Ekipa na Tropie. Spotkanie z Youtuberem - Magda Stachula - ebook
NOWOŚĆ

Ekipa na Tropie. Spotkanie z Youtuberem ebook

Magda Stachula

0,0

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Młodzi odkrywcy Kuba, Filip, Oliwka i Jagoda zdobywają bilety na Zlot Tropicieli Przygód, wyjazdową imprezę w górach, której gościem specjalnym ma być ich ulubiony YouTuber, Leonardo Da Wici. Czekają na nich survivalowe aktywności, pieczenie kiełbasek, gra terenowa i wspólne rozwiązanie zagadki związanej z tajemnicą cienia. W sercu dzikiej przyrody, pośród górskich szlaków i starych opowieści, zdarza się coś, czego nikt nie przewidział. Legenda zdaje się ożywać na oczach uczestników zlotu. Czy w tej grze chodzi tylko o przygodę, czy o coś znacznie poważniejszego?

Przygotuj się na historię pełną napięcia, odważnych decyzji i survivalowych doznań.

„Spotkanie z Youtuberem” to opowieść, która porwie cię od pierwszej strony i sprawi, że sam zapragniesz wyruszyć na własne tropienie tajemnic.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 92

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dla Oli i Gabrysia z najlepszymi życzeniami

Powitanie

Drodzy Czytelnicy,

znacie już wszystkich członków ekipy na tropie: Kubę, Oliwkę, Filipa i Jagodę oraz psa Kowboja. Z tą wesołą drużyną nigdy nie ma nudy i myślę, że chętnie znów spędzilibyście wspólnie z nimi wolne chwile.

Jest ku temu okazja, bo ekipa właśnie wyrusza w góry. A jak góry, to dużo atrakcji i niezapomniane przygody. Tym razem dzieci staną oko w oko z tajemnicą cienia z Przełęczy Wilka. Okaże się to dla nich ogromnym wyzwaniem, nie będzie łatwo, ale wierzę, że pomożecie im rozwiązać zagadkę związaną z lokalną legendą.

Zapraszam do wyprawy w góry razem z ekipą na tropie. Życzę udanej lektury i dobrej zabawy.

Magda Stachula

Rozdział 1

Od parunastu minut zanosi się na burzę. Wielkie, ciężkie, stalowe chmury napierają na siebie, jakby prowadziły jakąś tajemną walkę o dominację na niebie.

– Oby przeszło bokiem – mówi dziadek Stefan, biorąc się pod boki i patrząc do góry.

Oliwka, Jagoda i Filip siedzą na tarasie, skubią słonecznik i także śledzą złowieszcze chmury poruszające się nad ich głowami.

– Burze nad jeziorem bywają groźne – do rozmowy włącza się Profesor, przyjaciel rodziny. – Kto mi powie, dlaczego? – pyta.

– Woda przewodzi prąd – rzuca Filip.

– To po pierwsze. – Profesor odgina kciuk i spogląda wyczekująco na dzieci.

– Na jeziorze nie ma się gdzie schować i jeśli będziemy na jego tafli, to piorun może w nas uderzyć, bo będziemy najwyższym punktem – dodaje Oliwka.

– To też prawda. – Profesor odgina drugi palec.

– Ciało człowieka w wodzie przewodzi prąd, dlatego można zostać porażonym, nawet jeśli jest się kilka lub kilkanaście metrów od miejsca uderzenia pioruna. Prąd po wodzie rozchodzi się promieniście, dlatego tak ważne jest, żeby przybić do brzegu, gdy tylko zauważy się nagłą zmianę pogody, a już na pewno nie wolno wypływać, gdy wiszą takie czarne chmury nad głowami – mówi dziadek, ponownie spoglądając w niebo.

– Nigdzie się nie wybieramy, dziadku – zapewnia Oliwka.

W tej samej chwili do ogrodu niczym burza wpadają Kuba wraz z Kowbojem. Furtka uderza z łoskotem, aż Jagoda podskakuje i omal nie upuszcza swojego słonecznika.

– Pali się czy co? – rzuca Profesor.

– Lepiej – mówi Kuba.

– Lepiej? – Jagoda zeskakuje z ogrodowej huśtawki. – Czyli?

Dziewczynka podpiera się pod boki i spogląda wyczekująco na kolegę. W tej pozie przypomina swojego dziadka, który ma tendencję do układania zaciśniętych pięści na biodrach, gdy o czymś opowiada.

– Zapisałem nas na Zlot Tropicieli Przygód – mówi Kuba. – Udało mi się zaklepać ostatnie miejsca – stwierdza dumnie.

– Zlot Tropicieli czego? – pyta Jagoda.

– Zlot Tropicieli Przygód – powtarza chłopiec. – To ogólnopolski zjazd fanów survivalu, legend, tajemnic i… – Celowo zwiesza głos, po czym dodaje: – Teraz najlepsze, po prostu nie uwierzycie…

– No mów – ponagla zniecierpliwiona Oliwka.

– Gościem specjalnym będzie Leonardo Da Wici – oznajmia Kuba.

– Żartujesz? – Filip wpatruje się z niedowierzaniem w starszego brata.

– Ho, ho. – Dziadek się śmieje. – Chyba raczej jego duch, bo Leonardo da Vinci już dawno nie żyje.

– Nie da Vinci, tylko Da Wici – poprawia Filip. – To jest bardzo znany youtuber, który prowadzi kanał o niezwykłych i tajemniczych zdarzeniach.

– Tak znany, że ja go nie znam – komentuje wciąż rozbawiony dziadek Stefan. – A ty, Lucek? – Z uśmiechem patrzy na kolegę emeryta.

– Ja też pierwszy raz o nim słyszę, co innego Leonardo da Vinci, geniusz epoki renesansu, wynalazca i malarz, o nim to mógłbym godzinami rozmawiać.

– Naprawdę nazywa się Leon Wojciechowski, ale jego nick w sieci to Leonardo Da Wici, bo rozpuszcza wici, jak wyniucha coś ciekawego – wyjaśnia Oliwka.

– W sensie? – Jagoda znów podpiera się pod boki i patrzy wyczekująco na siostrę. Jako jedyna z dzieci nie kojarzy znanego youtubera.

– On robi megaakcje. Chodzi po starych zamkach, szuka ukrytych skarbów, zapuszcza się do bunkrów z czasów drugiej wojny światowej, nocuje po lasach, normalnie adrenalina w każdym odcinku – dopowiada Oliwia, choć nie wyjaśnia siostrze powiedzenia „rozpuścić wici”.

– No i właśnie on będzie gościem specjalnym tegorocznej jubileuszowej edycji Zlotu Tropicieli Przygód, która odbędzie się w górach, a dokładnie na polanie w Przełęczy Wilka – wyjaśnia Kuba.

– Kiedy? – pyta Oliwia.

– W ten weekend, dokładnie za dwa dni. – Chłopiec uśmiecha się szeroko. – A ja zgarnąłem ostatnie miejsca, czworo dzieci i dwóch dorosłych opiekunów, pies gratis – dodaje, mierzwiąc sierść na głowie Kowboja.

– A tych dwóch dorosłych to kto? – pyta dziadek, zagryzając wąsy.

– No pan i pan Lucjan. – Kuba spogląda najpierw na jednego, a potem na drugiego mężczyznę.

– A rodziców pytaliście o pozwolenie? – upewnia się Profesor. – Czy tak samo jak my będą zaskoczeni?

– Nie było czasu. – Kuba wzdycha. – Od miesięcy polowałem na bilety, ale miejsca już dawno się wyprzedały, więc teraz, gdy tylko zobaczyłem, że cztery bilety się zwolniły, od razu przyklepałem. – Spogląda na brata.

– Dobrze zrobiłeś, to dopiero będzie weekend. – Filip pociera z satysfakcji dłonie o siebie, zupełnie jakby zabierał się do zjedzenia jakiegoś znakomitego dania.

– Cztery bilety? – upewnia się Jagoda.

– Tak. – Kuba kiwa głową. – O tobie też pomyślałem.

– Ale na pewno pojedziemy z dziadkiem i panem Lucjanem? – Dziewczynka robi zatroskaną minę.

– Tak jak mówiłem, na dwie osoby niepełnoletnie przypada jeden opiekun, więc obaj panowie pojadą z nami gratis.

– To już nie tylko Kowboj, ale i my, Stefciu, jedziemy gratis – rzuca ze śmiechem Profesor.

– Teraz trzeba tylko załatwić z rodzicami, żeby pozwolili nam wziąć udział w zlocie – zauważa Oliwka, sięgając po kolejne ziarno słonecznika.

– Nie powinno być problemu – mówi Filip. – Nasi rodzice mają dużo pracy, więc nasz wyjazd będzie im nawet na rękę, a wasi – wskazuje na dziewczyny – pewnie grają znów gdzieś jakąś sztukę teatralną.

– Jakbyś zgadł. – Oliwka się uśmiecha. – Tym razem w Wiedniu. Dlatego znów zostałyśmy z dziadkami. Ale tak mi tu dobrze – dodaje, spoglądając z miłością na dziadka.

– No i super, wszyscy zadowoleni, rodzice i dzieci. – Filip się uśmiecha. – A my dzięki temu możemy razem z wami spędzać czas, gdy przyjeżdżamy z rodzicami nad jezioro.

– A babcia? – odzywa się nagle Jagoda.

– Co babcia? – pyta Oliwka, nie rozumiejąc, co jej siostra ma na myśli.

– Nie będzie jej smutno, jak zostanie sama? – pyta dziewczynka, skubiąc słonecznik.

– Babcia w życiu nie pojechałaby na taki zlot – stwierdza Oliwka. – Ona nie lubi survivalowych aktywności.

– Oj, zdziwiłabyś się, zdziwiła. – Dziadek spogląda na wnuczkę, uśmiechając się pod wąsem. – Ale na pewno się ucieszy, gdy na weekend zostanie sama i trochę sobie odpocznie od nas wszystkich.

– To co, panowie się zgadzają? – upewnia się Kuba.

– Skoro to ostatnie miejsca i znany youtuber, nie wypada nam odmówić, prawda, Stefciu? – Profesor głośno się śmieje, a pierwsze wielkie krople spadają na jego kapelusz.

– Teraz tylko z rodzicami załatwcie. Ale najpierw szybko do domu, bo za chwilę przemokniemy do suchej nitki – mówi dziadek, zaganiając wszystkich do domku.

Rozdział 2

Za oknem szaleje burza, niestety chmury nie przeszły bokiem, jak myślał dziadek. Babcia kręci się po kuchni, a w piekarniku rumienią się bułeczki drożdżowe, które ulepiła po południu razem z dziećmi.

– A w ogóle wiecie, skąd się wzięło sformułowanie „rozpuścić albo rozesłać wici”? – pyta Profesor, gdy wszyscy siadają wokół kominka.

– Nie bardzo – odpowiada Jagoda, a po minach pozostałych można wnioskować, że nikt z ekipy nie ma pojęcia, skąd pochodzi to sformułowanie.

– W dawnej Polsce, gdy społeczność musiała przygotować się do wojny albo do zebrania w jakiejś ważnej sprawie, należało dotrzeć do wszystkich z tą wiadomością. A wówczas nie było to takie proste i szybkie jak dziś. Z informacją wysyłano więc posłańców z kawałkami powrozów, czyli takich grubych sznurów, lub z wiciami, czyli cienkimi gałązkami – wyjaśnia Profesor. – Te pęki powrozów czy wici były symbolem kary dla uchylających się od powinności wobec kraju czy możnowładcy i jednocześnie podkreślały powagę i nagłość wezwania.

– W sensie, że żarty się skończyły? – pyta Jagoda.

– Dokładnie. – Profesor uśmiecha się, kołysząc się na bujanym fotelu w przód i tył. – Rozsyłano więc wici do najdalszych wiosek, aby wszyscy mieszkańcy wiedzieli o koniecznej mobilizacji, na przykład w związku ze zbliżającym się zagrożeniem ze strony wroga, i stąd wzięło się powiedzenie „rozpuścić wici”.

– No i właśnie ten Leonardo Da Wici jest takim youtuberem, co daje wszystkim znać, jak dzieje się coś ciekawego lub ważnego, dlatego Zlot Tropicieli Przygód jest wydarzeniem, którego nie możemy przegapić – podsumowuje Kuba.

– Pełna mobilizacja z naszej strony – dodaje Filip, w geście satysfakcji unosząc pięść do góry.

– Jaka Rzeczpospolita, taka mobilizacja – wtrąca z uśmiechem dziadek, a piorun uderza gdzieś niedaleko z wielkim hukiem.

– Ojojoj. – Profesor wzdycha ciężko. – Pani natura bardzo zezłoszczona.

– Za to ja mam świetny humor, bo wyrosły wyśmienicie – mówi babcia, wnosząc półmisek pachnących, rumianych bułeczek.

– Jak widzę takie pyszności, to uśmiech sam pojawia się na twarzy – komentuje Profesor i sięga po jedną z bułeczek.

– Ja też się poczęstuję – mówi Kuba. – Choć humoru nie muszę sobie poprawiać, bo mam znakomity.

– Ja też – mówi Filip, gryząc już swoją drożdżową bułeczkę. – Zlot Tropicieli Przygód to jest dopiero superperspektywa.

Kolejna błyskawica przecina niebo i znów słychać grzmot pioruna.

– Na szczęście możemy być spokojni – mówi Oliwka, podchodząc do okna. – Piorun nie trafia dwa razy w to samo miejsce, a w nasze jezioro już trafił kilka lat temu.

– A wiecie, że to nie jest prawda – wtrąca Profesor.

– Jak to? Ja też pamiętam, jak tata opowiadał mi o burzy sprzed kilku lat, gdy piorun uderzył w taflę naszego jeziora – mówi Kuba.

– Nie to miałem na myśli. – Profesor kręci na boki głową. – W jezioro trafił, sam doskonale pamiętam, ale nie jest prawdą, że nie uderza ponownie w to samo miejsce. To bardzo popularne powiedzenie, metafora podkreślająca, że rzadko się zdarza, żeby coś wyjątkowego powtórzyło się w ten sam sposób, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jest kilka miejsc na świecie, w które piorun uderzył wielokrotnie, choćby wieża Eiffla w Paryżu albo Empire State Building w Nowym Jorku, gdzie piorun trafia około dwudziestu razy rocznie.

– Pamiętam, jak w szkole uczyłam się, że to najwyższy budynek na świecie, ale potem powstały wyższe – wtrąca babcia, siadając obok dziadka.

– Tak, był najwyższy przez czterdzieści lat – mówi Profesor. – Empire State Building został zbudowany jako najwyższy budynek na świecie w czasie Wielkiego Kryzysu w USA, miał być symbolem nadziei i postępu, pokazać siłę gospodarczą Ameryki. Budowa rozpoczęła się w tysiąc dziewięćset trzydziestym, a zakończyła już w roku kolejnym, trwała tylko czterysta dziesięć dni. Bardzo krótko nie tylko jak na tamte, ale nawet jak na dzisiejsze czasy. – Zerka porozumiewawczo na dziadków, a oni posyłają mu uśmiech.

– To ile metrów ma Empire State Building? – pyta Kuba.

– Trzysta osiemdziesiąt jeden metrów wysokości, a jeśli policzymy jeszcze iglicę, to nawet czterysta czterdzieści trzy metry.

– To więcej niż wieża Eiffla – dodaje Oliwka. – Ona ma trzysta trzydzieści metrów. Wiem, bo byłam tam z rodzicami.

– A jeśli ten budynek w Nowym Jorku był najwyższy przez czterdzieści lat, to jaki go pokonał? – dopytuje Filip.

– Też w Nowym Jorku, północna wieża World Trade Center – wyjaśnia pan Lucjan. – Ten budynek, który został potem zniszczony w czasie zamachu terrorystycznego z jedenastego września dwa tysiące pierwszego roku. Nie pamiętacie tego, dzieci, bo jeszcze was na świecie nie było.

– Za to ja doskonale pamiętam. – Babcia wzdycha ciężko. – Co za tragedia.

– A teraz najwyższym budynkiem świata jest Burj Khalifa w Dubaju, w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich – wyjaśnia Filip. – Ma osiemset dwadzieścia osiem metrów wysokości.

– Imponujące – mówi dziadek.

– W niego też wielokrotnie uderzył piorun – chwali się wiedzą Kuba. – Widziałem na YouTubie film nagrany podczas burzy nad Dubajem w momencie, gdy piorun uderza w Burj Khalifa. Było widać, że system ochrony zadziałał prawidłowo.

– Na szczęście my też nie musimy się martwić, bo na dachu domu mamy swój system ochrony, nie tak nowoczesny jak w Dubaju, bo zwykły piorunochron, ale on też poradzi sobie z piorunem – zapewnia dziadek.

– Niech już skończy się ta burza – mówi Oliwka. – Bo chcę zadzwonić do rodziców i załatwić pozwolenie na wyjazd na Zlot Tropicieli Przygód!

– Tak, to jest nasze najważniejsze zadanie, a potem pakujemy plecaki. – Profesor się uśmiecha.

– Mam nadzieję, że nasi rodzice się zgodzą – mówi Filip. – Wiedzą, jak uwielbiamy Leonarda Da Wici, a poza tym nie pojedziemy tam sami, tylko pod opieką. – Spogląda w kierunku Profesora i dziadka dziewczynek.

– A jak my tam dojedziemy? – pyta zaciekawiona Jagoda. – Przecież nie zmieścimy się wszyscy do samochodu dziadka.

– Pociągiem – stwierdza Filip.

– Myślę, że to najlepsze rozwiązanie także dla Kowboja – zapewnia Kuba. – Będzie można z nim spacerować po korytarzu, więc mam nadzieję, że nie będzie się tak nudzić.

– Nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu – podsumowuje Profesor, uderzając dłońmi w kolana. – Najpierw załatwcie z rodzicami, a potem zaplanujemy podróż.

– Co to znaczy „dzielić skórę na niedźwiedziu”? – pyta Jagoda, spoglądając na pana Lucjana.

– To idiom, oznaczający robienie planów na przyszłość z założeniem, że pewne zdarzenia na pewno nastąpią. A przecież przyszłość jest niepewna. To tak, jakby myśliwi rozdzielali skórę z niedźwiedzia między siebie, zanim upolują zwierzę.

– Po co w ogóle polować na niedźwiedzie, są takie słodkie. – Jagoda przytula do siebie maskotkę, słodkiego misia z popularnej kreskówki. – Ja mojego nigdy nie oddam.

– Na szczęście w Polsce jest to surowo zabronione, a powiedzenie pochodzi jeszcze z dawnych czasów, kiedy misie traktowano jak szkodniki. Zagrażały bydłu, rabowały ule, zdarzało się, że atakowały ludzi, w średniowieczu było ich bardzo dużo na nizinach, dzisiaj występuje ich niewiele w górach.

– Może spotkamy jakiegoś, jak pojedziemy na Zlot Tropicieli Przygód? – Jagoda spogląda na Profesora.

– Lepiej nie, Jagódko. – Dziadek kładzie jej rękę na ramieniu. – Mogłoby się to dla nas źle skończyć – dodaje. – A teraz dosyć już tych pogaduszek, burza odchodzi, czas zadzwonić do rodziców i zacząć się pakować.

Dwie godziny później jest już pewne, że najbliższy weekend dzieci spędzą w górach, w towarzystwie dziadka Stefana, Profesora i Kowboja. Zarówno rodzice dziewczynek, jak i rodzice chłopców przystali na propozycję dzieci i zgodzili się, aby ekipa pojechała na Zlot Tropicieli Przygód.

– No to możemy zacząć planować. – Filip się uśmiecha.

– Ja proponuję – do rozmowy włącza się Profesor – byście najpierw pokazali nam tego znanego youtubera. Chcemy zobaczyć te jego niezwykłe filmiki, zanim spotkamy się z nim oko w oko.

– O tak. – Oliwka się rozpromienia. – Zrobimy wieczór filmowy. Kubo, przerzuć obraz z komórki na duży ekran, a ja idę zrobić popcorn.

Chłopiec klika coś w telefonie, pilotem włącza telewizor i na ekranie pojawia się twarz Leonarda Da Wici.

– Od pierwszego odcinka? – upewnia się Kuba.

– Tak – mówią jednocześnie Oliwka i Filip.

– No to ja idę wyjąć kolejną porcję świeżych bułeczek – mówi babcia. – I już do was dołączam.

Do późnych godzin wieczornych oglądają niezwykłe przygody youtubera, który śladem legend polskich odwiedził Mysią Wieżę w Kruszwicy nad jeziorem Gopło, gdzie rzekomo myszy zjadły Popiela, szukał śladów Białej Damy w zamkach Książ i na Pieskowej Skale, a także pokazał inne niezwykłe miejsca w Polsce, owiane tajemnicą, jak na przykład Łysą Górę, miejsce spotkań czarownic, gdzie spędził noc i próbował spotkać jedną z nich. Wyjechał na Mazury, badał uchodzącą za bardzo tajemnicze miejsce wyspę Gilmę na Jeziorze Dobskim, na której znajduje się czakram, czyli miejsce mocy. Nie zabrakło też odcinków, w których Leonardo Da Wici starał się rozwiązać zagadkę Złotego Pociągu, który ma się rzekomo znajdować w okolicach Wałbrzycha i mieć nawet dwanaście wagonów z niezwykłymi kosztownościami. Odwiedził wszystkie latarnie morskie nad Bałtykiem, a także Krzywy Las w Nowym Czarnowie z czterystoma powykręcanymi sosnami, których pnie tworzą kształt litery S. Najwięcej emocji wzbudziły odcinki, w których youtuber odwiedził miasteczko widmo Kłomino w województwie zachodniopomorskim oraz drugie w województwie dolnośląskim, Pstrąże. Opuszczone bloki, zionące pustką okna wzbudziły dreszcz przerażenia u wszystkich oglądających, nawet dorosłych.

– A ja pamiętam, jak te dwa miasteczka jeszcze tętniły życiem – zauważa w zadumie Profesor. – Pierwsze, Kłomino, było bazą wojskową i kiedy po upadku Związku Radzieckiego Rosjanie opuścili Polskę, zaczęło się wyludniać. Położone było na uboczu, otoczone lasem, co nie pomagało w rozwoju miasta i zachęceniu, aby nadal kwitło tam życie. A drugie, Pstrąże, ma zupełnie inną historię, choć finał taki sam, miasto widmo.

– Jaką? – pyta zaciekawiona Oliwka.

– Po zakończeniu drugiej wojny światowej…

– W tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym roku – wtrąca Oliwka.

– Tak. – Profesor kiwa głową. – Wieś Pstrąże znalazła się na terenie Polski i niemieccy mieszkańcy zostali wysiedleni, a na ich miejsce przybyli Polacy z różnych regionów przedwojennej Polski oraz repatrianci z Kresów Wschodnich. Dokładnie jak w przypadku wielu miast i miasteczek na tak zwanych ziemiach odzyskanych – wyjaśnia.

– Co to znaczy repatrianci? – przerywa Jagoda.

– Repatriant to osoba, która powraca do ojczyzny z zamiarem osiedlenia się tam na stałe. W przypadku Polaków był to proces sprowadzenia do ojczyzny osób polskiego pochodzenia, które z różnych przyczyn, takich jak wysiedlenia czy prześladowania, nie mogły wcześniej mieszkać w Polsce – wyjaśnia Profesor. – No więc ci ludzie z Kresów zamieszkali w opuszczonej przez Niemców wsi Pstrąże, jednak mimo starań nowych mieszkańców wieś nie zdołała odzyskać dawnej świetności. Stały za tym trudności ekonomiczne oraz migracje ludności ze wsi do miast, które spowodowały, że Pstrąże zaczęło stopniowo pustoszeć, a w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku zostało całkowicie opuszczone. Budynki zaczęły popadać w ruinę, ale do dziś można znaleźć ślady fundamentów domów, a także resztki infrastruktury. Tak jak na filmie tego młodego człowieka – kończy pan Lucjan, wskazując na nagranie Leonarda Da Wici.

– I właśnie w takich miejscach kwitnie urbex – mówi Kuba.

– A co to jest? – pyta Jagoda.

– Urbex to skrót od dwóch angielskich słów, urban exploration, czyli w dosłownym tłumaczeniu „eksploracja miejska” – tłumaczy Kuba. – To forma aktywności polegająca na eksploracji, czyli odkrywaniu i dokumentowaniu opuszczonych miejsc, które często skrywają ciekawą historię i wyjątkową atmosferę. Osoby uprawiające urbex nazywane są eksploratorami.

– A jakie miejsca odwiedzają? – zadaje kolejne pytanie Jagoda.

– Różne: opuszczone fabryki, szpitale, sanatoria, ruiny pałaców, zamków, stare magazyny, tunele – wymienia Kuba. – Tak jak Leonardo. On jest jednym z eksploratorów.

– Ważne jest, by mieli dobry sprzęt – dodaje Filip. – Wygodne buty, odpowiednie ubranie, rękawiczki, latarkę czołową, świetny aparat.

– To wszystko, co ma na filmie Leonardo – wtrąca Oliwka.

– Tacy eksploratorzy jak Leonardo starają się zachować te miejsca w nienaruszonym stanie, nie niszcząc ich ani niczego stamtąd nie zabierając, a jedynie fotografując lub filmując.

– Nie wszyscy – do rozmowy włącza się babcia. – Niektórym brak wyobraźni i źle się to dla nich kończy. Sama oglądałam program, w którym jeden z takich, jak ich nazywasz, eksploratorów dostał wysoki mandat za wkroczenie na cudzy teren.

– To, że coś jest opuszczone, nie oznacza, że jest niczyje – dodaje dziadek.

– Mandat mandatem, może nawet skończyć się aresztowaniem – mówi Profesor. – Ale przede wszystkim to bardzo niebezpieczna rozrywka i nie dla każdego. Opuszczone budynki i budowle bywają niestabilne, a podłogi, ściany i sufity mogą się zawalić w każdym momencie, grożąc takim śmiałkom śmiercią. Poza tym te miejsca mogą być skażone substancjami toksycznymi, takimi jak azbest, ołów lub pleśń, które powodują poważne problemy zdrowotne. Dlatego to naprawdę nie dla każdego i przestrzegam przed brawurą. – Pan Lucjan podnosi rękę do góry. – Pamiętajcie o tych zagrożeniach, dzieciaki.

– To ja wolę oglądać, jak Leonardo odkrywa za mnie niezwykłe miejsca – mówi Jagoda. – On się na tym zna.

– O właśnie. – Babcia kiwa potwierdzająco głową.

– A ja wolę zobaczyć go na żywo. – Oliwka się uśmiecha.

– Ja też i to już niebawem – dodaje z satysfakcją Filip.

– Idźmy się pakować – proponuje Kuba, kierując się w stronę wyjścia.

– Tak! – Oliwka biegnie po schodach do swojego pokoju, a Jagoda rusza za nią.

Redakcja

Agnieszka Czapczyk

 

Korekta

Bożena Sigismund

Janusz Sigismund

 

Projekt graficzny okładki

Łukasz Silski

 

Skład i łamanie wersji do druku

Agnieszka Kielak

 

Ilustracje

Łukasz Silski

 

© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2025

© Copyright by Magdalena Stachula-Nieścioruk, Warszawa 2025

 

Wydanie pierwsze

ISBN: 9788384300923

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

 

 

WYDAWCA

Agencja Wydawniczo-Reklamowa

Skarpa Warszawska Sp. z o.o.

ul. K.K. Baczyńskiego 1 lok. 2

00-036 Warszawa

tel. 22 416 15 81

[email protected]

www.skarpawarszawska.pl

@skarpawarszawska

 

Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Powitanie

Rozdział 1

Rozdział 2

Strona redakcyjna

Punkty orientacyjne

Spis treści