Słodka rewolucja - Godurowska Kinga - ebook

Słodka rewolucja ebook

Godurowska Kinga

3,9

Opis

Zawsze jest dobry czas na małą przyjemność i... wielką rewolucję!

Alice Fletcher przeszła długą drogę – miała trudne dzieciństwo, a następnie musiała mierzyć się z ciągłymi kpinami rówieśników związanymi z jej wagą. Ostatecznie jednak to właśnie ona stałą się prawdziwą mistrzynią w osładzaniu życia innym. Realizuje bowiem swój ogromny talent w cukierni i właśnie została jej właścicielką. Brzmi świetnie? Nie do końca, biznes stoi bowiem na krawędzi upadku, a poprzedni właściciel, by go ratować, zaangażował Nathana Darcy’ego. Ten pewny siebie specjalista od wydobywania restauracji z kryzysu jest również prześladowcą Alice z lat szkolnych. Dziewczyna nie jest już jednak tak bezbronna i wystraszona jak kiedyś, co oznacza jedno – ostre starcie w krainie słodkości.

Nathan wydaje się wyjątkowo aroganckim typem. Alice ma jednak okazję przekonać się, że potrafi być także rycerski i czuły. Czy zwariowana cukierniczka i złośliwy playboy są gotowi na rewolucję?

Pełna humoru, słodko-pikantna opowieść o tym, że miłość przychodzi do każdego – niezależnie od proporcji ciała i grubości zbroi, za którą się chowa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 284

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (255 ocen)
118
52
43
34
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
marta0805

Nie polecam

Zwariowana cukierniczka plus size i złośliwy playboy, motyw hate-love okraszony dużą dawką cukru. I cringe'u. Nathan niestety nie jest typem bohatera, którego się lubi i któremu się kibicuje. Jest dupkiem w czystej postaci. Nie rozumiem jego motywów, nie rozumiem, czemu gnębił w szkole Alice i czemu po latach nadal się tak zachowuje. Nie rozumiem też motywów działania Stacy i jej intrygi. Niby dorosła kobieta, a knuje jakąś dziwną intrygę rodem z amerykańskich seriali dla nastolatków. No i po co Alice ten cały Nate do tej rewolucji, skoro sama wpadła na pomysł, jak zmienić kawiarnię? No i jakim cudem Nate nie zorientował się, że to jej cukiernia skoro musieli podpisać jakiś kontrakt? Niestety podczas czytania czułam kilka redakcyjnych zgrzytów i nie potrafiłam wyłączyć swojego wewnętrznego redaktora, co odbierało mi przyjemnośc z lektury. Sztuczne, często wręcz dziecinne dialogi tylko pogorszyły odbiór samej historii. Zabrakło też chemi między bohaterami i wcale nie czekałam, aż coś...
71
darab

Całkiem niezła

Dobrze się czyta, ale niestety aż roi się od błędów. Najbardziej rozwalił mnie ten: „Od naszego rozstania minęło 48 miesięcy. To były szalone 2 lata”. Mnogość błędów stylistycznych, a także, jak widać „matematycznych” jest zbyt duża, by dać ocenę wyższa niż 3/5 (co i tak jest bardziej „na zachętę” niż zasłużenie).
50
Angelise
(edytowany)

Całkiem niezła

Nigdy nie czytałam historii o bohaterce plus size, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ponieważ nie tylko mogłam w jakiś sposób się z nią utożsamić, ale również poczuć, że takie osoby są takimi samymi ludźmi, jak cała reszta, również zasługujemy na szczęście, szacunek i miłość. Niestety, to zbyt mało bym podzielała zachwyty nad "Słodką rewolucją". Rozumiem, że to debiut więc jestem w stanie przymknąć oko na niektóre rzeczy, ale odnoszę wrażenie, że książce poświęcono za mało czasu (przynajmniej tej pierwszej połowie). Akcja pędzi na łeb, na szyję i początkowo gubiłam się w osi czasu. Przez całą książkę nazwa cukiernio-kawiarenki jest pisana inaczej. Raz jest to "Zakątek u Austen", a raz "Zacisze u Austen", no, chyba że tylko w ebooku jest ten problem 😅. Wątek Deana i Dylana jest wepchnięty tak niezgrabnie, że w ogóle tego nie czułam. Nie chodziło o to, że te postacie się pojawiły i namieszały, bo rozumiem, że to zwykle nieodłączna część romansów. Chodzi o fakt, że okoliczności ...
30
jr6470

Z braku laku…

Naiwniutkie
20
PatrycjaD87

Dobrze spędzony czas

Nie wiem.. tak czekałam na tą książkę a jednak czuje się lekko rozczarowana.. niby fajna a jednak mnie nie zachwyciła.
10

Popularność




Dziękuję Halince, Władzi i Marysi za bycie najlepszymi babciami i prababcią na świecie. Kocham Was i bardzo za Wami tęsknię. Bądźcie ze mnie dumne tam na górze. Dziadkowi Romkowi dziękuję za możliwość pracy nad spełnianiem marzeń.

Prolog

Dziesięć lat wcześniej…

Wysiadłam ze swojej starej, zardzewiałej ciężarówki na drżących nogach, doskonale wiedząc, co się za moment wydarzy. Jak na zawołanie wszystkie pary oczu na szkolnym parkingu zwróciły się ku mnie. Zrobiłam to samo, co zawsze w takiej sytuacji: wbiłam wzrok w ziemię. Nawiązanie kontaktu z jedną z tych hien pobudziłoby je do ataku, a ja robiłam wszystko, by tego uniknąć. Kiedy w drodze do budynku mijałam grupkę najpopularniejszych dzieciaków w szkole, na jej czele stali Nathan Darcy i Stacy Miller. Żołądek związał mi się w supeł. Ona w tym swoim stroju cheerleaderki, on w bluzie z logo szkolnej drużyny – idealnie do siebie pasowali. Zresztą charaktery też mieli podobne. Obydwoje byli tak samo okrutni i zadufani. Kiedy już myślałam, że zdołam przejść obok nich niezauważona, do moich uszu dobiegł głos Stacy:

– Nowe spodnie? Podobne nosi moja babcia.

Po jej wypowiedzi rozbrzmiały salwy śmiechu.

Chciałam odpowiedzieć. Pragnęłam podejść do Stacy i wyrwać jej z zakutego łba te czarne kudły, aby oduczyła się upokarzania innych bez żadnego powodu. Zawsze kończyło się jednak na marzeniach. Nigdy nie znalazłam w sobie wystarczającej odwagi, by chociaż spróbować się jej postawić. Byłam zwyczajną ofermą, z której naśmiewali się goci, kujony, świry z klubu informatycznego i dzieciaki z wymiany. Skoro śmiały się ze mnie osoby z grup, które zwykle też bywały dręczone, oznaczało to tyle, że byłam na samym dole szkolnej hierarchii. Mogłam tylko zacisnąć zęby i czekać na upragniony koniec roku.

Chociaż miałam w głowie mnóstwo ciętych ripost, którymi mogłam się odgryźć, bez słowa przekroczyłam próg liceum, znów oddając koronę zimnej suki w ręce Stacy. Zasługiwała na nią bardziej niż ktokolwiek inny w tym budynku. Byłam tylko zaskoczona, że jej rycerz na białym koniu nie dodał czegoś od siebie. Zwykle jego żarty bywały równie okrutne, gdy wokół znajdował się jego fanklub.

Szłam przed siebie długim korytarzem, który przez białe ściany przypominał szpital zamiast szkoły. Na korkowych tablicach, gdzieś pomiędzy ulotkami o bezpiecznym seksie a plakatami informującymi o turnieju koszykówki, dostrzegłam informację o biletach na tegoroczny bal maturalny. Wiedziałam, że lada moment rozpocznie się ten cały cyrk dotyczący najważniejszego wydarzenia roku i wszyscy będą się prześcigać w pomysłach na oryginalne zaproszenie. Owszem, było to słodkie i romantyczne, ale tylko wtedy, gdy miało się pewność, że zostanie się zaproszonym. Doskonale wiedziałam, że ten wyjątkowy wieczór spędzę z miską chipsów przed telewizorem, oglądając Jak stracić chłopaka w dziesięć dni. Gdybym jednak pozwoliła swojej wyobraźni, aby podsunęła mi obrazy partnera na ten wyjątkowy wieczór, świadoma swoich masochistycznych zapędów, wybrałabym Nathana Darcy’ego, tak jak większość dziewczyn z naszej szkoły.

Był on mokrym snem prawie każdej z nas i chociaż często sprawiał wrażenie dupka, gdzieś w głębi serca chciałam wierzyć, że to tylko pozory. Wszyscy w szkole słyszeli o wypadku samochodowym, w którym zginęli jego rodzice. Nathan starał się udawać, że go to aż tak nie ruszyło, ale kiepsko wychodziła mu rola twardziela. Ciężko ot tak wyłączyć uczucia i wyrzucić z głowy wspomnienia o kimś tak ważnym. Darcy czasem zapominał o nakładaniu maski obojętności, a gdy tak się działo, można było w nim dostrzec zwykłego dzieciaka, który nie radził sobie z własnymi emocjami i by dać im upust, skupił się na uprzykrzaniu życia innym.

Popularne dzieciaki, takie jak Nathan i jego paczka, nie zdawały sobie sprawy, że kiedyś nastanie dzień, gdy opuszczą mury liceum. Wtedy czas, gdy mieli przewagę nad innymi, się skończy i wszyscy o nich zapomną. Zwyczajnie idealizowałam chłopaka, który nie szczędził mi przykrych słów i traktował tak samo okropnie jak reszta. Zdawałam sobie sprawę, jak chora była to sytuacja. Podkochiwałam się w facecie, który często uprzykrzał mi życie i wpędzał mnie w coraz większe kompleksy.

Kiedy wreszcie dotarłam do swojej szafki, wyjęłam z niej podręcznik do angielskiego i zeszyt, a następnie udałam się dalej, prosto do sali pana Gilberta. Mężczyzna był już w środku i właśnie zapisywał dzisiejszy temat na tablicy. Nie zdziwiła go moja obecność. Doskonale wiedział, że pojawiam się w sali przed resztą klasy, by zejść im z oczu i nie dawać nikomu dodatkowych okazji do kpin. W całej szkole był on jedyną osobą, która wciąż sugerowała mi rozmowę ze szkolnym pedagogiem, mimo że wcześniejsze konsultacje nie przyniosły żadnych rezultatów.

– Dobrze cię widzieć, Alice – przywitał mnie nauczyciel. – Co słychać?

– Od wczoraj niewiele się zmieniło. Poza tym, że dowiedziałam się od Stacy, że ubieram się jak jej babcia.

– Cóż, w takim razie staruszka ma naprawdę niezły styl. – Mężczyzna puścił mi oczko i uśmiechnął się delikatnie.

Zajęłam miejsce w ławce na końcu sali.

– Już nie mogę się doczekać końca roku. Mam ogromną nadzieję, że nie zobaczę więcej nikogo z tej szkoły – burknęłam pod nosem.

– Alice, wiem, że się powtarzam, ale to nic złego, poprosić o pomoc – zasugerował pan Gilbert.

Miałam ochotę przewrócić oczami. Czy on już zapomniał, jak to jest być nastolatkiem? Przecież jeszcze nie tak dawno sam był w liceum. Słyszałam wiele plotek o tym, że w czasie szkolnych lat był po przeciwnej stronie barykady niż moja. Zastanawiałam się, ile osób udało mu się wtedy się zgnębić. Zakładałam, że bycie dla mnie miłym to z jego strony tylko spóźniona próba oczyszczenia swojego sumienia.

– Panie Gilbert, z całym szacunkiem, ale przerabialiśmy już ten temat. Jestem po kilku spotkaniach z panią Smith i mam dość słuchania o tym, że większość dzieciaków nie zdaje sobie sprawy, jak krzywdzące są ich słowa. Ludzie nie dręczą innych, by za tydzień lub dwa się z nimi zaprzyjaźnić – mruknęłam.

Nauczyciel posłał mi spojrzenie pełne współczucia.

– Jestem pewien, że pani Smith nie miała nic złego na myśli. Powinnaś ją ponownie odwiedzić i przedstawić dokładniej sytuację. Opowiedzieć o tym, że nic się nie zmieniło, a wręcz przeciwnie, twoi rówieśnicy zachowują się jeszcze agresywniej. To nie może ujść im płazem, Alice. Jeśli chcesz, mogę z tobą być przy tej rozmowie.

– Wie pan, co się stanie, jeśli znów zgłoszę się z tym do szkolnego pedagoga? Znów padną słowa: „to tylko dzieci” oraz „może reagujesz za ostro”. Nic nie zmieni się na lepsze, przerabiałam to. – Pochyliłam się nieco do przodu, kładąc tym razem dłonie na kolanach, by nie zauważył, jak się trzęsą. – Dlatego proszę, abyśmy więcej nie wracali do tego tematu. Zostało już tylko kilka miesięcy do końca roku.

Pan Gilbert uważnie przyglądał mi się z przechyloną w namyśle głową.

– Przykro mi, że cię to spotyka, Alice. Uważam jednak, że swoją postawą dajesz dzieciakom takim jak Nathan Darcy przyzwolenie na zastraszanie innych.

Zawrzała we mnie krew.

– Łatwo oceniać innych, gdy stoi się już po tej drugiej stronie. Zawsze zastanawiało mnie to, ilu osobom zniszczył pan psychikę w liceum. – Słowa zostały wypowiedziane i natychmiast tego pożałowałam, ale nie mogłam już ich cofnąć.

Mężczyźnie zrzedła mina. Przez moment wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale przerwał mu dźwięk dzwonka. Kiedy wszyscy zajęli miejsca, Gilbert zabrał się do sprawdzania obecności. Kiedy wreszcie dotarł do mnie, nie przeszedł do kolejnego ucznia, tylko rozejrzał po twarzach moich kolegów i koleżanek.

– Lekcja na dziś: gdy ktoś będzie starał się wam się pomóc, po prostu podziękujcie, zamiast atakować tę osobę. Wzajemny szacunek to podstawa. Nie mierzmy wszystkich jedną miarą, ponieważ bardzo łatwo jest się pomylić, prawda, Alice?

Spojrzał na mnie, a ja poczułam się, jakbym dostała w twarz. Spuściłam wzrok i delikatnie kiwnęłam głową, dając do zrozumienia, że przyjęłam do wiadomości jego słowa. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

– Pączusiu, jesteś tak zdesperowana, że usiłujesz zaprzyjaźnić się z nauczycielem? Czy liczysz na zakazany romans, jak w jednym z tych tandetnych romansideł, które czytujesz? – szepnęła Stacy z szyderczym uśmiechem. – Chyba właśnie dostałaś kosza.

Byłam tak wściekła, że gdybym tylko wiedziała, że nie poniosę za to konsekwencji, starłabym tej suce z buźki pełen zadowolenia uśmieszek. Kiedy toczyłam wewnętrzną walkę, nagle wydarzyło się coś, czego kompletnie nikt się nie spodziewał.

– Uważam, że to było niegrzeczne, panie Gilbert. Przekaz niby do całej klasy, a jednak wymierzony we Fletcher – odezwał się Nathan jakby od niechcenia, bawiąc się długopisem, który przekładał między palcami. – Jeżeli nie zgadza się pan z czymś, co powiedziała Alice, lub poczuł się pan urażony jej zachowaniem, był czas na zwrócenie jej uwagi, zanim wszyscy weszliśmy do sali. Gdyby nie był pan nauczycielem, pomyślałbym, że pan z niej szydzi.

Zapadła grobowa cisza. Wszyscy wbili zaskoczone spojrzenia w Darcy’ego, który zdawał się tym nieporuszony. Stacy gniewnie zmarszczyła brwi i posłała mu spojrzenie mówiące: „co, do cholery”. Gilbert postanowił uciąć temat. Podał nam stronę, na której powinniśmy otworzyć podręczniki.

Jednak Nathan nie zamierzał na to pozwolić.

– Czyżby ten temat był dla pana niewygodny, profesorze? A może uderzyłem w samo sedno, a panu chodziło właśnie o to, by uczynić Alice powodem do kpin?

Nauczyciel aż poczerwieniał ze złości.

– Zabawne, że mówisz o tym ty, Darcy. Jesteś ostatnią osobą w tej klasie, która może wypowiadać się krytycznie na temat dręczenia kogokolwiek – odparował nauczyciel.

Darcy posłał mu szyderczy uśmiech.

– Ja jestem dupkiem, a jakie jest pana wytłumaczenie?

Nauczyciel groźnie zmarszczył brwi.

– Zapominasz się, Nathan. Trwa lekcja, a Alice nie jest jej tematem. Zachowała się niestosownie, więc miałem prawo ją upomnieć. Ja jestem nauczycielem, a wy moimi uczniami. Nie będę tolerował spoufalania się, bo nie jestem niczyim kolegą, i na tym zakończę tę dyskusję. – Pan Gilbert wycelował w Nathana palcem. – A ty, Darcy, odezwij się jeszcze jednym słowem, a wylądujesz na dywaniku, rozumiemy się?

Po słowach nauczyciela rozległy się pojedyncze śmiechy. Z przednich ławek udało mi się usłyszeć coś w rodzaju „solówka na gołe klaty”. Padły jeszcze inne słowa, ale nie byłam w stanie ich usłyszeć. Nathan podniósł się z miejsca, zabrał swoje rzeczy i ruszył w stronę nauczyciela.

– Twoim zasranym obowiązkiem jest chronienie uczniów, a nie upokarzanie ich na oczach innych. Skoro tego nie rozumiesz, to minąłeś się z powołaniem – warknął i skierował się w stronę drzwi, po czym na moment przystanął. – A właśnie, panie profesorze… Skoro tak przykładnie wykonuje pan swoje obowiązki, to czy dyrektor wie, że posuwa pan uczennicę, która jednocześnie jest też moją dziewczyną? – Odnalazł spojrzeniem Stacy, która wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć.

Powstał jeden wielki harmider. Pan Gilbert cały się spocił, opadł ciężko na swój fotel i schował twarz w dłoniach. Dziewczyna Darcy’ego zerwała się z miejsca i wybiegła za prawdopodobnie byłym już chłopakiem, piskliwie nawołując jego imię. Siedziałam z szeroko otwartymi oczami i ustami, zastanawiając się, co tu, do cholery, właśnie się wydarzyło. Chociaż ten jeden jedyny raz żarty w klasie nie skupiły się na mnie, a na romansie nauczyciela z uczennicą.

Przez resztę dnia trzymałam się na uboczu, nie chcąc nikomu wchodzić w drogę i niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi. Gorącym newsem tego dnia było rozstanie niezniszczalnej pary. Wszyscy o tym plotkowali. Kiedy inni obserwowali, jak w mediach społecznościowych wrze, a zdjęcia superpary znikają z kolejnych portali, ja zastanawiałam się, jak i czy w ogóle powinnam podziękować Darcy’emu za pomoc. Koniec końców zmusiłam się, aby stanąć z nim twarzą w twarz i zapytać, dlaczego wystąpił w mojej obronie.

Zdecydowałam, że zaczekam na parkingu w pobliżu jego samochodu. Wiedziałam, że właśnie skończył trening i za moment pojawi się na horyzoncie. Trzy razy byłam bliska tego, aby dać nogę. Ostatecznie jednak udało mi się zachować odważnie.

Wreszcie Darcy wyszedł ze szkoły w towarzystwie swoich głupkowatych kumpli, którzy na mój widok zaczęli żałośnie wyć niczym dzikie zwierzęta:

– Pączusiu, od kiedy robisz za parkingową, kasy w domu nie starcza? Chodź, poratuję cię kilkoma dolarami. A ty w zamian za drobną przysługę… – Billy Prescot wypychał policzek językiem w jednoznacznym geście.

Był najlepszym przyjacielem Nathana i jednocześnie największym kretynem w całej szkole. Słynął z częstego zaliczania panienek i zostawiania ich, gdy już dostawał to, czego chciał. Był obrzydliwym i wiecznie nienasyconym gamoniem, ale niegroźnym, więc zlekceważyłam go tak, jak robiłam to każdego dnia.

– Hej, czy mogę zamienić z tobą słówko? – zwróciłam się bezpośrednio do Nathana. Chłopak uśmiechnął się z wyższością i cmoknął, lustrując mnie z góry na dół. Udawał, że zastanawia się nad odpowiedzią, czym wprawił mnie w zakłopotanie.

– Nie szukam nowej dziewczyny, jeżeli w tym rzecz – odpowiedział bezczelnie, czym rozbawił swoich przyjaciół.

Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Spodziewałam się, że będzie kutasem w towarzystwie swojej bandy, ale zdradliwy rumieniec i tak wypłynął na moje policzki.

– Cóż, i tak nie jesteś w moim typie, a teraz zapytam raz jeszcze: czy możemy porozmawiać? – Splotłam ręce na piersiach, starając się ukryć stres.

Czułam, że jeżeli dalej będzie ze mną pogrywał, to zemdleję i narobię sobie najwięcej wstydu w życiu.

Darcy uniósł brwi, ale wciąż kpiąco się uśmiechał. Kiedy zdał sobie sprawę, że nie odpuszczę, podał kluczyki od auta przyjacielowi i odszedł ze mną kilka kroków na bok. Wyglądał na znudzonego.

– Chciałam ci tylko podziękować za to, że dziś się za mną wstawiłeś. Nie musiałeś tego robić i mam nadzieję, że nie będziesz miał poważnych kłopotów z mojego powodu. No i przykro mi z powodu Sta… – Urwałam, kiedy Nathan zaczął się śmiać.

Długo nie mógł się uspokoić, a ja cały czas czułam na sobie spojrzenia jego kumpli. Kiedy wreszcie skończył, dostrzegłam pogardę wymalowaną na jego twarzy. Znów zlustrował mnie od stóp do głów.

Przeszył mnie dreszcz. Uświadomiłam sobie, jak głupio się zachowałam.

– Naprawdę przyszłaś mi podziękować? Kurwa, ty serio myślisz, że zrobiłem to dla ciebie? Bo mi ciebie szkoda albo, nie wiem, nagle w magiczny sposób cię polubiłem? – Nawet nie musiałam odpowiadać. – Kurwa, Pączuś, spójrz tylko na siebie, dziewczyno. Naprawdę sądzisz, że ktoś taki jak ja mógłby się przejąć losem kogoś takiego jak ty? Nie jesteśmy na tym samym poziomie, słonko. Szukałem pretekstu, by upokorzyć tę sukę, i ty mi go dostarczyłaś. To był zwykły zbieg okoliczności. Dam ci dobrą radę: nie wychylaj się i rób to, co do tej pory, a może uda ci się przetrwać te ostatnie miesiące. Pamiętaj, gdzie jest twoje miejsce – pouczył mnie, a następnie ruszył w stronę przyjaciół.

Usłyszałam jeszcze, jak ze śmiechem woła do nich:

– Nie uwierzycie, czego chciała!

Rozdział 1

Nathan

Po tym, jak w liceum doznałem poważnej kontuzji na ostatnim meczu w sezonie, moja wymarzona kariera sportowca legła w gruzach. Miałem podbijać świat, a zamiast tego spędziłem wakacje, czekając w łóżku na operację kolana. Do samego końca lekarze dawali mi złudne nadzieje, że jednak dołączę do drużyny. Po operacji okazało się jednak, że nie mam najmniejszy szans, by jeszcze kiedyś stanąć na boisku. Wtedy w mojej głowie pojawiło się pytanie: Co dalej? Wakacje minęły, licealni znajomi powyjeżdżali na studia. Kilku z nich miało to szczęście, by dołączyć do drużyny, w której i ja miałem się znaleźć. Niestety życie napisało inny scenariusz. Musiałem wydorośleć, znaleźć pracę i wziąć los w swoje ręce.

Zaczęło się od zmywaka, na którym na każdej zmianie wylewałem siódme poty. Następnie dostałem pracę jako kelner w jednej z mniej popularnych restauracji w mieście. Mój upór i determinacja zaimponowały właścicielowi i postanowił awansować mnie na managera, mimo że nie miałem wystarczającego doświadczenia. Dał mi szansę się wykazać.

W przeciągu kilku miesięcy restauracja, która była o krok od bankructwa, pod moim czujnym okiem stała się obleganym miejscem. Wszystko za sprawą pomysłów, które podsuwałem właścicielowi, by tchnąć w ich lokal nieco życia. Szło nam tak dobrze, że miejscowa gazeta zaproponowała napisanie o nas artykułu. Dzięki temu sukcesowi inni restauratorzy zaczęli się mną interesować, a moje życie diametralnie się zmieniło.

Kilka lat później założyłem firmę. Zbudowałem swoją markę, stałem się jedną z najbardziej pożądanych osobowości w dziedzinie gastronomii. Ratowałem małe biznesy i pomagałem im rozwinąć skrzydła, ale tylko wtedy, gdy w danej restauracji dostrzegałem potencjał. Nie spodziewałem się wiele po właścicielach i ich pracownikach, jeśli liczyli na łatwy zysk. Nigdy nic dobrego nie przychodzi łatwo i szybko, a już na pewno nie dzieje się to samo. Ludzie często o tym zapominali, kiedy zgłaszali się do mnie po pomoc. Spodziewali się olbrzymich przychodów w bardzo krótkim czasie i wtedy byłem zmuszony sprowadzić ich na ziemię. Z biegiem lat stałem się mistrzem w swoim fachu, ale nie cudotwórcą. Potrafiłem zmienić zmierzające ku bankructwu zapyziałe nory w miejsca, do których ciągnęły się ogromne kolejki, wymagałem jednak od innych tyle samo zaangażowania, ile oni oczekiwali ode mnie.

Niespodziewanie moja praca musiała zejść na dalszy plan, gdy zachorowała moja ukochana ciocia. Kilka lat temu zdiagnozowano u niej toczeń. Nawet przez moment nie zastanawiałem się nad tym, że właśnie znajduję się w najjaśniejszym punkcie kariery i mogę ją zaprzepaścić dla życia rodzinnego. Miałem to gdzieś. Zawiesiłem swoją działalność, aby zaopiekować się schorowaną staruszką udręczoną przez wciąż nawracające objawy choroby. Od kilku tygodni byłem jednak gotów, by wrócić do gry. Ciocia czuła się lepiej, dzięki czemu nasze życie wracało powoli do normy. Rosie Darcy była kobietą z żelaza i nawet jeżeli niekiedy traciła siły, nigdy nie usłyszałem od niej słowa skargi na ten temat. Wychowała mnie na zaradnego mężczyznę. To dzięki niej wszystko osiągnąłem i nigdy nie musiałem prosić o pomoc.

Wujek nie był idealny, zmarł, kiedy miałem dziewiętnaście lat, z powodu przedawkowania alkoholu. Zawdzięczam mu jednak rozbudzenie u mnie miłości do gotowania.

– Kacza dupa, gdzie są wszystkie łyżeczki do herbaty?! – Usłyszałem marudzenie cioci, która zajęła się czyszczeniem srebra. Dyskretnie starałem wymknąć się do ogrodu, ale przysięgam, ta kobieta była niczym oko Saurona. – A ty myślisz, że dokąd się wybierasz? Ja czyszczę, ty polerujesz, i to migiem.

Staruszka stanęła w progu między kuchnią a salonem i chwyciła się pod boki.

– Wiesz co, chciałbym ci pomóc, naprawdę, ale mam dziś sporo pracy i… No wiesz… Telefony się urywają, a nie chciałbym cię rozpraszać – odpowiedziałem, mając ochotę kopnąć się w tyłek za swoją głupotę. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że od dawna odbierałem co najwyżej telefony od telemarketerów.

Ciocia spoglądała na mnie z politowaniem. Wiedziałem, że za moment nastąpi kazanie, zrobiłem więc obok siebie miejsce na kanapie i pozwoliłem jej mówić.

Rosie usiadła przy mnie.

– Powiem to po raz ostatni, chłopcze. Przestań traktować mnie jak niepełnosprawną. Jak widzisz, jeszcze dobrze sobie radzę i zamierzam zrobić wszystko, by utrzymać ten stan jak najdłużej. Ogarnij się wreszcie i skończ przesiadywać na tej kanapie. Przegapiłam przez ciebie cały drugi sezon Słowa na L – wyznała oskarżającym tonem.

– Czy ty chcesz mi powiedzieć, że oglądasz serial o lesbijkach? – Wybałuszyłem na nią oczy i nim zdążyłem dodać coś jeszcze, poczułem uderzenie w tył głowy.

– Nie bądź homofobem! Nie tak cię wychowałam, chłopcze. Tak, oglądam serial o lesbijkach. Co w tym złego? – Spojrzała na mnie z wyrzutem. – Czy gdy ty oglądałeś ten swój chłam dla nastolatków, to ja zwracałam ci uwagę?

– Ciociu, to była Plotkara i przypomnę ci, że mnie do tego zmusiłaś – burknąłem, przewracając oczami.

– Tak, zmusiłam… Do płaczu, gdy serial się skończył, też cię zmuszałam?

– Mówiłem ci, że wpadło mi coś do oka!

– Doskonale wiem, że zakradałeś się wieczorami do salonu i oglądałeś beze mnie. Słyszałam, jak komentowałeś sam do siebie, przeżywając ostatni odcinek.

– Humphrey okazał się plotkarą! Przecież wszyscy myśleli, że to Chuck. Wiesz, jakie to były emocje? – wypaliłem, zupełnie się zdradzając.

Ciocia uśmiechnęła się znacząco i posłała mi wymowne spojrzenie, wyciągając przed siebie dłoń. Nie było sensu się kłócić, faktycznie oglądałem ten bzdurny serial. Moi przyjaciele nie daliby mi żyć, gdyby się o tym dowiedzieli. Był tylko jeden sposób na to, aby ta kobieta trzymała język za zębami. Sięgnąłem po portfel do tylnej kieszeni jeansów i wyjąłem z niego pięćdziesiąt dolarów. Na widok banknotu staruszka chrząknęła znacząco i wykonała gest, pocierając o siebie opuszki kciuka i palca wskazującego. Zniecierpliwiony wyjąłem jeszcze jedną pięćdziesiątkę i podałem jej pieniądze.

– Szybko się uczysz – skomentowała.

– Nie wstyd ci żerować na własnym bratanku? – Zaśmiałem się i pocałowałem ją w czoło.

– Wstyd czy nie wstyd, na nową kieckę będzie – odpowiedziała, a następnie chuchnęła na zwitek banknotów i schowała je do stanika. Nim wstała z kanapy, mruknęła krytycznie: – Weź się wreszcie do roboty, ty leniuchu.

Całe popołudnie rozmyślałem nad słowami cioci. Naprawdę zależało jej na tym, abym wrócił do pracy i jeszcze przez chwilę pozwolił jej żyć, jakby wcale nie była chora. Może faktycznie nie był to taki zły pomysł. Ona miałaby chwilę oddechu i normalności, a ja mógłbym wrócić do robienia tego, co kocham.

W mojej skrzynce mailowej wciąż czekała pełna desperacji wiadomość sprzed trzech miesięcy od właściciela małej cukierni i choć zazwyczaj tego typu maile lądowały w koszu, z tym stało się inaczej. Postanowiłem wrócić do gry.

Nadawca: [email protected]

Odbiorca: [email protected]

Szanowny Panie,

nazywam się Thomas Malic i jestem właścicielem małej cukierni mieszczącej się przy Piątej Alei. Jesteśmy obecni na rynku już od stu trzech lat. Firma od początku należała do mojej rodziny. Niestety w ostatnim czasie, kiedy zaczęły pojawiać się cukiernie sieciowe, zostaliśmy niemal stłamszeni. Zajmujemy się wyrobem ciast i innych wypieków, których receptura jest niezmienna od dziesiątek lat. Moim skromnym zdaniem właśnie to sprawiło, że przetrwaliśmy na rynku po dziś dzień. Słyszałem o Panu wiele dobrego. Przyjaźnię się z człowiekiem, którego lokal praktycznie sięgał już dna, a Panu udało się go uratować. Może i dla mojej cukierni jest nadzieja? Proszę tylko o to, by dał nam Pan szansę. Jeżeli się nie uda, to trudno, będę mógł spać spokojnie z poczuciem, że zrobiłem wszystko, by uratować rodzinny biznes.

Z wyrazami szacunku

Thomas Malic

Nadawca: [email protected]

Odbiorca: [email protected]

Spotkam się z Panem jutro o 11:30. Po oględzinach lokalu będę w stanie określić, czy pójdzie Pan na dno, czy wręcz przeciwnie. Do tego czasu radzę przygotować się psychicznie na spotkanie ze mną, to nie będą przyjacielskie pogaduszki przy kawie i pączku.

Nathan Darcy

Tak, zdecydowanie byłem dupkiem. Za to najlepszym w swoim fachu i zamierzałem mu to jutro udowodnić. Miałem tylko szczerą nadzieję, że nie okaże się to stratą czasu. Nie znosiłem zawracania mi głowy i obrażania się jak pięcioletnie dzieci. Jeżeli ten gość naprawdę chce uratować swój rodzinny biznes, to musi mieć wystarczającą ilość oleju w głowie, by wykonywać moje polecenia.

Dotarłem na miejsce dziesięć minut przed czasem, chcąc rozejrzeć się po okolicy i określić, jakie pole do popisu da mi ta cukiernia, jeżeli dostrzegę potencjał w jej ratowaniu. Mężczyzna miał rację, mimo dobrej lokalizacji i pewności, że w pobliżu zawsze będą się kręcili potencjalni klienci, konkurencja była wszędzie. Doliczyłem się w sąsiedztwie przynajmniej trzech cukierni, które wabiły przechodniów ogromnym banerem i aromatyczną kawą gratis. Jeśli jednak ich dmuchane ciastka i skąpane w litrze lukru pączki smakowały tak, jak wyglądały, to za kilka miesięcy ten facet nie tylko uratuje swój biznes, ale i zarobi naprawdę potężne pieniądze. Musi mi tylko zaufać i zaakceptować zmiany, które będę chciał wprowadzić.

Lokal nie wyglądał na duży, nie wyróżniał się również niczym spośród szeregu innych na ulicy. Przedsiębiorstwo nie miało swojej strony internetowej, co było ogromnym błędem. Marketing to podstawa handlu i wiedział o tym każdy głupiec z wyjątkiem pana Malica.

Wszedłem do środka. Natychmiast przytłoczył mnie wściekły róż na ścianach. Ledwie przekroczyłem próg, a już miałem ochotę uciekać stamtąd z wrzaskiem, czując się jak w domku dla lalek, głównie przez białe drewniane meble. Owszem, było schludnie, w powietrzu unosiły się kuszące zapachy dochodzących w piekarniku pyszności, ale wewnątrz prócz mnie i właścicielki wystającej zza lady rudej kity nie było nikogo.

Zniecierpliwiony przewróciłem oczami i podszedłem bliżej, by zwrócić na siebie uwagę pracownicy. Nie wróżyłem jej długiej kariery w tym lokalu, nie na mojej warcie. Oczekiwałem zaangażowania, a ta damulka ewidentnie miała w czterech literach obecność potencjalnego klienta.

– Wcale się nie dziwię, że tłumy nie walą do was drzwiami i oknami, skoro tak olewacie klientów – odezwałem się wreszcie, by zmusić kobietę do reakcji.

Ta jednak nadal uparcie grzebała w szafkach i nie raczyła nawet na mnie spojrzeć. Zacisnąłem dłoń w pięść, zgrzytając zębami.

– Jesteś głucha? Gdzie właściciel tego lokalu? – Obserwowałem, jak dziewczyna niespiesznie się podniosła i odwróciła w moją stronę.

Przeszyła mnie lodowatym spojrzeniem swoich dużych zielonych oczu. Gdyby wzrok mógł zabijać, już byłbym trupem. Pełne, muśnięte błyszczykiem wargi ułożyły się w kwaśny uśmiech. Gniew emanował z tej kobiety z taką siłą, że gdybym nie znał swojej wartości, bałbym się odezwać. Stała przede mną taka, jaką ją zapamiętałem, i nie musiała nic mówić, żebym zrozumiał jej bezdźwięczną wiadomość o treści: „Idź do diabła”. Szerokie biodra i duża pupa, pulchne uda i jeszcze większy, jędrny biust skrywany pod koszulką z logo firmy. Okrąglutka kobieta z pucołowatymi, zaróżowionymi policzkami. Tak… To zdecydowanie była Pączuś. Choć teraz nie wyglądała mi już na tę dziewczynę, która bała się odezwać i uciekała wzrokiem, byleby nikt jej nie zaczepił. Zmieniła się i nie wiedziałem, czy miałem to w dupie, czy wręcz przeciwnie. Jednym słowem – byłem zaintrygowany.

– Proszę, proszę… Kogo my tu mamy? Toż to Alice Fletcher we własnej osobie. Chyba troszeczkę za bardzo wzięłaś sobie przezwisko do serca. – Uśmiechnąłem się, widząc, jak żyłka na jej skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować.

Posłała mi pełen wyższości uśmiech i splotła ręce na piersi.

– Powiedział typ, którego kariera sportowa zdechła, nim zdążyła się na dobre zacząć. Powiedz, Darcy, ile pucharów masz na swojej półce? – odpyskowała.

Nikomu z moich obecnych znajomych nie mówiłem o swojej przeszłości. Zbyt ciekawskim podawałem oficjalną wersję, że wybrałem bardziej praktyczny kierunek, ponieważ w sporcie zdążyłem się już wówczas wypalić. Było mi wstyd, choć sam nie wiedziałem dlaczego.

– Bez względu na to, czym się zajmuję, wciąż nie mam sobie równych. Mimo upływu lat nadal jestem górą… Nic się nie zmienia: ja wydaję polecenia, a ty je wykonujesz, prawda? – Oparłem dłonie o ladę i spojrzałem na nią z góry.

Spojrzała na mnie wyzywająco.

– Minęło tyle lat, a ty wciąż tylko szczekasz i szczekasz. Nie męczy cię to?

– To ode mnie teraz zależy los tego biznesu i jego pracowników. I co? Nadal jesteś taka cwana, co? – Posłałem jej zwycięskie spojrzenie mówiące: „No, dalej, słonko, sprawdź, jak się skończy ta przepychanka”. – Tak właśnie myślałem.

Mrugnąłem do niej. Nic nie odpowiedziała, a ja zacząłem przechadzać się po lokalu, opuszkami palców szukając kurzu, którego jednak nigdzie nie znalazłem.

– Z pewnością jestem mądrzejsza od ciebie. Nie strzępię języka na kogoś, kto nie jest tego wart – warknęła i zajęła się składaniem pudełek na ciasta.

Punktualnie o jedenastej trzydzieści w lokalu pojawili się właściciel i jeszcze trójka innych pracowników. Miałem dla nich ważne informacje i zdawałem sobie sprawę, że nie wszystkie spotkają się z aprobatą, ale miałem to gdzieś. Poprosiłem, by na czas trwania konsultacji lokal został zamknięty, i wreszcie przeszliśmy do konkretów.

– Ten biznes ma potencjał, wasze wyroby wyglądają, pachną i smakują cudownie. – Wskazałem na słodkości, którymi zostałem poczęstowany przez właściciela ku niezadowoleniu Alice, która mruknęła coś o dodawaniu trucizny do lukru. – Niestety nie idziecie z duchem czasu – kontynuowałem. – Nie posiadacie witryny internetowej, konta na Instagramie czy chociażby ulotek. To pomieszczenie wygląda jak marzenie małej dziewczynki, a nie jak cukiernia. Personel? Cóż… Też pozostawia wiele do życzenia. Panna Fletcher potraktowała mnie dziś jak intruza, więc aż strach pomyśleć, jaka jest w stosunku do klientów – stwierdziłem, starając się powstrzymać uśmiech.

Kątem oka udało mi się dostrzec, jak dziewczyna zamarła i wbiła we mnie rozwścieczone spojrzenie. Milczała. Nie wchodziła ze mną w dyskusję, miała w sobie na tyle pokory, by nie próbować ze mną walczyć… W tej kwestii nic się nie zmieniło – byłem górą.

– Ale przecież… – zaczęła jedna z pracownic, Alice jednak bardzo szybko weszła jej w słowo.

– To się nigdy więcej nie powtórzy – ucięła dyskusję.

Jej wściekłość była niczym miód na moje serce. Nawet gdyby ten lokal nie miał szans, i tak zdecydowałbym się im pomóc tylko dlatego, aby ją dręczyć.

– To wy przyszliście do mnie, nie odwrotnie. Owszem, pomogę wam, tobie jednak radzę zmienić podejście albo pracę… Choć żaden pracodawca nie potrzebuje w swoich szeregach personelu z niewyparzoną gębą – rzuciłem niby od niechcenia, nawet na nią nie patrząc. – Zaczynamy od jutra. Wszystko z głównej sali ma zostać wypieprzone. Nie chcę tu tego chłamu przypominającego mebelki z domku dla lalek. Widzimy się punkt ósma rano, a każdy, kto się spóźni… Cóż, nie chciałbym być w waszej skórze – ostrzegłem.

Na twarzach reszty załogi dało się zauważyć ulgę. Jedyną osobą, która wyglądała, jakbym skopał jej szczeniaczka, była Alice, ale wcale się jej nie dziwiłem.

Rozdział 2

Alice

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20

Redaktorka prowadząca: Agnieszka Nowak

Redakcja: Justyna Yigitler

Korekta: Katarzyna Kusojć

Projekt okładki: Magdalena Babińska

Copyright © 2022 by Kinga Godurowska

Copyright © 2022 by Niegrzeczne Książki an imprint

of Wydawnictwo Kobiece spółka z o.o.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2022

ISBN 978-83-8321-060-5

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek