Rozgrywka - Magda Stachula - ebook + książka

Rozgrywka ebook

Magda Stachula

4,2

Opis

Po traumatycznych przeżyciach ostatniego śledztwa aspirant Weronika Herman musi odpocząć psychicznie i fizycznie. Wyjeżdża z synkiem na ranczo przyjaciela w mało znany, ale malowniczy zakątek Polski, zwany przez miejscowych Kraszczadami.

Nie udaje się jej jednak oderwać od pracy. Przypadkowo zostaje wplątana w sprawę morderstwa młodej kobiety, której ciało znaleziono w niedalekiej stadninie w Białce, gdzie miał się odbyć pokaz koni czystej krwi arabskiej.

Wśród gości stadniny są szejkowie, bogaci kupcy, wielbiciele koni, ale dlaczego nie ma świadków zdarzenia, a zeznania nie pokrywają się ze sobą?

Kto stoi za śmiercią kobiety? Czy ktoś wśród uczestników zna prawdę?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 157

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (76 ocen)
37
24
9
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malwi68

Dobrze spędzony czas

"Rozgrywka" Magdy Stachuli to trzeci tom z cyklu Grey Book. Poprzedni tom zakończył się porwaniem aspirant Weroniki Herman. Ta część stanowi kontynuację i rozwiązanie zagadki stalkerki. Sprawa wyjaśnia się dość szybko, jednak przestraszona pani detektyw chce odpocząć i nacieszyć się wolnością oraz poprzebywać z synem Marcelem. W tym celu korzysta z propozycji kolegi z posterunku, Maksymiliana Bałuckiego i wyjeżdża do domku jego brata w Krasnymstawie. Niestety, nie dane jej jest długo cieszyć sielanką, gdyż w stadninie koni w Białce, ginie kobieta. Weronika za zgodą przełożonych przyłącza się do śledztwa, które początkowo, jest bardzo trudne. Brak świadków a w miejscu zdarzenia nie było kamer. Jednak dla duetu Weronika-Malwina, nie ma rzeczy niemożliwych. Przez cały czas przepytują uczestników pokazu koni i z niezwykłą skrupulatnością oglądają miejsce zdarzenia. Na jaw wychodzą różne tajemnice, ale jak w tym gąszczu wiedzy, wybrać tę, która skutecznie doprowadzi do mordercy, a nie wypr...
10
m_kierzkowska

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam:)
00
mokrasa

Dobrze spędzony czas

Mi się podobała, tylko warto czytać serię po kolei. To jest ostatnia część
00
Karooolinka92

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Kinga2607

Nie polecam

Nudna. Bez ładu i składu. Najgorsza książka autorki. Odradzam
00

Popularność




Rozdział 1

Roz­dział

1

Aspi­rant Wero­nika Her­man wpa­try­wała się w twarz swo­jej prze­śla­dow­czyni. Ni­gdy nie sądziła, że znaj­dzie się w takiej sytu­acji. Zła­pana w sidła, w pułapce, w rękach czło­wieka owład­nię­tego chę­cią zemsty. Kobieta zadała sobie wiele trudu, aby ją odna­leźć, upro­wa­dzić i uwię­zić. Czy zechce zmar­no­wać ten wysi­łek? O nie, za dużo ją to kosz­to­wało, aby zre­zy­gno­wać przed metą. Dopnie swego, choćby miała zapła­cić naj­wyż­szą cenę. Wciąż zada­wała sobie pyta­nie: w jaki spo­sób pory­waczka tra­fiła na jej trop?

Her­man zauwa­żyła, że ktoś ją śle­dzi jakiś tydzień temu. Biały samo­chód jechał za nią, gdy wra­cała do domu, a potem poja­wiły się napisy na drzwiach wej­ścio­wych do jej miesz­ka­nia. Jed­nak może już wcze­śniej kobieta miała ją na oku, tylko Wero­nika nie zda­wała sobie z tego sprawy? Nie była prze­czu­lona, nie roz­glą­dała się dookoła.

Dopiero gdy na komendę zaczęły przy­cho­dzić kobiety, które uwa­żały, że są śle­dzone, poczy­niła podobne obser­wa­cje u sie­bie. Dla­czego z nikim się tym nie podzie­liła? Gdyby powie­działa sier­żant szta­bo­wej Zuzan­nie Kugiel albo Bart­kowi, być może nie sie­dzia­łaby teraz z rękami skrę­po­wa­nymi z tyłu w środku lasu, zdana na łaskę owład­nię­tej chę­cią zemsty Anety Jakim­czyk.

Kobieta pocho­dziła z Lublina, była far­ma­ceutką. Zapewne uśpiła ją, uży­wa­jąc odpo­wied­nich środ­ków. Wero­nikę bolało całe ciało, krę­ciło się jej w gło­wie, ale wie­działa, że musi wziąć się w garść. Od tego zale­żało jej życie.

Pory­waczka cały czas się w nią wpa­try­wała, nie drgnął jej ani jeden mię­sień, była nie­ru­choma jak jasz­czurka uda­jąca mar­twą. Sku­piała na Wero­nice całą swoją uwagę. Jej wiel­kie oczy były jak u lalki, bez żad­nych emo­cji. Zupełna pustka. Mówi się, że oczy to zwier­cia­dło duszy, a więc ta kobieta naj­wy­raź­niej już jej nie posia­dała. Bez­duszna istota, która miała wobec Her­man swój plan i nie zamie­rzała wypu­ścić jej z rąk. Wero­nika musiała wcią­gnąć ją w roz­mowę, spró­bo­wać skie­ro­wać jej myśli na inne tory, opóź­nić zemstę, którą dla niej przy­go­to­wała.

Było już widno, a więc spę­dziła w nie­woli całą noc. Zapewne kole­dzy z komendy już jej szu­kają, musiała w to wie­rzyć. Czy gdy wczo­raj nie otwo­rzyła drzwi Bart­kowi, od razu wsz­czął alarm, czy dopiero dzi­siaj rano, gdy nie poja­wiła się w pracy, zaczęli zasta­na­wiać się, co się z nią stało? A może jesz­cze nikt nie zauwa­żył jej znik­nię­cia? Nie, musi wie­rzyć, że już jej szu­kają, że lada chwila zja­wią się tutaj i uwol­nią ją ze szpo­nów tej sza­lo­nej kobiety. Ni­gdy nie była nego­cja­to­rem, nie czuła się też dobrym dyplo­matą. Od czego mogłaby zacząć, aby osią­gnąć pożą­dany efekt? Nie chciała jej zde­ner­wo­wać, musiała grać na zwłokę.

Nagle kobieta przy­mru­żyła powieki i gdy je pod­nio­sła, jej oczy stały się niczym śle­pia dzi­kiego zwie­rzę­cia goto­wego do ataku.

– No i jak to jest znisz­czyć komuś życie? – zapy­tała. – No? – zaśmiała się szy­der­czo. – Boisz się, prawda? Nie chcesz umie­rać. On też nie chciał.

– Kocha­łam Nor­berta, naprawdę…

– Zamknij się! – wrza­snęła. – Brzy­dzę się tobą, a ty mówisz, że go kocha­łaś! Po co w ogóle poja­wi­łaś się w jego życiu? Po co? Tylko na jego zgubę. Jed­nego możesz być pewna – prze­rwała. Odchy­liła się do tyłu, Her­man miała wra­że­nie, że chce wziąć zamach, aby ude­rzyć ją otwartą dło­nią w twarz, ale ona zaci­snęła ją w pięść i powie­działa: – On cie­bie nie kochał.

Wero­nika chciała zaprze­czyć, powie­dzieć, że się myli, Nor­bert ni­gdy by jej nie oszu­kał, kochał ją, mówił jej o tym wiele razy, prze­cież chciał, aby ode­szła od męża.

– Zdzi­wiona? – Wykrzy­wiła usta. – Widzia­łaś go takim, jakim chcia­łaś, aby był. Wyide­ali­zo­wa­łaś całą sytu­ację.

Her­man spu­ściła wzrok. Nie chciała pro­wo­ko­wać Anety Jakim­czyk, i bez tego kobieta była na skraju sza­leń­stwa. Znała swoją wer­sję, nie potrze­bo­wała dzie­lić się nią z nikim innym. Nor­bert ją kochał, zda­rzyła im się praw­dziwa, wielka miłość, tylko w nie­od­po­wied­nim cza­sie. Taka była prawda.

– Myślisz, że dobrze go zna­łaś? – cią­gnęła tamta. – Kilka spo­tkań, po kry­jomu, byle gdzie – wymie­niała. – Uwa­żasz, że wtedy poznaje się dru­giego czło­wieka tak naprawdę? Przez tych kilka godzin każdy potrafi być tym, kim zechce, tym, kim sobie zapla­no­wał być, tak jak ja w tej chwili. – Pochy­liła się w stronę Her­man. – On nie był taki wspa­niały, za jakiego go uwa­ża­łaś – wyszep­tała. – Ale był moim bra­tem i nie zasłu­gi­wał na śmierć! – wrza­snęła, szar­piąc Wero­nikę za bluzkę. – Ty podła suko! To ty nie zasłu­gu­jesz, aby żyć, to ty powin­naś wtedy umrzeć!

Ude­rzyła jej głową w drzewo, ból roz­szedł się po poty­licy, Her­man zro­biło się na moment ciemno przed oczami. Kobieta mocno ści­skała jej bluzkę, drżała jej ręka. Zabije ją, będzie ude­rzać jej głową o drzewo, aż roz­łu­pie jej czaszkę. Musiała ją powstrzy­mać, pró­bo­wała chwy­cić ją za dłoń, ale skrę­po­wane z tyłu ręce jej to unie­moż­li­wiały.

– On umarł, nie będąc tego świa­domy. – Wero­nika powie­działa cicho, pró­bu­jąc uspo­koić kobietę. – Spał, nie wie­dział, że umiera, nie cier­piał…

– Zamknij się! – wrza­snęła, ude­rza­jąc ją z całej siły w twarz.

Wero­nika pró­bo­wała się bro­nić, zaczęła kopać nogami, ale drugi cios spo­wo­do­wał, że ogar­nęła ją ciem­ność.

Rozdział 2

Roz­dział

2

Aspi­rant Mak­sy­mi­lian Bałucki nie chciał mówić żonie, że jego zawo­dowa part­nerka zagi­nęła. Klau­dia była nie­całe dwa tygo­dnie po poro­dzie, była w kiep­skim sta­nie, wyda­wało mu się, że macie­rzyń­stwo ją prze­ra­sta, on także nie był zado­wo­lony z sie­bie w roli świeżo upie­czo­nego ojca. Wszy­scy wokół mówili, że początki są trudne, że dosko­nale sobie radzą, i on to powta­rzał żonie, sta­rał się ją wspie­rać, jak potra­fił, choć ostat­nie dni poka­zały mu, że chyba wła­śnie nie bar­dzo był w tym dobry. Jego żona szu­kała bar­dziej wspar­cia u swo­jej matki, która przy­je­chała do nich na czas oko­ło­po­ro­dowy i wszystko wska­zy­wało na to, że nie zamie­rzała szybko się zbie­rać. To także wpły­wało na nega­tywną atmos­ferę w domu. Matka Klau­dii nie była złą kobietą, ale Maks miał wra­że­nie, że lepiej pora­dzi­liby sobie bez teścio­wej, która wpro­wa­dzała tylko zamęt. Nawet zasu­ge­ro­wał to żonie, ale ta nie chciała go słu­chać.

– Osza­la­łeś? – zapy­tała, spo­glą­da­jąc na niego obu­rzona. – Bez mamy sobie nie pora­dzę – dodała.

– To my jeste­śmy rodzi­cami – wyszep­tał.

Leżeli już w łóżku, obok w koły­sce spał ich syn, Maks mówił cicho, gła­dząc deli­kat­nie żonę po ramie­niu. Czuł, że cała jest spięta, nie reago­wała na jego dotyk tak jak kie­dyś. Wcze­śniej drżała, gdy tylko musnął jej skórę, uwiel­biała grę wstępną. Zasta­na­wiał się, kiedy to minie, kiedy znów zechce się z nim kochać.

– Pora­dzimy sobie – wyszep­tał. – Zaufaj mi!

– Będziesz goto­wał mi to całe jedze­nie, które powinny jeść kobiety kar­miące? – Spoj­rzała na niego. – Nasta­wiał kilka razy dzien­nie pra­nie zabru­dzo­nych śpiosz­ków, sprzą­tał dom, robił zakupy? Prze­cież dalej musimy funk­cjo­no­wać jak wcze­śniej.

Miał dość jedze­nia ser­wo­wa­nego przez teściową. Nie­smaczne, nie­mal bez­wonne papki, goto­wane pul­pety, roz­beł­tany ryż, zero cebuli czy czosnku, nic, co uczula kar­mio­nego pier­sią nowo­rodka, bez prze­rwy to powta­rzała, gdy krzy­wił się, spo­glą­da­jąc na sta­wiany przed nim talerz. A gdy sam pró­bo­wał się brać do goto­wa­nia, prze­ga­niała go z kuchni, mówiąc, że robi nie­po­trzebny chaos, że ona zaj­mie się obia­dem.

Nie­prze­spane noce redu­ko­wały jego ener­gię życiową, odpusz­czał więc i kładł się spać. Czuł, że już dłu­żej tak nie wytrzyma. Chciał wró­cić do pracy, choć przez kilka godzin żyć jak daw­niej. Oczy­wi­ście nie powie Klau­dii, że wraca do pracy, bo zagi­nęła jej była przy­ja­ciółka i zara­zem jego kole­żanka z pokoju. Koń­czy mu się ojcow­ski, wykręci się, że nie dostał urlopu, powie, że mają braki kadrowe, bo część ludzi z ich komendy prze­su­nięto na gra­nicę z Ukra­iną. Taka była prawda. Wojna trwała od kilku dni i nie zano­siło się, że szybko się skoń­czy.

W sobotę, wycho­dząc, nie powie­dział ani żonie, ani teścio­wej, że powo­dem jest zagi­nię­cie Wero­niki. Nawet nie zauwa­żyły, jak ode­brał tele­fon, po któ­rym wło­żył kurtkę i wybiegł z domu. Mar­twił się o kole­żankę, takie nagłe znik­nię­cie nie było w jej stylu. Nawet gdyby spie­szyła się do teścia, jak nie­któ­rzy suge­ro­wali, na pewno zadzwo­ni­łaby do kogoś z komendy uprze­dzić, że nie będzie jej na dyżu­rze.

Znali się z Wero­niką od kilku dobrych lat, zaprzy­jaź­nili się, choć mówi się, że przy­jaźń mię­dzy kobietą a męż­czy­zną nie ist­nieje. Im się udało. Wcze­śniej w ich paczce byli jej mąż i jego żona, ale zdrada, któ­rej dopu­ściła się Wero­nika, odbiła się na jej mał­żeń­stwie i tym samym na poczwór­nej przy­jaźni. Nie potę­piał Her­man, nie był takim czło­wie­kiem, uwa­żał, że nie ma do tego prawa. Każdy może popeł­nić błąd, a fero­wać wyroki jest naj­pro­ściej. Nie zauwa­żył, żeby nie ukła­dało im się w mał­żeń­stwie, choć Maciej był spe­cy­ficz­nym czło­wie­kiem, tro­chę takim bez więk­szych emo­cji. Gdy oglą­dali zabawny film i wszy­scy skrę­cali się ze śmie­chu, na jego twa­rzy poja­wiał się jedy­nie blady uśmiech; gdy jakaś łajza jechała autem przed nimi, Maks wście­kał się, rzu­cał inwek­ty­wami, a Maciek jedy­nie krę­cił głową, mówiąc spo­koj­nym tonem: „A kto dał mu prawo jazdy?”. Aż w końcu wziął sprawy w swoje ręce. Gdy przy­ła­pał żonę na zdra­dzie, z zimną krwią zabił kochanka. Może też nie było w tym więk­szych emo­cji? Po pro­stu wziął do ręki glocka, bach, bach i po spra­wie? Zada­nie wyko­nane.

To był szok dla wszyst­kich, całej komendy, a nawet spo­łecz­no­ści mia­steczka, nie tylko dla Wero­niki. Pozbie­rała się, choć to dla niej było nie­ła­twe. Maks miał wra­że­nie, że bar­dziej prze­ży­wała śmierć kochanka niż to, że jej mąż i ojciec dziecka tra­fił do wię­zie­nia. A teraz nie mogą jej namie­rzyć? Co mogło się z nią stać? Ten zna­le­ziony na pobo­czu drogi samo­chód, torebka na fotelu pasa­żera, otwarte drzwi, coś musiało się wyda­rzyć. Wero­nika nie porzu­ci­łaby nagle auta. Co prawda nie minęła doba od czasu, gdy była widziana po raz ostatni, ale nie chciał zwle­kać. Zaczęli ofi­cjalne śledz­two.

Kiedy wszedł na komendę, poczuł się jak daw­niej, te same pozy­tywne emo­cje, jest w akcji, działa. Nie było go w pracy nie­całe dwa tygo­dnie, a miał wra­że­nie, że minęła wiecz­ność. W ich wspól­nym pokoju pano­wał jak zwy­kle roz­gar­diasz, ni­gdy nie byli zbyt pedan­tyczni, a praca była na pierw­szym miej­scu. Biurko Her­man zawa­lone było papie­rami, inten­syw­nie pra­co­wała nad ostat­nią sprawą, jaką było ziden­ty­fi­ko­wa­nie wyło­wio­nej z Jeziora Bia­łego połowy ciała kobiety. Mimo usil­nych sta­rań nie każde śledz­two koń­czyło się suk­ce­sem, z powodu braku dowo­dów nale­żało je umo­rzyć, ale Wero­nika ni­gdy nie chciała dać za wygraną i wie­dział, że tym razem też tak będzie. Gdzie­kol­wiek teraz jest, da radę.

Czy jej znik­nię­cie mogło mieć zwią­zek z pro­wa­dzo­nym śledz­twem? Wpa­dła na jakiś trop i ktoś chciał zamknąć jej usta? Nie­wy­klu­czone.

Pod­szedł do jej biurka i zaczął prze­kła­dać kartki. Liczył, że natknie się na wia­do­mość, która ukie­run­kuje tok pro­wa­dze­nia śledz­twa. Jed­nak nic nie wydało mu się zna­czące, same suche sta­ty­styki, kilka akt spraw, które zamknięto, w tym dwie, gdzie także odna­le­ziono w jezio­rze zwłoki kobiet. Dla­tego poje­chała w oko­lice Bia­łego? Chciała coś spraw­dzić, ale dla­czego porzu­ciła samo­chód przy dro­dze? To wszystko było bez sensu. Drzwi pokoju otwo­rzyły się i wszedł Stęp­nicki.

– Mogę? – zapy­tał.

– Jasne – odpo­wie­dział Maks, odcho­dząc od biurka Her­man i sia­da­jąc na swoim wysłu­żo­nym krze­śle.

– Też masz wra­że­nie, że to nie w jej stylu, tak nagle znik­nąć? – ode­zwał się Bar­tek.

– Ona nie zamie­rzała ni­gdzie jechać, cze­kała na syna, więc coś musiało się stać – odpo­wie­dział Maks.

– Zapro­siła mnie do sie­bie – powie­dział nagle Stęp­nicki. – Umó­wi­li­śmy się na osiem­na­stą, a gdy przy­je­cha­łem, nie otwo­rzyła. Może powi­nie­nem od razu wsz­cząć alarm, ale po pro­stu pomy­śla­łem, że mnie wysta­wiła.

– Nie rób sobie wyrzu­tów, sądzę, że ma to zwią­zek z pro­wa­dzo­nym śledz­twem, poje­chała nad Białe, bo wpa­dła na jakiś trop…

– I nie powie­działa o tym nikomu? – skrzy­wił się Bar­tek.

– Może nie była pewna, chciała to spraw­dzić sama, prze­ko­nać się, czy ma rację, i coś się tam stało, że nie wró­ciła.

– Od czego zaczy­namy? – zapy­tał wprost Stęp­nicki. – Sąsie­dzi niczego nie widzieli – dodał. – Zapu­ka­łem do wszyst­kich drzwi w jej klatce.

– Może jed­nak trzeba rozej­rzeć się w Oku­nince, co prawda poza sezo­nem mało kto tam jest, ale uwa­żam, że ofi­cjal­nie pusz­czamy infor­ma­cję o jej zagi­nię­ciu i pro­simy o kon­takt ludzi, któ­rzy mogli widzieć ją tam­tego dnia nad jezio­rem.

– Zuza już się tym zajęła – powie­dział Stęp­nicki.

– No to teraz kamery, trzeba zabez­pie­czyć mate­riał z nagrań.

– Nad całym Bia­łym wszystko na sezon zimowy wyłą­czone z użytku. Ale dzwo­ni­łem już do kościoła w Orchówku, tam mają kamery, być może Wero­nika będzie nagrana, jak jedzie po ryby, które zamó­wiła u hodowcy.

– Kiedy będzie nagra­nie?

– Dzi­siaj, za chwilę tam jadę.

– Okej – powie­dział Bałucki. – Pojadę z tobą, jesz­cze raz prze­je­dziemy się nad Bia­łym, może spo­tkamy jakichś węd­ka­rzy. Może ktoś coś widział albo sły­szał. Ludzie cza­sem nagry­wają ptaki. Jedźmy!

Rozdział 3

Roz­dział

3

Gdy Wero­nika otwo­rzyła oczy, poczuła cie­pło na twa­rzy. W pierw­szej chwili nie wie­działa co to, ale szybko zorien­to­wała się, że na jej policz­kach roz­pły­wają się pro­mie­nie słońca. Musiało być już więc bli­sko połu­dnia. Pró­bo­wała się roz­pro­sto­wać, ale lina zawią­zana na nad­garst­kach na­dal mocno ści­skała jej dło­nie. Ni­gdzie też nie widziała swo­jej prze­śla­dow­czyni. Prze­chy­liła głowę w bok, potem w drugą stronę. Czy zosta­wiła ją na pastwę losu? To byłoby o wiele lep­sze niż jej towa­rzy­stwo. Jesz­cze raz szarp­nęła zwią­zane z tyłu o pień drzewa ręce, ale nic to nie dało. Kątem oka widziała tył bia­łego auta. Może jej prze­śla­dow­czyni zasnęła w środku? A to ozna­czało, że miała szansę uciec.

Pró­bo­wała opra­co­wać stra­te­gię. Naj­le­piej byłoby zorien­to­wać się, gdzie się teraz kon­kret­nie znaj­duje. Musiała wie­dzieć, w którą stronę ucie­kać i gdzie się scho­wać. Dość dobrze znała oko­liczne lasy, wycho­wała się we Wło­da­wie, w szkole śred­niej czę­sto spę­dzała tutaj wolne chwile. Wystar­czy, aby zoba­czyła jakiś cha­rak­te­ry­styczny punkt, a będzie wie­działa, gdzie jest. Przy­wią­zana była do drzewa w pobliżu wąskiej drogi, w oddali widziała pas prze­ciw­po­ża­rowy usy­pany z ziemi. Jeśli ta kobieta ją porwała, musi zda­wać sobie sprawę, że nie może jej tak wiecz­nie trzy­mać w miej­scu, w któ­rym mogą zja­wić się tury­ści albo leśnicy.

Wero­nika wie­działa, że mimo nie­chęci, jaką ta kobieta do niej żywi, nie jest pro­sto tak bez skru­pu­łów zabić czło­wieka. Jej prze­śla­dow­czyni nie prze­wi­działa tego, tej wewnętrz­nej blo­kady. Tylko psy­cho­paci potra­fią mor­do­wać z zimną krwią. A Aneta Jakim­czyk była owład­niętą chę­cią zemsty, zra­nioną kobietą, pra­gnącą wyrów­nać rachunki, dopeł­nić spra­wie­dli­wo­ści, uka­rać za grze­chy. Co zamie­rzała z nią zro­bić? Jak długo ma tak sie­dzieć przy­wią­zana do drzewa?

Poczuła nagle prze­szy­wa­jący ją chłód. Wiatr powiał moc­niej, bucha­jąc w jej twarz aro­ma­tem igli­wia. A może kobieta zabije ją za pomocą far­ma­ceu­ty­ków? Zer­k­nęła w dół na swoje ciało, była cały czas w płasz­czu, to utrud­niało dostęp do jej żył. Nagle powró­ciły do niej słowa, które kobieta powie­działa, zanim Wero­nika stra­ciła przy­tom­ność. Chciała jej wmó­wić, że tak naprawdę nie znała Nor­berta, że on nie kochał jej tak, jak sądziła, że spo­ty­ka­jąc się raz na jakiś czas, można uda­wać, kogo się chce. Nie chciała w to wie­rzyć, ale wie­działa, że gdzieś głę­boko już zostało zasiane ziarno nie­pew­no­ści. Nor­bert nie żył, a ona nie miała jak zwe­ry­fi­ko­wać tego, o czym mówiła jego sio­stra. Jed­nak teraz nie powinna o tym myśleć, musi sku­pić się, jak się stąd ura­to­wać. A może ta kobieta wło­żyła jej jakąś tabletkę pod język, gdy stra­ciła przy­tom­ność? Dla­tego nie może sfor­mu­ło­wać myśli, które wciąż ucie­kają jej na wszyst­kie strony, od jed­nego do dru­giego wątku.

Prze­łknęła ślinę, ale nie czuła żad­nego dziw­nego posmaku, raczej suchość. Nie piła już od dobrych dwu­dzie­stu godzin. Szarp­nęła się, zaczęła pocie­rać sznu­rem o pień drzewa. Bolały ją barki, nie­wy­godna pozy­cja dawała się we znaki, ścier­pło jej całe ciało, musiała jak naj­szyb­ciej uwol­nić wygięte dło­nie. Jesz­cze raz szarp­nęła się do przodu, ale wtedy usły­szała za sobą jej głos:

– Daruj sobie – zaśmiała się kobieta. – Wijesz się jak robak na haczyku, nie mar­nuj ener­gii. To i tak nic nie da.

– Chce mi się pić – powie­działa Her­man.

– A wiesz, czego ja chcę? – Znów iro­niczny ton. – Mnie jakoś nikt nie pyta, czego potrze­buję? A ty jesteś ostat­nią osobą, któ­rej chcia­ła­bym pomóc. – Wyszła zza jej ple­ców i wymie­rzyła w nią pal­cem.

W dru­giej ręce za sobą coś trzy­mała, Wero­nika poczuła, jak jej krew przy­śpie­sza. A może jed­nak myliła się i dla tej kobiety nie będzie niczym trud­nym pode­rżnąć komuś gar­dło? Widziała w jej oczach gniew i znie­wagę. Patrzyła na nią z obrzy­dze­niem. Aneta zro­biła kolejny krok, na­dal ukry­wa­jąc jedną dłoń za ple­cami. Pochy­liła się nad Wero­niką, aż ona poczuła jej oddech na twa­rzy, szybki i nie­spo­kojny. Odru­chowo odchy­liła się do tyłu, wykrzy­wia­jąc głowę, a wtedy kobieta wyjęła ukrytą za ple­cami dłoń.

Rozdział 4

Roz­dział

4

– Mamy nagra­nie z kościoła w Orchówku – powie­dział Bar­tek, wcho­dząc do pokoju Bałuc­kiego. – Widać na nim, jak Wero­nika prze­jeż­dża swoją meganką, o szes­na­stej dwa­dzie­ścia, ale do hodowcy ryb nie doje­chała – dodał.

– To ozna­cza, że po minię­ciu kościoła, zamiast jechać pro­sto po pstrągi, skrę­ciła w stronę Bia­łego – skwi­to­wał Maks.

– Po co?

– Może ktoś do niej zadzwo­nił? – zauwa­żył Bałucki. – Powie­dział, że chce się spo­tkać, bo wie coś o spra­wie roz­człon­ko­wa­nego ciała wyło­wio­nego z jeziora.

– Nie. – Bar­tek pokrę­cił głową. – Przej­rza­łem bilingi, nie ode­brała żad­nego połą­cze­nia. Sygnał tele­fonu urywa się w miej­scu, w któ­rym został zna­le­ziony samo­chód. Ten, kto stoi za jej znik­nię­ciem, zapewne zabrał jej tele­fon, wyłą­czył lub znisz­czył.

– Aaa, zadzwo­nił na komendę facet, który był tam­tego popo­łu­dnia nad Bia­łym. – Maks pod­niósł głowę. – Tak jak sądzi­łem, ktoś tam jed­nak był.

– No i? – pona­glił go Bar­tek.

– Facet powie­dział, że widział Her­man tam­tego dnia nad jezio­rem. To przy­rod­nik, wybrał się nad Białe z lor­netką, chciał pooglą­dać ptaki, zauwa­żył kobietę na pomo­ście, tym, przy któ­rym wyło­wiono roz­człon­ko­wane ciało. – Spoj­rzał wymow­nie na Stęp­nic­kiego. – Z opisu wynika, że to była Wero­nika. Nie potrafi powie­dzieć, która była godzina, ale na pewno przed sie­dem­na­stą, bo wtedy wró­cił już do auta. Jechał w stronę Chełma, więc nie widział porzu­co­nego samo­chodu przy dro­dze, ale powie­dział coś istot­nego. – Maks zawie­sił na moment głos. – W zasa­dzie sądzę, że może to mieć zna­cze­nie.

– No?

– Że widział tam też jakąś inną kobietę.

– Kobietę?

– Tak, nie nad samym jezio­rem, ale na plaży.

– O tej samej godzi­nie co Her­man?

– Dokład­nie nie powie­dział, ale mniej wię­cej było to w tym samym cza­sie.

– Co to za kobieta? Podał jej ryso­pis?

– Był daleko, patrzył przez lor­netkę, kobieta była w kurtce i kap­tu­rze na gło­wie, nic wię­cej nie pamięta, miał wra­że­nie, że zauwa­żyła, jak się jej przy­gląda, i znik­nęła z pola widze­nia.

– Hmm – wes­tchnął Stęp­nicki.

– Myślisz, że to może mieć zna­cze­nie?

– Może to jakaś przy­jezdna, przy­je­chała, a potem odje­chała, albo ktoś, kto ma coś do ukry­cia. W każ­dym razie ta kobieta nie zgło­siła się do nas, wła­ści­wie nikt do tej pory, oprócz tego przy­rod­nika, nie zare­ago­wał na nasz apel.

Drzwi do pokoju otwo­rzyły się i weszła Zuzanna Kugiel.

– Nie uwie­rzy­cie, co się stało!

Rozdział 5

Roz­dział

5

Aneta Jakim­czyk trzy­mała w ręku tablet. Na wiel­kim ekra­nie wid­niało zdję­cie Nor­berta z jakąś kobietą, obej­mo­wał ją w talii, w tle znaj­do­wały się palmy i morze.

– I następne. – Kobieta prze­su­nęła pal­cem po ekra­nie.

Poja­wił się kolejny obraz, Nor­bert – tym razem z uśmiech­niętą blon­dynką – stał na pomo­ście, na kolej­nej foto­gra­fii trzy­mał w ramio­nach dłu­go­włosą bru­netkę, a potem poja­wiło się kilka jego fotek z kobie­tami na nar­tach. Wero­nika poczuła nie­znany dotąd nie­po­kój. Czy Aneta Jakim­czyk chciała wła­śnie udo­wod­nić, że jej uko­chany miał inne kobiety? Te zdję­cia niczego nie dowo­dzą, poza tym nie wie, kiedy zostały zro­bione, może dużo wcze­śniej, niż się poznali.

– Zdra­dzał cię – powie­działa kobieta, patrząc Her­man pro­sto w oczy.

– To nie­moż­liwe. – Wero­nika pokrę­ciła prze­cząco głową. – Skąd masz te zdję­cia?

– A czy ma to w ogóle jakieś zna­cze­nie?! – wrza­snęła. – Mam, bo mój brat prze­sy­łał mi cza­sem fotki z waka­cji.

Wero­nika nawet nie wie­działa o ist­nie­niu Anety Jakim­czyk. Nor­bert ni­gdy jej nie powie­dział, że ma sio­strę. Gdy się spo­ty­kali, na pierw­szym pla­nie był seks, pra­gnęli sie­bie, to domi­no­wało nad wszyst­kim innym. A poza tym kra­dła czas z wła­snego życia rodzin­nego, wymy­kała się na kilka godzin z domu, ni­gdy nie została u niego na noc. Czy to, o czym mówiła jego sio­stra, mogło być prawdą? Nor­bert nie był taki, jak sądziła? Posta­wiła na szali swoje mał­żeń­stwo, sta­bi­li­za­cję życiową, a tym­cza­sem on nie był z nią szczery. Oprócz niej miał także inne kobiety.

– No i co na to powiesz? Boli? – uśmiech­nęła się drwiąco. – Wiem, że to cię znisz­czy, ta świa­do­mość, że zary­zy­ko­wa­łaś dla nie­wła­ści­wego męż­czy­zny. Twój mąż, ojciec two­jego dziecka sie­dzi w kiciu, bo ty zapra­gnę­łaś dać dupy pierw­szemu lep­szemu, który cię pode­rwał. – Spoj­rzała na nią lek­ce­wa­żąco. – Kocha­łam Nor­berta, dla mnie nie miało zna­cze­nia, z kim i jak czę­sto sypia, był moim bra­tem, ale nie spo­dzie­wa­łam się, że w końcu się doigra. – Pokrę­ciła głową. – Bałam się, że wplą­cze się w pro­ble­mowy układ, zła­pie jakie­goś syfa, ale nie, że zosta­nie zabity!

Wero­nika mil­czała, w duszy ana­li­zu­jąc to, co wła­śnie usły­szała. Czy naprawdę była taka łatwo­wierna? W cza­sie, gdy pla­no­wała zosta­wić męża, roz­bić swoją rodzinę, Nor­bert sypiał z innymi? Dla niego ona nie była tą jedyną, dla któ­rej byłby w sta­nie zro­bić wszystko, tak jak ona dla niego? Aneta Jakim­czyk miała rację, to bolało, potwor­nie bolało. Naiwna i głu­pia. W jej gło­wie kłę­biło się od podob­nych epi­te­tów na wła­sny temat.

Widziała jed­nak, że nie tędy droga. Musi teraz sku­pić się na chwili obec­nej, spró­bo­wać uciec. Jed­nak poczuła się zupeł­nie pozba­wiona sił, przez jedną krótką chwilę pomy­ślała, że jak­kol­wiek zakoń­czy się sytu­acja, w któ­rej się zna­la­zła, ona ni­gdy już nie będzie sobą. Pierw­sze zała­ma­nie, śmierć Nor­berta, było jak cios w samo serce, ale teraz, gdy poznała oko­licz­no­ści i tło ich rela­cji, bolało jesz­cze bar­dziej. Miał zamiar w ogóle powie­dzieć jej, że to tylko zabawa? Kiedy? Gdyby oznaj­miła, że ode­szła od męża? Poczuła, jak cię­żar wspo­mnień zaci­ska pętlę na jej szyi. Chciała odrzu­cić z pamięci kadry, które teraz zoba­czyła, Nor­berta z innymi kobie­tami.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki