówi urażona. – Powiedz mi prawdę, a potem wyjdę stąd i uwierz mi, nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Wzdycham ciężko i… milczę.
– Boże, ale z ciebie dupek – syczy, schylając się po bieliznę. – Jestem naiwna, bo tyle razy powtarzałeś, że tracę czas, a ja… – Bierze głęboki wdech. – A ja myślałam, że jesteś zupełnie innym facetem.
Nie tylko ona jest mną rozczarowana – ja sobą również.
Obserwuję, jak zbiera swoje rzeczy i wychodzi. Spodziewałem się głośnego trzaśnięcia drzwiami, adekwatnego do mojego przewinienia.
Opadam na łóżko i krzywię się, bo paskudny ból głowy daje o sobie znać. Co z tego, że leżę na miękkiej poduszce, skoro nafaszerowałem się wczoraj takim syfem, że pewnie będę zdychał całydzień.
Powoli obracam głowę i gapię się na puste miejsce, na którym jeszcze kilka minut temu leżała dziewczyna. Jestem ciekaw, czy w nocy byłem dupkiem i skupiłem się tylko na zaspokojeniu swoich potrzeb, czy może obudziłem w sobie dżentelmena i zadbałem równieżo nią.
Nie pamiętam jej imienia.
Unoszę rękę i wtedy mnie olśniewa.
– Sara – mówię pod nosem, przypominając sobie urywek rozmowy o moich tatuażach.
Ale jest już za późno.
∞
Nie mogę patrzeć na Brunona. Muszę się pilnować, żeby nie zjebać go za to gówno, które kazał mi wziąć.
– Jak się czujesz? – pyta.
– Umierałem cały dzień – burczę.
– Chciałem ci powiedzieć, żebyś tego nie mieszał z piwem, ale… – Przerywa i uśmiecha się głupkowato. – Na twoim ramieniu uwiesiła się pewna panna i nie chciałem ci przeszkadzać.
– Nie byłem zainteresowany.
– Ale i tak ją przeleciałeś.
Zgrzytam zębami.
Przez Sarę otworzyłem stare rany, a potem jeszcze nazwałem ją imieniem innej laski. Wiedziała o Wiktorii, bo chyba jej coś powiedziałem. Chciałem, aby sobie odpuściła i odeszła, ale ona była nieugięta. Ale nie użyłem imienia Wiki. Tylko Oli.
– Nic nie pamiętam, więc…
– Nic? – wchodzi mi w słowo Bruno. – Nie podzielisz się szczegółami? Nie powiesz, w jaki pozycjach ją pieprzyłeś? Była ciasna?
Gapię się na niego jak na skończonego idiotę.
– Nie pamiętam – odpowiadam spokojnie, ledwo panując nad głosem.
– Dawno nikogo nie przeleciałeś, więc nie uwierzę w te brednie.
Kręcę głową, bo naprawdę mam dość.
– Uprawiliśmy seks i tyle. – Wzruszam ramieniem. – Nie mam nic więcej do dodania.
Bruno krzyżuje ręce na piersiach i opiera się plecami o lodówkę. Jedno spojrzenie na jego twarz wystarczy, aby wiedzieć, że jest wkurwiony. Morduje mnie wzrokiem, więc staram się wyglądać na niewzruszonego. Nie mogę okazać strachu, bo będę całkowicie skreślony. Nie mogę się wychylić, bo też będę skreślony. Kurwa. Nie ma wyjścia z tej sytuacji.
– Kiedyś byłeś bardziej wylewny – wytyka mi. – Nie robiłeś z seksu takiego tematu tabu.
Nie wiem, co mam powiedzieć, więc decyduję się na szczerość.
– Nie jestem już tym samym facetem co kiedyś.
– I właśnie w tym tkwi problem – burczy. – Nie jesteś sobą – prycha. – Nie jesteś sobą, odkąd ją poznałeś. Od początku wiedziałem, że wszystko się przez nią zjebie. Była pierwszą dziewczyną, do której nie pozwoliłeś mi się zbliżyć. Twierdziłeś, że ją kochasz, dlatego się nie wpieprzałem i…
– Nie wpieprzałeś się? – przerywam mu, wykrzywiając twarz w grymasie obrzydzenia. – Chciałeś ją przelecieć za moimi plecami! Czy tak robią przyjaciele?! – Celuję w niego palcem. – Podobno nimi byliśmy, prawda? To dlaczego składałeś jej niemoralne propozycje?
– Bo chciałem odzyskać przyjaciela, do kurwy nędzy! – wydziera się, rozkładając szeroko ramiona.
Potrząsam głową.
– Dalej nim byłem – bronię się. – Nigdy nie przekreśliłbym przyjaźni z powodu dziewczyny.
– Ale to zrobiłeś! – odkrzykuje Bruno, machając energicznie rękami. – Twój świat kręcił się wokół niej. I co dostałeś w zamian?
Milczę.
– Co dostałeś w zamian?! – powtarza głośniej.
Opiera się dłońmi o stół i wychyla w moją stronę.
Światło lampy oświetla jego lewy profil. Widzę wkurwienie pomieszane z żalem w błyszczącej tęczówce. Sam musiał coś brać przed przyjściem tutaj. Nawet on nie potrafi rozmawiać ze mną natrzeźwo.
Kręcę głową.
– W porządku, kurwa. – Ściąga groźnie brwi. – Skoro tak mocno cię kochała, to dlaczego pieprzyła się z innymi? Skoro byłeś dla niej najważniejszy, to dlaczego sprzedała cię glinom? Mógłbyś zgnić w pierdolonym więzieniu, a ją by to nie obeszło, bo uciekła jak pieprzony tchórz. A co zrobiła po latach? – Zaśmiał się szyderczo. – Zafundowała ci powtórkę z rozrywki. Nie mrugnęła okiem, gdy spuszczałeś w kiblu mój towar. Znała konsekwencje. Wiedziała, co zrobię, gdy się dowiem. – Pauzuje na chwilę, pewnie dla większego efektu, bo za mało mi dojebał. – Ale miała cię w dupie. Wolała półtrupa, który jedną nogą był już w grobie. A ty dalej stoisz po jej stronie!
– Nic nie rozumiesz!
– Tu nie ma nic do rozumienia! – przekrzykuje mnie. – Spierdoliła ci życie!
Nie chcę się z nim zgodzić, ale wiem, że nie mogę przegiąć. Ma mnie w garści. Zadarłem z nim dwa razy, trzeciego pewnie już nie przeżyję. Muszę jakoś załagodzić sytuację, tylko nie wiem jak. Mogłem przyjmować ciosy w milczeniu – na pewno wyszedłbym na tym lepiej.
Teraz moje milczenie daje odwrotny skutek. Widzę to w niezadowolonym wyrazie twarzy Brunona. Obserwuje mnie lodowatym spojrzeniem. Szare tęczówki przypominają twardy beton. Kiedyś było w nich więcej emocji i życia.
Nagle opuszcza ramiona i cofa się w stronę drzwi.
– Tyle lat za kratkami, a ty dalej niczego się nie nauczyłeś – mówi, a w jego głosie słychać rozczarowanie. – Idę, bo zaraz ci po prostu wpierdolę, jeśli to mogłoby wybić ci z głowy tę dziwkę – wypluwa z siebie, a potem wychodzi.
Przytrzymuję się krzesła, bo ledwo stoję na nogach. Wiem, że Bruno specjalnie zafundował mi wycieczkę w przeszłość, abym się pozbierał. Wystarczy tylko oddzielić stare życie grubą kreską i ruszyć do przodu.
Nie podoba mi się rzeczywistość, w której utknąłem. Gdy patrzę w przyszłość, widzę ciemność. Nie wiem, co mam ze sobą począć, w którą stronę iść. Nie chcę sprzedawać dragów do grobowej deski – tego jestem pewien.
Opuszczam nisko głowę i przypominam sobie poranną rozmowę z Sarą.
Nie będę w stanie stworzyć normalnego związku, skoro jestem naznaczony miłością do jednej kobiety.
Chcę żyć, ale, kurwa, nie pamiętam już życia bez niej.
ROZDZIAŁ 3
Moja relacja z Brunonem ulega ochłodzeniu. Gdy jesteśmy w tym samym pomieszczeniu, traktuje mnie jak powietrze. Wiem, że to okres przejściowy, pierdolony czas dla mnie, żebym zrobił sobie rachunek sumienia i przyznał mu rację. Ten dupek właśnie na to czeka. Chce, abym przyszedł do niego i kajał się za te bzdury, które wygadywałem. Nie mam zamiaru tego robić.
Kręcę się pod starym budynkiem, bo umówiłem się z dwoma klientami – studentami. Nie brzmieli zbyt pewnie podczas naszej rozmowy. Jeden z nich cholernie się jąkał. Na końcu języka miałem pytanie, czy są pewni, ale Bruno chyba wyszedłby z siebie, gdyby dowiedział się o mojej trosce.
Nie powinienem ingerować w wybory innych. Jeśli ktokolwiek decyduje się na niszczenie swojego życia, to nic mi do tego. Każdy popełnia własne błędy.
Komórka brzęczy w kieszeni kurtki. Sprawdzam ekran i klnę pod nosem. Gapię się na znajomy numer, który należy do… mojej matki.
Wciskam czerwoną słuchawkę, ale telefon ponownie się rozdzwania. Prawie zgniatam go w dłoni.
Nie mam nastroju na pogadankę z matką. Nie zniosę jej udawanej troski i sztucznego zainteresowania.
Trudno nazwać mnie agresywnym typem, ale w niektórych sytuacjach tracę nad sobą kontrolę i potrafię niszczyć.
Zazwyczaj wychodzę z takich sytuacji pokiereszowany. Ostatnim razem ojciec wywalił mnie na próg, bo stłukłem starą zastawę babki. Całkowicie zignorował fakt, że sam doprowadził do takiego finału.
Biorę długi i głęboki wdech, odganiając myśli o rodzinie, co nie jest łatwe. Po głowie tłucze mi się myśl, skąd matka ma mój numer? Jak go zdobyła? Czy Bruno…?
Nie, nie zrobiłby tego.
Może i jestem zdziwiony, że jeszcze nie przypomniał mi o tym, jak uratował mnie z tego toksycznego, rodzinnego gniazda, bo to całkiem niezła karta. Przecież wyciągnął pomocną dłoń, której uczepiłem się jak małe, zagubione dziecko.
Chowam komórkę i pocieram dłońmi twarz, odpychając bolesne wspomnienia.
Nie cofnę czasu.
A nawet jeśli mógłbym to zrobić, to czy czekałoby na mnie lepsze zakończenie?
Nie sądzę.
∞
Kuchnia Brunona jest pusta i nieskazitelnie czysta. Rozglądam się po szafkach, szukając Bóg wie czego. Muszę na czymś skupić wzrok. Siedzenie w salonie razem z Bolkiem przyprawia mnie o odruch wymiotny.
Ten debil prawie zgwałcił laskę, bo dla niego nie istnieje słowo „nie”. To Amadeusz przywołał go do porządku. Wyrwał przerażoną dziewczynę z jego ramion, a potem siłą wyciągnął tego pojeba na zewnątrz. Towarzyszyłem mu, bo ochroniarze Brunona byli nieobliczalni, a jak brali gówno, to zamieniali się w prawdziwe bezuczuciowe bestie.
– Liczysz szafki? – pyta Amadeusz, stając przede mną.
Mrugam i ściągam brwi, bo mam wrażenie, że ten typek mnie prześladuje. Pewnie dostał takie instrukcje od Brunona, co nie powinno dziwić. Jestem byłym więźniem, który już raz go wystawił. Chociaż nie mam przyczepionego łańcucha, to czuję niewidzialny ciężar zaciskający się wokół kostek. Gdybym wpadł do wody, to z pewnością bym utonął.
– Czego chcesz?
– Osiem wiszących i siedem stojących – odpowiada na swoje pytanie, niezrażony moją niechęcią. – A tak serio, to sprawdzam.
– Co sprawdzasz?
Wzrusza niedbale ramionami.
– Sam mi powiedz – mruczy, świdrując mnie chłodnym spojrzeniem. – Słyszałem o głośnej wymianie poglądów.
Głośna wymiana poglądów? Czyli tak Bruno nazwał wybijanie mi z głowy Wiktorii?
Postanawiam udawać głupka, bo już nikomu nie ufam, a w szczególności prawej ręce Brunona. Nie znam typa, ale wkurza mnie od samego początku. Jego pozorny luz i cięty język nie za bardzo przypadły mi do gustu. Pewnie kiedyś uważałbym go za równego ziomka, ale przeszedłem przez piekło. Zaufanie to luksus, na który nie chcę i nie mogę sobie pozwolić.
– I co w związku z tym? – pytam z udawaną obojętnością.
– Wiesz – zaczyna, wsuwając sobie drewniany patyczek do ust – on ma wyrzuty sumienia wielkości góry lodowej. Nigdy sobie nie wybaczył, że wpakował cię do więzienia. Zachowuje się jak… on. Znasz go.
– Tak, znam go – potwierdzam. – Ale ty nie jesteś osobą, z którą będę o nim rozmawiał.
– Bo? – pyta, bawiąc się patyczkiem.
– Zniszczysz sobie zęby.
Prycha.
– Każdy ma swoje uzależnienie.
Niestety, muszę się z nim zgodzić.
– Jeśli przyszedłeś tu na zwiady, to nie ja go unikam.
– Jesteś tego pewien? – Marszczy czoło i wyciąga patyczek z buzi. – Wiesz, jak to wygląda z mojej strony?
Milczę, ale on ma to w dupie i znowu odpowiada sam sobie.
– Wyszedłeś z więzienia. – Ponownie wkłada patyczek do ust. – Ludzie przykleili ci już łatkę, którą niełatwo będzie ściągnąć. Bruno wyciągnął pomocną dłoń, a mógł mieć wyjebane, bo przecież wpędziłeś go w kłopoty. – Unosi palec. – Nie tylko jego, tak na marginesie.
Przygryzam wewnętrzną część policzka, bo chcę się odezwać i zaprzeczyć, ale nie mogę. To nie była pomocna dłoń, tylko oferta. Oferta, która założyła niewidzialne łańcuchy. Pierdolone zabezpieczenie na wypadek, gdybym chciał odejść.
– Na czym to skończyłem? – zastanawia się głośno Amadeusz.
Wywracam oczami, bo ten idiota chyba lubi słuchać swojego głosu.
– Zrozumiałem przekaz – odpowiadam dobitnie.
– Nie jestem co do tego przekonany.
Uderza patyczkiem w swoje białe zęby. Jeszcze chwila i mu je wybiję, bo jestem bliski stracenia panowania nad sobą. Czy on na to czeka?
Biorę głęboki wdech i wciskam dłonie do kieszeni spodni.
– Do czego zmierzasz?
Amadeusz nieruchomieje. Długo wpatruje się w coś za moimi plecami, aż wreszcie mruga i przenosi wzrok na moją twarz.
– Wrzuć na luz.
– Tylko tyle?
– Chyba aż tyle – drwi, przygryzając patyczek. – Tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie. Rozumiesz?
Nie rozumiem, ale do tego na pewno się nie przyznam.
– Czy ty próbujesz mi zafundować pogadankę interwencyjną?
– Nazywaj to sobie, jak tam chcesz. – Wzrusza ramionami. – Mam wyjebane.
– Widać.
– Świetnie. – Wyciąga patyczek i wrzuca go do kosza. – Masz rację, mogę sobie zepsuć zęby z powodu niewłaściwego uzależnienia.
Jestem zaskoczony tymi słowami. Kiedy chcę zapytać, o co mu, kurwa, chodzi, ten mija mnie i opuszcza kuchnię.
Nie wiem, w jaki sposób mam odebrać naszą rozmowę. Jako ostrzeżenie? Radę?
Jest prawą ręką Brunona. Wiele ryzykuje, poruszając ze mną tematy związane z tym dupkiem. Nie bez powodu otrzymałem rangę żółtodzioba i dostałem zakaz uczestnictwa w ważniejszych spotkaniach.
Nie jestem godny zaufania.
Powinienem nad tym ubolewać, ale jest mi wszystko jedno. Chcę tylko spokoju.
∞
Siedzę na kanapie i przeglądam media społecznościowe. Niby nie skupiam się na zdjęciach migających mi przed oczami, ale tak naprawdę szukam.
Odkąd wyszedłem z więzienia, wstrzymywałem się ze wszystkimi poszukiwaniami. Miałem jedną rozmowę z Wiktorią, która powinna była zgasić moje nadzieje. Niestety, tak się nie stało. Zacząłem coraz częściej myśleć o jej facecie.
