Słodki twardziel - Kristen Ashley - ebook + audiobook + książka

Słodki twardziel ebook i audiobook

Kristen Ashley

4,7
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Ally Nightingale ma wiele tajemnic. Są wśród nich takie, których nie chce zdradzić nawet innym Rock Chicks. Znają je tylko dwaj mężczyźni: jej długoletni przyjaciel Darius Tucker oraz Ren Zano, w którym Ally jest zakochana bez pamięci. Darius bez wahania staje po jej stronie, ale Ren zaczyna się wahać… Jak daleko posunie się Ally, żeby zdobyć to, na co zasługuje każda Rock Chick: miłość i oddanie wybranego mężczyzny?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 600

Data ważności licencji: 8/8/2026

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 54 min

Lektor: Wiktoria Wolańska

Data ważności licencji: 8/8/2026

Oceny
4,7 (928 ocen)
744
129
40
13
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JustynaEStachura

Dobrze spędzony czas

Dobra, ale to jakoś nie to samo co poprzednie. Akcja jakaś była, ale pominięte zostały pierwsze kroki w związku i towarzyszące im emocje. Historia na tym straciła, zwłaszcza że przez to słabo poznajemy Reno. Czytało się dobrze i szybko, ale bez porywu.
40
Annakoczwara

Całkiem niezła

Nie dotrwałam do końca, jak dla mnie książka przeciętna, bez polotu
30
Klaudiq123

Całkiem niezła

Uwielbiałam ta serie ale osobiście uważam że ta część jest najsłabsza ze wszystkich. Autorka w podziękowaniu pisze ze bawiła się najlepiej pisząc ja a ja jako czytelnik odebrałam tom 8 jako najsłabszy.
30
przeczytane1995

Nie polecam

Ogólnie lubię tą serię, ale jest w niej zdecydowanie za dużo bohaterów, przez to już nie pamiętam kto jest kim i kto jest z kim. Jestem zdezorientowana kiedy czytam o czyimś ślubie i wiem że te osoby były w którejś książce, ale za cholerę nie pamiętam ich historii. Co do Ally i Rena, to nie podobają mi się jako para. Jakoś tak nie pasują mi do siebie, do tego te rozstania i powroty... Przyznam, że te książki są mega zabawne i ta też nie odstaje pod tym względem od reszty, ale to nie zmienia mojego nieco negatywnego nastawienia do tej książki. Przy 50% chciałam po prostu rzucić tą książkę, ale no z drugiej strony chciałam wreszcie to skończyć. Ostatecznie doczytałam do 60% i więcej nie byłam w stanie. Myślę, że 2 tomy temu ta seria powinna była się zakończyć, bo jeżeli nie wnosi nic nowego i każdy tom jest bardzo do siebie podobny, to te historie robią się na maksa nudne, w szczególności jeżeli Ren nie jest jakimś porywającym męskim bohaterem, a moja sympatia do Ally nie wystarczy do t...
20
jakiza

Dobrze spędzony czas

Chyba najsłabsza część, jakby wymuszona, na siłę. Mocno męczące to powtarzanie "jestem rockową laską" i "moje szczęśliwe miejsce". W sumie nic nie wiemy o Zano, Alie upierdliwie pewna nie tyle siebie, co swoich pleców. Da sie przeczytać, ale szybko o niej zapomnę.
10



Tytuł oryginału: Rock Chick Revolution

Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Barbara Milanowska/Lingventa

Redakcja techniczna i skład weersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Elżbieta Steglińska

Zdjęcie na okładce: © Sergio Goncharoff/Dreamstime.com

Copyright © 2013 by Kristen AshleyAll rights reserved.

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022

© for the Polish translation by Ewa Skórska

ISBN 978-83-287-2097-8

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2022

Dedykuję tę książkę Kerrie Gisborne, która z mojej czytelniczki stała się przyjaciółką. Była pierwszą fanką spoza mojej ekipy – i cieszę się jak diabli, że stała się jej częścią. I że ja mogłam stać się członkiem jej gangu. Tęsknię za tobą, Kerrie.

Prolog Już nic więcej

Obudziłam się w hotelowym pokoju, nago. Za mną leżał mężczyzna.

Przytulający się do mnie całym ciałem.

Ren zawsze tak leżał.

Chociaż nie, nie zawsze. Czasem leżał na plecach i wtedy przytulał mnie do swojego boku. A czasem leżał na boku i przytulał mnie przodem do siebie. Czasem ja przywierałam do jego pleców, a wtedy on przyciskał moje dłonie do swojej piersi, nawet przez sen, i nie miałam szansy ucieczki.

Maksymalny kontakt cielesny.

Uwielbiałam to.

Problem w tym, że dla mnie był tylko gościem, z którym lubiłam sypiać, kumplem od bzykania.

Lorenzo „Ren” Zano sądził inaczej.

„Bawiliśmy się” w ten sposób przez ponad rok. Ren próbował mnie przekonać, że między nami jest coś więcej, ja się nie zgadzałam.

Chociaż nie, znowu nie tak: Ren nie próbował mnie co do tego przekonać – po prostu sam był przekonany i przez ostatnie osiem miesięcy zachowywał się jak mój facet – jeśli oznacza to, że zachowujesz się despotycznie, wkurzająco i obcesowo, mówiąc ci, co masz robić, a czego nie.

Miesiące wcześniej próbował mnie przekonać, że powinniśmy zgłębić to, co było między nami. Najwyraźniej zrezygnował z przekonywania i po prostu postanowił być moim chłopakiem, nawet jeśli się na to nie zgadzałam.

Problem z moim „niezgadzaniem się” polegał na tym, że zwykle robiłam z Renem różne rzeczy, które robiłabym ze swoim facetem. Na przykład kłóciłam się. Od czasu do czasu jadłam z nim kolację i rozmawiałam. Sypiałam z nim i spędzałam z nim noce. Zupełnie jakby był moim facetem.

– Wiem, że nie śpisz.

Przewróciłam oczami.

Ren zawsze budził się przede mną i zawsze wyczuwał, że już nie śpię.

Z wyjątkiem naszego najpierwszego razu.

A ponieważ to, co się stało wtedy, gdy ten jeden raz obudziłam się jako pierwsza, prawie mnie zabiło, wolałam o tym nie myśleć.

I zawsze gdy wyczuwał, że już nie śpię, rozpoczynał Rozmowę (dokładnie tak, wielką literą, ponieważ traktował te Rozmowy bardzo poważnie i tak też je prowadził, na co również się nie zgadzałam).

Zwykle nasze Rozmowy wracały do tego, o co się kłóciliśmy, zanim się na niego rzuciłam. Albo zanim on rzucił się na mnie i przechodziliśmy do kilku godzin szalonego, obezwładniającego, odświeżającego seksu, po którym zapadaliśmy w sen.

I sądząc z jego tonu, dzisiaj nie miało być inaczej.

– Potrzebuję kawy – oznajmiłam.

– Przyniosę ci, jak już porozmawiamy.

Nie mówiłam?

Rozmowa przed duże R.

I despotyzm.

– Zano, nie chcę rozmawiać.

Położył mi dłoń na brzuchu i przekręcił się, leżałam na plecach, on zawisł nade mną. Potem wcisnął mnie głębiej w pościel, przygniatając prawie całym ciałem, częściowo wsparty na łokciach.

Dowód numer 1: Ren często przyjmował pozycję dominacji, zwykle po to, żeby dać wyraz swojemu despotyzmowi i obcesowości. Na przykład teraz, gdy przyciskał mnie plecami do łóżka i unosił się nade mną, choć powiedziałam, że wcale nie chcę rozmawiać.

Spojrzałam mu w oczy.

Były takie piękne…

Żeby się od nich uwolnić, zacisnęłam powieki.

Ale i tak wciąż je widziałam.

Jego oczy, włosy, twarz i inne części anatomii, które zwykle wiodły mnie do zguby, kiedy to rzucałam się na niego nawet w ferworze kłótni. Nie broniłam się też zbytnio, gdy on rzucał się na mnie.

Był Włochem czystej krwi. Mógł mieszkać w Stanach, być Amerykaninem czwartej generacji, jego rodzina mogła mówić po angielsku, ale i tak byłam prawie pewna, że wciąż myślą, że są na Sycylii, chociaż mieszkali w Englewood w Kolorado. Z wyjątkiem Rena i jego kuzyna, Dominica Vincettiego – oni mieszkali w Denver, kawałek drogi stąd na północ.

Ren był bardzo wysoki, wyższy ode mnie, a ja naprawdę byłam wysoka jak na kobietę.

I miał świetne ciało. Wąskie biodra, których umiał używać, szerokie ramiona, z których również robił dobry użytek, był wspaniale umięśniony.

Ale nie chodziło tylko o ten niesamowicie seksowny wygląd – chodziło o to, że on zawsze był sobą, skoncentrowany, odcięty od rzeczy niepotrzebnych, wysportowany. Zajebisty.

No i wreszcie, miał niesamowite mięśnie brzucha i bioder, które powinnam uwiecznić na zdjęciach i przesłać do muzeum. Były tak doskonałe, że należało je upublicznić.

Aha: do tego gęste ciemne włosy, których przyjemnie się dotykało, a jeszcze przyjemniej wsuwało się w nie palce, gdy on wsuwał mi język w usta.

To wszystko było wspaniałe, ale najbardziej działały na mnie trzy rzeczy.

Oczy – w pięknym kolorze espresso, tak mocnym i głębokim, że trzeba było uważać, żeby nie zatracić się w nich bez reszty.

Pewność siebie – nie arogancja i nie zarozumiałość. Był świadom swojego umysłu i swego ciała, wiedział, co lubi i czego chce, i czuł się z tym wszystkim pewnie. Był na luzie i emanował tym. Niczym gwiazda rocka, tylko bez gitary i w garniturze.

To było fenomenalne.

I wreszcie: świetnie się ubierał. W pracy nosił eleganckie garnitury od krawca, poza pracą dżinsy i czasem podkoszulki, choć zazwyczaj koszulę albo sweter, wyglądając w tym odjazdowo.

Jednak w jego przypadku wcale nie chodziło o ciuchy.

Chodziło o męskość.

Ren Zano był cholernie męski.

A ja, niestety, bardzo lubiłam męskich facetów.

I miałam słabość do mężczyzn w garniturach.

Nie lubiłam tylko, jak ktoś był wkurzający, obcesowy i despotyczny.

Nie lubiłam też gości, którzy ostatecznie złamaliby mi serce, nawet jeśli teraz im się wydaje, że tego nie zrobią.

Ja wiedziałam, że zrobią.

Usłyszałam jego mocny, głęboki i słodki głos:

– Ally, skarbie, ostatnia noc dowiodła, że musimy się wreszcie określić, raz na zawsze.

Używał tego swojego słodkiego głosu, a to najbardziej na mnie działało. I dobrze o tym wiedziałam, bo gdy używał go w czasie kłótni, wkrótce potem się na niego rzucałam.

Otworzyłam oczy.

– Nie ma czego określać.

– Zwariowałaś?

Często o to pytał.

– Nie. – Zawsze tak mu odpowiadałam.

Przycisnął lekko dłoń do mojego brzucha i nachylił się bliżej.

– Skarbie, powiedzmy to sobie jasno, że poprzedniej nocy się wpierdoliłaś. Wpieprzałaś się już wcześniej, ale teraz zrobiłaś to już totalnie. Potrzeba będzie mnie, wujka Vito, obu twoich braci, Marcusa i, kurwa, każdego, kogo się tylko da, żeby chronić twój tyłek po tym, co odwaliłaś poprzedniej nocy.

To doprowadziło do tej części Rozmowy, w której robiłam się zła, co z kolei prowadziło do tej, w której wrzeszczałam; wtedy następowała ta, w której krzyczał Ren, następnie dochodziło do kulminacji, w której ja wychodziłam gwałtownie, trzaskając drzwiami, albo uprawialiśmy gwałtowny, namiętny seks, po którym ubierałam się i wychodziłam.

– Poprzedniej nocy uratowałam Faye – przypomniałam sucho.

– Poprzedniej nocy znalazłaś się na radarze kilku cholernie poważnych gości.

– Dostali to, czego chcieli.

– Mają cię na radarze. A nie chcesz, żeby któryś z tych ludzi w ogóle wiedział, że istniejesz. A już na pewno nie chcesz, żeby wiedzieli, że masz dostęp i umiejętności. Niepotrzebnie się w to pakujesz, Ally, bo to nie jest twoje życie, ty się tym tylko bawisz. Nie masz poważnej siatki kontaktów, nie masz zaplecza, nie masz doświadczenia. Jak na razie jedyne, co masz, to fart i upór. To pierwsze w końcu się skończy z powodu tego drugiego i wtedy dopiero znajdziesz się w tarapatach.

Nie usłyszałam wszystkiego, co powiedział, bo utknęłam na słowie blisko początku.

Że się bawię.

– Bawię się? – szepnęłam ostrzegawczo.

Wiedziałam, że wyczuje to ostrzeżenie, bo chociaż spotykaliśmy się tylko na seks, to przez cały zeszły rok spędziliśmy ze sobą tyle czasu, że umiał odczytywać moje emocje.

I wiedziałam, że odczytał je teraz, bo położył swoją długą umięśnioną nogę na mojej i nachylił się jeszcze bliżej.

– Ally…

– Bawię się? – Podniosłam głos i zmrużyłam oczy.

– Dostajesz za to pieniądze? – spytał.

– Dostaję co innego.

– W takim razie to nie jest praca, Ally. To hobby, przy czym niebezpieczne. I mówię ci już po raz ostatni, że musisz z tym wreszcie skończyć.

Zmrużyłam oczy jeszcze bardziej, zaczęło mnie palić w piersi i otworzyłam usta, żeby przejść do tej części Rozmowy, w której krzyczę.

***

Przewiń wstecz

Ale zatrzymajmy się na chwilę.

Nazywam się Allyson Nightingale, ale wszyscy mówią mi Ally.

Jestem rockową laską, słowem i czynem.

Wielbię rock’n’rolla i żyję jak rockmanka – robię, co chcę, kiedy chcę i jak chcę (chyba że pracuję jako barmanka albo pomoc baristy), z tą różnicą, że mam dużo mniej hajsu.

Razem z moją najlepszą przyjaciółką Indią „Indy” Savage (teraz Nightingale, bo niedawno wyszła za Lee, mojego brata) mamy gang rockowych lasek. Mamy, bo jesteśmy tam liderkami, a ponieważ my jesteśmy rockowymi laskami, to one również.

Tak to działa.

Indy i ja zaczęłyśmy tę tradycję i chociaż niektóre z nich nie są tak szalone jak my, pozostają rockowymi laskami do szpiku kości.

I jeszcze bardziej.

***

Moi bracia, Henry „Hank” Nightingale i Liam „Lee” Nightingale, obaj starsi ode mnie, nie należą do gangu (ponieważ są facetami, a facet może zostać rockową laską tylko wtedy, kiedy jest gejem).

Hank jest gliną i twardzielem, a Lee jest twardzielem z zawodu.

Mój tata też jest gliniarzem, tak samo jak jego ojciec – dziadek zginął na posterunku.

Twardzielstwo i odwagę mamy we krwi.

Po prostu odziedziczyłam to w genach.

Problem tylko w tym, że nikt nie chce tego zrozumieć.

***

Jakieś dwa lata temu Indy znalazła się w kłopotach. Prowadzi księgarnię z używanymi książkami o nazwie Fortnum i serwuje kawę – w sumie gdyby nie mieli kawy, byłaby w dupie, bo książki słabo idą.

Przykukała sobie baristę, Texa (najprawdziwszy świr, choć zwykle czarujący), który jest geniuszem latte, cappuccino i espresso. Maestro kawy, istny Yo-Yo Ma. A właściwie Yo-Yo Ma odstawiłby wiolonczelę w środku występu, żeby upić łyk kawy Texa, taka jest dobra.

No i kiedyś Rosie, barista, który pracował dla Indy przed Texem, zrobił coś głupiego i wciągnął w to Indy. A ponieważ Indy jest moją przyjaciółką od zawsze (nasi rodzice się przyjaźnili i, o czym już mówiłam, wyszła za mąż za mojego brata), to oczywiste, że ja też dałam się wciągnąć.

A właściwie weszłam w to od razu.

Nigdy nie stroniłam od kłopotów, a większość z nich, powiedzmy to sobie szczerze, sama prowokowałam.

Gdy Indy znalazła się w kłopotach, a ja w to weszłam, szukałyśmy zaginionego Rosiego. Nikt nie potrafił go znaleźć, a jednak mnie się udało.

Wtedy połknęłam haczyk – zrozumiałam, że tak jak ojciec i bracia po prostu mam do tego smykałkę.

Wrodzony talent.

Dlatego dalej się tym zajmowałam.

***

Nie jestem głupia.

W międzyczasie wiele się nauczyłam. Początkowo pomagałam tylko przyjaciołom w potrzebie, rozglądałam się i znajdowałam dowody na zdradę ekspartnerów i takie rzeczy.

I zawsze byłam w tym dobra.

Moje przyjaciółki polecały mnie swoim przyjaciółkom.

I w końcu zrobiło się poważnie.

A ponieważ jestem Nightingale, nie uciekam, gdy robi się poważnie. Nie ma takiej opcji.

Poza tym Ren się mylił. Miałam potężną siatkę kontaktów i poważne zaplecze.

Miałam ludzi, którzy mi pomagali.

***

Jednym z moich partnerów był Darius Tucker, bardzo bliski przyjaciel Lee (i mój także), wspaniały facet, którego uwielbiałam od czasów szkolnych. Był naprawdę świetny, serdeczny, wierzył we mnie i był moim wsparciem.

Kiedyś był dilerem narkotyków, obecnie działał jako prywatny detektyw w firmie mojego brata, Nightingale Investigations.

Chociaż wyszedł z „biznesu”, nadal znał wszystkich, jeśli nie osobiście, to przynajmniej wiedział o nich wszystko.

Moim drugim partnerem był Brody Dubben, drugi przyjaciel do grobowej deski. Miał w sobie więcej z chłopaczka niż mężczyzny, nawet jeśli jego wiek wskazywałby na coś innego, i panował nad komputerami jak Yo-Yo Ma nad wiolonczelą, Stephen Hawking nad równaniami, a Tex nad ekspresem do kawy.

Jednym słowem, obaj byli partnerami, których człowiek naprawdę chciałby mieć w swoim teamie.

***

Zeszłej nocy dowiedziałam się, że inna moja znajoma, Faye, ma zostać pogrzebana żywcem, bo ojciec jej chłopaka jest fiutem.

Nie pytajcie, pojebana historia.

Tak czy inaczej, ktoś musiał interweniować. A ponieważ monitorowałam tę sprawę od dość dawna, tym kimś musiałam być właśnie ja.

Interweniowałam.

I uratowałam jej życie.

***

Musiałam jednak przyznać (tylko przed sobą), że Ren miał rację.

Goście, którzy w tym siedzieli (w tym ojciec chłopaka Faye), nie byli dobrymi ludźmi.

To na pewno.

***

Przewiń w przód, wciśnij „play”.

– …I mówisz mi to ostatni raz?! – krzyknęłam do Rena.

– Skarbie…

Walnęłam go w ramiona, odrzucając go, co dawało mi szansę zejść z łóżka.

– Nie mów tak do mnie!

Postawiłam stopę na podłodze i na tym się skończyło, bo Ren objął mnie w pasie i z powrotem wciągnął na łóżko.

A potem nakrył mnie swoim ciałem.

Efektywny zabieg, który często stosował w czasie Rozmów – bo chociaż mogłam kopnąć go w genitalia, nie chciałam tego robić – lubiłam jego genitalia w chwilach, kiedy się nie żarliśmy.

Poza tym był znacznie cięższy, większy i silniejszy, co zostawiało mnie zupełnie bez szans.

Dowód numer dwa – Ren nie miał żadnego problemu z wykorzystywaniem swojej przewagi fizycznej, żeby mnie wkurzyć, zachowując się obcesowo i despotycznie.

– Złaź ze mnie – zażądałam.

– Posłuchaj.

– Złaź ze mnie – powtórzyłam, podrzucając biodrami.

Nie zamierzał.

Ja pierdolę!

Ujął dłońmi moją twarz, nachylił głowę tak, że widziałam już tylko jego twarz, i użył głosu, którego nigdy wcześniej nie używał.

Głębokiego, mocnego i słodkiego, ale również ciężkiego, co trochę mnie uderzyło:

– Ally, skarbie, posłuchaj mnie. Zależy mi na tobie, dużo dla mnie znaczysz i nie chcę cię oglądać w pudle kilka metrów pod ziemią, i to bez butli z tlenem, która cię utrzyma przy życiu, zanim cię znajdę. Rozumiesz?

Zależało mu na mnie.

Dużo dla niego znaczyłam.

Może nawet tak było.

Sęk w tym, że na kimś innym zależało mu znacznie bardziej.

– Rozumiem, że jesteś apodyktycznym, wkurzającym draniem, który myśli, że może mi mówić, co mam robić, chociaż tyle razy powtarzałam, że to moje cholerne życie i mogę z nim robić, co tylko chcę.

Coś przemknęło w jego oczach tak szybko, że nie zdążyłam tego uchwycić, i powiedział:

– Ally…

– A teraz ze mnie zejdź. Mam coś do zrobienia. Muszę wracać do domu.

Przycisnął mnie jeszcze bardziej.

– Skończymy to teraz.

– Proszę bardzo – zgodziłam się szybko. – Możemy nawet uznać, że już skończyliśmy. Zostaw mnie w spokoju i uznamy to wszystko za skończone – rzuciłam sarkastycznie.

Na jego twarzy pojawił się wyraz, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. Nie było w nim słodyczy ani nawet zniecierpliwienia.

Wyłącznie furia.

Oglądałam go już wcześniej w złości, widziałam go, jak był wściekły.

Zazwyczaj jego gniew był namacalny i potrafił wypełnić pokój.

Ale tym razem to było coś innego.

Powietrze nie zrobiło się gęste – całkowicie znieruchomiało.

Przeraziło mnie to.

– Właśnie ci powiedziałem, że dużo dla mnie znaczysz, a ty nie dasz mi nawet dwóch minut, żebyśmy to przegadali? – spytał ze złowrogim spokojem.

– Nie, bo wynik tej rozmowy, który byłby do przyjęcia dla ciebie, będzie nie do przyjęcia dla mnie i dlatego nie będziemy w ogóle rozmawiać.

Pokręcił głową, wciąż wściekły.

– Nie, posunęłaś się znacznie dalej. Właśnie skończyłaś ze mną, jakby było ci wszystko jedno.

– Bo tak jest – warknęłam (kłamiąc).

– Gówno prawda – odpalił (wiedząc, że kłamię).

– Ile razy mam ci to jeszcze mówić, Zano? Tylko się pieprzymy.

Znowu pokręcił głową, kciukiem przesuwając po moim policzku; jego twarz znalazła się tak blisko mojej, że prawie muskał mnie wargami.

– Nie, skarbie, to nieprawda. Miałem już laski, z którymi się wyłącznie pieprzyłem, i żadna z nich nie wyglądała jak ty, gdy w ciebie wchodzę, i to za każdym razem, kiedy to robię. Jakbyś właśnie odzyskała utracony kawałek siebie.

Szlag.

Możliwe, że faktycznie tak wyglądałam.

Bo kiedy we mnie wchodził, tak się czułam.

Odwróciłam wzrok.

– Spójrz na mnie – polecił.

– Złaź – zażądałam.

Nie odezwał się.

Czekałam w nadziei, że może to będzie właśnie ten dzień, w którym Ren zrezygnuje z dalszej Rozmowy, zsunie się ze mnie i poczeka na kolejną kłótnię.

Niestety, nic tego nie wróżyło i wiedziałam to od razu, gdy się odezwał.

– Twoi bracia już pewnie wiedzą. I gdy wbijesz do Denver, dostaną szału.

– Przeżyją.

– Ally, jeśli myślisz, że tym razem się z tego wyłgasz, to się mylisz. Lee i Hank wiedzą o wszystkim, co się dzieje w mieście, i od samego początku wiedzą, co robisz. Trzymali się z daleka, ale mieli rękę na pulsie, trochę cię obserwując, trochę osłaniając. Ale nigdy nie weszłaś aż tak głęboko i nie zapędziłaś się aż tak daleko.

Znów na niego spojrzałam.

– Na wypadek, gdyby ci to umknęło, Zano: nie jestem serialową Nancy Drew, która rozwiązuje zagadki kryminalne w ramach hobby po szkole. Jestem dużą dziewczynką. Zdaję sobie sprawę, że moi bracia wiedzą, i mam gdzieś ich opinię.

Coś błysnęło w jego pięknych oczach; po furii nie zostało ani śladu, a głos znowu był słodki.

– Skarbie, próbuję ci wytłumaczyć, że tym razem sprawy wyglądają inaczej. I jeśli wcześniej martwiłem się tym, co robisz, teraz jestem, kurwa, zaalarmowany.

I wtedy… wtedy coś się ze mną stało.

Nie wiem, co mnie napadło. Może chodziło o nowy ton jego głosu, a może o wyraz twarzy? Może jego ciepłe, mocne ciało, wciskające mnie w łóżko po całej nocy odświeżającego seksu? Albo świadomość, że na wieść o tym, co się dzieje, jechał kilka godzin z Denver do Carnal w górach, gdzie cały ten syf miał miejsce, tylko po to, żeby mnie zabrać? A może o to, że faktycznie brzmiało to tak, jakby mówił szczerze?

Cokolwiek to było, sprawiło, że zrobiłam coś, czego nie zrobiłam nigdy przedtem.

Przyznałam mu rację.

– Zrozumiałam.

Zamrugał zdziwiony.

– Zrozumiałaś?

Skinęłam głową, nie planując tego powtarzać.

Patrzył uważnie, a na jego twarzy wciąż był niepokój.

– Może byłoby dobrze, żebym wiedział, co konkretnie zrozumiałaś?

To była dziwna prośba w przypadku ludzi, którzy „tylko się pieprzą”, i musiałam przyznać, że trochę wyszliśmy poza ramy. Właśnie to Ren wielokrotnie próbował mi udowodnić: że tak naprawdę nie tyle się pieprzyliśmy, ile po prostu byliśmy razem. Z tą różnicą, że nie chodziliśmy na randki i nie bywaliśmy u swoich rodzin… na razie.

Chodziło też o to, jak dobrze on znał mnie, a ja jego. Był uważny, i w łóżku, i poza nim. Ja również.

Dlatego w pytaniu, które zadał, nie było nic dziwnego.

– Że ci goście są łajdakami – wyjaśniłam. – I zdaję sobie sprawę, jak bardzo, bo kręcę się wokół nich od miesięcy. – Oparłam dłonie na piersi Rena i widziałam, jak jego twarz łagodnieje, a oczy robią się ciepłe. – Ale zakopali Faye żywcem. Zdawałam sobie sprawę z ryzyka i postanowiłam je podjąć, bo to moja znajoma. Udało się i wyciągnęliśmy ją żywą. Ledwie, ale jednak.

Położył mi rękę na szyi i przesunął kciukiem po moim gardle. To też było coś nowego – choć trzeba przyznać, że nigdy nie dawałam mu zbyt wielu okazji do okazywania uczuć. I miałam rację, bo to okazywanie okazało się cholernie miłe.

– Pewnego dnia wejdziesz na taką ścieżkę – przemówił łagodnie – że bez względu na wsparcie, jakie będziesz za sobą miała, oni i tak spróbują cię załatwić. Nie chcę, żebyś się tam znalazła, skarbie.

A ja nietypowym dla siebie, spokojnym głosem wyjaśniłam:

– Nie jestem kompletnie głupia: mam za sobą Brody’ego i Dariusa. Jestem ostrożna.

I to była niemalże prawda.

Przesunęłam rękami w górę jego piersi i badając ten nieznany teren intymności i zwierzeń, założyłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam do siebie. Poddał się i jego twarz znalazła się jeszcze bliżej.

– Lubię to, Ren. Naprawdę. Próbowałam już w życiu wielu rzeczy. Skończyłam studia i jestem dyplomowanym technikiem radiologii. Robiłam paznokcie. Teraz mam trzydzieści dwa lata, pracuję na pół etatu w księgarni i na cały, mieszając drinki, i żadnej z tych rzeczy nie lubię tak jak tego, czego nie chcesz, żebym robiła. Robię to, bo to lubię, chociaż wiem, że wielu osobom, nie tylko tobie, to się nie podoba. Właśnie dlatego – ponieważ lubię to robić. Bo to jest zajebiste. I czuję, że wreszcie zrozumiałam, kim chcę być. Że w końcu znalazłam siebie.

Przyglądał mi się i po raz pierwszy nie odezwał się ani słowem.

– Wiem, że przejmujesz się tymi gośćmi z wczoraj – podobnie jak Darius, Brody i ja. Ale podjęłam skalkulowane ryzyko, żeby uratować znajomą. Będę na siebie uważać i mam ludzi, którzy też będą na mnie uważać. Wszystko będzie dobrze.

Nadal mi się przyglądał, ale ja nie miałam już nic więcej do powiedzenia.

W końcu przemówił.

– Ujmę to tak: gdybyś powiedziała to wszystko, tak jak właśnie zrobiłaś, zamiast na mnie wrzeszczeć tak, że by cię uciszyć, trzeba ci wklepać, może dotarłoby to do mnie już dziesięć miesięcy temu.

Roześmiałam się.

Może dlatego, że to faktycznie brzmiało zabawnie.

I dlatego, że było w tym jeszcze coś, co mi się podobało – że nie tylko mnie słuchał, ale usłyszał i zrozumiał.

Gdy przestałam się śmiać, zobaczyłam, że Ren patrzy na mnie z uśmiechem.

Moje serce zabiło mocniej.

Rzadko miałam okazję widzieć jego uśmiech: zwykle albo się kłóciliśmy, albo jego usta robiły inne rzeczy.

A w tej chwili ten jego uśmiech przeszył mnie na wylot.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a w jego oczach pojawiło się coś, co nie do końca zrozumiałam, choć wydawało mi się to ważne.

I chyba już miał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie i milczał.

Dlatego ja się odezwałam.

– Przyjechaliśmy tu z chłopakami bez niczego i mam w domu trochę roboty, więc może się ruszmy?

– Słusznie. Po drugiej stronie ulicy jest sklep, pójdę kupić szczoteczki do zębów i całą resztę. Mają tu też kawiarnię. Chcesz zrobić kawę tutaj czy wolisz, żebym ci przyniósł prawdziwą?

Nigdy nie robiliśmy czegoś takiego, nigdy nie rozmawialiśmy prawie normalnie o zwykłych rzeczach.

I trochę ogłuszyła mnie ta jego troskliwość.

Chociaż nieprawda.

Wiedziałam, że należy do troskliwych facetów, bo nie raz przejawiał takie skłonności. Na przykład wtedy, gdy zjawiłam się w jego domu nad ranem po szychcie w barze, a on zapytał, czy jestem głodna, i zobaczyłam, że przygotował całą michę sosu do spaghetti i cannelloni i podgrzał dla mnie. I wiedziałam, że raczej nie robił tej fury żarcia tylko dla siebie, przygotował się, żeby mnie nakarmić.

Ale poza jedzeniem nigdy nie przejawiał wobec mnie troskliwości.

Może dlatego, że nie dawałam mu szansy.

Z wyjątkiem ostatnich świąt, kiedy to był naprawdę, ale to naprawdę troskliwy.

Więc może jednak gapiłam się na niego osłupiała nie tylko z powodu tej troskliwości.

Może bardziej dlatego, że ta troskliwość mnie wzruszyła.

– Yy… – zaczęłam i urwałam, bo chwilę mi zajęło, żeby się z tego otrząsnąć – jak miło byłoby mieć coś takiego z Renem. – Możemy najpierw napić się kawy tutaj, a prawdziwą kupić w drodze do domu. Ale szczoteczka do zębów by się przydała.

– Jasne – wymruczał, nachylił się i dotknął wargami moich ust, bez żadnego powodu. Coś, czego też nigdy przedtem nie robił.

Odchylił się, zsunął ze mnie i wstał z łóżka. Przykrył mnie kołdrą i zaczął się ubierać.

Przyglądałam mu się i straciłam zdolność myślenia o czymkolwiek. Po prostu leżałam, napawając się każdą chwilą tego spektaklu (oraz ciepłem, które we mnie budził).

Spektakl wypadł tak dobrze, że niektóre partie odtwarzałam sobie w głowie po zakończeniu, dlatego okazałam się łatwym celem, gdy Ren wrócił do łóżka.

Objął mnie ręką za szyję, podciągnął do góry i znowu dotknął ustami moich ust.

– Zaraz wracam – wymruczał.

Uśmiechnął się do mnie, spojrzał ciepło i wyszedł.

Bardzo długą chwilę po prostu wpatrywałam się w drzwi.

A potem wróciło do mnie to imię, które wymruczał w moje włosy rok temu… gdy leżeliśmy w łóżku, nadzy, gdy mnie obejmował przez sen…

Imię, które nie było moje.

I przypomniałam sobie, że to wszystko teraz nie działo się naprawdę.

Szczerze wierzyłam, że Ren naprawdę chciałby, żeby tak było.

Ale wiedziałam, że nigdy się tak nie stanie – nie tak, jak bym chciała.

Dlatego otrząsnęłam się z myśli o cieple i troskliwości, wyskoczyłam z łóżka i zabrałam się za robienie kawy.

Gdy wrócił, byłam pod prysznicem. Dołączył do mnie w łazience.

Ja, mokra i namydlona, i Ren, nagi i mokry – znowu dużo się działo, a w tym „dużo” zawierał się mój orgazm na kafelkach w łazience w motelu niewielkiego miasteczka w górach Kolorado.

Jak każdy orgazm, do którego doprowadzał mnie Ren, ten również był zajebisty.

Byłam już w staniku i majtkach, a Ren w bokserkach, staliśmy przy małej umywalce i myliśmy zęby, ja spięta i czujna, żeby nie roztkliwiać się nad tą nieznaną mi intymnością, gdy Ren zrobił coś, dzięki czemu mogłam raz na zawsze zlikwidować to „my”, o które tak cisnął.

Wypluł pastę, wypłukał usta i spojrzał na mnie w lustrze, gdy wycierał twarz ręcznikiem.

– Zostałem zaproszony na ślub Avy i Starka. Wiem, że pewnie będziesz tam druhną, ale chcę, żebyś poszła ze mną.

Wciąż ze szczoteczką w ustach utkwiłam wzrok w jego oczach i wszystko we mnie zamarło.

Zmusiłam się, żeby wyjąć szczoteczkę z ust, i spytałam przez pianę:

– Jaja sobie robisz?

Ściągnął brwi i odparł krótko:

– Nie.

Nachyliłam się i wyplułam pastę.

– Powiedz, że tak – warknęłam.

Odchylił się, złożył ręce na piersi i wymamrotał tonem, który mówił, że jest wkurzony i że nie spodziewa się po mnie odpowiedzi:

– Jezu, co cię znowu ugryzło?

Więc jednak.

Robił sobie jaja.

I wtedy poczułam nie złość, a ból.

Tak wielki, że mój głos zabrzmiał cholernie słabo, gdy powiedziałam:

– Co mnie ugryzło? Może to, że zapraszasz mnie na ślub kobiety, którą kochasz? Może właśnie to – mój głos załamał się na tym słowie – może właśnie to mnie ugryzło.

Zobaczyłam szok na jego twarzy.

– Co, kurwa? – szepnął.

– Dlatego nie – odszepnęłam, chociaż ból nie chciał odpuścić i głos mi drżał. Ale już nic nie mogłam na to poradzić; nie miałam nawet szansy, żeby spróbować. – Nie pójdę z tobą na ślub Avy i Luke’a. Jak również po czymś takim cały ten szajs, całe to „ja i ty”, jest skończony. Koniec. Nie będziemy się już więcej po prostu pieprzyć. Nie będziemy robić już nic więcej.

I po tych słowach nie tyle wymaszerowałam z łazienki, ile wybiegłam.

Rozdział 1 Jesteś Nightingale

Przewiń wstecz

Trzynaście miesięcy wcześniej…

Obudziłam się w łóżku z baldachimem, w burgundowej pościeli Rena Zano, w jego sypialni, w jego pięknym domu w Cheesman Park i już wiedziałam, że mi się udało.

Nie przypuszczałam, że i mnie się to zdarzy. Nie chciałam się do tego przyznać nawet przed sobą, ale zaczynałam myśleć, że nie.

Niektóre kobiety przecież tak właśnie miały: przeżyły całe swoje życie i nie spotkały tego jedynego.

Mężczyzny, którego widok rozgrzewał ci krew w żyłach.

Którego uśmiech przyspieszał ci bicie serca.

Mężczyzny, który był tak idealnie dostrojony do twojego ciała, że gdy używał dłoni, ust, głosu, wszystkiego, twoje ciało śpiewało.

Nawet za pierwszym razem.

A raczej, jak to było w naszym przypadku, za pierwszymi trzema razami.

Mężczyzna, który był interesujący, czarujący, trochę zagadkowy i nie ukrywał, że jest tobą zainteresowany, że chciałby cię poznać i że był gotów poświęcić temu dłuższą chwilę.

Która mogła się rozciągnąć na całe życie.

Ubiegłego wieczoru, na parkingu przy Hermans Hideaway, Ren bił się z Lukiem (kolejnym gościem z klubu twardzieli, pracującym dla mojego brata) z powodu mojej przyjaciółki Avy.

Ale potem Luke przypadkiem uderzył Avę w głowę, odjechali jego porsche, a ja zostałam na parkingu, wkurzając się na Rena, że był maczystowskim idiotą, który się bije na cholernym parkingu.

Wtedy zobaczyłam, że wciąż jest wściekły, uznałam, że przejmował się Avą trochę bardziej niż trochę, i postanowiłam wlać w niego kilka drinków.

Gdy wysunęłam tę propozycję, na chwilę przestał być zły, przyjrzał mi się uważnie i się zgodził.

Znaleźliśmy się w My Brother’s Bar, w którym pracowałam jako barmanka, zajęliśmy narożną kabinkę i zaczęliśmy się upijać.

Postanowiłam nie poruszać tematu trójkąta Luke/Ava/Ren, bo wyglądało na to, że Renowi udało się ochłonąć, i nie chciałam znowu tego wyciągać. Zwłaszcza teraz, gdy zamierzał się nawalić. Nie chciałam patrzeć, jak kolejny przystojniak wpada w szał, choćby tylko werbalnie, zwłaszcza po pijanemu, z powodu kolejnej rockowej laski.

Niekoniecznie miałam na to dzisiaj ochotę.

Nie mogę powiedzieć, że nie bywało to ekscytujące, czasem przezabawne, a czasem nieźle odjechane, i zawsze kończyło się bardzo dobrze. Twardziel dostawał swoją dziewczynę, dziewczyna dostawała swojego twardziela i wszyscy byli szczęśliwi.

I chociaż cieszyłam się szczęściem moich przyjaciół, a cała jazda z tą hardcorową wersją starej bajki sprawiała mi perwersyjną przyjemność, zawsze uważałam, że mnie coś takiego się nie przydarzy.

Jeszcze niedawno spotykałam się z Carlem, naprawdę świetnym facetem: był zaangażowany, dobry w łóżku i fajnie nam się gadało, ale czegoś po prostu w tym brakowało.

Nie patrzyłam na niego tak jak Indy na Lee, Jet na Eddiego albo Roxie na Hanka.

Jakby był tym jedynym i ostatecznym: koniec poszukiwań, epic­ka podróż zakończyła się odnalezieniem skarbu, który przeszedł najśmielsze oczekiwania.

No dobra, zwykle w ogóle nie myślę w taki sposób.

Byłam rockową laską, miałam wielu znajomych i przyjaciół, używałam życia, dobrze się przy tym bawiąc, a zwrot „jazda bez trzymanki” wymyślono specjalnie dla mnie. Nie wahałam się mówić tego, co myślałam, czy żeby zrobić dramę z sytuacji, która na tę dramę zasługiwała. I miałam gdzieś, czy ktoś się w tym ze mną zgadzał, czy nie.

Byłam… sobą.

Nie byłam dziewczyńska.

Nie byłam romantyczna.

Nie fantazjowałam (oprócz momentów z użyciem wibratora).

Książę na białym koniu mógł spokojnie do mnie nie przyjeżdżać.

Tak samo nie pociągał mnie płotek z białych sztachet, gromadka dzieci, zapiekanka w piekarniku i przytulanki prowadzące do dziesięciu minut seksu na misjonarza, żeby potem zasnąć jak kamień.

I żadna z rockowych lasek tego nie miała.

Dostały o wiele więcej. Coś wielkiego, potężnego, pięknego i wspaniałego.

Wiedziałam wszystko o ich życiu seksualnym i seks misjonarski, nawet jeśli się zdarzał, był zaledwie jedną z wachlarza opcji.

I ja też zaczęłam chcieć czegoś więcej.

Dlatego gdy Carla przyjęto niedawno do FBI, skierowano na szkolenie do Wirginii, gdy poprosił, żebym z nim pojechała – nie pojechałam. Po prostu go puściłam.

Nie był facetem dla mnie.

Chciałam tego „czegoś”.

Dlatego słuchanie, jak być może najprzystojniejszy facet, jakiego w życiu widziałam, opowiada o kobiecie, która nie dość, że była moją przyjaciółką, to jeszcze miała własnego przystojniaka, nie było czymś, na co miałabym w tej chwili ochotę.

Ale Ren o tym nie mówił.

Gdy piwo i bourbon popłynęły strumieniami, oboje zrobiliśmy się nieco bardziej wylewni.

I ja od razu spostrzegłam kilka rzeczy.

Po pierwsze, miał mocną głowę. Mógł dużo wypić (tak samo jak ja) i nawet jeśli to źle, uważałam to za seksowne – oznaczało, że potrafi cieszyć się życiem, kiedy chce i jak chce, tak jak ja.

Nie chodziło o to, że alkohol nie przynosił nam luzu czy odprężenia, po prostu żadne z nas nie nawalało się na tyle, żeby zrobiło się to przykre czy uciążliwe.

Po drugie, ani razu nie wspomniał o Avie ani o Luke’u.

Pytał o mnie.

I wydawało się, że naprawdę go interesuję.

I wreszcie, ten seksowny, wyluzowany gość umiał być zabawny.

Pod koniec to spotkanie zaczęło już zakrawać na randkę.

I to dobrą.

Może nawet najlepszą, jaką miałam.

Która stała się jeszcze lepsza, gdy poznaliśmy się bliżej, poczuliśmy swobodniej, rozmawialiśmy głębiej. Przekomarzanie przerodziło się we flirt, fizyczny dystans zniknął, gdy Ren przysunął się do mnie, wciskając mnie w kąt. Liczyłam na to, że może w końcu to zrobi, i tak się stało.

Ale było w tym coś więcej. Jego uwaga, skupiona wyłącznie na mnie, sprawiała, że cały bar znikł, a ja stałam się epicentrum wszechświata.

Jeszcze nigdy się tak nie czułam.

A mogłam się założyć, że Indy, Jet, Roxie i Jules – owszem.

I nie miało to nic wspólnego z wypitym alkoholem czy wcześniejszymi wydarzeniami.

Chodziło o porozumienie.

Ava, Luke i wszystko, co stało się wcześniej tego wieczoru, wyparowało, teraz był już tylko Ren, który usiłował mnie bliżej poznać, i ja, próbująca poznać jego.

A oto, jak się to spotkanie skończyło:

– Daj mi chwilę – powiedziałam w pewnym momencie. – Muszę się powstrzymać, żeby nie uciec z krzykiem.

Uśmiechnął się.

Patrzyłam na niego i podobał mi się ten uśmiech.

– Ally, kibicowanie Chicago Bears to nie zbrodnia.

– Zano, zaufaj mi: urodzenie się w Denver i niedopingowanie Broncos to jest zbrodnia – odparłam szczerze.

Trzymał rękę na oparciu kanapy i nagle jego palce przesunęły się przez moje włosy, zsuwając je z ramienia i wycofując się. Lekki, chwilowy dotyk, który sprawiał, że pragnęłam poczuć o wiele więcej.

– Mieszkałem w Chicago po śmierci ojca – powiedział poważnie. – Mama nie była w stanie sobie poradzić, wróciła do rodzinnego miasta, żeby być bliżej siostry i rodziny. Mieszkałem tam między trzecim a trzynastym rokiem życia. Urodziłem się tutaj, Ally, ale wychowałem na Bearsach.

Cóż, jeśli istniał jakiś powód, by odrzucić Broncos, to ten wydawał się całkiem dobry.

Ale wyznanie Rena było zbyt osobiste, żeby z tego żartować, zrobiło mi się przyjemnie, że tak się otworzył, i nie mogłam tego zignorować.

– Przykro mi z powodu twojego taty – powiedziałam łagodnie.

Coś przemknęło przez jego twarz i powiedział:

– Stare dzieje.

Pomyślałam wtedy, że to ciekawa odpowiedź.

– Indy straciła mamę w wieku pięciu lat, ja miałam tyle samo. Ciocia Katie zawsze była tuż obok, traktowałam ją jak drugą mamę. – Położyłam rękę na jego udzie. – Wiem, że nie jestem w stanie tego zrozumieć, bo nie jestem tobą, ale nawet jeśli nie do końca, to potrafię sobie wyobrazić, co czułeś.

W jego oczach pojawiło się coś, co zostało na tyle długo, że pozwoliło mi się odczytać – połączenie słodyczy i żaru, które bardzo mi się spodobało.

Przykrył moją dłoń swoją i wymruczał:

– Dzięki, kotku.

– I nie chcę, żeby to zabrzmiało nonszalancko w obliczu tego, co powiedziałeś – zaczęłam, próbując pokierować nas na nieco mniej głębokie i melancholijne wody – ale przyznaję, że masz całkiem niezłe usprawiedliwienie dla kibicowania Bearsom w mieście Broncos.

Uśmiechnął się, a potem spojrzał na mniej uważniej.

– Biorąc pod uwagę twojego ojca i twoich braci, rozumiem, że wiesz, kim jestem.

O, doskonale wiedziałam.

Mieszkałam w Denver całe moje życie i miałam bardzo wielu przyjaciół z bardzo różnych kręgów. Miałam również w rodzinie dwóch gliniarzy i jednego prywatnego detektywa. Nie mówiąc o tym, że sama też kręciłam się i węszyłam, od czasu do czasu ocierając się o półświatek Denver.

O rodzinie Zano wiedziałam wszystko.

Na przykład to, że wujek Rena, Vito, był kryminalnym bossem. Trzymałam się z daleka od jego działań – nie robisz sobie wrogów z takich ludzi jak Zano i nie wściubiasz nosa w ich sprawy, nawet jeśli miałabyś na to wielką ochotę.

Wiedziałam również, że Ren pracuje dla swojego wuja.

Mówiło się, że zajmował się tą legalną stroną ich operacji, tą częścią, której używali, żeby ukryć tę nielegalną.

Przy czymś takim musisz być w jakimś stopniu umoczony.

Co więcej, wszyscy dobrze wiedzieli, że Ren miał przejąć rodzinny biznes, gdy Vito przejdzie na emeryturę.

Co z kolei znaczyło, że w efekcie Ren będzie umoczony w całości.

Ale w tamtej chwili, po potężnej dawce piwa i bourbona, przy tym głębokim głosie, przystojnej twarzy i niewiarygodnym ciele tak blisko mnie, miałam to gdzieś.

W pewnych kręgach Denver nie było również sekretem, że mój brat Lee na dużo sobie pozwalał i nie wahał się robić pewnych rzeczy, które też nie zawsze były legalne.

Podziwiałam mojego brata. Był twardzielem, miał gdzieś, co ludzie o nim myślą, i torował sobie własną drogę.

Kim byłam, żeby kogoś oceniać?

Ale przede wszystkim, jeśli czegoś chciałam, to brałam to i tak samo jak Lee miałam gdzieś, co ludzie sobie o tym pomyślą i co z tego wyniknie.

A w tamtej chwili pragnęłam Rena Zano.

Zawsze myślałam, że jestem dziewczyną, która lubi praworządnych facetów. Zawsze leciałam na tak zwanych porządnych chłopców.

Ale teraz chyba nie miałam nic przeciwko temu, żeby ten facet nie był tak do końca porządny.

– Wiem – potwierdziłam.

– A więc czy miałabyś coś przeciwko temu, żeby pojechać ze mną taksówką do mnie do domu, tam pozwolić mi się rozebrać i zrobić całą masę rzeczy z twoim pięknym ciałem?

I jego wzrok powędrował do moich piersi.

Sutki mi stwardniały.

Znałam już odpowiedź na to pytanie.

– Tak naprawdę miałabym coś przeciwko, gdybyś tego nie zrobił.

Spojrzał na mnie.

Zawsze miał piękne oczy.

Ale teraz, gdy patrzył na mnie w przedsmaku tego, co się miało wydarzyć, wyglądały niesamowicie i robiły ze mną coś dziwnego. Chyba pierwszy raz w życiu przeżyłam miniorgazm, tylko patrząc na gościa.

Wyjął portfel, rzucił na stół kilka banknotów, wziął mnie za rękę i wyciągnął z kabinki.

Wsiedliśmy do taksówki.

Pierwszy orgazm podarował mi na schodach swojego domu, wtedy jeszcze nie zdjął ze mnie zbyt wielu ubrań.

Dwa kolejne w jego łóżku, gdy oboje byliśmy nadzy.

Do czasu, gdy seks i alkohol doprowadziły nas do punktu, w którym zasnęliśmy nieprzytomni, splątani w jego burgundowej pościeli, już wiedziałam, że znalazłam to coś.

Wielkiego, potężnego, pięknego i wspaniałego.

Coś więcej niż zapiekankę i seks na misjonarza.

Coś, co zapowiadało życie pełne ostrej jazdy, gwałtownych zwrotów, zakrętów, niespodziewanych przystanków i mrożących krew w żyłach upadków – i które dawałoby mi radość w każdej minucie.

Dlatego leżałam rano w tej burgundowej pościeli i uśmiechałam się do siebie, a gorące ciało Rena otulało moje plecy. Obejmując mnie ręką w talii, przysunął się jeszcze bliżej, przesunął rękę w górę, objął moją pierś i poczułam, jak wtula twarz w moje włosy.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

A wtedy on wymruczał przez sen:

– Ava…

Poczułam pustkę w głowie, ból w sercu i suchość w oczach.

Puścił moją pierś, ale nadal mnie obejmował, wciąż wtulał się we mnie.

Leżałam tak jeszcze chwilę.

A potem się poruszyłam.

Ostrożnie wysunęłam się spod jego ręki. Po cichu wyśliznęłam się z łóżka. Idąc na palcach, znalazłam swoje ubranie i je włożyłam.

Z wyjątkiem butów.

Nie chciałam stukać obcasami na deskach podłogi.

Spojrzałam na niego, śpiącego w łóżku, nagiego od pasa w górę, na oliwkową skórę na pięknie rzeźbionych mięśniach, na czarne włosy spadające na czoło, na tę przystojną twarz, która teraz, we śnie, wyglądała niemal chłopięco, na wargę rozciętą przez pięść Luke’a.

I chłonąc całe to piękno, czułam, jak coś we mnie umiera.

Mówiłam już, że nie jestem sentymentalna, romantyczna i nie fantazjuję.

Ten jeden raz sobie na to pozwoliłam.

Nie, Ren mi pozwolił.

W ciągu tej jednej nocy sprawił, że uwierzyłam w tę hardcorową wersję bajki, jaką dostawały wszystkie moje dziewczyny, uwierzyłam, że życie miało ją również dla mnie.

Sprawił, że jej zapragnęłam.

Ava.

Wspomnienie jego głębokiego, schrypniętego pomruku przeszyło mi mózg.

Tym jednym słowem odebrał mi wszystko.

Dlatego wyniosłam się stamtąd w diabły.

***

Piętnaście i pół godziny później

Otworzyłam oczy, słysząc walenie w drzwi.

Spojrzałam na zegarek na szafce.

Było po północy.

No dobrze, nie mogę powiedzieć, żeby to się nigdy nie zdarzało. Zajmowałam się wieloma sprawami, a informacje docierały do mnie różnymi kanałami.

Ale żaden z nich nie zakładał dobijania się nad ranem do moich drzwi. Ani w środku nocy. Wszyscy wiedzieli, że nie wolno przeszkadzać moim sąsiadom.

Zerwałam się, otworzyłam szafkę, wyjęłam paralizator i włączyłam.

Podeszłam do drzwi wyjściowych i wyjrzałam przez wizjer.

I szepnęłam do siebie:

– Kurwa.

Ren stał pod drzwiami, spoglądając w bok nieobecnym wzrokiem.

Nim dotarłam do drzwi, walenie ustało, ale gdy wyglądałam przez wizjer, zastanawiając się, co mam zrobić, Ren znów spojrzał na drzwi, chyba zły, i ponownie zaczął się dobijać.

Wyglądało na to, że nie odpuści. A ja lubiłam moje mieszkanie, tak samo jak moich spoko sąsiadów, jednych starych jak węgiel, którzy kładli się wcześnie i nie mieli energii, żeby wtrącać się w moje sprawy, a innych młodych i podobnie jak ja cieszących się życiem we wspaniałym pobliżu Washington Park. I chciałam tutaj pozostać. A teraz pewien seksowny narwany Włoch łomotał w drzwi, mógł pobudzić sąsiadów i wyprowadzić ich z równowagi.

Dlatego wyłączyłam paralizator, odłożyłam go na stolik przy drzwiach, zdjęłam łańcuch, otworzyłam zamki i uchyliłam drzwi.

– Jezu, Zano, próbujesz poderwać z grobu nieboszczyków?

Pytanie było jak najbardziej na miejscu, skoro niektórzy moi sąsiedzi byli jedną nogą w grobie.

Ren przykuł mnie wzrokiem do miejsca i moje przypuszczenia się potwierdziły.

Był zły.

– O co, kurwa, chodzi? – spytał.

– Ale z czym?

– O co – wciągnął powietrze przez nos – kurwa – spojrzał groźnie – chodzi – dokończył.

Stropiło mnie to, a zupełnie nie lubiłam być stropiona. A już na pewno nie w środku nocy, gdy pewien seksowny gość, który wprawdzie rżnął się ze mną jak szalony, ale kochał się w mojej przyjaciółce, dobija się wkurzony do moich drzwi i zadaje mi pytania kompletnie z dupy.

– O co, kurwa, chodzi z czym?

Nadal miażdżył mnie wzrokiem.

A potem chyba miał dość: położył mi dłoń na brzuchu, pchnął w głąb mieszkania i wszedł za mną.

Trzasnęły drzwi, a mnie trafił szlag.

– Zano, halo? Nie zapraszałam cię. I jeśli chcesz wiedzieć, to nie jestem dziewczyną, która odpala się na widok faceta robiącego, co mu się, kurwa, żywnie podoba, zwłaszcza ze mną i zwłaszcza wtedy, gdy robi coś, czego nie chcę.

– Zaprosiłaś mnie, Ally. Mniej więcej wtedy, gdy doszłaś na schodach, a ja miałem usta między twoimi nogami. I potem jeszcze raz, znów dochodząc, gdy mój kutas wbijał się w ciebie na moim łóżku. I jeszcze raz, i znów w moim łóżku, gdy czułem twoje usta na fiucie. I, kurwa, znowu, gdy ujeżdżałaś mnie, wciąż na łóżku. A potem po raz ostatni, gdy wtuliłaś we mnie swoje słodkie seksowne nagie ciało i straciłaś przytomność – nadal w moim łóżku.

Dobra, słyszałam wiele razy, jak rockowe laski mówiły o sytuacjach, w których ich faceci zaczęli przemawiać po palanciarsku, ale nigdy przedtem nie doświadczyłam tego osobiście. A Ren właśnie zademonstrował swoją biegłość w tym języku.

I powiedzmy sobie, że wcale mi się to nie podobało.

Dlatego zaproponowałam chłodno:

– Wróć i zacznij jeszcze raz.

Nie przyjął propozycji.

Odwrócił się, znalazł włącznik i zapalił światło.

Zmrużyłam oczy, a potem zobaczyłam, że znów na mnie patrzy i że jest wściekły.

– Poprzedniej nocy byłaś bardziej pijana, niż myślałem? – spytał.

– Nie.

– Więc pamiętasz, co się zdarzyło?

– Tak.

– Pamiętasz wszystko, co działo się tamtej nocy?

– Tak!

Podniosłam głos, bo tak, ja faktycznie pamiętałam wszystko, co się stało poprzedniej nocy. To, jak się czułam po przebudzeniu nad ranem. Imię, które wymruczał, gdy myślałam właśnie, że on jest tym jedynym, a on przytulał mnie zamiast niej, bo z nią nie miał szans, więc po prostu znalazł sobie zastępstwo.

– W takim razie powiedz mi, kotku, jeśli nie byłaś kompletnie narąbana i pamiętasz wszystko, co się stało, czemu obudziłem się rano sam w pustym łóżku? – spytał.

– Miałam coś pilnego do załatwienia – odparłam i to nie było takie zupełne kłamstwo.

Zawsze miałam coś do załatwienia, bo ogólnie byłam zajęta.

– Miałaś coś pilnego do załatwienia – powtórzył cicho, a jego oczy patrzyły trochę przerażająco.

Ale mnie nie jest łatwo przerazić.

– Dokładnie.

– Aż tak pilnego, że nie mogłaś mnie obudzić i powiedzieć, że musisz wyjść?

– Zgadza się. – No teraz to już było kłamstwo.

– Aż tak pilnego, że nie znalazłaś chwili, żeby zostawić mi kartkę z informacją?

Dobra, miałam dość. Jeśli chciał mieć kogoś, z kim mógłby się regularnie bzykać, czekając na Avę, i z kim mógłby potem to kontynuować, gdy już zrozumie, że nigdy się nie doczeka, musiał sobie znaleźć kogoś innego.

– Posłuchaj, po prostu się przespaliśmy, i tyle. W każdym razie z tego, co ja pamiętam. Ale może jednak byłam bardziej pijana, niż sądziłam, i przegapiłam moment, w którym wsunąłeś mi na palec pierścionek?

Chyba nie należało tego mówić – poczułam to od razu, gdy przedpokój wypełniło coś tak opresyjnego, że prawie mnie udusiło.

Nie przypominałam sobie sytuacji, w której czułabym, że tracę kontrolę albo że nie znajdę sposobu, by ją odzyskać. Miałam to coś, co mieli wszyscy w mojej rodzinie: instynktownie czułam, kiedy robiło się niebezpiecznie, i błyskawicznie miksowałam się z tych sytuacji.

Ale w tej chwili, gdy sama siła złości Lorenza Zano zaczynała mnie dusić, poczułam jakby przebłysk autentycznego strachu.

A potem jego gniew zniknął. W jednej chwili.

Po prostu wyparował.

– Rozumiem. Jesteś Nightingale – powiedział.

Wyprostowałam się od jego tonu i tego, co sugerował. Nie wiedziałam jeszcze, co to konkretnie było, ale na pewno nic dobrego.

– I co to miało znaczyć?

– Że twoi bracia przelecieli większość najlepszych panienek w Denver. Brali, co chcieli, a potem odwracali się i już ich nie było. Nic dziwnego: jesteś Nightingale i masz to we krwi. Tylko ty zaliczasz kolesi.

I po tej przemowie odwrócił się na pięcie, szarpnął drzwi i zatrzasnął je za sobą.

A ja stałam w swoim mieszkaniu w środku nocy, wpatrywałam się w drzwi, a moje serce wcale się nie ścisnęło.

Tylko skurczyło się i umarło.

***

Gdy w kolejnych dniach drama Avy nabierała rozpędu, widziałam Rena jeszcze kilkakrotnie.

Za każdym razem zajmował się sprawami Avy, patrzył łagodnie i ją wspierał.

Raz spojrzał na mnie.

Tylko raz.

Gdy drama Avy dotarła do wielkiego finału.

Jego wzrok był daleki od łagodności.

Kto by przypuszczał?

Udałam, że mam to gdzieś.

Chociaż to i tak nie miało żadnego sensu.

I tak czułam się martwa w środku.

Rozdział 2 Umowa stoi

Przewiń wstecz

Trzy tygodnie później…

Siedziałam przy barze w Club, popularnym miejscu w Cherry Creek, które snobowało się na szykowną restaurację, tak naprawdę będąc miejscem spotkań.

Miałam na sobie krótką czarną sukienkę z delikatnym dekoltem i zabójcze czarne sandałki na szpilkach, które pożyczyłam od Indy, a które ona z kolei pożyczyła od swojego kumpla Toda, pierwszej drag queen w Denver, i do dziś nie oddała.

Tod nie miał z tym problemu, był hojny w kwestii butów – w mojej szafie stały trzy pary jego pantofli, on miał dwie pary moich.

Siedziałam tu, ponieważ obserwowałam Zacha Gilligana, chłopaka mojej przyjaciółki Helen; byli razem od jakiegoś czasu i ona za nim szalała.

Istniały jednak przesłanki sugerujące, że Zach ma pewien przykry nałóg, który powodował, że z jej portfela znikały czasem pieniądze, a w zeszłym tygodniu „zaginął” diamentowy wisiorek, który dostała od babci na zakończenie studiów dziesięć lat temu.

Helen podejrzewała, że i hajs, i naszyjnik zostały zamienione na biały proszek.

Nie miałam pojęcia, jak miałabym tego dowieść inaczej, niż obserwując go pośród kumpli, gdzie właśnie pochłaniał stek, pił martini i był najgłośniejszy i najbardziej ożywiony z całego towarzystwa, bo pewnie nakoksowany po uszy.

Ale nie mogłam po prostu powiedzieć Helen, że z daleka widać, że gość ćpa; jej na nim zależało i nie chciała tak do końca uwierzyć w to, że ją okrada.

To musiał być konkretny dowód, relacja naocznego świadka.

Miałam tylko nadzieję, że nie będę musiała w tym celu przyłapywać go na transakcji z dilerem; dilerów wolałam omijać szerokim łukiem. Jules nękała takich typów, potem jeden się na nią uwziął i skończyło się tym, że musiała go zabić, zanim on zabił ją, choć naprawdę się starał (wsadził w Jules dwie kule).

Z oczywistych względów wolałam unikać takich sytuacji.

Nie miałam broni i nie byłam przygotowana, żeby wchodzić dilerom w oczy, i absolutnie nie czułam, żeby kiedyś miało to nastąpić. Chociaż jeśli planowałam nadal robić to, co robiłam, to zdawałam sobie sprawę, że może w końcu do tego dojść.

Po prostu nie byłam jeszcze na to gotowa.

Dlatego teraz czekałam, aż Zach pójdzie do toalety. Wtedy ja poszłabym za nim, a jeśli będą tam jacyś kolesie, to udam, że jestem zawiana i pomyliłam drzwi. Miałam nadzieję, że przyłapię go na gorącym uczynku i wtedy Helen wreszcie w to uwierzy.

Właśnie o tym myślałam, gdy usłyszałam za sobą znajomy głos.

– Ally.

Dreszcz przebiegł mi po skórze i poczułam ciężar w żołądku, uświadamiając sobie swój błąd – obserwując Zacha, odwróciłam się plecami do drzwi.

Wystawiłam się na cios.

Kurwa.

Odwróciłam się na stołku i spojrzałam na Rena.

I w tym momencie przyszło mi do głowy, że to, co zawsze kochałam w Denver – że chociaż rozległe, energetyczne, eklektyczne, różnorodne i dynamiczne, pozostaje przy tym niewielkim miastem – zaczynało mi powoli działać na nerwy.

Mieszkałam tu całe życie i wiedziałam, że wychodząc na miasto, mam spore szanse wpaść na kogoś miłego i znajomego, zamienić kilka słów w supermarkecie, wyskoczyć potem do kina czy piwo w barze, zanim dojrzejemy do tego, by wziąć taksówkę.

Zdarzało się też, na szczęście rzadko, że wpadałam na kogoś, kogo stanowczo nie miałam chęci oglądać.

Tak jak teraz.

– Cześć – odezwałam się.

– Cześć. – Spojrzał na pusty stołek obok i znowu na mnie. – Masz chwilę?

Nie miałam. Musiałam pilnować Zacha i pójść za nim do kibla w nadziei, że zrobi tam coś trefnego i dostarczy mi dowodów dla Helen.

Ale nie chciałam odpalać Rena, bo jeszcze by sobie pomyślał, że mnie rozpieprzył, a w każdym razie, że mam do niego żal.

Nawet jeśli to w ogóle było bez sensu. Piliśmy, rozmawialiśmy, kochaliśmy się, spędziliśmy ze sobą noc, nic więcej. Jak to się stało, że po tym wszystkim czułam się martwa w środku? Nie wiadomo.

Ale tak było, a ja nie należałam do dziewczyn zaprzeczających faktom. Zawsze byłam szczera – nawet wobec siebie.

Ale już niekoniecznie wobec niego. Nie było, kurwa, takiej opcji, by się dowiedział, co tak naprawdę mi zrobił.

Dlatego rzuciłam „jasne” i odwróciłam się do niego całym ciałem.

Usiadł i przyciągnął barmana wzrokiem.

Gdy czekaliśmy, aż podejdzie, rozejrzałam się, czy gdzieś za nim nie stoi seksowna laska, nie znalazłam żadnej i zapytałam:

– Jesteś sam?

Spojrzał na mnie.

– Spotkanie w interesach. Ale zobaczyłem cię i powiedziałem, żeby zaczynali beze mnie.

Ciekawe. Nie rozstaliśmy się w najlepszych nastrojach. Ja na jego miejscu nie robiłabym takiego podejścia.

Ale nim zdołałam dopytać, a najlepiej znaleźć jakiś sposób, by go odpalić, i to tak, by nie poczuł się odpalony, podszedł barman.

– Vodka gimlet – zamówił Ren, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. – Coś nie tak? – spytał, widząc moją minę.

– Lubisz gimlet?

– Lubię alkohol. Piję różne rzeczy, dziś mam chęć na coś wytrawnego.

Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć.

– To jakiś problem?

– Jestem barmanką, Ren. Rzadko ktoś w ogóle zamawia gimlet, ale jeśli już, robią to kobiety.

Zmrużył oczy.

– Wiem, że masz wokół siebie facetów, którzy piją krew i zagryzają gwoździami, ale sądzę, że męskość nie zależy od smaku drinków.

Nie wiedziałam, co powinnam myśleć również o tej odzywce, wiedziałam tylko, że mi się nie spodobała. Tak jak jego pożegnalna riposta parę tygodni temu, obrażająca moją rodzinę.

– Masz jakiś problem z moją rodziną, o którym nie wiem? – zapytałam.

– Nie i nie mam pojęcia, która część mojej wypowiedzi nasunęła ci taką myśl. Mogę mieć problem najwyżej z tym, że mi ciśniesz z powodu wyboru drinka.

– Nie cisnę. Wyrażam zaskoczenie – poprawiłam.

– Ally, na wypadek gdybyś jeszcze nie wiedziała: faceci niekoniecznie przepadają za wytykaniem im, że piją kobiece drinki albo w ogóle robią coś tak, jak kobieta.

Trzeba było przyznać, że tu miał rację.

Ale nie musiał się aż tak pienić. W końcu byłam doskonale świadoma jego męskości oraz tego, że potrafi ją wykorzystać w mistrzowski sposób. I chyba dałam mu to wyraźnie do zrozumienia, przeżywając orgazmy, które raczej trudno byłoby uznać za udawane. Innymi słowy: nie kwestionowałam jego męskości.

Dość tego. Nie powinnam była dawać mu „chwili” – co mnie obchodziło, co on sobie pomyśli, skoro zawsze miałam gdzieś czyjeś zdanie?

Uznałam, że zajmę się tą kwestią później, a na razie spytałam:

– Rozumiem, że przyszedłeś tu rozsiewać pozytywną energię, ale właśnie jestem zajęta. Dlatego może przejdziemy do meritum, żebym mogła do tego wrócić?

Spojrzał na moje nieruszone martini, moją sukienkę, nogi i tyłek na stołku, rozejrzał się po restauracji i znów spojrzał na mnie.

– A co robisz?

– Coś. A więc czym mogę służyć?

Znów mi się przyjrzał i znów rozejrzał się po okolicy, a potem spojrzał mi w oczy i powiedział wprost:

– Zjebałem.

Z zaskoczenia aż przechyliłam głowę.

– Słucham?

Dostał swój gimlet, poprosił barmana, żeby dopisał go do rachunku, i znów zwrócił się do mnie.

– Nie przyszedłem tu, żeby zachowywać się jak kutas. Przyszedłem, żeby przeprosić za to, że wtedy się tak zachowałem.

To mnie walnęło.

Mężczyźni, których znałam, nie przepraszali. Nigdy nie przyznali się (werbalnie) do swojej winy, tylko przeważnie robili coś, by to naprawić.

To znaczy, tak się działo w kręgu twardzielskich przystojniaków i rockowych lasek, nigdy nie doświadczyłam tego osobiście.

– Świetnie się z tobą bawiłem. Jesteś super. To, jaka jesteś… jest wspaniałe. Pasuje ci. I świetnie na mnie działa. Jesteś zajebista. Fantastyczna w łóżku. To była wspaniała noc. Wściekłem się, że wyszłaś, bo chciałem więcej. Przyszedłem do ciebie, zachowałem się jak kutas, a ty nie zasłużyłaś na taki szajs. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale chcę, żebyś wiedziała, że czuję się jak fiut, bo wiem, że tak właśnie się zachowałem. I cieszę się, że mam szansę ci to powiedzieć.

I gdy patrzyłam na niego z rozchylonymi ustami, wziął drinka i zsunął się ze stołka.

Spojrzał na mnie, przesunął wzrokiem po mojej twarzy i włosach, spojrzał mi w oczy i odezwał się cicho:

– I niesamowicie dzisiaj wyglądasz, kotku. Pięknie.

Odwrócił się i poszedł, a ja wciąż na niego patrzyłam.

Potrzebowałam chwili, żeby przestać się skupiać na jego słowach i widoku wypalonym pod powiekami, pozbierać się i ochłonąć.

Odwróciłam się do Zacha i wychyliłam na raz swoje martini. Nie przepadałam za martini, zwykle wybierałam tequilę, ale podobnie jak Ren w ogóle lubiłam pić i mogłam pić cokolwiek. A ponieważ w tej chwili miałam martini, a musiałam spłukać to, co się właśnie stało, martini musiało mi wystarczyć.

Kwadrans później Zach wstał i poszedł do toalety.

Trzydzieści sekund później ja poszłam za nim.

Nie musiałam udawać wstawionej, bo w męskiej łazience było pusto. Tylko w jednej kabinie widać było buty, ktoś stał z boku i nie korzystał z muszli, po prostu potrzebował odrobiny prywatności.

Co za frajer.

Otworzyłam kabinkę obok, weszłam do środka, stanęłam na desce klozetowej, przechyliłam się i spojrzałam.

Zach trzymał fiolkę w ręku i łyżeczkę przy nosie.

– Cześć, Zach – przywitałam się.

Poderwał się i fiolka z kokainą wpadła do muszli.

Stłumiłam śmiech.

Podrzucił głowę i spojrzał na mnie.

– Ally, ja pierdolę, co ty robisz?

– Pożegnaj się z Helen, zaćpany złodziejski fiucie.

A potem wyszłam z łazienki, ignorując szamotaninę i krzyki Zacha.

***

Siedziałam w mustangu przed domem Rena i patrzyłam na drzwi.

Naprawdę miał piękny dom, w takim południowym stylu. Z werandą, dużymi dzielonymi oknami, ścieżką wykładaną cegłami i bujną zielenią.

Niesamowicie dzisiaj wyglądasz, kotku. Pięknie.

Westchnęłam.

Prosty komplement. I jakże efektywny.

Bardzo to na mnie działa.

Działałam na niego.

Cóż, można by zaryzykować stwierdzenie, że i on działał na mnie.

I to bardzo.

Przeprosił za to, że był fiutem, zrobił to wprost. Zachowałam się wrednie, drażniąc się tą kretyńską uwagą o jego drinku, ale on nie ciągnął tego tematu i zrobił to, z czym przyszedł – przeprosił.

Miał klasę.

Wściekłem się, kiedy cię nie było, bo chciałem więcej.

Chciał więcej.

Cóż, można by powiedzieć, że ja również. Cholera, moja Lelo Lily była w ciągłym ładowaniu i stałym użyciu: ja na plecach w łóżku, z Lelo między nogami i Renem przed oczami.

Kurwa.

Zbliżało się lato, więc dni były coraz dłuższe, ale teraz panowała zupełna ciemność, więc musiało być bardzo późno.

Ale mimo to wysiadłam z samochodu i stukając głośno szpilkami, przeszłam przez ulicę i podeszłam ceglaną ścieżką do jego jasnozielonych drzwi.

Zadzwoniłam. Po lewej stronie za zasłonami widać było światło, więc chyba nie spał.

Nie wyglądał na gościa, który kładłby się z kurami i zrywał o bladym świcie.

Drzwi się otworzyły i zobaczyłam go: stał w spodniach od garnituru i koszuli z podwiniętymi rękawami (sexy).

– Ally – powiedział na powitanie, patrząc na mnie z góry. Mog­łam to dopisać do listy rzeczy, które na mnie działały.

Stał wyżej, a ja miałam dziesięciocentymetrowe szpilki i metr osiemdziesiąt, czyli byłam wysoka, a jednak wciąż był sporo wyższy ode mnie. Bez względu na wysokość moich szpilek, żeby mnie pocałować, musiałby się pochylić.

Na samą myśl poczułam mrowienie w udach.

– Zano, wiem, że jest późno, ale przejeżdżałam i pomyślałam, że wstąpię, bo chciałam ci powiedzieć, że to w Clubie było naprawdę super, że prze…

Nie zdołałam powiedzieć już nic więcej: wyciągnął rękę, objął mnie w talii, znalazłam się w powietrzu i wylądowałam, przywierając do jego ciała, a ułamek sekundy później już mnie całował.

Wciągnął mnie do środka, gdy rozchyliłam usta, a on wsunął mi do nich język.

Kopnął drzwi, żeby się zamknęły.

Tym razem pierwszy orgazm przeżyłam w łóżku, gdy oboje byliśmy ubrani.

Przy kolejnych trzech już całkiem nadzy.

***

Obudziłam się nago, leżąc na Renie.

Czułam cudowne zmęczenie między nogami, sugerujące, że tamta pierwsza noc z Renem nie była wyjątkiem.

Facet cholernie dobrze znał się na rzeczy.

– Nie śpisz, skarbie?

Podniosłam głowę z jego piersi i spojrzałam na niego.

Boże.

Rozespana twarz, muskularna szyja, włosy rozsypane na burgundowej pościeli, tak niesamowicie miękkiej – to wszystko było niczym wyjęte z marzeń.

– Hej – powiedziałam zamiast „dzień dobry”.

Wygiął usta.

– Hej.

I do tego wszystkiego chropawy, głęboki głos.

– Na wypadek, gdyby mój przekaz nie dotarł do ciebie w nocy: cieszę się jak cholera, że przyjechałaś przyjąć moje przeprosiny.

Poczułam, że się uśmiecham.

Przyglądał mi się.

A moje szczęśliwe miejsce zaczęło pulsować w środku.

Spojrzał mi w oczy i musiał to w nich zobaczyć, bo jego spojrzenie nabrało mocy, objął mnie, przyciągnął do piersi i przekręcił się, przyciskając mnie teraz sobą do łóżka i przysuwając usta do moich w mokrym, głębokim, porannym pocałunku, tak cholernie dobrym, że moje szczęśliwe miejsce zaczęło tętnić.

Ren wsunął mi kolano pomiędzy nogi, rozchyliłam je i poczułam twarde mięśnie jego uda, wciśnięte mocno w moje szczęśliwe miejsce.

Jęknęłam w jego usta, a on przycisnął biodra do mojego uda i również jęknął.

Jego szczęśliwe miejsce również było szczęśliwe.

***

Pół godziny później wciąż jeszcze byliśmy trochę zdyszani, Ren trzymał twarz w mojej szyi i był nadal głęboko we mnie. Nasze ciała pokrywał pot, ja trzymałam dłoń w jego włosach, drugą na jego plecach, nogami obejmując mu uda.

Jak właśnie odkryłam po zajebistym seksie w środku nocy, Ren był równie dobry w porannym.

Podniósł głowę i jego ciepłe seksowne oczy spojrzały w moje. Wstrzymałam oddech.

– Masz chęć na śniadanie?

Serio?

Czy ten gość potrafił również gotować?

Zarzuciłam sondę.

– Mówimy o płatkach zalanych mlekiem czy jajkach po benedyktyńsku?

Uśmiechnął się kątem ust.

– Myślałem o croissantach, jajkach w postaci, jaką wybierzesz, świeżych truskawkach, bekonie i opiekanych ziemniaczkach.

Opiekanych ziemniaczkach?

Na śniadanie?

– Wspomniałeś coś o opiekanych ziemniaczkach? – spytałam dla pewności.

– Skarbie. – Wcisnął się we mnie biodrami, ja przygryzłam wargę z rozkoszy, a on nachylił nade mną twarz. – Opiekane ziemniaczki na śniadanie wymiatają.

Ren Zano jadał opiekane ziemniaczki na śniadanie i serwował je dziewczynom, z którymi sypiał.

Był ucieleśnionym marzeniem.

– Piszę się na całość – odparłam.

Wtedy on się uśmiechnął i mój świat znów się zawalił.

Tak bardzo chciałam oglądać ten jego uśmiech każdego ranka, zaraz po odjechanym seksie i tuż przed ziemniaczkami.

Chciałam go oglądać już zawsze.

Nie wiem, skąd to wiedziałam, ale tak było. W głębi duszy po prostu byłam tego pewna.

Ale znów nie pokazałam tego po sobie.

***

Czterdzieści pięć minut później…

– Miałeś rację. Opiekane ziemniaczki wymiatają – powiedziałam Renowi z ustami pełnymi ziemniaczanej papki z keczupem.

Uśmiechnął się.

Odpowiedziałam tym samym i spojrzałam w swój talerz.

Staliśmy w kuchni. To znaczy on stał. Gdy szykował śniadanie, ja robiłam kawę, a potem mu się przyglądałam. Jajecznica była pyszna i puszysta, bekon perfekcyjnie wysmażony, a croissanty z lokalnej piekarni świeże, maślane i pyszne.

Ale gdy podał mi talerz i zaprosił do jadalni, posadziłam tyłek na blacie i wzięłam się do jedzenia.

Być może było to nieuprzejme, ale nie chciałam, żeby wyciągał błędne wnioski. Owszem, przyjęłam jego przeprosiny i jego ciało, a także zaoferowałam mu swoje – i tej granicy mieliśmy już nie przekraczać.

Można mnie nazywać wariatką, ale serio, jeśli facet bije się o jakąś kobietę, wspiera ją, wynosi z rozbitego samochodu, który następnie eksploduje, i szepcze jej imię przez sen, będąc w łóżku z inną – to nie może nie być w niej zakochany.

A ja nie miałam zamiaru narażać się na złamane serce. Nie wyglądałam jak Ava, z jej blond włosami, imponującym tyłkiem i cyckami. Może miałam kawałek tyłka, ale nie aż tyle. I cycki, skoro byłam kobietą, ale nie taki bufet jak Ava. No i byłam brunetką.

Nie w jego typie.

Po prostu byłam dostępna.

I planowałam pozostać dostępna, zwłaszcza jeśli ze wspaniałym seksem wiązało się śniadanie z ziemniaczkami.

Ale na tym koniec. Żadnych dających nadzieję zagrywek w stylu par, siedzenia w jadalni przy śniadaniu i zwierzeń po nocy pełnej zajebistego seksu.

Nic z tych rzeczy. Planowałam pochłonąć tę pyszną jajecznicę (oraz ziemniaczane kuleczki) w stylu dziewczyny, która zaraz musi spadać, a potem faktycznie spada. A w przyszłości, jeśli któreś z nas będzie w nastroju, wrócić po więcej.

Widząc moją demonstrację, Ren nie naciskał.

Patrzył, jak wskakuję na blat, jego oczy błysnęły rozbawieniem, uśmiechnął się lekko i oparł biodrem o blat.

Ale nie odrywał oczu od mojego tyłka na blacie, w sposób świadczący o tym, że i w tej chwili i zapewne później będzie myślał tylko o moim tyłku. Co z kolei przywiodło mi na myśl inne sytuacje z moim tyłkiem na blacie.

Moje szczęśliwe miejsce, zaspokojone i spełnione, znów zaczęło pulsować szczęściem.

Ale nie potrzebowałam tego w tej chwili. Chciałam, ale nie musiałam.

Potrzebowałam za to pojechać do księgarni, pogadać z przyjaciółmi i zrobić coś zwyczajnego. Na przykład dowiedzieć się, czy któryś z chłopaków Lee nie wpakował się w życie jakiejś zajebistej dziewczyny, którą ktoś chciał porwać, dźgnąć nożem albo okraść.

Potrzebowałam również zarobić trochę pieniędzy. Może nie byłam dziewczyńska, ale lubiłam koncerty rockowe i fajne ciuchy, a żadna z tych rzeczy nie była tania.

– Cieszę się, że to zrobiliśmy, Zano, naprawdę super, że nie zostawiliśmy tego, jak było; jest znacznie lepiej. Ale pomogę ci zmywać i muszę spadać. Jadę do pracy.

Oderwał wzrok od mojego tyłka, spojrzał mi w oczy i gdy skończyłam mówić, oznajmił:

– Chciałbym zabrać cię na kolację dzisiaj wieczorem.

Szlag.

Też chciałam, żeby mnie zabrał, teraz i zawsze, ale nie mogliśmy iść w tym kierunku.

Wrzuciłam do ust ostatniego ziemniaczka, zeskoczyłam z blatu i odwróciłam się do zlewu. Umyłam talerz, postawiłam go na suszarce i odwróciłam się do Rena.

– Słuchaj, jest super i bardzo mi się podoba. Ale właśnie wyszłam z dłuższego związku i muszę się pozbierać, nim pójdę dalej – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

To nie było do końca kłamstwo. Carl i ja byliśmy ze sobą blisko, trochę za nim tęskniłam, ale wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Jednak nie skończyliśmy ze sobą pół roku temu, to była świeża sprawa.

Ale nie chodziło wyłącznie o to.

– A ty masz tę swoją sytuację z Avą.

I to już na pewno nie było kłamstwem.

Przechylił głowę i spojrzał na mnie czujnie.

– Sytuację z Avą?

Nie chciałam drążyć z nim tematu; między Lukiem i Avą wszystko się ułożyło i zapanowała pełnia szczęśliwości, Ren na pewno miał tego świadomość i nie musiałam mu o tym przypominać.

W ogóle nie powinnam była tego wyciągać.

Dlatego skupiłam się na czymś innym.

– Chcę powiedzieć, że jeśli to dla ciebie OK, żebyśmy kontynuowali to na luzie, dla mnie tym bardziej. A nawet jeszcze bardziej niż bardziej.

Przyglądał mi się przez chwilę, a potem podszedł, przechylił się, żeby włożyć talerz do zlewu, wyprostował, spojrzał mi w oczy.

– Kobiety nieraz mówiły mi coś takiego, kotku, ale nie myślały tego poważnie.

– Nie jestem taka jak inne.

Przesunął wzrokiem po mojej twarzy, skupił się na ustach i wymruczał:

– To już wyczułem.

Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle, ale widząc ogień w jego oczach, uznałam, że jednak dobrze.

– Dlatego jeśli będziemy się dalej spotykać, to wolałabym na luzie. W porządku? – naciskałam, żeby nie ulec temu żarowi w oczach.

Ani ciepłu jego ciała.

Obie te rzeczy działały na moje szczęśliwe miejsce, a to by znaczyło, że słoik z napiwkami w księgarni podzielą bez mojego udziału, bo jeśli w tej chwili rzucę się na Rena, już stąd nie wyjdę.

– Lubię cię – powiedział cicho.

Kurwa.

Moje szczęśliwe miejsce zrobiło się jeszcze szczęśliwsze, a żołądek spadł w dół.

Poczułam kłucie w sercu.

– Ja ciebie też – oznajmiłam niby swobodnie. – Ale nie jestem gotowa…

– Nie, Ally, chcę powiedzieć, że naprawdę cię lubię. I jeśli w tej chwili potrzebujesz się spotykać „na luzie”, jestem na to gotów. Ale kobiety często mówią rzeczy, których tak naprawdę nie myślą, zapewne po to, żeby się chronić, i być może kiedy to mówią, naprawdę tak uważają. A potem wpadają w swoją własną pułapkę. Rozumiem, że po tym gościu potrzebujesz czasu, by dojść do siebie, akceptuję to i dam ci ten czas. Ale jeśli po drodze coś się zmieni, a ty utkniesz i nie powiesz mi o tym, czego byś teraz chciała, to wtedy nieumyślnie cię skrzywdzę, a nie mam najmniejszego zamiaru tego robić… – Wciągnął powietrze. – Lubię cię i nie chcę, żeby tak się stało. Dlatego możemy być „na luzie”, kotku – tak długo, jak długo będziesz ze mną szczera. A ja będę tak samo szczery z tobą.

Potrafiłam być szczera.

Zazwyczaj.

– Czyli co, umowa stoi? – drążyłam.

Uśmiechnął się, a mnie znowu zakłuło.

– Tak, skarbie. Umowa stoi.

Rozdział 3 Popieprzone jak miłość

Przewiń wstecz

Dwa miesiące później

Znów siedziałam przy barze, tylko nie w Clubie. Ta spelunka była mocno szemrana i wcale mi się nie podobała.

Ale musiałam się w końcu dowiedzieć, co się, do chuja, dzieje. Jeden z informatorów powiedział mi, że dziewczyna „działa w tym barze”; nie wiedziałam, co to miało znaczyć, dowiedziałam się, że „zobaczę”, więc przyszłam.

Informatorzy czasem mnie wkurzali. Mnóstwo razy dawali dupy i mnóstwo razy zarabiali więcej niż ja. Na szczęście to nie był mój problem, bulili za to moi „klienci”.

Jednak sprawa, którą się teraz zajmowałam, zbijała z tropu.

Zwykle lubiłam to szukanie kawałków, dopasowywanie do układanki, żeby obraz nabrał jasności.

Ale z tą laską nic się nie wyjaśniało, wszystko stawało się jeszcze bardziej mętne.

I wkurzające.

Nie łapałam, w czym rzecz.

Ale wiedziałam, że w końcu załapię.

Jeden z przyjaciół mojej przyjaciółki potrzebował pomocy. Był z dziewczyną i wszystko wydawało się ekstra super.

Problem w tym, że miał wrażenie, że ona go okłamuje.

Mieli się pobrać, jej rodzina nie miała hajsu, więc to on odkładał na wesele jej marzeń, bo był totalnie zakochany. Kiedy pojawiły się wątpliwości, potrzebował pomocy, ale nie mógł się o nią zwrócić do kogoś takiego jak Lee, bo usługi Lee były za drogie. Denerwował się i szukał odpowiedzi.

Wtedy moja przyjaciółka powiedziała mu o mnie.

To był kolejny problem damsko-męski. Tym razem dziewczyna miała już na palcu pierścionek z brylantem, wydawała się zakochana po uszy, nie posiadała się ze szczęścia z powodu ślubu, a z drugiej strony nie paliła się z ustaleniem daty.

Zaczęła również znikać, na dzień czy dwa, nie odpowiadała na wiadomości, nie odbierała telefonów i serwowała bardzo słabe wykręty.

Nie mieszkali razem – podobno dlatego, że była religijna i chciała z tym zaczekać do ślubu, za to facet miał klucze od jej mieszkania. Wbił tam, gdy jej nie było, i przetrzepał jej rzeczy, nawet rachunki i wyciągi z konta, ale nie znalazł nic podejrzanego. Żadnych dragów, żadnych pustych butelek w koszu, żadnej broni, materiałów wybuchowych, żadnych planów napadu na bank.

Wtedy wciągnął mnie.