11,99 zł
Gdy Carrie Miller poznaje w Paryżu Damona Meyera, od razu ulega jego urokowi i pragnie spędzić z nim noc. Wie jednak, że on nie chciałby jej znać, gdyby wiedział, kim Carrie jest naprawdę. Dlatego nic mu nie mówi, bo przecież za chwilę zniknie z jego życia na zawsze. Taki przynajmniej ma zamiar…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 140
Rok wydania: 2025
Rosie Maxwell
Randka w Paryżu
Tłumaczenie:
Dorota Jaworska
Samochód odbierze Cię z hotelu o godzinie siódmej trzydzieści i zawiezie na uroczystość otwarcia Chateau Margaux. Tam będę na Ciebie czekał. Damon.
Carrie Miller wpatrywała się w słowa napisane eleganckim męskim charakterem, po czym zerknęła na zegar.
Dwadzieścia pięć po siódmej.
Przełknęła wzbierające w niej emocje. Jeszcze tylko pięć minut. Pod wykwintną jedwabną sukienką, którą dostarczono do jej pokoju wraz z odręcznie napisaną notatką, serce Carrie waliło jak oszalałe.
Damon był wszystkim, o czym mogła myśleć od czasu rozstania poprzedniej nocy. Leżała w łóżku, roztrzęsiona, udręczona bezsennością, odtwarzając w myślach każdy szczegół jego ciała i osobowości – hipnotyzujące brązowe oczy, niską, elegancką barwę głosu, obezwładniający zapach, którym się otuliła, kiedy pochylił się, by złożyć na jej policzku czuły pocałunek…
Wyobrażała go sobie również w tej właśnie chwili, oczekującego na jej przybycie przed zamkiem w Paryżu, jednym z najbardziej magicznych miast świata. Ta wizja sprawiała, że krew płynęła szybciej, a serce biło milionem gorączkowych uderzeń. Jednak gdy odwróciła się, by dokonać ostatecznej kontroli własnego wyglądu w wielkim lustrze, w swoich ciemnozielonych oczach dostrzegła niepokój.
Wszystko z powodu jego nazwiska.
Meyer. Damon Meyer.
Nazwisko było jej znane i kojarzyło się z bólem.
Jako młody chłopak Damon stracił ojca z powodu działań… jej ojca.
Skandal Meyer-Randolph, tak media nazwały szokujące wydarzenia, gdy biznesowe partnerstwo obu panów zakończyło się tragedią. Cyniczna zdrada jej ojca doprowadziła do śmierci Jacoba Meyera. Dlatego, zanim cokolwiek ich połączy, Carrie wiedziała, że powinna powiedzieć Damonowi, kim była. To, że wychowała się bez ojca i nigdy nie była częścią rodzinnego imperium, nie miało znaczenia, podobnie jak fakt, że dawno temu pozbyła się hańbiącego nazwiska. Sterling Randolph nadal był jej ojcem, a Carrie zawsze stawiała na szczerość. Po tym, jak Nathan ją oszukał, uczciwość stała się jej drogowskazem. Tylko że tym razem myśl o reakcji Damona wypełniała ją strachem przed powiedzeniem prawdy.
Istniało prawdopodobieństwo, że odejdzie bez słowa, bo chociaż osoba bezpośrednio odpowiedzialna za śmierć Jacoba została skazana, w oczach Damona prawdziwym winowajcą był jej ojciec.
Carrie wiedziała, że jest w tym sporo racji. Poczynania jej ojca sprawiały ludziom wiele bólu i Carrie będzie wiecznie żyła z wyniszczającymi atakami paniki, wywoływanymi przez bezlitosne media, które wyolbrzymiły skandal do niebotycznych rozmiarów.
Wprawdzie sama nigdy nie uważała ojca za jedynego odpowiedzialnego za tamtą tragedię, ale nie oczekiwała, że Damon podzieli jej zdanie.
Z czystej ciekawości spędziła godziny, szukając, co o Damonie mówi internet. Czytała o jego pięknych partnerkach, znajomych celebrytach, domach, których był właścicielem, i to na pięciu kontynentach… Z setek artykułów wylewała się niechęć Damona do jej ojca, frustracja, że Sterling nie został ukarany, przekonanie, a raczej pewność, że tylko on jest wszystkiemu winien.
Czytając, czuła ucisk w żołądku, przenikał ją żal zmieszany ze wstydem – gdyby wiedział, kim była, nawet by na nią nie spojrzał. Tymczasem… To było cudowne i ekscytujące. Od tak dawna nie czuła niczego do przedstawiciela płci przeciwnej. Żaden mężczyzna, którego poznała, nie pokonał strachu i nieufności, którymi otoczyła się po zdradzie Nathana – aż do ostatniej nocy w towarzystwie Damona.
Gorące spojrzenia i uśmiechy wstrząsnęły nią, zawładnął jej sercem, rozpalił marzenia, wzburzył krew.
Przedstawił się i wyciągnął rękę. Kiedy jego długie palce zacisnęły się na jej dłoni, poczuła, że nagle stała się kimś innym, że coś się w niej odrodziło. Każdy centymetr jej ciała pragnął go, instynktownie wiedziała, że tylko on może ją ukoić, pozwolić zapomnieć.
Nawet teraz, wspominając tamtą chwilę, czuła, jak przenikają ją ciepłe dreszcze.
Westchnęła i podeszła do drzwi, z nadzieją, że skoro już Damon ją odnalazł, będzie chciał ją zatrzymać, nawet gdy wyzna mu, kim jest.
Damon Meyer powstrzymał chęć ponownego spojrzenia na zegarek. Carrie się spóźniała i głos w jego głowie zaczął pytać, czy zamierzała w ogóle się pojawić. Potem szybko odrzucał tę myśl. Każdy sygnał, który wysłała poprzedniej nocy, mówił, że chce się z nim spotkać jeszcze raz i być może kontynuować to, co rozpoczęli. W przeciwnym wypadku nie dałaby się pocałować, prawda? Przecież nie pomylił się, odczytując sygnały, które mu wysyłała.
Dziś wieczorem pozwoli sobie działać pod wpływem gorących impulsów – pod warunkiem, że takie będzie również jej życzenie. Oczywiście na krótko, żeby było jasne. Nie miał ani czasu, ani ochoty, by angażować się w prawdziwy związek, od kiedy wyznaczył sobie inne priorytety. Już dawno temu poprzysiągł całym sercem i duszą zemścić się na Sterlingu Randolphie i nie poprzestanie, póki Randolph nie zapłaci za przedwczesną śmierć jego ojca.
Cel wydawał się coraz bliższy… A kiedy sfinalizuje Projekt Caldwell, zemsta się dopełni. Jednakże nadchodzący wieczór chciał poświęcić wyłącznie przyjemnościom…
Otaczający go szum rozmów ucichł, a wszystkie myśli zniknęły, gdy zatrzymał wzrok na zapierającej dech w piersiach kobiecie, która właśnie przekroczyła próg zamku. Czekał, a gdy oczy Carrie odnalazły go w tłumie, podniecenie, które połączyło ich poprzedniego wieczoru, przyćmiło wszelkie życiowe doświadczenia.
– Przepraszam – powiedział swoim gościom, kończąc rozmowę w połowie zdania.
Nie odrywając wzroku od Carrie, przeciskał się przez tłum do miejsca, gdzie stała, na górnym tarasie. Zatrzymał się tuż przed nią, zahipnotyzowany tym, jak purpurowy jedwab delikatnie muskał jej ciało. W momencie, gdy zobaczył tę sukienkę na wystawie, wiedział, że chce podarować ją Carrie i zaprosić ją na dzisiejszą ceremonię. Strój, który miała na sobie poprzedniej nocy, był stylowy, ale wyciszony. Ciemny kolor i skromny krój, owszem, schlebiał jej ciału, ale ubranie zostało zaprojektowane tak, by pomóc kobiecie wtopić się w otoczenie i pewnie właśnie dlatego je wybrała.
Jego wybór sukni nie dawał szans na ukrywanie się. Kreacja odsłaniała delikatną skórę, głęboki dekolt, a dzięki rozcięciom – również zgrabne nogi. Proste włosy uczesała tak, by opadały na wąskie ramiona i odkryte plecy, cienie na powiekach podkreślały blask oczu. I te usta… Boże, te usta…
Damon pragnął ją pocałować. To pragnienie stało się jedyną myślą w jego głowie. Chciał pozbyć się przestrzeni pomiędzy ich ciałami, wziąć ją w ramiona, przytulić i zatopić się w głębokim pocałunku, by w końcu poznać jej smak.
Oszołomiony siłą pożądania, Damon długą chwilę milczał, próbując odblokować głos.
– Wyglądasz jeszcze bardziej niesamowicie niż to możliwe – powiedział zafascynowany różowym rumieńcem na jej policzkach.
– Ty też – odpowiedziała Carrie, choć jej przepiękne oliwkowozielone oczy wcale nie zatrzymały się na dopasowanym czarnym garniturze i nieskazitelnej białej koszuli, którą miał na sobie. – A zamek jest niezwykły. Nigdy nie widziałam tak pięknego miejsca.
– Dziękuję – wymamrotał, choć w tej chwili nawet nie pamiętał o zamku.
Minęły zaledwie dwadzieścia cztery godziny, od kiedy się poznali, lecz Damon miał wrażenie, że od zawsze czekał, by jej dotknąć. Pragnienie nakrycia jej swoim ciałem było głębokie i gwałtowne, niemal bolesne. Burzyło mu krew.
Zauroczony, dopiero po długiej chwili zauważył, że jest zdenerwowana – zacisnęła usta, a torebkę trzymała tak mocno, że pobielały jej palce. Chciał, żeby czuła się dobrze i swobodnie, ale rozumiał, że tak ekstrawagancki wieczór może być przytłaczający dla dziewczyny z małej, zaprzyjaźnionej społeczności w Santa Barbara.
Wszystko wokół było oszałamiające: budowla została zaprojektowana, by przypominać bajkowy zamek, nie szczędzono pieniędzy na wytworny wystrój, a niezliczeni goście bezwstydnie demonstrowali własne bogactwo w postaci diamentów, rubinów i szmaragdów, które lśniły na szyjach, w uszach i na palcach kobiet.
Jednakże najbardziej przytłaczające z tego wszystkiego było ich wzajemne przyciąganie. Damon nawet uznał tę dziką chemię za zbyt intensywną. Mimo to zrobił krok do przodu, by zlikwidować dystans między nimi. Widział, jak drżały jej ramiona, a długie, ciemne rzęsy skrywały błysk niepewności w oczach.
– Cieszę się, że tu jesteś – powiedział niskim, miękkim głosem.
Carrie odetchnęła głęboko.
– Ja… – próbowała coś powiedzieć.
Nie mógł znieść tej niepewności. Łagodnie położył palec pod jej brodą i uniósł jej głowę do góry, by cała siła spojrzenia spoczęła na nim. Teraz mocniej odczuł wewnętrzny konflikt i niepokój, z którymi walczyła.
– Ja też – odpowiedziała cicho. – Jestem szczęśliwa, że mam okazję znowu cię zobaczyć.
– Naprawdę myślałaś, że nie zrobię wszystkiego, co w mojej mocy, żeby taka okazja się nadarzyła? – zapytał z uśmiechem, czując się znacznie swobodniej, choć rozpraszało go ciepło bijące od jej ciała. – W zasadzie spędziłem cały dzień, nie mogąc myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że zobaczę cię dziś wieczorem.
– Ja też dużo o tobie myślałam.
– Doskonale – odpowiedział, z trudem kontrolując dreszcze przepełniającej go euforii.
Wtedy, nieoczekiwanie, zrobiła coś, co go zaniepokoiło. Widział, jak zmienia się wyraz jej twarzy, jak próbuje równo oddychać, jak wyraźnie zbiera się na odwagę.
– Jest coś, co powinnam ci powiedzieć, zanim…
Kątem oka dostrzegł dziesiątki zaciekawionych spojrzeń. Rozmowy wokół ucichły.
Bycie w centrum uwagi nie było dla Damona niczym nowym. Od czasu pierwszego sukcesu architektonicznego, stał się bohaterem niezliczonych programów i wywiadów, w których pojawiał się zarówno jako syn znanego ojca, jak i piekielnie zdolny artysta z wieloma osiągnięciami na koncie.
Sława nigdy nie była czymś, czego pragnął, ale szybko zdał sobie sprawę, że może czerpać z niej korzyści. Im większy rozgłos, tym pewniejsze wydawało się obalenie Randolpha – a Damon chciał, żeby cały świat był świadkiem jego upadku! Dlatego cierpliwie uśmiechał się do kamer, zgadzał na wywiady i przyjmował zaproszenia na najważniejsze imprezy w kalendarzu wyższych sfer. To wszystko sprawiło, że ostatecznie cieszył się jeszcze większą renomą niż jego ojciec, co z kolei pozbawiało go prywatności. Rozpoznawalność była błogosławieństwem, ale i koszmarem. Sądząc po pełnych ekscytacji spojrzeniach gości, którzy mieli szczęście dostać się na listę zaproszonych, dzisiejszy wieczór nie będzie wyjątkiem.
Ale Carrie również przyciągała uwagę, co nie było zaskoczeniem, biorąc pod uwagę jej oszałamiający wygląd. Oszacował, że za dziewięćdziesiąt sekund zostaną osaczeni. To była ostatnia rzecz, której chciał. Nie był w nastroju do dzielenia się nią.
– Chodźmy na spacer – przerwał jej, delikatnie odciągając ją od ciekawskich tłumów. – Pokażę ci zamek.
– Czy to może chwilę poczekać? Naprawdę muszę coś powiedzieć – zaprotestowała, gdy wyciągnął klucz z wewnętrznej kieszeni marynarki, włożył go do zamka i otworzył wysokie, wyłożone drewnem drzwi.
– Możemy porozmawiać w środku.
Carrie przyjrzała mu się z niepewnością.
– Jesteś pewien, że to dozwolone?
Damon beztrosko wzruszył ramionami.
– Mam klucze. Jestem architektem. Myślę, że ujdzie nam to na sucho.
– Nie chcę, żebyś wpakował się w jakieś kłopoty.
Damon nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
– Wszystko będzie dobrze – zapewnił ją. – Poza tym, po co miałabyś znać architekta, gdybyś nie mogła tego wykorzystać? – Gestem zaprosił ją do środka. – Co chciałaś mi powiedzieć?
Carrie go nie słuchała. Zamarła, podziwiając pokój, w którym się znaleźli, z szeroko otwartymi oczami i ustami rozchylonymi z podziwu.
– Damon, to jest piękne – wyszeptała. – To jak cofnięcie się w inne czasy.
– Zalecenie, jakie dał mi właściciel, dotyczyło przywrócenia zamkowi dawnej świetności i dodanie kilku współczesnych akcentów.
– Wszystko to jest niesamowite!
Jej szczery podziw sprawił, że jego własne osiągnięcie wydało mu się jeszcze większe niż wtedy, gdy zadowolony ogłosił ukończenie projektu.
Gdy Carrie podziwiała pokój, on podziwiał kształt jej ciała, pełne gracji ruchy, gładką skórę w blasku przyćmionych świateł.
– Czy właściciel będzie tu mieszkał? – spytała.
– Nie jestem pewien. Być może. Rozważa wynajmowanie zamku na imprezy. Za kilka miesięcy organizuje tu wesele swojej córki. Myślę, że dopiero potem podejmie decyzję.
– To spektakularne miejsce na wesele – potwierdziła, przechadzając się po pokoju. – Czy właśnie takie projekty sprawiły, że zapragnąłeś zostać architektem?
Niezadowolony, że oddaliła się od niego, Damon podszedł bliżej, by odpowiedzieć na jej pytanie.
– Nieszczególnie, nie. Takie budynki są wyjątkowe i lubię nad nimi pracować, ale nie. Postanowiłem zostać architektem, bo mój tata nim był.
Mówił o tym już setki razy wcześniej, ale wyznanie tego Carrie w jakiś sposób sprawiło, że czuł się, jakby wkładał stary klucz do nowego zamka, otwierając go.
Zawahał się, bo to uczucie wywołało jakiś wewnętrzny niepokój, ale sposób, w jaki na niego patrzyła swoimi pięknymi oczami, zniewalał go.
– Ojciec specjalizował się w planowaniu, zagospodarowywaniu i rewitalizacji miast, dużo współpracował z samorządami, ale był przede wszystkim architektem – kontynuował. – Kochał budynki, zwłaszcza takie stare, okazałe, z bogatą, inspirującą przeszłością. Lubił zagłębiać się w historię obiektu i wykorzystywać ją w swoich projektach. Zabierał mnie do każdego miejsca, nad którym pracował, oprowadzał po budowie, pokazywał plany i pytał, co myślę. Kiedyś powiedziałem, że według mnie ściana była w złym miejscu. Wrócił do planów i zmienił projekt, twierdząc, że jestem naturalnym talentem, może nawet lepszym od niego, a on był najlepszy! Wybór kariery nigdy nie był tak naprawdę moją decyzją, bo zawsze wiedziałem, że chcę iść w jego ślady. Tym bardziej po jego śmierci…
Wypowiadając te słowa, zdał sobie sprawę, ile prawdy ze sobą niosą. Damon w pewnym momencie uwierzył, że to pragnienie zemsty pokierowało jego przyszłością, że to zemsta dyktowała, jakich projektów szukał i jakie kontakty uważał za priorytetowe. Ale tak naprawdę urodził się, by zostać architektem. Miał to we krwi, w sercu.
– Ile miałeś lat, kiedy umarł? – zapytała.
Wyraz jej twarzy zmienił się, obserwowała go z niepewnością, bólem. Ale Damon nie odczuwał bólu. Śmierć ojca złamała mu serce i rozbiła rodzinę, ale to go tylko ukształtowało, wzmocniło.
– Dwanaście.
Jego twarz nie pokazywała emocji, był niewzruszony, nawet gdy rozdzierające wspomnienia przedzierały się na powierzchnię. Tłumy. Gniew. A potem wystrzał.
Poczuł w ustach gorzki smak rozpaczy, słyszał przerażające dudnienie serca, gdy leżał na ziemi i nie wiedział, co się działo. A potem krzyk wyrywający się z gardła, kiedy zdał sobie sprawę z tragedii.
Oczy Carrie rozbłysły łzami, pokręciła głową.
– Bardzo mi przykro, Damonie.
Nie kłamała. To było niepokojące, usłyszeć szczere współczucie. Przyzwyczaił się do banałów i fałszywej sympatii, jaką zwykle mu okazywano, ale żal Carrie był autentyczny. Usłyszał to w jej słowach, widział to w jej oczach. Znała jego ból, choć go skrywał, choć z nim walczył. Miał wrażenie, że trzymała w dłoniach jego serce i wiedziała, jak krwawiło. Co było możliwe, bo od śmierci ojca nikomu nie oddał swego serca.
– Dziękuję.
Nagle głęboka rozpacz dopadła go ponownie, ból wywołał drżenie, przez które nie był w stanie utrzymać się na nogach. Nie mógł oddychać, jakby ta śmierć wydarzyła się wczoraj.
Odwrócił się, zmiażdżony napływem niechcianego smutku, daremnego bólu, który stanowił jedynie ciężar dla jego duszy. Właśnie dlatego wybrał gniew, złość, którymi żywił się na co dzień.
Koncentrował się na przywoływaniu w myślach twarzy Sterlinga Randolpha, wspomnieniu jego arogancji, chcąc poczuć jeszcze większą wściekłość, która stłumiłaby udrękę łamiącą mu serce. Ale zanim zdążył przywołać jakikolwiek obraz swojego wroga, poczuł ciepłą dłoń obejmującą jego ramię. W ciągu kilku sekund jej delikatny dotyk sprowadził go z powrotem do świata żywych, odciągnął od krawędzi czarnej rozpaczy.
Jej głęboko zielone oczy były pierwszą rzeczą, którą zobaczył, jasnością, której trzymał się, aż ból zaczął ustępować, do tego stopnia, że znowu mógł oddychać, że nie potrzebował już gniewu.
Carrie rozchyliła usta, jakby chciała zaoferować mu słowa pocieszenia, ale zamiast tego lekko potrząsnęła głową. Nie istniały takie słowa, już to wiedział, od dawna. Nie ma słów, którymi można by odpowiednio współczuć z powodu strzału, który zmienił jego życie, unicestwiając teraźniejszość, rzucając przyszłość na wiatr, zmieniając obraz rodziny, pozbawiając go miłości i zaufania do kogokolwiek.
Fakt, że to zrozumiała, tworzył między nimi więź głębszą niż to, co już do niej czuł. Wystarczyło, że stała obok niego z dłonią na jego ramieniu. Nie czuł bólu. Nie potrzebował złości. Tylko ona była mu potrzebna.
Musnął ustami jej nadgarstek i poczuł dreszcz, który ją przeszył. Uśmiechnął się na widok pożądania w jej oczach, jej usta go wzywały, wszystko w niej go nawoływało. Prosty akt patrzenia na nią, delektowania się oliwkowozielonym spojrzeniem, wywoływał erekcję. O tak, Damon wiedział, że nie wytrzyma dłużej. Zresztą wcale tego nie chciał.
Nagłe dźwięki muzyki wyrwały ich z zamyślenia.
– To orkiestra w sali balowej – poinformował.
– Jest tu sala balowa?
Jej uśmiech był pełen zdumienia.
Poprowadził ją przez lśniące, białe marmurowe podłogi sali, potem schodami w dół, pod misternie zaprojektowanymi zabytkowymi żyrandolami z kutego żelaza, do sali balowej, równie wysokiej, co szerokiej, z misternymi złotymi płatkami zdobiącymi ściany. Z sufitu zwisał połyskujący żyrandol, a liczne francuskie drzwi prowadziły do bajecznie oświetlonych ogrodów.
Carrie wysunęła rękę z jego dłoni, weszła na środek pokoju, wirowała, chłonąc baśniową wspaniałość.
– To czysta magia. Sądziłam, że coś takiego istnieje tylko w filmach!
Była romantyczką. Tak przypuszczał, ale teraz mógł to zobaczyć. Gestem ręki poprosił orkiestrę, żeby ponownie zaczęła grać i podszedł do Carrie. Zanim zdążyła zareagować, przyciągnął ją do siebie, objął w talii i porwał do tańca
– Co robisz? – roześmiała się, a rumieńce zabarwiły jej policzki.
– Tańczę z tobą.
Nie planował tego. Była to decyzja podjęta całkowicie pod wpływem chwili, pragnienia, by mieć ją w ramionach, czuć ciałem jej ciało. Tyle mógł jej dać – noc, której nie zapomni.
– Czy to problem? – upewnił się.
Uśmiech na jej twarzy przygasł, spoważniała.
– Nie.
W ich ruchach była intymność, której nie spodziewał się po czymś tak prostym jak taniec, ale podobało mu się to. Przyciągnął ją bliżej, aż przywarła do niego całym ciałem. Czuł każdy drżący oddech, każde uderzenie jej serca. Ani na sekundę nie oderwali od siebie wzroku, a gdy muzyka narastała płomiennymi dźwiękami, uniósł ją i pocałował. Kiedy postawił ją z powrotem, jej oczy lśniły tym samym pragnieniem, które pulsowało w jego krwi. Jej dłonie spoczywały lekko na jego klatce piersiowej, rozchylone usta trwały w oczekiwaniu.
Damon tak naprawdę sam nie wiedział, na co czekał… Tylko że samo patrzenie na nią było hipnotyzujące. Gdy wreszcie wzrokiem zawiesiła się wymownie na jego ustach, pochylił się i znów musnął ją ulotnym pocałunkiem. Otrzymał jedynie przedsmak rozkoszy, ale wystarczyło mu to, by wiedzieć, że była rajem.
– Damonie… Wreszcie. Szukałam cię.
Głos zabrzmiał mocno w dużej, pustej przestrzeni pokoju. Carrie odsunęła się, a Damon odwrócił głowę w kierunku właściciela zamku, który zatrzymał się, przyglądając się uważnie obojgu.
Damon szybko powrócił do rzeczywistości.
– Jean-Pierre, to jest Carrie Miller. Carrie, to właściciel zamku, Jean-Pierre Valdon.
– Miło mi panią poznać, mademoiselle Miller – mruknął Jean-Pierre z uśmiechem.
– Mnie również – odpowiedziała. – Gratuluję. Wszystko tu jest niesamowite. A teraz pozwolę panom porozmawiać.
Damon chciał zaprotestować, ale Carrie jedynie lekko pokręciła głową.
– W porządku. Przyda mi się trochę powietrza.
– Znajdę cię na zewnątrz – obiecał.
Carrie szybko wybiegła z sali balowej, niemal przygnieciona własnymi myślami.
O Boże, co ja zrobiłam? Co zrobiłam?
Wymknęła się z nim jak nastolatka. Pozwoliła mu zwierzyć się z bólu spowodowanego przez jej ojca.
Tańczyła z nim! Całowała go!
Z głową na skraju eksplozji, z sercem rozsadzającym piersi, krążyła od drzwi do drzwi, dopóki jedne z nich nie okazały się otwarte. Wpadła do ogrodu i czyste nocne powietrze ukoiło ją, chłodziło płonącą skórą.
Miała powiedzieć mu prawdę zaraz po przyjeździe, wyznać, kim była. Tak to zaplanowała. Wielokrotnie powtarzała te słowa w głowie, ale potem… Potem ich oczy spotkały się w sposób, który zdarza się tylko w baśniach. Patrzył na nią z promieniującym uznaniem, od którego zakręciło jej się w głowie. Wiedziała, że dostrzegał w niej kobietę, którą była, nie jej imię, nie bogactwo i wpływy jej ojca, ale ją samą.
Dotknął jej, szybko i lekko. Taki nieznaczny gest, ale ten moment połączenia był tak silny, że prawie stanęła w płomieniach.
Mimo to próbowała. A przynajmniej tak myślała, bo wszystko stało się trochę niejasne. Ale wtedy to zrobił, wziął ją za rękę i zaprowadził do domu. To wszystko było po prostu obezwładniające, okoliczności i związek między nimi, zbyt przytłaczające, by umiała sobie z tym poradzić.
Pociąg do mężczyzn czuła już wcześniej, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nawet po odkryciu, że Nathan nie był tym, kim się wydawał, a ich związek nie realizował jej marzeń, Carrie wciąż pozostawała pod wpływem jego urody. Jednakże nigdy nie czuła w sobie takiego żaru, który wypełniał ją przez ostatnią godzinę. Jej serce nigdy nie biło tak mocno i głośno, ciało nigdy nie pasowało tak do męskich rąk.
Jeśli w ogóle cokolwiek czuła do Nathana, był to zaledwie blady i słaby prolog. W przypadku Damona, wszystko było pożądaniem, pasją, ciepłem, oszołomieniem tak silnym, że zatraciła potrzebę powiedzenia mu prawdy.
Jak miała zrobić to teraz? Po tym, jak czuła jego ciało, po tym, jak odsłonił przed nią duszę? W jej sercu narastał szloch. Kiedy rozmowa zeszła na ojca Damona, czuła ból, bo oto stawała się oszustką, przed którą ujawnił swoją bezbronność, nieświadomy, że jest córką człowieka, którego zdrada doprowadziła do tragedii.
Gdyby teraz dowiedział się, kim ona jest, z pewnością uznałby ją za manipulatorkę. I nie winiłaby go, ponieważ rzeczywiście go oszukała. Nie powiedziała mu prawdy.
Z bólem serca zrozumiała, co musiała zrobić – odejść. Mając nadzieję, że wymknie się niezauważona, bo Damon wciąż był zajęty rozmową, zaczęła przedzierać się przez ogród, pospiesznie przemierzając ścieżki między wypielęgnowanymi krzewami i drzewami.
– Carrie!
Usłyszała swoje imię, ale szła dalej, nie spuszczając wzroku z drogi. Mogłaby poruszać się szybciej, gdyby nie obcasy, ale zdjęcie butów zajęłoby zbyt dużo czasu. Tymczasem musiała uciec, przed nim.
Poczuła ulgę, gdy zbliżyła się do schodów prowadzących do wyjścia.
W tym momencie ciemna postać zeskoczyła z górnego tarasu i wylądowała tuż przed nią.
– Damon! – wykrzyknęła, czując, jak ściska jej się serce. – Oszalałeś? Mogłeś się zabić!
Omiotła wzrokiem jego atletyczne ciało, sprawdzając, czy nie ma żadnych obrażeń. Tymczasem Damon obserwował ją ze zdziwieniem.
– Dokąd się wybierasz?
– Mam… – Żadna wymówka nie wydała się odpowiednia. – Muszę wyjść.
– Źle się czujesz? – Przeskanował wzrokiem jej twarz, szukając wyjaśnienia. – Czy coś się stało?
– Nie. Ja po prostu… Nie mogę zostać.
Nie odpowiedział, ale przenikliwym spojrzeniem zdawał się sięgać do jej wnętrza i chwytać za serce.
Zanim zdążyła je powstrzymać, usłyszała własne słowa.
– Nie powinnam była tu przychodzić. Nie powinnam… Ja… Przepraszam, ale to był błąd. Muszę wyjść.
Damon zareagował, blokując jej drogę wyciągniętym ramieniem. Zamarła, gdy zdała sobie sprawę, że została skutecznie uwięziona.
– Jest ktoś inny? – zapytał.
Jego ciepły oddech sprawił, że pomyślała o pocałunku. Jakże chciała ponownie tego doświadczyć.
– Nie. Ale to niczego nie zmienia. – Znalazła w sobie odwagę, by spojrzeć mu w oczy. – Cokolwiek jest między nami, nie może mieć ciągu dalszego, nie może wykroczyć poza dzisiejszy wieczór. W ogóle nie powinno mnie tu być. Więc, proszę, po prostu mnie wypuść.
– Nie – odpowiedział. – Dopóki nie podasz mi prawdziwego powodu, dla którego uciekasz.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: An Heir for the Vengeful Billionaire
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2023
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2023 by Rosie Maxwell
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-291-1308-3
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek