Say You Swear - Brandy Meagan - ebook

Say You Swear ebook

Brandy Meagan

5,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Historia, która przywraca wiarę w prawdziwą miłość

Ostatnie lato przed wyjazdem na uniwersytet brzmi jak obietnica. Obietnica dobrej zabawy, dni spędzonych w oceanie i upojnych nocy na plaży Kalifornii.

Arianna ma tylko jeden cel: sprawić, by te wakacje były niezapomniane, a długo skrywane uczucie do najlepszego przyjaciela jej brata wreszcie przestało być sekretem. Wizja przyszłości u boku Chase’a, który od zawsze miał być tym jedynym, niestety szybko przemija, a niezapomniane, beztroskie lato kończy się dla niej złamanym sercem.

Dziewczyna musi zacząć wszystko od nowa, bez miłości, która miała jej być przeznaczona. I wtedy na swojej drodze niespodziewanie spotyka kogoś, kto staje się dla niej nową obietnicą przyszłości. Najpierw jednak chłopak będzie musiał uleczyć jej zranione serce i sprawić, by znalazło się tam dla niego miejsce, nawet jeśli los sprzysięga się przeciwko niemu…

„Nawet jeśli nie będzie moja, ja zawsze będę jej.

To tortura.

Ale to prawda”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 678

Data ważności licencji: 1/11/2028

Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Karta tytułowa

Tym, którzy bali się upadku, ale i tak odważyli się skoczyć. Ta książka jest dla Was.

Przez lata marzyłam o tym, co przyniesie mi studenckie życie. Mimo że wiele rzeczy się zmieniło, jedna zawsze pozostawała taka sama.

Bez względu na to, jak daleko pozwalałam wybiegać swojej wyobraźni, ona zawsze prowadziła mnie w to samo miejsce.

Do niego.

Zdecydowałam o swoim życiu. On był moją przyszłością.

Aż nagle… przestał być.

Teraz jestem już tylko cieniem dziewczyny, którą byłam kiedyś. Moja droga jest tak zamglona, że nie wiem, jak mam dalej iść. Nie wiem, jak mam się wydostać.

Nie wiem, w którą stronę.

Mówi się, że pierwsza miłość nigdy nie umiera.

I tego się właśnie obawiam.

ROZDZIAŁ 1

Jazda do Oceanside zazwyczaj mija spokojnie, ale mój brat Mason i jego dwóch kumpli, Chase i Brady, poprzedniej nocy zgodnie uznali, że „jeszcze po jednym” znaczy „jeszcze po jednym sześcio­paku”. Na ostatniej wakacyjnej imprezie w naszym rodzinnym mieście do rana pijani żegnali się ze znajomymi ze szkoły.

Ja i Cameron, moja przyjaciółka, wróciłyśmy do domu wcześniej. Zamiast imprezować, wolałyśmy dokończyć pakowanie przed ostatnim wypadem na plażę, zanim zacznie się nasze studenckie życie.

Droga nie powinna była zająć nam więcej niż trzy i pół godziny, a tkwimy w tym cholernym samochodzie już pięć. Dobrze wiemy, że podróże z niezadowolonymi, skacowanymi facetami to nic fajnego, a jednak tu siedzimy – pilne, i wcale nie zirytowane, uczestniczki eksperymentu pod tytułem „ile razy jeden chłopak musi zatrzymać się na siku”.

Odpowiedź brzmi: siedem. Już siedem razy zatrzymywaliśmy się, bo Brady ma pęcherz jak przedszkolak.

Ale przynajmniej w ciągu ostatnich piętnastu minut wytrzeźwieli na tyle, żeby pozwolić nam podgłośnić muzykę, by było ją w ogóle słychać.

A tak serio, to nie powinnam narzekać.

Jazda samochodem to w zasadzie jedyny moment, kiedy bez przeszkód mogę chociaż trochę zbliżyć się do głównego bohatera wszystkich moich fantazji, lepiej znanego jako najlepszy przyjaciel mojego brata.

„Działaj, ale nie naciskaj” to zasada gry, którą na razie muszę się zadowolić. I całkiem dobrze mi idzie. Pewnie dlatego, że ćwiczę ją od sześciu lat.

Zobaczyłam go po raz pierwszy, gdy wprowadził się do domu naprzeciwko. Poczułam wtedy, jakby znikąd pojawił się jakiś niewidzialny stempel i na jego czole odcisnął wielki czerwony napis: „MÓJ”.

Byłam wtedy jeszcze w gimnazjum, ale oglądałam już Chłopaka z sąsiedztwa i wiedziałam, co to jest obsesja. A moja zaczęła się w tym samym momencie, w którym go zobaczyłam. Jasne, nie była tak chora i niebezpieczna, chociaż po obejrzeniu filmu wkręciłam sobie hard­corowe – i nieosiągalne – marzenia co do zmiany wyglądu swojego ciała. Ale ja nie o tym.

Gdy Chase Harper pojawił się w moim sąsiedztwie, koniecznie chciałam mu pokazać okolicę. Zwróciłam na siebie jego uwagę, spektakularnie gwałtownie zatrzymując swój rower przed jego domem.

Kiedy uśmiechnął się do mnie, w całej okazałości prezentując aparat na swoich zębach, nagle znikąd pojawił się mój brat bliźniak. Jak zawsze.

Mason rzucił się na niego i powalił go na ziemię, a kiedy wstał, powiedział coś, czego nigdy nie powinien był mówić:

– Nie zbliżaj się do mojejmałejsiostrzyczki!

Przerażona, patrzyłam, jak Chase zrywa się z ziemi z prędkością pieprzonego Spidermana. Wstrzymałam oddech, podejrzewając, że zaraz dojdzie do bójki – mój brat był znany z tego, że mógł komuś przywalić, jeśli chodziło o mnie – ale wtedy Chase zaczął się śmiać, a my umilkliśmy.

Zielonooki chłopak z brązowymi włosami miał w ustach trawę, ale uśmiechnął się szeroko i zapytał Mase’a, w której drużynie futbolowej gra, bo chciałby do jakiejś dołączyć.

Westchnęłam tylko i odjechałam, bo po tym pytaniu wiedziałam już, że Mason i Brady zyskali nowego przyjaciela. A ja znowu zostałam skreślona.

W pięć minut ich dwójka zamieniła się w nierozłączną trójkę, a nasz dom stał się ich ulubionym miejscem spotkań. Wtedy właśnie zrozumiałam, co to znaczy „zakazany owoc” – jeśli czegoś nie możesz mieć, zaczynasz tego pragnąć jeszcze bardziej.

Głupie pieprzenie.

Odpuściłam, zmuszona patrzeć, jak frajerzy z gimnazjum stają się najprzystojniejszymi licealistami.

Każda dziewczyna chciała ich mieć, ale co w tym dziwnego?

Byli wzorowymi uczniami, gwiazdami sportu, a przy okazji tajemniczymi bad boyami. Bez względu na to, co podobało się dziewczynom, jeden z tej trójki zawsze był w ich typie.

Czasem żartuję, że są jak pięćdziesiąt twarzy Dwayne’a Johnsona, bo też pasują do każdej roli, którą przychodzi im grać. Brady byłby na pewno tą wrestlingową wersją.

Ale serio, cała trójka jest po prostu obdarzona dobrymi genami. Mason, mój nadopiekuńczy brat bliźniak, jest wysoki, szczupły i wygląda dokładnie jak młodsza wersja Theo Jamesa. Brady to powiększona wersja Kena, a Chase – no cóż – to po prostu uosobienie doskonałości.

I niestety – niestety dla mnie – każda dziewczyna się z tym zgadza.

Chase jest tak wysoki i szczupły jak Mase, ale jego brązowe włosy są trochę jaśniejsze. Jego oczy, żywe i wesołe, mają kolor trawy i alg morskich. Jest uprzejmy, silny i pewny siebie. Jest też prawie tak apodyktyczny jak Mason i Brady, ale z całej tej trójki tylko on daje nam, dziewczynom, trochę luzu.

Sama siebie przekonałam, że w ten sposób chce się zaprezentować jako mężczyzna z ukrytymi w oczach tajemniczymi pragnieniami, żeby odróżnić się od mojego nadopiekuńczego brata. Ale wiem, że to tylko moje myślenie życzeniowe.

Cały czas o nim myślę.

To najstarszy motyw w literaturze – pragnąć kogoś, kogo nie może się mieć. Nieodwzajemniona miłość do najlepszego przyjaciela brata. Brata, który jest nadopiekuńczy i nawet trochę szalony, kiedy chodzi o osoby, na których mu zależy. Ale to nie jego wina. Kiedy tylko dorośliśmy na tyle, by dowiedzieć się, w jaki sposób nasz tata stracił swoją maleńką siostrzyczkę, Mason obrał sobie za cel chronienie mnie na każdym kroku. A do reszty oszalał, gdy kilka tygodni temu zmarł chłopak Payton, naszej przyjaciółki.

To, że przez sporą część dzisiejszej podróży Chase był prawie nieprzytomny, oszczędziło mi co najmniej kilkunastu groźnych spojrzeń Masona. Zawsze nalega, żebym zajmowała środkowe siedzenie, by mógł patrzeć na mnie we wstecznym lusterku i ciągle mieć mnie na oku.

To słodkie, że tak poważnie traktuje swoją rolę „starszego brata”.

Ale też trochę wkurzające.

Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, dojechalibyśmy do miasta około jedenastej, ale na długi podjazd domu na plaży wjeżdżamy dopiero za piętnaście pierwsza.

Mason ledwie zatrzymuje samochód, a Cameron już z niego wyskakuje i biegnie boso w stronę schodów prowadzących do domu. Macha do nas z szerokim uśmiechem.

– No chodźcie! Czas nam ucieka!

– Przecież mamy cały miesiąc! – krzyczy Mason, otwierając okno.

Cam od razu odparowuje:

– Ale już straciliśmy pół dnia!

Uśmiecham się i klepię brata w ramię.

– Chodź, Mase, straciliśmy pół dnia – droczę się, ale nie słyszę już jego narzekania, bo wyskakuję z samochodu i biegnę na taras, do przyjaciółki.

Cameron, rozpromieniona, wskakuje na barierkę okalającą taras, więc siadam obok niej. Za chwilę dołącza do nas Brady.

– Tu jest zajebiście! – Cam kręci głową, rozglądając się dookoła.

– No, serio zajebiście! – potwierdza Brady i szczerzy zęby w stronę oceanu.

W końcu słyszymy za sobą ciężkie kroki. Mason i Chase podchodzą do nas i wszyscy odwracamy się w stronę domu.

Stoimy tak przez chwilę w milczeniu, wdychając świeże morskie powietrze i gapiąc się w ogromne oszklone drzwi prowadzące z tarasu do domu na plaży.

Już od miesiąca tonasz dom na plaży.

Moja mama i mamy Cameron i Brady’ego przyjaźnią się od czasów studiów i zanim jeszcze poślubiły naszych ojców, kupiły wspólnie ten dom. Mijały lata, one wychodziły za mąż i rodziły dzieci, ale zawsze tu wracały. Kiedy byliśmy mali, coś chyba działo się na rynku nieruchomości, bo wszystkim naszym rodzicom udało się kupić sobie po takim domku i od tego czasu nasze rodziny spędzały tam każde wakacje. Nie rozumieliśmy, dlaczego nigdy nie sprzedali pierwszego domu. To właśnie ten, przed którym teraz stoimy, chociaż dziś już wcale nie przypomina tego zapamiętanego z dzieciństwa.

Został kompletnie zmieniony: trochę go rozebrano, trochę od­budowano, a trochę nawet do niego dobudowano. Całkowicie go ­odnowiono i pomalowano na kolor morza.

Dom jest gigantyczny, otacza go wielka weranda prowadząca na ogromny tylny taras – ten, na którym teraz stoimy; ma też obsypaną złotymi kwiatami prywatną ścieżkę prowadzącą do nabrzeża. Jest tu również system nagłośnienia z głośnikami w każdym rogu, nawet na tarasie i werandzie, dlatego muzykę słychać wszędzie. Nikomu to nie przeszkadza, bo budynek stoi z dala od innych, w dość ustronnym miejscu.

Ten dom jest idealny. Jak pałac na wodzie.

I właśnie nam go oddano.

Całej naszej piątce.

Na przyjęciu z okazji ukończenia szkoły rodzice zrobili nam niespodziankę: wręczyli nam akt własności, na którym widnieliśmy wszyscy jako równoprawni właściciele. Powiedzieli, że już lata temu postanowili to zrobić, żeby nasza paczka zawsze trzymała się razem, bez względu na to, jak potoczą się nasze losy po studiach. Dom miał jednoczyć nas tak samo jak ich.

Równy podział oznacza, że nikt sam nie może sprzedać domu, więc dokądkolwiek zaprowadziłoby nas życie, zawsze będziemy mogli tu wrócić.

Powiedzieć, że się ucieszyliśmy, to jakby nic nie powiedzieć. A jednak na mnie padł też cień strachu – bo, szczerze mówiąc, to była trochę przygnębiająca rozmowa. Nie jestem na tyle naiwna, by zakładać, że wszystko w naszym życiu pozostanie takie samo, że nasza piątka zawsze będzie trzymać się razem. Ale myśl o tym, że to, co mamy, może się zmienić, jest przerażająca.

W naszym życiu pojawią się nowi ludzie, wiem o tym.

Jedni zmienią je na lepsze, inni na gorsze.

Co będzie, jeśli któryś z naszych światów wywróci się do góry nogami?

Co, jeśli zaczniemy tonąć?

Jeśli zagubimy siebie gdzieś po drodze? Kto wyciągnie nas z wody?

Może trochę dramatyzuję, ale przecież jest taka możliwość. Do dupy.

Za mniej niż miesiąc zaczyna się przyszłość.

Mój brat i chłopaki pojadą od razu na Uniwersytet Avix, by oficjalnie zacząć swoje futbolowe kariery, a ja i Cam wrócimy jeszcze do domu, żeby się spakować. Zobaczymy się z nimi na kampusie kilka dni przed spotkaniem integracyjnym.

Wizja wyprowadzki z domu jeszcze nigdy nie była tak realna.

Po raz pierwszy nie będę mieć brata tuż obok. Z jednej strony to trochę straszne, ale z drugiej wspaniałe – dom członków drużyny futbolowej znajduje się po przeciwnej stronie kampusu niż akademik, w którym będziemy mieszkać ja i Cam, więc Mason nie będzie mógł mnie ciągle kontrolować. Już samo to jest warte świętowania.

Kocham swojego brata, ale kurde, czasem musi wyluzować. Ma szczęście, że nie wybrałam koledżu na drugim końcu kraju.

Chociaż on wie, że nigdy bym tego nie zrobiła.

Lubię mieć go blisko siebie. Ktoś mógłby to nazwać byciem zależnym.

Ja nazywam to po prostu byciem siostrą bliźniaczką.

– Dzielimy się pokojami tak, jak ustaliliśmy parę tygodni temu, co nie? – Mason przerywa ciszę. – Dziewczyny na górze, w pokojach ze wspólną łazienką, wolny pokój zostaje wolny, a my na dole?

– Mama urządziła nasze pokoje, gdy przyjechała tu sprawdzić, jak ma się Payton, i w zeszłym tygodniu wypełniła nam lodówkę, więc…

– Nie ma wycofywania się! – Cam przerywa mi z uśmiechem.

Chłopaki się śmieją, a Mason bierze głęboki oddech i wyciąga z kieszeni klucz.

– Nie ma wycofywania się. Jesteśmy gotowi na powtórkę? Nie ma rodziców, nie ma zasad.

– I nie ma też nikogo poniżej osiemnastki. – Brady trąca mnie i Masona, bo nasza trójka trzy dni temu właśnie skończyła osiemnaście lat.

Spoglądam na Chase’a i widzę, że on też na mnie zerka. Uśmiechamy się do siebie.

– O kurwa – rzuca Cam. – Ale się tu będzie działo.

Szkoda, że wtedy nie miałam bladego pojęcia, jak bardzo okaże się to prawdą.

ROZDZIAŁ 2

– Lodówka otwarta, a alkoholu nie zabraknie, więc ruszcie dupy i zaczynamy imprezę! – Cameron nie przestaje walić butelką w kuchenny blat, dopóki nie wchodzimy do kuchni.

– Uważaj na ten granit, maleńka. Lepiej wyżyj się na mnie. – Brady droczy się z nią, a Cam odpowiada uśmiechem.

– Następnym razem, Brady. Następnym razem.

Kiedy Cam zaczyna polewać szoty do kieliszków, które Chase pomógł jej wyciągnąć z górnej szafki, rozglądam się po kuchni.

Jest dokładnie taka, jakiej można by się spodziewać w domu na plaży – jasna i otwarta. W wykuszu stoi stół, a na ławce dookoła niego leżą białe i jasnoniebieskie poduszki. Można stąd patrzeć na plażę i podziwiać wschody i zachody słońca bez wychodzenia na zewnątrz. Na środku znajduje się duża marmurowa wyspa z kuchenką i piekarnikiem. Cam stoi przy niej z pięcioma pełnymi kieliszkami.

Czeka, aż każdy z nas weźmie jeden, i sama podnosi ostatni.

– Wypijmy za wszystkie głupie rzeczy, które tu zrobimy, i za frajdę, jaką będziemy przy tym mieć!

Śmiejemy się, a rozbawiona Cam mruży swoje niebieskie oczy.

– Mówię serio, frajerzy! Te wakacje to będzie nasze ostatnie wspomnienie przed całkowicie nowym życiem. To poważna sprawa.

– W sumie ona ma rację. – Chase staje za nią. – Wykorzystajmy ten czas jak najlepiej.

– Przecież my zawsze bawimy się zajebiście! – Brady wyciąga rękę, by ścisnąć Cam za kolano. – Dziewczyno, będziemy rządzić na tej plaży!

– I o to chodzi, gościu! – Cam ściska mu policzki, robiąc dzióbek z ust, daje mu buziaka i zaraz szybko wypija szota.

Wszyscy przechylamy swoje kieliszki.

Oczy szczypią mnie od alkoholu, ale chichoczę, bo widzę, jak Cameron też kręci głową z wywalonym językiem.

– Mocne to gówno. – Śmieje się i podaje butelkę Brady’emu.

– Dobra, frajerzy, widzimy się na plaży. Mase, dzwoń do tego swojego kuzyna i powiedz mu, żeby ruszył dupę i tu przyszedł, a wy, lalusie, przynieście piłkę – rzuca Brady, po czym znika za drzwiami.

Cam odwraca się do mnie z szelmowskim uśmiechem.

– Chodź, laska, idziemy się przebrać. Chłopcy z plaży wzywają.

– Może ta dokładna depilacja się nam opłaci? – Porozumiewawczo unoszę brwi.

– Ja pierdolę, idę stąd – warczy Mason, kierując się w stronę drzwi na taras, i rzuca do Chase’a nerwowo: – Idziesz?

Widzę, jak Cam próbuje się nie roześmiać. Chase najpierw się nie rusza, ale zaraz kiwa głową.

– Jasne. – Chrząka i bierze piłkę z kosza przy drzwiach. – Już idę.

Gdy tylko wychodzą, obie wybuchamy śmiechem, wiedząc, że nie chcieli sobie tego wyobrażać.

– To było dobre! – Cam przybija mi piątkę i od razu biegniemy na górę, do naszych walizek. – Ja dziś biorę różowy!

– Tak myślałam. To ja chyba czarny. – Otwieram walizkę i wyciągam swoje stroje kąpielowe. Wszystko inne rozpakuję później.

Ledwie udaje mi się zawiązać dół stroju, kiedy Cam wpada do łazienki.

– Zawiąż mi to. – Odwraca się do mnie plecami. – Zamiast czarnego lepiej weź czerwony.

Przewracam oczami i zawiązuję jej stanik, gdy przygląda się sobie w lustrze na ścianie.

– Dziękuję ci, Victorio, za wspaniałą letnią wyprzedaż – mruczy.

– Chyba coś poszło nie tak, bo nie widać tu żadnych sekretów – droczę się, a Cam posyła mi całusa.

Moja przyjaciółka ma niesamowite ciało – jędrne i umięśnione wszędzie, gdzie trzeba. W przeciwieństwie do mojego. Do tego ma prawie metr osiemdziesiąt, a ja ledwie nieco ponad sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Jest wysoka, szczupła jak modelka, wysportowana i ma szaleńczo piękne niebieskie oczy. Nie lubi, jak mówi się jej, że jest chuda, chociaż trudno temu zaprzeczyć.

Gdy byliśmy młodsi, niektórzy dokuczali jej, mówiąc, że jest za wysoka i za chuda. Dostawali wtedy od Masona albo Brady’ego. To był dla niej trudny czas. Chłopaki zawsze starały się dawać jej do zrozumienia, że wzrost jest nieistotny, nawet gdy przez jakiś czas była wyższa od nich. Ale i tak nie mogli do końca ochronić jej przed tym, że słowa innych ją raniły.

Przez wiele miesięcy próbowała wszystkiego – od diet węglo­wodanowych, przez różnego rodzaju leki i suplementy, aż po specjalny proszek dosypywany do każdego posiłku – ale nic to nie dało. Jej metabolizm był nieprzejednany. Teraz, gdy jest już starsza, trochę do tego przywyk­ła. Ciągle chodzi z chłopakami na siłownię, żeby utrzymać mięśnie dodające jej nieco więcej wagi. Mimo tego wszystkiego zawsze była pewna siebie i prezentowała postawę pod tytułem „nie pozwól nikomu zobaczyć, że kiedykolwiek się pocisz”.

Cameron związuje swoje długie blond włosy w kucyk i odwraca się do mnie.

– No dobra. – Podaje mi mój nowy czerwony kostium i wskazuje na klatkę piersiową. – Muszę zobaczyć, jak te cudeńka w nim wyglądają.

– Serio?

– Jasne! Idź na całość!

– Albo raczej „idź do domu”, bo Mason mnie stąd wykopie, jeśli zacznę od takiego ubioru – szydzę, ale podnoszę strój i przyglądam się jego głębokiemu wycięciu z przodu. – Nadaje się do włożenia na piątą randkę w nadziei, że w końcu zaliczysz.

– Mówisz, jakbyś wcale już nie zaczęła rozwiązywać stanika, żeby się przebrać.

– Masz mnie. – Ściągam czarny strój i wciskam się w skąpy czerwony.

Cam leży na łóżku i sprawdza powiadomienia, ale odwraca się do mnie, kiedy zaczynam się przed nią wyginać jak Marilyn Monroe.

– No i jak?

– Powinnaś codziennie dziękować temu na górze, że tak cię nimi pobłogosławił. – Przypatruje mi się dokładnie. – Laski ze Słonecznego patrolu to przy tobie pikuś.

– Wow, dzięki. Chodźmy już. – Odwracam się w stronę drzwi.

– Czekaj – rzuca pospiesznie i czołga się na skraj łóżka. – Pogadajmy chwilę.

Widzę, że coś ją martwi, więc kładę się obok niej i czekam, aż zacznie mówić.

– Nasza ostatnia wycieczka skończyła się żałosną gównoburzą z udziałem twojego kuzyna i zniszczonym samochodem Deatona. To było do dupy, ale teraz mamy szansę zakończyć wakacje jakimś pozytywnym akcentem.

– Dlatego na kilka tygodni wróciliśmy z rodzicami do domu, żeby trochę przyhamować.

– Nie no, wiem, po prostu zaraz zaczną się studia, a kiedy już będziemy na Avix, nasze plany zajęć będą się różnić. Po raz pierwszy nie będziemy mogły spędzać ze sobą tyle czasu – mówi, trochę zbyt poważnie jak na nią.

– Cam, przecież będziemy razem mieszkać. – Uśmiecham się. – Będziemy się widzieć cały czas. A poza tym są jeszcze weekendy.

– Tak, ale… – Wzdycha. – Po prostu chcę wykorzystać ten czas na maksa. To ostatni moment, kiedy nie mamy żadnych obowiązków oprócz tego, żeby nie zapić się na śmierć albo nie dać się zamor­dować…

Śmieję się, ale Cam mówi dalej:

– …więc proponuję, żebyśmy bawiły się tu tak dobrze jak na naszym ostatnim potajemnym wypadzie i w ogóle nie przejmowały się chłopakami.

– Olejemy ich i będziemy się opalać topless?

Cam siada i chwyta mnie za ramiona, szczerząc zęby.

– Nie powiedziałam, żebyśmy zachęcały ich do zamordowania nas. Ale tak, coś w tym stylu.

Wybuchamy śmiechem.

– Czyli prawdziwa zabawa osiemnastolatek: pływanie, leżenie, grillowanie, picie, tańczenie, flirtowanie… – Unoszę brew.

– I obściskiwanie się z różnymi poznanymi na plaży chłopakami, których już nigdy więcej nie zobaczymy – dodaje, rozkłada szeroko ręce i wykonuje coś na kształt tańca brzucha. – Chłopaki będą to robić, więc jeśli my mamy na to ochotę, to też powinnyśmy. A najlepsze jest to, że nikt tu nie ma zamiaru martwić się swoim braciszkiem i jego kumplami.

Wstaję i chichocząc, idę w stronę drzwi.

– Bez analizowania wszystkiego, bez oceniania i krytykowania. Po prostu rzucimy się w wir zabawy, ukrywając to przed chłopakami albo i nie.

– A jeśli nie będziemy mogły…?

– Olać ich i robimy swoje.

– No i o tym właśnie mówię! Pieprzyć ich i ich manię kontrolowania wszystkiego! Bawmy się, a co ma być, to będzie.

– Co ma być, to będzie – potwierdzam.

Cam wydaje z siebie pisk, podskakuje i rzuca swój zegarek na moje łóżko.

– Dobra, to teraz chodźmy sprawić, żeby jacyś biedni frajerzy ślinili się na nasz widok. Niech ostatnie cztery miesiące ćwiczeń pośladków na coś się przydadzą. – Przyciska swoje czoło do mojego i uśmiechamy się do siebie. – Kurwa, zaczynamy zabawę.

Schodzimy z tarasu i rozglądamy się, szukając chłopaków. Są na piasku, więc idziemy w ich stronę.

– Wygląda na to, że Brady już wyrwał najlepszą laskę na plaży – żartuje Cam, wskazując w jego stronę.

Mrużę oczy, szybko przebiegając wzrokiem po zgromadzonych. Zatrzymuję się na opalonej ciemnowłosej dziewczynie siedzącej na skale i szeroko się uśmiecham.

Dziewczyna nazywa się Kalani Embers i bez wątpienia jest tu najpiękniejsza, ale nie do wzięcia, bo niedługo zostanie żoną Nate’a, mojego kuzyna. Widzieliśmy się z nimi ostatnio na początku lata, gdy przyjechaliśmy tu przygotować dom. Kalani to też jedyna dziewczyna, która pokonała Brady’ego w sportowym quizie. Brady próbował nawet nauczyć się każdej odpowiedzi na pamięć, żeby następnym razem ją pokonać i odzyskać tytuł tego, który o sporcie wie wszystko, ale Kalani – albo Lolli, bo tak na nią mówimy – ma dosłownie wrodzony talent. Cała jej rodzina jest związana z NFL, Narodową Ligą Futbolową, a statystyki to jej konik. Biedny Brady nie ma przy niej szans.

Lolli jest najmłodszą w historii właścicielką drużyny NFL, a do tego pierwszą kobietą.

– Kurwa, zbliżają się kłopoty. – Brady gwiżdże, czym zwraca na nas uwagę wszystkich zgromadzonych.

Mason jęczy, kręci głową i krzyczy przez całą plażę:

– Pojebało was?!

– Co tam, Mase, boisz się, że ktoś złapie przynętę? – Brady się śmieje.

Wszyscy wiedzą, że Cameron czuje coś do Masona, ale nikt nie ma pojęcia, co on czuje do niej. Nie podobają mu się żadni faceci, którzy próbują do niej zagadać, i zawsze jest przy niej, gdy płacze. Ale i tak trudno go wyczuć, bo Mason taki po prostu jest. Opiekuńczy z natury. Troszczy się o nią tak, jak troszczy się o mnie, jest przy niej zawsze, gdy ona tego potrzebuje. Tak jak Brady, Chase i ja. Tacy po prostu jesteśmy. Jesteśmy rodziną, cała nasza piątka, i to dla nas najważniejsze. Dlatego też tak trudno dociec, co czuje Mason. Jak już powiedziałam, traktuje Cam tak samo jak mnie, więc możliwe, że nie ma w tym nic romantycznego. A on nie umie troszczyć się tylko trochę – wkłada w to całego siebie.

Czasem to błogosławieństwo, a czasem przekleństwo, bo analizuje wszystko bardziej, niż trzeba, nie mogąc się nigdy powstrzymać.

Mój brat jest najbardziej nieustępliwą osobą, jaką znam. Jest synem, jakiego chciałby mieć każdy ojciec, i najlepszym na świecie bratem. Jest najważniejszą osobą w moim życiu i jeśli istnieje ktoś, na kim zależałoby mi, by był ze mnie dumny, to jest to właśnie on. Mój brat bliźniak jest nierozerwalną częścią mnie. Ale to nie znaczy, że rozumiem wszystko, co robi. A szkoda.

Tak czy inaczej, Cameron nie chce o tym myśleć, żeby nie robić sobie nadziei. Nie szaleje z miłości ani nie umiera z tęsknoty, jak pewnie ja bym się zachowywała. Ale gdyby tylko on zrobił jakiś krok, nie wahałaby się ani chwili.

Całą sprawę utrudnia fakt, że Mason jest strasznym podrywaczem, tak samo jak Brady, jednak nigdy nikogo nie chce skrzywdzić, więc na pewno celowo by jej nie zwodził. Czas pokaże.

Mason wyciąga w stronę Brady’ego środkowy palec, ale ten tylko się śmieje.

– No, no, śliczna jak zawsze. – Lolli uśmiecha się i zeskakuje z kamienia, na którym się opalała.

Powstrzymuję się przed uściskaniem jej, bo przypominam sobie, że Lolli tego nie lubi, i tylko szeroko się do niej uśmiecham.

– Próbowałam ci dorównać.

– Dziewczyno, proszę cię. Szkoda, że nie widziałaś jej w stroju, który miała na sobie wcześniej. Musiałam ją trochę uatrakcyjnić.

– A, czyli to tobie Chase powinien podziękować, co? – Lolli mruga porozumiewawczo.

Zaciskam tylko usta, a ona odpowiada śmiechem.

Lolli dostrzegła moje uczucia do Chase’a już pierwszego dnia, kiedy się poznałyśmy. Uwielbia wyskakiwać z nieprzyzwoitymi żartami, żeby wprawiać chłopaków w zakłopotanie, ale ze względu na mnie stara się to robić z większą dyskrecją. Gdyby tylko mogła, prosto z mostu powiedziałaby mu, żeby rozebrał mnie tu, na piasku. Byłaby do tego zdolna.

– Rozmawiałaś już z Kenrą? – pytam o moją kuzynkę, starszą siostrę Nate’a, i od razu stają mi przed oczami wydarzenia sprzed kilku tygodni.

Kenra właśnie uwolniła się z toksycznego związku, który jeszcze się pogorszył, kiedy jej narzeczony, teraz już były, spowodował wypadek samochodowy. Razem z nim w aucie byli ona i jej młodszy brat. Dwójce narzeczonych nic się nie stało, ale brat, a jednocześnie ojciec nienarodzonego dziecka Payton, nie miał tyle szczęścia. Skończył zaledwie siedemnaście lat.

Potworna sytuacja.

– Jak się trzyma Payton?

Lolli ogląda się za siebie i dostrzegam Payton idącą wzdłuż plaży.

– Staram się nie pytać. Lepiej mi idzie zabawianie jej, więc próbuję ją czymś zajmować, kiedy tylko mogę.

– Jestem pewna, że to jej pomaga bardziej, niż się spodziewasz. – Cam uśmiecha się do niej.

Lolli, onieśmielona trudnym tematem, spuszcza wzrok, a ja szybko zmieniam kierunek rozmowy.

– No, to jakie mamy plany na dziś? Albo czy w ogóle jakieś mamy? – pytam, rozglądając się po wszystkich.

Brady wzrusza ramionami i podrzuca piłkę.

– Chyba musimy zacząć porządnie: wyjdziemy coś zjeść, potańczymy, nawalimy się bez żadnych hamulców, a jutro ognisko?

Cam i ja przytakujemy.

– Brzmi dobrze! Lolli, wybieracie się z nami?

– Mój facet za dwa dni wyjeżdża na trening, więc raczej nie. – Uśmiecha się znacząco. – Spędzimy całą noc zamknięci w naszym pokoju. Ale na pewno zobaczymy się jutro.

– A skoro o tym mowa… – Nate podchodzi i ściska nas na powitanie, ale już sekundę później ciągnie swoją narzeczoną w stronę ich domu i macha nam na do widzenia.

– Cóż, no dobrze. Niech będzie noc szalonych tańców, a tymczasem… – Cameron ze śmiechem rusza wprost do wody.

Brady biegnie tuż za nią.

– Czekaj, złapię tylko tę ślicznotkę. – Wskazuje głową w stronę Payton. – Przydałoby się jej trochę rozrywki.

Mason podbiega więc do młodej blondynki siedzącej samotnie na skale i szukającej odpowiedzi, których nie znajdzie w żadnej z kalifornijskich fal.

Ja i Chase powoli podchodzimy do brzegu.

– Cieszysz się, że tu wróciliśmy? – Szturcha mnie ramieniem.

– Zawsze, wiesz o tym. – Uśmiecham się do niego szeroko, a jedno­cześnie wzdycham ciężko. – Miejmy nadzieję, że tym razem będzie mniej traumatycznie…

– Tak. – Kiwa głową. – Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, przez co ona teraz przechodzi.

Spoglądamy w stronę Payton dokładnie w momencie, gdy ona zauważa biegnącego ku niej Masona, który pochyla się i bez wysiłku ją podnosi. Kiedy Payton zaczyna piszczeć wniebogłosy, wszyscy wybuchamy śmiechem.

Patrzę w kierunku mojego brata i czuję, jak ogarnia mnie ten wyjątkowy rodzaj spokoju, który może dać mi tylko ocean.

– Myślę, że ten wypad będzie inny niż poprzedni.

– Tak? – Chase zerka na mnie.

– Tak. Kiedy byliśmy tu pod koniec czerwca, dopiero co skończyliśmy szkołę. Mieliśmy poczucie, że przed nami całe wakacje. A teraz już tak nie jest. Lato się kończy i w chwili, kiedy stąd wyjedziemy, zaczniemy życie na własną rękę. Teraz jest po prostu… inaczej. Jakbyśmy właśnie dorośli i zaczynali prawdziwe życie. – Marszczę nos i odwracam się, żeby na niego spojrzeć. – Nie sądzisz?

Na jego twarzy pojawia się ten wyjątkowy uśmiech, który tak kocham.

– No, chyba rzeczywiście teraz to co innego. – Milknie na moment, ale zaraz dodaje: – Być może wiele rzeczy się teraz zmieni.

Mam wrażenie, że mówi bardziej do siebie niż do mnie, więc nie odpowiadam.

Po chwili zatrzymuje się i odwraca w moim kierunku. Marszczy brwi na widok mojego kostiumu, a ja nie mogę się powstrzymać od śmiechu.

– Jakiś problem?

– Tak. – Kiwa głową, patrząc mi w oczy. Ściąga brwi jeszcze mocniej, po czym szczerzy zęby w uśmiechu, który dobrze znam.

– Chase… – ostrzegam, ale zanim udaje mi się wymknąć, już przerzuca mnie przez ramię i biegnie w stronę oceanu.

Wszyscy śmieją się, gdy zostaję wrzucona do wody, i płyną w naszą stronę.

Chciałabym zatrzymać ten moment, całą naszą ekipę cieszącą się tymi ostatnimi promieniami letniego słońca. Bo kto wie, co przyniesie letni księżyc…?

Spoglądam na Chase’a znad powierzchni wody.

Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć.

ROZDZIAŁ 3

– Ej, pospieszcie się! Taksówka powinna być tu za chwilę! – krzyczy Mason z dołu.

– Jejku, przysięgam, gość jest strasznie spięty. – Cam uśmiecha się złośliwie do lustra. – Myślisz, że pozwoli mi sobie pomóc?

– Cameron! – Śmieję się. – Fuj!

– Och, wyluzuj, niepokalana dziewico. – Uderza mnie biodrem i pochyla się nad umywalką, żeby dokończyć tuszowanie rzęs. – A co ty wyprawiasz? – Mierzy wzrokiem moją sukienkę. – Zdejmuj to paskudztwo, wyglądasz, jakbyś szła na poszukiwanie wielkanocnych jajek, a nie na odjechaną imprezę.

– Nie jest aż tak zła, a nie mogę włożyć tej resztki materiału, którą ty nazywasz sukienką.

– Właśnie że możesz.

– Czy ty w ogóle chcesz się dobrze bawić? Jeszcze zastanawiam się nad tym, na ile seksownie chcę wyglądać, i nie muszę tego robić już pierwszej nocy.

Cam wyciąga palec wskazujący w moją stronę i unosi idealnie zarysowaną brew.

– Au contraire, moja kwiecista przyjaciółko. – Obraca się. – Dzisiejszy wieczór jest idealny, żeby być sexy. Czas się wstawić. Nawet jeżeli to oznacza, że tej nocy Mason będzie musiał zmierzyć się z faktem, że naprawdę masz waginę.

Zamykam oczy i nie zamierzam odpowiadać na ten komentarz.

– No weź! – Cameron się śmieje. – Umówiłyśmy się, że będziemy się dobrze bawić!

– I będziemy, ale to nie znaczy, że musimy iść na całość już pierwszej nocy.

– Kochana, wypowiadam się w imieniu twojej cipki, kiedy mówię, że masz pozbyć się tej sukienki. Powtarzam: do kosza z nią.

Próbuję się powstrzymać, ale nie umiem, i zaraz obie wybuchamy śmiechem. W tym momencie Brady zaczyna dobijać się do drzwi.

– Ej! Brzmicie, jakbyście się za dobrze bawiły! Jeśli w zabawie są poduszki i majtki, chcę dołączyć! – krzyczy.

– Wypierdalaj, Brady! – woła Mason z… cholera wie skąd, on zawsze jest gdzieś w pobliżu.

Dobiega nas śmiech Brady’ego.

– A tak serio, jesteście gotowe? Uber już podjeżdża!

– Kurwa. Tak, już idziemy! – krzyczy Cam i patrzy na mnie z wyrzutem.

– Jejku, nienawidzę cię – mamroczę, zdejmując przez głowę sukienkę, i wyciągam ku niej dłoń. – Podaj mi to cholerstwo.

Z triumfalnym uśmieszkiem Cameron wręcza mi obcisłą czarną kieckę.

Ubieram się i szybko wkładam też czarne czółenka ze złotym obcasem, które przede mną stawia.

– Zadowolona? – Wypinam biodro.

– Zachwycona! – Uśmiecha się. – A teraz chodźmy, zanim przylezie tu twój brat.

Moja sukienka jest prosta, ale seksowna. Wiązana na szyi, z dużym dekoltem, obcisła do pasa i luźniejsza na biodrach, idealna do zalotnego tańca. Swoje brązowe włosy spięłam w ciasny, wysoki kucyk. Stylizację dopełnia smoky eye.

Na co dzień nie noszę pełnego makijażu, ale uwielbiam go, kiedy wychodzę na imprezę.

Wyciągając jeszcze z torebki czarne kolczyki, biegnę za Cam na dół. Uśmiecham się znacząco, gdy na nią patrzę.

Ma na sobie fioletową sukienkę bez ramiączek, opiętą od piersi aż do tyłka, włożyła do tego czółenka w kolorze nude. Nie użyła cieni do powiek, zamiast tego mocno wytuszowała rzęsy. Blond włosy ułożyła w fale i zostawiła rozpuszczone. Wygląda wspaniale.

– Okej, bitch! – Cam bierze mnie pod ramię, gdy schodzimy ze schodów. – Czas na pokaz!

Zapinam kolczyki i unoszę wysoko głowę.

Brady, jak zawsze, dostrzega nas jako pierwszy. Głośno gwiżdże na nasz widok.

– Jasna cholera! – Podchodzi, całuje nas w policzki i łapie za ręce. – Obróćcie się, pokażcie, co tam macie.

Śmiejemy się, ale spełniamy jego prośbę i obracamy się wokół własnej osi.

– No i co myślisz, zdajemy ten test?

– Kurwa, na szóstkę! – Szczerzy do nas zęby. – Chodźcie, szociki w kuchni przed wyjściem.

– A nie przyjechał już uber?

– Musieliśmy jakoś ściągnąć wasze śliczne pupy tu, na dół – przyznaje i klepie nas w tyłki.

Mason odwraca się do nas, gdy wchodzimy do kuchni, i od razu marszczy brwi.

– Co, do cholery…? – rzuca. – Chcecie, żebym poszedł siedzieć?

– Wyluzuj! – śmieję się, kręcąc głową. – Dzisiaj obejdzie się bez kajdanek.

– To znaczy – zaczyna Cam, dramatycznie trzepocząc rzęsami – chyba że zechcemy, żeby były…

– Okej. – Mason unosi ręce. – Nieważne. Noście sobie sukienki w rozmiarze dla pierwszoklasistki, jeśli chcecie, ale ja będę potrzebował podwójnego szota.

– Się robi, przyjacielu. – Brady uśmiecha się jeszcze szerzej. Rzuca mi ukradkowe szelmowskie spojrzenie.

Wyciąga do mnie dłoń, przesuwa nią po moim ramieniu i zatrzymuje na biodrze. Drugą ręką nalewa alkohol i przystawia kieliszek do moich ust.

– Ari, kochanie, otwórz buzię – mówi niskim, ochrypłym głosem.

Patrząc mu w oczy, podejmuję grę i robię, co mi każe.

Ciągle się we mnie wpatrując, próbuje się nie śmiać, kiedy wlewa mi alkohol do gardła. Gdy przełykam, sięga kciukiem do moich ust i przeciąga nim po dolnej wardze, żeby zebrać ostatnią kroplę.

– Ale z ciebie kutas – jęczy Mason, a my, nie mogąc się już dłużej powstrzymać, wybuchamy śmiechem.

– Dobra, frajerze, koniec przedstawienia. – Chase rzuca mu gniewne spojrzenie i wskazuje głową na butelkę. – Polej nam jeszcze po jednym i spadamy stąd.

Cam niepostrzeżenie wyciąga dłoń za siebie, żeby przybić ze mną sekretną piąteczkę. Uśmiechamy się, nawet na siebie nie spoglądając.

– Dobra, wszyscy, za naszą pierwszą noc legalnego picia jako dorośli! – Brady klaszcze w dłonie. Sięga po kieliszek i unosi go wysoko. – Przynajmniej według naszych podrobionych dowodów, które nam załatwiłem!

– Aaaa! – krzyczy Cam.

Stukamy się kieliszkami i wypijamy alkohol.

– Zaczynamy zabawę, bitches! – rzuca przez ramię, już w drodze do drzwi.

Nasza czwórka podąża za nią.

Brady przez całą dziesięciominutową podróż do klubu powtarza nam, co mówić, robić i jak się zachowywać, gdy będziemy pokazywać nasze podrobione dowody, ale okazuje się, że nie ma się czym martwić.

Ochroniarz przy drzwiach przepuścił nas po tym, jak Cameron się do niego uśmiechnęła. Całkiem możliwe, że poprosiła go też o sprawdzenie, czy zamek z tyłu jej sukienki jest dobrze zapięty, a on, ależ oczywiście, był chętny do pomocy.

Chłopaki jednak musiały pokazać swoje dowody, ale wyglądający jak Tom Hardy ochroniarz nie zwrócił na nich większej uwagi, więc chyba wyglądali poważnie.

Gdy tylko przekraczamy próg, Cam piszczy i chwyta mnie za ramię.

– To miejsce jest niesamowite! – krzyczy i od razu zaczyna się bujać w rytm muzyki.

Klub zbudowano na planie koła. Na środku znajduje się ogromny parkiet, a po lewej i prawej stronie rozciągają się okrągłe boksy z białymi stołami i fotelami. Przy tylnej ścianie ustawiono bar. Przyciemnione światło ma przyjemny odcień niebieskiego, co nadaje miejscu zaczarowany, jakby mroźny klimat. Metalicznie srebrny parkiet jeszcze wzmaga to wrażenie.

Cameron prowadzi nas do boksu niedaleko baru, gdzie siadamy, żeby wypić parę drinków.

Godzinę i trzy Midori Sour później czuję przyjemny szum i jestem gotowa uderzać na parkiet. Tak naprawdę ja i Cam byłyśmy gotowe od razu, ale chłopaki chciały najpierw „obadać teren”. Nadopiekuńcze bestie.

Zastanawiając się nad kolejnym ruchem, rozglądam się dookoła. Utknęłam w boksie pomiędzy Chase’em z lewej a resztą grupy z prawej strony. Jest tylko jedno logiczne wyjście. Logiczne, ale potencjalnie problematyczne. Alkohol krążący w moich żyłach jednak się nie przejmuje, bo podnoszę tyłek z siedzenia.

Postanawiam zrobić to szybko, zanim ktoś mnie zatrzyma albo sama stchórzę. Przesuwam się po jego ciele i czuję, jak podczas tego kontaktu nieruchomieje każdy jego mięsień. Pomiędzy stołem a siedzeniem nie ma wiele przestrzeni, więc jedyną możliwością przejścia jest przyciśnięcie mojego tyłka do jego kolan. I tak właśnie robię.

Jego ręce natychmiast wędrują do moich bioder, by szybko pomóc mi wyjść zza stolika. Jego wzrok wędruje w stronę Masona, który mówi:

– Ari, mogłaś go poprosić, żeby wstał. – Jego spojrzenie aż pali mnie w policzek.

Ignoruję go.

– Jak widzisz, drogi braciszku, nie było takiej potrzeby. Przecież wyszłam. A teraz idę tańczyć.

– Ale nie beze mnie! – krzyczy Cam i natychmiast staje obok.

– Cholera – mruczy Brady, więc wszyscy odwracamy się w kierunku, w którym patrzy, śliniąc się.

Z uśmiechem trąca Masona w ramię.

– Przesuń się, gościu. – Wskazuje palcem na brunetkę pochyloną nad barem. – Muszę się tam dostać.

– Przecież nawet nie widzisz stąd jej twarzy. – Cam się krzywi.

– Ale ta dupa… – odpowiada, patrząc na mnie wyczekująco.

Szeroko się uśmiecham, bo wiem, do czego nawiązuje.

– All that ass…

– In yo’ jeans* – kończy Brady ze śmiechem i podnosi rękę, by przybić mi zasłużoną piątkę. – Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz.

– Dobra, Waka Flocki, idziemy! – Cam przewraca oczami i ciągnie mnie na parkiet.

Przeciskamy się między ludźmi, znajdujemy fajne, zatłoczone miejsce blisko środka parkietu i zaczynamy tańczyć.

– Dziewczyno, ale się teraz świetnie czuję! – Cam próbuje przekrzyczeć muzykę.

– Ja też! – Śmieję się. – Po tym ostatnim drinku mnie wzięło!

Z głośników zaczyna lecieć She Knows Ne-Yo, więc od razu na siebie spoglądamy.

– Aaaa, kurwa! – krzyczymy z pijackim śmiechem i zaczynamy tańczyć jeszcze zapamiętalej.

Kołysząc biodrami i ruszając się w rytm muzyki, chłoniemy naszą pierwszą noc spędzoną w klubie.

Zamykam oczy i pozwalam muzyce przejąć kontrolę nad moim ciałem, jak zawsze. Czy jestem szczęśliwa, czy smutna, czy zła – zawsze szukam siebie w piosenkach. Dopasowuję tekst do sytuacji, ton do nastroju.

Beat potrafi mnie pobudzić albo rozłożyć na łopatki, słowa potrafią mnie podnieść na duchu albo sprawić, że zapłaczę. Wiele osób unika piosenek, które przypominają im o bólu, w którym są pogrążeni, ale ja lubię się mu poddać. Niektórzy, kiedy czują się dobrze, włączają żywiołową muzykę i tańczą, więc jeśli możesz tańczyć, kiedy chcesz tańczyć, dlaczego nie możesz sobie popłakać, kiedy tego potrzebujesz?

Potrzebuję muzyki tak samo, jak mój brat potrzebuje futbolu; obie te rzeczy karmią nasze dusze. A teraz moja dusza czuje się zmysłowo.

Po chwili tańca przez tłum przeciska się w naszą stronę jakiś blondyn i zaczyna się do nas przybliżać. Uśmiecham się, dając mu przyzwolenie, więc wciska się pomiędzy nas i zaczynamy tańczyć. Kątem oka zauważam, że Mason i Chase bawią się z jakimiś dziewczynami zaledwie kilka metrów od nas. Nie mam wątpliwości, że nie znajdują się tam przypadkiem – chcą mieć nas na oku, ale trzeba im przyznać, że tym razem chociaż nie przeszkadzają.

Pewnie dlatego, że trzymamy naszych partnerów na odpowiedni dystans. Kilka piosenek później z głośników zaczyna lecieć Loyal Chrisa Browna, więc Cam piszczy z radości.

Znów wyciągam ręce w górę, porzucając blondyna dla przyjaciółki. Śpiewamy z całych sił jak dwie nawalone laski w barze karaoke, za głośno i fałszując.

Cam wskazuje głową w stronę naszych chłopaków, a ja od razu wiem, co chce mi przekazać.

Przeciskamy się w ich kierunku i podchodzimy akurat wtedy, gdy rozbrzmiewa refren, więc śpiewamy go, zaśmiewając się jak szalone.

– No ślicznie, dziewczyny. – Mason śmieje się, odsuwając się od rudej laski o gniewnym spojrzeniu. – Serio, ślicznie.

– Potrzebuję wody i kolejnego drinka! – Cameron wdzięczy się, wachlując dłonią.

Mason rozgląda się dookoła, zapewne w poszukiwaniu Brady’ego, i obejmuje Cameron ramieniem.

– Ja z nią pójdę! – krzyczy i pociąga ją w stronę baru. – A ty zostań z nią – dodaje, wskazując na mnie i patrząc na przyjaciela.

Odchodzą, a ja spoglądam na Chase’a, gwałtownie poruszam ramionami, na co on chichocze, kręcąc głową. Nie przyjmuje mojego zaproszenia, więc tańczę sama.

Zamykam oczy i zatapiam się w muzyce, a jakieś pół piosenki później ogarnia mnie ciepło jego bliskości. Muszę się bardzo wysilić, żeby nie otworzyć oczu. Jeszcze nie. Czekam, wciąż bujając się w rytm muzyki, a on w końcu zbliża się jeszcze bardziej. Moje zmysły zatapiają się w jego świeżym zapachu drzewa sandałowego. Unoszę powieki i wpatruję się w jego przekrwione oczy.

Jego ruchy po alkoholu są bardziej niedbałe, ale ciągle tańczymy. Pozwala mi zacisnąć ręce na swoich ramionach i przysunąć się jeszcze bliżej.

– No popatrz – drażnię się – prawie tańczymy.

W kącikach jego ust zaczyna błąkać się uśmiech. Biorę głęboki oddech, gdy jego ręce lądują na moich biodrach.

– Jesteś odważna, że nosisz to coś. – Pociąga delikatną tkaninę.

– Podoba ci się?

Chase marszczy brwi, a ja się śmieję, ale nic więcej nie mówię. Żar jego dotyku dosłownie pali mój umysł. Tylko o tym mogę teraz myśleć.

Jego ręce na mnie.

Z każdą mijającą sekundą moje fantazje stają się jeszcze wyraźniejsze, a serce bije coraz szybciej.

Poruszanie się we wspólnym rytmie, gdy jego ciało dotyka mojego, działa bardzo pobudzająco. Czuję, jak krew krąży w moich żyłach coraz szybciej, przesyła alkohol do mózgu i pozbawia mnie resztek rozsądku. Dlatego jedyna rzecz, na którą teraz wpadam, to przeniesienie rąk trochę wyżej.

Ciągle kręcąc biodrami, powoli przesuwam dłonie po jego ramionach aż do torsu.

Oczy Chase’a natychmiast znajdują mój wzrok, a moje dłonie postanawiają wspiąć się wyżej i wyżej, aż dotkną żył na jego szyi. Chase przełyka ślinę i nieznacznie unosi brew.

Bas dziko dudni pod naszymi stopami, światła zmieniają kolory, przyciemniając przestrzeń wokół nas. Tłum gęstnieje, a my znajdujemy się w środku. Chase i ja.

Tańczyliśmy ze sobą już wcześniej: na przyjęciach urodzinowych, na rocznicach naszych rodziców, na kilku szkolnych imprezach. Ale nie tak jak teraz. Nie tak blisko i nigdy po alkoholu.

To nowe doświadczenie. Obce.

Moje palce wędrują do jego włosów. Delikatnie masuję jego kark. Przesuwam się odrobinę, a moje udo muska dowód jego podniecenia.

Jest twardy.

Cholera. Jest twardy z mojego powodu.

Zmieniam rytm. Moje ciało z każdym ruchem delikatnie się o niego ociera. Łapie mnie za nadgarstki, a jego usta zbliżają się do mojego ucha.

– Ari, co ty robisz?

Jego oddech pachnie tequilą i wyzwala we mnie dreszcz oczekiwania. Przypominam sobie swoją rozmowę z Cameron i czuję przypływ pewności siebie.

– Co ja robię? – powtarzam pytanie i odsuwam się nieco, by mój wzrok mógł się spotkać z jego badawczym spojrzeniem. – Robię to, na co mam ochotę.

Olejemy ich.

Jego twarz kamienieje.

Przyciskam usta do jego ust.

Chase zamiera na ułamek sekundy, ale zaraz wyciąga ręce, by mnie od siebie odsunąć. Łapie mnie za ramiona i odpycha. Jego szeroko otwarte przekrwione oczy spotykają mój wzrok.

Kręci głową, a jego twarz blednie i zmienia wyraz.

– Arianna… Nie.

Otwieram usta, ale nie wychodzi z nich żadne słowo.

Czuję, jak łzy napływają mi do oczu, gdy dostrzegam jego zakłopotanie. Czerwienieję ze wstydu i odwracam wzrok.

Mason i Cam przeciskają się przez tłum, więc Chase szybko mnie puszcza i przeczesuje dłonią włosy. Na jego twarzy maluje się teraz największy, najbardziej fałszywy i wymuszony uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.

Zapadam się w sobie, gdy dociera do mnie rzeczywistość.

Chciałam go pocałować, a on tego nie chciał. Najbardziej boli mnie przerażenie, które dostrzegłam w jego oczach, kiedy zorientował się, co zrobiłam.

Bez jego zgody siłą przekroczyłam linię, którą wyraźnie wyznaczył trzy metry przed sobą. Ta linia jest teraz zasypana warstwą mokrego piasku i każdy, kto kiedykolwiek widział ocean, wie, że niełatwo się jej pozbyć. Rośnie z każdym podmuchem wiatru i z każdą najmniejszą falą. A jesteśmy przecież na południu Kalifornii, więc i piasku, i wiatru, i fal mamy tu pod dostatkiem.

Nie żeby to miało jakieś znaczenie. Bo jeśli jego sparaliżowany strachem wzrok cokolwiek mi powiedział, to była to informacja, że najchętniej zatopiłby wspomnienie tego wydarzenia w najgłębszym oceanie.

Na szczęście Mason i Cam są tak pijani jak my, więc niczego nie zauważają. Brat podaje mi butelkę wody i całuje mnie w czoło, a ja obdarowuję go wymuszonym uśmiechem. Wypijam połowę i odwracam się do przyjaciółki. Wręcza mi jeden z kieliszków, które przyniosła, i zanim jeszcze je wypijamy, znikąd pojawia się Brady, także z kolejnym drinkiem.

Stajemy w kółku i wychylamy wszystko naraz. Ale to nie koniec, bo dziś chcemy nawalić się jeszcze mocniej niż zwykle. Więc kiedy ktoś proponuje kolejnego szota, z zapałem przekonuję wszystkich, że powinniśmy go wypić.

Czuję się jak idiotka, ale półmrok i alkohol pozwalają mi ukryć płynące mimo woli łzy. Chwała niebiosom za wspaniałomyślnych barmanów, którzy obsługują nas mimo tego, że zaraz zamykają bar.

Dobrze po drugiej wytaczamy się z ubera i zmierzamy podjazdem w stronę drzwi wejściowych.

Cameron zdejmuje buty i podskakuje na palcach.

– Mase, szybciej! Tak strasznie muszę sikuuuu! Nie masz nawet pojęcia!

Mason chichocze, mocując się z zamkiem.

– Próbuję, ale ten klucz jest jakiś zepsuty… czy coś… – bełkocze.

– O mój Boże! – rzucam przerażona, rozglądając się dookoła, i kopię Mase’a. – Zapomnieliśmy o Bradym!

– Kurwa, Ari! – Podskakuje, ale zaraz traci równowagę i wpada na ścianę.

Wybucham śmiechem i chwieję się na wysokich obcasach, więc muszę złapać się słupka po swojej prawej.

– Brady wyszedł z tamtą dziewczyną – jęczy Cam, tańcząc w oczekiwaniu na wejście do domu.

– Z tą z dużym tyłkiem?

– Nie, z tą z wielkimi cyckami.

Tak, tę pamiętam.

Mason dalej mocuje się z zamkiem i kiedy już prawie udaje mu się włożyć klucz, ten wyślizguje mu się z rąk i spada na podłogę.

– Kurwa! – Śmieje się, szarpiąc za klamkę.

Chase chichocze za moimi plecami, więc spoglądam na niego i widzę, jak – pochylony nad barierką – walczy o życie. Słyszę głośny trzask i odwracam się akurat w momencie, gdy Mason się przewraca, próbując podnieść smycz przymocowaną do kluczy.

– Kurwa! – wyje Cam i pada na kolana naprzeciw niego.

– Kurwa! – pada sekundę później z ust Chase’a.

Znów się do niego odwracam i widzę, jak się zatacza i spada. Ląduje na tyłku u podnóża schodów prowadzących na ganek, z nogami w górze na stopniach.

Gapię się tylko i nie ruszam z miejsca. Moja głowa kiwa się z boku na bok. Robi mi się od tego niedobrze.

Cam wybucha niekontrolowanym śmiechem. Upada na tyłek i opiera się o Masona, który już nawet nie próbuje wstawać, bo kleją mu się oczy.

– Totalnie mogłybyśmy ich teraz wykorzystać – żartuje.

Nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Zrzucam buty i opadam na jeden z leżaków znajdujących się na ganku. Biorę głęboki wdech.

Alkoholu, jesteś zajebisty.

* Fragment piosenki No Hands amerykańskiego rapera tworzącego pod pseudonimem Waka Flocka Flame (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

ROZDZIAŁ 4

Słońce jest dziś ciepłe i zachęcające. Całkiem inaczej niż wczoraj około piątej rano, kiedy naszą czwórkę obudził głośny śmiech Brady’ego.

Ostatecznie nie udało nam się wejść do domu, odlecieliśmy na ganku i wokół niego, i tak właśnie zastał nas Brady. Poszliśmy jeszcze spać, a potem chcieliśmy iść na plażę, by spotkać się tam z kuzynami i przyjaciółmi, ale nie dotarliśmy dalej niż na taras. Kac nas zmiótł. Zawróciliśmy więc i rzuciliśmy się na kanapy. Urządziliśmy sobie maraton filmowy.

Dziś jednak obudziliśmy się już pełni energii i gotowi do dalszej zabawy. Poszliśmy na śniadanie do Oceans Café, miejsca, które poleciła nam Lolli. Potem udaliśmy się do sklepu, żeby znowu wypróbować sfałszowany dowód Brady’ego. Zadziałał, więc teraz mamy podwójny zapas alkoholu, tak na wszelki wypadek.

Kupiliśmy wszystko, co potrzebne na ognisko, i rozpakowaliśmy zakupy, a teraz wybieramy się na plażę.

Cam, Mason i Brady zostawiają nas i od razu biegną do chłodnej wody, a ja rozkładam swój ręcznik i się na nim kładę. Zamykam oczy i uśmiecham się do słońca, które sączy się na moją skórę, ale nagły ruch tuż obok mojego ręcznika zmusza mnie do ich otwarcia.

Chase stoi nade mną i z grymasem na twarzy gapi się na naszych przyjaciół. Biorę się w garść i pociągam za jego spodenki, by zwrócić na siebie uwagę.

Patrzy na mnie, więc podciągam się na łokciach i dłonią osłaniam oczy od słońca. Ruchem głowy daję mu znak, by do mnie dołączył.

Przez chwilę się waha, ale zaraz, nie patrząc na mnie, kładzie się obok w takiej samej pozycji, w jakiej leżę ja.

Ogarnia mnie niepokój, bo wiem, że nie mogę już dłużej uciekać przed tym, co wydarzyło się między nami w klubie. Po raz pierwszy od tamtej nocy jesteśmy sami. I wiem, że on też jest tego świadomy.

Przyznaję, następnego dnia obudziłam się nieco zawstydzona, chociaż nie na tyle, by żałować tego, co zrobiłam. Gdyby okazał jaką­kolwiek złość albo zaczął mnie ignorować, pewnie bym żałowała, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Ani razu nie spojrzał mi w oczy, ale też przecież tego nie unikał. Unika za to teraz, próbując się skupić na wygłupiających się w wodzie przyjaciołach. Z każdą mijającą sekundą jego ramiona spinają się coraz mocniej. Tak naprawdę nawet nie widzi, co dzieje się przed nim, bo jego umysł przyćmiony jest mną. Albo raczej: z mojego powodu.

Pochyla głowę i w końcu się zbiera.

– Czy między nami wszystko okej? – pyta, skupiony na piasku pod sobą.

– Dlaczego miałoby nie być?

– Ari, przestań. – Kręci głową, wpatrując się w dal.

Zalewa mnie fala niepokoju, więc biorę głęboki oddech.

– Chase, spójrz na mnie, proszę.

Patrzy na mnie, a w jego oczach widzę smutek i zakłopotanie.

– Porozmawiaj ze mną. Co tu się dzieje? – pytam, stukając palcem w skroń.

Wzdycha, po czym odwraca się w moją stronę i patrzy mi w oczy.

Nie wiem, jak – do cholery – mam się skupić, kiedy on jest tak blisko. Uśmiecham się do niego delikatnie, zachęcając, by mówił.

Chase wpatruje się we mnie tak intensywnie, że chciałabym odwrócić wzrok. Ale tego nie robię.

– Co miało znaczyć to w klubie? – Od razu przechodzi do rzeczy.

Czuję ucisk w gardle, ale szybko staram się go pozbyć.

– Po prostu pozwoliłam sobie na rozluźnienie.

– Picie drinków to jest rozluźnianie się.

Jego oczy się zwężają, a ja wzdycham i siadam.

– Nie mam zamiaru cię przepraszać, jeśli tego właśnie oczekujesz.

– Próbuję tylko zrozumieć.

Śmieję się cicho, gorzko i spoglądam w niebo.

– Nie udawaj, że nie wiesz – szepczę. – I nie udawaj, że nie byłeś tak samo tego ciekawy jak ja. Nawet jeśli tego nie chciałeś, wiem, że o tym myślałeś.

– O co ci chodzi?

Odwracam się do niego z grymasem na twarzy.

– Odepchnąłeś mnie, to prawda, ale najpierw przysunąłeś się bliżej.

– Byłem w szoku! – krzyczy szeptem. – To była ostatnia rzecz, której się po tobie spodziewałem!

– Serio? – Unoszę brew. – To od tego szoku ci stanął?

– Wow. – Podnosi ręce i znów na mnie nie patrzy. – Było dużo alkoholu, był nastrój i…

– I ja. – Kręcę głową. – Być może nie chciałeś, żeby do czegokolwiek doszło, ale pewnym rzeczom nie możesz zaprzeczyć. Wiem, że byłeś pijany, naprawdę, nie musisz mi o tym przypominać. Pewnie nigdy nie odważyłabym się zrobić tego na trzeźwo, ale niczego nie żałuję. Zrobiłabym to ponownie.

– Nie… – wyrywa się z jego ust tak szybko, że chyba nawet on sam się tego nie spodziewał.

Oboje spinamy się jeszcze bardziej. Chase znów ucieka wzrokiem do piasku pod swoimi stopami, ale zaraz ponownie spogląda na mnie.

– Nie – szepcze tak cicho, że prawie tego nie słychać. – To nie może się ponownie wydarzyć. Kocham cię, Ari, wiesz o tym, ale to nie jest… nie możemy…

– „Nie możemy” w znaczeniu „nie powinniśmy”? – Przełykam ślinę, usilnie starając się nie spuszczać wzroku, chociaż mam ochotę skulić się w sobie. – Czy może „nie możemy”, bo „nie chcemy”?

Chase gwałtownie wypuszcza powietrze, a w kącikach jego ust pojawia się tragiczny uśmiech.

– Oba – odpowiada, a ja odsuwam się, stwarzając między nami dystans. Gdy wyciąga do mnie rękę, unikam kontaktu. – Przykro mi, Ari. – Pokonany, opuszcza głowę.

Biorę głęboki wdech i znów patrzę mu w oczy.

Chcę się złościć. Chcę krzyczeć, wrzeszczeć. Ale nie pozwolę swojemu rozczarowaniu przesłonić mi prawdy. Bo wiem lepiej.

Chase nie mówi tego, żeby mnie zranić. Nie jest złośliwy ani nie chce nikim manipulować.

Jest po prostu… najlepszym przyjacielem mojego brata.

Wpatrujemy się w siebie przez chwilę. Nagle jego usta lekko drgają.

– Co?

– Jestem po prostu trochę zaskoczony, że chciałaś to zrobić – mówi.

Wymyka mi się stłumiony chichot zażenowania, więc zakrywam twarz dłońmi. Chase odciąga je, by mnie widzieć.

Śmieję się, ale z twarzy Chase’a powoli znika dobry humor.

Głośno przełykam ślinę.

– Chase…

– Uwaga na głowę!

Zanim udaje mi się zareagować, coś uderza mnie w głowę i powala na ziemię.

– Cholera! – Chase zamiera. – Ari, wszystko w porządku?

Pocieram głowę i zauważam piłkę futbolową leżącą u moich stóp.

– Tak, nic mi nie jest. Nie bolało, tylko… – Słowa więzną mi w gardle, a dreszcz przebiega po mojej skórze, gdy na plecach, tuż pod ramiączkiem bikini, czuję ciężar ciepłej dłoni.

Spoglądam przez ramię i spotykam zapierający dech w piersiach wzrok nieznajomego.

Niebieskookiego nieznajomego.

Niebieski jest tak głęboki jak tropikalna noc nad wzburzonym oceanem.

Nie, to nie tak.

Jego oczy są bardziej jak północ. Kiedy księżyc lśni najjaśniej na niebie, rzucając cień na atramentowe wody.

Albo nie, ten niebieski lśni metalicznie, jak mieniące się wszystkimi kolorami tęczy łuski akwariowych rybek.

Nie umiem tego określić z całą pewnością.

Spoglądam na jego włosy o głębokim odcieniu brązu. Wygląda, jakby dopiero co wyszedł z wody. Może zresztą tak jest, nie wiem. Jest w nich coś z niedbałego ładu. Zastanawiam się, czy są miękkie.

Wyglądają na miękkie.

I te usta… Ja…

Zaraz.

Co ja, do cholery, robię?

Nawet nie znam tego faceta.

Ale serio, kto ma tak idealne usta jak te? Sposób, w jaki się poruszają, gdy mówi, jest jak idealna symfonia…

Chwila. Jego usta się poruszają.

Coś do mnie mówi. A teraz… uśmiecha się?

To naprawdę piękny uśmiech. Jakby trochę przekrzywiony i… uroczy.

O mój Boże, on na pewno się ze mnie śmieje. Podnoszę szybko oczy i widzę jego wesołe i jednocześnie badawcze spojrzenie.

– Ja… – Przełykam ślinę. – Co?

Żar przepływa przez moje wnętrzności i już wiem, że nie uda mi się ukryć tego, że się rumienię.

Tajemniczy mężczyzna się śmieje, a ja czuję, jak coś płonie w moim brzuchu.

To już pewne. Oficjalnie tracę rozum.

Ktoś za nami chrząka.

To Chase.

O mój Boże, Chase!

Zrywam się na równe nogi, stwarzając trochę dystansu między mną a Chase’em, obok którego klęczy ten chłopak.

– Wszystko okej? – pyta tajemniczy mężczyzna, ukrywając uśmiech.

Powiedziałam „ukrywając”? Raczej starał się go ukryć i poniósł porażkę. Sromotną.

– Hej, dziewiętnastko! – Słyszę z oddali znajomy głos.

Chłopak odwraca głowę, nie odrywając ode mnie wzroku aż do ostatniej sekundy, kiedy spogląda przez ramię.

Podążam za jego spojrzeniem i widzę Brady’ego idącego w naszą stronę.

Unosi podbródek w geście mówiącym „Mam zamiar wykopać tę piłkę, a ty lepiej ją złap”, który wszyscy faceci, jak się zdaje, doskonale rozumieją. I zaraz właśnie to robi.

Chłopak łapie ją bez problemu. Serio. Bez problemu. Uniósł się nieco, wyciągnął dłoń i bum, piłka już jest w jego dłoni.

I znów ten śmiech.

Brady podbiega, a tuż za nim podążają Mason i Cameron.

Tajemniczy mężczyzna odwraca się do mnie z uśmiechem i szybko przebiega wzrokiem po moim ciele. Nie napastliwie, może nawet nie celowo. Bardziej w stylu „jesteś dziewczyną w skąpym bikini, a ja facetem, który ma oczy”.

Chase chyba to zauważa, bo wyrywa się z zamyślenia i szybko staje tuż za mną. Dosłownie: tuż za mną. Tak blisko, że dostrzegam jego gniewne spojrzenie, gdy odwracam głowę.

Gdy Brady do nas podchodzi, od razu zauważa tę bliskość między mną a Chase’em. Unosi pytająco swoją jasną brew, a Chase, tak po prostu, odsuwa się ode mnie.

A teraz uderza mnie fala gorąca z całkiem innego powodu.

– Co tam, mordo? – Brady uśmiecha się i wita z chłopakiem jak z najbliższym przyjacielem. – Nie wiedziałem, że będziesz znów w mieście.

– Zaraz. – Spoglądam na nieznajomego i na Brady’ego. – To wy się znacie?

Tajemniczy chłopak patrzy na mnie z szelmowskim uśmiechem.

– Ach, to ona umie mówić!

Brady mruży oczy w niemym pytaniu, więc wyjaśniam:

– Padłam ofiarą niekontrolowanego futbolu.

Chłopak znów się śmieje, ale zanim udaje mi się na niego spojrzeć, Brady podchodzi do mnie i całuje mnie w czubek głowy.

– Wszystko dobrze, Arinko? – pyta ze szczerą troską, głaszcząc mnie jak psa.

– Dobrze. – Próbuję go odepchnąć, ale przysuwa się bliżej i obejmuje mnie ramieniem.

Kiwa głową i zwraca się do swojego, jak rozumiem, przyjaciela:

– Widzę, że jeszcze nie miałeś okazji poznać mojej dziewczyny.

Zainteresowanie tajemniczego chłopaka wzrasta. Nieznajomy rzuca okiem w stronę Chase’a.

Och, wspaniale, teraz myśli, że jestem laską, która sypia z całą drużyną.

Zanim jeszcze udaje mi się powiedzieć cokolwiek w swojej obronie, podchodzi Mason i robi to za mnie.

– Ona nie jest twoją dziewczyną, dupku. – W głosie mojego brata słychać wyraźną irytację.

Brady się śmieje, a ja w tym czasie wyślizguję się z jego objęcia.

Mason natomiast rozpromienia się w szerokim uśmiechu, jak dzieciak, który właśnie wchodzi na stadion, by zagrać swój pierwszy mecz.

– Co tam, bracie? Jak leci?

Tajemniczy chłopak gapi się na mnie, ale odpowiada Masonowi:

– Dobrze, odpoczywam, kiedy mogę. – Spogląda przelotnie na Mase’a, ale zaraz znów skupia swoją uwagę na mnie. – Na pewno wszystko w porządku?

– Tak, nic się nie stało. – Gdy tylko odpowiadam, Mason już jest przede mną, zmartwiony na maksa. Ach, ci chłopcy. – Powiedziałam, że wszystko w porządku, Mason. Wyluzuj. Uderzyła mnie piłka. Żyję, jestem cała i zdrowa. Nic się nie stało.

– To moja wina – dodaje nieznajomy, jakby z nutką wesołości w swoim melodyjnym głosie. – Źle przyjąłem podanie.

Mase kiwa głową na znak, że rozumie. Rozciąga usta w szerokim uśmiechu.

– Źle przyjęte podanie? To nie w twoim stylu.

– Jestem pewny, że mógłbym cię czegoś nauczyć w kwestii poprawnych podań – rzuca Chase arogancko.

Prostuję się, ale powstrzymuję się od spojrzenia w jego stronę.

– Te, Harper! – Chłopak unosi podbródek. – Jak twoje ramię?

– Wspaniale.

– Uch – rzuca Cam. – Będziecie zdejmować majtki? Mam przynieść linijkę?

Nie mogę się powstrzymać przed spojrzeniem na Cameron, która szczerzy się do nowego chłopaka.

– Nie, dzięki, nie trzeba. On chyba martwi się o swoją dziewczynę – mówi tajemniczy facet, ciągle patrząc mi w oczy.

Próbuję ukryć uśmieszek, ale on to zauważa. Przygryza wargę, by ukryć swój.

To cholernie dobry sposób na złowienie ryby: zarzucić wędkę w sam środek chaosu. Masz gwarancję, że ryby będą brać. A on o tym wie, tak jak ja wiem, że Cam nie odpuści.

I rzeczywiście mnie nie zawodzi.

– Och, ona aaani trochę nie jest jego dziewczyną, prawda, Chase? – Cam dogryza Chase’owi. Wyzywająco unosi brew.

Dobrze, dziewczyno, bierz go!

Zamiast pozwolić mu odpowiedzieć (nie żeby w ogóle miał taki zamiar), Mason jak zwykle przejmuje kontrolę.

– Nie wiem, skąd ten pomysł, ale to całkiem nie tak, jak myślisz, mordo. – Mason odwraca się w moją stronę. – Ari, to Noah Riley, jest kapitanem naszej drużyny. Noah, to Ari, moja siostra bliźniaczka, i nasza przyjaciółka Cameron. – Wskazuje na nią palcem. – Dostały się z nami na Avix.

Noah uśmiecha się na powitanie.

– Wow – rzuca Cameron, gdy tylko Mason kończy mówić. Mierzy Noah wzrokiem od stóp do głów. – Jeśli jesteś zwiastunem tego, co nas czeka w tym roku, przewiduję poważne kłopoty. – Ciągle wpatrując się w Noah, przechyla głowę na bok. – Prawda, Ari?

– Nie odpowiadaj. – Mason patrzy na mnie groźnie, przelotnie rzuca też to samo spojrzenie w stronę Cameron.

– Okej – wtrącam, zanim ktokolwiek zdąży coś dodać, i zwracam się do nowego znajomego: – Miło cię poznać, Noah. Mam przeczucie, że znowu o to zapytasz: tak, przysięgam, wszystko w porządku. Ci trzej uderzyli mnie piłką w głowę tyle razy, że nawet nie umiem zliczyć, więc po prostu już się przyzwyczaiłam.

Gapi się na mnie, a w jego oczach błyska jakaś trudna do rozszyfrowania myśl.

– No tak, masz brata na pozycji rozgrywającego.

Boże, ten gość jest zachwycający. Aż mi słabo.

– To jakie masz plany? – pyta go Mason. – Zostaniesz tu na parę dni?

Noah niechętnie przenosi na niego wzrok.

– Chciałbym, ale mam kilka spotkań, więc muszę wracać na kampus. Zawsze znajdzie się paru nadgorliwych pierwszoroczniaków, którzy przyjeżdżają wcześniej. Jeśli mnie tam nie będzie, żeby pokazać im co i jak, dopadnie mnie trener. – Uśmiecha się, rzucając okiem w moją stronę. – Właściwie wyjeżdżam jutro z samego rana.

Chase nagle ożywa.

– Szkoda. To widzimy się na kampusie.

Noah kiwa głową i przez chwilę przygląda się Chase’owi.

– Jutro będzie jutro, a dziś wieczorem musisz przyjść do nas na ognisko. – Cameron zalotnie odsuwa z twarzy mokre włosy.

– No, przyjdź koniecznie – dodaje Brady.

Noah zerka za siebie trochę niepewnie.

– Jestem tu z kilkoma innymi chłopakami z drużyny, więc nie chciałbym zepsuć wam imprezy.

– To jest was więcej?! – Cam aż otwiera usta.

– Ja pierdolę… – burczy Mason.

– Jest nas więcej. – Noah przytakuje, starając się ukryć uśmiech próbujący zawładnąć jego pełnymi ustami. – Dokładnie to jest nas czterech plus siostra kolegi i kilka jej przyjaciółek. – Spojrzenie Noah spotyka moje.

– Bez siostry możemy się obejść.

– Cameron! – syczę.

– Powiedziałam po prostu to, co obie pomyślałyśmy.

Moja wredna przyjaciółka bez wątpienia rozumie nieme „Co ty, do cholery, wyprawiasz?!”, które jej posyłam, i odpowiada mi swoim „Przecież też tak uważasz”, machając lekceważąco ręką.

Jeszcze puszcza do mnie oczko!!!

Zabiję ją.

– Nie zwracaj na nią uwagi – mówi Brady. – Pewnie jej spuchła.

– Spuchła? – Noah marszczy czoło.

– Tak. – Brady wzrusza ramionami, jakby ten nonsens był oczywistością. – No wiesz, nam się kurczy i zaciska, bolą i sinieją nam jaja, a one puchną i robią się różowe i wrażliwe.

Chowam twarz w dłoniach.

Kocham tych ludzi na zabój, ale, kurwa, co to ma być?

Mason tłumi śmiech, a ja nawet nie muszę patrzeć na Cameron, żeby wiedzieć, że kiwa głową, zgadzając się z tym, co powiedział Brady.

– Kto jest tu z tobą? – pyta Chase, pierwszy raz, od kiedy pojawił się Noah, uprzejmym tonem.

– Nick i Jarrod, i mój kumpel, którego nie mieliście okazji spotkać na obozie, Trey Donovan…

Podnoszę głowę i patrzę na Cam.

– …też gra w drużynie, jest obrońcą liniowym.

– Nie wiedziałem, że obóz był opcjonalny – żartuje Brady, czym rozbawia Noah.

– Uwierz mi, nie był, ale Trey już kończy szkołę. W zeszłym roku przegapił nabór do drużyny, więc ma trochę swobody. Zaprosili go na pokaz sportowych talentów w…

– W Tampie! – wykrzykujemy ja i Cam w jednym momencie, co sprawia, że wszyscy odwracają się w naszym kierunku.

– Tak, właściwie to… – zaczyna.

– Kurwa… – szepcze Cam, spoglądając na mnie. Uśmiecha się coraz szerzej i ściska moje ramiona. – Kurwa! – Rozpromienia się jeszcze bardziej. – To tyle w kwestii niespotkania go nigdy więcej!

– Skąd wy… – Noah milknie w połowie zdania, a na jego ustach pojawia się uśmiech. Patrzy na mnie przez chwilę, na moment spuszcza wzrok, ale zaraz ponownie go unosi. – Motylki?

– Och! – Cam aż pieje z zachwytu. – Powiedział ci o nas?

– Co tu się, do cholery, dzieje? – pyta Chase.

– Ja też chciałbym wiedzieć! – dodaje Mason.

– Wiedziałem! – krzyczy Brady.

Cam i ja zamieramy w panice. Gapimy się na siebie szeroko otwartymi oczami.

Ups.

– Co wiedziałeś, do cholery? – warczy Mason, rozglądając się po wszystkich zebranych.

– Wy dwie – Brady wskazuje na nas oskarżycielsko – wybrałyście się gdzieś od razu, gdy tylko wyjechaliśmy na obóz. – Krzyżuje dłonie na piersi i marszczy czoło.

– Co?! – wykrzykują jednocześnie Mason i Chase, zbliżając się w naszą stronę.

Patrzę zdziwiona na Brady’ego.

– Jak ty to zawsze robisz?

Noah unosi ręce.

– Ej, ja nie chciałem…