Spoiled souls - Sadowska Laura - ebook + książka

Spoiled souls ebook

Sadowska Laura

0,0
49,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nieważne, gdzie byłam i co robiłam, ciemność zawsze podążała za mną

Vanessa McMillan przeżywa w dzieciństwie prawdziwą tragedię. Ktoś wdziera się do jej rodzinnego domu i zabija ojca. Dziewczyna wraz z matką musi uciekać z Nowego Jorku do Londynu. Wydarzenia tamtej straszliwej nocy wciąż wracają do Vanessy w koszmarach, odbierają jej spokojny sen i skazują na życie w cieniu.

Mija siedemnaście lat. Vanessa McMillan, gorące nazwisko w świecie celebrytów i utalentowana aktorka, wraca do miasta, w którym doświadczyła tak wiele zła, by odebrać nagrodę za dotychczasowe sukcesy. Pobyt w Nowym Jorku od początku jest dla niej przykry, ale najgorsze ma dopiero nadejść. Podczas gali, którą młoda gwiazda ma uświetnić swoją obecnością, niespodziewanie padają strzały.

Rozpoczyna się niebezpieczna gra. Vanessa McMillan zostaje wciągnięta w niebezpieczny świat ludzi, dla których zabijanie jest przyjemnością.

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 381

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


Laura Sadowska

Spoiled souls

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Opieka redakcyjna: Barbara Lepionka

Projekt okładki: Justyna Knapik

Ilustracje na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

HELION S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://beya.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://beya.pl/user/opinie/sposou_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-3055-1

Copyright © Helion S.A. 2025

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Dla wszystkich tych, których życie stało się wiecznym przedstawieniem.

Możecie już zdjąć maski, ponieważ Wasz spektakl dobiegł końca.

Czas, abyście pokazali prawdziwych siebie.

Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!

W trosce o Was informujemy, że w książce pojawiają się wątki takie jak utrata bliskiej osoby, przemoc, problemy psychiczne, pozbawienie życia, działalność niezgodna z prawem, sceny intymne, niecenzuralne słownictwo, przyjmowanie substancji odurzających, które mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych bądź tych, które przeżyły traumę. Zalecamy ostrożność przy lekturze.

Pamiętajcie – jeśli zmagacie się z problemami, trudnym czasem, smutkiem, porozmawiajcie o tym z kimś bliskim lub zgłoście się po pomoc do specjalistów.

Playlista

No Time To Die – Billie Eilish

Writing’s On The Wall – Sam Smith

Skyfall – Adele

War Of Hearts – Ruelle

Love In The Dark – Adele

MIDDLE OF THE NIGHT – Elley Duhé

lovely – Billie Eilish, Khalid

Arcade – Duncan Laurence

Broken – Isak Danielson

Take Me To Church – Hozier

Dark Paradise – Lana Del Rey

The Show Must Go On – Queen

Blue – Billie Eilish

Skin and Bones – David Kushner

Stained Glass – Madison Beer

Prolog

17 lat wcześniej

Padł pierwszy strzał, a ja usłyszałam krzyk ojca. Po nim nastąpił kolejny i tym razem krzyczała moja matka. Przez całe ciało przeszło mi miliony dreszczy i nie potrafiłam już dłużej powstrzymywać płaczu. Bałam się. Pierwszy raz w życiu odczuwałam tak ogromny strach. Paraliżował on wszystkie moje kończyny i odbierał zdolność oddychania.

Wiedziałam, że coś było nie tak, gdy parę chwil wcześniej do mojego pokoju wbiegła zdenerwowana mama i kazała mi się schować. Widziałam ten strach w jej oczach i słyszałam panikę w głosie. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Coś było nie w porządku. Mocniej przytuliłam do piersi swojego ukochanego misia i zacisnęłam powieki. Wyobrażałam sobie, że te okropne krzyki cichną, a wszystko okazuje się jedynie wytworem mojej wyobraźni.

Minęło kilka minut, a w domu nastała kompletna cisza. Czułam, że w tym przypadku nie zwiastowała ona niczego dobrego.

Powoli otworzyłam oczy i uchyliłam drzwi od szafy, żeby wyjrzeć na zewnątrz. Jedyne, co byłam w stanie dostrzec w pokoju, to ciemność. Była wszędzie i zachęcała, żeby w nią wkroczyć. Kusiła swoim spokojem i chwilowym zapomnieniem, jednak to wszystko było zgubne. Tylko czekała, aż ktoś poda jej dłoń, po czym wciągała w swoje sidła. Nigdy dotąd mnie nie przerażała, jednak od tej nocy miała się stać moim największym lękiem. Koszmarem, który nigdy mnie nie opuszczał i zawsze o sobie przypominał. Nieważne, gdzie byłam i co robiłam, ciemność zawsze podążała za mną.

Na drżących nogach wyszłam z szafy i z misiem w ręce opuściłam pokój. Nie widziałam nikogo w korytarzu; wiedziona dziwnym impulsem ruszyłam w stronę schodów. Moje serce wystukiwało niespokojny rytm, a po policzkach cały czas skapywały słone łzy. Co takiego się stało? Dlaczego mama była tak bardzo przerażona? Byłam tylko dzieckiem kroczącym ciemnymi korytarzami własnego, a jednak tak obcego domu. Nie było przy mnie nikogo, kto odciągnąłby ode mnie wszystkie złe myśli, które wtedy rodziły się w mojej głowie.

Ostrożnie stawiałam każdy krok. Bałam się, że gdy tylko ktoś mnie usłyszy, ten hałas powróci na nowo. Nie chciałam ponownie tego słuchać. Tych krzyków przepełnionych cierpieniem i paraliżujących dźwięków wystrzałów. Czułam, że wyjście z pokoju nie było mądrą decyzją. Powinnam była w nim zostać i czekać na mamę, która w końcu sama by do mnie przyszła i oznajmiła, że nic się nie stało. Jednak wiedziałam, że taka sytuacja nie miałaby miejsca. Ponieważ tej nocy coś się stało, i to coś bardzo strasznego. To dlatego dalej szłam i nie myślałam, żeby się wycofać.

Na parterze również nikogo nie znalazłam. Rozejrzałam się po bogato urządzonym wnętrzu, jednak byłam w nim sama. Nigdzie nie widziałam mamy ani taty. W pobliżu nie było nikogo oprócz mnie. Jakiś dziwny zapach unosił się w powietrzu. Z całej siły zacisnęłam powieki i próbowałam coś wymyślić. Ale co w takiej sytuacji miała zrobić sześciolatka? Moje ciało już szykowało się do kolejnej fali łez, gdy nagle coś usłyszałam. Cichy płacz, który dochodził z salonu.

Wiedziona ostatnimi resztkami nadziei podążyłam w tamtym kierunku. W głowie aż huczało mi od nadmiaru emocji. Im bliżej byłam, tym lepiej słyszałam szloch. Teraz już bez wahania mogłam stwierdzić, że był to płacz jakiejś kobiety. Niezbyt głośny, a jednak wypełniony cierpieniem. Ciarki ponownie przeszły po moich plecach. Już tylko mały korytarzyk dzielił mnie od salonu, a w głowie pojawiła się myśl, że to, co tam zobaczę, ani trochę mi się nie spodoba. Głośno odetchnęłam i postawiłam ostatni krok. W całym domu panowała ciemność, jednak nie tutaj. Pomieszczenie było oświetlone przez światło księżyca, które wpadało do wnętrza przez ogromne okna. Początkowo skupiłam się właśnie na tym i dopiero po chwili obniżyłam głowę i spojrzałam na podłogę. To, co ujrzałam, sprawiło, że zamarłam.

Krew. Wszędzie była krew. Na podłodze leżało czyjeś ciało.

Przeniosłam spojrzenie na szlochającą postać, która pochylała się nad nim, i z przerażeniem odkryłam, że to moja mama. Moja kochana mamusia, która przecież zawsze się uśmiechała. Ona też była uwalana krwią. Cały czas płakała i nawet nie zwróciła uwagi na to, że ktoś jej się przyglądał. Scena, którą przed sobą widziałam, była niczym z horroru, a jednak mimo strachu nie byłam w stanie obrócić głowy i zakończyć tych katuszy.

W pewnym momencie mama zaczęła przecierać twarz zmarłego i z każdą chwilą dostrzegałam na niej więcej szczegółów. W końcu nie miałam wątpliwości i rozpoznałam w twarzy postrzelonego mężczyzny swojego ojca. Ktoś zabił mojego tatę. Nie docierało do mnie to wszystko, co właśnie miało miejsce. Nic nie słyszałam i nic nie czułam. Oddech miałam przyspieszony i chyba powoli zaczynałam się dusić. Wypierałam ten widok i nie chciałam wierzyć w to, że to właśnie tata tam leżał. Przecież on żył, a to wszystko było tylko snem. Głupim koszmarem, z którego zaraz miałam się obudzić, a potem wypłakać się w objęciach mamy, która jak zawsze by mnie pocieszyła. Po chwili przyszedłby tata z kakao i wszystko byłoby dobrze. To zawsze tak wyglądało, więc niby czemu teraz miałoby być inaczej?

Desperacko szczypałam swoje ciało i na przemian otwierałam i zamykałam oczy, jednak makabryczne obrazy nie znikały.

To nie był sen.

Świadomość tego sprawiła, że moje ręce zaczęły drżeć i przypadkowo upuściłam misia, którego przez cały czas tak mocno ściskałam. Schyliłam się, żeby go podnieść, jednak moja ręka zamarła w połowie drogi. Brązowe do tej pory futerko pluszaka było teraz całe oblepione czerwoną cieczą. Rozejrzałam się dookoła i zrozumiałam, że stałam w wielkiej kałuży krwi.

– Mamo – wyszeptałam płaczliwie.

To był ten moment. Moim ciałem wstrząsnął szloch i zaczęłam krzyczeć, uderzając w głowę pięściami. Chciałam zapomnieć. Musiałam zapomnieć. Jak na złość, gdy tylko zamykałam oczy, w mojej głowie pojawiały się te wszystkie straszne obrazy.

Po chwili poczułam ramiona oplatające moje ciało. Uściski mamy zawsze przynosiły mi ulgę i dawały poczucie bezpieczeństwa. A jednak tej makabrycznej nocy nawet one nie były w stanie mnie uspokoić. Mama sama płakała, jednak mimo to próbowała mi pomóc. Chwyciła moje mokre od łez policzki i spojrzała na mnie ze strachem, ale i z pewnego rodzaju stanowczością.

– Vanesso, teraz uważnie mnie posłuchasz i bez żadnych pytań zrobisz to, co ci powiem, dobrze, kochanie? – zapytała, a ja pokiwałam głową. Skupiłam się na jej twarzy i z całych sił próbowałam nie przenosić spojrzenia na ciało ojca. – Musimy wyjechać – powiedziała z powagą w głosie. – Nie jesteśmy tu dłużej bezpieczne.

Zgodnie z prośbą mamy o nic nie pytałam. Chociaż nie miałam pojęcia, co się działo, posłuchałam jej, bo w końcu teraz była ostatnią osobą, której ufałam i przy której nic złego nie mogło mi się stać. Bo ona nigdy by do tego nie dopuściła.

Posłała mi uśmiech, który miał mnie uspokoić, jednak był on tak bardzo wymuszony, że jego widok jedynie bardziej mną wstrząsnął. Mama chwyciła mnie mocno za rękę i pociągnęła za sobą.

– A co z… – wydukałam, choć było to trudne. Nie mogłam nic powiedzieć przez ściśnięte gardło. – Co z tatą?

Spojrzała w stronę ciała, po czym wróciła spojrzeniem do mojej twarzy.

– Musi tu zostać – odpowiedziała głosem całkowicie wypranym z emocji.

Mama już nie płakała. A ta pustka, którą wręcz emanowała cała jej postawa, sprawiała, że byłam jeszcze bardziej przerażona.

Nie miałam pojęcia, co się działo i dlaczego musiałyśmy uciekać. Kto i w jakim celu zrobił nam coś tak okropnego? Przecież nasze życie było jak każde inne, więc kiedy to wszystko się tak skomplikowało? Bałam się tego, co czeka mnie i mamę, jednak nie zadawałam już więcej pytań. Wiedziałam, że na niektóre mogłam nie dostać odpowiedzi.

Razem opuściłyśmy nasz dom. Dom, w którym się wychowałam i w którym zostawiłam wszystko. Przed bramą czekało na nas wielkie czarne auto, do którego od razu wsiadłyśmy. Na przednim fotelu siedział nasz kierowca, Alexander. Mężczyzna od zawsze należał do tych opanowanych osób, które nigdy nie dawały się ponieść emocjom, a jednak tej nocy na jego twarzy malowało się prawdziwe przerażenie.

Auto ruszyło i nie było już odwrotu. Z każdą minutą oddalaliśmy się od posiadłości. Nie wiedziałam, dokąd jedziemy i gdzie spędzę następne dni, tygodnie, a może nawet i lata? Czy w ogóle kiedykolwiek wrócę do Nowego Jorku?

– Dokąd jedziemy? – zapytałam, gdy spojrzałam na mamę. Ta dopiero po chwili zorientowała się, że zadałam jej pytanie, i wyrwana z letargu obróciła się w moją stronę.

– Gdzieś, gdzie będziemy bezpieczne. – Po tych słowach mocniej mnie przytuliła i ucałowała w głowę. – Prześpij się – dodała.

Niestety tej nocy sen nie przyszedł tak łatwo. Płakałam przez całą drogę. Płakałam, gdy wchodziłyśmy na pokład samolotu. Płakałam nawet w momencie, w którym wylądowałyśmy w nieznanym mi dotąd kraju i gdy dotarłyśmy do obcego domu. Płakałam tamtej nocy i każdej następnej.

Rozdział 1

Teraźniejszość

Siedemnaście lat. Dokładnie tyle minęło od momentu, w którym wsiadłam z mamą na pokład samolotu i uciekłam do Londynu. Byłam wtedy małą dziewczynką, której w brutalny sposób odebrano szczęśliwe życie. Widok zakrwawionego ciała mojego ojca i matki klęczącej u jego boku każdej nocy nawiedza mnie w koszmarach. Gdy byłam młodsza, codziennie budziłam się zlana potem i z policzkami mokrymi od łez. Jednak z czasem zaczęłam przyzwyczajać się do tych snów. Stały się one nieodłączną częścią mojego życia i zrozumiałam, że już nigdy się ich nie pozbędę. Wydarzenia z tamtej nocy mnie zmieniły. Teraz nie płakałam. Nie prosiłam nikogo o przytulenie, gdy w mojej głowie odtwarzały się te wszystkie okropne sceny. Nie potrzebowałam czułości. Wszelkie uczucia sprawiały, że stawałam się słaba, a ja już nie mogłam taka być. Musiałam być silna, aby przetrwać. Życie odebrało mi już tak wiele, że czasami zastanawiałam się, czy jeszcze byłam zdolna, żeby cokolwiek poczuć. Kiedyś obawiałam się tej obojętności, ale teraz już nawet ona mi nie przeszkadzała.

Więc dlaczego zdecydowałam się wrócić do rodzinnego miasta? Co czułam, gdy byłam ponownie w Nowym Jorku, mieście, które tak dużo mi dało i jeszcze więcej odebrało? Sama nie wiedziałam. To wszystko działo się jakby bez udziału mojej świadomości. Dokładnie tak, jakby moim życiem ktoś sterował.

Usłyszałam poirytowany głos Noah, mojego ochroniarza:

– Odsunąć się.

Przeciskaliśmy się właśnie przez tłum ludzi, którzy za wszelką cenę chcieli się do mnie dostać. Słyszałam, jak wykrzykiwali moje imię i prosili o autografy, jednak trójka barczystych ochroniarzy skutecznie uniemożliwiała im podejście bliżej. Nie spodziewałam się, że mój przyjazd do miasta wzbudzi taką sensację i tłumy ludzi przybędą na lotnisko. Chociaż czego innego mogłam oczekiwać, skoro już od tygodni moje nazwisko było na pierwszych stronach wszystkich magazynów plotkarskich i wokół mojej osoby wręcz roiło się od niewiarygodnych plotek? Wiedziałam, że w tym tłumie była masa dziennikarzy, którzy tylko liczyli, że odpowiem na ich wścibskie pytania, których cały czas uparcie unikałam.

Po tym, jak siedemnaście lat temu do mediów dotarła informacja, że słynny reżyser filmowy Cameron McMillan został brutalnie zamordowany w swoim własnym domu, a jego żona i córka uciekły do innego kraju, nikt nie dawał nam spokoju. Przez lata nasłuchałam się masy plotek o tamtej nocy. Niektóre były tak straszne, że mama zdecydowała się zawiesić karierę aktorki i całkowicie usunęłyśmy się z filmowego świata i mediów. Żyłyśmy w ukryciu przez lata, a Georgia McMillan, moja mama, już nigdy nie wróciła do swojego zawodu.

Sensację na powrót wzbudził mój pierwszy występ przed kamerą. Mimo trudnej sytuacji nie chciałam rujnować swoich marzeń i tak, jak obiecałam kiedyś tacie, zostałam aktorką. Chociaż od zawsze tego pragnęłam, to zrobiłam to głównie dla niego. Początkowo nie było łatwo, bo media na nowo się nami zainteresowały, jednak przez ten cały czas kroczyłam z wysoko uniesioną głową i nie zwracałam uwagi na żadne plotki i spekulacje. Mimo że od mojego debiutu minęło już kilka lat, ludzie dalej nie dawali mi spokoju. Każdy chciał usłyszeć choć jeden komentarz na temat tamtej nocy i tego, co działo się w moim życiu potem. Ani ja, ani mama nigdy się w tej sprawie nie wypowiadałyśmy i wiedziałam, że to jeszcze bardziej nakręcało dziennikarzy. Na ich nieszczęście nic ode mnie nie usłyszą, gdyż ja sama o niczym nie miałam pojęcia. Nie znałam szczegółów i nie dopytywałam. Wiedziałam jedynie tyle, ile sama tamtej nocy widziałam.

Szłam wzdłuż lotniska ze spuszczoną głową, gdy moją uwagę przykuła szarpanina w tłumie. W pewnym momencie przez przeciskających się na wszystkie strony ludzi przedarł się jakiś mężczyzna. Na moje oko nie miał więcej niż trzydzieści lat. Ubrał się cały na czarno, a jego zarost był idealnie przystrzyżony. Przypatrywał mi się w skupieniu i jakby mocno się nad czymś zastanawiał. Byłam otoczona trzema ochroniarzami, którzy zrobiliby wszystko, żeby tylko zapewnić mi bezpieczeństwo, a jednak mimo to przez moje ciało przeszła fala niepokoju na widok nieznajomego. Mężczyzna wręcz wypalał dziury w mojej twarzy i gdy tak stał spokojnie pośród rozwrzeszczanego tłumu, znacznie się wyróżniał. Być może nikt inny nie zwrócił na niego uwagi, jednak dla mnie w tamtym momencie wszyscy dookoła zniknęli i pozostał jedynie on. Widziałam, że usatysfakcjonowało go to, że go spostrzegłam, i posłał mi pełen mroku uśmiech, od którego po moich plecach przeszły ciarki.

Nie miałam czasu, żeby się zastanawiać, kim mógł być ten człowiek, bo właśnie opuszczaliśmy budynek lotniska. Wyszliśmy prosto na mroźne zimowe powietrze. Wiatr owiał moje zmęczone lotem ciało i na chwilę poczułam się trochę lepiej. Przymknęłam oczy i zaciągnęłam się tak dobrze mi znanym zapachem. Może moje życie się zmieniło i już nie przypominałam tej sześcioletniej Vanessy McMillan, która wyjeżdżała z Nowego Jorku, ale dobrze było wiedzieć, że miasto cały czas pozostało takie samo i ta dwudziestotrzyletnia wersja mnie mogła poczuć, że wróciła do domu.

Przez ostatnie godziny, które spędziłam w samolocie, cały czas się zastanawiałam, czy dobrze zrobiłam. W końcu mama przez całe życie powtarzała, że choćby nie wiadomo co się działo, nigdy nie powinnam tutaj wracać. Nigdy nie mówiła dlaczego, a gdy dopytywałam o szczegóły, odpowiadała po prostu:

– Za dużo jest tam zła, kochanie. Nowy Jork to nie jest miejsce dla nas.

Wtedy się z nią zgadzałam i faktycznie za żadne skarby nie miałam ochoty tu przyjeżdżać, ale to wszystko się zmieniło, gdy mama zmarła. Kiedy dowiedziałam się o wypadku, poczułam, jakby coś ponownie zostało mi odebrane. Po początkowej fali smutku i próbie wyparcia tego, co się stało, nadeszła pustka. Zamknęłam się w swoich murach i pogodziłam ze śmiercią najbliższej mi kobiety. To właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że na tym świecie pozostała mi już tylko jedna osoba, dla której byłabym gotowa złamać obietnicę daną mamie i wrócić do miasta. W Londynie nigdy mi się nie podobało i oprócz mamy oraz kilku ochroniarzy nie poznałam tam nikogo bliżej. Nie byłam osobą, która chętnie zawierała znajomości. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że przez większość życia byłyśmy z mamą zamknięte w domu, aby uciec od mediów. Miałam nauczanie domowe i nigdy nie przeżyłam normalnego nastoletniego życia. Nawet po czasie, gdy dorosłam i zaczęłam realizować marzenia, ograniczałam się jedynie do tych niezbędnych znajomości, które były mi potrzebne podczas pracy na planie. Co prawda w świecie, w którym żyłam, dziennie spotykałam masę osób, jednak w takich sytuacjach przyklejałam na twarz sztuczny uśmiech, pozowałam do zdjęć i zamieniałam kilka słów z ważnymi osobami, a po wszystkim ponownie zamykałam się w swoim bezpiecznym świecie.

Ale nawet przez te wszystkie lata nigdy nie zapomniałam o osobie, która zawsze przy mnie była, i nie skłamałabym, gdybym powiedziała, że znała mnie lepiej niż ja samą siebie. I to właśnie z tą osobą miałam się za moment spotkać pierwszy raz po siedemnastu latach.

Na zewnątrz na szczęście nie było aż tak wielkich tłumów jak w budynku, więc przeciśnięcie się do samochodu było łatwiejsze. Razem z ochroniarzami podeszliśmy do czarnego pojazdu, który już na nas czekał. Jeden z mężczyzn otworzył mi drzwi, a ja sprawnie wsiadłam do środka i w końcu odetchnęłam.

Po mojej lewej usłyszałam tak dobrze znany mi głos:

– Witam moją piękniejszą połowę!

Obróciłam się w stronę przyjaciela i nic nie mogłam poradzić na to, że jego widok poruszył coś w moim sercu. Może na co dzień przypominałam skałę bez uczuć, jednak Charlie Wilson sprawiał, że w moim wnętrzu budziła się cząstka prawdziwego człowieka.

– Witam moją mądrzejszą połowę! – wykrzyczałam podekscytowana i wtuliłam się w jego ramiona. Nazywanie siebie swoimi połówkami było już naszą tradycją. Wszyscy przyjaciele mają jakieś swoje przywitania, a to akurat było nasze. Dobrze było wiedzieć, że mimo tych wszystkich lat nic się nie zmieniło.

Dopóki nie zobaczyłam Charliego, nawet nie wiedziałam, że tak bardzo za nim tęskniłam. To było dość dziwne uczucie, bo miałam wrażenie, że pierwszy raz od tak dawna w końcu poczułam coś innego niż obojętność. Ostatni raz widzieliśmy się, gdy mieliśmy zaledwie sześć lat, i cholernie się obawiałam, że coś mogło się między nami zmienić. Oczywiście nawet w trakcie mojego pobytu w Anglii utrzymywaliśmy ze sobą kontakt, jednak żadna technologia nie była w stanie zastąpić prawdziwego spotkania.

W końcu po kilku długich sekundach się od siebie odsunęliśmy i teraz mogłam się mu bliżej przyjrzeć.

– Jakbym patrzyła w lustro – powiedziałam rozbawiona. – Mam wrażenie, że przez te wszystkie lata nic się nie zmieniłeś i chociaż wydoroślałeś, to dalej widzę w tobie tego samego dzieciaka – dodałam zgodnie z prawdą.

– Ty również, moja bliźniaczko, w ogóle się nie zmieniłaś. No może jedynie jeszcze bardziej wyładniałaś – odpowiedział i cmoknął mnie w czoło.

Z Charliem znałam się tak naprawdę od zawsze. Nasze mamy przyjaźniły się jeszcze na długo przed naszymi narodzinami. Całe dzieciństwo rodzice nazywali nas bliźniakami, bo byliśmy praktycznie identyczni. Te same zielone oczy, zadarty nos i pełne różowe usta. Do tego Charlie urodził się zaledwie tydzień po mnie, więc nawet nasze urodziny musieliśmy mieć wyprawiane jednego dnia. W tym wszystkim było jednak coś, co nas różniło. W szkole to zawsze chłopak był tym mądrzejszym, natomiast mnie nazywano tą ładniejszą z „rodzeństwa”. Stąd też wzięło się nasze powitanie. Każdy nas tak nazywał i w końcu sami to podłapaliśmy.

– Cieszę się, że wróciłaś. – Przyjaciel posłał mi ciepły uśmiech, który od zawsze tak bardzo kochałam.

– Ja również. Obiecuję, że już nigdy cię nie zostawię – wyszeptałam przez ściśnięte z emocji gardło.

To ciekawe, że nawet jeśli w moim życiu zawaliło się wszystko, on dalej przy mnie trwał i mnie wspierał. Od zawsze to właśnie Charlie widział mnie taką, jaką byłam naprawdę, i nawet teraz wiedziałam, że przed nim nie musiałam niczego udawać. Pozwoliłam moim murom opaść, a emocjom wypłynąć na powierzchnię.

– Przestań, bo się rozpłaczę – powiedział żartobliwie i otarł z policzka niewidzialną łzę. – Dobra, a teraz już dosyć smętów, bo zabieram cię w pewne ważne dla mnie miejsce. – Klasnął w dłonie z entuzjazmem.

Spojrzałam na niego zaciekawiona, jednak nie dopytywałam, gdzie dokładnie chciał mnie zabrać. Mogłam pojechać dokądkolwiek, bo najważniejsze było to, że on był obok.

W trakcie jazdy okazało się, że mimo naszych codziennych rozmów na kamerkach mieliśmy dużo do nadrobienia i ani mnie, ani Charliemu buzia się nie zamykała. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. W końcu nasze rozmowy zeszły na temat gali filmowej, która miała odbyć się za kilka dni.

– Co to za mina? Myślałem, że cieszysz się na ten dzień.

Westchnęłam i przetarłam twarz dłońmi. Ten temat strasznie mnie męczył, co, jak widać, nie umknęło uwadze mojego rozmówcy.

– Oczywiście, że się cieszę, ale… – Zawahałam się. Do tej pory wszystkie obawy trzymałam w sobie i nikomu o nich nie mówiłam.

– Ale? – dociekał.

– Wszyscy mówią, że wygraną mam już praktycznie zapewnioną. Nie ma chyba ani jednej osoby w tym kraju, która by uważała inaczej, a ja jednak mam wątpliwości. No bo co, jeśli się nie uda? – Dopiero teraz odważyłam się spojrzeć na przyjaciela. – Co, jeśli jednak nie wygram i zawiodę wszystkich, którzy we mnie wierzyli? – Widziałam po jego minie, że moje słowa go zdziwiły i mocno się nad czymś zastanawiał. Poczułam się jak skończona idiotka, która szukała problemu tam, gdzie go nie było. – A zresztą nieważne. Wymyślam i tyle.

– Chryste. – Nagle Charlie wybuchnął śmiechem. Teraz to ja spojrzałam na niego zdezorientowana. – Naprawdę przejmujesz się tym, że kogoś zawiedziesz? – Skinęłam głową, bo w końcu dokładnie to przed chwilą powiedziałam. – Dobrze, to teraz posłuchaj mnie uważnie. Nazywasz się Vanessa McMillan, a wiesz, co to oznacza?

– Charlie, o czym ty…

– To oznacza, że do końca walczysz o swoje i nawet jeśli coś ci nie wychodzi, to i tak się nie poddajesz. Nie interesuje cię, co myślą o tobie inni, a wręcz robisz wszystko, żeby tylko się wyróżniać. Od zawsze marzyłaś o zostaniu najlepszą aktorką i udało ci się to. A ta nagroda? To tylko jakaś marna statuetka, która w żadnym stopniu nie definiuje twojego talentu.

Wpatrywałam się w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewałam się po nim takiego wywodu, ale… miał rację. Przez swoje obawy zapomniałam, po co tak naprawdę to wszystko robiłam.

– Vanessa, którą znam, nigdy nawet nie dopuściłaby do siebie takich myśli. Tak że mam nadzieję, że ten stan to wynik zmęczenia.

– Chyba masz rację. – Uśmiechnęłam się. Dobrze było mieć w życiu kogoś, kto w chwilach zwątpienia przypominał mi, kim tak naprawdę byłam. – Dziękuję – dodałam i przysunęłam się bliżej chłopaka, który od razu mnie objął.

– Ja zawsze mam rację – dodał dumny z siebie.

W pewnym momencie samochód zaczął zwalniać, aż w końcu całkowicie się zatrzymaliśmy. Obróciłam głowę w stronę okna i moim oczom ukazał się sporych rozmiarów budynek, który w całości był przeszklony, dzięki czemu mogłam bez problemu dostrzec, co kryło się wewnątrz. Gdy tylko zobaczyłam manekiny, na których znajdowały się najróżniejsze kreacje, już wiedziałam, dokąd przyjechaliśmy.

– Witaj w moim świecie – powiedział podekscytowany Charlie.

Obydwoje wysiedliśmy z samochodu i ramię w ramię stanęliśmy przed pracownią. Wilson od dziecka kochał modę. Dobrze pamiętałam, jak jego mama zawsze się denerwowała, gdy w jego pokoju walało się mnóstwo materiałów i projektów nowych ubrań. Wszyscy myśleli, że to tylko chwilowa zajawka, a jednak chłopak z roku na rok wkręcał się w to coraz bardziej. Ostatecznie zdecydował się pójść w tym kierunku, co okazało się genialnym pomysłem. Jego pracownia była znana każdemu, a projekty słynnego Charliego Wilsona nosiły cenione gwiazdy. Udało mu się i spełnił swoje dziecięce marzenia, a ja byłam z niego dumna. Szczególnie w tamtej chwili, gdy widziałam, z jakim szczęściem i błyskiem w oczach patrzy na osiągnięcie swojego życia.

– Gotowa, żeby wejść do środka?

– Marzyłam o tej chwili od bardzo dawna – odpowiedziałam podekscytowana i z uśmiechem na twarzy ruszyłam za przyjacielem.

***

– I jak ci się podoba? – Do moich uszu dotarło pytanie chłopaka, jednak byłam w zbyt wielkim szoku, aby na nie odpowiedzieć.

Stałam właśnie przed projektem sukienki, którą Charlie uszył specjalnie dla mnie na galę. Nie miałam o niczym pojęcia i ten gest sprawił, że odebrało mi mowę i poczułam wzruszenie. Widziałam w oczach przyjaciela, że czeka z ekscytacją na moją odpowiedź, ale chyba żadne słowa nie były w stanie opisać tego, jak piękna była kreacja. Mimo że niczego z nim nie konsultowałam, sukienka wyglądała dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam.

– Charlie, ona jest… przepiękna – niemal wyszeptałam i podeszłam bliżej manekina.

Chwyciłam w dłonie satynowy materiał i przejechałam palcami wzdłuż całej kreacji. Sukienka była w odcieniu butelkowej zieleni, która idealnie pasowała do koloru moich oczu. Wiedziałam, że to zapewne właśnie dlatego Charlie zdecydował się akurat na ten kolor. Do tego miała odkryte ramiona i była lekko rozkloszowana u dołu. Już wtedy wiedziałam, że projekt mojego przyjaciela oczaruje wszystkich na sali.

– To na co czekasz?! Przymierzaj! – krzyknął Charlie, po czym pchnął mnie w stronę jednego z pomieszczeń, w którym mogłam się przebrać.

Sukienka leżała na mnie idealnie. Przepięknie podkreślała moje wcięcie w talii, a dekolt subtelnie uwydatniał piersi. Mogłam przysiąc, że dawno nie czułam się tak pięknie, jak w tamtym momencie. To, co widziałam w lustrze, było zdecydowanym potwierdzeniem talentu Wilsona.

Usłyszałam za sobą okrzyk podekscytowania, przez który nie mogłam powstrzymać parsknięcia.

– Wszystkim szczęki opadną, gdy cię zobaczą! – zawołał.

– To wszystko dzięki tobie – odpowiedziałam i odnalazłam w lustrze wzrok przyjaciela.

– Ach, no już, daj spokój. – Machnął ręką i teatralnie udał, że się zawstydził. Wiedziałam, że odczuwał dumę, kiedy patrzył na swoje dzieło.

Chłopak podszedł do mnie i cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy w lustrze, objął mnie od tyłu ramionami, a głowę położył na moim barku.

– Mam najpiękniejszą przyjaciółkę na świecie – wyszeptał. Poczułam, jak zrobiło mi się cieplej na sercu, ale co poradzić? Tak właśnie działał na mnie Charlie Wilson. Jego komplementy potrafiły zawrócić w głowie niejednej kobiecie.

– A ja najzdolniejszego przyjaciela – odpowiedziałam z pełnym przekonaniem. – Kocham cię, Charlie.

– Wiesz, ja ciebie chyba też. – Obydwoje jeszcze szerzej się uśmiechnęliśmy. – Pokażesz wszystkim na tej gali, kto jest prawdziwą gwiazdą. Zobaczysz, że tego wieczoru już nigdy nie zapomnisz.

W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałam, ile prawdy było w słowach mojego przyjaciela. Ten wieczór miał być jednym z lepszych w moim życiu, a zamiast tego okazał się kolejnym koszmarem, który chciałam wymazać z pamięci.

Rozdział 2

Pierwsze dni po powrocie do Nowego Jorku nie były łatwe. Próbowałam skupić się na pracy, jednak nie wychodziło mi to za dobrze. Wspomnienia związane z tym miastem dawały o sobie znać, a nocne koszmary jedynie się nasiliły. Miałam dziwne wrażenie, że to wszystko to były jakieś znaki. Ostrzeżenia przed tym, co miało nadejść. Ale oprócz tych gorszych chwil bywały również te dobre. Działo się tak głównie za sprawą Charliego. Nie mówiłam mu o tym, co mnie dręczyło, choć myślę, że mógł się domyślać, iż coś było nie tak. Nigdy nie dzieliłam się z nikim swoimi traumami i natrętnymi snami. Wolałam nie obarczać niepotrzebnie nikogo tym problemem, gdyż wiedziałam, że tych demonów i tak nigdy nie będę w stanie się pozbyć. Nieważne, jak bardzo bym chciała, one i tak pozostawały przy mnie, a gdy o nich nie mówiłam, wydawały się mniej realne. I chociaż z Wilsonem łączyła mnie szczególna więź, wolałam zdusić to wszystko głęboko w sobie i udawać, że moje gorsze samopoczucie wynika ze stresu związanego z galą.

Granie, udawanie… To właśnie była moja codzienność wostatnich latach. Nigdy nie wychodziłam z roli, bo nigdy nie mogłam. Nawet gdy gasły światła, a ja schodziłam ze sceny, nie było mowy o żadnej przerwie. Moje życie stało się teatrem, a wszystko, co mniespotykało – scenariuszem ułożonym przez kogoś innego wbrew mojejwoli. Jedyne, co mi pozostało, to grać tak długo, jak tylko mogłam.Do utraty sił i ostatniego tchu, bo gdy pewnego dnia światła reflektorówzgasną, moją zepsutą duszę pochłonie mrok, przed którym całe życiepróbuję uciekać.

Tego dnia miałam mieć ostatnie przymiarki. Jak się okazało, mój przyjaciel był totalnym perfekcjonistą i odnosiłam wrażenie, że na moim wyglądzie zależało mu bardziej niż mnie. Myślałam, że przymierzenie sukienki raz wystarczy, jednak Charlie co chwilę znajdował coś do poprawienia. I w taki właśnie sposób spędzałam w jego pracowni niemal całe dnie. Raz nawet zdarzyło mu się wpaść w taki wir pracy, że musiałam z nim siedzieć do nocy, praktycznie prawie przysypiając na małej kanapie, która znajdowała się w jednym z pokoi.

W drodze do pracowni obawiałam się, że tego dnia również mu się coś nie spodoba i będę musiała przez kolejne godziny wysłuchiwać wywodów o tym, że to nie w sukience jest problem, a we mnie, bo za bardzo się garbię. Nie zliczę, ile razy mi powtarzał, że jestem jego znienawidzoną modelką. Choć ja również nie pozostawałam mu dłużna i kilka razy odpowiedziałam podobnym tekstem.

W aucie jak zawsze panowała cisza. Byłam raczej słabym kompanem do rozmowy, więc mój ochroniarz – chcąc czy nie – był na nią skazany. Noah pracował dla mnie już w Anglii. Zatrudniła go jeszcze moja matka i od tego czasu nie opuszczał mnie nawet na krok. Nigdy nie nawiązałam z nim głębszej relacji, jednak przez tyle lat zdążyłam przyzwyczaić się do jego towarzystwa, a nawet i je polubić, choć przesadnie tego nie okazywałam. Po kilku dłużących się minutach udało nam się w końcu dotrzeć do pracowni Charliego. Za każdym razem, gdy tam przyjeżdżałam, podziwiałam cały budynek i to, ile serca mój przyjaciel włożył w stworzenie tego miejsca. Miłość połączona z pasją była dobrze widoczna już z zewnątrz, choć prawdziwe piękno kryło się w środku.

Noah, jak zawsze, pozostał w samochodzie, a ja ruszyłam do wejścia i już po chwili znalazłam się w ciepłym budynku. Nowy Jork ostatnio nas nie rozpieszczał. Nic dziwnego, w końcu był środek zimy.

– Charlie, już jestem! – krzyknęłam, gdy jednocześnie ściągałam swój płaszcz.

Rozejrzałam się dookoła, jednak nigdzie nie dojrzałam przyjaciela. Pracownia była otwarta, co oznaczało, że musiał gdzieś tu być. Już chciałam zacząć go szukać, gdy moją uwagę przykuła uszyta specjalnie dla mnie sukienka. Podeszłam do manekina, na którym wisiała, i tak jak za pierwszym razem dotknęłam jej najdelikatniej, jak tylko potrafiłam. Była dopracowana w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe i miałam wrażenie, że jeden nieostrożny ruch, a mogłabym ją zniszczyć. Do tego nie chciałam narażać się na gniew Charliego, który chyba by mnie zabił, gdybym coś z nią zrobiła. Przyglądając się kreacji, myślałam o tym, że już za kilka dni zobaczy mnie w niej cały świat. W takich momentach jak ten dopiero do mnie docierało, że naprawdę spełniłam swoje marzenia. Spełniłam również obietnicę, którą złożyłam ojcu jako mała dziewczynka. Przed jego śmiercią.

Za plecami usłyszałam czyjś głos:

– Jest naprawdę śliczna.

Podskoczyłam przestraszona i szybko odwróciłam się w stronę nieznajomej blondynki. Dziewczyna, gdy tylko zobaczyła moją reakcję, od razu dodała:

– Och, przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. – Nieśmiało się uśmiechnęła i zrobiła krok w moją stronę. – Jestem Olivia. – Niepewnie wystawiła rękę na przywitanie, jednak jej wszystkie obawy zniknęły, gdy odwzajemniłam gest.

– Vanessa… – Po moich słowach dziewczyna jedynie machnęła ręką.

– Nie musisz mi się przedstawiać – powiedziała z rozbawieniem, przerywając mi. – Dobrze wiem, kim jesteś. Uwielbiam filmy, w których grasz, i jestem pewna, że widziałam wszystkie – mówiła podekscytowana, na co się uśmiechnęłam. Takie słowa słyszałam bardzo często, a jednak nigdy nie wiedziałam, jak miałam się w takich momentach zachowywać.

– To bardzo miłe – odpowiedziałam i zapadła między nami cisza. Nie powiedziałabym, że była niezręczna, choć obie nie wiedziałyśmy, co powiedzieć i jak dalej pociągnąć rozmowę. – Nie chcę, żeby zabrzmiało to niemiło, ale mogę wiedzieć, co tutaj robisz? – zapytałam, siląc się na jak najmilszy ton. Olivia wydawała się naprawdę sympatyczna, ale nie przypominałam sobie, żeby Wilson kiedykolwiek mi o niej wspominał. – Jesteś koleżanką Charliego?

– O, nie – zaprzeczyła od razu. – Ja…

Nie było jej dane dokończyć, bo w tej samej chwili w pomieszczeniu rozniósł się donośny głos mojego przyjaciela.

– Vanesso, moje piękności, jak dobrze cię widzieć! – wykrzyczał radośnie, rozkładając ręce na powitanie. W połowie drogi gwałtownie przystanął i spojrzał pytająco na blondynkę, która stała obok mnie. – A przepraszam, ty to kim jesteś?

– Charlie – skarciłam przyjaciela za jego bezpośredniość. Podczas gdy ja próbowałam być jak najmilsza dla dziewczyny, Charlie… On był po prostu sobą.

– No co? – zapytał idiotycznie.

Przewróciłam oczami i swoim stanowczym spojrzeniem próbowałam mu przekazać, żeby wykrzesał z siebie choć trochę uprzejmości. Niestety moje próby nie podziałały, bo cały czas patrzył na mnie zdezorientowany.

– Nic się nie stało. – Dziewczyna jedynie się zaśmiała i machnęła ręką. Choć jego zachowanie mogło ją urazić, w żaden sposób tego nie pokazała. Zamiast tego podeszła do niego z tym samym entuzjazmem co chwilę wcześniej do mnie i się przedstawiła. – Nazywam się Olivia Davies. Widziałam jakiś czas temu, że szuka pan asystentki do pomocy. Od dziecka interesuję się modą i uznałam, że to moja szansa, szczególnie że jestem ogromną fanką pana projektów.

Z każdym wypowiedzianym słowem jej pewność siebie gasła i coraz bardziej kuliła się pod spojrzeniem Charliego. Nie miałam pojęcia, co w niego wstąpiło, ale na miejscu Olivii sama bym się bała. Miałam ochotę skarcić przyjaciela, bo dziewczyna wyglądała, jakby naprawdę zależało jej na tej pracy. W pracowni nastała pełna napięcia i niezręczności cisza. Czekałam, aż Wilson w końcu się odezwie i ukróci te męczarnie, jednak ten postanowił się pobawić w wymagającego pracodawcę i zmierzył dziewczynę uważnym wzrokiem, po czym zrobił minę, jakby nad czymś się mocno zastanawiał.

– To znaczy… Jeśli zmienił pan zdanie, to ja nie będę już dłużej marnować pana czasu i po prostu wyjdę… – Zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Jeszcze przed chwilą tryskała energią, a teraz wyglądała tak, jakby już sama nie wiedziała, dlaczego tutaj przyszła.

Nie mogłam stać bezczynnie i patrzeć, jak mój przyjaciel pastwi się nad dziewczyną, więc postanowiłam zareagować.

– Trafiłaś tu w świetnym momencie. – Klasnęłam w dłonie i obróciłam się w jej stronę. – Tak się składa, że przyszłam tutaj na ostatnie przymiarki mojej sukienki i twoja opinia będzie nam bardzo potrzebna. – Czułam na sobie zdezorientowane spojrzenie Charliego, jednak postanowiłam je zignorować. – Potraktujmy to jako twój dzień próbny – zaproponowałam, po czym podeszłam do dziewczyny i objęłam ją ramieniem. Ta się rozpromieniła i razem ruszyłyśmy w stronę manekina z moją sukienką.

– Dziękuję. – Ulga w jej głosie upewniła mnie w tym, że dobrze zrobiłam.

– Nie ma za co. On tylko udaje takiego groźnego – wyjaśniłam z rozbawieniem.

– Mam wrażenie, że wasze szepty dotyczą głównie mojej osoby. – Za naszymi plecami było słychać głos Charliego. Obróciłam się w jego stronę, przedrzeźniając go.

– No już się tak nie denerwuj, bo jeszcze ci żyłka pęknie – dodałam na widok jego zdenerwowanej miny.

Charlie jeszcze przez jakiś czas udawał obrażonego. Przeszło mu, gdy ponownie wpadł w wir pracy, do której, ku mojej radości, zaangażował również Olivię. Dziewczyna wydawała się naprawdę sympatyczna, a do tego udowodniła, że faktycznie kocha modę. Choć Wilson nie mówił o tym głośno, widziałam, że również dostrzegł w niej potencjał. Jego gburowata postawa całkowicie przepadła w momencie, w którym Olivia pochwaliła jego projekty. Mój przyjaciel zdecydowanie nie należał do skromnych osób i wystarczył jeden komplement na temat jego dzieł, a już miało się zarezerwowane specjalne miejsce w jego sercu.

Po ostatnich poprawkach sukienka prezentowała się jeszcze piękniej, a co najważniejsze – Charlie już nie doszukiwał się w niej żadnych mankamentów. Głośno odetchnęłam, gdy w końcu przyznał, że prace nad jego najważniejszym projektem dobiegły końca. Olivia po raz kolejny przyznała, że sukienka jest zjawiskowa, i wiedziałam, że tymi słowami właśnie zapewniła sobie pracę. Popołudnie z tą dwójką spędziłam naprawdę dobrze, choć nie dało się ukryć, że tych dwoje perfekcjonistów momentami mnie wykańczało. Nie chciałam ich opuszczać, jednak wiedziałam, że mają jeszcze dużo spraw do dogadania odnośnie do przyszłej współpracy i dlatego wolałam zostawić ich z tym samych.

Gdy tylko oznajmiłam, że wychodzę, Charlie zaproponował, że odprowadzi mnie do drzwi. Uznałam ten moment za idealną okazję do krótkiej rozmowy. Przez cały dzień go obserwowałam i nie mogłam się powstrzymać, żeby w końcu skonfrontować go z moimi przypuszczeniami.

– Spodobała ci się – walnęłam prosto z mostu. To nawet nie było pytanie, a stwierdzenie faktu. Chłopak spojrzał na mnie z kamienną miną i z całej siły próbował nie pokazywać, że moje słowa zrobiły na nim jakieś wrażenie.

– Wydaje się pracowita, to prawda. Do tego widać, że lubi to, co robi, i…

– Dobrze wiesz, że nie o tym mówię – wtrąciłam, na co ten wyraźnie się zmieszał. – Nie udawaj nawet, bo słaby z ciebie kłamca.

Na twarzy chłopaka zaczęły formować się rumieńce zawstydzenia, na co mój uśmiech się powiększył. Nie potrzebowałam od niego żadnej odpowiedzi, bo jego ciało już wystarczająco go zdradzało. Nie chcąc go dłużej katować, podeszłam do niego i przytuliłam go na pożegnanie.

– Nie rozmawiam z tobą – odpowiedział poważnie, nawet nie oddając uścisku.

– Oj, Charlie. – Westchnęłam i spojrzałam w jego oczy. – Czasami zachowujesz się jak dziecko – dodałam i delikatnie uszczypnęłam go w policzek.

– Zabieraj te łapy – krzyknął oburzony i odepchnął mnie od siebie. Jego zachowanie spowodowało, że jeszcze głośniej się zaśmiałam.

Ruszyłam do wyjścia i mogłam przysiąc, że pod maską oburzenia dostrzegłam na jego twarzy uśmieszek. Wiedziałam.

– Widzimy się jutro – powiedziałam, ostatni raz obróciwszy się w jego stronę.

– Nie wiem, czy chcę mieć z tobą jeszcze jakikolwiek kontakt.

Pokręciłam rozbawiona głową, po czym narzuciłam na siebie płaszcz i wyszłam na mroźną ulicę Nowego Jorku. Moje zadowolenie spotęgował śnieg, który – nawet nie wiedziałam kiedy – zaczął prószyć. Zima była zdecydowanie moją najukochańszą porą roku. W tym okresie świat zaczynał wyglądać niczym plan filmowy najpiękniejszej bajki. Przystanęłam na sekundę i z zamkniętymi oczami uniosłam twarz w stronę nieba. Kilka płatków śniegu spadło na moją skórę i właśnie w tej chwili dotarło do mnie, że przez tych parę godzin udało mi się naprawdę odpocząć od niechcianych myśli. Otworzyłam oczy i utkwiłam wzrok w szarych chmurach, które przykryły całe miasto. Stałam tak jeszcze chwilę, po czym ostatni raz spojrzałam na pracownię przyjaciela i z uśmiechem na ustach wsiadłam do auta.

Mimo że całe życie wisiały nade mną ciemne chmury, zdarzały się również momenty, gdy wychodziło słońce.

***

– Jesteś pewna, że chcesz tam iść sama?

Usłyszałam to pytanie wychodzące z ust ochroniarza już chyba dziesiąty raz, a mimo to moja odpowiedź dalej pozostawała taka sama.

– Dam radę. – Próbowałam udawać opanowaną, jednak mój drżący głos mnie zdradzał. – W końcu to tutaj się wychowałam, nic mi nie będzie.

Po wizycie u Charliego nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, i wtedy pomyślałam o przyjeździe właśnie w to miejsce. Nie byłam w tym domu od siedemnastu lat i kiedy wracałam do miasta, nie sądziłam, że przyjdzie taki dzień, w którym zdecyduję się tutaj przyjechać. A jednak wystarczyła chwila odwagi i tak oto stałam przed podstarzałym budynkiem, który kiedyś zwykłam nazywać swoim domem. Był moją bezpieczną przystanią, aż do tamtej tragicznej nocy…

Ten dziwny impuls odwagi, który kazał mi przyjechać w to miejsce, wyparował już w momencie, w którym wysiadłam z samochodu. Dom z zewnątrz wyglądał niemal tak samo i chyba właśnie to sprawiło, że poczułam niepokój. Może i był bardziej zniszczony i zarośnięty, jednak jego piękno i niezwykła architektura dalej zachwycały tak samo. Może gdyby nie był taki piękny i byłby chociaż w połowie tak martwy jak jego mieszkańcy, czułabym się tutaj lepiej? Tego nie wiedziałam, ale kiedy patrzyłam na ten budynek, poczułam się tak, jakbym znów była dzieckiem. Tą kilkuletnią Vanessą, którą mama miałaby zaraz zawołać na kolację, podczas gdy w tym samym czasie tata jak zawsze siedziałby w ogrodzie i dopracowywał scenariusz, denerwując swoją żonę tym, że cały czas pracuje, zamiast poświęcać więcej czasu rodzinie. To wszystko było takie proste i zwyczajne, a jednak tak bardzo odległe. Po śmierci ojca została mi jeszcze matka, jednak gdy i ona odeszła, wszystko się zmieniło. Odgrodziłam się wielkim murem od emocji i myśli, które stale uciekały w stronę rodziców. I chociaż odzyskałam Charliego, w chwilach takich jak ta żal i smutek mnie doganiały.

– Vanesso? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos ochroniarza.

Spojrzałam na mężczyznę i spróbowałam pokazać, że pobyt w tym miejscu wcale tak bardzo na mnie nie wpływał. Musiałamgrać.

– Zaczekaj tu. – Przywołałam się do porządku i mój głos brzmiał już zdecydowanie pewniej. – Powinnam wrócić za kilka minut.

Wiedziałam, że moje słowa go nie przekonywały i mimo wszystko wolał mieć mnie na oku, jednak czułam, że muszę tam wejść sama. Była to dla mnie zbyt intymna chwila, żeby dzielić ją z kimkolwiek innym. Mimo że jako mój ochroniarz Noah nie powinien odstępować mnie nawet na krok, dobrze wiedział, że czasami bywały takie momenty, gdy musiałam pobyć sama. W takich chwilach zawsze stał gdzieś z boku, aby mieć mnie ewentualnie na oku, jednak przy tym nie przekraczać granicy, którą wyznaczałam. Choć nie łączyła nas jakaś szczególna więź, to ogromnie go za to doceniałam i przez to odczuwałam do niego nawet i jakąś sympatię.

Drżącą ręką uchyliłam furtkę, na co ta cicho zaskrzypiała, i powoli ruszyłam przed siebie. Nie chciałam wchodzić do środka budynku. Mimo że próbowałam być spokojna, to już samo stanie przed miejscem, w którym się wychowałam, przyprawiało mnie o ciarki na plecach, a co dopiero zmierzenie się z tym, co czekało na mnie wewnątrz. Do głowy zaczęły napływać mi wszystkie obrazy z tamtej okropnej nocy. Próbowałam o tym nie myśleć, jednak nie było to takie łatwe. Do tej pory, gdy przypominałam sobie te makabryczne sceny, czułam jedynie chłód i dystansowałam się od tych wspomnień, jednak kiedy pierwszy raz od lat stałam przed domem, w którym rozegrały się te tragiczne zdarzenia, nie było to takie łatwe.

– Co się ze mną dzieje? – wyszeptałam do siebie.

Przez następne minuty krążyłam wokół całej posiadłości. Wszystko wyglądało niemal tak, jak zapamiętałam. A jednak makabryczna zbrodnia i nieplanowana ucieczka nieodwracalnie odebrały coś temu miejscu. Ludzie, którzy mijali ten budynek, mogli tego nie zauważyć, jednak ja dokładnie widziałam – a w zasadzie czułam – tę różnicę. Bo to już nie był mój dom. Gdy byłam młodsza, wielokrotnie zastanawiałam się, co by było, gdyby moje życie potoczyło się inaczej. Co, gdyby tamta noc nigdy się nie wydarzyła? Jednak szybko zdałam sobie sprawę, że takie myślenie było zgubne. Nie mogłam przywrócić ojcu życia oraz nie posiadałam takiej mocy, aby cofnąć czas. Gdy dorosłam, zrozumiałam, że najważniejsza jest teraźniejszość, a zagłębianie się w przeszłości do niczego nie prowadzi. I to chyba właśnie dlatego zdecydowałam się odwiedzić to miejsce. Podświadomie czułam, że ten dom był ostatnią rzeczą, która nie pozwalała mi całkowicie pozostawić za sobą przeszłości.

Ostatni raz spojrzałam na budynek i uznałam, że jestem gotowa. Chyba do tej pory jakaś cząstka mnie ciągle tkwiła w tym miejscu i przez nią nie mogłam ruszyć naprzód. Teraz czułam, że w końcu się jej pozbyłam.

Kiedy chciałam ruszyć do furtki, usłyszałam za sobą dziwne odgłosy. Obróciłam się w stronę hałasu i pośród gęstych krzewów mignęła mi jakaś ciemna postać. Spanikowana patrzyłam w to miejsce z nadzieją, że jednak coś mi się przywidziało. Z transu wyrwał mnie kolejny szelest, tym razem odrobinę głośniejszy, co jasno dawało znać, że nieznajoma postać znalazła się bliżej.

– Noah! – krzyknęłam przestraszona, gdy ponownie dojrzałam czarny cień.

Chciałam uciec, jednak nie byłam w stanie zmusić się do ruchu. Po cieniu sylwetki, który widziałam, mogłam śmiało stwierdzić, że był to mężczyzna. Ta myśl jeszcze bardziej mnie przeraziła, bo gdyby faktycznie mnie zaatakował, nie miałabym żadnych szans.

– Noah! – krzyknęłam kolejny raz, tym razem głośniej. W duchu pożałowałam, że kazałam mu zostać w samochodzie.

Wpatrywałam się w nieznajomego i poczułam, jak oblewa mnie zimny pot. Mimo że postać była zakapturzona, dokładnie widziałam rysy jej twarzy i ten uśmiech. W sekundę połączyłam wszystkie fakty. Krew zaczęła mi szumieć w uszach, gdy zrozumiałam, że znałam tego mężczyznę. Był to ten sam człowiek, którego spotkałam niedawno na lotnisku.

– Vanesso. – W końcu dotarł do mnie głos ochroniarza. – Co się dzieje?

Obróciłam się w jego stronę, a moje ciało zalała fala ulgi. Wskazałam palcem na krzaki, żeby pokazać mu nieznajomego mężczyznę, gdyż nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa, jednak gdy tylko powiodłam wzrokiem w to miejsce, nikogo już tam nie zobaczyłam.

– Przysięgam, że tam ktoś był – wyszeptałam podenerwowana i drżącą ręką uparcie wskazywałam w tamtą stronę. – Ktoś mnie obserwował. Jakiś mężczyzna. On przez cały czas nas śledził – tłumaczyłam chaotycznie, czując, że zaczęłam wariować.

– Jaki mężczyzna? O czym ty mówisz? – dopytywał Noah i widziałam po jego twarzy, że mój stan go niepokoił. – Lepiej już stąd jedźmy, dobrze?

Nic nie odpowiedziałam, a jedynie pokiwałam głową. Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Wiedziałam, że w tych emocjach i tak nikt mnie nie zrozumie. Musiałam się uspokoić i poukładać sobie to wszystko w głowie. Jednak w żaden sposób nie dało się znaleźć logicznego wytłumaczenia na to, co miało miejsce. Ewidentnie ktoś mnie śledził.

Rozdział 3

Od rana trwały wielkie przygotowania do wieczornej gali. Śniłam o tym dniu od dawna i z niecierpliwością na niego czekałam, a gdy w końcu nadszedł, marzyłam jedynie, aby jak najszybciej się skończył. Chciałam już mieć za sobą ten cały stres i wszystkie emocje. W nocy nie mogłam zmrużyć oka, a gdy nareszcie mi się udało, nie miałam okazji, żeby nacieszyć się upragnionym snem. Charlie już z samego rana przyjechał do mojego mieszkania, żeby pomóc mi się wyszykować, choć gdybym wcześniej wiedziała, że jego obecność wprowadzi tyle zamieszania, kilka razy przemyślałabym, czy na pewno otwierać mu drzwi. Wiedziałam, że chciał dobrze, jednak jego krzyki i uwagi nie pomagały. Gdy miałam robiony makijaż, patrzył z taką natarczywością na ręce makijażystki, że biedna nie była w stanie pomalować mi ust, bo jej dłonie zbyt mocno drżały ze stresu.