Rozpalasz we mnie wszystko - Natalia Wiktor - ebook + książka

Rozpalasz we mnie wszystko ebook

Wiktor Natalia

4,5
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Alex trafia z ranami postrzałowymi do kliniki swojego ojca.

Rodzina chce, żeby został w niej jak najdłużej, ponieważ tylko tam będzie bezpieczny, ale on nawet nie chce o tym słyszeć.

Wściekły i zniecierpliwiony, wyładowuje frustrację na personelu kliniki – aż do chwili, kiedy poznaje prześliczną praktykantkę, która pomaga mu w rehabilitacji.

Dziewczyna błyskawicznie zdobywa jego serce; niestety, rozkwitający romans trafia na trudną do pokonania przeszkodę…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 323

Rok wydania: 2025

Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agnieszka1234567

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka ❤️
00



Projekt okładki: Justyna Knapik

Redakcja: Marta Stochmiałek

Redaktorka prowadząca: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Lingventa, Renata Jaśtak

Zdjęcie na okładce © Shutterstock

Grafika w tekście:

macrovector/Freepik

dgim-studio/Freepik

© by Natalia Wiktor

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025

ISBN 978-83-287-3744-0

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz

Kochanej mamie, która jest moim najwierniejszym czytelnikiem <3

Rozdział 1

Larysa

Już w liceum pragnęłam poznać studenckie życie, mimo że miałam wszystko i wcale nie musiałam kończyć edukacji z wyższym wykształceniem.

Byłam szczęśliwa, że mój tata i brat bez większych problemów zgodzili się na moje praktyki. Oczywiście na początku chcieli wszystko załatwić za pieniądze. Proponowali mi kupno niezbędnych dokumentów, by zaliczyć przedmiot, ale ja musiałam i chciałam zbierać doświadczenie, które było przecież bardzo ważne w moim zawodzie.

Już od wielu lat chciałam zostać fizjoterapeutką. Zawsze interesowałam się masażami, a już jako mała dziewczynka wskakiwałam na plecy Artema i udawałam, że go masuję. Mój brat zazwyczaj zrzucał mnie z siebie, ale kiedy już dorośliśmy, a ja wybrałam się na studia, pozwalał mi czasami na sobie poćwiczyć.

I dobrze, bo Artem był raczej spiętym człowiekiem, a rozluźnienie na pewno było mu potrzebne, by mógł zachować czystą głowę, zwłaszcza że zajmował się niebezpiecznymi sprawami.

Niestety na drodze po mój wymarzony dyplom napotkałam pewne problemy. Kobieta, która zabiła naszą matkę, dalej chodziła wolno tymi samymi ulicami co my. Czasami miałam wrażenie, że ktoś nas wrabiał albo że ona miała jakieś magiczne moce. Przecież nie szukali jej amatorzy. Wyszkoleni ludzie mojego taty i brata nie mogli sobie poradzić ze znalezieniem Yany.

Z tego też powodu zostałam odesłana do Polski, bo Artem uważał, że w tym momencie to najbezpieczniejsze miejsce. Z dala od tego całego bałaganu. Miałam być pod opieką pana Balińskiego. To właśnie w jego klinice podjęłam praktykę.

Jak się później okazało, Yana chodziła także ulicami Polski… Na szczęście nikt nie wiedział, że tam jestem.

Cieszyłam się, że dostałam szansę na realizację praktyk, i zamierzałam naprawdę bardzo poważnie podejść do swojego zadania.

Klinika była jedną z najlepszych, w których płaciło się krocie za fachową opiekę. Co prawda trzeba było się pilnować i nie można było sobie pozwolić na luźniejszy ton mowy, ponieważ przebywali tam raczej bogaci ludzie, wokół których należało było biegać, ale można było się do tego przyzwyczaić.

Oprócz szerokiej oferty medycyny estetycznej znajdowały się w niej także oddziały dla pacjentów, którzy potrzebowali regeneracji swojego ciała po różnych operacjach bądź zabiegach.

I to właśnie było moje zadanie. Ponieważ byłam już na ostatniej prostej, mogłam sama wykonywać masaże pod okiem Matyldy, która – swoją drogą – miała opinię najlepszej fizjoterapeutki w całej klinice. I była też najmilszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam.

Mogłam korzystać z zaawansowanych technologicznie światowej klasy sprzętów medycznych. Sale do masażu i rehabilitacji miały wszystko, czego dusza zapragnie.

Nie przeszkadzało mi nawet to, że musiałam na ten czas zmienić się w Emilię, polską studentkę. Cały czas byłam sobą…

Pracowałam w klinice już ponad miesiąc. Szef wysłał mnie nawet na tygodniowy urlop, ponieważ twierdził, że odwalałam kawał dobrej roboty. A później dodał, że muszę nabrać sił przed kolejnymi miesiącami pracy i koniecznie pozwiedzać Polskę. Choć było to bardzo miłe, to wiedziałam, że wynikało głównie z tego, że miałam zbyt wiele nadgodzin.

To pierwsze zdążyłam zrobić. Odpoczęłam w swoim mieszkaniu, które znajdowało się na parterze nowoczesnego apartamentowca. Całe dwa dni spędziłam na leżaku z książką w ręce. O zwiedzaniu zaś mogłam zapomnieć, gdyż trzeciego dnia z samego rana obudził mnie telefon z kliniki. Podobno potrzebowali pomocy, więc ruszyłam na ratunek, nie wiedząc nawet, o co dokładnie chodzi.

Zaraz po przekroczeniu progu kliniki założyłam swój bordowy strój i spięłam klamrą swoje długie, brązowe włosy. W klinice obowiązywał jednolity ubiór dla wszystkich pracowników. Dzięki temu czułam się jak profesjonalistka. Łapałam się nawet na tym, że z dumą uniosłam podbródek, kiedy przemierzałam korytarze swojego oddziału.

– Dzień dobry – przywitałam się z uśmiechem zaraz po tym, jak popchnęłam drzwi dyżurki.

Szybko jednak mój uśmiech zgasł, a brwi zmarszczyły się, kiedy zobaczyłam, że spóźniłam się na zebranie, o którym nikt mnie nie poinformował.

Wszyscy pracownicy stali wokół siedzącego na krześle ordynatora. Szef miał odchyloną głowę, którą opierał o zagłówek. Swój wzrok wbijał w sufit, a swoje dłonie złączył na brzuchu. Nawet nie zorientował się, że się spóźniłam.

Niektórzy mieli pochylone głowy, a gdy zauważyłam zmart­wioną twarz mojej przełożonej, przestraszyłam się, że sprawa może dotyczyć mnie.

Matylda kiwnęła głową, bym podeszła, a ja od razu przysunęłam się jak najbliżej kobiety. Wtedy też dostrzegłam, że nikt nawet nie zwracał na mnie uwagi.

– Co się stało? – zapytałam szeptem koleżankę.

– Wykończy nas – odparła ciszej niż ja.

Jej słowa jeszcze bardziej mnie przeraziły, ale nie zdążyłam wypytać o nic więcej, bo ordynator w końcu dał o sobie znać.

Mężczyzna westchnął głośno, a już po chwili poprawił się i popatrzył na nas.

– Rozumiem, że nasz nowy pacjent sprawia wam problemy, ale zapewniam, że musicie robić wszystko, by czuł się tutaj dobrze. – Mężczyzna podrapał się po siwym zaroście. – Przecież musi być coś, co go zadowoli. Jeżeli narzekał, że ma za mały telewizor, to zamienimy go na większy.

– Zmienimy na większy, a on stwierdzi, że jest jednak za duży – powiedział jeden z lekarzy.

– Ostatnio narzekał, że kolory ścian przyprawiają go o mdłości – prychnęła pielęgniarka. – Przez to odmówił zmierzenia ciśnienia.

– Mnie powiedział, że jak nie zmienię chodaków, to wypieprzy je przez okno – obruszyła się jej koleżanka. – Były dla niego za głośne.

Ordynator wciągnął powietrze przez nos i czekał na kolejne skargi.

– Ja usłyszałam, że nie chce masażu, bo woli młodsze dłonie – rzuciła z nutą złości w głosie Matylda.

Aż sama jej nie poznawałam. Ta kobieta nigdy nie narzekała. Była bardzo energiczną i sympatyczną czterdziestolatką. Gdyby nie spora różnica wieku między nami, pewnie zostałybyśmy przyjaciółkami. Matylda miała męża i rodzinę, więc nasze życia bardzo się różniły.

– Maść mu śmierdziała, a pobrać krwi nie pozwolił sobie do dziś – zrelacjonowała młoda lekarka.

– Czy jest tutaj ktoś, na kogo pan Leon Kamiński nie jest uczulony? Może zmienimy mu salę…

– Panie ordynatorze, z całym szacunkiem, ale pan Kamiński leży w sali VIP. Tutaj nie chodzi o miejsce ani personel. Moim zdaniem nasz pacjent chce nas zmusić, żebyśmy go wyrzucili – powiedział z powagą Antoni. – Nie rozumiem tylko, dlaczego sam się nie wypisze.

Kiedy Antoni skończył mówić, zerknął na mnie i puścił mi oczko. Trochę mnie zaskoczył tym, że zrobił to przy wszystkich…

Od jakiegoś czasu zapraszał mnie na kolację, ale jak miałam się niby wymknąć swojej ochronie? Chodziła za mną krok w krok. Opuszczała mnie przed drzwiami kliniki, a kiedy wracałam do apartamentu, już miałam mężczyzn za swoimi plecami.

Na samą myśl, że ktoś z miejsca, w którym odbywałam praktyki, mógłby zorientować się, że mam swoich bodyguardów, a później dociekać dlaczego, zadrżałam.

– Nie możemy go stąd wyrzucić. Wtedy każdy z nas może stracić pracę – syknął przez zęby szef. – Musimy go tutaj utrzymać.

– Przepraszam… – szepnęłam. – O co tak w ogóle chodzi? – Przygryzłam wargę, kiedy wszyscy przenieśli na mnie wzrok.

– A ty…? – Ordynator zmrużył oczy. – Praktykantka. – Przypomniało mu się po kilku sekundach.

– La… Emilia – powiedziałam.

Czasami zapominałam, że w klinice nie byłam Larysą Kovalev.

– Emilia miała kilka dni wolnego. Wytłumaczę jej, co się dzieje. – Matylda chwyciła mnie pod ramię i lekko nim szarpnęła.

Myślę, że chciała mi tym przekazać, bym się już więcej nie odzywała.

– Miałaś wolne? – Ordynator wstał z krzesła, podrapał się po brodzie i ruszył w moją stronę. – To może ty spróbujesz przekonać naszego pacjenta, że to miejsce jest… – Szukał słów. – Do zaakceptowania?

– O jakiego pacjenta chodzi? Czy moje kompetencje są na tyle…

– Tak, tak – mruknął, zanim skończyłam mówić, i machnął ręką. – Chodź do mojego gabinetu, Emilio. Nakreślę ci problem, z którym zmagamy się od dwóch dni.

Alex

Nie zniosłem zbyt dobrze operacji, podczas której wyjęto kulę z mojego brzucha. Nie minęły nawet trzy tygodnie, kiedy tata ściągnął mnie do siebie, nad morze, by mieć na mnie oko. Byłem podłamany decyzją ojca i brata, ale nie miałem za dużo do gadania. Twierdzili, że gdybym trafił do szpitala kilka minut później, leżałbym już w ziemi.

Fakt, ledwo uszedłem z życiem i dostałem szansę na nowe, ale w tamtej chwili uważałem, że też go nie miałem. Traktowali mnie, jakbym był ze szkła, i odsunęli od wszystkich spraw. A mnie bardzo to zdołowało. Swoją frustrację wylewałem na personel kliniki, licząc na to, że znajdzie się ktoś odważny i mnie stamtąd wyrzuci.

Nie mogłem też pogodzić się z tym, że tak bardzo się pomyliłem. Jak, do cholery, mogłem uwierzyć w to, że Liliana przystawiała rogi mojemu bratu? Moja szwagierka zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Już dowiodła, że jest odpowiednią osobą u boku Maxa. I cieszę się, że udało mi się przejąć kulkę, którą Albert chciał trafić w nią.

Prywatna klinika, w której mój ojciec był wspólnikiem, miała najlepszych specjalistów. Nic dziwnego, że to właśnie tam miałem przejść rehabilitację. Co prawda byłem wdzięczny za to, że żyję, ale cholera, dni wyjątkowo mi się tam dłużyły. Nawet nie mogłem być sobą, bo byłem pieprzonym Leonem Kamińskim.

Moim skromnym zdaniem nie potrzebowałem miliona zabiegów i ćwiczeń, które miały mi pomóc stanąć na nogi. Byłbym zdrowszy psychicznie, gdybym mógł wylegiwać się w swoim łóżku. Wynająłbym sobie kilka pięknych młodych pielęgniarek, masażystek i kucharek, które by o mnie dbały. Niestety ojciec był nieugięty, a ja miałem spędzić minimum dwa miesiące w zamknięciu.

Wcześniej bawiłem się, bo mogłem. Miałem kasy jak lodu. Laleczki kręciły się wokół mnie cały czas. Miałem władzę i mogłem wszystko, ale czy takiego życia nadal chciałem? Coraz częściej mnie to już męczyło. Musiałem zwolnić. Nie dla Maxa ani dla ojca, bo oni dawali radę nawet i beze mnie. Musiałem to zrobić dla siebie i dla swojej przyszłości.

Postanowiłem zacząć właśnie teraz. Zrobiłem sobie ogromny rachunek sumienia. Naprawdę wszystko dokładnie przemyślałem i może kiedy będę współpracować z lekarzami i fizjoterapeutami, to uda się szybciej zakończyć leczenie?

Wyżywałem się na wszystkich wokoło za swój stan i to, że musiałem gnić w klinice. Wczorajszego dnia może ciut przesadziłem. A na samą myśl, jak dawałem w kość personelowi, skrzywiłem się. Musieli mnie mieć po dziurki w nosie.

Usłyszawszy zbliżające się kroki, wziąłem głęboki wdech. Powtarzałem sobie w myślach, że dam radę zagryźć zęby i nie palnąć nic, co mogłoby kogoś urazić.

Zacisnąłem dłonie w pięści i założyłem jedną rękę za głowę. Nadal leżałem na łóżku jak kaleka, w jakiejś szerokiej białej koszulce i czarnych dresach.

Czekałem, aż zobaczę miny wszystkich, kiedy zaskoczę ich moim przyjaznym stosunkiem i przesadną serdecznością.

Rozdział 2

Larysa

Weszłam do gabinetu ordynatora, a on zamknął za mną drzwi i wskazał na krzesło. Jeszcze nigdy nie byłam u samego szefa. Zazwyczaj łapał mnie na korytarzu, a wszystkie obowiązki, które miałam do wykonania, zawsze przekazywała mi Matylda. To ją traktowałam jak swoją szefową.

– Więc miałaś urlop, dobrze pamiętam? – zapytał, kiedy siadał w swoim fotelu obrotowym.

Powiodłam wzrokiem po korkowej tablicy, która była cała wypełniona kartkami, kalendarzami i różnymi tabelkami.

– Tak, proszę pana – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Miałam wrócić dopiero w przyszłym tygodniu, ale rano dostałam telefon z informacją, że jestem potrzebna.

– Tak – rzucił pospiesznie i lekko zmarszczył brwi. – Widzisz, Emilio, przyjęto na oddział wyjątkowo ważnego pacjenta, którego musimy zatrzymać tutaj za wszelką cenę. – Zerknął na mnie wymownie.

Zastanawiałam się, kim jest ta osoba, która napsuła wszystkim tyle krwi. Podejrzewałam, że ordynator złożył jakąś obietnicę albo dostał niemałą sumę za przyjęcie tego człowieka.

– Jest on bardzo… – Popatrzył na ścianę za mną, jakby szukał na niej odpowiednich słów. – Arcytrudny.

– Arcytrudny? – powtórzyłam, powstrzymując się od parsknięcia.

Pierwszy raz słyszałam, żeby ktoś opisywał w ten sposób inną osobę.

– Chciałem ująć zachowanie pana Kamińskiego właściwie. – Odchrząknął. – Ale skoro wolisz szczegółowy opis, to odkąd żyję, nie spotkałem bardziej upierdliwego, zepsutego, impulsywnego i złośliwego mężczyzny od pana Leona.

Pomyślałam, że biedny z niego facet. Ludzie na starość robią się zrzędliwi. Pamiętam swoją babcię, która zmarła już jakieś dziesięć lat temu. Zachowywała się tak samo…

– Rozumiem – odparłam niepewnie i zmarszczyłam brwi. – Jak mam pomóc? Podejrzewam, że wykonanie masażu panu Leonowi nie sprawi, że pokocha to miejsce.

– Nie chciałbym cię urazić, ale może od czasu do czasu poślesz mu jakiś szczery uśmiech, miło do niego zagadasz… – Patrzył na mnie uważnie. Badał moją reakcję i to, czy nie przesadził. – W ten sposób może zgodzi się na ćwiczenia, które pomogą w zrośnięciu się tkanek brzusznych w prawidłowy sposób. Jeżeli nie zacznie współpracować, skutki tego może odczuwać do końca życia.

– Po jakiej operacji jest pan Kamiński?

– Przeszedł operację brzucha – wyjaśnił. – Został postrzelony.

Tylko przytaknęłam. Ordynator, zamiast kontynuować, przechylił głowę na bok, najwyraźniej zaskoczony moją spokojną reakcją. Szybko zdałam sobie sprawę, że przecież nikt nie wie, że o strzelaniu i zabijaniu słyszałam od najmłodszych lat, a broń leżała w moim domu na każdym kroku.

Myślę, że gdyby teraz któryś z pacjentów zaczął biegać po oddziale z pistoletem, ze stoickim spokojem i bez siania paniki schowałabym się w którejś z sal i zadzwoniła do ochrony.

– Och, został postrzelony? – Otworzyłam szerzej oczy, udając, że dotarło to do mnie po chwili. – To straszne.

– Jakiś złodziej napadł go, okradł i postrzelił – tłumaczył ordynator, odwracając wzrok.

– Trzeba uważać na każdym kroku. – Pokręciłam głową.

– Gdyby na przykład pan Kamiński zaproponował ci kawę, to proszę, zgódź się.

Brew lekko mi drgnęła, a ja tylko w duchu się zaśmiałam, bo z pewnością nie pozwolę się staruchowi obmacywać. Mimo wszystko liczyłam, że ordynator naprawdę pomyślał tylko o kawie. Postanowiłam przemilczeć tę sugestię.

– Dlaczego po prostu rodzina nie zmieni mu kliniki albo nie załatwią mu domowej rehabilitacji? – zapytałam.

– Rodzina pana Kamińskiego upiera się, by leczono go u nas. Powiedzmy, że nie mamy wyjścia i musimy jakoś przetrwać ten trudny okres.

– Cała ta jego rodzina ma chyba problemy z uporem – zażartowałam.

– Niestety, chyba trafił nam się najgorszy egzemplarz – odpowiedział również z żartem. – Jesteś najmłodsza w zespole, Emilio. Może lepiej się z nim dogadasz.

Nie rozumiałam, dlaczego miałabym się dogadać ze starszym panem lepiej niż reszta pracowników. Mimo to uśmiechnęłam się i przytaknęłam niepewnie.

Razem z ordynatorem wróciłam do dyżurki, gdzie czekali na niego lekarze, by rozpocząć obchód. Rehabilitanci rzadko brali w nich udział. Dziś jednak ja też mogłam dołączyć.

Szef powiedział, że może już na obchodzie uda mi się życzyć panu Leonowi miłego dnia, byśmy mogli z nim przetrwać kolejne doby.

Szliśmy korytarzem, a ja ustawiłam się na samym końcu. Antoni zwolnił kroku i wyrównał go z moim.

– Dostałaś zadanie specjalne? – zapytał rozbawiony.

– Tak – odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem.

Spięłam kilka mięśni w swoim ciele, kiedy ułożył dłoń nisko na moich plecach, a następnie pochylił się do mojego ucha i szepnął:

– Jesteś ostatnią szansą ordynatora, bo już każdy próbował dotrzeć do naszego wyjątkowego pacjenta – zaśmiał się cicho. – Pięknie wyglądasz – rzucił na koniec.

Ordynator wreszcie stanął przed jedną z VIP-owskich sal, wciągnął powietrze, założył okulary, otworzył segregator z wynikami i przebiegiem leczenia, a zanim pociągnął za klamkę, zapukał trzy razy i czekał, aż pan Kamiński nas zaprosi.

– Proszę wejść w ten piękny słoneczny dzień! – usłyszałam zza drzwi głos, który nie pasował do staruszka.

Przełknęłam ślinę, kiedy wszyscy zaczęli patrzeć po sobie z wypisanym osłupieniem na twarzy. Ordynator pchnął drzwi, a wtedy ruszyliśmy z zaciekawieniem do środka. Nawet Antoni chyba o mnie zapomniał, bo wręcz przecisnął się na przód.

Kiedy zespół ustawił się przed łóżkiem, wbiłam wzrok w pacjenta, który na nim leżał. Uchyliłam usta w zdziwieniu, bo nie byłam przygotowana na widok młodego mężczyzny.

Zerknęłam na ułamek sekundy na szefa, który zsunął na nos okulary, a następnie spojrzał z powrotem na pacjenta. Lekarz wyglądał na zdezorientowanego.

– Jak mija wam poranek? – zapytał luźno Kamiński i zmierzył kilka osób znudzonym wzrokiem. – Bo mi zajebiście! – powiedział nad wyraz emocjonalnie.

Wydawało mi się, że patrzenie na niego było nielegalne. Bałam się, że przyłapie mnie na wnikliwym przyglądaniu się, ale nie mogłam odwrócić od niego wzroku.

– Cz-czy wszystko w porządku, panie Leonie? – zapytał cicho ordynator.

– Nie widać? – Mężczyzna wyszczerzył swoje białe, równe zęby. – Żyć nie umierać z taką wspaniałą opieką jak ta tutaj.

Przygryzłam wargę w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji.

Wtedy też on w końcu na mnie popatrzył. Lekko się zakołysałam z wrażenia. Przez chwilę jego czekoladowe oczy przewiercały mnie na wskroś. Uniósł jeden kącik ust, widząc moją reakcję. Dopiero kiedy ordynator się odezwał, zamrugałam i wypuściłam wargę spomiędzy zębów.

– Wziął pan dziś wszystkie leki?

– Ależ oczywiście, że tak, doktorku kochany – rzucił, a następnie wskazał na stolik. – Śniadanie również było przepyszne.

Szef miał chyba ochotę zaklaskać w dłonie.

– Trzeba będzie dziś zmienić opatrunek i w końcu pobrać krew, panie Leonie – powiedział lekarz i nadal z uwagą przyglądał się pacjentowi.

– Naturalnie – odparł tak samo poważnie.

A wtedy kolejny raz na ułamek sekundy zerknął w moją stronę, ale udało mi się uciec wzrokiem w odpowiednim momencie. Wbiłam więc spojrzenie w podłogę, ciesząc się, że mogłam na chwilę odetchnąć.

Nie rozumiałam, skąd u mnie taka reakcja. Zachowywałam się jak nastolatka. Czułam lekki ucisk w klatce piersiowej. Raz chyba nawet zakręciło mi się w głowie, a i z pewnością mój oddech przyspieszył. Wszyscy tak źle mówili o panie Kamińskim, że nadal się chyba stresowałam.

– Będzie pan też musiał rozpocząć w końcu rehabilitację.

– Zaczynajmy już teraz! – Zerwał się do siadu, a następnie szybko położył z grymasem na twarzy.

– Właśnie o tym mówiłem – rzucił natychmiast ordynator. – Należy wdrożyć ćwiczenia, by uczucie dyskomfortu nie zostało z panem już do końca życia.

– W końcu chyba minie, nie? – mruknął pacjent.

– Przy różnych aktywnościach fizycznych może się odnawiać i wracać do pana cały czas.

Kątem oka widziałam, jak Leon przeczesuje dłonią swoje czarne włosy.

– Na przykład na siłowni? – zapytał.

– Tak – zgodził się lekarz.

– Podczas bzykania też?

Usłyszałam, jak kilka osób chrząka.

– Tak, panie Kamiński. Seks to również wysiłek fizyczny – uświadomił go ordynator.

– Nie zawsze – prychnął pacjent. – Ktoś może po mnie poskakać – zaśmiał się.

Nie mogłam już wytrzymać i znów zaczęłam się na niego gapić. Przełknęłam ślinę, wyobrażając sobie to, co powiedział, a później skarciłam się w myślach, bo czułam, jak moje policzki zrobiły się gorące. Był pacjentem, do cholery. Może i piekielnie przystojnym, ale nadal nie mogłam sobie pozwolić na myślenie o takich rzeczach…

– Dobrze, może wróćmy do tego, że należy zacząć ćwiczenia. Mamy naprawdę najlepszych specjalistów. Matylda zajmie się pana rehabilitacją. – Wskazał na moją przełożoną.

– Stare dłonie działają cuda. – Kobieta obrzuciła Leona niemiłym spojrzeniem, mimo to zażartowała z tego, że ostatnio ją obraził.

– Matyldo… – upomniał ją ordynator.

– Ależ ma pani rację. – Kamiński przyłożył dłoń do serca. – Proszę wybaczyć moje słowa. Będę całować rączki, jeżeli uwinie się pani szybciej, niż zakładaliście.

Ordynator puścił mimo uszu słowa Leona.

– Wróciła też z urlopu Emilia, która odbywa u nas praktykę. Będzie działać razem z Matyldą, jeśli pan pozwoli. – Szef popatrzył na mnie i skinął głową, kiedy lekko znieruchomiałam.

– Nie przywitasz się, Emilio? – zapytał Kamiński.

Uśmiechnęłam się lekko i zestresowałam jeszcze bardziej. Założyłam za ucho kosmyk włosów, który uciekł z klamry i opadał mi na twarz.

– Dzień dobry – prawie szepnęłam, choć chciałam zabrzmieć jak pewna siebie osoba.

Leon leżał z jedną ręką założoną za głowę. Jego przenikliwy wzrok znów sprawił, że zabrakło mi tchu. Oblizałam wargi na to niecodzienne uczucie i ponownie popatrzyłam gdzieś w bok, byleby nie na niego.

Nagle zauważyłam, że przygląda mi się Antoni. Posłałam mu uśmiech, chcąc ukryć swoje zakłopotanie. On jednak go nie odwzajemnił, tylko przeniósł wzrok na Kamińskiego. W jednej ręce nerwowo, co chwilę, ściskał długopis. Wydawało mi się, że prychnął również pod nosem, ale nie dałabym sobie uciąć ręki.

Ordynator zarządził, że jeszcze tego samego dnia pan Kamiński musi zacząć ćwiczenia. Ruszyłyśmy zatem z Matyldą, by się przygotować.

Alex

Równo o dziewiątej ordynator zapukał do moich drzwi, ale nie odważył się poruszyć klamką. Zaśmiałem się w duchu, bo z całej tej dramy wyszło coś dobrego. Nikt nawet nie chciał do mnie przychodzić. Udało mi się sprawić, że personel będzie omijać moją salę szerokim łukiem.

Kiedy już w końcu lekarze z obchodu ustawili się jak do odegrania przedstawienia w przedszkolu, poczułem się niczym małpa w zoo. Szkoda tylko, że nie za bardzo mogłem poskakać…

Dopiero po chwili kątem oka dostrzegłem pewną młodą kobietę trzymającą się z boku. Byłem pewien, że mi się przygląda. Pozwoliłem jej na to, chcąc złapać ją na gorącym uczynku. Wszyscy inni wręcz unikali mojego spojrzenia, spuszczając wzrok na swoje notatki czy buty.

Liczyli pewnie na to, że tak jak wcześniej, będę rzucał obelgami na prawo i lewo.

Zamieniłem kilka słów z ordynatorem, a następnie z ciekawością patrzyłem na wspomnianą dziewczynę. I jak już to zrobiłem, chciałem powtórzyć czynność raz jeszcze.

Raz jeszcze.

I tak w nieskończoność.

Nie wiem, czy była lekarką, czy może pielęgniarką. Przygryzła rozkosznie wargę, nawet nie zdając sobie sprawy, jak przyciąga to facetów. Była… ślicznotką.

Mimo że pragnąłem jej całej uwagi, postanowiłem zaczekać, aż znowu zechce za jakiś czas obdarować mnie swoim spojrzeniem, bo trochę się speszyła.

Specjalnie rzuciłem tekstem o bzykaniu, a kiedy zerknąłem na nią ukradkiem i zobaczyłem ją z rumieńcami, ponownie poczułem dreszcz przechodzący przez kręgosłup, tak jak chwilę wcześniej, kiedy ujrzałem, jak wbija zęby w swoją wargę.

W momencie, kiedy dziewczyna powoli odwracała wzrok na mnie, ja ponownie popatrzyłem na ordynatora, tak żeby mogła sobie dalej patrzeć. Nie wiem, po co to zrobiłem. Zwyczajnie chciałem jej uwagi i tego, by na mnie patrzyła.

Długo to nie trwało, bo w końcu, kurwa, doktorek powiedział coś, co mnie ucieszyło.

Emilia.

Miała pomagać Matyldzie, a kiedy dotarło do mnie, że będzie mnie dotykać, miałem ochotę wstać i pobiec na rehabilitację. Niestety, zanim mogłem zacząć ćwiczenia, czekało mnie kilka badań.

Po chwili zobaczyłem, że młody lekarz został, by obejrzeć moją ranę. Niby nic takiego, ale jego niechęć do mnie była wręcz wypisana na jego twarzy. Wiedziałem dlaczego. Widziałem, jak patrzy na Emilię. I zdawałem sobie sprawę, że przyłapał ją z czerwonymi policzkami, tak jak ja.

– Koszulka do góry – rzucił w momencie, kiedy zakładał rękawiczki.

Nie byłbym sobą, gdybym jeszcze bardziej nie chciał go podminować. Wracałem do formy.

– Bardzo sympatyczna ta Emilia. – Udawałem, że się rozmarzyłem.

– Pani Emilia – poprawił mnie. – Nie jestem tutaj po to, by sobie gawędzić, panie Kamiński.

– Taa… – parsknąłem, a następnie ścisnąłem dłoń w pięść, chcąc typowi przyjebać.

Lekarz nagle wbił palce w moją skórę, niedaleko szwów, jakby chciał się wyżyć, a przecież wszystko wokół rany było nabrzmiałe. Z powodu przeszywającego bólu moje ciało całe się spięło.

Zastanawiałem się, czy to miała być jakaś kara dla mnie.

Zamiast mu przywalić, założyłem ręce za głowę, zaciskając przy tym z całej siły pięści. Chciałem mu pokazać, że nie ze mną takie numery. On, zauważywszy, że nie zwijam się z bólu, popatrzył mi w oczy. Posłałem mu spojrzenie, przez które zamrugał kilka razy, a później wstał od łóżka i ekspresowo ściągnął rękawiczki. Chyba zaczęły go palić. A ja pokazałem mu, jaką mam siłę.

Ciekawe, czy dotarło już do niego, że nie zapanował nad swoimi emocjami.

Nie zachował się profesjonalnie. Lekarz przecież nawet i wrogowi powinien uratować życie. I choć chciał mi tylko dokuczyć, zamiast leczyć, sprawił mi celowo ból.

– Obrzęk rany się zwiększył – mruknął pod nosem lekarz.

– Nie zwiększył – powiedziałem chłodno. – Myślisz, że to pierwsza kulka, którą przyjąłem? – łgałem.

– Panie Kamiński…

– Nie skończyłem – warknąłem. – Zabieraj swoje dupsko i stąd zjeżdżaj, gnoju.

– Nie rozumiem, o czym…

– Nazwisko?

– Chirurg Antoni Jaworski – powiedział już nieco ciszej, a następnie wyszedł z sali.

Mruknął jeszcze tylko pod nosem, że przyśle kogoś do zmiany opatrunku.

Kiedy zamknął drzwi, byłem jeszcze bardziej ciekaw, czy jego i Emilię coś łączy.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji