Stanisław Lem fantastyka naukowa i fikcje nauki -  - ebook

Stanisław Lem fantastyka naukowa i fikcje nauki ebook

0,0

Opis

Wydany przez Narodowe Centrum Kultury jubileuszowy tom o Stanisławie Lemie zawiera analizy utworów pisarza, wypowiedzi translatologiczne i językoznawcze, eseje ukazujące adaptacje powieści Lema w teatrze, filmie, komiksie i grach komputerowych, a także rozważania autorów z dziedziny nauk ścisłych

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 595

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Słowo wstępne Piotr Gliński

Słowo wstępne

Piotr Gliń­ski

Filo­zof, inte­lek­tu­ali­sta, eru­dyta, poli­glota. Jego pisar­stwo jest odzwier­cie­dle­niem roz­le­głej wie­dzy z zakresu nauk ści­słych, medycz­nych, przy­rod­ni­czych, huma­ni­stycz­nych. Uchwałą Sejmu Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej rok 2021 został usta­no­wiony Rokiem Sta­ni­sława Lema. To godne upa­mięt­nie­nie set­nej rocz­nicy uro­dzin naj­słyn­niej­szego przed­sta­wi­ciela pol­skiej fan­ta­styki nauko­wej i jed­nego z naj­bar­dziej zna­nych pisa­rzy tego gatunku na świe­cie. W uchwale sej­mo­wej czy­tamy:

W swo­ich roz­wa­ża­niach nad kon­dy­cją współ­cze­snego czło­wieka, skut­kami postępu tech­nicz­nego i cywi­li­za­cyj­nego dostrze­gał wiele zagad­nień fun­da­men­tal­nych dla kul­tury i myśli współ­cze­snej. Prze­strze­gał przed nega­tyw­nymi skut­kami tech­nicz­nego roz­woju cywi­li­za­cji, a jego prace teo­re­tyczne i pro­gnozy futu­ro­lo­giczne mają zna­czący wpływ na defi­nio­wa­nie miej­sca ludz­ko­ści we wszech­świe­cie i pro­gno­zo­wa­nie jej losu1.

Okrą­gły jubi­le­usz lumi­na­rza pol­skiej lite­ra­tury dał asumpt do podej­mo­wa­nych w całej Pol­sce licz­nych ini­cja­tyw lemow­skich, które zachę­cają do czy­ta­nia i popu­la­ry­zują jego doro­bek. Cie­szy mnie, że nie­zwy­kle cie­kawe pomy­sły, finan­so­wane przez Mini­ster­stwo Kul­tury, Dzie­dzic­twa Naro­do­wego i Sportu, reali­zo­wane są w dużej mie­rze przez insty­tu­cje kul­tury. Wśród nich są mię­dzy innymi kon­certy, wystawy, mural, film VR – poświę­cone lub inspi­ro­wane twór­czo­ścią patrona roku – w które zaan­ga­żo­wało się Naro­dowe Cen­trum Kul­tury.

Lek­tura boga­tego dorobku pisar­skiego Sta­ni­sława Lema daje nam nadzieję, że „marze­nia zawsze zwy­cię­żają rze­czy­wi­stość, gdy im na to pozwo­lić”2. Bo Lem to zafa­scy­no­wany nauką i sztuką, twardo stą­pa­jący po ziemi marzy­ciel. Obda­rzony nie­zwy­kle prze­ni­kli­wym, bły­sko­tli­wym umy­słem i nad­zwy­czajną wyobraź­nią, która znaj­duje odzwier­cie­dle­nie nie tylko w zaska­ku­ją­cych futu­ry­stycz­nych wizjach, lecz także w war­stwie języ­ko­wej jego prac, licz­nych neo­lo­gi­zmach, któ­rymi nazy­wał nie­ist­nie­jące przed­mioty i zja­wi­ska. Widział przy­szłość. Traf­nie pro­gno­zo­wał kie­runki roz­woju cywi­li­za­cji i kon­kretne wyna­lazki, z któ­rych dziś korzy­stamy na co dzień. W Sum­mae tech­no­lo­giae – naj­słyn­niej­szym zbio­rze ese­jów i swoim opus magnum Lem prze­wi­dział mię­dzy innymi roz­wój nano­tech­no­lo­gii, sztucz­nej inte­li­gen­cji czy wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści, które rodziły się w ostat­nich latach na naszych oczach, ale – podob­nie jak w innych dzie­łach – pod­jął też waż­kie zagad­nie­nia etycz­nych i filo­zo­ficz­nych kon­se­kwen­cji roz­woju tech­no­lo­gii. Ostrze­gał przed zagro­że­niami, które za sobą niosą.

Swoje tek­sty o pro­we­nien­cji filo­zo­ficzno-nauko­wej ubie­rał w lżej­szą formę lite­ra­tury fantastycznonauko­wej, czę­sto z dużą dawką iro­nii, a nawet drwiny czy gro­te­ski. Był pasjo­na­tem czy­ta­nia i bar­dzo pra­co­wi­tym twórcą. Jak wspo­mina jego syn: „Ojciec codzien­nie wsta­wał około czwar­tej rano, nie­kiedy nawet wcze­śniej. Od świtu dom wypeł­niał odgłos stu­ka­ją­cej maszyny do pisa­nia”3.

Zaraz po woj­nie dzięki lek­tu­rze ame­ry­kań­skich i kana­dyj­skich cza­so­pism nauko­wych nauczył się języka angiel­skiego. Na róż­nych eta­pach swo­jego życia opa­no­wał jesz­cze pięć innych języ­ków obcych, co dawało mu nie tylko dostęp do świa­to­wych publi­ka­cji w ory­gi­nale, ale rów­nież zdol­ność oceny prze­kła­dów wła­snych ksią­żek i kore­spon­do­wa­nia z tłu­ma­czami i wydaw­cami.

Lem z róż­nych nada­wa­nych mu okre­śleń zde­cy­do­wa­nie wolał „filo­zof” niż „autor science fic­tion”. Jako pisarz nie upra­wiał jedy­nie bele­try­styki, choć ta przy­nio­sła mu naj­więk­szą sławę. Po wyda­niu swych naj­słyn­niej­szych powie­ści cał­ko­wi­cie zajął się filo­zo­fią nauki, ese­istyką naukową, kry­tyką lite­racką. W tych for­mach mógł w spo­sób bar­dziej bez­po­średni wyra­zić swoje poglądy. Jego publi­ka­cje o cha­rak­te­rze popu­lar­no­nau­ko­wym i publi­cy­stycz­nym z tego zakresu rów­nież są wysoko cenione.

Oddaję w Pań­stwa ręce jubi­le­uszową mono­gra­fię Naro­do­wego Cen­trum Kul­tury, która sta­nowi docie­kliwą próbę odczy­ta­nia wybra­nych utwo­rów z bar­dzo boga­tej spu­ści­zny autora Sola­ris przez pry­zmat współ­cze­snych badań, i zachę­cam do zapo­zna­nia się z zawar­tymi w niej opra­co­wa­niami. Wie­rzę, że te inte­re­su­jące ana­lizy filo­zo­ficzne, języ­ko­znaw­cze i kul­tu­ro­znaw­cze pozwolą Pań­stwu na odkry­cie nowych walo­rów twór­czo­ści naszego wybit­nego pisa­rza i myśli­ciela. Jako nauko­wiec, wykła­dowca i socjo­log pro­po­nuję roz­po­czę­cie tej lek­tury od reflek­sji Sta­ni­sława Lema, która jest mi szcze­gól­nie bli­ska: „Nauka obja­śnia świat, ale pogo­dzić z nim może jedy­nie sztuka”4.

prof. dr hab. Piotr Gliń­ski

Wice­pre­zes Rady Mini­strów

Mini­ster Kul­tury, Dzie­dzic­twa Naro­do­wego i Sportu

Stanisław Lem, czyli uniwersalna wartość interdyscyplinarności Dorota Heck

Sta­ni­sław Lem, czyli uni­wer­salna war­tość inter­dy­scy­pli­nar­no­ści

Dorota Heck

Ste­reo­sko­pia wymaga dwóch obra­zów jed­nego przed­miotu, prze­su­nię­tych. Kto zna dwa języki, widzi świat ste­reo­sko­powo – ten wła­śnie efekt powstaje z prze­su­nię­cia zna­czeń wyra­zów przy­po­rząd­ko­wa­nych sobie w słow­niku5.

Hugo Ste­in­haus

Wydaw­nic­two Naro­do­wego Cen­trum Kul­tury zbio­ro­wymi tomami z serii Jubi­le­usze włą­cza się w obchody rocz­nic poświę­co­nych naj­więk­szym twór­com. Bie­żący 2021 rok decy­zją Sejmu RP został usta­no­wiony Rokiem Sta­ni­sława Lema w setną rocz­nicę uro­dzin pisa­rza.

Twór­czość Lema zawiera sze­roki obraz świata. Zna­la­zło się w niej miej­sce na syn­tezę naj­now­szej wie­dzy z wielu dzie­dzin oraz na pro­gnozy i prze­strogi doty­czące przy­szłych losów ludz­ko­ści. Inter­dy­scy­pli­nar­ność nie jest zja­wi­skiem ani postu­la­tem nowym. Twór­czość Lema należy jed­nak do wieku XX, a pisarz był pewien, że „odkryw­czo naj­płod­niej­sze jest krzy­żo­wa­nie infor­ma­cji pocho­dzą­cej z roz­ma­itych dzie­dzin”6. Obec­nie mówi się o post-, trans- i uni­dy­scy­pli­nar­no­ści7.

Według autora Histo­rii huma­ni­styki, Rensa Boda, nauki huma­ni­styczne od końca XX wieku wpły­wają na nauki ści­słe. Ponie­waż gene­tyka i tech­niki infor­ma­cyjne ule­gają takiemu wpły­wowi, zda­niem Boda słab­sze stało się roz­dzie­le­nie nauk8. Pod­wa­ża­nie roz­róż­nie­nia idio­gra­fi­zmu i nomo­te­ty­zmu prze­ja­wia się w pracy Histo­ria huma­ni­styki akcen­to­wa­niem przy­pad­ków, kiedy huma­ni­ści odkry­wali w języku, dzie­jach, kul­tu­rze pewne pra­wi­dło­wo­ści. W 1966 roku doszło do pamięt­nej pole­miki mię­dzy Lesz­kiem Koła­kow­skim a Lemem, który sfor­mu­ło­wał tezę, że w dzie­dzi­nie „filo­zo­fii z bie­giem lat ubywa coraz wię­cej zagad­nień, albo­wiem ule­gają one nie­jako «wessa­niu» i zawłasz­cze­niu przez naukę, rozu­mianą jako przy­ro­do­znaw­stwo oparte na doświad­cze­niu i budo­wa­nych nad doświad­cze­niem teo­riach”9. Czym dzi­siaj jest kon­sy­lien­cja? Postu­lo­wana na prze­ło­mie XX i XXI wieku jed­ność wie­dzy, skąd­inąd dys­ku­syjna, ma swoje ante­ce­den­cje w inter­dy­scy­pli­nar­nych uję­ciach dwu­dzie­sto­wiecz­nych10. Nie zawsze bywały one for­tunne. W kry­tycz­nej oce­nie zapo­ży­cza­nia przez huma­ni­stów ter­mi­no­lo­gii z nauk ści­słych Lem wyprze­dził więc Alana Sokala i Jeana Bric­monta o 36 lat11. Czy­tał Karla Pop­pera, powo­łał się na niego i Ludwiga Wit­t­gen­ste­ina w roz­mo­wie ze Sta­ni­sła­wem Bere­siem12. Zary­zy­ko­wa­ła­bym nawet hipo­tezę, że kon­struk­ty­wizm i mocny pro­gram socjo­lo­gii wie­dzy nie pozo­stają w sprzecz­no­ści ze scep­ty­cy­zmem oka­zy­wa­nym wobec scjen­ty­zmu w póź­nych wypo­wie­dziach pisa­rza13. Bez wąt­pie­nia wyprze­dzał on swój czas.

Zda­niem Lema szcze­gól­nie nie­bez­pieczne dla roz­woju nauki są uprzed­nio podej­mo­wane decy­zje, jakie bada­nia należy ze wzglę­dów prak­tycz­nych, użyt­ko­wych czy też z przy­czyn o cha­rak­te­rze prag­ma­tycz­nym popie­rać, ponie­waż histo­ria nauki wska­zuje, że prze­ło­mo­wych odkryć doko­ny­wano naj­czę­ściej nie­jako przy­pad­kowo, czyli pod­czas pro­wa­dze­nia badań pod­sta­wo­wych, a nie nasta­wio­nych na okre­ślone zasto­so­wa­nia14. Trudno się oprzeć poku­sie for­mu­ło­wa­nia inspi­ro­wa­nych jego tezami ocen lub postu­la­tów, snu­cia ana­lo­gii, wska­zy­wa­nia odwo­łań do współ­cze­sno­ści i przy­szło­ści.

Lem mimo wie­dzy o ogra­ni­cze­niach nauki (już jako współ­pra­cow­nik „Zeszy­tów Nauko­znaw­czych” w latach czter­dzie­stych XX wieku znał pro­wi­zo­rycz­ność jej usta­leń jak mało kto w jego poko­le­niu) był świa­dom, że „miej­scem, gdzie toczy się praw­dziwa akcja, jest wła­śnie biblio­teka”15. Prze­ciw­sta­wiał się ide­ali­stycz­nym tezom o wyż­szo­ści subiek­tyw­nych odczuć nad usta­le­niami nauk empi­rycz­nych16.

W naszym wie­lo­gło­sie – inspi­ro­wa­nym kla­syczną już twór­czo­ścią Lema, nie pono­wo­cze­sną, lecz nowo­cze­sną, poszu­ku­jącą zatem epi­ste­mo­lo­gicz­nej pew­no­ści, nie­oczy­wi­stej, ukry­tej prawdy, istoty rze­czy, pre­cy­zji, racji – mamy wypo­wie­dzi trans­la­to­lo­giczne, języ­ko­znaw­cze i lite­ra­tu­ro­znaw­cze, nie zabra­kło też tek­stów fil­mo­znaw­czych ani teatro­lo­gicz­nych. Nie prze­ja­wiamy aspi­ra­cji, aby stwo­rzyć spójną i zamkniętą całość wyczer­pu­jącą temat inter­dy­scy­pli­nar­no­ści pły­ną­cych z dzie­sią­tek ksią­żek Lema, które należą do róż­nych gatun­ków piśmien­nic­twa, od powie­ści do wyboru felie­to­nów. Zapra­szamy jedy­nie do namy­słu nad kil­koma zagad­nie­niami: filo­zo­ficz­nymi i języ­ko­wymi rudy­men­tami twór­czo­ści, jej lite­rac­kimi kon­tek­stami, przy­kła­do­wymi kon­fron­ta­cjami z obcymi pol­skiej lite­ra­tu­rze sys­te­mami poję­cio­wymi, adap­ta­cjami fabuł Lema w teatrze, fil­mie, komik­sie, grach kom­pu­te­ro­wych. Zasta­na­wiamy się też nad przy­szło­ścią czy­ta­nia tej prozy ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem kształ­to­wa­nia jutrzej­szego odbioru przez edu­ka­cję szkolną. Do recep­cji wśród naj­młod­szych docho­dzimy, począw­szy od zagad­nień naj­star­szych, jeśli nie ponad­cza­so­wych.

Filo­zo­fia wie­czy­sta sta­nowi przed­miot uwagi Zbi­gniewa Trza­skow­skiego jako inter­pre­ta­tora Lemo­wej prozy, pod­czas gdy Jakub Zdzi­sław Lichań­ski argu­men­tuje, że Lem, nie­jako mimo woli, stał się filo­zo­fem współ­cze­snego mu świata, nazna­czo­nego cie­niem tota­li­ta­ry­zmu, który ana­li­zo­wała Han­nah Arendt. Wpraw­dzie teza arty­kułu war­szaw­skiego bada­cza została już prze­zeń wcze­śniej opu­bli­ko­wana, lecz zmie­nia­jące się oko­licz­no­ści i kon­tekst inter­dy­scy­pli­nar­nego tomu powo­dują, że podobne zda­nia niosą już nowe, zmo­dy­fi­ko­wane sensy. Naj­ogól­niej­sze tezy i kon­teksty huma­ni­styczne sytu­ują się zara­zem w kręgu pytań sta­wia­nych przez fizy­ków17.

Kla­syczne uję­cia lite­ra­tu­ro­znaw­cze, filo­lo­giczne, polo­ni­styczne, kom­pa­ra­ty­styczne – to prace Marii Jolanty Olszew­skiej, Mał­go­rzaty Kra­ko­wiak, Agnieszki Kwiat­kow­skiej, Marty Skwary. Pro­ble­ma­tyka trans­la­to­lo­giczna i trans­la­tor­ska, poru­szona przez tę ostat­nią, była dla świa­to­wej sławy pro­za­ika szcze­gól­nie istotna; poświę­cił jej nie­mało uwagi w roz­mo­wach ze Sta­ni­sła­wem Bere­siem, wyróż­nia­jąc Austriaczkę Irm­traud Zim­mer­mann-Göllheim, która bły­ska­wicz­nie i z feno­me­nalną bie­gło­ścią opa­no­wała pol­sz­czy­znę. Z kolei tekst Agnieszki Libury sta­nowi języ­ko­znaw­czą ana­lizę, która we wnio­skach przy­nosi hory­zont syn­tezy. Arty­kuły Teresy Gra­biń­skiej, Jacka Kop­ciń­skiego oraz Euge­niu­sza Porady, choć w róż­nym stop­niu oraz w wysoce nie­po­dob­nych uję­ciach, poru­szają kwe­stię trans­hu­ma­ni­zmu, wyra­ża­jąc nadzieję na prze­wagę natury nad uzur­pa­cjami, nie­bez­pie­czeń­stwami i klę­skami cywi­li­za­cji. Grozę Zagłady przy­po­mina, powo­łu­jąc się na pracę Agnieszki Gajew­skiej18, Jacek Kop­ciń­ski. Książka tej badaczki zain­spi­ro­wała rów­nież Agnieszkę Kwiat­kow­ską. Mał­go­rzata Kra­ko­wiak nato­miast prze­ana­li­zo­wała ese­istykę Lema, wska­zu­jąc na jej nie­zwy­kłą war­tość i posze­rza­nie moż­li­wo­ści tego gatunku lite­rac­kiego. Już w 1972 roku pisarz zwró­cił się do czy­tel­ni­ków z otwartą dekla­ra­cją, że rezy­gnuje z two­rze­nia fan­ta­stycz­no­nau­ko­wych fabuł na rzecz eks­pe­ry­men­tów bele­try­stycz­nych oraz pisa­nia ese­jów, któ­rych tema­tyka sytu­uje się na pogra­ni­czu futu­ro­lo­gii, lite­ra­tury i antro­po­lo­gii filo­zo­ficz­nej19.

Andrzej Stoff, teo­re­tyk lite­ra­tury z Uni­wer­sy­tetu Miko­łaja Koper­nika i autor mono­gra­fii fan­ta­stycz­no­nau­ko­wych powie­ści Lema, tym razem skon­cen­tro­wał się na jed­nym dziele – Ede­nie. Meto­do­lo­gicz­nym zało­że­niem tego bada­cza jest rozu­mie­nie dzieła lite­rac­kiego jako rezul­tatu „oso­bo­wego aktu twór­czego”20. Dla­tego huma­ni­styczne prze­sła­nie Edenu lite­ra­tu­ro­znawca roz­pa­truje w kon­tek­ście praw­do­po­dob­nej (choć prze­cież nie bez­spor­nej) inten­cji autor­skiej oraz potrak­to­wa­nego kom­pa­ra­ty­stycz­nie odbioru powie­ści Alek­sego Toł­stoja Aelita, któ­rej prze­kład opu­bli­ko­wano dwa lata przed powsta­niem Edenu.

Powścią­gli­wość wobec urosz­czeń tech­niki podob­nie wyin­ter­pre­to­wuje z Edenu Maria Olszew­ska, z innych utwo­rów zaś – z naj­więk­szym naci­skiem na trwa­łość doko­nań kla­sycz­nej filo­zo­fii – Teresa Gra­biń­ska. Kiedy pisarz zasta­na­wiał się nad moż­li­wo­ściami sztucz­nej inte­li­gen­cji, zda­wał się upa­try­wać nadziei dla świata na ludzką miarę w odręb­no­ści nauk spo­łecz­nych, takich jak na przy­kład socjo­lo­gia, od ści­słych, jak fizyka. Maszyna, która mia­łaby zauto­ma­ty­zo­wać i zastą­pić pracę poznaw­czą, musia­łaby:

[…] uwzględ­niać, dla stwo­rze­nia teo­rii ukła­dów zło­żo­nych, wielką ilość para­me­trów, taką, jakiej algo­rytmy nauki współ­cze­snej podo­łać nie potra­fią. W fizyce można oddzie­lać od sie­bie poziomy zja­wisk (fizyka ato­mowa, jądrowa, ciała sta­łego, mecha­nika). W socjo­lo­gii to nie jest moż­liwe, ponie­waż wio­dą­cymi, to jest decy­du­ją­cymi o dyna­micz­nym torze sys­temu oka­zy­wać się mogą naprze­mien­nie roz­ma­ite poziomy (sin­gu­larno-jed­nost­kowy, plu­ralno-masowy). Główny szko­puł leży wła­śnie w ilo­ści zmien­nych do uwzględ­nie­nia. Gdyby „maszyna gno­styczna” potra­fiła stwo­rzyć „teo­rię układu spo­łecz­nego”, musia­łaby ta teo­ria uwzględ­niać wielką ilość zmien­nych, i tym by się róż­niła od zna­nych nam for­ma­li­zmów fizy­kal­nych. Otóż na wyj­ściu „gno­stycz­nego kre­atora” otrzy­mu­jemy teo­rię, zako­do­waną, powiedzmy, w postaci całego sys­temu rów­nań. Czy ludzie będą mogli z owymi rów­na­niami cokol­wiek począć?21

Istotna jest świa­do­mość, że Lem nie nale­żał do futu­ro­lo­gów-opty­mi­stów ani do kata­stro­fi­stów, lecz budo­wał iro­niczny dystans wobec obu odmian wizji przy­szło­ści22.

Zapro­si­li­śmy dwóch mate­ma­ty­ków, Euge­niu­sza Poradę i Mie­czy­sława Szysz­ko­wi­cza, kon­ty­nu­ato­rów mate­ma­tyki sto­so­wa­nej Hugona Ste­in­hausa, mate­ma­tyka-huma­ni­sty, popu­la­ry­za­tora wie­dzy mate­ma­tycz­nej, do podzie­le­nia się swoim odczy­ta­niem dzieł futu­ro­loga. Mate­ma­tyczna szkoła lwow­sko-war­szaw­ska zna­la­zła kon­ty­nu­ację w powo­jen­nym Wro­cła­wiu (Hugo Ste­in­haus, Bro­ni­sław Kna­ster, Edward Mar­czew­ski i in.)23. Porząd­ko­wa­nie przed­mio­tów według cech, obli­cza­nie odle­gło­ści mię­dzy przed­mio­tami na pod­sta­wie róż­nic cech – to pod­stawy tak­so­no­mii wro­cław­skiej. Oddzia­ły­wał na to śro­do­wi­sko ośro­dek naukowy w Getyn­dze, w któ­rej Ste­in­haus ukoń­czył stu­dia. Felix Bern­stein poma­gał stam­tąd kore­spon­den­cyj­nie, gdy Ste­in­haus, Ludwik Hirsz­feld z pomocą Jana Cze­ka­now­skiego24 pra­co­wali na miej­scu. Nie­byt, nega­cja, próż­nia, zero (o tym poję­ciu napi­sał Mie­czy­sław Szysz­ko­wicz) koja­rzą się ze sobą, lecz nie są toż­same. Motyw kata­stro­ficzny, doty­czący cał­ko­wi­tej zagłady świata, działa na wyobraź­nię. Sprzę­że­nie zwrotne (to z kolei poję­cie przy­bli­żył Euge­niusz Porada) było mod­nym hasłem w cza­sach, gdy cyber­ne­tyka zaczy­nała się roz­wi­jać.

Jak wia­domo, nie zawsze jest łatwo zna­leźć wspólny język25. Pro­blemy oma­wiane przez mate­ma­ty­ków, któ­rzy powo­łują się na inspi­ra­cję Lemem, dla nie­jed­nego absol­wenta stu­diów huma­ni­stycz­nych lub spo­łecz­nych bywają jak gdyby pomy­ślane i zapi­sane w nie­zna­nym języku czy też zaszy­fro­wane za pomocą obcego kodu. Pod­czas gdy huma­ni­ści odda­lają się od początku XXI wieku od post­mo­der­ni­stycz­nej swo­body, ese­istycz­nych, zme­ta­fo­ry­zo­wa­nych ujęć, a wyma­ga­nia wobec tek­stów aka­de­mic­kich się rygo­ry­zują, nie­ak­tu­alne staje się hasło Any­thing goes, przed­sta­wi­ciele nauk ści­słych, zwra­ca­jąc się do huma­ni­stów, się­gają po wzorce z potocz­nej, mówio­nej pol­sz­czy­zny, po aneg­doty, barwne przy­kłady, sta­rają się o uatrak­cyj­nie­nie i przy­stęp­ność wypo­wie­dzi. Po Mod­nych bzdu­rach Alana Sokala i Jeana Bric­monta na nowo wypada prze­my­śleć rela­cje mię­dzy współ­cze­sną kul­turą huma­ni­styczną a naukami ści­słymi. Bywają to pro­ble­ma­tyczne związki mię­dzy sys­te­mami poję­cio­wymi nauk huma­ni­stycz­nych i spo­łecz­nych a przy­ro­do­znaw­czymi źró­dłami zme­ta­fo­ry­zo­wa­nych zapo­ży­czeń ter­mi­no­lo­gicz­nych, ale ist­nieją też głęb­sze, pro­ble­mowe prze­jawy kom­ple­men­tar­no­ści (C.P. Snow, Dwie kul­tury; Leszek Koła­kow­ski, Obec­ność mitu)26. Kiedy rady­kalny pro­gram socjo­lo­gii wie­dzy, kon­struk­ty­wizm, post­mo­der­nizm zachwiały auto­ry­te­tem nauki, obda­rzono auto­ry­te­tem poznaw­czym pisa­rza science fic­tion.

Otwie­ramy książki Lema z myślą o przy­szło­ści skro­jo­nej na ludzką miarę. Kwe­stie recep­cji nie są błahe, wręcz prze­ciw­nie – lokują się w cen­trum nowo­cze­snej myśli huma­ni­stycz­nej i spo­łecz­nej. Teo­ria odbioru czy też reader-response the­ory (Wol­fgang Iser, Hans Robert Jauss) inte­gro­wały w tym stu­le­ciu różne kie­runki filo­zo­ficzne i orien­ta­cje meto­do­lo­giczne, od pro­po­zy­cji poję­cio­wych feno­me­no­lo­gii przez teo­rię komu­ni­ka­cji do wyzwań neo­prag­ma­ty­zmu27. Wiele uwagi poświę­camy adap­ta­cjom Lemo­wych fabuł w now­szych niż lite­ra­tura mediach: fil­mie, grze kom­pu­te­ro­wej i komik­sie (tek­sty Sła­wo­mira Bobow­skiego, Pawła Ber­nac­kiego, Łuka­sza Kuchar­czyka) oraz ich recep­cji wśród młod­szych poko­leń (tek­sty Ali­cji Mazan-Mazur­kie­wicz i Doroty Michułki).

Ali­cja Mazan-Mazur­kie­wicz sku­piła się na czy­ta­niu z dziećmi w spo­sób nie­oczy­wi­sty, z goto­wo­ścią do pod­ję­cia ryzyka nad­in­ter­pre­ta­cji, by za pomocą lite­ra­tury stop­niowo zachę­cać do reflek­sji filo­zo­ficz­nej. Onto­lo­giczne pyta­nia o byt i nie­byt, o kon­cep­tu­ali­za­cję nico­ści pro­po­nuje podej­mo­wać, przyj­mu­jąc za punkt wyj­ścia wybrane sytu­acje z Cybe­riady lub Bajek robo­tów. Lek­tura taka jest sze­roka, kon­tek­stowa, porów­naw­cza, z uwzględ­nie­niem przy­kła­dów róż­nych form gatun­ko­wych, rów­nież poezji, tak róż­nej jak Wisławy Szym­bor­skiej i Joanny Papu­ziń­skiej. Onto­lo­gia zaś oka­zuje się otwarta na hory­zonty epi­ste­mo­lo­giczne, aksjo­lo­giczne, etyczne.

Z kolei arty­kuł Doroty Michułki, doty­czący obec­no­ści Lema w pod­ręcz­ni­kach szkol­nych, jest wyni­kiem żmud­nych kwe­rend źró­dło­wych. Pod­ję­tego przez nią tematu nikt wcze­śniej nie opra­co­wał, a prze­cież zagad­nie­nia edu­ka­cji polo­ni­stycz­nej mają cha­rak­ter przed­miotu badań nauko­wych, w tym lite­ra­tu­ro­znaw­czych. Ana­lizy, rzecz jasna, nie są sce­na­riu­szami lek­cji, lecz wyni­kiem spe­cja­li­stycz­nych stu­diów źró­dło­wych pod­ję­tych przez znaw­czy­nię przed­miotu, która bada­niem pod­ręcz­ni­ków szkol­nych z róż­nych epok zaj­muje się od wielu lat. Bada­nie sty­lów dzie­cię­cej i mło­dzie­żo­wej lek­tury oraz sze­rzej poetyki odbioru to dowód, że stu­dia nad recep­cją lite­ra­tury wciąż się roz­wi­jają.

Sła­wo­mir Bobow­ski pod­kre­ślił etyczne i egzy­sten­cjalne aspekty sztuki fil­mo­wej. Naj­lep­sze obrazy wykra­czają bowiem poza grę form, docie­ra­jąc do wraż­li­wo­ści poje­dyn­czego widza bez względu na insty­tu­cjo­nalne, histo­rycz­nie i poli­tycz­nie zmienne, prze­szkody. Paweł Ber­nacki prze­stu­dio­wał recep­cję Lemow­skich wąt­ków w grach kom­pu­te­ro­wych, co jest pio­nier­skim, nowa­tor­skim osią­gnię­ciem. Nowe inspi­ra­cje do przy­bli­ża­nia futu­ro­lo­gicz­nych dia­gnoz i prze­stróg Lema płyną też ze strony komik­sów, które zba­dał Łukasz Kuchar­czyk, Jacek Kop­ciń­ski zaś, zająw­szy się recep­cją teatralną, uwzględ­nił mię­dzy innymi funk­cjo­no­wa­nie twór­czo­ści Lema w teatrze dla dzieci. Wła­śnie ci odbiorcy będą naj­dłu­żej pamię­tać idee jed­nego z patro­nów roku 2021.

Z kolei Andrzej Wasi­lew­ski podej­muje zagad­nie­nia futu­ro­lo­gii oraz wyjąt­kowo sze­roko potrak­to­wa­nej kry­tyki lite­rac­kiej. Jest ona dla tego bada­cza syn­tezą domi­nu­ją­cej w danym momen­cie w świe­cie wie­dzy empi­rycz­nej i selek­cją nowych pro­po­zy­cji wydaw­ni­czych doko­ny­waną ze względu na ugrun­to­wane w glo­bal­nie panu­ją­cym para­dyg­ma­cie epi­ste­mo­lo­gicz­nym walory poznaw­cze. Trudno byłoby jed­nak, jak się wydaje, zaak­cep­to­wać para­lelę mię­dzy Sta­ni­sła­wem Lemem a Yuva­lem Noahem Hara­rim, zwłasz­cza że od cza­sów futu­ro­lo­gii Alvina Tof­flera przy­było wielu myśli­cieli, od filo­zo­fów do znaw­ców geo­po­li­tyki i mediów lub komu­ni­ka­cji spo­łecz­nej, takich jak Samuel Hun­ting­ton, Patrick Bucha­nan czy do dziś aktywny Fran­cis Fukuy­ama, a także auto­rzy now­szych ujęć, tak różni i nale­żący do odmien­nych poko­leń, jak: Chan­tal Del­sol, Roger Scru­ton, Douglas Mur­ray, Nassim Nicho­las Taleb, Neil Post­man. Cóż, „[ż]yjemy rów­no­cze­śnie, ale w róż­nych epo­kach”28 – jak zauwa­żył Ste­in­haus.

Poszu­ki­wa­nia Andrzeja Wasi­lew­skiego wpi­sują się w pod­kre­śla­nie przez Lema w ostat­nich latach jego twór­czo­ści poznaw­czych walo­rów lite­ra­tury. Jak czy­tamy w Molo­chu:

[…] nie wia­domo, czy pro­gno­styczny wkład w dzieło lite­rac­kie jest war­to­ścią osobną, od jako­ści arty­stycz­nej cał­kiem bądź czę­ściowo nie­za­leżną, czy też tak wcale nie jest. Pro­blem, jako pyta­nie, można oczy­wi­ście posze­rzać w ten spo­sób, że będziemy roz­wa­żali, czy utwór (głów­nie science fic­tion) ma war­tość pro­gno­styczną albo i poznaw­czą (epi­ste­mo­lo­giczną), czy też jej nie ma. Należy nie­jako dywa­ga­cyj­nie i omal dywer­syj­nie zauwa­żyć, że nauki ści­słe weszły dość sze­ro­kim fron­tem teraz wła­śnie w taki obszar fazowy, że ogła­szane w nich now­sze hipo­tezy, jako czę­sto coraz gorzej pod­le­głe (albo w ogóle niepod­le­głe) doświad­czal­nemu spraw­dza­niu („cor­ro­bo­ra­tion” w sen­sie Pop­pera), zaczy­nają nie­jako zbli­żać się do regio­nów dotych­czas pod­le­głych wyłącz­nie science fic­tion29.

For­mat inte­lek­tu­alny Lema prze­ja­wia się w podej­mo­wa­niu, jak akcen­to­wał Jerzy Jarzęb­ski, fun­da­men­tal­nego namy­słu nad Kosmo­sem, czło­wie­kiem, Bogiem. Pisarz, odno­sząc się do Sum­mae tech­no­lo­giae, w póź­niej­szych tomach: Tajem­nicy chiń­skiego pokoju i Bom­bie mega­bi­to­wej (połą­czo­nych w zbio­rze zaty­tu­ło­wa­nym Moloch):

z roz­sy­pa­nych kamycz­ków doraź­nej felie­to­ni­styki uło­żył bez­wied­nie mozaikę, w któ­rej roz­po­zna­jemy zarysy owej pamięt­nej z wcze­śniej­szych ksią­żek Ogól­nej Teo­rii Wszyst­kiego. Bo te roz­wa­ża­nia nad cechami ludz­kiej i maszy­no­wej inte­li­gen­cji, mocą obli­cze­niową mózgu, naturą ewo­lu­cji itd. czymże są, jak nie – znów, po raz który już – pro­jek­tem wszech­świata, namy­słem nad jego struk­turą i naj­bar­dziej gene­ral­nymi pra­wi­dłami?30

Z oka­zji jubi­le­uszu sta­ramy się wszakże przede wszyst­kim poszu­ki­wać nowa­tor­skich, nie­oczy­wi­stych kon­tek­stów, prze­ja­wów otwar­to­ści na czy­tel­ni­czą przy­szłość – stąd ważne są recep­cja utwo­rów tego pisa­rza wśród mło­dzieży, bada­nie ich wpływu na gry i komiksy, inter­dy­scy­pli­nar­ność. Dia­log przy oka­zji jubi­le­uszu, obej­mu­jący także reflek­sje pro­fe­so­rów nauk ści­słych, wska­zuje na żywot­ność i sze­ro­kość Lemow­skich inspi­ra­cji wśród róż­nych poko­leń. Mamy nadzieję, że jubi­le­uszowy tom Naro­do­wego Cen­trum Kul­tury przy­nie­sie te nowe odczy­ta­nia, inter­pre­ta­cje, inspi­ra­cje i czy­tel­ni­cze odkry­cia.

PROF. DR HAB. DOROTA HECK

Polo­nistka, kie­row­nik Pra­cowni Kul­tury Lite­rac­kiej XX wieku na Uni­wer­sy­te­cie Wro­cław­skim. Zaj­muje się kry­tyką lite­racką, histo­rią i teo­rią lite­ra­tury. W końcu lat osiem­dzie­sią­tych publi­ko­wała m.in. w „Kul­tu­rze Nie­za­leż­nej”, „Twór­czo­ści”, w latach dzie­więć­dzie­sią­tych w „Pamięt­niku Lite­rac­kim”, „Tek­stach Dru­gich”, „Prze­glą­dzie Powszech­nym”, a w ostat­nim dwu­dzie­sto­le­ciu głów­nie w „Arca­nach”, „Per­spek­ty­wach Kul­tury” i „Nowych Książ­kach”. Wydała m.in.: Spór czy lament? Wokół pro­ble­mów aksjo­lo­gicz­nych w ese­istyce pol­skiej (1957–1968) (Wro­cław 1996), W stronę mor­fo­lo­gii kul­tury. Z para­dok­sów dys­ku­sji o per­spek­ty­wach lite­ra­tu­ro­znaw­stwa wobec tzw. końca teo­rii lite­ra­tury (Wro­cław 2001, wyd. 2 roz­szerz. Wro­cław 2011), Per­so­na­li­sta w cza­sach kolek­ty­wi­zmu. O twór­czo­ści Andrzeja Kijow­skiego (Wro­cław 2002), „Bez znaku, bez śladu, bez słowa”. W kręgu pro­ble­mów ducho­wo­ści we współ­cze­snej lite­ra­tu­rze pol­skiej (Wro­cław 2004), Filo­lo­gia i (jej) inter­pre­ta­cje (Wro­cław 2012), Topika, tren i tło. O poezji Woj­cie­cha Wencla (Kra­ków 2019), Geno­lo­giczne syner­gie. O ese­istyce i bele­try­styce w dru­gim dzie­się­cio­le­ciu XXI w. (Lublin 2020). Opra­co­wała anto­lo­gię powo­jen­nej ese­istyki pol­skiej Kosmo­po­li­tyzm i sar­ma­tyzm (Wro­cław 2003), zre­da­go­wała m.in. tom Inte­rak­cje sztuk: lite­ra­tura, malar­stwo, ekfraza. Stu­dia i szkice (Wro­cław 2008).

Ogólna i szczególna teoria tworzenia

Filozof wbrew woli. Stanisław Lem – miłośnik mądrości Jakub Zdzisław Lichański

Filo­zof wbrew woli. Sta­ni­sław Lem – miło­śnik mądro­ści31

Jakub Zdzi­sław Lichań­ski

Filo­zo­fia jest przede wszyst­kim wyja­śnia­niem fak­tów […]. Filo­zof wycho­dzi w swych bada­niach od pew­nych fak­tów, zastaje nowe dane i szuka dla nich wyja­śnie­nia32.

Antoni B. Stę­pień

Tytuł niniej­szych roz­wa­żań pod­su­nęła mi Han­nah Arendt, która podob­nie zaty­tu­ło­wała swoje stu­dium o ese­istyce Her­manna Bro­cha33. Także tytuł jego tomu – Dich­ten und Erken­nen (Two­rzyć i pozna­wać)34 – dobrze oddaje i to, z czym mamy do czy­nie­nia w wypadku Sta­ni­sława Lema. W jego dzia­ła­niach bez trudu dostrze­gamy wła­śnie oba te ele­menty: two­rze­nie dzieł fik­cji lite­rac­kiej oraz roz­wa­ża­nia poznaw­cze. Niniej­sze stu­dium odwraca akcenty i na plan pierw­szy wysuwa wła­śnie aspekt poznaw­czy doko­nań autora Cybe­riady; sądzę, że jest on nie­zwy­kle ważki, a nie zawsze, szcze­gól­nie w pol­skiej reflek­sji nad jego dorob­kiem, doce­niany. Warto jed­nak cof­nąć się nieco w cza­sie i zacy­to­wać opi­nię Ary­sto­te­lesa – oto w Zachę­cie do filo­zo­fii Sta­gi­ryta napi­sał:

Ist­nieją różne rodzaje wie­dzy: jest taka, która two­rzy w życiu rze­czy poży­teczne, i taka, która uczy, jak z nich korzy­stać: jeden [rodzaj wie­dzy] jest słu­żebny, inny kie­ru­jący; z tym dru­gim, jako bar­dziej auto­ry­ta­tyw­nym, wiąże się praw­dziwe dobro. Jeżeli zaś ten tylko rodzaj wie­dzy zapew­nia popraw­ność sądów, posłu­guje się rozu­mo­wa­niem i ujmuje dobro jako całość, a jest nią filo­zo­fia, która może się posłu­gi­wać wszyst­kimi innymi rodza­jami wie­dzy i kie­ro­wać zgod­nie z zasa­dami natury, powin­ni­śmy przeto usil­nie zabie­gać o to, ażeby stać się filo­zo­fami, bo tylko filo­zo­fia zawiera w sobie praw­dziwe sądy i bez­błędną mądrość zale­ca­jącą, co należy czy­nić, a czego nie należy35 [wyróżn. – J.Z.L.].

Ten sąd przyj­muję jako punkt wyj­ścia do roz­wa­żań o Lemie jako filo­zo­fie wła­śnie, dla któ­rego pisar­stwo było tylko pewną pro­tezą uła­twia­jącą przed­sta­wie­nie pro­ble­mów filo­zo­ficz­nych bądź o filo­zo­fię zatrą­ca­ją­cych, bar­dzo kło­po­tli­wych do przed­sta­wie­nia w dys­kur­sie innym niż arty­styczny. Wpi­suje się zatem autor Sola­ris w grupę pisa­rzy, dla któ­rych taki kształt wypo­wie­dzi był po pro­stu wygod­niej­szy. I acz w jego dorobku trudno roz­dzie­lić te dwie formy – przy­kła­dem może być choćby Golem XIV – to prze­cież jakoś je jako czy­tel­nicy postrze­gamy.

Powiedzmy dobit­nie: doro­bek arty­styczny autora Edenu sta­nowi owe „rze­czy poży­teczne”, o któ­rych wspo­mina Ary­sto­te­les, nato­miast ese­istyka i stu­dia teo­re­tyczne to „wie­dza o tym, jak z owych rze­czy poży­tecz­nych korzy­stać”. Zwra­cam też od razu uwagę na inną cechę pisar­stwa Lema, zwłasz­cza filo­zo­ficz­nego: pewną mizan­tro­pię, jaką można zauwa­żyć w jego póź­nych tomach, wyni­ka­jącą z faktu, o któ­rym jesz­cze wspo­mnę. Oto autor Fia­ska w pew­nym momen­cie mówi bar­dzo ostro: „Bez­in­te­re­sow­ność zła obja­wiła mi się znacz­nie póź­niej. Zło bez­in­te­re­sowne ist­nieje i wcale nie zga­dzam się z Augu­sty­nem, że jest to brak dobra. Tam jest coś wię­cej – inten­cja, aktywna inten­cja”36 [wyróżn. – J.Z.L.].

Mimo to Lem – jeśli wolno tak powie­dzieć – stoi zawsze po stro­nie rozumu i dobra. Rzec można – po stro­nie Bro­chow­skiej idei Pla­toń­skiej – naszej jedy­nej broni prze­ciw bar­ba­rzyń­stwu. Spójrzmy zatem na autora Cybe­riady z tej wła­śnie, filo­zo­ficz­nej, per­spek­tywy.

1.

Zacznę jed­nak od cze­goś innego: gdy w 1968 roku uka­zała się jedna z naj­waż­niej­szych ksią­żek Sta­ni­sława Lema Filo­zo­fia przy­padku, mój śp. Ojciec Ste­fan Lichań­ski napi­sał esej Z per­spek­tywy jutra, któ­rego wstępną redak­cję ogło­sił w „Rocz­niku Lite­rac­kim”, a po prze­re­da­go­wa­niu – w książce Wśród mówią­cych prozą37. Stu­dium to otwiera zaska­ku­jący sąd:

Sta­ni­sław Lem to jeden z nie­wielu auten­tycz­nych awan­gar­dzi­stów naszej lite­ra­tury. Nie wymy­śla co prawda nowych recept na pisa­nie wier­szy ani też nie „prze­zwy­cięża” wymy­ślo­nych prawd dwoma kwar­ta­łami, ale za to twór­czość jego ogni­skuje się wokół zagad­nie­nia huma­ni­stycz­nych kon­se­kwen­cji zacho­dzą­cych obec­nie prze­mian cywi­li­za­cyj­nych. Upar­cie wraca w niej jeden motyw: czło­wiek wśród uwa­run­ko­wań stwo­rzo­nych przez nowo­cze­sną naukę i tech­nikę, czło­wiek wobec naj­wspa­nial­szych szans i naj­okrop­niej­szych zagro­żeń, jakie zna dotych­cza­sowa histo­ria ludz­ko­ści. Lem upra­wia swo­istą odmianę fan­ta­styki, którą można by okre­ślić mia­nem fan­ta­styki labo­ra­to­ryj­nej lub eks­pe­ry­men­tu­ją­cej. Tropi on w naszej dzi­siej­szej rze­czy­wi­sto­ści stany zacząt­kowe, embrio­nalne nowych, nie­zna­nych dotąd sytu­acji, kon­flik­tów, ten­den­cji roz­wo­jo­wych i roz­bu­do­wuje je w swo­ich utwo­rach, „wypró­bo­wuje” – przez wypeł­nia­nie do naj­dal­szych kon­se­kwen­cji – w retor­cie powie­ścio­wej fik­cji. Pro­jek­tuje, pro­po­nuje, ostrzega; buduje pro­gnozy, które są zara­zem dia­gno­zami waż­nymi na dziś38. Arcy­mo­ty­wa­cję – że posłużę się tu ter­mi­nem Koniń­skiego – jego pisar­stwa stre­ścić by można w zda­niu: „Co będzie, jeżeli…”, przy czym owo „jeżeli”, ów punkt startu w dzie­dzinę fan­ta­zji znaj­duje się zawsze w świe­cie życio­wego kon­kretu. Fan­ta­styka Lema jest zako­twi­czona w real­no­ści i uwzględ­nia­jąca normy praw­do­po­do­bień­stwa. Może dla­tego wła­śnie Lem jest rów­nie daleki od opty­mi­stycz­nego uto­pi­zmu w stylu Verne’a, jak i od pesy­mi­stycz­nego w stylu Hux­leya. Jest on – swego rodzaju – nowo­cze­snym Edy­pem, który usi­łuje ugła­skać Sfinksa, oswoić go, doga­dać się z nim39.

Te uwagi są istotne, bowiem tak Lema oce­niali, choć raczej póź­niej, także bada­cze zachodni40. W Pol­sce bodaj raz odbyła się dys­ku­sja wokół książki tego pisa­rza (była nią Filo­zo­fia przy­padku), która w rze­czy­wi­sto­ści spro­wa­dziła się do pole­miki na temat kwe­stii waż­nych, ale jed­nak dla całego stu­dium mar­gi­nal­nych41. Nie zauwa­żono w toku tej dys­ku­sji wielu spraw istot­niej­szej natury, które może i zostały zbyt ogól­nie opi­sane przez Lema, ale dopiero dziś dostrze­gamy ich wagę, takich jak mię­dzy innymi pro­blem tzw. odbioru sta­bi­li­zu­ją­cego (nie­stety, tę kwe­stię filo­zof usu­nął z kolej­nych wydań, a szkoda!). Lichań­ski pod­nosi dalej pro­blem, który zresztą doty­czy nie tylko Lema, ale może zostać odnie­siony na przy­kład do dorobku Clive’a Sta­plesa Lewisa (a także wielu innych pisa­rzy!). Cho­dzi o kwe­stię traf­niej­szego wypo­wie­dze­nia się z wyko­rzy­sta­niem języka arty­stycz­nego niż dys­kur­syw­nego:

Lem jest auto­rem, dla któ­rego powie­ścio­pi­sar­skie środki wyrazu oka­zują się naj­przy­dat­niej­sze, naj­mniej „kła­miące myślom”. Wypo­wia­da­jąc się meta­fo­rycz­nym języ­kiem przed­sta­wień arty­stycz­nych, osiąga nie tylko więk­szą suge­styw­ność, ale rów­nież więk­szą jasność i pre­cy­zję w przed­sta­wia­niu rze­czy ani­żeli wtedy, gdy prze­ma­wia języ­kiem dys­kur­syw­nym [wyróżn. – J.Z.L.]. W tym dru­gim bowiem wypadku stara się oddać moż­li­wie naj­wier­niej cały pro­ces myślowy, w ogól­nym jego prze­biegu, łącz­nie ze wszyst­kimi wąt­pli­wo­ściami, waha­niami, pro­po­zy­cjami odmien­nych roz­wią­zań tego czy owego pro­blemu. Nie chce ogra­ni­czać się do przed­sta­wie­nia wyni­ków pracy badaw­czej, ale odbywa ją na naszych oczach. Jest w tym spo­so­bie dzia­ła­nia impo­nu­jąca, rze­tel­nie kler­kow­ska szcze­rość i uczci­wość, ale wszakże i poważne ryzyko. Chcąc bowiem powie­dzieć wszystko, autor gubi się w dygre­sjach, omó­wie­niach, zastrze­że­niach, zama­zuje gene­ralny tok rozu­mo­wa­nia mnó­stwem uwag à pro­pos i nie à pro­pos. Jak tra­fiają się prze­sadni skru­pu­lanci sumie­nia, tak bywają też skru­pu­lanci inte­lektu. Nale­żał do nich, mię­dzy innymi, Nor­wid, który nie chcąc zabrnąć „w brudne długi u prawdy”, sta­rał się odtwa­rzać swoją myśl we wszyst­kich jej odga­łę­zie­niach i niu­an­sach – czę­sto ze szkodą dla jasno­ści i siły eks­pre­syj­nej swo­ich utwo­rów. Tro­chę podob­nie bywa z Lemem-teo­re­ty­kiem, Lemem-filo­zo­fem, któ­rego wła­śnie ambi­cja cał­ko­wi­tego, bez prze­mil­czeń i zata­jeń wyja­śnie­nia się czyni zawi­łym i nie­zro­zu­mia­łym42.

Lichań­ski ma bez­względ­nie rację w powyż­szym sądzie; mimo że bar­dzo wysoko cenię Lema nie tylko jako pisa­rza, ale i filo­zofa, to jed­nak zga­dzam się, iż wła­śnie z jego dzieł bele­try­stycz­nych myśli filo­zo­ficzne wyła­niają się ostrzej i czę­sto traf­niej niż z kart stu­diów stricte teo­re­tycz­nych. Wska­za­łem wcze­śniej Lewisa, ale ta „wada” dotyka wielu pisa­rzy, któ­rzy pró­bują dzia­łać i na polu filo­zo­fii, i na polu lite­ra­tury43. Jak traf­nie kie­dyś powie­dział Irzy­kow­ski, to „ide­olo­gia do powie­ści” czy nawet bru­lio­nowy szkic ultra­awan­gar­do­wego utworu bio­rą­cego za boha­te­rów nie ludzi, ale idee, kon­cep­cje inte­lek­tu­alne, for­ma­cje kul­tu­rowe44.

Jak wska­zuje dalej Lichań­ski, Lem pra­gnie „unau­ko­wić huma­ni­stykę”, wska­zu­jąc jako pewien kie­ru­nek „śle­dze­nie pro­ce­sów sto­cha­stycz­nych”45. Jest to kie­ru­nek, który może nam coś powie­dzieć ogól­nie o rynku książki, ale – i tu zga­dzam się z wąt­pli­wo­ściami Ojca – czy pozwoli lepiej zro­zu­mieć dzieło sztuki? Jak traf­nie wska­zuje Ste­fan Lichań­ski:

Wie­dza o mate­ma­tycz­nych wła­ści­wo­ściach mecha­ni­zmów bra­nych en gros pro­ce­sów kul­tu­ro­wych nie jest jesz­cze wie­dzą o kul­tu­rze i w żad­nym wypadku nie należy utoż­sa­miać jed­nej z drugą. W wyniku jed­nak postę­pu­ją­cych stale pro­ce­sów prze­mian cywi­li­za­cyj­nych, w wyniku eks­plo­zji popu­la­cyj­nej i coraz szer­szego roz­woju oświaty powszech­nej cha­rak­ter przy­szłej kul­tury będą w coraz wyż­szym stop­niu okre­ślać te wła­śnie pro­cesy masowe. W wieku dzie­więt­na­stym rywa­lem Mic­kie­wi­cza był Sło­wacki, dzi­siaj byliby nimi twórcy dok­tora Kil­dare’a czy kapi­tana Klossa. War­stwa – jak ją nazy­wał Nor­wid – „wiedna”, sta­no­wiąca daw­niej ści­ślej­szy krąg odbior­ców sztuki i gra­jąca rolę głów­nego kody­fi­ka­tora hie­rar­chii arty­stycz­nych, stra­ciła dziś na wpły­wach i na powa­dze. Ano­ni­mowi pro­du­cenci fabry­kują „mate­riały” potrzebne środ­kom maso­wego prze­kazu, a ano­ni­mowy odbiorca doko­nuje selek­cji i ustala hie­rar­chie. Tych prze­obra­żeń nie da się zatrzy­mać ani odwró­cić. Trzeba je opa­no­wać, ująć w karby, skie­ro­wać w okre­ślone łoży­sko, aby jed­nak tego doko­nać, trzeba zgłę­bić mecha­nikę zja­wisk kul­tu­ro­wych w ich wymia­rze maso­wym, odkryć tkwiące w nich pra­wi­dło­wo­ści. A czy zabie­rzemy się do tego przez miłość do czy­stej nauki, jak zaleca Lem-scjen­ty­sta, czy też z pobu­dek bar­dziej prak­tycz­nych i bar­dziej w guście Lema-arty­sty (obawa przed tzw. dry­fem kul­tu­ro­wym czyli – pro­ściej mówiąc – wtór­nym bar­ba­rzyń­stwem), to już sprawa mało istotna46.

Ojciec dostrzega zatem w stu­dium Lema (co zresztą było już lekko zazna­czone w koń­co­wych czę­ściach Sum­mae tech­no­lo­giae) pod­nie­sie­nie waż­kiego pro­blemu, który w momen­cie uka­za­nia się Filo­zo­fii przy­padku (przy­po­mi­nam – w roku 1968) nie był uwa­żany za bar­dzo istotny: pro­ce­sów kul­tu­ro­wych, które doko­ny­wały zasad­ni­czych zmian w sfe­rze ducho­wej spo­łe­czeń­stwa47. Jed­nak wtedy też poja­wił się i inny nurt, który był wyni­kiem nie­upraw­nio­nych prób prze­no­sze­nia na grunt lite­ra­tury i nauki o lite­ra­tu­rze róż­nych idei czer­pa­nych z nauk ści­słych. Opi­sał je Lem w roz­dzia­łach Nowa powieść i nowa fizyka oraz Nowa powieść i mate­ma­tyka48.

Lichań­ski zwraca jed­nak uwagę na kwe­stię, która dla zro­zu­mie­nia dorobku Lema jako filo­zofa jest nie­zwy­kle ważka; oto zda­niem bada­cza:

Lem jed­nak, podob­nie jak Brzo­zow­ski, należy do pisa­rzy, któ­rzy rze­czy, zja­wi­ska, pro­blemy, żeby je w ogóle mogli dostrzec, muszą oglą­dać w per­spek­ty­wie „zasad­ni­czej”, wyol­brzy­mia­ją­cej, makro­ko­smicz­nej. Dla­tego też są słabo uwraż­li­wieni na to, co poszcze­gólne, jed­nost­kowe, zwią­zane z okre­ślo­nym „tutaj” i „teraz”. Dla­tego łatwiej sobie radzą z wiel­kimi kom­plek­sami zagad­nień o gene­ral­nej donio­sło­ści niż z poje­dyn­czą oso­bo­wo­ścią twór­czą czy poje­dyn­czą książką. Toteż Filo­zo­fia przy­padku naj­więk­sze zain­te­re­so­wa­nie budzi wtedy, kiedy zaj­muje się mecha­niką maso­wych pro­ce­sów kul­tu­ro­wych, w któ­rych jed­nostka ludzka staje się mikro­sko­pij­nym ułam­kiem wie­lo­ze­ro­wych liczb sta­ty­stycz­nego obra­chunku. Przy­po­mnijmy sobie jed­nak bele­try­stykę Lema: czy tam sprawa wygląda ina­czej? Utrwa­lił się nam w pamięci nie­je­den z pod­ję­tych przez autora pro­ble­mów, nie­jedna zna­ko­mi­cie zary­so­wana sytu­acja, żadna nato­miast z jego postaci nie narzuca się nam jako wyra­zi­sta, suge­stywna kre­acja cha­rak­te­ro­gra­ficzna. Jest to pisarz pro­ble­mów, idei; ludzie zaś są mu potrzebni tylko na to, żeby repre­zen­to­wali te idee, żeby parali się z takimi czy innymi pro­ble­mami, wikłali się w takie czy inne sytu­acje. Czło­wiek jako samo­istny mikro­ko­smos, jako pro­blem czy raczej splot pro­ble­mów jedyny i swo­isty, feno­men na całą wiecz­ność nie­po­wta­rzalny, dla jego wraż­li­wo­ści arty­stycz­nej nie ist­nieje, nie wpra­wia jej w wibra­cję emo­cjo­nalną. Tym bar­dziej więc umyka jego uwa­dze jako teo­re­ty­zu­ją­cego scjen­ty­sty. Nic też dziw­nego, że to, co można by nazwać mecha­niką kul­tury, inte­re­suje go sil­niej niż jej aksjo­lo­gia49.

Opi­nia ta dziś musia­łaby się zmie­nić – będę zresztą pisał o tym dalej. To jed­nak był rok 1968 i Lem miał przed sobą jesz­cze kilka nie­zwy­kle waż­kich ksią­żek, które poważ­nie wpły­nęły na zmianę i jego poglą­dów, i naszej tychże poglą­dów oceny50. Jed­nak koń­cowa uwaga nie stra­ciła nic ze swej aktu­al­no­ści:

Ważna jest jed­nak Filo­zo­fia przy­padku nie tylko ze względu na swoją pro­ble­ma­tykę, ale rów­nież dla­tego, że w dobie nara­sta­nia ten­den­cji odśrod­ko­wych, skłon­no­ści do zamy­ka­nia się w jakimś dowol­nie wybra­nym kręgu zain­te­re­so­wań par­ty­ku­lar­nych repre­zen­tuje ten­den­cje dośrod­kowe, ambi­cję myśle­nia cało­ścio­wego, ogar­nia­nia wiel­kich kom­plek­sów pro­ble­mo­wych. Cenić należy ją rów­nież za to, że pro­po­nu­jąc okre­ślony pro­gram dzia­ła­nia, nie przed­sta­wia go jako pew­nej i nie­za­wod­nej „drogi kró­lew­skiej”, ale bar­dzo sil­nie eks­po­nuje trud­no­ści zwią­zane z jego reali­za­cją. W takim podej­ściu do rze­czy znaj­duje wyraz wolny od patosu, impo­nu­jący rze­czo­wo­ścią i spo­ko­jem akty­wizm kul­tu­rowy, kro­czący wła­sną drogą – jen­se­its von Pes­si­mi­smus und Opti­mi­smus. Bar­dzo to cenna postawa w dobie roz­pa­no­sze­nia się nastro­jów despe­ra­cji, rezy­gna­cji i cynicz­nego „naple­wa­tiel­stwa”51.

Przy­po­mnia­łem tę opi­nię, bowiem ona pierw­sza tak naprawdę pod­nio­sła inte­re­su­jący nas pro­blem: Lema jako pisa­rza i filo­zofa. Jed­nak dziś kwe­stie te trzeba ująć nieco ina­czej.

2.

Co łączy filo­zo­fię i pisar­stwo? Jak sądzę, dyle­mat ten roz­wią­zał już Ary­sto­te­les, gdyż pisał w Poetyce: „Poezja jest bar­dziej filo­zo­ficzna od histo­rii, bowiem histo­ria mówi o tym, co się zda­rzyło, a poezja o tym, co mogłoby się zda­rzyć”52. Filo­zo­ficz­ność jest, jak sądzę, cechą stałą poezji, resp.lite­ra­tury. Wynika to z oczy­wi­stej jej cechy: oto lite­rac­kie dzieło sztuki odwo­łuje się do zasady praw­do­po­do­bień­stwa, do modal­no­ści jako spo­sobu kon­struk­cji i opo­wie­ści (czy­taj – fabuły), i wywodu (czy raczej – dowo­dze­nia). Wywód naukowy opiera się na nie­za­wod­nych tech­ni­kach dowo­dze­nia oraz na zasa­dzie fal­sy­fi­ka­cji (bądź wery­fi­ka­cji) zarówno prze­sła­nek, jak i dowodu czy wresz­cie wnio­sku. Dość zabaw­nie uka­zuje tę sytu­ację sam pisarz w fik­cyj­nej roz­mo­wie pomię­dzy Kar­lem Pop­pe­rem, Ber­tran­dem Rus­sel­lem i Pau­lem Fey­era­ben­dem w powie­ści Wizja lokalna. Do tych filo­zo­fów zostali doko­op­to­wani adwo­kat Ijona Tichego Sput­nik Fin­kel­stein oraz Wil­liam Sha­ke­spe­are. Roz­mowa doty­czy moż­li­wo­ści zbu­do­wa­nia spo­łe­czeń­stwa w pełni szczę­śli­wego (co, jak pamię­tamy, oka­zuje się złu­dze­niem).

Aby peł­niej uka­zać pro­blem, o któ­rym piszę, wskażę na kilka wybra­nych powie­ści, w któ­rych pro­blematyka filo­zo­ficzna, a cza­sem i teo­lo­giczna, poja­wia się dość natręt­nie. Zacznę od Głosu Pana53. Z boga­tej pro­ble­ma­tyki, jaką zawiera ta powieść-esej, wybie­ram jeden wątek: moż­li­wość ist­nie­nia w Kosmo­sie cywi­li­za­cji sprzy­ja­ją­cej życiu. Ale także takiej, z któ­rej daru nie można wykuć broni ulty­ma­tyw­nej. Ów dar służy życiu i tylko życiu (to w powie­ści tzw. efekt życio­spraw­czy Rom­neya-Moel­lera). Jest to sza­le­nie inte­re­su­jący pro­blem filo­zo­ficzny i teo­lo­giczny, ale bar­dziej – kosmo­lo­giczny. Mimo to pierw­szy z wąt­ków jest ważki, bowiem prze­ja­wia się w powie­ści tęsk­nota za Bogiem (albo jakąś wysoką inte­li­gen­cją), który/która daje nam naj­wspa­nial­szy z darów: życie. Oraz – nie pozwala nam tego daru użyć ina­czej!

Ta wła­śnie powieść pod­suwa jed­no­cze­śnie jedną z moż­li­wych odpo­wie­dzi na inne pyta­nie: Lem zwró­cił bowiem uwagę, iż to MY swo­imi dzia­ła­niami bądź ich zanie­cha­niem two­rzymy zło zamiast dobra, uzur­pu­jemy sobie wiele praw, które nam się nie należą (choćby prawo do decy­do­wa­nia o losie innych – wstrzą­sa­jąca scena, zresztą oparta na fak­tach, z zagłady Żydów we Lwo­wie) itp. Innymi słowy, to powieść, w któ­rej aksjo­lo­gia odgrywa rolę czy nie pod­sta­wową, acz oka­zuje się, że dla dużej grupy ludzi, w tym naukow­ców, jest zbędna.

To in summa dość ponura książka. Autor Cybe­riady uka­zuje świat, w któ­rym nie ma miej­sca na wyż­sze war­to­ści, a już na pewno na trans­cen­den­cję. Ona jest czymś obcym – dla wszyst­kich boha­te­rów tej opo­wie­ści. Wynika to nie z faktu, iż „ta hipo­teza nie jest potrzebna”, ale dla­tego, iż – zda­niem głów­nego boha­tera – jest zbyt piękna. Swo­ista nie­zgoda pro­ta­go­ni­stów na ist­nie­nie cze­goś wię­cej wynika stąd, iż z taką łatwo­ścią czy­nimy zło i nie spo­tyka nas za to – przy­naj­mniej natych­miast – jaka­kol­wiek kara54. To pierw­szy z poważ­nych pro­ble­mów, jakie pod­nosi pisarz; swo­isty brak sank­cji i pełna swo­boda w zakre­sie prze­ciw­sta­wia­nia się choćby Deka­lo­gowi. Gdyby zresztą tak było, to nasza wolna wola byłaby czy­stą fik­cją; innymi słowy – brak aksjo­lo­gicz­nego deter­mi­ni­zmu jest dla pisa­rza argu­men­tem prze­ciw wie­rze. Rzec można na to tylko, iż sam prze­cież w jed­nym z opo­wia­dań zwró­cił uwagę, iż „swo­boda dzia­łań jest tylko do czasu”55, a potem przy­cho­dzi czas zapłaty.

Z kolei Sola­ris56 przy­nosi nie­po­ko­jącą odpo­wiedź na pyta­nie o moż­li­wość ist­nie­nia Boga. Jak wia­domo, zostaje w powie­ści sfor­mu­ło­wana teo­ria ułom­nego Boga. Takiego, który zaczął coś czy­nić, ale „mu nie wyszło”. Jed­nak teo­rię tę wygła­sza czło­wiek, który prze­szedł zała­ma­nie, przy­po­mina więc ona tro­chę żale Jona­sza. Tym­cza­sem tema­tem książki – nie tej tylko! – jest daleko poważ­niej­szy pro­blem, który drę­czył pisa­rza i filo­zofa. Jest to silen­tium Uni­versi, które zresztą roz­sze­rzone zostaje, prawda, iż nie expres­sis ver­bis, także na nasze rela­cje z Bogiem z jed­nej strony, a z dru­giej – na cały pro­ces pozna­wa­nia Kosmosu.

Tre­ści Sola­ris nie będę przy­po­mi­nał; wskażę jed­nak, iż pod koniec powie­ści poja­wia się wła­śnie wspo­mniana hipo­teza (w dys­ku­sji pomię­dzy Snau­tem a Kelvi­nem). Także – w koń­co­wym obra­zie, gdy Kelvin obser­wuje ocean i pro­wa­dzi z nim swo­istą roz­mowę. Uwaga, iż „uznał on, że czas okrut­nych cudów jesz­cze się nie skoń­czył57”, suge­ruje moż­li­wość dal­szego ciągu opo­wie­ści. Nie ma go jed­nak i pozo­staje nam tylko domysł – czy coś się jesz­cze wyda­rzyło?

Pro­blem mil­cze­nia Wszech­świata, które jest figurą mil­cze­nia Boga, rze­czy­wi­ście sta­nowi zagadkę. Lem zdaje się suge­ro­wać, iż dia­log pomię­dzy nami a prze­ra­sta­jącą nas w każ­dej mie­rze Mądro­ścią i jest nie­moż­liwy, i byłby śmieszny. Jed­nak zupeł­nie nie­świa­do­mie, powo­łu­jąc do ist­nie­nia fan­tomy, które prze­śla­dują boha­te­rów sta­cji Sola­ris, zwraca uwagę na jakże istotny ele­ment bar­dzo wielu wiar: oto Bóg speł­nia nasze ukryte marze­nia bądź daje nam moż­li­wość roz­li­cze­nia się z naszymi winami z prze­szło­ści. Cie­ka­wie pro­blem ten powróci w Fia­sku, powie­ści która defi­ni­tyw­nie prze­kre­śla, zda­niem pisa­rza i filo­zofa, jakie­kol­wiek próby nawią­za­nia kon­taktu z „braćmi w rozu­mie z Kosmosu”.

Poja­wia się zatem pro­blem aksjo­lo­giczny, ale nie tyle grze­chu, pokuty i roz­grze­sze­nia, co raczej – posta­wie­nia nas twa­rzą w twarz z naszymi winami. I poka­za­nia, co my z tym zro­bimy. Z reguły – odrzu­camy, sta­ramy się znisz­czyć, wypchnąć z pamięci itd. W powie­ści mamy zatem – poza innymi kwe­stiami – także pro­blem winy i kary, grze­chu i pokuty. Jed­nak boha­te­ro­wie postrze­gają go w per­spek­ty­wie wyklu­cza­ją­cej osądy moralne i spro­wa­dzają wyłącz­nie do pro­blemów stricte fizycz­nych.

Można powie­dzieć – odwo­łam się do kla­sycz­nego przy­kładu – że gdyby Jazon tak pod­cho­dził do wspo­mnia­nych kwe­stii, to zanim zde­cy­do­wałby się prze­nieść Atenę (pod posta­cią sta­ruszki) na drugi brzeg rzeki, wpierw zba­dałby sam rzekę, wypy­tał bogi­nię o to, ile waży, czy nie ma jakichś fobii itd. Innymi słowy – nie zro­biłby zapewne nic. Boha­te­ro­wie Sola­ris nie w sobie szu­kają odpo­wie­dzi na pyta­nia, jakie posta­wił im ocean, lecz wszę­dzie dookoła. Rzec można, iż pisarz wska­zuje, że Boga nie dostrze­gli­by­śmy nawet wtedy, gdy­by­śmy Go spo­tkali, bo lepiej byśmy wie­dzieli, jak ma wyglą­dać i co robić.

I wresz­cie naj­śmiesz­niej­sza, bo z Kobysz­czę­ścia zaczerp­nięta uwaga na temat ist­nie­nia Wyż­szej Inte­li­gen­cji58. Twórca Kobysz­czę­ścia wdaje się w dys­ku­sję z nim, a tyczy ona, baga­tela!, pro­blemu, czy fak­tycz­nie Trurl ową maszynę zbu­do­wał. Z dys­ku­sji wynika, iż… tego nie zro­bił, ponie­waż był on tylko narzę­dziem w rękach Wiel­kiego Rze­mieśl­nika, który to wszystko zapla­no­wał. W ten spo­sób powra­camy do kwe­stii Boga jako Zegar­mi­strza, sfor­mu­ło­wa­nej przez kilku myśli­cieli, a wśród nich: Marka Tul­liu­sza Cyce­rona (106–43 p.n.e.), Lukre­cju­sza (99–55 p.n.e.)59, Wil­liama Paleya (1743–1805) czy wresz­cie Richarda Daw­kinsa (ur. 1941).

Potwier­dza to sam pisarz w wywia­dzie dla „Poli­tyki”: „Nie neguję, że tu i teraz czuwa nad nami jakaś Opatrz­ność. […]. Nato­miast świat być może został ule­piony przez jakieś moce. Nie jestem kazno­dzieją nico­ści”60 [wyróżn. – J.Z.L.]. A zatem pisarz nie odrzuca moż­li­wo­ści ist­nie­nia „jakiejś” Opatrz­no­ści. Zara­zem neguje prze­cież ist­nie­nie życia po śmierci. Zwra­cam uwagę, że nie ma tu sprzecz­no­ści; ewen­tu­alne ist­nie­nie jakichś Mocy nie impli­kuje ist­nie­nia życia poza­gro­bo­wego. Zbli­żałby się zatem Lem do formy nie wiary, ale akcep­ta­cji ist­nie­nia Sił Wyż­szych, Stwór­czych; co wcale nie mia­łoby prze­ło­że­nia na akcep­ta­cję kon­cep­cji, iż śmierć osob­ni­cza jest zara­zem przej­ściem do innej formy życia. Bar­dzo swo­iście roz­wią­zuje tę kwe­stię w Gole­mie XIV, gdzie wska­zuje na moż­li­wość swo­istej ewo­lu­cji… Rozumu; ponie­waż sam Golem XIV jest jakąś odmianą sztucz­nej Inte­li­gen­cji, pisarz zwraca zara­zem uwagę, że two­rząc ją, możemy „prze­do­brzyć” i zbu­du­jemy coś/kogoś, kto nas prze­ro­śnie i nie będzie chciał z nami „roz­ma­wiać” (bo i o czym?!)61.

Te kilka przy­kła­dów poka­zuje, że sama fabuła opo­wie­ści jest dla pisa­rza pre­tek­stem do posta­wie­nia istot­nych pytań bądź filo­zo­ficz­nych, bądź nawet teo­lo­gicz­nych. To, że cza­sami brzmią one lekko żar­to­bli­wie (np. w Cybe­ria­dzie), nie ma zna­cze­nia dla okre­śle­nia ich wagi. Już tu wska­zane doty­czą prze­cież, baga­tela, takich kwe­stii, jak: gra­nice pozna­nia, kon­se­kwen­cje odkryć nauko­wych, moż­li­wość doko­na­nia rewo­lu­cji nauko­wych, lecz po odrzu­ce­niu dotych­cza­so­wych para­dyg­ma­tów (swo­ista odmiana prze­łomu koper­ni­kań­skiego). Ale wszystko pod­dane rygo­ry­zmowi postę­po­wa­nia nauko­wego.

Jaki wyła­nia się zatem kon­tekst filo­zo­ficzny, w któ­rym nale­ża­łoby umie­ścić doro­bek arty­styczny i ese­istyczny Sta­ni­sława Lema?62. Kon­tek­stem pol­skim są oczy­wi­ście poglądy Kazi­mie­rza Twar­dow­skiego i Tade­usza Kotar­biń­skiego (ze względu na rygo­ryzm myślowy) czy Wła­dy­sława Tatar­kie­wi­cza (ze względu na sze­ro­kość per­spek­tywy inte­lek­tu­al­nej, jaką w swych pra­cach wyzna­cza), a ogól­niej szkoła lwow­sko-war­szaw­ska63. Nato­miast kon­tekst świa­towy jest oczy­wi­sty: tra­dy­cja racjo­na­li­zmu od Oświe­ce­nia poczy­na­jąc, a na takich posta­ciach koń­cząc, jak Ber­trand Rus­sell, Paul Fey­era­bend, Wil­lard van Orman Quine i krąg Koła Wie­deń­skiego oraz bry­tyj­skiej filo­zo­fii ana­li­tycz­nej64.

3.

Dla Lema, podob­nie jak i dla sto­ików, istotna jest hipo­teza, że tym, co pozna­jemy, są nasze przed­sta­wie­nia (czy wręcz – wyobra­że­nia o) rze­czy­wi­sto­ści65. Jak poka­za­łem wcze­śniej na kilku przy­kła­dach, jest to raczej spo­strze­że­nie try­wialne (czy raczej – oczy­wi­ste). Kwe­stia wyboru spo­sobu opi­sa­nia tychże przed­sta­wień sta­nowi sprawę dru­go­rzędną. Jeśli autor Fan­ta­styki i futu­ro­lo­gii czyni to bar­dziej dys­kur­syw­nie, to pisze Dia­logi, takie dzieło jak Summa tech­no­lo­giae czy Filo­zo­fia przy­padku. Gdy woli uka­zać zagad­nie­nie w spo­sób nieco ostroż­niej­szy, to two­rzy na przy­kład taką powieść jak Nie­zwy­cię­żony albo opo­wia­da­nie Dok­tor Dia­go­ras, w któ­rych przed­sta­wia ewo­lu­cję maszyn czy może two­rów cyber­ne­tycz­nych. Róż­nica pomię­dzy wymie­nio­nymi utwo­rami tkwi choćby tylko w spo­so­bach argu­men­ta­cji i pre­zen­ta­cji wyni­ków, jakie zawie­rają jego roz­wa­ża­nia. Lem nie może być zatem roz­pa­try­wany tylko z jed­nej per­spek­tywy, na przy­kład wyłącz­nie jako pisarz przy­na­leżny do science fic­tion66.

Dotych­cza­sowe bada­nia twór­czo­ści Lema dzie­liły jego doro­bek na arty­styczny i ese­istyczny. Sądzę, że jest to błąd; róż­nica mię­dzy nimi polega tylko na odmien­nych spo­so­bach argu­men­ta­cji. Szcze­gó­łowo, w odnie­sie­niu oczy­wi­ście do przy­pad­ków ogól­nych, a nie twór­czo­ści Lema, dowo­dził tego jesz­cze Ary­sto­te­les, tedy i sze­rzej sprawy ana­li­zo­wać nie warto. A oto przy­kład wzięty z dzieła naszego pisa­rza.

Gdy w Cybe­ria­dzie mamy opo­wieść o pro­gra­mo­wa­niu Elek­try­bałta (Podróż pierw­sza A), to wydaje się, że jest to coś cał­kiem innego niż uwagi zawarte w Sum­mae tech­no­lo­giae, Filo­zo­fii przy­padku, Fan­ta­styce i futu­ro­lo­gii bądź w stu­diach zebra­nych mię­dzy innymi w tomie Roz­prawy i szkice. Tym­cza­sem róż­nica doty­czy wyłącz­nie spo­sobu wypo­wie­dze­nia tej samej tezy, którą można sfor­mu­ło­wać nastę­pu­jąco: Oto „pro­gram”, jaki posiada w gło­wie arty­sta, nie jest pro­stą sumą wie­dzy naby­tej w szkole, ale wypad­kową (a może pochodną) daleko więk­szego zbioru infor­ma­cji, z któ­rego ist­nie­nia zresztą sam arty­sta nie musi sobie zda­wać sprawy. W roz­pra­wach teo­re­tycz­nych Lem szcze­gó­łowo dowo­dzi, dla­czego tak jest (dowód ten pozwolę sobie pomi­nąć)67, pod­czas gdy w opo­wia­da­niu, poprzez obraz arty­styczny, meta­forę, odpo­wiada na to samo pyta­nie – w bły­sku intu­icyj­nego wej­rze­nia w „naturę rze­czy”. Podob­nej, acz bar­dziej zło­żo­nej odpo­wie­dzi możemy się dopa­trzeć i w Gło­sie Pana68.

W czym zatem tkwi bli­skość pisa­rza i wska­za­nych przeze mnie filo­zo­fów? Oto Lem w swej dys­kur­syw­nej czę­ści dorobku piśmien­ni­czego odwo­łuje się do argu­men­ta­cji deduk­cyj­nej, wycho­dząc od zało­żeń, które każdy czy­tel­nik może dość pro­sto zwe­ry­fi­ko­wać (o ile ma po temu czas i ochotę). Ten tryb myśle­nia jest jakże cha­rak­te­ry­styczny wła­śnie dla wska­za­nych przeze mnie szkół filo­zo­ficz­nych, takich jak lwow­sko-war­szaw­ska szkoła filo­zo­ficzna, Koło Wie­deń­skie, bry­tyj­ska filo­zo­fia ana­li­tyczna69. Zgod­nie z jego pod­sta­wo­wym zało­że­niem nasze dzia­ła­nia mają racjo­nalne pod­stawy i postę­pu­jemy według racjo­nal­nych prze­sła­nek70.

Przy­jęty przez Lema w jego roz­pra­wach teo­re­tycz­nych punkt widze­nia i spo­sób argu­men­ta­cji są w zasa­dzie nie­za­wodne, o ile zgo­dzimy się z aksjo­ma­tami, które nam uczci­wie przed­sta­wia. Zwra­cam tu, mimo­cho­dem zresztą, uwagę na bli­skie pokre­wień­stwo ze spo­so­bem myśle­nia pre­zen­to­wa­nym przez Józefa M. Bocheń­skiego71.

Zasta­no­wić się zatem przyj­dzie nad sys­te­mem aksjo­ma­tów, jakie przyj­muje Lem, lub może nad tym, że postę­puje on tak, jak to okre­ślił Antoni B. Stę­pień: „Filo­zo­fia jest przede wszyst­kim wyja­śnia­niem fak­tów […]. Filo­zof wycho­dzi w swych bada­niach od pew­nych fak­tów, zastaje nowe dane i szuka dla nich wyja­śnie­nia”72. W taki wła­śnie spo­sób postę­puje Lem, a że czyni to w swych utwo­rach bele­try­stycz­nych, ma zna­cze­nie pod­sta­wowe. To one dostar­czają mu wspo­mnia­nych „fak­tów, nowych danych”, któ­rych wyja­śnie­nia potem podaje. Fakt, że nie­które z nich spra­wiają wra­że­nie żartu bądź gro­te­ski, nie ma zna­cze­nia. Wszyst­kie pomy­sły, z jakimi sty­kamy się w Cybe­ria­dzie, wyglą­dają na żart; jed­nak chwila namy­słu każe sąd taki zwe­ry­fi­ko­wać – one wła­śnie tylko tak wyglą­dają. Tak mamy je postrze­gać – czym jed­nak tak naprawdę są?

Zwra­cam uwagę, że twór­czość lite­racka Lema sta­nowi jakby gro­ma­dze­nie fak­tów, w tym nowych fak­tów, aby doszu­ki­wać się dla nich wyja­śnień. Z tego punktu widze­nia inte­re­su­jącą powie­ścią jest Eden, gdzie ten pro­ces jest, obok pery­pe­tii pro­ta­go­ni­stów, swo­istych „roz­bit­ków kosmicz­nych”, osob­nym i jakże waż­nym boha­te­rem opo­wie­ści. Lem poka­zuje pro­ces gro­ma­dze­nia danych o świe­cie pla­nety, na któ­rej roz­biła się rakieta, a następ­nie wery­fi­ka­cji tychże danych, tak aby wresz­cie posta­wić hipo­tezę heu­ry­styczną. Innymi słowy, mamy w tej powie­ści opi­sany pro­ces postrze­ga­nia i wer­sy­fi­ka­cji postrze­żeń rze­czy­wi­sto­ści – aby móc dojść do pozna­nia ejde­tycz­nego.

4.

Powiedzmy to dobit­nie – lite­ra­tura jest przez Lema trak­to­wana jako eks­pe­ry­ment myślowy. To istotne spo­strze­że­nie, które potwier­dza w pełni hipo­tezę sfor­mu­ło­waną w 1971 roku przez Lichań­skiego. Powie­dział on wtedy coś bar­dzo bli­skiego przy­ta­cza­nej opi­nii samego arty­sty: „dla pisa­rza”, zda­niem Lichań­skiego, istotne są pro­blemy, a nie opo­wia­da­nie aneg­dot, nawet naj­bar­dziej inte­re­su­ją­cych. Dla Lema naj­waż­niej­szym z aksjo­ma­tów jest orze­ka­jący, iż – empi­ria przed wszel­kimi a priori przy­ję­tymi zało­że­niami. Z tego aksjo­matu wyni­kają następne: kolejny doty­czy metod dowo­dze­nia deduk­cyj­nego oraz, gdyby to było moż­liwe, ope­ro­wa­nia języ­kiem sfor­ma­li­zo­wa­nym (dla unik­nię­cia nie­po­ro­zu­mień seman­tycz­nych). Ten ostatni waru­nek jako prak­tycz­nie nie­re­ali­zo­walny, Lem speł­nia, posłu­gu­jąc się języ­kiem, w któ­rym używa ter­mi­nów wzię­tych z nauk ści­słych (dodajmy – posłu­gu­jąc się nimi zgod­nie z defi­ni­cjami tychże ter­mi­nów). Dodat­kową dyrek­tywą meto­dyczną, bo nie aksjo­ma­tem, jest przy­ję­cie zasady ope­ro­wa­nia wyłącz­nie zwe­ry­fi­ko­wa­nymi danymi poda­wa­nymi przez nauki ści­słe. Jed­nak obok nich poja­wia się kate­go­ria przy­padku, która to kate­go­ria według pisa­rza jest nie­zwy­kle istotna. To wła­śnie przy­pa­dek decy­duje i o naszym życiu, i o pro­ce­sach ewo­lu­cji; on też odgrywa wielką rolę w inter­pre­ta­cjach na przy­kład wyda­rzeń histo­rycz­nych. W tym wypadku wraz ze „skła­dową cza­sową”, bowiem to upływ czasu i zmienna per­spek­tywa powo­dują, że kon­kretne fakty ina­czej inter­pre­tu­jemy. Zabawny opis tego pro­blemu dał Lem w powie­ści Powtórka.

Zaska­ki­wać może nie­chęć pisa­rza do czę­ści usta­leń nauk huma­ni­stycz­nych; wynika ona stąd, że wie­lo­krot­nie ope­ruje się w tych naukach poję­ciami, które są źle zde­fi­nio­wane bądź nie są ade­kwatne do fak­tów, które mają opi­sy­wać. Zbiór przy­kła­dów takich pojęć można odna­leźć głów­nie w Filo­zo­fii przy­padku, Fan­ta­styce i futu­ro­lo­gii, a także w ese­jach i stu­diach roz­rzu­co­nych w róż­nych zbio­rach73. Wspo­mniana wcze­śniej dys­ku­sja, jaka odbyła się na mar­gi­ne­sie Filo­zo­fii przy­padku, poka­zała zresztą zasad­ni­czą roz­bież­ność w podej­ściu Lema do kwe­stii usta­leń na przy­kład teo­rii i filo­zo­fii lite­ra­tury z jed­nej strony, a pod­da­niu tychże usta­leń rygo­ry­zmowi nauk sil­niej osa­dzo­nych w pro­ce­du­rach logicz­nych z dru­giej.

W ten spo­sób doty­kamy przy­czyn swo­istej nie­chęci pisa­rza do opi­sy­wa­nia takich zja­wisk, jak tele­pa­tia, tele­ki­neza czy tra­dy­cyjne „instru­men­ta­rium” tzw. hard science fic­tion itd. Wynika to z faktu, że część tych zja­wisk może i zacho­dzi, ale są one „sta­ty­stycz­nie zanie­dby­walne”, bądź non­sza­lan­cja wobec usta­leń nauki w czę­ści lite­ra­tury science fic­tion jest dla Lema nie do zaak­cep­to­wa­nia74. Jako bada­cza, filo­zofa i pisa­rza inte­re­suje go wyłącz­nie to, co speł­nia kry­te­ria nało­żone na postę­po­wa­nie uzna­wane za naukowe: wery­fi­ko­wal­ność wyni­ków, powta­rzal­ność eks­pe­ry­men­tów, odpor­ność na fal­sy­fi­ka­cję. Wszystko, co wykra­cza poza stwier­dzone fakty, jest auto­ma­tycz­nie odrzu­cane do, powiedzmy deli­kat­nie, zbioru hipo­tez nie­pod­da­ją­cych się wery­fi­ka­cji (przy obec­nym sta­nie wie­dzy)75. Jedy­nym wyjąt­kiem jest oczy­wi­ście Cybe­riada, ale tę kwe­stie zostawmy na razie na boku.

Jak ma się powie­dziane do swo­istego rodzaju futu­ro­lo­gii upra­wia­nej przez Lema?

Pisarz stara się, wycho­dząc od ści­śle usta­lo­nych danych, poka­zać moż­liwe i hipo­te­tycz­nie praw­dziwe drogi dal­szej ewo­lu­cji okre­ślo­nych owymi danymi – rze­czy, pro­ce­sów itd.76 Jeśli Lem prze­wi­dział na przy­kład w Sum­mae tech­no­lo­giae powsta­nie vir­tual reality, to nie był to ani szczę­śliwy traf, ani jakaś okrutna moc pro­fe­cji. Była to, uchwy­cona przez bada­cza, kon­se­kwen­cja ana­lizy moż­li­wo­ści, jakie poja­wiły się poten­cjal­nie już w chwili, gdy zaczął postę­po­wać roz­wój kom­pu­te­rów. I tak jest ze wszyst­kimi „pro­roc­twami” Lema: uży­wam cudzy­słowu, bowiem nie są to ani pro­roc­twa, ani pro­gnozy, ale uka­za­nie moż­li­wych dróg ewo­lu­cyj­nych zapo­cząt­ko­wa­nych przez nas pro­ce­sów zmian tech­no­lo­gicz­nych i nauko­wych. Naj­groź­niej­sze z nich oma­wia Lem w stu­dium Sex Wars: naj­groź­niej­sze, bowiem filo­zof wska­zuje na kon­se­kwen­cje swo­istego nało­że­nia się pro­ce­sów zacho­dzą­cych w bios­fe­rze na pro­cesy uru­cho­mio­nego przez nas, lecz już przez nas nie­kon­tro­lo­wa­nego, roz­woju tech­no­lo­gicz­nego. A zda­niem filo­zofa oba te pro­cesy nie są wza­jem przy­ja­zne (nie mówiąc o kom­pa­ty­bil­no­ści!).

Jedyna wąt­pli­wość, jaką można na serio zgło­sić, wiąże się z pyta­niem: czy fak­tycz­nie pro­cesy tech­no­lo­giczne cha­rak­te­ry­zuje taka auto­no­mia, o jakiej stale pisze Lem?

5.

Swo­isty błąd myśle­nia huma­ni­stycz­nego polega na tym, że gdy powia­damy na przy­kład, iż Sta­ni­sława Lema w pla­nie arty­stycz­nym wiele łączy mię­dzy innymi z Jose­phem Con­ra­dem, Her­ma­nem Melville’em, kla­syczną powie­ścią moder­ni­styczną, ale też z Hen­ry­kiem Sien­kie­wi­czem czy Wit­ka­cym, to zapo­mi­namy, że mówimy wyłącz­nie o two­rzy­wie, a nie o tym, co przy pomocy owego two­rzywa zostało powie­dziane. Jeśli można na przy­kład dostrzec pewne zbież­no­ści pomię­dzy Lemem a Con­ra­dem, to tkwią one wyłącz­nie w czymś, co Con­rad nazywa „wymie­rza­niem spra­wie­dli­wo­ści widzial­nemu światu”77. Jed­nakże jest to tylko meta­fora, a dla Con­rada i Lema zna­czy ona prak­tycz­nie zupeł­nie coś innego. Con­ra­dow­ski „widzialny świat” został opi­sany dokład­nie przez Nor­mana Sherry’ego i na nic tu jakieś dal­sze wysiłki inter­pre­ta­cyjne78. „Widzialny świat” jest dla Lema czymś zupeł­nie innym; to natura (wraz z pro­ce­sami ewo­lu­cyj­nymi) oraz wszystko, co doda­li­śmy do niej tech­no­lo­giami i nauką wła­śnie. Pirx czy naukowcy ze sta­cji Sola­ris nie są zatem boha­te­rami Con­ra­dow­skimi mię­dzy innymi dla­tego, że dzia­łają w innym śro­do­wi­sku niż posta­cie z dzieł autora Taj­funu. Ponie­waż jed­nak ich dzia­ła­niami czę­sto powo­dują zasady, któ­rym i boha­te­ro­wie Con­rada są wierni, czy ozna­cza to, iż nie mam racji? Nawet jeśli taką zbież­ność fak­tycz­nie uda nam się wyka­zać, to czy powie­dzia­łem wcze­śniej zda­nie fał­szywe?

Pyta­nie doty­czy uni­wer­sal­no­ści praw moral­nych i nie ma nic wspól­nego z taką czy inną szkołą pisar­ską. W tym zakre­sie Lem oka­zuje się nie­odrod­nym uczniem myśli­cieli o oświe­ce­niowo-racjo­na­li­stycz­nym rodo­wo­dzie, bowiem, jak Imma­nuel Kant przyj­muje, że moral­ność nie została nam dana przez bogów, ale to my sami ją okre­śli­li­śmy jako zbiór pew­nych dyrek­tyw postę­po­wa­nia, które tra­dy­cyj­nie nazy­wamy huma­ni­stycz­nym bądź huma­ni­tar­nym. Postę­pu­jemy zatem na­dal racjo­nal­nie, bo takie postę­po­wa­nie odpo­wiada naszej god­no­ści ludz­kiej. Słynne zda­nie Kanta: „Niebo gwiaź­dzi­ste nade mną, prawo moralne we mnie”79, ozna­cza nie aprio­rycz­ność moral­no­ści czy też toż­sa­mość praw natury i praw moral­no­ści, ale coś daleko bar­dziej waż­kiego. Oto jeśli przyj­mu­jemy nie­wzru­szo­ność praw natury i ich nad­rzęd­ność, to podob­nie przy­jąć musimy nie­wzru­szo­ność i nad­rzęd­ność praw moral­nych. I nie wynika to z arbi­tral­nej decy­zji bogów, ale musi być naszym wybo­rem; postę­po­wa­nie racjo­nalne winno opi­sy­wać nie tylko prawa przy­rody, ale i dzia­ła­nia czło­wieka80.

Lecz gdzieś nam znik­nął pro­blem auto­no­mii pro­ce­sów tech­no­lo­gicz­nych! Czas kilka słów poświę­cić temu tema­towi. Powie­dziane wcze­śniej przy­po­mina o jed­nym: oto według Lema czło­wiek jed­no­cze­śnie żyje w niszy, jaką dała mu natura, a zara­zem stwa­rza wokół sie­bie niszę sztuczną, bowiem tech­no­lo­giczną (nawet gdy jest to tylko tech­no­lo­gia zwią­zana z budową wia­do­mego konia, któ­rego celem miało być zdo­by­cie pew­nego mia­sta). Obie z nisz, natu­ralna i tech­no­lo­giczna, uła­twiły czło­wiekowi zbu­do­wa­nie sys­temu prze­ko­nań i poglą­dów. Jed­nak czło­wiek dzia­łał w obu, a pierw­sza z nich – jako sta­no­wiąca część home­ostatu ziem­skiego – roz­wi­jała się i roz­wija nie­za­leż­nie od dzia­łań czło­wieka. Jej auto­no­mia jest zatem oczy­wi­sta.

Lecz czy tech­no­lo­gia może roz­wi­jać się jak sys­tem quasi-ewo­lu­cyjny? Nie tylko w opi­nii Lema – nie­stety tak. Przy­kład pierw­szy z brzegu – samo­chód. Jego poja­wie­nie się spo­wo­do­wało zmiany w tech­nice budowy dróg i mostów oraz orga­ni­za­cji ruchu dro­go­wego, roz­wój infra­struk­tury (bar­dzo zło­żo­nej) zwią­za­nej z obsługą ruchu samo­cho­do­wego, powsta­nie nowych gałęzi prze­my­słu i nowych kie­run­ków badań nauko­wych itd. Co wię­cej: spo­wo­do­wało także zmiany o cha­rak­te­rze socjal­nym (zmiany w pra­wie, nowe zawody, nowe prze­stęp­stwa itp.) oraz wpły­nęło na zmiany w naszej niszy bio­lo­gicz­nej (wyzwa­la­jąc w niej pewne pro­cesy, nie zawsze dla nas korzystne). Wróćmy do przy­kładu z wia­do­mym koniem: aby go zbu­do­wać, nale­żało wyciąć nieco lasu, a to mogło spo­wo­do­wać, w małym (ale od cze­goś trzeba zacząć!) zakre­sie, takie znisz­cze­nie, iż zie­mia mogła zacząć jało­wieć. Zmiana tech­no­lo­giczna spo­wo­do­wała zmianę w eko­lo­gii (i to bez odwo­ły­wa­nia się do okle­pa­nego przy­kładu Pusz­czy Ama­zoń­skiej). Co wię­cej: przy­kład podzia­łał i już może nie kolejne konie, ale maszyny oblęż­ni­cze poczęły poja­wiać się dość masowo (wystar­czy lek­tura pamięt­ni­ków Cezara). Poczęła się zatem roz­wi­jać tech­no­lo­gia woj­skowa; nie­za­leż­nie od naszego do niej nasta­wie­nia – jej roz­wój stał się fak­tem, raczej dość trud­nym do zane­go­wa­nia (o ile jeste­śmy przy zdro­wych zmy­słach).

Czy wska­zuje to na auto­no­mię zmian tech­no­lo­gicz­nych? Tak, bowiem każda zmiana w zakre­sie dowol­nej tech­no­lo­gii MUSI wywo­łać dal­sze zmiany, a ich cha­rak­ter, podob­nie jak cha­rak­ter zmian ewo­lu­cji natu­ral­nej jest in summa, nie tylko bar­dzo trudny do wcze­śniej­szego prze­wi­dze­nia, ale prak­tycz­nie nie daje się ani cof­nąć, ani zatrzy­mać. Nie możemy też prze­wi­dzieć, jaki wpływ wywrą postę­pu­jące zmiany na całość home­ostatu, jakim jest zie­mia. Kla­sycz­nym przy­kła­dem jest tech­no­lo­gia jądrowa – dość kosz­marne skutki jej uru­cho­mie­nia nie od razu były jasne dla tych, któ­rzy owe tech­no­lo­gie stwo­rzyli. Ich wpływ zaś na niszę bio­lo­giczną pozna­li­śmy nie tylko po Hiro­szi­mie i Naga­saki, ale i po Czar­no­bylu.

Ale – i tu, i tam działa jesz­cze przy­pa­dek. Dla Lema prze­cież ta kate­go­ria jest jedną z klu­czo­wych zarówno w dzia­łal­no­ści arty­stycz­nej, jak i filo­zo­ficz­nej. Czas na zaję­cie się i tą kate­go­rią.

6.

Kate­go­ria przy­padku, a więc, mówiąc w dużym uprosz­cze­niu, pew­nej dozy inde­ter­mi­ni­zmu w gene­ral­nie deter­mi­ni­stycz­nym świe­cie, spra­wia wiele kło­potu bada­czom twór­czo­ści autora Sola­ris. Wiąże się to z nie­uza­sad­nio­nym mnie­ma­niem, jakoby w takim połą­cze­niu tkwiła sprzecz­ność. Tym­cza­sem jest to raczej pogo­dze­nie się z pewną nie­uchron­no­ścią zja­wisk, w któ­rych mamy do czy­nie­nia z pro­ce­sami zasad­ni­czo sto­cha­stycz­nymi wła­śnie. A gdy mówimy mię­dzy innymi o postę­po­wa­niu czło­wieka, to musimy pamię­tać, że owo postę­po­wa­nie będzie czę­sto­kroć okre­ślone wła­śnie przez sto­cha­stykę, czyli mówiąc nieco nie­pre­cy­zyj­nie – przy­pa­dek.

O nim wła­śnie bar­dzo cie­ka­wie pisał sir Arthur S. Edding­ton w 1928 roku w pracy The Nature of the Phy­si­cal World:

Jeżeli w miarę posu­wa­nia się w kie­runku strzałki [cho­dzi o strzałkę czasu – J.Z.L.] będziemy znaj­do­wali coraz wię­cej ele­mentu przy­pad­ko­wo­ści w sta­nie świata, to strzałka wska­zuje w kie­runku przy­szło­ści, jeżeli ele­ment przy­pad­ko­wo­ści się zmniej­sza – to wska­zuje w kie­runku prze­szło­ści. […] wpro­wa­dze­nie ele­mentu przy­pad­ko­wo­ści jest jedyną rze­czą, która się nie może odstać81.

Edding­ton wska­zuje na nie­uchron­ność przy­padku, resp. loso­wo­ści czy może inde­ter­mi­ni­zmu w odnie­sie­niu do wyda­rzeń przy­szłych. Są one bowiem wyzna­czone tylko w spo­sób sta­ty­stycz­nie prze­wi­dy­walny; nie można jed­nak powie­dzieć, iż jakieś zja­wi­sko, stan rze­czy zajdą z całą pew­no­ścią w taki a nie inny spo­sób. Edding­ton powiada dalej, iż owa strzałka czasu jest nie tylko odczu­wana przez świa­do­mość i narzu­cona przez roz­są­dek, ale że odnosi się do badań nad orga­ni­za­cją śro­do­wi­ska. Zara­zem to wła­śnie przy­pa­dek wpro­wa­dza do świata rze­czy nie­odwo­łalne – powiada dalej angiel­ski fizyk. Innymi słowy: lubo byłoby myśleć, iż można przy­szłe wyda­rze­nia (nawet gdyby to były tylko lek­tury dzieł kla­sy­ków lite­ra­tury antycz­nej) ści­śle okre­ślić, jed­nakże roz­rzut odczy­tań będzie się stale posze­rzał i z tego powodu dys­ku­sja na temat close reading bądź misre­ading jest bez­ce­lowa.

Lem wie­lo­krot­nie, i w utwo­rach arty­stycz­nych, i w ese­istyce filo­zo­ficz­nej, wska­zuje nie tylko na rolę przy­padku, ale wię­cej – na prze­ci­na­nie się linii roz­woju ewo­lu­cyj­nego (teo­re­tycz­nie deter­mi­ni­stycz­nego – w potocz­nym poj­mo­wa­niu ewo­lu­cji jako ciągu zmian nie­dy­skret­nych) wła­śnie z „fluk­tu­acjami praw­do­po­do­bień­stwa”. Przy­kła­dem może być, raz jesz­cze przy­wo­łana, ener­ge­tyka jądrowa. Jej roz­wój, powiada pisarz, zde­ter­mi­no­wały prace grupy fizy­ków na prze­ło­mie XIX i XX wieku, a sta­no­wiące ponury efekt obie bomby powstały wła­śnie przez przy­pa­dek, jakim była II wojna świa­towa – ze wszyst­kimi swo­imi kon­se­kwen­cjami w dzie­dzi­nie nauki. Dal­sze dowo­dze­nie powie­dzia­nego wydaje się, jak sądzę, oczy­wi­ste.

Zda­niem pisa­rza kate­go­ria przy­padku jest nie­zwy­kle istotna, bowiem gdy mamy do czy­nie­nia z pro­ce­sami, w któ­rych bie­rze udział wielka liczba ele­men­tów, musimy je (zgod­nie z zasa­dami okre­ślo­nymi przez odpo­wied­nie działy mate­ma­tyki) badać meto­dami sta­ty­stycz­nymi (dobrze byłoby jesz­cze okre­ślić, które z owych ele­men­tów to stałe, a które zmienne – lecz kwe­stie postę­po­wa­nia meto­dycz­nego zostawmy na razie na boku). Metody te zostały zasto­so­wane póź­niej do bada­nia pew­nych zja­wisk w obrę­bie nauk huma­ni­stycz­nych (np. lin­gwi­styki, socjo­lo­gii). W naj­now­szych bada­niach bie­rze się też pod uwagę pro­ble­ma­tykę tzw. zacho­wań cha­otycz­nych (prze­ja­wiają one pra­wi­dło­wo­ści, lecz zupeł­nie ina­czej, niż nam się dotąd wyda­wało, i nie mają nic wspól­nego z cha­osem w rozu­mie­niu potocz­nym) – także i ten wywód zakoń­czę tylko na powie­dzia­nym, aby go nad­mier­nie nie prze­cią­żać.

Lem uważa, i być może jest to rów­nież jeden z istot­nych aksjo­ma­tów jego myśle­nia, że czło­wiek, Zie­mia i naj­bliż­sze jej oto­cze­nie sta­no­wią sys­tem (home­ostat), któ­rego zacho­wa­nie do końca da się opi­sać przy pomocy narzę­dzi wzię­tych z nauk mate­ma­tyczno-fizycz­nych oraz bio­lo­gii. Jed­no­cze­śnie nie twier­dzi, że Bóg to hipo­teza nie­po­trzebna. Nie posiada bądź nie zna narzę­dzi, które by mu pozwo­liły taki sys­tem połą­czyć z jaką­kol­wiek kon­cep­cją Boga. Nie twier­dzę, że jest to zaleta bądź sła­bość Lemow­skiej idei; sądzę, że to jej cecha cha­rak­te­ry­styczna. Barierę wyzna­czoną przez Lema można prze­kro­czyć, jed­nak odpo­wiedź, jak to uczy­nić, nie należy do porządku niniej­szych wywo­dów.

7.

Na zakoń­cze­nie powie­dzieć można (i należy) jedno: doro­bek Sta­ni­sława Lema postrze­gać trzeba w kon­tek­ście naj­więk­szych szkół filo­zo­ficz­nych Sta­rego i Nowego Świata. Nie dla­tego, że tak nam, jako Pola­kom, lubo, ale ze względu na to, że zakres podej­mo­wa­nej przez niego tema­tyki takiego kon­tek­stu wymaga – sama już Summa… wyzna­cza bar­dzo roz­le­gły zakres pro­ble­mów; dodać do tego należy jesz­cze kwe­stie poru­szane w Dia­lo­gach (oba wyda­nia!), w Roz­mo­wach… czy w stu­diach i ese­jach.

Może nie od rze­czy będzie przy­po­mnieć, że wska­zane tytu­łem przy­kładu utwory przy­wo­łują takie zagad­nie­nia (wraz z okre­śle­niem m.in. kon­se­kwen­cji, jakie wywoła ich poja­wie­nie się), jak: moż­li­wość (a raczej niemoż­li­wość) odbu­dowy naszej struk­tury ato­mo­wej, zagad­nie­nia pato­lo­gii zarzą­dza­nia w gospo­darce cen­tral­nie ste­ro­wa­nej, pro­blemy zwią­zane z dosto­so­wa­niem naszego kraju do wymo­gów nowo­cze­snej nauki i eko­no­miki, spo­soby roz­wią­za­nia prze­lud­nie­nia, wyzwa­nia, jakie współ­cze­sna nauka posta­wiła tra­dy­cyj­nej etyce, pro­blemy ewo­lu­cji życia w skali kosmicz­nej, moż­li­wo­ści, ale i zagro­że­nia, jakie stwo­rzyła tzw. kul­tura elek­tro­niczna itd. Świa­do­mie nie hie­rar­chi­zuję zagad­nień, bowiem Lem wymaga od swego czy­tel­nika, aby myślał praw­dzi­wie glo­bal­nie. Sądzę zresztą, że filo­zof pra­gnie zwró­cić naszą uwagę na fakt, że dziś nie możemy uda­wać, iż jakieś kwe­stie tyczące przy­szło­ści naszego gatunku możemy zigno­ro­wać. Żyjemy w glo­bal­nej wio­sce, czy chcemy tego czy nie, i zgod­nie z tym fak­tem win­ni­śmy się zacho­wy­wać. Uda­wa­nie, że tych kwe­stii nie ma lub że winni nimi zająć się inni, jest jakąś postawą, jed­nak nie rokuje ona nam w przy­szło­ści wiel­kich szans na prze­trwa­nie. Nim pole­cimy do gwiazd, powiada pisarz, musimy wpierw w pełni zro­zu­mieć sie­bie samych i nasze życie upły­wa­jące nam na trze­ciej pla­ne­cie dość stan­dar­do­wego układu gwiezd­nego. Im szyb­ciej to uczy­nimy, tym łatwiej przyj­dzie nam pokie­ro­wać nami samymi.

Przy tak sze­ro­kim spec­trum poru­sza­nych pro­ble­mów swo­isty „błąd” pisa­rza i filo­zofa tkwi w tym, że więk­szość swych tez wypo­wie­dział w spo­sób nie­sys­te­ma­tyczny, a co gor­sza, jego roz­wa­ża­nia arty­styczne i filo­zo­ficzne są kom­pa­ty­bilne i nie mogą być roz­pa­try­wane roz­dziel­nie (np. czy Golem XIV bądź recen­zje nie­na­pi­sa­nych ksią­żek należą do filo­zo­fii, czy już do lite­ra­tury? Takie pyta­nia zresztą trzeba roz­strzy­gać w wypadku więk­szo­ści utwo­rów Lema, zwłasz­cza bele­try­stycz­nych). I tylko w tym jed­nym zga­dzam się z nie­któ­rymi z dotych­cza­so­wych bada­czy jego twór­czo­ści.

Filo­zo­fia zatem – dość prze­kor­nie – zostaje i wpro­wa­dzona, i wywie­dziona z dzieł lite­rac­kich mię­dzy innymi Lema. Tkwi ona nie w logicz­nie upo­rząd­ko­wa­nych wypo­wie­dziach, ale w obra­zach, które stają się pożywką dla nas, odbior­ców. Jak traf­nie uchwy­cił to Hen­ryk Elzen­berg: „[…] obraz – pod pew­nymi warun­kami – pozwala jakość dosko­nale kon­kretną okre­ślić albo w spo­sób zupeł­nie dorów­nany, albo z więk­szą aprok­sy­ma­cją niż ter­min”82. Tu zatem prze­ja­wia się filo­zo­fia; jest ona jed­nakże nieco odmien­nie odczy­ty­wana – co sta­ra­łem się poka­zać – i przez bada­czy, i przez odbior­ców. Zada­niem tych pierw­szych jest tylko wska­za­nie, w jakich frag­men­tach tek­stów możemy odna­leźć jej cień. Boli nas, że jest to tylko cień, prze­czu­cie, a ni­gdy pew­ność. Jak to świet­nie wyra­ził Jan Paran­dow­ski, choć w odnie­sie­niu do nieco innych kwe­stii:

Oto co nam zostaje: naiwny domysł, róża­niec „może” który odma­wiamy pod zamknię­tymi drzwiami czasu. Tam trwają miste­ria naszych począt­ków i na próżno ubie­gamy się o wta­jem­ni­cze­nie. Tylko marze­niami wolno nam koła­tać do tych drzwi i w bły­skach wizji brać je za ski­nie­nie rze­czy­wi­sto­ści83.

Elzen­berg i Paran­dow­ski mówią to samo: obraz, wizja arty­styczna to „okre­śla­nie jako­ści dosko­nale kon­kret­nej”84. Lecz wciąż pozo­staje owo okre­śle­nie obra­zem, bły­skiem wizji i niczym wię­cej; czy w pełni poj­mu­jemy ich zna­cze­nia, to już inna sprawa. Tu już musimy, bo jak powie­dział Kant: „[…] rozum wnika w to tylko, co sam wedle swego pomy­słu (Entwurf) wytwa­rza, że kie­ru­jąc się sta­łymi pra­wami, winien z zasa­dami swych sądów iść na czele i skło­nić przy­rodę do dania odpo­wie­dzi na jego pyta­nia […]”85.

To my zada­jemy i światu, i dziełu lite­rac­kiemu pyta­nia; albo pomogą one „uchy­lić zatrza­śnięte drzwi czasu”, albo nie. Pisarz może nam tylko pod­po­wie­dzieć, jak – jego zda­niem – naj­ła­twiej to uczy­nić. Jak sądzę, Lem dał nam wręcz klucz do owych drzwi, lecz jest on lekko zardze­wiały i „filo­zo­fią win­ni­śmy go pole­ro­wać”, jak pod­po­wiada Łukasz Gór­nicki86. Lite­ra­tura i filo­zo­fia są sio­strami, może i bliź­niacz­kami, lecz każda z nich działa osobno. I win­ni­śmy o tym zawsze pamię­tać.

8.

Zamy­ka­jąc niniej­sze roz­wa­ża­nia, pra­gnę zwró­cić uwagę na dwa fakty. Pierw­szy wiąże się z cyto­waną wcze­śniej opi­nią Lichań­skiego o waż­no­ści dla Lema pro­ble­mów filo­zo­ficz­nych i ich prze­wa­dze nad „opo­wia­da­niem fabuł”. Dla autora Sola­ris nie ma waż­niej­szego tematu niż czło­wiek WOBEC tego, co w pew­nej mie­rze, sam stwo­rzył (związki z tra­dy­cją Golema czy moty­wami fau­stycz­nymi należy a priori odrzu­cić i uznać za przy­pa­dek bądź wygodny pre­tekst do przed­sta­wie­nia kwe­stii waż­niej­szych). Drugi wiąże się z nadzieją, którą Lem kie­dyś wyra­ził expres­sis ver­bis. Śmiem mnie­mać, że marze­nie Lema, iżby ujrzeć prawdę „twa­rzą w twarz”, w jakiejś mie­rze już się speł­niło. Świad­czą o tym wła­śnie Jego dzieła.

Lem jest jed­nym z naj­waż­niej­szych pol­skich pisa­rzy i filo­zo­fów XX wieku. Wynika to nie tylko z roz­le­gło­ści jego twór­czo­ści, lecz także z jej wagi. Bernd Gräfrath87 zabaw­nie, ale zara­zem z wiel­kim sza­cun­kiem, ujął to w takim oto wier­szu:

GOlem został zro­biony z gliny było to wygodne dla misty­ków, bo tchnęło weń życie z alGO­ryt­mem, któ­rego potrze­buje: potem Sta­ni­sław Wielki Lem – wyrocz­nia z Gole­mem – to ist­nie­nie kom­pu­tera wypo­sa­żo­nego w sztuczną inte­li­gen­cję, ale dzi­siaj jest AlphaGO & Super­sza­chy z α-zero; To była gra z ludzką siłą bez pro­blemu znie­sioną. Powiem tak: Bóg nie GOogluje, Bo nie było już wię­cej świa­tła88.

Ale Lem dał nam to świa­tło i naprawdę nie trzeba szu­kać niczego w Google; wystar­czy się­gnąć do ksią­żek autora Sola­ris i może nie wszystko, ale bar­dzo wiele uda nam się wyja­śnić. Bo świa­tło będzie wciąż nam świe­cić89!

PROF. DR HAB. JAKUB ZDZI­SŁAW LICHAŃ­SKI

Eme­ry­to­wany pro­fe­sor zwy­czajny Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego, spe­cja­li­sta w zakre­sie reto­ryki, histo­rii kul­tury i lite­ra­tury do końca XVIII w., także lite­ra­tury powszech­nej i popu­lar­nej, pro­ble­mów emi­gra­cji, cen­zury w PRL, pol­skiej publi­cy­styki XX i XXI wieku. Wydał m.in.: Reto­ryka od śre­dnio­wie­cza do baroku. Teo­ria i prak­tyka (War­szawa 1992), Reto­ryka od rene­sansu do współ­cze­sno­ści. Tra­dy­cja i inno­wa­cja (War­szawa 2000), Reto­ryka w Pol­sce. Stu­dia o histo­rii, naucza­niu i teo­rii w cza­sach I Rze­czy­po­spo­li­tej (War­szawa 2003), Reto­ryka. Histo­ria – teo­ria – prak­tyka (War­szawa 2007); W poszu­ki­wa­niu naj­lep­szych form komu­ni­ka­cji, czyli dla­czego wciąż jest nam potrzebna reto­ryka? (Kra­ków 2017); Filo­lo­gia – Filo­zo­fia – Reto­ryka. Wpro­wa­dze­nie do badań (nie tylko) lite­ra­tury popu­lar­nej (War­szawa 2017); Nie­po­pu­lar­nie o popu­lar­nej. O narzę­dziach badań lite­ra­tury (War­szawa 2018). Należy do grona auto­rów haseł w Histo­ri­sches Wörterbuch der Rhe­to­rik (1992–2012). Autor mono­gra­fii Łuka­sza Gór­nic­kiego, Jana Paran­dow­skiego, Her­manna Bro­cha, Johna Ronalda Reu­ela Tol­kiena, a także pierw­szej mono­gra­fii poematu Niobe Kon­stan­tego Ilde­fonsa Gał­czyń­skiego (2015).

„Philosophia perennis” Stanisława Lema Zbigniew Trzaskowski

Phi­lo­so­phia peren­nis Sta­ni­sława Lema

Zbi­gniew Trza­skow­ski

Roz­le­głość zain­te­re­so­wań, dobra zna­jo­mość sze­ściu języ­ków obcych, szcze­gól­nie nie­miec­kiego, nowa­tor­ska na wskroś ana­liza wyzwań, jakie nie­sie duch współ­cze­snego świata, inte­lek­tu­alne poszu­ki­wa­nia z zakresu kilku dzie­dzin nauki – wszystko to spra­wia, że doro­bek Sta­ni­sława Lema nie pod­daje się jed­no­znacz­nej cha­rak­te­ry­styce. Nie sprzyja jej, na co nie­je­den raz zwra­cał uwagę sam zain­te­re­so­wany, brak sta­łych wyznacz­ni­ków oceny i per­spek­tywy syn­te­ty­zu­ją­cej wiele punk­tów odnie­sienia. Pisarz zarzu­cał swoim kry­ty­kom wyryw­ko­wość osą­dów, roz­chwia­nie kry­te­riów, oma­wia­nie poszcze­gól­nych publi­ka­cji bez uwzględ­nia­nia linii ewo­lu­cyj­nej całej twór­czo­ści lite­rac­kiej i cało­kształtu dorobku myślo­wego w jego cza­so­wym hory­zon­cie90. Taki stan rze­czy potwier­dza zróż­ni­co­wana recep­cja piśmien­nic­twa pol­skiego twórcy: w kra­jach anglo­sa­skich uwa­żany jest za wybit­nego autora powie­ści hard science fic­tion, w Rosji przede wszyst­kim doce­nia się jego wkład w roz­wój współ­cze­snej myśli cyber­ne­tycz­nej, Japoń­czy­ków inte­re­suje głów­nie jako futu­ro­log, nato­miast w nie­miec­kiej prze­strzeni języ­ko­wej ucho­dzi za filo­zofa i ory­gi­nal­nego myśli­ciela.

Co prawda, autor Filo­zo­fii przy­padku uwa­żał się jedy­nie za pasjo­nata filo­zo­fii, ale Bogu­sław Wol­nie­wicz, uwzględ­nia­jąc fakt prze­ni­ka­nia się i łącze­nia dys­kursu filo­zo­ficz­nego z lite­ra­turą, zali­czył go obok Cze­sława Miło­sza do „naj­wy­bit­niej­szych przed­sta­wi­cieli pol­skiej filo­zo­fii w dru­giej poło­wie XX wieku”91. Dia­logi Pla­tona, Wyzna­nia św. Augu­styna z Hip­pony, Feno­me­no­lo­gia ducha Geo­rga Wil­helma Frie­dri­cha Hegla, Tako rze­cze Zara­tu­stra Frie­dri­cha Nie­tz­schego, Pro­ces Franza Kafki, Ele­gie duinej­skie Rainera Marii Ril­kego pomimo geno­lo­gicz­nego zróż­ni­co­wa­nia potwier­dzają fakt przy­oble­ka­nia się dys­kursu filo­zo­ficz­nego w naj­wyż­szych lotów lite­racką formę prze­kazu92.

Jeśli twier­dzimy, że egzy­sten­cja­lizm zna­lazł swój wyraz bar­dziej na polu twór­czo­ści lite­rac­kiej niż w jakimś zwar­tym sys­te­mie myśle­nia, to wcale nie zna­czy, by kon­cep­cji filo­zo­ficz­nych nie można było wyra­zić w języku lite­rac­kim, np. w dra­ma­cie. Prze­ciw­nie, nie­kiedy może się to oka­zać naj­lep­szą metodą wyra­ża­nia swo­istych, wła­śnie egzy­sten­cja­li­stycz­nych kon­cep­cji filo­zo­ficz­nych. Dra­mat lub powieść mogą być odpo­wied­nim środ­kiem wyra­ża­nia prze­żyć czło­wieka i „doli” ludz­kiej […]93.

Doro­bek Lema można ana­li­zo­wać dwo­jako: oce­nić sine ira et stu­dio to, co powie­dział (lub chciał powie­dzieć), albo wyeks­po­no­wać to, co mówi nam dzi­siaj. Naj­le­piej pogo­dzić oby­dwa podej­ścia, co nie wydaje się zbyt trudne, uwzględ­nia­jąc fakt, że od jego śmierci dzieli nas pięt­na­sto­le­cie. Jeśli odnie­siemy do Lema scho­la­styczną defi­ni­cję filo­zo­fii94, czyli nauki – ‘wie­dzy o całej rze­czy­wi­sto­ści w jej naj­głęb­szych przy­czy­nach’, zdo­by­tej przy pomocy natu­ral­nego świa­tła rozumu, to zgłę­bia­nie prze­zeń zagadki ist­nie­nia, zakre­śla­nie gra­nic ludz­kiego pozna­nia i for­mu­ło­wa­nie para­dyg­ma­tów kry­tycz­nego reali­zmu sta­no­wią nie­wąt­pli­wie prze­my­ślany pro­jekt filo­zo­ficzny, rodzaj phi­lo­so­phiae peren­nis w jej Leib­ni­zow­skim rozu­mie­niu, w któ­rym eklek­tyzm sąsia­duje z wie­lo­aspek­tową i sys­te­ma­tyczną reflek­sją nad teo­riami nauko­wymi, a przy­dawka peren­nis obja­wia się w mniej zna­nym zna­cze­niu – ‘dalej bie­żąca’.

Zwroty myśle­nia Lema w rela­cji do koń­co­wych wnio­sków nie powo­dują zachwia­nia wiary autora w powstałe dzieło, bowiem zdaje on sobie sprawę, że uzu­peł­niana cząstka mia­rowo rośnie, jest „dalej bie­żąca” i przede wszyst­kim uka­zuje nam syn­tezę myślową z wła­ściwą jej logiką, ści­słą i nad wyraz pewną sie­bie. Lem, porów­nu­jąc filo­zofa do kore­spon­denta wojen­nego z frontu uzna­nych już doko­nań nauki, ostrzega go przed „impe­ra­ty­wem obiek­ty­wi­za­cji”, aprio­rycz­nym nasta­wie­niem i „wyj­mo­wa­niem” ad hoc kilku fak­tów z kon­tek­stu kon­kret­nej teo­rii95. W odnie­sie­niu do życia „tu i teraz” phi­lo­so­phia peren­nis pisa­rza sta­nowi pogłę­bie­nie i roz­sze­rze­nie inte­li­gen­cji96; prze­kłada to, co jest, na to, co zostało poznane, byt na noezę; orga­ni­zuje frag­menty pier­wot­nie uka­zu­ją­cej się rze­czy­wi­sto­ści w pełną struk­turę, którą frag­menty fak­tycz­nie zakła­dają.

Namysł nad rela­cjami mię­dzy postę­pem tech­no­lo­gii i war­to­ściami […] dopro­wa­dza Lema do poważ­nych dyle­ma­tów, z któ­rych nie do końca umie wybrnąć. Dowo­dząc nie­zbęd­no­ści pod­ję­cia glo­bal­nej dzia­łal­no­ści regu­la­cyjno-ste­row­ni­czej, dostrzega w niej i uwy­raź­nia to, co prze­czu­wał, choć spy­chał na mar­gi­nesy w Sum­mie: zagro­że­nie dla ludz­kiej wol­no­ści, rozu­mia­nej jako war­tość nad­rzędna97.

W rela­cji do wiel­kiej euro­pej­skiej tra­dy­cji inte­lek­tu­al­nej, kształ­to­wa­nej w ciągu wie­ków przez huma­nizm, otrzy­mu­jemy obec­nie liczne pro­po­zy­cje alter­na­tywne, zdo­mi­no­wane przez błęd­nie poj­mo­wany prak­ty­cyzm, wolny od bogac­twa odnie­sień aksjo­lo­gicz­nych zna­mien­nych dla prze­szło­ści na wskroś prze­siąk­nię­tej pier­wiast­kami kul­tury ducho­wej. Sytu­acja taka nie­sie pro­jekt oso­bli­wej rewo­lu­cji hie­rar­chii war­to­ści, w któ­rej wyniku może ulec istot­nemu zubo­że­niu bogaty świat współ­cze­snej antro­po­lo­gii kul­tury przez to, że kla­syczne kate­go­rie aksjo­lo­gii obej­mu­jące przede wszyst­kim dzie­dzinę war­to­ściowań moral­nych będzie się usi­ło­wało zastę­po­wać ich czy­sto prag­ma­tycz­nymi sub­sty­tu­tami. Doprawdy, ogra­ni­czo­nym byłby umysł spro­wa­dzony do tech­nicz­nego inte­lektu. Umysł, obej­mu­jący inte­li­gen­cję, zdol­ność przy­sto­so­wa­nia się do zmien­nych kolei cywi­li­za­cji, podąża dalej, umysł pozwala roz­po­znać cele i war­to­ści. Inte­li­gen­cja to prak­tyczne narzę­dzie w służ­bie egzy­sten­cji, jed­nak to umysł wyzwala ożyw­cze tchnie­nie i dąże­nie czło­wieka ku pełni ist­nie­nia. Inte­li­gen­cji będą­cej poszu­ki­wa­niem i orga­ni­za­cją pożytku zawdzię­czamy rów­na­nia sił rzędu licz­bo­wego, a umy­słowi – roz­po­zna­nie nie­wy­mier­nych praw abso­lut­nych. Nie ozna­cza to wej­ścia na łatwy szlak wyobraźni, po któ­rym inte­li­gen­cja podąża ku pro­ble­mom sztucz­nie wywo­ła­nym, odwra­ca­ją­cym uwagę umy­słu od odpo­wie­dzi na pyta­nia, jakich czło­wiek nie może sobie nie sta­wiać, jeśli pra­gnie odna­leźć sens życia i ład aksjo­lo­giczny.

Zro­zu­mie­nie twór­czo­ści autora Sum­mae tech­no­lo­giae uła­twiają bez wąt­pie­nia pewne pro­cesy ana­li­tyczne, nie­kiedy trudno roz­po­zna­walne, usu­wają bowiem prze­szkody, bez nich nie do prze­zwy­cię­że­nia, a także dają czę­ściowe choćby wyobra­że­nie o bogac­twie myśli Lema. Jed­nak praw­dziwe czy­ta­nie „wewnętrzne” zaczyna się już poza gra­ni­cami ana­lizy i łączy z per­spek­tywy pars pro toto sym­pa­tię z ostrym jasno­wi­dze­niem98. Słowa sym­pa­tia nie należy tu rozu­mieć w jego potocz­nym sen­sie, ale zgod­nie z grecką ety­mo­lo­gią syn + patheín – ‘odczu­wać z’. Dzieła Lema można dopiero wtedy rozu­mieć, kiedy „zamieszka się w nich” i dzięki obser­wa­cji ujrzy rów­no­wagę poszcze­gól­nych czę­ści, kiedy podzieli się posta­cie boha­te­rów na poszcze­gólne grupy, wystawi rachu­nek ich wad i zalet, aby dodać im nieco „nade­gzy­sten­cji”, ona bowiem sta­nowi rację bytu świata przed­sta­wio­nego każ­dego z utwo­rów. W tym sen­sie prze­no­śnia lub porów­na­nie prze­ma­wia do wyobraźni czy­tel­nika bar­dziej od mowy bez­obra­zo­wej. Styl pisa­rza cha­rak­te­ry­zują w dużej mie­rze meta­fory pozba­wione zna­czeń ozdob­nych, umoż­li­wia­jące usu­nię­cie w repre­zen­ta­cji czę­sto nie­unik­nio­nej izo­la­cji rze­czy i umiesz­cze­nia ich w kon­tek­ście, w któ­rym mogą być pre­cy­zyj­niej odczy­ty­wane.

Zarze­wie zain­te­re­so­wań Lema filo­zo­fią nauki znaj­dziemy w Dia­lo­gach (1957)99