Teraz też o nim myślę.
Z wyglądu jest tak cholernie do mnie podobny, że trudno uwierzyć w śpiewkę Wiki. Jak mogła zapomnieć, skoro wpadła w ramiona innego wytatuowanego faceta? Usunęła pieprzony znak nieskończoności, bo przypominał jej o mnie. A czy tatuaże Aleksa niczego jej nie przypominają? Co czuje, gdy te wytatuowane ręce ją obejmują? Czy potrafiłaby przysiąc, że nie nękają ją wspomnienia? A co z wyrzutami sumienia? Nie ma ich, gdy tuli się do tego faceta, chociaż zapierała się, że zamknęła za sobą przeszłość i jest zupełnie inną osobą?
Odkładam komórkę na kanapę i specjalnie odwracam ją ekranem do dołu, żeby już mnie nie kusiło. Nie będę go szukał. Nie będę się porównywał. Nie zrobię sobie tego.
Potrzebuję prawdziwych informacji, a nie moich urojeń.
Ponownie chwytam telefon i wystukuję szybko wiadomość do zaufanego człowieka, który sprawdził dla mnie wiele osób. Pewnie skojarzy fakty, ale mam to w dupie. Na końcu dodaję formułkę o poufności, bo nie chcę, aby Bruno dowiedział się o tym. Nie byłby zadowolony.
Nie mija minuta, a już dostaję odpowiedź.
Sprawdzę, ale potrzebuję czasu. Jak zawsze.
Usuwam wiadomości, a potem ponownie odkładam komórkę i opadam na oparcie kanapy. Biorę głęboki wdech, bo czuję coś ciężkiego na żebrach. Nie wiem, czy to wyrzuty sumienia względem Brunona, czy może chodzi o ponowne otwieranie ran, a może zwyczajnie martwię się na zapas.
Może Aleks jest do mnie podobny. Może mamy podobną historię. Może istnieje drugie dno. Jest tyle możliwości… Nic nie zmienia faktu, że Wiktoria zdecydowała się planować przyszłość właśnie z nim. Nie ze mną.
∞
Pukanie do drzwi wyrywa mnie z zamyślenia. Nie spodziewam się żadnych gości. Nie jestem lubiany, co niezmiernie mnie cieszy. Pukanie staje się głośniejsze. Wzdycham ciężko, odkładam na bok laptop i podchodzę do drzwi.
Na progu stoi Bruno.
– Cześć – mówi, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki.
Unoszę wysoko brew, bo on nigdy nie trudził się pukaniem.
– To twoje mieszkanie.
Bruno mruży oczy.
– Jest twoje – mówi stanowczo. – Mogę wejść?
To dla mnie nowość, więc dopiero po dłuższej chwili kiwam głową i wpuszczam go do środka. Mam wrażenie, że śnię. Zamykam drzwi, odwracam się i z zaskoczeniem obserwuję Brunona. Krąży wokół stołu, aż wreszcie zatrzymuje się na środku kuchni.
– Przemyślałem naszą ostatnią rozmowę i mam propozycję.
Wpatruje się we mnie wyczekująco, więc pewnie czeka na reakcję.
– Jaka to propozycja?
– W ramach zgody zabieram cię do klubu na drugim końcu miasta. Jeszcze tam nie byliśmy, ale uważam, że taki wspólny wypad dobrze nam zrobi. Będzie jak za starych, dobrych czasów.
Zaczynam mieć powoli alergię na wzmianki o starych, dobrych czasach.
– Więcej szczegółów?
Bruno uśmiecha się zawadiacko.
– Ładne laski. Dużo ładnych lasek.
Kontroluję mimikę, bo przecież nie odrzucę żadnej propozycji. Nie obchodzą mnie laski. Wylądowałem z Sarą w łóżku przez pieprzone narkotyki. Gdybym pozostał trzeźwy, dziewczyna znudziłaby się moją niedostępnością i odeszła.
Bruno nie spuszcza ze mnie wzroku.
– To jak? – pyta z podekscytowaniem.
Zmuszam się do uśmiechu.
– Jasne, chodźmy.
Tak naprawdę nie mam ochoty na imprezowanie. Ostatnio nie mam na nic ochoty.
∞
W klubie jesteśmy tylko my, co jest dla mnie zaskoczeniem, bo Bruno nigdzie się nie rusza bez swojej obstawy.
– Gdzie reszta? – pytam podejrzliwie.
Kręci głową.
– Nigdy nie jestem sam. Nie jestem idiotą. – Popija drinka. – Dwóch ziomków stoi na balkonie, a kolejnych dwóch przy drzwiach.
– No tak, czujny jak zawsze.
– Przezorny zawsze ubezpieczony, pamiętasz?
Kiwam głową i chwytam swojego drinka.
Na początku Bruno mnie obserwuje, ale po kilku chwilach jego uwagę przykuwa ruda dziewczyna tańcząca parę metrów od nas. Zerka przez ramię i ewidentnie chce zostać zauważona. Kolejna ruda zabawka do kolekcji. Przyglądam się temu z boku, mając mieszane uczucia. Wielokrotnie zamierzałem poruszyć ten temat, ale zawsze oblatywał mnie strach, bo to jest ta część przeszłości, która poważnie naruszyła moje relacje z Brunonem. Przywoływanie jej do życia byłoby świadomą prośbą o śmierć.
Moją uwagę odwracają krzyki pełne ekscytacji, które trwają cholernie długo. Niektóre z nich brzmią jak piski, co jest wkurwiające. Odwracam się odruchowo i patrzę w kierunku jednej z lóż, w której siedzą same dziewczyny.
– Ola! Ola! Ola! – Słyszę głośne skandowanie.
Dziewczyna, prawdopodobnie solenizantka, powoli wstaje i unosi wysoko dłonie, uciszając towarzystwo, a następnie wypija drinka jednym haustem.
Jej koleżanki zaczynają się śmiać, ja natomiast czuję niepokojące wibracje w żołądku.
Brązowe włosy sięgające ramion. Biała bluzka zapięta po samą szyję oraz długa, opinająca ołówkowa spódnica. Nie mogę uważnie przyjrzeć się twarzy, ale ten sztuczny uśmiech, który zaserwowała swoim koleżankom, jest dla mnie wskazówką.
Czuję suchość w ustach, więc dopijam drinka.
Jeszcze raz patrzę na dziewczynę i zdaję sobie sprawę, że znam tylko jedną laskę, która wykrzywiała usta w taki sposób. Tyle razy widziałem na jej twarzy ten sztuczny uśmiech… Często kierowany do mnie, bo nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo ją raniłem.
Kurwa, to ona.
– To prezent – odzywa się Bruno.
– Dlaczego? – wykrztuszam, ponieważ wciąż nie wierzę, że patrzę na Olę.
– W taki sposób chcę cię przeprosić za tę akcję z więzieniem. Zachowałem się jak dupek, ale czułem się sprowokowany. Wolałeś Wiktorię. Postawiłeś ją wyżej niż mnie, a to przecież ja byłem przy tobie w każdym, najgorszym momencie twojego życia. Byłem również wtedy, gdy cię rzuciła. – Wypuszcza głośno powietrze z płuc. – Dobra, koniec, bo zaraz znowu się nakręcę i wybuchnę.
Z trudem odrywam wzrok od Oli i patrzę na Brunona. Wygląda na skruszonego.
Co tu się dzieje, do cholery?
Mam wrażenie, że trafiłem do zupełnie innego świata. Świata, w którym Bruno ma ludzkie odruchy i jest nawet człowiekiem. Amadeusz chyba miał rację. Ten dupek naprawdę ma wyrzuty sumienia, a to oznacza, że jeszcze coś czuje.
– Przyjmujesz przeprosiny?
Roztargniony, niepewnie kiwam głową i wracam spojrzeniem do Oli.
– To dobrze, bo tylko ona jest w stanie skutecznie wybić ci z głowy Wiktorię.
Zaciskam zęby.
– Bruno – upominam go.
– Taka prawda, więc nawet nie próbuj kłamać.
– Nic nie…
– Lepiej się zamknij i przypomnij się Oli – przerywa mi. – Pewnie też tęskniła.
Mrugam, bo nigdy mu nie powiedziałem, że za kimkolwiek tęsknię.
Kurwa, Sara.
To dlatego była taka nieugięta? Miała mnie poderwać i sprawdzić?
Obracam głowę, ale stołek barowy jest pusty. Szukam spojrzeniem Brunona i zauważam go w ramionach rudej, która przykleja się do niego jak rzep.
Wzdycham i znowu gapię się na Olę.
Nie wygląda na zadowoloną. Często zakłada kosmyk włosów za ucho i rozgląda się nerwowo, pewnie szukając drogi ucieczki. Wciąż nienawidzi tłumów. Przez tyle lat nic się nie zmieniło. Takie spotkania są dla niej niezręczne i zawsze maksymalnie je skraca. Teraz ma problem, bo to chyba jej urodziny. Solenizantka raczej nie powinna wychodzić w środku swojej imprezy.
Próbuję przywołać się do porządku, bo przecież ani razu nie odwiedziła mnie w więzieniu. Po naszym zerwaniu całkowicie odcięła się od tego świata i towarzystwa. Na początku byłem zadowolony, ale teraz wcale nie jestem. Zaczynam się nawet zastanawiać, co zrobi, kiedy mnie zobaczy. Będzie radosna? Smutna? Wkurzona? A może w ogóle mnie nie rozpozna?
Staram się nie gapić na nią zbyt ostentacyjnie, ale mi to nie wychodzi. Powinienem wyjść z tego klubu. Ona mnie nie chce. Gdyby chciała, to próbowałaby się ze mną skontaktować. Nie zrobiła tego przez tyle lat. Równie dobrze mógłbym być dla niej martwy.
Śmieję się gorzko pod nosem.
I tak jestem martwy, tyle że w środku.
Zaciskam zęby, postanawiając zaczekać, aż będzie sama. Krótkie spotkanie nikomu nie zaszkodzi. Tylko upewnię się, że u niej jest dobrze, że podoba jej się nowe życie, że jest szczęśliwa.
Kilka minut później zauważam kątem oka, że Ola odłącza się od towarzystwa i zmierza do łazienki. To moja szansa, dlatego podrywam się ze stołka barowego i ruszam za nią. Trzymam bezpieczny dystans, bo przecież nie chcę jej wystraszyć. Jej sylwetka znika za drzwiami, więc podchodzę bliżej i opieram się ramieniem o ścianę.
Ciężko oddycham, bo trudno nazwać tę sytuację komfortową. Mija chyba wieczność, aż w końcu drzwi się otwierają i staje w nich Ola. Zamiera, gdy jej oczy zatrzymują się na mojej twarzy.
– Marcin – szepcze.
– Cześć, Ola – mówię miękko.
ROZDZIAŁ 4
Wreszcie mogę jej się uważnie przyjrzeć. Ma dłuższe włosy, niż zapamiętałem, i bardziej proste. Górna warga wciąż jest ciut mniejsza niż dolna. Poznaję pieprzyk nad lewym kącikiem ust, który uwielbiałem całować, gdy miałem lepsze dni. Ola miała sobie wiele do zarzucenia, ale postawa jej teraźniejszej wersji jest zupełnie inna. Wygląda na pewniejszą siebie. Odejście ze świata Brunona wyszło jej na dobre. Powinno mnie to cieszyć, ale nie będę kłamał, bo chyba zaczynam żałować – sam nie wiem czego.
Z piwnych oczu szybko znika zaskoczenie i zastępuje je złość. Ola nawet nie próbuje ukrywać, jak bardzo jest niezadowolona.
– Cześć – burczy. – Fajnie, że żyjesz.
Chce mnie minąć, ale zastępuję jej drogę. Sztuczna wymiana uprzejmości to nie jest to, czego od niej w tej chwili oczekuję.
– Marcin – upomina mnie.
– Co u ciebie słychać?
Unosi wysoko brwi i przygląda mi się w milczeniu. Chyba dotarło do niej, że pytam całkowicie poważnie, bo wybucha kontrolowanym, sztucznym śmiechem.
Sztuczny uśmiech, sztuczny śmiech…
– Nie cieszysz się na mój widok – dodaję.
– Jesteś zaskoczony? – pyta z wyrzutem. – Po tym wszystkim, co wydarzyło się lata temu, naprawdę dziwisz się, że nie przywitałam cię z otwartymi ramionami?
– Mieliśmy dobre momenty.
Przewraca oczami.
– Zbyt mało, żebym potrafiła je zapamiętać – drwi. – Co tu robisz?
– Spotkałem się z Brunonem.
– Czyli niczego się nie nauczyłeś – szepcze. Przez chwilę w jej oczach widzę współczucie, które szybko zostaje zastąpione obojętnością. – Ile zamierzasz to jeszcze ciągnąć?
Marszczę brwi.
– Co konkretnie?
Ola gestykuluje, wskazując na mnie i na otoczenie.
– Ten absurdalny styl życia – tłumaczy zirytowana. – Wiesz, że świat Brunona nie ma ci nic dobrego do zaoferowania, a jednak wciąż w nim jesteś jak… – Milknie i kręci głową. – Nieważne, zapomnij.
Odwracam wzrok na moment, bo w jej słowach jej dużo prawdy.
– Martwisz się o mnie?
Energicznie kręci głową, a ja czuję ukłucie w sercu.
– Odkąd pamiętam, balansujesz na granicy życia i śmierci. To nie troska, tylko próba przemówienia do rozsądku.
Zakłada pojedyncze kosmyki włosów za ucho. Wygląda na niepewną. Nie jestem zadowolony, że nie czuje się bezpiecznie w moim towarzystwie.
Wsuwam dłonie do kieszeni jeansów.
– Byłem w więzieniu – mówię szczerze. – Niedawno wyszedłem – dodaję z nutką zawodu.
Szybko żałuję tych słów, bo mina dziewczyny pozostawia wiele do życzenia. Zamiast polepszyć swój wizerunek w jej oczach, pogarszam go z każdą pieprzoną minutą.
– Może jeszcze miałam czekać przed bramą, co? – prycha pogardliwie.
Nie potrafię zamaskować rozczarowania, bo chociaż wiem, że źle robię, to nie potrafię przestać. Nie rozumiem samego siebie. Chyba chcę wzbudzić w niej współczucie. Już je widziałem w jej oczach kilka minut temu, więc istnieje realna szansa, że Ola tylko wygląda na wkurzoną, a w środku czuje coś innego.
Chyba lubię się łudzić…
– Naprawdę myślałeś, że tam będę? Już zapomniałeś, dzięki komu tam trafiłeś? – wypluwa z siebie słowa niczym jad. – Pamięć cię zawodzi? Bo jeśli chcesz, to mogę ci przypomnieć.
– Ola…
Urywam, ponieważ obok nas pojawia się Bruno.
Kurwa.
Nie chcę go tutaj. Wiem, że nie będzie w stanie utrzymać języka za zębami i spierdoli sprawę jeszcze bardziej. Jestem w beznadziejnej sytuacji, bo nie mogę nic zrobić. Jeśli każę mu spierdalać, pogorszę tylko naszą relację, która i tak jest kiepska.
Bruno obejmuje ramieniem Olę, która od razu go odpycha. Zaciska zęby ze złości, obrzucając go nienawistnym spojrzeniem, a następnie przenosi wzrok na mnie i szuka wsparcia. Nie wie, że mam związane ręce. Mogę się tylko przyglądać i wkurwiać się wewnętrznie.
– Co tu jest grane? – pyta zdezorientowana.
– Jesteś nie w humorze – zauważa Bruno i kręci nosem.
Powstrzymuję się od zaciśnięcia pięści, bo materiał jeansów niczego nie zamaskuje. Dupek jak to zauważy, to zacznie zadawać pytania.
– Dziwisz się? – warczy Ola. – Nie miałam w planach spotkania z porąbaną przeszłością. – Gwałtownym ruchem odgarnia włosy na plecy. – A teraz pozwólcie, że zamknę te głupie drzwi i wrócę do teraźniejszości, w której was nie ma.
– Ale możemy znowu być – dorzuca Bruno.
Możemy? Jakie możemy, do cholery? Postradał rozum?
Nie chcę go przy niej. Jestem wkurzony na siebie, że nie mogę powiedzieć tego głośno. Chciałbym móc stanąć po stronie mojej byłej dziewczyny i chociaż raz w życiu być jej wsparciem.