Randki z mistrzem obietnic - Sylwia Elwart - ebook
NOWOŚĆ

Randki z mistrzem obietnic ebook

Sylwia Elwart

0,0

40 osób interesuje się tą książką

Opis

To nie jest zwykła historia o miłości. To opowieść o iluzjach utkanych jak luksusowy jedwab, o obietnicach, które kuszą bardziej niż nocne światła Warszawy. Bohaterka tej powieści wkracza w świat, gdzie granica między szczerością, a kłamstwem staje się niebezpiecznie cienka, a każdy gest może być uwodzeniem, manipulacją lub… ostatnią szansą na prawdę.

Sylwia Elwart maluje Warszawę tak, jak fotograf modowy maluje sylwetkę – piękną, pociągającą, ale podszytą tajemnicą. „Randki z mistrzem obietnic” to książka, która działa jak ekskluzywna kampania haute couture – odważna, elegancka i niepokojąco piękna. Ile warte jest słowo „zaufaj mi”, gdy wypowiada je ktoś, kto zna wszystkie nasze słabości? Ile odwagi trzeba, by odróżnić prawdę od złudzenia, kiedy każde spojrzenie niesie w sobie obietnicę innego świata? Co znaczy zaufać, kiedy serce podpowiada jedno, a rozsądek krzyczy coś zupełnie innego? Podróż pełna namiętności, niepewności i napięcia, które nie pozwala odłożyć książki nawet na chwilę. To opowieść o miłości, która karmi się niedopowiedzeniami, i o obietnicach, które mają moc budować całe światy – albo je burzyć w jednej sekundzie.

To opowieść, obok której nie przejdziesz obojętnie, bo od pierwszych stron wciąga jak najdroższy zapach, który zostaje w pamięci na zawsze. To emocjonalny bestseller, który sprawi, że czytelnik nie tylko przeczyta historię – on ją przeżyje. I jeszcze długo po ostatniej stronie będzie zadawał sobie pytanie: komu w swoim życiu naprawdę ufa?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 291

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Sylwia Elwart

RANDKI Z MISTRZEM OBIETNIC

Wydawnictwo ON

Wydawnictwo ON 2025 /www.ebookmarket.pl

Copyright by Sylwia Elwart / Orfeusz Nowakowski

ISBN: 978-83-965572-2-3

Rozdział 1W końcu ktoś wyjątkowy

Warszawa nocą pachnie obietnicami. Światła neonów odbijają się w szybach mojego apartamentu na dwunastym piętrze, a ja siedzę z kieliszkiem białego wina, próbując wmówić sobie, że jestem zadowolona z życia. Mam dwadzieścia dziewięć lat, świetną pracę w agencji reklamowej, konto na Instagramie, które wygląda jak katalog szczęścia. Wszystko, co powinnam mieć w tym wieku.

A jednak...

Prawda jest taka, że dziś znów wróciłam do pustego mieszkania, zdjęłam szpilki warte pół wypłaty i pomyślałam, że cisza boli bardziej niż obcasy po całym dniu. Cisza nie ma zapachu, nie ma koloru, ale potrafi być cięższa niż marmurowy blat w mojej kuchni.

Cisza wypełnia ściany jak gęsty dym, wciska się w każdy kąt, nawet w moje myśli.

Czasem mam wrażenie, że słyszę własne serce, które bije zbyt głośno w tej pustce.

Włączam światło w salonie, ale ono tylko podkreśla puste przestrzenie.

Kiedyś ta przestrzeń wydawała mi się luksusem - teraz jest tylko przypomnieniem, że nikt na mnie tu nie czeka.

Kładę torebkę na krześle, jakbym zostawiała jakiś ślad po sobie, by udowodnić, że naprawdę tu byłam.

W kuchni woda w czajniku zaczyna szumieć, ale nawet jej dźwięk brzmi obco.

Zdejmuję płaszcz i przez moment patrzę w lustro - w oczy kobiety, która umie wygrywać w pracy, ale w domu przegrywa sama ze sobą.

W głowie przewijają się obrazy z całego dnia, ale zatrzymuję się na jednym - na jego uśmiechu z ekranu telefonu.

Cisza, która mnie otacza, zdaje się wtedy jeszcze głośniejsza, bo przypomina mi, że to tylko obraz, a nie obecność.

I nagle rozumiem, że dziś ten brak dźwięku boli nie tylko uszy - on dociera do samego środka.

Czasem zastanawiam się, czy to ze mną jest coś nie tak, czy po prostu świat jest popsuty. W pracy mówią o mnie „królowa warszawskiego marketingu”. Lubię to. To brzmi lepiej niż „dziewczyna, która nie potrafi utrzymać przy sobie żadnego faceta dłużej niż trzy miesiące”.

Zabawne, jak łatwo można przykleić komuś etykietę, a potem udawać, że ona jest całą prawdą.

W biurze widzą we mnie pewność siebie, której czasem sama w sobie nie rozpoznaję.

Może dlatego tak dobrze wychodzi mi sprzedaż – potrafię zapakować nawet własne wątpliwości w błyszczące opakowanie i pokazać światu jako sukces.

Ale wieczorami, kiedy wracam do mieszkania i zmywam makijaż, ta „królowa” znika w odpływie razem z wodą.

Zostaje zwykła dziewczyna, która wciąż wierzy, że gdzieś tam jest ktoś, kto będzie chciał poznać ją bez tego marketingowego filtra.

Ktoś, kto zobaczy w niej coś więcej niż ładne zdjęcia z eventów i umiejętność napisania chwytliwego hasła w piętnaście minut.

Ale im dłużej patrzę na swoje randki, tym częściej mam wrażenie, że mężczyźni traktują mnie jak kampanię reklamową - wchodzą, konsumują, a potem szukają nowej.

I wtedy zaczynam myśleć, że może jednak problem jest we mnie.

Bo może zbyt dobrze nauczyłam się grać kogoś, kim chciałabym być.

Wstaję z kanapy i podchodzę do panoramicznego okna. Z dwunastego piętra świat wygląda inaczej. Samochody suną Alejami Jerozolimskimi jak świetlne robaki.

Ludzie na chodnikach wydają się postaciami z gry komputerowej, zaprogramowanymi, żeby gdzieś biec. A ja? Ja stoję tu z kieliszkiem fourrey chablis i udaję, że wszystko jest w porządku.

Może tak właśnie wygląda życie z dystansu - piękne, uporządkowane i pozbawione szczegółów, które bolą, kiedy patrzysz z bliska.

Patrzę na te migające światła i myślę o tym, ile z nich kryje w sobie czyjąś samotność, czyjś żal, czyjeś niewypowiedziane „przepraszam”.

Świat wydaje się taki uporządkowany, a jednocześnie wiem, że każdy z tych punktów świetlnych niesie w sobie bałagan, którego nikt nie chce pokazać.

Czasem zastanawiam się, czy to ja stoję w miejscu, czy to raczej wszystko wokół pędzi zbyt szybko.

Może nie umiem już biec w tym samym tempie co reszta, a może nigdy nie umiałam.

Łyk wina rozlewa się ciepłem po gardle, ale nie usuwa ciężaru, który czuję w środku.

W tej chwili jestem widzem spektaklu, w którym kiedyś chciałam grać główną rolę, a teraz siedzę w ostatnim rzędzie, sama, bez biletu powrotnego do sceny.

I nagle pojawia się pytanie, którego nie lubię:

Co, jeśli całe to „w porządku” jest tylko scenografią, a za kulisami… wszystko się sypie?

Stawiam kieliszek z winem na stoliku i sięgam po telefon. Obiecuję sobie, że to tylko na minutę. Sprawdzę powiadomienia, odpiszę na kilka maili. Ale palec sam przesuwa ikonę aplikacji randkowej.

Ta sama aplikacja, którą tydzień temu miałam usunąć. Przysięgałam sobie: „Olivia, żadnych więcej randek online, to strata czasu, energii i wiary w ludzkość.” I co? Ikona świeci jak mały, kłamliwy neon: może dziś ktoś wyjątkowy.

To „może” jest jak haczyk - za każdym razem łapię się na tę samą obietnicę.

Patrzę na ekran, czując w sobie mieszankę ekscytacji i wstydu, jakbym znów sięgała po deser, choć przecież jestem na diecie.

Przewijam twarze, które różnią się szczegółami, ale łączy je jedno: każdy chce wyglądać, jakby miał odpowiedź na moje pytania.

Każdy z nich kusi inną wersją historii, którą mogłabym z nimi przeżyć- a ja wiem, że większość z tych historii skończyłaby się szybciej niż zdążyłabym zapamiętać imię.

A jednak… szukam.

Nie wiem, czy to głód bliskości, czy zwykła ludzka ciekawość, ale wiem, że to uzależnia.

Czasem wystarczy jedno spojrzenie w czyjeś oczy na zdjęciu, by zbudować w głowie cały scenariusz, który nigdy się nie wydarzy.

I może właśnie dlatego ta aplikacja wciąż jest w moim telefonie – bo pozwala mi marzyć, nawet jeśli te marzenia są z plastiku.

Otwieram ją i od razu zalewa mnie fala męskich uśmiechów i banałów:

- Uwielbiam sport i podróże - serio? Czy ktoś w tej aplikacji lubi siedzieć w domu i jeść naleśniki?

- Szukam bratniej duszy - to ciekawe, bo zdjęcie jest z klubu z trzema dziewczynami na kolanach.

Przewijam, przewijam, przewijam. Palec zaczyna boleć, a ja czuję, jak wzbiera we mnie frustracja. Już mam rzucić telefon na stół, kiedy pojawia się On.

Patryk.

Zatrzymuję się. Zdjęcie: subtelny uśmiech, jasne włosy rozwiane jakby na wietrze, spojrzenie, które mówi więcej niż cały opis. A opis? Krótki, bez desperacji, z inteligentnym żartem:

- Podobno życie to nie film, ale jeśli chcesz, możemy napisać własny scenariusz.

Coś we mnie drga. Klikam serduszko. Jeszcze łyk wina – na odwagę, a może na otępienie zdrowego rozsądku.

Dalsza część w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Spis treści

Rozdział 1. W końcu ktoś wyjątkowy

Punkty orientacyjne

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Meritum publikacji

Spis treści