36,90 zł
Zaczęło się od niewinnej gry… ale się skomplikowało
Cameron to pewny kandydat do NFL – który grać lubi i potrafi nie tylko na boisku. Na Maddie nie robi to jednak wrażenia. Dziewczyna kiedyś się wprawdzie w nim kochała, lecz uczucia przygasły. Teraz skupia się na przygotowaniach do egzaminów na medycynę.
Podczas ferii wiosennych nagle wszystko staje na głowie. Między Camem a Maddie iskrzy, ale spotykają się potajemnie, bo dziewczyna nie chce, by o tej relacji dowiedzieli się jej rodzice lub brat, najlepszy kumpel Camerona. Gdy ferie się kończą i pora wrócić do rzeczywistości, Cam i Maddie muszą zdecydować, czy łączy ich tylko przelotny romans, czy coś więcej. A ta decyzja na pewno zmieni ich życia…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 364
Tym, którzy sami sobie przeszkadzają.
Będzie lepiej.
Nonsense Sabrina Carpenter
Wine Into Whiskey Tucker Wetmore
Different Joshua Bassett
For Tonight Giveon
Back to Friends Lauren Spencer Smith
Whiskey Glasses Morgan Wallen
Slow It Down Benson Boone
Po prostu muszę się uczyć.
I tyle.
Ale niby jakim cudem mam to robić, skoro z ogrodu słychać taki harmider?
Zamykam podręcznik z trzaskiem, podchodzę do okna i rozsuwam zasłony, by poobserwować toczącą się na dole imprezę. Rodzice wyjechali na tradycyjną wycieczkę z okazji rocznicy, brat postanowił więc urządzić melanż z okazji wiosennych ferii, skoro już wszyscy wrócili ze swoich uczelni. Hałasują jednak tak, że się nie zdziwię, jeśli sąsiedzi poskarżą się rodzicom albo, co gorsza, zadzwonią na policję.
Nie pojmuję, jak to w ogóle możliwe, że Ethan podtrzymał kontakty z przyjaciółmi, z którymi zadawał się w liceum. Odkąd skończyłam szkołę, pielęgnuję wyłącznie znajomość z Mayą, no ale to moja najlepsza przyjaciółka. Ludzie, z którymi robiłam zadane projekty naukowe czy gadałam podczas lunchu, pozostawali gdzieś na uboczu, a mnie to odpowiadało. Jeżeli będę miała mniej znajomych, z którymi będę mogła przesiadywać, zyskam więcej czasu na naukę. W końcu nie dostałam się do Briarwood – na najlepszy w kraju licencjat przygotowujący do akademii medycznej – dlatego, że co weekend jarałam blanty i robiłam się jak niektórzy.
Z patio wzbija się przeszywający śmiech, a ja przewracam oczami, zauważając pannę siedzącą mojemu bratu na kolanach. Przeczesuje mu dłońmi włosy i spija słowa z jego ust, jakby to była jedyna w jej życiu okazja, by posłuchać, jak opowiada jakąś nieistotną historię z chwalebnych czasów, gdy należał do szkolnej drużyny futbolowej.
W odróżnieniu ode mnie brat postanowił studiować na miejscowym college’u, dopóki nie zdecyduje, co zrobić ze swoim życiem, a chociaż nie ma w tym nic złego, w takie dni jak dziś chciałabym, żeby się wreszcie ogarnął, dorósł i skupił na budowaniu swojej przyszłości, zamiast macać po zadku jakąś losową lalę.
Dzięki piłce mógł daleko zajść. Był świetnym zawodnikiem. Gdyby przyjął stypendium, które mu oferowano, może stałby się równie dobry jak…
Nie.
Wykluczone – nie.
Choć bardzo się staram, oczy uciekają mi w stronę typa siedzącego obok mojego brata i siłą woli staram się opanować nerwowe motyle w brzuchu. Cameron Holden, czyli najlepszy przyjaciel mojego brata, to typowy pizduś-jebak. Zapalone czerwone lampki w mojej głowie jaśnieją jak pochodnia, a osobiście uważam, że za każdym razem, gdy wychodzi z domu, powinien przypinać do piersi znaczek ostrzegający o zagrożeniu.
Cameron dostał się do West Bridge z uwagi na osiągnięcia w futbolu i już zyskał status gwiazdy drużyny, mimo że jest dopiero na pierwszym roku. Wszyscy przewidują, że przebije się do NFL, Narodowej Ligi Futbolowej – i może przez to stał się taki zarozumiały. Niezależnie od przyczyn Cameron uważa się za największy cud świata, lecz ja zawsze pierwsza mu przypominam, że bynajmniej nim nie jest.
Cameron, jakiego znałam kiedyś, dawno temu, gdy on i mój brat byli mali, wydawał się znacznie fajniejszy niż ta postać, w którą się przepoczwarzył, uczęszczając do liceum. Nerd w okularkach, z obsesją na punkcie zbierania kart z pokemonami to była moja pierwsza miłość. Rysowałam serduszka z jego imieniem w każdym pamiętniku, a kiedy kładłam się spać, śniłam o życiu, w którym on też się we mnie zakochuje, a wszystkie nasze rozmowy pod nieobecność mojego brata nie tylko mnie, lecz także jego wprawiały w nerwową euforię i błogostan.
Kiedyś mi się zdawało, że jesteśmy kimś więcej niż przyjaciółmi, ale…
Nie.
Nie będę myśleć o tym dniu.
Cameron praktycznie wyrugował mnie ze swojego życia, więc wstydziłam się przyznać, że budził we mnie niegdyś takie uczucia, a kiedy nachodzą mnie te niespodziewane trzepoty motyli, ze wszystkich sił staram się je ukrócić. Moje serce najwyraźniej nie pojmuje, że to już nie ten sam chłopiec co kiedyś, a może reaguje zgodnie z mechanizmami pociągu.
Każdy normalny człowiek, zobaczywszy Camerona na chodniku, z miejsca zadurzyłby się w nim po uszy. Ma metr dziewięćdziesiąt i wycyzelowane mięśnie, rysy twarzy jak spod dłuta Michała Anioła we własnej osobie i uśmiech, który mógłby równać się z naszymi najgorętszymi w Arizonie pustyniami. Kto by nie chciał go bzyknąć? To zupełnie naturalne, że mam ochotę zdjąć jego dłoń z biustu, który aktualnie maca, i przełożyć rzeczoną rękę na własną pierś.
A przynajmniej to usiłuję sobie wmówić.
Basowy podkład muzyki przybiera na sile i wybija mnie z zadumy.
Czy Ethan nie zdaje sobie sprawy, że muszę się uczyć na wstępne na medycynę? Jestem na pierwszym roku, więc będę mogła przystąpić do egzaminów dopiero na wiosnę w przyszłym roku, ale mam to gdzieś. Liczy się każda chwila, a ja postanowiłam sobie, że zadekuję się u siebie w pokoju na całe wiosenne ferie, by skorzystać z tego, że nic nie będzie mnie tu rozpraszać.
Jak widać, nic z tego.
Prycham z irytacją i wychodzę z pokoju w samych gatkach od piżamy i koszulce na ramiączkach, nie bacząc na to, że wyglądam jak menelka. Idę na dół i z rozmachem otwieram drzwi na patio.
Ethan zerka w moją stronę z piwem w ręku. Chyba go bawi wyraz mojej twarzy.
– Tak, Maddie?
– Próbuję się uczyć! – odpowiadam, starając się przekrzyczeć muzykę.
Gdy tylko słowa padają z moich ust, uzmysławiam sobie, jak to idiotycznie brzmi. Wszyscy dopiero co zdaliśmy końcowe egzaminy w tym semestrze, więc kolejne dwa tygodnie powinny nam upłynąć pod znakiem relaksu i świętowania.
Dziewczyny, których wcześniej nie spotkałam, śmieją się w tle, ale ignoruję je, nie spuszczając z oczu brata.
– Może się napijesz? – proponuje Ethan. Wyciąga piwo z przenośnej lodówki i podaje mi je. Wkurza mnie, jak zimna i obca w dotyku jest butelka. – Jest przerwa wiosenna, Maddie. Z naciskiem na to, że to „przerwa”. Przestań w kółko przynudzać.
Dziewczyna rozparta na jego kolanach przygryza wargę, by się nie roześmiać, a to podsyca mój gniew. Nie lubię imprez. Nigdy ich nie lubiłam. A przynajmniej nie na obecnym etapie życia. Moim jedynym celem jest zostanie lekarką, a osiągnięcie tego zamierzenia wymaga ogromnych nakładów koncentracji. Będę miała czas balować i chlać, kiedy skończę akademię medyczną.
– Mads od zawsze jest nudziarą. – Szmaragdowozielone oczy Camerona iskrzą się humorem.
Niech go szlag, ale gdy słyszę, jak używa przezwiska, którym obdarzył mnie w gimnazjum, moje serce gubi na moment rytm. Cameron zadziera idealnie kształtną brew, czekając, co odpowiem, prawie jakby miało to być wyzwanie, ale nie dam mu tej satysfakcji i nie dam po sobie poznać, że wyprowadził mnie z równowagi. Nie przysługuje mu ten przywilej. Już od dawna.
Zupełnie go zbywam, przewracając oczami, i skupiam się znów na Ethanie.
– Proszę tylko, żebyście ściszyli muzykę. I tyle.
Nim brat odpowie, Cameron odchrząkuje, a ja, chcąc nie chcąc, zastanawiam się, czy moja obojętność mu przeszkadza. Zerkam przelotnie w jego stronę i natychmiast pluję sobie w brodę, bo on puszcza oko i rozpiera się na krześle, wyciągając długie, umięśnione nogi. Jego kolana prezentują się diabelnie zachęcająco. Opinię tę najwyraźniej podziela dziewczyna, która przed momentem poszła po drinka. Siada sobie bowiem w miejscu, na które ja nie zamierzam patrzeć, i obejmuje go za szyję ramionami.
Ohyda.
– Co, chciałabyś dołączyć? – pyta Cameron z szatańskim uśmieszkiem. – Zmieścicie się obie.
Wszelki pociąg, jaki próbował wkraść się do mojego ciała, błyskawiczne rozpływa się w powietrzu. Nieważne, że Cameron wygląda jak gwiazdor filmowy. Takie chwile nieodmiennie przypominają, że nie jest taki jak kiedyś, a choć ma swoje powody, nie są one wystarczające, bym przymknęła oczy na jego obrzydliwe popisy zadufania.
– Cameron, to moja siostra – ostrzega go Ethan.
Gdy słyszę gromki śmiech, którym Cameron wybucha w odpowiedzi, nie wiedzieć czemu ściska mnie w żołądku, a żółć podchodzi mi do gardła.
– Luz – zapewnia Ethana – w życiu nie tknąłbym Mads. Dla mnie też jest jak siostra.
Dwie laski, które lada moment zaduszę, znów parskają zdławionym śmiechem, ale na szczęście Ethan poprawia się na krześle ze skrępowaniem i patrzy na mnie znacząco, jakby chciał powiedzieć: „Przepraszam za niego”.
Nie została mu już absolutnie żadna wymówka, którą mógłby usprawiedliwić zachowanie kumpla. Kiedyś ich wysłuchiwałam i pielęgnowałam nadzieję, że Cameron się zmieni, lecz on raz po raz pokazywał, że nie zamierza przezwyciężyć cierpienia, jakiego zaznał po śmierci matki. Nie – on pozwolił mu się jątrzyć i rozprzestrzeniać jak trawsku, które, słowo daję, zmieniło mu chemię mózgu. Ethan wytrwał przy nim, bo Cameron to jego najlepszy przyjaciel. Ja także go nie opuściłam, dopóki praktycznie nie kazał mi spadać.
– Ściszę – ustępuje Ethan. – W porządku.
Przez krótką chwilę w oczach Camerona skrzy się jakaś emocja. Odnoszę dziwne wrażenie, że może przeprosi, lecz muzyka cichnie i urywa nasz niespełniony wspólny moment.
Mogę sobie kłamać do upojenia, ale w głębi serca boli mnie, że się zmienił. Byłam pewna, że dojrzeje i wyrośnie z tej fazy bawidamka, a wtedy… Cóż, nie pozwoliłam sobie tak daleko wybiegać w przyszłość. Rzeczywistość zmiażdżyłaby tylko wszelkie moje nadzieje kolejny, milionowy już raz, a zresztą choćby nawet dojrzał i upodobnił się do chłopca, którego niegdyś znałam, brat byłby wściekły, gdyby Cameron do mnie startował.
W życiu nie tknąłbym Mads. Dla mnie też jest jak siostra.
Wparowuję z powrotem do domu, niesiona furią, a jego słowa dudnią mi w kółko w uszach. Teraz jestem zbyt rozjuszona, by się skupić na nauce. Umiem myśleć tylko o ulotnych chwilach, które przeżyłam razem z Cameronem. Od sytuacji, kiedy mnie pocieszał, gdy w trzeciej klasie spadłam z roweru, po wspólny moment w Myrtle Beach sześć lat temu podczas dorocznych rodzinnych wakacji w ferie wiosenne. To było latem, zanim rozpoczął naukę w liceum, tuż przed tym, jak zmarła jego mama. Przekonałam go, byśmy się razem wymknęli na plażę, póki inni spali, i dałabym głowę, że tej nocy zamierzał mnie pocałować. Zastanawiam się, czy by to zrobił, gdyby fala nam nie przeszkodziła, a gdyby tydzień później on nie stał się zupełnie inną osobą, może bym o to spytała.
Lecz to były wyłącznie wspomnienia, nic więcej. Muszę się kiedyś z nich wyzwolić i żyć dalej.
Wzdycham z niechęcią i rozsuwam żaluzje, by ostatni raz popatrzeć na mężczyznę, który stale nawiedza moje myśli.
Będzie tak tylko przez najbliższe dwa tygodnie. Potem wrócimy na swoje uczelnie, a wspomnienia przeszłości nie będą mnie razić jak nóż w pierś.
Dziewczyna, która siedziała mu na kolanach, przesunęła się i choć bardzo chcę oderwać wzrok od jego szarych dresowych spodni, nie dam rady. Widoczna tam wypukłość jest olbrzymia. Jej kontury prezentują się jak cukierek, który aż się prosi, by go rozpakować, a ja jak idiotka ślinię się na jego widok.
Wiedziałam, że trzeba było nie patrzeć. Unikałam tego nie bez kozery, a…
O kurwa.
Chyba nie tylko mnie prześladują wspomnienia.
Gdy tylko z trudem przenoszę spojrzenie na jego twarz, przekonuję się, że on świdruje mnie wzrokiem, a jego oczy z pełną mocą lśnią tą samą emocją co wcześniej na dole.
Mury, którymi obwarowałam swoje serce, bez najmniejszych oporów sypią się w gruzy. Cameron jednym spojrzeniem potrafi sforsować moje mechanizmy obronne, a jeśli wnosić po aroganckim uśmieszku, który wykrzywia mu twarz… dobrze o tym wie.
I bez dalszych dywagacji uświadamiam sobie, że te dwa tygodnie to będzie męczarnia.
Na czym to tak się skupia Paniusia Porządniusia?
Ścieramy się spojrzeniami przez okno jej pokoju już przez całą wieczność, ale najwyraźniej nie potrafię oderwać od niej wzroku, gdy oblała się różanym rumieńcem i rozchyliła wargi, bo przyłapałem ją, jak z piekielnym zaciekawieniem wpatruje się w mojego fiuta w lekkim wzwodzie.
To wina Maddie. Co ona sobie myślała, kiedy wybrała się na dół bez stanika? Ślepy nie jestem, ale nie zdążyłem się przygotować i odwrócić wzroku, nim z impetem otworzyła rozsuwane drzwi i cycki praktycznie wypadły jej spod koszulki.
Nabrałem ogromnej wprawy w ignorowaniu należących do Maddie cycków, krągłości i w sumie wszystkich jej cech, które się uwypukliły, gdy zaczęła chodzić do liceum. To młodsza siostra Ethana, a choć dzielą nas zaledwie dwa lata, nieswojo mi jej pożądać. Gdyby Ethan wiedział, że chociaż raz sobie wyobrażałem, jak Maddie podskakuje na moim fiucie, na sto procent w ogóle nie miałbym już fiuta.
Mimo to nadal sobie to wyobrażam. Niepodobna zliczyć, ile razy zwaliłem konia, myśląc o niej.
No i teraz jestem o włos od pełnej stójki, podsycanej wizjami krętych blond włosów i błękitnych oczu ukrytych za ciężkimi od ekstazy powiekami, podczas gdy ja wypełniam jej ciało.
Chryste.
Muszę się ogarnąć.
Na szczęście na kolanach ląduje mi Sadie – w sam raz odwróci moją uwagę. Ja sam za dużo dziś piję, ale Sadie wychyliła tylko jedno piwo. O nic nie pytam, gdy przysysa się wargami do mojej szyi i wodzi mi dłońmi po klatce piersiowej, ale znów błądzę wzrokiem ku oknu na górze, gdzie Maddie obserwuje rozwój wydarzeń.
Podobno miała się uczyć?
Kiedy tylko przyjeżdżam do domu z uczelni, ta kobieta w ogóle nie wychodzi z pokoju. Rzadko się trafia, byśmy odwiedzali nasze rodziny w tym samym czasie, ale wiosna to wyjątek, bo nigdy nie przegapiłem wiosennych ferii u Davisów. Po śmierci mamy bliscy Ethana traktowali mnie jak członka rodziny. Został mi wciąż tata, ale obecnie bardziej niż mną interesuje się wyjazdami służbowymi oraz moją przyszłą karierą.
W okresie liceum ponad połowę czasu spędzałem sam w domu, a kiedy Ethan się o tym dowiedział, namawiał mnie, żebym podczas wyjazdów taty nocował u nich, więc tak robiłem. Rodzice Maddie, Richard i Mary, nigdy nie pytali, dlaczego spędzam u nich w domu więcej czasu niż u siebie. W końcu Mary i moja mama się przyjaźniły, dlatego Mary przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Chociaż nigdy nie mówiła, że potępia decyzje mojego ojca, nadal widuję w jej oczach dezaprobatę, kiedy o nim o wspomnę.
Sadie chichocze, musnąwszy dłonią mojego sztywnego fiuta, a ja wracam do tu i teraz.
– Naprawdę tyle wystarczyło? Trochę całowania w szyję?
Nie zdaje sobie sprawy, że to nie przez nią jajka mam na twardo. Osoba odpowiedzialna za ten stan odsunęła się od okna, zostawiając mi do kontemplacji nudne białe żaluzje.
Nie będę już poświęcał czasu Maddie Davis. Jej rodzina jest mi bliska jak własna. Uważam Ethana za brata. Kosmate myśli na jej temat nie ułatwią corocznego wspólnego wypadu, na który wybieramy się niebawem.
Odchrząkuję, by ściągnąć uwagę Ethana. Znamy się już tak dobrze, że bez słów wiemy, co drugi chce powiedzieć. Przechyla głowę w stronę rozsuwanych drzwi i rzuca:
– Gościnny.
Zajebiste dzięki.
Wstaję z krzesła i wyciągam rękę do Sadie. Nie dziwi mnie, że chwyta ją bez zastanowienia. Od miesiąca już nie odpuszczała na komunikatorach, wypytując, kiedy wracam ze studiów, a fotki, które od niej dostawałem, bynajmniej do niewinnych nie należały. Wiedziała, czego chcę, gdy tylko ją tu zaprosiłem, i nie ma do tego żadnych zastrzeżeń.
Kiedy docieramy do właściwego pokoju, Sadie wciąga mnie do środka za brzeg koszulki i przyciska wargi do moich ust. Nie zawracam sobie głowy zapalaniem świateł. Mogę próbować poprawić sobie humor, że to z lenistwa, ale jest zupełnie inaczej. Ciemność pozwala mi wyobrażać sobie blond loki, kiedy ciągnę za rude włosy Sadie. W mroku mogę fantazjować o miękkich, jędrnych krągłościach zamiast chudej sylwetki Sadie. Dziewczyna, z którą zaraz będę uprawiał seks, jest piękna, ale to nie ona.
Kiedy wyjeżdżam na studia, nie doskwiera mi ten problem. Potrafię na pewien czas wyrzucić Maddie z pamięci. Nie wyobrażam sobie, jak wychodzi z salonu u mnie w domu, zalewając się łzami, bo kazałem jej sobie pójść. Próbowała mnie pocieszyć po śmierci matki, a ja odepchnąłem ją od siebie na dobre. Nie chciałem się zbliżać do nikogo, a Maddie… już wtedy balansowałem wobec niej na krawędzi. Gdyby została i zobaczyła na własne oczy cierpienie, które przeżywałem, wykorzystałbym ją, by rozproszyć myśli, i złamał jej serce. Samoświadomość nie pozwoliła mi popełnić tego błędu, więc kiedy Maddie przyszła w odwiedziny, powiedziałem różne rzeczy, których wcale nie myślałem, i sam nie wiem, dlaczego byłem zawiedziony, gdy przyniosło to oczekiwany skutek.
Gdy język Sadie splata się z moim, zmysły mącą mi wódka i truskawki, lecz zamiast nich łaknę wanilii i miodu. Przesuwam dłońmi wzdłuż jej boków i sięgam po brzeg sukienki, podkasuję materiał, by podtrzymywał się w pasie dziewczyny, a potem padamy razem na materac. W chaosie zębów i języka pozbywamy się odzieży, a kiedy wreszcie jest naga, korzystam ze swoich umiejętności.
Muskam jej łechtaczkę kciukiem delikatnie i nieustępliwie, aż odrzuca głowę i praktycznie krzyczy. Zawsze uwielbiałem to, jak mokre stają się dla mnie kobiety. Jestem mężczyzną, który pragnie być najlepszy w każdej kategorii, a w ciągu lat licznych kontaktów seksualnych jak najdokładniej zgłębiłem kobiecą rozkosz. Wiem, że nie należy trzeć zbyt mocno, a kiedy zanurzam palec w gorącej, mokrej dziurce Sadie, pieszczę ją powoli i precyzyjnie, nasłuchuję, jak oddycha, a jej westchnienia dają mi sygnał, kiedy przyśpieszyć albo zwolnić.
– O Boże, Cameron! – jęczy.
Mam właśnie wyjąć kondom z kieszeni spodni od dresu leżących na podłodze, kiedy słychać donośne łomotanie w drzwi.
– To chyba jakieś jaja – cedzi Sadie.
Podnosi się z łóżka, owija prześcieradłem nagie w tej chwili ciało i z impetem otwiera drzwi. Za progiem stoi Maddie. Prawie że widzę, jak para bije jej z uszu.
– W chuja lecisz? – krzyczy Maddie. – W naszym domu? W naszym pokoju gościnnym? Nie masz za grosz szacunku do naszych rodziców?
Wciąż ubrany w bokserki, staję przed Sadie. Nie pora na takie refleksje, ale wkurwiona Maddie wygląda zajebiście seksownie. Skrzyżowała ramiona pod tymi niebiańskimi cyckami i ściągnęła brwi tak, że pojawił się między nimi maleńki trójkąt.
Od lat ćwiczę, jak trzymać ją na dystans. Teraz robię to, w czym mam już taką wprawę. Przywdziewam maskę dzbana i mówię:
– Byliśmy trochę zajęci – puentuję, zerkając na swoją erekcję, lecz gdy zauważam, jak czerwienią się jej policzki, zalewa mnie nowa przyjemność. Większość dziewczyn musiałaby mnie dotknąć, bym się podniecił, lecz w przypadku Maddie najwyraźniej wystarczy, by stała obok.
– No to dokończcie gdzie indziej – gdera – tutaj to wykluczone.
Sadie wystawia głowę zza mojego ramienia.
– Musisz być taką pierdoloną suczą? Ale masz kija w dupie. Daj się ludziom trochę zabawić! Chryste. Zachowujesz się, jakbyś…
– Dość. – Dopiero gdy wypowiedziałem to słowo, zorientowałem się, że się w ogóle odezwałem, ale Maddie od razu wbiła we mnie szkliste, skonsternowane oczy. Znam ją tak długo, że wiem, że lada moment się rozsypie, a chociaż Sadie ma trochę racji i Maddie nigdy się nie bawi, to posunęła się za daleko.
Poza tym nie mogę dopuścić, by Maddie wypłakiwała sobie oczy przeze mnie już drugi raz.
Po prostu nie mogę.
Maddie obraca się z impetem i odmaszerowuje korytarzem. Powinienem dać jej w spokoju odejść, ale nie wiem, czy ta nieustanna, pierdolona potrzeba, by sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, kiedykolwiek zniknie. Może bierze się ona z poczucia winy, że poprzednim razem, gdy doprowadziłem ją do łez, to za nią nie poszedłem, ale niezależnie od przyczyn nie mogę stać z założonymi rękami.
– Porozmawiam z nią – oznajmiam Sadie, zanim zdążę zmienić zdanie.
Brwi dziewczyny podjeżdżają pod same włosy.
– Co? Ja tu jestem goła, Cameron!
Potwierdzam krążące o mnie opinie, trzaskając za sobą drzwiami i biegnąc za Maddie korytarzem. Niestety nie pierwszy raz zostawiam pannę na jedną noc bez wyjaśnienia, obawiam się też, że zapewne nie będzie to raz ostatni.
– Maddie! – wołam.
Odwraca się jak fryga, słysząc mój głos, a na jej twarzy maluje się czysta, nieposkromiona furia.
– Słuchaj, nie chciałem nikogo urazić, okej? Potrzebne nam było lokum, a Ethan mówił…
– W dupie mam, co Ethan mówił! Odwaliło ci? Nie potrafisz utrzymać fiuta w gaciach dłużej niż jedną dobę? Masz do dyspozycji swoją chatę, a mimo to postanawiasz rżnąć kogoś w naszym domu. Nie rozumiem.
– Jest impreza, Maddie. Na imprezach ludzie się ruchają. Zdarza się.
– No ale ja nie mam ochoty słuchać, jak ty… – Nagle zaciska wargi.
Teraz się zainteresowałem.
– Nie masz ochoty słuchać, jak co robię? – pytam, podchodząc o krok bliżej. Mimo że ze wszystkich sił stara się powstrzymać, spuszcza oczy na mój obnażony tors i odsłonięty brzuch. W odpowiedzi fiut mi drga. – Nie masz ochoty się przysłuchiwać, jak się rucham?
Przyglądam się, jak przełyka ślinę. Potem odwraca wzrok.
– Dlaczego miałoby ci przeszkadzać, że słyszysz, jak uprawiam seks, Mads?
– Nie nazywaj mnie tak – cedzi ze złością.
Ignoruję dotkliwy ucisk w piersi i nadal na nią naciskam. Niebezpiecznie jest stać z nią na korytarzu – zwłaszcza gdy mam na sobie ledwie parę łachów, a ona jest ubrana w koszulkę na ramiączkach tak cienką, że widzę jej sutki, które aż się proszą, by je wyswobodzić – nie potrafię jednak nie reagować na siłę łączącego nas wzajemnego przyciągania. Jeśli ja jestem magnesem, to ona stalą. Nie wolałbym być nigdzie indziej.
Gdy stoję tuż przed nią, góruję nad nią wzrostem. Musi zadzierać głowę, żeby spojrzeć mi w oczy. Jeszcze krok, a poczuję na piersi jej sutki. Jeszcze krok, a wciągnę do płuc zapach wanilii oraz miodu, który uderza mi do głowy mocniej niż jakiekolwiek zioło.
– Chcesz wiedzieć, co myślę? – szepczę, owiewając oddechem jej wargi.
Nadal patrzy mi w oczy, zadzierając podbródek jak żołnierz gotujący się do bitwy. Ja walczę ze sobą, by nie przycisnąć jej do ściany i nie zrobić tego, czego od lat oboje pragniemy. Gdyby wszystko potoczyło się inaczej i Ethan nie był jej bratem, ruchalibyśmy się do upadłego już tysiące razy, a to o czymś świadczy, bo przecież ja nigdy nie uprawiam seksu z tą samą laską ponownie. Gdybym jednak miał odstępstwo od tej reguły, byłaby nim Maddie Davis.
– Nie – odpowiada zduszonym szeptem. – Nie chcę wiedzieć, ale jeśli postanowisz zaliczyć tę pannę w gościnnym, okaż chociaż minimum przyzwoitości i wrzuć pościel do prania, zanim nasi rodzice wrócą.
Patrzę tylko z niedowierzaniem, jak odchodzi i zamyka za sobą drzwi swojego pokoju.
Poranek po imprezie przypomina mi, dlaczego już nie piję.
Tata mnie nauczył, że alkohol upośledza moje zdolności motoryczne, a że gram na pozycji rozgrywającego, te zdolności są mi niezbędne. Czas reakcji i koordynacja wzrokowo-ruchowa mają znaczenie, a ja nie chciałem ryzykować, że wylecę z drużyny, skoro tak ciężko pracowałem, by się dostać do West Bridge. Gdy tylko zaczynałem trenować, alkohol i narkotyki znikały.
Oślepia mnie blask wpadający przez okna, a plecy mnie napierdalają od spania na kanapie. Siadam pomału, czując w skroniach, jak wali mi tętno, i krzywię się z bólu.
Na początku myślałem, że tata pierdoli kocopoły, ale teraz wierzę mu w stu procentach. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym dziś rano miał ćwiczyć.
Która godzina?
Osuwam się z powrotem na kanapę i macam ręką po stoliku w poszukiwaniu telefonu. Mam dwie wiadomości głosowe od Sadie – bez wątpienia w obu klnie mnie, na czym świat stoi – i to wystarczy, by wspomnienia minionej nocy walnęły mnie jak obuchem.
Niewiele brakowało, a zacząłbym się dobierać do Maddie. Przez ułamek sekundy rozważałem, czy nie ulec pokusie i mieć to z głowy, tak żeby nie wisiało to nad nami nieustannie jak cholerna burzowa chmura.
Ależ to byłby błąd.
Stękam, słysząc dobiegający z kuchni brzęk garnków i patelni, ale siadam i wyglądam zza oparcia kanapy. Maddie robi śniadanie – na wyspie w kuchni leżą trzy talerze, a na nich jajka i tosty. Kiedy wchodzę do niej do kuchni, nakłada właśnie bekon. Od apetycznego aromatu burczy mi w brzuchu.
Maddie nigdy nie musiała się silić, by pięknie wyglądać. Przychodzi jej to naturalnie. Nawet teraz, z włosami związanymi niedbale w koczek na czubku głowy, ubrana w sam T-shirt i spodnie od piżamy, a do tego frottowe skarpetki na nogach, prezentuje się olśniewająco.
Jej twarz nie zdradza, jak się czuje po wczorajszym. Nie dziwiłbym się, gdyby była wściekła, ale nie wygląda, jakby miała ochotę odrąbać mi jaja. W końcu zrobiła mi śniadanie, czyli chyba nie żywi do mnie nienawiści, prawda?
No chyba że jest zatrute…
Przyglądam się bacznie talerzowi, bo nie wykluczam takiej ewentualności.
– To dla mnie?
Czekam na ostrą ripostę, wstrzymując oddech, ale nic takiego nie pada. Maddie kiwa głową, siada na jednym ze stołków barowych i zabiera się do jedzenia. Nie odzywa się do mnie i nie wiedzieć czemu wydaje mi się to jeszcze gorsze. Dużo bardziej bym wolał, żeby mnie zaatakowała i się ze mną kłóciła, bo to by oznaczało, że ją obchodzę. Nie przywykłem do jej obojętności. Zupełnie mi to nie odpowiada.
Jemy razem śniadanie w milczeniu, a kiedy kończę, zmywam po sobie, aby ona nie musiała się tym zajmować. Nie żeby robiło to istotną różnicę – po blacie i podłodze walają się niezliczone plastikowe kubki i wszelakie śmieci.
– Było bardzo smaczne – odzywam się. – Dziękuję.
– Nie ma za co – odpowiada beznamiętnie.
– Mads… – Urywam, używszy przezwiska, i chwytam ją za nadgarstek, żeby nie szła na górę. Kiedyś nazywałem ją tak zupełnie naturalnie, ale teraz jest inaczej. Od lat jest inaczej. – Maddie – poprawiam się. – Przepraszam za to, co wczoraj powiedziałem, i… – Ale czy ja naprawdę żałuję? Chociaż twierdzę, że błędem byłoby ją pocałować, wiem, że prawda jest inna.
– Nie ma sprawy. – Odsuwa rękę i masuje sobie miejsce na nadgarstku, którego dotykałem palcami. – Piłeś i nie mówiłeś poważnie. Nie mam do ciebie o to pretensji. Ethan powiedział, że możesz skorzystać z gościnnego, więc nie powinnam była się wtrącać. Mam nadzieję, że nie zepsułam ci wieczoru.
Miałaby zepsuć mi wieczór?
Jak może tak sądzić? No dobra, przeszkodziła mi w realizacji planów dotyczących Sadie, ale skoro dzięki temu mogłem stać znów tak blisko Maddie, nawet jeśli była na mnie wkurwiona, nic bym nie zmienił. Od lat nie rozmawialiśmy ze sobą tyle co w ciągu minionej doby. Aż do wczoraj nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo mi jej brakuje. Jakim byłem kretynem, że skutecznie wypchnąłem ją ze swojego życia.
– Maddie…
– Ale mam zajebistego kaca. – Do kuchni wkracza Ethan i siada na wolnym stołku, po czym przysuwa do siebie talerz, nie dziękując siostrze. Pochłania bekon, a to, co miałem powiedzieć Maddie, ulatuje.
– Tak się dzieje, kiedy się chleje – strofuje go Maddie. – Są konsekwencje.
– Proszę, stul dziób – stęka. – Nie jestem dziś w nastroju, Maddie.
Maddie uznaje to za znak, by się zwinąć. Nie daje mi spokoju myśl, że nie rozstrzygnęliśmy między sobą tego, co wczoraj zaszło. Czuję silniejszą niż zwykle potrzebę, by ją przeprosić, ale dlaczego? Odnoszę się do niej jak fiut, odkąd zacząłem liceum, ale zawsze udawało mi się powściągnąć impuls, by przepraszać, bo wiedziałem, że tak będzie lepiej. Dlaczego teraz jest inaczej?
– Jak tam Sadie? – pyta Ethan.
Nie mogę przecież zrelacjonować scysji z jego młodszą siostrą, więc robię to, co umiem najlepiej, i zmieniam temat.
– W porządku, ale bardziej mnie interesuje, jak ci poszło z Jennifer. – Jennifer, czyli drugą dziewczyną na wczorajszej imprezie. Zaprosiłem ją, by się spiknęła z Ethanem. Mojemu najlepszemu kumplowi się ostatnio nie układa, więc postanowiłem mu pomóc. – Wczoraj strasznie się do ciebie kleiła, więc zakładam, że ci się przyfarciło.
Ethan przeczesuje dłonią zmierzwione blond włosy i uśmiecha się do mnie speszony.
– Zanim przejdziemy do mnie, pogadajmy o tobie. Sadie napisała wczoraj Jennifer, że zostawiłeś ją samą w pokoju gościnnym.
Bo twoja siostra była bardziej intrygująca.
– Nie miałem ochoty.
– Stary. – Patrzy na mnie spod przymrużonych powiek i prycha. – Była goła, a ty ją zostawiłeś?
Nie wiem, dlaczego jest zdziwiony – powinien już przywyknąć do moich zwyczajów, które od początku liceum się nie zmieniły. Świadomość tego nie zmniejsza jednak obrzydzenia samym sobą, które we mnie narasta.
– Desperatka – kłamię. – Zniechęciło mnie to.
– Wspomniałem kiedyś, jaki z ciebie pierdolony dzban w stosunku do dziewczyn?
– A ty to niby nie? – odcinam się.
Nim Ethan zdąży odpowiedzieć, otwierają się główne drzwi i mierzymy się spojrzeniami ze zgrozą. A jeżeli jego rodzice wrócą wcześniej i zastaną dom w takim stanie? Już po nas.
Na szczęście to Maya, najlepsza przyjaciółka Maddie. Wchodzi do kuchni, kładzie torebkę na wyspie, a potem ocenia bałagan, który wczoraj zrobiliśmy.
– Cholera. Macie, panowie, przejebane. Dlaczego jeszcze nie zaczęliście sprzątać?
Wskazuję gestem Ethana, uśmiechając się głupkowato.
– Opowiadamy sobie tylko o wczorajszym seksie, potem się do tego zabierzemy.
Ethan gwałtownie odwraca głowę w moją stronę i patrzy na mnie z żądzą mordu w oczach.
Co, u diabła?
Maya mierzy go przeciągłym spojrzeniem, potem wspiera dłoń na biodrze i pyta:
– Gdzie Maddie?
Wciąż staram się rozszyfrować, dlaczego Ethan tak zgromił mnie wzrokiem, ale kiedy się orientuję, że nie zdobędzie się na odpowiedź, wyręczam go:
– Na górze w swoim pokoju. Chciałabyś najpierw pomóc nam ogarnąć ten kataklizm?
– Hm… – duma, stukając się palcem w podbródek. – Pomóc sprzątać po imprezie, na którą mnie nie zaproszono? Chyba sobie daruję. Ale wam życzę dobrej zabawy! – Przerzuca przez ramię długi, czarny kucyk i wychodzi z kuchni. Mój najlepszy przyjaciel ani na moment nie odrywa od niej wzroku.
– Chyba sobie jaja robisz – komentuję z kamienną twarzą. – Maya? Stary, prosisz się o katastrofę. Wiesz, że Maddie by cię ukatrupiła, nie? W sensie poszatkowała na kawałki i rzuciła wilkom na pożarcie.
– Przecież i tak nie mam szans. – Gotuje się ze złości. – Musiałeś palnąć o tych opowieściach o seksie? Uzna mnie za zwyrola.
Przekrzywiam głowę.
– A nie jesteś zwyrolem? Jesteśmy identyczni, Ethan. Zawsze byliśmy tacy sami.
Zaciska mocno zęby, w końcu jednak wzdycha przesadnie i sięga pod zlew po worek na śmieci.
– Nieistotne. Jak wspomniałem, nie mam cienia szans.
– Dlaczego tak uważasz?
– Daj spokój. Maya leci pewnie na gości, którzy wyglądają jak ty. Nie mam metra dziewięćdziesiąt wzrostu ani sześciopaku, a już na pewno nie umiem flirtować. Nie miałbym szans, i wcale niczego sobie nie umniejszam. Taka po prostu jest prawda.
Wkurza mnie, że ma o sobie tak niskie mniemanie. Ethan to najdowcipniejszy gość, jakiego znam, a chociaż może nie przesiaduje na siłowni, ma ogromne serce. Każda panna byłaby szczęściarą, gdyby się z nim związała.
Razem porządkujemy dom, ale mniej więcej po dziesięciu minutach pytam:
– Czemu nie zaryzykujesz z Mayą? Może ci się poszczęści.
Zżyma się, wciskając kubek do worka.
– Maya to nie jest typ do fiku-miku i po krzyku. Gdyby doszło do jakiegoś fiku-miku, nie umiałbym chyba odpuścić jej bez krzyku. No ale ty tego nie zrozumiesz.
Ależ rozumiem.
Aż za dobrze.
– Może Maddie zrozumiałaby, gdybyś jej wytłumaczył, co czujesz. Gdyby wiedziała, jak ważna jest dla ciebie Maya, może…
– Ha! – Odrzuca głowę do tyłu ze śmiechem. – Mówimy o Maddie. Poza tym pewnych rzeczy po prostu się rodzeństwu nie robi, na przykład nie dyma się ich najbliższych przyjaciół. To tak jakby ona startowała do ciebie. – Na myśl o tym przeszywa go dreszcz.
Przez krótką chwilę się cieszę, że zdaniem Maddie nasza wczorajsza rozmowa stanowiła błąd. Gdybym wyjawił jej swoje prawdziwe uczucia i powiedział o pożądaniu, które do niej żywię, czekałaby nas katastrofa. Jasno widać, że Ethan miałby zastrzeżenia, gdybym wykonał ruch, najlepiej więc będzie zapomnieć o tej ulotnej chwili między nami. Niech Maddie zrzuci to na karb mojego pijaństwa i bełkotu, jeśli chce. Tak będzie lepiej.
Bezpieczniej.
– Pewnie masz rację – odpowiadam, a chociaż na końcu języka mam wiele więcej, postanawiam trzymać gębę na kłódkę.
Tak będzie lepiej.
Bezpieczniej.
Muszę sobie tylko powtarzać tę mantrę, aż w nią uwierzę.
– I przeprosił? – Maya podnosi wzrok, siedząc w nogach mojego łóżka z buteleczką czerwonego lakieru do paznokci. – Cameron Holden? Rozmawiamy o tej samej osobie?
Ja też nadal nie mogę w to uwierzyć. Sześć lat temu oświadczył mi, że nie chce mieć ze mną nic do czynienia, a teraz rozmawialiśmy najdłużej od niepamiętnych czasów. W głowie się kręci od tych jego huśtawek nastroju – raz zimny, raz gorący. Kiedy go przyłapałam w gościnnym z tą panną – która wyrażała swoje odczucia w wyjątkowo dobitny sposób – najpierw zachowywał się jak dupek, mówiąc, że jest zajęty, a potem pobiegł za mną korytarzem i w końcu poprosił o wybaczenie. Ten człowiek stanowi anomalię, której jeszcze nie rozgryzłam.
A dałabym głowę, że wbrew deklaracjom chciał mieć ze mną do czynienia. No dobra, nie zamierzam czynić żadnych założeń, ale popatrzył na mnie tak, że zaparło mi dech w piersi. Nigdy nie widziałam, by jego oczy tak pociemniały i spoważniały.
Był jednak pijany, a ja mu przeszkodziłam w nocnej zabawie. Oczywiście, że był napalony. Dostawiałby się pewnie do każdego, kto by tam stał. Nie żeby faktycznie wykonał ruch, ale kiedy podszedł bliżej i patrzył na mnie, myślałam…
– Przestań się wiercić! – beszta Maya. Ściska moją stopę mocniej i zanurza pędzelek w lakierze. – Okropny z ciebie królik doświadczalny.
No tak. Maya studiuje kosmetologię na miejscowym college’u, a ja nigdy nie narzekam, kiedy chce na mnie poćwiczyć. Ale przez natłok myśli o Cameronie nie mogę się skupić.
– Sorki – mówię marudnie. – Tak czy owak, ja też byłam w szoku. Możesz mi wierzyć. Cała ta noc była dziwna.
– Nienormalne – przyznaje Maya. – Ale mam nadzieję, że nie zafiksowałaś się na tej szpili o byciu „nudziarą”. Wiesz, zdaniem Camerona i Ethana każdy, kto nie baluje, to nudziarz. Nie tłumacz się z tego, że chcesz się wydostać z tego zadupia na pustyni i coś osiągnąć.
– Nie zamierzam za coś takiego przepraszać, ale czasami się zastanawiam, czy coś mnie nie omija. Czy imprezy rzeczywiście są aż takie fajne? Te, na których byłam na studiach, nie przypominały tego, co się widzi w filmach. Zdawały mi się bezcelowe, ale może coś ze mną nie halo, skoro tak uważam? Powinnam lubić imprezować, prawda? Mam dziewiętnaście lat. Na tym etapie życia powinnam wyluzować i się zabawić. Frajerka ze mnie?
Maya się zżyma i przerzuca na moją drugą stopę.
– Jaka tam z ciebie frajerka, Maddie. Jesteś samotniczką. To co innego.
Gdyby nie koncentrowała się tak na malowaniu mi paznokci, wzięłabym poduszkę i grzmotnęła ją w twarz.
– Bo tak jest znacznie lepiej. Dzięki.
W liceum Maya nigdy nie nalegała, byśmy wychodziły na miasto, i właśnie dlatego tak się do siebie zbliżyłyśmy. Miała surowych rodziców, a mnie nie interesowało ćpanie i picie co weekend, więc wieczory spędzałyśmy, oglądając ckliwe filmy, a ona uczyła się pleść mi włosy i malować paznokcie, tak jak w tej chwili. To taka przyjaciółka, której mogę nie widywać miesiącami, lecz gdy tylko wracam do domu, zdaje się, jakbym w ogóle nie wyjeżdżała. Kontynuujemy przyjaźń zupełnie bez zakłóceń.
– To nic złego – pociesza mnie Maya. – Wolisz siedzieć w domu i czytać, niż wychodzić. Można tak. Tak lubisz.
– Ale wszystkim innym wydaje się, że to coś złego.
– Wszystkim innym, czyli Cameronowi Holdenowi? – Patrzy na mnie przenikliwie i nie ma sensu, bym ukrywała przed nią swoje uczucia.
Ona jedna może zrozumieć. Towarzyszyła mi w latach, gdy durzyłam się w nim po uszy. Nigdy się przed nią nie przyznałam, ale kiedy pojawiał się Cameron, gołym okiem było widać moje zauroczenie. Snułam się za nim jak zbłąkane szczenię, kiedy przychodził do nas do domu. Poza tym Maya wspierała mnie, kiedy mi powiedział, że nie chce mnie w swoim życiu. Tuliła mnie, gdy płakałam, i siedziałyśmy do trzeciej nad ranem, zajadając się lodami.
– Może – przyznaję z rezygnacją. – Sama nie wiem.
Maya zakręca buteleczkę z lakierem i się odzywa:
– Co ci poprawi humor? Jeśli masz ochotę wybrać się na imprezę i zakosztować balowania drugi raz, to idziemy. Mark urządza dziś u siebie melanż, a twój kochaś też się pojawi.
– To nie jest mój kochaś – fukam. – Skąd w ogóle wiesz, że się wybiera?
Obrusza się.
– Maddie, Cameron ma pewne miejsce w NFL. Gdy tylko przyjeżdża do tej zapyziałej dziury, ludzie zaczynają gadać. Wszyscy zawsze wiedzą, dokąd się wybiera.
Nie jestem pewna, co sądzić o tym, że Cameron cieszy się miejscową sławą. Przywykłam do nerda, który wraz ze mną biegał nad zraszaczami i odprowadzał mnie do lodziarni w upalne, letnie dni. Był wówczas nieśmiały, a chociaż teraz jest bardziej towarzyski, nie wierzę, że powszechna uwaga sprawia mu przyjemność. Chciałabym sądzić, że wciąż go znam, ale może zmiany osobowości, jakie dokonały się w ciągu lat, już się utrwaliły.
Maya nadal się we mnie wpatruje i czeka na odpowiedź.
– Nie chcę być taka.
Maya ściąga brwi.
– Jaka?
– Taka, co nie chodzi na imprezy, ale nagle się pojawia i próbuje się dostosować. To mała mieścina. Będzie gadanie.
– A od kiedy to w ogóle cię obchodzi, co sobie ludzie myślą? – pyta. – Słuchaj, nie próbuję cię namówić na wyjście, jeśli ci to nie odpowiada, ale jeśli chcesz iść, to możemy się wybrać, a ja zrobię cię na mega bóstwo.
Zadzieram brew.
– Łącznie z włosami?
Robi niemal urażoną minę.
– No jasne. Muszę ćwiczyć, ile wlezie.
Osuwam się na poduszki, a ona klepie mnie w stopę, żebym leżała nieruchomo, kiedy będzie mi nakładać kolejną warstwę lakieru.
Sama nie wiem, co sobie, u diabła, myślę. Naprawdę się zastanawiam nad pójściem na imprezę? Zawsze dobrze wiedziałam, kim jestem, i nigdy nie żałowałam, że postanowiłam się skupić na nauce zamiast na chlaniu jak wszyscy, ale nie jestem taka jak Maya. Ona na każdym kroku emanuje seksapilem. Ma śniadą skórę, lśniące włosy i rysy twarzy, dla których modelki przelałyby krew, więc wyróżnia się wszędzie, gdzie się pojawi. O sobie nie mogę tego powiedzieć.
Mimo to nie potrafię wyrzucić z pamięci wyrazu twarzy Camerona wczorajszej nocy. Zdawało mi się, że jesteśmy o krok od przełomu, ale musiałam go zostawić na tym korytarzu, bo jeżeli pił, to nie mogłam wierzyć w prawdziwość jego słów. Jeżeli chce przeprosić za ten dzień sześć lat temu, musi być całkowicie trzeźwy, bym wiedziała, że mówi poważnie.
– Dobra – ustępuję. – Pójdę.
– Idealnie, ale jeśli chcesz się pojawić na czas, proponuję, żebyś przestała się wiercić! Boszsz, jesteś najgorsza!
Podnoszę głowę z poduszki.
– Dam ci radę. Serio musisz popracować nad obsługą klienta.
– Voy a matarte – mamrocze, uśmiechając się mimo woli.
Po piątym szocie zaczyna mi być przyjemnie. Bardzo przyjemnie.
Wierzyć się nie chce, że dziś rano obudziłem się z kacem. To chyba prawda, że aby wyleczyć kaca, wystarczy popić, bo czuję się przezajebiście.
Impreza Marka diametralnie się różni od tej, którą wyprawiliśmy wczoraj z Ethanem. O ile nasza była skromna i zaprosiliśmy niespełna dwadzieścioro gości, o tyle wielka chata, w której mieszka Mark, pęka w szwach. Po ostatnim szocie odpuściłem liczenie, ale nie zdawałem sobie sprawy, że w tym miasteczku w ogóle mamy więcej niż pięćdziesiąt osób.
Tylu ludzi, przechodząc, ociera się o moje ramię, że czuję się jak w puszce sardynek. Z pobliskiego głośnika dudni donośnie bas, tłumiąc rozmowy wokół mnie, i panuje taki skwar, że skórzana kurtka przykleja mi się do ciała. Zdjąłbym ją, gdyby nie to, że Ethan i ja jesteśmy o włos od zwycięstwa w czwartej rundzie beer ponga z rzędu.
– O cholera. Masz. – Ethan podaje mi blanta, którego przyblokował. – Przepraszam. Nie zdawałem sobie nawet sprawy, że go trzymam.
Kręcę głową, celując do głównego kubka.
– Wiesz przecież, że nie mogę palić. Futbol.
– Są ferie wiosenne – zaznacza Ethan. – Zanim wrócisz, śladu po niej nie będzie.
– Nie będę ryzykował. – Rzucam piłkę i zyskuję gromką owację, kiedy z mokrym plaskiem trafia do celu. – Mój tata studiował razem z trenerem Arizony. Myśli, że uda mu się go ściągnąć na któryś z moich meczów w tym sezonie. – Chociaż mogłem zostać wybrany do NFL już po pierwszym roku nauki, zdecydowałem, że najpierw zdobędę dyplom, a dopiero potem zgłoszę się do draftu. Tego chciałaby mama. Tymczasem jednak nie zaszkodzi, jeśli drużyny NFL będą monitorować moje statystyki albo przylatywać na moje mecze, by pooglądać, jak gram.
Ethan gwiżdże, gdy przychodzi jego kolej.
– Cholera. Serio?
– No. To oznacza, że nie wezmę do rąk żadnych dragów i będę trenował jak skurczysyn. Fajnie było w ten weekend, ale od jutra tyram. Koniec wygłupów. Tata by mnie zamordował, gdyby się dowiedział, że piłem.
Ethan zapowietrza się teatralnie.
– Dwudziestojednolatek spożywa alkohol? Zgroza!
Nie odpowiadam, bo podchodzi do mnie Sadie, kręcąc bioderkami. W dłoniach z wymanikiurowanymi paznokciami ściska czerwony kubek jednorazowy. Zerka mi w oczy zalotnie i mówi:
– Nie wiedziałam, że dziś się tu wybierasz.
W następnym rzucie znów trafiam do celu, dzięki czemu Ethan i ja jesteśmy mistrzami wieczoru. Kumpel klepie mnie po plecach, a ja pochylam się do ucha Sadie i przekrzykuję muzykę:
– Dziwne, że w ogóle ze mną gadasz!
W końcu zostawiłem ją wczoraj wieczorem samą i nagą. Jednak w ciągu ostatnich lat przekonałem się, że im ktoś atrakcyjniejszy, tym więcej ujdzie mu na sucho. Nie jestem z tego dumny, ale taka prawda.
Dlatego nie dziwię się, gdy Sadie przesuwa dłonią po mojej klatce piersiowej i uśmiecha się, budząc do życia dołeczki z policzkach.
– Będziesz więc musiał błagać mnie o przebaczenie, prawda?
Tak jak wczoraj błagałem Maddie?
Maddie to jedyna dziewczyna, za którą goniłem z obawy, że jest na mnie zła. Szlag, spisała mnie na straty sześć lat temu, więc sam nie wiem, czemu poszedłem za nią korytarzem, lecz choć staram się ze wszystkich sił, nie potrafię wyrzucić z pamięci naszej wymiany zdań. Może dlatego zgodziłem się dzisiaj przyjść.
By zapomnieć.
A Sadie oferuje mi właśnie taką możliwość.
– Cieszę się, że przyszedłeś – dodaje.
Uśmiecham się szerzej.
– Jak bardzo się cieszysz?
Przyciska dłoń do moich dżinsów w kroku, ale mój fiut nie reaguje. Ani drgnie. Nigdy nie nastręczało mi trudności, by stanąć dla dziewczyny na wysokości zadania. Normalnie pobudza go najlżejsze muśnięcie palcami, powinienem zatem już być sztywnawy.
Co, do chuja?
– Spotkajmy się w jednej z sypialni na górze za pięć minut, to się przekonasz – mówi Sadie. – Trzecie drzwi po lewej.
Przyglądam się, jak meandruje w tłumie ludzi, ale nawet widok jej dupci mnie nie podnieca. Może muszę poczuć jej usta na kutasie, żeby zastartować, a może muszę poszukać kogoś nowego. Może Sadie mnie nie kręci.
Przeczesuję wzrokiem rój opcji w poszukiwaniu kogoś, kto wyzwoli we mnie reakcję. Dwie panny liżą się przy wyspie kuchennej, ale też nic. Półnaga laska pali w kącie, dwie bliźniaczki ocierają się na środku salonu w rytm uwodzicielskiej piosenki. Nic nie działa i zaczynam się bać, że dzieje mi się coś naprawdę złego, gdy nagle…
Proszę bardzo.
Skupiam spojrzenie na idealnie krągłej pupci opiętej czarną minispódniczką, która ledwie zakrywa bieliznę dziewczyny. Wzdłuż jej kręgosłupa wisi blond kucyk i zaczynam snuć fantazje o tym, jak owijam pięść tymi włosami, a jednocześnie…
– Nie mogę uwierzyć, że przyszła – zżyma się Ethan, ściągając kolejnego bucha. – Teraz to naprawdę wszystko już widziałem.
– Kto? – pytam, nie mogąc oderwać oczu od tej dziewczyny. Nie wiem, kto to, ale Mark najwyraźniej już ją zaklepał. Śmieje się z czegoś, co powiedziała, a choć nie widzę jej twarzy, mowa ciała sygnalizuje, że dobrze się bawi w jego towarzystwie.
– Maddie – wyjaśnia Ethan, pokazując w tym samym kierunku, w którym patrzę.
Nie.
Nie ma, kurna, opcji.
Niemożliwe, że to Maddie, lecz kiedy już mam kumplowi powiedzieć, że się za bardzo zjarał, dziewczyna się odwraca. Po krótkiej chwili podchodzi do nich Maya i podaje Maddie napój, a ja serio nie potrafię pojąć, co widzę.
Dziewczyna, która w okresie dorastania spędzała letnie dni z Ethanem i ze mną, w niczym nie przypomina stojącej na drugim końcu pokoju panny w czerwonym body. Przywykłem do kędzierzawych kucyków i braków w przednim uzębieniu. Pewnie, widziałem, jak w ciągu lat dojrzewa i zmienia się w kobietę, którą jest dziś, ale nigdy nie wyglądała tak.
Jej kręte blond loczki są idealnie wyprostowane, makijaż ma mocniejszy niż zwykle – użyła eyelinera i czerwonej szminki… ale to body. Kończy się w połowie jej klatki piersiowej, podkreślając piersi, które od sześciu lat za wszelką cenę usiłuję ignorować. W życiu tak bardzo nie pragnąłem podrzeć materiału jak w tej chwili. Czy te sprośne wizje, które krążą mi w głowie, czynią ze mnie bezwartościowe gównicho? Absolutnie, ale nie potrafię ich pohamować.
Nie założyła biustonosza, więc widzę jej stwardniałe sutki. Co ja bym dał, żeby przyprzeć ją wprost do ściany i wyzwolić te cycki, by móc je gładzić językiem i…
Cóż, dobrze wiedzieć, że fiut mi się nie zepsuł.
Ni stąd, ni zowąd zgotował Maddie Davis pierdoloną owację na stojąco.
A to nie pora na takie akcje, bo stoję obok jej brata.
Zaciskam dłonie na kubku, aż bieleją mi kłykcie.
– Przerwiesz jej rozmowę z Markiem czy…?
Wzrusza ramionami.
– A czemu? To dorosła, pełnoletnia osoba, która sama może o sobie decydować. Mam dość niańczenia jej. Maddie wie, co dobre, a co złe. Poza tym mogła gorzej trafić. Mark to porządny gość. Jeśli ona chce się na niego zdecydować, to niech tak będzie.
– A czy przypadkiem nie każesz się jej zwijać z uwagi na koleżankę, z którą przyszła?
Maya upija łyczek drinka i choć stara się zachować dyskrecję, oczy uciekają jej w stronę Ethana. Ma na sobie podarte dżinsowe szorty z wysokim stanem i biały top, który odsłania błyszczący kolczyk w pępku. Ethan praktycznie się ślini na ten widok.
– Częściowo – przyznaje. – Kurwa, potrzebuję nowego blanta. Poszukam Jacksona i zobaczę, czy ma. Zaraz wracam.
Nie zauważam, jak się oddala. Niby jakim cudem, skoro Mark kładzie Maddie rękę w talii i pochyla się, by szepnąć jej coś do ucha? Trzeba przyznać, że słabo znam tego typa. Należał z nami w liceum do drużyny futbolowej, ale nigdy się nie przyjaźniliśmy.
Czy ma wobec niej dobre intencje?
Spod przymrużonych powiek obserwuję, jak Mark spuszcza oczy na piersi Maddie, kiedy ona odwraca wzrok. Nie mam prawa go osądzać, bo sam robię absolutnie to samo, odkąd tylko ją ujrzałem. Nie mam prawa do opiekuńczych instynktów. Nie jest moja i nigdy moja nie będzie. Straciłem szansę, gdy ją od siebie odepchnąłem, a poza tym jest jeszcze Ethan.
Ale mimo pełnej świadomości, że to złe, nogi mnie niosą na drugi koniec pokoju.
Maya mierzy mnie wzrokiem sceptycznie, a potem wymienia z Maddie nieodgadnione spojrzenie.
– Idę po dolewkę – rzuca i znika.
Maddie upija drinka powoli, taksując mnie znad krawędzi kubka.
– Co ty tu robisz?
– Mógłbym ci zadać to samo pytanie. – Zerkam na Marka, który unosi rękę do żółwika… tę samą rękę, którą parę sekund temu położył jej w talii. Korci mnie, by go zignorować, ale odwzajemniam jego gest.
– Co słychać, stary? – pyta z szerokim uśmiechem. – Od lat cię nie widziałem. Podobno robisz wielkie rzeczy w Pensylwanii. Prosto do NFL, co?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki