Pozwól mi spłonąć - Piątek Katarzyna - ebook + książka

Pozwól mi spłonąć ebook

Piątek Katarzyna

4,6

Opis

Gdy uczucie okazuje się silniejsze od ryzyka…

Koniec szkoły, drugi ślub matki, przeprowadzka do Seattle i poznanie nowego brata. Tak mogłaby wyglądać kartka z kalendarza dziewiętnastoletniej Addison Grey. Ale lista niespodzianek, które czekają na dziewczynę tego lata, jeszcze nie jest zamknięta.

Szczęśliwa matka z ojczymem zaraz po ślubie wyjeżdżają na miesiąc miodowy. W domu zostaje Addison i on, Mason Hale – zbuntowany dwudziestolatek, który robi wszystko, by zniechęcić do siebie nową siostrę. Jednak za tą pozorną wrogością kryje się coś więcej, a Addison Grey nie byłaby sobą, gdyby nie odkryła całej historii.

Poznanie Masona to dopiero początek drogi do nowego życia, w którym będzie musiała zmierzyć się nie tylko z ciemnymi typami z półświatka Seattle, ale przede wszystkim z własnym, niesfornym sercem.

Ekscytujący powiew świeżości w książkowym świecie. Katarzyna Piątek daje czytelnikom historię o której nie da się zapomnieć. Wciągająca fabuła, namiętność i nietuzinkowi bohaterowie. Ja zakochałam się od pierwszej strony i całkiem przepadłam w tej pełnej zwrotów akcji, zakazanej historii.
Serdecznie polecam

AT. Michalak
autorka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 316

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (32 oceny)
23
4
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
weronika523

Całkiem niezła

Ciężko się czytało. Zachowania bohaterów tak czasem męczyły, że szok. Nie było jakiejś wielkiej chemii a mimo to zakochali się w sobie. Mocno zalatuje watpadem niestety.
20
Bozenka2022

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam warto wysłuchać.Bozenka 2022.
00
sylwusiaw1988

Nie oderwiesz się od lektury

😍
00
Lalka11

Nie oderwiesz się od lektury

Mamy koniec lata i upały dają się we znaki także przy czytaniu. To druga książka autorki, którą mam przyjemność przeczytać. Choć treść zupełnie inna tak samo emocjonująca. Początkowo nie zapowiadała się na aż tak pełną emocji ale to dobrze, że zaskoczyła pozytywnie. Addison po rozwodzie rodziców zamieszkała z ojcem. Po jakimś czasie zamieszkuje z matką. Na ślubie matki poznaje Masona, syna Ojczyma. O ile Marcus to fajny gość, o tyle jego syn jest zupełnie jego przeciwieństwem. Gdy matka i Marcus wyjeżdżają na miesiąc miodowy Addison i Mason muszą się jakoś dogadać. Co ukrywa Mason? Czy Addison powinna trzymać się od niego z daleka? A może powinna dotrzeć do zbuntowanego chłopaka? Mason to młody zbuntowany człowiek. Wraz z trójką przyjaciół tworzą paczkę, która skrywa tajemnicę. Jego bunt i gburowate zachowanie wobec Addison ma zupełnie inne dno niż sądzi dziewczyna. Masona od trzech lat wini się za pewno zdarzenie. Ucieka w świat narkotyków, alkoholu staczając się coraz bardziej. Gd...
00
MR4747

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita, niesztampowa ksiazka , emocjonalny rollercoster. Polecam
00

Popularność




Rozdział 1

Addison

Nienawidziłam ślubów. A teraz byłam na jednym z nich.

Na ślubie mojej ukochanej mamy.

Pamiętałam, jakby to było wczoraj, gdy przekazała mi tę radosną nowinę, choć od tamtego dnia minął już prawie rok.

Późnym wieczorem wylegiwałam się na sofie z nosem w książce w naszym niewielkim salonie, kiedy to matula wróciła do domu po kolacji z Marcusem i wparowała do salonu z zarumienionymi policzkami i wielkim bananem na buzi. Wyrwała mi książkę z ręki i o znajmiła bez żadnych ogródek, że wychodzi za mąż i przeprowadzamy się do Seattle. Jedyne, co mogłam zrobić w tamtym momencie, to gapić się na nią, jakby pomieszało jej się w głowie. Nie to żebym się tego nie spodziewała, ona i Marcus byli w sobie szczeniacko zakochani, co widać gołym okiem, a i ja sama lubiłam Marcusa. To świetny facet i uszczęśliwiał mamę, jak niegdyś mój ojciec. No, ale na Boga, został mi ostatni rok szkoły i miałam się teraz przeprowadzać?

Co to, to nie!

Nie było cholernej mowy!

Dlatego też, ku niezadowoleniu matki, na ten czas zostałam ze staruszkiem w Portland.

A jakby tego było mało, po ukończeniu szkoły postanowiłam zrobić sobie roczną przerwę przed dalszą nauką, co także nie spodobało się mojej rodzicielce. Jednakże ta decyzja nie wynikała z mojego lenistwa, po prostu nie wiedziałam jeszcze, co chciałam w życiu robić, a nie zamierzałam bezsensownie tracić czasu na coś, czym nie miałam się zajmować w przyszłości. Żywiłam cichą nadzieję, że przez ten rok uda mi się dojść do tego, czemu zechcę się poświęcić, i liczyłam na to, że być może nowe miejsce i nowi ludzie mi w tym pomogą.

Ostatecznie udało mi się ukończyć szkołę z wyróżnieniem i mogłam przenieść się do Seattle do matki i Marcusa. Byłam tu już od przeszło miesiąca i póki co nie poznałam nikogo interesującego. Jedyne osoby, które spotkałam do tej pory, to członkowie ekipy organizującej ślub oraz kilkoro znajomych Marcusa. Nawet syna ojczyma nie widziałam jeszcze na oczy. Chociaż jeśli chodziło o niego, to – szczerze mówiąc – nie miałam ochoty tego zmieniać. Ze zdawkowych wzmianek mojej matki podczas naszych rozmów telefonicznych wynikało, że chłopak ewidentnie ma problemy z panowaniem nad gniewem i jest wycofany, wręcz aspołeczny. Z kolei według mojej ukochanej, jakże naiwnej, matuli koleś po prostu przechodził okres buntu.

Dacie wiarę?! Okres buntu!

Dwudziestodwulatek! Ha! Dobre sobie.

Jak dla mnie Mason Hale był cierpiącym na jakieś zaburzenia psychiczne hipokrytą, który przepadł gdzieś na dwa tygodnie przed moim przybyciem i nie pojawił się aż do tej pory! Na wszystkie czekoladowe muffinki świata, jego ojciec właśnie się chajtał, a on nawet nie raczył się pokazać, mimo że zapewnił go, kiedy już w końcu wspaniałomyślnie odebrał od niego telefon, że zjawi się na ślubie.

Bezczelny osioł.

Potrząsnęłam głową i nad wyraz świadoma pustego miejsca po mojej prawej skierowałam uwagę w stronę prowizorycznego ołtarza usytuowanego w przepięknym ogrodzie Marcusa. Wtedy usłyszałam poruszenie wśród gości. Ściągnąwszy brwi, zdezorientowana rozejrzałam się wokół i zauważyłam, że wszystkie głowy obrócone były w przeciwnym kierunku. Podążyłam za wzrokiem gości i ujrzałam zmierzającego leniwym krokiem ku nam chłopaka. Sądząc po wysokiej sylwetce, mocnej szczęce, pełnych, kuszących wargach i ciemnych włosach, miałam przed sobą nikogo innego, jak pierworodnego Marcusa, Masona Hale’a. Podobieństwo tych dwóch było wręcz uderzające. Jedyne, co ich różniło, to oczy – Marcusa czysto niebieskie, natomiast jego syna tak ciemne, że przywodziły na myśl burzowe chmury.

Im bardziej on się zbliżał, tym bardziej ja nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Zapewne w tej chwili myślicie, że byłam oczarowana bądź – co gorsza – zauroczona. Wierzcie mi, nic podobnego. Koleś wyglądał, jakby dopiero co wrócił z kilkudniowej libacji. Adidasy, poszarpane dżinsy i wymięta koszula, która w połowie wystawała mu ze spodni, do tego dodajmy cienie pod oczami i nieogoloną gębę.

Młody Hale wyglądał jak menel.

Szybko odwróciłam głowę z powrotem w stronę ołtarza, ciekawa reakcji naszych rodziców, a na twarzy mojej matki zobaczyłam zadowolony, stuwatowy uśmiech.

Pieprzony uśmiech!

Właśnie mieli złożyć z Marcusem przysięgi, a ten pajac wkroczył tu jak gdyby nigdy nic i skupił na sobie całą uwagę gości, która powinna być skierowana na nikogo innego, tylko na nich! Może i odziedziczyłam po matce urodę, jej blond loki, zielone oczy, mały, zadarty nosek i jak to zwykła mawiać, „apetyczne” kształty… nie wspominając o niskim wzroście, ale zdecydowanie nie odziedziczyłam po niej charakteru. Na całe szczęście. W przeciwnym razie chyba strzeliłabym sobie w łeb.

Przeniosłam spojrzenie na Marcusa. Jego twarz była pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu maską, kiedy wpatrywał się w syna. Domyślałam się, że w tej chwili miał ochotę podlecieć do niego i rozszarpać go na strzępy.

Wiem, wiem, Marcus – pomyślałam sobie. – Ja sama mam ochotę podbiec do matki, złapać ją za czerep i wytrząsnąć jej ze łba tę pieprzoną naiwność.

Po chwili Mason zajął puste miejsce po mojej prawej stronie, poczułam smród alkoholu.

Uporczywie wpatrując się w ołtarz, ze wszystkich sił próbowałam ignorować nowo przybyłego. Niestety, po kilku chwilach dobre wychowanie wygrało z niechęcią i obróciłam głowę ku Masonowi, który siedział rozwalony na ławce i wyglądał przy tym na cholernie znudzonego. Cóż…

– Ekhm! – Odchrząknęłam. – Jestem Addison…

– Gówno mnie to obchodzi – burknął w odpowiedzi, od razu mi przerywając.

No tak, dobrze, okej. Wiecie co?

Pieprzyć dobre wychowanie!

Udając niewzruszoną chamstwem tego padalca, przechyliłam głowę na bok i z grymasem na twarzy oraz pełną premedytacją zlustrowałam go wzrokiem od dołu do góry, aż napotkałam parę chmurnych, zobojętniałych oczu.

Uśmiechnęłam się słodko.

– Hm, muszę przyznać, że to dość oryginalne imię. – Tym razem pozwoliłam, by na mojej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. – Niemniej pasuje do ciebie jak ulał. – Raz jeszcze przesunęłam po nim spojrzeniem, po czym pochyliłam się ku niemu i szepnęłam mu do ucha: – Faktycznie wyglądasz jak gówno.

Wyprostowałam się z wciąż przyklejonym do twarzy cholernym uśmiechem i popatrzyłam z wyższością na Masona, który nie wyglądał już na znudzonego. O nie! W tej chwili Mason Hale wyglądał na absolutnie wkurwionego! I musiałam mu oddać to, że z falującymi nozdrzami i szczęką zaciśniętą tak mocno, iż odnosiłam wrażenie, że zaraz pokruszy sobie zęby, wydawał się przerażający. Jednak mimo dreszczu, który przeszył moje ciało, udało mi się nie odwrócić wzroku ani nie skulić się i odwzajemniałam jego mordercze spojrzenie.

Nie wiem, ile to trwało, ale poruszenie wokół nas wyrwało mnie z tego dziwnego transu i w końcu zerwałam z nim kontakt wzrokowy. Spojrzałam w stronę ołtarza i zobaczyłam, jak Marcus wpycha matce ozór do buzi…

Skrzywiłam się. To obrzydliwe!

Wyglądało na to, że przez siedzącego obok mnie osła przegapiłam przysięgi staruszków! Szkoda, wielka szkoda. Naprawdę…

Kiedy nasi rodzice mieli zejść z podwyższenia, by przejść prowizoryczną, usłaną kwiatami nawą do części ogrodu, w której odbywało się przyjęcie, wszyscy podnieśli się ze swoich miejsc, nawet – ku mojemu zaskoczeniu – Mason. Chłopak stanął obok mnie i gdy już myślałam, że w końcu postanowił zachować się, jak należy, ruszył przed siebie, by odejść.

O, na pewno nie, synku!

Poruszając się niczym pieprzona błyskawica, postąpiłam o krok czy dwa – kto by tam liczył – do przodu i złapałam go za tył szmaty, zwanej koszulą, i przytrzymałam go w miejscu. Mason obrócił gwałtownie głowę i spiorunował mnie wzrokiem. Niewzruszona przysunęłam się do niego i wycedziłam przez zaciśnięte zęby:

– Nie waż się ruszyć stąd teraz dupska. Już dość spieprzyłeś!

Jakaś bliżej nieopisana emocja błysnęła w jego oczach, ale zniknęła tak szybko, że nie miałam pewności, czy sobie tego nie wyobraziłam. Niemniej jednak Mason pozostał na miejscu, zaskakując mnie tym jak cholera! Aczkolwiek w chwili gdy mieliśmy ruszyć za naszymi rodzicami, wyrwał mi się i lawirując między ławkami, zniknął w tłumie, czym dla odmiany w ogóle mnie nie zaskoczył.

***

– Matko Boska, już nie daję rady – wymamrotałam pod nosem, omijając szerokim łukiem roztańczone pary. Od tego ciągłego szczerzenia się bolała mnie cała twarz.

Stwierdziłam, że nadeszła pora, by ulotnić się z imprezy. Rozejrzałam się za matulą i odnalazłam ją rozświergotaną przy jednym z wystawnych stołów w towarzystwie jej koleżanek i kuzynek. Jednak nie mogłam dostrzec nigdzie Marcusa. Mając to w głębokim poważaniu, wzruszyłam ramionami i przedzierałam się przez tłum – trzymając się poza zasięgiem wzroku matki i przy okazji zgarniając z jednego z pobliskich stołów butelkę merlota – w kierunku domu.

Gdy tylko przekroczyłam jego próg, zamknęłam za sobą drzwi, oparłam się o nie z głośnym stęknięciem, które z całą pewnością nie przystało damie, i z niekłamaną wdzięcznością powitałam ciszę i chłód panujące w holu. Wzięłam głęboki oddech, odepchnęłam się od drzwi z zamiarem spędzenia reszty tego jakże uroczego dnia w swoim pokoju i ruszyłam w stronę schodów, stukając szpilkami po wykafelkowanej podłodze. Zadowolona, że udało mi się umknąć, pozostając niezauważona, stanęłam jak wryta już na trzecim stopniu, gdy dotarły do mnie podniesione męskie głosy, z których jeden z całą pewnością należał do Marcusa. O ile się nie myliłam, dobiegały one z jego gabinetu.

Zerknęłam tęsknie w górę schodów, gdzie bez wątpienia czekały na mnie cisza i spokój, których przecież tak teraz potrzebowałam, jednakże ciekawość to wredna suka. Zeszłam więc na paluszkach, starając się nie robić hałasu, i z nadstawionymi uszami przeszłam przez salon, by ruszyć w głąb korytarza, gdzie mieścił się gabinet ojczyma. Gdy w końcu dotarłam do drzwi, powitała mnie jedynie cisza.

Zmarszczyłam brwi.

Dziwne – pomyślałam. – Może od zbyt długiego przebywania na słońcu miałam już haluny?

Skonfundowana pochyliłam się nieznacznie i przycisnęłam ucho do dębowego drewna, nasłuchując i… nic. Już miałam oderwać się od drzwi, kiedy to usłyszałam.

– Skończyliśmy? Czy masz coś jeszcze do powiedzenia, ojczulku?

Mason.

Taaa, teraz to już zupełnie zapomniałam o zaciszu mojego pokoiku.

Dotarło do mnie ciężkie westchnienie Marcusa.

– Chyba już czas, żebyś się ogarnął, Mason – odezwał się mój ojczym. Brzmiał, jakby był niebywale zmęczony, co do niego raczej niepodobne. – Zbyt długo już się…

– Nie kończ tego – warknął w odpowiedzi Mason, przerywając ojcu, dokładnie tak samo jak wcześniej mnie. – Nic już do mnie nie mów! Nic nie wiesz!

– Tylko dlatego, że o niczym nie mówisz! – wrzasnął Marcus, przez co aż się wzdrygnęłam.

Słyszałam, jak zaczerpnął głęboko powietrza, po czym odezwał się już spokojniejszym głosem.

– Znikasz na Bóg wie jak długo i nie odzywasz się ani słowem. A potem jak gdyby nigdy nic zjawiasz się na moim ślubie, nie dość, że spóźniony, to jeszcze w takim stanie!

– Obiecałem, że się zjawię i tak zrobiłem – zakpił. – Nie ma za co.

Zgrzytając zębami, zacisnęłam dłonie na butelce wina, by się opanować i nie wparować do środka, i mu nie przyłożyć. Co za niewdzięczny sukinsyn!

– Nie ma za co? Tak? – Marcus zaśmiał się, ale nawet dla moich uszu nie zabrzmiało to wesoło. – Synu, musisz przestać. Wziąć się w garść.

Hmmm, robiło się coraz ciekawiej. O co tu właściwie chodziło?

Przykleiłam się jeszcze mocnej do drzwi.

– Dużo o tym myślałem i sądzę… – Urwał Marcus, po czym westchnął ciężko. – Sądzę, że potrzebujesz…

– Podsłuchujemy, co?

Odskoczyłam jak oparzona od drzwi, przyciskając do piersi merlota, a pisk, który ze mnie uleciał, został przytłumiony przez czyjąś dłoń. Obróciłam lekko głowę i napotkałam parę błyszczących, brązowych oczu. Śliczna brunetka zabrała powoli rękę z mojej twarzy i uśmiechnęła się do mnie rozbawiona. Szybko odzyskałam rezon i skrzyżowałam ramiona na piersi.

– Wcale nie podsłuchiwałam – szepnęłam obronnie, na co uśmiech dziewczyny tylko się poszerzył.

– No jasne – odszepnęła. – Pewnie szukałaś w drzwiach korników czy coś – powiedziała tym razem głośniej, przez co spanikowana zerknęłam na drzwi i z powrotem na dziewczynę.

Nie chcąc zostać przyłapana na „niepodsłuchiwaniu”, złapałam ją szybko za rękę i zaciągnęłam do salonu.

– Kim ty tak w ogóle jesteś? – warknęłam poirytowana.

– Nikki. – Wyciągnęła do mnie rękę, więc ją ujęłam. – Miło mi cię w końcu poznać, Addison.

Zmarszczyłam brwi.

– A skąd niby wiesz, kim jestem?

– No proszę cię! – Przewróciła oczami. – Jesteś tak podobna do Moniki, że nie sposób się nie domyślić.

– Aha, no tak – bąknęłam.

Nikki gapiła się na mnie wyczekująco przez dłuższą chwilę, a kiedy w żaden sposób nie zareagowałam – no bo ludzie, naprawdę nie miałam cholernego pojęcia, o co chodziło tej dziewczynie. – Westchnęła teatralnie.

– Powiesz w końcu, co takiego ciekawego tam usłyszałaś? – Zatarła ręce, kiwając głową w kierunku, z którego właśnie przyszłyśmy. – Na serio, jestem bardzo ciekawa!

– A z jakiego powodu? – zapytałam podejrzliwie.

– Bez powodu. Taka moja natura – walnęła prosto z mostu, poruszając przy tym komicznie brwiami.

Uśmiechnęłam się ironicznie.

– Czyli jesteś wścibska, tak? Dobrze zrozumiałam? To właśnie chciałaś powiedzieć?

Postawiłabym lewą nerkę na to, że dziewczyna się obruszy, ale ona tylko odwzajemniła mój uśmiech, po czym puściła do mnie oko.

– Bingo! I sądząc po tym, jak tam stałaś… – Kiwnęła głową w stronę gabinetu. – …z przyklejonym do drzwi uchem, jest to jedna z rzeczy, które nas łączą!

– Wcale nie jestem wścibska! Ja po prostu… – Urwałam. Kurwa! Byłam wścibska, a moja ciekawość już nie raz wpędziła mnie w tarapaty. No ale przecież Nikki nie musiała o tym wiedzieć. Zastanawiałam się przez chwilę, co jej odpowiedzieć, gdy nagle coś wpadło mi do głowy. – Czekaj, powiedziałaś jedna z rzeczy?

– Tak właśnie powiedziałam. Wydaje mi się, że ja i ty mamy ze sobą wiele wspólnego i zostaniemy bardzo, ale to baaardzo dobrymi przyjaciółkami.

– Uhm, okeeej. Skoro tak mówisz. – Boże, robiło się naprawdę dziwnie.

Zmrużywszy oczy, Nikki skrzyżowała ręce na piersi.

– I nie myśl sobie, że nie zauważyłam tego uniku, przyjaciółko. – Zerknęła na butelkę, którą w dalszym ciągu trzymałam w rękach, i wyszczerzyła się jak kot z Cheshire. – Chyba pokrzyżowałam ci plany?

Również przeniosłam wzrok na wino.

– Nie. Co prawda miałam związane z nim plany, ale… – Wzruszyłam ramionami.

– Ale coś innego przykuło twoją uwagę? – dopytywała.

Jęknęłam pokonana. Nie odpuści.

– Tak. Zadowolona?

– Nie, wcale – prychnęła. – Zadowolona to będę dopiero wtedy, gdy zaspokoisz moją ciekawość i powiesz, co udało ci się podsłuchać! – Odchrząknęła w pięść. – To znaczy, przypadkiem usłyszeć.

Gapiłam się na dziewczynę przez dobrą minutę, po czym parsknęłam śmiechem.

– Okej, chyba faktycznie się zaprzyjaźnimy. Jesteś totalnie pokręcona!

Wyszczerzyła swoje śnieżnobiałe ząbki w uśmiechu i ukłoniła się teatralnie.

– Dziękuję! A teraz gadaj!

– Niestety, ale chyba cię rozczaruję – powiedziałam. – Nie mam pojęcia, o czym oni rozmawiali. Może gdybym przyszła nieco szybciej, tobym coś z tego zrozumiała.

Powiedzieć, że Nikki wyglądała na rozczarowaną, to niedopowiedzenie roku. Chyba naprawdę miała chrapkę na jakąś ekstraploteczkę.

– Uch. Rozczarowujące. – Zrobiła smutną minkę. – Naprawdę rozczarowujące.

– No wiem – zgodziłam się z nią, po czym ze złością wskazałam na nią oskarżycielsko palcem. – Może gdybyś mi nie przerwała, dowiedziałabym się czegoś ciekawego!

Szybko uniosła do góry ręce.

– Sorka! Nie chciałam!

– Taaa, jasne. – Przewróciłam oczami. – Wiesz, zanim poszłam pod gabinet, usłyszałam, jak chyba się kłócą. Myślę, że poszło o to wielkie wejście Masona na ślub.

– No, to było dobre!

– Dobre?! Jaja sobie, kurwa, robisz?! – Podniosłam głos, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedziała. – Ta mameja…

– Posłuchaj, Addison – przerwała mi niezrażona moim wybuchem.

Poważnie? Czy wszyscy mieszkańcy Seattle mieli w zwyczaju wchodzić innym w słowo?

– Wiem, o co ci chodzi. I wiem, jak to wyglądało. Nie to miałam na myśli. Ja… – Urwała. – Znam Masona od bardzo dawna. I uwierz mi, gdy mówię, że nie jest tak naprawdę złym facetem. – Zamilkła na chwilę i popatrzyła na mnie ze smutkiem w oczach, skutecznie zamykając mi tym jadaczkę. Westchnęła. – Mason jest… On…

– Nikki!

Wzdrygnęłyśmy się na ostry męski głos. Spojrzałyśmy z Nikki w stronę korytarza, w którym stał Mason. Patrzył na mnie przez chwilę z mordem w oczach, po czym rzucił Nikki, jak mi się wydawało, ostrzegawcze spojrzenie.

– O hej, Mason! Dawno cię nie widziałam. – Nikki powiedziała to niby lekko, ale zdradzał ją nerwowy uśmiech.

Czyżby się go bała?

– Trzymaj swój wścibski jęzor za zębami, Williams! W przeciwnym razie zapomnę, że jesteś siostrą Colina. – Młody Hale przeleciał obok nas, nie zaszczycając mnie już ani jednym spojrzeniem i pozostawiając po sobie jedynie utrzymującą się w pomieszczeniu groźbę.

Popatrzyłyśmy z Nikki po sobie.

– Nie jest taki zły, co? – Parsknęłam śmiechem.

Uśmiechnęła się smutno.

– Nie, nie jest.

Opadała mi szczęka. Ona tak na poważnie?

– Żartujesz sobie? Dosłownie parę sekund temu…

– Przepraszam, Addison, ale muszę już lecieć – przerwała mi po raz enty.

– Co? Dlaczego? – Byłam skonfundowana jej nagłą zmianą nastroju.

Przestąpiła z nogi na nogę, maniakalnie unikając mojego wzroku.

– Ja… Muszę gdzieś być i nie mogę się spóźnić. – Uśmiechnęła się do mnie przepraszająco, w końcu patrząc mi w oczy. Wiedziała, że wyczułam jej ściemę. – Może mogłybyśmy wymienić się numerami i później umówić?

– Jasne – zgodziłam się, nie drążąc tematu.

Podałyśmy sobie wzajemnie numery telefonów, a zaraz po tym ona uciekła. Dosłownie. Wybiegła z salonu, jakby ścigała ją cała zgraja ogarów piekielnych.

Westchnęłam ciężko i rzuciłam okiem w stronę gabinetu Marcusa, z którego on sam do tej pory nie wyszedł. Zastanawiałam się, czy do niego pójść. Ostatecznie, pomimo zżerającej mnie ciekawości, zdecydowałam się tego nie robić. To nie była moja sprawa. Zamiast tego postanowiłam oddać się temu, po co w ogóle przyszłam do domu. Poszłam do siebie, nadal trzymając w ręce tego cholernego merlota.

Rozdział 2

Addison

– Addison, kochanie, wstawaj! – Głos matki stojącej pod drzwiami mojego pokoju przebił się przez mgłę i dotarł wprost do mojego zapijaczonego mózgu. – Niedługo wyjeżdżamy z Marcusem na lotnisko i chcemy zjeść jeszcze z wami śniadanie, zanim będziemy musieli ruszać.

– Już wstaję – wychrypiałam w poduszkę.

– Addison! Słyszysz?

– Już wstaję! – wydarłam się, podrywając dupę z łóżka, czego natychmiast pożałowałam. Rozsadzało mi głowę. Nie wiedziałam, dlaczego wydawało mi się, że wypicie całej flaszki wina to dobry pomysł. Bo stało się jasne jak cholera, że takim nie było!

– Dobrze, kochanie. Zejdź zaraz na dół. Marcus i Mason już czekają.

Mason.

Fanta-kurwa-stycznie!

– Okej, mamo, będę za pięć minut.

Poczłapałam powoli do łazienki i nie patrząc w lustro, umyłam szybko twarz i zęby, by pozbyć się tego przeklętego kapcia z mordy, po czym wróciłam do pokoju. Zastanawiałam się przez chwilę, w co się ubrać, ale doszłam do wniosku, że nie miałam sił na przebieranki. Zgarnęłam jedynie z nocnej szafki okulary przeciwsłoneczne i nasunęłam je na nos w nadziei, że przyćmią to cholerne światło dzienne i stłumią nieco mój ból głowy.

I tak oto odziana w męskie bokserki – nie pytajcie, skąd je miałam, bo i tak wam tego nie zdradzę – podkoszulek na ramiączkach i okulary wymaszerowałam ze swojej sypialni, by zjeść śniadanie z moją nową rodzinką.

Grrr.

Powłócząc nogami, weszłam do kuchni, w której zastałam całą trójkę siedzącą przy stole. W chwili, gdy przekroczyłam próg, spojrzały na mnie trzy pary oczu.

Jako pierwsza odezwała się mama, która na mój widok poderwała się z krzesła i w sekundzie znalazła się tuż przede mną.

– Addison, dobrze się czujesz? Okropnie wyglądasz!

– Dzięki, mamo – wymamrotałam.

– Tak, Addison…

Słysząc kpiący głos Masona, natychmiast zesztywniałam.

– …okropnie wyglądasz.

Spojrzałam na niego ponad ramieniem matki i spiorunowałam wzrokiem, czego oczywiście nie mógł zobaczyć przez przyciemniane szkła moich okularów. Eh. Wyminęłam matkę i złapałam się pod boki. Czekałam na to, co jeszcze miał do powiedzenia.

Mason podrapał się po brodzie, jakby w zamyśleniu, i zlustrował mnie wzrokiem, zatrzymując go – zdecydowanie zbyt długo, jak na mój gust – na moim biuście i sterczących sutkach.

Kurwa, było trzeba włożyć chociaż pieprzony stanik!

Chwilę później Mason przeniósł spojrzenie na moją twarz, a jego wargi rozciągnęły się w szyderczym uśmieszku.

– Powiedziałbym, że wyglądasz wręcz jak gówno…

– Mason! – wykrzyknął Marcus, uderzając otwartą dłonią o blat stołu. – Przestań zachowywać się jak dupek i natychmiast przeproś Addison!

Po minie Masona wiedziałam, że zamierza się kłócić. I choć sama miałam ochotę mu dowalić, gdyż jakby nie było, zawsze musiałam mieć ostatnie zdanie, to jednak wiedziałam, że tym razem lepiej się poświęcić i odpuścić. Nasi rodzice niedługo wylatywali na swój miesiąc miodowy i chciałam, żeby dobrze się bawili, zamiast martwić się o to, czy ich dzieciaki przypadkiem się nie pozabijały. Dlatego też postanowiłam poskromić swoje wredne „ja” i załagodzić sytuację.

O matulu, do czego to doszło?!

– W porządku, Marcus. – Machnęłam lekceważąco ręką.

– Żadne w porządku, to…

– Mówię poważnie – przerwałam mu, po czym popatrzyłam na jego syna z wymuszonym uśmiechem. – Touche.

Mason uśmiechnął się zwycięsko, natomiast Marcus przeskakiwał spojrzeniem między naszą dwójką, zapewne zastanawiając się, o co tu u licha chodziło. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że to jakiś żart między nami, czy coś w tym stylu, bo odpuścił.

Zajęłam miejsce przy stole, dopadając do kawy.

– Nic mi nie jest, mamo – zapewniłam matulę, kiedy wciąż patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem. – To tylko zapalanie spojówek – wypaliłam naprędce pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy, i chyba udało mi się ją tym przekonać, bo nieco się rozluźniła i usiadła z nami do stołu.

Wtedy odezwał się Mason.

– Zapalenie spojówek? Naprawdę? – Brzmiał na faktycznie zaskoczonego. Skurczysyn, powinien zostać aktorem. – Więc to nie ma nic wspólnego z tą butelką merlota, którą przemyciłaś wczoraj do domu? – zapytał niewinnie.

Poczułam, jak z wściekłości zaczęła płonąć mi twarz.

– Addison Grey! Upiłaś się?! – zaskrzeczała mama podniesionym głosem.

– Nie! Ja…

– To dlatego zniknęłaś z przyjęcia? – Mama wlepiła we mnie swoje niedowierzające spojrzenie.

– Nie dlatego. I nie upiłam się – odparłam, czyniąc, co w mojej mocy, by zapanować nad moim przeklętym trikiem bawienia się włosami, co nieświadomie robiłam za każdym razem, gdy próbowałam sprzedać komuś jakąś ściemę, i mama dobrze o tym wiedziała. Wykręcając sobie boleśnie palce, ciągnęłam dalej: – Na weselu poznałam taką jedną dziewczynę, Nikki. Na zewnątrz było zbyt gorąco, więc skryłyśmy się w domu. Wypiłyśmy tylko po lampce wina, ale potem rozbolała mnie głowa i poszłam się położyć. Naprawdę mam zapalenie spojówek – wymamrotałam, patrząc na mamę z miną niewiniątka.

– Och! Poznałaś Nikki? Nikki Williams? – Uśmiechnęła się promiennie i już wiedziałam, że kupiła moje kłamstwo.

– Nie wiem, czy Williams, ale na pewno poznałam Nikki. – Zaśmiałam się. – Jeszcze nie doszłyśmy do tego etapu, w którym dzieliłybyśmy się swoimi życiorysami. – Chociaż faktycznie, Mason zwrócił się wtedy do niej Williams. Upiłam solidnego łyka niebiańskiego nektaru, po czym popatrzyłam na Marcusa i mamę z niekłamanym żalem. – Przepraszam, że ulotniłam się z waszego wesela.

Marcus spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem.

– Nic się nie stało, Addison. Słyszałem o twoim zamiłowaniu do tego typu uroczystości. Szczerze mówiąc, jestem pod wrażeniem, że wytrzymałaś aż tak długo. – Zachichotał. – Wiesz, ja też musiałem skryć się na chwilę przed tym skwarem, ale u mnie to już chyba wiek.

Mason prychnął, ale wspaniałomyślnie nic na to nie odpowiedział.

– No właśnie! A ty gdzie wczoraj zniknąłeś, kochanie? – podjęła mama, rzucając mężowi pytające spojrzenie.

– Musiałem odbyć małą, niezwykle miłą pogawędkę z Masonem – odpowiedział jej, ani na chwilę nie odrywając oczu od syna.

– To prawda – potwierdził Mason. – Musieliśmy odbyć rozmowę ojca z synem.

Zerknęłam nerwowo na Masona, spodziewając się burzy z piorunami, ale ku mojemu zaskoczeniu on już pałaszował gofry, porzucając ten temat.

– Cóż. – Matka klasnęła w dłonie, cała w skowronkach. – To cudownie! Bardzo mnie to cieszy! – Następnie skierowała swój blask na mnie.

Dzięki Bogu, że założyłam te przeklęte okulary. W przeciwnym razie istniało wielkie prawdopodobieństwo, że bym od niego oślepła.

– A ty, kochanie, powinnaś pójść do lekarza z tymi oczami…

– Tak zrobię, mamo – obiecałam, siląc się na sztywny uśmiech.

Odpowiedziała mi tym samym, lecz już sekundę później marszczyła brwi.

– Dlaczego nic nie jesz? Masz tu swoje ulubione świeżutkie muffiny z czekoladą.

– To pewnie przez te spojówki straciła apetyt – prychnął Mason.

– Ha, ha. – Spojrzałam na niego spod byka, po raz kolejny uświadamiając sobie, że nie mógł tego zobaczyć, i zacisnęłam usta, gdyż po pierwsze nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć, nie wsypując się przy tym, a po drugie nie chciałam dawać mu żadnej dodatkowej amunicji.

– Mason – odezwał się Marcus, tym samym ratując mój tyłek. – Mam nadzieję, że na czas naszej nieobecności zaopiekujesz się Addison.

– Nie potrzebuję cholernej niańki! – wypaliłam natychmiast.

– Nie jestem cholerną niańką! – wykrzyknął równocześnie ze mną Mason.

Popatrzyliśmy na siebie, marszcząc przy tym brwi.

– Taaa, cóż. – Marcus odchrząknął. – Miałem na myśli… chodziło mi o to…

Przenieśliśmy z Masonem nasze spojrzenia na jego ojca, który przeskakiwał wzrokiem między naszą dwójką. W końcu westchnął.

– Mam nadzieję, że przez ten czas zdążycie się dobrze poznać i się zaprzyjaźnicie – wymamrotał, uśmiechając się z przymusem.

Tak, w twoich snach, Marcus – pomyślałam.

– Oczywiście, że tak się stanie, kochanie! – zapewniła mama. – Przecież teraz wszyscy jesteśmy jedną rodziną – dodała i zwróciła się do mnie: – Prawda, cukiereczku?

– Uhm – wymruczałam tylko i pomimo ściśniętego żołądka sięgnęłam po muffina i wepchnęłam go sobie do ust, by nie musieć na to odpowiadać.

– Mason? – Marcus ponaglił syna.

– Oczywiście, a jakżeby inaczej! Już nie mogę się, kurwa, doczekać, aż zacznę poznawać moją siostrzyczkę!

– Uważaj na jęz… – Marcus zaczął swoją tyradę, ale zamilkł, gdy zaczęłam się dusić.

Cholerny muffin wpadł nie w tę dziurkę, co trzeba!

Moją siostrzyczkę?! Poważnie?

Nie w tym życiu, Hale!

***

– Cukiereczku, uważaj na siebie, dobrze?

– Dobrze, mamo.

– I obiecaj mi, że pójdziesz do lekarza z tymi oczami!

– Obiecuję, mamo. Przestań się już martwić – poprosiłam, wyswobadzając się z jej niedźwiedziego uścisku.

Staliśmy przed posiadłością mojego ojczyma. Poprawka, przed moim nowym domem, który przez następny miesiąc miałam dzielić wyłącznie z cholernym Masonem Hale’em!

– Masz się dobrze bawić ze swoim mężem, a nie myśleć bez przerwy o tym, co się tutaj dzieje.

– Och, Addison. Ja i twoja mama z pewnością będziemy się dobrze bawić. – Marcus mrugnął do niej, a ta oblała się rumieńcem.

Och na Boga! To…

– To obrzydliwe. – Mason dokończył na głos moją myśl, co ani trochę nie było niepokojące.

Ależ skąd, w ogóle.

– Serio, zaraz puszczę pawia – dodał.

– Mason! – zagrzmiał Marcus. – Przeproś…

– Taaa, muszę się z nim zgodzić – weszłam mu w słowo ze skwaszoną miną. – Nie, na serio, to było naprawdę obleśne. Wiecie, są rzeczy, o których dzieci nie chcą, a nawet nie powinny słyszeć od swoich staruszków.

Mama zachichotała, natomiast Marcus wyglądał na cholernie skrępowanego.

– Ale ja wcale nie miałem na myśli nic z tych rzeczy – tłumaczył.

– Aha, jasne – zakpił Mason. – Pewnie myślałeś o waszym wspólnym pływaniu, graniu w bingo albo w szachy – prychnął.

Taaa, jasne…

Mimowolnie zarechotałam.

Teraz twarz Marcusa była równie czerwona, jak jeszcze chwilę temu twarz mojej matki, która w tym momencie postanowiła przyjść na ratunek swojemu mężowi.

– No dobrze, dzieci, dajcie już spokój Marcusowi. – Uśmiechnęła się do niego ciepło i z czułością pogłaskała go po policzku.

Mężczyzna ujął w palce jej dłoń i pocałował jej wnętrze, patrząc na moją matkę z miłością.

Uśmiechnęłam się na ten widok, ciesząc się ich szczęściem.

Stojący za mną Mason odchrząknął.

– I zdecydowanie są też rzeczy, których dzieci nie powinny oglądać!

I tym oto akcentem nasi rodzice zostali ściągnięci z powrotem do rzeczywistości.

– No dobrze, dzieci. Dbajcie o siebie, kiedy nas nie będzie, zgoda?

– Mamo, nie macie czasu, żeby przerabiać to wszystko od nowa! – Złapałam ją za rękę i uśmiechnęłam się do niej szeroko. – Chyba nie chcesz się spóźnić na samolot, co?

Mama zachichotała.

– Tak, masz rację. – Pokręciła głową. – Wiem, że sobie poradzisz, no bo jak nie ty, to kto?

– Dokładnie! Ale hej! – Naszedł mnie pewien pomysł. – Może pojadę z wami na lotnisko?!

Oboje z Marcusem wybuchnęli śmiechem.

– To raczej nie jest dobry pomysł. – Marcus zarechotał.

Nadąsałam się, nic z tego nie rozumiejąc, ale zaraz przypomniałam sobie, w co byłam ubrana i popatrzyłam po sobie. Wymięty podkoszulek, męskie bokserki i bose stopy. Nie chciałam nawet myśleć, jak wyglądała moja twarz i włosy!

– No tak. – Westchnęłam. – To raczej nie jest strój wyjściowy, co?

– Zdecydowanie – odpowiedziała mama ze śmiechem.

– No dobrze, moi drodzy, na nas już czas. – Marcus objął swoją żonę, która szybko wyswobodziła się z jego rąk i po raz kolejny zamknęła mnie w swoim uścisku.

– Będę tęskniła, cukiereczku – wyszeptała mi do ucha.

– Ja też, mamo.

Następnie przyszła pora na Marcusa.

– Pilnuj mojego syna, dobrze?

Odchyliłam głowę do tyłu, by spojrzeć na ojczyma, i dostrzegłam w jego oczach smutek, który starał się zatuszować słabym uśmiechem.

– Tak, mhm, dobrze.

– Mason!

Odsunęłam się od Marcusa akurat w chwili, gdy matka przytuliła chłopaka. Mason cały zesztywniał, nie odwzajemniając jej uścisku, jednak ona wydawała się w ogóle tego nie zauważać.

Chwilę później oboje z Marcusem siedzieli już w samochodzie, podczas gdy ja z Masonem staliśmy przed domem.

– Bawcie się dobrze! – krzyknęłam za nimi i machałam im do momentu, aż samochód zniknął za bramą. Czułam na sobie uporczywy wzrok Masona, jednak nie miałam ochoty na konfrontację z nim. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Obróciłam się na pięcie i weszłam do domu. W momencie gdy znalazłam się już w środku, pierwsze, co udało mi się zarejestrować, to huk zamykających się za mną drzwi. Podskoczyłam zaskoczona. Zanim zdążyłam się odwrócić, by sprawdzić, co się właściwie stało, zostałam przyszpilona do twardego drewna. Wysoka postać Masona górowała nade mną, a jego ręka zacisnęła się na moim gardle, skutecznie przytrzymując mnie w miejscu. Nie na tyle mocno, by mnie przydusić, ale wystarczająco, by mnie unieruchomić.

Chłopak przysunął twarz do mojej tak blisko, że niemal stykaliśmy się nosami, zaś wolną ręką ściągnął mi okulary i bezceremonialnie rzucił je na podłogę.

Poczułam na wargach jego oddech. Powoli uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Nienawiść i pogarda, które w nich ujrzałam, sprawiły, że zadrżałam pod chwilowym przypływem strachu. Szybko jednak wzięłam się w garść i odwzajemniłam nieprzyjemne spojrzenie.

– Czego? – warknęłam.

Mason przyglądał mi się przez chwilę, która wydawała się trwać całą wieczność, po czym odezwał się groźnym tonem:

– Nie wchodź mi w drogę, cukiereczku. – Przysunął bliżej twarz, na której malował się złośliwy uśmieszek. – Albo jeszcze lepiej, dla swojego dobra schodź mi z drogi, ilekroć na mnie wpadniesz. Zrozumiano?

– Słucham? Co to ma znaczyć? – pisnęłam głosem o trzy oktawy wyższym, przez co miałam ochotę skopać sobie zadek.

– Dokładnie to, co powiedziałem. – Uwolnił mnie ze swojego uścisku i cofnął się o krok. – Jeśli jesteś wystarczająco mądra, zrobisz tak, jak każę. Nie zadzieraj ze mną, kruszynko. – Nachylił się do mnie i ponownie złapał mnie za szyję. – Inaczej zamienię twoje życie w jeszcze gorsze piekło.

– Jeszcze gorsze? – wydusiłam. Za cholerę nie wiedziałam, co mógł mieć na myśli.

– Tak, jeszcze gorsze – przytaknął, po czym puścił mnie i się odsunął. – Jeszcze gorsze od tego, które i tak chcąc nie chcąc ci zgotuję. – Obrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą i skołowaną przy drzwiach.

Wyglądało na to, że jeśli chodziło o Masona, tu kończy się poznawanie „siostrzyczki”. Ale niech mnie szlag, jeśli dam mu się zastraszyć. Musiałam dowiedzieć się czegoś więcej o Masonie Hale’u, by uzbroić się w amunicję, którą będę mogła wykorzystać przeciw niemu, w przeciwnym razie miałam przesrane. Wiedziałam, że Mason nie żartował, a ta nienawiść, którą ujrzałam w jego oczach, była autentyczna, chociaż za cholerę nie rozumiałam, skąd się brała.

Znałam tylko jedną osobę, która mogła pomóc mi dowiedzieć się czegoś o tym chłopaku.

– Muszę zadzwonić do Nikki – wymamrotałam, patrząc w ślad za znikającym na piętrze moim nowym bratem.

Rozdział 3

Addison

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20

Pozwól mi spłonąć

ISBN: 978-83-8313-341-6

© Katarzyna Piątek i Wydawnictwo Novae Res 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Joanna Rychter

Korekta: MAQ PROJECTS

Okładka: Patrycja Kubas

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek